N b 16. Warszawa, dn. 1-go sierpnia I9I9. Cena 50 f.
Proletarjusze wszystkich krajów, łączcie się!
6Ł0S BUNDU Pismo socjaldemokratyczne.
Wychodzi 1-go i 15-go każdego miesiąca.
Adres Redakcji i Karmelicka 29. Prenumerata t M iesięczni— 1 m. 50 f.; Kwartalna— 4 m. 50 ł.
Redakcja przyjmuje w poniedziałki i środy od 11— 1 p .p . Półroczna— 9 m.j Roczna— 18 m.
Adres A dm inistracji: Nowolipia 7. Csna Ogłosztrt: Za wiersz petitu— 2 m.
TREŚĆ I Gra w politykę. — O duszo Morgentau’a. — Międzynarodówka dnia jutrzejszego. — Międzynarodowa akcja 21 lipca. — Połów sjonistyczny. — Na marginesie. — .R . D. R." — J e s ic z a o .w olności*. — Zgrzyty. — Z życia partji. — Z łydow. iycia robotniczego.
Druki i listy dla redakcji „G łosu Bundu“
należy posyłać pod adresem administracji:
N o w olip ie 7.
Gra w politykę.
Atmosfera polityczna jest przesycona elektrycz
nością. Wszędzie czuje się niepokój, zdenerwowanie.
Kryzys gabinetu i rządu stał się chroniczny.
Zewnętrzne objawy są podawane jako przyczyny.
Rozpołowiony Sejm nie może wyłonić silnego rządu.
Sejm niema stałej większości i dlatego w Polsce nie
m a ładu,— biadają kawiarniani politycy na łam ach naszej »poczytnej" prasy.
W istocie rzecz się m a wprost odwrotnie. W Sejmie jest zupełnie wyraźna i określona większość.
Większość reakcyjno-burżuazyjna. W iększość, która doskonale zna swe interesy klasowe i nie posiada skrupułów, gdy chodzi o osiągnięcie swych celów.
A jeśli jednakże czuje się nieswojo, jeśli nie
pewna jest dnia jutrzejszego, to nie jej w tem wina, nie wina Sejmu, nie wina rządu. Istotną przyczyną kryzysu jest miecz Damoklesowy zawieszony nad każ- dem państwem buriuazyjnem , jest obawa przewrotu społecznego,
Bezsilnym jest rząd wobec zjawisk, przerastają
cych nietylko granice kraju, ale i ramki obecnego u- stroju. Gdy historja występuje już w roli grabarza, ża
den m ąż, żaden rząd nie potrafi przeszkodzić jej w swej pracy. Dlatego miota się w bezsilnej wściekłości reakcyjna większość sejmowa.
A wyznać należy. Po mistrzowsku nieraz prowa
dzi reakcja swą grę polityczną. Scena z reformą rolną warta była oklasku. Reforma, czyniąca zadość intere
som bogatego włościaństwa, ignorująca całkowicie niemal żywotne potrzeby uboższych warstw wiejskich,
— została podana społeczeństwu jako wielkie walne zwycięstwo lewicy nad prawicą. Zabaw ną rolę odgry
wali w tej komedji posłowie pepesowi, którzy do ostatniej chwili nie spostrzegli, że wystrychnięto ich na dudków.
Nie m niej misternie przeprowadzono debatę w sprawie robotniczej. Robotnicy Polski przypuszczali, że rząd obecny to ich wróg, to zwolennik ustroju burżuazyjnego. Ale Sejm dow iódł czarno na białem , że właśnie ministrowie pracy i robót publicznych są najzagorzalszymi bolszewikami, zdrajcami sprawy narodowo-kapitalistycznej. I za to ich skazano na u- tratę tek ministerjalnych. A posłowie pepesowi i w tej komedji podjęli się niewdzięcznej i śmiesznej roli udawania naiwnych, wierzących, że scena sejmowa to nie jest tylko obłuda i fałsz.
Nie zawsze jednak burżuazyjna większość utrzy
m uje się na tak znacznej wysokości kunsztu politycz
nego. Niejednokrotnie jej najbardziej aktywna część, endecja, popełnia głupstwa, za które każdy wykwali
fikowany polityk rum ienić się musi. Zdarza się to zwłaszcza wtedy, gdy wodzowie reakcji zapom ną, że najniecniejsze rzeczy m ożna robić, ale zawsze należy je ubrać w dźwięczne frazesy o wolności, demokracji i wielkich ideałach.
To też potępić należy ostatni zwrot endecji w stosunku do P P S . G nębić klasę robotniczą, odm awiać jej wszelkich praw, to leży w porządku rzeczy każde
go przyzwoitego rządu burżuazyjnego. Ale m ówić głośno o kneblowaniu ust tak oswojonej partji jak P P S , wygrażać, że nawet tym „narodowym* socjali
stom naleje się sadła za skórę,— to pachnie średnio
wieczem, to nie licuje z państwem, zaliczającem się do „wielkich demokracyj Zachodu".
W ustroju burżuazyjnym m ożna robić co się chce, ale m ówić należy tylko to, co wypada.
Lecz słusznie może się reakcja polska pocieszać, że wielkiej szkody jej om yłki polityczne nie wyrządzą.
Jak również nie przyniosą wielkich korzyści jej udane posunięcia. Gdyż istotna gra prowadzi się gdzie
indziej.
O duszę p. Morgentau’a.
Przyjazd komisji senatora Morgentau’a zajął przez pewien czas uwagę całej prasy burżuazyjnej warszaw
skiej— zarówno polskiej, jak i żydowskiej. Pierwsza powitała komisję amerykańską z wyraźną niechęcią lub nawet wręcz wrogo. Druga pokładała w posłanniku W ilsona ogromne nadzieje.
Po pierwszem zetknięciu się p. Morgentau’a z przedstawicielami polskiej prasy ton ostatniej w sto
sunku do gości amerykańskich znacznie się zmienił.
Polscy nacjonaliści przyszli do przekonania że nie taki djabeł straszny, jak go m alują. P. Rabski po
św ięcił nawet w „Kurj. W arsz." entuzjastyczny arty
kuł żydowskiemu senatorowi z Ameryki.
Równocześnie sposępniała m ina żydowskich na
cjonalistów. Pan Morgentau oświadcza, że nie zam ie
rza bynajm niej wtrącać się do wewnętrznych spraw Polski. Pragnie tylko pom óc przy rozwiązywaniu kwestji żydowskiej. Klauzula narodowościowa może jeszcze uledz zmianie. Sprawiedliwe żądania p. Pade
rewskiego nie zostały uwzględnione jedynie dlatego, że koalicji bardzo zależało na szybkiem podpisaniu traktatu.
Tego się nacjonaliści żydowscy po p. Morgen
tau nie spodziewali... Wszelako nie tracą nadziei.'W ięc usilnie zabiegają około ambasadora amerykańskiego.
O duszę p. Morgentau’a, jak o duszę Małgorzaty z Fausta, toczy się zażarta walka. Z jednej strony p.
senatora starannie uśw iadam iają liczne delegacje ży
dowskie. Z drugiej strony pracują nacjonaliści polscy, posługując się chętnie pośrednictwem swych lokajów żydowskich— zaczynając od bankiera Natansona i koń
cząc na »socjaliście“ Diam andzie.
My, socjaliści żydowscy, przyglądamy się tym konkurom nacjonalistów wszelkich m aści z najzupeł
niejszą obojętnością i żadnych złudzeń co do ich wy
ników nie żywimy.
P. Morgentau przybył do Polski na skutek za
proszenia p. Paderewskiego. P. Morgentau przybył poto, by się przekonać, że tu w Polsce «wszystko jest w porządku“. Rządzące dziś w Polsce sfery re
akcyjne nie mogą wyrzec się antysemityzmu, tej naj
istotniejszej dla nich broni politycznej. Uczynią też wszystko, co będzie w ich mocy, by rzeczywisty stan rzeczy przed gośćm i amerykańskimi ukryć. N acjonali
stom polskim chodzi nie o „rozwiązanie* kwestji ży
dowskiej, a tylko o to, by przeciwdziałać akcji pro
wadzonej zagranicą przez nacjonalistów żydowskich, by osłabić ustalającą się w sferach demokratycznych Zachodu opinję o dzisiejszej Polsce, jako ustoi re
akcji na wschodzie Europy.
Byłoby wszakże wyjątkową naiwnością m niem ać, że nienormalny stan t. z. polsko-żydowskich stosunków, że ekscesy i pogromy antyżydowskie w Polsce rze
czywiście spać nie dają p. W ilsonow i i reprezentowa
nej przezeń imperjalistycznej burżuazji amerykańskiej.
Przywiązanie p. prezydenta Stanów Zjednoczonych do abstrakcyjnych zasad sprawiedliwości i prawa zo
stało w Wersalu w sposób dostatecznie dobitny za
dokumentowane. Któż dzisiaj nie wie, że klasami panującem i w ich całej polityce, w ich wszystkich czynach kieruje jedno tylko pragnienie— pragnienie po
większenia swej ekonomicznej i politycznej potęgi.
P od tym względem jednaką jest burżuazja wszystkich krajów. M oże być różnica w polocie, w rozpędzie za
borczych dążności, m ożna skonstatować odcienie i to dość znaczne co do stopnia ogłady, kultury, ale nie
m a i być nie może różnic co do istoty.
P . M orgentau, reprezentant klas posiadających Stanów Zjednoczonych, jest przedewszystkiem człowie
2
kiem interesu. Ameryka chce „pom óc“ ekonomicznie Polsce, i dlatego interesują ją polskie sprawy wewnę
trzne. Innem i słowy— amerykańscy kapitaliści chcą w tej lub owej formie lokować swoje kapitały w Polsce, chcą opanować jej rynki wewnętrzne. Chroniczny stan zapalny w kraju, nieustająca obawa ekscesów i po
gromów stwarzają sytuację pod względem handlowym niezbyt dogodną. W dodatku Żydzi odgrywają w h a n dlu zarówno polskim jak nie polskim b. poważną rolę. To też Ameryka chętnie przyczyniłaby się do złagodzenia antagonizm u polsko-żydowskiego. Zw łasz
cza, że pogromy żydowskie w Polsce mogą spow odo
wać w następstwie nową falę emigracji do Stanów Z je d noczonych...
Ale z drugiej strony sfery rządzące w Ameryce pragną zachować dobre stosunki z rządzącem i sferami Polski. To przedewszystkiem gwarantuje dobre zyski.
A ponadto— oficjalna Polska jest dziś wiernym sojusz
nikiem w walce z rewolucją, która i dla Stanów Zjed
noczonych zaczyna coraz wyraźniej tracić charakter czysto abstrakcyjnego problematu.
To też naiwnośaią byłoby przypuszczać, że p.
Morgentau zechce się zbytnio angażować w walce z antysemityzmem w Polsce.
A gdyby zresztą zechciał— nie potrafi. Skuteczne zwalczanie nacjonalizm u nie będzie nigdy i być nie m oże dziełem rąk burżuazyjnych polityków. N acjona
lizm, szowinizm jest dla nich powietrzem, którem od
dychają. I dlatego korowód Morgentau— Grynbam — Pryłucki— Diam and— Rabski może się kręcić do upad
łego, ale bolączki naszego życia nie usunie, kwestji żydowskiej w Polsce nie rozwiąże.
W arto zaznaczyć, że p. Morgentau, utrzymując zażyłe ztosunki z czarnosecińcem Niemojewskim i z równie czarnymi „M izrachistam i“, nie spróbował na
wet naw iązać kontaktu z klasą robotniczą Polski, bądź polską b ąd ź żydowską.
D ow odzi to niewątpliwie przenikliwości amery
kańskiego ambasadora. Wytrawny „business-man“ wie dokładnie, w jakim celu go do Polski wysłano. Przyj
m uje też oferty burżuazji polskiej i żydowskiej i prze
chyli się na stronę tego, kto więcej zaofiaruje.
Lecz cóż m oże m u zaofiarowaó proletarjat Pol-v ski ? Daszyński i D iam and poświęcą m u m oże kilka bezwartościowych łam ańców dyplomatycznych. Może i śród żydowskich socjal-szowinistów znajdą się na
śladowcy amerykańskich poale-sjonistów, całujących kornie ręce anglo-amerykańskich „dobroczyńców*. Ale klasa robotnicza Polski, zarówno żydowska jak polska, nie zechce rozmawiać z p. Morgentau. Wróg klasowy pozostaje wrogiem, choćby'przybył z za oceanu. B ur
żuazja amerykańska niema nic do powiedzenia prole- tarjatowi Polski i nic od niego usłyszeć nie zdoła.
Pocóż tracić więc czas drogocenny?
P. Morgentau nie znajdzie drogi do klasy robot
niczej Polski. Tem samem bezowocnemi będą jego próby znalezienia klucza do zagadki polsko-żydowskiej.
Bo jedyną i wyłączną siłą, którą potrafi ją rozwiązać, jest zjednoczony socjalistyczny proletarjat.
M 16
Międzynarodówka dnia jutrzej
szego.
Ostatnio proletarjat Polski żywo zajm ow ał się sprawą R. D. R. Stanęliśm y wówczas na stanowisku, iż Rady powinny obejmować c a ł ą klasę robotniczą, t a k ą , j a k ą o n a j e s t o b e c n i e . Byliśmy pr2eciw-
--- --- •
*) Artykuł dyskusyjny.
ni żądaniom wszelkich dowodów „prawomyślności“ , b ądź patrjotycznej, bądź rewolucyjnej. Gdyż przeko
nani jesteśmy, iż nadszedł czas wielkich ruchów m a- s o w y c h , w których klasa robotnicza jako całość m u s i ujaw nić swą energję rewolucyjną.
Klasa, a nie ta lub inna partja. To jest najbardziej zasadniczem znam ieniem epoki rewolucyjnej wogóle, a epoki rewolucji socjalnej w szczególności.
Lecz rewolucja socjalna musi być m iędzynarodo
wą. Nie wystarczą więc organizacje proletarjatu we
wnątrz każdego kraju oddzielnie. Musi powstać ciało, któreby było w stanie odegrać rolę naczelnego dowództwa, jednoczącego oddzielne armje proletarjac- kie. By rew olucja zwyciężyła, musi powstać — M ię
dzynarodówka.
Jak m a być zbudowana Międzynarodówka? Nie m ożna stosować jednej zasady dla użytku wewnętrz
nego, a kierować się inną względem świata zewnętrz
nego. Należy być konsekwentnym. W przeciwnym wypadku bankructwo jest nieuniknione.
To też twierdzimy: w równej mierze, jak R.D .R . w każdym kraju winny zespolić cały proletarjat danego kraju do bezpośredniej walki o socjalizm, tak M ię
dzynarodówka winna zjednoczyć cały proletarjat wszech
światowy do walki o ujęcie władzy przez klasę robot
niczą w zakresie m iędzynarodowym, do zrealizowania rzeczywistej jedności klasy robotniczej.
Gdyż gotowi jesteśmy okazać proletarjatowi m ię
dzynarodow em u tyleż zaufania ile klasie robotniczej naszego kraju. Gdyż przeświadczeni jesteśmy, że taka Międzynarodówka będzie równie rewolucyjna, jak re
wolucyjną jest doba przewrotu społecznego.
Powiemy więcej. Tylko wtedy, gdy M iędzy
narodówka zorganizuje proletarjat międzynarodowy jako k l a s ę , osiągnięte zostaną całkowicie te warunki, przy których klasa robotnicza potrafi wypełnić swe historyczne posłannictwo.
Oczywiście m om ent organizacyjny nie jest jedy
nym, który należy brać pcd uwagę, ani też być m oże rozstrzygającym. G dyż nie starczy m ieć ciało, należy jeszcze tchnąć w eń ducha. M iędzynarodówka będzie ż y ć tylko wtedy, gdy będzie Międzynarodówką rewo
lucyjnego czynu, stojącą na czele ruchu wyzwoleń
czego klasy robotniczej i skupiającą w sobie całą jej energję socjalistyczną. Zaś podstawą takiej Między
narodówki jest konkretna realna walka o wspólne cele, wspólny wysiłek o osiągnięcie jednakowego rezultatu.
Zdarzyć się m oże, że ów wspólny wysiłek wyprzedzi nawet wspólną organizację, jak to m iało miejsce z akcją 20 i 21 lipca. Treść jest bądź co bądź zawsze w aż
niejszą od formy.
Niemniej jednak byłoby poważnym błędem za
niedbywać organizacyjne wysiłki, skierowane ku odbu
dowaniu M iędzynarodów ki. Zw łaszcza w chwili obecnej, gdy napięcie rewolucyjne w całym niemal świecie przybiera coraz bardziej określone formy, po
wodzenie tych wysiłków ułatwiłoby skoncentrowanie wszystkich sił międzynarodowego proletarjatu i po
m ogłoby stworzyć aparat międzynarodowej jedności myśli i czynu klasy robotniczej.
Jestto tak widocznem, że niejednokrotnie czy
nione były próby odbudow ania organizacyjnego M ię
dzynarodówki. Zimmerwald i Kientał w latach ubie
głych, Bern i Moskwa w dniu dzisiejszym, — to wyrazy jednego i tego samego dążenia. To próby zdążające różnem i drogami do osiągnięcia jednakowego celu.
Ale próby dotychczas bezowocne. W Moskwie uznano zasadę wykluczenia z Międzynarodówki wszyst
kich odłam ów klasy robotniczej, nie zgadzających się z ewangelją komunistyczną. Teni samem spaczono zasadniczy charakter Międzynarodówki, jako organizacji
Ks 16
klasy a nie partji, oraz uświęcono zabójczą dla sprawy robotniczej taktykę walki domowej śród samego pro
letarjatu. Z drugiej strony zjednoczenie moskiewskie niezdolne jest, przynajmniej w chwili obecnej, do zreali
zowania m i ę d z y n a r o d o w e g o czynu rewolucyjnego, gdyż jest przedewszystkiem ekspozyturą rosyjskiej partji komunistycznej i posiada nader słabe wpływy w krajach Zachodu.
W Bernie i Amsterdamie przyjęto zasadę, że nie należy zostawiać poza nawiasem M iędzynarodów ki żad
nego odłam u socjalistycznej klasy robotniczej bez względu na przynależność partyjną. Lecz jednocześnie zjednoczenie berneńskie nie zdobyło się na żaden rewolucyjny czyn, skazuiąc się tem samem na zupełną bezpłodność. Oportunistyczno polityka zjednoczenia berneńskiego znajduje się w tak jaskrawej sprzecz
ności z objektywnemi zadaniam i rewolucyjnemi klasy robotniczej, iż niem ożna uznać Bernu, jako rzeczy
wistego przedstawiciela m iędzynarodowego proletarjatu.
W Bernie zdobyto się na lepszą formę, ale nie zdo
łano napełnić jej właściwą treścią.
Tak więc M iędzynarodów ka rewolucyjnego czynu, obejm ująca ogół klasy robotniczej, do dziś dnia nie istnieje. Ludzie, prawiący o Międzynarodówce, jako o rozwiązanym już problemacie, i nawołujący gorąco do wstąpienia do ich kramiku, w najlepszym wypadku łud zą siebie samych, niezależnie od tego, czy przy
sięgają na Bern czy na Moskwę. Istotne zagadnienie nie polega na tem, do jakiej Międzynarodówki należy się przyłączyć, a w jaki sposób stworzyć, wywalczyć ^ rzeczywistą Międzynarodówkę.
Lecz nasza Międzynarodówka jest już rzeczywistą Międzynarodówką, powiadają kom uniści, gdyż łączy wszystkie rewolucyjne części proletarjatu wszech
światowego. Międzynarodówka, która by obejmowała cały ogół robotniczy świata, a jednocześnie prowadziła politykę rewolucyjną jest chimerą, utopją, zawiera contradictio in adjecto. Nasza Międzynarodówka ogarnie ogół proletarjatu wtedy, gdy ten ostatni zo
stanie w całości przesiąknięty ideami komunistycznemu Nie będziemy się spierać przy tej okazji, kto posiada prawo do terminu „rewolucyjny". Zaznaczy
my tylko, iż teorja rewolucyjnej mniejszości, — wyzwalającej, zbawiającej kontrrewolucyjną lub bierną większość klasy robotniczej — , nigdy nie przemawiała nam do przekonania. Doświadczenie ro
syjskie nie zachwiało bynajmniej naszej opinji, iż je
dynie zorganizowana k l a s a robotnicza jako taka jest w stanie prowadzić owocną walkę o swe wyzwolenie.
W dalszym ciągu dążyć będziemy, by zarówno w za
kresie krajowym jak i międzynarodowym zastosować zasady demokracji do życia wewnętrznego klasy robot
niczej. I nie wątpimy, że w ostatecznym rezultacie, wbrew chwilowym sukcesom lokalnym polityki dykta
tury nad proletarjatem zasady te zostaną przyjęte przez wszystkie odłam y Międzynarodówki.
Zdajem y sobie dokładnie sprawę, iż taka M ię
dzynarodówka, jaką my sobie wyobrażamy, różni się zarówno od Moskwy, jak i od Berna. W łącza w siebie znacznie szersze sfery robotnicze, niż nawet druga Międzynarodówka. Z jednej strony otwiera drzwi lewicowym elementom (anarchistom ), którzy za zbytni
„radykalizm “ byli swego czasu usunięci z M iędzy
narodówki. Z drugiej strony zaś dopuszcza nawet te grupy robotnicze, które, pozostając jeszcze w zupeł
ności pod wpływem burżuazyjnym, odnoszą się wrogo do socjalizmu. Słowem, Międzynarodówka powinna ogarnąć c a ł ą klasę robotniczą, t a k ą , j a k ą o n a j e s t , ze wszystkiemi odcieniami myśli, które ją nurtują.
Jestto znaczne odchylenie organizacyjne od typu drugiej Międzynarodówki. Usprawiedliwia się
3
wszakże zm ianą warunków społecznych. Ongi M ię
dzynarodówka była aktem propagandy, dziś być winna masowym czynem klasowym.
Oczywiście, że przedstawicielstwo najrozmaitszych grup i kierunków w nowej Międzynarodówce m usi być oparte na jakim ś objektywnym mierniku. Ciągły han
del o ilość m andatów , jakiemi rozporządzać mogło to lub inne stronnictwo, nietylko obniżało godność i po
wagę drugiej Międzynarodówki, lecz stwarzało m ożli
wość nadużyć oraz fałszywych przedstawicielstw. Zaś jedynym m iernikiem , który dał względnie niezłe rezul
taty, okalała się demokratyczna zasada proporcjonal
nych wyborów.
Budowa przyszłej M iędzynarodów ki zarysowuje się w sposób następujący. W każdym kraju cały proletarjat zjednoczony w Radach Delegatów Robotni
czych i Międzynarodówko jako zrzeszenie Rad całego
świata. Taka Międzynarodówka nie tylko będzie m iała prawo przemawiać w im ieniu całej klasy robotniczej, ale tworzyć będzie potężny organ walki, który w o d powiedniej chwili przeistoczy się w wszechświatowy organ władzy klasy robotniczej.
Cel ostateczny, do którego dążyć winniśmy jest wyrafny — M i ę d z y n a r o d ó w k a R a d . Lecz ja kiemi drogam i? Jest rzeczą widoczną, iż dziś taka Międzynarodówka nie da się zrealizować. Dziś muszą być stworzone formy tymczasowe. Ale jakie? Czy należy w ziąć za punkt wyjścia Bern, Moskwę lub też szukać zupełnie nowej podstawy or
ganizacyjnej? Jakiem i być m ogą etapy pośrednie?
Zagadnienia to pierwszej wagi, które om ówić należy szczegółowo.
S tm p e r Idem .
Akcja międzynarodowa 21-go lipca.
Bilans.
N aogół akcja 20-21 lipca spaliła na panewce.
Kraje, które politycznie odgrywaja pierwszą rolę,—
Anglja i Francja— udziału w strajku zupełnie nie bra
ły. W W łoszech, na skutek otrzymanej z Paryża wiado
m ości o odw ołaniu strajku, daw ała się odczuć pewna dezorganizacja w akcji. W Niemczech i Austrji akcja przeszła z powodzeniem .
Oczywiście, główną uwagę zwraca niepowodzenie akcji we Francji. Trudno na odległość zdać sobie do
kładnie sprawę z przyczyn, które zm usiły do odw oła
nia w ostatniej chwili strajku 21-go lipca. Sytuacja parlamentarna— przesilenie w ministerstwie Clemenceau
— stworzyła dogodną osłonę dla odwrotu, ale nie m oże być uw ażaną za istotną jego przyczynę. , Fran
cuski robotnik zna już wartość komedyj gabinetowych.
Nie tem kierował się, gdy uchw alił cofnąć się tuż przed atakiem.
Nie ulega wątpliwości, że rozwiązania tej za
gadki szukać należy w wewnętrznych stosunkach ru
chu robotniczego Francji. »Ujawniły się głębokie róż
nice w pojm ow aniu celów i znaczenia akcji",— mówi jedna z paryskich rezolucyj w tej sprawie. „ Istotnie różnice m usiały być głębokie, skoro uchwała o od
wołaniu strajku została powzięta jednomyślnie głosami najbardziej prawych i najbardziej lewych.
Jest rzeczą ciekawą, że właśnie we Francji, gdzie najbardziej popularną była swego czasu myśl o rewo
lucyjnej gimnastyce, o »czynnej mniejszości" porywa
jącej za sobą ospałą większość, właśnie we Francji zatrjum fowała niepodzielnie zasada, że lepiej strajku zupełnie nie urządzać, niż urządzać go bez widoków na powodzenie.
Dwa momenty zostały uwypuklone w związku z akcją 21 lipca. Pierwszy, to konieczność aparatu międzynarodowego dla kierowania akcjam i międzyna
rodowemu Jest rzeczą zrozum iałą, że towarzyszom francuskim względy wewnętrzne zasłoniły perspektywy ogólne. Zbyt wiele liczyli się z echem swego wystąpienia wewnątrz kraju, a zbyt m ało z jego rezonansem za
granicą. Niewątpliwie, gdyby kierownictwo akcją leżało w rękach ciała międzynarodowego, właściwa proporcja byłaby łacniej zachowana. Kto chce dzisiaj m ieć wspólne wystąpienia proletarjatu wszechświatowego, ten musi już dzisiaj dążyć do organizacji, obejmującej m a s y robotnicze w zakresie międzynarodowym.
Drugi m om ent, to taktyka wewnętrzna. Jak wia
dom o, decyzja o strajku należy we Francji do kom petencji Centrali Związków Zawodowych, a nie do partji socjalistycznej. Daje to pewną gwarancję, że wpływy drobnom ieszczaństwa przy rozstrzyganiu takich spraw będą zredukowane do m inim um . Tembardziej pouczającą jest ta niezmierna troskliwość, z jaką kierownicy ruchu proletarjackiego we Francji dążą do zrealizowania jedności wystąpienia całej klasy robot
niczej. W strzemięźliwość i polityczna rozwaga najbar
dziej lewicowych elementów francuskich m oże być wzorem dla socjalistów innych krajów.
M iędzynarodowa akcja z 21 lipca zaw iodła częś
ciowo pokładane w niej nadzieje. Nie była ona jed
nak porażką. Wykazała naocznie, że we wszystkich krajach są siły, które odczuw ają potrzebę jednolitego wystąpienia proletarjatu wszechświatowego. Dowiodła, że wystąpienie takie może być zorganizowane i m oże liczyć na poparcie szerokich mas. Tem samem stwo
rzyła podatny grunt dla powtórnej próby.
Gdyż w ątpić nie należy, że 21 lipca to dopiero pierwszy, niepewny jeszcze krok nowej Międzynaro
dówki. Z każdym dniem jednak wzrastać będzie jej ufność we własne siły, jej anim usz bojowy. Aż wresz
cie w potężnym wysiłku zwali w gruzy nienawistny ustrój kapitalistyczny.
U dział proletarjatu żydow skiego. •
C. K. Bundu powziął na posiedzeniu odbytem w pierwszej połowie lipca b. r. następującą uchwałę:
»C . K. organizacyj Bundu w Polsce postanawia przyłączyć się do międzynarodowej akcji proletarjackiej, która winna się wyrazić powszechnym strajkiem w poniedziałek 21 lipca.
„C. K. wzywa wszystkie organizacje lokalne do przeprowadzenia tego strajku. Poleca się naszym organizacjom wejść w porozumienie z innem i organi
zacjam i robotniczem i (politycznem i i zawodowemi), o ile tego wymaga powodzenie akcji.“
Została wydana również (w jęz. żydowskim) odezwa C. K. Bundu, nawołująca do strajku. W odezwie podkreśla się znaczenie międzynarodowe ekcji i wysuwa się następujące konkretne hasła, za
stosowane do warunków lokalnych:
1. Zaprzestanie wszelkiej interwencji ze strony burżuazyjnych państw względem krajów rewolucyjnych.
2. Natychmiastowe zakończenie imperialistycznej wojny i zniesienie militaryzmu.
3. Zniesienie stanu wyjątkowego i zaprzestanie represyj względem klasy robotniczej oraz nacjonali- styczno-antysemickiej hecy.
4. Energiczna walka z bezrobociem i drożyzną.
Apel C. K. Bundu napotkał żywe uznanie śród żydowskich rżesz robotniczych w Polsce. W całym szeregu m iast urządzono wiece, poświęcone akcji 21 lipce. W Warszawie prócz olbrzymiego wiecu, zwo
łanego 19 lipca przez C. B. Związków Branżowych, odbył się szereg masówek w poszczególnych związkach.
Taką sam ą robotę przygotowawczą przeprowadzono na prowincji.
21 lipca wykazała się siła organizacyjna prole- tarjatu żydowskieao. Pom im o że strajk nie nosił cha
rakteru strajku powszechnego, robotnicy żydowscy w swej przeważającej większości porzucili pracę. W Warszawie strajkowało 95 proc. proletarjatu żydo
wskiego; Ani jedna z żydowskich gazet nie wyszła.
W Łodzi sytuacja analogiczna. Nie wyszły dodatki poobiednie gazet żydowskich. Mniej więcej to samo w innych miastach Polski.
21 lipca proletarjat żydowski czynem dow iódł, że dziś, jak i zawsze, gotów jest całkowicie spełnić swój obowiązek międzynarodowej solidarności.
Z u p t/n ie świadom ie!
Gdy C. K. Bundu w Polsce wezwał robotników żydowskich do strajku w dzień 21 lipca, zdawał on sobie dokładnie sprawę z sytuacji politycznej w kraju.
W iedział, iż P .P .S . do strajku się nie przyłączy, gdyż m usiałaby chyba strajk przeciwko sobie ogłosić.
P .P .S . w Polsce, jak i socjal-patrjoci innych krajów, zbyt się skomprom itowała swą nacjonalistyczną poli
tyką, swemi konszachtami z rządem burżuazyjnym, by m ożna było jeszcze brać na serjo jej frazesy o w a 1- c e m i ę d z y n a r o d o w e j . Bund wiedział, że na istotne poparcie przez P .P .S . akcji m iędzynarodo
wej * 21 lipca liczyć nie należy.
W iedział również, że nawoływania komunistów do strajku nie potrafią w chwili obecnej wywołać masowego ruchu strajkowego śród robotników pol
skich. Nie przesądzając bynajmniej zakresu wpływów komunistycznych stwierdzić należy fakt powyższy na podstawie doświadczenia ostatnich paru miesięcy.
C. K. Bundu wiedział, że w tych warunkach strajk powszechny z dnia 21 lipca przeistoczy się w Warszawie (a tembardziej na prowincji) w strajk ro
botników żydowskich. A jednak postanowił hasło strajku rzucić.
G dyż niezawsze należy zamiary na siły obliczać.
W pewnych momentach nawet widmo niepowodzenia ni« powinno odstraszać od czynu.
Akcja 21 lipca niewątpliwie należała do tej ostatniej kategorji. Była ona akierowana przeciw rządom bur
żuazyjnym i z tego punktu widzenia strajk częściowy, nie powszechny, był niewątpliwie porażką. Lecz akcja 21 lipca m iała jeszcze inne, głębsze znaczenie:
zamanifestowania i utrwalenia jedności czynu rewolu
cyjnego międzynarodowej klasy robotniczej. Ten wzgląd był decydującym dla C. K. Bundu. Niechaj ta część proletarjatu Polski, która ideowo poczuwa się do jedności.z m i ę d z y n a r o d o w y m socjalizmem, a organizacyjnie potrafi tę jedność w czynie wyrazić, niech choć ta część odezwie się na apel odradzającej się Międzynarodówki. Dlatego C. K. Bundu, w im ie
n iu robotników żydowskich całej Polski, proklam ował udział w m iędzynarodowym strajku.
Aft 16
Wolelibyśmy oczywiście, by strajk ogarnął ogół robotników Polski. Lecz tem nie mniej dum ni jesteś
my, iż strajk 21 lipca tak znakomicie się pow iódł wśród robotników żydowskich w Polsce. Gdyż drogą nam jest zasada solidarności i wspólnej akcji proleta
rjatu żydowskiego z polskim, lecz nie m niej drogą nasza współpraca z proletarjatem wszechświatowym.
W arszawska R. M. a dzień 21 lipca.
21 lipca odbyło się posiedzenie Warszawskiej R. M.. Frakcja Bundu nadesłała do prezydjum list treści następującej:
»...Dzień dzisiejszy, dzień 21 lipca, jest dniem międzynarodowej manifestacji robotniczej przeciwko światu kapitalistycznemu. Poniew aż żydowska klasa robotnicza w Polsce wzięła w tej manifestacji udział w formie strajku jednodniowego, więc i my, przed
stawiciele żydowskiej klasy robotniczej w Warszaw.
Radzie Miejskiej, uważamy za niem ożliwe w dniu dzisiejszym brać udział w obradach Rady“.
5
Połów sjonistyczny.
Razem z innem i ciurami, ciągnącem i z wersal
skiego obozowiska, wracają również i sjonistyczni wy
słańcy. W racają bez ostróg rycerskich, bez wieńców wawrzynowych, z pustą kabzą, okryci łachm anam i.
N apróżno sjonistyczna i nacjonalistyczna prasa całem!
m iesiącam i, dzień w dzień zasypywała swych czytel
ników w ieściam i o niebywałych triumfach i zwycię
stwach „dyplom acji“ sjonistycznej. N apróżno wma
wiała, że tam w Wersalu rodzi się nowe-życie dla narodu żydowskiego, że tam dlań wschodzi słońce sprawiedliwości. Góra zrodziła mysz. Zwycięstwa
„dyplom acji“ sjonistycznej sprowadziło się do m ało obow iązujących przedm ów angielskich ministrów do dzieł, sławiących zalety sjonizm u. A wyzwolenie Ży
dów, przywrócenie ich do rzędu „państwowego narodu"
i t. p. cuda, okazały się najzwyklejszemi kaczkami gazeciarskiemi.
Przyjrzyjmy się bliżej wersalskiemu połowowi sjonizm u.
Co się tyczy „państwa żydowskiego“ w Palesty
nie, to teraz ju ż jasnem jest dla wszystkich, którzy nie prowadzą strusiej polityki, że „państwa żydow
skiego“ w Palestynie n i e b ę d z i e . Palestyna stała się kolonją angielską. Im perjalizm brytański zagarnął ją jako swą niepodzielną zdobycz. Ju ż wiadomem jest, że administracja Palestyny spoczywać będzie wy
łącznie w rękach Anglików, którzy wspaniałomyślnie oświadczyli, że z przyjemnością przyjmą do pomocy tych urzędników, których im poleci żydowska Rada Narodowa. C zem uż m ają zresztą tego nie zrobić?
Przecież Anglja z własnego doświadczenia wie, że burżuazja anglo-żydowska, nawet sjonistyczna, z odda
niem pracowała dla sławy Albjonu.
W spaniałom yślnie również oświadcza Anglja, że wszyscy, którzy obecnie zamieszkują Palestynę albo osiądą tam w „przeciągu dwóch najbliższych lat“ , stają się obywatelami Palestyny i korzystać będą z m ożnej „opieki A n g 1 j i“. W tem tkwi sedno rzeczy.
Żyd, który za dwa lata i m iesiąc pojedzie do Palesty
ny i będzie chciał stać się obywatelem swego „home national“ swego „narodowego ośrodka“ ,— będzie podle
gał tym samym przepisom o uobywatelnieniu, jakim podlegać m usi, gdyby chciał stać się obywatelem Anglji, albo któregoś z jej dom injów . Nic jaskrawiej nie oświetla charakteru Palestyny, jako niezaprzeczal
nej angielskiej kolonji.
Przy tem wszystkiem granice Palestyny nie są bynajm niej ustalone. Syryjczycy, wysuwani przez im- perjalizm francuski, zgłaszrją pretensję do całego sze
regu miejscowości, jak Tyberja, Cheron, port Chajfa, Akka i t. p. Jest więcej niż prawdopodobne, że Anglja ustąpi Syryjczykom. Anglji bowiem rozchodzi się w Palestynie nie o o b s z a r, nie o ziemię, ale o stworzenie kontynentalnego mostu, drogi lądowej m iędzy swemi posiadłościami w Afryce i w Azji — o a n g i e l s k ą drogę kolejową, biegnącą nieprzerwanie od Kapu w Afryce przez Kair do Kalkuty. Cel ten Anglja całkowicie osiągnęła. A że pas ziemi w Palestynie będzie nieco węższy, i że kolonja palestyńska, żydowski „home n ational" będzie lilipucich rozmiarów, to fraszka.
W iększej wagi jest mieć sąsiada zadowolonego i sprawić tanim kosztem przyjemność imperjalizm owi francuskiemu. Aby tylko m ożna było dowoli przesy
łać i przesuwać wojska angielskie z Egiptu do Indyj i odwrotnie. To jest głównym celem Anglji.
Nawet sjoniści wiedzą, że taka Palestyna nie może być uw ażana za „państwo żydowskie“ . Nawet najczelniejszy szalbierz nie odważy się obecnie po
wiedzieć łatwowiernym synom Sjonu: cieszcie się, bo m am y swe państwo, bośmy „rozw iązali“ kwestję ży
dowską. To też w prasie ich, jakby makiem zasiał, tak głucho o Palestynie. Ju ż nie dzwonią dzwony, że Sjon odzyskany, że Izrael uratowany.
Lecz przesadą byłoby twierdzić, że sjoniści zgoła niczego nie dopięli. Jako realni politycy wiedzieli, że gdy nie m ożna być p an tm , należy godzić się z losem pachołka. »Odrzuciwszy wszelkie mrzonki jęli się szukać „dobrego“ miejsca u „bogatego“ pana.
Niewątpliwie, z powodzeniem. Gdyż nikt nie zdoła zaprzeczyć, że sjonistom udało się zawrzeć kon
trakt, zapewniający pewnej, nieznacznej wprawdzie, części inteligencji i burżuBzji żydowskiej intratne po
sadki na żołdzie angielskim. Dalekiem to jest co- prawda od ulżenia losu mas żydowskich, ale bądź co bądź gratka to nielada, zwłaszcza w dobie bojkotu Żydów we wszelkich urzędach państwowych Polski.
Z wielkim też entuzjazm em zostanie powitany p. Sokołow przez licznych aspirantów do tek m in i
sterialnych lub nawet skromniejszych funkcji biurowych.
A wielu takich lęgnie się śród mieszczaństwa żydow
skiego.
Ale żydowska klasa robotnicza drwinam i i szy
derczym śmiechem odpowie na obłudne frazesy sjoni- stycznych karjerowiczów.
6
Na marginesie.
Socjalizm na eksport.
Jedynn bodaj firma, która produkuje obecnie w kraju wyłącznie prawie na eksport, to ...PPS.
Nie chodzi nam w tej chwili o posła Libermana.
Mamy na myśli bardziej subtelny towar: rewolucyjną m iędzynarodowość.
U siebie w dom u P P S uprawia nacjonalistyczną politykę, popierając rząd i udzielając m u kredytów i armji. Dla zagranicy uchwala się rewolucyjne re
zolucje o przyłączeniu się do akcji międzynarodowej z 21 lipca, skierowanej również przeciw istotnej poli
tyce P P S , polityce sojuszu z imperjalistyczną koa
licją.
U siebie w dom u wynosi się pod niebiosa bo
haterskie wojska, które wyzwoliły W ilno z pod jarzma bolszewickiego. Dla zagranicy przybiera się szlachetną pozę przeciwników »wszelkiej okupacji“ na Litwie i Białorusi.
U siebie w dom u rozbija się ogólne Rady De
legatów Robotniczych i pogłębia przepaść między od- dzielnemi odłam am i klasy robotniczej. D la zagranicy m ówi się o konieczności zjednoczenia i o potrzebie ogólno-socjalistycznego rządu w Rosji.
U siebie w dom u zwalcza się do spółki ze zwy
kłymi antysemitami elementarne prawa języka żydow
skiego nawet w ogólno-robotniczych instytucjach. Dla zagranicy wychwala się swój demokratyzm oraz »de
m askuje“ się nacjonalistów z pod znaku Bundu.
Słow em , zwykły socjal-szowinizm dla użytku do
mowego, a rewolucyjny socjalizm na... eksport.
To popłaca m oże, ale do czasu!
Przelicytowali.
O błuda pom im o wszystko jest cechą m iędzy
narodową, a nie narodową.
Nic dziwnego też, że żydowscy poale-sjoniści rywalizują pod tym względem z pepesowcami, choć z mniejszym powodzeniem.
Robotnikow i żydowskiemu chcą zaszczepić cu
chnący, mieszczański nacjonalizm , ale przed światem zewnętrznym pragnęliby uchodzić za rewolucjonistów najczystszej wody.
Czego się nie robi dla interesu? Bluff i reklama wprowadzić m oże w błąd paru łatwowiernych. Ale nie należy przebierać miary.
Poale-sjoniści nie m ają poczucia miary. Gotowi są wszędzie i wszystkich przelicytować. W Rosji są bolszewikami, w Ameryce m ieszczanami, w Polsce zwolennikami pepesowskiego hasła niepodległości i jednocześnie sojuszu z Sowiecką Rosją (nie wiadomo jeszcze, kto zwycięży!). Aby był ruch w interesie!
Nadarzyła się międzynarodowa akcja 21 lipca.
Bund ogłosił jednodniowy strajk na 21-go. Należało go prelicytować. Ale ja k ?
Eureka! Poale-sjoniści ogłosili strajk na 20-go i 21-go lipca. Bund tylko jeden dzień, a oni dwa.
Coprawda 20-go nikt nie strajkował, a 21-go opuścili pracę wszyscy robotnicy żydowscy. Ale co to szkodzi ? Ogłosić strajk— to grunt.
W ten sposób zostało m atem atycznie dowiedzio
ne, że Poale-Sjon jest akurat dwa razy tak rewolu
cyjna jak Bund.
Któż ośmieli się jeszcze pam iętać, iż ideałem ich jest S jo n ?
D w ie komisje.
O bie w sprawie żydowskiej. Jedna dla zbadania tragedji w Pińsku, wysłana przez Sejm polski. Druga dla zbadania wszelkich pogromów w Polsce, wysłana przez prezydenta Stanów Zjednoczonych W ilsona.
Dwie komisje, lecz różnej wartości. Tak przy
najm niej sądzić należy ze stosunku posłów »socjali
stycznych* względem tych komisyj.
Do kom isji sejmowej należy formalnie „socjali
styczny“ poseł Dreszer. Dwukrotnie komisja jeździła do Pińska i dwukrotnie brakło w niej przedstawiciela P P S . Byli tam polscy prawicowcy i szowiniści, byli nacjonaliści żydowscy, lecz socjalista polski, przed
stawiciel sumienia całego narodu, nie przyjechał ! Sprawa żydowska, ta w e w n ę t r z n a bolączka Polski, nie cieszy się specjalnemi względami pepe- sowców,
Lecz oto przyjechała kom isja Morgentau’a, Wnet pośpieszył zjawić się przed oblicze wpływowego sena
tora ...„socjalistyczny" poseł Diam and. Pizyszedł na czele delegacji swych przyjaciół politycznych, panów...
Lewensztajna, Diksztajna i innych (kom prom itujące nieco towarzystwo dla przedstawiciela proletarjatu!).
Nä 16
Poseł Diam and wtajem niczył senatora Morgentau’a w istotę kwestji żydowskiej. Bo sprawa żydowska, ta z e w n ę t r z n a intryga wrogów Polski, zawsze inte
resowała pepesowców.
A „Robotnik“, tak »sumiennie* inform ujący swych czytelników o sprawach żydowskich, przem ilczał za
równo nieobecność posła Dreszera tam, gdzie być należało, jak i wizytę posła D iam anda tam, gdzieby lepiej było nie być.
ATs 16
R. D. R.
W szeregach P P S zamieszanie i przerażenie. Po
„świetnej" kom panji rozbijania Rad Delegatów R obot
niczych, po upojeniu się pierwszemi zwycięstwami nad klasą robotniczą następuje przykre otrzeźwienie, zwy
kły „katzenjam m er".
Reakcja, miast być wdzięczną za patrjotyczną robo
tę zerwania z kom unistycznym i „wichrzycielami“ i z „nacjonalistam i“ z Bundu, głosi krucjatę przeciwko...
PPS ! Prasa endecka błaga o „silny" rząd, któryby położył kres szkodliwej robocie rewolucyjnej P P S . Gdyk zagdakał, iż wszyscy socjaliści są komunistami.
A przecież Gdyk mówi głośno to, co mądrzejsi pocichu szepczą!
Czarna niewdzięczność ludzka! Korfanty i Dmowski nie chcą ocenić i wynagrodzić tej wielkiej roboty, którą P P S z takiem poświęceniem prowadziła na ich korzyść w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Reakcja nie tylko coraz silniej dławi klasę robotniczą, nie tyl
ko zamyka roboty publiczne, ale nawet chce targnąć się na sam ą...PP S.
Pepesowcy biją na alarm. Należy zaostrzyć tak
tykę parlamentarną posłów socjalistycznych! Należy żądać nowych wyborów do Sejm u! Należy nie dać s ię !
Być m oże. Ale przedewszystkiem należy napra
wić zło, uczynione klasie robotnicze; Polski. Należy śm iało wyznać swój błąd i zejść z fałszywej drogi.
Należy znów stworzyć potężne, ogólne Rady Delega
tów Robotniczych.
Gdyż jedyną istotną tarczą przed atakiem reakcji jest potęga klasy robotniczej. A potęga ta wyraża się przedewszystkiem w Radach Robotniczych.
Tu niem a półśrodków. Albo P P S wróci do ogól
nych Rad, albo zostanie sromotnie pobitą przez reak
cję i jednocześnie wzgardzoną przez klasę robotniczą.
Bo R .D .R . żyć będą wcześniej czy później bez P P S i wbrew P P S .
1 choć wzm agają się represje rządu przeciwko klasie robotniczej, choć -ozpędza się zebrania Warszawskiej R D R , choć aresztuje się całą Radę Za- głębiowską— zwycięstwo idei Rad jest nieuniknione.
Im bardziej sroży się reakcja, tem głębiej przeni
kać będzie w rzesze proletarjackie przeświadczenie, że R.D .R . to najskuteczniejszy oręż w ich walce o wyzwolenie.
Nawet śród pepesowskich mas następuje już zwrot. W Zagłębiu zaniechali niecnej roboty rozbija
nia Rad. W Lublinie, który pierwszy dał sygnał „usu
wania wichrzycieli“, pepesowska Rada uchwaliła odbu
dowanie wspólnej Rady. Niedalekim jest czas, gdy ca
ły proletarjat Polski stanie murem wokół ogólnych R. D. R.
Gdyż życie nie zna przeszkód.
Otrzym aliśmy następujący list, który chętnie zamieszczamy:
R.D .R. m. Łęczycy przyjęła jednogłośnie na plenar- nem posiedzeniu z dnia 29 czerwca następującą rezo
lucję i prosi o wydrukowaniu jej w „Głosie B u n d u “,
„R.D .R. m. Łęczycy bezwzględnie potępia rozbi
jania Rad przez P .P .S .
„W idząc w Radach zwycięską broń w walce przeciw burżuazji, R .D .R . nawołuje wszystkich świado
mych robotników do obrony całości R ad i stwierdza, iż R .D .R . są parlamentem c a ł e j klasy robotniczej.
„Rozbijanie całości Rad jest zdradziecką robotą przeciw klasie robotniczej i w zm acnia siły reakcji".
7
Jeszcze o „wolności”.
W poprzednim numerze przedstawiliśmy obraz tej samowoli administracji, z którą spotyka się żyd. ruch robotniczy na prowincji. O to kilka nowych faktów, w jaskrawy sposób m alujących życie prowincji.
W Sokołowie (gub. Siedlecka) miejscowy kom i
sarz powiatowy m a dziwne pojęcie o zakresie swej władzy* Razu pewnego policja sokołowska zarządziła rewizję w czytelni miejscowej „Strzechy Robotniczej"
i zastała w lokalu kilku robotników, czytających „Le
bensfragen“ , centralny organ partji naszej, wychodzący jak wiadom o, zupełnie legalnie w Warszawie* Policja sokołowska zawyrokowała jednak, ie m a przed sobą
„przestępców politycznych“ . Zaprowadzono ich wraz z „dowodem przestępstwa“ , t.j> num eram i „Lebens
fragen“ , do pana komisarza, ó w przedstawiciel władzy również uznał, że robotnicy popełnili przestępstwo, wygłosił więc do nich podniosłe kazanie, że robotnicy nie powinni czytywać „Lebensfragen“ , bo to jest tru
cizna, dow odem czego jest fakt, że było ono jeszcze w 1912 roku zawieszone przez . . . w ł a d z ę r o s y j s k ą ! Tak tłom aczył żydowskim robotnikom inteligentny p.
komisarz m. Sokołowa. 1 dodał, że jeżeli jeszcze raz znaj
dzie w czytelni pismo „Lebensfragen“ , to ją zam knie na siedem spustów! Komisarz powiatowy m. Sokoło
wa będzie niewątpliwie szybko awansował.
W Mławie dn, 12-go lipca odbył się w sali
„M irażu“ odczyt p.t. „Kwestja żydowska w Polsce“ . Odczyt w języku polskim był urządzony przez klub im. Grossera (na odczyty w j ę z y k u ż y d o w s k i m administracja n i e p o z w a l a ) . W pół godziny po rozpoczęciu odczytu podszedł do przewodniczącego znajdujący się na sali kom endant m iasta i zakomende
rował krótko, a ostro: „proszę skończyć“ . M im o protestów, trza było odczyt przerwać, aczkolwiek le
galizacja odczytu nie była uwarunkowana 30-minuto- wem trwaniem prelekcji.
Pisaliśmy już o Białej siedleckiej. Tameczny komisarz kpi sobie ze wszystkich wyjaśnień, że język żydowski m oże być na wiecach, odczytach i t. p. uży wany. Ma on zawsze na wszelkie protesty jedną odpo
wiedź: „w Palestynie będziecie mówili w „żargonie". ' Ostatnio amatorska trupa robotnicza chciała odegrać w języku żydowskim sztukę „Złam ane serce“ . Pan komisarz był widocznie w dobrym hum orze, gdyż
„łaskawie“ zezwolił na wystawienienie rzeczy, ale jednocześnie postawił dwa warunki: 1) przetłomaczyć sztukę na język polski 2) p o k a z a ć m u r o s y j s k ą c e n z u r ę n a k s i ą ż c e . W oli komisarskiej stało się zadość. D ano m u tłomaczenie i przedstawiono orygi«
nalne „dozwolieno cenzuroj“ * Gdy w przeddzień przed
stawienia robotnicy przyszli po piśmienne pozwolenie, komisarz oświadczył im, że się namyślił, że n i e pozwala na wystawienie rzeczy w „żargoni«".
Nie pomogło przekonywanie, że poczyniono już wydat
ki, że bilety sprzedano. P. komisarz pozostał nie
ugięty.
To wszystko się działo, zanim jeszcze nowa
„Ustawa o bezpieczeństwie“ i „Ustawa o policji"
weszły w życie. Cóż dopiero będzie obecnie?