• Nie Znaleziono Wyników

Rząd i Wojsko. 1916, nr 10 (10 lutego)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rząd i Wojsko. 1916, nr 10 (10 lutego)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

I WOJSKO

HIHHIHHHIIHKUIłHIM ATTO t hMtd 11 iiiuillUlL

Warszawa, 10 lutego 1917 r. N° 10

„C\yni« il )'c>ni/>i> i sit/ to śtoiecic p M i/iiznym przez armit/.“

A d am M ickiewicz-. 1rvbuna ludów.

Jak tworzyć wojsko polskie.

O d chwili mianowania R a d y Stanu upłynęły juz 5 tygodnie. P rzez cały ten czas sp ra w a w ojska nie po- i

sunęła się ani o krok naprzód. Tym czasem w szyscy wiemy dobrze, że bez wojska Rada Stanu tylko cienieni rządu być może, że praw dziw y rząd, rząd opatrzony po­

wagą własnego społeczeństwa, N iem ców i Austryjaków , musi być oparty na armji. N ie w chodząc zatem w do­

tychczasową działalność Rady Stanu w tej dziedzinie, o której wiem y zresztą, że idzie od pierwszej chw i­

li w kierunku pokonywania piętrzących się przeszkód, uważamy jednak, że i nam nie podobna dłużej m ilczeć w tej sprawie, gdyż żyjem y w czasach, do których za­

stosować nnyma powiedzenie pewnego znakom itego po­

lityka:

„Sposobność, utracona w ciągu jednej chw ili przez zaniedbanie, często później dziesiątkam i lat trudów i usi­

łowań powrócona być nie może".

Przyjrzyjm y się sytuacji.

N iem cy potrzebow ali wojska. N ie była to dla nich kwestja życiow a, ale bądź co bądź — sprawa Ważna, j

Dlatego w zięli się do rzeczy z takim impetem. D la te ­ go wydali, zaraz po akcie 5-go listopada, szereg rozpo­

rządzeń w sprawie rekrutacji, rozporządzeń, św iadczą­

cych z jednej strony o ich zupełnej ignorancji naszych stosunków, z drugiej o ch ęci jaknajśpieszniejszego otrzym ania żołnierzy.

Legionistom , sprowadzonym z frontu do Królestw a, mówiono, iż będą tu do stycznia. Sądzono, że przez ten czas (miesiąc!) rekrut napłynie w ilo ści w ystarczającej dla dania zatrudnienia kadrom, utworzonym z legjonistów.

Ten rekrut nie napłynął. N iem cy, jako p raktycz­

ni ludzie, na pewno już przyjęli to do wiadom ości i zm ie­

nili swoje plany, chowając w duszy głęboką urazę z po­

wodu „ p o ln is c h e r A/zswer/ó/"’" — („niepow odzenie p o lskie ­ go p rz e d się w z ię cia "— tak wyrażają się hakatyści, którzy byli zaw sze przeciw nikam i udzielania Polsce niezależn o­

ści). A le sprawa nasza dotąd nie jest przegrana.

A k t 5 listopada nie został cofnięty i zapewne przed zaw arciem pokoju cofnięty nie będzie, gdyż w grę w cho­

dzi powaga cesarstwa niem ieckiego. C o jednak stanie

(2)

2 RZĄD I WOJSKO Ne 10 się, jeżeli Polska nie potrafi zorganizować rządu i woj­

ska w ciągu tych kilku miesięcy, które może nam jesz­

cze zostały? Czy nie wezmą wtedy góry usiłowania naszych wrogów, którzy pragnęliby Królestwo podzielić między trzy mocarstwa rozbiorowe,—usiłowania agentów rosyjskich, hakatystów niemieckich i żądnych aneksji części Królestwa dworaków, otaczających młodego c e ­ sarza Austrji? — To jest pytanie, na które nikt z czystem sumieniem nie odpowie: nie\ 1 to jest jeszcze jeden wzgląd, zmuszający nas do szybkiego rozstrzygnięcia kwestji wojska.

Cóż czynić?

Obóz, grupujący się około Depaitamentu Wojsko­

wego N.K.N., Więc pisma przez tę organizację założone (.D ziennik Narodowy" w Piotrkowie i warszawski „Głos Stolicy"), organizacje „Ligi Państwowości Polskiej" oraz

„Klub Państwowców Polskich" i jego organ „Goniec" do­

magają się od P. O. W. natychmiastowego rozwiązania się i wstąpienia do szeregów legionowych. Niepodległo­

ściowcy zaś powinni by, zdaniem tych organizacji, użyć całego swego wpływu na społeczeństwo, by ono bez zastrzeżeń i bez żądania zmiany czegokolwiek przyjęło dzisiejszą organizację werbunkową pp. Sikorskich, Wy­

rostków etc. i dało rekruta.

Rzecz jasna, że uczynić zadość temu życzeniu nie po­

dobna. Legjony dotąd wcale narodowi polskiemu nie zo.

stały oddane. Pokłon, wykonany przez pułk. hr. Szeptyc­

kiego w stronę Rady Stanu, w niczem nie wpłynął na zmianę sytuacji. Legjony są w dalszym ciągu częścią składową armji austro-węgierskiej, a wykonawcą rozka­

zów tej armji jest hr. Szeptycki. Rada Stanu nie ma żadnej możności, W jakikolwiek sposób wpływać na to urządzenie. Tak samo niezależnem od Rady Stanu jest wojsko, organizowane przez władze niemieckie. Zatem oddając dzisiaj P.O.W., Rada Stanu nie otrzymałaby wzamian najmniejszego zapewnienia, że będzie miała jakikolwiek wpływ na przyszłą armję polską.

Dodać należy, że nie brak nam w tej sprawie do­

świadczenia. Komenda legjonów złożyła dostateczne do­

wody swej zupełnej bezsilności, lub braku dobrych chę­

ci, gdy szło o obronę polskiego charakteru i samodziel­

ności legjonów, a nawet — gdy szło o zarządzenia czy- , sto wojskowe. Tymczasem skład zasadniczy Komendy prawie żadnej nie uległ zmianie. Nawet niektóre osoby usunięte z widowni legjonów, powróciły teraz.

Któż, przy takich warunkach, mógłby zdecydować się na oddawanie najdroższego naszego skarbu — mas, pragnących krwią swoją służyć Ojczyźnie? I nic dziw­

nego, że Rada Stanu dotąd nie wypowiedziała się. Do­

dajmy, że gdyby nawet czynniki miarodajne—Rada Sta­

nu i kierownik jej Departamentu Wojny, Kmdt Piłsudski—

zdecydowały się na taki krok, to prawdopodobnie efekt byłby daleki od tego, czego pragnęlibyśmy i co możnaby osiągnąć: entuzjazmu by nie było, poszliby ci, którzy są I już zorganizowani, masy nie ruszyłyby się.

Jak ternu zaradzić? Targować się z władzami nie- mieckiemi, żądać prawnopaństwowego uzależnienia woj- '

ska od Rady Stanu, wypłacania żołdu źe Skarbu polskie­

go, oddania werbunku w ręce Rady Stanu, z Austro-Wę- grami pertraktować o oddanie legjonów Polsce!—Zapew­

ne. taka droga jest pożądana, zresztą jest ona konieczna i, o ile wiemy, polskie czynniki miarodajne od początku na nią weszły. Ale ta droga jest jśliska i zawodna.

Trzebaby operować argumentami logicznymi, dawać państwom centralnym obiecanki, żądając w zamian real­

nych ustępstw.

Wiadomo zaś, że w polityce logika i obietnice rzadko rozstrzygają kwestję. Walor mają fakty, czyny dokonane.

I zdaje się, że nic innego nie pozostanie, jak stwo­

rzyć właśnie takie czyny dokonane, ująć sprawę w swo­

je ręce i pokazać, co Polska może zdziałać.

Jedyną drogą do tego celu będzie tworzenie wojska polskiego p r ze z Radę Stanu, bez oglądania się na kogo­

kolwiek. Ponieważ sojusznicy nasi — państwa central­

ne — nie chcą, czy nie umieją zrozumieć naszych po­

trzeb narodowych, ponieważ zaś z drugiej strony uzna- jemy sami, że dalsze zwlekanie z tworzeniem armji pol­

skiej mogłoby złe wydać skutki, należy samemu przy­

stąpić do rzeczy, a mianowicie:

1) Ujawnić Polską Organizację Wojskową na ca­

lem terytorjum, w obu okupacjach.

2) Otworzyć biura werbunkowe we wszystkich tych miejscach, gdzie działa P.O.W.

3) Wydać odezwę Rady Stanu do społeczeństwa polskiego, wzywającą je do szeregów i polecającą zapi­

sywać się w biurach ujawnionej P.O.W., które staną się w ten sposób Biuram i Werbunkowemi Rady Stanu.

4) Wyjaśnić w tej samej odezwie, dlaczego Rada Stanu nie może skorzystać z oferty Austro-Węgier—uży­

cia legjonów, jako kadrów wojska polskiego, oraz z ofer­

ty niemieckiej, wskazując jednocześnie, od czego zależy dojście do porozumienia w tej sprawie. Wezwać w tej­

że odezwie społeczeństwo polskie do ofiar na rzecz tworzącego się wojska polskiego. Wskazać, iż stan ten będzie zapewne przejściowy, że jednak interes i honor narodu polskiego wymagają, by znalazły się środki na pierwsze czynności.

Od ilości środków, które będą napływały, zależeć będzie zakres działania. Z początku prawdopodobnie trzeba będzie ograniczyć się do tego, co dziś praktyko­

wane jest w P.O.W.: żołnierze mieszkać będą u siebie w domu, a nie w koszarach, nie dostaną mundurów i ćwi­

czyć się będą tylko w chwilach wolnych od zajęć zarob­

kowych. W razie napływania większych sum można będzie umieścić w koszarach przynajmniej . nowych re­

krutów, ograniczając się do najlepszego materjału.

Organizacja ta przetworzy się w wojsko prawdziwe z chwilą, gdy dostanie broń, mundury, amunicję i wszy­

stko wogóle, czego współczesna armja potrzebuje. Te

niezbędne akcesorja powinny być uzyskane od państw

centralnych przez Radę Stanu, która będzie w tym celu

prowadziła dalsze pertraktacje. Ale podczas tych per-

(3)

M 10 RZĄD 1 WOJSKO 3 traktacji nie będzie marnowany drogocenny czas. To, co

od naszych sil zależy, będzie się dokonywało.

W narodzie takie postawienie sprawy prawdopo­

dobnie spotka się z najwyższem uznaniem. Wszyscy, którzy pragną armji, chcieliby, by ona zależała od Ra­

dy Stanu. Tworzenie armji polskiej, przez Polaków wywoła entuzjazm, którego dziś brak i który stanowi nie odzowną część składową każdego wielkiego narodowe­

go czynu.

Co się wreszcie tyczy państw centralnych, to nale­

ży przypomnieć, że one szybko pogodzą się z nowym stanem rzeczy, o ile przekonają się, że właśnie na tej drodze cel może najprędzej być osiągnięty. Niemcy są

ludźmi praktycznymi i fakty najlepiej przemawiają do

i nich. Rzeczą przedstąwicieli narodu polskiego, którzy z nimi pertraktują, będzie postawić im warunki możliwe do przyjęcia, godzące nasz interes narodowy z potrze­

bami wojny, warunki, któreby przekonały Niemców, że nie jesteśmy utopistami ani kapryśnymi fantastami, że po­

wodzenie wojny przeciwko Moskwie tak nam, jak im le­

ży na sercu.

Plan ten jest zapewne bardzo niedokładny. Sądzę jednak, że w ogólnych zarysach odpowiada on potrzebom

* chwili i dlatego poddaję go rozwadze ogółu.

A. W.

1 ^ .

Z frontu legjonowego.

Rada żołnierska.

*

Z grom adzenie żołnierskie... R ada delegatów z kom- panji, bataljonów , szw adronów i baterji. W złote, jesien­

ne południe, gd y chłodne blaski słoneczne przelew ały się w głuchem m ilczeniu poprzez korony lasów m iryń- skich... Śród pni w m roku leśnym szarzały tam i sam widm a strzelców po obozach i stanow iskach. D ym y po polanach się snuły z ognisk i bielały p ła c h ty nam iotów w ziem ię w kopanych i p rzezo rn ie d arniną ogaconych.

G dzie? — D rogą śródleśną wzdłuż g łęb o k ic h ko­

lein w m iękkim piachu szliśm y w pierw szą tę niedzielę październikow ą, by koło dw oru m iryńskiego — od dwu

d ii i

kw atera nowej kom endy pierwszej naszej b ry g a ­

d y — sk rę c ić w bok i kraw ędzią lasu pom knąć ku po­

zycji bataljonu. Szliśm y, podając sobie w u ry w a ­ n y ch zdaniach nowości dwu ostatn ich dni, streszczając w ypadki, jakie już w p u łk ach zaszły po św. Michale.

W żołnierskiej pam ięci tkw ić będzie do końca życia ten dzień m roczny deszczow y, g d y padła w nas ja k grom wieść o p rzy jętej dym isji K om endanta, o w yjeź­

dzić Szeta Sosnkow skiego i o nowym ordrc dc bataille.

Już kom panje n iek tó re poczęły wnosić prośby o zwol­

nienie. B ataljon 1-y c a ły w ystosował pismo do p u łk o ­ wnika R ydza-Sm igłego, w którem żołnierze oddawali z utnością i m iłością swój honor i broń w 'jego ręce.

O ficerow ie w szyscy swoją rzecz sp e łn ili.— W tę oto go­

dziną południow ą m iał żołnierz przem ów ić i w ybrać drogę najcięższą z łych, jak ie w dw uletniej tułaczce przew ędrow aliśm y.

Po bataljonach na pozycji i po biw akach śródleś­

nych w rezerw ie w rzało. Wieść o dym isji i zm ianach była straszna, urągająca najśm ielszym oczom, co nie­

jednej g ro zie i niepraw dopodobieństw u w tw arz zaj­

rzały, drw iąca z najbardziej nieustraszonych p rze w id y ­ wań. 1 w pierw szej chw ili w szyscy przyjęliśm y ją z re ­ zerw ą i niew iarą, raczej jak plotkę o w ypadku, k tó ry

można zm ienić, jaki sam musi zniknąć, gd y ż niepodobna go zm ieścić w ram ach ludzkiej w iary , w ż o łn iersk im pojm ow aniu świata. — Co będzie? — R ozpacz padła w szeregi. Na niebie naszem cień w yrósł: złe ręce i zła wola. S to k ro ć groźniejszy w róg w y jrza ł, niż ten z przed okopów i zasiek d ru cia n y ch . Lecz po pierw szem wra- , żeniu żołnierz z ulgą odetchnął: po ty lu m iesiącach nie­

pew ności i przem ęczenia w reszcie coś jasnego...—R ęka­

wica! T rzeba ją podjąć i godnie odpow iedzieć na zakusy panów od p o lity k i.

Śród rzesz żołnierskich wrzało. M ogły zajść z d a ­ rzenia w następstw ach sw ych fatalne. N ależało akcję całą ująć w ręce i tak pokierow ać, by skutek był p o ­ ważny i silny i by zapobiedz wczas nieprzew idzianym wypadkom .

Po dw unastej w jasnym prostokącie drzw i w ielkiej ziem ianki staw ał jeden lub dw ó ch .—Z teg o a tego b ata­

ljonu, szw adronu, z tej a tej baterji... S chodzili się w y ­ brani, zaufaniem w iary o.bdarowani, co losem ż o łn ie r­

skim m ieli pokierow ać. Na tw arzach i ub ran iu ślady i dw uletniej w iernej służby u swoich znaków. Lica opa­

lone w o statnich lipcow yćh i sierpniow ych p rzep raw ach na Polesiu, dawno niegolone, jed n y m wyrazem pow agi i stanow czości ścięte.

U d rąg a sosnowego, podpierającego strop ziem ian­

ki, przystanął lekki, z g rab n y chłopak. Jasnem i oczam i o g arn ął zgrom adzonych, w y jął notes i począł s e k re ta ­ rzow ać. P rz em a w iał krępy, cz arn y sierżant. W nam ięt­

nych okresach przedstaw iał grozę położenia i sposoby odpow iedzi niezaw odnej a silnej na gw ałt zadany. Spo­

kojnym je n o głosem cy to w ał słowa K om endanta z ro z ­ kazów daw nych i świeżych w yjęte, by w krótce znów zabrzm ieć oburzeniem , w y p ręży ć się ja k b y do skoku z pod ściany — i zam ach stanu i p rze w ro tn e m achina­

cje „panów z tyłu* piętnow ać. Po k ilk u zdaniach słu­

chacz oczekiw ał zw rotu, jak i z ust tego m ówcy lu d o ­

wego w inien b y ł paść: „ludu żołnierski, szara rzeszo

(4)

4 RZĄD I W O JSK O Ni- 10 orężna!.." A w cieniu głębokim na posłaniu z m chu

i liści zeschłych p rzy sia d ł deleg at z b a te rji haubic i pilnie słuchając p rzy gotow yw ał się do rozpraw y.

N agle m ówęa zam yślił się, urw ał najsilniejszy, naj­

głośniej w ypow iedziany okres i spojrzał po obecnych.

D ługą chw ilę c z y ta ł w oczach. 1 znów się jakby do skoku p o d erw ał i w ziem iankę rzucił pytanie: „...a z g ro ­ m adzenie nasze dzisiejsze — czem jest? — Czy to nie b u nt?!...“

Delegaci po kolei, gdzie k tó ry stał lub siedział, zabierali głos i z w erwą i przejęciem wiecowem zdawali spraw ozdania, form ułow ali w nioski, lub podaw ali sch e­

m at działania. J a k b y po dw u latach p rz e rw y na aka- dem ickiem jakiem zgrom adzeniu. I w przem ów ieniach ty c h zapodział się gdzieś — po raz p ierw szy — nasz sta ry ju ż i zaszczytny tytuł. „Panow ie"...— w tej form ie zw racali się do słuchaczy.

Młodsi pow oływ ali się na zdarzenia, jakie zapadły już w n ie k tó ry c h b ataljo n ach , jak wnoszenie dym isji i próśb pisem nych i żądali, by inne także tak postą­

p iły . Z w yciężyło jed n ak zdanie, że dzisiejszej n arady coleni jest ro zp atrzen ie się w sytuacji i w ybór sposobu działania w spólnego i jednolitego. U chw ały pow zięte na R adzie Ż ołnierskiej m ieliśm y rozesłać po pułkach z poza pierw szej b ry g a d y , gdzie czekano od nas d y sp o ­ zycji i hasła.

W tej chw ili w ysunął się na czoło obrad deleg at z b a te rji haubic. Głowa Sokratesa. B roda brudna, zda- wna niestrzyżona, siw izną już p rzy p ró sz o n a i w iechy wąsów k ry ły g ru b e zm ysłow e w argi. G łębokie siwe oczy błyszczały ciągle iskram i ciekawości i uśm iechu.

Ł y sin a coraz dalej zapuszczała zagony. I uszy ostre, ponad czaszkę godzące łudząco p rz y p o m in a ły głow ę Sa­

ty ra . A rty le rz y s ta jasno i logicznie p rzedstaw ił akcję w szczętą przez K om endanda i R adę P ułkow ników , k tó ­ rej colom było — któż z nas nie zna ty c h dziejów ? — uw olnienie wojska z pod narzuconej nam kom endy, ro z ­ ro st i w yjście poza ciasne ram y Legionów i złączone z tern zdobycze p o lity cz n e . G d y w alka się zaostrzyła, g d y dym isję p rzy ję to , naszym obow iązkiem jest poprzeć żądania W odza i R a d y Pułkow ników , zaznaczyć swą so­

lidarność.

Lecz w y stąp ien ie nasze pow inien spokój i godność cechow ać. Jesteśm y żołnierzam i. W przeciw nym bo­

wiem w ypadku nieprzyjaciele nasi nie om ieszkają sko­

rzy stać z oddanej im w ręce broni i zo h y d zić nas i sp ra­

wę naszą w oczach społeczeństwa. — Tak — w k rótce sta­

lib y ście się, żo łnierze, bandą w archołów , . radykałów czerw onych i aw anturników ! A przecież K om endant w ostatnim rozkazie z 6 sierpnia w yraźnie podkreślił zdobycz naszą z dw uletniej potrzeby w yniesioną, której strzed z i nieskalaną dźw igać należy: honor żołnierza polskiegol

S praw a nie jest beznadziejna. R yzykujem y. Z c h w i­

lą p rz y ję c ia naszych dym isji i próśb o zw olnienie prze- stają istn ieć L egjony. Bo tak my, ja k i przeciw nicy zdają sobie dobrze spraw ę, że reszta pozostała byłaby p u łk iem ozy b ry g a d ą w ręk ach a u stry ja c k ic h bez zna­

czenia p o lity czn eg o . I Rosja posiada dotychczas b ry ­ gadę polską. Siła ta jednak nie o d g ry w a żadnej roli ani wobec naro d u , ani wobec E u ro p y . A czyn nasz otw orzyłby oczy śpiącem u narodow i i pobudziłby może do czujności. M ożeby w ykrzesał w reszcie w św iadom o­

ści ogółu ideę naszą praw dziw ą. Możeby ocknął szla­

chetniejsze i tęższe jed n o stk i, głośno walając: caveant consulesl...

Z w y cięży ł d e le g a t z haubic. Jednogłośnie zapadła uchw ała: staw ania kom panjam i do raportów w oznaczo­

nym czasie, żądania jak najszybszego załatw ienia prośby,

u tw o rzen ia stałej R ad y Ż ołnierskiej, k tó ra b y czuw ała nad spraw ą naszą i zaw iadom ienia o decyzji pułków , jak ie nie m ogły w ysłać delegatów na zgrom adzenie.

Około trzeciej delegaci poczęli się rozchodzić, po­

dążając do sw ych bataljonów i kom panji. K ilku ru s z y ­ ło row am i łącznikow ym i na odcinki. Z kosturam i w rękach z chlebakam i na ram ionach zapadali się w k rzaki i w ro ­ w y—spiskow ców g a rść —unosząc d y spozycje na w szystkie strony: na linję i na biw aki śródleśne.

B ył to ten sam żołnierz, k tóry we W łoszech tw o ­ rz y ł L egje z D ąbrow skim , a w 30 roku w szczynał rew o ­ lucję. Ż ołnierz, jak stw ie rd z iły boje dw uletniej z górą kam panii, pierw szorzędnej wartości bojowej, nie u s tę p u ­ jący najdzielniejszym pułkom arm ii reg u larn ej, żołnierz naw skroś ideow y, św iadom y swej roli p olitycznej.

List z pola.

Karasin 16 marca 1916 r.

Szanowna Obyw atelko!

P rzed k ilk u dniam i otrzym ałom od Was k artk ę.

Nie wiem w prost jak W am dziękow ać za te słowa za­

ch ę ty i wiadom ości z kraju. P rzyznać należy, że są one niezbędne w naszych w arunkach życia.

Ż yjem y jak w klatce we wsi zabudow anej przez nas najrozm aitszego kształtu ziem iankam i, otoczonej k il­

kom a rzędam i d ru tó w kolczastych. Pozw alało czuć się tu ja k w dom u, a to znaczy nie nosić p rzy sobie p rze ­ pisow ych 150 ładunków , rozbierać się do snu i t. p.

Poza d ru ty w ychodzi się bardzo rzadko, c h y b a na służbę na linję, po słomę ze strzech do sąsiednich wsi, lub do lasu po drzewo, bo w szystkie stodoły, p rz y b u ­ dów ki i chlew ki jużeśm y popalili na opał.

Ludność w prom ieniu k ilk u d ziesięciu w iorst od linji w ysiedlono, to też nie widzi się tu nikogo ponad w iarę, „w ojaków " a u strja c k ic h i prusaków . Co do zajść, to poza służbą ubezpieczeniow ą m am y 2—3 godzin ćw i­

czeń w ojskow ych dziennie, a przez resztę czasu czy ­ tanie śpiew , opow iadanie anegdot.

P rz y tak ich pogaw ędkach zapom ina się w szystkie zaw ody, okropności wojny, u tra ty kolegów , niekiedy braci i szaleje się w wesołości ja k grom ada rozbaw io­

nych dzieci.

W ogóle legioniści mają w sobie w spaniały ges.

W najokropniejszych fragm entach bitew , kiedy starzy żołnierze a u strjaccy m ają łzy w oczach, lub zrozpaczon' z zw ierzęcem w yciem rzucają się naprzód, żeby maso j wo g inąć od kul niep rzy jaciela, nasi ch łopcy z dowci- j parni i pogw izdyw aniem p rzeb ieg ają sobie naprzód, m y ­

ląc cel n iep rzyjaciela, aż zgrom adzeni w dostatecznej i ilości, w yrastają jak z pod ziemi przed przerażonym i, o g łu p iały m i m oskalam i, krzycząc przepisow o „hurra"

i swoje dom orosłe — daw niej „oddaj W arszaw ę", obe­

cnie — „oddaj czaj", „oddaj kocioł" i t. p. (P o p rzed n ie­

go dnia m oskale podziuraw ili kulam i kocioł niesiony z objadem na linję. Objad ma się rozum ieć po p ły n ął do D niepru, bo jest zw ykle tak gęsty, że spocić się trzeba, zanim się złapie ziarnko kaszy). Moskale albo zm ykają, jeżeli mają drogi odw rotu, albo robią to, co ' dawniej p rak ty k o w ali na bezbronnych W arszaw iakach:

i „ruki w w ierch".

Z apom niałem zaznaczyć, że pułk nasz jest obecnie

i w rezerw ie, coś w rodzaju m ałego sp o czy n k u dla wy-

(5)

j\Ó 1 (J RZĄD I W O JSK O 5 gładzenia szczerb otrzy m an y ch w bitw ach w ołyńskich.

Kolejno ty lk o w ychodzą o d 'z ia ły na liriję spełniać za­

danie „łowieckich** kom panji, p atro lu jąc p rzestrzen ie m iędzy okopam i au stry jak ó w i m oskali, c h w y ta ją c je ń ­ ców dla zasięgnięcia języka, alarm ując nieprzyjaciela.

Siedzenia w ty c h nieszczęsnych błotach mamy dość i radzibyśm y zaczerpnąć innego pow ietrza.

I znów myśl uporczyw ie powraca do kraju. Zapo­

m ina się o spodleniu mas, co zasklepiono w k ręgu oso bisty ch interesów , w obawie ofiar, boją się stanow czo upom nieć o swoje prawa. To brak ofiarności doprow a­

dził do p rzy p ię cia do legjonów „e. k .“ jako w y n ag ro d ze­

nia za cesarskie karabiny, płaszcze, b u ty , żyw ność.— Na- ogół jednak panuje przekonanie, że p a p ie ry nasze idą w górę i w ypadki stanow czo w yw ołają zm iany w na­

szych losach. To nam dodaje w iele sil do znoszenia przygód w ojennych. Co do mnie, to je s t tu nas spora grom adka kolegów kursistów , to też na fasonie (tak się mówi w L egjonach) n ig d y nie tracim y...

Nam W arszsw inkom , chociaż w porów naniu z inne- mi uzupełnieniam i przedstaw ialiśm y św ietn y m aterjał, bardzo tru d n o było pozyskać uznanie „starej w iary".

Z resztą tera z różnice się z a ta rły .

Stosunkowo do innych o trzym uję bardzo mało listów. Z dom u od rodziców dostałem zaledw ie jeden list, lecz tak wzniosłej treści, że w ystarcza za obecne m ilczenie. Dzień, w k tó ry m otrzym uję jaki list, jest dla m nie św iętem , to też p rzy jm ijcie tę nieudolną, żoł­

nierską podziękę. D arujcie styl i pismo, pochodzi to z tego, że piszę ten list uryw kam i na kolanie przy drgającym blasku ognia na kom inie, będąc potrącanym przez połowę współm ieszkańców k w a te ry .

G dy c >.as pozw oli i pam ięć nie zawiedzie, skreślcie parę słów, a będą praw dziw ym błyskiem w szarzyźnie naszego życia.

Cześć! i do w idzenia w wolnej N iepodległej Polsce!

zł. ./...

Werbunek c. i k. Komendy.

W śród lic z n y ch eksperym entów , c z y n io n y c h na skórze naszego narodu, niepoślednie m iejsce zajm ują do­

tychczasow e m etody w erbunku. S k utki jeg o będą o w ie­

le dotkliw sze, aniżelib y to na pozór mogło się zda­

wać. T ru d n o napraw dę przypuścić, ażeby tw órcy i o r­

ganizatorow ie całego przedsięw zięcia nie zdaw ali sobie z tego spraw y.

Stanowisko społeczeństw a, z ktorem akcja ta sp o t­

kała się na sam ym początku, w ytrąciło odrazu z rąk organizatorów możność w cielenia planów swoich w życie w całej rozciągłości, nie zdołało jednak obalić całej ela­

stycznej m achiny. W obec absolutnej niem ożności w y ­ konania pow ziętych zam iarów , tw ó rcy w erbunku z a k ry ­ li się płaszczem przym usu i dyplom acji i w yjednali so­

bie w sterach rozległych tolerancję, gdzieniegdzie na­

wet sankcję na ważną m isję samozwańczą p rzy gotow ania narodu do p rzy ję cia uchw ał rządow ych.

Tę zasadniczą zm ianę post factum nazwano poli­

tycznie —- celem zgóry pow ziętym Dla złagodzenia opinji w ystarczyło przecież, że cel ten został zm ie­

nionym .

N iepodobna jednak spoglądać obojętnie na stan d z i­

siejszy tej spraw y. Faktem jest, że praca nad uśw iado­

m ieniem i rozbudzeniem narodu u nas ma pierw szo rzęd ­ ne znaczenie, że p rzygotow anie do zrozum ienia postano­

wień rządow ych jest rzeczą naglącą, ale jest faktem jeszcze jaśniejszym , że przygotow aw cze prace organiza­

cji w erbunkow ych idą w kierunku w ręcz przeciw nym . Dość spojrzeć na faktyczny stan rzeczy. O rganizacja, obejm ująca cały kraj, przenikająca w najgłębsze jego zakątki, wnosi jedynie w ich rzy cielstw o i rozkład.

N ie można nazwać przecież inaczej instru k cji i in ­ form acji u d zielanych urzędow nie na posterunkach w e r­

bunkow ych wsi i miast. Pokarm ideow y w postaci w y­

łącznie rozdaw anych przez w erbow ników anonim ow ych świstków, zw róconych przeciw ruchow i niepodległościo­

wemu, w rodzaju: „K to ma rację", „P.O .W . w opraco­

w aniu D r. Nerno" (znany Dr. Ja n ik z D ąbrow y),

„A m erykański K o m itet O brony N arodow ej o C.K.N."

„Odezwa starych zarzewiaków** „B roszura o Essad ba­

szy" i t. p. w iele in n y ch , o ty m sam ym zawsze ch a­

ra k te rz e , może być przecież ty lk o tru c izn ą dla narodu.

P rz y p u ść m y nawet, że większość czytelników nio będzie w stanie tego zrozum ieć, że większość żołnierzy w erbun­

kow ych zorjentuje się w ty m lepiej od swoich przeło­

żonych, to przecież jaki chaos musi powstać w głow ach od takiej, i to ty lk o takiej lite ra tu ry ? Akcja ta niew ie­

lu zjednyw a zw olenników , ale zam ęt rośnie. Zdaje się ona zm ierzać gdzieś głębiej.

Przez liczne insynuacje rzucano w kierunku w ybit-

| nych członków Rady Stanu w yw iera się skutek niezaprze­

czalny— podkopuje się wręcz praw ow ity rząd Polski, CO przez jeg o zdrajców jest n ajchętniej witanem .

A p rzecież pracę tę w ykonują członkow ie wojska polskiego. In sty tu c ja taka jak D epartam ent W ojskowy powinna chyba podlegać Rządowi Polskiem u, a nie po­

zostawać na usługach p a rtji i pod kom endą i władzą c. i k. au stry jack ieh czynników'.

D epartam ent W ojskowy rościł sobie niegdyś p rete n ­ sje do uzurpow anej w yroczni polity czn ej i w szelkie w y­

siłki ku zdobyciu przedstaw icielstw a i rządu naro d o w e­

go po za nim ok rzy k iw ał za zdradę stanu i narodu.

Dzisiaj, g d y niezależnie od niego Rząd ten pow stał, dzia­

ła on dalej — nie z jego, lecz z obcego m andatu.

K iedy w reszcie będzie mógł zacząć się werbunek i Rząd Polski będzie miał nadm iernie utrudniono zada­

nie z narodem zatru ty m przez obecny w erbunek, to kto odpow ie za robotę „przygotow aw czą" D epartam entu W oj­

skowego?

T utaj rozkazów w ojskowych nio znajdzie chyba p. S ik o r ki za paraw an dla siebie. A ofiarą e k s p e ry ­ m entów je g o może się stać n ie ste ty naród cały.

N arodu nie pogrzebie to jeszcze, potrafi on w yłonić sam ze siebie, bez niepow ołanej opieki, wojsko kw itn ą­

ce. W pracy tej jednak natrafi n iejednokrotnie na chw a­

sty w yrosło z dorobku daw nych przedsiębiorców w e r­

bunku?

Niebezpieczeństwa.

W przełom ow ych chw ilach Polski, kiedy n a jg ro ź ­ niejsze niebezpieczeństw a stały przed drzw iam i, sta­

le pow tarzał się fakt, że większość narodu, naw et ta.

która ju ż żyła po lity czn ie, nie w idziała zupełnie rzeczy

(6)

6 RZĄD 1 W O JSK O M 10 wistości, nie obejm ow ała zgoła tego, co się w jej oczach

działo. Spokojne rad zen ie i w yczekiw anie w y p rzedzało grozę obudzenia. K lęska dopiero poryw ała za włosy.

Czy dziś nie ż y je m y może w podobnych czasach? Po­

zornie wojna m ocarstw , wojna poza naszym udziałem , długo i leniw ie zm ierza ku sw ojem u celow i. K to jednak obe|m ie jej rozw ój, żelazną konsekw encję następujących po sobie zm ian, faktów, z k tó ry c h każdy św iatow ego je s t znaczenia, tem u ono się objaw ią jak o słupy przydrożne drogi odbyw anej w szalonym , błyskaw icznym pędzie.

F a k t stra te g icz n y , a k t p o lity c z n y , nota dyplom a­

ty czn a w coraz szybszem następstw ie znaczą tę drogę, którą k ro czy wojna, a na której z dniem każdym tw o­

rzy się także nasz los — bez nas. To zdanie: Z każdym dniem dzisiejszym tworzy się także nasz los, tłóm aczy w szystko. T łóm aczy w ielkość niebezpieczeńst wa grożącą narodow i, którem u można zalecać w tej epoce... n e u tra l­

ność, ledw o dziś m ożliw ą dla narodów już utworzonych, dla narodów państw ow ych. W skazuje zarazem drogę, która prow adzi w yłącznie i bezw zględnie, m imo w szel­

kich ta rć , przeszkód, win daw nych i now ych do w spół­

działania po tej stro n ie, gdzie m ożliw ą się s ta je —tw ó r­

czość polityczna.

M ożliwość jej broni zarazem przed rzokom em i i rze- czyw istem i niebezpieczeństw am i w spółdziałania. Ozna­

cza ona bowiem i w dziedzinie politycznej tę drogę, która nieubłaganie, nieraz wbrew woli, czy świadomości czynników zainteresow anych prow adzi do: w ładania.

Mówmy w yraźnie: T ylko zdecydow ane opow iedzenie się narodu po stronie m ocarstw c e n traln y ch tw o rzy podsta­

wę w spółdziałania z niem i. T y lk o w spółdziałanie z niemi daje nam m ożność tw o rzen ia sił w łasnych, tw orzenia wśród przeszkód i tarć, a tern prędszego im większą b ry łą jed n o litej woli się staniem y. Je d y n ie zaś tw o­

rzen ie sił w łasnych p rzeciw Rosji dać nam może dziś sam odzielność w obec N iem iec. Ono je s t zarazom n a jp e ­ w niejszą naszą gw arancją m iędzynarodow ą, punktem w yjścia naszej d y p lo m acji — bez w zględu na w y n ik w y­

padków w ojennych.

P ra w d y te tak dobrze daw niej znane w Polsce, w y­

g asły dziś w w ielu, ogrom nie w ielu duszach... Trzeba dziś k rzy k u , k tó ry b y o tw o rzy ł oczy na rosnące z dniem każdym niebezpieczeństw a, trzeb a do nich zejść, naj­

większe z nich, oczyw iste, w ydobyć z chaosu zdarzeń, zbliżyć do oczu sennych i w yczekujących...

Polska niepodległa... Można jej istnienie, samo istnienie za pew ne następstw o nieobliczalnego k a ta k li­

zmu uważać. Ale dziś oczyw istem się staje, że spraw a arm ji naszej, tej małej naszej wobec m iljonow ych kolo­

sów arm ji je s t decydującym czynnikiem w spraw ie na­

szych granic. Ona ro zstrzy g n ie w czasie ju ż niedalekim na w ieki dzieje L itw y , Ona zadecyduje, czy Lw ów po­

zostanie polskim . Istn ie n ie arm ji polskiej je s t tym c ię ­ żarem , może w zględnie m ałym , k tó ry jednak n a ty c h ­ m iast p rz e c h y liłb y w agę europejską i spraw y te p rz e ­ sądził. Panow ie n eu traliści, rozum ni i ostrożni te o r e ty ­ cy bierności, filozofow ie k o n ju n k tu ry m iędzynarodow ej, w yznaw cy kongresu europejskiego! Jeżeli za rozum ne i p rak ty c zn e uważacie pozostaw ienie tej własności p ol­

skiej jak o przedm iotu p rz e ta rg u w reku dw uch obcych kupców, to je s t w tem , przyznajem y, pew na konsekw en­

cja: że i w P olskę sarną, jej niepodległość, tę niepodle­

głość, k tó re j nieskalanej czystości dziś rzekom o ta k go­

rliw ie bronicie, nie w ierzycie.

A by tu tv lk o jed n ą dziedzinę wziąć z całokształtu zdarzeń, dziedzinę, w której specjalnym i fachow cam i jesteście, k tó ra jest punktem w yjścia waszego św iatopo­

g ląd u i działania... Spraw a arm ji zad ecyduje o stopniu naszej sam odzielności ekonom icznej. K ażdy dzień, ka­

żda godzina sum uje te czynniki siły, k tó re rozstrzy g n ą o u k ład z ie handlow ym m iędzy w alczącym i m ocarstw am i, czyli o ram ach ekonom icznych, w k tó ry ch odbyw ać się będzie życie nasze m aterjalne, sięgając sw ym wpływem do najm niejszej kom órki, w pływ ając na los najlichszego ro b o tn ik a. R o zstrzy g n ie o ram ach szerszy ch obejm ują­

cych sp rzym ierzone państw a, ro zstrz y g n ie o naszem sta­

now isku w ich obrębie. I znowu: tylko arm ja stw orzo­

na na jed y n ie dziś możliwej drodze, stw orzona przeciw Rosji, zabezpieczyć może naszą sam odzielność wobec N iem iec także w tej dziedzinie...

O w y w ielcy n iep rz y ja c ie le N iem iec, k tó rz y w k a­

żdej dziedzinie to ru jecie drogę niem ieckiej ekspazji!

Znaw cy p o lity k i m iędzynarodow ej, k tó rz y nie ro ­ zum ieją, co oznacza rozbicie sojuszu rosyjsko-niem ieckiego, tego sojuszu, k tó ry stw orzył Bism arcka i hakatyzm i przez swe stanow isko torują d ro g ę do jeg o powrotu...

Znawcy w ew nętrznej p o lity k i niem ieckiej i n ieb ezp ie­

czeństw hakatyzm u, k tó ry w walce m iędzy kanclerzem niem ieckim a rusofilskim hakatyzm em stają — przeciw kanclerzow i... Już dziś odzyw ają się g ło sy we w rogiej nam prasie niem ieckiej: P o la cy zaw iedli, trz e b a wrócić do R osji. S traszne g rozić nam może niebezpieczeństw o, jeżeli cały naród nie zrozum ie, że ty lk o stanąw szy na podstaw ie w ojennego przym ierza z Niem cam i, sam odziel ność i odporność naszą wobec Niem ców tw o rzy ć m o że­

my! I jeżeli tu w ina nie po naszej ty lk o leży stronie, jeżeli ciężkie winy spadają i na p o lity k ę niem iecką w Polsce (niezdecydow aną m iędzy innem i i przez n ie ­ bezpieczną w alkę z w rogim i nam prądam i w N iem czech) to w niczem nie um niejsza to w iny ty ch żyw iołów p o l­

skich, k tó re przez czynną p o lity k ę m ogłyby sam odziel­

ność i praw a na N iem cach zdobyw ać, a rów nocześnie przez to stać się czynnikiem w p ły w ający m na w alkę w ew n ętrzn ą w N iem czech, która bodaj, że w najw ażniej­

szym zakresie o nas się toczy... I jakiem i słowami trz e ­ ba dziś nie mówić, a wołać o w ielkości nieb ezp ieczeń ­ stw a ze stro n y ludzi i partji, k tó re dziś, g d y czas mija bezpow rotnie, idą m iędzy lud i m alując nieb ezp ieczeń ­ stwo niem ieckie, sami m u to ru ją d ro g ę, je d y n y m om ent zdobycia rzeteln ej sam odzielności m arnują, je d y n ą bram ę, przez k tó rą idąc praw dziw ą niepodległość zyskać m oże­

my, ze w szelkich sił tarasu ją, a je d y n e g o ra tu n k u każą czekać od dalekich m ięd zy n aro d o w y ch targ ó w — bez nas o nas p ro w adzonych?

A nie jest to je d y n e dziś groźne niebezpieczeństw o.

W sam ym obozie czy n u d zieje się dziś to, co M ickie­

wicz nazwał procesem w iecznym . Jeszcze najw ażniejsze posteru n k i nie zostały zdobyte, jeszcze naw et nie wszedł naród na d ro g ę, po k tó rej długo w ciężkim tru d z ie trzeba będzie iść, a już rośnie obóz ty ch , k tó rz y zawsze idą po lin ji najm niejszego oporu, ludzi w ygodnych, lu ­ dzi k o rzy stający ch zawsze z faktów d o k o n a n y c h —przez in n y ch , a tak nieraz n iecierp liw y ch (specjalny to odcień aktyw ności), że naw et nie czekają, aż fak ty te napraw dę dojrzeją. G otowi ze skarbu narodow ego zryw ać owoce jeszcze niedojrzałe... M ętna fala ludzi pcha się dziś do otw ierających się posad i urzędów , tw orzy z o rg a n i­

zowaną sieć in tr y g i oszczerstw , zatruw a opinję i co najw ażniejsza załam uje i opóźnia linję sam odzielnej po li.y k i polskiej...

Nie dość dziś poznawać p raw dę dnia dzisiejszego-

P otrzebne dziś jaknajszybsze i najw iększe spotęgow anie

odpow iedzialności każdej jed n o stk i za to, co się wkoło

niej w dobie obecnej dzieje. A by po w idzeniu n a stę ­

powało bezpośrednio reagowanie. Trzeba, aby dziś

w najszersze m asy szło następujące p y tanie: O byw atelu,

ty , k tó ry sk arżysz się na pow olny p o stę p spraw y n a ro ­

dow ej, w idzisz bezwład in sty tu c ji politycznych przez się

(7)

M 10 RZĄD 1 W O JSK O

i

w y ło n io n y ch , p rze sz k o d y ham ujące w ładze, k tó ry m się poddałeś — czy uczyniłeś w szystko, co do ciebie n a le ­ ży? P o p a trz na spraw y dnia dzisiejszego! L eg jo n y są bezpańskie i cierpią przez to n ie ty lk o m oralnie, ale i fizycznie. Czyś podniósł w tej spraw ie swój głos, czyś złączył go z glosam i innych, tak, aby był u słysza­

n y i dodał m ocy tw oim przedstaw icielom , na k tó ry c h niem oc się skarżysz? N iebezpiecznie w olno posuw a się spraw a arm ji polskiej. Czy objaw iłeś dość w yraźnie, że ona je s t tw oją własną spraw ą? Czyś podniósł swój glos, czyś zaczął czynić przeciw ty m , obcym i swoim, k tó rzy oddanie tej spraw y w ręce władzy polskiej p o w strz y ­ mują? R ozrzuca się w oczach tw oich odezw y przeciw w ładzy polskiej. Coś z tym i ludźm i u czynił? Są tacy, k tó rzy dziś zwodzą lud i biorą w swe ręce czynności, k tó re do rządu polskiego należą. Ja k na to z areag o ­ wałeś?

Grdyby te i podobne p y tan ia staw iał sobie każdy obyw atel i odpow iednio czynił, n a ty c h m ia st w ładze pol­

skie zyskałyby na sile, w ładze obce wobec czynnej opi- nji polskiej u stą p iły b y w szeregu spraw niezm iernej w a­

gi, uk ró ciłab y się bezczelność ludzi, k tó rz y dziś ułatw io­

ną m ają g rę ty lk o wobec bierności opinji publicznej.

Ani jedno słowo nie je s t tu przesadą. Szybkość re a g o ­ w ania opiuji publicznej na w ypadki bieżące, z o rg an izo ­ wana wola z doła uratow ać może niejedną spraw ę niepow szedniej wagi, uch y lić niejedno groźne n iebezpie­

czeństw o.

Z CAŁEJ POLSKI.

R a d a S ta n u

prowadzi w dalszym ciągu robotę około we­

wnętrznej swej organizacji. Ogłoszono już w dziennikach, jakie utworzone zostały w niej departamenty i kto objął ich kierownic­

two, ogłoszono nadto enuncjację, wzywającą opinję niepokojącą się przewlekaniem sprawy organizacji Wojska, do cierpliwości. Enun­

cjacja ta jest smutnym a koniecznym wynikiem tego faktu, że pertraktacje z okupantami w tej sprawie nie doszły jeszcze do końca, a nadewszystko, że Legjony dotąd przez Austrję nie zo­

stały oddane Radzie Stanu.

W

opublikowanym regulaminie Rady Stanu sprawa niesły­

chanej wagi — jest niesprecyzowany niestety jeszcze bliżej punkt o obsadzeniu całego kraju cywilnymi komisarzami. Wprowadzenie W życie tej uch cały jest sprawą nie cierpiącą zwłoki. Nada to Radzie Stanu charakter rządowy, utworzy jej kontakt z krajem i rzeczywistemi jego potrzebami. To też cała opinja kraju jednym głosem domaga się by komisarjaty te jaknajszybciej funkcjonować zaczęły.

N o w e u g r u p o w a n ie p o l it y c z n e

powstało pod nazwą po­

łączenia Str. pracy naród , Radykałów naród, oraz Zjednoczenia Po­

stępowego. Grupuje ono umiarkowane żywioły postępowo-demokra- tyczne na platformie aktywnej wobec aktu ft listopada polityki.

Znamiennem jest przystąpienie Zjed. Post., łączącego się dotąd z neutralistycznem Kołem Międzypartyjnem.

C. i K . K o m e n d a L e g io n ó w

(oddział werbunkowy p. pułk Sikorskiego^ urządziła dnia 5 i 6 b. m. generalną odprawę Wszyst­

kich komisarzy werbunkowych z całego kraju. Na odprawę tę usiłowano zaprosić doraźnie cały szereg obywateli, po kilku z każ­

dej ziemi, aDy jak zapowiadano przy ich współudziale zastanowić się nad reorganizacją machiny werbunkowej. Zaznaczyć trzeba z naciskiem, że o zgromadzeniu tern Rada Stanu wcale uprzedzo­

ny nie została. Spraszano na nią za pośrednictwem ustnych oś­

wiadczeń pp. oficerów werbunkowych, którzy mogli w sposób nie­

raz nieszczery, stawiając mętne a szerokie horoskopy, ściągnąć do stolicy ludzi wyobrażających sobie zgoła inny program zebrania niż był on W rzeczywistości. 1 tak we Włocławskiem przedstawił p. Komisarz sprawę w ten sposób, jakoby zjazd organizowany był przez Radę Stanu i miał dla niej stanowić podstawę do rozpoczę­

cia Werbunku, w Kaliskietn oświadczono, że cały aparat wer­

bunkowy, zwija się, a werbunek ma przejść obecnie w ręce czyn- ' ników obywatelskich i t. p. Dochodziło do tego, że oficer wer­

bunkowy, nie posiadający żadnego zgoła przynajmniej od wła­

dzy polskiej — mandatu, proponował obywatelom funkcje komisa­

rza Werbunkowego.

W rezultacie zjazd przedstawił się jako przykra i kompro­

mitująca parodja. Przybyto wszystkiego zaledwie dwudziestu paru obywateli, których Radzie Stanu usiłowano-przedstawić jako „de­

legatów", co sami z naciskiem musieli sprostować. Wysłuchać oni musieli w lokalu c. i k. Komendy przykrej komedji składania przez oficerów werbunkowych raportów p. Sikorskiemu, sfabrykowanych na pokaz, a następnie paru referatów, n.p. p. Młynarskiego o... Ame­

ryce. Do żadnych obrad nad wojskiem nie dopuszczono, obawia jąc.się zapewne przykrych prawd od przyjezdnych

Legjony ciągle jeszeże, wbrew najgorętszej swej tęsknocie, nie zostały przez Austrję oddane Radzie Stanu P. pułk. Szeptyc ki, który ciągle jest służbowo zależny od Austrji jako pułkownik c. i k. sztabu generalnego, czyni zupełnie nieodpowiedzialny gest oddania się pod rozkazy Rady Stanu — robiąc w ten sposób z za­

sadniczej sprawy prawno-państwowej zależności wojska od rządu pusty frazes bez treści dla zamącenia wyobrażeń w opinji publi­

cznej i stworzenia w ten sposób przysłowiowej „mętnej wody".

Aparat werbunkowy p. Sikorskiego, narzucony przez austry- jacką c. i k. Komendę Legjonów krajowi zdołał już w sposób nie­

słychany skompromitować W oczach społeczeństwa werbunek.

I oto robi się teraz nową próbę uratowania skompromito­

wanego aparatu i utrwalenia W organizacji armji wpływów obcego czynnika.

Na zjeździe bowiem ze strony c. i k. Komendy legjonów nie poruszono wcale sprawy prawnopaństwowego stanowiska tych os­

tatnich ani przyszłej armji polskiej, a natomiast wszystkie raporty pp. Komisarzy domagały się jednego: ogłoszenia odezwy werbun­

kowej, nie rzadko omawiając „ujemne Wrażenie" jakie wywarła koniecznością wymuszona enuncjacja Rady Stanu, Wzywająca mło­

dzież do cierpliwości. Nie dotykano konkretnie kompetencji ko­

misariatów werbunkowych, wypracowanych samozwańczo w biurze p. Sikorskiego,—natomiast przedstawiono cale zgromadzenie Ra­

dzie Stanu w tej formie, jakby to p. Sikorski i c. i k. Komenda pochwaliła się wpływami W kraju, jakie dala im dwumiesięczna przeszło działalność na postei ulikach werbunkowych.

. . Zjazd cały bowiem miał na celu nie co innego, jak:

wywrzeć na Radę Stanu nacisk, by bez załatwienia prawno- państwowych podstaw wydala co prędzej odezwę werbunkową — jako jedyną — w pojęciu tych panów rzecz, którą uczynić ona ma w sprawie organizacji wojska;

utorować drogę — w myśl powyższej zasady — takiemu ja ­ kiemuś systemowi werbunkowemu, któryby czynnikom obywatel­

skim dawał mglistą tylko „agitację" za Werbunkiem, — cały zaś werbunek pozostawia! W rękach czynników c. i k. Komendy w spo­

sób dwuznaczny „czynnikami obywatelskimi" zamaskowany;

postawić Radę Stanu wobec fikcyjnego dowodu, jakie wpły­

wy posiada c. i k Komenda w kraju, pokazując jej zgromadzenie po Większej części przez nadużycie jej firmy zebrane.

Zupełne niepowodzenie zgromadzenia tak co do liczby jak 1 nastroju przedstawiło na szczęście całą robotę w świetle właś­

ciwe ni.

W L e g io n a c h

niewyjaśniona sytuacja odbija się fatalnie na materjalnym ich bycie. Od grudnia nie otrzymały pułki wcale uzupełnień ekwipunkowych (ubrania, buty i t. d.) wskutek czego stan ich pod tym Względem przedstawia się fatalnie. Austrja nie chce zrzec się praw swoich do Legjonów; traktując je jednak ja­

ko własność niepewną nie chce łożyć na nie kosztów.

Przydzielono im zato G8 oficerów austryjackicli, w znacznej części zajętych dotąd po biurach wywiadowczych (K.-Stellei. Za­

pewne z troski o... brak oficerów w Legionach, gdzie sierżanci z wyższem wykształceniem, którzy w praktyce polowej nie rzadko kompanje prowadzili, a na nominacje oficerskie czekają nieraz rok lub dwa lata. Zato podania tych oficerów, którzy służyli niegdyś W organizacjach strzeleckich, a dostali się do Wojska austryjac- kiego, nie zostały załatwione.

A t a k i n a P .O .W .

nie ustały. Znany ż warcholstwa redak­

tor „Gońca" p. Z. Makowiecki wystąpił z artykułem przeciw Pol.

Skarbowi Wojennemu, W którym — przykro powiedzieć — okazał się wyzutym z obywatelskiej etyki bandytą politycznym. Tak bo­

wiem niestety nazwać tylko można pod osłonką obcej cenzury uczynioną napaść, w której zwracanie się P.O W. do ofiarności publicznej ludzi będących zwolennikami jej owocnej i całemu spo­

łeczeństwu znanej już pracy, obrzuca się stekiem obelg, od wyłu- dzaczy grosza począwszy. Zaznaczyć Warto że Pol. Skarb Wojsk, dostarczający funduszów wyłącznie P.O.W., t. j. wyłącznie na cele wychowawczo wojskowe, ma w swym wydziale i wśród swych ko­

misarzy poważnych powszechnie znanych obywateli.

S t r a j k n a u c z y c i e li

W okupacji austryjackiej zakończył

się częściowem zwycięstwem. Płaca podwyższona została o 36"/o.

(8)

8 RZĄD I WOJSKO M 10 a nauczyciele powrócili do pracy. Władze jednak musialy znaleźć

sobie ofiarę dla swej satysfakcji. Kilkunastu nauczycieli stojących pod zarzutem organizowania strejku usunięto.

Zaznaczyć warto, że nauczycielstwo okupacji niemieckiej zadokumen owalo swą solidarność ze swymi kolegami, składając na ich rzecz znaczne kwoty. Nauczyciele warszawscy złożyli pa­

rę tysięcy koron.

P r ó b y t w o r z e n i a n o w e g o s t r o n n i c t w a lu d o w e g o .

Poruszaliśmy już tę sprawę w J\ś 8, obecnie dowiadujemy się, iż p. Chmielewski (czt. L. P. IJ.) nie zaniecha! prób stworzenia nowego fikcyjnego stronnictwa ludowego.

fen „genjalny" organizator używany przez L. P. P. do ko­

ronkowych intryg, widocznie z polecenia tej organizacji tworzy dla niej partję Chłopów „Austrofilów".

Rzecz prosta, że trudno będzie znaleść W Królestwie odpo­

wiednią ilość chłopów o tej—szczerze polskiej orjentacji. P. Chmie­

lewski wybrną! z tej sytuacji w bardzo prosty sposób i oto dziw­

nym zbiegiem okoliczności biura werbunkowe, podlegle dotychczas Nacz. Kom. Arm. i p. Sikorskiemu otrzymały rozkaz sprowadzenia po paru chłopów z gminy na Zjazd organizowany przez p. Chmie­

lewskiego. Jak na wiecu Zawadzkiego tak i tu rozdaje się dar mowę pizepustki.

Nie omyliliśmy się zatem w poprzednim numerze, mówiąc, że p. Chmielewski chce zastąpić p. Zawadzkiego. Zjazd ten od­

będzie się 18 lutego sprawozdanie z niego napiszemy w następnym numerze.

Na razie zapytujemy p. Sikorskiego (i rozkazującego mu p. Szeptyckiego) czy ten zjazd organizują również z polecenia Rady Stanu?

Ze świata.

Prezydent Wilson w orędziu do senatu uznał niepodległość Polski za konieczność, z którą wszyscy mężowie stanu zgd.rzić się muszą. Znaczenie tego faktu leży nie tylko w tent, że przed­

stawiciel najpotężniejszego państwa neutralnego stwierdzi! prawo nasze do niepodległości. Możnaby ze stanowiska, jakie dotąd zaj­

mowały Stany Zjednoczone wobec koalicji, wywnioskować, że pre­

zydent Wilson nie wypowiedziałby swej enuncjacji w naszej spra­

wie, gdy przez nią mógł narazić stosunki Stanów z Rosją, czyli, że stało się to za jej milczącą zgodą, że zaczyna się ona powoli godzić z faktem dokonanym 5 listopada.

Trzeba jednak zdać sobie wyraźnie.sprawę z tego, że przez fakty tego rodzaju zaczyna nabierać wagi w życiu międzynarodo- wem nie co innego jak tylko forma naszego bytu przyszłego, a nie jego treść. A nawet rozmiary tej formy, granice nasze pozostają nadal nieokreślone. Jest ona sprawą niezmiernej wagi, ale tylko pod Warunkiem, że sami treścią wypełniać ją zaczniemy. Żaden potentat zagraniczny, nawet bliższy, nawet nieoddzielony morzami, W tern nas nie zastąpi i zastąpić nie może. Tymczasem żywiołom biernym zdało się, że zaszedł tu fakt, który bierność ich uspra­

wiedliwia i dalej w niej trwać pozwala. Słowa Wilsona o rozbro­

jeniu i wiecznym pokoju przedewszystkiem do Polski chcieliby zastosować. Według nich... Polska pierwsza wśród narodów świata powinna się rozbroić, coby tern łatwiej poszło, że wcale nie jest uzbrojoną.

Już za kilka dni wypadki jeszcze raz dla chcących widzieć, odsłoniły rzeczywistość. Wojna wchodzi w najostrzejsze stadjum przez blokadę łodzi podwo nycli i przygotowania przedwiosenne.

Tuż po pokojowej enuncjacji grozi Stanom Zjednoczonym wcią­

gnięcie W Wojnę światową Coraz szybciej pędzą po sobie fakty i czyny narodów, nieobliczalnego znaczenia. Tylko naszego czynu i godnego nas dotąd niema, a tempo zdarzeń biegnie u nas z iście pokojową powolnością — z winy obcej i naszej. Ta ostatnia od nas zależy, zmiana w niej wpływa na pierwszą.

B IC Z .

Jak najłatw iej zwalczać przeszkody polityczne?

i

Krótki podręcznik dla „państwotwórczych" polityków).

Pytanie: Co czynić W chwili, gdy walka o prawa staje jsię koniecznością?

Odpowiedź: Walkę pozostawić innym. PaństWotWórczy po Jityk z zasady nie walczy.

Pytanie: A jakie zająć tymczasem stanowisko?

Odpowiedź: Twierdzić, że Walka niepotrzebna, a nawet szko­

dliwa, dowodzić, że na nią zawcześnie, lub zapóźno, 'albo dla od­

miany, że przedmiot walki dawno został zdobyty.

Pytanie: Czy te zasady znajdują zastosowanie W dobie obecnej?

Odpowiedź: Znajdują. Dawniej twierdziliśmy, że wojsko pol­

skie może rozwijać się bez rządu polskiego i werbowaliśmy, dzi­

siaj twierdzimy, że rząd polski już ma w ręku Wojsko i — Wer­

bujemy.

Pytanie: Komu podlegają dziś Legjony?

Odpowiedź: Naczelnej Komendzie austryjackiej.

Pytanie-. Czy więc mógł lir. Szeptycki oddać Radzie Stanu to, c o d o niego nie należało?

Odpowiedź: Mógł, bo spodziewa się za to od Rady Stanu rzeczy, która również do niej nie należy.

Pytanie: Jak to rozumieć?

Odpowiedź: Hr. Szeptycki oddał Radzie Stanu Legjony, które dalej podlegają Austrii i spodziewa się, że Rada Stanu odda mu wraz z pełnomocnictwem Werbunku Legjony, które dalej będą pod­

legać Austrii.

(Przerobić tę metodę również na przykładzie Niemiec i t.p.) Pytanie: A co czynić, jeżeli obóz walczący rzeczywiście zdobędzie dla Rady Stanu prawo nad Wojskiem?

Odpowiedź: Zgłosić się dość Wcześnie po owoce zwycięstwa.

Pytanie: Czy można wtedy obozowi walczącemu przypisać pewne zasługi?

Odpowiedź: Nie. Należy twierdzić, że sprawa powiodła się przez nasze umiarkowanie, wytrwanie, zręczność dyplomatyczną i t. d., i t. d.

Pytanie: A jak nazywać przeciwników?

Odpowiedź: Jak zwykle, anarchistami, socjalistami, jakobina­

mi, Warchołami i t. p.

Pytanie: Jak zaś nazywać ludzi z naszego obozu?

Odpowiedź: Państwotwórczymi, legalnymi, umiarkowanymi ży­

wiołami ładu i porządku i t. p.

Pytanie: A jeśli miinoto opinja się przeciw nam zwróci?

Odpowiedź: Opiuji w Polsce nie ma. Opinję każdy może stworzyć, jaką chce. O tern zresztą i o specjalnych metodach wytwarzania opiuji uczy książeczka, która wkrótce wyjdzie naszym nakładem, p. t. „Jak wrogów kłaść po—Kotem". (Bibljoteczka Wo­

jenna

D. W.}.

Pytanie: Jak zachować się Wobec skarg na ciężkie Warunki, w których dziś żyją Legjony?

Odpowiedź: Przypisać winę przeciwnikom.

Pytanie: A gdyby naród potem szkody płynące z naszej tak­

tyki i opóźniania sprawy armji nam przypisał?

Odpowiedź: Zwalić winę na naród.

W. P. Cena 20 groszy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

ne. Panowie! Jeżeli w jednej stronie widnokręgu wstają nadzieje, nawet uzasadnione nadzieje, grzechem jest śmiertelnym nie patrzyć w drugą stronę, tam gdzie czają

Wprzęgnie do pługa wielkie rody i wielkie majątki, które dziś ręce zgoła od pracy odjęły; porwie za sobą inteligencję, która, wyjścia odnaleźć nie

Wódz ten zjawia się dziś znów przed nami — zjawia się i jego żołnierz, ten, który więziony, upo­.. karzany i katowany zyskał sobie obywatelskie

dzą się przyjaciele i Wrogowie, jaką jest rola polaków, - dzień ten niech będzie stwierdzeniem naszej jednolitej Woli, gotowości do walki, przeglądem naszych

Austrja, z którą pomimo Sadowej, Bismark tak łagodnie się obszedł, którą Niemcy tyle razy w ciągu tej wojny wyciągały z dna przepaści — czyż nie jest

żyliśmy w stosunku do Rady Stanu, że stać ją będzie na przetworzenie się na rząd polski. Dziś wiemy, że obecna Rada Stanu, to już martwe ciało, które

czej położenie jej byłoby trudnym, a wtrącanie się wojska do spraw będących atrybutem Rządu, poniża powagę Rady Stanu, tak na zewnątrz jak i na wewnątrz

Odrzucony tam został Wniosek następujący: „Uważając, że Rada Stanu jedynie jest dzisiaj uprawniona do decydowania o drogacłi działania Narodu Polskiego, że