Nr 3/2020 (130) SIERPIEŃ 2020 ISSN 1 506-9303
GAZETA GMINNA
PISMO SAMORZĄDOWE GMINY BUCZKOWICE
e
- -- . - ■
iodło pod SkalitemĄ
£. . • L' -I-" '
Pandemia koronawirusa oraz wynikające z niej ograni
czenia i obostrzenia sprawiły, że wiele osób zrezygnowało z zaplanowanych wcześniej wyjazdów i postanowiło spędzić wakacje w najbliższej okolicy. Dzięki inicjatywie Gminnego Ośrodka Kultury w Buczkowicach, we współpracy z Oddzia
łem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej, mieszkańcy naszej gminy mogli wziąć udział w czterech wy
cieczkach górskich z cyklu „W góry z przewodnikiem”.
cd. na str. 4
W NUMERZE:
Z LUDZI WZIĘTY, DLA LUDZI USTANO
WIONY - str. 2-3
GOK ZAPRASZA NA ZAJĘCIA - str. 7
KSIĘGA BUCZKOWIC- KIEGO MEBLAR
STWA NIEODWRA
CALNIE ZAMKNIĘ
TA - str. 8-10
URZĄD GMINY INFORMUJE m.in.: Sprawozdanie
z prac rady i wójta gmi
ny Buczkowice; Zmia
ny w gospodarowaniu odpadami komunalny- mi; PSR; Stypendia dla
Pełnia barw już za nami
Barwnie, kolorowo i twórczo minęły wakacyjne miesiące dla Gminnego Ośrodka Kultury w Buczkowicach. Pomimo pandemii udało nam się przeprowadzić Akcję Kolorowe Lato z GOK, a także górskie wycieczki z przewodnikiem. Jednak nie tylko to było naszym priorytetem... W lipcu i sierpniu organizowaliśmy również Gminny Festiwal Twórczości „Pełnia Barw”, który został dofinansowany ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu Kultura
w sieci. cd. na str. 5
GmiwHij FcjiiwcJ
1
iv£j<jcej»PEŁ I fcARW www.gekbucjkewice.cóM
Ml n}it»sl.wo Kultury i DeladŁłcliM-#
Kara dDwręo .
uczniów - str. 17-18
R
óżnIL
udiE
wpina paj
a w piśmie m.in.:
Nasza brygada RS;
Jak było na korytarzu?;
Pierwsza taka nagroda;
Czy czeka nas zagła
da?; Kuchnia studen- ta; Musisz to przeczy
tać - str. 13-16
BO PSZCZOłY SĄ NAJWAżNIEJSZE - rozmowa z preze
sem buczkowickiego koła - str. 23 i 25
FOTOREPORTAż Z AKCJI KOLOROWE LATO Z GOK - str. 28
NASI SĄSIEDZI
Msza prymicyjna. Fot. M. Skrok. Uroczysta procesja z domu. Fot. M. Skrok.
Z ludzi wzięty, dla ludzi ustanowiony
30 maja br. w kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego w Aleksandrowicach biskup Roman Pindel udzielił święceń kapłańskich dziesięciu nowym diakonom z terenu diecezji bielsko- żywieckiej. Wśród nowych księży znalazł się mieszkaniec Buczkowic Mateusz Steczek.
W związku z epidemią uroczystość miała charakter bardziej kameralny i rodzinny niż by
wało to w latach ubiegłych, chętni mogli jednak oglądać transmisję online. Podobnie wyglą
dały prymicje, które odbyły się 31 maja w ko
ściele pw. Przemienienia Pańskiego w Bucz
kowicach. Ten wyjątkowy dzień z pewnością na długo zostanie w pamięci parafian i ks. Ma
teusza, który rozpoczyna nowy rozdział życia i podejmuje posługę pasterską w Rudzicy.
Korzystając z ostatnich chwil neoprezbite- ra w Buczkowicach poprosiłam o krótką roz
mowę.
Jak czujesz się jako ksiądz?
Bardzo dobrze, choć szczerze mówiąc to, że zostałem księdzem, doszło do mnie chyba dopiero po dwóch tygodniach. Prymicje, świę
cenia to był czas wielu emocji i dopiero gdy one opadły, na spokojnie, zdałem sobie spra
wę, że jestem księdzem, że jakiś rozdział się zamknął i teraz zaczynam już nowy.
Kiedy pojawiło się powołanie?
Jeszcze w szkole podstawowej, podczas przygotowań do I Komunii Świętej, a następnie po III klasie. Kiedy śp. ks. prałat Stanisław Ja
sek zapytał „Kto chce zostać ministrantem?”, podniosłem rękę, a potem przyszedłem do do
mu i oznajmiłem to rodzicom. Posługa mini
stranta spodobała mi się do tego stopnia, że zacząłem w domu odprawiać swoją własną
mszę świętą... Ja byłem księdzem, moim wier
nym ludem byli pradziadkowie, „ministrantką”
siostra Magda, która miała wtedy 5 lat. Mia
łem zrobiony ołtarzyk, ze starego podręczni
ka do religii zrobiłem sobie mszał, znalazłem szklany kielich, a pradziadek Adam pomógł mi zrobić patenę z blaszki miedzianej. Komuni
kanty i hostie wycinałem z andrutów, nacina
łem sobie krzyżyk, żeby mi się dobrze łama
ło, a za wino służył mi sok jabłkowy albo co
ca-cola. Z czasem pojawiły się dzwonki, gong, ampułki i cały asortyment, na koniec znowu z pomocą dziadka z blachy miedzianej skon
struowałem kadzidło. Oczywiście miałem od
powiedni strój - ornat i albę, zrobione ze stroju Mikołaja, starych obrusów, i humerał ze sznur
ków. Naśladowałem księdza Jaska, starałem się podobnie zachowywać i odprawiać uroczy
stą mszę. Niestety nikt nie wpadł wtedy na po
mysł, żeby zrobić mi zdjęcie.
Kiedy zdecydowałeś się na pójście do se
minarium?
Ta myśl była cały czas w głowie, choć w gimnazjum lekko ucichła, myślałem nawet o szkole ogrodniczej i technikum leśnym.
Kiedy poszedłem do liceum, myśl zaczęła doj
rzewać. W trzeciej klasie byłem już pewny, że pójdę do seminarium, bałem się tylko o wyniki maturalne. Na szczęście się udało.
Jak zareagowała rodzina, znajomi na Two
ją decyzję?
Pierwszą osobą, która się dowiedziała, była moja śp. prababcia, miałem z nią bardzo bliską więź, ona wiedziała, że będę księdzem, jesz
cze wcześniej niż ja.. W domu nie było za
skoczenia, rodzice stwierdzili, że podejrzewali to od dawna, tylko czekali, aż sam im powiem.
Niektórzy krewni czy znajomi byli zaskoczeni - dawali mi dwa tygodnie do pół roku, ale ja
koś te dwa tygodnie szybko minęły, pół roku jeszcze szybciej i tak przeleciało 6 lat.
Jak wyglądała rekrutacja do seminarium?
Najpierw trzeba było złożyć dokumen
ty: świadectwo chrztu, bierzmowania, ukoń
czenia religii, opinię księdza katechety, opi
nię księdza proboszcza, życiorys, podanie itd. Potem była dość przyjemna rozmowa z ojcem duchownym, który pytał o rodzinę, re
lacje z bliskimi, z Panem Bogiem, a po niej dość trudny egzamin z księżmi przełożonymi na podstawie książki „Być chrześcijaninem”.
Kolejnym etapem były testy psychologiczne, następnie rozmowa z rektorem, rekolekcje.
Z rekrutacji najbardziej pamiętam dwa wyda
rzenia - kiedy kazano mi porównać sumienie człowieka do gry na akordeonie i słuchania ra
dia - i drugi moment - gdy stałem zestreso
wany, czekając na wyniki, a ksiądz rektor spoj
rzał na mnie i powiedział: Ty nie.... po czym przewrócił stronę i powiedział: Przepraszam cię, ty jednak tak.
Początki w seminarium...?
Nie były łatwe, jak wyjechałem z Buczko
wic 25 września, to do domu przyjechałem dopiero na Boże Narodzenie. To było mocne uderzenie, zwłaszcza, że do pierwszej sesji nie wolno było mieć laptopa, nie mówiąc już o własnym telefonie czy Internecie, które do
piero można było posiadać po święceniach diakonatu. Przez pierwsze trzy miesiące przeczytałem chyba wszystkie zaległe lektury i inne książki. Ten początkowy okres był niesa
mowicie trudny, było to dla mnie swoiste „od
cięcie pępowiny”, choć rodzice często mnie
GAZETA GMINNA, bezpłatny biuletyn informacyjny gminy Buczkowice
Wydawca: Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach Redakcja: Gminny Ośrodek Kultury wBuczkowicach, ul. Wyzwolenia 554, tel. 33 817-71-20
email: gokbuczkowice@wp.pl;gazeta.gminna@wp.plWersjęelektroniczną GG można pobrać ze strony GOK:www.gokbuczkowice.com Redaguje kolegium w składzie:M.Bernecka-Caputa, E. Jakubiec-Piznal, J.Fabia, R. Wrona (Buczkowice), J. Kozłowska (Rybarzowice), S. Sowa (Godziszka),R. Barut (Kalna). KoordynatorUG: R. Krupa. Łamanie:M. Trzeciak, Korekta: M. Trzeciak
Druk: DrukarniaREMI-B,K. Boiński,A.Krokowski, Bielsko-Biała,ul. Strażacka 35.Nakład:2800egzemplarzy
Redakcja zastrzega sobie prawo wyboru do druku nadesłanych zdjęć i tekstów,a takżeichskracania i redagowania. Publikowane zdjęcia pochodzą od organizatorówimprez. Organizatorzy imprezzapewniają,żeposiadają wymagane prawa autorskie do fotografii udostępnianychredakcji.
Teksty niepodpisane nie będą zamieszczane. Tekstówniezamówionych redakcjaniezwraca. Redakcja nie odpowiada za treść reklam, ogłoszeń i tekstów sponsorowanych.
BUCZKOWICE
NASI SĄSIEDZI/WSPOMNIENIE
odwiedzali. Ale nie nudziłem się, w semina
rium nie da się nudzić. Każdy dzień ma swój rytm. Ten rytm jest troszeczkę inny dla każde
go, wszystko zależy od tego, jaką kto dostaje funkcję. Ja na pierwszym roku byłem kaplicz- nym, czyli takim kościelnym, moim rewirem była zakrystia i kaplica. Na drugim roku przez pierwsze dwa miesiące byłem gazetowym, musiałem rano przed śniadaniem biegnąć po gazetę; potem zrobili mnie organistą, jednak po miesiącu poprosiłem o zmianę i wróciłem na kaplicznego i tak już zostało. Oczywiście w rytm dnia wchodzi jeszcze czas na msze, nabożeństwa, wykłady, naukę, rozmyślanie i posiłki, a cisza zaczyna się zawsze o 22:00.
Z jakimi przedmiotami musi zmierzyć się przyszły ksiądz?
Ogólnie - z teologią i filozofią. Przez pierw
sze dwa lata były przedmioty filozoficzne jak na przykład filozofia człowieka, poznania, logi
ka, metafizyka itd., natomiast od trzeciego ro
ku teologia oraz pedagogika przygotowująca do podjęcia nauczania religii w szkole. Nie za
brakło też biblistyki, mariologii, homiletyki, pra
wa kanonicznego, liturgii mszy świętej i obrzę
dów, a także spowiednictwa.
Po 5 latach seminarium nastał czas na święcenia diakonatu.
Tak, ważny dzień. W trakcie święceń by
łem roztrzęsiony. Gdy leżeliśmy krzyżem, zda
wało mi się, że wszystko dookoła drży, jed
nak kiedy ksiądz biskup nałożył na mnie ręce, to uczucie minęło. Tak jakby ktoś zabrał ca
ły stres. Bardziej przeżyłem święcenia diako
natu, niż prezbiteratu. Wielu księży tak mówi, a to chyba dlatego, że święcenia diakonatu są pierwsze.
Jak minął pierwszy rok pracy?
Mój pierwszy rok praktyk spędziłem w pa
rafii pw. św. Floriana w Żywcu-Zabłociu, tam na parafii robiłem wszystko, co było trzeba - służenie do mszy, głoszenie kazań, praca w kancelarii. Miałem też pod opieką ministrantów i uczyłem młodzież w Technikum Budowlano- Drzewnym w Żywcu. Ten rok minął niesamowi
cie szybko, bo trzy dni - środę czwartek i pią
tek byłem w Krakowie, a na pozostałe wracali
śmy na parafie praktyk diakońskich. Bardzo do
brze wspominam ten czas, był bardzo przydatny.
Jak wspominasz święcenia prezbiteratu i mszę prymicyjną w Buczkowicach?
Przed święceniami mieliśmy jeszcze za
mknięte rekolekcje, wieczorem w piątek od
były się tradycyjne obrzędy w kaplicy semi
naryjnej - wyznanie wiary i przysięga posłu
szeństwa w obecności przełożonych. Potem nie mogłem zasnąć, udało mi się chyba dopie
ro o 2 w nocy, a obudziłem się już o 4. Ra
no prosto z Krakowa jechaliśmy z kolegą do Aleksandrowic na święcenia. Trudno opisać uczucia, których doznajesz podczas świę
ceń... jak leżysz krzyżem i wszyscy w koście
le modlą się za ciebie... Wielokrotnie podno
siłem głowę do góry, żeby powstrzymać łzy.
W niedzielę, po kolejnej nieprzespanej nocy, od rana na każdej mszy głosiłem kazania, da
wałem błogosławieństwa, a przede wszystkim miałem mszę prymicyjną z uroczystą procesją z domu. Bardzo wzruszającym momentem by
ło błogosławieństwo najbliższych w domu. Na mszy byłem bardzo skupiony i przejęty, poma
gali mi klerycy Kacper i Szymon, wielokrotnie łamał mi się głos, kilka razy musiałem się za
trzymać, żeby nie zacząć płakać. Najtrudniej
sze okazało się jednak wręczanie mamie ma- nutergium.
Manutergium?
To jest taka tradycja, lekko zapomniana.
Manutergium to kawałek płóciennego materia
łu, w który wyciera się ręce zaraz po namasz
czeniu olejem przez biskupa. Jak głosi prze
kaz pewnej tradycji mama może być z nim po
chowana i otrzymać nagrodę życia wiecznego za to, że oddała syna Bogu na posługę kapłań
ską. Mój rocznik chcąc wskrzesić tę tradycję zadbał też o to, aby miały wyhaftowane nasze imiona, datę święceń i krzyż.
Gdzie jeszcze odprawiałeś msze prymicyj
ne?
Do tej pory odprawiałem msze prymicyjne w Zarzeczu, Zabłociu, Trzycatku, Rybarzowi- cach, Rudzicy, a także wspólnie z kolegami z roku w Łagiewnikach. Msze prymicyjne moż
na odprawiać i udzielać prymicyjnego błogo
sławieństwa przez pewien czas po święce
niach, więc z pewnością będzie jeszcze wie
le okazji.
„Powierz Panu swą drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” - to cytat z Twojego obrazka prymicyjnego.
W seminarium rozmiłowałem się w czytaniu Księgi Psalmów, czytałem ją na różne sposoby - raz po kolei, raz przeskakiwałem, ale zawsze zapisywałem wybrane cytaty. Po roku zauwa
żyłem, że na jednej kartce mam dziesięć tych samych psalmów - i to właśnie był mój pry
micyjny Ps 37,5. Codziennie go sobie powta
rzam, bo w życiu nie trzeba wszystkiego rozu
mieć, wystarczy zaufać Panu Bogu i powierzyć mu swoją drogę. Na moich obrazkach prymi
cyjnych znajduje się postać Ojca Pio - moje
go patrona, o którym pisałem pracę magister
ską. To mój ulubiony święty, nauczył mnie po
kory i ufności w boże miłosierdzie. Kolejny ob
razek to wizerunek Matki Bożej Szczyrkow- skiej, która jest mi bardzo bliska, bo bardzo lu
bię to sanktuarium, odwiedzam to miejsce za
wsze będąc w okolicy, wędrując po lesie. Na kolejnych obrazkach znajdziemy wizerunek
Wspomnienie ks. kan.
Władysława Urbańczyka
* 03.12.1955 - Skomielna Biała
U
12.08.2020 - Rybarzowice12 sierpnia 2020 roku odszedł do Pana, w 65. ro
ku życia, 40. roku kapłaństwa śp. ks. kanonik Wła
dysław Urbańczyk. Życie księdza Władysława trud
no zamknąć w datach i miejscach. Było bowiem dy
namiczne i pełne oddania posłannictwu kapłańskie
mu. W posłudze kapłańskiej kierował się słowami:
Co piękne i zachwyca, to przyciąga ludzi do kościoła i zbliża do Pana Boga.
cd. na str. 12
mojego imiennika - ewangelisty św. Mateusza, nasz ołtarz parafialny Przemienienia Pańskie
go i Chrystusa Kapłana.
Jaki powinien być według Ciebie kapłan?
Przede wszystkim powinien pamiętać, że jest z ludzi wzięty i dla ludzi ustanowiony. Po
winien być prostym i pokornym człowiekiem, bo dzięki temu może przyciągnąć ludzi. Kapłan jest pasterzem i ma dbać o to, aby owce, któ
re się zagubiły, wróciły do owczarni. Chciałbym być takim kapłanem, dlatego podczas mszy prymicyjnej prosiłem parafian, by mnie upo
mnieli, jeżeli zobaczą, że robię coś źle, bo je
stem tylko człowiekiem.
Twoja ulubiona modlitwa?
To może się wydać dziwne, ale kiedyś oglą
dałem taki horror „Przetrwanie” jeden z bo
haterów cytował tam wiersz, który tak mi się spodobał, że postanowiłem go przemienić na modlitwę poranną: Ponownie ruszam w bój, bi
twa ostatnia może czekać mnie, żyć i umrzeć tego dnia, tylko z Tobą Jezu chcę. I wieczorną:
Bitwę zakończyłem dzisiaj swą, ręka twa Pa
nie prowadziła mnie, żyć i umrzeć nocy tej tyl
ko z Tobą Jezu chcę. Od tamtej pory codzien
nie ją odmawiam. Siłą rzeczy cały czas jeste
śmy na froncie może nie fizycznym, ale du
chowym, a każdy dzień trzeba dobrze przeżyć i zakończyć.
Co, twoim zdaniem, będzie najtrudniejsze w kapłańskiej posłudze?
Czas. Teraz wszystko robię w euforii, nie chciałbym jej stracić, ale z biegiem lat może przyjść zastanie i zagubienie. Codziennie więc proszę Boga, żeby odprawianie mszy świętej nigdy mi nie spowszechniało, bym każdą mógł przeżywać tak, jak tę pierwszą - prymicyjną.
Jak zaczynasz swój kapłański rozdział?
W czasie wakacji przez miesiąc pracowa
łem na parafii w Rybarzowicach, pomagałem również w Buczkowicach, a na pierwsze lata posługi zostałem skierowany na parafię do Ru
dzicy, gdzie wymieniam ks. Roberta Szymo- chę, który przygotowywał mnie do bycia mi
nistrantem. Idę tam z wesołym nastawieniem, tym bardziej, że będę tam razem z moim star
szym kolegą z seminarium.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci wielu łask bożych na nowej drodze życia.
rozmawiała Ewelina Jakubiec-Piznal
TURYSTYKA/KRONIKA
W GÓRY Z PRZEWODNIKIEM - dok. ze str. 1
Z założenia dwie z nich mia
ły być krótsze, dostępne dla każ
dego chętnego, a dwie dłuższe - skierowane do turystów spragnio
nych kilkugodzinnej wędrówki.
W wycieczkach brali udział zarów
no indywidualni turyści, jak i całe rodziny. Dla mnie, jako przewod
nika, najmilsza jest zawsze obec
ność dzieci i młodzieży, a ich nie brakowało. Czworo młodych tury
stów udało się nawet namówić do przygotowania relacji z naszych wędrówek, które można przeczy
tać na stronie internetowej www.
bielsko.ptt.org.pl.
Celem pierwszej wycieczki, która odbyła się 11 lipca 2020 r.
było Siodło pod Skalitem. Choć pogoda od rana nie rozpieszcza
ła nas i wydawało się, że lada mo
ment zacznie padać, całą trasę zdążyliśmy pokonać przed desz
czem. Czerwony szlak z Bucz
kowic nie sprawił nam najmniej
szych trudności, była też okazja, by dowiedzieć się, z jakich skał zbudowane są nasze góry i obej
rzeć fragment fliszu karpackiego.
Szkoda tylko widoków, których z uwagi na niski poziom chmur zwyczajnie nie było. Do Bucz
kowic wróciliśmy deptakiem nad Żylicą i poprowadzoną wzdłuż rzeki ścieżką rowerowo-pieszą.
W krótkim opisie wycieczki, w któ
rej wzięło udział 8 osób, Julia na
pisała tak: Beskid Śląski jest god
ny polecenia dla małych i dużych.
Tydzień później, 18 lipca, po
nownie wybraliśmy się na górską wędrówkę. Tym razem trasa by
ła dłuższa, bo prawie 20-kilome- trowa i suma podejść dość kon
kretna, prawie 1000 metrów. Dzie
sięcioro turystów wybrało się tego
dnia z Buczkowic na szczyt Klim
czoka (1117 m n.p.m.). Wędrowa
liśmy przez pola, górskimi szlaka
mi, leśnymi ścieżkami, drogą as
faltową, a nawet szlakiem różań
cowym. Największymi atrakcja
mi dla młodych turystów były ko
lekcja kamieni z różnych stron świata poniżej szczytu Klimczo
ka oraz ruiny basenu, o których w swojej relacji tak wspomniał Mateusz: Przewodnik zaprowa
dził nas również do ruin kąpieliska na zboczach Magury i opowiedział ciekawą historię dawnego schroni
ska i widoków na Tatry, które nie
stety musieliśmy sobie wyobrazić ze względu na gęstą mgłę. Będąc już z powrotem na buczkowickich polach, pozwoliliśmy młodym tury
stom podzielić się tym, co zapamię
tali z wycieczki, a grupę przez chwi
lę prowadziła jedenastoletnia Zosia nazywając góry, które widzieliśmy wokół nas.
Najliczniejsza, bo 30-osobowa grupa turystów wyruszyła 8 sierp
nia do Chaty na Groniu. Przy do
skonałej pogodzie nawet moc
no zarośnięty szlak spacerowy nie był problemem, ani dla naj
starszych, ani dla najmłodszych wędrowców. Największą atrak
cją, poza stanowiącą cel nasze
go spaceru Chatą na Groniu, były prawdopodobnie najwyższe drze
wa w Polsce - a na pewno naj
wyższe, z tych których wysokość została zmierzona - z 57-metro- wą daglezją na czele. Relacjonu
jąc wycieczkę, Emilia podkreśliła:
Moja młodsza siostra, która ma 4 lata, (...) zapamiętała, że da
glezja jest drzewem iglastym, od
powiadając na pytanie pana Szy
mona. Jestem z niej dumna!. I to jest właśnie najpiękniejsze w pra
cy przewodnika, gdy najmłodsi uczestnicy wycieczki zapamiętają coś z usłyszanych opowieści.
Trasa ostatniej wycieczki, któ
ra odbyła się 22 sierpnia, na proś
bę uczestników wcześniejszych wyjść została nieco zmodyfikowa
na. Tym razem spotkaliśmy się w 14 osób na przystanku autobuso
wym w Buczkowicach, by komuni
kacją publiczną dostać się na Prze
łęcz Salmopolską i stamtąd wyru
szyć w stronę najwyższej góry Be
skidu Śląskiego - Skrzycznego (1257 m n.p.m.). Tym razem było
słonecznie, a przejrzystość powie
trza pozwolała dostrzec nawet Ta
try. Najwięcej radości, szczególnie młodym turystom, sprawiła Jaskinia Malinowska, która od roku jest po
nownie udostępniona turystycznie.
Niektórzy zdecydowali się nawet pokonać jeden z zacisków. Dłuż
szą przerwę zrobiliśmy przy schro
nisku PTTK na Skrzycznem, po czym udaliśmy się w stronę Bucz
kowic. Zmęczeni, szczęśliwi i spra
gnieni kolejnych wypraw, czekamy na następne spotkanie na górskich szlakach! - tak zakończyła relację z tej wycieczki Zuzia.
Podsumowując ten wakacyj
ny minicykl wycieczek górskich z GOK i PTT pozwolę sobie przy
toczyć słowa usłyszane w trakcie jednej z nich: Człowiek mieszka tak blisko, a nie wie, ile pięknych miejsc jest w okolicy. To prawda, mieszkamy w naprawdę pięknej okolicy, mamy co zwiedzać i gdzie wędrować. Korzystajmy z tego!
Do zobaczenia na kolejnych wy
cieczkach!
Szymon Baron
AKCJA! KOLOROWE LATO Z GOK...
Instruktorzy współpracujący z Gminnym Ośrodkiem Kultury w Buczkowicach wkroczy
li dzielnie do akcji, aby choć na chwilę uroz
maicić dzieciom czas po długiej izolacji w do
mach. Wakacyjne zajęcia dla dzieci w wieku 7-14 lat pod oryginalną nazwą „Akcja koloro
we lato z GOK” to mała alternatywa naszych ukochanych półkolonii, które organizowaliśmy od 15 lat.
Różnorodne warsztaty odbywały się od 6 lipca do 13 sierpnia, od poniedziałku do piąt
ku, w blokach dwugodzinnych - z podzia
łem na grupy poranną i popołudniową. Każdy dzień był inny - w poniedziałek odbywały się zajęcia taneczne pod okiem instruktorów tań
ca nowoczesnego, współczesnego, breakdan- ce i baletu, we wtorek był dzień aktywności ru
chowej na świeżym powietrzu, w środę można było wziąć udział w animacjach, czy to rucho
wych, czy też artystycznych. Czwartek należał do niezastąpionej Małgorzaty Namysłowskiej- Antkiewicz, która prowadziła zajęcia plastycz- no-ceramiczne, a piątek - do Ale Zjawy... czyli Aleksandry Waliczek, instruktorki zajęć pn. Ale dziecko! Ale mama! i Ale dzidziuś!.
Przez 6 tygodni w ośrodku słychać było śmiech dzieci, można było dostrzec zadowole
nie na ich uśmiechniętych twarzach, czego do
świadczali każdego dnia prowadzący zajęcia.
Po każdym tygodniu na stronie internetowej i fanpage'u GOK ukazywał się poster ze zdję
ciami z zajęć, co z pewnością było atrakcją za
równo dla podopiecznych, jak i ich rodziców.
W programie wakacyjnym był też czas na
przeprowadzenie drobnych konkursów czy kreatywne propozycje opiekunów, m.in. ma
giczne smoki, składanie peryskopu, malowa
nie na folii rozwieszonej pomiędzy drzewami, czy wykonywanie kompozycji z muszli i kamie
ni na sosnowych deseczkach. Część zajęć zo
stała przeprowadzona dzięki materiałom prze
kazanym przez Naukotechnikę - Beskidzkie Centrum Nauki w Świnnej.
Za sprawą dobrej organizacji i skrupulat
nego przemyślenia zajęcia były bezpieczne, ale również kolorowe i wakacyjne. Wszystko oczywiście odbywało się przy zachowaniu za
sad reżimu sanitarnego. Dziękujemy, że byli
ście z nami!
S.K-B
Na str. 28 fotoreportaż z sześciu tygodni Akcji Kolorowe lato z GOK
PROJEKT
PEŁNIA BARW JUŻ ZA NAMI - dok. ze str. 1
Festiwal był okazją pokazania umiejętności wokalnych, tanecz
nych, muzycznych i teatralnych mieszkańców naszej gminy.
W aktualnej sytuacji społecz
nej festiwal odbywał się w nowo
czesnej i bezpiecznej formule on- line. Zainteresowane osoby prze
syłały do nas nagrania ze swo
imi występami. Następnie wszyst
kie konkursowe filmiki, a było ich aż 51 (23 w kategorii wokalnej, 19 w kat. teatralnej, 6 w kat. gra na instrumencie oraz 3 w kat. ta
necznej) zostały zamieszczone na stronie internetowej, na fanpage'u, a także na kanale GOK Buczkowi
ce na YouTube. Filmiki mógł oglą
dać i oceniać każdy internauta, na
tomiast użytkownicy Facebooka mogli przyznawać wykonawcom lajki, wybierając w ten sposób lau
reata nagrody publiczności, którym została Oliwia Szyszka.
Na koniec występy obejrzało również jury w składzie: przewod
nicząca Magdalena Więzik - spe
cjalista ds. kultury w Starostwie Powiatowym, wokalistka zespo
łu SCZ FAMILIA, Aleksandra Stę
pień - prezes Fundacji Wspierania Talentów Dzieci, Młodzieży i Do
rosłych „Włóczykije” z Kóz oraz aktor Teatru Polskiego w Biel
sku-Białej Michał Czaderna. Juro
rzy nagrodzili łącznie 33 występy, przyznając najlepszym nagrody, wyróżnienia i tytuły.
W kategorii tanecznej I miej
sce zdobyła Zuzanna Skuza z Bu
czkowic, II m. Filip Więcek z Kal- nej, a III m. Jagoda Caputa rów
nież z Kalnej. W kategorii gra na instrumencie I miejsce zajęła Kla
ra Kruczek z Buczkowic, która na skrzypcach zaprezentowała Ka
non D-dur Pachelbela, II m. - Mi
kołaj Godziszka z Rybarzowic, który zagrał polkę Intermezzo, a III m. przypadło Nataszy Kubicy z Godziszki, która zagrała motyw
„La Noyee” z filmu „Amelia”.
W kategorii teatralnej wśród dzieci w wieku przedszkolnym od 1 do 6 lat oraz klas I-III - I miej
sce zdobył Stanisław Waliczek z Buczkowic za tekst Nejmana i Gra
bowskiego „Ten nudny Tymote
usz”, II m. za „Lokomotywę” J. Tu
wima otrzymała Oliwia Szyszka z Godziszki, a III m. przypadło Alek
sandrze Jakubiec z Godziszki za tekst Doroty Gellner pt. „Brat”, wy
różnienie przyznano Jagodzie Ca
pucie z Kalnej za wiersz J.Tuwi- ma pt. „Okulary”. W grupie wie
kowej klas IV-VI oraz VII-VIII -
I miejsce zdobyła Martyna Bojczuk z Buczkowic za monodram pt. „Pa
ra butów”, II m. Lena Stypczyń- ska z Buczkowic za monodram pt.
„Moja kołdra”, III m. Emilia Caputa z Kalnej za monodram pt. „Niesfor
ne skarpetki”, wyróżnienie w tej ka
tegorii trafiło do Zofii Wrony za mo
nodram pt. „Zadanie do zrobienia”.
Byli również dorośli laureaci teatral
ni - I m. zajęła Joanna Zięba z Ry- barzowic za wiersz „Nocą uciek- nę”, a II m. Marta Broniszewska z Buczkowic za monodram pt. „Bra
kuje mi”. Wśród seniorów 60+ ko
lejno I m. przypadło Annie Jakubiec z Kalnej za monodram pt. „Co ja w to
bie widziałam?”, II m. Alicji Gruszeckiej z Buczkowic za wiersz J. Brzechwy pt. „Kolory”, III m. Urszuli Szklorz z Buczkowic za wiersz L. J. Ker
na „Dzień chuligana”, a wyróżnienie - Zofii Stec z Buczkowic za wiersz T. Różewicza „List do ludożerców”.
Największym zainteresowa
niem cieszyła się kategoria wokal
na, jury nie miało łatwego zada
nia, jednak jednogłośnie przyzna
ło I nagrodę w grupie dzieci przed
szkolnych oraz z klas I-III Emilii Cenin z Kalnej za pieśni Fundacji Braci Golec, II m. Klarze Kruczek
Nagrodywędrujądo laureatów.
z Buczkowic za piosenkę „Skarb”, a III m. Amelii Szyszce z Godziszki za piosenkę „Maszeruje wiosna”.
I m. w kat. klas IV-VI zajęła Zuzan
na Lalik z Buczkowic za piosen
kę „Odkryjemy miłość nieznaną”, II m. Daria Dobija z Rybarzowic za piosenkę autorską „Wiatr”, a III m. ex aequo dziewczyny z Bucz
kowic - Julia Kozieł za piosen
kę „Nie z tej ziemi” oraz Korne
lia Stec za „Zombie”. Wśród mło
dzieży do 18 lat i dorosłych I na
grodę zdobyły Joanna i Magdale
na Tarnawa z Buczkowic za pio
senkę „Twój kolor”, II m. powędro
wało do Marceli Kanik z Rybarzo- wic za „Say something”, a III m. ex aequo do Julii Ingram z Buczko
wic za piosenkę „Po coś dał nam”
i Weroniki Koniecznej za piosenkę
„Shallow”. W grupie 60+ ex aequo I miejsce zdobyły seniorki z Kal- nej: Jadwiga Cader za piosenkę
„Nie dopinam się” i Wiesława Stec za „Noce niespokojne”.
Jury przyznało jeszcze dwa specjalne tytuły: dla najlepszych wokalistek festiwalu, którymi oka
zały się śpiewające w duecie Jo
anna i Magdalena Tarnawa, a tak
że dla najlepszej monodramistki
- seniorki Anny Jakubiec z Kalnej.
Uroczyste podsumowanie mia
ło miejsce podczas koncertu lau
reatów, który można było oglądać online od 13 sierpnia. Przyniósł on wiele emocji i pokazał różnorod
ność prezentacji.
Zrealizowanie festiwalu w sie
ci okazało się całkiem nowym do
świadczeniem i wyzwaniem za
równo dla uczestników, jak i pra
cowników GOK. Ogromna liczba wyświetleń wszystkich nadesła
nych filmów, uśmiech i radość lau
reatów podczas odbioru nagród pozwalają uwierzyć, że dzięki fe
stiwalowi Pełnia Barw udało nam się ubarwić świat i na nowo wy
pełnić życie kolorami.
Więcej informacji o festiwalu, a także konkursowe filmiki znajdą państwo na stronie internetowej www.gokbuczkowice.com.
Festiwal organizowany w ramach projektu „PEŁNIABARW - GMINNY FESTIWALTWÓRCZOŚCI”
realizowany przez GOK Buczkowice zostałdofinansowany ze środków NarodowegoCentrum Kultury w ramach Programu Kulturaw sieci.
E.J-P
JUBILEUSZ
Kultura, COVID ' i 20 lat GOK
Rok2020 -rok przestępny,rok epidemiologiczny, rok lockdownu.
Miałbyć rokiem jubileuszu, obfitować wwielkie wydarzenia kulturalne. Ale naglekultura stała się mniej istotna, a w imprezach kulturalnych zobaczonozagrożenie.
Jak ma się odnaleźć się w tej sytu
acji ośrodek kultury? Wszystkie plany z dnia na dzień stały się nieaktualne.
Puste mury - bez wrzawy, śmiechu i za
biegania. Chwila zwątpienia i... znowu działamy. Teraz troszkę inaczej, ale rów
nie aktywnie. Konkursy i wydarzenia kul
turalne przenosimy do sieci. Strona in
ternetowa, fanpage czy kanał YouTube działają pełną parą. Lajki, udostępnie
nia, uczestnictwo w wirtualnych przed
sięwzięciach pokazują, że odnaleźli
śmy się - my, Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach i Wy - wierni uczest
nicy naszych zajęć. Co więcej, dołącza
ją do nas nowe osoby. Fantastycznie!
Dziękujemy! Damy radę, przetrwamy to!
Dzień za dniem biegnie i już mamy 1 lipca. To wielki dzień dla Gminnego Ośrodka Kultury w Buczkowicach, gdyż 1 lipca 2000 roku został on powołany do istnienia. Mamy 20 lat! Nasze 20 lat za
wiera w sobie:
• 1 300 - wydarzeń kulturalnych i rekre
acyjnych,
• 260 000 - uczestników imprez,
• 5,5 - średnia miesięczna liczba imprez,
• 13 000 - uczestników zajęć,
• 35 - średnioroczna ilość form zajęć.
20 lat to przede wszystkim lata współ
pracy z samorządem, gminnymi placów
kami szkolnymi i przedszkolnymi, parafia
mi, lokalnymi instytucjami i organizacja
mi, a także z rodzicami, dziećmi i mło
dzieżą. To dzięki Wam mamy dla kogo i z kim działać. Dzięki uczestnikom na
szych przedsięwzięć zyskaliśmy status instytucji ważnej w naszej gminie. Orga
nizowane corocznie przez GOK imprezy i przedsięwzięcia znalazły stałe miejsce w kalendarzu gminnych wydarzeń. Jed
nak nie zamierzamy poprzestać na do
tychczasowych osiągnięciach. Staramy się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom i aktualnym zapotrzebowaniom społecz
nym, ciągle poszukując nowych pomy
słów, zadań i wyzwań.
Tych, którzy jeszcze nie skorzystali z naszej oferty i gościnności, serdecznie zapraszam w mury ośrodka. Tym, którzy korzystają - dziękuję! Śledźcie naszą stronę www.gokbuczkowice.com, fanpa- ge GOK oraz kanał YouTube.
Na koniec muszę dodać, że praca w ośrodku kultury jest inspirująca, cie
kawa, pełna cennych doświadczeń i po
zwalająca poznać wspaniałych ludzi.
Chociaż nie zawsze jest łatwo... Dzię
kuję moim pracownikom, że podjęli się współtworzyć nasz ośrodek, panują
cą w nim przyjazną atmosferę, że dzię
ki ich pomysłom i zaangażowaniu GOK jest ważny, potrzebny i ma wiele do za
oferowania.
Do zobaczenia, mam nadzieję, że już tak normalnie - w Sokolni i siedzibie GOK. A jeśli nie, to pamiętajcie - szukaj
cie nas w sieci.
Monika Bernecka-Caputa
ZAJĘCIA
GOK ZAPRASZA NA ZAJĘCIA
Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach ogłasza NABóR NA ZAJĘCIA w roku szkolnym 2020/2021.
Ważne! Osoby dotychczas uczestniczące w zaję
ciach również muszą się zapisać! Liczy się kolejność zgłoszeń!
Ważne! Ze względu na sytuację epidemiologiczną grupy zajęciowe będą mniejsze. Uczestnik nie będzie mógł brać udziału w zajęciach, jeśli przed pierwszymi zajęciami nie dostarczy deklaracji uczestnictwa do sie
dziby GOK.
Szczegółowe informacje dotyczące zajęć można uzyskać telefonicznie 33 8177 120, 505 076 200 i 513 787 693 w godzinach 8:00-16:00. Zapraszamy również na naszą stronę internetową:
www.gokbuczkowice.com oraz na fanpage GOK.
Uwaga! Informujemy, że zgodnie z wytycznymi MEN instruktorzy GOK będący instruktorami zewnętrz
nymi nie mogą w czasie epidemii prowadzić zajęć po
zalekcyjnych w gminnych placówkach szkolnych.
Rekrutacjazaczyna się 7września! Zapisy pod numerem telefonu 513 787 693!
NAZWAZAJĘĆ WIEK UCZESTNIKóW INSTRUKTOR
Zajęcia tańca nowoczesnego Jo Jo od 4 do6 lat MajaKozioł
Akademia rozwoju(dwiegrupy) od 6 lat Sylwia Kubica-Biegun, JoannaFabia
Zajęcia plastyczne(dwiegrupy) od 6 lat MałgorzataNamysłowska-Antkiewicz
Zajęcia tańca nowoczesnego Hubba Bubba od 7 do9 lat Paulina Kawka
Dancehall Happy Feet od 7 do10 lat MajaKozioł
Zajęcia tańca współczesnego-Teatr Tańca Anomalia Junior
od 7 do10 lat Paulina Kawka
Kickboxing od 7 do14 lat Rafał Waligóra
Warsztaty ceramiczne (sześćgrup) od 7 lat doosób dorosłych MałgorzataNamysłowska-Antkiewicz Zajęcia breakdance (dwie grupy) gr. początkująca od 7,5 lat;
Break Boys od 10 lat
Dawid Falędysz
Zajęcia szachowe od 8 lat RenataPolok
Zajęcia dancehall (trzygrupy) od 8 do14 lat Roksana i Mateusz Nowak
Zajęcia modelarskie(dwie grupy) od 9 lat Tomasz Bień
Zajęcia tańca nowoczesnego Zyg-Zag od 10 do 12 lat Paulina Kawka
Zajęcia teatralne - ZwT młodzież od kl. IV EwelinaJakubiec-Piznal
Zajęcia tańca współczesnego-Teatr Tańca Anomalia
od 11 lat Paulina Kawka
Zajęcia teatralne Teatr i My osoby dorosłe EwelinaJakubiec-Piznal
Piloxing Zajęcia Fitness młodzież i osoby dorosłe KarinaRadecka
Joga & Relaks młodzież od16 lat i osoby dorosłe AnnaSiuda-Gaczyńska
Zumba młodzież i osoby dorosłe Barbara Kania-Pilch
Warsztaty baletowe (cztery grupy) Baby Ballet / BabyGymnasticDance -3,5 lat
Ballet/Jazz - 6-7 lat
Modern Jazz/Gymnastic - 8-10 lat Modern GymnasticDance - od11 lat
Magdalena Ławniczek
Gimnastykarehabilitacyjna (dwie grupy) osoby dorosłe Elżbieta Thiel Język niemiecki (dwie grupy) gr. początkująca - kl. IV-VI
gr. średniozaawansowana - os. dorosłe
Elżbieta Podsiadlik
Język angielski dziecii młodzież od kl. ISP
i osoby dorosłe
Paulina Wawrzuta
HISTORIA
Księga buczkowickiego meblarstwa
Początkiem końca ostatniej w gminie Buczkowice fabryki mebli gię
tych był rok 2008, kiedy ówczesny jej właściciel PAGED-Meble dopro
wadził do jej zamknięcia. Ten akt był poprzedzony procesem ograni
czania liczby zatrudnionych, pracujących w systemie trzyzmianowym.
Liczba ta stopniowo malała z 200, by w chwili zaniechania produkcji osiągnąć poziom 100 pracowników pracujących tylko na jedną zmianę.
Uporczywie krążyły w środowisku informacje o zamiarze zamknięcia za
kładu, będącego wcześniej częścią Jasienickich Fabryk Mebli. Przyczy
ną takiej decyzji miały być mizerne ekonomiczne wyniki. To jedna stro
na - oficjalna - medalu. Z kolei doświadczeni pracownicy, obserwujący gęstnienie klimatu wokół buczkowickiego zakładu, twierdzili, że apoka
liptyczny obraz jego ekonomicznej kondycji był następstwem stosowa
nia kreatywnej, stronniczej rachunkowości, która lokowała na jego kon
cie koszty niegenerowane w procesie działalności. Jedna maszyna ze szczękami kruszącymi na razie wystarcza w burzeniu.
Dziś trudno ocenić trafność obu poglądów, wtedy agonii fabryki towarzyszyła obojętność środowiska, które niewiele wiedziało o proce
sach unicestwiania popularnego „Wecha”. Ot, święte prawa rynku zadziałały, nie sposób im się przeciwstawić.
Nie powiodły się próby ratowania zakła
du, podejmowane przez członków jego zało
gi. Nikt z zewnątrz ich nie wsparł. Gesty władz gminnych idące w kierunku ulg w podatku od nieruchomości okazały się dalece niewystar
czające, by kondycję zakładu poprawić. Tak padł zakład buczkowicki, którego, jak twier
dzili pracownicy, 80% produkcji przeznaczone było na eksport. Ten zaś, podobno uległ głę
bokiemu zahamowaniu. Rozpoczął się etap ewakuacji wszystkiego, co mogło być przydat
ne dla przedsiębiorstwa w Jasienicy. Na pierw
szy ogień poszły maszyny i urządzenia, nastą
pił demontaż suszarni bukowych łat. Potem przyszła kolej na opróżnienie wypełnionych po brzegi placów składowych surowca, dostar
czanego do fabryki niemal do ostatniej chwili.
Po tej operacji pozostały jedynie puste obiek
ty, których wygląd po latach eksploatacji sta
wał się namacalnym obrazem efektów wielkiej transformacji - znakiem nadejścia ery nowe
go kapitalizmu, tym razem w polskim wydaniu.
Ale to stosunkowo „nowe” czasy. Ich przy
wołanie mimo woli zmusza do sięgnięcia do bardzo odległej przeszłości miejsca, w którym fabryka mebli giętych funkcjonowała, miejsca, które można porównać tylko ze „starą fabryką”
i obiektami po byłych Polskich Fabrykach Me
bli Giętych Thonet-Mundus przy obecnej ulicy Lipowskiej. Do tej retrospekcji skłania gruzowi
sko, z którego żałośnie sterczy uzbrojony w an
teny przekaźników fabryczny komin, ostatni z trzech istniejących niegdyś w Buczkowicach, i ostatek zabudowań, które chwilowo (?) opar
ły się maszynom burzącym. Dziś już nie bu
dzą respektu. Przypominają zewnętrznym wy
glądem budynki po ciężkim ostrzale.
Niemal przez środek tego gruzowiska, za
kryta betonowymi płytami, płynie młynówka - przykopa, której woda przez ponad dwa wieki służyła nie tylko zaspokajaniu bieżących po
trzeb mieszkańców, ale i podejmowaniu w tym miejscu różnorakiej działalności gospodarczej - produkcyjnej, usługowej.
To dzięki niej w tym miejscu przed dziesiąt
kami lat działał młyn, wybielanie szmat, czy
li bielenie tkanin, poddanych obróbce w poło
żonym niedaleko foluszu - walkowni. Tu póź
niej działała wytwórnia wody sodowej. Po niej nastał czas uruchomienia nad brzegami przy
kopy fabryki mebli giętych. Postaciami, które nierozerwalnie wiążą się z tym miejscem, są małżonkowie ewangeliccy Emilia i Rudolf Wa
gnerowie. To z nazwiskiem Rudolfa Wagnera związane jest funkcjonowanie młyna, a także folusza i wytwórni wody sodowej. Te rodzaje działalności z czasem zostały poniechane. Ru
dolf Wagner wraz ze swymi wspólnikami Wen- tzlem & Comp. zajął się m.in. w Buczkowicach wyłącznie produkcją mebli giętych.
«E
SKŁAD GŁÓWNY
Hebli giętych
z fabryki Wagnera, Wenlzla & Coinp.
w Buczkowicach pod Bielskiem znajdaje »ię
w Krakowie u Artura Bocka przy ulicy Szewskiej Nr. 207.
Produkcja mebli ruszyła tu w roku 1872
1873. Informowała o tym krakowska gaze
ta „Czas” z roku 1873, w reklamie wskazując na adres magazynu głównego mebli tej firmy.
Skład mieścił się w kamienicy Artura Bocka przy ul. Szewskiej 207 w Krakowie. Ogłosze
nie okraszone jest rysunkiem fotela na biegu
nach - bujaka, który zapewne był już wtedy sztandarowym produktem firmy.
Losami firmy wstrząsnęło wejście do niej w maju roku 1878 wspólnika Franciszka Schu- stera. Powstała wtedy firma Rudolf Wagner &
Comp. która, poza produkcją mebli giętych, wytwarzała wyroby bitumiczne, zwłaszcza pa
pę. Początkowe sukcesy tej firmy w dziedzinie mebli giętych zostały ukoronowane w 1882 r.
zdobyciem medalu w konkursie ogłoszonym przez Technologiczne Muzeum Przemysłu w Wiedniu za nowatorskie rozwiązania w dzie
dzinie mebli do siedzenia.
Dobra passa firmy zakończyła się w ro
ku 1884, gdy wspólnik zdefraudował blisko 100.000 guldenów, a zarządzanie firmą prze
jęli wyrozumiali wierzyciele, którzy postrzega
li w Wagnerze ofiarę nieuczciwości Schustera.
Sam Wagner pozostawał w cieniu swych wie
rzycieli, choć w środowisku nadal postrzega
ny był jako właściciel fabryki. Tak go określono w kronice szkolnej, gdy uczestniczył w uroczy
stości otwarcia pierwszej we wsi szkoły. Był to październik 1889 r. Dalsze losy firmy Wagnera nie do końca są zbadane. Przyczyny tego fak
tu tkwią, jak się wydaje w tym, że została ona przyćmiona dość agresywnym wejściem do Buczkowic firmy Rudolfa Weilla i jego później
szego wspólnika Leopolda Pilzera. To na niej skupiała się uwaga mieszkańców - chociaż fir
ma Wagnera i to co po niej pozostało, mimo wielu perturbacji, nadal działała i umacniała swoją pozycję na rynku krajowym, ale głównie międzynarodowym.
Można zapytać, czemu służy przypomnie
nie Rudolfa Wagnera i jego firmy specjalizują
cej się w produkcji mebli giętych. Odpowiedź w świetle najnowszych ustaleń jest jedna:
przypominamy Wagnera, bowiem to on był pierwszym, który w roku 1872 lub 1873 podjął u nas produkcję mebli giętych na skalę prze
mysłową. Przypomnienie tych faktów nabie
ra szczególnego znaczenia gdy spogląda się na zwały gruzów, które pozostały w miejscu, gdzie istniała fabryka Wagnera.
Osobny rozdział w historii przemysłu me
blarskiego w Buczkowicach zapisała firma Ru
dolf Weill & Comp. - protoplasta późniejsze
go Mundusa. Rzecz jednak w tym, że firmie tej nie można przypisać miana pioniera produkcji mebli giętych w naszej wsi, bo tym był Rudolf Wagner. Obecność Rudolfa Weilla i jego firmy w Buczkowicach należy lokować na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku. Potwierdzają to dane z Sądu Obwo
dowego w Wadowicach z 15 kwietnia 1892 r.
i następne, z 2 października 1898 r.
Okres między 1872/73 i 1892 dzieli aż dwa
dzieścia lat.
HISTORIA
nieodwracalnie zamknięta
Historia fabryki Rudolfa Wagnera splata się z losami Adolfa Wecha. To stwierdzenie odno
si się nie tylko do układów zawodowych, ale również stosunków między rodzinami. Choć nadal nie są do końca zbadane losy całości przemysłowej części majątku Wagnera po za
paści spowodowanej aferą Szustera, to jest pewne, że część tego majątku w postaci za
kładu przy obecnej ulicy Wyzwolenia zakupił Adolf Wech.
Wiele dokumentów potwierdza, że Adolf Wech związany był z Buczkowicami od roku 1885. Tu bowiem w domu nr 210 w tym roku urodził się jego najstarszy syn Adolf. Adolf se
nior wskazywany był w akcie chrztu tego sy
na jako „negotiator” - kupiec zajmujący się za
pewne sprawami handlowymi firmy (Wagne
ra). Do zmiany statusu zawodowego Adolfa Wecha doszło w okresie między 1888 a 1890.
W roku 1890, od urodzin kolejnego syna - Oskara Adolf Wech jest już zapisany jako „di- rector fabricae”. Kariera Adolfa Wecha seniora rozpoczynała się od funkcji pracownika dzia
łu handlowego, poprzez stanowisko buchalte
ra (księgowego), a kończyła się na stanowisku dyrektora fabryki. Kariera ta niewątpliwie roz
wijała się w fabryce Wagnera.
Adolf Wech senior zakupił, jak wspomnia
no, zakład Wagnera (przy ul. Wyzwolenia). Od roku 1905 A. Wech widnieje w rejestrach są
dowych w Wadowicach pod pozycją 130/5/1 jako właściciel jednoosobowej firmy zajmu
jącej się produkcją mebli giętych. Kapitał fir
my wynosił wtedy 350.000 zł. Jej wielkim atu
tem była sieć przedstawicielstw handlowych w Wiedniu, Berlinie, Hamburgu i Bremie. Fir
ma zajmowała grunty o powierzchni 2,5 hek
tara. Zatrudniała 350 pracowników produkcyj
nych, 7 osób personelu technicznego i 6 pra
cowników administracyjnych.
12476 • Adolf W«K F«bry>» MtbU Giętych. (1904). Kł K*.
A. BookowRe, p. l.odr^««. Wt ItS-34 T1<: Wcch Dicbto. PKO;
lik: Ancb-lntenubond B. Loodcą. Diuticb:
U. u. Dtoc. Gti. Ihmbunt. S^du łCrrf- Rejetnr: Wadowice 130/3'1.
B. Adolf Węch.
F. Prxcd»tawi W:eo. Bcrkn. HamWe lirem cn.
IŁ Zw. Płzcm-cOw w Krak.
K. Zi 350.000.
N.0M»»ł pariWHP. Torb. woda: 27 I1P Slln. tpali 35 HP. Robola: 350. Pcnoa ttchni 7. Urudni 3. Taryt. fabr: 23.000 a‘- P. Meble pctt innhl.173^:. tocde Rejestracja firmy Wecha.
Wyposażenie techniczne zapisane w akcje rejestracyjnym obejmowało: maszynę parową o mocy 75 HP (koni parowych), turbinę wod
ną 27 HP, silnik spalinowy o mocy 35 HP. Pro
fil produkcji wskazany w akcie rejestracyjnym obejmował meble gięte, krzesła i fotele. Wła
ściciel dysponował kontem nie tylko w polskim banku PKO, ale również w Anglo International Bank w Londynie.
Fakty wynikające z akt sądowych sprawia
ją, że powinniśmy podjąć próbę zweryfikowa
nia wcześniej upowszechnianych informacji, że Adolf Wech rozpoczął działalność przemy
słową na własny rachunek w początku lat dzie
więćdziesiątych XX wieku. Ustalenie bezspor
nych danych (poza wskazanymi wyżej), wy
maga sięgnięcia do materiałów archiwalnych odnoszących się do losów firmy Rudolfa Wa
gnera w Krakowie, obecnie niedostępnych.
To ważna, prawna strona funkcjonowania firmy Wecha. Produkcyjna część przedsiębior
stwa Wecha poddawana była systematycznej modernizacji. Dotyczyło to zwłaszcza technicz
nego uzbrojenia przedsiębiorstwa. Mniej uwa
gi poświęcano inwestowaniu w budynki pro
dukcyjne. Właściciel firmy wybudował w bez
pośrednim sąsiedztwie zakładu obszerny bu
dynek mieszkalny dla swej dość licznej rodzi
ny, (ul. Fabryczna 115), a także budynek dla administracji przedsiębiorstwa (ul. Wyzwolenia 461). Wśród odbiorców wyrobów dominowali handlowcy z zachodu Europy i Stanów Zjed
noczonych. Nie brakowało również kupców z dalekiego wschodu. Adolf Wech rozwijał swe przedsiębiorstwo niejako na obrzeżach poten
tata, jakim z czasem stawała się firma Rudolfa Weilla i jego wspólnika Leopolda Pilzera. Obie firmy stały się składnikami wielkiego, jak na owe czasy i tereny wiejskie, centrum przemy
słowego w Buczkowicach, sławnego z produk
cji najwyższej jakości mebli giętych.
Można tak twierdzić, mimo że fabryka Adol
fa Wecha pozostała poza tworzonym przez Leopolda Pilzera koncernem Mundus, zacho
wując pełną niezależność. Na pojęcie centrum przemysłowego składała się nie tylko skala produkcji, ale również idącą w setki liczba za
trudnionych pracowników stałych i chałupni
ków oraz ich fachowość. Asortyment produkcji obejmował szeroką gamę różnorodnych mebli giętych. Dowodzą tego zachowane fragmenty katalogu - oferty handlowej.
Adolf Wech wrósł w naszą wiejską spo
łeczność. Był jej aktywnym członkiem. Wspie
rał szkołę i ochronkę dla dzieci fundując nie tylko świąteczne upominki dla najuboższych, ale również odzież dla dzieci czy przekazu
jąc drewno dla ogrzewania szkolnych sal. Nie stronił od wspierania organizacji społecznych, wśród których poczesne miejsce zajmowa
ła Straż Ogniowa, Towarzystwo Gimnastycz
ne „Sokół” i Towarzystwo Szkoły Ludowej. To ostatnie korzystało z udzielanych mu pożyczek gdy chwiały się losy budowy domu ludowego TSL i ochronki (obecny obiekt GOK-u). Zaś je
go syn Rudolf stanął na czele Zarządu naszej Straży Ogniowej w trudnym czasie budowy re
mizy w latach trzydziestych XX wieku, którą wsparł finansowo. Społeczna aktywność Adol
fa Wecha seniora kontrastowała z obojętno
ścią właścicieli Mundusa, a później Thoneta- Mundusa. Obojętny stosunek właścicieli Mun- dusa do problematyki wsi był nieco łagodzo
ny przez społeczne zaangażowanie pojedyn
czych postaci rekrutujących się spośród kadry technicznej tej firmy.
Trudno o tym nie wspomnieć, gdy patrzy się na żałosne rumowisko po fabryce Wecha.
Ta fabryka przetrwała wielki kryzys lat trzy
dziestych XX w. choć i nią targały strajki, a ro
botnicy stosujący dotkliwe formy protestu by
li pacyfikowani przez policję, pracownicy ma
sowo zwalniani, a produkcję ograniczano z po
wodu braku surowców. O tym rozpisywały się gazety, zapisanych zostało wiele kart książki
„Mocarze zejdą z gór”. Mundus nie przetrwał.
Tradycja produkcji mebli giętych w Bucz
kowicach po 1 maja 1930 r. czyli po lokau
cie firmy Thonet-Mundus pozostała wyłącz
nie przy firmie Adolfa Wecha. A ta systema
tycznie poddawana była technicznym ulepsze
niom. Zwiększało to możliwości produkcyjne i w jakimś stopniu czyniło pracę robotników nieco lżejszą. Tylko nieco, bowiem bardzo du
ża część pracy wykonywana była ręcznie. Naj
cięższa była praca w giętarni w której naparzo
ne w gorącej wodzie lub parze wodnej drew
no bukowe poddawane było procesowi gięcia w specjalnych formach. Nadawanie drewnia
nym elementom żądanego kształtu odbywa
ło się ręcznie. Tu potrzebna była duża siła rąk i „czucie” drewna, które przybierało kształt kon
kretnego detalu. W trakcie studzenia drewna w metalowej formie żądany kształt elementu mebla stawał się trwały. Robotnik giętarni miał z reguły żylaste ręce i twarde dłonie. Nie przy
pominam sobie żadnego robotnika giętarni, który miałby choćby tylko ślady nadwagi.
Ważnym etapem produkcji był proces szli
fowania detali. Wykorzystywane w nim były głównie szlifierki taśmowe napędzane dzięki centralnej transmisji. W szlifierni następowało wygładzanie powierzchni każdego detalu. Te
go wymagającego wcześniejszego sklejenia i tego, który zabiegu tego nie wymagał. Uciąż
liwym efektem szlifowania były tumany drzew
nego pyłu, który utrudniał oddychanie i osiadał na całej postaci szlifierza. Wychodzący z fa
bryki szlifierze przypominali piekarzy. Powłoka pyłowa stawała się jakby częścią ich samych.
Dziś stają mi przed oczyma te rozjaśnione po
stacie.
Poszczególne detale mebla, wcześniej kle
jone, w późniejszym okresie były skręcane specjalnymi śrubami. Praca w tzw. śrubiarni wymagała w początkowym okresie funkcjono
wania fabryki dużej siły fizycznej, jako że wkrę
canie śrub odbywało się ręcznie, później czyn
ności te w części zostały zmechanizowane.
O elegancji mebla i jego cenie w dużym stopniu decydowało wykończenie. Tu wiel
ką rolę miały do spełnienia kobiety, które zaj
mowały się politurowaniem detali. Prace te wy
konywane były przede wszystkim w fabry
ce, ale także w systemie pracy chałupniczej.
Umiejętności tych kobiet, nazywanych politur- kami można było porównać do fachowości ar
tystek. Ich cechami charakterystycznymi był unoszący się wokół nich alkoholowy zapach politury i dłonie pokryte barwnymi plamami - pozo- cd. na str. 10
HISTORIA
KSIĘGA BUCZKOWICKIEGO MEBLARSTWA (...) - dok. ze str. 9
stałością szelaku - składnika politury, który barwił drewno. Widzę te dłonie i czuję ten cha
rakterystyczny zapach, którym nasycone były nie tylko robocze ubiory „politurek”, ale również ich odświętne odzienie.
Ten zapach zniknął, gdy wiele lat po II woj
nie do wykończenia mebli zaczęto stosować lakiery syntetyczne zapewniające trwałość po
włoki i odporność na temperaturę i alkohol.
Wraz z tą technologią zaczęły się za to poja
wiać choroby lakierników. Tym dolegliwościom miały zapobiec kabiny natryskowe oddzie
lane od lakierników kurtynami wodnymi. Tu znów zbawienna okazała się młynówka, z któ
rej czerpano wodę na kurtyny. Nikt i nic jednak nie chroniło okolicznych mieszkańców przed negatywnymi skutkami oparów, które znaczy
ły odległość od fabryki. Z czasem usiłowano tej dolegliwości zaradzić.
Charakterystycznym obrazem fabryki We- cha były duże konne platformy załadowane do wysokości około 4 metrów - (te pamiętam) - krzesłami, bujakami, opasane solidnymi lina
mi, zdążające do Łodygowic Dolnych, skąd wagonami wyjeżdżały w świat. Pamiętam wą
satego woźnicę i te dostojne góry przewożo
nych mebli. To właśnie te platformy przewraca
li do rowów strajkujący robotnicy w latach 30., by zmusić Adolfa Wecha do podniesienia wy
nagrodzenia. Platforma nazywana była sztraj- wokym lub śtrajwokym (z niem. Strejtwagen- rydwan). Dziwny to był rydwan, ale jako pojazd - oryginalny. Jakby zachować nieco ostrożno
ści, można było na nim w cztery pary odtań
czyć spokojniejsze fragmenty krakowiaka.
Fabryka, niezależnie od tego, w czyim ręku pozostawała, dawała zatrudnienie setkom lu
dzi, jeśli uwzględnić również chałupników. Do tych ostatnich zaliczane były zarówno „politur- ki”, jak i wyplatające tzw. zyce (z niem. Sitz) czyli m.in. siedziska krzeseł lub po naszemu tzw. siaukle, czyli elementy bujaków (z niem.
Schaukelstuhl, także Schaukel - huśtawka).
Do wyplatania części mebli do siedzenia i wy
poczynku służył tzw. palak, czyli dzielone na wąskie pasy pędy palmy rattanowej importo
wane z Dalekiego Wschodu (Indonezji i innych krajów tego regionu). Wyplatanie wymagało wielkiej sprawności manualnej - było swego rodzaju sztuką, którą opanowały głównie ko
biety, ale także starsze dzieci. W okresie mię
dzywojennym umiejętności te były w Buczko
wicach bardzo rozpowszechnione.
Zapewne wielu starszym mieszkańcom Buczkowic i wsi sąsiednich brzmi w uszach donośny dźwięk fabrycznej syreny, który roz
legał się o 9.00 rano i w południe. Oznajmiał też koniec pierwszej zmiany. To był rodzaj przemysłowego zegara odmierzającego czas dla pracowników i miejscowości. Syrena za
milkła, gdy kotłownia opalana węglem została zmodernizowana dzięki wprowadzeniu do fa
bryki kotłów tzw. fluidalnych. Spalały one tro
ciny, pyły i reszki drewna. Stało się to w poło
wie lat 70. ubiegłego wieku. Pojawienie się ko
tłowni fluidalnej w buczkowickiej fabryce było w centrum zainteresowania lokalnej prasy. To
była w tym czasie nowinka techniczna, zwia
stun wkraczania nowoczesności w stare mury fabryki. Komin fabryczny przestał wyrzucać ku niebu kłęby czarnego dymu. Jego miejsce za
jęły niewielkie strugi spalin przypominających gęstą mgłę. Często stawiane wcześniej pyta
nie o porę dnia zawarte w słowach: Cy juz pi
skali? przestało padać. Straciło sens.
Powracając do odleglejszej historii fabry
ki trzeba wspomnieć o tym, że istotne znacze
nie dla losów firmy działającej przez wiele lat pod nazwą Adolf Wech Fabryka Mebli Giętych w Buczkowicach, miała śmierć jej właściciela.
Stało się to 3. sierpnia 1936 r. Od 14. sierpnia 1940 r. firma została przekształcona w spółkę komandytową pod nazwą „Adolf Wech Towa
rzystwo Komandytowe, Fabryka Mebli Giętych w Buczkowicach”. Spółkę tworzyli spadkobier
cy zmarłego - trzech synów: Adolf (j.), Oskar i Rudolf oraz córka Stefania, po mężu Donich.
Samodzielnym przedstawicielem firmy zo
stał inż. Adolf Wech. Kapitał spółki komandy
towej wedle stanu na dzień 31. grudnia 1940 r. wynosił 610.677,53 RM (Reichs Mark). Ka
pitał ten uległ zdecydowanemu zwiększeniu w następstwie zdobyczy niemieckich na wschodzie. Wynika to z wniosku firmy przedło
żonego sądowi rejestrowemu 27 lipca 1941 r.
Inż. Adolf Wech włączył się w nurt niemiec
kiej machiny okupacyjnej. Przewodniczył m.in.
gminnej komisji typującej osoby przeznaczo
ne na roboty przymusowe do Niemiec. Jeden z głównych pracowników kadry kierowniczej Antoni Ryszka mieszkający w budynku admi
nistracyjnym fabryki (obecnie ul. Wyzwolenia 461) został z czasem mianowany burgeme- istrem (wójtem) Buczkowic.
Fabryka działała przez cały okres wojny.
W jej obrębie w czasie okupacji pod opieką Józefa Namysłowskiego działała utajniona bi
blioteka ze skromnym zbiorem obejmującym książki po b. Towarzystwie Szkoły Ludowej.
Gdy zbliżało się wyzwolenie spod okupacji niemieckiej, w fabryce i częściowo w ogrodach przy ul. Fabrycznej Niemcy urządzili stanowi
sko kierowania oporem przeciwko wojskom ra
dzieckim. Okoliczności towarzyszące uciecz
ce części rodziny Wechów z Buczkowic, któ
re stały się nieuniknione, opisała w swych pa
miętnikach córka Oskara, Hertha Wech.
Fabryka umiarkowanie ucierpiała w trak
cie działań wojennych. Ucieczka wojsk nie
Gmach fabryki w lipcu 2009 r. - w rok po zaniechaniu produkcji.
mieckich w nocy z 4 na 5 kwietnia sprawiła, że o fabryczne obiekty nie były toczone walki.
To zaś stwarzało możliwości w miarę szybkie
go uruchomienia produkcji w fabryce, która zo
stała objęta Zarządem Państwowym jako po
rzucone mienie poniemieckie. Powrócili dawni pracownicy, którzy pod kierownictwem Leona Jonkisza zinwentaryzowali majątek i podjęli prace nad ponownym uruchomieniem zakła
du. Fabryka działała wtedy pod szyldem: „Pod Zarządem Państwowym F-ma Adolf Wech Fa
bryka Mebli Giętych w Buczkowicach” jako samodzielne, samobilansujące się przedsię
biorstwo. Na jej czele stawali kolejno rdzenni mieszkańcy Buczkowic: Józef Waluś i Włady
sław Gluza.
Pierwszym sygnałem ograniczenia samo
dzielności firmy było jej połączenie z fabryką w Jasienicy 1 stycznia 1951 r. Był to pierwszy krok do tworzenia większych lub mniejszych molochów gospodarczych. W roku 1954 do tej dwójki zakładów dołączyły fabryki w Jaworzu oraz w Rajczy. Tak powstała firma „Jasienickie Fabryki Mebli Giętych” z siedzibą w Jasienicy.
Wchodzące w ich skład przedsiębiorstwa sta
ły się jego zakładami. Buczkowickiemu nadany został numer „3”.
Początkowy okres działania firmy jasienic- kiej przyniósł korzystne zmiany dla Buczko
wic. Podjęte były inwestycje nakierowane na poprawę substancji budynków, umożliwiające powiększenie skali produkcji. Kierownikami za
kładu byli m.in. Kazimierz Aniołkowski, Rudolf Gazurek, inż. Bronisław Nowak, Mościcki.
Tak trwało aż do poddania całej firmy pro
cesowi prywatyzacji, który w ostatecznym ra
chunku, po kolejnych zmianach właściciela do
prowadził do całkowitej likwidacji buczkowic- kiej fabryki. Jej znamieniem ostatecznym jest rumowisko cegieł, betonu i plątanina prętów stali zbrojeniowej.
Produkcja mebli giętych w buczkowic- kim zakładzie ustała w sierpniu 2008 r. To był ostatni akt przemysłowej tradycji tego miejsca i wszystkich, którzy tu zajmowali się produkcją mebli. Pozostały jednak obiekty, które przypo
minały meblarską przeszłość.
W dniach 16-18 lipca 2020 r. maszyny bu
rzące skruszyły ten ostatni materialny ślad czasów minionych. Został ostatecznie za
mknięty bardzo ciekawy rozdział przemysłowej historii Buczkowic i wsi sąsiednich, które zwią
zały swe losy z pro
dukcją mebli giętych.
To prawie 150 lat hi
storii, licząc od 1872 r. do roku 2020, którą tym wspomnieniem staramy się, nie tylko przypomnieć, ale tak
że uświadomić, jak wiele jeszcze niewia
domych owa historia zawiera, jak wiele luk w niej występujących wymaga wypełnienia.
I to jest przed nami.
JózefStec