• Nie Znaleziono Wyników

WS Z E C H Ś WI A T

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "WS Z E C H Ś WI A T"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)

W s z e c h ś w i a t

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

ORGAN PO L SK IE G O TO W A R ZYSTW A PR Z Y R O D N IK Ó W IM. K O P E R N IK A

P A Ń S T W O W E W Y D A W N I C T W O N A U K O W E

(2)

Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pism em M inisterstw a Oświaty nr IV/Oc-2734/47

*

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U 6 (1898)

S k a r ż y ń s k i B., S v a n te A rrh e n iu s (1859— 1 9 2 7 ) ... 153

F l i s J., G ipsy w k r a jo b ra z ie N ieck i N i d z i a ń s k i e j ... 157

F e r e n s Br., X II M ięd zy n aro d o w y K o n g re s O rnitologiczny w H elsin k ac h . 162 B i e l e n i n I., K ied y p o ja w iły się o w a d y ? ... 168

R o p e l e w s k i A., F o k i u p o lsk ich b rzeg ó w B a ł t y k u ...171

P o m a r n a c k i L., M yszołów z w y c z a j n y ... 173

W i d e r a H., O życiu i zw y c za jac h p ija w k i l e k a r s k i e j ...175

W o j a k Z., O p rz e w id y w a n ia c h n a u k o w y c h ... 177

W ykaz p o lsk ich zoologów (cz. I V ) ... 179

D robiazgi p rzy ro d n icz e C a ra b id a e — B ieg aczo w ate (I. S a m e k ) ... 180

R a zb o ra k lin o w a ( M a r . - R z e h . ) ...180

J a k trz y m a ć n ie to p e rz e w w a ru n k a c h la b o ra to ry jn y c h ? (L. Sych) . . 181

R o z m a i t o ś c i ...181

R ecen zje L i v B a l s t a d , P o d b ie g u n em k w itn ą k w ia ty (A. J a h n ) ...183

A. C z e k a l s k a , W u lk a n y n a ziem iach p o lsk ich (St. K ozłow ski) . . 184

W stro n ę c z w arteg o w y m ia ru ( K a - M a r ) ...184

S p i s p l a n s z

I. M IE R Z E JA ŁEB SK A . F ra g m e n t w ę d ru ją c e j w y d m y — fot. L. Sych Ila . GŁOW A Ż Ó Ł T O P U Z IK A (O phisaurus apus P all.) beznogiej ja sz ­

c z u rk i a z ja ty c k ie j — fo t. S. P o ra d o w sk i

Ilb . PA D A LEC (A n g u is fra g ilis L .j. Z d jęcie w y k o n an o w P uszczy K a m - p in o w sk ie j — f o t S. P o ra d o w sk i

III. O STA Ń CE n a w zg ó rzu zam k o w y m koło O grodzieńca — fot.

J. M ałecki

IV a. SZC ZY P A W KA S K Ó R ZA N K A (C arabus coriaceus) — fot. I. S am ek IVb. S ZC ZY PA W K A W R ĘG O TK A (C arabus cancellatus) — fot. I. S am e k

N a okładce: R U S A Ł K A K R A T N IK — A ra sc h n ia le va n a L. — fot. I. S am e k

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W I M. K O P E R N I K A ZESZYT 6 (1898)

CZERWIEC 1959 1

BOLESŁAW SKA RŻY Ń SK I (Kraków )

S V A N T E A R R H E N I U S (1 8 5 9 — 1927)

W 100 ROCZNICĘ URODZIN

Dla W ilhelma O s t w a l d a , 34-letniego pro­

fesora chemii na politechnice w Rydze pewien majowy dzień w r. 1884 był szczególnie uciąż­

liwy. Cierpiał on tego dnia na dotkliwe zapa­

lenie okostnej, a równocześnie żona jego prze­

chodziła poród. N ajważniejszym jednak było to, że tego samego dnia otrzym ał on ze Sztokholmu odbitkę pracy doświadczalnej, której treść w strząsnęła młodym badaczem. Dotkliwy ból zęba w krótce minął, żona powiła bez; żadnych kom plikacji córeczkę, ale mimo to uczony spę­

dził noc bezsennie, gdyż — jak sam o tym opo­

w iada w swych wspomnieniach — otrzymana odbitka nie dawała mu spokoju. Autor tej pracy naukowej, zupełnie dotychczas nieznany Svante A r r h e n i u s , dochodził na podstawie system a­

tycznych dociekań do wniosków, mogących za­

chwiać podstawowymi poglądami chemii. Co ważniejsze, zagadnienie które poruszał A rrhe­

nius wiązało się najściślej z tem atyką badań Ostwalda, a sposób teoretycznych rozwiązań za­

gadnienia staw iał dociekania Oswalda w zupeł­

nie nowym świetle.

P raca A rrheniusa napisana w języku francu­

skim, w ydrukow ana w trudno dostępnych pu­

blikacjach Szwedzkiej Akademii Nauk nosiła tytuł: Badania nad przewodnictw em galwanicz­

n ym elektrolitów. Od czasu doświadczeń wiel­

kiego Michała F a r a d a y a wiadomo było, że prąd elektryczny nie jest przewodzony przez czystą wodę, ale tylko przez roztwory kwasów, zasad i soli, czyli tzw. elektrolitów, których

cząsteczki podczas przechodzenia prądu przez roztwór rozpadają się na dwie różnoim ienne n a ­ ładowane części, nazw ane przez F aradaya jo­

nami, w ędrujące do dodatniego i ujemnego bie­

guna. Aksjomatem dla ówczesnej chemii było twierdzenie, że rozpad cząsteczek tych elektro­

litów na jony jest następstw em działania prądu elektrycznego i że w roztw orach nie poddawa­

nych działaniu prądu cząsteczki w ystępują jako niezmienna całość.

Praca A rrheniusa oparta na pom iarach prze­

wodnictwa elektrycznego rozcieńczonych roz­

tworów różnych elektronów doprowadziła au­

tora do wysunięcia 56 tez, których naczelną treść można było ująć w następujący sposób:

jony nie pow stają dopiero pod w pływem prądu elektrycznego, ale pow stają już przy rozpusz­

czaniu w wodzie, jako efekt reakcji elektrolitu z rozpuszczalnikiem. W każdym roztworze elek­

trolitów zawsze pewna część ogólnej ilości czą­

steczek jest rozłożona na jony i stosunek stę­

żenia cząsteczek z jonizowanych do nierozłożo- nych zależy od stężenia elektrolitów. Tak zwa­

na moc kwasów lub zasad, ich zdolność do rea­

gowania zależy właśnie od tego, jaki odsetek ogólnego stężenia cząsteczek ulega jonizacji.

Reakcje zachodzące między elektrolitam i są reakcjam i jonowymi. Cząsteczki nierozłożone na jony nie reagują ze sobą.

Dla Ostwalda bezpośrednio ważnym był fakt, że hipoteza sformułowana przez nieznanego m u Szweda tłumaczyła w prosty sposób wyniki jego

21

(4)

154 W S Z E C H S W I A T

w łasnych badań. Zajm ow ał się on zdolnością różnych kwasów do rozkładu cukru trzcinow e­

go. Porów nując swoje w yniki z danym i cyfro­

w ym i dostarczonymi przez A rrheniusa mógł Ostwald łatw o stwierdzić, że największą aktyw ­ ność w zakresie rozkładania cukru trzcinowego okazują te kwasy, któ re w edług A rrheniusa w najw yższym stopniu ulegają w wodzie dyso- cjacji na jony, czyli że rozkład cukru trzcino­

wego je st efektem działania nie całej cząsteczki danego kwasu, ale jego form y zjonizowanej.

Pom ijając zresztą tę przedziw ną koincydencję w yników A rrheniusa ze swym i w łasnym i w y­

nikami, Ostwald zorientow ał się od razu, że po­

glądy Szweda rew olucjonizują podstaw y ów­

czesnej chemii. Nie czekał więc długo, ale zde­

cydował się n a podróż do Szwecji, ażeby w bez­

pośrednim kontakcie z A rrheniusem omówić te epokowe dla chemii konsekw encje badań szwedzkiego uczonego.

Na dworcu kolejow ym w Upsali, stary m uni­

w ersyteckim miasteczku, oczekiwał Ostwalda 25-letni młodzieniec, k tó ry zaraz zaciągnął star­

szego od siebie profesora do ogródkowej p i­

wiarni, n a której tle szybko zadzierżgnęła się gorąca przyjaźń. Po latach pisał o niej A rrhe- nius: „Na złotych falach ponczu nastrój wznosił się ku niebu. S ytuacja w ydaw ała m i się być bajką z 1001 nocy". Ubocznie można tu ta j za­

znaczyć, że ukochany przez Szwedów słodki i moony poncz bardzo często, m oże zbyt często, pobudzał fantazję genialnego chemika, co przez długie lata było przyczyną niejednych życio­

wych trudności A rrheniusa.

Oczywiście m łody Szwed otw orzył przed starszym od siebie profesorem z Rygi serce i przedstaw ił sw oje dotychczasowe koleje losu.

Syn dosyć zamożnego adm inistratora m ajątków uniw ersyteckich w Upsali, zapow iadał się św iet­

nie w gimnazjum, które ukończył w 1876 roku w ykazując szczególne uzdolnienia w zakresie m atem atyki. Rozpoczął stu dia fizyki w Upsali, ale p raca badawcza w zakresie tej dyscypli­

ny napotykała w n ajstarszym uniw ersytecie szwedzkim n a w ielkie trudności. Toteż korzy­

stając ze swych dogodnych w arunków m aterial­

nych, przeniósł się w r. 1881 do Sztokholmu, gdzie uzyskał m iejsce w pracow ni fizycznej na­

leżącej do szwedzkiej A kadem ii Nauk, kierow a­

nej przez rozsądnego i bardzo dla A rrheniusa życzliwego profesora E d l u n d a . Rozpoczął badania nad przew odnictw em elektrycznym roztw orów elektrolitów , a więc podjął tem at, który opracowywało przed nim w ielu innych badaczy. Nowością ze strony A rrheniusa były pom iary przew odnictw a w roztw orach bardzo rozcieńczonych, w których fenomeny, będące podstawą jego teorii w ystępują o wiele bardziej jaskrawo. Zebrał olbrzym ie ilości wyników cy­

frowych, ale dopiero — ja k sam opowiadał — w nocy 17 m aja 1883 przyszła mu jak objaw ie­

nie koncepcja pozw alająca w ytłum aczyć uzy­

skane wyniki, teoria o której powyżej była mo­

wa. Całość swych dociekań u jął w form ie pu­

blikacji w w ydaw nictw ach szwedzkiej Akade­

mii N auk i opublikowaną pracę podał wydzia­

łowi przyrodniczem u uniw ersytetu w Upsali jako pracę doktorską.

Na dobrym w yniku przewodu doktorskiego zależało A rrheniusow i bardzo, gdyż w razie jego uzyskania mógł od razu zabiegać o stanowisko docenta. N iestety m yśli młodego badacza zbyt wybiegały w przyszłość i podważały obowiązu­

jące dogmaty nauki, aby A rrhenius mógł się spodziewać pełnego powodzenia. Sama praca otrzym ała notę „non sine laude“, co odpowiada naszemu stopniowi dostatecznemu, a publiczna obrona została oceniana „cum laude“, tzn. tylko ze stopniem dobrym. Świeżo upieczony doktor m usiał zrezygnować z m arzeń o docenturze.

Chciał jednak, aby praca jego nie utonęła w nie­

pamięci i dlatego odbitki jej posłał do tych uczonych, których przychylnej opinii mógł się spodziewać. Posłał więc przede wszystkim do C l a u s i u s a , znakom itego uczonego, który pierwszy sform ułował drugą zasadę term odyna­

m iki i który kilkanaście lat wcześniej w jednej ze swych prac dopuszczał myśl o rozpadzie czą­

steczek n a jony bez udziału prądu elektrycz­

nego. Ale Clausius był już stary i schorowany i na odbitkę pracy A rrheniusa nie zareagował.

Zlekceważył ją również w ybitny Lothar M a- y e r, który niezależnie od M e n d e l e j e w a doszedł do koncepcji periodycznego układu pierw iastków. Tylko Wilhelm Ostwald wyczuł natychm iast głęboką treść pracy Arrheniusa, a bezpośredni kontakt z m łodym Szwedem umocnił go w przekonaniu, że nastaje now a epoka dla chemii.

Niemniej W ilhelm Ostwald zdawał sobie spraw ę z tego, że w alka o zwycięstwo koncepcji A rrheniusa będzie ciężka i że naw et światłe um ysły ówczesne nie są przygotow ane do jej przyjęcia. Podczas pobytu w Upsali złożył w i­

zytę tam tejszem u profesorowi chemia C 1 e v e, św ietnem u badaczowi pierw iastków ziem rzad­

kich, odkryw cy pierw iastków tu liu m i skan- dium. W czasie rozmowy, którą Ostwald opisał w swych wspomnieniach, Cleve zwrócił się do swego gościa, wskazując na naczynie zaw iera­

jące roztw ór soli kuchenej mówiąc: „Więc pan kolega w ierzy w to, że w tym roztworze p ły ­ w ają sobie swobodnie atomy chloru i atomy so­

du? A gdy Ostwald odpowiedział potakująco, Cleve rzucił n a niego spojrzenie, z którego gość mógł odczytać w yraźnie najdalej posunięte wątpliwości co do zasobu elem entarnych w ia­

domości z chem ii posiadanych przez profesora z Rygi. W każdym razie odwiedziny Ostwalda w Upsali pomogły bardzo Arrheniusowi, pod­

niosły au to ry tet jego i ułatw iły uzyskanie ty ­ tułu docenta fizyki z końcem 1884 roku. Poza ty m A rrhenus otrzym ał bardzo poważne sty ­ pendium Szwedzkiej Akademii Nauk, pozwala­

jące m u na 5-letni pobyt za granicą i odwiedze­

nie szeregu w ybitnych pracowni.

Lata 1885— 1890 spędził A rrhenius w p ra ­ cowni Ostwalda w Rydze, następnie u w ybit-

(5)

Czerw iec 1959 155

nego fizyka K o h l r a u s c h a w Wurziburgu, u innego świetnego fizyka B o l t z m a n n a w Grazu i wreszcie ponownie u Ostwalda, ale tym razem już w Lipsku, w międzyczasie bo­

wiem Ostwald przeniósł się z Rygi do Lipska, organizując tam pierw szy w dziejach chemii In sty tu t poświęcony wyłącznie nowej gałęzi tej dyscypliny — chemii fizycznej.

Największe znaczenie miał jednak dla A rrhe­

niusa kilkum iesięczny pobyt w pracowni zna­

komitego badacza holenderskiego V a n ’t H o f- f a. Chemik ten prze­

żył przed 10 laty sy­

tuację podobną do tej, w jakiej znajdował się A rrhenius. W ystąpił bowiem z koncepcją przestrzennej budowy związków organicz­

nych, która wyzwoliła niezm iernie gwałtowną wrogą reakcję wszyst­

kich najw ybitniejszych ówczesnych autoryte­

tów. W ciągu 10 lat stereochemia, której podwaliny stw orzył V an’t Hoff, zdobyła so­

bie jednak praw o oby­

w atelstw a w nauce i n ik t już nie lekce­

ważył holenderskiego uczonego. On sam jed­

nak przerzucił siię w inną dziedzinę. Za­

jął się badaniem ciś­

nienia osmotycznego roztworów oraz w pły­

wu stężenia ciała roz­

puszczonego na obni­

żenie tem peratu ry za­

marzania. Na podsta­

wie swych badań do­

szedł do sform ułow a­

nia pew nych zasadni­

czych praw wiążących się ściśle z klasycznymi praw am i gazowymi B o y 1 e’a i M a r i o 11 e’a oraz G a y L u s s a c a . N iestety roztwory elek­

trolitów nie dały się podciągnąć pod sformuło­

w ania V an’t Hoff a i stanow iły w yjątek w usta­

lonych prawidłowościach. Skoro jednak Van’t Hoff zastosował do rozpatryw ania roztworów elektrolitów koncepcję A rrheniusa i gdy przy­

jął, że w tych roztw orach znaczna część cząste­

czek ulega rozpadowi na swobodne jony, wów­

czas w yniki jego badań i w przypadku elektro­

litów ściśle stosowały się do sformułowanych praw.

Badania V an’t Hoff a były więc nowym świetnym dowodem słuszności teorii A rrheniusa i holenderski uczony stanął obok Ostwalda w rzędzie najgorętszych propagatorów A rrhe- niusowskiej teorii dysocjacji elektrolitycznej.

Spośród trójki „jońskich wojowników", jak wówczas nazywano Ostwalda, A rrheniusa i V an’t Hoffa, Ostwald był obdarzony najbardziej ży­

wym tem peram entem i posiadał bezm iar inicja­

tyw y oraz zdolności organizacyjnej. W r. 1888 doprowadził do pow stania pod swoją redakcją periodyku poświęconego wyłącznie chemii fi­

zycznej. Pierw szy tom owego Zeitschrift fu r physikalische Chemie ukazał się w roku 1888, a w nim dwie niezm iernie ważne publika­

c j e — klasyczna praca V an’t Hoffa, o której po­

wyżej była mowa oraz nowa praca A rrheniu­

sa, w której podawał on wzór m atem atycz­

ny na tzw. współczyn­

nik dysocjacji, pozwa­

lający obliczyć w roz­

tworze elektrolitu sto­

sunek stężenia cząste­

czek zdysocjowanych na jony do stężenia cząsteczek niezdysoc j o- wanych. Teoria A rrhe­

niusa wyszła już na szerokie wody świato­

wej dyskusji, jednając sobie zwolna lecz stale coraz to nowych zwo­

lenników, ale również i zdecydowanych w ro­

gów. W r. 1890 odbyło się w Anglii zebranie Britisch Association, którego głównym te ­ matem była teoria roztworów. W zjeź- dzie tym brał również udział Ostwald i A rr­

henius, mający spo­

sobność nasłuchać się najbardziej złośliwych ataków przeciw teo­

rii dysocjacji elektro­

litycznej. Wielki lord K e 1 v i n oświadczył wprost, że nie rozu­

m ie poglądów Arrheniusa, a znakomity che­

mik H. E. A r m s t r o n g porównywał tę teo­

rię z koncepcją flogistonu. Wielu najpoważ­

niejszych ówczesnych chemików nie dało się przekonać do końca życia do poglądów Arrheniusa. Np. genialny M endelejew naw et w ostatnim wydaniu swego podręcznika che­

mii, które ukazało się z początkiem XX stu ­ lecia nie wspomina o teorii dysocjacji elektro­

litycznej.

W r. 1891 A rrhenius osiadł na stałe w Sztok­

holmie, obejmując stanowisko wykładowcy fi­

zyki w tam tejszej politechnice, w roku 1895 rozpoczął zabiegi o uzyskanie katedry fizyki w sztokholmskim uniwersytecie. U niw ersytet ten był wówczas bardzo młodą instytucją, u trzy ­ mywaną z funduszów pryw atnych i składał się

S v an te A rrh en iu s

21

(6)

156 W S Z E C H Ś W I A T

właściwie tylko z jednego — przyrodniczego .—

wydziału. Niemniej profesorow ie sztokholmscy obawiali się przygarnięcia do swego grona ta ­ kiego naukowego heretyka i poddali A rrheniusa oficjalnem u egzaminowi. Chociaż O stwald sza­

lał w swych publicystycznych w ystąpieniach, w yśm iewając myśl poddania takiego geniusza jak A rrhenius egzaminowi, egzam in tak i odbył się, nie w ywołując zresztą entuzjazm u p y ta ją ­ cych. Niemniej spraw a obsadzenia kated ry fi­

zyki w Sztokholmie przez A rrheniusa stała się tak głośna w całym świecie naukowym, że pro­

fesorzy szwedzcy zdecydowali się przyznać katedrę fizyki swem u rodakowi. Były to już zresztą ostatnie lata w alk „wojowników joń- skich“ z ich przeciw nikam i. Teoria dysocjacji elektrolitycznej zdobywała sobie coraz więcej zwolenników, niezliczone fakty przem aw iały za jej słusznością, i ci sam i Anglicy, którzy w ro­

ku 1890 ta k bezwzględnie potępili poglądy szwedzkiego uczonego przyznali m u w roku 1902 jedno ze swych najw yższych odznaczeń naukowych, udzielany przez Royal Society m edal D a v y ’ego. W ty m sam ym roku szwedz­

ka Akadem ia N auk rozpatryw ała już poważnie kandydaturę A rrheniusa do nagrody Nobla.

N iestety rozpoczęły się n a ten tem at przedziwne dyskusje. Komisja nagród z chem ii była zdania, że A rrhenius jest fizykiem i powinien dostać nagrodę z zakresu fizyki, podczas gdy komisja nagród z fizyki była w ręcz odmiennego zdania.

W rezultacie A rrhenius w padł m iędzy dwa stołki i nagrodę Nobla z dziedziny chemii otrzy­

m ał dopiero w roku 1903, referen tem tej spra­

wy był ten sam profesor Cleve z Upsali, w któ­

rego oczach 19 la t tem u O stw ald zdyskredyto­

w ał się jako uczony przyznając słuszność A rrhe- niusowi.

W r. 1905 A rrhenius otrzym ał propozycję objęcia k atedry w Berlinie, co dla uczonego by­

ło szczególnie pociągające, gdyż w arunki, w ja­

kich pracow ał w Sztokholmie, dalekie były od doskonałości. Pracow nia A rrheniusa mieściła się w suterenach dużego domu czynszowego na ruchliw ej Vasagatan, w bezpośrednim sąsiedz­

tw ie znanego te atru rewiowego. Odkrycie p rzej­

ścia łączącego pracow nię z kulisam i tego te­

atrzyku przez jednego ze w spółpracow ników A rrheniusa, uw ażał w ielki uczony, zawsze w ra­

żliwy na doczesne przyjemności, za najw iększe odkrycie dokonane w jego laboratorium . Nie­

m niej te okoliczności pracy nie ułatw iały i praw dopodobnie A rrhenius porzuciłby Sztok­

holm dla Berlina, gdyby nie fundacja Nobla, któ ra zbudow ała m u n a przedm ieściach Sztok­

holm u pięknie urządzony in sty tu t badawczy w raz z mieszkalną willą. W tych now ych już, zupełnie dogodnych w arunkach, wolny od obo­

wiązków dydaktycznych i adm inistracyjnych, pracow ał A rrhenius przez pozostałe lata swego życia. Zm arł 2. 10. 1927.

Zdum iew ającym jest, że z chw ilą osiedlenia się n a stałe w Sztokholmie, A rrhenius przestał interesować się żywo losami swej teorii i zwią­

zaną z nią tem atykę powierzył wyłącznie swym uczniom. Oczywiście śledził postępy badań nad teorią roztworów, czemu dał wyraz w w ydanym w roku 1900 podręczniku teoretycznej elektro­

chemii. Sam jednak osobiście przerzucił się cał­

kowicie w zupełnie nową dziedzinę, zajm ując się fizyką atm osfery ziemskiej, fizycznymi pro­

blem am i w ulkanizm u i spraw ą w pływ u księ­

życa na zorzę polarną, burzę m agnetyczną i elektryczność ziemską. Form ułow ał nadzw y­

czaj śmiałe hipotezy, sięgające daleko w przy­

szłość. Umysłem swym ogarniał ogrom zagad­

nień naówczas świeżych, będących w wielu w y­

padkach zupełnie dziewiczym terenem naukii, np. w sw ym odczycie na Zjeździe przyrodni­

ków i lekarzy niemieckich w Lipsku 1922 r.

A rrhenius sformułował jasno przypuszczenie, że źródłem energii słońca może być łączenie się jąd er atomów wodoru w jąd ra cięższych p ier­

wiastków, a więc w ysunął hipotezę, którą po latach ponownie sprecyzował G a m o w stając się duchowym ojcem bomby wodorowej. Poglą­

dy sw e w tym zakresie zaw arł w w ydanym w roku 1903 podręczniku fizyki kosmicznej.

Nadzwyczaj chłonny i spekulatyw ny um ysł A rrheniusa, chw ytający w lot istotę aktualnych zagadnień w różnych dziedzinach nauki, nie om inął oczywiście i problem ów biologicznych.

Początek bieżącego stulecia to okres rozbudowy podstaw nauki o odporności, której podwaliny kładli wówczas E h r l i c h i B e h r i n g . A r­

rhenius zainteresow ał się spraw ą reakcji m ię­

dzy toksynam i i anty toksynami. W raz z póź­

niejszym znakom itym duńskim serologiem T. M a d s e n e m przeprow adzał liczne badania, których w ynikiem było stw ierdzenie zastosowa­

nia praw a działania m as do reakcji serologicz­

nych i fizyko-chemiczne podejście do procesów odpornościowych. M onografia A rrheniusa Im - m unochem ia (1907) była swego czasu przedm io­

tem żywej krytyki, szczególnie ze strony E hr- licha, co spowodowało A rrheniusa do przed­

wczesnego porzucenia tej dziedziny badań. Dziś samo podejście do zjaw isk odpornościowych zastosowane przez A rrheniusa i jego podsta­

wowe tezy okazały się słuszne w całej rozcią­

głości.

Ostatnie 20 lat życia A rrheniusa wypełnione były niem al wyłącznie działalnością naukowo- publicystyczną i popularyzacyjną. Napisał sze­

reg książek tłumaczonych na niem al wszystkie cywilizowane języki, czytywanych swego czasu z zachw ytem przez szerokie masy zaintereso­

w anych w problem atyce przyrodniczej. Jego Powstanie światów (1906), Losy gwiazd (1915), Chemia na usługach ludzkości (1917) zaw ierają nie tylko bogactwo faktów, ale i bogactwo m y­

śli, hipotez, które jeszcze dziś im ponują swoją śmiałością i rozległością.

A rrhenius był niezm iernie bogatą indyw i­

dualnością, um iał pracować bardzo intensywnie, ale um iał również korzystać z życia w całej pełni. Przez cały dzień siedział w pracowni, ale wieczory do późnej nocy spędzał najchętniej

(7)

C z e r w ie c 1959 157

w lokalach publicznych przy niejednej szklance ukochanego ponczu, w którego konsumpcji przekraczał często miarę. Niemniej następnego dnia od wczesnych godzin rannych znajdował się znów na swym stanowisku, zdumiewając współpracowników i uczniów swoją kolosalną żywotnością. N ajznam ienitszą cechą jego umy- słowości był w prost fantastyczny dar szerego­

w ania danych liczbowych, uzyskiwanych do­

świadczalnie, w określony ład i porządek.

W chaosie cyfr dostrzegał od razu pewien sens i wyrażoną przez nie ogólną treść. Wszyscy jego dawni współpracownicy podnosili zgodnie z za­

chw ytem tę jego niem al w izjonerską zdolność.

Przez długi czas pracownia A rrheniusa była Mekką wszystkich zajm ujących się chemią fi­

zyczną i ustępow ała pierwszeństwa jedynie p ra­

cowni Ostwalda w Lipsku. W śród współpracow­

ników A rrheniusa obcokrajowcy stanowili większość. Nie brak wśród nich również i Po­

laków: Jan R o s z k o w s k i (1896—7), Ta­

deusz G o d l e w s k i (1904—5), późniejszy p ro ­ fesor fizyki we Lwowie, W. J a r k o w s k i (1907), M. M i c h a ł o w s k i (1912), Bohdan S z y s z k o w s k i (1913— 15), późniejszy pro­

fesor chemii fizycznej w Krakowie. Spośród czworga dzieci, najstarszy syn Olaf poświęcił się chemii rolniczej i był jednym z pionierów zastosowania chemii fizycznej do gleboznaw­

stwa.

W ciągu 70 lat teoria dysocjacji elektrolitycz­

nej stała się podstawą dzisiejszej chemii. Uległa ona w szczegółach różnym modyfikacjom i tacy uczeni, jak D e b y e , H i i c k e l oraz B j e r r u m dorzucili wiele do jej dzisiejszego sform ułow a­

nia. Jądro tej teorii pozostaje jednak nieza­

chwiane, wiążąc się na zawsze z nazwiskiem Arrheniusa, o którym pięknie powiedział jego kolega z pracowni Ostwalda w Rydze, znako­

m ity chemik P. W a 1 d e n, że „jony w roztw o­

rach obdarował wolnością, a naukę światową pojęciem stopnia dysocjacji".

JA N F L IS (Kraków )

G IP S Y W K R A J O B R A Z I E N IE C K I N I D Z I A Ń S K I E J

W p o łudniow ej części N iecki N idziańskiej w y stę p u je n ajw ięk sz e w Polsce, a jed n o z n ajw ięk szy ch w św ie- cie złoże sk a ł gipsow ych, o d gryw ających doniosłą rolę w k rajo b raz ie , ja k rów n ież i w życiu gospodarczym tej części naszego k ra ju .

Gips, czyli sia rc za n w ap n ia za w ierając y w odę k ry - sta liz a c y jn ą (C aS 0 4.2H20 ), w y stę p u je w przy ro d zie n a j­

częściej ja k o osad m orskich laguji w ysychających w w a ru n k a c h b ard z o suchego k lim atu . T akiego p o ­ chodzenia są rów nież gipsy n adnidziańskie, utw orzone w za to k a c h m orza m ioceńskiego (tortońskiego), k tó re w y p ełn iało kiedyś zapadlisko p o d k arp a ck ie ; stą d tr a n s - g redow ało ono k ilk o m a zato k a m i n a sk ra j W yżyny M ałopolskiej, po czym z w olna u stępow ało k u w scho­

dowi.

G ipsy u k a z u ją się n a pow ierzchni b lisko 100 k m 2 i o siąg ają m iąższość do trzy d z iestu k ilk u m etrów , a ich zasoby szacow ane są n a 200 m ld. ton. Z ależnie od w a ­ ru n k ó w se d y m e n ta c ji w y stę p u ją one w k ilk u o dm ia­

nach. N ajczęściej poszczególne w a rstw y sk a ły sk ła d a ją się z p otężnych k ry sz ta łó w gipsu, u staw ionych p ro sto ­ p ad le do p o w ierzch n i w arstw , osiągających w ysokość n a w e t p o n ad 3 m (ryc. 1). K ry szta ły gip su są silnie sp ę k an e w zdłuż śc ia n doskonałej łupliw ości m in erału , co n a obnażonych ścian ach kam ieniołom ów gipsow ych, a n ie k ie d y w n a tu ra ln y c h o d k ry w k a ch w y tw a rz a efe ­ k to w n y u k ła d sz k listy c h i m igotliw ych płaszczyzn w fo rm ie „jod ełk i" p o w stałej w sk u te k zrostów b liź ­ n iaczych kry ształó w . W in n y c h m iejscach d ro b n ó k ry - sta lic zn y gips tw o rzy cienkie w a rste w k i białej lu b sza­

rej skały, gdzie indziej w y stę p u je ja k o d ru zg o t pozle- p ian y ch u ła m k ó w in n y c h p o staci gipsu; ró w n ie często

spotykam y dro b n e, szk liste p ły tk i gipsow e w m asie ilasty ch osadów m orskich.

G ipsy n ad n id zia ń sk ie są słabo zanieczyszczone ila ­ sty m i dom ieszkam i; potężne ich złoża, dogodnie poło­

żone na w zniesieniach te re n u , w ysoko n ad poziom em w ód gruntow ych, a p ły tk o pod pow ierzch n ią te re n u , u ła tw ia ją ich ek sp lo atację dla celów przem ysłow ych.

P alo n y gips je s t cennym surow cem b u d o w lan y m i dla p rzem ysłu sz tu k atery jn eg o ; u żyw any je s t rów nież do w y ro b u szybkow iążących g atu n k ó w ce m e n tu i p ro d u k ­ cji k w asu siarkow ego, ja k te ż — p rze z ro ln ik ó w — do naw ożenia zakw aszonych gleb. Nic w ięc dziwnego, że od d aw n a odbyw a się w ty c h stro n a c h ek sp lo atacja gi­

psu, ham o w an a n ie ste ty fa ta ln y m i do n ie d aw n a w a ­ ru n k a m i k o m u n ik acy jn y m i, k tó re — trz e b a przy z­

n ać — u le g ają sta łe j, aczkolw iek b ard z o pow olnej p o ­ praw ie. M niejsze lub w ięk sze kam ieniołom y gipsowe, przew ażn ie b ard z o pry m ity w n e, rozrzucone po całym teren ie, zaznaczają w k ra jo b ra z ie w stęg ę w ychodni gi­

psow ych od S ta w ia n i S am ostrzałow a n a północy, przez G arta to w ic e i Sędziejow ice, Chw ałow ice, U n i­

ków , Szaniec, do okolic B u sk a i O w czar, a d alej przez Siesław ice, C hotelek, Ł atan ic e, W iniary, Bogucice, K rzyżanow ice, W olę Z agojską, S k otniki, A leksandrów , K obylniki, C hotel Czerw ony, G orysław ice do W iślicy, po czym do G órek i Czarków . M niejsze złoża gipsu p o ­ ja w ia ją się, w okolicy R y tw ia n i S taszow a, n a w schód od głów nego obszaru ich w y stęp o w an ia oraz w oko­

licy Działoszyc, M asłom iący, P ietrz ejo w ic i K oniuszy n a zachodzie. D la e k sp lo atacji i p rz e ró b k i gipsu p ow ­ s ta ły o statn io du że za k ła d y n a z w a n e „D olina N idy"

w G ackach n a d N idą. W yrosłe tu n o w e osiedle, a cal-

(8)

158 W S Z E C H Ś W I A T

Ryc. 1. S ztucznie o d sło n ięta p o w ierz ch n ia sk a ł gipso­

w ych. W idać p rz e k ró j olbrzym ich, sp ę k an y c h k ry s z ta ­ łów gipsu. W p o w ierzch n i w oda w y m y ła głębokie ja ­

m y w k ształcie kom inów . F ot. J. P o k o rn y kow icie dotychczas sielski k ra jo b ra z tu te jsz y c h stro n o trzy m ał a k c e n t uprzem y sło w ien ia. G ipsom zaw dzięcza p o łu d n io w a część N iecki N id ziań sk iej p o p ra w ę sto s u n ­ ków k o m u n ik a cy jn y ch . O ne to w dużej m ie rze p rz y ­ spieszyły b udow ę lin ii kolejow ej z S itk ó w k i do B uska i jej p rzem ysłow ej odnogi z B u sk a do G acków .

G ipsy o d g ry w a ją w k ra jo b ra z ie w ie lk ą rolę, w p ły ­ w a ją c b ezpośrednio lu b p o śred n io n a k sz ta łto w a n ie się in n y c h sk ła d n ik ó w śro d o w isk a geograficznego. N a ich podłożu ro z w ija ją się n ie m al c z a rn e gleby, zw a n e r ę ­ dzin am i siarczanym i, p rze w a żn ie dość p ły tk ie, ale m im o to żyzne, bo g ate w pró ch n icę; m a ją o n e n a d to tę za­

letę, że ła tw o n a g rz e w a ją się od p ro m ie n i słonecznych, a po n a g rz a n iu jeszcze przez ty d z ie ń ch m u rn e j pogody za ch o w u ją te m p e r a tu rę w yższą od in n y c h gleb w są ­ siedztw ie. M a to duże znaczenie d la n ie k tó ry c h u p ra w , a ta k ż e d la n a tu ra ln y c h zespołów ro ślin n y c h i ciep ło ­ lu b n y ch ow adów . N a p ła sk ic h p o la ch ręd z in n ag ip so - w ych o b se rw u je m y w y ją tk o w o b u jn e ła n y pszenicy, d o ro d n y ty to ń , św ie tn e g a tu n k i w iśni. N a stro m y c h sto k a ch i n a p ły tk ic h glebach, k tó ry c h n ie m ożna b y ­ ło zaorać, zachow ały się re lik to w e zespoły ro ślin „ s te ­ p ow ych" lu b k se ro te rm icz n e lasy, c h ro n io n e w licz­

n y c h tu re z erw a tac h . Dość w ym ienić re z e rw a t la su b u- kow o -g rab o w eg o „G rabow iec" w B ogucicach, z do­

m ieszką klonu, lipy, z ta w u łą i b a rd z o rz a d k im d y p ta ­ m em jesio n o listn y m w poszyciu, d alej ste p o w e r e z e r­

w a ty w W in iarach , S korocicach, S k o tn ik a c h i C hotlu C zerw onym z uroczym m iłk iem w iosennym , ln e m w ło ­ c h a ty m i żółtym , k ęsin ą pło ch o listn ą, om anem w ąsk o ­ listnym , m ik o ła jk ie m polnym , szałw ią, o stn icą i w ie ­ lom a in n y m i g a tu n k a m i ro ślin zielnych. R ów nież św ia t ow adów m a tu sw oich p rze d staw ic ie li, z n a n y ch z oko­

lic o znacznie cieplejszym k lim a c ie niż ten , k tó r y p a ­ n u je w Polsce. A le oprócz w ielu z a le t gleby n ag ip so - w e m a ją p ow ażne u je m n e cechy. P o deszczach na- m a k a ją tw o rzą c le p k ie błoto i w ty m sta n ie n ie m oż­

n a ic h u p raw ia ć. K iedy zaś w y sch n ą, tw o rzą tr u d n e do rozb icia bry ły . R oln ik c h w y ta ć m u si k ró tk i m o­

m e n t stosow nego u w ilg o tn ien ia gleby, ab y m ógł w y k o ­ nać p ra c e rolnicze. D rogi g ru n to w e n a rę d z in a c h gip­

sow ych są szczególnie p rz y k re i to zaró w n o w ted y , gdy

w g rzą sk im błocie to n ą n a w e t lek k ie wozy, ja k też i w tedy, k ie d y n a w ysch n iętej, zb rylonej dro d ze wóz p o d sk a k u je z k o le in y w koleinę.

G ipsy u le g a ją w przy ro d zie różnym chem icznym p rzem ianom . Z d arza się, że siarczan w a p n ia w z e t­

k n ię c iu z w o d ą n asyconą w ęglanem w ap n ia, ja k o ła ­ tw ie j rozpuszczalny, zo staje zastąp io n y przez w ęglan.

G ipsy p rz e ra d z a ją się w w apienie, zw ane w ap ie n ia m i pogipsow ym i. P od w pływ em b a k te rii gips, jeszcze w la ­ g u n a c h m o rsk ic h lub ju ż później w złożu, przechodzi osobliw e p rze m ian y . P rz y m ały m d ostępie tle n u bez­

tle n o w e b a k te rie re d u k u ją gips, tw o rząc z niego s ia r­

czek w a p n ia ; te n z kolei tw o rzy w połączeniu z w odą w o d o ro tlen e k w a p n ia (tzw. w ap n o gaszone) i k w aśn y siarczek w ap n ia ; p rze o b ra ża się n a stę p n ie w w ęglan w ap n ia i siarkow odór, k tó ry z kolei pod w pływ em in n y c h b a k te r ii p rz y n ie w ielk im dopływ ie tle n u w y ­ tw a rz a sia rk ę rodzim ą. C ały te n proces da się u ją ć w e w zory chem iczne:

C aS04 + 2 C -* CaS + 2 C 0 2 2 CaS + 2 H20 -> Ca(OH), + Ca(SH)2 Ca(OH)a + Ca(SH)2 -* 2 CaCOa + 2 HaS

2 H2S + Oz 2 H20 + 2 S

Ryc. 2. S ch em aty czn a m a p k a w y stę p o w a n ia gipsów w N iecce N idziańskiej. U w idacznia się n a niej w y ra ź ­ nie p rzeb ieg p ro g u gipsow ego i jego zw iązek z te k ­

to n ik ą _ J ta m a n y

^Chwcrtw'ice^^fo&§£^^n x Ą

S z a r b k p K °^>nnn\ -

Urikó*

ąPmczón \ Ga^’^ ^ s ?amec

°Pasturka

•Bogucice

"x^Marzęc^n

Iromna Krzyzanomce°f[psicie\

Y-Owiżary PęczeUce

‘hntoloh

\Zagosć°

Skotniki'

iA leksandró* N KobyLniki'

Sie Lec °-

Wiślica

Ąntykliny Synkliny

Gipsy na powierzchni

Gipsy pod nadkładem Ozorkowy*

Korczyn

(9)

Czerw iec 1959 159

W procesie ty m uczestniczą b a k te rie : S p irillu m desul- p h u ric u m , M icrospira aestuarii, P roteus vulgaris, Bac- teriurn h yd ro su lp h u re u m , V ibrio h yd rosulphureus, ro ­ dzaj B eggiatoa i i.

Z pasm em w y stę p o w a n ia gipsów zw iązane są źró ­ dła sia rc za n e i złoża s ia rk i rodzim ej. Ź ródła siarczane zn an e są z K rzeszow ic, Swoszowic, M atecznego, P o- sądzy, B u sk a Z d ro ju i Solca Z droju. W dw u o statn ich u zd ro w isk ach sia rc za n e w ody m ieszają się z solan­

k ą pochodzącą ze znacznie głębszych w a rstw geolo­

gicznych. W m iejscach, gdzie sia rc za n e solanki w y p ły ­ w a ją sw obodnie n a pow ierzchnię, w ytw orzyły się osobliw e zespoły słonorośli, o d cin ające się od otocze­

n ia m a to w ą zielen ią i słabym zw arciem darn i. Rosną tu soliród zielny, św ib k a m orska, ru p ia m o rsk a i k il­

k a in n y c h g atu n k ó w w zb u d zający ch zainteresow anie b otaników . P ię k n y p rz y k ła d ta k ic h zespołów zn a jd u ­ je się w O w czarach pod Buskiem .

W pogipsow ych m a rg listy c h w ap ie n ia ch spotykane są cen n e złoża siark i. O d d aw n a b y ły one zn a n e i ek s­

p lo a to w an e w Posądzy, C zarkow ach, Woli W iśniowej i k ilk u innych m iejscach. Złoża te je d n a k były m ało zasobne. O płacało się je eksp lo ato w ać je d y n ie w o k re­

sach w ojennego w zro stu zap o trzeb o w an ia n a te n s tr a ­ tegiczny surow iec. O sta tn ie je d n a k zapotrzebow anie n a sia rk ę w zrosło n ie p o m ie rn ie ze w zględu n a rozw ój p rze m y słu nie ty lk o chem icznego, a le rów nież gum o­

wego.

P oczątkow o zam ierzano, w obec b ra k u pow ażn iej­

szych złóż, p rz e ra b ia ć gips n a sia rk ę i inne jej zw iąz­

ki. W ty m celu rozpoczęto budow ę zakładów w oko­

licy Skorocic. Z b u dow ano linię kolejow ą z S itków ki do B u sk a i Skorocic, rozpoczęto budow ę szosy, k tó ra n ie ste ty czeka do dziś n a dokończenie, postaw iono b a ­ ra k i robotnicze. S k oro je d n a k dokonano odkrycia w ielkich złóż s ia rk i rodzim ej w okolicy T arnobrzegu, zaniechano dalszej bud o w y k o m b in a tu w Skorocicach.

W te n sposób ocalały cen n e re z e rw a ty przyrodnicze, zagrożone zniszczeniem w sąsiedztw ie ta k niem iłego obiektu, ja k im m usi być k o m b in a t siarkow y. Nowo o d k ry te złoża sia rk i w y stę p u ją zasadniczo poza naszym regionem , n a p ra w y m brzegu Wisły, w K otlinie S a n ­ d om ierskiej. A le część złoża przechodzi n a północny brzeg W isły i tu ta j, w Piasecznie, rozpoczęła się już eksp lo atacja. P o w sta n ie tu n ie w ą tp liw ie w najbliższym czasie now y o kręg góm iczo-przem ysłow y.

N a jsiln ie j je d n a k zaznaczają się gipsy w k r a jo b r a ­ zie ze w zględu n a ic h w pływ n a rzeźbę te re n u i na sto su n k i w odne. G ipsy u le g ają ła tw o rozpuszczaniu przez w odę g ru n to w ą k rąż ącą w szczelinach i zlużnie- n ia ch m ięd zy w arstw o w y ch sk a ły gipsow ej. P odobnie ja k w apienie, w a r u n k u ją one p o w sta w a n ie zjaw isk k raso w y ch i tw o rze n ie się k raso w ej rzeźby teren u . W N iecce N idziańskiej obserw ow ać m ożna b ard z o ty ­ pow e p rz y k ła d y ty c h zjaw isk.

Z acznijm y od K rzyżanow ic n a d N idą. N a pow ierz­

ch n i G a rb u W ójczańsko-P ińczow skiego obserw ujem y b ard z o liczne za g łę b ien ia o śred n ic y i głębokości k ilk u m etrów . N a ich śc ia n a c h w id n ie ją k ry sz ta ły gipsu.

W dn ie zagłębień n ie rz ad k o sp o ty k am y od łam y gipsu, pochodzące w idocznie z zaw alonego stro p u pieczary.

P o tw ie rd z a ta k ie p rzypuszczenie istn ien ie tu licznych choć n ied u ży ch pieczar, a ta k ż e b ezpośrednio ob ser­

w ow ane za w a la n ie się g ru n tu , np. pod ciężarem p a ­

sącego się n a łące zw ierzęcia. T ak ie form y, zw ane w erte p am i lu b le jk am i krasow ym i, p o w sta ją w ięc przez zaw ala n ie się stropów n a d w ym ytym i przez w o­

dę pieczaram i w sk a łac h gipsow ych. W w ielu p rz y ­ p a d k a ch w d n ac h w erte p ó w b ra k je s t śladów za w a ­ lonego stropu. W oda p rze p ły w ają ca dn em w erte p u zdo­

ła ła rozpuścić i usunąć sp a d ły gruz. Czasem p rze p ły ­ w a ona ty lk o po je d n ej stro n ie w e rte p u ; w ted y ob­

n aż a się je d n a ściana gipsow a, in n e pozostają o tulone zaw alonym m a te ria łe m i p orosłe d arn ią . Czasem po d - c iek a jąc a ze w szystkich stro n w oda pozostaw ia tylk o w sam ym śro d k u d n a w e rte p u kopiec rum oszu gipso­

wego. Dno w e rte p u p rzy p o m in a w te d y ksz tałtem dno b utelki.

W S iesław icach pod B uskiem p ły n ie ze staw ó w m a ły stru m y k . W p ew nym m iejscu ginie on u stóp gipsow ej ściany w ta k zw an y m ponorze. Id ąc d alej w tym sam ym k ie ru n k u , d ostrzegam y m nóstw o głę­

bokich w ertepów . N iem al w e w szy stk ich p o k a z u je się n a jed n y m i ty m sam ym poziom ie ta fla w ody, ja k gdyby podziem ne jezioro w y g ląd ało p rzez otw ory w stropie. T u ta j podziem ne rozm y w an ie p ostąpiło znacznie dalej, niż w K rzyżanow icach. O becnie je d n a k in te n sy w n a ek sp lo atacja gipsu w ty m m iejscu p ro w a ­ dzi do całkow itego zniszczenia ty c h in te re su ją c y c h geom orfologa fo rm te re n u . W in n y c h m iejscach o b se r­

w u jem y pojedyncze w erte p y , n ie rz ad k o w ypełnione w odą m ałych jezio rek krasow ych. Co n ajd ziw n ie jsz e — podobne w erte p y spotkać m ożna n ie rz ad k o w m ie j­

scach, gdzie n a pow ierzchni w y stę p u ją słabo scem en- tow ane, rozsypliw e p iaskow ce sarm ackie. O kazuje się, że pod p o k ry w ą tych przepuszczalnych sk a ł gipsy u le ­ g a ją rów nież skrasow ieniu, a z a p a d a n ie się stro p ó w pieczar gipsow ych uw id aczn ia się n a pow ierzchni p ia ­ skowców, ta k ja k gdyby one podlegały procesom k r a ­ sowym.

Ł atw o sobie w yobrazić, że z b iegiem czasu ca ła m asa gipsu u leg n ie rozm yciu, a w ted y w m iejscu złoża gipsow ego p o w sta n ie obniżenie o c h a ra k te rz e k o tlin k i z podm okłym dnem położonym w poziom ie wód gruntow ych. T ak ie k o tlin y w k ra sie w ap ien n y m J u ­ gosław ii noszą nazw ę polji. W naszym k ra sie w a p ie n ­ n y m nigdzie n ie spo ty k am y polji, ch y b a że za ta k ą form ę uzn am y niew ielk ą k o tlin k ę w okolicy K o ry tn i­

cy. W gipsow ym k ra sie n a d n id zia ń sk im p o lja są licz­

ne, choć niedużych rozm iarów . W gipsie je d n a k w szystkie fo rm y k raso w e są w sto su n k u do k ra s u w a ­ piennego ja k gdyby k a rło w a te ze w żględu n a bard zo szybko p o stę p u ją cy proces k ra so w ie n ia i m a łą w y trz y ­ m ałość stro p ó w gipsow ych. Z a p o lje k raso w e u znać trz e b a k o tlin k ę w W iśniów kach n a p o łu d n ie od S ko­

rocic oraz k o tlin k i n a północ i n a północny w schód od Wiślicy. Dowodem , że p o w stały one w sk u te k k r a ­ sow ego niszczenia gipsów, je s t w y stęp o w an ie sk a łe k gipsow ych n a ich obram ow aniu, dalsze poszerzanie form y pod w pływ em krasow ego niszczenia ty c h g ip ­ sów, a ta k ż e za chow anie się tu i ów dzie n a śro d k u p o lja gipsow ych pozostałości. T ak ie o stańce k raso w e n az y w ają się w Ju g o sław ii h u m a m i lub Chomami (ryc. 3). D n a gipsow ych polji, podobnie ja k p o lji j u ­ gosłow iańskich, zalew an e b y w ają całkow icie w odą w ok resach roztopów lu b ulew n y ch opadów.

N iekiedy w e rte p y u k ła d a ją się w w y ra źn e szeregi.

T ak ie lin ie w erte p ó w ła tw o dostrzec n a p olach w si

(10)

160

Ryc. 3. G ipsow y o staniec u w y lo tu k raso w ej doliny w S korocicach. F ot. J. F lis

Szaniec. W oda p ły n ie tu po d ziem n ie k o ry ta rz e m , k tó ­ rego p rzeb ieg z d ra d z a ją w e rte p y n a pow ierzch n i. Do­

chodzą one do m iejsca, sk ą d w y p ły w a o b fity po­

to k b ezpośrednio ze skaln eg o źródła, k tó re z a słu g u je w ięc n a nazw ę w y w ierzy sk a k rasow ego. Je śli ro zm y ­ w an ie podziem nego k o ry ta rz a p o su n ie się d a le j, n a całej jego długości z a w alą się stro p y i p o w sta n ie po­

w ierzch n io w a fo rm a doliny. J a k się od b y w a ta k i p ro ­ ces, śledzić m ożem y w A lek san d ro w ie, S korocicach i U nikow ie. W p ierw szej z ty c h trz e c h m iejscow ości w y stę p u je d o lin k a o szerokim dn ie i połogich zbo­

czach. P ły n ie n ią n ik ła stru g a , ro zle w a ją c a się m ie j­

scam i w m o k rad ła. N ieco niżej d o lin k a zw ęża się n a ­ gle, a n a je j zboczach p o ja w ia ją się gipsow e ścianki.

D olina przechodzi w w ąski, g łęboki ja r. N ie m a on w ylotu. D rogę p o to k u zam y k a sk a ln a grobla, w yso­

k a aż do poziom u te re n u , w k tó ry w cię ta je s t do­

lin k a. P o to k z n a jd u je sobie d rogę podziem ną, a le jego bieg ła tw o m ożna śledzić, o b se rw u ją c liczne w e rte p y usz ereg o w an e w je d n ą linię. W o sta tn im z n ic h p o ja w ia się stru g a, k tó ra z a o p a tru je p rzy sió łek A le k sa n d ró w w w odę. K ilk a n a śc ie m e tró w d alej p o to k w y p ły w a z w y w ierzy sk a w dno k o tlin y W iśniów ek. M ożna stą d w nosić, że rozw ój doliny k ra so w e j p o stę p u je inaczej, niż rozw ój d oliny ero z y jn ej, w y tw o rz o n ej p rze z żło­

biącą p rac ę pow ierzchniow ej stru g i. W o sta tn im p rz y ­ p a d k u d olina ro zw ija się szybciej w dolnym odcinku.

U w y lo tu b y w a ju ż szeroka, o ła g o d n y ch zboczach,

w g órnym — zachow uje jeszcze długo cechy m łodości.

T em po p ro ce su zależy b ow iem od ilości wody, a ta w z ra sta w dół potoku. D olinka k raso w a o d w ro tn ie — w g ó rn y m odcinku, gdzie w oda m a w iększą zdolność rozp u szczan ia gipsu, ro zw ija się p ręd zej i p ręd zej s ta ­ rz e je ; w doln y m odcinku pozostaje długo jeszcze p o d ­ ziem n y m k an a łe m , bo tu ta j w oda, n asy co n a rozpusz­

czonym pop rzed n io gipsem , n ie m a już zdolności d a l­

szego rozp u szczan ia skały.

W S korocicach w y stę p u je n ajty p o w szy bodaj zespół fo rm k rasow ych. G łów ną form ę, podobnie ja k w A lek san d ro w ie, sta n o w i śle p a dolina. P odziem ny bieg p o to k u d a się śledzić n a całej długości. T rzeba ty lk o zapuścić się w podziem ne k o ry ta rz e (ryc. 4 i 5).

C iągną się one w trze ch k ilkudziesięciom etrow ych od­

cinkach. P o to k w p ły w a p o d ziem ię, to znów p o k azu je się w dn ie zapadliska, krasow ego, znow u ginie i w y ­ p ły w a o sta te czn ie n a s k r a ju w si z w y w ierzyska. P rz y n isk im sta n ie w ody m ożna p rzejść su c h ą nogą przez ca łą p odziem ną d rogę potoku. N a zboczach doliny skorocickiej o d sła n ia ją się w y loty licznych m n iejszy ch pieczar, a w je d n y m m ie jsc u z n a jd u je się im p o n u ją ­ cy m ost skaln y , szczątek zaw alonego stro p u pieczary.

W S Z E C H Ś W I A T

Ryc. 5. Skorocice. P iec za ra z p o dziem ną stru g ą. S tro ­ pow e w a rstw y gipsu pod w pływ em w łasnego ciężaru

w y g in a ją się i grożą zaw aleniem . Fot. J. F lis

W U nikow ie d o lin a je s t całkow icie o tw arta , ale u w y lo tu p o to k p rz e d z ie ra się przez w ą sk ą b ra m ę w sk a łac h gipsow ych. M ożna w ięc u sta w ić om ów ione d o lin y w p e w ie n szereg rozw ojow y, za czynając od lin ii w e rte p ó w w Szańcu, p rzez d o linkę w A leksandrow ie, S korocicach, U nikow ie aż do licznych dolin, w k tó ry c h n a w e t n ie p o d ejrz ew aliśm y k rasow ego ich pochodze­

nia. Z d ra d z a ją je zw ężenia u w y lo tu i w iększy s to ­ p ie ń d ojrzałości fo rm y w górnej je j części.

K ra so w e sto su n k i w odne w gipsach są w ielce n ie ­ k o rz y stn e dla osiedli ludzkich. W n ie k tó ry c h m ie j­

scach w oda g ru n to w a z n a jd u je się b ard z o głęboko pod p o w ierzch n ią te re n u , a n a pow ierzch n i b ra k je s t cie­

ków . W d o d a tk u w oda w stu d n ia c h czy po to k ach u le ­ g a b ard z o ła tw o zanieczyszczeniu; n ie d a je ona żadnej g w a ra n c ji zdrow otności, bo porow ate, uszczelinione g ip sy n ie f iltr u ją wody. W oda je s t p rz y ty m b ardzo tw a rd a i niesm aczna. W W iślicy, p r a s ta r y m grodzie n a d n id zia ń sk im , do dziś trz e b a w ozić w odę beczkow o­

zam i z odległego k o ry ta Nidy. D opiero w ro k u 1958, po licznych, n ie u d ały c h p ró b ac h d o w ierc en ia się do Ryc. 4. Skorocice. M ała s tru g a w p ły w a w p odziem ny

k ra so w y k o ry ta rz . F ot. J. F lis

(11)

‘t wędrucej wydmy

(12)

GŁOW A Ż Ó ŁTO PU ZIK A (O p hisaurus apus Pall.). B eznoga ja szc zu rk a az ja ty ck a . K a rm i się dro b n y m i gryzo­

niam i, k tó re p rze d p o łknięciem c h w y ta i rzu c a o ziem ię ta k długo, póki o fiara n ie p rz e sta n ie się ru szać Fot. S. P oradow ski

PA D A LEC (A n g u is fra g ilis L.). Z d jęcie w y k o n an o w P uszczy K am pinoskiej

Fot. S. P oradow ski

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z upełnie inaczej jednak m ożna ocenić człow ieka, um ierającego n a gruźlicę, któ rej się isam nabaw ił przez lek ­ kom yślność lub lekcew ażenie tej

Przedmiotem opracowania jest budowlano-konstrukcyjna opinia techniczna, dotycząca stanu technicznego obiektów BUD.DMUCHAW I TRAFO, WIATA DOZ.CHEMII, BUD.DMUCHAW

Nie stwierdzono dodatkowych niesprawności i/lub uszkodzeń i/lub braków w zakresie możliwym do ustalenia w warunkach oględzin, tj.: bez dostępu do spodu pojazdu,

Zakład Zieleni Miejskie ZL7/03/II Pnącza przy Bocheńskiego Opracowanie projektu zagospodarowania zielenią, wyłonienie wykonawcy usług i ich realizacja. Betonowy płot i

-Drzwi tylne lewe, ogniska korozji w części dolnej wew, uszkodzona uszczelka dolna -Drzwi tylne prawe, ogniska korozji w części dolnej wew, uszkodzona uszczelka dolna -Deski burt:

- laboratorium – należy przez to rozumieć laboratorium jednostki naukowej, zamawiającego, wykonawcy lub inne laboratorium badawcze zaakceptowane przez

Sprawdzi się tutaj zarówno zwykła taśma papierowa, jak i taśma do emalii, która zdecydowanie ma dłuższą żywotność przy zabawach z dziećmi.. Potrzebujesz jeden lub dwa

Przedmiotem niniejszej specyfikacji technicznej (ST) są wymagania dotyczące wykonania i odbioru robót związanych z układaniem i montaŜem elementów