Stefan Kołaczkowski
Pierwiastki tragizmu w "Legendzie"
Wyspiańskiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 16/1/2, 105-112
Ten pod róż życia p o m ielizn a ch z biedą M u si o d b y w a ć .
S ło w a ck i m yśl Szekspira odtw orzył wiernie, aczkolw iek z głów nym obrazem postąpił sobie sw ob od n ie. Z m orskiego „tid e“ zrobił „falę n a . . . rzece“ ; proste sło w a „to fortune“ roz w inął w cały w iersz („aż na w ierzch ludzi — w szczęśliw ych fortecę“), posługując się aż dw iem a metaforami ; usunął w reszcie „sh a llo w s“. Przekład pom im o tego nie przestał być przekładem. Podobieństw o jest uderzające.
Jak sobie w ytłum aczyć, że ustęp ten znalazł się w orygi nalnym , osobistym p oem acie n aszego tw órcy? Trudno m yśleć, a b y to b yła bezw iedna rem iniscencya. Raczej przypuścić trzeba, że Słow acki piękny gnom szekspirow ski przełożył zupełnie św ia dom ie — sp osob em p oetyck iego ćw iczenia (pamiętajmy, że Po-
sielen ije nie b y ło przez poetę wydrukowane). A że Szekspir przy
planow aniu tego dzieła ciągle mu b ył mistrzem, tego dow ód znajdziem y w dalszym ciągu tej samej pieśni III-ej. P oeta idzie za Dantem i w chodzi na w ierzch góry:
. . . . nad o b ło k , na sz c z y t lo d o w a ty , G dzie ch yb a k o c io ł jakiej grzesz n ej jędzy W arzył k o ś ć zm arłych i ja szczu rek g n a ty .
Ostatnie dwa w iersze są oczyw istym odblaskiem obra z ó w M acbetha.
W Anhellim słabe tylko p ozostało echo z om ów ionego tu ta] ustępu Posielenja w rozdziale XV-ym — w skardze Anhellego :
„Rzuciłem się w rzekę n ieszczęścia i fala jej zaniosła mnie da leko i już nie w rócę — n ig d y !“ (w.
1122
i nast.).W arszaw a. W acław Borowy.
P ie r w ia s tk i tr a g iz m u w „ L e g e n d z ie “ W y s p ia ń s k ie g o . Często podkreślano m alarskość i m uzyczność koncepcyi W y sp ia ń sk ieg o , zaznaczono, iż to „człow iek teatru“, natom iast elem enty tragizmu, których tak w iele naw et w utworach, nie noszących miana tragedyi ani dramatu, stosunkow o m ało zna lazły interpretacyi w krytykach. Zdaje się, jakoby poczucie tra gizm u nie b yło w nas dość czułe, jakoby nie narzucał się on sam uczuciom i szukano go dopiero tam, gdzie istnienie jego zapow iada tytuł, lub groza sytuacyi. Podejmuję w ięc zadanie in terpretowania dzieł W yspiańskiego z punktu w idzenia tragizmu. Jeżeli tu podkreślę braki pierwszej redakcyi Legendy, mierząc ją tem jednostronnem kryteryum, to tylko po to , by w skazać
w zm ożenie poczucia tragizmu u poety, którego w yrazem prze kształcenie tego utworu w drugiej redakcyi ; poto, by w ykazać, jak punkt ciężk o ści tragicznego w ęzła przesunął z tradycyjnego związku, w ina — kara, na inny tak dlań charakterystyczny zw iązek, ofiara — w yb aw ien ie. W pierw szej redakcyi ży w io ł malarski i m uzyczny przew aża ; pobrzm iew a już m otyw tragiczny, ale nie dorów nał jeszcze tamtym potęgą. Jak w obrazach znać w yraźnie w p ły w Ryszarda W agnera, tak w konstruowaniu tra g iczn ego konfliktu W yspiański zależny jest od tragedyj greckich. H ipoteza prof. Sinki {A n tyk W yspiańskiego str. 50) o w p ły w ie E urypidesa jest w y so ce praw dopodobna. N ie o E urypidesa mi tu w tej krytyce chodzi, ile o sam fakt niew yzw olenia się z p ew n ych konw encyj budow ania tragedyi, które tu podkreślam , by tem sam em później uw ypuklić tę zmianę, która nastąpiła, g d y w łasn a k on cep cya tragizmu w zięła górę. Prof. Sinko zauw ażył rów nież, że W ysp iań sk i nie tylko w L egen dzie kilkakrotnie w różny sp osób m otyw uje katastrofę tragiczną. W I-ej redakcyi
Legendy jednem z uzasadnień tragedyi W andy jest fakt, że jest
w odnicą-znajdą :
m atka nam p o w ia d a ła , że cię zn ajd ę c h o w a ła , p o r z u c o n ą w sz u w a ra c h na w iś la n y c h m o cza ra ch , ty ś je s t ru sa ln a , w o d n a , o c ie b ie się u p o m n i
w o d a . I red. 1, s . 2 0 ) .
Taka kon ieczn ość zguby W andy, jako irracyonalna, tajemnicza, m ogłab y stać się tu koniecznością tragiczną, gdyby ten m otyw w yolbrzym ić, a zarazem p ogłębić konflikt, np. potęgując żądzę życia W andy, ale tego W yspiański nie czyni, w ątek ten niknie pośród innych sp o so b ó w u m otyw ow ania losu W andy. Wina ojca W andy w zględ em bogini, w ina sam ej bohaterki, polegająca na wzbudzeniu zw ad y w śród braci i zabójstw ie brata-zw ycięzcy, opiew ana w balladach, od gryw a też pew ną rolę. Kara za w inę nie może być tragiczna, gdyż fakt, m ający sw e uzasadnienie w sp raw ied liw ości, jest par excellence nietragiczny. „Kara“ jak w tragedyach greckich, m ogła być tragiczną w ted y , gdy była wyrazem niepojętych sąd ów przeznaczenia, gdy była tylko p ew n ą ob jek tyw izacyą, h ip ostazą k on ieczn ości tragicznej. Edyp jest w e wnętrznie, moralnie niew inny, popada w grzech w brew woli. Co jest, przynajmniej z n aszego punktu w idzenia, w jego losie tragiczne, to to, że p o p a d a w grzech, że jest w inien bez w iny. T ragiczny jest ten niepojęty, a jednak konieczny zw iązek m iędzy życiem , stroniącem od grzechu, a jednak popełnianiem go; to są w łaśn ie „niezbadane w yrok i“, kon ieczn ość tragiczna. R ozbieżność m iędzy spraw ied liw ością z punktu w idzenia lu d zk iego a inną
jakąś „ sp raw ied liw ością“ b o sk ą , która z punktu w idzenia na szeg o , ludzkiego nią nie jest, czyni tragizm Edypa możliwym,. „Kara“ m oże być w tedy tragiczną, gdy jest z punktu widzenia naszego alogiczną, niespraw iedliw ą, a jednak ma jakiś g łęb o k i sens. I tym jedynym głębokim sensem jest k onieczność tragizmu, która m oże być, czyto jako los, czy sądy B oga, hipostazow ana, a zaw sze jest jednem i nie ma nic w sp ó ln eg o z koniecznością' przyczynow ą, lub koniecznością etyczną naszego sumienia. Zbro dniarz ukarany spraw iedliw ie nie jest tragicznym.
W anda w ięc nie staje się tu jeszcze tragiczną przez sw ą w inę, za którą ma ją spotkać zasłużona kara. R ównież zn iw e czony jest tragizm dobrow olnie sp ełn ion ej ofiary przez to, że przesądzony jest z góry. Z agłada, z góry przesądzona, np. śm ier telna choroba, nie jest rów nież tragiczna. Tym czasem w Le
g e n d zie w I-ej red., w brew poczuciu tragizmu, jest to zaznaczone.. a ja tym czy n em zw iązan a
i w in n a
na całe życie w iem , żem n ie sz c z ę ś liw a ,
ż ę s i ę p o ś w i ę c i ć m u s z ę ,
żem p o w in n a . (red . I, s. 2 5 ).,
M otyw tragiczny — w ybaw ienie narodu jest zatraceniem dla W andy, — osłabiony jest nie tylko przesądzeniem z góry,, ale czem ś innem, pozostającem z tą św iad om ością W andy w sprze czności ; dusza jej — kobieco-chw iejna, gubiąca się w złow ieszczych/ przeczuciach,
lęk ó w zb y ć nie m o g ę i z g u b ię ojcó w g r ó d ;
ju tro m nie czeka n ie p e w n y dzień (red . I, s . 27)..
d o p i e r o p o n a m o w a c h Ś m i e c h a dorasta do bohaterstwa ofiary. D opiero w ięc w końcu utworu, gdy siła W andy się roz budziła, wyraźniej w ystępuje istotnie tragiczny m otyw ; zatracenie-
ofiara i w ybaw ienie jest tragiczną jednością:
W anda: ' W isła m n ie do sie b ie w o ła , Czarem oca liła m lud... śm iec h : O czary, w w a s je s t straszn a
S iła , n ie sz cz ę ście m k oń czy się w e se le , (r. I, s. 8 8 ) ..
Ale i ten od zew tragizmu osła b io n y jest poprzednio tem, że· w chwili tryumfu W anda zapom ina o ofierze i dopiero u św ia damia so b ie tragizm, gdy dotyka wianka, (red. I, s.
86
).* * *
G dy w 1904 roku W ysp iań sk i p ow rócił do opracow ania p o n o w n eg o tego sa m eg o tematu, przekształcenie nie b yło całk o w ite, piękności m alarskie i m uzyczne m u sia ły b yć ocalon e dla ich czaru wraz z balladam i, z punktu w idzenia w ięc idealnej b u d ow y tragedyi, jest to k om p rom is1).
W sam ym początku II redakcyi czujem y już tchnienie w ładczej m ocy tragika. Groza w alki przygotow uje tło sytua cyjne, w jakiem tragedye się spełniają. W anda nie jest tu w sp o mnieniam i i przeczuciam i zajętą d z ie w c z y n ą , a od razu ukazuje się na niem jako bohaterka. Jedno ma tylko s ło w o , gdy chór nawołuje do u c ie c z k i,— s ło w o w zgardy : „ T ch ó rze!!!“ Tragiczną grozą tchnie w piorunach i burzy składana przysięga. W zm aga się zw artość akcyi, zbliżająca ku sob ie tragiczne kontrasty. A sam a przysięga jeno sp ełn ien iem tego, ku czem u „duszą w z r o sła “. Inaczej tu przem aw ia Śm iech, nie potrzebuje jej nam aw iać. W y spiański nie zam ierzał przetw orzyć tego utworu na tragedyę. W yolbrzym ił i zw arł w so b ie tragizm p ostaci i sytuacyj pew nych, w ie le p o zo sta w ił z dawnej redakcyi. To, co następnie tok akcyi zw alnia, nadając jej liryczną rozlew n ość, pow tarzania różnych m otyw ów tragicznej katastrofy, bez których już inaczej pom yślany i przeżyty tragizm W andy m ógł się obejść — p ozostaw ić m usiał, chcąc p ozostaw ić ballady. M amy tu też szkodzące zw artości tra gicznej akcyi to sam o, co w red. I-ej, pow tarzanie d w a razy tra gicznego zw y cięstw a W andy, które okupi sw ą zagładą : raz, gdy sam ą klątw ą odpiera w roga (Akt I, s. 21, r. II), a następnie, gdy pod w pływ em czaru ostatecznie zw ycięża. Najgorzej oczy w iście b u d o w ie, jako tragicznej koncepcyi lo só w W andy, szkodzi, iż pom im o oparcia tragizmu W andy na bohaterskiej ofierze, za ch o w a ł w iele innych u m otyw ow ań katastrofy. M imo to część u- tworu, akcya, rozgryw ająca się od początku utw oru aż do n a dejścia n ocy (w łączn ie ze sceną kończącą się ^słowami : „Śmierć mi otw iera sw oje d źw irza! o S ła w o , S ław o, Ś w ię t a ! ! “) stanow i zw artą, toczącą się z piorunow ą szyb k ością, jak w Sędziach, zamkniętą w sob ie akcyę tragiczną, rozgrywającą się w duszy W andy. Z przepięknej ca ło śc i, mającej inny urok, w yzw olim y tu tę tragedyę.
D any jest los, ciążąca za spraw ą W andy nad naro dem klątw a.
ja je ste m w o d n e j w z ięta sile i w o d n e j d ziew k i d ziec k o
Z b y teczn e c h y b a d o d a w a ć, że ta n ie c o p e d a n ty czn a an aliza, ma sw o je cele, i o cen a e k sk lu z y w n a L egendy, jako traged yi, nie w yłącza b yn ajm n iej m eg o z a c h w y tu ani dla e le m e n tó w tra g iczn y ch , w niej z a w a rty ch , ani dla in n y ch jej p ię k n o ści.
P r z e z e m n i e k l ę s k i n i e s z c z ę ś ć t y l e m n ie d o lę śle zbójecką.
Z abiłam brata, b ratob ójcę, sa m a b ratobójczyn i.
Dla krasy mej się zb ieg li zbójcę
przez m śc iw y g n ie w B o g in i. (red. II, s. 2 5 ).
Ale nie klątwa sam a przez się stanowi o tragizmie W andy, ak nie stan ow i lo s, klątwa o tragizm ie Altei, ani Młodej. Fatum nie decyduje tu całkow icie o tragizm ie utworu, albow iem zły los, ciążący za W andę nad krajem, jest odw rócony przez nią. Nie określa bliżej istoty tragizmu W andy. Tu jest z całą m ocą pod kreślone, że sam a bohaterka spełnia swój los tragiczny, ale on jest w jej ręku: m o ż e n i e ś l u b o w a ć Ż y w i . W pierwszej redakcyi plątały się jeszcze wątki w pewnej sprzeczności ze sobą, W anda m usiała pow rócić na g łęb ie w ód w m yśl klątwy : „o mnie się kiedyś upomni w o d a “; a z drugiej strony d o p i e r o po silnych nam ow ach Sm iecha bohaterka ofiarowuje się bogini. Tutaj tych sprzeczności niema, dzięki temu, że ten kompromis m iędzy tra- ged yą, opartą na fatum, a „p sych ologiczn ą“, W yspiański rozw iązał w swój specyficzny (jak np. w M eleagrze i K lątw ie) sp o só b p r z e z w y r a ź . n i e c z y n n y , s a m o d z i e l n y s t o s u n e k b o h a t e r k i d o s w e g o l o s u . Klątwa nie jest niczem innem, jak tylko złem , punktem wyjścia, „sytuacyą“ bohaterki. Jądro tragizmu leży nie w klątwie — nie m oże być tragicznym fakt z góry przesądzony, i nie w ystarczało to już mającemu głębokie poczucie tragizmu W yspiańskiem u — tragicznem jest to, co czuje i czyni Wanda. M am y tu charakterystyczny dla bohaterów W yspiańskiego moment d o rastania do losu.
P ókiś an o śp ią c a była, m o g ła ś tu b y ć w śró d , g d y ś się d u ch em ob u d ziła,
w róć na g łęb ie w ó d ! (red. II, s. 4 7 ) .
Obudziła się duchem i los swój s p e ł n i s a m a , przez ofiarę. W ie, co czyni — „w ybierasz śm ierć“ mówi jej Śm iech. Jeżeli się w aha, to z innych p ow od ów . „Jest żem ci ja godziw a ?“ pyta się jej serce Żywi.
N ie każda ofiara jest tragiczna. Przytem ofiary bywają różnej natury. Ofiara m oże być tragiczna przez to, że toż sam o jest osiągnięciem i zatraceniem ; musi być dana jednak konie czn ość takiej ofiary. Jeżeli ofiara jest praktyczna, konieczność jest natury przyczynow ej: jest to a u t - a u t , kto chce celu, m u s i się zgodzić na środek, gdy ten jest naw et najstraszniejszny. Takim jest tragizm W allenroda i Irydyona. K onieczność naturalno-przy- czynow ą ofiary dał W yspiański w formie fatum: kto chce odw rócić od kraju klątwę, musi ją na siebie wziąć. Ale w tej.
czą stce utworu, której tragizm najgłębszy, którą, jako pew ną całość, w yd zieliliśm y z reszty utworu, w tych ustępach, które mają par ■excellence subjektyw ny charakter, w yczu w am y, iż k on ieczn ość
ofiary jest inną — metafizycznej natury.
P ok ru sz m e cia ło , sp a l i z n isz c z , a d u sz ę da] zw y c ię sk ą ,
n ie ch za p a n u je du ch nad z g liszcz,
a S ła w a p o n a d k lęsk ą! (r. II, s. 1 9 ).
Jest to w e w n ę t r z n a konieczność ofiary, w ła śc iw a w ie l kim ofiarnikom. Dla ety k a -m isty k a , czy człow ieka religijnego w duchu chrześcijańskim , m iędzy ofiarą a w ybaw ieniem zachodzi k o n i e c z n y , oczyw isty, ch oć irracyonalny, zw iązek istotow y, i jedynie ta immanentna (nie przyczynow a, jak w ofierze pra ktycznej) k on ieczn o ść nadaje sen s form ule: ofiara == w ybaw ienie. Otóż u W ysp iań sk iego ma ona głęboki sen s tragiczny, łączy ona w p ew n ą irracyonalną jedność zw y cięstw o i zatracenie w ę- -złem konieczności:
D ziś w s z y s tk o dn ia je d n e g o zd o lę,
G dy w s z y s tk o m am str a co n e. (red. II, s. 2 4 /2 5 ) .
A w ięc tu konieczność etyczna staje się koniecznością tra giczną, pchającą do zagłady W andę.
Nie m ogąc w y p o w ie d zieć w szy stk ieg o naraz, św iadom ie p o p ełn iłem tu n ied o k ła d n o ść: Zarówno ofiara praktyczna, jak i irracyonalnie etyczna, byw a tylko w pew nym określonym w y padku tragiczna. O siągający coś przez p ośw ięcen ie ma za d o ść uczynienie, gorejący na sto sie raduje się w B ogu, w ie bow iem , że męka jest radością, a „kto duszę straci dla mnie, ten ją zysk a“.
W ystępuje tu m om ent pojednania, który nie tylko m oże ró w n ow ażyć mękę ofiary, ale ją, choć w tak inny sp o so b , prze w yższać. M iędzy ofiarą a konfliktem tragicznym zachodzi p o d o b ie ń stw o i różnica: w pierw szej strata pew nej w artości staje się
zarodem osiągnięcia innej w artości, w drugim — od w rotn ie: dobro m ieści zaród zguby. Ofiara staje się tragiczną par excellence, gdy, będąc w artością etyczną najw yższą, staje się próżną, pro w adzi do zatracenia. Jest nią i w tedy, g d y to, co najw yższym zostało osiągnięte w ysiłkiem , jest znikom o małem , w porównaniu z tem, co zostało stracone. K rw aw y tryumf, co się równa prze granej. Tragizm tego, kto taki tryumf obiera, dobrow olna ofiara z najw yższego dobra w łasn ego za jedno źdźbło dobra dla in nych — to najw yższy tragizm bohatera. Takie radosne bohater stw o ofiary, niby surm y bojow e, grające idącym na stracenie, upaja W andę,... a raczej p o e tę : „Śmierć moja mnie w e se le “. W ola bohaterska, pożądanie jednego tryumfu za w szystko stracone:
Ś m ierć za m ną, sła w a za m ną k roczy. D z i e ń j e d e n ja sz c zę śliw a .,, p o z w ó l mi c h w i l ę b yć zw y c ię sk ą ,
b yć jako ojciec w ła d y . (s . 1 8 ).
I tragiczną jest ta ofiara p od w ójn ie, nie tylko tryumf jest efem erydą, ale zatracone j e j życie, za osiągnięcie tego, co — nie dla niej:
N ieżależnie od tragizm u ca ło ści utworu, niezależnie od ofiary, która znajduje zadośćuczynienie i która kończy się epilogiem spokojno-elegijnym , w którym w szystk o znajduje zrównanie w p o jednaniu tragiczńem , ducha W andy natchnął w łasnem tragicznem bohaterstw em . Nie w akcyi tylko, nie w zderzeniach sił, ale w tragicznych przeciw ieństw ach słó w szukać należy najm ocniej szych akcentów tragizmu w tym utw orze. Pomijać ich nie godzi się nie tylko dlatego, że to są najgłębsze, najbezpośredniejsze w y razy ducha poety, ale i dlatego, że jest to jedna z częstszych form przejawiania się tragizmu w jego twórczości. W zm ożenie tragizmu w w olnym przekładzie Cyda św ięci tryumf najw iększy m oże dzięki tragizm ow i języka W yspiańskiego.
Najtragiczniejszą jest rzeczą, gd y już nie tylko ta sam a spraw a przyczynia się do w zbudzenia w artości i rów nież p o średnio do jej zguby, ale gd y w ł o n i e t e j s a m e j s p r a w y , tego sam ego faktu jest szc zęście i zguba, śm ierć i życie, im w ię k sze zbliżenie ze so b ą tych przeciw ieństw , im ściślejsza ich jedność, tem tragizm przem ożniejszy. D latego, w iedziony głębokiem poczuciem tragika, W yspiański tak p odnosił znaczenie jedności akcyi. Tęż sam ą zw artość, której szczyt osiągnął W yspiański w Powrocie O dysa (z wyjątkiem scen y walki z gacham i), tej naj tragiczniejszej z jego tragedyi o sią g a ł i w zbliżeniu tragicznych przeciw ieńtw treści. W L egendzie (Ii-ej) w zn osi się do tragicznej ekstazy. Mamy tu genialne, b ł y s k a w i c z n i e s z y b k i e i przez to najbezpośredniejsze zetknięcia się tragiczne przeciw ieństw . T yczy się to, co m ówię, nie tylko przytoczonego dw uw iersza:
ale szeregu innych. Koroną tych tragicznych zestaw ień, najwyż szym w yrazem i najbezpośredniejszym , są słow a, kończące ustęp, który odrębną, zamkniętą w so b ie, dającą się w ydzielić z całego utworu, stanow i tragedyę.
Nie dla m n ie d asz tę s z c zę sn ą c h w ilę, n ie s o b ie ch cę k oron y,
o s ta ło b ie d n y ch lu d u tyle,
co m a b y ć w brań w le cz o n y . ( s . 18)
D ziś w s z y s tk o dnia je d n e g o zd olę, G dy w s z y s tk o m am stra co n e,
P o sp ie sz a j, s ło ń c e n iech aj w s c h o d z i, Ś m ierć m oja m n ie w e s e le !
N o c m n i e o d s ł a w y m o j e j g r o d z i ,
S t a w a n a m o i m c z e l e (s. 2 5 ) .
P odkreślone przezem nie sło w a przez sw ą a logiczn ość dają nam uczuć, jako i d e n t y c z n e to, co w porządku czasow ym po so b ie następuje. Jeżeli chodzi o oddanie tej praw dy p sy ch o logicznej, iż antycypacya n astęp stw ofiary jest już jąko j e d n o ś ć dana w m om encie ofiary, bohaterskiego czynu, w raz z tą męką, która od nich jeszcze ducha przegradza, to nic genialniej nad ten d w u w iersz jej nie oddaje. T o , co ginie w oddali, czeg o jeszcze n ie m a ... już jest.
A kcenty te tragiczne tak są ze so b ą sp lecion e, iż m o g ły być tylko bezpośrednim w yrazem rytm ów w łasn ego serca.· Ktoby w ątpił, iż słow a te najprościej w iod ą n a s' do zrozum ienia tra gizmu ducha sam ego W y sp ia ń sk ieg o , tego te sło w a chyba przekonają.
O S ła w o , id z ie sz ku m n ie ch y ża , W mej k lą tw ie ty p o c z ę ta ; Ś m ie r ć m i o tw iera tw o je d źw irza,
O S ła w o , S ła w o , Ś w ię ta ! ! ! (r. II, s . 2 6 ) .
W śp iew ie Łopucha i Śm iecha, w balladzie, poczynającej się od s łó w : „B yw ało, b yw ało, w e se le się śm iało i G o d y “, a z w ła sz c z a w k oń cow ych strofkach :
A o w o , jak w o d a , W e se le sp ły w a ło ,
Kaj w c z e lu ść za p a d ło , jak w o d y ,
mamy p ierw sze p o g ło sy , jakby próby strojenia instrumentu do pieśni, kon cep cyę tragiczną św iatop ogląd u W ysp iań sk iego za w ie rającej, jakiemi są zapoznana w swej tragicznej naturze pieśń rusałek w S k a łce i rozm ow a a n io łó w w e śnie Jakóba w A kr opolis