Y - 40460.
■ / Ui
r '
p
i
r
O
R
.t ’
O
MI E S I Ę C ZN I K
Młodzieży Puńst. Sem. Naucz. Hesk. u Chełmie-
--- ^ z'--- *—
Marzec 1926 1
= _ = _ _ _ ^ ł
10460/
Rok łl-gi M A R Z E C 1926 r.
P I Ó R O
M IE S IĘ C Z N IK M Ł O D Z IE Ż Y P A Ń S T W . S E M IN A R J U M N A U C Z Y C IE L S K IE G O M Ę S K IE G O w C H E Ł M IE
ftedakcja i adraini tracja: P a ń s tw . S e m in . N a u c z. M ę s k ie w C h e łm ie L u b .
W dzięczni za trudy i starania około dobra m ło d zieży, pow ierzonej T w e j pieczy, za pracę około je j wychowania i przygotow ania do obywatelskich obowiązków, zegn a ją Cię, a rcg i D yrektorze, Twoi uczniowie i wychowankowie.
Za p a trze n i w ja sn y i w ielki cel, ku któremu prow adziłeś nas mocą suggestją Tw ej duszy, czujem y, że iskry, które w n aszych m łodych duszach za p a lić um iałeś, nigdy nie zgasną.
Pom nij na w ielkie imiona K o n a rskich i Piram ow iczów , przodowników o lskie j m yśli pe tagogicznej, p rzyw ią za ni do tra d ycji narodow ej i p osłu szn i Ijasłom wy chow a tv n ojczystego, z którem: nas za zna jam ia łeś, dziś, w chw ili r ozstania się z Tobą oś v a ż? p rzy świętym naszym sztan d arze, który w Twoich oczach podnieś. ś nv, wytrwamy i sprawom s zk o ły p o lskiej wiernie słu ży ć będziem y
K re ślą c tych k>l\-a stów s z c z u ry jh i s ir d >czivcb n r łam ach szkolnego pism a, którego d ług i cza s byłeś protektorem i p r/y jję ie le m (a w ierzym y, że intere
sować się niem nie przestaniesz niedy), w ten fpesób chcem y W yrazić C i w dzięczność za w szystkie TMoje w ysiłki nad uszlachetnianiem d u sz m łodzieży
za pracę około wychowania n a u czyciela partjoty.
Słow a te niech mówią ró en ież o t " n ż* p ra ca T V j nie p o szła na m arne, bo d zię ki n ie j dusz3 nasze n jb ra ły więcej h a rf u i polotu
h M ttitwamift s r ' - M f l ii.
* i M w • v. v -lifls-:.' 06 not u i
P I Ó R O N» I .. *— ■ - --- \
f r ---
C Z E M U ?
<4 ' K o chanem u Dyrektorowi poświęca o czeń
Gdy opuszczałeś naszej szkoły progi, I w spólnej pracy gdy ju ż nadszedł kres — O statnie słowa, dyrektorze drogi,
C zem u Twych uczni wzruszyły do łez?
Gdy ju ż odszedłeś, drogi dyrektorze, \ O d szkolnych wczoraj gdy odszedłeś bram , Jakgdyby w blaskach jasne zgasły zorze — C zem u tak sm utno, sm utno było nam?
JA N SZCZA W 1E J.
Z dzlelitu naszej szkoły
Państw ow e S em inarjum N auczy
cielskie m ęskie w C h e łm ie zostało założone w roku 1918-ym. Dniem otw arcia Jego był 10 października.
Był on niem ałem św iętem dla wszystkich m ieszkańców m iasta, to też na uroczystość otw arcia tej n o wej placów ki ośw iatow ej na Kresach zgrom adzili się przedstaw iciele wszystkich instytucyj polskich, m ło dzież szkolna oraz inteligencja miejscowa.
Pierwszym dyrektorem był p. Jan Dębski.Zorganizow ano narazie tylko dwa m łodsze kursy, nauczycieli etatow ych sem inarjum było rów nież tylko dw óch, reszty przedm iotów w ykładali nauczyciele gim nazjum . M łodzież, uczęszczająca do S e m i
narjum ,pochodziła, jak zresztą i dziś, przew ażnie z bliższych i dalszych okolic C h e łm a , P o dlasia i hrubie
szowskiego.
N iezadługo C hełm cały św ięcił wyjście okupantów . Nastały nie
pewne chwile bezrządu. W m ieście nie było prawie wojska, ani policji.
Na straży mienia narodowego m u siała stanąć starsza m łodzież szkol
na, zorganizow ana w straż obyw a
telską. W zakładzie została przer
wana nauka. Uczniowie, uzbrojeni nie gorzej od regularnych żołnierzy,, pełnili służbę >na ulicach m iasta zarów no w dzień, jak i w nocy.
Wreszcie nastały chwile spokojniej
sze, m ło dzie ż mogła wrócić do swj/ch zajęć. Zbliżały się wybory do S e j
mu. O głoszenie ich aczkolw iek ra
dosne, stało się w zakładzie przy- czy-ią smutku. O dszedł, pow ołany w olą w spółobyw atełi do ciała u sta w odaw czego, p. dyr. Dębski. Z a stępczynią została w yznaczona n a uczycielka etatowa p. Zofja Szy- balska, która pe łniła obow iązki dy
rektorki przez blisko p ó łto ra roku.
Za czasów jej urzędow ania prze
żył zakład niejedną pam iętną chw i
lę. D o takich zaliczyć należy pierw
szą w izytację zakładu przez p- wi
zytatora Dzierżyńskiego oraz cały szereg większych i m niejszych wy
cieczek.
$
4 F l Ó R O Życie w zakładzie pow oli, nie sy
stematycznie się rozw ijało. W roku 1920 kierownictwo o b jął p. W incenty Tyrankiewicz. Był to człow iek, ja kiego rzadko spotkać m ożna. * ha- rakterystyczną jego cechą była wielka m iłość do m łodzieży Za cel sobie postaw ił każdego ze swych w ychow anków wyrobić na dzielnego i pożytecznego krajowi obywatela.
J u ż sama jego postawa, jego spo
sób obejścia się zjednywały mu m łode serca. • P o d jego kierownic tw em m łodzież w yrabiała się d u chow o, uczyła się żyć życiem spo- łecznem . B ardzo często urządzano przedstaw ienia (bardzo udatnie wy
staw iono „Noc lis to p a d o w ą 1) » wie
czory, z których doch ód przezna
czono b ą d ź na zapom ogę dla o b lę
żonych m ieszkańców Lwowa, b ądź n a wycieczki, b ąd ź też na sam opo
m oc koleżeńską. O rganizacje b o wiem rów nież na terenie zakładu ju ż istniały.
Istniało więc harcerstwo, straż ogniow a oraz sam opom oc wraz ze sklepikiem.
Zczasem zakład rozrósł s ę , z każdym rokiem przybywa ł do nie
go nowy zastęp m łodzieży, zwięk
szało się rów nież grono nauczy
cielskie. N a przeszkodzie jednak norm alnem u rozw ojow i zakładu sta
nęła największa niszczycielka lu dz
kości wojna. N astąpił pam iętny w dziejach Polski r o k 1920. a razem z nfm inwazja bolszewicka. Wielu z uczniów S em inarjum w stąpiło do szeregów wojskowych, ażeby bronić tak niedaw no wywalczonej wolności.
W walce tej, d ając przykład m ło dzieńczej ofiarności, poległ ś. p.
Zygm unt Zaw iślak,uczeń k u r s u llg o . W tym czasie odwiedzili C hełm Marszałek Piłsudski, a w p ;r ę m ie sięcy, po nim jen. Haller. Obydwaj oni g o śc ilrw m urach naszego Se
m inarjum . W czasie pobytu M a r
szałka po raz pierwszy po w ojnie światowej została otw arta bram a wjazdowa.
W końcu m iłość w olności zw y
ciężyła chęci zaborcze wrogów, m łodzi żołnierze — uczniow ie w ró cili na ławę szkolną, życie w stą
piło w swoje koleje. J u ż nic nie przeszkad7ało rozw ojow i zakładu.
W roku 1921 ym Sem inarjum wy
puściło w św iat pierwszy zastęp m łodych nauczycieli. Mieli oni roz po cząć pracę narl oświeceniem naszego ciem nego ludu. mieli nieść nr.u „oświaty kaganiec "
W roku 1922 ym p dyr. Tyran
kiewicz został o<v. ‘ niesiony. Wy chowankowie ze^n-tli go ze łzami w oczach >'r/.e/ pół ruku obowiąz ki dy -~ki o rn pełnił p. prof. Jan Uf” 'K wic?., <•> od początku r. szk.
1923/24 «ż do list >pjda I925 p. F e liks Wojciechowski. Wiele j£m u / i wdztęczanm ! WszystKie jego usi- )o\<iui(i kierowały sią ku p o d n ie sieniu z * k ł * d u . Nie żałował pracy.
D/ięki niemu tylko Seminarjuni pasie stanęło na poziomie d zisiej
szym.
Zycie w zakładzie poprostu ki
piało. Najważniejsza zdobyczą, któ rą osiągnęliśmy swoją pracą był sr.tandar s/.kolny. N ieraz ju ż m y śleliśmy, że usiłow ania nasze będą daremne, nieraz daw ały się słyszeć głosy: zostawmy to na „lepsze czasy", pom im o to jednak s zta n dar jest is to jeszcze jaki sztan
dar! Ten znów był bodźcem do urządzania imprez dochodow ych.
1 tak na rzecz sztandaru została odegrana „O dpraw a posłów grec
kich", w ym agająca długiej pracy i cierpliwości. Aczkolwiek aktorzy nie byli artystami, sztuka u d ała się bardzo d o b rz".
Rów nież w tych czasach zaczę-
6 p i ó r o JSft 1 liśmy w ydaw ać nasze kochane pi
smo „P ióro ". We wszystkich tych pracach żywy bardzo u d z ia ł brał p. dyr. W ojciechow ski. Zw łaszcza dla „P ióra" był on prawdziwym ojcem .
Kreśląc te nasze dzieje, muszę także coś niecoś pow iedzieć o n a szych organizacjach, o których przecież wiemy, źe są b ard zo w aż' nym czynnikiem w w ychow aniu m łodzieży. O rg an izac ją centralną, w której skład w chodzą wszystkie i.ine, jest „S am opom oc U czniów ska", na czele jej stoi Z arząd S am ., organem w ykonawczym jest „Wy d z ia ł S am .“, do którego w cho
dzą kierownicy wszystkich organi- zacyj. Na każdym kursie istnieje gm ina, pracą jej kieruje wójt.
Z gmin kursowych p ra c u ją n a praw dę tylko niektóre. Niegdyś przodow ała wszystkim gm inom G m i
na, im. St. Konarskiego (obecnie kurs IV.), obecnie i tutaj pracy nie w idać.
Przy S am opom ocy istnieje jesz
cze niedaw no zaw iązana „ S p ó ł
d zieln ia", w chodząca w skład Z w ią z ku S półd zielczeg o Rzeczypospolitej.
Praca tu ta j idzie zupełnie n o rm al
nym torem . O g ran icza s ię ona do sklepu S p ółd zie ln i.
O rg anizacją, która najbardziej m oże ze wszystkich innych wyka
zuje swoje siły żyw otne, jest H a r
cerstwo Do drużyny sem inarjalnej należy prawie 50 proc. uczniów , w tem prawie cały kurs V-ty. D ru żyna jest podzielona na dwie pół- drużyny. W jednej m łodszej p ro w adzi się pracę nad zdobyw aniem stopni, w drugiej starszej większy nacisk kładzie się na m etodykę pracy harcerskiej, na przygotow a
nie przyszłych kierow ników pracy.
Z nadejściem wiosny obudzi się zapewne i Klub sportowy „Z d ró w ", który w zim ie nie w ystępow ał na- zewnątrz.
Z innych organizacyj na terenie naszej szkoły istnieje jeszcze „Ko
ło Kościelne'1, „K oło literackie im.
St. Ż 2rom skiego“ oraz „S traż og
n iow a", Tyle o o rganizacjach.
Po p. W ojciechow skim , który został w izytatorem Sem inarjów K uratorjum Lubelskiego, o bo w iązki dyrektora pełni p. M arjan Jumbor- ski.
Z noszycli zadań
N iejednokrotnie spotykam y się w dziennikach z w zm iankam i o ży ciu em igrantów polskich i ze s m u t
kiem dow iadujem y się, że zn ajdu ją się oni w stanie opłakanym .
Ich położenie m aterjalne jest ciężkie i to nas bynajm niej nie dziwi, bo trudno jest P olakom dziś żyć we własnej O jczyźnie;
w ięc trudniej jeszcze na ziemi ób
cej. Ale m ó w iąc o losie em igrantów na łam ach naszego pisma, chciałem
zw rócić uw agę m łodego czytelnika na drugą w ażniejszą jeszcze stronę emigracji polskiej, która przedsta
wia się stokroć gorzej, niż jej p o łożenie m aterjalne. Mam tu na myśli stan oświaty, a ściślej m ó wiąc, uśw iadom ienia narodow ego P olonji ragranicznej.
Ju ż 7. ciężkiego położertia m ater
ialnego wynika, ż ć '-emigrantom naszym jest trudno bardzo o strawę duchovvą i dlatego w środow iskach
8 P Ó R O M I m iędzynarodow ych zostają oni spy
chani na najniższe szczeble drabi
ny społecznej. Je że li tru dn o im o pokarm duchow y w ogóle, to tern m niej jest podtrzymywany w nich pierwiastek narodow y, który nie dość na tern, że bardzo słabo się rozw ija, to jeszcze bywa często rozm yślnie zatruwany. D zieje się to zw łaszcza w państw ach, których stosunki z P olską są od wieków nieprzyjazne, albo w dobie w s p ó ł
czesnej ułożyły się wrogo.
W tych krajach nietylko czynni
ki rządowe, ale nawet instytucje prywatne prowadzą szeroką działał ność asymilatorską. Tu podkreślić należy niedolę Polaków, zamiesz
kujących tereny, które w ostatnich czasach zostały od macierzy o d er
wane.
O tych rodakach, którzy niedawno dopiero znaleźli się za kordonem państw a polskiego, Polska nie za pom ni, bo tego wymagają nietylko interesy państwowe, ale przede wszystkiem bezinteresowne p o c z u cie łączno ści bratniej Polaków w kraju i Polaków zagranicą. Ale mylilibyśmy się, gdybyśmy mniemali, że tylko Polakom, zamieszkałym w granicach państw, wrogo do nas usposobionych, zagraża niebezpie
czeństw o degeneracji i w yn a ro do wienia. Niestety i państwa zaprzy jaźnione z Polską nie uwzględniają potrzeb natury duchowej naszych rodaków , i ci stosunkow o łotwiej się w ynaradaw iają w tych p (>ń stwach. niż w innych. W ydaje się to n a p o zó r niepraw depodobnem , a jednak jest to zupełnie zgodne z rzeczywistością.
W państw ach, Polsce nieżyczli
wych, d o zn a ją nasi rodacy wielu przykrości ze strony wrogiego rzą du i samej ludności. Tak jest np w Niemczech,, gdzie w im ię haka-
tystycznych haseł wszystko, co p o l
skie, jest bezw zględnie tę p io n e i usuw ane. O tó ż Polacy, w g rani
cach Niem iec m ieszkający, są jaw nie uciskani i prow okow ani, s k u t
kiem czego jednostki polskie na
rodow o silne nie u pa d ają, ale przeciwnie polskość swą h a rtu ją, czyniąc ją o d po rn ą na w szelkie ataki germanizacyjne.
Inaczej rzecz się ma z Polakami, żyjącymi w państwach, z P olską zaprzyjaźnionych mniej lub więcej.
Ci wynaradawiają się dość szybko, aczkolwiek żyją w otoczeniu, k t ó re dalekie jest od polonofobji.*) Znalazłszy się w krajach z a c h o d nich, kulturalnie wyżej stojących, nasi rodacy stopniowo ule g a ją przemożnym wpływom obcej k u l
tury, zupełnie bezwiednie zatraca
jąc cechy narodowe. Przychodzi to tem łatwiej, że kraje te są p o łożone daleko od ich Ojczyzny*
Wszystko, cokolwiek widzą i sły
szą codziennie, jest nie polskie.
Znajom ość języka obcego, tuz.iem- cr.ego ma dla nich większą w artość realną i praktyczną, niż zn ajo m o ść ję?yka ojczystego
Emigrant polski, znalazłszy się na bulwarze jakiegoś francuskiego miasta, wodzi oczyma po szyldach sklepowych, pisanych w obcym dla niego języku Patrzy na godłtk państwowe Francji, um ieszczone na froncie każdego urzędu » wszę
dzie widzi i słyszy: .F ran ce '1 P o
woli oswaja się z otoczeniem, ko
nieczność uczy go języka francu- skt-go, a wreszcie ten wyraz
„France" wgryza się do jego d u szy i utrwala się jako jego d u c h o wa własność. Tymczasem „Polska",, którą wessał w siebie z m lekiem
* ) polon fobj* — n ie c h ę ć i w s trę t d<»
» s z s;*iego, co polsMe.
10 P I Ó R O Ko l
m atczynych piersi, zaciera sie w jego sercu, a jeśli kiedyś usta jego wym ówią Jej imię, to brzmieć będzie ono: „Pologne".. .Oto. jeden z obrazków , ilustrujących praw dzi
wą opow ieść o w ynaradaw ianiu.
Gorzej jeszcze jest z m łodzieżą polską, przebyw ającą na o b czy ź
nie. Ta wynaradawia się szybciej i gruntow niej, gdyż od dzieciństw a zaczyna się przepajać obcem i wpływam i, które w niej zabijają zarodek polskości. W ielkie usługi w walce z w ynaradaw ianiem mo głyoy o d d a ć szkoły polskie na o b czyźnie. Tych jednak jest niewiele, a te, które są, borykają się w ciąż z trudnościam i i nie m ają m ożności należytego spełniania swych zadań.
S zk o łę do pewnego stopnia może zastąpić książka polska, zw łaszcza dla starszej m łodzieży. Niestety, ta jest rzadkością w dom ach n a szych em igrantów zagranicą.
A wiemy, jak cudo w ną m oc po
siada książka; wpływ jej na duszę, emigranta odm alow ał tak pięknie i wiernie w „Latarniku" Sienkie
wicz A dziecku polskiem u na o b czyźnie kiedyż byłoby łatw iej u c zu ć się Polakiem , jeśli nie przy czytaniu ślicznych powieści histo
rycznych, których m ali bohatero
wie obok św ietlanych postaci Kościuszki i Poniatow skiego w al
czą pod R acław icam i, Raszynem lub S andom ierzem ? K siążki więc odgryw ają rolę budzicieli ducha narodowego wśród em igrantów na
szych i dlatego ci, którym sprawa uśw iadom ienia narodowego ro d a ków, przebywających na obczyźnie, leży na sercu, w inni wszelkich sta
rań d ok ładać, ażeby „ P o lo n io m 1*
zagranicznym książek polskich d o
starczyć. Pracę w tym kierunku prowadzi Polskie Towarzystwo E m i
gracyjne, które ofiarow ane przez
społeczeństw o lub zakupione z fu n duszów własnych książki wysyła związkom oświatowym emigracji polsJtLej . A1& jak we wszelkich po czynaniach społeczeństw a, tak i w tej akcji wielkie usługi o d d a ć m oże i powinna uczynność m ło dzieży polskiej. Nam przedewszyst- kiem nie w olno zapo m in ać o bra
ciach z zagranicy.
O to „Ju tro P olski" — pism o m łodzieży szkolnej rzuciło myśl zakładania K ół P rzyjaciół M łodzie
ży Polskiej na O bczyźnie. „Celem takiej p ra c y — pisze „Ju tro Polski1'
— jest utrzymywanie jak najściślej
szego kontaktu z m łodzie żą polską^
przebywająca poza granicam i P o l
ski. O siągam y to w pierwszym rzę
dzie przez korespondencję, n a s tę p nie przez dostarczanie pism i k sią
żek. W korespondencji należy zw ró
cić uwagę na zapoznanie m łodzie
ży, przebywającej na obczyźnie,, z życiem młodzieży w kraju, a więc na przedstawienie wszelkich prze
jaw ów życia m łodzieży szkolnej, robotniczej i w iejskiej." Piękna ta myśl w inna znaleźć poparcie w śród m łodzieży wszystkich szkół na obszarze Rrzeczypospolitej, a wszy
stkie pisma .nłod:ieży winny z a ją ć się gorliwie propagow aniem w iel
kiej idei. Stw órzm y Ligę P rzy jaciół M łodzieży Polskiej na O bczyźnie!
P oprzez kordony graniczne ślijmy rodakom naszym braterskie po zd ro wienia; łączm y się z m ło d zie żą polską, dziećmi emigracji, które pragną znać i kochać O jczyznę.
P om óżm y im kochać Polskę!
Ą uczynić to m ożem y przez n a w iązanie kontaktu z niem i drogą prywatnej korespondencji i przez wysyłkę książek.
A. Lisowski (Adresów m łodzieży, pragnącej korespondow ać z Polską, i adre-
sów instytucyj ośw iatowych do W arszaw a, ul. Jasna 19, P olskie wysyłki książek zagranicę dostarcza Towarzystwo Em igracyjne i re- redakcja „Ju tra P olski". dakcja „ P ió ra “ . ,
w
Stefan Żeromski
Z gon Żeromskiego okrył Polskę c iężk ą żało bą. N aród pochylił czoło przed trum ną i u c z u ł się bardzo
sam i osierocony, bo wielkie serce, pa ła jące niezg łęb ion ą m iłością d o wszystkiego, co biedne— zastygłe — przestało już bić na zawsze. Ziemiąt polska, którą tak bardzo całym ż a
rem i m ocą potężnego serca uko
c h a ł i której piękno z a k lął w cza- rodziejskiem słow ie — zam knęła się n ad Nim. Żeromski odszedł, ale iy je i żyć będzie tak długo, jak długo będzie rozbrzm iew ała mowa polska — na wieki; żyć będzie tak długo, jak długo b ęd ą ludzie, k tó rym b ól i nędza innych nie jest obojętna. Żerom ski, c h o ć odszedł, żyje myślami, które w nas o b udził, św iatam i, które w nas stworzył, a które jeszcze przez w ie le lat b ę dzie tworzył w innych. W iele jesz
cze pokoleń ten W ielki Nauczyciel m iłości będzie opro w ad zał po sm ut
nej ziemi, ucząc w spółczuć z b ó la mi wszystkich istot, które ta ziem ia karmi, ucząc, że dla brata trzeba być bratem , dla człow ieka — c z ło wiekiem. Żeromski z hasłem „Czcij człow ieka" będzie żył na wieKi.
Treścią tw órczości Żeromskiego jest w alka z szatanem , sprawcą wszystkich nieszczęść i zła na ziemi, bo jego dziełem jest ten istniejący i nieszczęsny porządek, który p o zwala, aby całe m iljony żyły w n ę dzy i upodleniu, a tylko nieliczna garstka m iała praw o do dobrobytu i wiedzy, do piękna i cnoty. Aby m óc skutecznie w alczyć ze złem, trzeba je poznać, otworzyć oczy na praw dę bolesną tym, którzy bojąc się ohydy życia, uciekają od jego rzeczywistości, tw orząc sobie s ło d kie sielanki i tak, pięknie m arząc, naw et nie wiedzą, kiedy zn ajd ą się w błocie. Jeśli chcemy doskonalić życie, musimy znać jego prawdę.
Nie szczędzi więc Żeromski żadnego w idoku,niem a ohydy,którejby nie po ’ k a zał w najwstrętniejszym jej prze ja wie. O dbieram y nieraz wrażenie, że pisarz ten dośw iadczał specjalnej przyjem ności przy grzebaniu w ra nach, zaglądaniu w kałuże. Ale to było zadaniem Żeromskiego i jego
koniecznością. O n był tym biczem, który sm agając nieustannie, nie po- zwalał zapom nieć, że są na świecie olbrzym ie fabryki, w których zatru- tem pow ietrzu ludzie przepędzają dnie całe i um ierają, nie w iedząc co to słońce, że są podziem ia ko
p a lń — groby żywych, dziury w ielko
miejskie, pełne zezwierzęcenia iz b ro - dni, ohyda wojny, że na m alaryczną śm ierć um ierają chłopi cisowscy.
W alczy z szatanem Judym , Nienas- ki i cały szereg tych ludzi potężnych, wyrosłych ponad przeciętną miarę, a którzy pom im o to nie ra żą nie- n aturalnością, ale są przez nas ro- zum ieni i bliscy, bo to n ie półbogi, zstępujące na ziemię, aby przynieść jej szczęście, ale tacy, jak i my, ludzie z krwi i kości, a tylko o b d a rzeni w ielką m iłością i tęsknotą do ideału dobra i sprawiedliwości. Te dążenia staw iają Żeromskiego w rzę
dzie w ielkich ludzi świata całego, ale my Polacy znam y jeszcze in nego Żeromskiego, a tego nie zro
zum ie ąni Francuz, ani Anglik tyl
ko my, bo jest on piew cą chwały narodu polskiego i jego tragedji, b ólu i nieszczęść. Nikt równie m ocno, jak Żerom ski, nie zam k nął w słowie jęku um ęczonej Polski.
N ajpiękniejsze też utwory Ż erom skiego, jak .P o p io ły " — „Syzyfowe Prace" — „D um a o hetm anie" i c a ły szereg m niejszych obrazków , p o św ięcone są Polsce i w nich jego talent przem ów ił najpo tężnie j.
Dziś, kiedy m arzenia tylu pokoleń stały się. wreszcie rzeczywistością, książki Żerom skiego m ów ią, przez jakie morze nadludzkich cierpień m usiała iść Polska do w olności.
Książki te, jako dokum enty historji i najpiękniejsze wzory języka p o l
skiego, n ie stracą w artości nigdy, a słow a wielkiego pisarza, które w łożył w usta Sułkow skiego „Bo ja
P I Ó R O w k a id e j m inucie mego ży c ia z d o bywam i tw orzę O jc zy zn ę " winny i dziś stać się przykazaniem k a ż
dego P olaka.
Pomięci Władysłouo Reymonta
Jeszcze żało bny kir okrywa}
R zeczpospolitą, która straciła je dnego z najlepszych swych synów, .Stefana Żerom skiego, gdy duch drugiego wielkiego pisarza, W łady sława Reym onta, o d le ciał do le pszych krain.
Nazw isko jego zostało zapisane w literaturze polskiej złotem i zg ło skami. Jego „ C h ło p i" — to arcy
dzieło literatury polskiej i chluba piśm iennictw a naszego wobec zagra nicy. Św iadectw em wielkiego tale n tu i zasług dla pow ieściopisarstw a św iatowego autora „ C h ło p ó w " jest przyznanie mu przez św iat naukowy nagrody N obla w r. 1924. Za „ C h ło pów* jednak o debrał Reym ont stokroć większy hołd od ludu p o l
skiego. O to 15 sierpnia 1925 roku tysiączne tłum y wieśniacze p o d ą ż a ły do W ierzchosław ic, gdzie go- szkał wielki pisarz i piewca doli ścił, by tam w yrazić mu w dzięcz
ność za jego pracę i m iłość dla wieśniaczej strzechy.
O p ró c z „C h ło p ów ", przedstaw ia
jących życie chłopa polskiego, zło żony ch z 4-ech tom ów (jesień, zima, wiosna, lato) nap isał R eym ont szereg innych utw orów jak „try
logia" „Rok 1794“ i w inn. „ C h ło po m ", jako obrazow i życia wsi polskiej, o d pow iada drugie dzieło p. t. „Ziem ia ob iecana", w którem a u to r z niezrów nanem m istrzo stwem przedstaw ił życie miasta. Jest to wierne odbicie fabrycznej Ł o d zi wraz z jej m ieszkańcam i, t. zw.
„Lodzerm enscham i", żyjącym i w ciąż
w sferze interesów pieniężnych.
Je d n o z dzieł R eym onta dotyczy bezpośrednio C hełm szczyzny i nosi ty tu ł „Z ziem i chełm skiej" — oddaje ono czasy m ęczeństw a m ieszkańców ziem i chełm skiej, prze śladow anych za w iarę unicką przez rzqd rosyjski.
D orobek literacki R eym onta zwięk- szyłby się jeszcze, gdyby nie c h o roba, która od kilku lat go trawiła, a ż nieub łag ana śm ierć wyrwała go z pośród w dzięcznych mu rodaków .
Kronika.
P o ż e g n a n ie p. d y r e k to r a W o jc ie c h o w s k ie g o , u stę p u ją
cego z zajm ow anego dotychczas stanow iska, odbyło się dn. 28 listo
pad a 1925 r. O godz. 5 p. p. m ło dzież S em inarjum zgrom adziła się ze sztandarem , oczekując chwili, gdy p, dyrektor m ia ł wyjść z po koju nauczycielskiego, gdzie odbyw ała się ostatnia konferencja. U roczy
stość pożegnalna przyjęła formy bardzo skromne, tym podnioślej- szym czyniąc nastrój, pan ujący wśród zebranych. W im ieniu m ło dzieży przem aw iał krótko, lecz go
rąco chorąży Sem inarjum , Piwiński M arjan, poczem p. dyrektor w ostat- niej pogaw ędce z uczniam i rzucił słowa zachęty do dalszej pracy, w yrażając nad zie ję zobaczenia nas w przyszłości na placów kach oświa
tow ych.
Uroczystość została zakończona odśpiew aniem Roty, poczem m ło dzież rozeszła się do dom ów , uno->
sząc z sobą najszlachetniejsze u c z u cia, jakie b u d zą się w sercach uczniów , żegnających kochanego*
naucżyciela i wychowawcę,
14 P I O R K o lo L it e r a c k ie im . S ł. Ż e r o m s k ie g o zo stało za ło żo n e sta
raniem redakcji .P ió ra * na terenie naszego zakładu. K oło liczyło w pierwszych tygodniach istnienia o k o ło 40 członków , jednak wkrótce zn an e wszystkim skutki „sło m iane g o " za p ału zaczęły czynić spusto
szenia na liście członków , zm n ie j
s z a jąc liczbę ich do połow y. P raca w Kole idzie norm alnie, a polega o n a na za poznaw aniu się z litera
tu r ą w soółczesną. Szereg pierw szych zebrań rozpoczynało odczy
tyw anie utw orów Żerom skiego ce lem za p o zn an ia czło n k ów z tw ó r
c zo ścią patro na Koła- P o za tem na n a porządku dziennym przeszłych konferencyj w idnieją ju ż nazwiska poetów : S taffa, Tuw ima i W ie rzy ń
skiego.
Z ebrania te d ają uczestnikom d u ż ą korzyść, gdyż u m o żliw iają im orjentację w prąciach literackich w spółczesnych, o których tak wiele się dziś m ów i, a niewiele się o nich wie. B ardzo często wydaje się sąd 0 kierunkach w Nowej S ztuce, z n a ją c je tylko z nazwy (np. futuryzm ).
Je s t to w najwyższym stopniu szkodliw e dla m łodych umysłów, gdyż przytępia zmysł krytyczny 1 przyzw yczaja do lenistwa m yślo
wego. Że zaś z zagadnieniam i n o w oczesnej tw órczości spotka się człow iek ośw iecony w życiu często, a szkoła w swym program ie ich m ie ć nie m oże, więc zakładanie K ól L ite ra c k ich w celu poznania lite ra tu ry now oczesnej w śród m łodzieży d o rastające j należy u zn ać za w ska
zane i pożyteczne.
Prezesem K oła jest kol. M. P ik u j ą Piwiński, sekretarzem — kol. Ku- c h aruk Ja n . Zebrania odbyw ają się w każdą niedzielę i trw ają od godz.
11 m. 30 do 13. P odkreślić należy, ż e K oło od pierwszej chwili istnie-
nia grom adzi książki, d ą żą c do u tw o rzenia w łasnej bibljoteczki z uwzglę.
dnieniem literatury w spółczesne' z kom pletem d ziel Żeromskiego. •
O pie k une m K oła jest p. prof. Ja- warski.
L ig a P r z y ja c ió ł M ło d z ie ż y P o ls k ie j n a O b c z y ź n ie , Id ąc za inicjaty w ą redakcji „P ió ra " m ło dzież naszego S em inarjum w szczęła pierw sze kroki w kierunku n aw ią
zania k o n tak tu z m ło dzie żą polską, p rze b y w a jąc ą zagranicą. Korzysta
jąc z inform acyj „Ju tra Polski", przeszczepiliśm y ideję tw orzenia zw iązków p rzy jac ió ł m łodzieży emi- granckiej na terenie naszej szkoły.
Pom inęliśm y przytem wszelkie fo rm alno ści urzędow e, które często, naw iasem m ów iąc, stają się treścią organizacyj uczniow skich. N atom iast zw róciliśm y uwagę na sam ą d z ia łaln o ść Ligi. C złonkiem Ligi jest każdy, kto drogą prywatnej Kores
pondencji utrzym uje kontakt z za
graniczną m ło d zie żą polską. Dziś wielu kolegów otrzymuje ju ż listy z zagranicy (Niemcy, Francja, Belgja i in). Pierwsze listy ze zn aczkam i zagranicznych poczt wywoływały w prost sensację i budziły ciekaw ość nietylko odbiorcy, ale ogółu kolegów.
S p o łe c z n y K u r s M e to d y k i O ś w ia ty P o z a s z k o ln e j odbył sie w C hełm ie dnia 28-, 29. i 30 października 1925 r W ykładali na kursie p Stemler, dyrektor
„M acierzy S zk o ln e j" i p. Rosienkie- w iczów na z , Koła M łodych" Z*e' m ianek". W ykłady odbyw ały się w sali „R o b o tn ik ów Chrześcijań- skich". Z kursu korzystało n a u c z y cielstwo pow iatu chełm skiego i mło' dzież piątych kursów sem inarjów chełm skich.
K u rs T e a tr u L u d o w e g o został urządzony staraniem Oddzia-
o
73 O
Kurs V z wychowawczynią i nauczycielstw o sz1«. ćw iczeń.
P ] Ó R JM» 1 lu Chełm skiego „M acierzy b*ki.’lnej“
sali G im nazjum Państwo * * O prócz nauczycielstwa słuch ht w ykładów p. prof Jan k o
m ło dzie ż starszych kursów <
skich sem inarjów
O d c z y t o S t. Z e r o m s w ygłosił w sali Sem inarjum skiego p. prof. Jaw orski. Po cie odczytano utw ór Żeroms p. t. „ S iła c zk a ".
W ie c z ó r m u z y k a ln o — w o k a ln y odbył się ‘2 lutego w sali Sem inar;um Męsku o
A nato ljusz Lisow ski
Z jeaienntjch otrof
Z a m ilk n ą ł ju ż p ta szęcy śpiew I s k o n a ł letni gwar...
Z kikutów cza rn ych, n a g ie j drzew O statni o pa d ł liś ć i zm a rł
Tam znów na ły sych głow ach w zgórz W idnieje b ia ły szron;
T u ostre ciernie d zikich róż, A tam bezlistny sterczy klon N ie zn a n y tkacz po ziem i s z e d ł
I z liś c i dywan s ła ł,
A wiatr ro zp ła k a ł się ja k flet l polom g rał, ża łośn ie g r a ł .
I l a M p i r a t :
(Z legend przyszłości)
Stara Ziemia zaczynała się b u n tować.
Z n u ż y ły i wycieńczyły j ą długie wieki istnienia, a przedewszyslkiem ostatni okres niewoli i pracy w jarz
mie i ludzkiem. O d pierwszych
lV ,■ 'tie by y występy chóru zk^lnej oraz dekla-
K u o / ■S i. S t a s z ic a urządzo-
• l>. r w ieczór w sali
e- M ęskiego z odczytem p f L V.c:kiego z W arszawy.
ffe • ' •> s z k o ln e dla nł S em inarjum Męskiego, re; i szkoły H andlow ej
- dniach 8., 9 i 10 m a rca \ol keje prow adził ks.
Ko ń*> r J
dni s 7 • 'i wielbiła i czciła W ; i Iow * zego, albowiem
■II S il ■ <• w id li ą ręki} Atlasa /i' I. ł , ,)' >11 7,\ kadłub w prze- I \.\ u
(j/.Ir- u a i .
chwilą, gdy w y ciekowi, zaczęła się ’ - le;żk: era cierpień i ka-
IUSZ -‘ iin ;ię człowiek
1 <)\<
■ / ! •.
•blazło potę-
7. W ' ząc ią niemi-
ło- 11 t - tiiiowaniem.
•>1 ;i .v krajały bez- . skórą. Nastały Usta 1
cza i ■V K ' J Vr t . n iii/acji, poczęto r yc / vr|)^ . ■niab-m z bólu . 'i i- \! śl lud wdarła się do jej ui 7/i nią tysiące rąk, o -y.irp i wydzierały olt>> . • i ka hv / łona. Pozo- StaW pUsI - uśi e, które wnei '» •ł; • 11 \ \si łzam i, gdyby Bój.
dziiM. . 1 o M " pł Ziemi jak lu by vv jej ciele krąz_\ia 1 /. t<ik h e tn a i wspa- nial k"loi z ' • "■ le czło- wie|< '1 ■ i v y<1 ażemach tych i; i- Żrl/i is k t, i wy- glądały mę, j ;k e czodoły w czaszc e■ koś' i • : l! '•
Zł OZjafZOtlii ‘•lezadowo- loua /. g spod ar’ hai ńslęiego
O rkie stra s e m in a rja ln a z n auczyciele m m uzyki
18 P I Ó R O JMa 1
dzierżaw cy, zaczęła w rzeć, W o d y w ystąpiły z brzegów , grożąc dzier
ża w c o m straszną pow odzią.* N a zbolałej skórze p o tw orzy ły się w rzo d y , w których nagrom adzały się m aterje ropne o w ybuchow ych w łasnościach. I oto nocy pew nej z hu kie m i trzaskiem zło w ro g im o tw o rz y ły się w rzody, zionąc ogniem i ropą, k tó ra z nietajoną w ściekło
ścią tryskała w górę, niby straszne b lużnierstw a, rzu can e w rogwia- ż d ż o n e bram y niebieskie.
Z stąp ił B ó g — R o zje m ca by za- załag o dzić w aśń, uspokoić Ziem ię i ochronić rodzaj lu d z k i przed zem stą zbuntow anego ży w io łu . P rzedw ieczne P raw o przew idyw ało Stałe św iadczenia na korzyść Ziem i
■Oto Z iem ia od w ieków o trzy m y w ała haracz w postaci m iljonów
•ciał ludzkich, które skw apliw ie po
c hłaniała. "I o daw ało jej w y n a g ro dzenie za doznaw ane krzyw dy i U m ożliw iało dłuższą egzystencję w e wszechświacie. W ielki “P raw o d aw ca przeczuw ał jednak, że
w k rótce znękana Ziem ia zażąda p ra w e m e ry tu ry i w yzw olenia z ja
rzm a ludzkiego.
A butni d zie rża w c y okiełznali b ie d n ą Ziem ię ju ż zupełnie, i ta poczęła dyszeć ciężko, jak w przed
śm iertnej agonji. O d czasu do cza
su w zdy m ała się i n ap rężała, g ro źnie ; w strząsając kadłubem . T y m czasem W ie lk i A stro no m szukał nowt^j planety, na kt,orą zam ierzał przesiedlić najdoskonalszy gatunek swycj-h tw o ró w , uznając słuszne żądania starej Ziem i.
1 óto w yszedł dekret boski, na m ocy którego w ycieńczona i za
służo n a Ziem ia przeszła w stan spoczy nku, a ludzie kapitulow ali.
T łu m y ludzi, zabraw szy konie,
•woły, osły, skrzy n ie zło ta i cały d o ro b e k k u ltu r a ln y przodków ,
w siadały do kabin sam olotów , k tó re niby stado w ie lk ich ptaków o b siadły k u lę ziemską.
Na niebie ukazał się B óg , w ska
zując ludzio m gw iazdę, k tó r a m iała odtąd służy ć im, jak daw niej Z ie m ia. Na dany znak prze z S tw órc ę w yru szy ła W ie lk a Ekspedycja w drogę k u n o w y m i nieznanym św iatom .
W przestw orzu pozostała Ziem ia, naga i opuszczona, skazana na za
gładę. L ud zie, posiadłszy N ow ą planetę, z pogardą spoglądali na Ziemię plw ali na jej zm urszałą skorupę, ja k b y odw dzięczając się za w ieki znojnej pracy na jej łonie.
T ym czasem B o g kazał aniołom postaw ić na trupie Z iem i krzyż, g o d ło M ęki P ańskiej.
Z dziw ili się ludzie i pytali S tw ó r cę, dlaczego to uczynił, gdy oni plw ali i m iotali na nią p rze k leń stwa. W te d y B ó g zasm ucił się bar
dzo i kazał K rzyż zdjąć. I oto m ie szkańcy N ow ej P lanety w idzieli, ja k skorupa ziemska zaczęła się pow o li przepoław iać, a w k o ń c u z trzaskiem o k ro pn y m r o z w a rła się na dwie części. Z o tw artej cze
luści poczęły się w ysuw ać czaszki i piszczele, z łoskotem padając w przestw orza. P rzerażeni ludzie, patrzący na to z now ych osiedli w yk rzy k n ęli w ów czas z trw o g ą i w stydem : „T o kości ojców na
szych!" 1 ‘ zaczęli biadać, że zapo
mnieli o tych, którym zaw dzięczali wszystkie skarby, zabrane na N o w ą Planetę. O to opuszczali tę Z ie mię z n ienaw iścią i pogardą, nie wiedząc, że pod po w lo k ą ziem ską nie by ło ju ż nic oprócz stosów kości ludzkich. Z apom nieli o przo d kach. Jeden B ó g tylko pam iętał o nich, wznosząc w ielki, dwura- m ienny krzyż.
tk s .
JSla 1 P I Ó R O 19
Z żałobnej karty
D n ia 5 m arca b. r . o godz. 7. p.p.
z m a rł we wsi Z aborcę, po w iatu hrubieszow skiego, nauczyciel t a m tejszej szkoły pow szechnej, Henryk Krynicki, który w ubiegłym roku szkolnym o puścił m ury naszego se- m inarjum jako m aturzysta. Tragicz- n a ta w iad o m o ść w yw arła przygnę
b ia jąc e w rażenie na tych kolegach, którzy parę m iesięcy tem u jeszcze z ś. p. Henrykiem o bcow ali, w sercach których p o s tać jego, jako dobrego i w esołego kolegi, nie zatrze się nigdy. Zm arły nietylko w śród kolegów cieszył się sym patją, ale i u swych nauczycieli p o z o s ta w ił d obrą pam ięć, którzy, w ypusz
c z a ją c go w świat, nie przypusz
czali naw et, że praca ich na tak krótki czas się przyda. Przyczyną śm ierci było zapalenie p łu c, na które zm arły c h o ro w a ł niespełna ty d zie ń i w silnym krw otoku życie zakończył. Zw łoki przew ieziono z Zaborzec do U chań, ro d zinne j wioski zm arłego, gdzie po n a b o żeństw ie ża ło b n e m przenieśli je na b arkach koledzy zm arłego na miej- -ce w iecznego spoczynku. N ad g ro bem przem aw iał nauczyciel i ko
lega ze szkolnej ław y oraz c h ór dziatw y szkolnej o dśpiew ał „W m o g ile ciem nej"... Na pogrzeb p rzy byli z C h e łm a koledzy szkolni.
S zcze g ólnie silne w rażenie wywrzeć m usi ta ż a ło b n a wieść na tych kolegach, którzy razem ze ś. p.
H enrykiem otrzym ali św iadectw a m a tu ralne i pełni za p ału i m ło d o ś ci w sercach ro zjeżdżali się na placów ki, m yśląc kiedyś po latach procy zobaczyć się na koleżeńskim zjeździe. A teraz?... J u ż wszyscy się nie zo b ac zą, brak będzie Jego, te g o drogiego H eńka, lecz oni nie
z a p o m n ą o N im i z ło żą na Jego grobie w ieniec.
N iech ta ziem ia polsko, d la k tó rej swe krótkie życie ofiarou ai, lekką m u będzie!
Z e w s i
(Je s ie n n y d z ie ń na w si.)
D zie ń ro zp o c zą ł się n iew iado m o kiedy. S ło ń ce , 'zakryte ciężkiem i, szarem i chm uram i, które, p o p la m iw szy niebo, płynęły w artko z p ó łn o c nego w schodu, tyle daw ało tylko zn a ć o sobie, że ro zjaśn iało c o k o l
wiek z nocnego m roku ziem ię. Zie m ia, k tóra ju ż słońce o d szeregu tygodni traktuje po m acoszem u, w ygląda fataln ie , jakaś zim na, c ię ż
ka, o b o ję tn a , s tę ża ła , jak stygnący trup. Nigdzie tej jas n e j,p ro m ie n n e j w esołości z przed p a ru miesięcy, tego gwaru ptasząt, który srebnem i d źw ięk i n a p e łn ia ł pow ietrze, w k ra d a ł się d o najtw ardszych serc i k a z a ł za p o m in a ć o troskach c o d z ie n nych, a razem ze św ieżą, h u jn ą przy ro d ą weselić się i w eselić.
Teraz ju ż po tem .
M iast tej w esołości w ygląda tu z za k ażd ej skiby, z za każdego krzew u, z za n ajdro bn ie jszej rośli
ny naw et jakaś m e la n ch o lja, s m u tek — w dzie ra ją się one do duszy człow ieka i k a żą o czekiw ać c ze goś, pragnać, tęsknić.
G d zie okiem tylko sięgniesz m gła, a w m gle tej leniw ie w ałęsa się bydło, m ajaczy gdzieś płom yk ogniska, z którego pastuchy laską w ygrzebują zw ęglone ziem niaki, podniesie się jakaś w esoła piosen ko, przebije m głę, puści się, aż naraz zam ilknie, zaw stydzono, p o korno tym sm ętkiem jesiennym . T u i z przed o czu z roli zerwą się
20 P I Ó R O 1
wrony wierne, w z b iją się na w y sokość czło w ieka, zakreślą kilka krzywych linij w p o w ie trzu i z r o z d zierający m krzykiem u su n ą się w m glę szarą.
„G łu p ie ! czego się kryjecie?
B oicie się człow ieka, który przy b i
ty jesienią radby w spólnie w nie
z g łę b io n ą dal po le cie ć z w am i?“
D a le j z a ją ć po nierów nej tafli pól, stuliw szy uszy w yciągnąw szy się w strunę, m knie przed o czam i a ż zniknie, p o zo sta w iając w o czach tylko plam ę ż ó łtą . Kręcisz się tak po p o lac h i nie zauw aży sz naw et, kiedy sło ńce usunie się pow oli, poskąpi i tej odrobiny św iatła, p o ło ży się do snu, okrywszy się prze d tem m iękką o p o n ą m gieł.
Z p ó l teraz wszystko cho w a się do wsi. Tu pow ażnym krokiem id ą krowy, tam jakiś niedorostek w dyr
dy na k o n iach cw ałuje, jeszcze d a lej, hen, od lasu w lecze się s k u lo na staruszka z w iązką drzew na plecach. Po chw ili d o ch o dzi od wsi przeciągły skrzyp żó ra w ia s tu dziennego, taki sm utny i ciężki, że zdaje ^ ci się, że to dusza tw oja jest żóraw iem , a ktoś baw i się jej skrzypieniem . A potem w szystko m ilknie.
Z o s ta je tylko sam o tna ziem ia.
O p u s z c z o n a ju ż od tak daw na przez prom ienie słoneczne, w y le n i
ła się całkiem , tylko gdzie niegdzie w stydliw sze m iejsca p r z y k r y ł a s zc ze c in ą ozim in. R esztę suchy, wyjący, jak wilk głodny, w iatr je sienny gryzie zębam i, pazuram i rwie i rzuca z św istem pr^ed siebie.
ją tak, okręca się n ią i w piekielnym pędzie w pad a do wsi.
Tu w dziera się w strzechy s ło m ia ne, targa je, rwie, m iota, gw iżdże, w pada w sad, trzęsie z c ałej m o cy sm utnem i drzew am i, drze ich zb u tw ia łą o d zie ż na strzępy, a w
kaw ałki tak dm uch nie , że p o s y p ią się liście, jak śrut strzelecki, ska
cze teraz na p ło t, chw iejący się.
ze starości, św iszczę na nim, kuły- sze, trzęsie, wreszcie z fu rją bry
zga nim o ziem ię tak, że żerdzie w kaw ałki się rozlecą. S am zaś ze z ł o w i e s z c z e m wyciem sunie w m ro c zn ą dal je sie n n ą szukać n o wych ofiar.
A gdy się uspokoi, w ychodzi c h ło p in a w postrzępiony m ła c h m a nie, w dziuraw ych, s ło m ą św iecą
cych „ty szow iakach", w czarnej, b aran k o w e j czapce . P odnosi głow ę na d ach wyrwany, pokiw a n ią parę:
razy, wywleka snopek z szopy i w ła zi zaszyw ać otw ór.
D rzew a zaś przestają się w tedy k oleb ać, uciszą się, u m ilk ną, a wtem rzucą w zrokiem jedne po drugich i zaw stydzą się swojej n a gości. ( ó ż, kiedy nie m a ją jej czem przykryć. S tę ża ła ziem ia nie chce d ać m aterji na odzież.
C ó ż się dzieje z pło tem ? O to wy suw a się z pobliskiej budy stara żydow ina. Kiecka na niej brudna,, p o d a rta , z za lichego stanika zw i
sają pom arszczone, jak zgniłe, w y
c iąg nięte po m ara ńc ze , piersi. C h y ł
kiem przesuw a się do połam an y ch żerdzi, chwilkę ro zg ląd a się, potem łapie je d n ą i sunie schylona do chaty. Po chw ili słychać trzask, łam an ej na kolanie żerdzi, a potem z kom ina żydow skiej chaciny w ynu
rza się szary, nieśm iały słup dym u i chw iejąc się, rozpływ a się w męt- nem , jesiennem pow ietrzu.
1 tak tu często. Ta m e la n ch o lijn a jesień ciężka, a b ło g a jednak, opa- nowywa duszę, ro zpuszcza ją w so
bie, niesie w zakryte m iejsca, p o kazuje tam przedziw nej tęsknoty obrazy tak, że się człow iek w ije w m ęce oczekiw ania czegoś lepsze
go, w nadziei, w pragnieniu, a i