• Nie Znaleziono Wyników

Pióro. R 2, nr 1 (1926)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pióro. R 2, nr 1 (1926)"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

Y - 40460.

■ / Ui

r '

p

i

r

O

R

.t ’

O

MI E S I Ę C ZN I K

Młodzieży Puńst. Sem. Naucz. Hesk. u Chełmie-

--- ^ z'--- *—

Marzec 1926 1

= _ = _ _ _ ^ ł

(2)
(3)

10460/

Rok łl-gi M A R Z E C 1926 r.

P I Ó R O

M IE S IĘ C Z N IK M Ł O D Z IE Ż Y P A Ń S T W . S E M IN A R J U M N A U C Z Y C IE L S K IE G O M Ę S K IE G O w C H E Ł M IE

ftedakcja i adraini tracja: P a ń s tw . S e m in . N a u c z. M ę s k ie w C h e łm ie L u b .

W dzięczni za trudy i starania około dobra m ło d zieży, pow ierzonej T w e j pieczy, za pracę około je j wychowania i przygotow ania do obywatelskich obowiązków, zegn a ją Cię, a rcg i D yrektorze, Twoi uczniowie i wychowankowie.

Za p a trze n i w ja sn y i w ielki cel, ku któremu prow adziłeś nas mocą suggestją Tw ej duszy, czujem y, że iskry, które w n aszych m łodych duszach za p a lić um iałeś, nigdy nie zgasną.

Pom nij na w ielkie imiona K o n a rskich i Piram ow iczów , przodowników o lskie j m yśli pe tagogicznej, p rzyw ią za ni do tra d ycji narodow ej i p osłu szn i Ijasłom wy chow a tv n ojczystego, z którem: nas za zna jam ia łeś, dziś, w chw ili r ozstania się z Tobą oś v a ż? p rzy świętym naszym sztan d arze, który w Twoich oczach podnieś. ś nv, wytrwamy i sprawom s zk o ły p o lskiej wiernie słu ży ć będziem y

K re ślą c tych k>l\-a stów s z c z u ry jh i s ir d >czivcb n r łam ach szkolnego pism a, którego d ług i cza s byłeś protektorem i p r/y jję ie le m (a w ierzym y, że intere­

sować się niem nie przestaniesz niedy), w ten fpesób chcem y W yrazić C i w dzięczność za w szystkie TMoje w ysiłki nad uszlachetnianiem d u sz m łodzieży

za pracę około wychowania n a u czyciela partjoty.

Słow a te niech mówią ró en ież o t " n ż* p ra ca T V j nie p o szła na m arne, bo d zię ki n ie j dusz3 nasze n jb ra ły więcej h a rf u i polotu

h M ttitwamift s r ' - M f l ii.

* i M w • v. v -lifls-:.' 06 not u i

(4)

P I Ó R O N» I .. *— ■ - --- \

f r ---

C Z E M U ?

<4 ' K o chanem u Dyrektorowi poświęca o czeń

Gdy opuszczałeś naszej szkoły progi, I w spólnej pracy gdy ju ż nadszedł kres — O statnie słowa, dyrektorze drogi,

C zem u Twych uczni wzruszyły do łez?

Gdy ju ż odszedłeś, drogi dyrektorze, \ O d szkolnych wczoraj gdy odszedłeś bram , Jakgdyby w blaskach jasne zgasły zorze — C zem u tak sm utno, sm utno było nam?

JA N SZCZA W 1E J.

Z dzlelitu naszej szkoły

Państw ow e S em inarjum N auczy­

cielskie m ęskie w C h e łm ie zostało założone w roku 1918-ym. Dniem otw arcia Jego był 10 października.

Był on niem ałem św iętem dla wszystkich m ieszkańców m iasta, to też na uroczystość otw arcia tej n o ­ wej placów ki ośw iatow ej na Kresach zgrom adzili się przedstaw iciele wszystkich instytucyj polskich, m ło ­ dzież szkolna oraz inteligencja miejscowa.

Pierwszym dyrektorem był p. Jan Dębski.Zorganizow ano narazie tylko dwa m łodsze kursy, nauczycieli etatow ych sem inarjum było rów nież tylko dw óch, reszty przedm iotów w ykładali nauczyciele gim nazjum . M łodzież, uczęszczająca do S e m i­

narjum ,pochodziła, jak zresztą i dziś, przew ażnie z bliższych i dalszych okolic C h e łm a , P o dlasia i hrubie­

szowskiego.

N iezadługo C hełm cały św ięcił wyjście okupantów . Nastały nie­

pewne chwile bezrządu. W m ieście nie było prawie wojska, ani policji.

Na straży mienia narodowego m u ­ siała stanąć starsza m łodzież szkol­

na, zorganizow ana w straż obyw a­

telską. W zakładzie została przer­

wana nauka. Uczniowie, uzbrojeni nie gorzej od regularnych żołnierzy,, pełnili służbę >na ulicach m iasta zarów no w dzień, jak i w nocy.

Wreszcie nastały chwile spokojniej­

sze, m ło dzie ż mogła wrócić do swj/ch zajęć. Zbliżały się wybory do S e j­

mu. O głoszenie ich aczkolw iek ra­

dosne, stało się w zakładzie przy- czy-ią smutku. O dszedł, pow ołany w olą w spółobyw atełi do ciała u sta ­ w odaw czego, p. dyr. Dębski. Z a ­ stępczynią została w yznaczona n a ­ uczycielka etatowa p. Zofja Szy- balska, która pe łniła obow iązki dy­

rektorki przez blisko p ó łto ra roku.

Za czasów jej urzędow ania prze­

żył zakład niejedną pam iętną chw i­

lę. D o takich zaliczyć należy pierw­

szą w izytację zakładu przez p- wi­

zytatora Dzierżyńskiego oraz cały szereg większych i m niejszych wy­

cieczek.

$

(5)
(6)

4 F l Ó R O Życie w zakładzie pow oli, nie sy­

stematycznie się rozw ijało. W roku 1920 kierownictwo o b jął p. W incenty Tyrankiewicz. Był to człow iek, ja ­ kiego rzadko spotkać m ożna. * ha- rakterystyczną jego cechą była wielka m iłość do m łodzieży Za cel sobie postaw ił każdego ze swych w ychow anków wyrobić na dzielnego i pożytecznego krajowi obywatela.

J u ż sama jego postawa, jego spo­

sób obejścia się zjednywały mu m łode serca. • P o d jego kierownic tw em m łodzież w yrabiała się d u ­ chow o, uczyła się żyć życiem spo- łecznem . B ardzo często urządzano przedstaw ienia (bardzo udatnie wy­

staw iono „Noc lis to p a d o w ą 1) » wie­

czory, z których doch ód przezna­

czono b ą d ź na zapom ogę dla o b lę­

żonych m ieszkańców Lwowa, b ądź n a wycieczki, b ąd ź też na sam opo­

m oc koleżeńską. O rganizacje b o ­ wiem rów nież na terenie zakładu ju ż istniały.

Istniało więc harcerstwo, straż ogniow a oraz sam opom oc wraz ze sklepikiem.

Zczasem zakład rozrósł s ę , z każdym rokiem przybywa ł do nie­

go nowy zastęp m łodzieży, zwięk­

szało się rów nież grono nauczy­

cielskie. N a przeszkodzie jednak norm alnem u rozw ojow i zakładu sta­

nęła największa niszczycielka lu dz­

kości wojna. N astąpił pam iętny w dziejach Polski r o k 1920. a razem z nfm inwazja bolszewicka. Wielu z uczniów S em inarjum w stąpiło do szeregów wojskowych, ażeby bronić tak niedaw no wywalczonej wolności.

W walce tej, d ając przykład m ło ­ dzieńczej ofiarności, poległ ś. p.

Zygm unt Zaw iślak,uczeń k u r s u llg o . W tym czasie odwiedzili C hełm Marszałek Piłsudski, a w p ;r ę m ie ­ sięcy, po nim jen. Haller. Obydwaj oni g o śc ilrw m urach naszego Se­

m inarjum . W czasie pobytu M a r­

szałka po raz pierwszy po w ojnie światowej została otw arta bram a wjazdowa.

W końcu m iłość w olności zw y­

ciężyła chęci zaborcze wrogów, m łodzi żołnierze — uczniow ie w ró ­ cili na ławę szkolną, życie w stą­

piło w swoje koleje. J u ż nic nie przeszkad7ało rozw ojow i zakładu.

W roku 1921 ym Sem inarjum wy­

puściło w św iat pierwszy zastęp m łodych nauczycieli. Mieli oni roz po cząć pracę narl oświeceniem naszego ciem nego ludu. mieli nieść nr.u „oświaty kaganiec "

W roku 1922 ym p dyr. Tyran­

kiewicz został o<v. ‘ niesiony. Wy chowankowie ze^n-tli go ze łzami w oczach >'r/.e/ pół ruku obowiąz ki dy -~ki o rn pełnił p. prof. Jan Uf” 'K wic?., <•> od początku r. szk.

1923/24 «ż do list >pjda I925 p. F e ­ liks Wojciechowski. Wiele j£m u / i wdztęczanm ! WszystKie jego usi- )o\<iui(i kierowały sią ku p o d n ie ­ sieniu z * k ł * d u . Nie żałował pracy.

D/ięki niemu tylko Seminarjuni pasie stanęło na poziomie d zisiej­

szym.

Zycie w zakładzie poprostu ki­

piało. Najważniejsza zdobyczą, któ rą osiągnęliśmy swoją pracą był sr.tandar s/.kolny. N ieraz ju ż m y ­ śleliśmy, że usiłow ania nasze będą daremne, nieraz daw ały się słyszeć głosy: zostawmy to na „lepsze czasy", pom im o to jednak s zta n ­ dar jest is to jeszcze jaki sztan­

dar! Ten znów był bodźcem do urządzania imprez dochodow ych.

1 tak na rzecz sztandaru została odegrana „O dpraw a posłów grec­

kich", w ym agająca długiej pracy i cierpliwości. Aczkolwiek aktorzy nie byli artystami, sztuka u d ała się bardzo d o b rz".

Rów nież w tych czasach zaczę-

(7)
(8)

6 p i ó r o JSft 1 liśmy w ydaw ać nasze kochane pi

smo „P ióro ". We wszystkich tych pracach żywy bardzo u d z ia ł brał p. dyr. W ojciechow ski. Zw łaszcza dla „P ióra" był on prawdziwym ojcem .

Kreśląc te nasze dzieje, muszę także coś niecoś pow iedzieć o n a ­ szych organizacjach, o których przecież wiemy, źe są b ard zo w aż' nym czynnikiem w w ychow aniu m łodzieży. O rg an izac ją centralną, w której skład w chodzą wszystkie i.ine, jest „S am opom oc U czniów ska", na czele jej stoi Z arząd S am ., organem w ykonawczym jest „Wy d z ia ł S am .“, do którego w cho­

dzą kierownicy wszystkich organi- zacyj. Na każdym kursie istnieje gm ina, pracą jej kieruje wójt.

Z gmin kursowych p ra c u ją n a ­ praw dę tylko niektóre. Niegdyś przodow ała wszystkim gm inom G m i­

na, im. St. Konarskiego (obecnie kurs IV.), obecnie i tutaj pracy nie w idać.

Przy S am opom ocy istnieje jesz­

cze niedaw no zaw iązana „ S p ó ł­

d zieln ia", w chodząca w skład Z w ią z ­ ku S półd zielczeg o Rzeczypospolitej.

Praca tu ta j idzie zupełnie n o rm al­

nym torem . O g ran icza s ię ona do sklepu S p ółd zie ln i.

O rg anizacją, która najbardziej m oże ze wszystkich innych wyka­

zuje swoje siły żyw otne, jest H a r­

cerstwo Do drużyny sem inarjalnej należy prawie 50 proc. uczniów , w tem prawie cały kurs V-ty. D ru ­ żyna jest podzielona na dwie pół- drużyny. W jednej m łodszej p ro ­ w adzi się pracę nad zdobyw aniem stopni, w drugiej starszej większy nacisk kładzie się na m etodykę pracy harcerskiej, na przygotow a­

nie przyszłych kierow ników pracy.

Z nadejściem wiosny obudzi się zapewne i Klub sportowy „Z d ró w ", który w zim ie nie w ystępow ał na- zewnątrz.

Z innych organizacyj na terenie naszej szkoły istnieje jeszcze „Ko­

ło Kościelne'1, „K oło literackie im.

St. Ż 2rom skiego“ oraz „S traż og­

n iow a", Tyle o o rganizacjach.

Po p. W ojciechow skim , który został w izytatorem Sem inarjów K uratorjum Lubelskiego, o bo w iązki dyrektora pełni p. M arjan Jumbor- ski.

Z noszycli zadań

N iejednokrotnie spotykam y się w dziennikach z w zm iankam i o ży ciu em igrantów polskich i ze s m u t­

kiem dow iadujem y się, że zn ajdu ją się oni w stanie opłakanym .

Ich położenie m aterjalne jest ciężkie i to nas bynajm niej nie dziwi, bo trudno jest P olakom dziś żyć we własnej O jczyźnie;

w ięc trudniej jeszcze na ziemi ób

cej. Ale m ó w iąc o losie em igrantów na łam ach naszego pisma, chciałem

zw rócić uw agę m łodego czytelnika na drugą w ażniejszą jeszcze stronę emigracji polskiej, która przedsta­

wia się stokroć gorzej, niż jej p o ­ łożenie m aterjalne. Mam tu na myśli stan oświaty, a ściślej m ó ­ wiąc, uśw iadom ienia narodow ego P olonji ragranicznej.

Ju ż 7. ciężkiego położertia m ater­

ialnego wynika, ż ć '-emigrantom naszym jest trudno bardzo o strawę duchovvą i dlatego w środow iskach

(9)
(10)

8 P Ó R O M I m iędzynarodow ych zostają oni spy­

chani na najniższe szczeble drabi­

ny społecznej. Je że li tru dn o im o pokarm duchow y w ogóle, to tern m niej jest podtrzymywany w nich pierwiastek narodow y, który nie dość na tern, że bardzo słabo się rozw ija, to jeszcze bywa często rozm yślnie zatruwany. D zieje się to zw łaszcza w państw ach, których stosunki z P olską są od wieków nieprzyjazne, albo w dobie w s p ó ł­

czesnej ułożyły się wrogo.

W tych krajach nietylko czynni­

ki rządowe, ale nawet instytucje prywatne prowadzą szeroką działał ność asymilatorską. Tu podkreślić należy niedolę Polaków, zamiesz­

kujących tereny, które w ostatnich czasach zostały od macierzy o d er­

wane.

O tych rodakach, którzy niedawno dopiero znaleźli się za kordonem państw a polskiego, Polska nie za pom ni, bo tego wymagają nietylko interesy państwowe, ale przede wszystkiem bezinteresowne p o c z u ­ cie łączno ści bratniej Polaków w kraju i Polaków zagranicą. Ale mylilibyśmy się, gdybyśmy mniemali, że tylko Polakom, zamieszkałym w granicach państw, wrogo do nas usposobionych, zagraża niebezpie­

czeństw o degeneracji i w yn a ro do ­ wienia. Niestety i państwa zaprzy jaźnione z Polską nie uwzględniają potrzeb natury duchowej naszych rodaków , i ci stosunkow o łotwiej się w ynaradaw iają w tych p (>ń stwach. niż w innych. W ydaje się to n a p o zó r niepraw depodobnem , a jednak jest to zupełnie zgodne z rzeczywistością.

W państw ach, Polsce nieżyczli­

wych, d o zn a ją nasi rodacy wielu przykrości ze strony wrogiego rzą du i samej ludności. Tak jest np w Niemczech,, gdzie w im ię haka-

tystycznych haseł wszystko, co p o l­

skie, jest bezw zględnie tę p io n e i usuw ane. O tó ż Polacy, w g rani­

cach Niem iec m ieszkający, są jaw ­ nie uciskani i prow okow ani, s k u t­

kiem czego jednostki polskie na­

rodow o silne nie u pa d ają, ale przeciwnie polskość swą h a rtu ją, czyniąc ją o d po rn ą na w szelkie ataki germanizacyjne.

Inaczej rzecz się ma z Polakami, żyjącymi w państwach, z P olską zaprzyjaźnionych mniej lub więcej.

Ci wynaradawiają się dość szybko, aczkolwiek żyją w otoczeniu, k t ó ­ re dalekie jest od polonofobji.*) Znalazłszy się w krajach z a c h o d ­ nich, kulturalnie wyżej stojących, nasi rodacy stopniowo ule g a ją przemożnym wpływom obcej k u l­

tury, zupełnie bezwiednie zatraca­

jąc cechy narodowe. Przychodzi to tem łatwiej, że kraje te są p o ­ łożone daleko od ich Ojczyzny*

Wszystko, cokolwiek widzą i sły­

szą codziennie, jest nie polskie.

Znajom ość języka obcego, tuz.iem- cr.ego ma dla nich większą w artość realną i praktyczną, niż zn ajo m o ść ję?yka ojczystego

Emigrant polski, znalazłszy się na bulwarze jakiegoś francuskiego miasta, wodzi oczyma po szyldach sklepowych, pisanych w obcym dla niego języku Patrzy na godłtk państwowe Francji, um ieszczone na froncie każdego urzędu » wszę­

dzie widzi i słyszy: .F ran ce '1 P o­

woli oswaja się z otoczeniem, ko­

nieczność uczy go języka francu- skt-go, a wreszcie ten wyraz

„France" wgryza się do jego d u ­ szy i utrwala się jako jego d u c h o ­ wa własność. Tymczasem „Polska",, którą wessał w siebie z m lekiem

* ) polon fobj* — n ie c h ę ć i w s trę t d<»

» s z s;*iego, co polsMe.

(11)
(12)

10 P I Ó R O Ko l

m atczynych piersi, zaciera sie w jego sercu, a jeśli kiedyś usta jego wym ówią Jej imię, to brzmieć będzie ono: „Pologne".. .Oto. jeden z obrazków , ilustrujących praw dzi­

wą opow ieść o w ynaradaw ianiu.

Gorzej jeszcze jest z m łodzieżą polską, przebyw ającą na o b czy ź­

nie. Ta wynaradawia się szybciej i gruntow niej, gdyż od dzieciństw a zaczyna się przepajać obcem i wpływam i, które w niej zabijają zarodek polskości. W ielkie usługi w walce z w ynaradaw ianiem mo głyoy o d d a ć szkoły polskie na o b ­ czyźnie. Tych jednak jest niewiele, a te, które są, borykają się w ciąż z trudnościam i i nie m ają m ożności należytego spełniania swych zadań.

S zk o łę do pewnego stopnia może zastąpić książka polska, zw łaszcza dla starszej m łodzieży. Niestety, ta jest rzadkością w dom ach n a ­ szych em igrantów zagranicą.

A wiemy, jak cudo w ną m oc po­

siada książka; wpływ jej na duszę, emigranta odm alow ał tak pięknie i wiernie w „Latarniku" Sienkie­

wicz A dziecku polskiem u na o b ­ czyźnie kiedyż byłoby łatw iej u c zu ć się Polakiem , jeśli nie przy czytaniu ślicznych powieści histo­

rycznych, których m ali bohatero­

wie obok św ietlanych postaci Kościuszki i Poniatow skiego w al­

czą pod R acław icam i, Raszynem lub S andom ierzem ? K siążki więc odgryw ają rolę budzicieli ducha narodowego wśród em igrantów na­

szych i dlatego ci, którym sprawa uśw iadom ienia narodowego ro d a ­ ków, przebywających na obczyźnie, leży na sercu, w inni wszelkich sta­

rań d ok ładać, ażeby „ P o lo n io m 1*

zagranicznym książek polskich d o­

starczyć. Pracę w tym kierunku prowadzi Polskie Towarzystwo E m i­

gracyjne, które ofiarow ane przez

społeczeństw o lub zakupione z fu n ­ duszów własnych książki wysyła związkom oświatowym emigracji polsJtLej . A1& jak we wszelkich po ­ czynaniach społeczeństw a, tak i w tej akcji wielkie usługi o d d a ć m oże i powinna uczynność m ło ­ dzieży polskiej. Nam przedewszyst- kiem nie w olno zapo m in ać o bra­

ciach z zagranicy.

O to „Ju tro P olski" — pism o m łodzieży szkolnej rzuciło myśl zakładania K ół P rzyjaciół M łodzie­

ży Polskiej na O bczyźnie. „Celem takiej p ra c y — pisze „Ju tro Polski1'

— jest utrzymywanie jak najściślej­

szego kontaktu z m łodzie żą polską^

przebywająca poza granicam i P o l­

ski. O siągam y to w pierwszym rzę­

dzie przez korespondencję, n a s tę p ­ nie przez dostarczanie pism i k sią­

żek. W korespondencji należy zw ró­

cić uwagę na zapoznanie m łodzie­

ży, przebywającej na obczyźnie,, z życiem młodzieży w kraju, a więc na przedstawienie wszelkich prze­

jaw ów życia m łodzieży szkolnej, robotniczej i w iejskiej." Piękna ta myśl w inna znaleźć poparcie w śród m łodzieży wszystkich szkół na obszarze Rrzeczypospolitej, a wszy­

stkie pisma .nłod:ieży winny z a ją ć się gorliwie propagow aniem w iel­

kiej idei. Stw órzm y Ligę P rzy jaciół M łodzieży Polskiej na O bczyźnie!

P oprzez kordony graniczne ślijmy rodakom naszym braterskie po zd ro ­ wienia; łączm y się z m ło d zie żą polską, dziećmi emigracji, które pragną znać i kochać O jczyznę.

P om óżm y im kochać Polskę!

Ą uczynić to m ożem y przez n a ­ w iązanie kontaktu z niem i drogą prywatnej korespondencji i przez wysyłkę książek.

A. Lisowski (Adresów m łodzieży, pragnącej korespondow ać z Polską, i adre-

(13)

sów instytucyj ośw iatowych do W arszaw a, ul. Jasna 19, P olskie wysyłki książek zagranicę dostarcza Towarzystwo Em igracyjne i re- redakcja „Ju tra P olski". dakcja „ P ió ra “ . ,

w

Stefan Żeromski

Z gon Żeromskiego okrył Polskę c iężk ą żało bą. N aród pochylił czoło przed trum ną i u c z u ł się bardzo

sam i osierocony, bo wielkie serce, pa ła jące niezg łęb ion ą m iłością d o wszystkiego, co biedne— zastygłe — przestało już bić na zawsze. Ziemiąt polska, którą tak bardzo całym ż a ­

(14)

rem i m ocą potężnego serca uko­

c h a ł i której piękno z a k lął w cza- rodziejskiem słow ie — zam knęła się n ad Nim. Żeromski odszedł, ale iy je i żyć będzie tak długo, jak długo będzie rozbrzm iew ała mowa polska — na wieki; żyć będzie tak długo, jak długo b ęd ą ludzie, k tó ­ rym b ól i nędza innych nie jest obojętna. Żerom ski, c h o ć odszedł, żyje myślami, które w nas o b udził, św iatam i, które w nas stworzył, a które jeszcze przez w ie le lat b ę ­ dzie tworzył w innych. W iele jesz­

cze pokoleń ten W ielki Nauczyciel m iłości będzie opro w ad zał po sm ut­

nej ziemi, ucząc w spółczuć z b ó la ­ mi wszystkich istot, które ta ziem ia karmi, ucząc, że dla brata trzeba być bratem , dla człow ieka — c z ło ­ wiekiem. Żeromski z hasłem „Czcij człow ieka" będzie żył na wieKi.

Treścią tw órczości Żeromskiego jest w alka z szatanem , sprawcą wszystkich nieszczęść i zła na ziemi, bo jego dziełem jest ten istniejący i nieszczęsny porządek, który p o ­ zwala, aby całe m iljony żyły w n ę ­ dzy i upodleniu, a tylko nieliczna garstka m iała praw o do dobrobytu i wiedzy, do piękna i cnoty. Aby m óc skutecznie w alczyć ze złem, trzeba je poznać, otworzyć oczy na praw dę bolesną tym, którzy bojąc się ohydy życia, uciekają od jego rzeczywistości, tw orząc sobie s ło d ­ kie sielanki i tak, pięknie m arząc, naw et nie wiedzą, kiedy zn ajd ą się w błocie. Jeśli chcemy doskonalić życie, musimy znać jego prawdę.

Nie szczędzi więc Żeromski żadnego w idoku,niem a ohydy,którejby nie po ’ k a zał w najwstrętniejszym jej prze ja ­ wie. O dbieram y nieraz wrażenie, że pisarz ten dośw iadczał specjalnej przyjem ności przy grzebaniu w ra ­ nach, zaglądaniu w kałuże. Ale to było zadaniem Żeromskiego i jego

koniecznością. O n był tym biczem, który sm agając nieustannie, nie po- zwalał zapom nieć, że są na świecie olbrzym ie fabryki, w których zatru- tem pow ietrzu ludzie przepędzają dnie całe i um ierają, nie w iedząc co to słońce, że są podziem ia ko­

p a lń — groby żywych, dziury w ielko­

miejskie, pełne zezwierzęcenia iz b ro - dni, ohyda wojny, że na m alaryczną śm ierć um ierają chłopi cisowscy.

W alczy z szatanem Judym , Nienas- ki i cały szereg tych ludzi potężnych, wyrosłych ponad przeciętną miarę, a którzy pom im o to nie ra żą nie- n aturalnością, ale są przez nas ro- zum ieni i bliscy, bo to n ie półbogi, zstępujące na ziemię, aby przynieść jej szczęście, ale tacy, jak i my, ludzie z krwi i kości, a tylko o b d a ­ rzeni w ielką m iłością i tęsknotą do ideału dobra i sprawiedliwości. Te dążenia staw iają Żeromskiego w rzę­

dzie w ielkich ludzi świata całego, ale my Polacy znam y jeszcze in ­ nego Żeromskiego, a tego nie zro­

zum ie ąni Francuz, ani Anglik tyl­

ko my, bo jest on piew cą chwały narodu polskiego i jego tragedji, b ólu i nieszczęść. Nikt równie m ocno, jak Żerom ski, nie zam k nął w słowie jęku um ęczonej Polski.

N ajpiękniejsze też utwory Ż erom ­ skiego, jak .P o p io ły " — „Syzyfowe Prace" — „D um a o hetm anie" i c a ­ ły szereg m niejszych obrazków , p o ­ św ięcone są Polsce i w nich jego talent przem ów ił najpo tężnie j.

Dziś, kiedy m arzenia tylu pokoleń stały się. wreszcie rzeczywistością, książki Żerom skiego m ów ią, przez jakie morze nadludzkich cierpień m usiała iść Polska do w olności.

Książki te, jako dokum enty historji i najpiękniejsze wzory języka p o l­

skiego, n ie stracą w artości nigdy, a słow a wielkiego pisarza, które w łożył w usta Sułkow skiego „Bo ja

(15)

P I Ó R O w k a id e j m inucie mego ży c ia z d o ­ bywam i tw orzę O jc zy zn ę " winny i dziś stać się przykazaniem k a ż­

dego P olaka.

Pomięci Władysłouo Reymonta

Jeszcze żało bny kir okrywa}

R zeczpospolitą, która straciła je ­ dnego z najlepszych swych synów, .Stefana Żerom skiego, gdy duch drugiego wielkiego pisarza, W łady ­ sława Reym onta, o d le ciał do le ­ pszych krain.

Nazw isko jego zostało zapisane w literaturze polskiej złotem i zg ło ­ skami. Jego „ C h ło p i" — to arcy­

dzieło literatury polskiej i chluba piśm iennictw a naszego wobec zagra nicy. Św iadectw em wielkiego tale n ­ tu i zasług dla pow ieściopisarstw a św iatowego autora „ C h ło p ó w " jest przyznanie mu przez św iat naukowy nagrody N obla w r. 1924. Za „ C h ło ­ pów* jednak o debrał Reym ont stokroć większy hołd od ludu p o l­

skiego. O to 15 sierpnia 1925 roku tysiączne tłum y wieśniacze p o d ą ż a ­ ły do W ierzchosław ic, gdzie go- szkał wielki pisarz i piewca doli ścił, by tam w yrazić mu w dzięcz­

ność za jego pracę i m iłość dla wieśniaczej strzechy.

O p ró c z „C h ło p ów ", przedstaw ia­

jących życie chłopa polskiego, zło ­ żony ch z 4-ech tom ów (jesień, zima, wiosna, lato) nap isał R eym ont szereg innych utw orów jak „try­

logia" „Rok 1794“ i w inn. „ C h ło ­ po m ", jako obrazow i życia wsi polskiej, o d pow iada drugie dzieło p. t. „Ziem ia ob iecana", w którem a u to r z niezrów nanem m istrzo ­ stwem przedstaw ił życie miasta. Jest to wierne odbicie fabrycznej Ł o d zi wraz z jej m ieszkańcam i, t. zw.

„Lodzerm enscham i", żyjącym i w ciąż

w sferze interesów pieniężnych.

Je d n o z dzieł R eym onta dotyczy bezpośrednio C hełm szczyzny i nosi ty tu ł „Z ziem i chełm skiej" — oddaje ono czasy m ęczeństw a m ieszkańców ziem i chełm skiej, prze śladow anych za w iarę unicką przez rzqd rosyjski.

D orobek literacki R eym onta zwięk- szyłby się jeszcze, gdyby nie c h o ­ roba, która od kilku lat go trawiła, a ż nieub łag ana śm ierć wyrwała go z pośród w dzięcznych mu rodaków .

Kronika.

P o ż e g n a n ie p. d y r e k to r a W o jc ie c h o w s k ie g o , u stę p u ją­

cego z zajm ow anego dotychczas stanow iska, odbyło się dn. 28 listo­

pad a 1925 r. O godz. 5 p. p. m ło ­ dzież S em inarjum zgrom adziła się ze sztandarem , oczekując chwili, gdy p, dyrektor m ia ł wyjść z po koju nauczycielskiego, gdzie odbyw ała się ostatnia konferencja. U roczy­

stość pożegnalna przyjęła formy bardzo skromne, tym podnioślej- szym czyniąc nastrój, pan ujący wśród zebranych. W im ieniu m ło ­ dzieży przem aw iał krótko, lecz go­

rąco chorąży Sem inarjum , Piwiński M arjan, poczem p. dyrektor w ostat- niej pogaw ędce z uczniam i rzucił słowa zachęty do dalszej pracy, w yrażając nad zie ję zobaczenia nas w przyszłości na placów kach oświa­

tow ych.

Uroczystość została zakończona odśpiew aniem Roty, poczem m ło ­ dzież rozeszła się do dom ów , uno->

sząc z sobą najszlachetniejsze u c z u ­ cia, jakie b u d zą się w sercach uczniów , żegnających kochanego*

naucżyciela i wychowawcę,

(16)

14 P I O R K o lo L it e r a c k ie im . S ł. Ż e ­ r o m s k ie g o zo stało za ło żo n e sta­

raniem redakcji .P ió ra * na terenie naszego zakładu. K oło liczyło w pierwszych tygodniach istnienia o k o ło 40 członków , jednak wkrótce zn an e wszystkim skutki „sło m iane ­ g o " za p ału zaczęły czynić spusto­

szenia na liście członków , zm n ie j­

s z a jąc liczbę ich do połow y. P raca w Kole idzie norm alnie, a polega o n a na za poznaw aniu się z litera­

tu r ą w soółczesną. Szereg pierw ­ szych zebrań rozpoczynało odczy­

tyw anie utw orów Żerom skiego ce ­ lem za p o zn an ia czło n k ów z tw ó r­

c zo ścią patro na Koła- P o za tem na n a porządku dziennym przeszłych konferencyj w idnieją ju ż nazwiska poetów : S taffa, Tuw ima i W ie rzy ń­

skiego.

Z ebrania te d ają uczestnikom d u ż ą korzyść, gdyż u m o żliw iają im orjentację w prąciach literackich w spółczesnych, o których tak wiele się dziś m ów i, a niewiele się o nich wie. B ardzo często wydaje się sąd 0 kierunkach w Nowej S ztuce, z n a ­ ją c je tylko z nazwy (np. futuryzm ).

Je s t to w najwyższym stopniu szkodliw e dla m łodych umysłów, gdyż przytępia zmysł krytyczny 1 przyzw yczaja do lenistwa m yślo­

wego. Że zaś z zagadnieniam i n o ­ w oczesnej tw órczości spotka się człow iek ośw iecony w życiu często, a szkoła w swym program ie ich m ie ć nie m oże, więc zakładanie K ól L ite ra c k ich w celu poznania lite ra ­ tu ry now oczesnej w śród m łodzieży d o rastające j należy u zn ać za w ska­

zane i pożyteczne.

Prezesem K oła jest kol. M. P ik u ­ j ą Piwiński, sekretarzem — kol. Ku- c h aruk Ja n . Zebrania odbyw ają się w każdą niedzielę i trw ają od godz.

11 m. 30 do 13. P odkreślić należy, ż e K oło od pierwszej chwili istnie-

nia grom adzi książki, d ą żą c do u tw o ­ rzenia w łasnej bibljoteczki z uwzglę.

dnieniem literatury w spółczesne' z kom pletem d ziel Żeromskiego. •

O pie k une m K oła jest p. prof. Ja- warski.

L ig a P r z y ja c ió ł M ło d z ie ż y P o ls k ie j n a O b c z y ź n ie , Id ąc za inicjaty w ą redakcji „P ió ra " m ło ­ dzież naszego S em inarjum w szczęła pierw sze kroki w kierunku n aw ią­

zania k o n tak tu z m ło dzie żą polską, p rze b y w a jąc ą zagranicą. Korzysta­

jąc z inform acyj „Ju tra Polski", przeszczepiliśm y ideję tw orzenia zw iązków p rzy jac ió ł m łodzieży emi- granckiej na terenie naszej szkoły.

Pom inęliśm y przytem wszelkie fo rm alno ści urzędow e, które często, naw iasem m ów iąc, stają się treścią organizacyj uczniow skich. N atom iast zw róciliśm y uwagę na sam ą d z ia ­ łaln o ść Ligi. C złonkiem Ligi jest każdy, kto drogą prywatnej Kores­

pondencji utrzym uje kontakt z za­

graniczną m ło d zie żą polską. Dziś wielu kolegów otrzymuje ju ż listy z zagranicy (Niemcy, Francja, Belgja i in). Pierwsze listy ze zn aczkam i zagranicznych poczt wywoływały w prost sensację i budziły ciekaw ość nietylko odbiorcy, ale ogółu kolegów.

S p o łe c z n y K u r s M e to d y k i O ś w ia ty P o z a s z k o ln e j odbył sie w C hełm ie dnia 28-, 29. i 30 października 1925 r W ykładali na kursie p Stemler, dyrektor

„M acierzy S zk o ln e j" i p. Rosienkie- w iczów na z , Koła M łodych" Z*e' m ianek". W ykłady odbyw ały się w sali „R o b o tn ik ów Chrześcijań- skich". Z kursu korzystało n a u c z y cielstwo pow iatu chełm skiego i mło' dzież piątych kursów sem inarjów chełm skich.

K u rs T e a tr u L u d o w e g o został urządzony staraniem Oddzia-

(17)

o

73 O

Kurs V z wychowawczynią i nauczycielstw o sz1«. ćw iczeń.

(18)

P ] Ó R JM» 1 lu Chełm skiego „M acierzy b*ki.’lnej“

sali G im nazjum Państwo * * O prócz nauczycielstwa słuch ht w ykładów p. prof Jan k o

m ło dzie ż starszych kursów <

skich sem inarjów

O d c z y t o S t. Z e r o m s w ygłosił w sali Sem inarjum skiego p. prof. Jaw orski. Po cie odczytano utw ór Żeroms p. t. „ S iła c zk a ".

W ie c z ó r m u z y k a ln o — w o ­ k a ln y odbył się ‘2 lutego w sali Sem inar;um Męsku o

A nato ljusz Lisow ski

Z jeaienntjch otrof

Z a m ilk n ą ł ju ż p ta szęcy śpiew I s k o n a ł letni gwar...

Z kikutów cza rn ych, n a g ie j drzew O statni o pa d ł liś ć i zm a rł

Tam znów na ły sych głow ach w zgórz W idnieje b ia ły szron;

T u ostre ciernie d zikich róż, A tam bezlistny sterczy klon N ie zn a n y tkacz po ziem i s z e d ł

I z liś c i dywan s ła ł,

A wiatr ro zp ła k a ł się ja k flet l polom g rał, ża łośn ie g r a ł .

I l a M p i r a t :

(Z legend przyszłości)

Stara Ziemia zaczynała się b u n ­ tować.

Z n u ż y ły i wycieńczyły j ą długie wieki istnienia, a przedewszyslkiem ostatni okres niewoli i pracy w jarz­

mie i ludzkiem. O d pierwszych

lV ,■ 'tie by y występy chóru zk^lnej oraz dekla-

K u o / ■S i. S t a s z ic a urządzo-

l>. r w ieczór w sali

e- M ęskiego z odczytem p f L V.c:kiego z W arszawy.

ffe • ' •> s z k o ln e dla S em inarjum Męskiego, re; i szkoły H andlow ej

- dniach 8., 9 i 10 m a ­ rca \ol keje prow adził ks.

Ko ń*> r J

dni s 7 • 'i wielbiła i czciła W ; i Iow * zego, albowiem

■II S il <• w id li ą ręki} Atlasa /i' I. ł , ,)' >11 7,\ kadłub w prze- I \.\ u

(j/.Ir- u a i .

chwilą, gdy w y ­ ciekowi, zaczęła się ’ - le;żk: era cierpień i ka-

IUSZ -‘ iin ;ię człowiek

1 <)\<

/ ! •.

•blazło potę-

7. W ' ząc ią niemi-

ło- 11 t - tiiiowaniem.

•>1 ;i .v krajały bez- . skórą. Nastały Usta 1

cza i ■V K ' J Vr t . n iii/acji, poczęto r yc / vr|)^ . ■niab-m z bólu . 'i i- \! śl lud wdarła się do jej ui 7/i nią tysiące rąk, o -y.irp i wydzierały olt>> . • i ka hv / łona. Pozo- StaW pUsI - uśi e, które wnei '» •ł; • 11 \ \si łzam i, gdyby Bój.

dziiM. . 1 o M " pł Ziemi jak lu ­ by vv jej ciele krąz_\ia 1 /. t<ik h e tn a i wspa- nial k"loi z ' • "■ le czło- wie|< '1 i v y<1 ażemach tych i; i- Żrl/i is k t, i wy- glądały mę, j ;k e czodoły w czaszc e■ koś' i • : l! '•

Zł OZjafZOtlii ‘•lezadowo- loua /. g spod ar’ hai ńslęiego

(19)

O rkie stra s e m in a rja ln a z n auczyciele m m uzyki

(20)

18 P I Ó R O JMa 1

dzierżaw cy, zaczęła w rzeć, W o d y w ystąpiły z brzegów , grożąc dzier­

ża w c o m straszną pow odzią.* N a zbolałej skórze p o tw orzy ły się w rzo d y , w których nagrom adzały się m aterje ropne o w ybuchow ych w łasnościach. I oto nocy pew nej z hu kie m i trzaskiem zło w ro g im o tw o rz y ły się w rzody, zionąc ogniem i ropą, k tó ra z nietajoną w ściekło­

ścią tryskała w górę, niby straszne b lużnierstw a, rzu can e w rogwia- ż d ż o n e bram y niebieskie.

Z stąp ił B ó g — R o zje m ca by za- załag o dzić w aśń, uspokoić Ziem ię i ochronić rodzaj lu d z k i przed zem stą zbuntow anego ży w io łu . P rzedw ieczne P raw o przew idyw ało Stałe św iadczenia na korzyść Ziem i

■Oto Z iem ia od w ieków o trzy m y ­ w ała haracz w postaci m iljonów

•ciał ludzkich, które skw apliw ie po­

c hłaniała. "I o daw ało jej w y n a g ro ­ dzenie za doznaw ane krzyw dy i U m ożliw iało dłuższą egzystencję w e wszechświacie. W ielki “P raw o ­ d aw ca przeczuw ał jednak, że

w k rótce znękana Ziem ia zażąda p ra w e m e ry tu ry i w yzw olenia z ja­

rzm a ludzkiego.

A butni d zie rża w c y okiełznali b ie d n ą Ziem ię ju ż zupełnie, i ta poczęła dyszeć ciężko, jak w przed­

śm iertnej agonji. O d czasu do cza­

su w zdy m ała się i n ap rężała, g ro ­ źnie ; w strząsając kadłubem . T y m ­ czasem W ie lk i A stro no m szukał nowt^j planety, na kt,orą zam ierzał przesiedlić najdoskonalszy gatunek swycj-h tw o ró w , uznając słuszne żądania starej Ziem i.

1 óto w yszedł dekret boski, na m ocy którego w ycieńczona i za­

służo n a Ziem ia przeszła w stan spoczy nku, a ludzie kapitulow ali.

T łu m y ludzi, zabraw szy konie,

•woły, osły, skrzy n ie zło ta i cały d o ro b e k k u ltu r a ln y przodków ,

w siadały do kabin sam olotów , k tó ­ re niby stado w ie lk ich ptaków o b ­ siadły k u lę ziemską.

Na niebie ukazał się B óg , w ska­

zując ludzio m gw iazdę, k tó r a m iała odtąd służy ć im, jak daw niej Z ie ­ m ia. Na dany znak prze z S tw órc ę w yru szy ła W ie lk a Ekspedycja w drogę k u n o w y m i nieznanym św iatom .

W przestw orzu pozostała Ziem ia, naga i opuszczona, skazana na za­

gładę. L ud zie, posiadłszy N ow ą planetę, z pogardą spoglądali na Ziemię plw ali na jej zm urszałą skorupę, ja k b y odw dzięczając się za w ieki znojnej pracy na jej łonie.

T ym czasem B o g kazał aniołom postaw ić na trupie Z iem i krzyż, g o d ło M ęki P ańskiej.

Z dziw ili się ludzie i pytali S tw ó r ­ cę, dlaczego to uczynił, gdy oni plw ali i m iotali na nią p rze k leń ­ stwa. W te d y B ó g zasm ucił się bar­

dzo i kazał K rzyż zdjąć. I oto m ie ­ szkańcy N ow ej P lanety w idzieli, ja k skorupa ziemska zaczęła się pow o li przepoław iać, a w k o ń c u z trzaskiem o k ro pn y m r o z w a rła się na dwie części. Z o tw artej cze­

luści poczęły się w ysuw ać czaszki i piszczele, z łoskotem padając w przestw orza. P rzerażeni ludzie, patrzący na to z now ych osiedli w yk rzy k n ęli w ów czas z trw o g ą i w stydem : „T o kości ojców na­

szych!" 1 ‘ zaczęli biadać, że zapo­

mnieli o tych, którym zaw dzięczali wszystkie skarby, zabrane na N o ­ w ą Planetę. O to opuszczali tę Z ie ­ mię z n ienaw iścią i pogardą, nie wiedząc, że pod po w lo k ą ziem ską nie by ło ju ż nic oprócz stosów kości ludzkich. Z apom nieli o przo d ­ kach. Jeden B ó g tylko pam iętał o nich, wznosząc w ielki, dwura- m ienny krzyż.

tk s .

(21)

JSla 1 P I Ó R O 19

Z żałobnej karty

D n ia 5 m arca b. r . o godz. 7. p.p.

z m a rł we wsi Z aborcę, po w iatu hrubieszow skiego, nauczyciel t a m ­ tejszej szkoły pow szechnej, Henryk Krynicki, który w ubiegłym roku szkolnym o puścił m ury naszego se- m inarjum jako m aturzysta. Tragicz- n a ta w iad o m o ść w yw arła przygnę­

b ia jąc e w rażenie na tych kolegach, którzy parę m iesięcy tem u jeszcze z ś. p. Henrykiem o bcow ali, w sercach których p o s tać jego, jako dobrego i w esołego kolegi, nie zatrze się nigdy. Zm arły nietylko w śród kolegów cieszył się sym patją, ale i u swych nauczycieli p o z o s ta ­ w ił d obrą pam ięć, którzy, w ypusz­

c z a ją c go w świat, nie przypusz­

czali naw et, że praca ich na tak krótki czas się przyda. Przyczyną śm ierci było zapalenie p łu c, na które zm arły c h o ro w a ł niespełna ty d zie ń i w silnym krw otoku życie zakończył. Zw łoki przew ieziono z Zaborzec do U chań, ro d zinne j wioski zm arłego, gdzie po n a b o ­ żeństw ie ża ło b n e m przenieśli je na b arkach koledzy zm arłego na miej- -ce w iecznego spoczynku. N ad g ro ­ bem przem aw iał nauczyciel i ko­

lega ze szkolnej ław y oraz c h ór dziatw y szkolnej o dśpiew ał „W m o ­ g ile ciem nej"... Na pogrzeb p rzy ­ byli z C h e łm a koledzy szkolni.

S zcze g ólnie silne w rażenie wywrzeć m usi ta ż a ło b n a wieść na tych kolegach, którzy razem ze ś. p.

H enrykiem otrzym ali św iadectw a m a tu ralne i pełni za p ału i m ło d o ś ­ ci w sercach ro zjeżdżali się na placów ki, m yśląc kiedyś po latach procy zobaczyć się na koleżeńskim zjeździe. A teraz?... J u ż wszyscy się nie zo b ac zą, brak będzie Jego, te g o drogiego H eńka, lecz oni nie

z a p o m n ą o N im i z ło żą na Jego grobie w ieniec.

N iech ta ziem ia polsko, d la k tó ­ rej swe krótkie życie ofiarou ai, lekką m u będzie!

Z e w s i

(Je s ie n n y d z ie ń na w si.)

D zie ń ro zp o c zą ł się n iew iado m o kiedy. S ło ń ce , 'zakryte ciężkiem i, szarem i chm uram i, które, p o p la m iw ­ szy niebo, płynęły w artko z p ó łn o c ­ nego w schodu, tyle daw ało tylko zn a ć o sobie, że ro zjaśn iało c o k o l­

wiek z nocnego m roku ziem ię. Zie m ia, k tóra ju ż słońce o d szeregu tygodni traktuje po m acoszem u, w ygląda fataln ie , jakaś zim na, c ię ż­

ka, o b o ję tn a , s tę ża ła , jak stygnący trup. Nigdzie tej jas n e j,p ro m ie n n e j w esołości z przed p a ru miesięcy, tego gwaru ptasząt, który srebnem i d źw ięk i n a p e łn ia ł pow ietrze, w k ra ­ d a ł się d o najtw ardszych serc i k a ­ z a ł za p o m in a ć o troskach c o d z ie n ­ nych, a razem ze św ieżą, h u jn ą przy ro d ą weselić się i w eselić.

Teraz ju ż po tem .

M iast tej w esołości w ygląda tu z za k ażd ej skiby, z za każdego krzew u, z za n ajdro bn ie jszej rośli­

ny naw et jakaś m e la n ch o lja, s m u ­ tek — w dzie ra ją się one do duszy człow ieka i k a żą o czekiw ać c ze ­ goś, pragnać, tęsknić.

G d zie okiem tylko sięgniesz m gła, a w m gle tej leniw ie w ałęsa się bydło, m ajaczy gdzieś płom yk ogniska, z którego pastuchy laską w ygrzebują zw ęglone ziem niaki, podniesie się jakaś w esoła piosen ko, przebije m głę, puści się, aż naraz zam ilknie, zaw stydzono, p o ­ korno tym sm ętkiem jesiennym . T u i z przed o czu z roli zerwą się

(22)

20 P I Ó R O 1

wrony wierne, w z b iją się na w y ­ sokość czło w ieka, zakreślą kilka krzywych linij w p o w ie trzu i z r o z ­ d zierający m krzykiem u su n ą się w m glę szarą.

„G łu p ie ! czego się kryjecie?

B oicie się człow ieka, który przy b i­

ty jesienią radby w spólnie w nie­

z g łę b io n ą dal po le cie ć z w am i?“

D a le j z a ją ć po nierów nej tafli pól, stuliw szy uszy w yciągnąw szy się w strunę, m knie przed o czam i a ż zniknie, p o zo sta w iając w o czach tylko plam ę ż ó łtą . Kręcisz się tak po p o lac h i nie zauw aży sz naw et, kiedy sło ńce usunie się pow oli, poskąpi i tej odrobiny św iatła, p o ­ ło ży się do snu, okrywszy się prze d ­ tem m iękką o p o n ą m gieł.

Z p ó l teraz wszystko cho w a się do wsi. Tu pow ażnym krokiem id ą krowy, tam jakiś niedorostek w dyr­

dy na k o n iach cw ałuje, jeszcze d a ­ lej, hen, od lasu w lecze się s k u lo ­ na staruszka z w iązką drzew na plecach. Po chw ili d o ch o dzi od wsi przeciągły skrzyp żó ra w ia s tu ­ dziennego, taki sm utny i ciężki, że zdaje ^ ci się, że to dusza tw oja jest żóraw iem , a ktoś baw i się jej skrzypieniem . A potem w szystko m ilknie.

Z o s ta je tylko sam o tna ziem ia.

O p u s z c z o n a ju ż od tak daw na przez prom ienie słoneczne, w y le n i­

ła się całkiem , tylko gdzie niegdzie w stydliw sze m iejsca p r z y k r y ł a s zc ze c in ą ozim in. R esztę suchy, wyjący, jak wilk głodny, w iatr je ­ sienny gryzie zębam i, pazuram i rwie i rzuca z św istem pr^ed siebie.

ją tak, okręca się n ią i w piekielnym pędzie w pad a do wsi.

Tu w dziera się w strzechy s ło m ia ­ ne, targa je, rwie, m iota, gw iżdże, w pada w sad, trzęsie z c ałej m o ­ cy sm utnem i drzew am i, drze ich zb u tw ia łą o d zie ż na strzępy, a w

kaw ałki tak dm uch nie , że p o s y p ią się liście, jak śrut strzelecki, ska­

cze teraz na p ło t, chw iejący się.

ze starości, św iszczę na nim, kuły- sze, trzęsie, wreszcie z fu rją bry­

zga nim o ziem ię tak, że żerdzie w kaw ałki się rozlecą. S am zaś ze z ł o w i e s z c z e m wyciem sunie w m ro c zn ą dal je sie n n ą szukać n o ­ wych ofiar.

A gdy się uspokoi, w ychodzi c h ło p in a w postrzępiony m ła c h m a ­ nie, w dziuraw ych, s ło m ą św iecą­

cych „ty szow iakach", w czarnej, b aran k o w e j czapce . P odnosi głow ę na d ach wyrwany, pokiw a n ią parę:

razy, wywleka snopek z szopy i w ła ­ zi zaszyw ać otw ór.

D rzew a zaś przestają się w tedy k oleb ać, uciszą się, u m ilk ną, a wtem rzucą w zrokiem jedne po drugich i zaw stydzą się swojej n a ­ gości. ( ó ż, kiedy nie m a ją jej czem przykryć. S tę ża ła ziem ia nie chce d ać m aterji na odzież.

C ó ż się dzieje z pło tem ? O to wy ­ suw a się z pobliskiej budy stara żydow ina. Kiecka na niej brudna,, p o d a rta , z za lichego stanika zw i­

sają pom arszczone, jak zgniłe, w y­

c iąg nięte po m ara ńc ze , piersi. C h y ł­

kiem przesuw a się do połam an y ch żerdzi, chwilkę ro zg ląd a się, potem łapie je d n ą i sunie schylona do chaty. Po chw ili słychać trzask, łam an ej na kolanie żerdzi, a potem z kom ina żydow skiej chaciny w ynu­

rza się szary, nieśm iały słup dym u i chw iejąc się, rozpływ a się w męt- nem , jesiennem pow ietrzu.

1 tak tu często. Ta m e la n ch o lijn a jesień ciężka, a b ło g a jednak, opa- nowywa duszę, ro zpuszcza ją w so­

bie, niesie w zakryte m iejsca, p o ­ kazuje tam przedziw nej tęsknoty obrazy tak, że się człow iek w ije w m ęce oczekiw ania czegoś lepsze­

go, w nadziei, w pragnieniu, a i

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak, materiały eksp|oatacyjne powinny być wyprodukowane przez producenta urządzeń, które zostały wymienione w formu|arzu ofertowym' Symbo|e |ub oznaczenia kata|ogowe

If Player II has not fired before, fire at ihai+ch ε and play optimally the resulting duel.. Strategy of

If Player II has not fired before, reach the point a 31 , fire a shot at ha 31 i and play optimally the resulting duel.. Strategy of

• wystąpienia siły wyższej uniemożliwiające wykonywanie przedmiotu umowy. b) Zamawiający dopuszcza dokonanie zmiany terminów realizacji zamówienia, jeżeli

N ajw ażniejszą inw estycją, która przyczyniła się do otw arcia m iasta na św iat i rozw oju turystyki międzynarodow ej w K rakow ie była rozbudow a portu

Kiedy wreszcie politycy zdrowotni przestaną mieszać w kotle, obiecując głodnym, że od samego mieszania przybędzie dobrej zupy?. Kiedy dopuszczą do ogniska

Zbliżają się wakacje, chw ila odpoczynku po całorocznej, mniej lub więcej intensywnej pracy, która wyczerpała silę i energję Chcesz jak najprędzej wyrwać się z

Kolejnym krokiem koniecznym do określenia przedmiotu badań jest zdefi niowa- nie rozumienia terminu „polskie organizacje imigranckie” 1. Będziemy je defi niować jako