'* W l PRZYJACIEL
Dodatek do „Drwęcy“.
R ok VI. N o w e m ia sto , d n ia 15 k w ie tn ia 1933. Nr. 15
Na W ielkanoc.
E W A N G E L J A ,
n a p isa n a u św. M arka rozdz. XVI. w iersz 1—8.
W on cz as: M arja M agdalena i M arja Ja k ó b o w a i Salom e n a k u p iły w onnych olejków, aby przyszedłszy, nam azały Jezusa. A bardzo rano pierw szego dnia z S zabbatów przyszły do grobu, gdy już weszło słońce. I m ówiły m iędzy sobą : Kto nam odw ali kam ień ode drzwi grobow ych ? A spojrzaw szy, obaczyły odw alony kam ień, albow iem był bardzo wielki. A w szedłszy w grób, u jrzały m łodzieńca, siedzącego po praw ej stronie, ubran eg o w szatę białą;
i zdum iały się. K tóry im r z e k ł: Nie lękajcie się, Je z u sa szukacie N azareńskie- go, ukrzyżow anego, w stał, nie m asz go tu , oto m iejsce, gdzie go położono.
A idźcie, pow iedzcie uczniom jego i P io tro w i: iż w as uprzedza do Galilei. Tam go oglądacie, jako wam pow iedział.
W ielka N oc.
W esołego A lle lu ja! A lleluja! Życzenie to rozlega się dziś wszędzie tam, gdzie żyją wyznawcy C hrystusa Z m artw ych
w stałego.
Alleluja — C hrystus zm artw ychw stań jest.
A lle lu ja ! w ola w szystko dziś : przyroda cała, pąki drzew i p tasząt ś p ie w ; słońce prom ienie swe śle jako pozdrow ienie w ielkanocne na cały ten ś w ia t: A lleluja — C hrystus żyw!
N astała W ielka Noc, prawdziwie W ielka i Święta Noc, w której C hrystus pokonał śmierć, Noc, w której uczniowie do grobu pobiegli, a Marja, głos M istrza Zm artw ychw stałego u sły szawszy, do nóg Jego padła, olśniona szczęściem i miłością.
Alleluja, C hrystus żyw !
P ierzchły sm utki i kłopoty, albowiem to było zwycięstwo prawdziwe. Zwyciężyło Zycie, zwyciężyło św iatło, zwyciężyła Praw da, Spraw iedliwość i Czystość. Zwyciężył Bóg-Człowiek, Jezus C hrystus ! Alleluja !
A ty, bracie skłopotany, ciężarem cierpień i tro sk przygnie- cony do ziemi, bracie w C hrystusie, czy ty nie możesz się już radow ać z tego, że W ielka Noc przypom ina ci zwycięstwo twego brata, C hrystusa, czy ty nie potrafisz się już radow ać z tego, że jako dziecko Boga — przez chrzest św. stałeś się niem — masz udział w ogólnej radości chrześcijańskiej, masz udzi w odnie-
58
sionem zwycięstwie C hrystusa, masz udział w niezliczonych łaskach, płynących z rąk i ran Zm artw ychw stałego.
Otwórzże tylko naoścież swą duszę z b o la łą ! Zapomnijże przynajmniej dzisiaj o troskach ziemskich, a oczy swe zwróć ku górze, wzwyż, a dusza twa niech śp ie w a : Alleluja, C hrystus żyw!
a zobaczysz, jak prom ień tej wielkanocnej radości i do twego serca wniknie i się w niem rozpali i jaśnieć będzie dla ciebie, dla twego o t o c z e n i a . ---
Na Poniedziałek Wielkanocny.
E W A N G E L J A
n ap isan a u św. Łuk. rodź XXIV. w iersz 13—35.
Onego cz asu : Dwaj z Uczniów Jezusow ych tegoż dnia szli do m ia
steczka, które było na sześćdziesiąt staj od Jeruzalem , na im ię Em m aus, A ci rozm aw iali z sobą o tern w szystkiem , co się było stało. I stało się, gdy rozm aw iali i społu się p y ta li i sam Jezus, zbliżyw szy się, szedł z nimi. A oczy ich były zatrzym ane, aby go nie poznali. 1 rzekł do nich : Cóż to są za roz
mowy, k tó re, idąc, m acie m iędzy sobą, a jesteście sm ętni ? A odpow iadając jeden, k tórem u imię Kleofas, rzekł m u : Tyś sam gościem w Jeruzalem , a nie wiesz, co się w niem w te dni działo ? Którym on r z e k ł: Co ? I rzekli : 0 Jezusie N azareńskim , któ ry był mąż Prorok, potężny w uczynku i mowie przed Bogiem i w szystkim ludem . A jako przedniejsi K apłani i Przełożeni nasi w ydali go n a skazanie śm ierci i ukrzyżow ali go. A m yśm y się spodzie
w ali, iż on m iał był odkupić Izraela; a teraz nad to w szystko dziś trzeci dzień je st jako się to stało. Ale i niew iasty n iektóre z naszych p rzestraszy ły nas, k tóre przededniem były u grobu, a nie znalazłszy ciała jego, przyszły, po
w iadając, iż i w idzenie A nielskie w idziały, którzy pow iadają, iż żyje. I poszli niektórzy z naszych do grobu i ta k naleźli, jako niewiasty7 pow iadały, ale sam ego "nie naleźli. A on rzekł do nich : Ó głupi, a leniw ego serca ku w ie
rzeniu tem u w szystkiem u, co pow iedzieli Prorocy. Iżaź nie było potrzeba, ab y to był cierp iał C h ry stu s i ta k w szedł do chw ały swojej ? A począwszy od Mojżesza i w szystkich Proroków , w y k ład ał im we w szystkich Pism ach, co o nim było. I przybliżyli się ku m iasteczku, do którego szli; a on okazow ał, jakoby dalej m iał iść. I przym usili go, m ów iąc: Z ostań z nam i, boć się m a ku w ie
czorowi i dzień się już nachylił. I w szedł z nimi. I stało się, gdy siedział z nimi u stołu, w ziął chleb i błogosław ił i ła m a ł i podaw ał im. I otw orzyły się oczy ich; i poznali go; a on zniknął z oczu ich. I mówili m iędzy sobą:
Ita li serce nasze nie pałało w nas, gdy mówił w drodze i pism a nam otw ierał?
A w staw szy tejże godziny wrócili się do Jeruzalem ; i znaleźli zgrom adzonych jed en aście i tych, którzy z nimi byli, pow iadających, iż w sta ł Pan praw dziw ie 1 uk azał się Symonowi. A oni pow iadali, co się działo w drodze; i jako go poznali w ła m an iu chleba.
A myśmy się spodziewali...
Znamy ją przecież wszyscy, Ew angelję z Poniedziałku W iel
kanocnego, Ewangelję o uczniach, do Emmaus idących.
Dlaczegóż tak sm utni oni — dwaj uczniowie, idący-z Je
ruzalem do Emmaus. Dlaczegóż ? Nad drogą kw itną kw iatki wiosenne, a oczy ich, jakby zam knięte, nie widzą ni kwiatów kw itnących ni traw y zielo n ej; a uszy ich, jakby zam
knięte, nie słyszą ptasząt śpiewu, a serca ich jakby zaw arte, nie w puszczają do w nętrza swego żadnej w iosennej radości. Idą w zadum ie głębokiej, milczący, cisi.
59
Prawda, niew iasty pobożne, które dotąd nigdy nie skłam ały, oznajmiły im, że C hrystus żyw, że zm artw ychw stał Pan prawdziwie, ale oni, Kleofas i Łukasz wobec ostatnich w ydarzeń jerozo
limskich tak są przygnębieni, że nie w ierzą już w nic dobrego, nie spodziewają się już niczego wesołego.
0 czem więc mówili oni dwaj ? Jak a była ich rozm ow a?
Niezawodnie rozpraw iali o tern, iż niemasz już na ziemi spraw ie
dliwości żadnej, że dobrym ludziom zawsze źle i krzywo się wie
dzie, a złym zawsze dobrze. Jak tu jeszcze wierzyć w B oga? w sprawiedliwość i opatrzność B ożą? A myśmy się spodziewali...
Tak co do owych dwuch uczniów. A jak z nami ? A my, ludzie dw udziestego wieku ?
1 myśmy się spodziewali, że już nigdy nie wróci choroba i myśmy się spodziewali, że szczęśliwi będziem y w pożyciu mat- żeńskiem, że proces w ygramy, że w eksel uzyskam y, że re k la macja przejdzie z skutkiem , że chleba i m asła będziemy zawsze mieli pod dostatkiem . I m yśmy się spodziewali, że, kiedy Pol
ska zm artw ychw stanie, w tedy to będzie inaczej — raj na ziemi
— że w tedy podatków płacić nie będziemy, że węgiel, sól i chleb za bezcen dostaniem y, że bez pracy będzie dosyć kołaczy.
I myśmy się spodziewali...
No, nie skończyłbym tej historji, gdybym chciał wyliczać w szystko to, czegośm y się spodziewali. Wiadomo, że stało się, gdy tak rozmawiali, przybliżył się pielgrzym nieznany i szedł z nimi. I rzekł do nich : Cóżto za rozmowy, które, idąc, macie między sobą; a jesteście sm u tn i?” Pan zaś szedł z nimi jak s ta ry, dobry znajomy, a oni słuchali Go pilnie i ciepło zrobiło się im na duszy i tłumaczył im Pismo św., a słowa Jego padały na serca ich, jak rosa poranna, a dusze ich sm utne i znękane przed chwilą jeszcze, coraz jaśniejszem i się staw ały i coraz wyraźniej widzieli, że w łaśnie tak samo się stać musiało, co się stało wT ostatnich dniach w Jeruzalem , tak, a nie inaczej.
Tak w drodze do Emmaus uzdrowione zostały dwie chore i w ątpiące dusze, tak prysnęły wątpliwości Kleofasa i Łukasza, a wiara ich stała się niewzruszoną i silną, bo szli z Jezusem Zm artw ychw stałym , acz Go nie poznali i prosili Go u s iln ie : Panie, zostań z nami, bo sie ma ku wieczorowi. Tak i nam Chrystus jedynie rozproszy w szystkie nasze wątpliwości i zw ąt
pienia, ale trza go prosić : „Zostań z nam i” !
Z m ia n a S tra ż y nad Z ie m ią Ś w ię tą
Zm iana S traży nad Ziemią Ś w iętą odbyw a się w Jerozolim ie z eere- m onjałem , rów nym wjazdow i m onarchy w m ury m iasta. P ow iew ające na na gm achach sz tan d a ry , bicie w dzwony, oficjalne przyjęcie przez w ładze, oto n astró j, jaki stale tow arzyszy uroczystości, odbyw ającej się ku końcow i W iel
kiego P ostu w klasztorze Zbaw iciela, kw aterze głów nej Z akonu M inorytów w Jerozolim ie.
P ełnienie S traży nad Ziem ią Sw. jest historycznym , dynastycznym p rzy wilejem Z akonu 0 0 M inorytów. Sięga on pow staniem sw ojem 7 wieków w stecz.
60
W łaściwym inicjatorem i tw órcą tej misji je st założyciel Z akonu 0 0 M inorytów św. F ranciszek z Assyżu, k tó ry n a w iosnę r. 1219 pow ierzył losy s*voje oraz 11 swoich tow arzyszy w ątłem u stateczkow i, uw ożącem u ich z A lkony ku brzegom Egiptu. Przybyw szy na m iejsce, u d aje się św. F ranciszek w stro ju pątnlczym do obozu krzyżowców, oblegających D am aszek i zaklina p rzy w ó d ców7 w ojsk chrześcijańskich, aby odstąpili od p lan u stoczenia w alnej bitw y z arm ją su łtań sk ą , p rzepow iadając porażkę. Nie zyskuje w szelako posłuchu.
K lęska, ja k ą w bitw ie tej ponieśli rycerze krzyżowi, w ykazała słuszność rady św. F ranciszka, który, nie upadłszy je d n ak n a duchu, postanow ił rozstrzygnąć sam losy Ziemi Sw. w nam iocie groźnego s u łta n a Saracenów , M eleka-el-Kam ela
W ychudzony, odziany w żebracze łachm any, dociera do obozu m uzuł
m ańskiego i tu ta j, w rozmowie z potężnym sułtanem , siłą wym owy i w zroku spraw ia, źe su łta n w ydaje glejt dla franciszkańskich braci M inorytów , n ad ając im praw o trzy m an ia S traży n ad Grobem C hrystusa oraz nad innem i m iejsca
mi św iętem i. N adanie tego przyw ileju rozstrzygnęło spraw ę p o w stan ia w P a lesty n ie prow incji Serafickiej, Ziemi Sw. B racia F ranciszkanie-M inoryci za tk n ę li na szczycie dzw onnicy jerozolim skiego swojego klaszto ru chorągiew — 5 czerw onych krzyży w białem polu — k tó ra do dnia dzisiejszego pow iew a tu podczas dni uroczystych. S traż nad Ziemią Św iętą je st potęgą państw ow ą.
Mimo, że nie rozporządza ona w jjsk iem regularnem , p o siad a je d n ak p raw a p a ń stw a autonom icznego, korzysta z przyw ilejów ekstery to rjaln o ści dyplom a
tycznej. P ro te k to ra t n ad Ziemią Sw. stanow i obok rozgałęzionej działalności społeczno-filantropijnej — w łaściw ą m isję Z akonu M inorytów w P alestynie, przyczem w ładza Z akonu rozciąga się rów nież i na w szystkie św ięte m iejsca Syrji, A rm enji, E giptu i w yspy Cypru. Straż w liczbie 500 kapłan ó w i braci k lasztornych rządzona je st przez R adę N ajwyższą, złożoną z 8 członków.
Głową Rady, której przysługuje oficjalny ty tu ł S trażn ik a Góry Sjonu, je s t zawsze Włoch. W ikarjusz n ato m ia st i P ro k u ra to r obierani są sta le : jeden z pośród Francuzów ,jdrugi z pośród H iszpanów . W reszcie pozostali członkowie R ady Najwyższej w liczbie 5 w y b ran i są z pośród rep rez en ta n tó w grup n aro dow ościow ych angielskiej, niem ieckiej, w łoskiej i hiszpańskiej.
Rak u le c zo n y .
Jak wielką jest moc znaku krzyża św., jeśli się go z w iarą i ufnością czyni, mamy dowód w tern, co św. A ugustyn opowiada w swej księdze „o' mieście Bożem” w rozdziale 8-mym.
W K artaginie żyła pewna niewiasta, k tó ra należała nietylko do najzacniejszych, ale i najpobożniejszych osób owego m iasta.
Pan Bóg nawiedził ją w niezbadanych swych w yrokach straszną chorobą raka. Lekarz, człowiek doświadczony i z domem jej zaprzyjaźniony, oznajmił jej wreszcie po wielu darem nych u siło w aniach, że się musi poddać operacji i dać sobie wyciąć raka.
Niew iasta owa p rzestraszyła się bardzo tern oznajmieniem i b ła gała gorąco P. Boga o jakie łagodniejsze lekarstw o. Zbliżyły się w łaśnie święta W ielkanocne. Jak wiadomo, udzielano w W ielką Sobotę katechum enom chrztu św. Zmęczona bezsennością i cho
robą, usnęła. We śnie słyszy g ło s: „Idź w W ielką Sobotę na miejsce, gdzie się udziela chrztu świętego; stań sobie między k o biety, k tóre mają być ochrzcone i proś pierw szą z nowo ochrzco- nych niewiast, k tó rą spotkasz, aby ci miejsce, rakiem zarażone, znakiem krzyża św. przeżegnała. Uradowana tern oznajmieniem, pełna wiary w moc krzyża św., udała się na miejsce oznaczone i spełniła rozkaz, dany we śnie. Skoro tylko niew iasta ochrzcona przeżegnała miejsce, rakiem zarażone, natychm iast znikła straszn a choroba, nie zostawiwszy najm niejszego po sobie śladu.