• Nie Znaleziono Wyników

Wzniosłość w "Panu Tadeuszu"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wzniosłość w "Panu Tadeuszu""

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Ignacy Chrzanowski

Wzniosłość w "Panu Tadeuszu"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 31/1/4, 13-28

(2)

WZNIOSŁOŚĆ W „PANU TADEUSZU“

W jednym ze swoich najpiękniejszych szkiców literackich1 mówi Stanisław Tarnowski : „W tej wielkiej Pieśni o ziem i na­

szej, którą śpiewają wszyscy nasi poeci, jest wiele tonów i strof

wiele. Raz ta, drugi raz inna strofa zdaje nam się najpiękniej­ szą . . . Czasem będzie to ton rzewny, jak żeby sto arf razem towarzyszyło do płaczu, czasem rzeźki i wesół jak nuta ma­ zurka, czasem głuchy jak podziemny odgłos trzęsienia ziemi, czasem uroczysty jak kościelny dzwon, czasem cichy „jak kilka much, co z siatki wyrwie się pajęczej“, lub znowu „huk jak stu gromów“. Ale wszystkich tych tonów, razem w jeden akord połączonych, nie słyszy się zw y k le. . . . Akord pełny, obejmu­ jący wszystkie te tony, od najcichszych do najpotężniejszych, od najsłodszych do przykrych „jak zgrzyt żelaza po szkle“, pieśń zupełna, w której każde z uczuć naszych ma swoją strofę, a w niej wszystkie swoje tony, lutnia doskonała, w której żadnej struny nie braknie, i zarazem obraz, który obejmuje wszystkie strony życia i wszystkie siły duszy, wszystko, co tylko człowiek ma i co kocha, — taki jest tylko jeden : Pan Tadeusz, i dla­ tego on trzyma prym w Pieśni o ziem i naszej“.

Te słowa Tarnowskiego są, zapewne, raczej i m p r e s j ą e s t e t y aniżeli s ą d e m e s t e t y k a . Czy jednak ta impresja nie ostaje się wobec analizy estetycznej?

A nie idzie nam tutaj ani o mistrzowską kompozycję po­ em atu i o zrealizowanie tego jej ideału, który estetyka nazywa jednością w rozmaitości, ani o doskonałą harmonję treści z formą, ani naw et o to, że ten poemat spełnia inny jeszcze ideał sztuki, że mianowicie, odrywając nas od rzeczywistości, daje nam je­ dnocześnie jej wspaniałą ułudę, a to dzięki swojej plastyce, malowniczości i iście królewskiem u bogactwu środków, wywołu­ jących wrażenia motoryczne, które tak doniosłą rolę wywołują w odczuwaniu piękna. Nie idzie nam i o to, że w poezji epickiej całego świata darem nieby szukać równie doskonałego urzeczy­ wistnienia tego ideału poezji, który W agner nazwie później „Gefiihlswerdung des V erstandes“, — bo przecie cały Pan Ta­

deusz, od początku do końca, przy całym swoim spokoju epic­

1 A dam M ickiew icz, ży c ie i d z ie ła , z a r y s b io g ra ficzn y. Petersburg (w łaściw ie: Kraków, 1898), s. 71 — 72.

(3)

kim, jest przesiąknięty własnem uczuciem poety, zabarwiającem i ogrzewającem przedmiotową prawdę nietylko ważnych albo i wielkich zdarzeń w życiu czy to jednostki, czy całego jednego narodu, ale nawet drobnych szczegółów szarego, pospolitego życia.

Otóż, nie mówiąc o tem wszystkiem, pytam y: który inny utw ór poezji polskiej może budzić w duszy tak różnorodne wrażenia estetyczne, jak Pan Tadeusz, czyli, co na jedno wy­ chodzi, gdzie indziej jest taka obfitość i różnorodność p o s t a c i p i ę k n a ? Stanowcza przewaga piękna r a d o ś c i ż y c i a nie wyklucza tu piękna jego s m u t k u ; tak zwana c h a r a k t e - r y s t y c z n o ś ć , której artystycznem wcieleniem jest prawie cały świat szlachecki, nie wyłącza w ł a ś c i w e j p i ę k n o ś c i , jaką tchnie np. postać Zosi i niektóre opisy pogodnej natu ry ; od t y p o w o ś c i Sędziego, Podkomorzego, ogółu szlachty za­ ściankowej odbija się tem silniej potężna i n d y w i d u a l n o ś ć Jacka i oryginalność Gerwazego czy M aćka; w d z i ę k prze­ plata się ze w z n i o s ł o ś c i ą ; k o m i z m postaci i sytuacyj ustępuje niekiedy miejsca ich p o w a d z e , albo i t r a g i z m o w i ; p o g o d n y h u m o r poety, kochającego życie i patrzącego na ludzi to z wesołym ś m i e c h e m , to z pobłażliwym u ś m i e ­ c h e m , nie zabija p o w a ż n e g o h u m o r u mędrca.

I możnaby tak jeszcze długo wyszczególniać różnorodne postaci piękna, tem dłużej, że jest ich z pewnością dużo wię­ cej, niż tych, które wymienia estetyka poezji. Nasza wciąż jeszcze bardzo uboga krytyka estetyczna mało się dotychczas zajmowała analizą i charakterystyką piękna w Panu Tadeuszu, poprzestając prawie wyłącznie na sądach, często trafnych, a na­ wet i subtelnych, ale będących raczej owocem bezpośrednich wrażeń, aniżeli ich przemyślenia. W spaniała rozprawa Stani­ sława Witkiewicza Mickiewicz jako kolorysta, znakomite studjum Tretiaka Obrazy nieba i ziem i w „Panu Tadeuszu“, śliczny szkic Kazimiery Iłłakowiczówny Serce poety w Panu Tadeuszu, — należą do wyjątków. O jednej z najistotniejszych cech poematu, którą jest humor, pisano niemało, ale o innych postaciach pię­ kna — bardzo mało, albo i nic, nie wyłączając tej postaci, bez której w Polsce ogół społeczeństwa doniedawna jeszcze nie ro­ zumiał i nie uznawał, a niektórzy, zwłaszcza starsi, wychowani w kulcie poezji romantycznej, do dziś dnia nie uznają w i e l ­ k i e j poezji. Tą postacią piękna jest w z n i o s ł o ś ć . Jakże zna­ mienną jest rzeczą, że mówiło się i wciąż mówi jeszcze tylko o trzech w i e l k i c h poetach epoki romantyzmu, a czwartego wielkiego, Fredry, nie nazywało się i jeszcze nie nazywa wiel­ kim ! Dlaczego ? Bo w komedjach niema wzniosłości, albo przy­ najmniej jest jej bardzo mało. Wielkim poetą nazywa się W y­ spiańskiego. Czemu? Dlatego przedewszystkiem, że w jego po­ ezji jest wzniosłość.

I oto, w roku jubileuszowym Pana Tadeusza, w arto się zastanowić, co jest w nim wzniosłego.

(4)

I. ROZPRAW Y. — W zniosłość w „Panu Tadeuszu” 15 I.

Tylko nasamprzód — co to jest w z n i o s ł o ś ć ? Odpo­ wiedź, choćby krótka, jest konieczna, albowiem w naszej mowie potocznej nie wszyscy przywiązują do tego wyrazu jedno zna­ czenie; co więcej, nasza mowa potoczna niezawsze tu jest zgo­ dna z terminologią estetyczną. Tę zaś terminologię przejęliśmy od obcych — głównie od Niemców.

Grecy nazywali wzniosłość wysokością: ten znakom ity traktat, który jest w nauce europejskiej pierwszem studjum 0 wzniosłości, a przypisywany myślicielowi III w ieku po Chry­ stusie, Longinowi, ma tytuł Περί vipovg — O w ysokości1. Rzy­ mianie jednak nazywali wzniosłość nie wysokością, tylko w y ­ niosłością — sublim itas: Plinjusz mówi o „wyniosłości platoń­ skiej“, Kwintyljan — o „wyniosłości pieśni bohaterskiej“. Ten to term in przejęli od Rzymian Francuzi (sublimité), Włosi (sub­

limité) i Anglicy (sublimity). Niemcy utworzyli wyraz rodowity,

do dziś dnia obowiązujący w terminologji estetycznej: E r­

habenheit.

A m y ? W wieku XVIII, pomimo że w tem właśnie stu ­ leciu urodziła się w Europie zachodniej estetyka naukowa, u nas terminologja estetyczna była jeszcze w stanie niem ow lęctw a2 1 nie miała wyrazu, któryby dokładnie oznaczał pojęcie wznio­ słości. W wieku XIX, w epoce pseudoklasycyzmu, prawodawca „dobrego sm aku“, Stanisław Potocki, nazywał styl Demostenesa nie wzniosłym, tylko „wyniosłym“, „gwałtownym“, pełnym „za­ chwycenia“. Stary Adam Czartoryski mówi już o „myślach, słowach i uczuciach górnych“, o „stylu górnym “, a Narusze­ wicza nazyw a „poetą szczytnym“. W niepospolitej na swój czas

Teorji sm aku w dziełach sztu k pięknych Euzebjusza Słowac­

kiego, który się opierał już na estetyce niemieckiej, mamy cały jeden paragraf O uczuciu wielkości i górności, którą autor — po raz pierwszy w Polsce — odróżnia od właściwego piękna. Filomata Józef Kowalewski zatytułował swój przekład owego traktatu greckiego nie „O wzniosłości“, tylko O górności.

Termin „wzniosłość“ wprowadził do estetyki polskiej bo­ daj czy nie dopiero Brodziński, tłumacząc tak term in niemiecki

Erhabenheit — nasamprzód (1825) w przekładzie rozprawy

Kanta Uwagi o piękności i wzniosłości, a potem (1834) we wła­ snej rozprawie Piękność i wzniosłość. Zresztą już w wykładach uniwersyteckich posługiwał się tym terminem, który ostatecznie uświęcił u nas Kremer w swoich W stępnych zasadach estetyki (czyli w tomie pierwszym Listów z Krakowa, r. 1843).

1 Że ten term in tylko częściow o odpow iada tem u, co dzisiaj nazy­ w am y w zniosłością, o tem ob. George Saintsbury, A H isto ry o f C riticism

a n d L ite ra ry T aste o f E urope, Tom I, s. 152 nast.

- Ob. Stanisław Dobrzycki, N o ta tk i do d zie jó w ję z y k a p o lsk ieg o lite­

rackiego. II, Z d zie jó w ję z y k a k r y ty k i litera ck iej p o ls k ie j. (Prace filo lo ­

(5)

Jedyne, jak dotychczas, studjum specjalne o tej postaci piękna w poezji nosi tytuł : Wzniosłość u Słowackiego. Autorem jest Ignacy Matuszewski, pierwszy nasz wybitny krytyk, który nie poprzestawał na wypowiadaniu swoich własnych różno­ rodnych wrażeń estetycznych, ale nadto badał ich psychologię i określał ich znamiona.

Otóż polska mowa potoczna do dziś dnia pojmuje term in estetyczny „wzniosłość“ i nieściśle, i ciasno. Nieściśle, bo nie­ raz mięsza „wzniosłość“ z „podniosłością“. Kiedy mówimy np. „ w z n i o s ł y czyn“, to najczęściej mamy na myśli jego wartość e t y c z n ą , a nie e s t e t y c z n ą . Ściśle biorąc, powinniśmy mówić: „czyn p o d n i o s ł y “, co zresztą nie przeszkadza, że wszystko, co jest napraw dę etycznie podniosłem, może być estetycznie wzniosłem. Ale mniejsza o to.

Ważniejszą jest rzeczą, że czyn, nie będąc etycznie pod­ niosłym, co więcej, będąc niemoralnym, a naw et zbrodniczym, może być estetycznie wzniosłym — oczywiście tylko w sztuce, bo w życiu każdy czyn zbrodniczy (albo, dajmy na to, obrzy­ dliwy) nie może wywołać wrażenia estetycznego w duszy czło­ wieka — przynajmniej człowieka, nie wyzutego z poczucia mo­ ralności. Ale w sztuce — np. w malarstwie, a nadewszystko w poezji — może, bo przecie prawdziwa sztuka jest nie kopją, nie odtworzeniem rzeczywistości, tylko jej przetworzeniem — takiem, że, dając nam jej złudzenie, jednocześnie odrywa nas od niej i dzięki temu daje nam niepamięć nieetycznej rzeczy­ wistości. Tak np. — w życiu — planowanie przez zbrodniarzy morderstwa śpiącego człowieka, a cóż dopiero wykonanie tego planu, jest rzeczą nietylko straszliwą, ale okropną, potw orną: ale — w poezji Śzekspira, w drugim akcie Makbeta — jest rzeczą estetycznie wzniosłą. Albo jeszcze. W powieści Choro- mańskiego Zazdrość i m edycyna opis operacji Rebeki Widma- rowej jest okropny, a może naw et obrzydliwy: tak, ale z opisu tej operacji autor umiał wydobyć, jak to słusznie pow iedzianox, „coś znacznie więcej, niż opisowość“, bo mało fantastyczną bie­ głość i nieprawdopodobną przytomność umysłu chirurga Tamtena i szaloną szybkość długiej operacji, nie mówiąc już o jej grozie.

„Artystycznem okiełznaniem okropności“ nazwał Nietzsche wzniosłość w sztuce; i miał słuszność o tyle,że wszystko wogóle, co artysta ujął w kształt artystyczny, może wywołać wrażenie estetyczne. Z tem wszystkiem ta definicja Nietzschego jest bar­ dzo jednostronna, a naw et rozpaczliwie ciasna. Bo czyż w ra­ żenie wzniosłości płynie tylko z artystycznego okiełznania okrop­ ności? czy np. poświęcenia życia dla wiary albo dla ojczyzny nie nazwiemy wzniosłością? A cóż dopiero powiedzieć o Gol­ gocie? czy można sobie wyobrazić coś bardziej nadludzko wzniosłego nad poświęcenie i dobrowolną mękę Boga-człowieka

(6)

I. RO ZPRAW Y. — W zniosłość w „Pan u Tadeuszu” 17 dla zbawienia ludzkości? I czy trzeba przypominać, że dla Kanta dwie rzeczy były najwznioślejsze ze wszystkich : widok nieba gwiaździstego nad głową człowieka i głos nakazu moral­ nego w jego duszy? To wszystko — w życiu.

A w sztuce? Nie przecząc, że wzniosły jest i Orestes, mordujący rodzoną matkę, i Prometeusz, bluźniący Zeusowi, i lady Makbet, i jej młodsza siostra Balladyna, pytam y: czy nie są postaciami wzniosłemi: i król Edyp w Kolonie, i Anty­ gona, i Książę Niezłomny, i Faust w drugiej części tragedji, i Roza W eneda, i Lilia Weneda, i Chilon od chwili, kiedy, wi­ dząc mękę Glauka, przejrzał i uwierzył w C hrystusa?

Jakże teraz wybrnąć z trudności tego zagadnienia ? Będzie to rzeczą łatwą, ale pod jednym w arunkiem : trzeba znaczenie wyrazu „podniosłość“ ograniczyć jedynie do wartości moral­ nych, znaczenie zaś term inu „wzniosłość“ rozszerzyć, oznaczając nim to swoiste uczucie estetyczne, które w duszy ludzkiej ro­ dzi wszelka wogóle w i e l k o ś ć p o n a d z w y k ł ą m i a r ę , bez względu na to, czy w życiu jest moralna czy niemoralna, do­ broczynna czy złowroga, podniosła czy nikczemna, pogodna czy okropna, cicha czy „huczna“, łagodna czy „rozhukana“, jakby powiedział Juljusz Słowacki, to znaczy ten poeta, któremu bo­ gactwem różnych rodzajów wzniosłości nie dorównał u nas nikt, nie wyłączając Mickiewicza.

„Uczucie górności — mówi Euzebjusz Słowacki — jest to uczucie, które nas w nadzwyczajne wprawia podziwienie, które nas zachwyca i odmienia gwałtownie stan duszy; różni się to uczucie od uczucia piękności, to albowiem jest spokojne i słodkie, tamto mocne, burzliwe i głębokie; czem jest wesoły i zielo­ nością okryty pagórek do czarnej i piorunami pooranej skały, tem jest p i ę k n o ś ć w stosunku do g ó r n o ś c i “ 1. Nowoczesna estetyka psychologiczna ma właśnie to jeszcze do dodania, że źródłem przedmiotowem uczucia „górności“ jest wielkość i że to uczucie, będąc istotnie zawsze „mocnem“ i „głębokiem“, może nie być „burzliwem“, bo przecie nie każda wielkość, nie każdy „zachwyt“ i nie każde „nadzwyczajne podziwienie“ musi być gwałtowną burzą: przeciwnie — może być wspaniałą, błogosławioną ciszą serca. Tak, mylą się ci, co, jak Matuszewski, za nieodzowny w arunek uczucia wzniosłości poczytują przy­ mieszkę, i to mocną, pewnej przykrości, ostrości, niepokoju, bólu : zapewne, w niektórych rodzajach wzniosłości ta przy­ mieszka jest, np. w Makbecie albo w Ojcu zad żu m io n ych ; a je­ żeli obydwa te utw ory dają nam zadowolenie estetyczne, to dla­ tego, że jest w nich „artystyczne okiełznanie“ tych przykrych uczuć, jest „ulga“, żeby się posłużyć term inem Arystotelesa, zastosowanym do tragizmu, którego bez wielkości i, co za tem idzie, bez wzniosłości niema. Otóż są — zarówno w naturze, jak

1 D zieła. Тош I. W ilno, 1824. str. 68.

(7)

w sztuce — zjawiska, dające wrażenie wzniosłości bez p rz y ­ mieszki uczuć przykrych, jakoto : widok gwiaździstego nieba, spo­ kojnej powierzchni bezkresnego morza albo pogodnego wschodu słońca; a czy taka np. Madonna Sykstyńska Rafaela, której nikt chyba nie odmówi wzniosłości, wywołuje jakiekolwiek przy­ kre uczucie, któreby wymagało „ulgi“ ? Chyba że kto powie, iż każda wogóle wielkość przygnębia człowieka, bo się wobec niej czuje prochem : to jednak uczucie jest uczuciem wtórnem, płynącem nietyle z bezpośredniego wrażenia estetycznego, ile ze świadomego albo napół świadomego rozmyślania nad w łasną małością. Co więcej, naw et w tem przygnębieniu jest jakaś rozkosz duchowa — właśnie na widok wielkości czyto w świecie rzeczywistym, czy też w „rajskiej dziedzinie u łudy“.

W twórczości Mickiewicza wzniosłość jest już w młodzień­ czej Odzie do młodości. A później wzniosły jest i Gustaw w ogromie swojej miłości i swojej rozpaczy, i swego uspoko­ jenia, i Konrad Wallenrod w ogromie swego poświęcenia dla ojczyzny, i swojej męki duchowej, i w majestacie swojej samo­ bójczej śm ierci; wzniosłe są niektóre Sonety K rym skie w swoim przepychu; wzniosły jest Farys w swoim szalonym pędzie. A cóż dopiero powiedzieć o Konradzie - Prometeuszu w jego walce z Bogiem i o księdzu Piotrze w ogromie jego pokory! Wzniosłą jest opowieść Sobolewskiego o kibitkach, której groza jest okiełznana nietylko końcową modlitwą do Boga, ale i m a­ jestatycznym spokojem całej opowieści. Wzniosłem jest zakoń­ czenie Przeglądu wojska w wielkości cierpienia i psiego posłu­ szeństwa biednego chłopa rosyjskiego i w ogromie współczucia poety. Wzniosłą jest Modlitwa wieczorna w przepastnej głębi uczucia religijnego i w majestacie rozmodlonej duszy.

To wszystko — przed Panem Tadeuszem. Jednego tylko tam niema : wzniosłości okropnej, takiej np., jaka jest w pierwszej scenie Beatrix Cenci, gdzie córka kąsa rodzonego ojca, kiedy się ten targa na jej dziewictwo, albo takiej, jaka jest w postaci Popiela w pierwszym rapsodzie Króla Ducha.

II.

A teraz — Pan Tadeusz. Niejeden może powie, że w tych „księgach“, które sam Mickiewicz nazwał prostemi, jako wie­ śniaczek piosenki, niema tak różnorodnej i tak wielkiej wznio­ słości, jak w utworach wcześniejszych, że np. niema tam nic, nie wyłączając spowiedzi Jacka, coby żywiołowym wybuchem uczucia mogło się mierzyć z Improwizacją, grozą z opowieścią o kibitkach, głębią uczucia religijnego i ogromem pokory z Mo­

dlitwą wieczorną. Może tak jest naprawdę — wszystko zależy

od upodobań indywidualnych. Lecz, korzystając właśnie z indy­ widualnych upodobań, które były inne w młodości, inne w wieku dojrzałym, a jeszcze inne są o zachodzie życia, niechaj wolno

(8)

I. RO ZPRAW Y. — W zniosłość w „ P an u Tadeuszu” 19 będzie powiedzieć, że tak różnorodnej wzniosłości, jak w Panu

Tadeuszu, niema w żadnym innym utworze Mickiewicza.

A więc nasamprzód — wzniosłość obrazów natury. Już w Sonetach K rym skich są wspaniałe szkice przyrody egzo­ tycznej, załamane w pryzmacie to podziwu i zachwytu, to ra ­ dości życia, to smutku i tęsknoty, czyli, innemi słowy, opisy natury są w tych sonetach jakby tylko symbolem własnych uczuć poety. A do tego ciasne i ścisłe rozmiary wierszowe so­ netu, na które się skarżył nawet Goethe, sprawiły, że chociaż

Sonety K rym skie są jednem z największych arcydzieł liryki

całego świata, nie mogło być w nich pełni obrazów natury. W Panu Tadeuszu — inaczej: na blisko dziesięć tysięcy wierszy całości niemal półtora tysiąca przypada na obrazy n a ­ tu r y 1; więc, jeśli nie we wszystkich, to w niektórych pełnia być mogła — i jest. Innemi słowy: jedne obrazy są tylko zlekka naszkicowane, są jakby tylko tłem albo raczej jakby organiczną częścią akcji ; inne, wykończone w najdrobniejszych szczegółach, są naturalnie także w pewnym związku z akcją, niemniej przeto stanowią samodzielne całostki artystyczne. Otóż wśród jednych i drugich obrazów są takie, które przez wielkość swoich zja­ wisk, wywołują uczucie wzniosłości.

Oto np. widok zamku : wieża, dzięki mgle porannej, „zdała się dwakroć wyższa“ ; wrażenie wielkości zjawy potęguje słońce, złocące ponad mgłą dach i łamiące w resztce wybitych szyb „promienie wschodu w tęczach rozm aitych“. Obraz, chociaż niewątpliwie wzięty z rzeczywistości, sprawia wrażenie jakiegoś zjawiska fantastycznego. Lecz „dwakroć wyższa“ wieża zam­ kowa jest tylko tłem do ukazania się na widowni i do charak­ terystyki Hrabiego, który, lubiąc „widoki niezwykłe i now e“, oczom własnym nie wierzył,

Że to b yły też sam e m ury: tak od św ieżył I upięknił poranek zarysy budow y.

Samo ukazanie się Hrabiego i wogóle cała jego postać nie ma w sobie, oczywiście, ani źdźbła wzniosłości, jest ra­ czej — przez swój komizm — jej kontrastem .

Ale oto przykład tła, które w zupełności harmonizuje ze wzniosłością akcji, a naw et ją potęguje dzięki własnej wzniosłości :

Już w schodził uroczysty dzień N ajśw iętszej Panny K w ietniej. Pogoda była prześliczna, czas ranny, Niebo czyste w około ziem i obciągnięte,

Jako morze w iszące, ciche, w k lęsło-w gięte; Kilka gw iazd św ieci z głębi, jako perły ze dna Przez fale; z boku chm urka biała, sam a jedna, Podlatuje i skrzydła w błękicie zanurza, Podobne do niknących piór Anioła-Stróża, Który, nocną m odlitw ą ludzi przytrzym any, Spóźnił się, śpieszy wracać m iędzy spółniebiany. 1 Pigoń, W stęp do P ana T adeu sza w „Bibljotece N arodowej“.

(9)

Samo już porównanie nieba do cichego morza, a nadewszystko skrzydeł chmurki do piór Anioła-Stróża zabarwia topreludjum do obrazu poranka jakąś s p o k o j n ą wzniosłością. A potem, kiedy już słońce wzeszło, tyle światła, takie bogactwo barw, że wolno już mówić o p r z e p y c h u w z n i o s ł o ś c i , która się łączy w jedną całość ze w z n i o s ł o ś c i ą u r o c z y s t ą rozmodlonego ludu, klęczącego na murawie i oczekującego na coś także wznio­ słego — na uroczystą rehabilitację pośmiertną Jacka Soplicy. A zakończenie Pana Tadeusza ? Czy obraz zachodu słońca nie jest wzniosły, i to nietylko przez swój cichy spokój i znowu przez wspaniały przepych barw, ale i przez kontrast z hucznem, rozbawionem towarzystwem soplicowskiem, kontrast jaskraw y, ale tylko pozorny, bo w istocie i zabawa ma w sobie cechy wzniosłości — i w majestatycznym polonezie, i w wesołości, nie pustej, tylko płynącej z głębi serc, wezbranych patrjotyczną radością, i nadzieją zm artwychwstania ojczyzny!

Lecz ta radość i nadzieja, to „oczekiwanie — tęskne i ra ­ dosne“ „ogarnęło Litwinów serca“ jeszcze wcześniej, zanim ge­ nerałowie polscy przybyli do Soplicowa:

O w iosno! kto cię w idział w tenczas w naszym kraju, Pam iętna w iosno w ojny, w iosn o urodzaju,

O w iosn o! kto cię w idział, jak byłaś kwitnąca Zbożami i trawam i, a ludźm i błyszcząca, Obfita w e zdarzenia, nadzieją brzem ienna! Ja ciebie dotąd w idzę, piękna maro senna!

Ogrom własnych przeżytych uczuć, raz po raz wzbierają­ cych w duszy poety na ich wspomnienie, jest, obok plastycznej wyobraźni twórczej, głównem źródłem r a d o s n e j i j e d n o ­ c z e ś n i e w z r u s z a j ą c e j w z n i o s ł o ś c i obrazu wiosny; serce wyolbrzymiło wspomnienia i przystroiło je w kwiaty, jeśli nie fantastyczne, to skupione w jedną wspaniałą symfonję z jakimś t a j e m n i c z y m niepokojem zwierząt domowych i pta­ ków i z przestrachem żubra w puszczy, który na widok pęka­ jącego zbłąkanego granatu

... pierw szy raz w życiu Zląkł się i uciek ł w głębszem schow ać się ukryciu.

I dopiero na tem tle wybucha bezbrzeżna, błogosławiona radość ludzi:

W szyscy, pew ni zw ycięstw a, w ołają ze łzam i: Bóg jest z N apoleonem , N apoleon z nam i!

Niech tych przykładów wystarczy. Teraz — wzniosłość obrazów samoistnych.

Jeżeli kto powie, że „koncert wieczorny“ wkracza w dzie­ dzinę wzniosłości c i c h e j , a u r o c z y s t e j , tego nie posądzimy ani o brak poczucia estetycznego, ani o nieznajomość nomen­ klatury estetycznej. A nie idzie tutaj naturalnie o „szmery musze i ptaszęcą rozmowę“, tylko o grę stawów, z których jeden „modrą piersią wydał jęk cichy“, ale „ u r o c z y s t y “,

(10)

I. ROZPRAW Y. — W zniosłość w „Panu Tadeuszu” 21 a drugi odpowiedział mu krzykiem „ ż a ł o ś n i e n a m i ę t n y m “. A potem — w kilku zaledwie wierszach — t a j e m n i c z a wznio­ słość nocy księżycowej. Przypominają się słowa Kanta, że „umy­ sły są zdolne do uczuć wzniosłych przy cichym letnim wie­ czorze, gdy drżące gwiazd światło przebija się przez cienie nocy i gdy księżyc samotny w pełni jest zawieszony“. Dotego wśród gwiazd ukazuje się „cud niebieski“ — kometa, na którą z „niewymownem przerażeniem cały lud litewski poglądał“, i oto wzniosłość staje się niemal s t r a s z l i w ą , do czego się przy­ czyniają jeszcze krzyki złowieszczych ptaków, przeraźliwe wy­ cie psów i fantastyczna zjawa „dziewicy m oru“, którą strażnicy widzieli idącą przez cmentarz, powiewającą skrwawioną chustą.

Inny obraz — wzniosłość, zupełnie pozbawiona tajem ni­ czości, nie mniej przez to g r o ź n a — „natury przestrach“ : burza. Jeżeli w którym obrazie, to w tym uwydatnia się całko­ wicie prawda, wyjaśniona przez Lessinga — o różnicy pomiędzy malarstwem a poezją. Malarz może pokazać jedną tylko chwilę rzeczywistości, poeta — cały jej przebieg. To, bez czego niema strasznej burzy — ciężkie chmury, ulewa, grzmoty, błyskawice — nie odrazu ukazuje się w obrazie, a raczej nie w obrazie, tylko w opowieści: nasamprzód gromadzenie się na niebie pędzonych wichrem ogromnych obłoków, potem straszna cisza (jakże inna od ciszy morskiej w sonecie krymskim!), cisza, w której chwie­ jące się rośliny stanęły „jak martwe, z niemym wyrazem Nioby“ i która wprawia w niepokój i zwierzęta, i ptaki; a potem — jakieś niesamowite błyski na ziemi, która, „jeszcze słońcem ozłocona, świeciła się ponuro, żółtawo-czerwona“. I teraz do­ piero „natury przestrach“ : niebo zaczyna szaleć, rzucając na ziemię takie potoki deszczu, że i ono, i ziemia zlewają się w jedną ciemność, rozświecaną tylko błyskawicami i ogłaszaną hukiem piorunów. Chyba żaden inny obraz natury w poezji Mickie­ wicza nie zadaje w tym stopniu kłamu słowom Kremera, że „na­ tura w swych najwyższych pięknościach jest ukryta dla sztuki“. A bory i puszcze litewskie w Panu Tadeuszu! Nie po­ mylił się Kant, mówiąc, że „grzędy kwiatów, niskie krzewy i drzewa w ogrodach są piękne“, ale „wysokie dęby i samotne cienie świętego gaju — wzniosłe“ L Gaj, w którym towarzystwo soplicowskie zbiera grzyby, nie ma ze świętym gajem nic wspól­ nego, choćby tylko dzięki Telimenie i mrówkom (z konse­ kwencjami); ten gaj jest tylko piękny; tylko piękne są i lasy okoliczne. Ale puszcze litewskie są wzniosłe nietylko przez to. że wielkie dawnością, że sędziwe jak Litwa, że się łączą w duszy z „ko- ronnemi głowami groźnegoW itenesa, Wielkiego Mindowy i Giedy­ m ina“, i nietylko przez grozę, jaką budzą gęste i ciemne ostępy i tarasy ze swemi gałęzistemi kłodami, tramami i leżącemi w tra­ wie kośćmi stworzeń, pożartych przez dzikiego zwierza, ale także

(11)

przez swoją g r o z ę f a n t a s t y c z n ą owych, znanych tylko z podań ludu, „przepastnych krain“ i mateczników, nietkniętych stopą ludzką — „wielkie jest podobieństwo, że tam djabły siedzą“ ;

Czasem tylko w pogoni zaciekłe ogary,

W padłszy niebacznie m iędzy bagna, m chy i jary, Wnętrznej icb okropności rażone w idokiem , U ciekają skow ycząc, z obłąkanym w zrokiem ; I długo potem , ręką pana już głaskane, Drżą jeszcze u nóg jego, strachem opętane...

III.

Kto choćby raz tylko czytał Pana Tadeusza, ten chyba nigdy w swych myślach nie odłączy puszcz i lasów litewskich od polo­ wania na niedźwiedzia, a cóż dopiero od gry Wojskiego na rogu. Otóż niektóre sceny polowania wkraczają, jeśli wolno w ie­ rzyć osobistemu wrażeniu, w obręb wzniosłości. Ten zwłaszcza, kto pam ięta, jak m o c n o i b u r z l i w i e biło mu serce, kiedy, stojąc podczas obławy na stanowisku, czekał, czy wypadnie na niego — nie zając oczywiście, ale choćby lis, a cóż dopiero wilk albo dzik — zgodzi się zapewne, że ta cisza, wśród której Mickie­ wicz każe myśliwym nasłuchiwać, czy jest niedźwiedź, czy go niema, potem coraz głośniejsze naszczekiwanie psów, przecho­ dzące we wrzask i skowyt, a niebawem „krzyk strzelców, trąb y dojeżdżaczy“, strzały i głośniejszy od strzałów wściekły ryk zranionego niedźwiedzia — że te wszystkie wrażenia słuchowe wywołują w duszy uczucie t r w o ż l i w e g o o c z e k i w a n i a , które jest jednym z pierwiastków swoistej wzniosłości. Jeszcze chwila — i zaczynają się już wrażenia wzrokowe: „z gęstwy jak z chm ur wypadł niedźwiedź nakształt grom u“ — powstaje wzniosłość s t r a s z l i w a , spotęgowana widokiem niebezpie­ czeństwa życia ludzkiego. Niebezpieczeństwo minęło : padły strzały, i konający niedźwiedź „wyskoczył wgórę jak kot przed chartam i i głową nadół ru n ął“.

I teraz następuje wspaniały kontrast, ale wciąż jeszcze

w obrębie wzniosłości : wzniosłość straszliwa ustępuje miejsca

k o j ą c e j , p o g o d n e j , ale w tej pogodzie m a j e s t a t y c z ­ n e j : oto muzyka myśliwska na rogu, odbijając się echem o dęby i buki, idzie... w n i e s k o ń c z o n o ś ć ,

... coraz szersza, coraz dalsza, Coraz ciszsza i coraz czystsza, doskonalsza, Aż znikła gdzieś daleko, gdzieś na n iebios progu.

Teraz jesteśm y już na pograniczu wzniosłości zjawisk na­ tury a wzniosłości dusz i czynów ludzkich : gra na rogu jest przecie s z t u k ą Wojskiego.

A nie ta jedna sztuka jest w Panu Tadeuszu. Jest wznio­ sły taniec. Tak, powiedzieć, że Podkomorzy wodzi poloneza z wdziękiem, byłoby jednocześnie za dużo i za mało. Zosia jest w tańcu pełna wdzięku (jak zresztą wszędzie), ale nie Podko­

(12)

I. RO ZPRAW Y. — W zniosłość w „Pan u Tadeuszu” 23 morzy: on jest wzniosły — w tańcu, pełnym już nie powagi (bo i to byłoby za mało), tylko d o s t o j n o ś c i , tem większej, że przemawia w niej wiekowa tradycja obyczaju polskiego; poznali się na tem starsi widzowie, i z piersi wyrwał się im okrzyk :

A ch! to może ostatni! patrzcie, patrzcie młodzi, Może ostatni, co tak poloneza w odzi!

A cóż dopiero powiedzieć o znowu innej sztuce — o kon­ cercie Jankiela ! Wzniosły jest tutaj sam mistrz — przez swoje n a t c h n i e n i e , którego objawy zewnętrzne uplastycznia Mic­ kiewicz w kilku tylko, ale potężnych rysach, i przez wielką, spotęgowaną przypływem natchnienia biegłość w swojej sztuce; wzniosłą jest i sama treść muzyki (od p o g o d y i m a j e s t a t u przez o k r o p n e z g r z y t y i c i c h ą ż a ł o ś ć aż do t o n ó w t r i u m f a l n y c h ) . A ta wzniosła treść budzi w sercach słu­ chaczów całą gamę wzniosłych uczuć patrjotycznych — nietylko na wspomnienie niedawnych, to radosnych, to okropnych wy­ padków dziejowych, ale i pod wpływem błogiej nadziei odro­ dzenia ojczyzny. Tym zaś wrażeniom dał Mickiewicz wyraz artystyczny nierównie silniejszy i bardziej szczegółowy, niż w ra­ żeniom słuchaczy gry Wojskiego na rogu, przez co wzniosłość koncertu niepomiernie zyskuje.

Nie pierwszy to raz mieszkańcy Soplicowa karmili swe serca nadzieją patrjotyczną. Przypomnijmy sobie owo wspaniałe zakończenie księgi pierwszej.

Takie były zabaw y, spory w one lata

Śród cichej w si litew sk iej, kiedy reszta św iata We łzach i krwi tonęła, gdy ów mąż, bóg w ojny, Otoczon chmurą pułków , tysiącem dział zbrojny, W przągłszy w swój rydw an orły złote obok srebrnych, Od puszcz Libijskich latał do A lpów podniebnych, Ciskając grom po grom ie w Piramidy, w Tabor, W Marengo, w U lm , w Austerlitz. Z w ycięstw o i Zabór B iegły przed nim i za nim .

Lecz wzniosłość zakończenia pieśni pierwszej polega nie­ tylko na wspaniałym w swojej plastyce obrazie potęgi Napo­ leona, ale i na wyrazie tych potężnych wzruszeń, jakie na wieść o jego zwycięstwach ogarniały serca polskie na Litwie i wiel­ kości poświęcenia tych, którzy

Opuszczali rodziców i ziem ię kochaną, I dobra, które na skarb carski zabierano.

Tutaj, jak w koncercie Jankiela, a po części i w obrazie w iosny 1812 roku, w z n i o s ł o ś ć j e s t j e d n o c z e ś n i e p o d - n i o s ł o ś c i ą — uczuć patrjotycznych.

Ale to jeszcze nie wszystko. Stanisław Pigoń w swoich dwóch przepięknych studjach, stanowiących koronę badań nad genezą i stroną ideową Pana TadeuszaA, dopatrzył się w nim jednego wielkiego czynu patrjotycznego, tak wielkiego, że go

1 W stęp do w ydania w „Bibljotece N arodow ej“ i książk a: Pan T a d e u sz

(13)

Mickiewicz dźwignął aź na wyżyny religijne. Czynem t y m — po­ jednanie Dobrzyńskich z „Litwą“, to jest drobnej szlachty mazurskiej z litewską. Otóż, zważywszy, że Mickiewicz na tej właśnie szarej masie opierał swoją wiarę w odrodzenie Polski, pojednanie jest nie czem innem, tylko koniecznym w arunkiem i pierwszą zapowiedzią wznowienia starodawnego ślubu, któ­ rym „wielki naród, Litwa, połączył się z Polską, jako mąż z żoną, dwie dusze w jednem ciele“ ; to zaś „połączenie i oże­ nienie Litwy z Polską jest figurą przyszłego połączenia ludów chrześcijańskich w imię wiary i wolności“, czyli że jest zapo­ wiedzią, albo raczej już początkiem Królestwa Bożego na ziemi. Pigoń ma niewątpliwie słuszność: ta idea jest w Panu

Tadeuszu. Dlaczego jednak nikt nie dopatrzył się jej wcześniej

od Pigonia? Nietylko dlatego, że nikt przed nim nie w niknął tak głęboko w genetyczną i ideową stronę poematu, ale i dla­ tego, że tej swojej ukochanej idei patrjotyczno-religijnej nie uw ydatnił Mickiewicz ani tak szczegółowo, ani z t a k w i e l ­ k i m n a k ł a d e m a r t y z m u , jak inne pierwiastki treści. Gdyby ją uwydatnił, gdyby wszystkie jej rozproszone ogniwa skupił w jedną wielką całość artystyczną, byłby ten obraz najwyż­ szym szczytem wzniosłości moralnej w Panu Tadeuszu. Ale że takiego wielkiego obrazu niema, jej szczytem jest co innego: spowiedź przedśmiertna Jacka Soplicy.

Jak w Konrada Wallenroda, jak w Farysa, jak w Im pro­

wizację, jak w lirykę religijną, tak i w spowiedź umierającego

Jacka włożył Mickiewicz wszystko, co było wielkiego i świę­ tego w jego własnej duszy, oraz część własnego życia. On nie popełnił zbrodni, jak Jacek, ale moralnie upadał nieraz, zdawał sobie z tego sprawę przeraźliwie jasno, z każdego upadku się dźwigał i podnosił wyżej. I właśnie dlatego ta spowiedź, cho­ ciaż w tych grzechach, które wyznaje na łożu śmierci Jacek, i w tych czynach pokuty, heroizmu i niemal świętości, którem i grzechy swoje odkupił, jest tylko w małej cząstce własną spowiedzią M ickiewicza,— jest nią całkowicie w swoim duchu, w świadomości własnych upadków moralnych, zwłaszcza grze­ chu pychy, oraz we własnej skrusze, we własnem dążeniu do ideału patrjotycznego i wogóle religijno-moralnego, który ze wszystkich ideałów ducha ludzkiego był mu świętością naj­ świętszą i do którego dążenie stanowiło, pomimo upadków, najistotniejszą treść jego człowieczeństwa.

I właśnie ten pęd swojej duszy usymbolizował Mickiewicz w spowiedzi Jacka i, korzystając z prawa fantazji poetyckiej, uwieńczył tę najwyższą w swojej ś w i ę t e j p o d n i o s ł o ś c i wzniosłość ducha ludzkiego jej realizacją: człowiek pyszny staje się pokornym, zbrodniarz — pokutnikiem, składającym na ołta­ rzu miłości Boga i ojczyzny wszystko, co miat, nie wyłączając własnego życia i czegoś jeszcze o wiele droższego od własnego życia — miłości jedynego dziecka:

(14)

I. R O ZPRAW Y. — W zniosłość w „Pan u Tadeuszu” 25

I pocóżby m iał w iedzieć, biedny, że ma ojca, Który się skrył przed św iatem jak łotr, jak zabójca? Bóg w idzi, jak pragnąłbym, ale z tej pociechy Zrobię Bogu ofiarę za me daw ne grzechy.

W rażenie wzniosłości spowiedzi Jacka wzmaga się jeszcze dzięki jedynej w całym poemacie odrębności wiersza — inaczej niż w Powieści Wajdeloiy, w której straszliwy tragizm duszy ludzkiej jest zaklęty w spokojną, niewzruszoną formę heksa- metru. A i w Panu Tadeuszu wzniosłość przemawia w pełnym wierszu trzynastozgłoskowym — z wyjątkiem jednej jedynej spowiedzi Jacka: wiersz uryw a się raz po raz, co jest a rty ­ stycznym odpowiednikiem słabnięcia sił fizycznych konającego człowieka i bólu, rozdzierającego mu serce. Przypomina się nierówny wiersz Improwizacji Konrada...

N ie dosyć na tem. Jacek

...m ów ił nieporządnie, często m ięszał skargi I żale w e sw ą spow iedź, często rzecz przecinał, Jakgdyby już ją kończył, i znow u zaczynał.

Przypomina się tu jeszcze — w poemacie epickim — spowiedź Gustawa w młodzieńczym dramacie lirycznym, tylko że po­ równywanie tych dwóch postaci trąciłoby bluźnierstwem : oby­ dwie są wzniosłe, ale Gustaw — przez wielkość swojej nieszczę­ śliwej miłości ziemskiej i rozpaczy, a Jacek — przez już nie­ ziemską podniosłość moralno-religijną, najwyższą, na jaką się poezja polska przez cztery wieki swego istnienia zdobyła.

Ale i to jeszcze nie wszystko. W ramach spowiedzi Jacka jest krótka, ale także p o d n i o s ł a scena: dziki i mściwy klucznik, którego ręce są zbroczone skrytobójstwem, a dusza spla­ miona prywatą, przebacza Jackowi w obliczu jego śmierci, po­ mimo że zaprzysiągł sobie za zabójstwo swego pana dozgonną zemstę. To zaś przebaczenie jest jednocześnie u l g ą i dla um ie­ rającego Jacka, i dla czytelnika.

Lecz tuż potem następuje inna jeszcze ulga (tak znamienna dla całej wogóle poezji Mickiewicza), a pełna m a j e s t a t y c z ­ n e j wzniosłości. Oto przychodzi wiadomość, budząca w duszy r a d o s n y d r e s z c z :

...w cesarskim tajnym gabinecie Stanęła wojna; Cesarz już po całym św iecie Ogłasza ją; Sejm w alny, w W arszawie zw ołany, I skonfederow ane M azow ieckie Stany

W yrzeką uroczyście przyłączenie Litwy. Jacek, słuchając, cicho odm ów ił m odlitw y, P rzycisnąw szy do piersi św ięcon ą grom nicę, P odniósł w niebo zatlone nadzieją źrenice I zalał się ostatnich łez rozkosznym zdrojem.

„Teraz — rzekł — Panie, sługę tw ego puść z p ok ojem !“ W szyscy uklękli, a w tem ozw ał się przed progiem D zwonek, znak, że przyjechał pleban z Panem Bogiem .

Genjalna nauka A rystotelesa o uldze w tragedji w żadnej chyba tragedji nie święciła tak wielkiego triumfu, jak w Panu

(15)

Tadeuszu, poemacie epickim: wzniosłość tragiczna, bolesna,

przeradza się we wzniosłość błogosławionego spokoju i nie­ biańskiej ciszy.

IV.

W wierszu Na szczycie piramid Słowacki, kiedy już opisał to wszystko, co widział z ich wysokości, mówi:

...I w iększy był jeszcze

W idok — w m yślach — na w iek i, lecące jak deszcze Po granitow ych ścianach, na pożarów łuny,

Na ogrom nych w ypadków bijące pioruny.

Otóż nietylko w rzeczywistości — w naturze i w życiu ludzkiem — są takie rzeczy: i w poezji są utwory, od których widoku, albo raczej po ich przeczytaniu, większy jest jeszcze widok od ich treści— we własnej duszy, w myślach. Do takich utworów należą np. Prometeusz i Oresteja Eschylosa, obydwie tragedje Sofoklesa o Edypie, Boska Komedja Dantego, H amlet Szekspira, Don Kiszot Cervantesa, Raj utracony Miltona, obydwie części Fausta Goethego. W tym szeregu jest miejsce i dla Pana

Tadeusza. Do niego to przedewszystkiem odnieść można to, co

Sienkiewicz kiedyś powiedział o poezji Mickiewicza : „Pieśń jego kończyła się aż gdzieś na niebios progu, tak doskonała, tak prawie nieziemska, że wówczas nawet, gdy przestaw ał grać, ...wszystkim się zdawało, że wielki mistrz gra jeszcze, a to echo grało... Echo serc polskich“. Ale nietylko serc, bo i myśli także.

W sercach naszych muzyka Pana Tadeusza gra nietylko jego cudownym artyzmem, ale także miłością ziemi polskiej, której piękność w jej „całej ozdobie“ opisał dopiero Mickiewicz, i miłością polskiego ducha narodowego, która się w tym po­ emacie ukazuje w całym swoim blasku. Słusznie nazwano Pana

Tadeusza „unieśmiertelnieniem polskości“ L Nie idealizował jej

Mickiewicz, nie ukryw ał jej znamion ujemnych, nié tworzył ludzi-aniołów. Przeciwnie: pokazał nam ludzi w całej ich praw ­ dzie, i to ludzi przeciętnych, myślących nie tyle o duszy, ile 0 ciele, o groszu, o rozrywkach i zabawach, ludzi, nie zawsze idących prosterni drogami, a do tego strasznie kłótliwych. Ale, nie mówiąc już o tym wyjątkowym człowieku, który z upadku moralnego dźwiga się na wyżyny heroizmu moralnego, — na­ wet i w duszach owych przeciętnych ludzi (z wyjątkiem jednego tylko zaprzańca — Majora) mieszka Pan Bóg, bo raz po raz odzywa się w nich głos obowiązku moralnego, a w szczegól­ ności głos miłości ojczyzny, który zagłusza w nich prywatę 1 niezgodę. W żadnym utworze naszej poezji niema takiej har­ monji pomiędzy ujemnemi a dodatniemi właściwościami natury polskiej i wogóle ludzkiej. A szczytem tej harmonji jest cała pieśń ostatnia, będąca wcieleniem artystycznem owego prze­ ślicznego hasła, jakie wydała kultura staropolska: „Kochajmy

(16)

I. ROZPRAW Y. — W zniosłość w „ P an u Tadeuszu” 27 się !“. Czy na widok tej zgody, która w obliczu wojny za wol­ ność ojczyzny nastąpiła w tak niezgodnem społeczeństwie, jak nasze, nie powstaje w sercach polskich „w id ok ... większy jeszcze“, czy nie rodzi się w nich wiara w przyszłość Polski, i czy to uczucie nie jest uczuciem wzniosłem? A w m yślach?

I ja tam z gośćm i byłem , m iód i w ino piłem, A com w idział i słyszał, w k sięgi um ieściłem .

Tak, z jednym jedynym wyjątkiem Homera, żaden poeta nie wczuł się tak głęboko w to wszystko, co widział i słyszał w swojem społeczeństwie, w myśli i w uczucia, i w uczynki tych ludzi, którzy byli „gośćmi“ jego twórczej fantazji. Tylko że, wczuwając się w ich życie, czuł się od nich (z wyjątkiem odro­ dzonego Jacka) bez porównania wyższym, niż Homer od sw o­ ich bohaterów. I nie dziw : był przecie poetą, starszym od Ho­ mera o kilkanaście wieków kultury. I oto podziw zdejmuje czło­ wieka, kiedy, po przeczytaniu Pana Tadeusza, uprzytomni sobie w myślach, że ten poeta, pomimo że sobie jasno uświadamiał własną wyższość od swoich „gości“, brał tak serdeczny udział nietylko w ich szlachetnych porywach, nietylko w ważnych wypadkach ich życia, ale także w ich życiu codziennem, pospo- litem, w jego drobnych szczegółach — czyto w grzybobraniu, czy w polowaniu, czy w kłótni o charty, czy w biesiadach, czy w strojach. W poezji Homera taka epicka szczegółowość wydaje się nam, ludziom nowoczesnym, czemś zupełnie zro­ zumiałem: był to przecie człowiek, chociaż niewątpliwie nad swój wiek wyższy, jednak, ze stanowiska naszej skompliko­ wanej kultury, prosty, więc nie dziwimy się, że za przedmiot, godny swojej genjalnej poezji, poczytywał nie same walki bo­ haterskie, ale i pranie bielizny przez dziewczyny feackie. Ale Mickiewicz ! Jego drobiazgowość epicka tłumaczy się, zapewne, tęsknotą po kraju lat dziecinnych, którego wiedział że więcej już nie zobaczy, — ale tylko po części. Głownem jednak źródłem tej drobiazgowości i wogóle takiego, a nie innego ujęcia a r­ tystycznego treści, jest jego pogląd na świat, — pogląd, nie­ tylko mądrego i doświadczonego, ale i wielkiego człowieka. „Wielkim hum orem “ nazwał taki pogląd zmarły niedawno my­ śliciel duński, Harald H öffding1.

Na czemże ten humor polega? Nie na spoglądaniu zgóry na drobiazgi życia ludzkiego, a cóż dopiero na ich ośmieszaniu, tylko na zrozumieniu, że życie jest życiem i że różne drobiazgi są niezbędnym i godziwym jego czynnikiem, że więc zasługują sobie nie na śmiech, a cóż dopiero na szyderstwo, tylko na uznanie, a jeśli nie, to na pobłażliwy uśmiech. I nie na bez- względnem potępianiu ujemnych ze stanowiska moralnego stron życia, nie wyłączając naw et przestępstw i zbrodni, a cóż

do-1 W książce Den store H um or ; w przekładzie niem ieckim : H um or ais

L eben sgefü h l (D er g ro sse H um or), Lipsk, 1918. Korzystał już z tej książki Pigoń,

(17)

piero drobnych ułomności, polega „wielki hum or“, tylko na wyrozumieniu, że świat jest światem, że złe krzyżuje się na świecie z dobrem, co więcej, że złe nieraz bywa beatum scelus, jak powiedział św. A ugustyn, albo, że jest, jak mówi Krasiński, tylko

przejściem — tylko pyłem drogi — Jeśli piorunem — to doczesnej burzy — Jeżeli cierniem — to łodygi róży,

Której k w iat płonie tam , gdzie bogów progi!

Tego „wielkiego hum oru“ próżnoby szukać w powieściach naturalistów zachodnio-europejskich i rosyjskich drugiej połowy XIX wieku, pomimo ich rozmiłowania w drobiazgach życia, nie mówiąc już o romantykach, zwłaszcza niemieckich, których swoistego humoru czyli raczej ironji, a czasem i martwej apatji względem własnych wizyj artystycznych, tak nie lubił Goethe — on, twórca nietylko Fausta, ale także Hermana i Doroty. Jest coś z „wielkiego hum oru“ u niektórych powieściopisarzy angiel­ skich, nadewszystko u złotego Dickensa.

Z romantyków polskich „wielki hum or“ jest jedynie w poezji Mickiewicza, albo raczej w jednym tylko jej utworze — w Panu

Tadeuszu. Miłość życia i płynąca z niej prawda jego widoków

w tym cudzie poezji wywołuje „większy jeszcze widok — w my­ ślach“, widok mędrca, który „na wieki, lecące jak deszcze po grani­ towych ścianach“, to znaczy na przebieg i naturę życia ludzkiego, podległego nietylko dobremu, ale i złemu, patrzy spokojnie, bo w sercu jego tkwi głęboko gorąca wiara religijna w najwyższą ze wszystkich wartości życia — w zwycięstwo dobrego nad złem.

I kto wie, czy z tylu wzniosłych widoków w Panu Tadeuszu t e n widok nie jest „w myślach“ najwznioślejszy — wzniosło­ ścią nie gwałtowną, nie burzliwą, nie straszliwą, tylko cichą, spokojną, pełną wyrozumiałej miłości człowieka, mocnej wiary w wartości moralne własnego narodu i, co zatem idzie, w szczę­ śliwą przyszłość ojczyzny.

To, co Kremer mówi w Listach z Krakowa o działaniu piękna na duszę ludzką, do żadnego innego utworu poezji polskiej nie przystaje w tym stopniu, jak do Pana Tadeusza:

„Miej serce, oczy, duszę otw arte dla piękności, — ona wstąpi radośniej do piersi twoich, i będzie ci uroczysto, świąteczno w duszy, i wśród niebiańskiego wesela wszystkie ducha twojego tony się odezwą i zestroją się z sobą, i zagrają jakby hymnem i psalmem, i przestanie ci w duszy płakać i kwilić, a zapomnisz boleści, przebaczysz krzywdy i urazy, świat cały i ludzi w szyst­ kich obejmiesz z miłością, przeszłe i przyszłe wieki będą Ci braćmi w wiekuistości. Odetchniesz szeroko, wesoło, swobodnie, jakbyś był po uniknieniu wielkiego nieszczęścia, od którego właśnie boża ręka cię zachowała; odetchniesz wolno, swobodnie, jakbyś sprawił coś wielce zacnego, jakbyś uratow ał nieprzyjaciela swego od biedy i zaguby — uczujesz się mocny na duszy, spotęgowany w sobie, jakby ci Anioł Pański podał wzmocnienia p u h ar“.

Cytaty

Powiązane dokumenty

The point of contact on the leading edge is a function of the position of the case on the belt, the dimension, the

Totaal aantal waarne mi ngen in de periode Totaal aantal waarnem i ngen in h~t ~EETPUNT Aantal waarnemingen In de EB ri chting Aantal waarnem i ngen i n de VLOED richting Ri

Met bodemonderzoek wordt hier niet alleen bedoeld het bekende grondmechanisch onder- zoek door middel van boringen en sonderingen, maar ook het geologisch onderzoek van de

A więc może nie w samym zawodzie, ale w jakichś innych okolicz­ nościach należy szukać przyczyn niechęci młodzieży do przywdziewania togi adwokackiej?

„W czasie narady omówiono aktu alne zagadnienia rozw oju rad narodowych w państw ach socjalistycznych oraz dzielono się doświadczeniam i ze społecznej p ra­ cy

znaczna liczba adwoka­ tów wykonywała w ramach swojej pracy zawodowej obsługę prawną instytucji i przedsiębiorstw państwowych oraz osób prawnych sektora

Krze­ miński oświadczył, że kodeks etyki adwokackiej „stał się rzeczywiście drogowskazem dla adwokatów w sytuacjach trudnych, że uczulił ich na etyczną

Ochockim i mgrem Swieżewskim na czele, która po odzys­ kaniu niepodległości w roku 1918 wzrastała i kształciła się w duchu wielkiego patriotyzmu, i która