• Nie Znaleziono Wyników

Przegląd gospodarczy 1999, nr 1 (5).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przegląd gospodarczy 1999, nr 1 (5)."

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

°raszkowskie Towarzystwo Gospodarcze

Aleksander Świeykowski

SZOK!

Spoglądam na Opole i Opolszczyznę, na ich scenę polityczną z najdalszych krańców tegoż województwa, z Praszki. Od 1 stycznia, a więc od kilku zaledwie miesięcy, mam nawet prawo nazywać się Opolaninem. Mocą decyzji podjętych gdzieś tam daleko w Warszawie, podjętych bez większego udziału samych mieszkańców gminy, miasteczko zawsze w swojej ponad 6 setek lat liczącej historii będące ostatnim polskim przystankiem w drodze na Śląsk, w 1939 roku na jego rogatkach zaczynała się Trzecia Rzesza, teraz stało się częścią tego Śląska. Dla ludzi starych, pamiętających Powstania Śląskie, to nieoczekiwane wcielenie gminy do Śląska stanowiło szok. Ale pogodzili się z tym.

Protestów nie było. Po cichu nawet mówiono o szansie jaka się dla gminy jawi wraz z wprowadzeniem na ten skrawek starej, polskiej ziemi niemieckiej gospodarności i tradycyjnego, pruskiego Ordnungu.

Średnie i młodsze pokolenie zamieszkujących tu ludzi zasadniczo nie ujawniały swoich uczuć i sympatii. Decyzje zaakceptowano - bo widocznie tak być musi! Dla wszystkich jednak stało się oczywistym, że wcielenie Praszki i sąsiednich Rudnik do Opolskiego miało swe uzasadnienie w strukturze narodowościowej tego regionu Polski. Mówiąc bezpośrednio, kilkadziesiąt tysięcy ludzi zamieszkujących te dwie gminy to rozcieńczalnik,, zmieniający niemiecko-polskie proporcje. Ale i z tym trzeba się pogodzić. Taka jest po prostu racja stanu. Nie może to być jednak tylko racja chwili. Nie może to być jednak tylko argument w momencie podejmowania decyzji, czy też uzasadniający te decyzje. To powinien być stały element codziennej polityki tak władz centralnych, jak i, bodaj przede wszystkim, czynnik codziennie podejmowanych decyzji przez ludzi zajmujących się polityką i kształtowaniem zasad gospodarczych funkcjonowania tak powstałego tworu administracyjnego tu , na dole, w Opolu, Oleśnie, Kluczborku, Dobrodzieniu itd.

Cała wrzawa jaka powstała wokół mianowania nowego wojewody naszego województwa, jest dla mnie, podkreślam, obserwatora z zewnątrz, wielkim zaskoczeniem.

Wsłuchując się uważnie w głosy poszczególnych, wydaje się, że chyba sztandarowych polityków la może tylko politykierów/ na temat decyzji premiera Buzka, mam wrażenie, że na Opole spadło jakieś nieszczęście, a jego sprawcami są ludzie z Urzędu Rady Ministrów.

Zaś powodów tej, naturalnie „głupiej” decyzji należy upatrywać w ewidentnym braku kompetencji, a może nawet chęci zemsty za czynną walkę o zaistnienie tego województwa.

Tak wynika z wypowiedzi posłów, pani senator Simonides, bezpośrednio zainteresowanych.

Ton ten podtrzymywały drukowane w prasie opolskiej wypowiedzi ludzi z „ulicy”.

Proponuję jednak zebrać te wszystkie, porozrzucane po gazetach i w eterze wypowiedzi razem, i razem je wszystkie uważnie przeczytać. Nie trzeba znać osób, ludzi i powiązań pomiędzy nimi, by sobie uświadomić, że w całej tej historii idzie przede wszystkim o obronę z góry ułożonych wcześniej scenariuszy. W tych scenariuszach poukładano różne koterie.

Porozdawano stanowiska, podzielono władzę. Zrobiono to wszystko w ramach powstałych po wyborach układów. Wydaje się, że najwyraźniej to pokazała walka o marszałka sejmiku wojewódzkiego. Żałosnym fragmentem tej walki było starcie wewnątrz obozu związanego z Solidarnością. Pan Ryszard Zembaczyński, ostentacyjnie wstrzymał się od głosu przy wyborze Stanisława Jałowieckiego. Rozczarowanym poczuł się poseł Franciszek Szelewicki. Był to dla nich pierwszy sygnał, że zbudowany wcześniej z klocków model nie wytrzymuje próby w starciu z rzeczywistością. Autorzy własnego scenariusza tak bardzo byli przekonani o swojej genialności, że oczywistych sygnałów dezaprobaty okazywanej w Warszawie z sytuacji w Opolu w ogóle nie spostrzegali. Pan Szelewicki przyznał wprost, że na dwie godziny przed spotkaniem premiera z nowymi wojewodami był przekonany iż swój scenariusz wybroni i Zembaczyński wojewodą ostatecznie zostanie.

Przewodniczący Towarzystwa Społeczno - Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, poseł Henryk Kroll, przyznaje teraz publicznie, że w swoich rachubach także się przeliczył.

Był pewny, że po mianowaniu na marszałka sejmiku wojewódzkiego faworyta związanego z AWS, ale nie akceptowanego na to stanowisko przez Solidarność, Stanisława Jałowieckiego, umieszczenie Zembaczyńskiego na stoliku wojewody, będzie już tylko formalnością. Korzyść zaś będzie taka, że w rządzeniu Opolszczyzną Mniejszość Niemiecka odegra decydującą rolę.

Przykro mi to w ten sposób określać, ale dają tu o sobie znać krótkowzroczność, pewność siebie a przede wszystkim chyba nienajlepsze predyspozycje polityczne opolskiej elity działaczy tak z Solidarności jak i z Mniejszości Niemieckiej. Pokazuje to również, że ludzie w Warszawie odpowiadający za stan kraju jednak czasami widzą co w poszczególnych jego częściach się dzieje. Z perspektywy Praszki, z pozycji małej kropelki rozpuszczalnika, sądziłem nawet początkowo, że w sumie stało się może i dobrze.

Nie znam Pana Zembaczyńskiego, aczkolwiek słyszałem o nim bardzo dużo dobrego, nie znam łaskawie mnie reprezentujących posłów ziemi opolskiej, bo do tej pory moje interesy reprezentowali posłowie częstochowscy. Wiem, że bywali w Praszce, że mieli tu swoje biuro, że interesowali się tym co u nas się dzieje. Teraz nastąpiła cisza. Elita polityczna Opola zajęta jest obroną swoich pozycji w Opolu i na terenie dawnej Opolszczyzny. Ta nowa Opolszczyzna, powiększona między innymi i o Praszkę, zapewne nie mieści się w ich wyobraźni, bo do tej pory niewiele o nich w naszym mieście słychać.

Obawiam się, że jeszcze trudniej będzie nas i Rudniki zauważyć, kiedy rozpoczną się dyskusje o inwestycjach, drogach, szkołach itd. Są już zresztą pierwsze tego sygnały ./

Omawiamy je w innym miejscu. Tutaj proszę zwrócić uwagę na inny przykład./ W grudniu powstało stowarzyszenie wspierające działania na rzecz utworzenia w Opolu ośrodka telewizyjnego. Wiele tam mam nadzieję, przepraszam - nie znam, prominentnych nazwisk.

Ale tylko z Opola. Geniusze tego województwa mieszkają tylko w Opolu. Ciekawe czy i

wówczas, kiedy potrzebne będą pieniądze na ten ośrodek telewizyjny, bogacze znajdą się tylko w Opolu? Wątpię. A to dopiero jedna z pierwszych inicjatyw na rzecz oczywiście województwa.

Dla mieszkańców Praszki i Rudnik ponura to perspektywa. Tylko patrzeć kiedy zaczną na nas pokazywać palcami - O, to ci, zza Prosny. Próbkę tego już mieliśmy.

Etatowi działacze Mniejszości Niemieckiej z Olesna, kiedy się dowiedzieli, że Praszka i Rudniki mają wejść w skład powiatu oleskiego byli oburzeni. „ Po co nam Praszka?” - mówiono oficjalnie na spotkaniach. „Nie chcemy rządów Praszki” - dodawano. Jak powiedziano tak i postąpiono. W Oleśnie całą władzę wykonawczą podzielili między siebie działacze Mniejszości Niemieckiej. Jako „rozcieńczalnik” nie mamy żadnych szans. Jedyną nadzieję mógł być dla nas wojewoda. I z punktu widzenia terenów przyłączonych do Opolskiego, ich mieszkańców, powołanie na stanowisko wojewody kogoś z zewnątrz, nie powiązanego z lokalnymi koteriami i grupami jawiło się niemal jako Dar Boży i mogło być odebrane jako sygnał bardzo pozytywny. Zwłaszcza, że już teraz, osoby obserwujące opolską scenę polityczną z bliska, zapowiadają, że za dwa, trzy miesiące i tak marszałkiem zostanie, ten którego wcześniej na to stanowisko lansowała Solidarność a na którego nie godziła się początkowo Mniejszość Niemiecka - Ryszard Zembaczyński. Z tonu wypowiedzi i opinii publikowanych w lokalnych mediach śmiem twierdzić, że obecnie działacze mniejszości, a zwłaszcza jej liderzy, wobec przegranej batalii o Zembaczyńskiego wojewodę, byliby skłonni poprzeć ewentualny przewrót gabinetowy i doprowadzić do rychłej zmiany. Wyobrażam sobie zatem atmosferę w jakiej powstaje administracyjny szkielet nowego województwa. Typowe, polskie piekiełko. Wiem, że wobec personalnych przepychanek, sprawy merytoryczne schodzą na plan dalszy. W takiej sytuacji nowe, peryferyjne miasteczka i wsie mogą być całkowicie zapomniane.

Nowy wojewoda urządza nasze województwo od ponad trzech miesięcy. Zbyt mało to czasu, by pokusić się o jakąś wstępną ocenę jego pracy. Głośno się mówi iż bardzo się zaangażował w tworzenie nowych struktur Stronnictwa Konserwatywno - Ludowego, partii z którą jest związany. I może nie ma się czemu zbytnio dziwić, wszak lojalnym wobec partii, skoro się do niej należy, warto być. Szkoda by jednak było, gdyby jedynym owocem jego działalności w opolskiem pozostały nowe koła SKL.

Sądzę, że Praszka i Rudniki nie stanowią tutaj wyjątku. W podobnej sytuacji może znajdować się wiele małych i średnich gmin oraz miasteczek, które w wyniku ostatniej reformy znalazły się w zasięgu działania nowych stolic wojewódzkich, nie zawsze wygodnych i oczekiwanych. W przeważającej jednak większości, przez te stolice jeszcze nie zauważonych.

Ludzie jednak wiedzą, że mają dwa lata, by ostatecznie się opowiedzieć gdzie chcą być? Z gospodarczego punktu widzenia zawsze to lepiej być biednym u boku bogatego /Katowice/, niż biednym u boku ubogiego. A w rzeczywistości powstał tutaj układ jeszcze gorszy,; gmina Praszka, w miarę zamożna u boku biednego powiatu w którego bezpośrednim zarządzaniu niewielki ma udział. Tylko, że nikogo to nic nie obchodzi.

Warto przypomnieć zatem rozgrzanym głowom polityków z Opola, że akurat w tym przypadku, bez Praszki nie będzie powiatu w Oleśnie, a bez Olesna na pewno nie będzie województwa opolskiego. Zatem starajcie się państwo przynajmniej o zachowanie pozorów. Przyszłość niektórych nowych województw, zależy od tego jak ich peryferia zauważą i jak je potraktują zarządzający tymi województwami, od tego na ile wystarczy im politycznej wyobraźni. Od postawy tych ludzi zależy również, czy przy końcu 2001 roku będziemy mieli w kraju spokój, czy znowu zacznie się walka o jego ostateczny kształt administracyjny.

Autor: Aleksander Świeykowski w latach 1971-1979 dziennikarz radia i telewizji polskiej, 1979-1982 emigrant w Szwecji, od roku 1982 do 1994 pracownik Radia Wolna Europa w Monachium

PI.

Grunwaldzki 21 46-320

Praszka

tel.

3591-055

Zaprasza doNOWOOTWARTEGO pawilonu handlowego Z szerokim asortymentem sprzętu AGD firm:

BOSCH, AMICA, POLAR,WHIRLPOOL, ELEKTROLUX oraz RTV i meble kuchenne do zabudowy

ZAPEWNIAMY: miłą obsługę, raty bez żyrantów, dowóz towaru gratis.

Przy zakupie większej ilości sprzętu rabaty! ZAPRASZAMY!

AGD DLA DOMU! TYLKO Z ELDOMU

(2)

Praszkowskie Towarzystwo Gosoodarcze

Str.2

Wywiad z posłem Szelewickim

W ostatnich dniach stycznia w Urzędzie Miasta i Gminy dyżur pełnił poseł AWS z Opola Franciszek Szelewicki. Postanowiliśmy skorzystać z okazji, by zadać mu kilka pytań dotyczących sytuacji w kraju i w regionie.

Z Franciszkiem Szelewickim rozmawia Krzysztof Pietrzyński.

- K.P. Panie pośle, czy 16 województw to już sprawa przesądzona? Pytam dlatego, że można zauważyć pewne tendencje „rewizjonistyczne” dotyczące również naszego województwa.

Wojewoda Śląski daje do zrozumienia, że część Opolszczyzny chętnie widziałby w swoim województwie. Ryszard Zembaczyński - były wojewoda opolski - twierdzi natomiast, że „duchy 12-tki żyją nadal."

- F.S. Reforma administracyjna kraju

była zbyt kosztownym przedsięwzięciem, by po tak krótkim czasie ją zmieniać. Nie ma takiej potrzeby. Jestem pewien, że 16-tka utrzyma się długie lata. Mówię to jako współautor ustawy o podziale kraju na 16 województw. Co zaś się tyczy Opolszczyzny - jest to region, który śmiało może śię plasować na 7-8 miejscu w ogólnym rankingu gospodarczym.

- K.P. I konkurować z większymi i

silniejszymi gospodarczo sąsiadami jak Śląsk czy Dolny Śląsk?

- F.S. Do Śląska państwo dopłaca i to

niemałe pieniądze, zwłaszcza że ten region jest w fazie restrukturyzacji górnictwa.

Opolszczyzna natomiast otrzymuje saldo dodatnie. Trzeba zwrócić uwagę, że to region słynący z takich cech jak gospodarność, pragmatyzm, porządek. Można powiedzieć - poznasz opolskie po ładzie i składzie. A ten wizerunek budują przecież ludzie - zżyta, zgodna i pracowita społeczność opolska. Podam pewien przykład: w ostatnim czasie na Opolszczyźnie udało się zbudować lub unowocześnić 22 oczyszczalnie ścieków i to ze środków gminnych, co w skali kraju jest rekordem. To chyba o czymś świadczy.

Nie jesteśmy oczywiście - jak każdy region - wolni od problemów. Mam tu na myśli głównie bezrobocie. Dotkliwe jest ono zwłaszcza w południowo-zachodniej części województwa, w takich gminach jak Nysa, Paczków czy Grodków gdzie sięga ono 22-27%. Dotyczy ono również i Praszki gdzie wysoka stopa bezrobocia utrzymuje się zwłaszcza wśród kobiet.

Przeciwdziałanie temu zjawisku to poważne zadanie dla zarządów miast i starostw.

Opolskie, jako pierwsze województwo w kraju podpisało kontrakt z ministerstwem pracy, co pozwoli zdobyć dodatkowe środki na tworzenie nowych miejsc pracy.

- K.P. Środków tymczasem może zabraknąć

powiatom. Szef sejmowej komisji finansów publicznych Henryk Goryszewski uważa , że powiatów powinno być 150. Starosta oleski twierdzi, że za pół roku naszemu powiatowi może zagrozić finansowy paraliż.

- F.S. W dyskusji wokół powiatów

wszyscy właściwie mają po części rację. Z jednoznaczną oceną należy jednak poczekać.

Uważam, że właściwą diagnozę będziemy mogli postawić po roku finansowania powiatów, kiedy poznamy wszystkie symulacje i rachunki ekonomiczne. Wiadomo, że nie wszystkie powiaty w kraju będą samowystarczalne; w dawnych województwach : białostockiem, rzeszowskim, czy olsztyńskiem funkcjonują powiaty małe i słabe ekonomicznie, którym państwo będzie musiało pomagać. Wszyscy natomiast musimy pokonać pewien Ookres przejściowy po wdrożeniu reform. Po 2 latach struktury samorządowe powinny uzyskać większą samodzielność, tak by dysponować już połową wpływów z podatków.

- K.P. Jak ocenia pan fakt, iż wojewodą

został Adam Pęzioł - człowiek z zewnątrz, nie związany z tym regionem, a rekomendowany przez SKL, niechętne 16-tce?

- F.S. Nie podważam ustaleń premiera i

ministra spraw wewnętrznych - wojewoda jest przecież przedstawicielem rządu w województwie. Adam Pęzioł jest młodym, uznanym działaczem „Solidarności”, był już wice wojewodą przemyskim. Kiedy kwestia obsady stanowisk wojewodów była sprawą otwartą, poseł Jan Piątkowski z ZCHN nieco przedwcześnie i bez konsultacji w Radzie Regionalnej AWS wysunął kandydaturę Deca. Według wcześniejszych ustaleń dwunastu wojewodów miała rekomendować AWS, a po dwóch ZCHN i SKL. Opolszczyźnie przypadł wojewoda z rekomendacji tej ostatniej partii.

- K.P. Panie pośle w koalicji co jakiś

czasdochodzi do poważnych napięć. Instytuty badań opinii społecznej w końcu stycznia podały że tylko jedna trzecia ankietowanych uważa, że ta koalicja przetrwa całą kadencje, tyle samo osób uważa że nie. Czy rzeczywiście obecny układ polityczny może się rozpaść?

- F.S Nie jest tajemnicą, że ta koalicja

jest małżeństwem z rozsądku a nie z miłości. Unia w ostatnim czasie trochę hałasuje, niemniej na wspólne konto musimy zapisać 4 kluczowe dla kraju reformy, przepchnęliśmy też ustawę o- Prokuratorii Generalnej ( zawetowaną później przez prezydenta) wspólnie tez przestawiliśmy premierowi do zaopiniowania projekt ustawy o uwłaszczeniu. W tym przypadku jeszcze nie rozstrzygniętą jest kwestia ile majątku narodowego zostanie przeznaczone na finansowanie reform, ile na reprywatyzację, na „budżetówkę” oraz dla tych, którzy utracili majątek po wojnie i wreszcie tych, którzy po 1989 roku nie uzyskali jeszcze nic.

- K.P. W ostatniej dekadzie stycznia

byliśmy świadkami masowych protestów rolników. Miały one niewątpliwie charakter ekonomiczny, niemniej była wśród protestujących pewna grupa, która nie Niektórzy , prawicowi politycy twierdzili, że intencja tej grupy było i jest obalenie rządu, który doprowadził do lustracji.

- F.S. Tak się składa, że ja na rolnictwie

Znam się dość dobrze. W 1981 roku opracowałem bilans żywnościowy kraju, za co zostałem później aresztowany. Faktem jest, iż pewne grupy wykorzystują obecną sytuację rolnictwa żeby zbić kapitał polityczny, chcą zaistnieć. Polityka rolna kraju była w poprzednich latach mocno zaniedbana. Przypomnę tu, iż w 1993 roku uzyskaliśmy 300 min. USD na konto rozwoju wsi. Poprzednia koalicja przejadła to w całości. Po podpisaniu porozumienia o wolnym handlu w Europie Środkowej CEFTA nasz rynek został zalany produktami rolnymi z zagranicy.

Agencja Rynku Rolnego skupiła całe ukrywała swoich politycznych inspiracji, importowane ziarno. To są błędy ówczesnego kierownictwa resortu rolnictwa panów Śmietanki i Pilarczyka.

My ze swej strony przygotowaliśmy 4 ustawy okołocelne, które pozwolą weryfikować import, oraz nakładać cła zaporowe. Jest już projekt kwitów skupu - chcemy w całości skupić od naszych rolników ziarno konsumpcyjne.. Na dziś kraj potrzebuje5,5 miliona ton. Planujemy tylko niewielkiej ilości import pszenicy twardej na potrzeby zakładów produkujących makarony.

Tam gdzie państwo zalega np. w cukrowniach, czy za skup zbóż , zobowiązania będą regulowane. Przesądzona jest już sprawa bonów uwłaszczeniowych. Chcemy także, by budżet rolnictwa był w przyszłości w większym stopniu wspomagany, idzie też o to, by środki ze sprzedaży, prostszą droga trafiały bezpośrednio do producenta.

Tamta koalicja SLD i PSL wydała ponad 600 koncesji na handel wewnętrzny i zagraniczny, dzisiaj rolnik otrzymuje 20% z tego co płaci konsument. Chcemy to zmienić.

Co się tyczy lustracji, mogę odpowiedzieć tak: kto ma czyste sumienie, może spać spokojnie.

Dziś już wiadomo, że kilku opolskich polityków było w przeszłości podwójnymi agentami. Ja jestem spokojny - nie współpracowałem, mam potwierdzenie z Instytutu Gaucka.

Aleksander Świeykowski

PROTESTY CHŁOPSKIE

Na rolnictwie jak i na medycynie, w Polsce wszyscy się znają. Każdy z kim nie zaczniesz rozmowę ma swoją receptę na uzdrowienie. Dzień powszedni, a zwłaszcza obecna sytuacja, pokazują jednak, że są to wszystko złudzenia. Przez kilkanaście lat niemal każdego dnia miałem swoje kilka minut przed mikrofonami Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium na tematy wsi i rolnictwa. Na polską wieś spoglądałem przez pryzmat rolnictwa Niemiec, Francji, Anglii, Włoch, Portugalii czy Grecji. Z uwagą słuchałem docierających do mnie opinii sztandarowych wówczas działaczy niezależnych związków powstających na wsi. Przyglądałem się próbom budowania niezależnych partii i wysiłkom zmierzającym do ratowania ZSL-u. Zawsze dominowała w tych rozmowach polityka. I wówczas było to prawdopodobnie normalne.

Lata osiemdziesiąte to okres zdecydowanej walki politycznej o wolność ludzi i pełną niezależność kraju. Chłopów polskich w tej walce nie zabrakło. Ponieśli tez określone ofiary. Można tu wymieniać nazwiska. Ale nie w tym rzecz. Kiedy jednak nastała upragniona wolność, okazało się , że tematem numer jeden wśród chłopskich elit, nadal była polityka. Dyskusji, rozmów i konkretnych prób wypracowania realnych, dobrych programów gospodarczych dla samej wsi było niewiele. Jeżeli już się zdarzały to i tak z ich realizacji nic nie wychodziło, bo nie znajdowały zrozumienia i poparcia wśród pozostałych grup zawodowych. Rozpoczęto przeobrażenia gospodarki narodowej , ale z góry zakładając że dokona się ich na barkach chłopskich. To przecież w 1990 roku przez nasz kraj przetoczyła się pierwsza fala chłopskich protestów. Wraz z nimi pojawiły się na scenie nazwiska Leppera, Bryczkowskiego i Samoobrony.

Niezwykle uaktywnił się stary aparat ZSL, ale już pod szyldem PSL. Andrzej Leper był honorowym gościem, witanym gromkimi brawami na tym kongresie PSL, kiedy miejsce Romana Bartoszcze zajął Waldemar Pawlak , a Józef Zych został przewodniczącym Rady Naczelnej PSL. Od tej pory, od 1993 roku właściwie PSL w różnych konstelacjach partyjnych, ale najdłużej w koalicji z SLD kształtował politykę rolną w kraju. PSL miał swoje wielkie „5 minut”. W walce politycznej pokonało słabe i w dodatku .skłócone między sobą partyjki i związki „okołosolidamościowe”. Przez długi czas miało swojego premiera. Ludzie z tej partii zajmowali wiele kluczowych stanowisk w państwie .Z tego okresu pamiętamy jednak głównie afery z ministrem rolnictwa, obecnym doradcą prezydenta, Andrzejem Śmietanką , heroiczną wręcz walkę PSL o ratowanie BGŻ i zatuszowanie tzw. afery ziemniaczanej.

Wiemy również , że w tym właśnie czasie do Polski napłynęło bardzo dużo środków z Unii Europejskiej i USA mających wesprzeć przeobrażenia polskiej wsi.

Przeobrażenia nie nastąpiły a środków już nie ma. Jest kilka nomenklaturowych spółek importujących żywność i płody rolne ze świata do Polski. BGŻ znowu oczekuje na budżetowe wsparcie, bo inaczej nie wytrzyma konkurencji na wymagającym, ponad narodowym rynku kapitałowym.

Można by tak wymieniać w nieskończoność. Zawsze jednak będą się nasuwać te same wnioski.

Polskie elity polityczne i intelektualne / przypominam, tutaj każdy się zna na

rolnictwie/ wciąż nie rozumieją znaczenia problemów jakie nagromadziły się w całym polskim sektorze żywnościowym. Pojedyncze osoby, które wiedzą co należy zrobić i jak, nie znajdują wśród tych elit zrozumienia.

Nadal, w pogoni za pozytywnymi wskaźnikami ekonomicznymi w skali makro

spycha się wynikające z tych przedsięwzięć ciężary głównie na chłopów polskich, wychodząc chyba z tradycyjnego przesłania, że chłop i tak sobie poradzi, bo przecież jemu samo w polu rośnie.

Okazuje się , że dzisiaj znowu możemy mówić o zmarnowanym czasie , bo w

ciągu ostatnich dziesięciu lat politykom wszystkich opcji zabrakło wyobraźni jeśli idzie o polską wieś i jej dalszy rozwój. Tylko, jeśli mamy już wskazywać winnych, to trzeba jeszcze raz powtórzyć, że jeżeli w obecnym rządzie i parlamencie są ludzie kompetentni i rozumiejący problemy wsi i chcący je rozwiązać, bo to interes całego kraju, to rok na pewno nie jest wystarczającym okresem, by nadrobić zaległości minionych dziesięciu lat. Ci ludzie na pewno potrzebują spokoju i czasu, Od nas, od chłopów, anestezjologów, lekarzy, nauczycieli, górników, oczekują - cierpliwości.

Łatwo powiedzieć, tylko jak wszystkich przekonać, kiedy nie ma żadnych dowodów na to, że faktycznie w tej koalicji jest już pełne zrozumienie dla spraw wsi i rolnictwa i że są tam ludzie, którzy potrafią to przygotować i zrealizować.

Na koniec chciałoby się jeszcze trochę „pogdybać.” Jakże inaczej wyglądałaby dzisiaj polska wieś i jej otoczenie gdyby Jaruzelski wraz ze swoim komitetem centralnym, nie rozwalił kościelnego pomysłu z początku lat osiemdziesiątych o Kościelnej Fundacji Rozwoju Wsi i Rolnictwa . To miał być Plan Marshala dla Polski.

Jakże inaczej wyglądałaby polska wieś i jej otoczenie, gdyby miliardy złotych wymuszonych głosami PSL w latach 94-95 na ratowanie BGŻ, tymi samymi głosami skierowano na przeobrażenia polskich gospodarstw, na dopłaty np. do eksportu polskiej żywności? Tu tez można by wyliczać dalej. Ale po co? Przecież to są rzeczy znane, tylko nikt z nich nie wyciągnął w porę należnych wniosków. Czy teraz, w obliczu paraliżu życia w kraju, można liczyć na cud? Nie wiem. Wciąż jednak wierzę, że są w naszym kraju ludzie, których stać na opracowanie dobrego programu gospodarczego uwzględniającego także i interesy ludzi mieszkających na wsi i pracujących na roli.

Przecież nie jesteśmy zgromadzeniem idiotów, jakby można było sądzić po kolejnych wydaniach Dziennika Telewizyjnego, czy też po wypowiedziach „ WODZA” Andrzeja Leppera.

Aleksander Świeykowski

(3)

^raszkowskie Towarzystwo Gospodarcze

Str.3

Kiedyś w GS-ie kupowało się wszystko, albo prawie wszystko - od sznurówki po zamrażarkę, czy dostarczany szerokotorową „ciuchcią” węgiel. W GS- ie realizowało się legendarne kartki żywnościowe, a firmowe Robury niemiłosiernie trujące środowisko, od czasu do czasu przywoziły do sklepów deficytową coco-colę, kawę czy banany. Dziś nie ma ani „ciuchci”

ani kartek, ani Roburów. Pozostał natomiast GS.

Po wojnie, a także w późniejszych łatach PRL-u, spółdzielczość była główną, obok ogólnonarodowej, formą własności społecznej. Drobni producenci prywatni nie dysponujący większymi kapitałami, a napotykający na liczne trudności stwarzane przez władze, chętnie łączyli się w spółdzielnie. Dość powiedzieć, że w 1947r.

Związek Gospodarczy Spółdzielni RP liczył 3 min członków i jeszcze skutecznie opierał się narzuconym odgórnie strukturom organizacyjnym. Ale w tym samym roku wszedł w życie plan 3-letni, liczne już gminne spółdzielnie „Samopomoc Chłopska” zostały podporządkowane utworzonemu przez aparat państwowy Centralnemu Związkowi Spółdzielczemu, a od 196 lr.

Naczelnej Radzie Spółdzielni. Początki naszego GS-u nie odbiegają niczym specjalnym od kanonów, w jakich po wojnie odradzała się polska spółdzielczość. Kilkunastu działaczy Ruchu Spółdzielczego podjęło inicjatywę spółdzielni rolnej - jej zwieńczeniem była rejestracja w marcu 1945r. Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” Kowale z siedzibą w Praszce, liczącej na starcie około 1000 członków. Jak czytamy w materiałach archiwalnych firmy, początki były bardzo trudne (brak pomieszczeń, wyposażenia technicznego, transportu) towar do sklepów dowożono rowerami.

W późniejszych latach GS kilkakrotnie łączył się z pomniejszymi spółdzielniami handlowymi, raz zawieszał działalność, by od 1972r. stać się jedyną w gminie spółdzielnią swojej branży (natomiast nazwa GS „SCH”

funkcjonuje już od 1949r.). Zdołał się też w tym czasie dorobić wcale pokaźnego zaplecza gospodarczego, oraz pozycji gminnego monopolisty jeśli idzie o handel.

Wymienienie tu całej oferty GS-u z przypadającego na lata 70-te i początek 80-tych szczytowego okresu jego prosperity, wymagałoby przedstawienia bardzo długiej listy - GS prócz handlu zajmował się także produkcją i usługami, prowadził różnego rodzaju kluby i koła.

Zatrudniał wówczas - wliczając uczniów - 400 osób!

Od połowy lat 80-tych GS zaczyna kroczyć po równi pochyłej, by w okresie przemian ustrojowych i reform Balcerowicza sięgnąć bessy. Spółdzielni przepowiadano rychłą śmierć, ta jednak przetrwała okres terapii szokowej, choć nie jest żadną tajemnicą, że jej potencjał mocno się skurczył. Wydzierżawiono, a następnie sprzedano „Kmicic”, zamknięto masarnię, która przestała być dochodowa i wymagała kosztownej modernizacji, ubojnia jak się okazało nie była własnością GS-u, choć przez 32 lata pracowała na jego konto. Większość placówek poszła w dzierżawę, w tym dwa duże pawilony handlowe w Praszce. Kontrowersje wzbudził zwłaszcza wynajem pawilonu przy ul. Kopernika dla niemieckiego koncernu „Plus”. GS przyjął bowiem w swe progi potężniejszego konkurenta i dobrowolnie podzielił się z nim lokalnym rynkiem. „Kiedy w 1996r. obejmowałam stanowisko Prezesa Zarządu GS, ta sprawa była już sfinalizowana - mówi pani Krystyna Preś - musiałam uznać fakty dokonane”. Ile spółdzielnia zarobiła na umowie z „Plusem”? Tajemnica handlowa.

Dziś GS choć odchudzony, nie zamierza składać broni, szuka swego miejsca w wolnorynkowych realiach, a nawet ma ambitne plany na przyszłość. Jakie? Tego pani prezes nie chce zdradzić, by nie pobudzać wyobraźni konkurencji. Obecna działalność GS to piekarnia, stacja kontroli pojazdów, obrót rolny (handel nawozami), sześć sklepów i pijalnia piwa. Do tego oczywiście trzeba doliczyć przychody ze wspomnianych dzierżaw. Rok

1998 spółdzielnia zamknęła umiarkowanym zyskiem.

W tej chwili GS liczy 207 członków (wyłącznie osoby fizyczne) i jest otwarty na nowych chętnych. Wpisowe wynosi lOzł, lecz prócz tego trzeba wnieść tzw. udział podstawowy w wysokości minimum 500zł. Pani prezes Krystyna Preś nie ukrywa jednak, że GS nie należy do podmiotów, które wypłacają oszałamiające dywidendy.

W GS-ie pracuje 45 osób, w większości o dużym staży (średni staż pracy 20 lat, średnia wieku 40 lat). Przeciętna płaca wynosi 840zł.

Często można spotkać się z opinią, że GS-y to relikty przeszłości i nijak nie pasują do obecnej rzeczywistości.

Zdaniem pani prezes, za tak sformułowanymi opiniami częstokroć kryją się apetyty na spółdzielczy majątek, choć z drugiej strony nie sposób udawać, że się nie widzi, iż spora część społeczeństwa patrzy na GS dość niechę­

tnie. Być może pewnym antidotum na to byłaby zmiana nazwy. Pani prezes przyznaje, iż kilkakrotnie spotkała się z takimi sugestiami. „Po pierwsze, wiązałoby się to z bardzo skomplikowaną procedurą prawną, ale przede

wszystkim my nie jesteśmy chorągiewką na wietrze”.

GS nie jest firmą w której hałasują faksy, urywają się telefony, nie czuć tu powiewu wilczego kapitalizmu. Pani prezes uważa jednak, że i na wolnym, ciasnym rynku spółdzielnia ma szansę odegrać pewną rolę. Oprócz tajemniczych planów na przyszłość, są i te bardziej przyziemne, których uzasadnienie widać gołym okiem.

Należy poprawić wystrój sklepów, a co się z tym wiąże ich konkurencyjność, trzeba podjąć próbę zmiany mentalności ludzkiej, ich stosunku do GS, słowem to wszystko, co zamyka się w prostym, lapidarnym pojęciu - wizerunek firmy. Być może pierwszym krokiem w tym kierunku będzie działalność nowootwartego sklepu AGD i RTV „ELDOM” przy placu Grunwaldzkim? Prezentuje się on wcale przyzwoicie.Na temat przeszłości i przysz­

łości GS-u w Praszce, żyje obok siebie kilka teorii.

Można spierać się, czy dawny, pokaźny majątek GS był do uratowania, można kruszyć kopie o to, czy spółdzielni zaszkodzi bardziej plan Balcerowicza, czy też niewłaściwe zarządzanie, można i dywagować nad tym, czy GS-owskim dobrom nie byłoby lepiej pod prywatnym okiem. Natomiast rzeczą czysto nieteore- tyczną jest, że GS istnieje nadal i próbuje na lokalnym podwórku zaznaczyć swoją obecność. Jednak to, czy skutecznie wkomponuje się on w wolny rynek, w dużej mierze zależeć będzie od klimatu, w jakim przyjdzie rozwijać się spółdzielczości w ogóle, w skali makro. A ten jak na razie jej nie rozpieszcza. W 1990r. w wyniku ustawy „O zmianach w organizacji i działalności spółdzielczości” zlikwidowano centralne i wojewódzkie związki spółdzielcze, w ich miejsce powołano Związki Rewizyjne - te jednak nie zaspokajają potrzeb spółdziel­

ni. Brak też spółdzielcom silnego lobby w parlamencie, jako takie oparcie mieli oni głównie w PSL-u - dziś w opozycji. Politycy patrzą przede wszystkim na liczby, a te nie przemawiają za spółdzielcami. W ub. roku wytworzyli oni tylko 2,2% PKB i 3,2% produkcji sprzedanej polskiej gospodarki (dla porównania w 1988r.

- 9,5% PKB, 1989r. - 6,5% PKB). Spółdzielnie miały też niższe w porównaniu z pozostałymi sektorami nakłady na inwestycje, a i te szły głównie na odbudowę potencjału.

Być może to sprawia, że elity polityczne spółdzielczością interesują się o tyle, o ile znajdują tam majątek do sprywatyzowania lub uwłaszczenia. Tym czasem należy pamiętać, że do pierwszych i podstawowych pojęć idei spółdzielczości - XIX-wiecznej odpowiedzi na drapieżny kapitalizm, należały i należą nie tylko zysk, ale i wynagrodzenie i praca.

Wszystkie te odgórne czynniki siłą rzeczy prowadzą po nitce i do naszego GS-u i w jakiś sposób wpływają na jego funkcjonowanie, bo są odczuwalne dla spół­

dzielczej kieszeni. Dantejskie pojmowanie liczb nieko­

niecznie do końca musi tłumaczyć rzeczywistość. Zda­

niem pani prezes efektywność spółdzielni nadmiernie zniewala fiskus: „W tej chwili zatrudniam 16 uczniów, ale nie mogę odliczyć sobie kosztów przyuczenia ich do zawodu - prywatni mogą - nie mogę też korzystać z żadnych ulg na remonty”. Ktoś powie, że to tylko didaskalia, ale takich przykładów można podać więcej.

Gdyby pani prezes chciała poważniej zainwestować i np.

postawić w Praszce nowoczesny market (hipotetycznie) to mogłaby jedynie pozazdrościć ZACHOD-NIEMU koncernowi 10-letniej ulgi podatkowej, gdyby taki koncern (również hipotetycznie) zdecydował się na analogiczne przedsięwzięcie. Gwoli ścisłości - taka ulga nie przysługuje również innym rodzimym podmiotom prawnym, niekoniecznie będącym spółdzielniami.

Polscy spółdzielcy wydają własny miesięcznik i już z pobieżnej lektury widać, że nie zamierzają dać się zepchnąć do narożnika, co więcej, wyraźnie widzą dla siebie miejsce na gospodarczej mapie Polski - także w kontekście integracji z Unią Europejską. Są umiarko­

wanymi optymistami zorientowanymi na mrówczą pracę dla ratowania swojego sektora. W pierwszej kolejności chcą odnowić swoje struktury, oraz doprowadzić do nowelizacji ustawy „Prawo spółdzielcze”

Nasz GS zgłosił niedawno akces wstąpienia do Praszkowskiego Towarzystwa Gospodarczego. Chce w ten sposób być bliżej ludzi, którzy uczestniczą w życiu gospodarczym i politycznym, chce także mieć swój głos w wymianie poglądów, jaka na forum PTG się odbywa.

Wspomniany powyżej spółdzielczy miesięcznik nosi tytuł „Tęcza Polska”. Czy można wnioskować z niego, że przyszłość naszej spółdzielczości nie koniecznie musi się jawić w czarnych barwach? Wierzymy na tytuł.

Krzysztof Pietrzyński

P.S. Mimo wszystko GS powinien zastanowić się nad zmianą nazwy. Skoro bowiem funkcje Prezesa Zarządu i trzeć'-’ jego pełnomocników sprawują wyłącznie kobiety, to jaka to Samopomoc...Chłopska?

1. Prezes - Krystyna Preś

2. Grażyna Michnik - pełnomocnik zarządu 3. Krystyna Jotek - pełnomocnik zarządu 4. Bogysława Dytman - skarbnik

Jak odśnieżała się Praszka?

Współpracę władz miasta z przedsiębiorstwem GOŚKOM trudno by nazwać sielankową. Różnice zdań uwidaczniają się zwłaszcza przy okazji debat na temat wody, ścieków czy śmieci. „Ta współpraca nie wygląda źle - uważa Prezes GOSKOM-u inż. Stefan Jama - jej po prostu nie ma”. Powodem ostatniego nieporozumienia okazała się ...

zima.

UmiG wespół z GOSKOM-em realizują rok rocznie akcję o nazwie

„Zima”, która polega na utrzymaniu czystości i przejezdności na gminnych drogach i chodnikach. W myśl umowy zawartej w 1990r.

pomiędzy UMiG-iem, a poprzednikiem GOSKOM-u PGKiM (ale dziś obowiązującej GOŚKOM) są to 72 odcinki drogowe i 38 dojazdów.

Zawarty w umowie harmonogram określa kolejność odśnieżania poszczególnych drug, czyli poniekąd układa ich hierarchiczność. W tej samej umowie czytamy: „Pozostałe drogi gminne, drogi dojazdowe, gruntowe nie ujęte w harmonogramie zabezpieczają we własnym zakresie jednostki organizacyjne, osoby fizyczne, Rady Sołeckie ... itd.”.

GOŚKOM może odśnieżać te drogi, ale tylko w ramach zleceń dodatkowych. Jak się łatwo domyślić, ostatniej zimy takich zleceń było sporo. GOŚKOM realizował je poza harmonogramem, i w ten sposób odśnieżono np. 24km dróg dojazdowych do pojedynczych zabudowań.

„My z akcji „Zima” wywiązaliśmy się należycie - twierdzi prezes GOSKOM-u - harmonogram został zrealizowany.”

Władze miasta mają na tę sprawę nieco inny pogląd. Wiceburmistrz Marian Ponichtera uważa, iż GOŚKOM realizował zasadę „czarnego asfaltu”. Jego zdaniem najważniejsze drogi powinny być odśnieżane krótko przed momentami największego ruchu, kiedy ludzie jadą do lub z pracy. Chodzi rzecz jasna o oszczędności budżetowe.

Według Prezesa GOSKOMU powinny zmienić się zasady kierowania akcją „Zima”. Wspomniana umowa przewiduje, iż akcją kieruje specjalnie oddelegowany pracownik gminy. Pan Prezes uważa, że ośrodek dyspozycyjny powinien być tylko jeden, i ta sytuacja musi się zmienić. „Gmina oddelegowała do nas bardzo dobrego fachowca, niemniej wolelibyśmy, aby akcję nadzorował nasz człowiek”. Zarówno Wiceburmistrz, jak i Prezes GOSKOMU zgadzają się że była to wyjątkowo trudna zima, obaj też przyznają, iż nasze drogo nie wyglądały nadzwyczaj katastroficznie. Różnice zdań pomiędzy Gminą a GOSKOM-em dotyczą, rzec by można taktyki. Pan Stefan Jama uważa, iż krytyka jakiej poddano prace jego przedsiębiorstwa podczas zimy na jednej z sesji miejskich, byłą niczym nieuzasadniona - firma ma poczucie dobrze spełnionego obowiązku.

TARGI ZA DARMO!

Małe i średnie przedsiębiorstwa biorące w tym roku udział w międzynarodowych targach wystawienniczych, lub targach krajowych, na których dokonają zakupów zagraniczni kontrahenci, będą mogły ubiegać się o całkowitą lub częściową refundacje kosztów poniesionych na wynajęcie i zabudowanie powierzchni wystawienniczej. Ministerstwo Gospodarki przeznaczyło na ten cel w tym roku 12mln. zł.

Targi podzielono na trzy grupy. Pierwsza z nich to wyjazdy priorytetowe w celu promocji polskiego eksportu, które będą refundowane do 100%. Znalazły się tutaj następujące imprezy: Grune Woche w Berlinie, Hannover Messe, Anuga Kolonia, Polexport Kowno, Biznes Polska Kijów, Expol Niżnyj Nowgorod, Rosyjski Farmer w Petersburgu oraz Prodexpo, Konsumexpo i Meble w Moskwie.

Drugą grupę stanowi 40 targów, których uczestnicy mogą liczyć na 80% zwrotu kosztów i trzecia grupa to targi, w których udział będzie dofinansowywany w połowie.

Koszt uczestnictwa w targach to średnio kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Dla wielu małych i średnich firm, chcących promować swoje produkty i swoją działalność w świecie to często podstawowa bariera. Oferta MG skierowana jest przede wszystkim do tego właśnie sektora. Stanowi on 99% wszystkich firm , które skorzystaj ą z tej oferty.

Zainteresowanych informujemy, że wnioski o zwrot kosztów uczestnictwa w w/w targach można składać bezpośrednio w Ministerstwie Gospodarki lub kierować do Krajowej Izby Gospodarczej.

Bliższych informacji udziela Departament Promocji MG tel. 022/ 693 52 15

Fax. 022/ 628 57 17

RED.

Józefowi Polakowi oraz jego rodzinie wyrazy współczucia z powodu śmierci matki

ELEONORY

składają członkowie

Praszkowskiego Towarzystwa Gospodarczego

(4)

^raszkowskie Towarzystwo Gospodarcze

Str.4

„JA TO WSZYSTKO OLEWAM”

Te słowa już nikogo nie dziwią. Słyszymy je niemal na co dzień. Kto je wypowiada? Przede wszystkim młodzież, choć można je usłyszeć również z ust osób dorosłych. A na co wskazuje takie określenie? Krótko mówiąc na niechęć, a nawet bunt. Nasuwają się więc pytania. Do czego zniechęcona jest młodzież? Dlaczego się buntuje? Skąd bierze takie wzorce?

Dzisiejsza młodzież buntuje się przeciwko wszystkiemu co odbiera im wolność, która w okresie dojrzewania rozumiana jest jako uwolnienie od prawa związanego z ograniczaniem swobody. Wymienić tu można prawa i ograniczenia ustanowione przez rodziców, nauczycieli, stróżów porządku, do przepisów o ruchu drogowym włącznie. Dlatego też na wszystko „kładzie lachę”.

Zniechęcenie i bunt występujący u młodzieży pochodzi z otaczającego ją świata. A gdzie młodzież najczęściej przebywa? Nie licząc snu każdy potwierdzi, że przeciętny młodzieniec najkrócej przebywa w domu, potem w miejscach rozrywki, a najdłużej w szkole. Te trzy miejsca mają proporcjonalny wpływ na wychowanie naszej młodzieży. Chociaż takie ustawienie nie jest właściwe, to jednak na naszą młodzież w najmniejszym stopniu wpływa dom, potem rozrywka, a w największym szkoła. Czy są to miejsca w których młodzież uczy się „olewania”? Chociaż żadne z nich nie jest przeznaczone do przekazywania „olewającego” usposobienia, a co najważniejsze nie powinno nim być, to jednak w każdym taki wzór do naśladowania występuje. Skąd takie wnioski?

Dom to miejsce, do którego wraca cała rodzina, aby zakosztować odpoczynku, spożyć posiłek i przygotować się do pracy w następnym dniu. W przeciętnym domu rodzice skupiają swoją uwagę przede wszystkim na materialnym utrzymaniu rodziny i nie mają czasu na organizowanie pozaszkolnych zajęć dla swych domowników. Dom jest przede wszystkim miejscem odpoczynku, a nie zajęć ponadczasowych. Rodzice siadają w swoim fotelu i odpoczywają z gazetą w ręku lub przed telewizorem. Taką postawą stopniowo przyczyniają się do tego, że ich dzieci zaczynają „olewać” tak drobne obowiązki jak sprzątniecie po sobie i reszcie domowników, czy też drobne zakupy. „Dlaczego ja?” Takie pytanie wskazuje na bunt, w którym domagają się tego, czym według ustalonego rodzinnego

„porządku" jest dom. A więc odpoczynku, a nie dodatkowych zajęć.

Rozrywkę uporządkujmy według następującej kolejności: Hobby, teatr, literaturę, radio, sport i czas wolny z rówieśnikami, zabawy i dyskoteki, telewizję i kino. W ten sposób wymieniona kolejność rozrywki, nie jest przypadkowa. Takie uporządkowanie mniej więcej odpowiada wielkości wpływu rozrywki, na „olewające” usposobienie młodzieży. Biorąc pod uwagę czas jaki młodzież poświęca na rozrywkę, kolejność jest niemal lustrzanym odbiciem. To znaczy, że najwięcej czasu młodzi przeznaczają na sport i czas wolny z rówieśnikami (ponieważ nic nie kosztuje), telewizja i kino, zabawy i dyskoteki, radio, literatura, hobby i teatr. Wiadomo, że w telewizji i kinie młodzież zaakceptuje film grozy, przemocy i seksu. Na zabawach i dyskotekach wypraktykuje obejrzane przykłady. Natomiast w czasie wolnym z rówieśnikami, jest okazja do tego żeby omówić zastosowanie podglądanych na wizji przykładów, oraz głupkowato chichotać się z ich wypraktykowania. Radio i literatura jest rozrywką w samotności, dlatego znacznie mniejsza część młodzieży jest w nią zaangażowana. Hobby i teatr, to już przeżytek, a ujmując sprawę dokładniej, coś do „olania”. Skoro tak wygląda sprawa rozrywki nie ma się co dziwić, że potęga „olewania” wzrasta.

Szkoła jest miejscem, w którym młodzież spędza największą część czasu, a więc w największym stopniu wpływa na usposobienie młodzieży. Rzeczą zrozumiałą jest fakt, że szkoła przekazuje pożyteczną wiedzę, której nie przekaże ani dom, ani rozrywka. Do takiego zaszczytnego celu została powołana. Tak więc program nauczania jest czynnikiem niwelującym „olewające" usposobienie młodzieży. Chyba, że „olewająco" jest przekazywany, a czasem tak bywa. A jaki niezamierzony wpływ na usposobienie młodzieży ma szkoła? Można tu zawrzeć znajomość z osobą która nauczy podatnego młodzieńca wielu plugawych słów, cwaniactwa, przemocy, doprowadzi do nałogu i całkowitej demoralizacji. Trzeba teraz złożyć ręce w kierunku nauczycieli, żeby w miejscu swojej pracy przekazywali oprócz pożytecznej wiedzy naukowej, czynniki działające jak odtrutka na demoralizację.

Jako pedagodzy są do tego powołani, dlatego oczekujemy od nich współpracy w wychowaniu naszej młodzieży. Cenimy sobie, gdy zachęcają nasze dzieci do zaangażowania się w hobby, do czytania literatury i do uczestnictwa w zdrowej kulturze. Te formy rozrywki są najbardziej pożądane, ponieważ w nich jest najmniej czynników wpływających na „olewające” usposobienie młodzieży.

Praszka jest miastem, gdzie kultura napotyka na znaczny opór. W naszym mieście rzadko dochodzi do tego żeby w sali Miejsko Gminnego Ośrodka Kultury udało się zorganizować udaną imprezę kulturalną. Pracownicy tej placówki mówią że jeśli impreza jest płatna, to nie wychodzi bo jest za droga. Jeśli jest bezpłatna to znaczy, że nie warto się fatygować bo to będzie „kicz”. Jak tu komu dogodzić? Skąd taka niechęć, czy też „olewająca" postawa u potencjalnej widowni naszego miasta?

Może przyczynąjest nieświadomie „olewająca” postawa pedagogów.

W miesiącu styczniu w sali MGOK odbyła się premiera sztuki teatralnej przeznaczonej dla młodzieży pt. DYLEMATY NASTOLATKÓW. Na premierę tej sztuki zaproszono nauczycieli ze wszystkich szkół, przedsiębiorców, Zarząd Miasta i Gminy, oraz innych gości. Żeby pisemne zaproszenie nie zostało przypadkowo zapomniane, przez trzy dni przed premierą w miejscowej telewizji kablowej emitowano przypomnienie dla zaproszonych gości. Celem tak organizowanej premiery było, aby zaproszeni mogli ocenić wartość tej sztuki i zadecydować czy pokazać ją młodzieży, a jeśli tak, to dla jakiego wieku.

Krótko mówiąc chodziło o rzetelne recenzje, które miałyby pomóc w następnych spektaklach tego cyklu, przekazać zdrowy sposób kształtowania właściwego usposobienia młodzieży. Nauczyciele mieli wyśmienitą okazję nie kupować „kota w worku” i przyczynić się do zaszczepiania młodzieży zdrowych wartości moralnych, wypierających demoralizację.

Okazało się, że w Praszce jest tylko dwóch prawdziwych wychowawców, czyli około 1% nauczycieli podających się za pedagogów. Z największej grupy zaproszonych, tylko dwie nauczycielki przybyły na bezpłatną premierę. Pozostali „pedagodzy” nie chcąc używać młodzieżowego określenia swoją postawą „olali” możliwość oceny i wyboru tego, co można pokazać młodzieży. Ponieważ mają wyższe wykształcenie, nie splugawiliby się słownym określeniem „ja to wszystko olewam”, ale ich postawa niewymownie o czymś świadczy. Wiadomo, że nie wszyscy mieli fizyczną możliwość skorzystania z zaproszenia i wielu można zaliczyć do usprawiedliwionych, jednak brak zorganizowania nie świadczy dobrze o ich pracy. Wielu zaproszonych gości po spektaklu wyrażało swoje niezadowolenie, że osoby najbardziej kompetentne w ocenie przedstawienia nie przyszły. Jeden z przedsiębiorców miedzy innymi powiedział tak: „Bardzo mało przyszło nauczycieli, mówiąc brzydko olali to zaproszenie”.

Uświadomienie nauczycielom ignoranckiej postawy, powinno wpłynąć na wyciągnięcie stosownych wniosków z tej karcącej lekcji i przyczynić się do zmiany ich usposobienia, ponieważ są wzorem do naśladowania dla naszej młodzieży, a w tym przypadku „olewającym".

A jak przyjęto ofertę zorganizowania tego spektaklu dla młodzieży szkolnej? W jednej ze szkół pan dyrektor był oburzony, że podczas premiery wręczano koperty zaproszonym gościom, wyczytując nazwę placówki oświatowej. Stwierdził, że w ten sposób zszargano nauczycielom opinię. A może pan dyrektor ubolewał bo wydało się zignorowanie zaproszenia na premierę. Zamiast uznać swój błąd, postanowił nie odrzucać złożonej oferty, tylko ją szkalująco zareklamować uczniom. Chociaż zazwyczaj nie zajmował się bezpośrednim informowaniem młodzieży o imprezach kulturalnych, tym razem udał się do klas i poinformował, że jest impreza na którą nie warto iść bo to „amator z Praszki, pięćdziesięcio letni facet lata porozbierany po scenie”. Taka postawa, gdzie wypowiada się szkalującą opinię na temat spektaklu, którego się nie widziało, jest całkowicie pozbawiona taktu 1 wpływa demoralizująco na młodzież, a jest ona doskonała w obserwacji.

„Olewające usposobienie" to problem który narasta, a przyczynia się do tego między innymi zły przykład niektórych nauczycieli. Nasza młodzież przebywając wraz z nimi czerpie te wzorce, co się odbija niekorzystnie w każdej dziedzinie życia społecznego. Przykładem tego jest choćby utrzymywanie z budżetu gminy domu kultury w Praszce, w którym rzadko dochodzi do udanej imprezy kulturalnej. A przecież te pieniądze mogłyby trafić do szkół, które nie są najlepiej wyposażone. Co prawda nie wiadomo jak wielka jest kwotą którą gmina przekazuje na utrzymanie MGOK, ale wiadome jest, że znajdują się tam ludzie, którzy potrafią policzyć ile w ciągu roku można by zaoszczędzić gdyby dom kultury utrzymywał się sam. Dobrze by było, gdyby nauczyciele uświadomili sobie, że szkoły mogą tylko na tym zyskać bo rozwój prawdziwej kultury, to wysoka moralność młodzieży, mniej zdewastowanego sprzętu szkolnego i publicznego, więcej pieniędzy na potrzeby szkół itp. Komitet Rodzicielski zbierający składki od rodziców, nie musiałby kupować np. wyposażenia do gabinetów szkolnych, bo pieniądze na ten cel byłyby z budżetu gminy który pochodzi z podatków tych samych rodziców.

A zatem, czy jest nadzieja na zmniejszenie „olewającego" usposobienia naszej młodzieży? Tak!

Warunkiem jest jednak uznanie swoich błędów i właściwy przykład wszystkich dorosłych, mających wpływ na wybór rozrywki dla swoich podopiecznych i ich wychowanie.

Stanisław Walencki

WIERSZE I RZEŹBA

MAKSYMILIANA BISKUPSKIEGO

Polski sad

Wypełniamy puste naczynia Wypełniamy puste dni Nasze przepełnione szuflady pełne ludzkich fotografii Nasze opustoszałe serca

bo wszyscy umarli razem z żywymi opuścili swój dom w poszukiwaniu ojczyzny

Przeludnione marzenia

z tłumem weselników i gości żałobnych A potem opustoszałe sny

i nasze oczy bez łez

Zapominamy swoje dzieciństwo Idę śpiewając prastarą piosenkę może ktoś nazwać to moim snem

Ja moja matka mój ojciec i mój konik na biegunach byliśmy jedną świętą rodziną. Zagubieni w zbożu z zapachem świeżego Chleba w nozdrzach. Jeżeli wyrosną na naszych grobach jabłonie czy znajdzie się dla nich ogrodnik. Czy miejsce to będzie nazwane cmentarzem czy sadem.

Pamiętanie wiosen

Spokojnie patrzyłem jak rosną drzewa w moim kraju

gdy byłem daleko tylko połączony pamiętaniem wiosen bez kwitnięcia i bez zieleni

Wielu z nas z tym się pogodziło że nie rosło ku niebu

a rosło w głąb ziemi

Nie twarzą ku słońcu bo nasze oblicza wciśnięte w piach w murawę

tu został zapisany dziecięcą dłonią krzyk Wielu z nas na naskórku porosło mchem Z kliniki cieni wielu z nas ozdrowieńców wyszło bez dłoni bez oczu i bez twarzy i bez krzyku

Wyszło na polne drogi pod powiekami mając łzy i sny Ilu z nas zacznie zbierać kwiaty z łąk i nieść na ołtarze kościołów gdzie ambony większe od krzyży Może zaśpiewam razem z kimś

pojedyńczą piosenkę a potem w rogu skulony pod ołtarzem zawyję z bólu ukłuty

trumienną drzazgą przodków

(5)

^raszkowskie Towarzvstwo Gospodarcze____________ Slr5

Marek Staśko

CZAROWNICE, DUCHY, UPIORY i ... część II

Zgodnie z praktyką przyjętą w całej Europie, pierwszą czynnością posądzanych o czary osób były rozmaite próby, które miały wykazać niewinność lub słuszność oskarżenia.

Najbardziej rozpowszechnioną była próba wody. Stosowano też czasem inne, np. próbę ognia, nakłuwania, łez. Nie wiemy, czy rzeka Prosną zawsze w Praszce miała odpowiedni stan wody, by móc przeprowadzić próbę pławienia. Ostatecznie osoba niewinna powinna w całości i jak najszybciej pójść na dno. Nie podaje się, rzecz jasna, ile nieszczęsna musiała pod wodą pozostać, by udowodnić swą „nie-czarowniczość”, lecz czasem kąpiel mogła być, hm... ogólnie przydatna. Jeśli nie trwała zbyt długo. Oskarżoną osadzano też zwyczajowo w kłodzie, czasem w beczce z wyciętymi otworami na głowę i ręce i umieszczano na rynku pod pręgierzem (nota bene, nie wiemy, czy w Praszce był pręgierz?). Kilkudniowy pobyt w beczce czy kłodzie mógł złamać najsilniejszy nawet organizm (bez jedzenia i picia), same kłody i beczki pokrapiane były wodą święconą, niekiedy zaś przytwierdzano do nich kartki z różnymi pobożnymi wezwaniami, by odstraszyć złe moce.

Później były tortury. Nie będę ich opisywał, gdyż od razu robi mi się straszno. Były po prostu okropne. Rozciąganie na drabinie, bloku czy ławie. Przypalanie świecą, rozpaloną blachą czy jeszcze inaczej. Szczypanie kleszczami zimnymi i rozżarzonymi. Buty hiszpańskie, różne inne żelazne formy z wystającymi do środka zębami... Brrr... Okropnie się robi i chciałoby się te męki natychmiast przerwać, lecz przerwać je można było wyłącznie w razie przyznania się do winy, czyli do czarów, kontaktów bliższych i dalszych z szatanem, czynienia uroków, udziału w sabatach na Łysej Górze i rozmaitych drobniejszych a nagannych przewinień. Można w każdym razie przypuszczać, że strach przed torturami był o wiele większy, niż strach przed spaleniem na stosie. Byłem nie tak dawno na objazdowej wystawie narzędzi średniowiecznych tortur. Eksponaty tam umieszczone były chyba raczej prawdziwe, nie odtwarzane. Patrzyłem na nie nieco przestraszony, dotykałem ich z nie mniejszym lękiem, dziwując się, że na nic najbardziej płodna wyobraźnia naprzeciw okrutnej lecz tak prostej i wyrazistej prawdy. Gdyby była taka możliwość, to odpornym psychicznie polecam obejrzenie. Zresztą wystawa taka (pomijając mniejszą frekwencję, niż w wielkich miastach) koniecznie powinna przyjechać do Praszki. Dlaczego? O tym za chwilę.

Kim bywały oskarżone? Przede wszystkim nigdy nie były to osoby „urodzone”, czyli szlachcianki. Nie wiemy, czy czart się„herbowych” nie imał, czy też nie miały za grosz talentu do czarów, uroków i innych zabronionych czynności, czy też radni miejscy po prostu nie chcieli ryzykować reakcji solidarnego dosyć i wpływowego środowiska szlacheckiego. W Polsce o czary nie oskarżano z reguły osób innych wyznań. Przeciwnie, niż ultrakatolickiej Hiszpanii (np. Wielki Inkwizytor Torąuemada i jego tysiące ofiar różnych wyznań, z przewagą mojżeszowego), czy w Niemczech lub zdawałoby się bardziej oświeconej Francji. Niewielu było także oskarżanych o nie mężczyzn. Zapewne dlatego, że śmiesznie bardzo i niepoważnie wyglądałby lecący na miotle ( lub odpowiednio: grabiach, maselnicy, dyszlu od wozu, lemieszu itp..)na sabaty czarownic - mężczyzna. 1 jak tu poza tym mężczyźnie obcować cieleśnie z czartem?! Tfu, na psa urok!

Wykonanie wyroku - naturalnie, poprzez spalenie - odbywało się publicznie, zazwyczaj

następnego dnia po jego wydaniu. Zdarzało się, że chcąc wywołać większe wrażenie pośród licznie zgromadzonych widzów, stos układano nad uprzednio wykopanym dołem i w pewnej chwili zapadał się on jakby pod ziemię, co miało w gapiach wywołać wrażenie, że piekło pochłonęło swoją wspólniczkę. Czasem sentencja wyroku głosiła, że przed spaleniem czarownicy mają być upalone ręce, albo w ogóle odrąbane (gdy przy okazji czarów zbezcześciła sakrament św.), lub - co łagodziło znacznie cierpienia na stosie - ucięta głowa.

Powszechnie podaje się, że ostatni większy proces o czary odbył się we wsi Doruchów w wieluńskiem w roku 1775. Ukarano wtedy śmiercią kilka czy też kilkanaście wspólniczek szatana. Sama rozprawa odbyła się przed sądem miejskim Grabowa, leżącego opodal. Panujące wtedy w Polsce tzw. prądy oświeceniowe spowodowały, że już w 1776 roku przeprowadzono w sejmie uchwałę zabraniającą rozpatrywania spraw o czary i stosowania tortur w ogóle. Od tej chwili nie można było karać na drodze sądowej domniemanych czarownic. Po cichu przeprowadzano jednak nadal - już nielegalnie - samosądy, które często kończyły się śmiercią osób posądzonych o czary.

Teraz nareszcie znów o Praszce. Wedle jednych przekazów, w roku 1778, wedle innych, po drugim rozbiorze Polski, urzędnicy przybyli z zewnątrz znaleźli na praszczańskim rynku ślady po stosie. Od mieszkańca miasteczka dowiedzieli się, że spalono na nim dwie czarownice. Wydaje się, że były to ostatnie czarownice spalone na ziemiach polskich. Ale to wiedzieć może na pewno tylko sam czart, który zapewne rejestrował wszystkie dla niego tak przykre wydarzenia. Lub może odpowiednie... księgi kościelne. Jeśli jeszcze takie z tamtych czasów istnieją. Wedle tych samych przekazów, stos umieszczony był po północnej stronie rynku, w miejscu, gdzie dzisiaj znajduje się tzw. głaz pamięci. Kim były owe nieszczęsne — już nie wiemy. Naturalnie, zapewne czarownicami. Bo kimże innym mogłyby być?

Zastanawiam się czasem, gdyby tak dzisiaj przywrócono obyczaj da fe, czyli oczyszczenia duszy przy pomocy płomieni stosu, ile znalazłoby się winnych stosownych przestępstw rozmaitych wiedźm, czarownic, jędz, bab i innych zaprzedanych czartu niewiast. Bo czart zapewne istnieje. Musi istnieć skoro tak wielu znajduje sobie do dzisiaj zwolenników. Niekoniecznie już tylko wśród owych wiedźm. Mądrość ludowa (jest zawsze wielka) podaje, że np. topielec mógł być złym duchem wodnym lecz jednocześnie diabłem, zamieszkującym otchłanie wodne. Tak samo jego wspólniczka - czarownica - mogła być jednocześnie np. zmorą, istotą wysysającą krew ludzką lub końską, dławiącą ludzi podczas snu. Pamięć o zmorach, wiedźmach, upiorach, strachach rozmaitych maści i odmian, utopcach, płanetnikach, boginkach i innych jeszcze tajemniczych i groźnych istotach - krąży nieustannie wśród ludu, głównie wiejskiego, wraz z przykładami ich złej, a czasem strasznej działalności. I coś w tym musi być, skoro przez stulecia mówi się o tym samym i tak samo.

Nie czas kogokolwiek straszyć, lecz na wszelki wypadek, idąc spać wieczorem, zamknijmy dobrze lufcik. Bo my zaśniemy - lecz licho nie śpi...

Marek Staśko

1

Oum

Handlowy DOM

HANDL0WY CENTRUM

Z, l entrum' , Aia,n Wasi k

Ul- Kościuszki 17

l

46-320 PRASZKA

Waldemar Kuczyński w Praszce

26 lutego br. przebywał w praszce Waldemar Kuczyński - Minister ds. Przekształceń Własnościowych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, felietonista tygodnika „Wprost”, obecnie samodzielny ekspert gospodarczy, związany z Unią Wolności. Odwiedził on dwie tutejsze firmy: METKOL i RAWPOL, oraz wziął udział w spotkaniu z członkami

SKLEP

ZAPRASZA

NA ZAKUPY:

- art. spożywczych - świeżych wędlin - art. monopolowych

Praszkowskiego Towarzystwa Gospodarczego, które odbyło się w Coctail-Barze

„Kolisko”.

Głównym tematem dyskusji była aktualna sytuacja w kraju w kontekście wdrażanych właśnie reform, oraz pogarszającej się koniunktury gospodarczej. Zdaniem Waldemara Kuczyńskiego rok 1999 będzie najtrudniejszym od 1993 rokiem dla polskiej gospodarki.

Należy spodziewać się dalszego zmniejszenia popytu, a tym samym spowolnienia wzrostu gospodarczego i redukcji zatrudnienia. Uważa on jednak, że polskiej, ani światowej gospodarce nie grozi załamanie. Od drugiej połowy br. sytuacja powinna zacząć się poprawiać. Do głównych przyczyn kryzysu gość PTG zaliczył m. in.

perturbacje w światowej koniunkturze gospodarczej (zwłaszcza w Rosji i Brazylii), a także przez utrzymywanie przez NBP zbyt wysokiego kursu złotego od początku 1998r., co szczególnie odczuwalne było dla eksporterów na rynki zachodnie.

Spotkanie z Waldemarem Kuczyńskim trwało ponad 4 godziny, a jego atmosferę można określić jako niezwykle gorącą.

Sklep nie posiada ulg NAJTAŃSZE CENY podatkowych, a jednak

jest silną konkurencją

- mąka ziemniaczana 1,68 zł ....

- cukier 1,80 zł

dla przedsiębiorstw

- olej kujawski i litr 3,99 zł

handlowych z kapitałem zagranicznym i ulgami

podatkowymi.

HURTOWNIA AGAT

W SWOJEJ OFERCIE POLECA ROWERY:

GÓRSKIE TURYSTYCZNE MŁODZIEŻOWE

oraz CZĘŚCI I AKCESORIA DO ROWERÓW

SPRZEDAŻ GOTÓWKOWA i '■ W 1 RATALNA

Przyjdź i sprawdź konkurencyjność naszych cen !!!

T

PRASZKA

\ ul. Senatorska 21

9 Zapraszamy !

DD1ECLAD COIPODARCZY

1

-J --J ~-r '_J -r ~J

(6)

Str.6

Tel.0.34/35-91-777, fax 0.34/35-92-022 AI.3 Maja 21,46-320 PRASZKA

IYIMSI

ERSYSTEMS

doradzimy, przywieziemy, zainstalujemy tel. 602 55 00 00

?f Finna powstała w 1989 roku. Właścicielem jest Jan .LI UJ IUHIJ ILJJUUI . Maćczak> z wykształcenia informatyk. Z kompu­

terami pracuje od 1969.r. Naszym sztandarowym produktem jest instalacja kas fiskalnych.

Jesteśmy w tym dobrzy. Jesteśmy w tym najlepsi. Na sprzedawane przez nas kasy zapewniamy całodobowy pięcioletni serwis -tel. 602-55-00-00. Ponadto oferujemy komputery, wagi sklepowe, oprogramowanie i oczywiście pełne szkolenie. Oferowane przez nas produkty można nabyć także na raty lub w leasingu. Posiadamy oddziały w:

-Kluczbork tel. 0.77/418-48-15 - Namysłów 0.90/32-44-62

tel.0.77/41-03-707 0.90/25-20-07

Przedsiębiorstwo Wielobranżowe

METKOL Andrzej Krupa

Kowale, ul. Wieluńska 3 46-320 Praszka

Tel. 034/35-91-513, 35-91-514 Tel./fax 034/35 91 832

- Kępno - Kłobuck - Krzepice

tel. 0.62/583-15-55 tel. 0.34/317-29-69 tel. 0.34/317-54-01

- Olesno - Ostrów Wlkp - Opole

tel.0.34/359-79-55 tel.0.62/592-52-77 tel.0.77/454-54-82w37 Autoryzowany przedstawiciel handlowy firm:

SHARP * OPTIMUS * POSNET * ELZAB

NIE CZYŃ TEGO!!!

Przyjdź do nas, upewnisz się czy Twój komputer nie oszaleje 1 stycznia 2000 roku, uzyskasz na to certyfikat.

Przygotujemy go na XXI wiek.

Rok powstania P.W. METKOL datuje się na 1986. Jesteśmy firmą z tradycjami. Nasze wyroby kierujemy na kraj, ale również na eksport do 50 krajów świata.

Oferujemy odlewnicze stopy miedzi , mosiądz i brąz w gąskach wg PN, DIN oraz o składzie na życzenie klienta. Zapewniamy całkowitą powtarzalność strukturalną i postaciową gąsek oraz składu chemicznego.

Powstała w 1997 roku odlewnia artystyczna produkuje wysoko gatunkowe odlewy artystyczne. Będące najlepszą wizytówką naszego przedsiębiorstwa

Ponadto oferujemy:

- grzejniki aluminiowe Decoral s.r.l.

- ekskluzywną armaturę Valvex oraz armaturę instalacyjną Valvex i MeraPnefal

- usługi w zakresie transportu międzynarodowego i spedycji - usługi Składu Celnego

Zakłady filialne

METKOL

Ul. 3-go Maja 126b 41-800 ZABRZE

033/271-52-69

METKOL Ul. Włocławska 171

87-100 TORUŃ 056/652-93-33

Y2K

- co

to takiego???

Dla przeciętnego Czytacza prasy ten trzy znakowy skrót brzmi bardzo tajemniczo. A to po prostu komputerowcy przyzwyczajeni do nagminnego używania skrótów użyli go zamiast „Year 2000”. Ale problemy z kalendarzem występowały od czasu jego wprowadzenia. Najmniej problemów z liczeniem czasu było zapewne gdy odmierzano go wylewami Nilu. Juliusz Ceza wprowadzając kalendarz zwany dziś juliańskim zaspokoił potrzebę dokładnego określania daty na kilkanaście wieków. Dopiero w 1582 roku stwierdzono, że pierwszy dzień wiosny kalendarzowej nie zgadza się aż o 10 dni z kalendarzem astronomicznym. Papież Grzegorz XIII na mocy posiadanej władzy „wyciął” te 10 dni z historii ludzkości i po 04 październiku 1582 roku nastąpił 15 października tegoż roku. Przy okazji zmieniono sposób ustalania lat przes^pnych, co spowodowało, że następna niezgodność z kalendarzem astronomicznym o jeden dzień wystąpi dopiero za ponad trzy tysiące lat. Wydawało się, że ten problem wiele pokoleń ma z głowy. Ale od czego są komputery? To dzięki nim (oczywiście dzięki ludziom, którzy je skonstruowali i oprogramowali) dzień 1 stycznia 2000 roku postrzegany jest jako dzień kataklizmu rodem z Nostradamusa, a w najlepszym wypadku braknie piądu, pieniędzy (zamknięte banki), o wojsku już nie wspomnę bo to tajemnica. (Swoją drogą jeśli to taka tajemnica, to dlaczego Rosja przyjęła pomoc naukowców amerykańskich w sprawdzeniu swoich komputerów wojskowych?). W czym problem? Otćż pierwszy kłopot z datą w komputerze (o czym mało kto wie) wystąpił stosunkowo dawno. Twórcy popularnych arkuszy kalkulacyjnych, tak Lotus w 1-2-3 jak i Microsoft w EXCELu „zapomnieli", że rok 1900 nie był rokiem przestępnym, mimo że dzieli się przez 4. Błąd ten powoduje, że ilość dni wyliczona przez te programy od 01.01.1900 roku do dzś jest nieprawidłowa. Ale to nic w porównaniu z rokiem 2000. Tutaj problem główny należy rozbić na trzy mniejsze: a)dwucyfrowego zapisu dat, b)lat przestępnych i cjspecjalnych znaczeń przypisanych szczególnym datom. Realnie wystąpi on w istniejących aplikacjach (programach komputerowych) i to tylko w tych gdzie programistę budując datę, dla ułatwienia pracy, odwołał się do dwóch ostatnich pól lub odwoływał się do czasu systemowego zawartego w BlOSie komputera. Tam więc zachodzi niebezpieczeństwo, że w roku 2000 system będzie widział datę z rokiem 1900. Będzie pojawiał się również tam, gdzie rok 2000 nie jest specjalnym przypadkiem roku przes^pnego i gdzie szczególnym datom np. 9-9-99 (t.j. 9 wrzesień br) nadano określone oznaczenie. Aby uniknąć problemu należy poprawić wszystkie funkcjonujące i jednocześnie krytyczne aplikacje, co nie zawsze jesl możliwe.

Pierwszym miernikiem zgodności z Rokiem 2000 jest sprzęt certyfikowany. Wiele firm komputerowych oferuje swoją pomoc w sprawdzeniu jak zachowa się sprzęt komputerowy krytycznego dnia (patrz reklama firmy KUMAX CS).

Oprogramowanie, które jest podstawowym czynnikiem błędu Roku 2000, i które nasz klient wykorzystuje na komputerze to przede wszystkim: systemy operacyjne z rodziny Windows, oprogramowanie użytkowe, finansowe i rozrywkowo-edukacyjne.

Te ostatnie należące do grupy programów multimedialnych zasadniczo nie wykorzystuje systemu dat do poprawności funkcjonowania programu.

W odniesieniu do systemów operacyjnych, programów użytkowych i finansowych należy zasięgnąć informacji u bezpośredniego producenta np. System operacyjny Windows ’95 - Microsorft.

Paradoksalne jest, że największe kłopoty będą miały społeczności o największym i najwcześniejszym stopniu skomputeryzowania. Analitycy są zdania, że koszty związane z Y2K mogą przekroczyć koszty II wojny światowej.

J.M.

PH „CHEM -

TRADE

PL. GRUNWALDZKI 9 46-320 PRASZKA tele/fax 0-34/35-91-217

[ oifliifmi - shop )

nowość system

NOWOCZESNY SYSTEM BARWIENIA FARB I EMALII W SZEROKIEJ GAMIE KOLORÓW.

Zapewniamy wysoką jakość farb z mieszalnika,

oraz spełnienie wymagań klientów pod względem kolorystyki i szybkości realizacji zamówień.

WIOSNA Z NOBILESEM

Promocyjna sprzedaż detaliczna wyrobów firmy Nobiles w cenach fabrycznych do 15.04.1999

KUPON RABATOWY UPOWAŻNIA DO ZAKUPÓW W CENACH FABRYCZNYCH

Dla wyrobów firmy \

Ważny do 15.04.1999

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się, że na rynku polskim, ale także zagranicznym, nie było do tej pory publikacji podejmującej całościowo zagadnienie religii w nowoczesnym ustroju demokratycznym

Kiedy wszystkiego się nauczyłem i swobodnie posługiwałem się czarami, to czarnoksiężnik znów zamienił mnie w człowieka... 1 Motywacje i przykłady dyskretnych układów dynamicz-

na i interesująca książka jest obszernym szkicem monograficznym o nawałnicy, .która przetoczyła się przez nauczanie matematyki w trzecim ćwierćwieczu naszego wieku,

Więc jeżeli będziemy zaśmiecać, będziemy zabudowywać, będziemy zmniejszać te powierzchnie dolin, które zajmują rzeki, to tak naprawdę niedługo będziemy mogli

Podstawą procesu edukacyjnego jest komunikacja w relacji nauczyciel – – student i to ona będzie przedmiotem dalszych rozważań, uporządkowa- nych za pomocą metafory

Załóżmy, że ustawiliśmy płyty z rysunku 24.16a i b blisko siebie i równo- legle (rys. Płyty są przewodnikami, dlatego też po takim ich ustawieniu ładunek nadmiarowy na

I jest to prawie zawsze ucieczka przed zagrożeniem życia, głodem, niedostat- kiem.. Nie wydaje się, aby sytuacja mogła ulec radykalnej zmianie, redukcji tego zjawiska,

Historia filozofii — zgodnie z zamierzeniem Autora — jest połykana przez środowisko humanistyczne, a także przez inteligencję z innych kręgów, kiedy trzeba robić