Szymon Wróbel
Efekt interpretacji
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (135), 22-33
2012
22
Efekt interpelacji
Problem
W drugiej dekadzie X XI w ieku, w stw ierdzeniu, że po d m io t jest efektem gier władzy, użycia persw azyjnych form językowych, zabiegów ideologicznych, in te r nalizacji stosunków d om inacji etc., n ie m a już nic zaskakującego. Jesteśm y dość zblazow ani, aby przyjąć ta k ą now inę z godnością i bez zm ru żen ia oka. Teoria a p a ratów ideologicznych L ouisa A lthussera, archeologia w iedzy M ichela F o u cau lta, a potem ro zp len ien ie się pasożytniczych te o rii d y skursu we w szystkich jej o d m ia n ach - tej ściśle politycznej w u jęciu ro zu m u populistycznego E rn esto L ac lau a1 i tej b ardziej kognityw istycznej, tj. krytycznej analizy dyskursu, w u jęciu Teuna A drian u sa van D ijk a 2, pozw ala n am dziś pojm ow ać po d m io t jako zaledw ie pozy cję lu b zbiór pozycji zajętych w sieci dyskursyw nej. M ów im y sobie: „Tak, owszem, jesteśm y zaledw ie i tylko m iejscem lub zbiorem m iejsc w złożonej i w ielokrotnie nas przekraczającej sieci relacji znaczeń i relacji sił” . W ięcej, bylibyśm y pew nie b ardziej zdziw ieni, gdyby k om uś przyszło do głowy podważyć tę oficjalną d oktry nę, której jaw ną in te n cją jest zam azanie rozró żn ien ia na działanie i m ów ienie, w iedzę o świecie (encyklopedię) oraz w iedzę o języku (leksykon), w reszcie za m a zanie dystynkcji, kiedyś świętej, tj. k o m p eten cji i w ykonania, oraz - w rezultacie - te o rii k om petencji, czyli idealnego m ów cy/słuchacza oraz teo rii w ykonania, czyli ograniczonego i n ie jed n o ro d n eg o językowo, zdeform ow anego, sp o n tan iczn eg o , jąkającego się wykonawcy. W te o rii dyskursu zam azana została też różnica p o m ię 1 E. Laclau Dyskurs, w: Przewodnik po współczesnej filozofii politycznej, red. R. Goodin,
P. Pettit, przeł. C. C ieśliński, M. Poręba, Książka i W iedza, W arszawa 1998, s. 555-563. 2 T.A. van D ijk Society and Discourse. How Social Contexts Control Text and Talk,
dzy poznaw czym a perform atyw nym użyciem mowy, ta k że w rezu ltacie nigdy nie m am y pew ności, czy ktoś do nas m ów i z potrzebą poinform ow ania nas o czymś, czy też zwraca się do nas z wolą zainfekow ania nas swoją m niej lub bardziej m roczną ideologią, a zatem w celach persw azyjnych.
O ficjalna doktryna - w u jęciu k anonicznym Louisa A lthussera - wygląda n a stęp u jąco 3. P rzyjm uje się, że kategoria p o d m io tu jest podstaw ow ą kategorią k aż dej ideologii. N ie elim inuje się zatem tej kategorii, a jedynie się ją funkcjonalizuje. F un k cją ideologii lub d yskursu jest bow iem przek ształcan ie biologicznych jedno stek w podm ioty. T ransform acja naszych biologicznych ciał w ciała m ówiące, to główne zad an ie socjalizacyjne form acji dyskursyw nych. F un k cją podm iotow ości jest n ato m ia st zdolność do odpow iedzi na ideologiczną/dyskursyw ną in te rp e la cję. K toś, kto nie byłby zdolny w trak cie swojego procesu socjalizacyjnego do re akcji na jakikolw iek sygnał interpelacyjny, ideologiczne zainfekow anie, bodziec wzywający go do stania się kim ś więcej niż ciało, byłby p o d m io tem niew rażliw ym i w tym sensie nie byłby w ogóle podm iotem . W każdym razie jego podm iotow ość byłaby podm iotow ością zagrożoną. Co taka k o n stru k cja m yślowa jed n ak oznacza? Jakie niesie w raz z sobą im plikacje? N o cóż, oznacza ona, że każda ideologia/dys k u rs in te rp elu je jednostki, aby stały się k o n k retn y m i podm iotam i. Ideolo g ia/d y s k urs działa lub funkcjonuje w te n sposób, że rek ru tu je podm ioty spośród jednostek/ organizm ów , albo przekształca jed n o stk i/o rg a n izm y w podm ioty, poprzez op era cję, k tórą nazw aliśm y interpelacją. E fekt in te rp e la c ji to zatem efekt podw ojenia: z sytuacji bycia ciałem jednostka staje się ciałem oraz ideą ciała, jak by zapew ne pow iedział B enedykt Spinoza.
W ieloznaczności
Cała tajem nica operacji interpelacyjnej opiera się zatem na dw uznaczności te r m in u „podm iot” oraz wieloznaczności te rm in u „interpelacja” . Zacznijm y od sem an tyki słowa „podm iot” . D wuznaczność tego słowa czai się w zasadzie w większości języków, gdzie sujet,subject oznacza zarówno podm iot, jak i przedm iot. W powszech nie akceptow anym znaczeniu przez podm iot rozum ie się w olną subiektywność, tj. cen tru m działania, autora odpow iedzialnego za swoje czyny, subiektyw ną tożsam ość trw ającą w czasie. P odm iot jed n ak to także byt ujarzm iony, p odporządkow any wyższem u autorytetow i, podm iot praw a, a zatem byt pozbaw iony wolności, z w yjąt kiem wolnego zaakceptow ania swej podległości, w tym również swej podległości językowej. Ta ostatnia uwaga oddaje sens tej dw uznaczności, która odbija tylko wy tw orzony przez siebie rezultat: jednostka jest interpelow ana do stania się podm io tem po to, aby on/ona (podm iot) podporządkow ał się dobrow olnie dyrektyw om ideologii/dyskursu, a zatem po to, aby dobrowolnie zaakceptował swoje upodm io
L. A lth u sse r Ideologie i aparaty ideologiczne państwa, przeł. A. Staroń, S tudenckie Kolo Filozofii M arksistow skiej (U niw ersytet W arszaw ski), W arszaw a 2006.
2
4
tow ienie i w rezultacie dokonał całkiem sam aktu swego ujarzm ienia. W ażne w tym rozum ow aniu jest to, abyśm y poczuli, że autonom ia i heteronom ia, podmiotowość i podporządkow anie, w ew nątrzsterow ność i zew nątrzsterow ność nie są sobie prze ciwstawne, ale wyłaniają się właśnie w tym sam ym akcie podwojenia interpelacyjnego. Z atrzym ajm y się jeszcze przez chw ilę n ad znaczeniem słowa „ in terp elac ja” . A lth u sser posługuje się te rm in e m interpeller, które posiada w języku fran cu sk im k ilka znaczeń. Po pierw sze oznacza on - zwracać się do kogoś z żąd an iem czegoś, np. okazania p aszp o rtu lub zw rotu pożyczki. Po drugie oznacza to słowo „wypyty w anie o tożsam ość”, tak jak to jest w p rzy p ad k u za trzym ania naszego sam ochodu przez policję lu b prośby o ujaw nienie im ienia i nazw iska po w yw ołaniu do tablicy, do odpow iedzi, w szkole. Po trzecie oznacza ono „w zbudzać w kim ś echo”, a za tem w pew nym sensie podw ajać, w ytwarzać w spom nienie, tj. ślad pam ięciow y pew nego ważnego zdarzenia, oczekiw ania lub żądania. W reszcie słowo „in terp elac ja” oznacza form ę kontro li, np. p arla m e n ta rn e j, która polega na w ystosow aniu przez określony p odm iot (np. posła) pisem nego p ytania kw estionującego jakieś działa nie, ustaw ę lub naw et całą politykę. W arto też p am iętać, że in terp elacja, zgodnie ze swym łaciń sk im pierw ow zorem - interpellatio - oznacza przerw anie i przeszka dzanie, a n ie trw anie i kontynuow anie. Tw ierdzę, że dw uznaczność słowa „ in te r p elac ja” - odsyłająca nas do pew nego w ym ogu staw ianego podm iotow i, ale też do ro d za ju oporu staw ianego przez po d m io t - przetrw ała w dw uznaczności samej k o n stru k cji podm iotow ości, k tóra m a ch a rak te r subw ersyjny, wywrotowy, a n a r chistyczny, ale też i ujarzm iający, norm atyw ny i norm alizujący.
B analizując nieco spraw ę, pow iedziałbym , że in te rp ela cja dla A lthussera jest p rak ty k ą podporządkow aną określonem u rytuałow i i najw łaściw szym p rzek ład em tego słowa na polski byłoby słowo „re k ru ta c ja ” . Szkoły re k ru tu ją uczniów, arm ie r e k ru tu ją żołnierzy, p a rtie re k ru tu ją swych członków, religie w iernych, szpitale chorych, urzędy skarbow e podatników , uniw ersytety studentów , państw a obywa teli, a w szystkie one robią to za spraw ą ak tu in terp elacji, k tó ry odw ołuje się do z bioru p rak ty k b ehaw ioralnych i językowych, nazyw anych tu d y sk u rsem /id e o lo gią. Jak to się jed n ak dzieje? Jak to m ożliw e, aby insty tu cje za pom ocą sam ych rytuałów wzywały nas do n ad a n ia sobie pewnej w ersji podm iotow ości?
O tóż w akcie in te rp e la c ji poten cjaln e po d m io ty są rekrutow ane, tj. zapraszane do identyfikacji z pew ną ideologią/dyskursem , pew nym sposobem m ów ienia i m yś lenia, z pew nym zbiorem zachow ań w erbalnych i pozaw erbalnych. To dzięki p ro cesowi identyfikacji w łaśnie nadaw ane są n am określone tożsam ości, dzięki którym m ożem y p ow iedzieć - „jesteśm y k o b ie ta m i”, „jesteśm y b e lfra m i”, „jesteśm y ch rz eśc ija n am i”, „jesteśm y lew icow cam i”, „jesteśm y k onserw atystam i”, „jesteśm y a n g lista m i”, „jesteśm y słuchaczam i R adia M a ry ja”, „jesteśm y b ezro b o tn y m i”, „je steśm y środow iskiem K rytyki P olitycznej” etc. U dana in terp elacja to taka in te r pelacja, któ ra zm usza p o dm iot do decyzji identyfikacyjnej, a zatem in terpelacja, która wymusza na podm iocie rodzaj zakochania się w obiekcie ideologicznym , który m a stać się w spólnym obiektem satysfakcji lub - jak by zapew ne pow iedział Slavoj Z iżek - w spólnym obiektem rozkoszy. W naszych p rzykładach ta k im i w spólnym i
o b iektam i rokoszy będą: „K rytyka P o lityczna”, „R adio M a ry ja”, „język an g ielsk i”, „konserw atyzm ”, „idee lewicowe”, „nauczanie C hrystusa i Św. Paw ła”, „rola n a uczyciela”, „rola ko b iety ” . Tak z pew nością proces te n zinterp reto w ałb y także Sig m u n d F re u d , k tó ry w akcie in te rp e la c ji dostrzegłby n ie tylko id en ty fik ację ze w spólnym Ja-Idealnym , ale także zachętę do u ru ch o m ien ia horyzontalnego ła ń c u cha afektyw nego m iędzy członkam i danej gru p y rozstrzygającego o jej trw ałości. Słynny tekst F reuda na te m at arm ii i kościoła zatytułow any Psychologia zbiorowo
ści i analiza ego niesie z sobą takie w łaśnie im p lik ac je4.
P od su m u jm y tę część rozw ażań. O kazuje się nad e wszystko, że p odm iot działa o tyle, o ile jest w praw iany w ru c h przez n astęp u jący system: ideologia istniejąca w aparacie ideologicznym (instytucjach), narzuca m a teria ln e i językowe p rak ty k i regulow ane przez m a teria ln e i językowe rytuały, któ re to p rak ty k i istn ieją w dzia ła n iac h i decyzjach p o d m io tu funkcjonującego zgodnie ze swoją całą św iadom o ścią i swoim system em przekonań. Co to jed n ak oznacza? Z pew ną m elancholią w yznałbym , że całość m ożna streścić w trzech prostych tezach: (1) P raktyka, tj. nasze rytu ały m ów ienia i d ziałania, począwszy od pozdrow ień, a skończywszy na w iecach politycznych i w ykładach, istnieje tylko d z i ę k i i w id e o lo g ii/d y sk u r sie; (2) Ideo lo g ia/d y sk u rs istn ieje jed n ak tylko d z i ę k i p odm iotom i d l a po d m iotów ; (3) P odm ioty stają się jed n ak k o n k retn y m i p o d m io tam i tylko d z i ę k i in te rp e la c ji i w id eo lo g ii/d y sk u rsu . W rez u ltac ie te trzy pojęcia: id eologie/dys kursy, p rak ty k i/ry tu ały , org an izm y /p o d m io ty są ze sobą splecione do tego sto p nia, że w zajem nie się w aru n k u ją , u zasad n iają i uru ch am iają.
In n y m i słowy - wszyscy jesteśm y od zawsze p o d m io tam i i jako po d m io ty bez przerw y p ra k ty k u je m y ry tu a ły ro zp o z n an ia ideologicznego, gw aran tu jące n am w p ełn i bycie konkretn y m i, niepow tarzalnym i indyw iduam i. M ów ienie, któ rem u się obecnie oddaję i wasze słuchanie, D rodzy Słuchacze, także są w tym sposobie m yślenia ry tu ałam i rozpoznania ideologicznego, w łącznie z „oczyw istością”, z ja ką m oże się w am n arzucić „praw da” lub „fałsz” m oich słów. R ozpoznanie, że je steśm y p o d m io tam i i że fu n k cjo n u jem y w n ajb ard ziej podstaw ow ych ry tu ałach życia codziennego, składających się z ta k ich drobnych uczynków jak uścisk dłoni, fakt nazw ania kogoś po im ien iu , fakt wiedzy, że „posiadacie” im ię, naw et jeżeli go nie znam , oczywiście to rozpoznanie daje n am „św iadom ość” naszej n iep rzerw a nej p rak ty k i dyskursyw nej, ale nie um ożliw ia n am wcale pozn an ia m ech an izm u jej działania.
Oczywiście w tej chw ili m artw i nas pew ien paradoks, k tó ry z łatw ością rozpo znajem y jako oczywistą sprzeczność d o ktrynalną. Jak to m ożliw e - zastanaw iam y się słusznie - że ideologia pow ołuje (rekrutuje) do życia podm ioty, które już od urodzenia są podm iotam i? P ow iadam zatem dwie rzeczy na pozór sprzeczne. Po w iadam , że po d m io t istn ieje od zawsze i że p o d m io tam i stajem y się na skutek ak tu in terp elacji. W rezu ltacie zadajem y sobie pytanie: dlaczego ta k b ardzo b łą
S. F re u d Psychologia zbiorowości i analiza ego, przeł. J. P rokopiuk, w: tegoż Poza
2
6
dzimy? Oczywiście te n paradoks, m ożna by rozw iązać odw ołując się do k ategorii bycia poten cjaln y m p o d m io tem lub k an d y d a te m na podm iot, rek ru tem , którym jesteśm y po urodzeniu. P odm iotem w sensie ścisłym staw alibyśm y się po in te rp e lacji, ale p o te n cja ln a podm iotow ość daw ałaby n am narzędzia, siłę i m in im aln e oprzyrządow anie niezb ęd n e do tego, aby na te n akt odpow iedzieć.
T w ierdzę jednak coś bard ziej dw uznacznego, m ianow icie, że nie trzeba wcale odwoływać się do kateg o rii p o d m io tu potencjalnego, aby te n p aradoks wyjaśnić. W ięcej, tw ierdzę, że jednostka jest już zawsze podm iotem , naw et p rze d swoim i n aro d z in am i. To, że je d n o stk i zawsze są „a b strak c y jn e” w sto su n k u do innych podm iotów , pokazał znakom icie F reu d , w skazując po p ro stu dyskursyw ne rytuały otaczające oczekiwanie „narodzin”, tego - jak pow iadam y p rzed naro d zin am i dziec ka - „najszczęśliw szego w ydarzenia w życiu”. K ażdy ojciec i m atka wie, jak jest oczekiw ane m ające się narodzić dziecko. M ówiąc b ardziej prozaicznie, pozosta w iając na b o k u „uczucia”, to znaczy form y ideologii ro d zin n e j, przy jm u je się p o w szechnie, że dziecko będzie nosiło nazw isko swego Ojca lub M atk i, będzie więc posiadało tożsam ość i będzie niepow tarzalne. A zatem jeszcze p rze d swoim n a ro dzeniem dziecko jest już p odm iotem , p rzeznaczonym do bycia w specyficznej k o n figuracji rodzinnej i p o p r z e z tę konfigurację, w której jest „oczekiw ane” od m o m e n tu poczęcia. B ezużyteczne jest m ów ienie, że ta konfiguracja ro d zin n a jest w swej u n ik aln o ści m ocno u stru k tu ralizo w an a , i że w tej m niej lub b ardziej „zde te rm in o w an ej” stru k tu rz e przyszły po d m io t pow inien znaleźć „swoje” m iejsce, to znaczy „stać się” p o d m io tem o określonej pozycji. M ówiąc w prost: pozycja p o d m iotow a i efekt in te rp ela cji oczekują na nasze nadejście p rze d naszym poczęciem . To naw et zabaw ne odkrycie: jesteśm y po d m io tam i, zan im staniem y się org an i zm am i, tj. zanim zasiedlim y ziem ię. M om ent n a ro d z in to jedynie m om ent zasied le n ia p rzez ciało pew nej ab strak cy jn ej pozycji przygotow anej dla niego przez dyskurs.
Pozycje p o d m io to w e
S prow adzenie, tj. zredukow anie naszej podm iotow ości do pozycji p o d m io to w ych obarczone jest jed n ak pew ną niejasnością. Z apytacie się bow iem zapew ne: czym są owe pozycje podm iotow e? Jak są one stru k tu ralizo w an e i kto m a moc reg lam en tacji owych pozycji? N ie m a tu jasnych odpow iedzi. Przez długi czas n a sze m yślenie o pozycjach podm iotow ych było w dużym sto p n iu uw ięzione przez typologię Jacques’a L acana p rzew idującą zasadniczo cztery pozycje. M am y zatem dyskurs histeryczny, k tó ry jest dyskursem nieum iarkow anego p rag n ie n ia; dyskurs uniw ersytecki, k tó ry jest dyskursem anonim ow ej i bezosobowej praw dy; dyskurs m istrza, k tó ry jest dyskursem jednostkow ej praw dy w ew nętrznego dośw iadcze nia; no i wreszcie, wielce problem atyczny, dyskurs analityczny, który jest ro d za jem dyskursu detektyw istycznego pozwalającego p rzeniknąć m owę nieświadom ości. N asz wybór pozycji podm iotow ych jest zatem zwężony w tym rejestrze do by cia: (1) mową h isteryka rozryw anego n a d m ia re m p rag n ie ń i opow iadającego tylko
0 swych roszczeniach; (2) m ow ą m istrza, k tó ry z pozycji u zu rp a to ra uw odzi oto czenie swoją ta jem n icą i o tchłanną, niezgłębioną w iedzą; (3) m ową belfra, który niczego od siebie nie m ówi, a jedynie cytuje prawdy, będące składow ą naszej po- nadjednostkow ej, tran sp a ren tn e j i in te rp erso n aln e j wiedzy; i w reszcie (4) mową analityka, k tóry niczym p o ru cz n ik C olum bo lub ksiądz M ateusz pom aga ludziom zrozum ieć, gdzie są i czym są, by doprow adzić ich do w yznania swej grzeszności lub po p ro stu publicznego obw ieszczenia swej winy, by ta k pojednać ich z „ich / sw oją” praw dą. B anałem stało się jed n ak stw ierdzenie, że żyjem y w epoce dom i n ac ji d y sk u rsu uniw ersyteckiego, k tó ry stał się d yskursem p aradygm atycznym 1 skazał nas na całkow itą anonim ow ość i przekleństw o zaim ka „się”. N ik t n ie mówi już swoim głosem , za to ch ętn ie m ów im y odw ołując się do głosów od nas m ocno oddalonych w czasie lu b p rzestrzeni. W ięcej: takiej mowy się od nas oczekuje i ta ką mowę uznaje się za wzorcową. M yślę, że nie będzie z m ojej strony n a d m iern ą nonszalancją, jeśli p o tra k tu ję dyskurs uniw ersytecki - odw ołując się do naszych w cześniejszych rozpoznań - jako dyskurs, który m ożna by nazwać dyskursem w peł n i zinterpelow anym . Chcę przez to pow iedzieć, że dyskurs uniw ersytecki jest n a j znakom itszym i czystym efektem procesu interpelacji.
Tu też dochodzim y do istoty m ojego dzisiejszego w ystąpienia. N ie m am za m ia ru specjalnie polemizować z teorią aparatów ideologicznych/dyskursu lub z teo rią pozycji dyskursyw nych L acana, które - jak pow iadam - u rasta ją dziś do m iana oficjalnej doktryny. U w ażam w istocie, że nie m am y obecnie na ry n k u idei alte r natyw nego podejścia, które rów nie konsekw entnie opow iedziałoby nam , jak do chodzi do pow stania tożsam ości i w yklucia się podm iotow ości z arm ii k andydatów na podm iotow ość, tj. lu d z k ich organizm ów . M am jed n ak zam iar, na koniec, zasta nowić się n a d tym , jakie są ograniczenia tej d o k tryny i jakie są m iejsca oporu wobec tej p ięk n ie zorganizow anej całości dyskursyw nej. Jak pow iedzieliśm y, a n a lizując sem antykę słowa „p o d m io t”, p odm iot to n ie tylko efekt u ja rz m ie n ia zdol n y do u z n a n ia swej p o d le g ło śc i w obec praw a, id e o lo g ii i języka, ale rów nież subw ersyjna moc, opór, k tóry wytwarza m ożliwość pęknięcia stru k tu ry w n a jb a r dziej nieoczekiw anych okolicznościach.
W schem acie aparatów ideologicznych i form acji dyskursyw nych nad e wszyst ko pow iada się, że ideologiczne p rzedstaw ienie ideologii sam o jest zm uszone do rozpoznania, że każdy obdarzony św iadom ością po d m io t w ierzący w idee pow i n ie n w pisać w akty p rak ty k i m a teria ln ej i językowej swoje w łasne idee wolnego p odm iotu. Jeżeli ta k n ie robi, „to nie jest dobrze” . Jest wtedy, jak to wcześniej określiłem , p o d m io tem zagrożonym . Praw dę m ówiąc, jeżeli nie robi tego, co p o w inien, zgodnie z tym , w co wierzy, to daje do zrozum ienia, że w głowie m a idee o dm ienne od głoszonych, i że działa zgodnie z tym i in n y m i ideam i, jako człowiek bąd ź „n iek o n sek w en tn y ”, b ąd ź złośliwy, bąd ź cyniczny, bąd ź przew rotny, bądź w reszcie apatyczny. Otóż ta teza b u d z i m oje pow ażne w ątpliw ości. M ówiąc w prost, uw ażam , że należałoby przyjrzeć się owym podm io to m n iezdolnym do odpow ie dzi na w ezw anie interp elacy jn e, n iezdolnym do bycia w ideologii, podm io to m n ie w rażliw ym na dyskurs, czyli p om iotom opornym wobec w p ełn i zitnerpelow anego
27
2
8
d yskursu akadem ickiego. W najb ard ziej dalekosiężnym oczekiw aniu uw ażam , że należałoby stworzyć coś na kształt psychopatologii d y skursu i ideologii życia co dziennego.
Interpelacja i ekscytacja
Być m oże zarys takiej psychopatologii d yskursu i ideologii życia codziennego został już stw orzony przez E rica S antnera w książce On the Psychotheology o f Every
day Life. S an tn er w ychodzi od hipotezy, że wyjątkowość p ara d y g m atu biopolitycz-
nego, który w yznacza sposób m yślenia o w ładzy i u rząd zen iach w ytw arzających podporządkow anie w świecie w spółczesnym polega na tym , że ów paradygm at czyni zbytecznym proces subiektyw izacji, tj. proces interpelacji. W pew nym sensie w p a radygm acie biopolitycznym sam kod tw orzy tożsam ości pozbaw ione b y tu osobo wego. N a przy k ład m aszyna optyczna obsługująca ap arat bad ający linie p ap ilarn e naszych dło n i lub d etek to r rozpoznający naszą tożsam ość w reak cji na skan sia t ków ki oka dokonuje w yłącznie ak tu id entyfikacji, k tó rem u treść kodu jest obojęt n a 5. S a n tn e r w swojej książce sta ra się p o k az ać , jak w ygląda logika w y jątk u przeżyw ana przez p o d d an ą jej jednostkow ość, jak działa in te rp ela cja poza in te r pelacją.
P roblem z te o rią A lthussera polega na tym , że naw et jeśli stara się ona mówić o podm iotow ej stronie biopolitycznego reżym u, nie jest w stanie zejść do pozio m u psychopatologii, pokazać, jak stru k tu ra w yjątku odciska się na jednostkow ych afektach. W edług S antnera b iopolityka stanow i rodzaj „m etafizycznego uw iedze n ia ”6 i aby zrozum ieć jej działanie, należy odwołać się do „ogólnej teo rii uw iedze n ia ” . M echanizm uw iedzenia staje się skuteczny dzięki użyciu przez dorosłych wobec dziecka „enigm atycznych znaczących” (signifiant énigmatique), któ re wywo łu ją w podm iocie trau m ę. Jak zauw aża S antner, „trau m a staje się m ożliw a, gdy n a d m ia r w ezwania [too much o f adress] trw a p o n ad tym , co m oże zostać przełożone na w ezwanie do pracy, zad an ie do w ykonania, coś, co m ożem y zro b ić”7. N ad m iar w ezwania, czy n ad m iar rek ru tac ji, to zatem sytuacja, w której po d m io t nie może skonsum ow ać n a d m ia ru kom unikatów . Ideologia w tej sytuacji staje się zbiorem zbyt nach aln y ch pokus, zbyt rozlew nym , zbyt natarczyw ym i intensyw nym zbio rem w ezwań, by po d m io t m ógł w szystkie te zachęty i w ezwania p rzerobić na pracę ro zu m ian ą tu jako racjo n aln ą, znorm alizow aną, u jarzm io n ą odpow iedź na in te r pelację. E nigm atyczne znaczące przyciąga uwagę p odm iotu, tj. sugeruje ru c h ozna c z an ia, ale n ie p re z e n tu je ża d n ej treśc i, n ie ujaw n ia swojego zn a cz en ia. Jest ro dzajem atra k to ra, k tó ry w iąże naszą ekscytację, jest ro dzajem ob iek tu wyzwala 5 G. A gam ben Tożsamość bez osoby, w: tegoż Nagość, przeł. K. Ż aboklicki, W ydaw nictw o
WAB, W arszaw a 2010, s. 56-66.
6 E.L. S a n tn e r On the Psychotheology o f Everyday Life. Reflections on Freud and Rosenzweig, U niv ersity o f C hicago Press, C hicago 2001, s. 48.
jącego w nas kateksję (Besetzung), tj. inw estycję energetyczną, jest w reszcie pew nego rod zaju k o m u n ik a te m w stępnym , którego nie p rzen ik a żadna czytelna treść. Być m oże enigm atyczne znaczące działa ta k jak incipit (incipere - zaczynać) - for m uła um ieszczana często na początku rękopisów, która zaw iera im ię autora i ty tu ł dzieła. Ta form uła pociąga za sobą całe dzieło i często zaczyna się w łaśnie od sa m ego słowa incipit. Gest oznaczania nie zostaje tu jed n ak przełożony na zro z u m ia ły k o m u n ik at. „D ok ład n ie rzecz ujm ując, dodaje Santner, trau m a pow staje, gdy tak a «resztka» przyspiesza za ła m an ie sam ej operacji p rze k ład u , pozostaw iając um ysł pogrążony w ekscytacji”8. Ekscytacja to stan p o z a l ub p r z e d in te rp e lacją. Ekscytacja to p rzed m io t oporu wobec interpelacji.
W te n sposób w yłania się p odm iot, którego przypadłości b ad a ł S igm und F re u d i któ ry m i zajm uje się psychoanaliza. P rzenika go „dziw na form a ożywienia [ani
mation], quasi-m echaniczne p arc ie” podtrzym yw ane tam , gdzie zachodzi w yparcie
albo tam , gdzie suw erenność krzyżuje się z życiem , form ułując wobec niego bez w zględne, choć niem ożliw e do sp ełnienia w ym agania, chw ytając go w te n sposób w logikę w yjątku, który stał się regułą. S antner w ykorzystuje w swojej książce ważne ro zróżnienie m iędzy „znaczącym coś” i „znaczącym dla kogoś”. Z naczące w pew nych sytuacjach m oże stracić pierw szą funkcję nie tracąc drugiej, m oże zostać od znaczone (désignifié), u trac ić to, co znaczy, stracić naw et w szelkie m ożliw e do przy p isan ia m u znaczenie, nie tracąc jed n ak tym sam ym swojej zdolności do z n a c z e n i a d l a (signifier à). W ówczas znaczące staje się zadaną rodzącem u się p o d m iotow i zagadką, p u sty m zn a k ie m skierow anym w jego stronę. Znaczące staje się rebusem . Ta sytuacja em isji enigm atycznych znaczących, rebusów, w praw ia p o d m iot w stan „nadm iernej ekscytacji” (surplusexcitation)9, chorobliw ej ciekawości, ale także n ieu stan n eg o lęku o w łasny statu s, legitym ację swojej pozycji w obrębie języka władzy. P odm iot in te rp ela cji reaguje na w ezw anie ideologii w łaśnie d la te go, że nie wie dok ład n ie, co ono znaczy, co znaczy dla niego; w ładza ideologii polega m iędzy innym i na m ocy zajm ow ania pozycji re p rez en ta n ta owej enigm a tycznej sfery em isji znaczących pozbaw ionych treści, a jednocześnie obow iązują cych niczym najsurow sze prawo. P roblem w tym , że n ad m iar ekscytacji, n ad m iar ideologicznego uw iedzenia, tj. p rzekroczenie pewnego progu n iezdeterm inow a- nia i niejednoznaczności, sk u tk u je w te n sposób, że znaczące trac i funkcję ozna czania czegoś, choć stale posiada fu nkcję znaczenia dla kogoś, w yłania się w p ełn i enigm atyczne znaczące, a w raz z n im - p odm iot niezinterpelow any.
Podm iot nieziterpelow any
Próbując wskazać i ustru k tu ralizo w ać swoją w łasną pozycję, pow iedziałbym , że m oją głów ną tezą jest tw ierdzenie, że efekt in te rp ela cji n igdy nie jest pełen, p o dm iot n igdy nie kończy procesu dom knięcia swojej decyzji identyfikacyjnej.
8 Tamże.
30
W ięcej, tw ierdzę, że zakończenie tego procesu, byłoby dla naszej podm iotow ości w łaśnie zagrażające i zgubne. F akt, że efekt in te rp ela cji n igdy nie jest zakończo ny, n igdy nie jest dom knięty, um ożliw ia n am zachow anie dystansu do w yznaczo n y ch p rz e z d y sk u rs p o zy c ji p o d m io to w y c h oraz fu n k c jo n o w a n ie w b a rd z ie j elastycznych ram ach. O dw racam zatem teorię aparatów ideologicznych A lthussera do góry nogam i. P atologią byłoby - z m ojego p u n k tu w idzenia - zakończenie p ro cesu interpelacji. Taki w p ełn i zinterpelow any po d m io t byłby czystym p o d m io tem ideologii, kiedyś nazyw any „osobowością a u to ry ta rn ą ” . Przy czym obecnie byłaby to osobowość au to ry tarn a bez cech autory tarn y ch , autorytarność bezsze lestna, pozbaw iona tarć - ak sam itn a osobowość cichego dyktatora. N iedokończe nie procesu in te rp ela cji jest w łaśnie oczekiw aną przeze m nie w artością i jedyną nadzieją. P arafrazując swoją w cześniejszą myśl, pow iedziałbym , że p odm iot nie pow in ien w pisyw ać w akty m a teria ln ej i językowej p ra k ty k i swoje w łasne idee wolnego p odm iotu. A jeżeli ta k robi, „to n ie jest do b rze” .
W rezu ltacie pow iadam , że n arzęd ziem m yślowym pozw alającym zapanow ać podm iotow o n a d d y skursem /ideologią nie jest an i stru k tu ra , tj. m atryca reguł i za sad oznajm iających, co wolno, a czego nie w olno podm iotow i m ów iącem u, nie jest to także zdarzenie, któ re zm ierza do przekroczenia zastanych zasad w akcie m niej lub b ardziej udanej tran sg resji, ale tym n arzęd ziem jest n ie u sta n n e p rzechodze n ie jednego w drugie, tj. s tru k tu ry w zdarzenie, co dokonuje się w akcie wypow ie dzi, w praktyce m ów ienia. W spółczesny k o m e n tato r i k o n ty n u a to r m yśli M ichela F oucaulta G iorgio A gam ben pisze zresztą o tym w prost: „O niezrów nanej orygi n aln o ści Archeologii wiedzy św iadczy m iędzy in n y m i u czy n ien ie b ez p o śred n im p rze d m io te m b ad a ń nie zd a ń czy tw ierdzeń, lecz w łaśnie wypowiedzi, nie te k stu i dyskursu, lecz jego d ziała n ia” 10. Podm iot nie istnieje zatem w zd a n iu , tw ierdze n iu , sądzie lub jakiejś rep rez en ta cji poznaw czej, an i naw et w pozycji p o d m io to wej w yznaczonej i w skazanej dla niego przez system , po d m io t objawia się tylko w w ypowiedzi, albow iem w ypow iedzenie wyznacza próg oddzielający w nętrze od zew nętrza, potencjalność od aktualności, co w rezu ltacie oznacza, że p o dm iot wy zbywa się wszelkiej substancjalności, stając się czystą funkcją, sam ym procesem , sam ą aktowością. A gam ben pisze: „Człowiek jest istotą m ów iącą, istotą żywą, ob darzoną m ową dlatego, że m oże nie posiadać języka, m oże ulec swej n iem o cie” 11. To praw da, ale naw et gdy ulega niem ocie, pośw iadcza swoją językową n a tu rę (po tencję), stając się istotą m ilczącą i w tym sensie ponow nie m ów iącą o swoim za m ilczeniu.
W tym sam ym k ie ru n k u podążają, jak sądzę, rów nież niektóre uwagi krytycz ne Slavoja Z iż k a12. D la au to ra Wzniosłego obiektu ideologii A lth u sser oferuje w spół 10 G. A gam ben Co zostaje z Auschwitz. Archiwum i świadek, przeł. S. K rólak, Sic!,
W arszaw a 2008, s. 140. 11 Tam że, s. 147.
12 S. Z izek Wzniosły obiekt ideologii, przeł. J. Bator, P. D ybel, W ydawnictw o U niw ersytetu W rocław skiego, W rocław 2001, s. 60.
czesną w ersję Pascalowskiej m aszyny wiary. Ta ostatnia działa poprzez p rostą za sadę: zachow uj się tak, jakbyś wierzył, a w iara przyjdzie sam a. Słaby p u n k t tej te o rii polega jednak na tym - pisze Z iżek - że A lthusserow i n igdy nie udało się uchw ycić zw iązku, jaki zachodzi m iędzy ideologicznym ap a rate m państw a a ide ologiczną in terpelacją. N igdy nie uzyskaliśm y w iarygodnej odpow iedzi na py ta n ie: w ja k i sposób a p a ra t d y sk u rsy w n y (P ascalow ska m a szy n a , a u to m a ty z m rytuałów i d ziała ń językowych) się uw ew nętrznia? W jaki sposób p ro d u k u je id e ologiczną w iarę w Id eę /P rze d m io t rozkoszy i zw iązany z n ią efekt subiektyw iza- cji, tj. rozpoznania własnej pozycji podm iotowej? A lthusser m ówi jedynie o procesie ideologicznej in te rp ela cji, w w yniku którego sym boliczna m aszyna dyskursyw na zostaje u w ew nętrzniona w dośw iadczenie znaczenia i praw dy. W szelako Pascal i Ziżek pouczają nas o czymś więcej, tj. o tym , że uw ew nętrznienie nigdy się w p ełn i nie udaje, że zawsze istn ieje jakaś reszta, pozostałość, coś z traum atycznej irracjo- nalności i u p ie ra n ia się p rzy sytuacji sprzed in te rp e la c ji lu b poza interp elacją. Pascal pow iada zatem , że owa pozostałość, n ie przeszkadzając b ynajm niej p o d p o rządkow aniu się p o d m io tu ideologicznem u nakazow i, jest w aru n k ie m u trzy m a nia przez niego postaw y podm iotow ej.
P ytam zatem , kim jest p o dm iot niezinterpelow any, p odm iot pęknięty, który pozostaje w n ierozstrzygniętym dylem acie tożsam ościow ym i niejako pozbaw io ny ostatecznej decyzji o dom k n ięciu swej tożsam ości? K im jest p odm iot cynicz ny? K im jest p odm iot apatyczny? K im jest p odm iot niekonsekw entny? K im jest p o dm iot złośliwy? K im jest w reszcie po d m io t przew rotny? Poszukując odpow ie dzi na to k arkołom ne pytanie, zacznijm y od n ajban aln iejszej z m ożliw ych k o n sta tacji: wszyscy rodzim y się w świecie języka, k tó ry nie m y stw orzyliśmy. Jeśli więc chcem y się kom unikow ać z otoczeniem , skazani jesteśm y na odw ołanie się do za sobów językowych, które są n am zasadniczo obce i które fu n k cjo n u ją jako dys k u r s I n n e g o . W r e z u lta c ie s k a z a n i je s te ś m y n a coś, co L a c a n n az y w a a l i e n a c j ą w j ę z y k u , tj. pew nym nieusatysfakcjonow aniem i poczuciem ob cości z fak tu bycia w obrębie relacji sym bolicznych, które są n am zasadniczo obce, które nie są an i naszym ciałem (bólem i rozkoszą), an i też naszym obrazem (wy obrażeniem ). W szyscy stajem y zatem wobec fu n d am en taln eg o problem u: jak za istn ieć w języku, jak odnaleźć w n im m iejsce dla siebie i jak uczynić go choć odrobinę w łasnym ?
M ożem y oczywiście używać słów, które nie są pow szechnie przyjęte, które są słow am i zakazanym i lu b słow am i tab u , m ożem y unikać słownictw a p atriarch a l- nego, m ożem y odwoływać się do slangu, żarg o n u i w szelkich od m ian dialek tu . M ożem y w reszcie w ogóle odrzucić język ojczysty, jeśli tylko łączym y go z naszy m i u raz am i i językiem oficjalności, do którego czujem y niechęć. P raw dą jednak jest, że n iezależn ie od stosow anych przez n as m echanizm ów obronnych wobec bycia w języku, m im o że język przem aw ia przez nas b ardziej niż większość z nas chciałaby przyznać, m im o że czasem zdajem y się być tylko p rzek aźn ik am i i uczest n ik a m i sztafety otaczającego nas d y skursu i czasem odm aw iam y u zn a n ia istn ie nia tego, co w ychodzi z naszych ust (pom yłek językowych, przejęzyczeń etc.) -
31
3
2
w w iększości uzyskujem y poczucie, że to m y żyjem y w języku, a nie, że język żyje nam i. Poza być m oże dwoma w yjątkam i: mową psychotyka i mową naukow ca od dającego się dyskursow i akadem ickiem u. Jeden i d rugi - naukow iec i psychotyk - zdaje się ow ładnięty zjaw iskiem dyskursu, język przechodzi przez psychotyka i n a ukowca nie jakby pochodził z zew nątrz, ale ta k jakby przem aw iał przez n ic h z ich w nętrza. Jest to prosta konsekw encja b ra k u relacji do języka. Psychotyk odrzucił efekt in te rp ela cji zupełnie, stąd jego mowa jest poza fu n k cją ojcowską, poza p ra w em , poza składnią, poza in terpelacją. N aukow iec n ato m ia st w p e łn i zaak cep to wał efekt interpelacji, stąd jego mowa, p odobnie jak jego w iedza, jest m ową i wiedzą bez p o d m io tu poznającego, bez oporu wobec interpelacji.
P ytam zatem raz jeszcze: k im jest cała pozostała rzesza pom iotów i w jaki spo sób rad zą sobie one z procesem osw ajania języka? W te o rii Lacana pozostałaby do o b sad zen ia pozycja obsesyjna, h iste ry c z n a i p e rw e rsy jn a 13. Pozycja obsesyjna ow ładnięta jest py tan iem , czy jestem żywy, czy m artwy, a zatem py tan iem , czy w ogóle istnieję? Jest to zatem przy p ad ek K artezjusza. Pozycja histeryczna n a k a zuje podm iotow i stale pytać o to, czy jest m ężczyzną, czy kobietą, a zatem o to, jakiego ro d za ju m owę generuje? Jest to zapew ne p rzy p a d ek tra n ss e k su a liz m u i tran sg e n d ery zm u - podm iotów niepew nych swej id e ntyfikacji płciowej. W resz cie - pozycja perw ersyjna zm usza p odm iot do ponaw iania p y ta n ia o to, czy jest rzeczyw iście sobą, czy tylko częścią (dopełnieniem ) m atki? Jest to być m oże p rzy p adek każdego tw órcy p rzytłaczanego lękiem p rze d w pływem. M ówiąc tak, L acan sugeruje, że stru k tu rę lu d z k ich p y ta ń w yczerpują p y tan ia o fakt istn ien ia, rodzaj płci i w łasną suw erenność. Tylko tyle i aż tyle.
I ponow nie, zasadnie m ożna zadać pytan ie, czy stru k tu ra naszych p rag n ie ń oraz m ożliw e form y ciekawości, a w rezu ltacie m ożliw e do zajęcia pozycje p o d m iotow e, w yczerpują się w pozycji perw ersyjnej, pozycji h isteryka i osobowości obsesyjnej, dla których jedyną alternatyw ą jest po d m io t psychotyczny oraz anty- p odm iot w iedzy naukow ej? Z pew nością mowa p o d m io tu w spółczesnego b łąk a się gdzieś pom iędzy m ow ą psychotyka, który w yrzekł się już p otrzeby szukania u zn a nia, m ow ą histeryka, k tóry o d n ajd u je się już tylko w śladach swych stłum ionych p rag n ie ń i języku swych sym ptom ów, i w reszcie mową naukow ca, który chce być czystym dyskursem anonim ow ej praw dy - p ytanie o to, czy jest m iejsce dla czegoś innego niż te n k ró tk i rejestr, pozostaje stale bez odpow iedzi. A to dlatego, że n a sze m yślenie od przeszło stu lat nakierow ane jest na pozycjonow anie an a lity k i jestestw a (antropologii) w obrębie d y skursu rozum ianego jako pew nego rodzaju totalność - pro to ty p relacji w szystkich relacji. W takiej stru k tu rz e w pew nym sen sie nic się nie m oże w ydarzyć, a sam o ro zu m ien ie jest z góry zaprogram ow ane. W ta k im p o rząd k u sam o dośw iadczenie jest niem ożliw e - jedynym dośw iadcze n ie m jest dyskurs ro zu m ian y jako totalność relacji w ładzy i sensów. Z tego pow o
13 P odążam tu tro p em an aliz B ruce’a Finka. Zob. B. F in k Kliniczne wprowadzenie do psychologii lacanowskiej, przeł. Ł. M o krosiński, W ydaw nictw o A ndrzej Z óraw ski, W arszaw a 2002.
du, być m oże, aby napraw dę zadom ow ić się w dyskursie, m usielibyśm y przebyć drogę odw rotną do tej, k tó rą przebyła filozofia języka X X w ieku, m usielibyśm y przestać zastanaw iać się na tym , jakie jest m iejsce człowieka w języku, a zacząć się zastanaw iać n a d tym , jaka jest pozycja języka w bardziej ogólnej antropologii. W tedy być m oże rozum ienie języka znalazłby się w sąsiedztw ie ro zu m ien ia m yś lenia i n astro jen ia, a człow iek byłby czym ś więcej niż tylko m iejscem do zasiedle nia i efektem in te rp ela cji lu b oporu wobec interpelacji.
Abstract
Szymon W RÓ BEL
In s titu te o f Philosophy and Sociology, Polish Academ y o f Sciences (W a rs z a w a ) „A rtes Liberales” Academ y (W a rs za w a )
The effect of interpellation
T h e m ain thesis o f th e te x t is th e assertion th a t th e inte rp e lla tio n process described by Louis Althusser is n e ve r co m p le te , it n e ve r has a clear end. T h e subject n e ve r ends th e process o f closure a fte r its identifying decision. F urth e rm o re , th e a u th o r argues th a t the c o m p le tio n o f this process w o u ld be th re a te n in g and destructive to th e subjectivity. Turning th e Althusser's th e o ry o f ideological apparatuses upside d o w n , th e a u th o r asks th e question: w h o is th e subject de vo id o f interpellation, a s o m e h o w cracked subject, th a t rem ains in an unresolved d ile m m a o f identity and is in a sense de vo id o f a final decision o n th e closure o f its identity?