• Nie Znaleziono Wyników

Próba nowego odczytania "Chłopów" Reymonta

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Próba nowego odczytania "Chłopów" Reymonta"

Copied!
50
0
0

Pełen tekst

(1)

Kazimierz Wyka

Próba nowego odczytania "Chłopów"

Reymonta

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 59/2, 57-105

(2)

KAZIMIERZ WYKA

PRÓ BA NOW EGO ODCZYTANIA „CH ŁO PÓ W ” REYM ONTA

1

Chłopi W ład ysław a St. R eym onta (186’7— 1925) to w ielki zegar epicki,

do in n y ch tego ty p u zegarów m ało podobny. Chociaż, jak w tam tych , stu k a ją w nim godziny, w y sk a k u ją ludzkie fig u ry , znaki zodiaku i pory roku. i obrzędy, i k rajo b raz y , ten zegar chodzi i żyje ry tm e m w łasnym . N iekoniecznie h a rm o n ijn y m i gładkim . Poniew aż tw órca skom ponow ał ów zegar epicki w lata ch 1901— 1908, a więc w epoce literack iej, o k tó rej różni różnie sądzą, sporo w ty m d aw n ym m echanizm ie zgrzy tu sty listy cz­ nego, z w ielom a obrotam i pióra a u to ra z tru d e m się godzi czytelnik w spółczesny.

W ygląda, że czyteln ik polski tru d n ie j się z nim i godzi aniżeli cudzo­ ziem iec. Dowodzi tego n iesłabnące zaintereso w an ie Chłopami oraz ich tw órcą — za g ran icą Ł, o w iele nik lejsze — w Polsce. C hyba dlatego czy telnik polski tru d n ie j się godzi, poniew aż m łodopolskie korzenie sty lu i języka Chłopów b ard ziej są w idoczne w ich oryg inale aniżeli w p rze k ła ­ dach n a obce języki. S ty listy czno -język o w y nalot epoki byw a w nich przy tłu m io n y , co n ie tru d n o w y jaśnić b rak iem w dany ch lite ra tu ra c h tego u k ła d u odniesienia i bardzo sprzecznych sądów , jak i dla polskiego odbiorcy stanow i M łoda P olska i jej częstokroć kw estionow ana poetyka i ekspresja.

Lecz ten m echanizm nie ta k zg rzyta jak w szafach k u rantow ych , któ re w Panu Tadeu szu n ak ręca sta ry klu czn ik G erw azy: „D ziw aki stare daw no ze słońcem w niezgodzie, P ołu dn ie w sk azyw ały często o zacho­ dzie” . K tóż nie p am ięta w spaniałego zegara n a sta ry m p rask im ratu szu , przed k tó ry m , ilekroć go się ogląda w złotej Pradze, p rzy sta je m y pełni podziw u dla jego baśniow ej i n aiw n ej precyzji?

J a k ten zegar, m echanizm a rty sty c z n y Chłopów, chociaż czasem

1 Ostatnim tego św iadectw em jest rumuńska m onografia pisarza: S. V e l e a ,

(3)

zaskrzypi, obraca się w sposób ad e k w a tn y i w ym ierzony. Nie jest m oim zam ierzeniem jako p rzyb liżającą m etafo rę k ry ty c z n ą tra k to w a ć te zd a­ nia o m echanizm ie zegarow ym , w k tó ry m biegną i zazębiają się różne koła i dźw ignie, lecz w szystkie one s ta ją się posłuszne pew nem u przebie­ gowi n ad rzęd nem u . Celem będzie dowieść, że w sto su n k u do a rty sty c z ­ nej i św iatopoglądow ej k o n stru k c ji Chłopów należy ów m echanizm rozum ieć dosłow nie: Chłopi s ą t a k i m m e c h a n i z m e m .

Chłopi pow szechnie uchodzą za epopeję życia chłopskiego. Jeszcze

szybciej, bo już w ciągu d ru k u na łam ach „Tygodnika Ilu stro w an eg o ” i zaraz po op ublikow aniu całości, jeszcze szybciej i w skali rozleglejszej aniżeli Pan Tadeusz A dam a M ickiew icza ten cykl pow ieściow y R eym onta został u zn any za epopeję życia chłopskiego. I to nie tylk o polskiego, lecz życia chłopskiego w ogóle. N astąp iła no b ilitacja dzieła na tego rodzaju epickość, a dzięki ry ch ło dokonyw anym przekładom na głów ne języki europ ejskie — n a jp ie rw na język niem iecki — n o b ilitacja ta k a n a b ra ła c h a ra k te ru m iędzynarodow ego.

G dy po dziesiątk ach lat na nowo je dzisiaj odczytyw ać, opinie cudzo­ ziem ców o Chłopach o k azują się nieoczekiw anie tra fn e, ale zarazem czysto opisowe. Z agraniczni k ry ty c y i tłum acze różnili się ty lk o w sto p­ niu p od kreślan ia chłopskości R eym ontow ego cyklu. Ten stopień dla zn a­ kom itego francuskiego tłum acza F ran ck a-L . Schoella: „le d ocum ent le

plus complet, et probablem ent le plus hum ain sur le Paysan à travers les âges „le tes ta m e n t du dernier peut-être, et du plus paysan, des paysans d'Europe” 2. W śród om ów eń zagranicznych rzadko sp oty kan ą

2 F.-L. S c h o e l l , Les Paysans de Ladislas Reym ont. (Prix Nobel 1925). Paris 1925, s. 6, 56. — Inne pozycje o tym charakterze: Cz. J a n k o w s k i , „Chło­

pi” Reym onta i k r y ty k a niemiecka. P rzy czy n e k do d zie jów literatury naszej na obczyźnie. Warszawa 1914. — S. W ę d k i e w i c z , „Chłopi” R e ym on ta w Szwecji. Dokoła literackiej nagrody Nobla z 1924 r. Kraków 1925. — T. D e b e l j a k , R e y ­ m o n tow i „ K m e tje ” v luci kn jizevn e kritike. Ljubljana 1936. — Oprócz cytowanej

już książki rumuńskiej S. V e 1 e a innym św iadectw em funkcjonow ania Chłopów w opinii m iędzynarodowej jest dzieło belgijskiego autora o św iatopoglądzie k ato­ lickim: Ch. M o e 11 e r, L ittératu re du X X e siècle et christianisme. T. 1—4.

Tournai 1963; w t. 3 Reym ontow i pośw ięcił autor rozdziałek (s. 447—458) noszący tytuł: Ladislas R eym ont ou le lyrism e de la te rre promise, przy czym pisarz polski znalazł się tu w nader nieoczekiwanej kompanii: M alraux — Kafka — Vercors — Szołochow — M aulnier — Bombard — Françoise Sagan. Francuscy m onografiści powieści chłopskiej w tym kraju w ykazują również znajomość R ey­ monta. Zob. F.-L. S c h o e l l , K o n ta k ty francuskie Wł. St. Reym onta. W: Reym ont

w e Francji. L isty do tłumacza „Chłopów”, F.-L. Schoella. Opracował B. M i a z ­

g o w s к i. Warszawa 1967, s. 60— 93. — R. M a t h é , Emile Guillaumin, l’homme

de la terre et l’homme des lettres. Paris, b. r., s. 69—75, 82—86. — P. V e r n o i s , Le roman rustique de George Sand a Ramuz. Ses tendances et son évolution.

(4)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H Ł O P Ó W ” R E Y M O N T A 59

celnością sądu w yró żnia się szkic szw edzkiego h isto ry k a lite ra tu ry F ry ­ d e ry k a Bööka, k tó re m u w dużej m ierze R eym ont zaw dzięcza nagrodę N obla 3.

N a czym ta chłopskość m iałaby polegać, usiłow ano odpow iedzieć od stro n y h isto ry czn o literack iej, dokonując k o n fro n ta cji Chłopów z w y p rze­ dzającą ich pow stan ie tra d y c ją epicką. Zabieg ta k i zawsze się pow tarza, ilekroć pow ołanie danego dzieła do ran g i eposu dokonało się nieoczeki­ w anie. Zabieg tak i tow arzy szy ł np. już pierw szej n obilitacji Pana T a ­

deusza 4. T ru d n o w nikać w e w szystkie szczegółowe dow ody rzeczyw is­

ty ch czy też m ożliw ych filiacji teksto w ych m iędzy cyklem R eym onta a w spom nianą tra d y c ją . N ajliczniej i n a jsk rz ę tn ie j je zgrom adził Ju lia n K rzyżanow ski w sw ojej m onografii pisarza 5. Dosyć na tym , że całe n a rę ­ cza w pływ ologicznych cy tató w i k o n fro n ta cji nie daw ały odpowiedzi, czym od nich się różni w ielki snop epicki zżęty przez R eym onta w L ip­ cach. Te m ożliw ości i ślady le k tu r b y ły n iew ątp liw ie w ów snop w m ie­ szane na podobieństw o zasiew u, k tó ry wzeszedł m iędzy zbożem, i stąd nie one b y ły rzeczą głów ną w ow ym snopie 6.

S praw a od początku sta ła i stoi — jak b y stro zauw ażył Böök. P o­ niew aż nie znał on polskiej lite ra tu ry p rzedm iotu, ty m cenniejsze staje się dzisiaj jego spostrzeżenie:

Stary km ieć [...] Boryna w łada autokratycznie w swojej zagrodzie, a w szys­ cy m ieszkańcy w si patrzą nań z szacunkiem: jest on niejako przywódcą ludu, tak jak ongiś achajscy książęta. Lipce mają sw oje zebrania gminne, sw oje spory o „następstw o tronu”, sw oje w ypraw y wojenne, swoich bohatęrów, tak jak owe greckie państewka. ...Piękna Helena, zarzewie w ojny i zniszczenia,

3 Zob. W ę d k i e w i c z , op. cit., s. 41—45.

4 Zob. K. W y k a , „Pan Tadeusz”. [T. 1.] Warszawa 1963, s. 39—44.

5 J. K r z y ż a n o w s k i , W ładysław St. Reym ont. Twórca i dzieło. Lwów

1937, s. 108—119.

6 Szczególnie skom plikowana w ydaje się sprawa stosunku Chłopów do Ziemi Z o l i . Bardzo obszerne studium poświęcił tem u zagadnieniu F.-L. S с h o e 11:

Etude sur le roman paysan naturaliste d’Emile Zola à Ladislas R eym on t („Revue

de Littérature Comparée” 1927, février, s. 254—299). Zarówno Schoell jak inni badacze przyjm ują za rzecz ew identną i dowiedzioną, że Reymont n a p e w n o c z y t a ł Ziemią Zoli. Czytać oczyw iście mógł, skoro pierwsze w ydanie La Terre pochodzi z roku 1887. A le czy na pewno czytał? Św iadectw a samego Reymonta, a także w ypow iedzi postronnych świadków, m. in. Schoella, są tak chw iejne i tak pełne sprzeczności, że można postawić znak zapytania przy tym rzekomo dowie­ dzionym fakcie. Poniew aż uzasadnienie tego sceptycznego znaku zapytania w y ­ m agałoby argum entów bardzo drobiazgowych i precyzyjnych, uzasadnienie takie odkładam do odrębnej rozprawki, na razie krótko zaznaczając żyw iony w tej sprawie sceptycyzm . Jego podstawy nie stanow i m ałostkow e czy zgoła szow ini­ styczne przeświadczenie o oryginalności Reym onta, która wzrośnie, jeżeli się odejmie w pływ Zoli na Chłopów, lecz po prostu — fakty.

(5)

źródło fatalnych katastrof, zw ie się w pow ieści R eym onta — Jagusią; jest ona rów nie nęcącą, wiarołomną, a przecież przez wszystkich pożądaną, jak spartańska królowa. [...]

N ie trzeba jednak przypuszczać, że Chłopi nawet w najdrobniejszym wym iarze w yw ierają w rażenie jakiejś na klasyczną modłę archaizowanej konstrukcji. Dzieło zbudowane jest całe na podstaw ie bezpośrednich spostrze­ żeń, pełne soczystego i śm iałego realizmu: jest w pełni nowoczesne jako wyraz bezwzględnego naturalistycznego k ieru n k u 7.

Z ow ym n atu ra liz m e m nie bardzo się powiodło, ale w ty m , że styli- zacyjno-epicki nask órek Chłopów nie je st ich skó rą i krw iobiegiem , k ry ty k szw edzki m a p ełn ą rację. Ów k rw iobieg i skóra są chłopskie, au ten ty czn e, w zięte ze św iata rzeczyw istego.

W obec tego klucza do chłopskiej epickości dzieła R eym onta poszuki­ w ano z kolei w tym , że jej a u to r — d o tąd jako now elista w sw ych opo­ w iadan iach chłopskich z d y sta n su i chłodno na wieś spozierający — tym razem całkow icie się w cielił w chłopa. W cielenie tak ie oznaczać może w p rak ty ce litera c k ie j to, że całość Chłopów została opow iedziana przez kogoś z grom ady w iejsk iej, kto w niczym się nie różni od św iata przez siebie opow iadanego i wobec tego zdolny jest p rzedstaw ić go w sposób nieom ylny. P ro blem sprow adza się w ięc do k rea c ji n a rra to ra i odtw o­ rzenia na podstaw ie dzieła jed n ej czy też k ilk u zasadniczych s tru k tu r n arracyjn y ch .

Ignacy C hrzanow ski pisał, n a jsiln ie j d ając w yraz złudzeniu o id en ­ ty fik a cji n a rra to ra Chłopów z kim ś z lipeckiej grom ady;

O tym , co się działo pod Troją, opowiada sam Homer, o tym, co się działo w Soplicow ie — sam M ickiewicz; ale o tym , co się działo w Lipcach, opowiada nie sam Reymont, tylko chłop lipecki [...]. Skryć się tak doszczętnie, jak Reym ont, albo raczej tak całkow icie przeistoczyć się w swego narratora, jak on, nie umiał nikt in n y 8.

T w ierdzenie kuszące, ale w ogniw ach swoich om ylne. Bo w cale Mic­ kiew icz nie opow iada s a m o Soplicow ie, lecz przy b iera różne m aski n a rra c y jn e 9. Z tek stem zaś Chłopów tw ierd zen ie niezgodne. Może być

7 Cyt. za: W ę d к i e w i с z, op. cit., s. 42.

8 I. C h r z a n o w s k i , W ła d y sła w Reym ont. „Myśl Narodowa” 1925, nr 52. Zbliżone stanowisko zdaje się zajm ować K r z y ż a n o w s k i (op. cit., s. 118— 119), wprowadzając termin „aojdyczność” i tak określając jej funkcję w Chło­

pach: „W św ietle poglądów na epikę starożytną [...], żyw ych jeszcze po­ niekąd do dzisiaj, sw oisty urok eposu greckiego polegał na tym, że m iędzy aoj- dem, śpiew akiem czynów bohaterskich, a jego słuchaczam i nie było dystansu, że w spólnie przeżyw ali oni pieśni z ust aojda płynące. [...] [Reymont] na życie Li­

piec spojrzał nie oczyma powieściopisarza inteligenta, lecz człowieka, który w życiu tym tk w i”.

(6)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H L O P Û W ” R E Y M O N T A Cl

ono ty lk o o ty le praw d ziw e, że ko ncepcja św iata chłopskiego nie stanow i w te j tetralo g ii ja k ie jś fa b u la rn e j i poszerzonej sum y dotychczasow ych opow iadań chłopskich R eym onta. P o d su m u jm y i złóżm y w jed n ą całość h isto rię ojca zaw leczonego przez dzieci do chlew u, b y tam prędzej skonał (Śmierć), p asje i nienaw iści gro m ad y chłopskiej (Sąd), śm ierć d w ojga w iejsk ich dzieci podczas śnieżycy (Zawierucha), połączm y w tak i łań cu ch w szelkie now ele chłopskie pisarza, dołóżm y do nich cały ja r ­ m ark postaci, rodzin, kłó tn i, pogrzebów , ślubów , pejzażów , przeciąg n ij­ m y ten e k sp ery m en t aż do rozm iaru tetralo g ii — nie pow stan ą stąd

Chłopi. J e st w nich j a k a ś n o w a j a k o ś ć . W idoczna nie w sam ym

w yborze przedstaw ionego św iata, ale w zasadniczych sposobach jego obróbki m yślow ej i a rty sty c z n e j.

Tej obróbki nie da się sprow adzić do opinii, że w Chłopach dokonało się całkow ite utożsam ienie a u to ra z h o ry zo n tam i przedstaw ianego św iata tra d y c y jn e j w si polskiej, a ty m sam ym wsi w ogóle. Od stro n y form y podaw czej tego ro d zaju utożsam ienie m usiałoby prow adzić do k rea c ji jednego i tego sam ego, k re a c ji niezm iennego w sw oich cechach sty lis- ty czn o -języ k o w ych n a rra to ra . Czy ta k jest napraw dę?

2

W w ielkich zegarach epickich w y sta rc z y położyć dłoń uw ażnie na k tó re jk o lw ie k z dźw igni czy kół, a rychło d ocieram y do obrotów dal­ szych. D otyczy to rów nież s tru k tu r n a rra c y jn y c h w Chłopach oraz ich d ziałania w obrębie tej powieści. W ty m cyk lu d a ją się w yróżnić co n a j­ m niej TRZY O D D ZIELN E STRUK TURY NA RRACY JNE, trz y w ciele­ nia n a rra to ra , p rzy czym każde z ty ch w cieleń obsługuje in n ą część dzieła i pełni wobec tego fu n k c ję niew y m ienn ą w stosunku do dw u pozostałych s tr u k tu r n a rra c y jn y c h . Jeszcze prościej m ożna m ówić o t r z e c h s t y ­ l a c h p i s a r s k i c h w Chłopach.

A u to rk a jed y n e j do tąd m onografii Chłopów, M aria Rzeuska, w skazuje, że w ty m cyklu pow ieściow ym w id n ieją dw a sty le n a rra c y jn e , k tó re ob sług ują w nim dw ie odm ienne sfery rzeczyw istości:

styl relacyj bohaterów, owych rozmów, nosił w ybitne piętno realizmu, „chłop- skości”, sty l opisów zaś w przeważającej części był nastrojowy, m aksym alis- tyczny, hiperboliczny i m etaforyczno-sym boliczny, a w ięc klasycznie poetyc- k o -in telig e n c k i10.

W eźm y próbki ty ch dw u stylów , i to m ożliw ie blisko siebie położone w tekście dzieła. Oto początek rozdziału w tom ie Jesień, ulokow anego kalendarzow o w d ru g iej połowie października. Bez w stępnego kom entarza

(7)

od razu w iadom o, k tó ry z n a rra to ró w w ową jesień w prow adza czytel­ nika i czym się cechuje odpow iednia s tru k tu ra n a rra c y jn a :

Jesień szła coraz głębsza.

Blade dnie w lek ły się przez puste, ogłuchłe pola i przym ierały w lasach coraz cichsze, coraz bladsze — niby te św ięte hostie w dogasających brzaskach gromnic. [...]

Hej! Jesień to była, późna jesień!

I ani przyśpiewków, ni pokrzyków wesołych, ni tego ptaszków piukania, ni naw oływ ań nie słychać było w e w si — nic, jeno ten w iatr pojękujący w strzechach, jeno te dżdże, sypiące jakoby szkliwem po szybach, i to g łu ­ che, wzm agające się co dnia bicie cepów po stodołach.

Lipce m artwiały równo, jako te pola okólne, co wyczerpane, szare, odar­ te — w odpocznieniu leżały i cichości tężenia; jako te drzewiny nagie, po­ skręcane, żałobne, drętw iejące z w olna na długą, długą zimę...

Jesień to była, rodzona matka zimy. [J 97—9 9 ]11

Cechy sty listy czno -języ k ow e tak ie j s tru k tu ry n a rra c y jn e j łatw o opisać. C h a ra k te ry z u je ją skom plikow ana sk ładn ia, o p arta na różnych odm ianach h ip o tak sy , a więc sk ład n ia w g w arach nieobecna. W y stęp u ją eksklam acje liryczne i k o n stru k c je będące na pograniczu aforyzm u („Jesień to była, rodzona m atk a zim y ”), a więc k o n stru k c je bardzo dalekie od znam ien n y ch dla g w ary prow erbializm ów . Z ja w iają się ła ń ­ cuchy w yobrażeń, k tó re człow iek w si gotów uznać za obraźliw e dla sw ych przekonań: dni jak hostie. I chociaż w ciąż m ow a o wsi, w topionej w pejzaż i czas jesien ny , ty lk o nieliczne elem en ty słow nictw a p o d trzy ­ m u ją z nią łączność: p rzyśpiew ki, p takó w p iukanie, odpocznienie. B a r­ dziej jed n a k te w y ra z y są c y t a t e m s p o z a w ł a s n e g o j ę z y k a n a rra to ra aniżeli ogniw em w e w n ątrz owego języka.

Tego w cielenia n a ra to ra chyba nie w y starczy nazw ać „poetycko- -in telig en ck im ” , chociaż określenie tak ie nie jest błędne. P rezen tow an a przez owego n a rra to ra s tru k tu ra sty listy czn o-język o w a w y raźnie leży w obrębie liryczno-nastrojow o-opisow ej p o ety ki okresu M łodej Polski. D latego dob itn iej om aw ianą postać n a rra to ra m ożna nazw ać: STY LI-

ZATOR M ŁO D O PO LSK I. Ja k ie sfe ry rzeczyw iście u ru cham ian e

w Chłopach ten sty lista obsługuje, o ty m za chw ilę.

Lecz w ty m sam ym rozdziale — na św. K o rd u lę (22 października), całe Lipce w yjeżd żają na o statn i przed G odam i ja rm a rk w Tym owie. Je ste śm y na ry n k u . K to in n y tera z opow iada. K toś sw oim i horyzontam i ściśle przy leg ający do h oryzontów i dośw iadczenia lipeckich chłopów.

11 W szystkie cytaty z Chłopów na podstaw ie wydania: W. S. R e y m o n t ,

Pisma. Z przedmową Z. S z w e y k o w s k i e g o . Opracował i do druku przy­ gotował A. B a r . T. 9— 12. Warszawa 1949. Lokalizacje podawane są bezpośrednio w tekście; na oznaczenie tomów stosuję skrót literowy: J = Jesień, Z = Zima, W = Wiosna, L = Lato.

(8)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H Ł O P O W ” R E Y M O N T A 63

P o d o b n ie jak w Panu Tadeuszu z hory zo n tam i szlacheckiego zaścianka w ścisłej pozostaw ał zgodzie g ó rujący w ty m poem acie „gaw ędziarz po­ w ia to w y ” .

A w szędy, na wozach, pod ścianami, wzdłuż rynsztoków, gdzie ino m iej­ sce było, rozsiadły się kobiety sprzedające: która cebule w e wiankach albo i w e workach; która z płótnam i swojej roboty i w ełniakam i; która z jajk a­ m i a serkami, a grzybami, a m asłem w osełkach poobwijanych w szmatki; in na znów zasię ziem niaki, to gąsków parę, to wypierzoną kurę, to len p ię­ k n ie w yczesany, albo i motki przędzy miała, a każda siedziała przy swoim i poredzały se godnie, jak to zw yczajnie na jarmarkach bywa; a trafił się kupiec, to sprzedawały w olno, spokojnie, bez gorącości, po gospodarsku, n ie tak jako te Żydy, co wykrzykują, handryczą i ciskają się kiej te głupie. [J 114]

C echy sty listyczno -języ k o w e tak iej s tru k tu ry n a rra c y jn e j są p rze­ ciw ległe ty m cechom , k tó re u ru ch am iał m łodopolski sty lizato r. S kład n ia w yliczeniow a całego długiego u ry w k a, praw ie w yłącznie o p arta n a ta k ty p o w e j dla g w ary p aratak sie, ty le że „u d osto jnio na” użyciem an a- forycznego k tó r y czy albo. Ż adnej eksklam acji podziw u czy lirycznego u to żsam ien ia z podaw an y m zjaw iskiem . W szystkie w yobrażenia i opinie, k tó re służą ocenie człow ieka w si w nie jego środow isku, z tego w łaśnie środow isk a się w yw odzą i zostały dobitn ie w y pu nk tow an e: „poredzały se godnie, jak to zw yczajnie na ja rm a rk a c h b y w a ” — „sprzedaw ały po gospodarsku, nie ta k jako te Ż y dy ” . Żadnego też przytoczenia i c y ta tu spoza w łasn ej no rm y językow ej owego n a rra to ra .

J a k go nazw ać? P ro p o n u ję — W SIOW Y GADUŁA. G aduła, poniew aż n a podobieństw o szlacheckiego „gaw ędy” (tak jeszcze w Panu Tadeuszu n azy w a się gaw ędziarz) lubi opow iadać szeroko, dokładnie, dokum entnie. W siow y, albow iem tak p rzy d an e m u przez tw órcę środki językow e, jak n o rm y oceny rzeczyw istości pow ołanej do istn ien ia poprzez jego n a r­ ra c ję zam y k ają się w obrębie tra d y c y jn e j grom ady w iejsk iej.

Te dw a w cielenia n a rra to ra nie sto ją wobec siebie w całkow itej opozycji. Ich dw oista re la c ja — jed n a od w ew n ątrz przedstaw ianego środow iska, d ru g a poddająca to środow isko ry tm o m p rzy ro d y i koś­ cielnego obyczaju, coraz ze sobą się sp la ta ją , niczym dw ie różne kolorem w stą żk i w plecione w ten sam w arkocz. Na ty m sam ym ja rm a rk u i w ty m sam ym rozdziale Ja g u sia przy m ierza ch ustki na głowę. K iedy to czyni, o je j un iesien iu i doznaniach m ów ią obydw aj n a rra to rz y jednocześnie, w jak im ś szczególnym duecie sty listy czn y m :

— Jezus mój, jakie śliczności, Jezus! — szeptała oczarowana i raz wraz zanurzała ręce drżące w zielone atłasy, to w czerwone aksam ity i aż się jej ćm iło w oczach i serce dygotało z rozkoszy. A te chustki na głowę! Pąsow e jedwabne z zielonym i kwiatam i przy obrębku; złociste całe kiej ta święta monstrancja; a modre jako to niebo po deszczu, a białe, a już najśliczniejsze

(9)

te m ieniące, co się lśk niły kiej woda pod zachodzącym słońcem, a letk ie, kieby z pajęczyny! Nie, nie ścierpiała i jęła przymierzać na głowę, a prze­ glądać się w lusterku, które przytrzym ywała Żydówka. [J 120]

K o n stru k c ja składniow a m arzeń Jag u si jest zasadniczo p a ra ta k ty c z n a , a więc w łaściw a gw arze i w siow em u gadule. Ale s tru m ie ń ok reśleń i sądów, k tó ry poprzez tę k o n stru k c ję się rozw ija, należy do m łodopol­ skiego sty lizato ra: św ięta m o n stran cja, niebo po deszczu, w oda pod zachodzącym słońcem , lekka pajęczyna. R eym ont napisał jednak: ,,1 e t- k i e ; к i e b y ” , pozorując p rzynależność tego porów nania do św ia ta w iejskich w yobrażeń.

Z d arzają się też sploty jeszcze b a rd z iej pow ikłane. Podczas pogrzebu M acieja B o ryn y zam ierzył pisarz oddać pow szechny żal lipczaków za zm arłym . D okonał tego w n a stę p u jąc y m u k ładzie sty listyczn y m , którego prow en ien cja gatunkow o-obrzędow a sięga fo rm y litan ii (dla u łatw ie n ia in te rp re ta c ji, jak a poniżej n astąp i, d a je m y n u m ery ow ym w ersetom żałobnym ):

w szystkich omroczył ciężki, beznadziejny sm utek i przyw aliła bezgraniczna żałość, że kiej te dymy gryzące, snuły się po nich bolesne m edytacje i jęki zakrzepłe w trwodze.

[1] Jezu, bądź nam grzesznym m iłościw y! Jezu! [2] O dolo człowiekowa, dolo nieustępliw a!

[3] A cóże są te w szystkie znojne trudy? Cóże ten żywot człowieczy, co jako śniegi spływa, bez śladu, że o nim naw et dzieci rodzone nie przypomną?

[4] Żałością jeno, płakaniem jeno, cierzpieniem jeno... [5] I cóże są one szczęśliwości, dobroście, nadzieje? [6] Czczym dymem, próchnicą, m am idłem i zgoła niczym...

[7] A cóżeś to ty sam, człowieku, który się puszysz a dmiesz, a w y n o ­ sisz hardo ponad w szelk ie stworzenie?

[8] Tym w iatrem jeno jesteś, co nie wiada skąd przychodzi, nie wiada po co się m iecie i nie wiada kaj się rozwiewa...

[9] I ty się m asz panem w szystkiego świata, człowieku?... [10] A bych ci kto raje dawał — opuścić je musisz.

[11] Bych ci kto w szystk ie m oce daw ał — śmierć ci je wydrze. [12] Bych ci kto rozum przyznał najw iększy — próchnem ostaniesz. [13] I nie przemożesz doli, mizeroto, nie przezw yciężysz śmierci, nie... [14] Boś ano bezbronny, słaby i płony jako ten listeczek, którym w iatr żenie po świecie.

[15] Boś ano, człowieku, w pazurach śmierci, jako ten ptaszek z gniazda podebrany, co se piuka radośnie, trzepoce, przyśpiew uje, a n ie w ie, że go w net zdradna ręka przydusi za gardziel i lubego żyw ota zbawi.

[16] O duszo, po cóż dźwigasz człowieczego trupa, po co?

Tak ci ano czuł naród, tak ci m edytow ał i w sobie rozważał, a patrzył sm utnie po ziemiach zielonych, w łóczył tęsknym i oczam i po św iecie i w zd y­ chał ciężko z onych niew ypow iedzianych boleń, aż twarze k am ieniały i dusze się trzęsły. [L 31—32]

(10)

J e ś li uw ierzyć fo rm aln ie o statn iem u ustępow i, cała ta żałobna litan ia sk ła d a się z cytató w , w k tó ry c h przytoczone zostały w ypow iedzi w ew nę­ trz n e , m yśli i żałosne w zdy ch ania u c z e s t n i k ó w p o g r z e b u В o r y n y: „tak ci ano czuł naród, ta k m edytow ał i w sobie rozw ażał” . Lecz gdy spojrzeć n a owe rzekom e przytoczenia, w idać od razu, że tylk o n ie k tó re spośród n ich m ogą m ieć c h a ra k te r o ty le o ile au ten ty czn y . To znaczy, że b ardzo p ro sty człow iek w ten sposób może ująć sw oje doznania śm ierci: 1, 10, 11 (?), 12 (?), 13 (?), 15 (?). Znaki zap y tan ia sy g n alizu ją, że tak ie ujęcie słow ne nie jest w ykluczone, ale też m ało praw dopodobne. N atom iast zdecydow ana większość w tej a u ten ty czn ej n orm ie się nie m ieści: 2—9, 14.

P o n iek tó re z w ersetó w tej d ru g iej g ru p y w y g ląd ają pozornie na ludow e. W y starczy je przełożyć na zw ykłą polszczyznę literack ą, by spostrzec, że R eym ont po p ro stu z tej polszczyzny dokonyw ał p rzekład u na gw arę. W erset 8: „Tym w iatrem ty lk o jesteś, co nie w iadom o skąd przychodzi, nie w iadom o po co się m iecie i nie w iadom o, gdzie się roz­ w iew a” . P odobną też rolę odgryw a ogólnikow a, bo tru d n a do odniesienia do ja k ie jś określonej epoki — sty lizacja staropolska w w ersecie 15: „w net z d ra d n a ręk a p rzy d u si za g ardziel i lubego żyw ota zbaw i” .

T ak więc żal pogrzebow y Lipiec w cale nie jest serią praw dopodobnych językow o i psychologicznie cytatów , ale zaplotem jednoczesnym dw u dotąd analizow anych s tr u k tu r n a rra c y jn y c h Chłopów.

O prócz nich w y stę p u je rów nież n a rra c y jn a s tru k tu ra trzecia. W cale nie są rzadkie w Chłopach u ry w k i tak ie jak poniższy opis:

Chmury gnały nisko, bure, ciężkie, jakby obłocone, niby stada niem ytych baranów. Staw pom rukiw ał głucho, a czasami chlustał wodą o brzegi, na których gdzieniegdzie, wśród czarnych, pochylonych olch i wierzb rosocha­ tych, czerw ieniły się kobiety piorące szmaty — kijanki trzaskały zajadle po obu brzegach. Na drogach pusto było, gęsi tylko całym i stadam i babrały w stężałym błocie i po rowach zarzuconych opadłym i liśćm i i śm ieciami i dzieci krzyczały przed domami. Koguty zaczęły piać po płotach, jakby na zmianę. [J 209]

Czy też ja k poniższy frag m en t, o znaczeniu nie byle jak im dla po­ wieści. W ten bow iem sposób n a rra c y jn y kończy się cały tom Zim a w m iejscu rów nie k u lm in ac y jn y m , jak pow rót chłopów do wsi po w y ­ g ran e j przez nich bitw ie o las:

Ludzie szli bezładnie, kupami, jak komu lepiej było, a lasem, bo środ­ kiem drogi szły san ie z poranionym i, jaki taki jęczał i postękiwał, a reszta śm iała się głośno, pokrzykując w esoło i szum nie. Zaczęli opowiadać sobie różności, a przechw alać się z przewagi i przekpiwać z pokonanych, gdzie­ niegdzie już i śp iew y zaczęły się rozlewać, ktoś znów krzykał na cały bór, aż się rozlegało, a w szyscy byli jakby pijani trium fem , że niejeden zataczał się na drzewa i potykał o lada jaki korzeń...

P R Û B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H Ł O P Ó W ” R E Y M O N T A G5

(11)

Mało kto czuł pobicie i zmęczenie, bo w szystk ie serca rozpierała nieopo- w iedziana radość zw ycięstw a, w szyscy pełni b yli w esela i takiej m ocy, że niechby się kto sprzeciwił, na proch by starli, na cały świat by się porwali.

Szli mocno, głośno, hałaśliw ie, tocząc jarzącym i oczami po tym borze zdobytym, któren chw iał się nad głowam i, szum iał sennie i sypał na nich rosisty opad osędzielizny, kieby tym i łzam i pokrapiał.

Naraz Boryna otworzył oczy i długo patrzał w Antka, jakby sobie nie wierząc, aż głęboka, cicha radość rozśw ieciła m u twarz, poruszył ustam i parę razy i z najw iększym w ysiłkiem szepnął:

— Tyżeś to, synu?... Tyżeś? I omdlał znowu. [Z 315—316]

Zarów no opis k obiet piorący ch jesien ią n ad staw em , jak sien k iew i­ czowski d o p raw d y pow rót zw ycięskich chłopów do Lipiec nie m ieszczą się w dw u poprzednio om ów ionych s tru k tu ra c h n a rra c y jn y c h . Różnica wobec m łodopolskiej sty lizacji tak jest oczyw ista, że nie w arto po w tarzać dowodów. W sto su n k u do n a rra c ji prow ad zo nej przez wsiowego g ad ułę — różnica podobnie jaw na. By ją uw y p uk lić, w ystarczy zetrzeć niew ielk i nalo t sty liza c ji na gw arę: „jak i ta k i” = ten i ów; „k rz y k a ł” = krzy czał, zak rzy k n ął; „ k tó re n ” = k tó ry . Jak że niew iele! A ponadto w siow y gaduła nigdy nie powie: „przechw alać się z p rze w ag i” , p ijan i triu m fe m ” , „serca rozpierała radość zw y cięstw a” , „z n ajw ięk szy m w ysiłkiem szep n ął” .

W cielenie n a rra to ra , k tó re się ry su je spoza owej trzeciej s tr u k tu ry n a rra c y jn e j, m ożna by nazw ać: R E A LISTY CZN Y OBSERW ATOR. Czę­ stość, z jak ą w Chłopach zab ie ra ją głos: W SIOW Y GADUŁA, ST Y L I- ZATOR M ŁO D O PO LSK I i REA LISTY CZN Y OBSERW ATOR, u k ład a się w porządku tego w yliczenia. To znaczy, najczęściej i najpo w szech- 1 niej — w siow y gaduła, dw aj in n i rzadziej. B yłoby śm ieszną, a n aw et w ręcz niew y k o n aln ą p e d a n te rią w yliczać ilościowo w spółudział w C hło­

pach ty ch trzech w cieleń n a rra to ra . K ażd y z nich pełni odm ienną i głów ­

nie jem u p rzy n ależn ą fu n k cję, o czym poniżej w sposób b ard ziej do k ład n y będzie mowa. Ale też oprócz owej tro iste j s tru k tu ry n a rra c y jn e j i fo rm w jej obrębie kom binow anych, in n y ch fo rm po d aw czo-stylistycznych nie da się w Chłopach stw ierdzić. One w y c z e rp u ją re p e rtu a r sty listy c zn y owego cyklu.

K ażda z ty ch form podaw czo-stylisty czn y ch odw ołuje się do in n ej tra d y c ji w obrębie prozy polskiej. W siow y g ad uła — do tra d y c ji n a j­ daw niejszej, m ianow icie do tra d y c ji gaw ędy, ale z jej lokalizacją w c ał­ kow icie now ym dla gaw ędy środow isku: w ieś i chłop. Ł ącznie z w y n ik a ­ jącą stąd odm ianą języka na gw arę. R ealistyczny obserw ator o dw ołuje się do zasobów rea listy cz n e j prozy polsk iej, głównie okresu p o z y ty ­ w izm u. Jeżeli R eym ont podw yższa uczuciow o tonację, będzie to w a ria n t owej tra d y c ji, poprzez nazw isko d a ją c y się ukazać: Sienkiew icz. D latego sienkiew iczow ski jest pow rót lipeckich chłopów .

(12)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H Ł O P O W ” R E Y M O N T A 67

3

S ty liz ato r m łodopolski daje się pozornie sprow adzić do wzorów literack ich dopiero kreo w an y ch przez pokolenie M łodej Polski. A więc jeszcze nie do tra d y c ji w dziesięcioleciu pow staw ania Chłopów, chociaż

anno 1968 jest to już na pew no określona tra d y c ja literacka. R eym ontow ski

sty l i s tru k tu ra n a rra c y jn a ty p u m etaforyczno-sym bolicznego, poetycko - -inteligenckiego, jest na pewno od stro n y h isto ry czno literackiej dowodem akcesu pisarza do M łodej Polski, jej poetyki nastrojow o-sym bolicznej, jej dążeń do podporządkow ania języ k a prozy ow oczesnem u językow i poezji. Ten akces nie sta ł się w szakże u R eym onta ukłonem czysto cere­ m onialnym i p ro tok o larn y m . W ty m m iejscu ru sz a ją pew ne zasadnicze i g en eraln e ob ro ty zegara epickiego, bez k tó ry ch Chłopi stanow iliby tylko sum ę w iejsk ich opow iadań tw órcy. W jakim k ieru n k u one ru szają, przeczuw ała M aria Rzeuska. W ypada pójść jeszcze dalej w po d jęty m przez tę a u to rk ę rozum ow aniu:

Od początku niem al do końca widać, że autorowi chodzi o coś więcej [...], że dąży on ku jakiejś artystycznej syntezie, ku czemuś bardziej nad­ rzędnemu — tworzy koncepcję istoty chłopa i życia w si taką, jakiej już chłop sam ani dostrzec, ani pojąć nie może. [...] Przedstaw ienie chłopa w e w łasnym św iecie jego rozmów dominująco zabarwia gwara; tam gdzie się kształtuje nadrzędna koncepcja tego chłopa i jego bytowania, gdzie opowiadacz prze­ kształca się w m itotw órcę, gdzie tworzy nie chłopską, ale w łasną w izję w si, powieść o chłopie, nie dla chłopa — w opisie i w opowiadaniu do głosu do­ chodzi język poetycki, sym boliczny, m etaforyczny, n a stro jo w y ,2.

O p o w i a d a c z p r z e k s z t a ł c a s i ę w m i t o t w ó r c ę . P ó jdź­ m y niezw łocznie ty m śladem . Ja k ie m ity on k re u je lub do nich się odw ołuje? N a ta k postaw ione p y tan ie odpow iedzi nie zn ajdziem y w om ó­ w ionych dotąd s tru k tu ra c h n a rra c y jn y c h , chociaż pew ne z nich m ito- tw ó rstw u służą. Nie zn ajdziem y też w pow ieleniu i n aśladow nictw ie istn iejący ch system ów m itologicznych, n aw et gdyby ono było tak tw ó r­ cze, jak np. w N o c y listopadowej W yspiańskiego. Cała kom pozycja

Chłopów jest szu kan ą odpow iedzią. Od początku do końca sn ujące się

w ty m cyklu, n a k ła d a ją c e się na siebie w zajem nie i sum u jące swoje działanie na odbiorcę — PO RZĄ D K I W EW NĘTRZNE PO W IEŚCI.

W Chłopach R eym onta w y stę p u ją c ztery porządki w ew n ętrzn e tego dzieła. Po pierw sze — p o r z ą d e k ( t o k ) f a b u l a r n y ; po drugie — p o r z ą d e k ( r y t m ) p r a c l u d z k i c h n i e r o z e r w a l n i e s p r z ę g n i ę t y c h z p r z y r o d ą ; po trzecie — p o r z ą d e k ( r y t m ) o b y c z a j ó w o-o b r z ę d o w o - l i t u r g i c z n y ; po czw arte

(13)

— p o r z ą d e k ( t o k ) e g z y s t e n c j a l n y ż y c i a i ś m i e r c i . D w a spośród ow ych porządków m ają zarazem c h a ra k te r RYTM U, tzn. są p o w tarzaln e i n a w ra ca ją. D w a inn e m ają c h a ra k te r TOKU, tzn. dzieją się w sposobie n ieo d w racaln y m i niep ow tarzaln ym .

T erm in PO RZĄ D EK jest na pew no m ało p rec y z y jn y i nie należy do k lasy term in ó w d okładnie opisujących budow ę dzieła literackiego. T akich np., jak opow iadanie, opis, dialog, fab u ła, n a rra to r itd. M usim y jed n a k p rzy nim pozostać i uzasadnić w ybór. P o trzeb a jego użycia po­ chodzi głów nie stąd, że żaden z term in ów ściślejszych nie d aje się zasto­ sować do zakw alifikow ania zjaw isk, k tó re p rag n iem y w kom pozycji

C hłopów w skazać i nazw ać. R eym ont nie w prow adza ,.opisów ” jesieni,

zim y, deszczu i pogody dla sam ego ty lk o celu opisowego, lecz służą one określonym zadaniom fu n k cjo n a ln y m w obrębie jego dzieła. Nie każe on sw ym postaciom prow adzić dialogów na te m a t życia i śm ierci, lecz łącznie z fak ta m i śm ierci K uby, B ory n y i J a g a ty odpow iednie składniki fa b u ły u k ła d a ją się w ciąg d ający się w niej usam odzielnić i opisać.

Od stro n y budow y fo rm aln ej Chłopów te rm in PO RZĄ D EK może być zatem tra k to w a n y jako bliskoznaczny tem u, co H en ry k M arkiew icz nazyw a „w ieloprzedm iotow ą fazą sy tu a c y jn ą ” 13. D okładniej należałoby w ięc pow iedzieć, że „w ieloprzedm iotow e fazy s y tu a c y jn e ” w y stę p u ją w Chłopach w sposób przem ienn y . To jed n a z nich niknie, to inna poczyna górow ać, ale jeśli je w y ab strah o w ać od n astęp stw a fabularnego, d a ją się one ułożyć w c ztery zaproponow ane p orządki w ew n ętrzn e.

I w cale nie o to chodzi, ażeby to by ła — ja k w każdej w ielow ątkow ej pow ieści — przem ienność poszczególnych w ątków . R eym ont nie w p ro ­ w adza — na chw ilę sp ró b u jm y takiego użycia — „w ątk u św iąt koś­ c ieln y ch ” , „w ątk u zabaw y i obyczaju ludow ego” , „w ątku pogody i niepogody” etc. Sam a próba w pro w adzen ia słow a w ą t e k ukazu je od razu jego niew łaściw ość. W łaśnie cała kom pozycja dzieła, z jego fab u łą w łącznie — jeżeli jej odjąć czasow e następstw o w ydarzeń — d aje się podzielić na tego ro d zaju p rzem iennie n aw racające układy, porządki.

Tak w ięc porządek jest o k r e ś l e n i e m ł ą c z n y m , w k tó rym w skazu je się zarów no na sk ład n ik i fo rm aln e budow y Chłopów, jak na te m a t cyklu, d ający się odnieść do życia chłopskiego i nadbudow anych n ad nim w łasn y ch prześw iadczeń św iatopoglądow ych a u to ra Przez po­ rząd ek ostatecznie rozum iem y w ięc to, że „w ieloprzedm iotow e fazy s y tu a c y jn e ” , p rzy czy tan iu Chłopów w idoczne w układzie chronologicz­ nego n astęp stw a, w ram a ch in te rp re ta c ji d a ją się ułożyć w cztery sy n ­

13 H. M a r k i e w i c z , Główne p ro b le m y w i e d z y o literaturze. Kraków 1965, s. 78—79.

(14)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „C H Ł O P Ó W ” R E Y M O N T A 69

chronicznie w ty m dziele obecne zespoły, zestaw y ow ych faz. K rócej — p o r z ą d k i .

N ie oznacza to zarazem , ażeby owe poszczególne fazy fu n k cjo n o w ały ty lk o w obrębie jednego z ty ch porządków , a do innego już nie p rz y n a ­ leżały. F u n k c jo n u ją one na ogół n a p raw ach uczestnictw a w dw u, a n a ­ w et w ięcej p o rząd k ach Chłopów. K iedy np. odbyw a się pogrzeb M acieja B oryny, zarów no stan o w i on sk ład n ik porządk u fabularnego, jak m ówi o porząd k u obrzęd ow o -relig ijny m , jak w reszcie z całą m ocą ek spresji p ow ołuje p o rządek eg zy sten cjaln y . P rz y dalszych k o n k retn y c h analizach pojaw ią się inne dow ody tego w ielofunkcyjnego uczestnictw a.

W reszcie sp raw a zw iązków m iędzy zasadniczym i stru k tu ra m i n a r ­ ra c y jn y m i w Chłopach a p orządkam i w ew n ętrzn y m i tego cyklu. Nie p olegają one na ty m , ażeby w obrębie odpow iednich pow iązań d ana s tru k tu ra n a rra c y jn a zyskiw ała całkow itą w yłączność, lecz na tym , że o trz y m u je ona zdecydow aną przew agę i sk u tk iem tego d ecyd u je o góru­ jącej jakości a rty sty c z n e j i sty listy czn ej danego porządku.

I ta k w siow y g ad u ła u ru ch am ia przede w szy stk im tok fa b u la rn y dzieła, ale b y w a też, że uczestniczy w jego ry tm ie obyczajow o-obrzędow o- -litu rg iczn y m . S ty lista m łodopolski uru ch am ia przede w szystkim w obrę­ bie ry tm u p rac ludzkich sprzęg nięty ch z przy ro d ą te ob ro ty zegara epickiego, k tó re dotyczą sam ej p rzyrody. Ale uczestniczy on rów nież w tok u eg zy sten cjaln y m życia i śm ierci. Na koniec, ob serw ator rea listy cz ­ n y w szędzie po tro ch u zaznaczył sw oją obecność, głów nie w toku fab u ­ larn y m , ale nigdzie w sposób p rzew ażający. Jasn e, dlaczego: akces pisarza do M łodej P olski b y łb y niew yk o n aln y , g d yby ów trzeci n a rra to r o trzy m ał głos d ecy du jący . T akich Chłopów R eym ont w okresie 1900— 1910 i p rzy żyw ionych przez niego in te n c ja c h m itotw órczych nie m ógł b y ł napisać. Ale w p rzek ład ach na obce języki dokonyw a się często p rze­ sunięcie w tę w łaśnie stronę, co w iąże się ze w spom nianą na początku rozp raw y kw estią recepcji tej powieści.

S tosunek poszczególnych s tr u k tu r n a rra c y jn y c h w Chłopach do ich porządków , toku i ry tm u m ożna by więc porów nać do transm isji., do pasów tra n sm isy jn y c h zarzuconych na d o brane koła tego w ielkiego m echanizm u epickiego. Z arzuconych i sp raw iający ch , że chociaż ów m echanizm posiada pew ien obrót n ad rzęd n y , poszczególne jego części m ają jed n ak ru c h y sam oistne.

4

P ierw szy ze w sk azan ych porządków posiada CH ARAK TER ZDA­ RZENIOW Y TOKU, tzn. przebiega tylk o w jed n y m i nie d ającym się pow tórzyć, zrytm izow ać k ieru n k u . D ocieram y do niego, jeżeli Chłopów

(15)

odczytać niezależnie od d alszych porządków n a k ła d a ją c y c h się n a ich tok fab u larn y . T ak p rzeczy tan y cykl m oże się obyć bez m itologizującej n ad ­ budow y i jest <* w iele bliższy chłopskiej now elistyce pisarza.

Cóż podówczas czytam y? D ram aty czn ą, a byw a, że n a w e t m elodra- m atyczną, powieść o n ie sta ry m jeszcze i całkiem n ied aw n y m wdowcu, k tó ry w brew rodzinie, ale pod n aciskiem sw ojej biologii, poślubił w iejską piękność, k tó ry w p lą ta ł się, pow odow any łapczyw ością pien iądza i ziemi, w k ry m in a ln ą a w a n tu rę , zapłacił za to chorobą i śm iercią. Z am iast życia od now a — pozostaw ił po sobie m łodą w dow ę. To jest przecież p ry m i­ ty w n e streszczenie Chłopów. Do te j fab u ły odnosi się p rzypom niane przez F.-L. Schoella sta re p rzysłow ie fran cu sk ie: „qui terre a, guerre a”.

Można rów nież Chłopów czytać w edle nieco innego tok u w ydarzeń, chociaż z książką o n iesta ry m w dow cu jest on zw iązany. M ianow icie powieść o p a ru ludziach spośród w iejsk iej grom ady, k tó rzy usiłow ali się uchylić od no rm y obyczajow o-m oralnej owej grom ady, i albo dobrow ol­ nie, jak A ntek B oryna, albo pod p rzym usem , jak Jag u sia i k le ry k Jasio, zostaną tw ard o ujęci k la m rą ta k ie j norm y. ,,P a rz y m nie s u ta n n a ” — po­ w iada Jasio. Przyzw yczaisz się i będziesz b rew iarz spokojnie odm aw iał — odpow iada gospodarny pleban.

W tak odczytanej pow ieści m oże się ona n astęp n ej jesieni od nowa rozpocząć. N a h ań bę i poniżenie może w iejska grom ada w yw ieść na roz­ s ta jn e drogi Jag u się, ale przecież m orgów w łasny ch i uro d y n ik t jej nie odebrał. I skoro ludziska odpoczną na jesieni po żniw ach, skoro sobie podjedzą, w alka o nią może się potoczyć w śród now ych samców.

Pow ieść więc o tw a rta i bez rozw iązania fabularnego, k tó re by raz na zawsze zapadło, ty le że b o h ateró w życie m ocno uderzyło po głowie. Takie odczytanie Chłopów zbliża to dzieło do F erm en tów i h isto rii życia Jan k i O rłow skiej. Ta sam a filozofia życiow a R eym onta w ygląda bow iem z Chłopów tra k to w a n y ch w od erw an iu od dalszych w a rstw ko m p o zy cy j­ nych tego dzieła. A le w ow ym o d erw an iu czytać go nie m ożna, chociaż „zderzeniow ość” cyk lu tak dobitnie została przez pisarza przeprow adzona.

S tefan ia S kw arczyńska, ro ztrząsając problem „budow y treści w dziele litera c k im ” (ty tu ł rozdziału), w prow adza rozróżnienie pom iędzy zdarze­ niem stricto sensu a czynem :

Z d a r z e n i e jest tym, co wprowadza zmianę w ustalonym stanie rze­ czy. Ustalony układ stanu rzeczy nosi nazwę s y t u a c j i . Zdarzenie w ytw arza sytuację nową, świadczącą o zmianie. Pod kątem widzenia zmian, w prow a­ dzonych przez zdarzenie, m ożem y m ówić o s y t u a c j i w y j ś c i o w e j zdarzenia, która jest — że się tak wyrazim y — sytuacją zastaną przez zda­ rzenie, i o s y t u a c j i k o ń c o w e j , ustalonej przez zdarzenie, czyli o post- sytuacji. [...]

Zdarzenie ze w zględu na osoby bohaterów, których dotyczy, może m ieć charakter rozmaity. Może przyjść „od zewnątrz”, uderzyć w bohatera, który

(16)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H Ł O P O W ” R E Y M O N T A 71

okazuje się w tedy jego przedmiotem. Zdarzenia tego typu mogą być lite ­ racko zdecydowane przez siłę w yższą, mogą m ieć źródło w sferze rzeczy­ w istości m etafizycznej [...].

Źródłem zdarzeń w utworze literackim m oże być jednak człowiek. Jeśli zdarzenie ma za źródło akt w oli człowieka, a przynajmniej jeśli w ynika z jego postaw y w obec świata — nosi nazwę c z y n u ; człowiek jest w tedy podmiotem zdarzenia 14.

Na pew no postępow anie postaci w Chłopach odczytany ch jako powieść o n iesta ry m w dow cu czy jako powieść o d arem nie zbu nto w anych m ło­ dych sk ład a się z c z y n ó w o p a rty c h n a rządzący ch nim i m otyw acjach psychicznych. Ale n a w e t w tych ram ach toku jednokierunkow ego R ey­ m ont postępkom postaci sta ra się nadać c h a ra k te r z d a r z e ń , k tó re mogą pow rócić, k tó ry m i nie ty lk o sam człow iek rządzi, lecz rów nież określone s y t u a c j e . K iedy Jag u sia znajdzie się w „ sy tu acji w dow y” po B orynie, chociaż ten jeszcze żyje, powie złośliw a Ja g u sty n k a : „Za rok na nowe zadzw onią ci w esele” . K ied y A n tek znajdzie się w „sy tu acji pierw szego z ro d u ” (po zgonie ojca), jego postępki i decyzje w ew nętrzn e od razu odpow iednio się u k ład a ją, a inaczej aniżeli u A n tk a-b u n to w n ik a.

Tak więc n aw et w obrębie zdarzeniow ego c h a ra k te ru toku, czyli przebiegu w y d arzeń w jed n y m ty lk o k ieru n k u , bez n aw rotów i rytm ów , pojaw ia się w Chłopach ten d e n c ja k u ty m ostatnim . Szczególnie to widać w sy tu a c ji końcow ej i sy tu a c ji w yjściow ej całej fabuły. Pow ieść kończy się pożegnaniem epickim Lipiec (i czytelnika zarazem ) przez w ędro w ­ nego dziada: „O stańcie z Bogiem, ludzie kochane!” I w śród pełnego lata ów dziad gdzieś w św iat podąża. Pow ieść zaczyna się w czesną jesienią w id en ty czn y sposób rozm ow ą J a g a ty z proboszczem :

... Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

— Na w iek i w ieków , moja Agato, a dokąd to w ędrujecie, co?

— We św iat, do ludzi, dobrodzieju kochany — w tyli świat!... — za­ kreśliła kijaszkiem łu k od w schodu do zachodu. [J 7]

I gdyby nie to, że s ta ra A gata zm arła pow róciw szy z w iosną do Lipiec, ona m ogłaby się żegnać z nim i zam iast tam tego żebraka: „O stańcie z Bo­ giem, ludzie kochane!” S y tu a cja końcow a jest więc rów na, także s ty ­ listycznie rów na, sy tu a c ji początkow ej, co stw arza sugestię n iep rzerw a­ nego trw an ia , a nie zam knięcia definityw nego. J e st to zabieg pisarski podobny, jak gd y b y M ickiew icz i otw ierał, i zam ykał Pana Tadeusza dystychem : „I ja tam byłem , m iód i wino piłem , A com w idział i słyszał, w księgi um ieściłem ” .

14 S. S k w a r c z y ń s k a , W stęp do nauki o literaturze. T, 1. Warszawa 1954,

(17)

Ju ż więc w sam ej fab u le Chłopów p rze św itu je sw oista ek sp iacja epic­ ka. W sensie p rzek reślen ia i u niew ażnienia d ra m a tu w im ię oceny i k on­ s tru k c ji św iata o dm iennej aniżeli czysto konfliktow a. J e s t w ykluczone, ażeby R eym ont m ógł czytać E s te ty k ę Hegla. A przecież przek reślen ie d ra m a tu dokonało się w Chłopach tak , jak H egel je postulow ał w sto su n ­ k u do epiki:

Postać dramatyczna [...] już z racji charakteru samego celu, który usiłuje ona w sposób pełny kolizji przeprowadzić w danych i znanych jej okolicznoś­ ciach, s a m a stw arza sw e przeznaczenie. Inaczej postać epicka; los zostaje jej n a r z u c o n y , i ta w łaśn ie potęga okoliczności narzucająca czynowi jego indywidualną postać, wyznaczająca człow iekow i jego los i określająca w ynik jego działań, jest w łaśn ie sferą działania przeznaczenia. To, co się dzieje, powinno się dziać; jest takie i dzieje się w sposób konieczny 15.

J a k ie m echanizm y i porządki sp ełn iają w Chłopach rolę w yznaczoną im w słow ach: „to, co się dzieje, pow inno się dziać”? P ow inno się dziać, poniew aż jest n ad rzęd n e w obec czynów i w oli jed n o stk i i tw o rzy ła ń ­ cuch zdarzeń p o w tarzaln y ch, a jako tak ie koniecznych oraz n ieu n ik n io ­ nych.

D rugi w ty m dziele porządek posiada c h a ra k te r nie toku, lecz RYT­ MU, tzn. u k o n sty tu o w a n y został ze zd arzeń p o w tarzaln y ch i n a w ra ca ­ jących. J e st nim pasm o p rac ludzkich n ierozerw alnie sprzęgniętych z p rzyro dą, skoro są to p race w okół ziem i i w śród zm ien iający ch się i n aw ra ca jąc y c h pó r roku. Ów d rugi p o rządek i dotyczy człow ieka, i poza człow ieka w ykracza. Je st p raw d ą re a ln ą każdego dnia p racy i skłan ia się w stro n ę m itu.

Ta stro n a R eym ontow skiego cyklu p rzypom ina mocno średniow ieczne księgi godzin, k tó ry ch p o p u larn y m ciągiem dalszym b y ły k alen d arze rolnicze dla l u d u 16. P rz y każd ym m iesiącu zaopatrzone w ry su n e k głów nych dla danego m iesiąca p rac gospodarskich czy głównego św ięta: gw iazda b e tlejem sk a i s ta je n k a — na grud zień , w ilki w y ją na G rom nicz­ n ą — w luty m . Dzięki tem u w jed en i ten sam ry tm sp la ta ły się w nich prace rolnicze człow ieka i ry tm y czasowe d y k tow ane przez sam ą p rz y ­ rodę.

N aw et bez pedantycznego śledzenia dow odów m ożna przy jąć, że w la ­ ta c h m łodości R eym onta, na prow incji, k tó ra go w ydała, k alen darze tak ie

15 G. W. F. H e g e l , W y k ła d y o estetyce. T. 3. Warszawa 1967, s. 437. 16 I. T u r o w s k a - B a r , Polskie kalendarze X I X wieku. (Streszczenie). Łódź 1967 (egzemplarz powielany), s. 4: „Z końcem XV w. w kalendarzach oprócz przepow iedni pogody i wróżb astrologicznych zaczęto podawać w skazów ki m ie­ sięczne różnych robót gospodarskich, a także porady puszczania krwi, strzyżenia w łosów itp. Przyczyniło się to do w ielkiej w ziętości tych w ydaw nictw wśród w szystk ich klas społecznych”. Zob. też rozdz. K alen darze ludowe (s. 36—42).

(18)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H Ł O F O W ” R E Y M O N T A 73

k rą ż y ły i b y w ały doszczętnie zaczytyw ane. P isarz na pew no je m iew ał w ręk u .

S y g n alizow an y w nich porządek jest w praw dzie n ieo dw racaln y w sw oim n a stę p stw ie — po w iośnie nigdy nie m a zim y — ale jest to po­ rzą d e k p o w tarzaln y , w c ią ż ’te n sam , identyczny. F u n k c jo n u je jako koło­ w rót, nie jako następstw o. K o n sty tu u je w alory epickie inne aniżeli te, k tó re pojaw ić się m uszą p rzy fab ule w yraźnie osadzonej w historii. D zięki tak ie m u kołow rotow i rea liz u ją się pod piórem R eym onta o bser­ w acje H egla n a te m a t eposu bliskiego p ierw o tn y m kosm ogoniom , eposu zanurzonego w przedh istorię.

H egel pisze:

W szystko, z czego człow iek w swym zewnętrznym życiu korzysta: dom i dwór, namiot, stołek, łoże, m iecz i włócznia, statek, którym pruje fale m or­ skie, rydwan, który w iezie go w bój, gotowanie i sm ażenie, ubój bydła, po­ traw y i trunki — wszystko to nie powinno [w epickim stanie świata] być dla niego tylko m artw ym środkiem; w szystkim i sw ym i zm ysłam i i całą swą jaźnią m usi on jeszcze odczuwać żyw y z tym związek [...]. Nasz dzisiejszy system m aszynow y i fabryczny z jego w ytw oram i oraz sposób zaspokajania naszych zewnętrznych potrzeb życiowych w ogóle nie harm onizowałby zupeł­ nie, podobnie jak cała nowoczesna organizacja państwa, z tym tłem życiowym , jakiego wym aga pierwotna epopeja. Podobnie bowiem jak rozsądek ze sw oi­

mi uogólnieniam i oraz ich niezależnym od indywidualnego przekonania w ładztw em nie powinien jeszcze przejawiać się w warunkach w łaściw ego epickiego światopoglądu, tak też nie m oże jeszcze człowiek w ystępow ać jako w olny od żyw ego związku z przyrodą, od krzepkiej i św ieżej, po części przy­ jaznej, po części wrogiej z nią łą czn o ści17

Lecz to, co w epopei p ierw o tn ej (zakładając, że kiedykolw iek ona istn iała w czystej postaci, a nie jest ty lk o system em m ak sy m alistycz- ny ch i k o n sek w en tn y ch postulatów Hegla) było in sty n k to w n e, w m echa­ nizm ie zegarow ym R eym ontow skiego cyklu jest zam ierzone. Co nie zna­ czy, ażeby było w ym y słem literack im , poniew aż zgodne się okazuje z n a ­ tu ra ln y m , in sty n k to w n y m , a nie in te le k tu a ln y m św iatopoglądem tw órcy owego cyklu.

M usiałoby się zacytow ać pow ażną część tek stu Chłopów, ażeby w spo­ sób uszczegółow iony w skazać, jak dalece d ram a ty c z n y i w ręcz a w a n tu rn i­ czy porządek w y d arzeń ulega w nich n ad rzęd n em u naciskow i przyrody, jej n aw ro tom d y k tu ją c y m człow iekow i jego postępow anie. Ten nacisk sięga u postaci R eym onta aż do sfery ich podśw iadom ości, trw a on i drąży człow ieka n aw et w chorobie i u tra c ie k o n ta k tu z otoczeniem . K lasyczną w te j m ierze sceną jest ta, k ied y n iep rzy to m n y od czasu bó jki o las

(19)

M aciej B oryna budzi się nocą pod ow ym naciskiem , a p isarz ta k p re ­ z e n tu je m otyw acje, k tó re p rzeb ieg ają przez jego przyćm ioną św iadom ość:

— Pora w staw ać, pora... — powtarzał, żegnając się w ielekroć razy, i za­ czynając pacierz rozglądał się zarazem za odzieniem, po buty sięgał, kaj zw ykły były stoić, ale nie znalazłszy niczego pod ręką, zapom niał o w szystkim i błądził bezradnie rękoma dokoła siebie, pacierz mu się rwał, iż jeno p on ie­ które słow a marniał bezdźwięcznie.

Skołtuniły mu się naraz w mózgu w spom inki jakichś robót, to sprawy dawne, to jakby odgłosy tego, co się dokoła niego działo przez cały czas choroby, przesiąkało to w niego w strzępach nikłych, w bladych przypom nie­ niach, w ruchach zatartych jak skiby na rżyskach i budziło się teraz nagle, kłębiło w mózgu i na św iat parło, że poryw ał się co chwila za jakimś m aja­ kiem, lecz nim się go uczepił, już mu się rozłaził w pamięci jako te zgniłe przędze i dusza mu się chw iała kiej płom ień nie m ający się czym podsycić.

Tyle jeno teraz w iedział, co się może śnić o pierwszej zw ieśnie drzewom poschniętym, że pora im przecknąć z drętw icy zimowej, pora nabrane chlusty w ypuścić ze siebie, pora zaszumieć z wichram i w eselną pieśń życia, a nie wiedzą, że płonę są ich śnienia i próżne poczynania...

Za czym cokolwiek robił, czynił, jako ten koń po latach chodzenia w k ie ­ racie czyni na wolności, że cięgiem się jeno w kółko obraca z przywyku. Maciej otworzył okno i w yjrzał na św iat, zajrzał do komory i po długim nam yśle pogrzebał w kominie, zaś potem, jak stał, boso i w koszuli, poszedł na dwór. [W 389—390]

I jak się już pow yżej rzekło, w cale ta k nie jest w powieści, ażeby ty l­ ko n a rra to r o pro w en ien cji poetycko-m łodopolskiej pełn ił rolę łącznika m iędzy dw om a om aw ianym i porządkam i. W cyto w an ym frag m en cie obecny jest przecież re a listy cz n y obserw ator, k tó ry z w ielkim m istrzo s­ tw em i trafn o ścią spostrzeżeń w n ik n ą ł w na pół św iadom e ru ch y i jesz­ cze m niej św iadom e doznania i im p e raty w y B oryny. T ylko gdzieniegdzie zapożycza się on językow o od sty liza to ra m łodopolskiego, jak np. w u s tę ­ pie o budzących się na przedw iośniu drzew ach. I dopiero pod koniec całej sceny, k ied y dokonyw a się sym boliczna k re a c ja B oryny-S iew cy, te n sty lista o b ejm uje w artę.

On też zasadniczo obsłu g u je m itotw órcze obrazy i przem ian y k r a jo ­ brazu oraz p rzy ro dy , do k tó ry ch odczucia konieczna jest k o n tem p lacja i d ystans, m ało dostępne człow iekow i pochylonem u n ad pługiem i kosą. R eym ont w iedział, że ta k jest ze stosu nk iem do p rzy ro d y w św iad o ­ mości chłopa. W iedział także, że g d y b y ty lk o n a niej polegał, n igd y b y nie zdołał jako tw órca sk on stru ow ać owego drugiego porządku. Ś w ie tn y tego p rzy k ła d n ap o ty k a m y w tom ie Lato, k ied y k le ry k Jasio czyta J a ­ gusi Pana T ad e u sza:

czytając raz jeszcze te m iejsca, kaj było o polach i lasach, ale mu przerwała: — Przeciek i dziecko w ie, co w borach rosną drzewa, w rzekach jest w oda i sieją na polach, to po co drukować o tym wszyćkim?,,. [L 259]

(20)

P R Ó B A N O W E G O O D C Z Y T A N IA „ C H Ł O P Ó W ” R E Y M O N T A 75

W tw o rzen iu owego drugiego p orządku zdarza się rów nież niekiedy, że udział w eźm ie także w siow y gaduła. S tru k tu ry n a rra c y jn e z sobą w spółuczestniczą, różne try b y i tra n sm isje n a rra c y jn e służą obrotow i tego sam ego koła. To przecież w siow y gaduła opow iada o sk u tk ach w y ­ stępków Ja g n y dla gospodarstw a jej m atki. S k u tk i sięgają tak daleko, że człow iek został w yk lu czo ny z ry tm u p rzy rod y . J e st w ty m w ina i k ara rów n a tem u, co w yk lu czenie z chrześcijańskiego obrzędu czy chociażby zw yczaju ludowego: Ja g u sia nie może pójść na pielgrzym kę do Często­ chow y, jej w y stęp k i są zbyt groźne, ażeby dostąpić m ogła udziału w tej grom adzkiej ekspiacji. Zw ażm y jed n ak w poniższym cytacie, jak ów g aduła o statn ie słowo oddaje m itotw órcy, bez obsłonek apelującem u do słonecznego m itu o ry d w an ie A pollina:

U Dominikowej zrobiło się już zgoła nie do wytrzym ania. Jagusia bo­ w iem łaziła kiej nieprzytom na i o bożym św iecie nie wiedząca, Jędrzych też jeno zbyw ał roboty, coraz częściej przesiadując u Szymków, a w gospodar­ stw ie czynił się taki upadek i opuszczenie, że nieraz nie w ydojone krowy pędzili na paśniki, św in ie kwiczały z głodu i konie obgryzały drabiny rżąc przy pustych żłobach, boć stara nie poredziła zaradzić w szystkiem u, jesz- czek ona utykała o kiju, z przewiązanym i oczami, na pół ślepa, to i nie dziwota, co głow a jej pękała od turbacyj.

Bo i jakże: gnój pod pszenicę w ysych ał w polu, a nie m iał go kto' przyorać, len się już prosił o w yryw anie, ziem niaki zdałoby się jeszcze raz opleć i osypać, brakowało drew na opał, porządek gospodarski niszczał, żniwa były za pasem, roboty starczyło choćby i na dziesięć rąk, a tu szło, kieby kto w nosie podłubywał. [L 306]

Tylko jedne pola Dom inikowej stojały opuszczone i jakby zapomniane; ziarno się już sypało z kłosów, zboża m dlały od suszy, a nikto się tam nawet nie pokazywał, z lękliw ym smutkiem odwracano od nich oczy, niejeden już w zdychał nad nimi, niejeden drapał się frasobliw ie, oglądał trw ożnie na drugich i potem jeszcze skwapniej przypinał się do roboty, nie pora było deliberow ać nad taką m arnacją i upadkiem.

Albowiem te żniw ne dnie toczyły się już kiej koła rozm igotane złocistymi szprychami słońca i przechodziły jedne za drugimi, a coraz chybciej, i za­ równo znojne, i zarówno ciężkim a radosnym trudom oddane. [L 325]

J e st w iną — nie w obec m oralności grom ady, ale jakichś in n y ch m ocy — w iną jest w ty m d ru g im porządku nie zebrać zboża; b y d łu nie dać jeść, nie rozrzucić w porę gnoju n a podoryw ce: . N iejeden d rap a ł się fra ­ sobliwie, oglądał trw o żn ie ” . W iną wobec jak ich m ocy obecnych na tej m itologicznej płaszczyźnie? P ow tórzm y za Heglem : „nie może jeszcze człow iek w ystępow ać jako w olny od żywego zw iązku z przyrodą, od po części p rzy ja zn e j, po części w rogiej z nią łączności” . W roga łączność nie ty lko podówczas się zjaw ia, gdy rozszaleje się b u rza i zniszczy plony.

(21)

P rz y ro d a m a do tego praw o. W roga łączność, k tó ra jest w iną, jaw i się, kiedy isto ta ludzka nie zbierze plonów 18.

Śm ierć B o ryny-S iew cy to n a jb a rd zie j p a te ty cz n y i k u lm in a c y jn y w po­ wieści w y raz ty ch zależności i ocen m oralnych. N iestety , znakom icie tę scenę rozpocząw szy, zakończył ją pisarz w sposób zbyt przesym bolicz- niony, zbyt m łodopolski, jak b y sam em u sobie nie u fał i lękał się, że u ży ­ w ając środków prostszych, nie osiągnie zam ierzonego efektu. Tym czasem sienkiew iczow skie zakończenie tom u poprzedniego, Zima: pow rót do Lipiec zw ycięskich chłopów, dowodzi, że ściszając ek spresję, m ógł był rów nież ten efekt osiągnąć.

Ów d ru gi porządek prow adzi w kom pozycji Chłopów do sk u tk ó w d a le ­ kosiężnych, o k tó ry c h później. On bow iem n a jsiln ie j w p ły w a n a szcze­ gólne u k ształto w an ie ew okacji czasu w ty m dziele — czasu pojm ow anego jako d aleki od historii, o p a rty na zasadzie koło w ro tu i pow racania z ja ­ w isk, ry tm tem p o raln y św iata w ogóle. K orzenie m itu i m ito tw ó rstw a zawsze za glebę sw oją m ają tego ro dzaju kołow rót czasu i ry tm te m ­ poralny.

5

K olej n a dalszy porządek w e w n ętrzn y Chłopów. P orząd ek trzeci po­ wieści został nazw an y o b y c z a j ó w o-o b r z ę d o w o -r e 1 i g i j n y m.

J e st on realizo w an y w powieści przez n a w ra ca jąc y rok o b rzęd o w o -litu r- giczny, złożony z w ielkich św iąt dorocznych, z w ielkich odpustów , z obrządków litu rg iczn y ch to w arzyszących n arodzinom i śm ierci czło­ w ieka. W ry tm tego ro ku w p lata się, jako jego sk ład n ik nieodzow ny, ludow y rok obyczajów i zw yczajów , ja rm a rk u , dyngusu, w różb, w esel, uśw ięconych tra d y c ją i szczególnym ry tu a łe m p ieśn io w o -teatraln y m . Ten rok stanow i rów nież sw oisty kołow rót, jest więc ry tm em , a nie to ­ kiem . Chociaż nie w yznaczyła go uległość p rzyrodzie, filozoficznie ozna­ cza on to samo: podporządkow anie jed n o stk i nakazom i m oralności gro ­ m ady, wyższość san k cji zbiorow ej nad sa n k cją in d y w id u aln ą.

Pow tarzaln ość i ry tm iczność to k u obyczajow o-obrzędow o-religijnego jest jeszcze ściślejsza aniżeli w p orządku w iążącym człow ieka z p rz y ­

18 Obecność takiej m otyw acji stw ierdzić m ożna nie tylko w Chłopach, ale także w relacji reportażowej pisarza. W reportażu Z ziemi ch ełmskiej (Warszawa 1911) jej św iadectw em jest historia w si Hułdy, do której za karę przysłano rotę piechoty, okupującą w szystkie chałupy i uniem ożliw iającą chłopom prace rolne. Dzieje się to i jesienią, i na wiosnę: „a tymczasem pola leżały odłogiem, nie było czasu ni orać, ni siać, ni nawet w ykopać ziem niaków, które gniły, gdyż jesień była w ielce mokra, w ieś niszczała coraz bardziej” (s. 53). „Pora była robót w iosennych, pola krzyczały o pługi, o ziarno, ale m iał to kto głow ę do roboty, kiedy troska w ypijała każdą m yśl i moc w szelk ą” (s. 51).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z punktu widzenia zagadnienia omawianego w niniejszym artykule oraz charakteru zbioru nazw własnych zawartych w powieści Władysława Reymonta, największe znaczenie ma

N ajbardziej chyba reprezentatyw nym tego przykładem jest sytuacja, w jakiej znalazł się na placu św.. Przez chwilę wydaje się człowiekowi, że pojął ju ż

Z punktu widzenia zagadnienia omawianego w niniejszym artykule oraz charakteru zbioru nazw własnych zawartych w powieści Władysława Reymonta, największe znaczenie ma

Jaskółki i szczygły chyba żyją w zgodzie, P rzynajm niej tak mi się wydaje co dzień. N iektóre ptaki, które odleciały, to przylecą, A w je s ie n i

„tw ardej” pornografii przez w prow a­ dzenie przepisu: Kto produkuje lub spro­ wadza w celu rozpowszechniania albo rozpowszechnia treści pornograficzne związane z

(W ątpliwość ta nie dotyczy oczywiście pracy nad wykazaniem wzajemnego stosunku poszczególnych ręko­ pisów, ale tylko w w ypadku, gdybyśm y opierali się

W dalszej części swych rozważań Mitchell przytacza różne rodzaje tekstualności obecne w malarstwie: „Obraz, który (obok innych przedmiotów) przedstawia tekst (ot-

„M istrzow ie” n ie stw arzali „m istrzow skiego” dystansu, w ręcz przeciw nie, robili w szystko, by go