• Nie Znaleziono Wyników

Rząd i Wojsko. 1917, nr 16 (30 kwietnia)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rząd i Wojsko. 1917, nr 16 (30 kwietnia)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Hugo Kołłątaj.

Ju ż d o syć.

A k t 5 listopada, jako akt prawny czy dyplom atycz­

ny, nie zadowoli! nikogo i jeśli nadal rzeczy tym torem co dotąd pójdą, jeśli nie będą zen płynęły rzeczyw iste korzyści zm ieniające na dobre dotychczasow e stosunki, z dniem każdym bardziej stawać się on będzie pustem słowem. N iepodległość państwowa to nie ideja abstrak­

cyjna, ani nie frazes. To władza, którą naród sam w rę­

kach swoich ma i przez którą urządza swe sprawy go­

spodarcze, finansowe, szkolne, administracyjne, sądowe, wojskowe, — słowem całość swego zbiorowego życia.

N iepodległość to prawo narodu decydowania o tych w szystkich rzeczach. Rozum ie to każdy — i dlatego, gdy na praw'dę istnieje dziś w Polsce stan rzeczy zupeł­

nie inny, stan zależności od obcych pod każdym w zg lę ­ dem — pod nazwą niepodległości, musi wywoływać to w reszcie zamęt w pojęciach i coraz groźniejsze zn iecier­

pliw ienie.

Prawda, naród polski zgrzeszy! biernością. Inicja­

tywa jego w braniu w swoje ręce spraw swoich była mini­

malna, — przedewszystkiem pod tym w zględem , który

w czasie wojny decyduje. Do broni zerwała się tylko garść nieliczna. O gół liczył na w szystko— prócz na sie­

bie. C ze ka ł zbaw ienia od Rosji czy Austrji, co więcej od Anglji, Francji czy Am eryki; dziś chciałby się nieje­

den spodziewać, że rewolucja rosyjska za nas pracuje.

Było to uśw ięcanie bierności, a w rzeczyw istości ugoda i służalstwo.

A le sil w narodzie jest dużo. I pod Względem li­

czebności, kultury i uświadom ienia narodowego — i pod względem tradycji i zasobów bogactwa narodow ego nie jesteśmy w ielko ścią, którą le kce w ażyćb y można. Jest w nas mimo wszystko duży pęd do sam odzielności, do tw orzenia życia zbiorow ego wedle naszych potrzeb i na­

szego rozum ienia rzeczy. Pod wpływem dziejących się w św iecie i na naszej ziem i w ielkich spraw, powszech- nem stało się zrozum ienie, jak w iele sam odzielne rządy niepodległego państwa w życiu naszem zbiorowem mają do dokonania. S iły narodu prężą się teraz z dniem każdym coraz bardziej, by ze spoczynku przejść w stan działania. Prężą się tembardzie), że czują ze

(2)

2 RZĄD I WOJSKO Na 16 wszystkich stron ucisk i skrępowanie. Tern bardziej im

piękniejsze widoki roztacza to stowo niepodległość, a im ciemniejsza jest rzeczywistość krzywdy, wyzysku i po­

niżenia.

Tych sił, pragnień i dążeń nie zadowolnią słowa lub jakiekolwiek pozory. Słowo niepodległość od pół roku już jako czcze słowo, bez żadnej realnej treści wi­

si nad nami; Rada Stanu czwarty już miesiąc istnieje, nie mając cienia władzy w żadnej dziedzinie życia; obec­

nie wojsko polskie ma być tworzone bez żadnego rze­

czywistego udziału Rady Stanu, bez żadnego prawa wła­

dania niern i decydowania o niem narodu.

Kto myśli, że można z nas zrobić figurę dla własnej gry na szachownicy dyplomatycznej—ten jest ślepy i głu­

chy na fakta rzeczywistości. Kto pod pokrywką pię­

knych słów chce z nas zrobić kolonję, teren dla eksplo­

atacji, albo kto nie widzi różnicy między Polską a Alban- ją —ten nie rozumie co to jest naród w grze sil politycz­

nych—i jest politykiem gabinetowej rutyny, a nie współ­

twórcą przyszłego życia Europy.

Zrozumieć to muszą i nasi politycy. Niestety, tylu z nich zaprawiało się do tej służby w atmosferze ugody.

Nie o subtelne odcienie sformułowań tu idzie, nie o róż­

ne „w zasadzie" — ale o załatwianie codziennych ży­

wotnych spraw. Ani o obstawianie przez wpływ tej czy innej koterji mniej lub więcej fikcyjnych stanowisk.

Ani o pokrywanie narodowym pozorem faktu obcej wła­

dzy. Ambicją polityków naszych być musi wywalczenie p r ze z naród i dla narodu rzeczyw istej władzy nad sprawami kraju i społeczeństwa.

Politycy, którzy tej ambicji, ani sił do walki nie ma­

ją, winni mieć przynajmniej — oczy otwarte. Idzie fala, która zmieść ich może i usunąć jedyną podstawę ich działania: związek z własnem społeczeństwem.

Dość słów, dość fikcji, dość pozorów. Są dziś w Polsce siły zdolne do walki. Potrafią toczyć ją z ob­

cymi o władzę narodu nad swemi własnemi sprawami, potrafią zmieść po drodze najcięższą zaporę w tej wal' ce, zaporę przez rodaków tworzoną — nowych ugodow ców polskich, którzy hardo umieją stawać wobec nędzy polskiej i oszukiwać ją „wysokim rozumem politycznym"

—wobec obcych zaś tylko giąć się wpół i błyszczeć je­

dyną w Europie — taniością.

D E D Y K A C J A .

W aszej szarej, bezim iennej ofierze, Maciejówce z pożółkłym i orłami,

I Piłsudskim , który wiecznie nad wami, Jak odpustów poświęcone szkaplerze

Od przygody w zły czas burzy was strzeże, P rzed błędnymi nawracając drogami-,

Waszym płaszczom poszarpanym kulami, Rękom w rowach utrudzonym tak szczerze, Które z bronią święte sprzęgło przym ierze I ramionom p o d plecaków płachtami', —

Tym, co w yszli w noc sierpniową kadram i I w uroczysk zabużańskich poszm erze Na wieczystej społem legli kwaterze, — Sercom wszystkim, których łańcuch nie plami, Oraz Temu, co was wywiódł, hymn g ra mi Dusza moja — szeregowcy żołnierze!

Zeście z wiarą przeciw p o szli niewierze, Zcście z Wodzem — pogardzeni i sam i — Afa gigantów w yruszyli z werndlami, Zeście dzieci, a ju ż Sprawy rycerze, Duchem ję li cud utajon iv s/zdiv sferze I krwawemi tu na ziem ię rękam i Jak sakram ent wystawili p rze d nami,

A p r ze d światem ja ko sztandar na sterze, — Cześć wam bracia szeregowcy — żołnierze!

O żołnierzu ty p o lski kochany, Szeregowcze z siwemi oczyma,

Widzę ciebie — gościniec zdeptany, Dłoń karabin chłopięca twa trzyma,

W tyraljerce het biegniesz p r ze z łany.

Taka ciebie m roziła serc zima,

P rzez tak srogie przeszedłeś ju ż rany, Szeregowcze z siwemi oczyma,

B ohaterze największy — nieznany!

Warszawa, w kwietniu 1917.

(3)

Na 16 R Z ^ D I W O JSK O 3

Ż o łn ie rz Polski.

K a p i t a n .

i.

— II faut m o u rir en brave....

Słowa te — kiedyś przez zaciśnięte usta nurtom E ls te ry pow ierzone — szepcę m im owoli, ilekroć sp o ­ glądam na ascetyczny, o stry , d rap ieżn y profil K apitana.

Tak p ro sta wbrew życiu jego linja m yśli i czynów , ja k ­ by je d y n ą rę k ą ju ż w ygładzona i w ycieniow ana: h isto rji, czy bohaterskiej legendy. Lśniący p rz e p y c h e m barw rapsod — ży w y , lecz św iętością krzyżow ców ow iany, ascezą średniow iecza w r y n g ra f stalow y zak u ty .

W profilu cała moc woli, poryw ającej w otchłań czynu organizm — w szystkie kom órki i tk an k i. W oczach nakaz i siła przekonania bezw zględnego, urągającego najm isterniejszej budow ie podstaw i przesłanek rozum o­

w ych. I sępia blizkość czynu —łupu, Czujna, niezawodna gotowość, jak ą je d y n ie w pew nych chw ilach można ująć i utrw alić. To chw ile tw oje i nasze — niew olnice żoł­

nierskie.

G dy w przód podany z lo rn etą w ręce przedpolem kroczy na czele patrolu, by zbadać pozycję i kom panię w prow adzić, lub w roga strzelan in ą spłoszyć i w ydrzeć tajem nicę stanow iska i siły. Albo tarlow skie słoneczne godziny, gdy gęstw ą zboża falę w iódł ty ra lje rs k ą i kie­

row ał. Tak pręd k o rozsypały nas salw y a rty le ry js k ie w łańcuch luźny strzelecki, że nie zd ąży ł szablę kom u­

kolw iek pow ierzy ć. I lustrzana, polerow ana broń d rw i­

ła nad g rzy w ą przeźraleg o żyta z św iegocących i dzwo­

niący ch kul. I szlify i sznurka oficerskiego na piersi czerw ień w yzyw ały w ściekłość w roga — g d y się w y ­ c h y la ł, by lin ję kom panji coraz dalej i bliżej re d u ty podciągnąć. Dużym i krokam i, jak na m ustrze, lekko p o c h y lo n y przem ierzał w ten dzień k a rto flisk a i owsa zielonego zagony.

To b y ły tw oje, kapitanie, chw ile — i dlatego j e ­ den ty lk o p o rtre t tw ój praw dziw y, ten z pejzażem wo­

ły ń sk im , kęd y przedpolem — swoją d ziedziną sam otrzeć z lo rn e tą w garści kroczysz...

B ujny, cudow ny zagon ży cia i pysznie ro zk w ita ją ­ cy słoneczny szlak m yśli — w obliczu śm ierci. To, co je d y n ie godne tej nazw y n ieśm ierteln ej: czyn. W po b li­

żu n iep rzyjaciela, w bitw ach i pogoni — odrodzenie.

Lasu kozinkow skiego arom at żyw iczny, łanów san­

d o m ierskich i lu b elsk ic h czar! W noce bezgw iezdne baguiska łun coraz dalej i dalej ku wschodowi ro zle w a ­ jące się upiornem i sm ugam i na niebie. B ełkotem n a ­ szych karabinów i grzm otem d ział rozbudzona polska wojna...

— Na ty c h zgliszczach dogasających, śród pło n ą­

cych wsi i m iast naród poczuć w inien zapach krwi!

Jeśli dziś nie p o czu je—dowód, że zam arł w nas in sty n k t życia, żeśmy na zagubę skazani, lub na pastw ę ja łm u ż ­ n y i cudu...

Lecz nasza droga jedyna: obow iązku żołnierskiego gościniec, tw arda przedniej stra ż y rzecz. Mamy na czele iść, póki nas rząd, naszem ram ieniem w ydźw ignięty, nie w strzy m a.—J a k niedaleko w taki słoneczny dzień — na b ło niach racław ickich garść wojska i chłopów...

— I w dzień ten pierw szy w ielkanocny, g d y z k o p ­ ca w czw orobok bataljonu rzucałeś rozkaz dzienny, rocznicę kw ietniow ą uśw ięcający — z karabinem u nogi nad Nidą pozdraw iał żołnierz cień N aczolnika — na myśl mi przyszło, kapitanie, że w p u łkach — naw et naszych — p o trzeb a apostołów , coby w chw ilach w y ­ tch n ien ia i postoju płom ieniem sm agali i w stal z a k u ­ wali duszę żołnierza — obyw atela. Jak na w ykładach strzeleckich we Lw ow ie jeszczo i pod C zartow ską Skałą na ćw iczeniach...

A g dy serce żołnierskie bezdom ne i tułacze znmie- ra w beznadziei i n o stalgji za brzegiem , za lądem — za lądu m ajakiem , w tedy bitew na w rzaw a i u krop poryw a duszę w swój w ir i w ciąga, orzeźwia i leczy.

— II faut m ourir en brave...

Słowa w racają z zagonów życia i słońca i cicho się snują w zm ierzchow e jesien n e godziny. Obóz cały od kilku ty g o d n i zam arł. G inie by nową form ę w ydać.

Najcięższa z ciężkich chw il.

I I.

Z końcem p aździernika w padliśm y na k w a te rę K a ­ pitana, by zasięgnąć bliższych wiadom ości. Dzień p rz e d ­ tem bow iem K om enda L egjonów rozesłała po pułkach i oddziałach arkusze dziw nej treści. K om isje z ofice­

rów złożone m iały p rzy stą p ić do szczegółow ego o p rac o ­ wania d o starczonych przez pułki i bataljony dat, od n o ­ szących się do stanu ilościow ego m aterjału kadrow ego w szystkich rodzatów broni. C hodziło o rozw iązanie za­

gadnienia, ilo w iększych jednostek ta k ty c z n y c h m o g li­

byśm y w łasnem i siłami stw orzyć. Zadaniem osobnej kom isji było w ypracow anie planu rekru tacji w K róle­

stw ie, określenie ilości posterunków poborow ych, ofice­

rów i szeregow ców na te stanow iska p o trz e b n y ch . Na piersi K apitana spostrzegliśm y w stążkę czarno­

białą. P rz y ją ł m ilcząco gratulacje.

— K om endant nie podaw ał nas do odznaczeń o b ­ cych. Przyjm ow ał, gdy zw rócić nie podobna było. N ie­

raz — jak po tarłow skim ataku — dowódcy korpusów, w k tó ry c h w alczyliśm y, zdziw ieni przypom inali. N ie rozum ieli, jak można za c z y n y nie żądać nagrody.

— A le, obyw atelu kapitanie, nie zdarzyło mi się spotkać żołnierza z naszej b ry g ad y , k tó ry b y czuł naj­

lżejszy żal do K om endanta. Cień bodaj żalu...

I naszym cudnym uśm iechom odpow iadał ten żoł­

nierz zgorszonem u austrjackiem u feldweblowi, p rz e g lą d a ­ jącem u w k ancelarji szpitalnej k a rtę wojskową. U deko­

row any m edalam i kancelista c z y ta ł: w sierp n iu 1914 r.

w yruszył w pole — odbył różaniec bitew , d rugi raz ranny... P rz e w ra c a ł k artki: niek aran y , ani razu przez dwa lata urlopu nie dostał, strohę odznaczeń ma czystą, ten dziw ny szeregow iec — leg jonista...

N ik t z blizkich ani znajom ych nie p y ta ł żołnierza naszego o obce dekoracje. Społeczeństw o godziło się i uznaw ało za słuszną tę prostą ta k ty k ę K om endanta.

W o sta tn ic h ty g o d n ia c h K apitan był p o n u ry i p e ­ łen najgorszych przeczuć. Nssze w ystąpienie po 29 w rześnia przerażało go. Zgon L egjonów — tw ierd z ił blady — b y łb y katastrofą, ciosem śm ierteln y m dla spra­

w y. K ro k P iłsudskiego szalony, n arażający całą p rz y ­ szłość. I to w ty m m om encie—dodaw ał ch o ry , nerw am i

(4)

4 RZĄD I WOJSKO M IG trzy m ający się K apitan, gdym go w pierw szą niedzielę

październikow ą po radzie żołnierskiej odw iedził na o d ­ cinku pod kotą 182 — k ied y nie ulega w ątpliw ości, że toczą się rokow ania o pokój oddzielny z Rosją. G dy istnienie nasze nie bardzo w ygodne dla państw cen­

tra ln y ch ...

W bataljonie niechęć ku tem u najlepszem u naszemu oficerow i w zrastała. W niósł dym isję, lecz nie dołączył żądania, by go zwolniono. C hciał zostać i służyć, jak o szeregow iec. Bo zbrodnią byłoby — wedle jeg o n a j­

głębszego przekonania — zabijać tę formę naszego ż y ­ cia, k tó re j samo istnienie w chw ili rokow ań może o d e ­ grać decydującą rolę. Pow ażnie odczytał odpraw ę o sta t­

nią. P rzerażen iem przejął go zam ach na solidarność żołnierską — naiw na form ułka, jaką K om enda L egjonów dyktow ała obyw atelom austrjac.kim do podpisania: „ p ro ­ szę o zw olnienie z Legjonów, g d y ż nie w ierzę w pow o­

dzenie spraw y polskiej..." — przyczom każdy żołnierz m iał podać o k ręg w ojskow y, do k tó rego należał. K api- ; tan b y ł pew ny, że tak nas zaczną rozbijać.

Szedł na pierw sze posiedzenie kom isji. Z a p y tan y , do czego zm ierza ta praca, czy ma realne w idoki, czy też jest n ark o ty k iem jednym z w ielu, w zruszył ram io ­ nami i odparł.

— Ju ż dawno m ate rja ł ten pow inien być opraco­

wany. Robota sztabowa nie zaszkodzi. W y n ik i mogą się każdej chw ili p rzy d a ć .

P ożegnaliśm y go na g łó w n ej u licy . W racając z po­

ru cznikiem M. do obozu, długo nie m ogliśm y się o trz ą ­ snąć z przy k reg o nastroju, ja k i nas opadł.

— Je d n ak m ają zam iar potoczyć spraw y bez nas.

P rzynajm niej usiłują i udają... — zauw ażyłem . Porucznik M. n iep ręd k o się rozchm urzył.

— Pow iadam ci: rozrośniem y się w dyw izje, czy n aw et korpusy. K om endant dostanie dyw izję, czy k o r­

pus. Żołnierz nasz po starem u będzie po lity k o w ał, bę­

dzie „obyw atelem " i — będzie się bił, jak lew z uśm ie­

chem naszym na ustach. P ierw szo rzęd n y żołnierz, choć inny...

Zaśmiałem się, by zrzucić c h o ro b liw y , straszny nastrój, jak i nas od g o d zin y omotał.

— Tak, poruczniku. Po starem u. B ędziem y inni, a je d n a k n ik t nie ośmieli się zaprzeczyć, jak o b y śm y nie byli najlepszym i żołnierzam i. Coś jest w nas, czego nam zazdroszczą, czego m y sami dobrze nie znam y. Ten gest, ten uśm iech i ta cudna nasza powaga.

Marsz wiosenny.

W iosenny m arsz. B y le im na p ięty następować!

Aż po W isłę — jeśli nie dalej. Za nim i — za Nidę, ich śladam i. P iaskam i, w k tó ry c h nogi po kostki grzęzną, a c iężar plecaków , naboi i karabinów głęboko pochyla piech u ra. P o t zlewa czoło, ż ar słoneczny k ark pali.

Dalej i dalej!

Co za rozkosz słyszeć przy w ejściu do wsi: „wczo- ra w nocy a rm a ty ich je c h a ły " — albo — „patrole ich niedaw no tu się k rę c iły " .

G orąco. P ra g n ie n ie. P rz y każdej kałuży lekarz nasz na gniadej, spasionej kobyle (co taki może w iedzieć

o naszem p ragnieniu) bojo h o m ery ck ie stacza z chm arą chłopców , bieg n ący ch z m anierkam i po wodę.

Wokoło wiosna. Moc sadów. Całe wsie w sadach.

Jabłonie już o kryw ają się białem i różow em kwieciem . Ozimina p ły n ie sreb rzy stem i falami.

Dalej i dalej! Ku krainie zadum anych, m ilczących w iatraków , ku Wiśle.

Po kolum nach zrywa, się pieśń i leci nad nam i, jak łopot proporców — w ierna, żo łn ieisk a pieśń.

S ta ra niepozorna k ielecka wieś. Czarno wokoło strzech y . Osiedla m urem ogrodzone. W m urach b ra ­ my — nad niemi we w nękach fig u ry n k i, lub obrazki C zęstochow skiej. B iały kw iat wiśni wszędzie: nad mu- ram ą nad tajem nem i ścieżynam i, p o ogródkach i sadach, na ziem i i na niebie. Nad bram ą wysoki m aszt topoli o ściętej koronie z gniazdem bocianem na szczycie.

W stodoło na boisku dziadek przesiew a ziarno.

— Niech będzie pochw alony!

— Na wieki.

— G dzież „oni"?

— Za W isłą już, panie.

- - Dużo „ich" tu siedziało?

— Moc, aż dziw, że tak onegdajszej nocy uciekali.

N iechętnie się bija „za P olskę" — przem ęczeni. S ta r­

szyzna bawiła się po wsiach z dziew ucham i, żołnierze w okopach siedzieli. W ielu ju ż poginęło. N iedaleko stąd przedw czoraj m ieli okopy sypać, lecz rozkaz p rz y ­ szedł. W yjechali naty ch m iast. Nad ranem przem asze­

row ali inni od K orczyna.

A ustrjaki dobrzy ludzie — chudziaki. Ale N iem ce—

tw ard y naród. . Tym ciężko będzie Coś w ydrzeć.

Zadziw iła i sm utkiem przejęła go wieść, że i w K iel­

cach ju ż ich niema. Ju tro do sądu m iał jechać. Spraw a z synem o miedzę.

— W polskim sądzie skończycie — żegnałem.

G dyby tak wojna potrw ała dłużej, przejrzałb y na­

ród, o b udziłby się z ciężkiego snu.

Ż yczliw y i dorodny lud, ja k ta ziem ia wokoło k ie­

lecka. W zgórza piaszczyste, słoneczne, niżej w dali n ie ­ bieskie sm ugi lasów. W sie schludne po sadach. D w ory stare, stylow e. P ark i gęste, podszyte, chłodem w ieczor­

nym i try lam i słow iczym i w itające. I nad w szystkiem wiosenne, polskie niebo.

„M iło się za taką ziem ię bić" — słowa posłysza­

ne w długim m ęczącym m arszu, pod słońcem , co już żaru nie żałuje.

Dalej i dalej!

Z tą pieśnią najw ierniejszą na ustach i z tą chm urą, czerw onaw ą k u rzu , co się słania i płynie nad kolum nam i

Albo te nasze postoje i biw aki. Składnie i p re c y ­ zyjnie staje kom panja za kom panją w rozw iniętym szyku.

O statnie „baczność" i „w kozły broń". P rz e d szeregam i w y rastają p ira m id y karabinów . W końcu upragniona kom enda: „ry n sz tu n ek złóż!" U stóp kozłów rząd p leca­

ków i to rn istró w . C hłopcy wolne i lekkie, ja k ptaki.

P om ęczona jed n a k wiara kładzie się p rz y kozłach. G ru ­ pami studjują m apy, śledzą lin ijk i drożyn, k tóreśm y do­

tąd w pocie przew ędrow ali, w y p a tru ją szlak, ja k i nas dziś jeszcze czeka. W szeregi w padają wiadomości — to substrat studjów naszych nad kartam i.

(5)

N° 16 RZĄD I W O JSK O 5

Przed odezwą werbunkową.

Stać się ma to, co ludzie dźw igający wysiłek co­

dziennej pracy, ku w ydźw ignięciu woli i czynu z mas narodu, — p rzew idyw ali i przed czem ostrzegali.

Chodzi o spraw ę wojska, o jeg o sam odzielność pra- wuopaństw ow ą.

Całe ry z y k o pod tym w zględem , ry zy k o złączone z konieczną w alką o zdobycie norm alnych warunków, wziął był na siebie dnia G sierpnia 1914 P iłsu d sk i i j e ­ go oddział strzeleck i, w yruszający pod hasłem Rządu Na­

rodow ego. P o 16 sierpnia przekazał je Legionom , - wraz z ciężkiem m oralnie położeniem , jak ie w ynikało, z b raku władzy politycznej, odpow iednika politycznego, dla wojska.

P o akcie 5 listopada zdaw ało się, że sprawa się zm ieni: powinna była się zm ienić. P o w stająca R a d a Stanu — jeśli nie o trzy m ała odrazu w spraw ach wojsko­

w ych p rero g a ty w rządu — to stała się tern ciałem , dla k tó re g o walka o te p rero g a ty w y i w interesie sam odziel­

ności narodu — i w spraw ie sum ień żołnierzy, stała się najpierw szym obowiązkiem . Stała się k ateg o ry czn y m nakazem z samego jej istnienia płynącym , stała się m o­

ralnie wiążącem ją prawom. M oralnem u a u to ry teto w i tej R ady Stanu poddały się pułki legionow e; a była to n iety lk o form alność i gest, lecz ufne złożenie w jej r ę ­ ce obowiązku w alki o sam odzielność, k tó rą dotąd same one łączyły — poprzez całą działalność P iłsudskiego, poprzez m em o rjały pułkow ników do A.O.K. i do N.K.N., poprzez m anifestacyjne zgłaszanie podań o zw olnienie po dym isji K om endanta i t.d., i t.d. — Do faktycznego rozporządzenia Rady Stanu oddała się P.O,W . a z n a ć e- nie tego jej kroku jeszcze się wyraziściej zarysow uje:

działała ona, organizow ała się i w alczyła o praw o tw orze­

nia wojska od rządu polskiego zależnego, od zdobycia tego prawa uzależniała swe czynno w ystąpienie; dziś d e ­ cyzję pod tym w zględom w ręc e R ady S tanu oddała.

W ten sposób P.O.W. stała się m ajątkiem m oralnym Ra­

d y Stanu — i to m ajątkiem , pow iedzm y jasno, jed y n y m . Dziś spraw a w nową wchodzi fazę. Czy posunęła się ona naprzód w tej fazie poprzedniej, gdy w alka i r y ­ zyko przeszło w ręce społeczeństw a. Czy ziściły się na­

dzieje obudzone w sercach żołnierzy aktem 5 listopada, nadzieje, któ re do realizacji doprow adzić m iała Rada Stanu? Czy też ta nowa, faza bardzo podobną ma się stać do pierw szej, g d y ry zy k o i rola spoczyw ała w r ę ­ kach nieposiadającego odpow iednika politycznego wojska?

F a k ta niech na to odpow iadają.

L egjony oddano zostały nie R adzie Stanu, lecz g e­

nerałow i B eselerow i, bez nadm ienienia naw et, że o trz y ­ m uje on je jak o re p re z e n ta n t niew łasnow olnego państw a polskiego, którego je s t niejako kuratorem .

P ro je k t R ady Stanu z 10 lutego b. r, określający jej „w spółdziałanie" w spraw ie o rg anizacji wojska, a do­

m agający się oddania pod jej w ładzę w erbunku, o rg an i­

zacji szpitalnictw a wojskowego, szkół ^w ojskow ych,'prze­

m ysłu wojennego i t. d. pozostał bez odpow iedzi.

F rzeciw nie niedaw no w sposób oficjalny oświad­

czono jej, że m inisterjum wojny je s t A bteilung polnische W eh rm ach t p rz y G en .-g u b ern ato rstw ie; w erbunek p ro ­ wadzony będzie przez ap a ra t zm ontow any przez p. Si­

korskiego, a zależny od tejże poln. W ehrm acht, a R ada Stanu.... ma w ydać odezwę w erbunkow ą.

D nia 23 kw ietnia R ada S tanu, przyjąw szy ten sm utny stan rzeczy do wiadom ości odezwę uchw aliła znaczną większością głosów i w ydanie jej spodziew ane je s t lada dzień.

Z sankcją najw yższego urzędu polskiego, ale bez najm niejszej jego in g eren cji wojsko ma być tw orzone.

Społeczeństw o więc, jeg o odpow iedzialne czynniki po lity czn e, jego najw yższe przedstaw icielstw o, k tó re od kilku m iesięcy spraw ę wojska wzięło w swe ręce, walkę o swoje pod tym w zględem praw a i o to najgłębsze prawo żołnierza, praw o realnego stosunku do ojczyzny — teraz z rąk swoich oddaje. W ładza p o lity czn a nad woj­

skiem pozostała w obcem ręku.

P ó jd z ie w dalszy bieg dziejów żołnierz polski z tein przek lętem wiszącem nad nim praw em , że żadne­

go rozkazu od władz rep rezen tu jący ch wolę narodu nie otrzym a. Z tym jed n y m w duszy swej w yhodow anym nakazem, że w brew bezwoli narodu trzeb a chcieć, sam e­

mu odpow iedzialność za siebie brać, — w sobie szukać i znaleść ostoję m oralną wobec w szystkiego, co grozi sum ieniu, samodzielności i am bicji tw orzenia, honorowi.

Jak sprosta on tem u zadaniu? Czy w ytrw a dalej na p o ­ sterunku rep rezen tu jący m czynną sam ow iedzę narodu, czy nadal potrafi zdobyć się na odważną w k ieru n k u groźnej i w rogiej przyszłości postaw ę, na pobłażliw ą— wobec o ta­

czającego sceptyzm u — ironię, tw ardą wobec sum ienia i honoru pewność?

Czy nie zmoże go pokusa, by łatw iejszą iść drogą;

by w obcej ru ty n ie się zatracić, tw órczy szukający wciąż rozpęd postaw ą i poglądam i żołdaka uspokoić?

Przyszłość to ro zstrzygnie.

Ale tak jak obecnie rzecz stanęła: że u c h y liło się społeczeństw o od odpow iedzialności za to spraw y, że nie będzie mogło norm alnem i drogam i na nie w pływ ać, — tak zostać nie może. Znów w tej bozodpow iedzialnej atm o­

sferze bujniej krzew ićby się zaczął ten nastrój ocze­

kiw ania na zbaw ienie skąddziś z poza szranek własnej odpow iedzialności. N ie wolno oczekiw ać, że ktoś na swoje barki całą spraw ę i ciężar jej odpow iedzialności weźmie.

Ci k tó rzy wczoraj zwalczali P iłsudskiego, dziś w j e ­ go stro n ę zw racają w yczekujące spojrzenia. Ci k tórzy wczoraj oczekiw ali, kiedy nareszcie L egjony zam ienią się w niedbające o nic poza rzeczam i fachow em i, „ p ra ­ wdziwe" wojsko — dziś półśw iadom ie z ich strony w y ­ glądają ocalenia, Ci którzy wczoraj napadali na P.O.W . i psuli jej żm udną p ra c ę —dziś w k ry ty c z n e j dla dalszego istniania w ojska chw ili trw ożnie oczekują w yników jej m obilizacji. Bo podjąć wraz z nimi ry z y k o p racy , po­

tw ierd zić w spółodpow iedzialnie ich w ysiłki, było za tru ­ dno, — w ygodniej dziś czekać od nich czynu, w któ- ry m b y bezw ładny naród potw ierdzenie swego istnienia i godności m ógł znaleść.

P iłsudski nie zaw iedzie, o tern p rzekonali się ju ż w szyscy, k tó rz y na serjo jeg o czyny rozum ieć są zdolni.

L egjony — mimo niew ym ow nie ciężką swą d o ty c h ­ czasową d ro g ę —są ciągle szańcem , gdzie polski czyn i en ­ tuzjazm się obwarował.

P.O.W . potrafi spełnić swe żołnierskie zadanie.

Ale nie można w yręczyć narodu. Każdy ich czyn był dotąd i musi być zawsze apelem do narodu. P o­

przez zam ulony g ru n t dotychczasow ych zaniedbań p rz e ­ łam ać się musi naród, stanąć wraz z żołnierzem do w al­

ki o godność, o praw o, o niezależność. P rzestać być widzem ty lk o jego losów — i losów swoich w łasnych.

Z rzucić ze siebie to w szystko co jest biernością i w ygo­

dnym brakiem decyzji. Zm ieść z pogardą z pow ierzchni swojej w szystko co je s t oportunizm em i ugodą.

W szystko jest jeszcze do zdobycia — naw et to co nib y darow anem nam zostało. A nadow szystko do zdo­

bycia jest jeszcze praw o, k tó re g o naród dotąd nie posia­

da: praw o nazyw ania żołnierza—swoim żołnierzem .

(6)

6 RZĄD I WOJSKO Ks 16

Entuzjazm.

G d y b y kto przed k ilk u laty , przed w ojną jeszcze, ogłosi! drukiem , czy słowem w Polsce, że z kości p o ­ ległych bohaterów z pod R acław ic, z pod G rochow a, S toczka i O strołęki, z pod M iechow a i Małogoszczą po­

wstaną ry c e rz e wolności, że p rzy jd z ie niezadługo dzień 6 sierpnia 1914 r., a wślad za nim 5 listopada 1916 T., że niepodległość z otch łan i naszych snów i m arzeń p rze ­ chodzi na płaszczyznę rzeczyw istości; g d y b y swym sło ­ wem p otrafił nadać powagę nieom ylności, g d y b y nań nie pokazano, jak na w arjata, ale cudem , niem ożliw ym do w ytłom aczenia uznano w nim proroka narodow ego —- to bylibyśm y świadkam i tej cudownej rzeczy, jak ą stanowi ludzki zbiorow y entuzjazm . E ntuzjazm — to owo naj­

głębsze zrozum ienie, że stoi się wobec czynu, którego dokonanie jest obow iązkiem , je st radością i tęsknotą po­

koleń, żo wszelkie o fiary , jak ic h czyn ten w ym agać bę­

dzie, są drobiazgiem wobec doniosłości spraw y.

E ntuzjazm je s t rytm em życia i życie bez entuzja­

zmu pozbaw ione jest pulsu. W p o lity ce entuzjazm nie ty lk o nie bruździ „racji stan u ", ale staje się jej odpo­

w iednikiem w szerokich m as-eh społeczeństw a, n a jc z ę ­ ściej je d y n ą rzeczą zrozum iałą dla nich z całej p o lity k i.

Stąd doniosłość entuzjazm u jako czynnika dynam icz­

nego historji.

Psychologja tłum u mało jest dotychczas w yjaśniona przez naukę, i zresztą w chw ilach h isto ry c z n y c h nie idzie o jej psychologiczną analizę.

Id zie o coś bardziej żyw ego, bardziej tw órczego.

Entuzjazm narodowy jest potęgą, i jako taka musi być przez h isto rję rozpatryw any. P o zaty m jest także m o­

m entem , w k tó ry m najszczerzej i najpiękniej w ypow ia­

da się duch narodu, k tó ry skierow yw uje i o rje n tu je na­

rodow e siły, i nadaje im cechę w ielkości.

To też, jeśli p rzy w ielkich narodow ych poczyna­

niach brak entuzjazm u, to fak t taki musi w zbudzić pow ażne w ątpliw ości co do doniosłości ty c h poczynań.

W szystko się wówczas obniża o skalę; ocaleje jeszcze conajw yżej t. zw. „rozum polityczny". Ale rozum p o li­

ty cz n y entuzjazm u nie zastąpi, tak, ja k rac h u n e k nie zastąpi natchnienia.

Otóż pow iedzm y to sobie w yraźnie: dzisiaj, w chwili staw iania pierw szy ch fundam entów naszego państw ow e­

go b ytu, w chw ili tw orzenia najw iększego sk arb u n aro ­ dowego: własnej arm ji — należy skonstatow ać absolutny brak entuzjazm u. Zle robią ci, k tó rz y c h c ie lib y w nas wmówić, że entuzjazm w nas istnieje. W tej dziedzinie zbiorow ego życia surogaty są niem ożliw e, lin szczerzej spojrzy się w oczy praw dzie, im uczciw iej zda 3ię sobie spraw ę z sy tu acji, tern jest lepiej, bo oszczędzi nam to może p rz y k ry c h niespodzianek w przyszłości.

E ntuzjazm u niem a. J e s t zapew ne najlepsza wola;

je s t tw arde poczucie obowiązku, je s t racja stanu, k tó ra nakazujo p rzy stą p ić do p ra c y , je s t wreszcie mus, p ły n ą ­ cy od obcych sił; niem a natom iast tego czegoś, co mo­

żna n a z w a ć 'n ie o m y ln e m narodow em natchnieniem . Nie nasza to w ina. E n tu zjazm jest rzeczą, o k tó rą w P olsce nie trudno. W szyscy ci, k tó rz y p rzek raczali po raz pierw szy gran icę kongresów ski z kom panją k a ­ drow ą w iedzą, ozem on jest, i co zrobić może. Czyjaż to wina, że św ięty ogień nie zapalił się w m asach n a ro ­ du polskiego?

Bo, jeśli się okaże, że w inow ajcy są, że żyją m iędzy nam i...? J a k ich nazwać? za co ich uważać? ty c h z ło ­ dziei polskiego entuzjazm u? Jak ocenić ich r o l ę — i za­

iste — ja k ie piętn o w ieczystej hańby w ypalić na ich czołach?

Czas nazwać rzeczy po im ieniu. Wojsko, k tó re się w chw ili obecnej tw orzy, zapew ne je s t w ojskiem pol- skiem . P o lsk im je s t żołnierz i oficer, polskim je s t ów ro zp ęd , d a tu ją cy się od 6 sie rp n ia 1914 r., k tó ry mimo ty le przeciw ieństw i oporu, nie osłabł w duszach ani na chwilę.

A le w arunki tw orzenia tej arm ji są narzucone i obce.

I niech n ik t nie m yśli, że nasze k ry ty c z n e wobec nich stanow isko m otyw owane jest tern je d y n ie , że k ilk u d z ie ­ sięciu czy kilk u set oficerów niem ieckich p rzy d zielą do arm ji polskiej w ch ara k te rz e in stru k to ró w , inspektorów , intendantów , kontrolerów , czy organizatorów . Ż ołnierz polski przyzw yczajony je s t znosić naw et c. i k. oficerów austrjackich.

N ie o to chodzi. Chodzi o c h a ra k te r narodow y arm ji. Chodzi o to, aby arm ja stała się najlepszą czą­

stką narodu, aby oparła się w całej pełni o jego niespo­

ży te siły. In ic ja ty w a została w yrw ana z je d y n ie o d p o ­ w iednich rąk: z rąk społeczeństw a. K o n ta k t z niem został rozluźniony. W sław iony aparat w erbunkow y p. S ikorskiego (zależny bezpośrednio od Polnische W e h r­

m acht) objął w szystkie czynności w erbunkow e. O rgany g en .-g u b ern ato ra v. Beselera objęły całość p rac o rg a n i­

zacji, stały się fak ty czn ie zarówno polskiem m inisterjum wojny, jak i sztabem g en eraln y m tw orzącej się arm ji.

W arunki są, zdaw ałoby się, nie do przyjęcia.

P rzy jm iem y je jed n ak , w yciągając w szystkie kon­

sekw encje z faktu odezw y w erbunkow ej T. R ady S tanu i naszego poddania się pod jej rozkazy. O dpow iedzial­

ność za to. co się dzieje, składam y na R adę Stanu. Za parę dni P.O .W . przestanie istn ieć, a jej żołnierze z g ło ­ szą się do biu r zaciągow ych.

Ale bez entuzjazm u. Bo długo i w ytrw ale p rac o ­ wano w Polsce nad tern, aby wszelki entuzjazm doszczę­

tn ie z serc w yplenić. To, co robił D ep artam en t W oj­

skow y N.K.N. przez znaczną część swego istn ien ia, to, co robił p. S ik o rsk i, ju ż jako szef „w erbunkow ców ", to co robi L .P .P ., — ta cała ugoda, p o lity czn e karjerow i- czowstwo. w y z b y te poczucia godności narodow ej i zro­

zum ienia isto ty sił społeczeństw a — to w szystko w y p eł­

niło swoią niecną pracę. Im należy dziękow ać, za w szystko, co się stało. Im należy zaw dzięczać, że obce ręce ujęły tę najśw iętszą spraw ę narodu, ja k ą je s t jego wojsko.

O kradziono nas z najw iększego skarbu: zabito nam zapał. P o z o sta ło ty lk o poczucie obowiązku. To też tą drogą pójdziem y.

Z CAŁEJ POLSKI.

R a d a S ta n u a s y tu a c ja o b e c n a . Ukazało się pismo z datą 20 kwietnia b. r„ które przedstawia najważniejsze usiłowa­

nia Rady Stanu aż do chwili ostatniej. Zawiera Deklarację uchwa­

loną 6 kwietnia b. r. oraz Komunikat w sprawie organizacji wojska polskiego. Deklaracja stwierdza, że „po upływie trzech miesięcy Ra­

da Stanu ani jednej ze swoich zapowiedzi urzeczywistnić nie mogła. Skut­

kiem takiego stanu rzeczy działalność nasza coraz krytyczniej jest ocenianą i budzi w społeczeństwie coraz większy niepokój, a W samej Radzie Stanu wywołuje zwątpienie o celowości jej ist­

nienia". Wyliczywszy ciężkie skargi płynące ze wszystkich stron i konstatując stan groźny, deklaracja stawia następujące żądania:

l l niezwłoczne rozstrzygnięcie sprawy Armji Polskiej w myśl memorjatu przedstawionego p. generarał-gubernatorowi;

2i niezwłoczne oddanie W ręce Rady Stanu szkolnictwa i sądownictwa (projekt obejmujący całokształt organizacji sądo­

wej, został przedstawiony w dniu 5 marca i dotąd spoczywa bez odpowiedzi);

(7)

K« 16 RZĄD I WOJSKO 7 3) niezwłoczne przyznanie organom Rady Stanu prawa

udziatu W sprawach aprowizacyjnych i prawa ingerencji przy do­

konywanych rekwizycjach, oraz zapewnienie mieszkańcom Polski swobodnej komunikacji zarówno osobistej, jak pocztowej pomiędzy obu okupacjami.

Poza tein, jako naj ważniejsze postulaty zasadnicze, których szybka realizacja jest przedewszystkiem niezbędna, Tymczasowa Rada Stanu uważa:

aj rozszerzenie swej władzy i swojej działalności na resztę Królestwa Polskiego i te części Litwy, w których konieczności wojenne nie staną temu na przeszkodzie;

b) wprowadzenie w życie administracji polskiej;

c j uznanie Państwa Polskiego za samodzielny przedmiot pra­

wa międzynarodowego oraz przyznanie Kadzie Stanu prawa wysy­

łania i przyjmowania legacji W stosunkach z państwami sprzynue- rzonemi i neutralnemi;

dj powołanie za zgodą Rady Stanu Regenta, który obejmie Władzę zwierzchniczą w Państwie Boiskiem."

Komunik:d wylicza prace i projekty Komisji Wojskowej Rady Stanu, a manowicie:

„aj określenie kompetencji T.R.S. przy tworzenia Wojska, a mia­

nowicie: uzupełnianie Wojska Tulskiego, Polski Czerwony Krzyż, oży­

wienie polskiego przemysłu Wojennego, Opieka nad Inwalidami, Rodzinami Żołnierzy, Jeńcami Wojennymi, (organizowanie pomocy żołnierzom w polu, zakładanie stałych szkół wojskowych, popula­

ryzowanie idei wojskowej i propaganda na rzecz Wojska Pol­

skiego.

bj Organizacja Departamentu Wojny. Odpowiednio do tych kompetencji został przedstawiony projekt organizacji Departamen­

tu Wojny, zgodnie z ogólnym Regulaminem f.R.S., obejmującym pozostałe Departamenty 'f.R.S.

cj Organizacja i technika Werbunku do Wojska Polskiego.

Według projektu cata orguntzacja werbunku do Wojska Tulskiego ma podleyae Departamentowi Wojny T. lludy Stanu’, Komisarzom T.lł.S.

zastrzeżone zostało prawo udziatu w Komisjach poborowych i obowiązek przyjmowania przysięgi, którą ochotnicy uznani za zdolnych, składa­

liby na jego ręce.

dj Określenie zasjd, przy zachowaniu których zdaniem T.R.S. mozliwem byłoby utworzenie W krótkim czasie licznej armji narodowej. T.R.S. uznała za konieczne, aby Legjony Polskie two­

rzyły kadry armji polskiej. Armja polska ma stanowić odrębną całość i może być użytą tylko do Walki z Rosją na froncie Wschod­

nim. Na czele poszczególnych armji, dywizji i niższych jednostek Wojskowych stać powinni Polacy. Wyuatki zaliczone na Wojsko polskie wchodzą w ewidencję '1 .R.S., która je prowadzi w budże­

cie Państwa Polskiego.

Wreszcie Tymczasowa lłada Stanu uznała za konieczne powołanie do buku Głównodowodzącego stałeyo Komitetu Doradczeg i dla Spraw Woj­

ska Tulskiego. W skład Komitetu powinni Wchodzić poza oficerami delegowanymi przez państwa centralne dwaj Członkowie T.R.S., Dyrekor Departamentu Wojny, jego deleg it i dwóch oficerów polskich, wyznaczonych przez Naczelną Komendę Wojsk Polskich.

Zadaniem Komitetu Doradczego byłaby stała Wspólrada oraz współpraca W rzeczach organizacji Wszystkich rodzajów bro­

ni Wojska Polskiego. Projekt ten został uchwalony na t posie­

dzeniu f.R.S. W dniu 10 lutego 1017 r. i doręczony Komisarzom rządów okupacyjnych.

Do dnia dzisiejszego żadnej odpowiedzi na ten projekt T. lłada Stanu nie otrzymała".

Następnie komunikat omawia szczegółowo akcję Rady Stanu z powodu zwłoki w oddaniu Legjonów państwu polskiemu i „braku odpowiedzi na projekt przedstawiony w dniu 10 lutego, określający kom­

petencję T.lł.S. w tworzeniu Wojska Tulskiego i zabezpieczający charakter narodowy Armji". Upór W tej sprawie ze strony mocarstw central­

nych i przeszkody czynione na każdym kroku usiłowaniom Rady St. podejmowanym w sprawie Legjonow doprowadził do jej uchwały z dnia 19 marca b. r., grożącej dymisją. Przytoczono ją w całoś­

ci. Dnia zaś 6-go kwietnia b. r. Rada Stanu zajęła następujące stanowisko:

„...a) Tymczasowa Rada Stanu stojąc na stanowisku deklaracji z dnia 19 marca r. b., a zatem uznając konieczność pozostawienia Legjonów W całkowitym obecnym składzie jako kadrów do formo­

wania Wojska Polskiego, postanawia wysłanie delegacji do rządów Niemiec i Austro-Węgier dla postawienia postulatów wojskowych i ogólno-politycznych.

bj T. lłada Stanu stojąc na stanowisku opracowanych przez siebie projektów organizacji Wojska Tulskiego, złożonych panu Gcnerał-Guberna-

torowi, prosi o rychłe udzielenie na nie odpowiedzi.

c) Tymczasowa Rada Stanu porucza Komisji Wojskowej Wszcząć, natychmiast pertraktacje z Eksc. Beselerein lub wyzna­

czonymi przez niego referentami w sprawie przygotowawczych ćwiczeń Wszystkich ochotników do Wojska Polskiego. Koniecz­

nym warunkiem tych ćwiczeń ma być kierownictwo niemi przez oficerów legjonowych wyznaczonych ku temu przez dowództwo Wojska Polskiego”.

To, co tu następuje, powinno zwrócić baczną uwagę społe­

czeństwa, albowiem odsłania ważny, choć b. smutny objaw z życia wewnętrznego T. Rady Stanu i zarazem poważną przyczynę na­

szych niepowodzeń politycznych. Jak donosi omawiane przez nas pismo;

„Zanim z padly, a przynajmniej zanim doszły do publicznej Wiadomości, jakiekolwiek decyzje Rady Stanu po akce oddania Legjonów, jako kadrów wojska polskiego, gen. V. Beselerowi, za­

nim udzieloną została jakakolwiek odpowiedz na przytoczony wyżej projekt T,li.S. z dnia 10 lutego b. r. w sprawie współdziałania jej przy organi­

zowaniu armji, co Więcej, zanim wydane zostały jakiekolwiek zarzą­

dzenia gen. gubernatorstwa warszawskiego, wzgl. oddziału jego, t. zw. „Abteilung tur Poluische Wehrmacht", dyrektor Departa­

mentu Spraw Politycznych, f.R.S. lir. Wojciech Roztworowski na zebraniu z przedstawicielami stronnictw dnia 17 kwietnia 1917 r, oświadczył szereg rzeczy, które rozszedłszy się, w opinji obudzi­

ły zrozumiałe zaniepokojenie i wzburzenie. Wedle danych zebra­

nych od osób jaknajlepiej poinformowanych oświadczenia jego streszczają się W następującem:

Ważnem jest, aby mianowany został oficer polski przy gen.

gubernatorze, a drugi oficer przy jego Abt. Pohl. Wehrmacht ważnem dalej, aby wojsko nie zostało wysłane na front zachodni, i aby utrzymywane było z funduszy państwa polskiego. Kwestja zaś współdziałania Rady Stanu przy organizowaniu armji polskiej jest spra­

wą drugorzędną, gdyż Radu Stanu nie posiada tutaj fachowych kom­

petencji. Generał Beseler jest nie tylko naczelnym dowodzącym, lecz i organizatorem wojska polskiego. Alinisterjum Wojny polskicm jest „Tolnisclie Wehrmacht". Departament Wojny Rady Stanu może otrzymać lip. opiekę nad legjonistami, ale nie jakiekolwiek kom­

petencje przy organizowaniu armji.

Opinja niepokoi się i W razie powtarzania się tego rodzaju oświadczeń coraz bardziej niepokoić się będzie. Każdy musi po­

stawić sobie pytanie:

Gzy Tymczasowa lłada Stanu zmieniła swe dotychczasowe stano­

wisko w sprawie wojsna. i przestała domagać się dla siebie kompetencji rządowych w postaci rzeczywistego współdziałania przy formowaniu armji narodowej.

Czy też pewne jednostki działają pod jej firmą na ulasną rękę — i dnia 6 kwietnia co innego uchwalają, a 17 kwietnia co innego w for­

mie oficjalnej oświadczają".

Z je d n o c z e n ie S t r o n n i c t w D e m o k r a t y c z n y c h wysto­

sowało do p. S. Grendyszyńskiego, członka Rady Stanu pismo, w którem wzywa go juko swego przedstawicielu do złożenia mandatu członka Rady Stanu. W piśmie tein Zjedli. Str. Demokr. przyta­

cza powody, dla których uznało W Radzie Stanu zaczątek rządu polskiego i podporządkowało się jej i W dalszym ciągu stwierdza:

„Trzy miesiące istnienia Tymcz. Rady Stanu przekonało nas jed­

nak, że Rada nie znalazła W sobie dosyć siły, by ująć w swe ręce Władzę faktyczną i przeistoczyć się W rząd narodowy. Zamiast realizować niepodległość, Tymczasowa lłada Stanu legalizowała zależność".

Uzasadniwszy, dlaczego dzisiaj istnienie Rady Stanu „usypia tylko czujność narodu" (sprawa armji, sprawa administracji i t. d ), pis­

mo zapowiada, że Zjedli. Stronnictw Demokratycznych „w tych warunkach nie widzi możności dalszego popierania tymcz. Rady Stanu" i wzywa swego przedstawiciela do zgłoszenia dymisji.

r - o ls k a P a r t j a S o c j a li s t y c z n a wydala dnia 16 kwietnia b. r. komunikat, w którym ostio występuje przeciw deklaracji Rudy Stanu wystosowanej do narodu rosyjskiego. Z powodu prze­

sądzenia w tej deklaracji sprawy przyszłego ustroju państwa pol­

skiego, P. P. S. pisze:

,, ll obcc tego oświadczamy, że spraicę tę, czy Polska będzie republi­

ką, czy monarchją, rozstrzygnąć ma prawo tylko Konstytuanta wybrana na podstawie powszechnego, równego, tajnego, bezpośredniego i proporcjo­

nalnego głosowania".

Komunikat zapowiada ostrą opozycję, gdyby Rada Stanu umniejszyć chciała prawa ludu polskiego lub w tein wspóldzialula, zwraca się tez przeciw Władzom okupacyjnym W słowach następu­

jących:

„Rada Stanu nazywa się jedynym organem państwowym pol­

skim. Ale Rada Stanu żadnej władzy nie ma. Wszystko u nas zależy od władz okupacyjnych.

Rada Stanu nie jest dziś organem Wolnego Narodu. Jest ona tylko rejestraturą niespełnianych żądań — nie jest nawet wplywo- wem ciałem doradczem. Naród odczuwa tylko ucisk, naród stęka i nędznieje coraz bardziej pod władzą obcej biurokracji, z całą bezwzględnością zdobywców kraj nasz pustoszącej, a z aktu 5 li­

stopada czyniących dekoracyjną pokrywkę".

(8)

8 RZĄD I W OJSKO M 16

W e z w a n ie J. E. a r c y b is k u p a Aleksandra Rakowskiego do duchowieństwa i ludu, ogłoszone w tych dniach, staje na sta­

nowisku niepodległości Polski i oznacza, że i wyższe duchowień­

stwo w Polsce przechodzi Wreszcie ku stanowisku, zajętemu już przez cały naród. O różnicach istniejących dziś w narodzie, a tyczących się środków, którymi niepodległość trzeba w życie wprowadzać i walczyć o nią, odezwa nie wspomina. Jest to zre­

sztą naturalne.

W G a lic ji ostre przesilenie wywoła! zwrot w sprawie wy­

odrębnienia. Rząd austrjacki odłożył je do załatwienia parlamen­

tarnego, to znaczy pogrzebał. Minister Bobrzyński wniósł dymi­

sję. Jak pisze „Nowa Reforma" z ‘20 kwietnia b. r., na obradacli krakowskiej grupy konserwatywnej objawiło się wielkie rozgory­

czenie i niektórzy mówcy stawali na stanowisku wręcz opozycyj- nem. Tosamo W silniejszym oczywiście stopniu objawia się wśród demokratów i socjalistów.

W Austrji trwa prąd przeciwny rozszerzeniu praw Galicji, a nawet pragnący je uszczuplić na rzecz „wymogów państwowych".

Będzie to mieć ten dobry skutek, że polityka ugodowa Wobec Austrji i wiary w „dyplomatyczne wyczekiwanie" będzie musiała w społeczeństwie polskiem ustąpić na rzecz obozu zdolnego do walki politycznej.

B IC Z .

Ze świata.

Do deklaracji tymczasowego rządu rosyjskiego w sprawie polskiej przyłączyły się państwa koalicji w półurzędowycli enun­

cjacjach.

Ponieważ o Władzę w Rosji walczy dziś ze stronnictwem liberalnem radykalny odłam społeczeństwa, staje się dla nas inte- resującem stanowisko tego ostatniego W naszej sprawię. Objawiło się ono w manifeście Rady Delegatów Robotniczych Żołnierskich do Narodu polskiego. Czytamy tam:

„Rządy cesarskie, które w ciągu półtora wieku uciskały na­

ród polski jednocześnie z narodem rosyjskim, obalone zostały przez zjednoczone siły proletarjatu i wojsk.

Zawiadamiając naród polski o tern zwycięstwie Wolności nad żandarmem Wszechrosyjskim, pietrogrodzka Rada delelegatów robotniczych i żołnierskich oświadcza, że demokracja Rosji stoi na.

gruncie prawa narodowo-politycznego stanowienia narodów o so­

bie i obwieszcza, że Polska ma prawo być zupełnie niepodległą pod względem państwowo międzynarodowym.

Posyłamy narodowi polskiemu bratnie pozdrowienia i życzymy mu powodzenia w przyszłej walce o uprowadzenie, w Polsce niepodległej ustroju republikańskiego".

W Niemczech dążność do zawarcia odrębnego pokoju z Ro­

sją zaznacza się W prasie umizgarni w stronę Rosji skierowanymi.

Przebija się przytem od czasu do czasu dość wyraźnie obawa niekorzystnego zwrotu W WeWnętrznem położeniu Niemiec. Ona to wywołała zniesienie dwucli " na początek ustaw reakcyjnych:

ustawy o Jezuitach i o stowarzyszeniach (paragraf językowy).

Prądowi reform i zmian przeciwstawiają się żywioły reakcyjne;

uczyniły to wyraźnie W sprawie polskiej, Wobec której, ostatnie zebranie hakatystów uchwaliło .sprzeciwiać się zmianie polityki niemieckiej wobec Polaków w Prusach1'.

Rady polityczne.

Kiedy, obywatelu, szukasz polityka,

Aby praw twoich bronił, niech twa myśl nie wnika W jego piękne wyznania, wielkie przekonania, Lepiej kark jego zbadaj i patrz, jak się kłania!

Sztywny kark! Oto krótki program narodowy, Dziwnie prosty i jasny, a tak w Polsce nowy!...

A Więc czemprędzej nową twórz organizację, Która na wszystkie strony wyśle deputaeję...

Niechaj idzie w pałace, gdzie żył magnat dumny, A dziś już nieraz tylko jest — lokaj rozumny.

Niech zwiedza domy mieszczan, bada butne miny, Może tam serce Własne, nie — kopniętej psiny.

Niech polskich patryjotów zbada zastęp liczny, Gdzie mąż i honor, a gdzie -— „polityk praktyczny"...

I niech ta deputacja nie traci otuchy

Widząc maleńkie główki wszędzie, przy nich brzuchy W które rozumek wlazł, a uszły duchy! .

Oto czas nowej partji! T. K. Twarde Karki!

Już Wstaje i twe losy bierze na swe barki!

Już szuka w całej Polsce! Rośnie zastęp mały!

On będzie jutro dźwigał sobą naród cały!

Wszystkie sprawy stanęły i czekają chwili.

Gdy z podłej skóry naród się wychyli...

Czeka broń —- Armja polska — ja W nią wierzę, Gdy z polityków duchem staną się żołnierze!

A żołnierz wtedy ku nim wyciągnie swe ręce 1 koniec będzie jego i narodu męce!

W. P. Cena 20 groszy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na pozór, ale tylko na pozór musi wydawać się rzeczą dziwną, że Niemcy zwracają się do moskalofilskiej prawicy, która jest przeciwna organizowaniu armji

ne. Panowie! Jeżeli w jednej stronie widnokręgu wstają nadzieje, nawet uzasadnione nadzieje, grzechem jest śmiertelnym nie patrzyć w drugą stronę, tam gdzie czają

Wprzęgnie do pługa wielkie rody i wielkie majątki, które dziś ręce zgoła od pracy odjęły; porwie za sobą inteligencję, która, wyjścia odnaleźć nie

dzą się przyjaciele i Wrogowie, jaką jest rola polaków, - dzień ten niech będzie stwierdzeniem naszej jednolitej Woli, gotowości do walki, przeglądem naszych

lega tutaj na efekcie często przez komediopisarzy wyzyskiwanym, a polegającym na ustawicznych niespodziankach, wynikających z ustawicznych qui pro (|uo. Powstała

Austrja, z którą pomimo Sadowej, Bismark tak łagodnie się obszedł, którą Niemcy tyle razy w ciągu tej wojny wyciągały z dna przepaści — czyż nie jest

żyliśmy w stosunku do Rady Stanu, że stać ją będzie na przetworzenie się na rząd polski. Dziś wiemy, że obecna Rada Stanu, to już martwe ciało, które

powołaną została do pracy nad odbudowaniem Państwa Polskiego w nadziei, iż mocarstwa centralne przystąpią szczerze do realizowania aktu 5/XI, zważywszy dalej,