• Nie Znaleziono Wyników

PRENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PRENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A "."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

jsfy 2 5 (1615). W arszaw a, dnia 1 8 czerwca 1 9 1 1 r. T o m X X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: r o c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

Z p rzesyłką pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k s ię g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A jsft. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

O D Z I A Ł A L N O Ś C I V A N ’T H O F F A .

W e d łu g H . L e-C h ateliera.

D nia 1 m a rc a 1 9 1 1 r o k u w S te glitz w pobiiżu B erlina zm arł zn a k o m ity c h e ­ m ik v a n ’t Hoff. Od la t

c z te re c h w alczył on b ez­

n a d z ie jn ie z choro b ą nie- s t e i y nieuleczalną, k tó ra rozw in ęła się s k u tk i e m z a n ied baneg o zaziębienia.

Pomimo s ta r a n n e j opieki, j a k ą go otaczano, pom i­

mo c zęsty ch w yjazdó w w g ó r y —nic go u r a to w a ć nie m og ło— zm arł w p eł­

ni r o z k w itu swej działal­

ności n a u k o w e j, licząc z a ­ ledwie 5 9 rok życia. S to ­ sownie do o sta tn ie j woli zm arłego ciało je g o spa­

lono i popioły złożono w H a m b u rg u . Leżą one tam obok prochów u cznia j e ­ go i przy ja cie la , profeso ra

A b e g g a , zm arłego w s k u t e k k a ta s tro f y z balonem .

P o m ię d z y n a jz n a k o m its z y m i uczonym i

X I X w ie k u mało k tó ry w y w a rł ta k i w pływ n a rozwój m y śli lud zk ie j, j a k v a n ’t Hoff.

Pomimo środow iska, w ja k ie m się z n a j­

dował, będąc profesorem w A m s te rd a m ie w p o w s ta ją c y m dopiero u n iw ersy tecie, założonym w m ieście na- w skroś handlow em , a ju ż tem sam em mało pod at- ne m do w ysokiej k u l t u ­ ry n a u k o w e j—zdołał p rze­

cież zgrom adzić kolo sie­

bie gorliwe a u d y to ry u m , z któ reg o wyszły takie z nakom itości j a k Abegg, Bredig, Cohen, van De­

r o riter, Meyerhofter. P o ­ wołano go n a stę p n ie do

I) rlina z z a szczy tn ym ty- i lilem a ka dem ik a ; tam

r a n ’t Hoff znalazł szersze pole działania, ale u tra c ił sposobność ciągłego s ty ­ k ania się z młodzieżą, któ- r a e n tu z y a z m e m sw ym t a k podniecająco zawsze działa na m is trz a i m y śli jego w św iat roznosi.

Od tej chw ili działalność je g o rozw ija

(2)

380 W SZ E C H S W łA T JSTs 25 się głównie w p ra c a c h n a u k o w y c h , p o ­

m ieszczanych w „Die Z eitsch rift flir Phy - sikalische C h e m ie “, z n a k o m ite m piśm ie nauk ow em , k tó re założył i re d a g o w a ł wspólnie z W. O stw aldem . S zyb k ie roz­

p o w sz e c h n ie n ie się idei v a n ’t Hoffa u w a ­ żane być w inno j a k o t r y u m f czystej myśli.

To też d ziałalności j e g o nie prze rw ie śmierć: v a n ’t Hoff nie dozna p o m n ie js z e ­ nia p o śm iertn ego , z a ch o w y w a n e g o dla u czonych, k tó ry c h w p ły w a d m i n i s t r a c y j ­ ny, z w ię k sz a ją c dopó k i ż y ją znaczenie ich ty tu łó w n a u k o w y c h , w y w o łu je po ich śmierci, ja k o s łu s z n y odwet, r e a k c y ę przeciw ną.

P rz y c z y n ę pow odzenia w ielkiego c h e ­ m ik a h o le n d e rs k ie g o stre ś c ić m ożna w dw u słow ach: zdro w y rozum i w y t r w a ­ łość, cechy w ła ściw e j e g o rasie. P rz ez całe życie z a jm o w a ły go j e d y n i e trz y z a ­ gadnien ia, lecz u m ia ł j e w y s z u k a ć śród n a jw a ż n ie js z y c h z a g a d n ie ń chem ii i wziął sobie za cel rozw in ąć m e to d y c zn ie w sz e l­

k ie p ły n ą c e z nich k o n s e k w e n c y e . K a ­ żdem u z n ich poświęcił d z ie s ią te k la t swej d ziałaln ości n a u k o w e j. Nie zawsze o d d a je się sp ra w ie d liw o ść odwadze, n ie ­ odzownej z re s z tą dla badacza, z j a k ą on s ta w ia opór p o k u s ie do u g a n ia n ia się k a p r y ś n i e za w sz y s tk io m i k w ia ta m i po drodze, do d a w a n ia folgi zach c ian k o m swej w y ob raźni, do r z u c a n ia t y m sp o so ­ bem s w y c h w y s iłk ó w bez korzyści na w iatr.

I.

J a c o b u s H e n d ric u s v a n ’t Hoff p rzy s z e d ł n a ś w ia t w r. 1852 w R o tte r d a m ie , gdzie ojciec je g o b y ł lek a rz e m . Po o d by ciu n a u k w p o litec h n ic e w Delft, później w u n iw e rs y te c ie w Leydzie, u d a ł się w ro k u 1872 do l a b o r a to r y u m K ekulego w Bonn, w r o k u 1873 do la b o r a to r y u m W u r t z a w P a ry ż u . P r a c e w la b o ra to - r y a c h t y c h d w u uczo n ych były wówczas całkow icie zwrócone w k i e r u n k u poszu­

k iw a ń d o ty c z ą c y c h budo w y m a te ry i i w pływ ty c h dociekam odbił się n a c h a ­ r a k te rz e p ierw szy ch b a d a ń uczonego ho­

lendersk ieg o. G e o m e try a ch em iczna by ła |

w pełni sw ej chwały; s ześcio kąty K ćku- lego ro znam iętn iały wówczas chemików, bo nie byli p rzyz w y cz a je n i dotąd do p rz e d s ta w ia n ia graficznego z ja w isk p r z y ­ rodniczych. Po powrocie w p o c z ątk a ch roku 1874 do k ra ju ro dzinnego v a n ’t Hoff d o k to ry z u je się w U trec h c ie i pod koniec tegoż roku ogłasza ro zp ra w ę o „W zorach b u d o w y w prze strz e n i", k t ó r a kładzie po d w a lin y pod n o w y dział chemii o r g a ­ nicznej, stereochem ii. W dw a la ta po­

tem ob e jm u je k a te d r ę w szkole w e te r y ­ n a ry jn e j w U trec h c ie i porzuca j ą w r o ­ ku 1878, a b y o trz y m a ć profesurę w w ol­

n y m u n iw e rs y te c ie w A m s te rd a m ie, gdzie zostaje k o le g ą i p rzyjacielem v a n der W a alsa. U lega w k ró tce je g o w pływow i i p rze staje stopniowo zajm ow ać się roz­

w ażaniam i, doty czącem i b u d o w y m a te ­ ryi, ja k o przedm io tem z b y t n ieo k re ś lo ­ n y m dla sw ego t a k po z y ty w n e g o u m y ­ słu. Myśl jeg o, j a k i myśl v a n d er W a a l ­ sa, z w ra c a się w yłącznie w k ie r u n k u u ję c ia w liczby praw z jaw isk; je d n o c z e ­ śnie zaś zapala się wespół z de V riese m do stu d y ó w dośw ia d cz a ln y c h w ty m k i e ­ ru n k u . U de V riesa zapoznaje się dobrze z ciśn ieniem o sm oty czn em , k tó re m u w k r ó tc e w y z n a c z a m iejsce t a k chlubne, acz trochę nieoczekiw ane, w nauce.

S tu d y a sw e i s p o strz eż e n ia zaw arł w d w u o b sz ern y c h rozp raw ach, w y d a ­ n y c h w ro k u 1884 i 1885 p. t. „M echa­

n i k a chem iczna". D r u g a z ty ch ro z p ra w z o sta ła n a g ro d z o n a p rzez A k adem ię U m ie ­ j ę tn o ś c i w Stockholm ie. Odtąd c ała dzia­

łalność j e g o ześro d k o w a ła się n a stoso­

w a n iu p ra w te rm o d y n a m ik i dó p r z e o b r a ­ żeń ciał, zw łaszcza w s ta n ie rozpuszczo­

ny m .

Po 10 la ta c h profesury, w ro k u 1895, opuszcza k a te d r ę w A m s te r d a m ie , gdzie m iejsce j e g o z a jm u je młody współza­

w o d n ik B a k k h u is Rooseboom, prze d w cz e ­ śnie w y r w a n y nauce. Rząd niem ieck i w e ­ zw ał v a n ’t Hoffa do Berlina, ofiarowując m u godność członka A k a d e m ii i 16 000 fra n k ó w pensyi, l a b o r a to r y u m do w ła sn e ­ go rozporządzenia, oraz praw o m ie w a n ia w y k ła d ó w , nie w iążąc go j e d n a k , pod ty m o s ta tn im w zględem , żadnem i zobo­

w iązaniam i. Ta ro z u m n a hojność, j e s t

(3)

M 25 W SZEC H SW łA T 387 j e d n ą z w ielkich przyczyn znaczenia n a ­

ukow eg o Niemiec; w dziedzinie chem ii u m ia ły one, w c ią g u o s ta tn ic h lat 20 skupić pod swoim s z ta n d a re m n a rod o ­ w y m trz e c h obcych uczonych wysokiej w artości: obok v a n ’t Hoffa— d w u poprzed­

nio w D orpacie p r a c u ją c y c h badaczów, O stw alda i T a m m a n n a . P r a n c y a u m iała rów nież k ie d y ś w z y w ać do siebie ludzi znako m ity c h , j a k np. m a t e m a t y k a Huy- g e n s a i m in i s tr a Mazariniego.

Godność członk a A kad em ii n a k ła d a ła n a v a n ’t Hoffa dw a obowiązki: zam iesz­

k iw a n ia w p ro m ie n iu 50 km od B erlin a i ogłasz a n ia corocznie dwu rozpraw n a ­ u k o w y c h . W celu z a d osy ću czy nien ia t e ­ m u o s ta t n ie m u zobow iązaniu — ciągłości b a d a ń n a u k o w y c h , v a n ’t Hoff p rz e d s ię ­ w ziął d łu g ą se ry ę doświadczeń nad so­

lami m orskiem i, w n ik a ją c stopniow o w różnorodność ich związków, wzaje­

m n y c h re a k c y j o raz w arun k ó w trw a ło ­ ści. W re sz c ie w o sta tn ic h la ta c h swego życia, d o t k n ię ty chorobą, (k tó ra m iała p rz e rw a ć j e g o dnie), v a n ’t Hoff p r z y s tę ­ puje do czwTartej sery i stu d y ó w , nad znaczeniem , ja k i e mieć m o g ą f e rm e n ty podczas sy n te z , zach o dzący ch w o r g a n i­

zmach żyjących.

N iew ielu uczo n y ch um iało urząd zić sw oje życie naukowre w sposób równie sy s te m a ty c z n y . Pod ty m w zględem v a n ’t Hoffa m ożna p oró w n a ć z Moissanem, k t ó r y ta k ż e z n a czną część swojej sławy zawdzięcza s k u p ie n iu w sz y s tk ic h swoich w’y s iłk ó w n a d w u z a g ad n ie n ia c h ściśle o k reś lo n y c h — n a w y tw a r z a n iu fluoru i n a z a sto so w a n iu pieca e le ktry czn eg o.

II.

P r a c a v a n ’t Hoffa n a d w zoram i b u d o ­ w y w p rze s trz e n i, m ianow icie p r z e d s t a ­ wienie zapom ocą czworościanu pew nych zw iązk ó w w ęgla, z w a n y c h asym etrycz- nemi, b y ła o s ta te c z n y m w y n ik iem lic z ­ n y c h prób poprzednich, k tó re doówczas by ły b e z sk u te cz n e . P a s te u r zwrócił u w a ­ g ę n a h e m ie d ry ę k ry sz ta łó w , o b d a rz o ­ n y c h p o la ry z a c y ą obrotow ą, i w ykazał, • że ich s y m e t r y a j e s t s y m e t r y ą d w u

czworościanów zwierciadlano odw ro tn y ch.

W islicenu s podczas swoich s tu d y ó w nad k w a s e m m lecznym stw ierdził n ie d o s ta ­ teczność do tąd istn ie ją c y c h wzorów dla izom eronów n ie k tó r y c h związków węgla.

Częściowe rozw iązanie analo giczny ch t r u ­ dności dal dawniej jeszcze Kćkule dla zw iązków pocho dn ych od benzolu. Hy- poteza wzorów p r z e s trz e n n y c h v a n ’t Hoffa od dała ciałom, ob darz o n y m pola­

ry za c y ą obrotow ą, podobne u sług i, j a k sześciokąt g rup ie benzolu. W te n sposób pozwoliła ona dok ładn ie p rze w id y w ać liczbę m ożliw ych a istn ieją cy c h w r z e ­ c zyw istości izomeronów. W obu p r z y ­ p a d k a c h sto p n io w a n ie s y m e t r y i figur p r z e s trz e n n y c h oraz n a tu r a tej s y m e ­ try i by ły odbiciem n a tu r y chemicznej p rze d s ta w ia n y c h przez te figury zw iąz­

ków. Ten sposób klasyfikacyi dał m o­

żność szybkiego o d k ry cia n o w ych ciał, obdarzonych p olary z ac y ą obro tow ą i do­

prow adził w zam ian do spostrzeżenia, że czynność optyczna n ie k tó r y c h związków pochodzi tylko z p rz y p a d k o w y c h dom ie­

szek in n y c h su b sta n c y j.

Nadzw yczajna ja s n o ś ć pracy v a n ’t Hoffa p rzyczyniła się w znacznej m ierze do powodzenia ty ch n o w y c h idei. U w ag ę c zytelnika p r z y k u w a ły tu w yłącznie dw a f a k ty główne: w yznaczenie liczby izom e­

ronów p r z e s trz e n n y c h oraz zidentyfiko­

wanie budo w y izomeronów o p tycznych.

W e w s z y s tk ic h s w y c h p r a c a c h v a n ’t Hoff um iał zachow ać tę s am ę ja s n o ś ć w y k ła d u — nic ta m dodać ani ująć nie potrzeba. W s z y s c y chem icy przejęli się bez w a h a n ia now em i poglądam i. Ze w sz y s tk ic h stro n m nożyły się b a d a n ia , i w krótce v a n ’t Hoff mógł ogłosić ze s ł u ­ szną du m ą dzieło z a ty tu ło w a n e : „Dzie­

sięć ła t pewnej t e o r y i M. W tej książce w skazał drogę, n a k tórej się ro zw ijały jego m yśli od chwili ich z a cz ą tk u , to j e s t kiedy ich a u to r m iał z a ledw ie 22 la ­

ta. Dość szczegó lny m trafem , w k ilk a

m iesięcy po ogłoszeniu pierw sz e j ro zp ra ­

wy v a n ’t Hoffa, c h e m ik fra n c u s k i Lebel,

da w n y je g o to w a rz y s z z la b o r a to r y u m

W u rtz a , ro zw inął te sam e idee, i również

zapro po no w ał uży cie czworościanu dla

p r z e d s ta w ie n ia b u do w y związków w ęgla,

(4)

388 W S Z E C H S W IA T j\r» -2 5 obdarzonych p o la r y z a c y ą obro tow ą. Obie

te prace p o w s ta ły zupełnie niezależnie od siebie; t a s a m a m y śl, doszedłszy do s ta n u dojrzałości, może z a b ły s n ą ć j e d n o ­ cześnie w ró żnych um y sła c h : t a k roz­

twór, d op row adzony do sw eg o p u n k t u n a s y ce n ia, tw o r z y je d n o c z e śn ie w r ó ­ żnych swoich częściach id e n ty c z n e k r y ­ ształy. Lecz w d a n y m p r z y p a d k u u s t a ­ w iczna w y m ia n a idei w la b o r a to r y u m obok je d n o c z e sn e j a m im ow olnej p racy, m usiała zasiać te s am e z ia r n a w w y o b r a ­ źni obu m łodych uczonych. W t e m nie- św iad om em w s p ó łp ra c o w n ic tw ie niem o ­ ż liw ą j e s t rzeczą, a b y k a ż d y w y k o n a ł oznaczoną część p racy . K to m ó g łb y dziś ok reślić udział k a ż deg o z m ałżo nk ó w Curie w od k ry ciu ra d u ? Oni s a m i n ig d y go nie znali. P ra c e P a s t e u r a i Wislice- n usa zasiały pole, z k tó re g o v a n ’t Hoff i Lebel, k a ż d y zosobna, z e b ra li plon obfi­

ty. J e s t w ie lk ą ich z a słu g ą , że o d d a ­ wali sobie w z a jem n ie s p ra w ie d liw o ść , nie u c ie k a ją c się do „polemik o p i e r w s z e ń ­ stwo, k tó re z b y t często p o n iż a ją g o ­ dność nauki.

J. M.

(D ok. nasfc.).

Z P A L E O A N T R O P O L O G I I G A L I C Y I W S C H O D N I E J .

(C iąg dalszy).

J a k więc w id z im y , g r o b y ciałopalne s ta n o w ią w y j ą t e k w neolicie Galicyi wsch:, z n a n y dopiero z ch w ilą okazania si.ę bronzu i to j e d y n i e n a małej p r z e ­ s trz e n i, nad s a m y m D n ie s tr e m , g r o b y zaś n iesk rz y n k ó w e tra f ia ją się j e d y n i e poza

O b r ę b e m p ły ty podolskiej, s ta n o w ią c n a j ­ p raw dopo do bn iej 'o d ręb n y ty p k u l t u r a l ­

n y , . . '

.Dla sam ego żaś Podola w okresie

n e o lity c z n y m c h a r a k te r y s ty c z n e są już kilkiikroC w sp o m in a n e g ro b y k a m ie n n e t. z w. s k r z y n k o w e .: . Poza g ra n ic a m i G a­

licyi p o jaw ia ją się one w d a lsz y m c iąg u j e d y n i e na Podolu r o s s y j s k i e m , ‘W o ły n iu i Polesiu kijoWskiem. D ziesięć j e s t m i e j ­ scowości w Galicyi, z n a n y c h z swych.

s k rz y n k o w y c h g robów neolity czn ych . W d w u je d n a k tylk o zostały - on.e n a le ­ życie- zbadane, a mianowicie 1 we wsi U w iśle pod H u s ia ty n e m w 1890 roku przez Ossowskiego i w Kociubińcach rów nież w okolicy teg o m ia s te c z k a — przez K irk ora w 187G roku.

Ossowski m ają c na. względzie, że g r o ­ by tego rodzaju nie b y ły odpowiednio b a d a n e i że szczegóły o nich, zebrane przez Kirkora, oparte są p rzew ażnie na w iado m ościach, z a s ią g n ię ty c h u ludzi o b e c n y ch p rz y ich pustoszeniu, podczas przy padkow ego odkry cia, użył wszelkich s ta r a ń , ab y b a d a n ia g ro b u w Uwiśle do­

konać z możliwą dokładnością. Opusz­

c z a ją c z a te m d a w n ie js z y opis Kirkora, p o d a m y p r z e d e w s z y s tk ie m spraw o zd an ie Ossow skiego, n a d m ie n ia ją c p rz y te m , że podobne g ro b y s k rz y n k o w e o d k ry to w Ga­

licyi wsch. w n a s tę p u ją c y c h m iejscow o ­ ściach: B e re m ia n y i Koszyłowce w pow.

zaleszczyckim , Kociubińce, U wisła, Cho- r o s tk ó w i C zarnokońce w pow. h u sia ty ń - skim , Sem enów , P o d h a jc z y k i i Zieleńcze w pow. tre m b o w e lsk im , Czarnolice w p.

ho ro d eń sk im .

Po u sun ię c iu dw u k a m ie n n y c h pły t, sta n o w ią c y c h p ok ry w ę gro b u w Uwiśle, Ossow ski zobaczył s k r z y n k ę g ro b o w ą po sam wierzch ziem ią napełnio ną. Ś c ia n y je j s ta n o w iły ta k ż e wielkie i ciężkie p ły­

ty; ś c ia n k i p oprzeczne m iały po je d n e j płycie, a podłużn e po trzy, wielkości n ieje d nak ow e j. Na z e w n ą trz były jeszcze wzmocnione i zabezpieczone p ły ta m i i b r y ­ łam i kam ie n n em i, a c a łk o w ita długość i m ie js c a z a ję te g o przez tę b udow ę w y n o ­

siła 2,37 w, szerokość zaś około 1,60 m.

K ie ru n e k długości s k rz y n k i by ł od po- łu d n .-w sc h o d u ku póln.-zachodow i. Po

i u s u n ię c iu ziemi okazało się, że prze strz e ń

; przeszło 1 m długości od połudn.-w schod- : niej s tr o n y g r o b u z a ję ta b y ła głównie przez j e d e n szkielet. Położony s w o b o d ­ nie na W znak, głow ą k u p o łu d n .-w s c h o d ź wi, z n og a m i p rzećh ylo nem i n a bok lew y i nieco podgiętem i, miał kości rąk", roz-.

ch o dzące się w ram io n ac h w obie s t r o ­ ny, z g ię te w łokciach k u b iodrom i zło­

żone na, sobie w pasie sz kie letu , gdzie

p a lc a m i p r z y k r y w a ły , leżący pod n ie m i

(5)

M 25 W SZEC H SW IA T 389 nożyk krze m ie n n y ; głębiej pod noży­

kiem, z n ajdo w ały się d w a w drobne k a ­ w ałeczki zmiażdżone w y ro b y kościane.

P rzy k o ń c u lewej kości ram ieniow ej, n i e ­ opodal ło kcia stało małe naczyńko g lin ia ­ ne., ciężarem ziemi również zgniecione.

W koń cu przeciw ległym , t. j. od półn.- zachodniej s tro n y grobu, u nóg tego s zkieletu głów nego leżały dwa inne wpo- p rze k s k rz y n k i grobowej, j e d e n n a d r u ­ gim, położone szkielety, m ające t a k samo ozdoby ko śc ia ne u pasa; n a kościach ich leżały n a bok przechylone dw a ozdobne n a c z y n ia g lin ia n e 1).

P o do b n y in w e n ta rz, złożony z kości ludzkich, s iek ierek k rzem ien ny ch , s k o ­ rup g lin iany ch , dw u kłów niew ielkich, ozdoby b u rsz ty n o w e j i maluczkiej ozdób- ki w k sz ta łcie paciorka z gliny, w y k a ­ zało prze d tem prze sz u k a n ie g ro b u s k r z y n ­ kowego w Kociubińcach; w ym ienione przedmioty, sta n o w iły za w a rto ść w s z y s t ­ kich wogóle d o ty ch c z a s p o z n a n y ch g ro ­ bów s k rz y n k o w y ch , c h a ra k te r y s ty c z n y c h zwłaszcza zupełnie podobnie wyrabiane- mi i zdobionem i (in k ru s to w a n e m asą białą) n a c zy nia m i glinianem i. Nie we w s z y s tk ic h j e d n a k natrafiono na s z c z ą t­

ki s z k ie leto w e człowieka, ponieważ n a j ­ częściej zdarzało się, że dopiero znacznie później po o d k ry ciu mogły być zbadane odpowiednio przez ludzi p ow ołanych do tego. T a k się też rzecz m iała z g r o b a ­ mi s k rz y n k o w e m i w Kociubińcach, Czar- nokońeach i Uwiśle, skąd je d y n ie w y d o ­ b yte szkielety pomierzył dr. Iz. Koper- nicki i dr. J. Majer.

P o m ia ry obu tych uczonych objęły r a ­ zem 7 czaszek i n ie w ie lk ą ilość kości, p rzy n a leż n y c h do nich. Ze spostrzeżeń, d o k o n a n y c h n a czaszkach okazało się, że n a c z te ry m ęsk ie p rz y p a d a ją t r z y ko ­ biece, ciek aw e nadzw yczaj ze w zględu n a s to s u n e k do pierw szych.

Z g r o b u sk rz y n k o w e g o w Kociubiń­

cach w y d o b y t o " 2 czaszki męskie i l ko­

biecą; w C zarn ok ońcach tylko męską,

!) G. O ssow ski. S p raw o zd an ie z w ycieczk i p aieo e tn o lo g ic z u e j po G alicyi w 1890 ro k u . Z biór w iad. do a n tr. k ra j. Tom XV. str. 19—2-7 (a rys.).

a w Uwiśle 2 kobiece obok jed nej m ę ­ skiej.

Z c zterech czaszek m ęskich tylko j e ­ dna z U w isły w y d o b y ta została mniej więcej kom pletna, k ie d y na pozostałych trzech pom iary uskutecznion e m ogły być tylko; fra g m e n ta ry c z n ie . Z g ro b u bo­

wiem w K ociubińcach o trzym ano tylko ułam ki d w u czaszek męskich; n a j e d n ę skład ał się ułam e k z kości czołowej, cie­

mieniowej i potylicznej, n a d ru g ą zaś tylna i g ó r n a część praw ej połowy s k le ­ pienia czaszkowego. D ługość pierwszej czaszki Kopernicki podaje n a 188 mm, szerokość zaś w przybliżeniu oblicza na 138 — 140 mm, w e d łu g czego w sk aźn ik (indeks) tej czaszki w przybliżeniu w y ­ pada na 73,4 do 74,4, co o dpow iada t y ­ powi w y raźnie dlugogłow em u. W y n ik te n zgadza się zupełnie z obrazem, j a k i przez s y m e try c z n e dopełnienie w m yśli b r ak u ją ce j połowy p rz e d s ta w ia się w r a ­ zie p o glądan ia z g óry (norm a verticalis).

D r u g a m ę s k ą czaszka kociubinieclca nie n a d a ła się n a w e t do ta k ic h pow ierz­

cho w ny ch s p o s tr z e ż e ń ,. a wnosić je d y n ie można było z jej chrop o w ato ści i bardzo w y d a tn y c h pręgów po tyliczn ych, że n a ­ leżała do m ężczyzny w d ojrzałym ju ż w ieku — j a k to w sk a z y w a ł całkiem s p o ­ jo n y szew s trz a łk o w y i w ieńcowy, t u ­ dzież p r a w a połowa szwu węgłowego n a zew nętrznej stro n ie o tw a rta . Za id e n ­ tycznością antropologiczną z czaszką p o ­ przednią prze m aw ia znacznie na ty ł w y ­ d a tn a linia profilowa potylicy, tudzież sp a d zista n a boki pow ierzchnia sk le p ie ­ nia. Szczegóły te u p ra w n ia ją do p r z y ­ puszczenia, że czaszka ta m usiała być raczej w ydłużon a niż szeroka, a więc n a ­ leżała do j e d n e g o —długogłow ego — ty p u z poprzednią.

Między kośćmi, w y d o b y te m i z g ro b u kociubinieckiego, zn alazła się i j e d n a kość goleniowa, k t ó r ą Kopernicki uważa n a p o d s ta w ie je d n a k ie j praw ie spójności tk a n e k k o s tn y c h i je d n o s ta jn e g o z a b a r ­ wienia pow ie rz c h n i za n a le ż ą c ą do opi­

sanej powyżej pierwszej czaszki męskiej.

J e s t ona z tego w zględu bardzo ciekawa,

że z a u w a ż y ć m ożna n a niej znane s p ła sz ­

czenie t. zw. platycnem ia; nie zachow ała

(6)

390 W SZ E C H SW łA T JST® 25 się w całości, lecz u ł a m a n a j e s t w górze

pod s a m y m g a r b k i e m p r z e d n im (tu bero - sitas a n te r io r tibiae), oraz w dole p o n i­

żej p o d s ta w y goleni. N a p r z e s trz e n i 22 cm swej długości — p o w ia d a K o p e rn ic k i — kość t a j e s t t a k dalece spłaszczona, że n a 45 mm, w y m ia r u z przo du n a ty ł m a ty lk o 24 mm, w poprzek, t. j. o s ta tn i w y ­ m ia r = 0,53 pierw szego, g d y ty m c z ase m w p raw id ło w e j goleni s to s u n e k ty c h w y ­ m ia ró w j e s t 38:32 = 0,84 :).

K op ern ick i z a u w a ż y ł p o d o b n y p r z y p a ­ dek p la ty k n e m ii i n a g oleniach, n a le ż ą ­ c y c h do s z k ie le tu m ę s k ie g o z g ro b u sk rz y n k o w e g o w C z a rn o k o ń ca c h . W g r o ­ bie ty m , oprócz licznych u ła m k ó w czasz­

ki, znaleziono k ilk a k ręgów , k o ś ć k r z y ­ żową, tudzież u ła m k i k ości ud o w y c h , r a ­ m ie n io w y c h i goleni. Z b u d o w y kości sz k ie letu w nosić m ożna, że n a le ż a ł do dorosłego, silnie z b u d o w a n e g o m ę ż c z y ­ zny.

Z kości d łu g ich ciekawre są części g o ­ leni, sklejo n e z u łam ków ; le w a w łaśnie j e s t wzorowym , rz a d k im okazem sp ła sz ­ czenia tej kości. W y m i a r y tej g ru bo śc i, w zięte nap rzeciw o tw o ru tętn ic z e go (fo- r a m e n n u tritiu m ) m a j ą z przod u ku t y ­ łow i 40 m m , a w p o p r z e k 20 mm, sk ą d w s k a ź n ik s p ła s z c z e n i a = 5 0 . Spłaszczo n a również j e s t goleń p ra w a , m ianow icie na g ó r n y m końcu, t. j. około połowy c a łk o ­ witej swej d ługości 3).

U d e rz a ją c y j e s t f a k t n ajw ido czn iej nie p rz y p a d k o w e j id en ty c zn o śc i owego s p ła sz ­ czenia goleniow ego u kości, po cho d zący ch z ta k ic h s a m y c h gro b ó w s k rz y n k o w y c h . W ię k sz eg o zaś jeszcze n a b ie r a znaczenia, kied y zw ażym y, że ta s a m a n i e p r a w i ­ dłowość w budow ie goleni, w ła ściw a m ał­

pom i n iek ie d y s p o s tr z e g a n a u H oten to - tów i M urzynów, trafia się b ard zo często i na zachodzie E u r o p y , a n a w e t w A m e ­ ryce półn. w dolm enach, w g r o b o w is k a c h

J) D r. Iz. K o p ern ick i. O k o śc iac h i czasz­

kac h lu d z k ich z w y k o p a lisk p rz e d h isto ry c z n y c h n a P o d o lu galic. Z biór w iad . do a n tr. k ra j. 1877.

T om I. S tr. 55.

2) D r. Iz. K o p ern ic k i. U w a g i ty m c z a so w e o staroż. kościach i cz aszk ach z P o d o la galic.

Z b ió r w iad. do a n tr. k ra j. 1879. T om I I I . S tr. 138.

ja s k in io w y c h , a n a w e t w p o k ład a c h dy- luw ialn ych. P la ty k n e m ia owa, o b s e rw o ­ w ana w dw u p r z y p a d k a c h u je d n e j i tej sam ej ludności, bu du jącej groby s k r z y n ­ kowe, zdaje się być pew ną cechą r a s o ­ wy, w łaściw ą i in n y m ludom , z a m ie s z ­ k u ją c y m n a ó w czas E u ropę.

J a k przy szkielecie z Kociubiniec, tak i w ty m p rz y p a d k u (Czarnokońce), cza­

szka w łaściciela opisan ych goleni w y k a ­ zuje ty p o w ą długogłow ość o w s k a ź n ik u 71,7 (dług. 195, szer. 110 mm).

C z w a r tą z rzę d u c z aszk ą m ęs k ą j e s t w y d o b y ta z opisanego powyżej g ro b u sk rz y n k o w e g o z U w isły; należała do j e ­ dnego ze szkieletów, leżących w pop rzek u nóg szk ieletu głównego, położonego wzdłuż grobu. Do sz k ie letu tego, pici m ęsk ie j, w z ro s tu 160,5 cm (obliczonego z długości kości udowej), w ie k u d o jrz a ­ łego, należy czaszka o w sk a ź n ik u 77,7, a w ięc zbliżająca się ju ż do krótkogło- wości w prze c iw ie ństw ie do w sz y s tk ic h poprzednich, zdecydow anie długogło- w y c h *).

Odm ienny s ta n rzeczy za u w a ż y m y, ze­

s ta w ia ją c czaszki płci żeńskiej, znane n a m d o ty c h c z a s z trz e ch j e d y n i e o k a ­ zów''. Z g robu w Kociubińcach pochodzi j e d n a znaleziona obok dw u m ęskich, z g ro b u zaś z Uw isły dwie inne, pom ie­

rzone przez M ajera. C zaszka kobieca z Kociubiniec m ie r n y c h rozm iarów (dług.

176 mm., szer. 137 mm), o g ląd a n a z góry m a k s z ta ł t ja jo w a ty , wr tylnej części nieco rozszerzona, w y k a z u je w sk aźn ik c z asz k ow y 77,8, praw ie ta k i sam j a k i dla czaszki m ęskiej z Uwisły: zdaje się w ten sposób, że w bliskiein z nią pozo­

s ta j e p o k rew ie ń stw ie. J a k i ta m ta , nie j e s t ona długogłowa, lecz należy j u ż do g r u p y pośre d n io g ło w y c h (mezocefale), ró ­ żniąc się tem od stan ow czo długogło- w y c h czaszek m ęskich.

W t e n sposób m ę s k a czaszka z U w i­

sły i k obieca z K ociubiniec s ta n o w ią for-

!) D r. J . M ajer. Czaszki i kości z nieciało- p a ln e g o g ro b u sk rzy n k o w eg o ze w si U w isły . Z b ió r w iad. do an tro p . k raj. 1892. Tom X V I.

S tr. 97—108. R e c e n z y a G. O ssow skiego z p rac y

te j: K w a rta ln ik h isto r. L w ó w 1893. S tr. 457—60

(7)

JMs 25 W SZEC H SW IA T 391 my p rzejściow e m iędzy stanow czo dlugo-

głowemi m ęskiem i z Kociubiniec i Czar- n okoniec z je d n e j s tro n y a d w iem a ko- biecemi z U wisły z drugiej strony.

W Uwiśle bowiem obok wspom nianej wyżej czaszki m ęskiej, znaleziono j e s z ­ cze i d w a s z k ie le ty kobiece. J e d en głó­

w n y położony był wzdłuż grobu, d rugi zaś raz e m z m ę s k i m ' leżał w poprzek u n ó g pierwszego.

Czaszka pierwszego, w idziana z góry (N. ve rtica lis) m a k s z ta ł t ja j o w a t y zw ę­

żony, od przodu ścięty, z ledwie widzial- nem i g ó rn e m i b rze g a m i oczodołów, roz­

szerzający się dość nag le ku tyłowi aż do silnie w y s ta ją c y c h guzów kości cie­

m ieniow ych, z łukiem p otylicznym m o­

cno spłaszczonym . Sam ju ż jej widok w s k a z u je w yraźnie j e j krótkogłowość, s tw ie rd z o n ą i w skaźnikiem , k tó ry w y n o­

si 83,3; w iek je j dochodził la t 50, wzrost zaś 148 — 152 cm.

Czaszka d ru g ie g o szkieletu, po przecz­

nie ułożonego, w zarysie w id ziany m z g ó ­ r y , p rz e d s ta w ia się tak ż e k s z ta łtu j a j o ­ w atego, z w iększem j e d n a k ro z sz e rz e ­ niem od przo du niż czaszka pierwsza, co zbliża j ą do czaszek o k rą g ły c h z nie- widzialnem i wcale łu k a m i brwiowemi.

Z k s z ta łtu z a te m i w s k a ź n ik a swego (80,9) należy o n a — j a k i poprzednia— do k ró tk o g ło w y c h , płci żeńskiej, w ieku około la t 40, w z r o s tu 152 cm.

Je śli z e sta w im y tera z w sk aźn iki c z a ­ szek m ęskich ze w s k a ź n ik a m i trzech cza­

szek kobiecych, to zau w ażyć m usim y, że j a k m iędzy pierw szem i przew ażają dłu- gogłowe ’), t a k m ięd?y d ru g ie m i p ry m t r z y m a j ą krótko gło w e. W y ra ż a ją c p ro­

centow o s to s u n e k od m ie n n y c h ty ch t y ­ pów antropologicznych o trz y m a m y 42,8$

n a długog ło w có w , 28,5$ n a średniogło- wców i tyleż n a krótkogtow ców . N a j­

d a w n ie js z a więc ludność neolity czn a G a­

licyi wsch. nie tw o rzy ła je d n o lite g o ty-

Z a ta k ie p rz y jm u je m y czaszki o w sk aź n i­

k u do 75,0; 75,1 —• 79,9 śred n io g ło w e (m ezocef.) 80,0—85,0 k ró tk o g ło w e (b rach y cef.); p ow yżej 85 czaszki n ad m ie rn ie k ró tk o g ło w e (h y p erb ra ch y - cef.J.

p u antropologicznego, lecz należąc p r z e ­ ważnie do r a s y długogłow ej, m ieszała się z k ró tk o g ło w ą i tw o rzy ła p ośredni typ ś re daiogłow ych, ró w n y ilościowo c z y ste ­ m u typowi krótkogłow em u. C h a r a k t e r y ­ styczne zaś je s t, że e le m en te m obcym, k rótk o g ło w y m , były w epoce grobów s k rz y n k o w y ch sam e k o b iety , k tó re zw y ­ czajem ogólnie naówczas p r a k t y k o w a ­ n y m ludność tu b y lc z a spro w ad zała od najb liższy ch s w y c h sąsiadów , należący ch do innego ludu, innej rasy. T a okolicz­

ność najlepiej na m tłu m a c z y s tw ie rd z o ­ ny fak t istnienia przejściow ego ty p u po- średniogłow ego, sta n o w ią c eg o praw ie 1j3 ogółu ludności.

W okresie n e o lity c z n y m Podola można rozróżnić n a jw y ra ź n ie j dwie odrębne, c h a r a k te r y s ty c z n e epoki k u ltu r a ln e , z k tó ry c h s ta r s z ą r e p r e z e n tu ją właśnie g r o ­ by sk rzynkow e, m łodszą zaś s ię g a jąc ą j u ż zaczątków pojaw ienia się bro nzu — c e ra m ik a m alow ana. W no sząc z danych, j a k ie m i p r e h is to r y a ro zporządza obecnie, k u l tu r a n a c z y ń m alow an ych nie znajd u je się w żadnym z w ią zku g e n e ty c z n y m z po ­ p rze d z a ją c ą j ą k u l tu r ą grobów s k r z y n ­ k ow ych, tw orząc s a m a przez się całość o drębną. P io n ie ra m i nowej tej, z n acz­

nie ju ż rozw iniętej k u l tu r y byli obcy przychodźcy, k tó rz y w yparli z Podola d a w n ą ludność tuby lczą, a sam i zajęli n ietylk o jej byłe osady, lecz rozpostarli się n a w e t znacznie dalej, s ię g a jąc od D n ie s tr u do Morza C zarnego z jed n ej strony, a do po łudnia półw yspu B a łk a ń ­ skiego z drugiej strony. Połudn.-wschod- n i k ą t Galicyi, są sie d n ia Bukow ina, U k r a ­ ina., R u m unia i północna Grecya (Tesalia, E pir, M acedonia i t. d.) oto kraje, w y ­ k a z u ją c e dziś ślady o sa d n ic tw a ludności neolitycznej, w y ra b ia jąc e j m asow o pię­

k n e n a czynia m alow ane, doprowadzone do niebyw ałej p r z e d te m doskonałości mi­

mo, że lepione były bez k r ą ż k a g a r n c a r ­

skiego. Sposób zdobienia n a c z y ń g lin ia ­

n y c h jedno- lub wielo - b a rw n e m i orna-

m e n ta c y a m i nie był z n a n y ani przedtem ,

ani w późniejszych -czasach wieków

p rz e d h is to ry c z n y c h i z tego względu —

j a k o w ła ś c iw y je d y n i e późniejszym w ie ­

k om o k resu neolity czn eg o —n a jd obitniej

(8)

392 W S Z E C H S W łA T j\° 25 c h a r a k te r y z u je o s ta t n ią epokę jeg o , z w a ­

n ą a rc h a iczn o-m yceńsk ą.

B.~ Janusz.

(Dok. nast.).

P . P TJ I S E U X.

M I E J S C E S Ł O Ń C A M I Ę D Z Y G W I A Z D A M I .

(D okończenie).

N ajbliższe p o k r e w ie ń s tw a n a jb a rd z ie j n a s zawsze p ociągały. Po czem b ę d z ie ­ m y mogli j e p oznaw ać? W ia d o m o o d ­ daw na, że g w ia z d y pierw szej w ielkości leżą w sz y s tk ie dosyć blisko w ielkiego koła, k tó re g o pole j e s t znacznie o ddalo­

ne od pola drogi mlecznej. P o d łu g Goul­

da p ięćset g w ia z d , do k tó ry c h liczby n a ­ leżą n a jp ię k n ie jsz e n a niebie, tr z e b a u w a ­ żać za rozłożone w są sie d z tw ie tej samej p łasz c zy z n y i za tw o rz ą c e n a t u r a l n ą r o ­ dzinę ze Słońcem . S k u p ia n ie się k u d ro ­ dze mlecznej zaznacza się znacznie dalej, w okolicy 8-ej w ielkości p o d łu g S tra to - nowa, tro c h ę w cześn iej p o d łu g d o k to ra K ap tey n a.

Obie te cechy, w yższość b la s k u i roz­

łożenie n a niebie, w y s t a r c z y ły b y nam, g d y b y było dowiedzione, że p e w n a g r u ­ pa g w ia z d m a k s z t a ł t listk a, lub s o czew ­ ki, że pozornie n a jja ś n ie js z e g w ia z d y są r ów nież najbliższe. P o n ie w a ż j e d n a k te dw a t w ie r d z e n ia są dla w ielu powrodów podejrzan e, m u s im y s p ra w d z ić te oznaki zapom ocą in n y c h , mniej ł a t w y c h do stw ie rd z en ia , ale p e w n ie js z y c h . Będzie to n a p rzy kład :

1) P e w n a roczna p a ra ła k s a . 2) Mała pręd k o ść ra d y a ln a .

3) W y r a ź n y r u c h k ą to w y w tej sam ej płaszczyźnie, co ruch, k tó ry m s y s te m s łon eczn y j e s t ożywiony w s t o s u n k u do g w iazd słabych.

4) W idm o podob n e do w id m a sło n e ­ cznego w całości i w szczegółach.

W ielk a w a rto ś ć ty ch cech w y n i k a ju ż z tej okoliczności, że częściej idą w p a ­

rze, niżby tego chciało rozłożenie p rz y ­ padkowe. N a p rz y k ła d g w iazd a, k tóre j w idm o podob ne j e s t do w id m a słonecz­

nego, m a więcej danych, niż in n a na to, żeby mieć d uży ru ch w łasny, lub znacz­

n ą paralaksę. Nie m ożem y j e d n a k s t r e ­ ścić tutaj prac s ta ty s ty c z n y c h , bardzo c e n ­ n ych, k tó re n a tem polu przedsięw zięto.

Nie n a d a ją się do ujęcia w streszczeniu, gdyż u j a w n ia ją wiele luk. Oznaczenie p a ra la k s j e s t s p ra w ą bardzo delikatną, oznaczenie r u c h ó w w ła s n y ch w y m a g a dużo czasu, oznaczenie zaś pręd k o śc i ra- dyalnej daje się w y k o n a ć ty lk o dla gw iazd d osyć ja s n y c h . A zatem n a ty ch trz e ch p u n k t a c h niew iele jeszcze co w ie ­ my. Nie m o żn a b y n ap rz y k ład powie­

dzieć, j a k a j e s t pom iędzy g w ia z d am i wi- docznem i ilość ty ch, k tó re m am y u w a ­ żać za s ta łe w s to s u n k u do Słońca, lub raczej za ożywione ru c h e m postępow ym w sp óln ym ze Słońcem. M ożnaby p rzy ­ puszczać, że ilość ta j e s t bardzo n iew ie l­

ka, sądząc z b a d a ń K a p te y n a i E d din g- tona, k tó rz y doszli do wniosku, że g w ia ­ zdy o z n a n y m r u c h u w ła s n y m dzielą się n a d w a głów ne prądy. Te d w a prądy p rz e n ik a ją się w z a jem n ie i m im o od­

m ie n n y c h k ie ru n k ó w m a ją mniej więcej to samo zn aczenie i tę s am ę prędkość.

Lecz trz e b a zwrócić u w a g ę na to, że r u ­ chy w łasne w y n ik a ją c e z obserw acyj po ­ łu d n ik o w y ch , nie odnoszą się w łaściw ie do w sz y s tk ic h gw iazd słabych i dalekich, lecz do g ru p y p iękny ch gw iazd j u ż po­

d e jr z a n y c h o należenie do r u c h u p o s tę ­ powego Słońca.

K atalogi widm g w iazdow ych, mniej więcej do k ład n e do 7-ej wielkości, dzięki w a ż n y m bad anio m w o b s e rw ato ry ac h w Poczdam ie i w H a r v a rd College, pod­

s u w a ją w nioski jaśn ie jsz e. W tej g r u ­ pie znaczna część, conajm niej czw arta, a conajw yżej trzecia, p r z e d s ta w ia wi­

dmo zupełnie podobne do w id m a słone­

cznego; s to s u n e k ten zm niejsza się w m ia­

rę, g d y się p r z y s tę p u je do obliczenia gw iazd sła b s z y c h i dalszych. W sp óln e ce ch y są n a stę p u jąc e : dla św ia tła o b se r­

w ow anego w całości kolor biały ze sła­

b y m odcieniem żółtym; dla światła, roz­

szczepionego przez p r y z m a t p a s ciągły

(9)

JMs 25 W S Z E C H S W łA T 393 z n a jw y ż sz ą in te n s y w n o ś c ią , w kolorze

żółtym. Linie m etalów są liczne i mo­

cne, n a jw ido czn iejsze fotograficznie są linie w a p n ia i żelaza. Linie helu są s ła ­ be, lub n ie m a ich wcale. Niewiele w i­

dać pasów a b s o rp c y jn y c h poza w ytw o- rzo n e m i przez atm o sferę ziem ską. Klasa ta (gw iazdy żółte, lub gw iazdy słonecz­

ne) u w a ż a n a j e s t za d r u g ą p rzez Sec- chiego i przez Vogla, gdyż w idm a g w ia ­ zdowe n a jb a rd z ie j c h a r a k te r y s ty c z n e od­

c h y la ją się od niej w p rzeciw ny m k i e ­ r u n k u , a to w p ły w a n a uw ażanie je j r a ­ czej za form ę przejściow ą. O bejm uje d u ­ żo gw iazd j a s n y c h , u w y d a tn io n y c h j e ­ d nocześnie przez wielkość ich r u c h u w ła ­ snego i ich rocznej p a ra la k s y i słusznem j e s t u w a ż a ć j e za zw iązane ze Słońcem przez s ą sie d z tw a, zarów no j a k przez po­

dobieństw o w a ru n k ó w c h e m iczn ych i fi­

zycznych.

Secchi i Vogel z g a d z a ją się n a zali­

czenie do l-ej k la s y g w iazd białych, d a ­ ją c y c h z łatw o ś c ią w s k u t e k m ig o tan ia się św iatło niebieskie. Kolor niebiesk i rzadko w y d a je się s ta ły m dla oka, za­

z nacza się przez k o n t r a s t w razie b lisk o ­ ści gw iazd y żółtej, j a k to w idzim y dla p Ł a b ęd zia i p e w n y c h p a r innych. B ad a­

nie spek tro skop o w e, porów n ane z b a d a ­ niem g w ia z d y żółtej, w y k a z u je, że ma- x im u m in te n s y w n o ś c i przeniosło się do k oloru zielonego, że pas raczej się ro z ­ ciągnął k u kolorowi fioletowemu. Dla tej sam ej in te n s y w n o ś c i tła wiele linij m eta lów znikło; inne zw ężają się, g d y ty m c z a s e m linie wodorowe się u trz y m u ją , lub n a w e t się m nożą i rozszerzają, sta ją c się n a b rze g a c h j a k h y rozlanemi. Linie h e lu u k a z u ją się obok w odorowych.

W dość r z a d k ic h raz a c h dochodzą mniej więcej do tej samej siły i zd a ją się w t e ­ dy jesz c ze bardziej ru g o w a ć linie m e t a ­ lów. Okoliczność ta, k t ó r ą s p o ty k a m y zw łaszcza w k o n ste la cy i Oryona, może w y ja ś n ić poddział g w ia z d białych, czyli sp ecy a ln ej k a te g o ry i (gw iazdy helowe, lub ty p u Oryona). Znaczne p a ra la k s y są rza d k ie w g ru p ie gwiazd białych. N ie ­ znane są podobne p rz y k ła d y pom iędzy g w ia z d a m i Oryona bardziej oddalonemi od t y p u słonecznego. Gw iazdy białe mo­

żna jeszcze podzielić podług tego, czy p rz e d s ta w ia ją większą, lub m niejszą ro z­

maitość linij m etalów i znaleść okazy, które, j a k Procyon, zazn aczają przejście do ty p u gwiazd słonecznych. Rozważana w całości 1-a klasa Secchiego i Vogla obejm uje większość gwiazd widzialnych i praw dopodobnie daleko więcej, niż po­

łowę, jeż e li z w ra ca m y uw'agę n a małe gw iazdy, k tó re zdają się sk u piać ku d r o ­ dze mlecznej. Nie można wogóle zbadać ich widma, lecz można było się przeko*

nać, że w razie tego samego b lask u d a ją odbitkę fotograficzną silniejszą, niż g w ia ­ zdy ty p u słonecznego.

Pod ług dośw iadczeń lab o ra to ry jn y c h , jeż e lib y śm y przypuścili, że a tm osfera Słońca się zgęściła i że tw o rz ą się w niej s k ła d n ik i chemiczne, p o w in niśm y zoba­

czyć, że linie abso rpcy jn e s ta n ą się licz­

niejsze, wiele z nich zleje się w pary, w y ra ź n ie zakończone z je d n e j strony, rozlane z drugiej. T en sta n rzeczy j e s t j u ż w idoczny w plam ach słonecznych;

u r z e c z y w is tn ia się w yraźn iej w dosyć dużej ilości gwiazd, k tó re często łatwo oznaczyć w s k u te k ich koloru c z e rw o n e ­ go. W spektrografie, n a w e t u gwiazd dosyć p ięk n y c h , zgaśnięcio może być zu­

pełne w całej części w idm a bardziej z a ­ łam ującej się, niż linia C. Gwiazdy te twrorzą 3-ą klasę Vogla; Secchi zalicza je do 3-ej, lub do 4-ej klasy, zależnie od tego, czy p asy ab so rp c y jn e najw idocz­

niejsze s k u p ia ją się w kolorze fioleto­

wym, czy czerw onym . J e s t j e d n a k w y ­ godniej zachow ać znaki III a i III b Vo- gla, dopóki nie p ozy skam y sta n o w cz y c h dowodów uw a ż a n ia jed nej z d w u grup za należącą do bardziej p osuniętege s t a ­ n u rozwoju. P a s y t y p u l i l a istn ie ją w p lam ach słonecznych i zostały o d tw o ­ rzone przez Fow lera zapomocą tle n k u t y ­ ta n u wprow adzonego do łu k u Yolty. P a ­ sy ty p u III b m ogą być w idziane bardzo d okładnie w razie użycia bard zo wąskiej szparki. N a ślad u je się je sztucznie z a ­ pom ocą w y ła d o w a n ia elek try c z n e g o w cy- anie i w w ę glow odorach. W ogóle g w ia ­ zdy c z erw onaw e nie sta n o w ią nawret dzie­

siątej części gw iazd ja ś n ie js z y c h , niż sió­

dm a wielkość. Gwiazdy klasy III b są

(10)

394 W SZEC H SW IA T JMó 25

jesz c ze rzad sze i ż a d n a z n ich nie rzu c a żywszego blasku ,

G w iazdy trzeciej klasy daleko łatw iej, niż dw u pierw szych, z m ie n ia ją blask i p ow staje n a tu r a ln e przy p u szczen ie, że Umiany te są zależne od plam . F a z a w z r a s ta n ia b l a s k u j e s t p ra w ie zaw sze kró ts z a od fazy p rze c iw n e j, zarów no j a k faza m nożenia się plam n a Słońcu. Mo­

że to doprow adzić do u w a ż a n ia ż y w s z e ­ go rozżarzenia za w y n ik pow iększenia się ilości pochodni, idących w p arze z p l a ­ mami. W tych w sz y s tk ic h raz a c h , w k t ó ­ r y c h okres m ógł być dobrze poznany, znaleziono, że j e s t on k r ó ts z y od c y k lu S chw abego, często mniej więcej roczny, n iek ie d y s k ró c o n y do kilku z a le d w ie dni.

Lecz zanim stw ie rd z im y , że Słońce pod ty m względem sta n o w i w y ją te k , trz e b a p am iętać, że są w sz e lk ie dane na to, że­

b y długie o k resy gw iazdowe p rzeszły niepo strz e ż en ie i że t r u d n o j e s t poró­

w n y w a ć oceny fo to m e try cz n e , robione w o d s tę p a c h k ilk o letn ich .

Kilka gw iazd p o d le g a ją c y c h n a g ły m zm ianom , lub też tak ic h , k t ó r e ty lko k ró tk o błyszczały, m ożna o d n ieść n a za­

sadzie całego ich w id m a do k la s y Ii-ej, lecz z drugiej s t r o n y w y k a z u ją one p arę linij b ły szczący ch , poch odzący ch od w o ­ doru, lub helu. In n a , n ielic z n a g r u p a g w ia z d w y k a z u je je d n o c z e ś n ie linie m e ­ talów ciem ne i b ły szczące, k tó re poch o ­ dzą niety lk o od w o d o ru i helu, lecz i od m e ta li le k k ic h i p ie r w ia s tk ó w n i e z n a ­ n ych . Istn ie je n a w e t a u te n t y c z n y p r z y ­ p a d e k z g w iazdą vj A rg u s a , w k tó re j po­

m iędzy liniam i w o d o ru j e d n e s t a j ą się j a s n e , g d y ty m c z as e m d ru g ie p o z o sta ją ciem nem i. Podo b ne f a k t y z d a w a ły się p ierw o tn ie w y k a z y w a ć sk ła d zupełnie r ó ­ żny od sk ła d u Słońca i u s p ra w ie d liw ia ć ułożenie n o w y c h klas. I s tn ie n ie j e d n a k j a s n y c h linij w w id m a c h k o ro n y i chro- m o sfery słonecznej, o d w rócenie świeżo s tw ie rd z o n e linii K na całej ta rc z y , k ażą u w a ż a ć różnicę za mniej zasadniczą. P o ­ d łu g b ard o d o b ry c h znaw ców obecność linij j a s n y c h w w id m ie nie j e s t o zn a k ą w yższej t e m p e r a t u r y , lu b m niej p o s u n ię ­ tego rozw oju. D ow o dziło by i s tn ie n ia atm o s fe ry lak wielkiej, że może w sp ółz a ­

wodniczyć j a k o źródło ś w ia tła z j ą d r e m i przez sw oje widmo em isy jn e zastąpić widmo a b so rp c y jn e fotosfery. Również j a k to widzim y n a przykładzie Słońca, tru d n o ś ć d ojrz e nia w widm ie w iększości g w iazd linij h e lu i m etalo idó w nie u p r a ­

wnia wniosku, j a k o b y tycJi pierw iastkó w wcale nie było w Słońcu.

Obecność linij j a s n y c h w widm ie po­

zwala, j a k to w spaniale w y k a z u ją g w ia ­ zdy czasowe, dom n ie m y w a ć się z m ie n n o ­ ści i w n a s tę p s tw ie nawret tej okoliczno­

ści o d k ry to wiele gw iazd zm iennych.

Obie cechy idą często w parze w g w ia ­ zdach czerw o naw ych i linie j a s n e są szczególniej liczne, p o d ług p rofesora Ha- lego, w grupie III b. P ra w d a , że w s ła ­ bej gwieździe m ała p rz e s trz e ń , po z o sta ­ wiona p om iędzy dw om a pasam i, może być n iesłusznie u w a ż a n a za linię b ły sz ­ czącą, ale m ożnaby złożyć na k a rb w ten sposób w yw ołanej pom yłki n iew ie lk ą t y l ­ ko ilość linij w y k a z a n y c h przez gw iazdę 152 S chielleru pa. Można z a te m linie j a ­ sne, zarów no j a k obecność szerok ich p a ­ sów uw ażać za oznakę ś w ia tła c h w ie jn e ­ go, bardziej podległego zmianom, niż peł­

ne prom ieniow anie. Lecz czy tu idzie o ż a rzenie początkowe, czy też przeci­

wnie o ognisko bliskie zg aśnięcia?

Dla L a p lac e a odpowiedź nie p r z e d s t a ­ w ia ła b y wątpliw ości. S y s te m odosobnio­

n y w p r z e s tr z e n i—musiał, podług niego, żyć z z apasu p ierw o tne go ciepła i stale postępow ać, z w y ją tk ie m może k r ó tk ic h p rze rw n a drodze ochłodzenia, P r z y p i ­ sy w a ł zatem swojej p ie rw o tn e j m g ła w i­

cy te m p e r a t u r ę niez w y k le w ysoką. Dziś nie w y d a je się nam to ju ż obowiązują- cem. W ie m y , że zgęszczanie się dużej c h m u r y u w a ln ia w ielką ilość ciepła, w y ­ sta rc za jąc e g o , g d y b y było dość pręd ko wyzwolone, na p ok ry cie s k u tk ó w p ro m ie ­ n iow ania, a n a w e t n a podniesienie t e m ­ p e r a t u r y m asy. U k ła d y gw iazd m u szą więc przejść przez d łu g i o k res o g r z e w a ­ nia się i n a n ieb ie m ożem y zau w aży ć w y ra z y należące do s z e re g u w z n oszące­

go się, zarów no, j a k i do s z e re g u małe-

jąc e go . Byłoby dla nas niezw ykle cie-

k a w e m wiedzieć, do k tó re j z d w u kate-

goryj n a le ż y Słońce.

(11)

JVT» 25 W SZEC H SW IA T 395 Dla przyczyn, k tó re naogół nie zostały

u z n a n e za p rze k o n y w ają ce , N orm an Loc- k y e r chce um ieścić n a s a m y m początku rój m ete o ry tó w . Czy to przez k a t a s t r o ­ fę, czy przez pow olną ewolucyę ów rój przechod zi stopniow o przez n a s tę p u ją c e sta n y : m g ła w ic y , gwiazdy nowej (o b ł y ­ szczących liniach), g w iazdy czerw onaw ej (klasa I l i a Yogla), g w iazdy słonecznej, gw ia z d y białej, g w ia z d y czerwonaw ej (klasa III b Vogla), gw iazdy zgasłej i za­

s k o ru p ia łe j. Można n a w e t przypuścić, że g w ia z d a zgasła na pow ierzchni w y ­ tw a rz a w s k u t e k w y b u c h u , lub zderzenia (kolizyi) rój m ete o ry c z n y i cykl rożpo czyna się n a nowo. S ta n o w i gw iazd y białej odpow iada m a x im u m t e m p e ra tu ry . Poza te m zgęszczanie jeszcze w zrasta, ale ju ż nie może z a stąp ić ciepła s tr a c o ­ n ego przez prom ieniow anie. S ta n g w i a ­ zdy słonecznej p r z e b y w a n y j e s t d w u ­ krotnie i dlatego m ożem y w y b ie ra ć dla n a sze g o Słońca pomiędzy fazą o g rze w a ­ nia się i oziębiania.

P ra w dop o d ob ień stw o d w u pierw sz y c h o k resów p r z e m ia n y w yw ołało dużo k r y ­ t y k Gw iazdy nowe w y d a ją się z b y t rzadkie, żeby m iały w y o b ra ż ać okres p r a ­ w idłow y i n o rm a ln y . Te, k t ó r e się udało mieć przez pew ien czas pod obserw acyą, zd a ją się bardziej zbliżać do s ta n u m g ła ­ wicy, aniżeli do s ta n u gw iazd y czerw o­

nej. P og ląd ten zaprow adziłby n a s j e ­ d n a k z b y t daleko i z a tr z y m a m y się na u k ład ach, k tó re m ożna u w a ż a ć za p o k r e ­ w ne naszem u. P r z y jm ijm y na chw ilę za p raw id ło w y te n p o rzą d e k chronologicz­

ny, k t ó r y p roponuje N o rm an L ockyer.

M usielibyśm y zdecydow ać, czy Słońce j e s t przez swoje widmo bliżej s p o k re ­ w nione z k la s ą I l i a , czy z k lasą III b.

Szale p rz e c h y liły b y się b e z w a ru n k o w o n a korzyść k la s y I l i a . A poniew aż w ła ­ śnie k la s a I l i a w y k a z u je najw ięcej po­

do b ie ń s tw z plam a m i słonecznem i, mo­

głob y w y jś ć n a to samo, g d y b y ś m y stw ierdzili, że w y tw a r z a n ie się plam j e s t n a drodze do z m niejszenia się. M ieliby­

śm y tu k r y t e r y u m mniej podległe w p ł y ­ wom szkodliw ym , aniżeli sp o strzeżen ia a k ty n o m e f ryczne. G dyby było d o w i e ­ dzione, że obfitość plam ostatecznie w z r a ­

sta, klasa I l i a w yob ra ż ała b y dla nas przyszłość, a nie przeszłość.

W reszcie, poniew aż gw iazd y czerw o­

naw e dość silnie p odlegają szybkim zm ia­

nom blasku, można mieć nadzieję, że s t a ­ r a n n e b a d a n ia odróżnią w ty ch zmien- n o ściach część w iekow ą i część peryo- dyczną. G dyby zostało wykazane, że gw iazdy ty p u U l a są w szy stk ie n a d ro ­ dze do w z ra sta n ia , g w ia z d y ty p u III b w szystkie na drodze do z m niejszania się, hypoteza z n a la z ła b y w spaniałe p o t w i e r ­ dzenie.

Zachodzi n ie s te ty obawa, że z a g ad n ie ­ nie źle j e s t podane. Czy m a m y praw o uw ażać w s z y s tk ie g w ia z d y za s y s te m y odosobnione w przestrzeni i k tó re m ają przejść w k ie r u n k u niezm ien ny m tęż s a ­ rnę seryę przem ian? N a to p y ta n ie prof.

Hale nie w a h a się odpowiedzieć p rz e c z ą ­ co. Istn ie ją podług niego w pły w y ś ro ­ dowisk, k tó ry c h źródło i budow a są nam nieznane, ale k tó ry c h r e z u l ta t j e s t w id o ­ czny. Mamy np. w g ru p ie P le ja d rodzi­

nę n a tu r a ln ą , czego dowodzi jed n o c z e ­ śnie pozorna bliskość, ru ch w łasny , p rę d ­ k o ść rady a ln a, c h a ra k te r widm a, a k tó ra n ależy do t y p u Oryona. M usimy p r z y ­ puszczać, że te g w iazd y g r u p u ją się w p rze strz e n i, a j e d n a k s k a la ich wiel­

kości bardzo j e s t rozległa. Mają więc bardzo n ie ró w n e ro zm iary i jeżeli p r ę d ­ kość ew olucyi zm ienia się w k ie r u n k u o d w ro tn y m masy, — m a ją i w ie k różny.

T rz eb a więc albo, żeby n a d z w y c z ajn y p rz y p a d e k zgrom adził w sz y s tk ie te g w ia ­ zdy, albo, żeby ta s am a p rz y c z y n a ze­

w n ę trz n a u trz y m a ła j e po długich la ta c h w ty m s a m y m sta nie fizycznym. Na po­

p a rc ie teg o w nio sku m ożna przytoczyć inn e zbiorow iska, w k tó ry c h p rze w aż a ten sam ty p widma, a niek ied y, j a k w wielkiej m g ła w ic y A n d ro m e d y , j e s t to ty p słoneczny. Rozłożenie m gław ic, s k u ­ pienie n a drodze m lecznej gw iazd no­

w ych i gwiazd o liniach błyszczących, św iad czą o tem sam em .

J a k o p u n k t porów n aw czy dla ocenie­

n ia t e m p e r a t u r y gwiazd, rozporządzam y różnemi źródłam i sztucznem i, j a k płomie­

nie, łuk Volty, is k r y o w ysokiem n a p ię ­

ciu, P r a w ie w szystk ie te doświadczenia

(12)

396 W SZ E C H SW łA T M 25

k a ż ą n am u w a ż a ć g w ia z d y białe za cie ­ plejsze od żółtych, a żółte za cieplejsze od czerw onych. J e d n ak ż e , w e d łu g p r o ­ fesora Halego i d o k to ra S c h e in e ra, nie w y k a z u ją one pomiędzy d w ie m a katego- ry am i gw iazd c z e rw o n y c h t a k wielkiej przepaści, j a k ą n a k re ś lił N orm an L o c k y e r.

Z resztą, nie trz e b a zapominać, że b a d a ­ nie w idm a może je d y n i e n a m w ykazać przekroczenie pew nego sto p nia t e m p e r a ­ t u ry . Z chwilą, g d y to j u ż w iem y, o b e c ­ ność linij, lub pasów ob jaśn ia n a s nie co do sam ego źródła, lecz co do o ta c z a ją ­ cych j e środow isk. G w iazdy czerw o n e n a p r z y k ła d m o gą mieć o gnisko w e w n ę t r z ­ ne nadzw y czaj czynne, pomimo, że j e s t otoczone a tm o s fe rą p o c h ła n iają c ą bardzo rozległą, o ró żn ym składzie, dosyć ozię­

bioną w sw oich częściach z e w n ę trz n y c h , ażeby m ogły istn ieć k o m b in a c y e ch e m i­

czne. Otóż, d ła o k re ś le n ia rozległości i sk ła d u podobnej a tm o s fe r y t e m p e r a t u r a nie j e s t j e d y n y m czynnikiem ; m a s a j e s t in n y m czynn ikiem nie mniej ważnym ; a w gwieździe a tm o s fe r a będzie zawsze częścią n a jw ra ż liw s z ą na w p ły w y z e ­ w n ę trz n e , j a k np. s p a d e k m a te ry i n a d ­ zwyczaj . rz a d k iej.

Tc prądy kosm iczne u ja w n ia ją się zre­

s z tą wielu o z n a k a m i w fizyce słonecznej, w m a g n e ty z m ie ziem skim , w p rz e m ia ­ n a c h komet. Nie m am p ra w a o d m aw iać im znaczenia dlatego, że n a jczęściej są dla nas n iew ido czn e i że nie są z n a czn ą prze sz k o d ą w r u c h a c h p la n e t. Mogą być n ieró w n o rozłożone w czasie i w p r z e ­ strzeni. Dzięki im, gw ia z d y w ych o dzą ze sw ego p o n u reg o o sam otnienia. P r z e ­ s ta j ą dążyć po tej samej zawsze drodze do z g u b n e g o z g aśn ięcia, z k tó re g o j e d y ­ nie w y d o b y ć b y j e m ogła k a ta s t r o f a p r z y ­ padkow a. Są ze w s z y s tk ic h s t r o n d o ­ s tę p n e dla znak ó w p r z e b u d z e n ia i dla w p ły w ó w o d ra d z a ją c y c h . W te n sposób tłu m a c z y się fa k t, że s p o ty k a się t a k mało śladów m a t e r y i b e zp o stacio w ej i cie­

m nej, k t ó r a m u sia ła b y się zjaw ić j a k o pozostałość po z a g a s ły c h słońcach i d o ­ chodzi się do w y o b r a ż a n ia sobie w s z e c h ­ ś w i a ta z p u n k t u w id z e n ia bardziej filo­

zoficznego, b a rd z ie j pocieszającego, b a r ­ dziej b r a te rs k ie g o . Tłum. 11, G.

S T A Ś M I E N J E P Ę D U U M A R U N Y ( M A T R I C A I U A D I S C O ID E A DC).

W edług Penziga !) staśmienie pędu u Ma­

ru n y pospolitej (Matricaria Ołiamomilla L.) jest rzeczą dość powszechną 3). Żo jednak nie wspomina on nie o podobnem zjawisku u Maruny pozbawionej kwiatów języczko­

wych 3) (Matricaria discoidea Dc.) więc po­

zwalam sobie na tem miejscu podać foto­

graficzną r e p r o d u k c ję tego zboczenia, a to tem bardziej, że sama roślina od niezbyt dawna zadomowiła się u nas. W „N owych n a b y tk a c h F lory Polskiej “ 4) prof. P r. K a ­ mieński dokładniej ją opisał, zaznaczając, że około roku 1884 stanowiła ona najświeższy n a b y te k nrszej flory. Zdaniem jego p rz y w ę­

drowała do nas z zachodniej E u ro p y , gdzie stanowiła oddawna eliwast podwórzowy, za­

rastający podwórza i rumowiska. D a ta u k a ­ zania się rośliny tej w E u ro p ie dokładnie nie jest znana, wiadomo tylko, ż-e w okoli­

cach Berlina odkrył ją poraź pierwszy Ale^

k sander B raun w ro k u 1852 s).

J a k widać z załączonej fotografii staśmie- niu uległ tylko jeden z 5 pędów. J e s t on gęsto ulis-niony, a główki kwiatostanowe przeważnie są skupione na szczycio, co zre­

sztą stanowi wspólną cechę tego rodzaju zboczenia.

J) D r. O. P e n z ig : „P flan z en -T erato lo g io ".

G enuo, 1894.

2) P en zig ,. s tr. 77, t. I I .

3) P a trz : „Die M u ta tio n s th e o rie “ H . d e Vrie- sa. S tr. 379. T. II.

4) P a m ię tn ik P izy o g rafic zn y , 1884.

5) P,: „N ow o n ab y tk i F lo ry P o ls k ie j1*. S tr. 5.

Z. Wóycicki.

(13)

j V> 25 W SZECHSW IAT 397 Z T O W . P R Z Y J A C I Ó Ł N A U K

W P O Z N A N I U .

Zebranie Wydziału Przyrodników T ow a­

rzystw a Przyjaciół N a u k w Poznaniu z dnia 20 maja 1911 roku w zastępstwie wicepre­

zesa, p. d-ra Antoniego Seydy, któ ry dla ważnej przeszkody przybył później, zagaił sekretarz wydziału, p. Karol Maliski.

W itając licznie zgromadzonych członków, zaznaczył, że tak znaczny udział jest dowo­

dem, iż utworzenie samodzielnego wydziału przyrodników było rzeczywistą potrzebą, a okazane dotąd ta k wielkie zainteresowa­

nie rokuje dobre nadzieje pomyślnego jego rozwoju.

J a k o gości przedstawił i powitał pp. dr.

Z. Głowackiego, dr. Jaworowicza, Grzesiec- kiego, Reszkę i Wysockiego.

Po odczytaniu p ro to k u łu z ostatniego ze­

brania p. Maliski przedstawił przywieziony przez p. radcę d-ra P r. Chłapowskiego od­

cisk amonita, z daru p. Tadeusza M oraw­

skiego ze Złotego P o to k u pod Częstochową.

N a okazie tym , pochodzącym z formacyi jurajskiej, t, z w. ju ry brunatnej, widzimy odciśnięte dokładnie k ształty skorupy tego mięczaka.

Prócz tego p. Maliski demonstrował ode­

b rane za pośrednictw em p. d-ra Chłapow­

skiego od inżyniera technicznego p. Kazi­

mierza Ł ubkow skiego z Warszawy, 6 k a r to ­ nów z okazami torfu, po 8 okazów w ka­

żdym kartonie. Torf ten pochodzi z K ró­

lestwa Polskiego i z Litwyr. Przy poszcze­

gólnych okazach podana jest miejscowość, powiat i gubernia oraz rodzaj torfowisk, z k tó ry c h pochodzą. Są tam okazy z t o r ­ fowisk łąkowych, bagniskdwych, jeziorowych i leśnych, z rozmaitych głębokości wziętych;

prócz tego okaz gliny marglowej, znajdują­

cej się pod torfem jeziorowym, oraz wiwia- n itu i żużel z tegoż otrzymany.

O stopniowem zwęgleniu obum arłych ro­

ślin p. Maliski podał krótkie objaśnienie.

P. L. Szymański w dalszym ciągu posie­

dzenia mówił „O jonach“. W ykładu tego nic możemy streszczać w nasżem piśmie, ponieważ wszystkie szczegóły teoryi jono­

wej wielokrotnie były u nas podawane.

N astępnie p. Suchocki w obszernym wy­

kładzie, trw ającym około godziny, refero­

wał „O w ynikach nowych badań atmosfery słonecznej". I tego wykładu treść znana je st czytelnikom W szechświata z wielu a r ­

tykułów , podawanych różnemi czasy.

W ożywionej nad poszczególnemi refera­

tami dyskusyi brali udział pp. Jasiński, dr.

.laworowicz, Płoszyński, dr. Antoni Seydu, Smiśniewicz, Suchocki i Wysocki.

J a k o członka przyjęto p. Grzesieckiego z Poznania, jako kandydatów na członków proponowano pp. Reszkę i Wysockiego z Po- znania.

Załatwienie innych spraw adm inistracyj­

n ych odłożono dla zbyt spóźnionej pory do przyszłego zebrania.

K R O N I K A N A U K O W A .

ln w e rs ya w zjaw isku Magnusa. Magnus stwierdził bezpośredniemi doświadczeniami, że walec, umieszczony w prądzie powietrza, prostopadłym do jego osi obrotu, doznaje działania asymetrycznego, k tóre usiłuje cofnąć go wstecz i zarazem posunąć od miejsca, gdzie prędkość obwodowa zwróco­

na jest przeciwko wiatrowi, ku miejscu, gdzie prędkość walca i prędkość w iatru mają kierunek jednakowy.

Z tego zjawiska, k tóre tłum aczy zna­

ne zbaczanie pocisków działowych, korzy­

stała przez czas pewien artylerya, by zwię­

kszać prędkość kul. W ty m celu system a­

tycznie nadawano pociskom r u c h obrotowy dokoła osi, prostopadłej do płaszczyzny strzału w kieru n k u takim, by licząc od po­

wierzchni g ru n tu , prędkość ich równikowa zwrócona była k u celowi. Dla w y tłu m a­

czenia zjawiska Magnusa balistycy p rz y ­ puścili, że powietrze, doznając niejako wię­

kszej trudności w ślizganiu się wzdłuż tej ścianki, k tó ra obraca się przeciw wiatrowi, musi nabrać tara ciśnienia większego aniżeli przy ścianie przeciwległej, której rucli, prze­

ciwnie, ułatw ia wypływ gazu. Zresztą, b a ­ dając z pomocą chorągiewek kierunek p rą­

dów gazowych w sąsiedztwie owego walca, Magnus doszedł do wniosku, że ciśnienia, którym ulega walec w stanie obrotu, fa­

ktycznie zmieniają się w pómieniony sposób w porównaniu z temi ciśnieniami, które o d ­ powiadają stanowi spoczynku. A. Ł avay zamierzył uzupełnić badania Magnusa, m a­

jące c h a ra k te r raczej jakościowy, badania­

mi ilościowemi i dokonać pom iaru ciśnień powietrza w bezpośredniem sąsiedztwie wi­

rującego walca.

Zgodnie z tein, czego oczekiwał na podstawie dawniejszych swych doświadczeń, Lavay stwierdził przedewszystkiem, żo zmiany ciśnienia ujawniają się w strefie sil­

nych depresyj, i że s k u tk i najsilniejsze w y ­ stępują w odległości mniej więcej 70° od p u n k tu , wystawionego na bezpośrednie u d e ­ rzenia wiatru. Wbrew jednak dotychczaso­

wym tłumaczeniem, L a va y nie znalazł zna­

Cytaty

Powiązane dokumenty

w sprawie kwot wartości zamówień oraz konkursów, od których jest uzależniony obowiązek przekazywania ogłoszeń Urzędowi Publikacji Unii Europejskiej (Dz.

Gdy stężenie substancji jest ustalone i znane, doboru środków ochrony indywidualnej należy dokonywać z uwzględnieniem stężenia substancji występującego na

Z upełnie inaczej jednak m ożna ocenić człow ieka, um ierającego n a gruźlicę, któ rej się isam nabaw ił przez lek ­ kom yślność lub lekcew ażenie tej

żone, ubarwienie błękitno - srebrzyste. Gdy młode osobniki porzucą powierzchnię wód i skryją się między nadbrzeżne skały, powoli zatracają cechy, które

Prelegent przeszedł następnie do wyjaśnienia dwu form en ergii: energii położenia— pofencyal- nej (dynamicznej) i energii ruchu widzialnego — (kinetycznej), które

W tej ostatniej robią się otwory, roślinkę wsadza się do przedziurawionego korka i umocowuje się j ą zapomocą waty, poczem korek wraz z rośliną wsadza

mont aż u szybko zmiennego

Wykonawca wykaże się posiadaniem udokumentowanego doświadczenia z wykonania, w ciągu ostatnich 5 lat przed upływem terminu składania ofert (a jeśli okres działalności jest