• Nie Znaleziono Wyników

Między wyobraźnią traumatyczną a geometryczną : filozoficzne przestrzenie "Chirurgicznej precyzji" Stanisława Barańczaka : I

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Między wyobraźnią traumatyczną a geometryczną : filozoficzne przestrzenie "Chirurgicznej precyzji" Stanisława Barańczaka : I"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Kandziora

Między wyobraźnią traumatyczną a

geometryczną : filozoficzne

przestrzenie "Chirurgicznej precyzji"

Stanisława Barańczaka : I

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 94/2, 125-155

(2)

Z A G A D N I E N I A J Ę Z Y K A A R T Y S T Y C Z N E G O

P a m ię tn ik L ite ra ck i X C IV , 2 0 0 3 . z. 2 P L IS S N 0 0 3 1 -0 5 1 4

JE R Z Y K A N D Z 1 0 R A

MIĘDZY W Y O B R A Ź N IĄ TRAUM ATY CZN Ą I G EO M E T R Y C Z N Ą

F IL O Z O F IC Z N E P R Z E S T R Z E N IE „C H IR U R G IC Z N E J P R E C Y Z JI” ST A N IS Ł A W A B A R A Ń C Z A K A . I*

1

Wydany w 1998 roku zbiór wierszy Stanisława Barańczaka Chirurgiczna p re ­

cyzja'jest książką niezwykle wewnętrznie zróżnicowaną. Krytycy podkreślali m.in.

jej wielowątkowość oraz to, że każdy wiersz jest tu zupełnie nowym wydarzeniem poetyckim 2. Po wystudiowanej, jednorodnej w klimacie P odróży zim ow ej (1994), fascynującej bogactw em półtonów, jakie można „wygrać” w ściszonej, m onochro­ matycznej tonacji poetyckiej, mamy znów tomik Barańczaka, rzec można, wielo­ barwny (jak W idokówka z tego św iata czy jeszcze wcześniejsza A tlantyda), choć może tym razem należałoby raczej powiedzieć - wielowymiarowy, ponieważ do­ minującą jakością staje się w nim dynamiczne operowanie przestrzenią i poetycką ogniskową.

Wiersze z tego zbioru sytuują się bowiem pod tym względem jak gdyby na dwóch przeciwstawnych biegunach. Na pierwszym odnajdujemy utwory, które z jakim ś niezwykłym maksymalizmem i determinacją docierają do najszerszych prawd o świecie, rozpoczynając to poszukiwanie od zanurzonego w owym świe- cie jego najmniejszego fragmentu - rzec można - idiomu. I to zarówno idiomu w sensie ściśle językow ym , tj. pojedynczych słów, imion własnych, których dżwię- kowo-etymologiczna niepowtarzalność głęboko przechowała jakąś uniwersalną wiedzę, np. o materii nieożywionej, jej transcendentnej trwałości skonfrontowa­ nej z ludzkim życiem (Poręcz), uwięziła w sobie całą epokę czyjejś biografii (Za

* D ruga c z ę ś ć stu d iu m u k aże się w n astęp n ym z e s z y c ie „P am iętn ika L ite r a c k ie g o ”. 1 S. B a r a ń c z a k. C h iru rg ic zn a p re c y zja . E le g ie i p io s e n k i z la t 1 9 9 5 - 1 9 9 7 . K raków 1998. 2 O to k ilk a takich ob serw acji: „W poezji B arańczaka nic sp o k o jn ie na sw o je m ie js c e n ie w ra­ ca. Przy k ońcu k a ż d e g o w ie r sz a zn a jd z iesz się g d z ie indziej i trochę n ie ten sam , c o na p oczątk u. [...] C o w ie r s z , to p r z y g o d a ” (W . S z y m b o r s k a , L is t o tw a r ty d o C zy te ln ik ó w , p o e t y B a r a ń c za k a i j e g o

ż o n y A ni. „ Z e sz y ty L ite r a c k ie ” nr 65 (1 9 9 9 ), s. 163); „ C h iru rg ic zn a p r e c y z ja [...] je s t » k się g ą m ądro­

ś c i« ” (C . C a v a n a g h, o m ó w ie n ie w: jw ., s. 154); „żaden w iersz n ie je st p o d o b n y do in n e g o ” (A . L e g e ż y ń s k a, S k a lp e l p o e ty . „ P o lo n isty k a ” 1999, nr 10, s. 6 2 7 ); „p o ety ck i m agazyn ró żn o ści i o s o b liw o ś c i” (M . S t a ł a , Ten ż a r t na śm ie r ć i ż y c ie . „T ygodnik P o w sz e c h n y ” 1998, nr 2 4 , s. 13).

(3)

126 Jt-RZY K A N D ZIO R A

szkłem ), jak też idiomu w sensie zdarzeniowo-obrazowym, takiego ja k np. nie­

powtarzalne ludzkie ciało, dalekie od proporcji jakiegoś ciała idealnego, a jednak będące miejscem przebywania ludzkiego, a może Boskiego, geniuszu muzycz­ nego (Tenorzy), niedzielny zakup ciastek, którego opis niespodziewanie ujawnia prawdę o ludzkiej potrzebie formy i rytuału jako schronienia przed absurdem ist­ nienia (O d K nasta), zburzenie biurowca firmy ubezpieczeniowej, tak bardzo zm y­ słowo opisane, zakreślające kontury przestrzeni alternatywnej - Nieistnienia (Im-

plozja).

Powiedzieć można, że wiersze, w których dokonuje się poetyckie czytanie niepowtarzalnych wycinków świata, rozpoczynają się od Wielkiego Zbliżenia, kończą się zaś otwarciem perspektywy ontologicznej, egzystencjalnej, metafizycz­ nej. Przemierzają więc jakby drogę od tego, co szczególne, od owego idiomu czy akcydensu, do skrytej w nim, w jego nieefektownej powierzchowności - prawdy ogólnej, poruszającej hipotezy istnienia innych wymiarów przestrzeni i czasu, itd. W tę sekwencję utworów wpisana jest jakby radość odkrycia w każdej najmniej­ szej cząstce świata zapowiedzi, śladów, przesłanek całej jego wielkości.

Drugi natomiast biegun Chirurgicznej precyzji stanowią wiersze - i je właśnie czynimy tematem tego szkicu - które w sposób równie radykalny atakują owe uniwersalne kategorie, tę wieczną problematykę frontalnie niejako. Chociaż ści­ słe rozdzielenie obszarów poetyckiej dykcji jest w tomie Barańczaka właściwie niemożliwe, to jednak nie sposób nie zauważyć tego faktu: naprzeciw wierszy, które odnajdują universum w drobnej cząstce rzeczywistości, w mgnieniu czasu czy pamięci, w owej strukturze drewnianej poręczy, pojawiają s i ę - j a k b y kontra- punktowo - utwory o charakterze poetyckich traktatów filozoficznych, podejmu­ jące wprost refleksję o człowieku, świecie, Bogu, łączące oryginalny, poetycki obraz z dyskursem pojęciowym. W tej grupie utworów narrator liryczny zajmuje pozycję zdystansowanego komentatora ludzkiej egzystencji na Ziemi, a szerzej: w kosmicznym porządku wszechświata. Warto zresztą zauważyć, że spora część tych wierszy jak b y w ogóle usuwa „ja” poety poza obręb utworu: są poetycką m ową niezależną - cudzysłowowym przytoczeniem dwóch konkurencyjnych ra­ cji (,, Prosty człow iek mógłby, do licha, zdecydow ać się wreszcie, kim j e s t ”, Chęci) lub pojedynczego monologu (zamknięty w cudzysłowie wiersz Bist Du bei mir), mają postać dialogu (D ialog D uszy i Ciała) czy wręcz graficzną formę ąuasi- -emblematów (Tekst do w ygrawerowania na nierdzew nej bransoletce, noszonej

stale na przegubie, na w ypadek nagiego zaniku pam ięci). Zatem jest tak, że pod­

miot liryczny tych wierszy uczestniczy w sytuacji lirycznej jakby tylko pośrednio, jako medium, przekaźnik cudzych głosów, co oczywiście w pewien sposób „w y­ chładza” utwory, przenosi ich dramaturgię ze sfery intymności w sferę spierają­ cych się czy dopełniających konstruktów myślowych i towarzyszącej im z reguły sekwencji scen czy obrazów.

Zanim bliżej przyjrzymy się tej mechanice poetyckiej, powiedzmy może, iż Stanisław Barańczak w swych wierszach o generaliach stawia pytania należące właściwie do kanonu egzystencjalnej czy teologicznej refleksji ludzkości. Pyta zatem o sens narodzin i śmierci człowieka: dwa sąsiadujące ze sobą wiersze -

D ebiutant w procederze i Tekst do wygraw erow ania na nierdzew nej bransolet­ ce [...] - dotykają prawdy, że zarówno początek, jak i kres życia spadają na czło­

(4)

wydarzę-nia w ludzkim życiu, narodziny i śmierć, mają naturę wyroków nie podlegających apelacji.

Poetycką hipotezą na temat życia ludzkiego, jego chwilowego trwania, jest też wiersz Czas tak cierpliw ie znosi. Oto obraz Ziemi w skali kosmosu, pokrytej erozyjnym osadem - życiem właśnie - „cierpliwie znoszonym” przez Czas, a mimo to ciągle od nowa pokrywającym glob i psującym wizerunek planety:

C za s-k o n serw a to r i strażnik usuw a nas b ez w yjątku, pardonu i w y ja śn ien ia , ale w ie: nie p rzyw róci porządku; zb yt w ie le z a le g ło ś c i narosło ju ż , aby sam m ó g ł

j e uprzątnąć. R obi, co m o ż e , ale każda interw encja sp ó źn io n a . Ż y c ie to z w ło k a , z ja k ą b ierze się w r e sz c ie do nas. [s. 55]

W wierszach Chęci oraz D ialog D uszy i Ciała pojawia się z kolei pytanie o wyższość któregoś z dwóch składników Stworzenia - Duszy albo Ciała, a może też pytanie głębsze, o zasadność tego dualizmu, który od wieków „organizuje” wiedzę i wyobraźnię ludzką. Zwłaszcza wiersz C hęci, pozornie akceptujący tę podwójność istoty ludzkiej, zdaje się prowadzić do zaskakującej zgoła i alterna­ tywnej hipotezy na ten temat.

A wreszcie problem grzechu, przydatności kodeksów, „czujników” , w szel­ kich urządzeń pomiarowych, którymi ludzkość chciałaby się zabezpieczyć przed myleniem dobra i zła. Tę aksjologiczną pułapkę, w jakiej tkwi człowiek, opisuje wiersz „ Prosty człow iek mógłby, do licha, zdecydow ać się wreszcie, kim j e s t ”.

Gdzieś ponad czy pośród rozważanych w wierszach Barańczaka wiecznych problemów ludzkości - narodzin, śmierci, grzechu, przemijania - pojawia się tak­ że zagadkowa postać Boga, którego udział, zaangażowanie, tajemnicza wielopo- staciowość, substancjalne, by tak rzec, zróżnicowanie, wreszcie rozmaite nazew- nicze inkarnacje stają się osobnym tematem i „fabułą” traktatów wierszowanych

Chirurgicznej precyzji - najwyraźniej może w utworach Problem n ad aw cy, Czas tak cierpliw ie zn o si, Bist Du bei m ir, Chęci, a chyba też w wierszu K asety, z wielce

tajemniczą w nim personą oglądacza katastroficznych filmów, tracącego równo­ cześnie z oczu codzienne zbrodnie i dramaty, jakie rozgrywają się na tej planecie. Dokonany tu przegląd tematów „wysokich” właściwie niewiele jeszcze mówi o istotnej dramaturgii owych - nazwijmy je tak - wierszy filozoficznych Barań­ czaka. Cała bowiem niezwykłość tych egzegetyczno-filozoficznych utworów wynika nie z fundamentalnego charakteru pytań, na które próbują odpowiadać, pytań niezmiennych przecież i długowiecznych jak dzieje samej ludzkości - także przez literaturę przywoływanych niezliczoną ilość razy - lecz z nowego i orygi­ nalnego formułowania tych problemów w języku liryki. Niewielu polskich po­ etów - wśród nich najbliższa Barańczakowi pod tym względem Wisława S zym ­ borska - potrafi dziś z taką swobodą odnawiać stare tematy filozoficzne, wypeł­ niać je konkretem jednostkowego, ludzkiego doświadczenia. Zapisać odwieczne problemy człowieka w języku poezji tak, jakby przydarzyły się one ludzkości po raz pierwszy, zapisać je jako doświadczenie najgłębiej osobiste, przemyślane naj­ zupełniej od nowa, wywiedzione z sytuacji świata współczesnego, objawiające się w jeg o ikonosferze i codzienności, a przecież nie tracące przez to swego uni­ wersalnego wymiaru - oto poetyckie zadanie (a czasem też poetycka gra), które podejmuje Barańczak.

(5)

Interpretator wierszy z C hirurgicznej precyzji, zwłaszcza tych retoryczno-fi- lozoficznych utworów, które są teraz przedmiotem naszej analizy, staje przed szcze­ gólną trudnością. Niemal każdy z nich stanowi bowiem niezwykle finezyjną kon­ strukcję poetycką, która realizuje się jednocześnie na co najmniej kilku równole­ głych poziomach wysłowienia - trwa, rozwija się i spełnia w tej równoległości. Interpretacja wiersza, wyjaśniająca sens utworu oraz jego liryczną akcję, nie b ę ­ dąca zarazem jakim ś smutnym demontażem całej finezji, lekkości i oryginalności owego zespołu współzależnych, wzajem się dopełniających komponentów narra­ cji poetyckiej, jest zadaniem niełatwym.

Po pierwsze zatem, możemy mówić o zestrojeniu się w większości wierszy Barańczaka w jed n ą całość jakiegoś nadrzędnego - by tak rzec - doktrynalnego dyskursu, czyli zwerbalizowanej w różnym stopniu tezy filozoficznej danego utwo­ ru, oraz dwóch innych składników tekstu, w obrębie których ów dyskurs się to­ czy: sytuacji lirycznej i świata przedstawionego, naznaczonych u Barańczaka nie­ zwykłą wprost pomysłowością, wyobraźnią poetycką. Istotą sytuacji lirycznej jest tu z reguły zaskakująca i tajemnicza rama artykulacyjna, np. jakiś kosmiczny, dwu- zdaniowy dialog, fragment czyjejś rozmowy, który z nagła „wtargnął” do wiersza, czasem znów list-skarga czy zażalenie. I zawsze w tej poetyckiej sytuacji komuni­ kacyjnej tkwi metafizyczny dylemat, pytanie-zagadka dla czytelnika: kto mówi? skąd i dokąd nadaje swój komunikat? Równie niezwykłe, zaskakujące gwałtow­ nością poetyckiej emisji są w tych filozoficznych wierszach obrazy i sceny two­ rzące liryczny świat przedstawiony. Są one jakby przestrzenną animacją zawarte­ go w utworze dyskursu pojęciowego, rodzajem jego figuralnych eksplikacji. O b­ razy te poruszają czytelnika całym swym samodzielnym potencjałem wizualnym, swym nieoczekiwanym najściem, dramatyczną dynamiką, nieprzewidywalną, sza­ loną, niemal ludyczną asocjacyjnością (od scen z Zem sty Fredry, poprzez biblijną scenę wygnania z Raju, sceny ukazujące współczesną m eksykańską kontrabandę, obraz sali porodowej oraz widok spękanej, rdzewiejącej planety w galaktycznym zawieszeniu, aż po kulisy widmowego teatru czy wypożyczalni kaset video). Zdu­ miewa rozpiętość i skala tych obrazów - od panoramicznych, orkiestrowych wizji kosmosu do drobnych epizodów z pojedynczym rekwizytem (np. szpachelką kon­ serwatora zabytków) na pierwszym planie, zdumiewa rozległość pola skojarzeń, od owych asocjacji fredrowskich do współczesnego doniesienia prasy am erykań­ skiej, zdumiewa dynamika tych wizualizacji, wpisany w nie pęd, jakaś motorycz- na nieuchronność, zdumiewa wreszcie zawrotna doprawdy odległość między eg­ zotyką obrazów, ich partykularnym, idiomatycznym zamknięciem, wyosobnie­ niem w jakim ś czasie i przestrzeni a pojęciową ogólnością filozoficznych kategorii przez nie eksplikowanych, oraz to, że więź między tymi obrazami a dyskursem filozoficznym nie zostaje przez ową odległość osłabiona. Przeciwnie, czynią one pojęciowy dyskurs nierównie bardziej umotywowanym i wiarygodnym, jakby na mocy jakiejś tajemniczej wspólnej zasady, wspólnego nerwu czy rdzenia, przeni­ kającego obraz i tezę, która go zainicjowała.

Drugą, niezmiernie istotną i odkrywczą przestrzenią wierszy filozoficznych Barańczaka - przestrzenią, która na równi z sytuacją liryczną i światem przedsta­ wionym współtworzy ów skomplikowany i niepowtarzalny zespół sensów poe­ tyckich składających się na poszczególne u t w o r y - je s t przestrzeń poetyki: kształt, architektonika całego wiersza, format jego strofy i wersu, rymy, instrumentacje,

(6)

przeróżne opresje, w jakich znajdują się tutaj słowa, różnorakie symetrie, układy echowe, wielopiętrowe konstrukcje typu „zdanie w zdaniu” , cała niezwykła iko- niczność czy emblematyczność struktury tekstu. „Czytanie” tej sfery konceptu, tej Barańczakowej ikony wpisanej w poetykę, jest rzeczą absolutnie niezbędną dla zrozum ienia poszczególnych wierszy, gdyż m am y tu w łaściw ie do czynienia z osobną „narracją” utworu, pozostającą w nieustannym dialogu, w nieprostej re­ lacji z obrazem czy dyskursem poetyckim. Ów dialog bywa współbrzmieniem, bywa jednak także dysonansem, bywa wreszcie podpowiedzią - wobec pogm a­ twanych, wieloznacznych sensów utworu sygnały płynące z tej przestrzeni poety­ ki stają się często dla czytelnika jakby kołem ratunkowym, otwarciem szansy na odczytanie wiersza, które jest zawsze niezwykłą, nie pozbawioną dramaturgii przy­ godą interpretacyjną.

Przypominam w tym akurat miejscu ową właściwość poezji Barańczaka, zna­ ną przeważnie jej interpretatorom, ponieważ wydaje się, że czytając wiersze filo­ zoficzne trzeba szczególnie często przemierzać tę drogę między dyskursem, obra­ zem poetyckim i tym, co dzieje się tutaj z samym słowem, wersem, strofą. Jest tak, jakby owe globalne problemy ludzkości wpisane w te wiersze, problem Boga, czło­

wieka zawieszonego w bycie, jego Duszy i Ciała, w wyjątkowym stopniu „domaga­ ły się” ikoniczności, skłaniały poetę do budowania owych równoległych przestrzen­ nych, pozawerbalnych komunikatów. Inaczej niż to jest w wierszach intymnych, z silnie zarysowanym w nich bohaterem jednostkowym, uwikłanym w swoje do­ świadczenie egzystencjalne.

Gdyby próbować odtworzyć jakiś portret owego deszyfratora zagadek ludz­ kiej egzystencji i wyroków Bożych w Chirurgicznej precyzji i traktować poszcze­ gólne wiersze jako kolejne próby definiowania świata i odnajdywania się w nim, podejmowane przez tę postać - bliską ju ż realnemu autorowi - to dominantą jej stosunku do owego świata okaże się potrzeba wypowiedzenia do końca przede wszystkim tych najtrudniejszych, najbardziej bolesnych prawd o ludzkim byto­ waniu tu, na Ziemi. W tym imperatywie docierania do prawdy egzystencjalnej ujawnia się jakiś constans twórczej drogi Stanisława Barańczaka, którą określała od początku zasada nieufności. I może ta nieufność sprawia zarazem, że liryka autora C hirurgicznej p recyzji, docierając do najbardziej bolesnych prawd egzy­ stencjalnych, będąc odpowiedzią na ból istnienia, nie stabilizuje się przecież na biegunie katastrofizmu czy rozpaczy3. Jak byśmy zatem określili „samopoczucie” tej poezji w interesującym nas zbiorze? Chyba tak, że nie będąc głosem rozpaczy, nie jest też ona wyrazem afirmacji życia, najjaśniejsze zaś karty zapisuje, czy m o­ że maksimum optymizmu, na jaki j ą stać, o s i ą g a - z a trz y m u ją c czas, tj. w stanach, gdy na chw ilę człowiek, jej bohater, uwalnia się od przym usów i cierpienia: w mgnieniach pamięci, wspomnieniach dawno przeżytych chwil (A ltan a, O dK na

-M IĘ D Z Y W Y O B R A Ź N IĄ T R A U -M A TY C ZN Ą I GEO -M ETR YCZNĄ 1 2 9

Sam poeta uznał za k o n ie c z n e z d y sta n so w a ć się do zdania M. J a n i o n (P a s to ra ł, kostur,

kij. „ E x lib ris” 1 9 95, nr 71) , że „rozp acz Barańczaka nie m a so b ie rów n ych w e w sp ó łc z e sn e j p o ezji

p o lsk ie j” , za w a rteg o w jej te k śc ie o P o d r ó ż y z im o w e j. B a r a ń c z a k stw ierd za (P o str o n ie sensu .

Z e S ta n isła w e m B a ra ń c za k ie m ro z m a w ia M a g d a le n a C is ze w sk a o r a z R o m a n B ą k i P a w e ł K o z a c k i O P . „W d ro d ze” 1 9 95, nr 10, s. 61): „W sz k ic u [...], skądinąd bardzo c ie k a w y m dla m nie i g łęb o k im ,

m oje o b iek cje budzi s ło w o » ro zp a cz« , u ży w a n e w o d n iesien iu do m o ich w ie r sz y ch yb a trochę p o ­ c h o p n ie i na w yrost. P o ezja rozp aczy? - n igd y tak o sw o ic h w iersza ch n ie m y śla łe m i nie są d zę też, ż eb y tak s ię d ało n azw ać P o d r ó ż z im o w ą ” .

(7)

130 JERZY KAN D ZIO R A

sta), w odkryciu universum w idiomie, w drobnej cząstce świata (Za szkłem ),

w najgłębszym doświadczaniu przedmiotów czy pejzaży, odczuwaniu ich ontolo- gicznej autonomii oddalającym dramat jednostkowego przemijania (P oręcz, Pły­

nąc na Sutton Islancf), w przełamywaniu samotności poczuciem bliskości kocha­

nej osoby (cykl Piosenki, nie śpiew ane Żonie), wreszcie w chwilach kontemplo­ wania muzyki, będącej formą ocalania ludzkiej godności i niezależności, na przekór prawom biologii i umierania (Za oknem na którym ś p iętrze ta aria M ozarta, Teno­

rzy, H i-Fi). Chirurgiczna precyzja stanowi zapis wszystkich tych stanów chwilo­

wego azylu, oddalania cierpienia, zapis poetyckich odruchów obronnych, które w sumie składają się na niezwykłe bogactwo tej liryki, pisanej wszakże w blisko­ ści owego egzystencjalnego wyroku, z towarzyszeniem stale odczuwanego, ćmią­ cego jak ból, absurdu narodzin i śmierci.

2

Przed laty, we wstępie do amerykańskiego wydania swoich wierszy, tak pisał Stanisław Barańczak:

B ier ze się ona [tj. tw ó r c z o ść ] cała z in sty n k to w n eg o p r ześw ia d czen ia - ty le ż s iln e g o , co w o c z y w is ty sp o só b p o z b a w io n e g o racjonalnych p od staw - że w ię k sz o ś ć z te g o , c o nas sp o ty ­ ka, je s t p o g w a łc e n ie m ja k ie jś n iepisanej u m ow y, której istn ien ie dano nam a lu z y jn ie do zrozu ­ m ien ia w m o m e n c ie narodzin. R zucani n iezn an ą ręką w św ia t, m am y p r z e c ie ż - z d a w a ło b y się - p raw o o c z e k iw a ć , ż e m ie jsc e , w które nas się rzuca - je st p rzezn a cz o n ą dla nas sied zib ą, p rzestr zen ią p rzy ch y ln ą lu d zk iem u ży ciu . T y m cza sem w ysta rcz y , ż e u fn ie n a c iśn ie m y klam kę - j a k lokator, w k ra cza ją cy w progi m ieszk an ia i pragnący je d y n ie sp ę d z ić parę c h w il w spokoju - aby r o z b ły sły św ia tła i o g łu sz y ł nas krzyk z a cza jo n y ch po kątach g o śc i u ro d zin o w y ch : „NIE­ SPODZIANKA!!!” N ik t z nas „ n igd y by nie p rzy p u ścił” , ż e od p ie r w s z e g o m om en tu ż y c ia św iat o b e jm ie g o u śc isk ie m je d n o c z e śn ie zach łan n ym i d ła w ią cy m , ż e ro z c ią g n ie g o m ię d z y b ieg u ­ nam i ro z k o sz y i b ó lu , p o sta w i g o w sw o im centrum i zarazem b ę d z ie b ezu sta n n ie deptać je g o g o d n o ść , stan ie m u się d o b ro czy ń cą i p rześla d o w cą w jed nej p o sta ci. „I nikt nas n ie u p rzed ził , że n asza u m o w a w sp ra w ie w yn ajm u teg o m ieszk a n ia , ja k im je s t ż y c ie , ma u sp od u parę dodat­ k o w y c h , drobnym drukiem w y p isa n y ch paragrafów - tych , które stw ierd zają, ż e lokator ma o b o w ią z e k przyjąć lokal z ca ły m w ą tp liw y m d o b ro d ziejstw em inw entarza: c ie r p ie n ie m , sa m o t­ n o śc ią , śm iercią 4.

To wyznanie z 1989 roku odnosi się, jak zaznacza poeta, do całej jego twór­ czości. Wydaje się jednak, że najbliższe jest ono tonacji tych wierszy, które Barań­ czak stworzył niedługo po napisaniu przytoczonych słów, wierszy z lat dziewięć­ dziesiątych, pomieszczonych w P odróży zim ow ej i późniejszej C hirurgicznej p re­

cyzji. Najbliższe jest w dwojakim sensie. Po pierwsze - „cierpienie, samotność,

śmierć” są rzeczywiście jakim ś ciemnym jądrem C hirurgicznej precyzji. Te wier­ sze z lat 1995-1997, jeśli porównać je z utworami z A tlantydy i W idokówki z tego

św iata, wprow adzają nie znany w tamtych wcześniejszych zbiorach mroczny de-

terminizm o niezwykłym stężeniu, przynoszą wizję człowieka jako istoty bez­ względnie poddanej przymusom egzystencjalnym. Po wtóre - język tego autoko- mentarza Barańczaka wprowadza nas także w sam poetycki sposób ewokowania owego determinizmu i przymusów w C hirurgicznej precyzji. Scena w nowym

4 S. B a r a ń c z a k , O p is a n iu w ie r sz y . W: T ablica z M a c o n d o . O s ie m n a ś c ie p r ó b w y tłu m a c z e ­

(8)

M IĘ D Z Y W Y O B R A Ź N IĄ TR A U M A TY C ZN Ą 1 GEO M ETR YCZNĄ 131

mieszkaniu, wypełnionym gromadą widmowych, pochowanych po kątach uro­ dzinowych gości, krzyczących „Niespodzianka!!!” , czym anonsują wszystkie nie przeczuwane jeszcze przez bohatera ponure „załączniki” do życia, którego m eta­ forą jest owo mieszkanie - oto właściwie gotowy pomysł na wiersz, jaki mógłby się znaleźć w C hirurgicznej precyzji.

Według tego właśnie schematu, figuralnej narracji w formie współczesnych obrazów i „fabuł”, zbudowany jest kluczowy wśród egzystencjalnych dyskursów Barańczaka utwór - D ebiutant w procederze:

Debiutant w p roced erze, d o sy ć jed nak sz c z w a n y nabieracz, aby nabrać w płuca na z ło ść św iatu c a ły ogrom p ow ietrza, dotąd ci w zbraniany, sam nabity w b u telk ę, w cztery m leczn e śc ia n y p o ro d ó w k i, ofiara kantu do kwadratu,

debiutant w p roced erze m im o w sz y stk o sz c z w a n y n ie d o sy ć , by od razu p rzejrzeć na w sk r o ś plany

b iorących c ię , za kostki nóg, w garść, w sz e lk ic h dyktatur - ca ły ogrom p ow ietrza, dotąd ci w zbraniany,

w c ią g n ą łe ś w m ach inacje płuc, tch a w icy , krtani, w cia ła śle p y zaułek i n iejasn y status;

debiutant w proced erze, nabieracz nie sz c z w a n y ale z a le d w ie szczu ty , gn an y n ieu stan n ym

p ierw szy m k lapsem pod dyktat w ie c z n y c h odtąd batut i batów , w ca ły ogrom dotąd ci w zbraniany,

nagle z w ę ż o n y w ostrze w d ech u , który zranił

tak, że g o w y k rztu siłeś z krzyk iem , z ja k im ś „R atuj!” -debiutant w proced erze tchu, za m ało sz c z w a n y na ten o grom raniący, ch o ć ju ż nie w zbraniany, [s. 31]

Wiersz ten stanowi zapis bolesnej refleksji, że człowiek samym swym urodze­ niem wydany zostaje na cierpienie, poniżenie i śmierć. Utwór „dzieje się” w j a ­ kiejś wyraźnie sygnalizowanej scenerii sali porodowej. Mowa jest o „debiutan­ cie” , który „nabiera w płuca [...] / [...] powietrza” , o „ścianach porodówki” , „kost­ kach nóg”, „pierwszym klapsie” , „wdechu / [...] wykrztuszonym z krzykiem” . Narodziny te stanowią jednak zaprzeczenie początku samodzielnego życia, są pod­ daniem nowego człowieka „pod dyktat wiecznych odtąd batut / i batów” . Szcze­ gólna „zaradność” noworodka - ów zespół fizjologicznych odruchów przetrwania - nie okazuje się wyposażeniem dającym mu w tej walce równe szanse, lecz uzbraja go zaledwie na tyle, by trwał on w nadziei co do swoich szans i nie poddał się już w pierwszym starciu.

Rysuje się w wierszu jakaś fundamentalna nierównowaga sił między Światem - wyraźnie tu personifikowanym sprawcą całej tej gry pozorów - a poddanym jego dyktatowi Pojedynczym Istnieniem, człowiekiem rozpoczynającym życie. Fascynujące jest to, że także na owym drugim, abstrakcyjnym - zdawałoby się - poziomie fabularyzacji wiersza, którym jest owa gra o życie między człowiekiem a Światem, nie opuszcza tego utworu imperatyw sytuacyjno-psychologicznego konkretu. Świat, choć jest kimś w rodzaju podmiotu zbiorowego, tak naprawdę zdradza zupełnie ludzką potrzebę dominacji i rozgrywa swoją partię z bezbron­

(9)

132 JERZY KAN D ZIO R A

nym człowiekiem, ujawniając jednocześnie cechy sadysty i drobnego oszusta: owe podsuwane człowiekowi butelki z mlekiem okazują się „nabiciem w butelkę”, otaczające go 4 sterylne ściany porodówki - „kantem do kwadratu” . M ają ułatwić mu pierwsze chwile tylko po to, by tym pewniej przebił się do tej sfery bólu i cierpienia, którą jest życie. Także nowo narodzony, walczący o byt „debiutant” ma tu swoją hipotetyczną biografię, w tajemniczy sposób wyrasta, w sensie czaso­ wym i przestrzennym, ponad tę sytuację sali porodowej. To noworodek, a rów no­ cześnie ju ż o jakieś 10-15 lat starszy podwórkowy wyrostek, ze swoim poziomem życiowego sprytu, ktoś, o kim można powiedzieć „szczwany” , o kim peerelowska popołudniówka mogła napisać w miejskich doniesieniach na przedostatniej stro­ nie, że „trudnił się procederem”, to także ktoś, czyje życie mogło zostać przerwa­ ne w jakim ś rzeczywistym „ślepym zaułku”, jakimś rzeczywistym „ostrzem ” - i zakończone ostatnim westchnieniem: „Ratuj!” Magia wiersza D ebiutant w p ro ­

cederze polega na tym, że sceneria wyjściowa prześwietlona zostaje jeszcze in­

nym wymiarem czasu i przestrzeni, że pojedyncze słowa i wyrażenia: „szczw a­ ny”, „proceder”, „nabity w butelkę” , „kant do kwadratu” , „m achinacje”, „ślepy zaułek” , „ostrze”, ju ż raz znacząc w polu wiersza, importują jednak dodatkowo do jego wnętrza owe inne wymiary. Ten wiersz potrafi być równocześnie jakim ś „te­

raz” (obraz sali porodowej), jakimś „zawsze” (plan egzystencjalny dyskursu - nierówna walka człowieka i Świata) i jakimś „kiedyś” (czyimś, może jakiegoś „szczwanego”, „szczutego” wyrostka życiem, i jego nagłym kresem w w yznaczo­ nym punkcie historii).

Równocześnie od pierwszej chwili trwa w tym utworze tendencja zgoła prze­ ciwna owemu gromadzeniu konkretów - swoista schematyzacja i odrealnianie przedstawionej sytuacji. Całe to nagromadzenie planów czasowych i sytuacyj­ nych koegzystuje w wierszu z konkurencyjną w pewnym sensie względem aneg­ doty - znoszącą jej sytuacyjność - „akcją” w obrębie poetyki, która ujmuje te wszystkie plany w jeden zespalający rytm, splot, w kaskadę rymów (2 linie rym o­ we - 13 i 6 rymujących się ze sobą zakończeń wersów), będącą jakąś figurą nie­ uchronności, fatalizmu, bezwzględnych trybów, w które Życie wkręca człowieka, niesie go przez cierpienie ku śmierci. Zastosowany w utworze schemat villanelli5

okazuje się - inaczej niż było to np. w wierszu P o r ę c z - jak im ś niszczącym agre­ gatem powtórzeń, serią złowieszczych odsłon coraz to nowych, zaskakujących sensów, które składają się na ową ponurą „niespodziankę” , ja k ą jest życie. Spró­ bujmy przeczytać jeden po drugim wersy 1,6, 12, 18, a także wersy 3, 9, 15 i 19, które w schemacie villanelli winny się powtarzać, a w wykonaniu Barańczaka p r a w i e się powtarzają. Okaże się, że są to zdania, które stopniowo odzierają człowieka ze złudzeń, zwolna dopowiadają całą prawdę o świecie i życiu. Także i tu zatem, w schemacie wiersza, prawda o życiu nie jest dana od razu, została ukryta, zaszyfrowana, by tym boleśniej ugodzić w chwilę po jej odkryciu.

Narodziny i życie postrzegane są w egzystencjalnych wierszach Stanisława Barańczaka n i e j a k o dar Stwórcy, ale jako wydanie człowieka na cierpienie, jako trwanie w ciągłym oczekiwaniu na cios, z dojmującym poczuciem niesprawności,

5 Z ob. ch arak terystyk ę v illa n elli d ok on aną przez Barańczaka w j e g o to m ie O c a lo n e w tłu m a ­

czen iu. S zk ic e o w a r s z ta c ie tłu m a c za p o e z ji z d o łą c z e n ie m m a łe j a n to lo g ii p r z e k ła d ó w ( Poznań 1992,

(10)

słabości ciała. Okazuje się ono, owo ciało, wręcz idealnym aparatem do zadaw a­ nia cierpienia - podatne na wszelkie uderzenia, skaleczenia, skwapliwie i bez opóź­ nień sygnalizujące wszelki ból, a zarazem na tyle trwałe, wyposażone w mechani­ zmy i odruchy samoobronne, by cierpienie nie zostało przedwcześnie przerwane śmiercią. Zauważmy, że jest to spojrzenie odarte z jakichkolwiek interpretacji, nacechowane désintéressem ent dla wszelkich prób łagodzenia owej logiki pow ol­ nego cierpienia, która została wbudowana w ludzkie ciało, zarazem jednak jest to spojrzenie zakładające czyjąś sprawczość, intencję, czyjś projekt, by ten fragment świata, jakim jest byt ludzki, tak właśnie, a nie inaczej funkcjonował. Barańczak przebija się w owym rozpoznaniu przez całe złoża stworzonych przez filozofię i teologię racjonalizacji tego stanu, przebija się do punktu zerowego i jeszcze raz zadaje pytanie o sens tego wszystkiego. I każdy jego wiersz pisany jest zarazem pod wrażeniem trafności owej intuicji odnoszącej się do człowieka - instrumentu, naczynia cierpienia - i „napędzany” jest potrzebą dociekania konturów postaci, która rządzi tym wszystkim i ustanowiła ten zdumiewający mechanizm, jakim jest ludzkie życie.

Dwa inne wiersze filozoficzne Barańczaka - Tekst do w ygraw erow ania na

nierdzew nej bransoletce, noszonej stale na p rzegubie na w ypadek nagiego zaniku p am ięci i Bist Du bei m ir - to kolejne powroty do tematu sponiewieranego ludz­

kiego ciała. To utwory, które z jakąś poruszającą determinacją, jakby w obawie, że ta prawda mogłaby nie zostać wypowiedziana do końca, rozwijają najczarniejsze scenariusze owej bezwzględnej podległości człowieka wobec Świata, a właściwie wobec bezimiennego Stwórcy, bo oba te wiersze zdają się być Jego właśnie m o­ nologami.

Centralny rekwizyt Tekstu do w ygraw erow ania na nierdzew nej b ra nso let­

ce [...] - owa tytułowa bransoletka - skupia jakby w sobie wszystkie nadzieje

człowieka, jego złudzenia co do własnej trwałości, wyosobnienia, rozpoznawal­ ności, szczególnych praw. Bransoletka-identyfikator w tym wierszu boleśnie za­ przecza jednak owym iluzjom. Zamiast osobistych inskrypcji, może personaliów i grupy krwi, zapewniających przetrwanie, może też imienia ukochanej osoby, znaku czyjejś czułości i pamięci, a więc zamiast owych danych, uwiecznionych na nierdzewnym podłożu i jakoś uwieczniających także swego posiadacza, Ktoś umieścił na owej bransoletce tajemnicze instrukcje-komunikaty powiadamiające o fundamentalnej obcości i nieczułości świata:

1. JEŻELI COŚ CIĘ BOLI:

- DOBRA WIADOMOŚĆ: ŻYJESZ. - ZŁA WIADOMOŚĆ: TEN BÓL CZUJESZ WYŁĄCZNIE TY. 2. TO WSZYSTKO DOOKOŁA.

CO CIĘ SZCZELNIE OTACZA NIE CZUJĄC TWEGO BÓLU, JEST TO TAK ZWANY ŚWIAT. 3. UBAWI CIĘ, ŻE JEST ON

REALNY I JEDYNY A LEPSZEGO NIE BĘDZIE,

PRZYNAJMNIEJ PÓKI ŻYJESZ, [s. 32]

Ton tych powiadomień, nieco hipnotyczny i apodyktyczny zarazem, zdaje się rzeczywiście rozbudzać człowieka z jakiegoś głębokiego stanu utraty świadom o­

(11)

134 JERZY K.ANDZIORA

ści, komunikować mu podstawowe dane o świecie, który nie bierze pod uwagę „nierdzewnych bransoletek” z ich inskrypcjami, z wpisanymi w nie imionami, intymnością, potrzebą stabilizacji i bezpieczeństwa. Człowiek budzi się, rodzi się w tym wierszu jakby na nowo, w obcym świecie - i oto jest zdarcie pierwszej zasłony, pierwsza bolesna deziluzja wpisana w utwór. Prawem jakiejś nieludzkiej ironii Ktoś umieszcza na nierdzewnej bransoletce - na owej ludzkiej formie trwa­ łości, bezpieczeństwa, niezmienności - nieludzką treść, porcję wiedzy zaprzecza­ jącą wszelkim przyzwyczajeniom i zadomowieniu, zmieniającą dobroczynne prze­ budzenie ze stanu „nagłego zaniku pamięci” w prawdziwy koszmar. Druga część wiersza zdaje się być kulminacją całej jego dramaturgii - odzierania człowieka z nadziei i z ułudy bezpieczeństwa. Także ponadczasowość ludzkich inskrypcji bransoletkowych zostaje tu najboleśniej unieważniona - sentencja „do wygrawero­ wania” brzmi jak fragment kroniki wypadków, jest powiadomieniem o śmierci:

4. GDY JUŻ SKOŃCZYSZ SIĘ ŚMIAĆ, ODRZUĆ LOGICZNY WNIOSEK, ŻE TAKI ŚWIAT BYĆ MUSI PRZYWIDZENIEM LUB SNEM. 5. TRAKTUJ GO CAŁKIEM SERIO,

JAK ON PRZED CHWILĄ CIEBIE - DOKONUJĄC WYBORU

SPECJALNEJ CIĘŻARÓWKI, 6. BY W OKREŚLONYM MIEJSCU

I UŁAMKU SEKUNDY POTRĄCIŁA CIĘ, KIEDY

PRZECHODZIŁEŚ PRZEZ JEZDNIĘ, [s. 32J

Zaskakujące jest to zakończenie utworu. Poraża, rzecz jasna, nagłym i bezce­ remonialnym okrucieństwem zawartego w nim komunikatu, a równocześnie otwiera wiersz na zgoła inną, metafizyczną perspektywę, przynosi niespodziewaną perso­ nalizację autora owego „tekstu do wygrawerowania”. Każe domyślać się w narra­ torze jakiejś istoty uwolnionej od ziemskiego czasu i materii, przenikającej istnie­ nie i nieistnienie - może zatem samego Stwórcy, skoro adresatem monologu oka­ zuje się człowiek już jakby poza czasem, ofiara wypadku. Byłaby więc sensem tego wiersza myśl, że cokolwiek zdarza się człowiekowi, jest w istocie tylko (i aż) jakąś pamięcią samego Boga, jakąś, powiedzmy, kasetą video czy twardym dyskiem kom­ putera, odtworzonym czy kopiowanym w Jego świadomości jako czyjeś kolejne życie? Nagły koniec tego życia można by wówczas nazwać - jak w tytule utworu - wypadkiem „nagłego zaniku pamięci” . Ta próba odczytania wiersza nie łagodzi - dodać trzeba - wpisanego weń dramatu człowieka. Jego cierpienie, ból, śmierć pozostają tym, czym s ą - n a w e t jeśli tylko „myślane” czy „pamiętane” przez Stwór­ cę. Można raczej powiedzieć, że człowiek - pozbawiony już wcześniej nadziei, ostrze­ żony o nieczułości świata i o swojej samotności, wreszcie doświadczony w owym „określonym miejscu / i ułamku sekundy” - okazuje się w tym końcowym akordzie wiersza, przynoszącym hipotezę człowieka jako Pamięci Boga, także ofiarą w sen­ sie bardziej wyrafinowanym: jako byt cierpiący, wykreowany i powtarzalny w j a ­ kiejś mrocznej grze w istnienie, prowadzonej przez samego Stwórcę.

Jakkolwiek by interpretować Tekst do wygrawerowania na nierdzew nej bran­

soletce [...], wydaje się on tajemniczą metafizyczną szkatułką o kilku dnach,

(12)

M IĘ D Z Y W Y O B R A Ź N IĄ T R A U M A TY C ZN Ą I GEO M ETR YCZNĄ 135

mianej wieczności (jej ikonę stanowi wersalikowy format czcionki wiersza —„na­ pisu na bransoletce”) z treścią komunikatu Stwórcy, który uchyla wszelką trwa­ łość w ludzkim horyzoncie i rozumieniu.

Ów fenomenologiczny wątek człowieka m y ś l a n e g o przez Stwórcę - lub życia ludzkiego jako powielanego w nieskończoność Bożego scenariusza - poja­ wia się kilkakrotnie w utworach Barańczaka i stanowi fascynujący motyw jego filozoficznej poezji. W prowadza go wiersz K asety, a także, najbardziej może su­ gestywnie, utwór B ist Du bei m ir, stanowiący klamrę drugiej części C hirurgicznej

precyzji, usytuowany symetrycznie względem rozpoczynającego tę część - D e­ biutanta w procederze. I jest też wierszem o perspektywie śmierci, jak D ebiutant

w procederze był wierszem o narodzinach.

Emocjonalny kontekst, punkt odniesienia Bist Du bei m ir stanowi przywołana w jego tytule i motcie aria Johanna Sebastiana Bacha z N otenbuchlein fu r Anna

M agdalena Bach, będąca dwuzdaniowym, pełnym ufności i nadziei westchnie­

niem do Nienazwanej Osoby, której obecność w chwili śmierci byłaby ukojeniem6. Warto także przeczytać wiersz wraz z tłem muzycznym - z towarzyszeniem linii melodycznej owej arii, tak bardzo pozbawionej dysonansów, nasyconej łagodną elegijnością i pogodnym spełnieniem - ku końcowi. Łatwo się wtedy przekonać, że utwór Barańczaka jest poetycką antytezą melodii i tekstu arii Bacha, przewrot­ nym artystycznie dialogiem z nimi. Nie odmawiającym zapewne racji tamtym wzruszeniom, lecz przedstawiającym wizję alternatywną. Wyczekiwana w arii, mająca przynieść ukojenie Nienazwana Osoba zjawia się bowiem w wierszu Ba­ rańczaka od razu - z nie pozbawioną ironicznego odcienia skwapliwą gotowością - i bez ceremonii „wchodzi w słowo” umieszczonej w motcie pierwszej linijki arii, zanim jeszcze wybrzmi jej słodka, nieco konwencjonalna tęsknota. Od razu też rozpoczyna swój rozpraszający wszelkie złudzenia i czułostkowość monolog. Monolog-wyznanie, podobnie jak w Tekście do w ygraw erow ania na nierdzew nej

bransoletce [...] pozbawiający człowieka iluzji, odsłaniający całe instrumentarium,

jakim w każdym m om encie w wyrafinowany sposób człowiek zamykany jest w kręgu własnego strachu, cieipienia, fizyczności.

Ta tajemnicza mowa jest jakby stężonym roztworem dwóch wymiarów; prze­ nikają się w niej atrybuty czyjejś realnej egzystencji: noc, sen, brak snu, pot, „trze­ pot ćmy o okienną siatkę” , w sumie razem tworzące m roczną scenę nieprzezwy- ciężalnego lęku w środku nocy, oraz seria obrazów, które składają się na jakąś przestrzeń przymusu: kulisy i scena teatru, czyjaś rola, motyw próby, postać wszech­ władnego reżysera-nadzorcy i scenarzysty zarazem, jego kluczowe rekwizyty - lina, sznur, powróz, pas. Wydaje się, że cały potencjał poetycki tego wiersza na­ kierowany jest na wywołanie wrażenia ostatecznego zespolenia owej jednorazo­ wej ludzkiej egzystencji, z wolna tutaj marginalizowanej i tracącej swoją autono­

6 O to tekst arii: „ B ą d ź przy m nie w c ią ż , um rę z rad ością, / przy T ob ie sło d k ą b ę d z ie śm ierć. // A ch , dobry se n , k o n ie c sz c z ę ś liw y , / gd y T w oje d ło n ie g e ste m tk liw y m / z a g a s z ą w iern y ch o c z u b la sk ” (J. S. B a c h , B ą d ź p r z y m n ie w c ią ż. / B is t D u b e i m ir. O prać. S. i J. H o f f m a n o w i e . K rakow 1958, s. 2 - 4 (tłum . Sz. F r ą c k o w i a k ) . Jak pod aje ed ytor tekstu n ie m ie c k ie g o , W. N e u ­ m a n n (S ä m tlic h e von J o h a n n S e b a stia n B ach v e r to n te Texte. L e ip z ig 1 9 7 4 , s. 2 4 5 ), autor s łó w nie je st znany. M o n o g ra fista B acha, E. Z a v a r s k ÿ (J. S. B ach. T łum . M . E r h a r d t - G r o n o w - s k a. K raków 1 9 8 5 , s. 196) p isz e , ż e p ieśń B ist D u b e i m ir otw iera w tw ó r c z o śc i k o m p o zy to ra „ m o ­ ty w śm ierci i jej ra d o sn eg o o c z e k iw a n ia , ja k o bram y do n o w e g o ż y c ia ” .

(13)

136 JERZY KAN D ZIO R A

mię, z pochłaniającą j ą ow ą widmową przestrzenią, w której dokonuje się spląta­ nie człowieka i czynienie go przymusowym aktorem scenariusza bezwzględnego Reżysera:

„Przy tobie? Stale. W iesz p rzecież. Od rana do n a stęp n eg o rana, liczą c p rzerw ę na n oc. B o je śli zalu d n iona snam i, ja w nich za sznurki p o cią g a m znad scen y; je ś li b ez sn ów , jej ratow n iczą linę ja rzucam ; je śli bez snu, je ś li - potem sp ły w a ją c - le ż y s z i razem z trzepotem ćm y o o k ien n ą siatk ę c z e k a sz rana n ie m ając c z e g o się c h w y c ić , bo linę zastąp ił p o w ró z (jeg o też n ie przerw ę: w ię z y to także w ię ź , co spaja sceny, aż stają się zim am i i w io sn a m i) -je ste m ci ja w ą , sn em b ez sn ó w i snam i; je ste m tw ym przedtem i teraz, i potem; w ie c z n ie m ilc z ą c y m reżyserem scen y, która się to b ie w y d a je obrana na c h y b ił trafił z sensu [...] [s. 4 4]

Trudno jest stematyzować obrazy wiersza w jakąś choćby hipotezę fabuły li­ rycznej, a jednak w pewien tajemniczy sposób ta sytuacyjność czy fabulamość istnieje w utworze. Można przede wszystkim mówić o związaniu człowieka z Nie­ nazwanym skomplikowaną relacją: wyzucia z podmiotowości i - równocześnie - zawdzięczenia, także przecież będącego formą bezwzględnego podporządkowa­ nia (wieloznaczny motyw liny ratowniczej i powroza). W istocie chodzi o współ- obecność dwóch przeciwstawnych intencji w odniesieniu Boga, bo tak chyba w końcu należałoby nazwać ową Nienazwaną Osobę, do człowieka - dem onstra­ cji niszczycielskiej siły (ból, lęk, samotność, choroba itd.) i obietnicy pomocy, co tworzy razem sytuację bezwzględnej, permanentnej podległości, sytuację nie da­ jącego się rozsupłać węzła, jakim Bóg związuje człowieka z sobą:

[...] ja rzucam w am tę sam ą linę ratunku alb o p o w ró z mąk do rana; z ukrycia, ale ca ły tw ój cza s nami

d w o m a w y p e łn ia m , teraz, przedtem , potem . [s. 4 5 ]

Wizerunek Boga doświadczającego człowieka, programującego cały jego czas od narodzin do śmierci, naznaczony jest tą nieusuwalną ambiwalencją: cierpienie zadawane człowiekowi to zarazem jakiś gest Boga zgoła dobroczynny. I spotyka­ my się tu nawet nie z przemiennością, ale z równoczesnością przyjmowania przez człowieka owych porcji bólu i nadziei. Ten sam Boży gest może nieść jednocze­ śnie mękę i wybawienie. Powróz to śmierć, ale również - i to także Bóg przewi­ dział - j e j poniechanie przez człowieka, to pokusa przerwania własnej męki, ale i codzienne odrzucanie tej pokusy, w imię więzi ze światem. Ten bolesny para­ doks wpisany jest w owo zdanie: „linę / zastąpił powróz (jego też nie przerwę: / więzy to także więź, co spaja sceny, / aż stają się zimami i wiosnam i)” . I właściwie

(14)

M IĘ D Z Y W Y O B R A Ź N IĄ T R A U M A T Y C Z N Ą I G E O M E T R Y C Z N Ą 137

nie je st jasn e, który biegun tego paradoksu miałby ratow ać, a który udręczać czło ­ wieka.

Gdyby sprow adzić przestrzeń w iersza B arańczaka do kilku podstaw ow ych linii i wektorów, to okazałoby się, że nieustanna am biw alencja w stosunkach Boga z człow iekiem ma w owej przestrzeni niesłychanie dynam iczny charakter, p rze­ kłada się tutaj na przem ienny ruch w pionie i poziom ie, rozgryw a się na planie krzyża. Bóg rzuca człow iekow i linę ratunkow ą, dźw iga go zatem w górę, ale to podźw ignięcie okazuje się zarazem poniżeniem, trzym aniem człow ieka-m ario- netki na uwięzi w Bożym teatrze. Także lina-sznur, lina-pow róz, lina-pas przy­ spieszają przecież - w tej wertykalnej perspektyw ie - osuw anie się człow ieka w dół:

[...] przerwę

robię jedynie, aby pas czy linę

przetknąć pod trumną, opuścić ją w glinę,

[

]

[...] Z lany p o te m ,

ciągn ij sznu r d zw o n u , op u szczaj w grób linę, d ocisk aj w ę z e ł p ow roza i snam i-

-sznurkam i dawaj się targać do rana, [s. 4 4 - 4 5 ]

Nie inaczej je s t też z - sugestyw nie narzucającym się w w ierszu - liniow ym ruchem horyzontalnym , który zdaje się tutaj odbyw ać w zdłuż osi czasu. Ten ruch w yznaczany je st przez następstw o scen Bożego teatru, które człow iek, pochw yco­ ny w ich szalony pęd, pragnąłby powstrzym ać. Ale znów ujaw nia się tutaj n ieja­ sność reguł, ułom ność ludzkiego postrzegania czasu i ruchu. Bóg jest bowiem Jednoczesnością (dw ukrotnie pow tórzona form uła Bożej obecności: „przedtem i teraz, i potem ”) i darem ne, bezprzedm iotow e są próby odroczenia scen, pow strzy­ m ania czasu, prośby w tej spraw ie do Boga, w chodzenie Mu w słowo:

[...] Ja na potem

nic nie od k ładam , ta próba je st grana tak, że się na raz d zieją w sz y stk ie scen y, z w ad y, parady, k lo w n a d y [...]

[

]

T w oje z u c h w a łe „ P o z w ó l, że Ci p rzerw ę” , su fle r sk ie szep ty , popraw ki - nie p rzerw ę w y m u sz ą , ty lk o p o p su ją rytm scen y; tekst p o z o sta n ie b ez zm ian. [...] [s. 4 4 - 4 5 ]

W szystkie te potencjalne i rzeczyw iste przem ieszczenia czynią świat przed­ staw iony w iersza sferą napięć, sferą intencji, zaniechań, w ym uszeń. O dtw arzają sytuację osaczania człow ieka na coraz m niejszej przestrzeni. C złow iek zastyga tu z w olna w swej bezradności. W którąkolw iek stronę by się zw rócił - Bóg zastępu­ je mu drogę. Jest to zatem utw ór bez kulm inacji, rejestrujący trw anie w stanie

dram atycznego, klaustrofobicznego zam knięcia, bezw yjściow ości, braku alterna­ tywy.

(15)

138 JERZY K.AN D ZI0R A

Czytanie B ist Du bei m ir to wędrów ka poprzez gąszcz symboli i udział w seansie tajemniczego przepływu znaczeń. Nie sposób dokonać tu interpretacji wszystkich tych sygnałów i sensów. Wymieńmy tylko jeszcze leitm otiv snu - może życia po prostu? fascynujący motyw kopiowania snów - istnień ludzkich? („czyjś nowy sen skopiowanymi snami / zaludnić” ) czy autotematyczny motyw linijki- -liny, na który natrafiamy w ostatniej, krótszej strofie wiersza („linijki linę / za­ wsze zza sceny podrzucę ci” ). Moja próba dekodowania obrazów-symboli skupia się jednak na najważniejszej relacji organizującej wiersz Bist Du bei m ir - relacji między Bogiem a człowiekiem. Próba ta pozostanie niepełna, jeśli nie zwrócimy z kolei uwagi na podstawową właściwość tego utworu: podporządkowywanie so­ bie człowieka przez Boga przedstawione zostało także, a może przede wszystkim, w planie poetyki. W niezwykle precyzyjnej konstrukcji wiersza znajdują swój sugestywny ekwiwalent wszystkie właściwie cechy kondycji ludzkiej, cała opre- syjność owej relacji B óg-człowiek, którą odnaleźliśmy wcześniej w sytuacji li­ rycznej, w świecie przedstawionym Bist Du bei mir.

Po pierwsze w'ięc - układ rymów. Barańczak dokonuje za pom ocą rymów zamknięcia przestrzeni wiersza, najdosłowniej zasznurowuje tę przestrzeń mister­ nym, nierozwiązywalnym splotem. Pojedynczy rym-„sznur” wędruje poprzez cały utwór, w każdej ze strof tworząc jeden tylko „węzeł”, za każdym razem na innej wysokości strofy (czyli w zakończeniach wersów stojących w coraz to innych pozycjach). 6 takich rymów-„sznurów” przemieszcza się od strofy do strofy, zwią­ zując wszystkie klauzule, i to na regularnie zmiennych wysokościach, wyrażają­ cych się współrzędnymi 1-2, 2-4, 3-6, 4-5, 5-3, 6-1 (cyfry połączone dywizem oznaczają numery tych wersów w sąsiednich strofach, które zawsze połączone są ze sobą rym em )7. Jak widać, nie jest to splot „krzyżykowy” (miałby wówczas postać 1-2, 2-1, 3-4, 4-3, 5-6, 6-5), lecz „św iderkow y”, imitujący dokładnie przebieg pojedynczych włókien liny czy powroza, gdzie krzyżowaniu się tych włókien towarzyszy także ich skręcenie. Nie jest to szczegół bez znaczenia, bo w owej semantyce rymu mamy do czynienia nie tylko z obejmującą cały kontur wńersza sugestią „zasznurowania” człowieka w zamkniętej przestrzeni kontaktu z Bogiem, ale także z odtworzeniem innej jeszcze opresji człowieka - podlegania przez niego niepowstrzymanej motoryce owych scen teatru-życia, w których jest uwięziony przez Boga i niesiony, bez prawa sprzeciwu, ku śmierci. Zwłaszcza rymowanie się ostatniego wersu poprzedniej strofy z pierwszym wersem następ­ nej stwarza silną sugestię splatania utworu na kształt liny, ale i sugestię ruchu: transmisji, wleczenia czy przeciągania, czego trudno nie odnieść do sponiewiera­ nej kondycji człowieka - bohatera wiersza.

Trzeba jednak opisać nie tylko sam przebieg rymów wzdłuż konturu utworu, ale także ich szczególną, opartą na zjawisku h o m o n i m i i i t a u t o l o g i i konstrukcję8. Tu najbardziej może ujawnia się ich zupełnie niezwykły i - rzec można - w s t r z ą s a j ą c y c a ł y m u t w o r e m p o t e n c j a ł s e m a n t y c z ­ ny. Te rymy nie są delikatną podpowiedzią, akompaniamentem zaledwie

towa-7 O d w o łu ją c s ię do k la sy cz n e j notacji p od ręczn ik a p o ety k i, układ ry m ó w w w ierszu zapisać m ożn a następująco: a b c d e f / / f a e b d c / / c fd a b e / / e c b fa d / / d e a c jb / / b d fe c a / / e c a .

* O teg o typu rym ach zob . L. P s z c z o ł o w s k a , Rym . W rocław 1 9 72,'s. 5 7 - 5 8 (rozd z. Rym

(16)

M IĘ D Z Y W Y O B R A Ź N IĄ TR A U M A TY C ZN Ą 1 GEO M ETR YCZNĄ 139

rzyszącym fabule poetyckiej utworu, lecz stanowią obszar równorzędnej, sam o­ dzielnej właściwie gry dramaturgicznej.

Oto człowiek raz jeszcze przeżywa w tej przestrzeni słów-rymów, niczym w jakimś gabinecie luster, swój dramat zagubienia i bezradności wobec zm ien­ nych, mylnych, arbitralnie przez Boga ustanawianych i wymienianych sensów. Aż 3 spośród owych 6 stałych rymów wiersza są to rymy całowyrazowe, w któ­ rych występuje ciągła wymiana sensu słowa, homonimiczna oboczność znacze­ niowa: „rana” / „rana” , „przerwę” / „przerwę” , „potem” / „potem” . Te 3 rymy „zagospodarowują” prawie połowę, bo 19 spośród 39 zakończeń wersowych, co oznacza, że czytelnik we wszystkich tych punktach utworu może się spodziewać - i na ogół doświadcza - odwrócenia sensu słowa. Dominuje zatem niepokojący, destabilizujący mechanizm nieustannej substytucji, podstawiania innych znaczeń: „rano” w sensie „świtu” staje się nieoczekiwanie ludzką raną, „przerwa” jako „pau­ za” w nowym kontekście staje się przerwaniem powrozu, „potem ” w znaczeniu „później” interferuje z ludzkim fizjologicznym potem. Arbitralność owych zmian sensu staje się tutaj figurą Bożej władzy absolutnej nad człowiekiem. Tylko Bóg wie, jaki jest ostateczny sens słów, on dokonuje ostatecznej interpretacji, co dla człowieka oznacza oczywiście stan ciągłej niepewności, niespodzianki, zagrożenia.

Szczególnej drastyczności przydaje owej wymianie sensu jej kierunek: od sło- wa-pojęcia do cielesno-materialnego słowa-konkretu, wskazujący na możliwość fizycznego gwałtu, cielesnej tortury - słowa „rana” , „pot” , „przerwanie” w yw ołu­ j ą przecież tego rodzaju skojarzenie. I ten sens pozostaje więc w klimacie wiersza, w którym człowiek podlega Bożej omnipotencji, istnieje mocniej i słabiej na prze­ mian, cierpi, ale równie dobrze może zostać odwołany przez Boga do snu, nieby- cia, nieistnienia.

Obok 3 ciągów wymienionych przed chwilą rymów homonimicznych mamy także 3 inne ciągi całowyrazowych rymów - swoiście tautologicznych, opartych na powtórzeniu słów: „snami” („snami” / „wiosnami” / „snam i” / „snami” / „czas nami” / „snami” / „snami”), „sceny” („sceny” / „sceny” / „sceny” / „sceny” / „bez ceny” / „sceny” ) i „linę” („linę” / „linę” / „linę” / „glinę” / „linę” / „linę” / „linę” ). Ten - z kolei - typ rymów obejmuje 20 klauzul wersowych, a więc zamyka pozo­ stałą przestrzeń wiersza. Tautologia jest m.in. wyjaśnianiem idem p e r idem i taki w istocie przebieg ma rozmowa człowieka z Bogiem. Jego odpowiedzi są autory­ tatywne i nie przyznają człowiekowi prawa do partnerstwa. Można by tę rozmo­ wę, to wyjaśnianie przez Boga sensu cierpienia i życia, zamknąć w schemat lo­ giczny „jest tak, bo tak jest” , a rymy tautologiczne stają się figurą takiego, oparte­ go na bezwzględnej dominacji, pozornego tylko dialogu Boga z człowiekiem.

Głębokie, wyłącznie całowyrazowe rymy w wierszu Bist Da bei m ir są formą szczególnie intensywnej instrumentacji dźwiękowej i ten aspekt instrumentacyj- ny także „pracuje” na obraz ludzkiej bezalternatywnej podległości Bogu, pozosta­ wania człowieka pod Jego kontrolą, w strumieniu Jego woli. Rymy w B ist Du bei

m ir transmitują bowiem do wiersza jakiś constans Bożego trwania przy człowie­

ku. Postrzegałbym je jako wkodowane w tekst monologu Stwórcy sygnały, że wszystko ostatecznie sprowadza się do woli Boga, że wszystko pozostaje pod Jego nieustającą kontrolą. Również inne formy instrumentacji - nie związane z rymem całowyrazowym aliteracje i figury etymologiczne rozsiane w wierszu (np. „więzy to także więź, co spaja sceny, / aż stają się zimami i wiosnam i”, „je­

(17)

140 JERZY K A N D ZIO R A

stem ci jawą, snem bez snów i snami; / jestem twym przedtem i teraz, i potem ”) - są sygnałem nieustannej Bożej obecności. Jakby pod pow łoką wiersza ta obec­ ność stale trwała, na jego powierzchni pozostawiając sfałdowania i zmarszczki, poza którymi kryje się On, ze swą intencją, z nadzorczą potencją, śledzącą niewi­ dzialnym okiem poczynania człowieka.

Spokojna linia Bachowskiej arii Bist Du bei m ir [...]. Wpisane w nią oczeki­ wanie spełnienia, bliskość Boga, która jest harmonią i uspokojeniem. Ta sama bliskość Boga w wierszu Barańczaka, która jest stanem zniewolenia, podlegania nadzorowi, obserwacji. Sytuacją, w której Bóg wie wszystko, człowiek zaś nie widzi sensów. W której człowiek utrzymywany jest przez Boga przy życiu, Bóg zaś nie słucha jego rozpaczliwej prośby, skrytej pod kolokwialnym „Pozwól, że Ci przerwę” - prośby raczej nie o chwilę wytchnienia, lecz o zwolnienie z życia, o zgodę na jego p r z e r w a n i e . To dramatyczne przeciwstawienie arii i m onolo­ gu poetyckiego może być przez czytelnika wiersza nie w pełni uświadomione, ponieważ nie musi on znać całego tekstu i linii melodycznej dzieła Bacha. A j e d ­ nak dialogujący wymiar Bist Du bei m ir ma podstawowe znaczenie dla genezy tego utworu.

Zauważmy, że dialogowość, duch przekornej reinterpretacji są źródłem po­ etyckiej dynamiki we wszystkich trzech omówionych tu już wierszach Barańcza­ ka o Bogu i człowieku. Niezwykle skumulowany w każdym z tych utworów dra­ matyzm uwięzienia człowieka w Bożym planie czy projekcie - osiąga sw ą pełnię dzięki wprowadzeniu w obręb tekstu również i tej prawdy, tego obrazu, w o b e c których cały wiersz, cała jego konstrukcja spiętrza się i buduje na zasadzie kontra­ punktu lub swoistego am plijicatio. W Bist Du bei m ir taką wyosobnioną prawdą, od której „odłączył się” utwór Barańczaka, jest przywołana w motcie aria Bacha. Z kolei wiersz D ebiutant w procederze rozwija się i buduje na kanwie jednego obrazu: narodzin człowieka, z całą dosłownością ujawnionych w nim przymusów fizjologii, które inicjują zasadniczą podległość człowieka wobec wszystkich póź­ niejszych przymusów jego życia. Wreszcie w Tekście do w ygraw erow ania na nie­

rdzew nej bransoletce [...] ośrodkiem krystalizacji wiersza jest obraz czy może

idea nierdzewnej bransoletki - zdająca się przekonywać o nieśmiertelności czło­ wieka, trwałości jego Imienia Własnego i doznająca w utworze bezwzględnego unicestwienia m ocą wyroków Stwórcy.

Podsumujmy więc ten fragment rozważań. Odczytane zostały 3 wiersze, które wśród Barańczakowych narracji filozoficznych tworzą bardzo wyodrębniony, j e d ­ nolity w tonie i katastroficzny wręcz biegun refleksji o podległości człowieka w o ­ bec Boga. Mamy obraz istoty ludzkiej przepełnionej nadzieją partnerstwa, pod­ miotowości, ważności swojego „ja” w relacji z Bogiem i światem, której to na­ dziei owa istota zostaje wkrótce bezlitośnie pozbawiona. Mamy też wizję człowieka - kondensatu cierpienia - w którego ciele Bóg skumulował pew ną energię, w raż­ liwość, siłę przetrwania, po to tylko, iżby nie został wstrzymany jakiś wieczny ruch ani usunięta biegunowość świata i człowieka, wyczerpująca się w każdym kolejnym Pojedynczym Istnieniu, w jego zmaganiach z tym światem. Bóg staje się w takich ujęciach kosmicznym eksperymentatorem, obserwatorem w yczerpy­ wania się życiowych sił Pojedynczego Istnienia. Powiedzmy też, że każdy z tych 3 wierszy relacjonuje w istocie tę samą „fabułę” owego Bożego eksperymentu, choć może ukazaną w różnych jego fazach: narodzenia, utraty złudzeń, wreszcie

(18)

M IĘ D ZY W Y0U RAŻN1Ą TR AU M A TY C ZN Ą I GEO M ETRYCZNĄ 141

uzyskania przez człowieka pełnej świadomości „utraty ruchu” , zamknięcia przez Boga w klatce lęku i bólu. Fazom tym odpowiada kolejność, w jakiej owe wiersze pojawiają się w drugiej części zbioru Barańczaka.

3

Zaskakująco na tle 3 utworów dotąd tu interpretowanych przedstawiają się inne wizerunki Stwórcy w Chirurgicznej precyzji. Tom ten zawiera także wiersze 0 Bogu i człowieku pisane w zupełnie odmiennej tonacji, wiersze o rozległej w e­ wnętrznej przestrzeni, urzekające czystą geometrią jakiegoś współczesnego traktatu scholastycznego („ Prosty człowiek mógłby, do licha, zdecydow ać się wreszcie, kim

jest ”, Chęci) czy, na innym znów biegunie tego zbioru, wiersze - eskapady po­

etyckiej wyobraźni, poruszające szaloną wręcz asocjacyjnością i przemiennością obrazów, nasuwające skojarzenie z poetyką fugi, wiecznie uciekające od stabili­ zacji (asocjacje fredrowskie w Problem ie nadaw cy, kosmiczna epifania w wierszu

Czas tak cierpliw ie znosi). Zanim bliżej przyjrzymy się tym utworom, powiedzmy

na razie tylko, że Bóg nie traci w nich wprawdzie swojej stwórczej władzy nad człowiekiem, ale też nie jest z pewnością owym nieprzeniknionym i perfekcyj­ nym Reżyserem, Sędzią i Panem swojego człowieka. Zdaje się nawet trwać nie­ kiedy na obrzeżach świata tych wierszy. A zatem obok Boga-lnkwizytora w Chi­

rurgicznej p recyzji istnieje także Bóg-Statysta, bohater drugiego planu. Tych dok­

trynalnych „niekonsekwencji” filozofii czy teologii Barańczaka jest zresztą więcej, wystarczy wskazać choćby na współobecność w jego wierszach Człowieka Po­ zbawionego Wyboru (aż nadto wiele mówiliśmy dotychczas o tym uwięzieniu 1 zniewoleniu) i Człowieka Skazanego na Wybór („Prosty człow iek mógłby, do

licha, zdecydow ać się wreszcie, kim j e s t ”).

Jaki stąd płynie wniosek dla interpretatora wierszy filozoficznych Barańcza­ ka? Zapewne taki, że zbiór Chirurgiczna precyzja nie jest systematycznym w ykła­ dem spójnego systemu filozoficznego i szukanie w tym tomie „wspólnej zasady” , stosowanie w jego interpretacji jakiejś teologicznej hermeneutyki czy filozoficz­ nej taksonomii nie ma sensu9. Oczywiście, zastanowić musi, i może być przed­ miotem refleksji, istnienie tak wyrazistej sekwencji wierszy z motywem spętania, osaczenia w zamkniętej przestrzeni, determinizmu, wskazujące na to, że jednora­ zowa realizacja pewnej wizji, pewnego ujęcia, poetyckiej konfiguracji obrazów i - powiedziałbym - stylu animacji (ikony) w sferze poetyki nie wystarczyła po­ ecie, że czuł on potrzebę powtarzania tych obrazów. Jednak jest przecież tak - wypowiedzmy ten truizm - że Barańczak nie wędruje po ścieżkach wytyczonych przez podręczniki historii filozofii. „Filozoficzne” ścieżki Barańczaka są

obsta-g Zob. o p in ię na ten tem at A . v a n N i e u k e r k e n a (S ta n is ła w B a r a ń c za k ja k o w s p ó łc z e ­

s n y p o e ta m e ta fiz y c z n y . W: Iro n ic zn y k o n c e p tv zm . N o w o c ze s n a p o ls k a p o e z ja m e ta fiz y c z n a w k o n ­ te k ś c ie a n g lo sa s k ie g o m o d ern izm u . K raków 1998, s. 3 4 6 - 3 4 7 ) d o ty c z ą c ą W id o k ó w k i z te g o św ia ta :

„próby Barańczaka, by p rzed staw ić B o ż ą d z ia ła ln o ść , w y d a ją s ię w p orów n an iu z p recy zy jn y m i d ok tryn aln ie obrazam i z a w o d o w e g o te o lo g a , którym G eorge Herbert b y ł n ie w ą tp liw ie , c h a o ty c z ­ n e ” . I dalej: „B arańczak je s t n ie m niej p iln ym ob serw atorem św iata n iż G eo rg e Herbert. Jego te o lo ­ g ia lub filo z o fia k ieruje się zaś w p ierw szej instancji lo g ik ą » p o e ty c k ą « , z g o d n ie z o g ó ln ą praktyką m o d e rn isty czn ą [ ...] ” .

(19)

142 JERZY KAN D ZIO R A

wionę drogowskazami poetyckiej wyobraźni, są na jakiś sarmacko-XX-wieczno- -poetycki sposób apokryfami, nie napisanymi dotąd rozdziałami filozofii świato­ wej czy K sięgi Genesis. Stanowią hipotezy filozoficzne, których kierunkiem, dy­ namiką i puentą rządzi owa poetycka wyobraźnia, radość i potrzeba poetyckiej dramaturgii. Filozoficzny, egzystencjalny świat Barańczaka nie jest jednoznacz­ ny, jednobrzmiący: tylko człowiek torturowany przez Boga - lub tylko obdarzony przez N iego nieograniczoną wolnością (co zresztą też może być rodzajem tortury).

O tym, jak objawi się nam Bóg Barańczaka, decyduje - podkreślm y to - nie tylko dający się, być może, zrekonstruować zespół poglądów poety na naturę Stwór­ cy, lecz przede wszystkim poetycki koncept, który jest w wierszu także pewnym rozłożeniem akcentów w sensie czysto przestrzennym, jest budowaniem, wpisy­ waniem w świat przedstawiony i sytuację liryczną za każdym razem innego dy­ stansu między Bogiem a człowiekiem. Albo inaczej rzecz ujmując: jeśliby nawet ostatecznie zdefiniować tego Boga, jednoznacznie przypisując mu cechy surowego, nielitościwego, zawodzącego ludzkie oczekiwania Zarządcy, Prawodawcy, Gospo­ darza Kosmosu, to taki obraz Stwórcy zawsze może ulec modyfikacji w wierszu, który w centrum swego świata stawia np. problem niejasności Bożego kodu i nie­ zrozumienia przez człowieka sensu komunikatów Boga (Problem nadaw cy) albo też czyni swym głównym bohaterem jakiś zbiorowy podmiot liryczny - Rodzaj Ludzki (Czas tak cierpliw ie znosi). Chodzi o tę dokonującą się tutaj zmianę ogni­ skowej wiersza, o taką konstrukcję sytuacji lirycznej, która sprawia, że w końcu ważna staje się nie tyle owa teologiczna aksjologia i rozrachunkowość dyskursu, ile raczej stosunki przestrzenne, przenikanie się planów czasowych, styl, cytato- wość monologu narratora, itp.

Wiersze Problem nadaw cy i Czas tak cierpliw ie znosi, jeśli porównać je z Bist

Du bei m ir czy D ebiutantem w procederze, przynoszą właśnie całkowite uwolnie­

nie przestrzeni poetyckiej od mrocznych scen sam na sam człowieka z Bogiem, jakby „strząsają” z owej poezji motyw uwięzienia, zamknięcia i całą zw iązaną z tym aksjologię protestu. Dokonuje się tu zmiana języka, w tym także zmiana języka przedstawień wizualnych. Pierwsza lektura obu utworów to przede wszyst­ kim poczucie uczestnictwa w jakimś zdumiewającym spectaculum wyobraźni poe­ tyckiej. O ile wiersze wcześniej przez nas omówione - te o człowieku w Bożym uchwycie - cechowała niepowstrzymana, jednokierunkowa kinetyka, jakaś na­ rzucająca się z wielką siłą liniowość przestrzeni, maltretującej i popychającej tkwią­ cego w niej bohatera ku zatracie, o tyle pierwsze wrażenie czytelnika wierszy

Problem nadaw cy czy Czas tak cierpliw ie znosi to wiązka odczuć pozytywnych,

wolnych od owego fatalizmu: zdumienie przestrzenną i czasową rozległością poe­ tyckiej sceny utworów, zmiennością „planów” i „dekoracji” umieszczonych na tej scenie, a nade wszystko rozbawienie niezwykłością i dowcipem fabularno-obrazo- wego konceptu każdego z tych utworów. W obrębie tego samego zbioru poetyckie­ go pojawiają się więc równocześnie wiersze o Bogu jednoznacznie i w każdym swym fragmencie zdeterminowane tezą o przymusie oraz wiersze o Bogu ostenta­ cyjnie woluntarystyczne i rewoltujące, będące szalonymi ekspedycjami wyobraź­ ni poetyckiej na zupełnie odmienne terytoria dyskursu metafizycznego. Dlacze­ góż by nie mówić o Stwórcy jako o pieniackim, bezzębnym starcu i nie odnaleźć Jego oblicza w personie Cześnika Raptusiewicza z Zem sty, o Stwórcy um ęczo­ nym całą tą modernistyczną ograniczonością i tępotą swego młodego

Cytaty

Powiązane dokumenty

Udowodnić, że średnia arytmetyczna tych liczb jest równa n+1 r

Pow ołując się n a wagę owych wydarzeń, stwierdza: „(...) kryzysy te oraz sposoby ich rozwiązywania stanow ią zasadnicze m om enty zwrotne w historii

Im bardziej spójna i scalająca jest organizacja w iersza, sym etria jego strof, regularność rytm u, tym bardziej oczyw iste się staje, że chodzi tu raczej 0 im

Poszukiwania archeologiczne w XIX i XX wie- ku koncentrowały się przede wszystkim na aluwial- nej Nizinie Mezopotamskiej, warunkując w ten sposób, na przeciąg jednego stulecia,

• Następnie jeden uczeń czyta na głos jedną strofę wiersza, wszyscy wspólnie uzupełniają tabelkę, która jest notatką z lekcji, potem następny czyta kolejną strofę i

Ja miałem jednak świadomość, że już jestem jakąś osobą w kręgu [ludzi], którzy mnie interesowali, i przede wszystkim w kręgu ludzi oświaty, kultury [oraz]

zrzeszać się w klubach (jak filumeniści czy filateliści), wydawać swoje książki i czasopisma, spotykać się na klubowych zjazdach i walczyć na nich o władzę -.

W niniejszym artykule zamierzam zwrócić uwagę na uwarunkowania historyczne kształtowania się tego ter- minu, zwłaszcza w Niemczech oraz na to, w jakim stopniu idea