• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Gminna 2020, nr 3 (130).

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazeta Gminna 2020, nr 3 (130)."

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr 3/2020 (130) SIERPIEŃ 2020 ISSN 1 506-9303

GAZETA GMINNA

PISMO SAMORZĄDOWE GMINY BUCZKOWICE

e

- -- . - ■

iodło pod SkalitemĄ

£. . • L' -I-" '

Pandemia koronawirusa oraz wynikające z niej ograni­

czenia i obostrzenia sprawiły, że wiele osób zrezygnowało z zaplanowanych wcześniej wyjazdów i postanowiło spędzić wakacje w najbliższej okolicy. Dzięki inicjatywie Gminnego Ośrodka Kultury w Buczkowicach, we współpracy z Oddzia­

łem Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Bielsku-Białej, mieszkańcy naszej gminy mogli wziąć udział w czterech wy­

cieczkach górskich z cyklu „W góry z przewodnikiem”.

cd. na str. 4

W NUMERZE:

Z LUDZI WZIĘTY, DLA LUDZI USTANO­

WIONY - str. 2-3

GOK ZAPRASZA NA ZAJĘCIA - str. 7

KSIĘGA BUCZKOWIC- KIEGO MEBLAR­

STWA NIEODWRA­

CALNIE ZAMKNIĘ­

TA - str. 8-10

URZĄD GMINY INFORMUJE m.in.: Sprawozdanie

z prac rady i wójta gmi­

ny Buczkowice; Zmia­

ny w gospodarowaniu odpadami komunalny- mi; PSR; Stypendia dla

Pełnia barw już za nami

Barwnie, kolorowo i twórczo minęły wakacyjne miesiące dla Gminnego Ośrodka Kultury w Buczkowicach. Pomimo pandemii udało nam się przeprowadzić Akcję Kolorowe Lato z GOK, a także górskie wycieczki z przewodnikiem. Jednak nie tylko to było naszym priorytetem... W lipcu i sierpniu organizowaliśmy również Gminny Festiwal Twórczości „Pełnia Barw”, który został dofinansowany ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu Kultura

w sieci. cd. na str. 5

GmiwHij FcjiiwcJ

1

iv£j<jcej»

PEŁ I fcARW www.gekbucjkewice.cóM

Ml n}it»sl.wo Kultury i DeladŁłcliM-#

Kara dDwręo .

uczniów - str. 17-18

R

óżnI

L

udi

E

wpina paj

a w piśmie m.in.:

Nasza brygada RS;

Jak było na korytarzu?;

Pierwsza taka nagroda;

Czy czeka nas zagła­

da?; Kuchnia studen- ta; Musisz to przeczy­

tać - str. 13-16

BO PSZCZOłY SĄ NAJWAżNIEJSZE - rozmowa z preze­

sem buczkowickiego koła - str. 23 i 25

FOTOREPORTAż Z AKCJI KOLOROWE LATO Z GOK - str. 28

(2)

NASI SĄSIEDZI

Msza prymicyjna. Fot. M. Skrok. Uroczysta procesja z domu. Fot. M. Skrok.

Z ludzi wzięty, dla ludzi ustanowiony

30 maja br. w kościele pw. św. Maksymiliana Kolbego w Aleksandrowicach biskup Roman Pindel udzielił święceń kapłańskich dziesięciu nowym diakonom z terenu diecezji bielsko- żywieckiej. Wśród nowych księży znalazł się mieszkaniec Buczkowic Mateusz Steczek.

W związku z epidemią uroczystość miała charakter bardziej kameralny i rodzinny niż by­

wało to w latach ubiegłych, chętni mogli jednak oglądać transmisję online. Podobnie wyglą­

dały prymicje, które odbyły się 31 maja w ko­

ściele pw. Przemienienia Pańskiego w Bucz­

kowicach. Ten wyjątkowy dzień z pewnością na długo zostanie w pamięci parafian i ks. Ma­

teusza, który rozpoczyna nowy rozdział życia i podejmuje posługę pasterską w Rudzicy.

Korzystając z ostatnich chwil neoprezbite- ra w Buczkowicach poprosiłam o krótką roz­

mowę.

Jak czujesz się jako ksiądz?

Bardzo dobrze, choć szczerze mówiąc to, że zostałem księdzem, doszło do mnie chyba dopiero po dwóch tygodniach. Prymicje, świę­

cenia to był czas wielu emocji i dopiero gdy one opadły, na spokojnie, zdałem sobie spra­

wę, że jestem księdzem, że jakiś rozdział się zamknął i teraz zaczynam już nowy.

Kiedy pojawiło się powołanie?

Jeszcze w szkole podstawowej, podczas przygotowań do I Komunii Świętej, a następnie po III klasie. Kiedy śp. ks. prałat Stanisław Ja­

sek zapytał „Kto chce zostać ministrantem?”, podniosłem rękę, a potem przyszedłem do do­

mu i oznajmiłem to rodzicom. Posługa mini­

stranta spodobała mi się do tego stopnia, że zacząłem w domu odprawiać swoją własną

mszę świętą... Ja byłem księdzem, moim wier­

nym ludem byli pradziadkowie, „ministrantką”

siostra Magda, która miała wtedy 5 lat. Mia­

łem zrobiony ołtarzyk, ze starego podręczni­

ka do religii zrobiłem sobie mszał, znalazłem szklany kielich, a pradziadek Adam pomógł mi zrobić patenę z blaszki miedzianej. Komuni­

kanty i hostie wycinałem z andrutów, nacina­

łem sobie krzyżyk, żeby mi się dobrze łama­

ło, a za wino służył mi sok jabłkowy albo co­

ca-cola. Z czasem pojawiły się dzwonki, gong, ampułki i cały asortyment, na koniec znowu z pomocą dziadka z blachy miedzianej skon­

struowałem kadzidło. Oczywiście miałem od­

powiedni strój - ornat i albę, zrobione ze stroju Mikołaja, starych obrusów, i humerał ze sznur­

ków. Naśladowałem księdza Jaska, starałem się podobnie zachowywać i odprawiać uroczy­

stą mszę. Niestety nikt nie wpadł wtedy na po­

mysł, żeby zrobić mi zdjęcie.

Kiedy zdecydowałeś się na pójście do se­

minarium?

Ta myśl była cały czas w głowie, choć w gimnazjum lekko ucichła, myślałem nawet o szkole ogrodniczej i technikum leśnym.

Kiedy poszedłem do liceum, myśl zaczęła doj­

rzewać. W trzeciej klasie byłem już pewny, że pójdę do seminarium, bałem się tylko o wyniki maturalne. Na szczęście się udało.

Jak zareagowała rodzina, znajomi na Two­

ją decyzję?

Pierwszą osobą, która się dowiedziała, była moja śp. prababcia, miałem z nią bardzo bliską więź, ona wiedziała, że będę księdzem, jesz­

cze wcześniej niż ja.. W domu nie było za­

skoczenia, rodzice stwierdzili, że podejrzewali to od dawna, tylko czekali, aż sam im powiem.

Niektórzy krewni czy znajomi byli zaskoczeni - dawali mi dwa tygodnie do pół roku, ale ja­

koś te dwa tygodnie szybko minęły, pół roku jeszcze szybciej i tak przeleciało 6 lat.

Jak wyglądała rekrutacja do seminarium?

Najpierw trzeba było złożyć dokumen­

ty: świadectwo chrztu, bierzmowania, ukoń­

czenia religii, opinię księdza katechety, opi­

nię księdza proboszcza, życiorys, podanie itd. Potem była dość przyjemna rozmowa z ojcem duchownym, który pytał o rodzinę, re­

lacje z bliskimi, z Panem Bogiem, a po niej dość trudny egzamin z księżmi przełożonymi na podstawie książki „Być chrześcijaninem”.

Kolejnym etapem były testy psychologiczne, następnie rozmowa z rektorem, rekolekcje.

Z rekrutacji najbardziej pamiętam dwa wyda­

rzenia - kiedy kazano mi porównać sumienie człowieka do gry na akordeonie i słuchania ra­

dia - i drugi moment - gdy stałem zestreso­

wany, czekając na wyniki, a ksiądz rektor spoj­

rzał na mnie i powiedział: Ty nie.... po czym przewrócił stronę i powiedział: Przepraszam cię, ty jednak tak.

Początki w seminarium...?

Nie były łatwe, jak wyjechałem z Buczko­

wic 25 września, to do domu przyjechałem dopiero na Boże Narodzenie. To było mocne uderzenie, zwłaszcza, że do pierwszej sesji nie wolno było mieć laptopa, nie mówiąc już o własnym telefonie czy Internecie, które do­

piero można było posiadać po święceniach diakonatu. Przez pierwsze trzy miesiące przeczytałem chyba wszystkie zaległe lektury i inne książki. Ten początkowy okres był niesa­

mowicie trudny, było to dla mnie swoiste „od­

cięcie pępowiny”, choć rodzice często mnie

GAZETA GMINNA, bezpłatny biuletyn informacyjny gminy Buczkowice

Wydawca: Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach Redakcja: Gminny Ośrodek Kultury wBuczkowicach, ul. Wyzwolenia 554, tel. 33 817-71-20

email: gokbuczkowice@wp.pl;gazeta.gminna@wp.plWersjęelektroniczną GG można pobrać ze strony GOK:www.gokbuczkowice.com Redaguje kolegium w składzie:M.Bernecka-Caputa, E. Jakubiec-Piznal, J.Fabia, R. Wrona (Buczkowice), J. Kozłowska (Rybarzowice), S. Sowa (Godziszka),R. Barut (Kalna). KoordynatorUG: R. Krupa. Łamanie:M. Trzeciak, Korekta: M. Trzeciak

Druk: DrukarniaREMI-B,K. Boiński,A.Krokowski, Bielsko-Biała,ul. Strażacka 35.Nakład:2800egzemplarzy

Redakcja zastrzega sobie prawo wyboru do druku nadesłanych zdjęć i tekstów,a takżeichskracania i redagowania. Publikowane zdjęcia pochodzą od organizatorówimprez. Organizatorzy imprezzapewniają,żeposiadają wymagane prawa autorskie do fotografii udostępnianychredakcji.

Teksty niepodpisane nie będą zamieszczane. Tekstówniezamówionych redakcjaniezwraca. Redakcja nie odpowiada za treść reklam, ogłoszeń i tekstów sponsorowanych.

BUCZKOWICE

(3)

NASI SĄSIEDZI/WSPOMNIENIE

odwiedzali. Ale nie nudziłem się, w semina­

rium nie da się nudzić. Każdy dzień ma swój rytm. Ten rytm jest troszeczkę inny dla każde­

go, wszystko zależy od tego, jaką kto dostaje funkcję. Ja na pierwszym roku byłem kaplicz- nym, czyli takim kościelnym, moim rewirem była zakrystia i kaplica. Na drugim roku przez pierwsze dwa miesiące byłem gazetowym, musiałem rano przed śniadaniem biegnąć po gazetę; potem zrobili mnie organistą, jednak po miesiącu poprosiłem o zmianę i wróciłem na kaplicznego i tak już zostało. Oczywiście w rytm dnia wchodzi jeszcze czas na msze, nabożeństwa, wykłady, naukę, rozmyślanie i posiłki, a cisza zaczyna się zawsze o 22:00.

Z jakimi przedmiotami musi zmierzyć się przyszły ksiądz?

Ogólnie - z teologią i filozofią. Przez pierw­

sze dwa lata były przedmioty filozoficzne jak na przykład filozofia człowieka, poznania, logi­

ka, metafizyka itd., natomiast od trzeciego ro­

ku teologia oraz pedagogika przygotowująca do podjęcia nauczania religii w szkole. Nie za­

brakło też biblistyki, mariologii, homiletyki, pra­

wa kanonicznego, liturgii mszy świętej i obrzę­

dów, a także spowiednictwa.

Po 5 latach seminarium nastał czas na święcenia diakonatu.

Tak, ważny dzień. W trakcie święceń by­

łem roztrzęsiony. Gdy leżeliśmy krzyżem, zda­

wało mi się, że wszystko dookoła drży, jed­

nak kiedy ksiądz biskup nałożył na mnie ręce, to uczucie minęło. Tak jakby ktoś zabrał ca­

ły stres. Bardziej przeżyłem święcenia diako­

natu, niż prezbiteratu. Wielu księży tak mówi, a to chyba dlatego, że święcenia diakonatu są pierwsze.

Jak minął pierwszy rok pracy?

Mój pierwszy rok praktyk spędziłem w pa­

rafii pw. św. Floriana w Żywcu-Zabłociu, tam na parafii robiłem wszystko, co było trzeba - służenie do mszy, głoszenie kazań, praca w kancelarii. Miałem też pod opieką ministrantów i uczyłem młodzież w Technikum Budowlano- Drzewnym w Żywcu. Ten rok minął niesamowi­

cie szybko, bo trzy dni - środę czwartek i pią­

tek byłem w Krakowie, a na pozostałe wracali­

śmy na parafie praktyk diakońskich. Bardzo do­

brze wspominam ten czas, był bardzo przydatny.

Jak wspominasz święcenia prezbiteratu i mszę prymicyjną w Buczkowicach?

Przed święceniami mieliśmy jeszcze za­

mknięte rekolekcje, wieczorem w piątek od­

były się tradycyjne obrzędy w kaplicy semi­

naryjnej - wyznanie wiary i przysięga posłu­

szeństwa w obecności przełożonych. Potem nie mogłem zasnąć, udało mi się chyba dopie­

ro o 2 w nocy, a obudziłem się już o 4. Ra­

no prosto z Krakowa jechaliśmy z kolegą do Aleksandrowic na święcenia. Trudno opisać uczucia, których doznajesz podczas świę­

ceń... jak leżysz krzyżem i wszyscy w koście­

le modlą się za ciebie... Wielokrotnie podno­

siłem głowę do góry, żeby powstrzymać łzy.

W niedzielę, po kolejnej nieprzespanej nocy, od rana na każdej mszy głosiłem kazania, da­

wałem błogosławieństwa, a przede wszystkim miałem mszę prymicyjną z uroczystą procesją z domu. Bardzo wzruszającym momentem by­

ło błogosławieństwo najbliższych w domu. Na mszy byłem bardzo skupiony i przejęty, poma­

gali mi klerycy Kacper i Szymon, wielokrotnie łamał mi się głos, kilka razy musiałem się za­

trzymać, żeby nie zacząć płakać. Najtrudniej­

sze okazało się jednak wręczanie mamie ma- nutergium.

Manutergium?

To jest taka tradycja, lekko zapomniana.

Manutergium to kawałek płóciennego materia­

łu, w który wyciera się ręce zaraz po namasz­

czeniu olejem przez biskupa. Jak głosi prze­

kaz pewnej tradycji mama może być z nim po­

chowana i otrzymać nagrodę życia wiecznego za to, że oddała syna Bogu na posługę kapłań­

ską. Mój rocznik chcąc wskrzesić tę tradycję zadbał też o to, aby miały wyhaftowane nasze imiona, datę święceń i krzyż.

Gdzie jeszcze odprawiałeś msze prymicyj­

ne?

Do tej pory odprawiałem msze prymicyjne w Zarzeczu, Zabłociu, Trzycatku, Rybarzowi- cach, Rudzicy, a także wspólnie z kolegami z roku w Łagiewnikach. Msze prymicyjne moż­

na odprawiać i udzielać prymicyjnego błogo­

sławieństwa przez pewien czas po święce­

niach, więc z pewnością będzie jeszcze wie­

le okazji.

„Powierz Panu swą drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” - to cytat z Twojego obrazka prymicyjnego.

W seminarium rozmiłowałem się w czytaniu Księgi Psalmów, czytałem ją na różne sposoby - raz po kolei, raz przeskakiwałem, ale zawsze zapisywałem wybrane cytaty. Po roku zauwa­

żyłem, że na jednej kartce mam dziesięć tych samych psalmów - i to właśnie był mój pry­

micyjny Ps 37,5. Codziennie go sobie powta­

rzam, bo w życiu nie trzeba wszystkiego rozu­

mieć, wystarczy zaufać Panu Bogu i powierzyć mu swoją drogę. Na moich obrazkach prymi­

cyjnych znajduje się postać Ojca Pio - moje­

go patrona, o którym pisałem pracę magister­

ską. To mój ulubiony święty, nauczył mnie po­

kory i ufności w boże miłosierdzie. Kolejny ob­

razek to wizerunek Matki Bożej Szczyrkow- skiej, która jest mi bardzo bliska, bo bardzo lu­

bię to sanktuarium, odwiedzam to miejsce za­

wsze będąc w okolicy, wędrując po lesie. Na kolejnych obrazkach znajdziemy wizerunek

Wspomnienie ks. kan.

Władysława Urbańczyka

* 03.12.1955 - Skomielna Biała

U

12.08.2020 - Rybarzowice

12 sierpnia 2020 roku odszedł do Pana, w 65. ro­

ku życia, 40. roku kapłaństwa śp. ks. kanonik Wła­

dysław Urbańczyk. Życie księdza Władysława trud­

no zamknąć w datach i miejscach. Było bowiem dy­

namiczne i pełne oddania posłannictwu kapłańskie­

mu. W posłudze kapłańskiej kierował się słowami:

Co piękne i zachwyca, to przyciąga ludzi do kościoła i zbliża do Pana Boga.

cd. na str. 12

mojego imiennika - ewangelisty św. Mateusza, nasz ołtarz parafialny Przemienienia Pańskie­

go i Chrystusa Kapłana.

Jaki powinien być według Ciebie kapłan?

Przede wszystkim powinien pamiętać, że jest z ludzi wzięty i dla ludzi ustanowiony. Po­

winien być prostym i pokornym człowiekiem, bo dzięki temu może przyciągnąć ludzi. Kapłan jest pasterzem i ma dbać o to, aby owce, któ­

re się zagubiły, wróciły do owczarni. Chciałbym być takim kapłanem, dlatego podczas mszy prymicyjnej prosiłem parafian, by mnie upo­

mnieli, jeżeli zobaczą, że robię coś źle, bo je­

stem tylko człowiekiem.

Twoja ulubiona modlitwa?

To może się wydać dziwne, ale kiedyś oglą­

dałem taki horror „Przetrwanie” jeden z bo­

haterów cytował tam wiersz, który tak mi się spodobał, że postanowiłem go przemienić na modlitwę poranną: Ponownie ruszam w bój, bi­

twa ostatnia może czekać mnie, żyć i umrzeć tego dnia, tylko z Tobą Jezu chcę. I wieczorną:

Bitwę zakończyłem dzisiaj swą, ręka twa Pa­

nie prowadziła mnie, żyć i umrzeć nocy tej tyl­

ko z Tobą Jezu chcę. Od tamtej pory codzien­

nie ją odmawiam. Siłą rzeczy cały czas jeste­

śmy na froncie może nie fizycznym, ale du­

chowym, a każdy dzień trzeba dobrze przeżyć i zakończyć.

Co, twoim zdaniem, będzie najtrudniejsze w kapłańskiej posłudze?

Czas. Teraz wszystko robię w euforii, nie chciałbym jej stracić, ale z biegiem lat może przyjść zastanie i zagubienie. Codziennie więc proszę Boga, żeby odprawianie mszy świętej nigdy mi nie spowszechniało, bym każdą mógł przeżywać tak, jak tę pierwszą - prymicyjną.

Jak zaczynasz swój kapłański rozdział?

W czasie wakacji przez miesiąc pracowa­

łem na parafii w Rybarzowicach, pomagałem również w Buczkowicach, a na pierwsze lata posługi zostałem skierowany na parafię do Ru­

dzicy, gdzie wymieniam ks. Roberta Szymo- chę, który przygotowywał mnie do bycia mi­

nistrantem. Idę tam z wesołym nastawieniem, tym bardziej, że będę tam razem z moim star­

szym kolegą z seminarium.

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci wielu łask bożych na nowej drodze życia.

rozmawiała Ewelina Jakubiec-Piznal

(4)

TURYSTYKA/KRONIKA

W GÓRY Z PRZEWODNIKIEM - dok. ze str. 1

Z założenia dwie z nich mia­

ły być krótsze, dostępne dla każ­

dego chętnego, a dwie dłuższe - skierowane do turystów spragnio­

nych kilkugodzinnej wędrówki.

W wycieczkach brali udział zarów­

no indywidualni turyści, jak i całe rodziny. Dla mnie, jako przewod­

nika, najmilsza jest zawsze obec­

ność dzieci i młodzieży, a ich nie brakowało. Czworo młodych tury­

stów udało się nawet namówić do przygotowania relacji z naszych wędrówek, które można przeczy­

tać na stronie internetowej www.

bielsko.ptt.org.pl.

Celem pierwszej wycieczki, która odbyła się 11 lipca 2020 r.

było Siodło pod Skalitem. Choć pogoda od rana nie rozpieszcza­

ła nas i wydawało się, że lada mo­

ment zacznie padać, całą trasę zdążyliśmy pokonać przed desz­

czem. Czerwony szlak z Bucz­

kowic nie sprawił nam najmniej­

szych trudności, była też okazja, by dowiedzieć się, z jakich skał zbudowane są nasze góry i obej­

rzeć fragment fliszu karpackiego.

Szkoda tylko widoków, których z uwagi na niski poziom chmur zwyczajnie nie było. Do Bucz­

kowic wróciliśmy deptakiem nad Żylicą i poprowadzoną wzdłuż rzeki ścieżką rowerowo-pieszą.

W krótkim opisie wycieczki, w któ­

rej wzięło udział 8 osób, Julia na­

pisała tak: Beskid Śląski jest god­

ny polecenia dla małych i dużych.

Tydzień później, 18 lipca, po­

nownie wybraliśmy się na górską wędrówkę. Tym razem trasa by­

ła dłuższa, bo prawie 20-kilome- trowa i suma podejść dość kon­

kretna, prawie 1000 metrów. Dzie­

sięcioro turystów wybrało się tego

dnia z Buczkowic na szczyt Klim­

czoka (1117 m n.p.m.). Wędrowa­

liśmy przez pola, górskimi szlaka­

mi, leśnymi ścieżkami, drogą as­

faltową, a nawet szlakiem różań­

cowym. Największymi atrakcja­

mi dla młodych turystów były ko­

lekcja kamieni z różnych stron świata poniżej szczytu Klimczo­

ka oraz ruiny basenu, o których w swojej relacji tak wspomniał Mateusz: Przewodnik zaprowa­

dził nas również do ruin kąpieliska na zboczach Magury i opowiedział ciekawą historię dawnego schroni­

ska i widoków na Tatry, które nie­

stety musieliśmy sobie wyobrazić ze względu na gęstą mgłę. Będąc już z powrotem na buczkowickich polach, pozwoliliśmy młodym tury­

stom podzielić się tym, co zapamię­

tali z wycieczki, a grupę przez chwi­

lę prowadziła jedenastoletnia Zosia nazywając góry, które widzieliśmy wokół nas.

Najliczniejsza, bo 30-osobowa grupa turystów wyruszyła 8 sierp­

nia do Chaty na Groniu. Przy do­

skonałej pogodzie nawet moc­

no zarośnięty szlak spacerowy nie był problemem, ani dla naj­

starszych, ani dla najmłodszych wędrowców. Największą atrak­

cją, poza stanowiącą cel nasze­

go spaceru Chatą na Groniu, były prawdopodobnie najwyższe drze­

wa w Polsce - a na pewno naj­

wyższe, z tych których wysokość została zmierzona - z 57-metro- wą daglezją na czele. Relacjonu­

jąc wycieczkę, Emilia podkreśliła:

Moja młodsza siostra, która ma 4 lata, (...) zapamiętała, że da­

glezja jest drzewem iglastym, od­

powiadając na pytanie pana Szy­

mona. Jestem z niej dumna!. I to jest właśnie najpiękniejsze w pra­

cy przewodnika, gdy najmłodsi uczestnicy wycieczki zapamiętają coś z usłyszanych opowieści.

Trasa ostatniej wycieczki, któ­

ra odbyła się 22 sierpnia, na proś­

bę uczestników wcześniejszych wyjść została nieco zmodyfikowa­

na. Tym razem spotkaliśmy się w 14 osób na przystanku autobuso­

wym w Buczkowicach, by komuni­

kacją publiczną dostać się na Prze­

łęcz Salmopolską i stamtąd wyru­

szyć w stronę najwyższej góry Be­

skidu Śląskiego - Skrzycznego (1257 m n.p.m.). Tym razem było

słonecznie, a przejrzystość powie­

trza pozwolała dostrzec nawet Ta­

try. Najwięcej radości, szczególnie młodym turystom, sprawiła Jaskinia Malinowska, która od roku jest po­

nownie udostępniona turystycznie.

Niektórzy zdecydowali się nawet pokonać jeden z zacisków. Dłuż­

szą przerwę zrobiliśmy przy schro­

nisku PTTK na Skrzycznem, po czym udaliśmy się w stronę Bucz­

kowic. Zmęczeni, szczęśliwi i spra­

gnieni kolejnych wypraw, czekamy na następne spotkanie na górskich szlakach! - tak zakończyła relację z tej wycieczki Zuzia.

Podsumowując ten wakacyj­

ny minicykl wycieczek górskich z GOK i PTT pozwolę sobie przy­

toczyć słowa usłyszane w trakcie jednej z nich: Człowiek mieszka tak blisko, a nie wie, ile pięknych miejsc jest w okolicy. To prawda, mieszkamy w naprawdę pięknej okolicy, mamy co zwiedzać i gdzie wędrować. Korzystajmy z tego!

Do zobaczenia na kolejnych wy­

cieczkach!

Szymon Baron

AKCJA! KOLOROWE LATO Z GOK...

Instruktorzy współpracujący z Gminnym Ośrodkiem Kultury w Buczkowicach wkroczy­

li dzielnie do akcji, aby choć na chwilę uroz­

maicić dzieciom czas po długiej izolacji w do­

mach. Wakacyjne zajęcia dla dzieci w wieku 7-14 lat pod oryginalną nazwą „Akcja koloro­

we lato z GOK” to mała alternatywa naszych ukochanych półkolonii, które organizowaliśmy od 15 lat.

Różnorodne warsztaty odbywały się od 6 lipca do 13 sierpnia, od poniedziałku do piąt­

ku, w blokach dwugodzinnych - z podzia­

łem na grupy poranną i popołudniową. Każdy dzień był inny - w poniedziałek odbywały się zajęcia taneczne pod okiem instruktorów tań­

ca nowoczesnego, współczesnego, breakdan- ce i baletu, we wtorek był dzień aktywności ru­

chowej na świeżym powietrzu, w środę można było wziąć udział w animacjach, czy to rucho­

wych, czy też artystycznych. Czwartek należał do niezastąpionej Małgorzaty Namysłowskiej- Antkiewicz, która prowadziła zajęcia plastycz- no-ceramiczne, a piątek - do Ale Zjawy... czyli Aleksandry Waliczek, instruktorki zajęć pn. Ale dziecko! Ale mama! i Ale dzidziuś!.

Przez 6 tygodni w ośrodku słychać było śmiech dzieci, można było dostrzec zadowole­

nie na ich uśmiechniętych twarzach, czego do­

świadczali każdego dnia prowadzący zajęcia.

Po każdym tygodniu na stronie internetowej i fanpage'u GOK ukazywał się poster ze zdję­

ciami z zajęć, co z pewnością było atrakcją za­

równo dla podopiecznych, jak i ich rodziców.

W programie wakacyjnym był też czas na

przeprowadzenie drobnych konkursów czy kreatywne propozycje opiekunów, m.in. ma­

giczne smoki, składanie peryskopu, malowa­

nie na folii rozwieszonej pomiędzy drzewami, czy wykonywanie kompozycji z muszli i kamie­

ni na sosnowych deseczkach. Część zajęć zo­

stała przeprowadzona dzięki materiałom prze­

kazanym przez Naukotechnikę - Beskidzkie Centrum Nauki w Świnnej.

Za sprawą dobrej organizacji i skrupulat­

nego przemyślenia zajęcia były bezpieczne, ale również kolorowe i wakacyjne. Wszystko oczywiście odbywało się przy zachowaniu za­

sad reżimu sanitarnego. Dziękujemy, że byli­

ście z nami!

S.K-B

Na str. 28 fotoreportaż z sześciu tygodni Akcji Kolorowe lato z GOK

(5)

PROJEKT

PEŁNIA BARW JUŻ ZA NAMI - dok. ze str. 1

Festiwal był okazją pokazania umiejętności wokalnych, tanecz­

nych, muzycznych i teatralnych mieszkańców naszej gminy.

W aktualnej sytuacji społecz­

nej festiwal odbywał się w nowo­

czesnej i bezpiecznej formule on- line. Zainteresowane osoby prze­

syłały do nas nagrania ze swo­

imi występami. Następnie wszyst­

kie konkursowe filmiki, a było ich aż 51 (23 w kategorii wokalnej, 19 w kat. teatralnej, 6 w kat. gra na instrumencie oraz 3 w kat. ta­

necznej) zostały zamieszczone na stronie internetowej, na fanpage'u, a także na kanale GOK Buczkowi­

ce na YouTube. Filmiki mógł oglą­

dać i oceniać każdy internauta, na­

tomiast użytkownicy Facebooka mogli przyznawać wykonawcom lajki, wybierając w ten sposób lau­

reata nagrody publiczności, którym została Oliwia Szyszka.

Na koniec występy obejrzało również jury w składzie: przewod­

nicząca Magdalena Więzik - spe­

cjalista ds. kultury w Starostwie Powiatowym, wokalistka zespo­

łu SCZ FAMILIA, Aleksandra Stę­

pień - prezes Fundacji Wspierania Talentów Dzieci, Młodzieży i Do­

rosłych „Włóczykije” z Kóz oraz aktor Teatru Polskiego w Biel­

sku-Białej Michał Czaderna. Juro­

rzy nagrodzili łącznie 33 występy, przyznając najlepszym nagrody, wyróżnienia i tytuły.

W kategorii tanecznej I miej­

sce zdobyła Zuzanna Skuza z Bu­

czkowic, II m. Filip Więcek z Kal- nej, a III m. Jagoda Caputa rów­

nież z Kalnej. W kategorii gra na instrumencie I miejsce zajęła Kla­

ra Kruczek z Buczkowic, która na skrzypcach zaprezentowała Ka­

non D-dur Pachelbela, II m. - Mi­

kołaj Godziszka z Rybarzowic, który zagrał polkę Intermezzo, a III m. przypadło Nataszy Kubicy z Godziszki, która zagrała motyw

„La Noyee” z filmu „Amelia”.

W kategorii teatralnej wśród dzieci w wieku przedszkolnym od 1 do 6 lat oraz klas I-III - I miej­

sce zdobył Stanisław Waliczek z Buczkowic za tekst Nejmana i Gra­

bowskiego „Ten nudny Tymote­

usz”, II m. za „Lokomotywę” J. Tu­

wima otrzymała Oliwia Szyszka z Godziszki, a III m. przypadło Alek­

sandrze Jakubiec z Godziszki za tekst Doroty Gellner pt. „Brat”, wy­

różnienie przyznano Jagodzie Ca­

pucie z Kalnej za wiersz J.Tuwi- ma pt. „Okulary”. W grupie wie­

kowej klas IV-VI oraz VII-VIII -

I miejsce zdobyła Martyna Bojczuk z Buczkowic za monodram pt. „Pa­

ra butów”, II m. Lena Stypczyń- ska z Buczkowic za monodram pt.

„Moja kołdra”, III m. Emilia Caputa z Kalnej za monodram pt. „Niesfor­

ne skarpetki”, wyróżnienie w tej ka­

tegorii trafiło do Zofii Wrony za mo­

nodram pt. „Zadanie do zrobienia”.

Byli również dorośli laureaci teatral­

ni - I m. zajęła Joanna Zięba z Ry- barzowic za wiersz „Nocą uciek- nę”, a II m. Marta Broniszewska z Buczkowic za monodram pt. „Bra­

kuje mi”. Wśród seniorów 60+ ko­

lejno I m. przypadło Annie Jakubiec z Kalnej za monodram pt. „Co ja w to­

bie widziałam?”, II m. Alicji Gruszeckiej z Buczkowic za wiersz J. Brzechwy pt. „Kolory”, III m. Urszuli Szklorz z Buczkowic za wiersz L. J. Ker­

na „Dzień chuligana”, a wyróżnienie - Zofii Stec z Buczkowic za wiersz T. Różewicza „List do ludożerców”.

Największym zainteresowa­

niem cieszyła się kategoria wokal­

na, jury nie miało łatwego zada­

nia, jednak jednogłośnie przyzna­

ło I nagrodę w grupie dzieci przed­

szkolnych oraz z klas I-III Emilii Cenin z Kalnej za pieśni Fundacji Braci Golec, II m. Klarze Kruczek

Nagrodywędrujądo laureatów.

z Buczkowic za piosenkę „Skarb”, a III m. Amelii Szyszce z Godziszki za piosenkę „Maszeruje wiosna”.

I m. w kat. klas IV-VI zajęła Zuzan­

na Lalik z Buczkowic za piosen­

kę „Odkryjemy miłość nieznaną”, II m. Daria Dobija z Rybarzowic za piosenkę autorską „Wiatr”, a III m. ex aequo dziewczyny z Bucz­

kowic - Julia Kozieł za piosen­

kę „Nie z tej ziemi” oraz Korne­

lia Stec za „Zombie”. Wśród mło­

dzieży do 18 lat i dorosłych I na­

grodę zdobyły Joanna i Magdale­

na Tarnawa z Buczkowic za pio­

senkę „Twój kolor”, II m. powędro­

wało do Marceli Kanik z Rybarzo- wic za „Say something”, a III m. ex aequo do Julii Ingram z Buczko­

wic za piosenkę „Po coś dał nam”

i Weroniki Koniecznej za piosenkę

„Shallow”. W grupie 60+ ex aequo I miejsce zdobyły seniorki z Kal- nej: Jadwiga Cader za piosenkę

„Nie dopinam się” i Wiesława Stec za „Noce niespokojne”.

Jury przyznało jeszcze dwa specjalne tytuły: dla najlepszych wokalistek festiwalu, którymi oka­

zały się śpiewające w duecie Jo­

anna i Magdalena Tarnawa, a tak­

że dla najlepszej monodramistki

- seniorki Anny Jakubiec z Kalnej.

Uroczyste podsumowanie mia­

ło miejsce podczas koncertu lau­

reatów, który można było oglądać online od 13 sierpnia. Przyniósł on wiele emocji i pokazał różnorod­

ność prezentacji.

Zrealizowanie festiwalu w sie­

ci okazało się całkiem nowym do­

świadczeniem i wyzwaniem za­

równo dla uczestników, jak i pra­

cowników GOK. Ogromna liczba wyświetleń wszystkich nadesła­

nych filmów, uśmiech i radość lau­

reatów podczas odbioru nagród pozwalają uwierzyć, że dzięki fe­

stiwalowi Pełnia Barw udało nam się ubarwić świat i na nowo wy­

pełnić życie kolorami.

Więcej informacji o festiwalu, a także konkursowe filmiki znajdą państwo na stronie internetowej www.gokbuczkowice.com.

Festiwal organizowany w ramach projektu „PEŁNIABARW - GMINNY FESTIWALTWÓRCZOŚCI”

realizowany przez GOK Buczkowice zostałdofinansowany ze środków NarodowegoCentrum Kultury w ramach Programu Kulturaw sieci.

E.J-P

(6)

JUBILEUSZ

Kultura, COVID ' i 20 lat GOK

Rok2020 -rok przestępny,rok epidemiologiczny, rok lockdownu.

Miałbyć rokiem jubileuszu, obfitować wwielkie wydarzenia kulturalne. Ale naglekultura stała się mniej istotna, a w imprezach kulturalnych zobaczonozagrożenie.

Jak ma się odnaleźć się w tej sytu­

acji ośrodek kultury? Wszystkie plany z dnia na dzień stały się nieaktualne.

Puste mury - bez wrzawy, śmiechu i za­

biegania. Chwila zwątpienia i... znowu działamy. Teraz troszkę inaczej, ale rów­

nie aktywnie. Konkursy i wydarzenia kul­

turalne przenosimy do sieci. Strona in­

ternetowa, fanpage czy kanał YouTube działają pełną parą. Lajki, udostępnie­

nia, uczestnictwo w wirtualnych przed­

sięwzięciach pokazują, że odnaleźli­

śmy się - my, Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach i Wy - wierni uczest­

nicy naszych zajęć. Co więcej, dołącza­

ją do nas nowe osoby. Fantastycznie!

Dziękujemy! Damy radę, przetrwamy to!

Dzień za dniem biegnie i już mamy 1 lipca. To wielki dzień dla Gminnego Ośrodka Kultury w Buczkowicach, gdyż 1 lipca 2000 roku został on powołany do istnienia. Mamy 20 lat! Nasze 20 lat za­

wiera w sobie:

• 1 300 - wydarzeń kulturalnych i rekre­

acyjnych,

• 260 000 - uczestników imprez,

• 5,5 - średnia miesięczna liczba imprez,

• 13 000 - uczestników zajęć,

• 35 - średnioroczna ilość form zajęć.

20 lat to przede wszystkim lata współ­

pracy z samorządem, gminnymi placów­

kami szkolnymi i przedszkolnymi, parafia­

mi, lokalnymi instytucjami i organizacja­

mi, a także z rodzicami, dziećmi i mło­

dzieżą. To dzięki Wam mamy dla kogo i z kim działać. Dzięki uczestnikom na­

szych przedsięwzięć zyskaliśmy status instytucji ważnej w naszej gminie. Orga­

nizowane corocznie przez GOK imprezy i przedsięwzięcia znalazły stałe miejsce w kalendarzu gminnych wydarzeń. Jed­

nak nie zamierzamy poprzestać na do­

tychczasowych osiągnięciach. Staramy się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom i aktualnym zapotrzebowaniom społecz­

nym, ciągle poszukując nowych pomy­

słów, zadań i wyzwań.

Tych, którzy jeszcze nie skorzystali z naszej oferty i gościnności, serdecznie zapraszam w mury ośrodka. Tym, którzy korzystają - dziękuję! Śledźcie naszą stronę www.gokbuczkowice.com, fanpa- ge GOK oraz kanał YouTube.

Na koniec muszę dodać, że praca w ośrodku kultury jest inspirująca, cie­

kawa, pełna cennych doświadczeń i po­

zwalająca poznać wspaniałych ludzi.

Chociaż nie zawsze jest łatwo... Dzię­

kuję moim pracownikom, że podjęli się współtworzyć nasz ośrodek, panują­

cą w nim przyjazną atmosferę, że dzię­

ki ich pomysłom i zaangażowaniu GOK jest ważny, potrzebny i ma wiele do za­

oferowania.

Do zobaczenia, mam nadzieję, że już tak normalnie - w Sokolni i siedzibie GOK. A jeśli nie, to pamiętajcie - szukaj­

cie nas w sieci.

Monika Bernecka-Caputa

(7)

ZAJĘCIA

GOK ZAPRASZA NA ZAJĘCIA

Gminny Ośrodek Kultury w Buczkowicach ogłasza NABóR NA ZAJĘCIA w roku szkolnym 2020/2021.

Ważne! Osoby dotychczas uczestniczące w zaję­

ciach również muszą się zapisać! Liczy się kolejność zgłoszeń!

Ważne! Ze względu na sytuację epidemiologiczną grupy zajęciowe będą mniejsze. Uczestnik nie będzie mógł brać udziału w zajęciach, jeśli przed pierwszymi zajęciami nie dostarczy deklaracji uczestnictwa do sie­

dziby GOK.

Szczegółowe informacje dotyczące zajęć można uzyskać telefonicznie 33 8177 120, 505 076 200 i 513 787 693 w godzinach 8:00-16:00. Zapraszamy również na naszą stronę internetową:

www.gokbuczkowice.com oraz na fanpage GOK.

Uwaga! Informujemy, że zgodnie z wytycznymi MEN instruktorzy GOK będący instruktorami zewnętrz­

nymi nie mogą w czasie epidemii prowadzić zajęć po­

zalekcyjnych w gminnych placówkach szkolnych.

Rekrutacjazaczyna się 7września! Zapisy pod numerem telefonu 513 787 693!

NAZWAZAJĘĆ WIEK UCZESTNIKóW INSTRUKTOR

Zajęcia tańca nowoczesnego Jo Jo od 4 do6 lat MajaKozioł

Akademia rozwoju(dwiegrupy) od 6 lat Sylwia Kubica-Biegun, JoannaFabia

Zajęcia plastyczne(dwiegrupy) od 6 lat MałgorzataNamysłowska-Antkiewicz

Zajęcia tańca nowoczesnego Hubba Bubba od 7 do9 lat Paulina Kawka

Dancehall Happy Feet od 7 do10 lat MajaKozioł

Zajęcia tańca współczesnego-Teatr Tańca Anomalia Junior

od 7 do10 lat Paulina Kawka

Kickboxing od 7 do14 lat Rafał Waligóra

Warsztaty ceramiczne (sześćgrup) od 7 lat doosób dorosłych MałgorzataNamysłowska-Antkiewicz Zajęcia breakdance (dwie grupy) gr. początkująca od 7,5 lat;

Break Boys od 10 lat

Dawid Falędysz

Zajęcia szachowe od 8 lat RenataPolok

Zajęcia dancehall (trzygrupy) od 8 do14 lat Roksana i Mateusz Nowak

Zajęcia modelarskie(dwie grupy) od 9 lat Tomasz Bień

Zajęcia tańca nowoczesnego Zyg-Zag od 10 do 12 lat Paulina Kawka

Zajęcia teatralne - ZwT młodzież od kl. IV EwelinaJakubiec-Piznal

Zajęcia tańca współczesnego-Teatr Tańca Anomalia

od 11 lat Paulina Kawka

Zajęcia teatralne Teatr i My osoby dorosłe EwelinaJakubiec-Piznal

Piloxing Zajęcia Fitness młodzież i osoby dorosłe KarinaRadecka

Joga & Relaks młodzież od16 lat i osoby dorosłe AnnaSiuda-Gaczyńska

Zumba młodzież i osoby dorosłe Barbara Kania-Pilch

Warsztaty baletowe (cztery grupy) Baby Ballet / BabyGymnasticDance -3,5 lat

Ballet/Jazz - 6-7 lat

Modern Jazz/Gymnastic - 8-10 lat Modern GymnasticDance - od11 lat

Magdalena Ławniczek

Gimnastykarehabilitacyjna (dwie grupy) osoby dorosłe Elżbieta Thiel Język niemiecki (dwie grupy) gr. początkująca - kl. IV-VI

gr. średniozaawansowana - os. dorosłe

Elżbieta Podsiadlik

Język angielski dziecii młodzież od kl. ISP

i osoby dorosłe

Paulina Wawrzuta

(8)

HISTORIA

Księga buczkowickiego meblarstwa

Początkiem końca ostatniej w gminie Buczkowice fabryki mebli gię­

tych był rok 2008, kiedy ówczesny jej właściciel PAGED-Meble dopro­

wadził do jej zamknięcia. Ten akt był poprzedzony procesem ograni­

czania liczby zatrudnionych, pracujących w systemie trzyzmianowym.

Liczba ta stopniowo malała z 200, by w chwili zaniechania produkcji osiągnąć poziom 100 pracowników pracujących tylko na jedną zmianę.

Uporczywie krążyły w środowisku informacje o zamiarze zamknięcia za­

kładu, będącego wcześniej częścią Jasienickich Fabryk Mebli. Przyczy­

ną takiej decyzji miały być mizerne ekonomiczne wyniki. To jedna stro­

na - oficjalna - medalu. Z kolei doświadczeni pracownicy, obserwujący gęstnienie klimatu wokół buczkowickiego zakładu, twierdzili, że apoka­

liptyczny obraz jego ekonomicznej kondycji był następstwem stosowa­

nia kreatywnej, stronniczej rachunkowości, która lokowała na jego kon­

cie koszty niegenerowane w procesie działalności. Jedna maszyna ze szczękami kruszącymi na razie wystarcza w burzeniu.

Dziś trudno ocenić trafność obu poglądów, wtedy agonii fabryki towarzyszyła obojętność środowiska, które niewiele wiedziało o proce­

sach unicestwiania popularnego „Wecha”. Ot, święte prawa rynku zadziałały, nie sposób im się przeciwstawić.

Nie powiodły się próby ratowania zakła­

du, podejmowane przez członków jego zało­

gi. Nikt z zewnątrz ich nie wsparł. Gesty władz gminnych idące w kierunku ulg w podatku od nieruchomości okazały się dalece niewystar­

czające, by kondycję zakładu poprawić. Tak padł zakład buczkowicki, którego, jak twier­

dzili pracownicy, 80% produkcji przeznaczone było na eksport. Ten zaś, podobno uległ głę­

bokiemu zahamowaniu. Rozpoczął się etap ewakuacji wszystkiego, co mogło być przydat­

ne dla przedsiębiorstwa w Jasienicy. Na pierw­

szy ogień poszły maszyny i urządzenia, nastą­

pił demontaż suszarni bukowych łat. Potem przyszła kolej na opróżnienie wypełnionych po brzegi placów składowych surowca, dostar­

czanego do fabryki niemal do ostatniej chwili.

Po tej operacji pozostały jedynie puste obiek­

ty, których wygląd po latach eksploatacji sta­

wał się namacalnym obrazem efektów wielkiej transformacji - znakiem nadejścia ery nowe­

go kapitalizmu, tym razem w polskim wydaniu.

Ale to stosunkowo „nowe” czasy. Ich przy­

wołanie mimo woli zmusza do sięgnięcia do bardzo odległej przeszłości miejsca, w którym fabryka mebli giętych funkcjonowała, miejsca, które można porównać tylko ze „starą fabryką”

i obiektami po byłych Polskich Fabrykach Me­

bli Giętych Thonet-Mundus przy obecnej ulicy Lipowskiej. Do tej retrospekcji skłania gruzowi­

sko, z którego żałośnie sterczy uzbrojony w an­

teny przekaźników fabryczny komin, ostatni z trzech istniejących niegdyś w Buczkowicach, i ostatek zabudowań, które chwilowo (?) opar­

ły się maszynom burzącym. Dziś już nie bu­

dzą respektu. Przypominają zewnętrznym wy­

glądem budynki po ciężkim ostrzale.

Niemal przez środek tego gruzowiska, za­

kryta betonowymi płytami, płynie młynówka - przykopa, której woda przez ponad dwa wieki służyła nie tylko zaspokajaniu bieżących po­

trzeb mieszkańców, ale i podejmowaniu w tym miejscu różnorakiej działalności gospodarczej - produkcyjnej, usługowej.

To dzięki niej w tym miejscu przed dziesiąt­

kami lat działał młyn, wybielanie szmat, czy­

li bielenie tkanin, poddanych obróbce w poło­

żonym niedaleko foluszu - walkowni. Tu póź­

niej działała wytwórnia wody sodowej. Po niej nastał czas uruchomienia nad brzegami przy­

kopy fabryki mebli giętych. Postaciami, które nierozerwalnie wiążą się z tym miejscem, są małżonkowie ewangeliccy Emilia i Rudolf Wa­

gnerowie. To z nazwiskiem Rudolfa Wagnera związane jest funkcjonowanie młyna, a także folusza i wytwórni wody sodowej. Te rodzaje działalności z czasem zostały poniechane. Ru­

dolf Wagner wraz ze swymi wspólnikami Wen- tzlem & Comp. zajął się m.in. w Buczkowicach wyłącznie produkcją mebli giętych.

«E

SKŁAD GŁÓWNY

Hebli giętych

z fabryki Wagnera, Wenlzla & Coinp.

w Buczkowicach pod Bielskiem znajdaje »ię

w Krakowie u Artura Bocka przy ulicy Szewskiej Nr. 207.

Produkcja mebli ruszyła tu w roku 1872­

1873. Informowała o tym krakowska gaze­

ta „Czas” z roku 1873, w reklamie wskazując na adres magazynu głównego mebli tej firmy.

Skład mieścił się w kamienicy Artura Bocka przy ul. Szewskiej 207 w Krakowie. Ogłosze­

nie okraszone jest rysunkiem fotela na biegu­

nach - bujaka, który zapewne był już wtedy sztandarowym produktem firmy.

Losami firmy wstrząsnęło wejście do niej w maju roku 1878 wspólnika Franciszka Schu- stera. Powstała wtedy firma Rudolf Wagner &

Comp. która, poza produkcją mebli giętych, wytwarzała wyroby bitumiczne, zwłaszcza pa­

pę. Początkowe sukcesy tej firmy w dziedzinie mebli giętych zostały ukoronowane w 1882 r.

zdobyciem medalu w konkursie ogłoszonym przez Technologiczne Muzeum Przemysłu w Wiedniu za nowatorskie rozwiązania w dzie­

dzinie mebli do siedzenia.

Dobra passa firmy zakończyła się w ro­

ku 1884, gdy wspólnik zdefraudował blisko 100.000 guldenów, a zarządzanie firmą prze­

jęli wyrozumiali wierzyciele, którzy postrzega­

li w Wagnerze ofiarę nieuczciwości Schustera.

Sam Wagner pozostawał w cieniu swych wie­

rzycieli, choć w środowisku nadal postrzega­

ny był jako właściciel fabryki. Tak go określono w kronice szkolnej, gdy uczestniczył w uroczy­

stości otwarcia pierwszej we wsi szkoły. Był to październik 1889 r. Dalsze losy firmy Wagnera nie do końca są zbadane. Przyczyny tego fak­

tu tkwią, jak się wydaje w tym, że została ona przyćmiona dość agresywnym wejściem do Buczkowic firmy Rudolfa Weilla i jego później­

szego wspólnika Leopolda Pilzera. To na niej skupiała się uwaga mieszkańców - chociaż fir­

ma Wagnera i to co po niej pozostało, mimo wielu perturbacji, nadal działała i umacniała swoją pozycję na rynku krajowym, ale głównie międzynarodowym.

Można zapytać, czemu służy przypomnie­

nie Rudolfa Wagnera i jego firmy specjalizują­

cej się w produkcji mebli giętych. Odpowiedź w świetle najnowszych ustaleń jest jedna:

przypominamy Wagnera, bowiem to on był pierwszym, który w roku 1872 lub 1873 podjął u nas produkcję mebli giętych na skalę prze­

mysłową. Przypomnienie tych faktów nabie­

ra szczególnego znaczenia gdy spogląda się na zwały gruzów, które pozostały w miejscu, gdzie istniała fabryka Wagnera.

Osobny rozdział w historii przemysłu me­

blarskiego w Buczkowicach zapisała firma Ru­

dolf Weill & Comp. - protoplasta późniejsze­

go Mundusa. Rzecz jednak w tym, że firmie tej nie można przypisać miana pioniera produkcji mebli giętych w naszej wsi, bo tym był Rudolf Wagner. Obecność Rudolfa Weilla i jego firmy w Buczkowicach należy lokować na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku. Potwierdzają to dane z Sądu Obwo­

dowego w Wadowicach z 15 kwietnia 1892 r.

i następne, z 2 października 1898 r.

Okres między 1872/73 i 1892 dzieli aż dwa­

dzieścia lat.

(9)

HISTORIA

nieodwracalnie zamknięta

Historia fabryki Rudolfa Wagnera splata się z losami Adolfa Wecha. To stwierdzenie odno­

si się nie tylko do układów zawodowych, ale również stosunków między rodzinami. Choć nadal nie są do końca zbadane losy całości przemysłowej części majątku Wagnera po za­

paści spowodowanej aferą Szustera, to jest pewne, że część tego majątku w postaci za­

kładu przy obecnej ulicy Wyzwolenia zakupił Adolf Wech.

Wiele dokumentów potwierdza, że Adolf Wech związany był z Buczkowicami od roku 1885. Tu bowiem w domu nr 210 w tym roku urodził się jego najstarszy syn Adolf. Adolf se­

nior wskazywany był w akcie chrztu tego sy­

na jako „negotiator” - kupiec zajmujący się za­

pewne sprawami handlowymi firmy (Wagne­

ra). Do zmiany statusu zawodowego Adolfa Wecha doszło w okresie między 1888 a 1890.

W roku 1890, od urodzin kolejnego syna - Oskara Adolf Wech jest już zapisany jako „di- rector fabricae”. Kariera Adolfa Wecha seniora rozpoczynała się od funkcji pracownika dzia­

łu handlowego, poprzez stanowisko buchalte­

ra (księgowego), a kończyła się na stanowisku dyrektora fabryki. Kariera ta niewątpliwie roz­

wijała się w fabryce Wagnera.

Adolf Wech senior zakupił, jak wspomnia­

no, zakład Wagnera (przy ul. Wyzwolenia). Od roku 1905 A. Wech widnieje w rejestrach są­

dowych w Wadowicach pod pozycją 130/5/1 jako właściciel jednoosobowej firmy zajmu­

jącej się produkcją mebli giętych. Kapitał fir­

my wynosił wtedy 350.000 zł. Jej wielkim atu­

tem była sieć przedstawicielstw handlowych w Wiedniu, Berlinie, Hamburgu i Bremie. Fir­

ma zajmowała grunty o powierzchni 2,5 hek­

tara. Zatrudniała 350 pracowników produkcyj­

nych, 7 osób personelu technicznego i 6 pra­

cowników administracyjnych.

12476 Adolf W«K F«bry>» MtbU Giętych. (1904). Kł K*.

A. BookowRe, p. l.odr^««. Wt ItS-34 T1<: Wcch Dicbto. PKO;

lik: Ancb-lntenubond B. Loodcą. Diuticb:

U. u. Dtoc. Gti. Ihmbunt. S^du łCrrf- Rejetnr: Wadowice 130/3'1.

B. Adolf Węch.

F. Prxcd»tawi W:eo. Bcrkn. HamWe lirem cn.

IŁ Zw. Płzcm-cOw w Krak.

K. Zi 350.000.

N.0M»»ł pariWHP. Torb. woda: 27 I1P Slln. tpali 35 HP. Robola: 350. Pcnoa ttchni 7. Urudni 3. Taryt. fabr: 23.000 a‘- P. Meble pctt innhl.173^:. tocde Rejestracja firmy Wecha.

Wyposażenie techniczne zapisane w akcje rejestracyjnym obejmowało: maszynę parową o mocy 75 HP (koni parowych), turbinę wod­

ną 27 HP, silnik spalinowy o mocy 35 HP. Pro­

fil produkcji wskazany w akcie rejestracyjnym obejmował meble gięte, krzesła i fotele. Wła­

ściciel dysponował kontem nie tylko w polskim banku PKO, ale również w Anglo International Bank w Londynie.

Fakty wynikające z akt sądowych sprawia­

ją, że powinniśmy podjąć próbę zweryfikowa­

nia wcześniej upowszechnianych informacji, że Adolf Wech rozpoczął działalność przemy­

słową na własny rachunek w początku lat dzie­

więćdziesiątych XX wieku. Ustalenie bezspor­

nych danych (poza wskazanymi wyżej), wy­

maga sięgnięcia do materiałów archiwalnych odnoszących się do losów firmy Rudolfa Wa­

gnera w Krakowie, obecnie niedostępnych.

To ważna, prawna strona funkcjonowania firmy Wecha. Produkcyjna część przedsiębior­

stwa Wecha poddawana była systematycznej modernizacji. Dotyczyło to zwłaszcza technicz­

nego uzbrojenia przedsiębiorstwa. Mniej uwa­

gi poświęcano inwestowaniu w budynki pro­

dukcyjne. Właściciel firmy wybudował w bez­

pośrednim sąsiedztwie zakładu obszerny bu­

dynek mieszkalny dla swej dość licznej rodzi­

ny, (ul. Fabryczna 115), a także budynek dla administracji przedsiębiorstwa (ul. Wyzwolenia 461). Wśród odbiorców wyrobów dominowali handlowcy z zachodu Europy i Stanów Zjed­

noczonych. Nie brakowało również kupców z dalekiego wschodu. Adolf Wech rozwijał swe przedsiębiorstwo niejako na obrzeżach poten­

tata, jakim z czasem stawała się firma Rudolfa Weilla i jego wspólnika Leopolda Pilzera. Obie firmy stały się składnikami wielkiego, jak na owe czasy i tereny wiejskie, centrum przemy­

słowego w Buczkowicach, sławnego z produk­

cji najwyższej jakości mebli giętych.

Można tak twierdzić, mimo że fabryka Adol­

fa Wecha pozostała poza tworzonym przez Leopolda Pilzera koncernem Mundus, zacho­

wując pełną niezależność. Na pojęcie centrum przemysłowego składała się nie tylko skala produkcji, ale również idącą w setki liczba za­

trudnionych pracowników stałych i chałupni­

ków oraz ich fachowość. Asortyment produkcji obejmował szeroką gamę różnorodnych mebli giętych. Dowodzą tego zachowane fragmenty katalogu - oferty handlowej.

Adolf Wech wrósł w naszą wiejską spo­

łeczność. Był jej aktywnym członkiem. Wspie­

rał szkołę i ochronkę dla dzieci fundując nie tylko świąteczne upominki dla najuboższych, ale również odzież dla dzieci czy przekazu­

jąc drewno dla ogrzewania szkolnych sal. Nie stronił od wspierania organizacji społecznych, wśród których poczesne miejsce zajmowa­

ła Straż Ogniowa, Towarzystwo Gimnastycz­

ne „Sokół” i Towarzystwo Szkoły Ludowej. To ostatnie korzystało z udzielanych mu pożyczek gdy chwiały się losy budowy domu ludowego TSL i ochronki (obecny obiekt GOK-u). Zaś je­

go syn Rudolf stanął na czele Zarządu naszej Straży Ogniowej w trudnym czasie budowy re­

mizy w latach trzydziestych XX wieku, którą wsparł finansowo. Społeczna aktywność Adol­

fa Wecha seniora kontrastowała z obojętno­

ścią właścicieli Mundusa, a później Thoneta- Mundusa. Obojętny stosunek właścicieli Mun- dusa do problematyki wsi był nieco łagodzo­

ny przez społeczne zaangażowanie pojedyn­

czych postaci rekrutujących się spośród kadry technicznej tej firmy.

Trudno o tym nie wspomnieć, gdy patrzy się na żałosne rumowisko po fabryce Wecha.

Ta fabryka przetrwała wielki kryzys lat trzy­

dziestych XX w. choć i nią targały strajki, a ro­

botnicy stosujący dotkliwe formy protestu by­

li pacyfikowani przez policję, pracownicy ma­

sowo zwalniani, a produkcję ograniczano z po­

wodu braku surowców. O tym rozpisywały się gazety, zapisanych zostało wiele kart książki

„Mocarze zejdą z gór”. Mundus nie przetrwał.

Tradycja produkcji mebli giętych w Bucz­

kowicach po 1 maja 1930 r. czyli po lokau­

cie firmy Thonet-Mundus pozostała wyłącz­

nie przy firmie Adolfa Wecha. A ta systema­

tycznie poddawana była technicznym ulepsze­

niom. Zwiększało to możliwości produkcyjne i w jakimś stopniu czyniło pracę robotników nieco lżejszą. Tylko nieco, bowiem bardzo du­

ża część pracy wykonywana była ręcznie. Naj­

cięższa była praca w giętarni w której naparzo­

ne w gorącej wodzie lub parze wodnej drew­

no bukowe poddawane było procesowi gięcia w specjalnych formach. Nadawanie drewnia­

nym elementom żądanego kształtu odbywa­

ło się ręcznie. Tu potrzebna była duża siła rąk i „czucie” drewna, które przybierało kształt kon­

kretnego detalu. W trakcie studzenia drewna w metalowej formie żądany kształt elementu mebla stawał się trwały. Robotnik giętarni miał z reguły żylaste ręce i twarde dłonie. Nie przy­

pominam sobie żadnego robotnika giętarni, który miałby choćby tylko ślady nadwagi.

Ważnym etapem produkcji był proces szli­

fowania detali. Wykorzystywane w nim były głównie szlifierki taśmowe napędzane dzięki centralnej transmisji. W szlifierni następowało wygładzanie powierzchni każdego detalu. Te­

go wymagającego wcześniejszego sklejenia i tego, który zabiegu tego nie wymagał. Uciąż­

liwym efektem szlifowania były tumany drzew­

nego pyłu, który utrudniał oddychanie i osiadał na całej postaci szlifierza. Wychodzący z fa­

bryki szlifierze przypominali piekarzy. Powłoka pyłowa stawała się jakby częścią ich samych.

Dziś stają mi przed oczyma te rozjaśnione po­

stacie.

Poszczególne detale mebla, wcześniej kle­

jone, w późniejszym okresie były skręcane specjalnymi śrubami. Praca w tzw. śrubiarni wymagała w początkowym okresie funkcjono­

wania fabryki dużej siły fizycznej, jako że wkrę­

canie śrub odbywało się ręcznie, później czyn­

ności te w części zostały zmechanizowane.

O elegancji mebla i jego cenie w dużym stopniu decydowało wykończenie. Tu wiel­

ką rolę miały do spełnienia kobiety, które zaj­

mowały się politurowaniem detali. Prace te wy­

konywane były przede wszystkim w fabry­

ce, ale także w systemie pracy chałupniczej.

Umiejętności tych kobiet, nazywanych politur- kami można było porównać do fachowości ar­

tystek. Ich cechami charakterystycznymi był unoszący się wokół nich alkoholowy zapach politury i dłonie pokryte barwnymi plamami - pozo- cd. na str. 10

(10)

HISTORIA

KSIĘGA BUCZKOWICKIEGO MEBLARSTWA (...) - dok. ze str. 9

stałością szelaku - składnika politury, który barwił drewno. Widzę te dłonie i czuję ten cha­

rakterystyczny zapach, którym nasycone były nie tylko robocze ubiory „politurek”, ale również ich odświętne odzienie.

Ten zapach zniknął, gdy wiele lat po II woj­

nie do wykończenia mebli zaczęto stosować lakiery syntetyczne zapewniające trwałość po­

włoki i odporność na temperaturę i alkohol.

Wraz z tą technologią zaczęły się za to poja­

wiać choroby lakierników. Tym dolegliwościom miały zapobiec kabiny natryskowe oddzie­

lane od lakierników kurtynami wodnymi. Tu znów zbawienna okazała się młynówka, z któ­

rej czerpano wodę na kurtyny. Nikt i nic jednak nie chroniło okolicznych mieszkańców przed negatywnymi skutkami oparów, które znaczy­

ły odległość od fabryki. Z czasem usiłowano tej dolegliwości zaradzić.

Charakterystycznym obrazem fabryki We- cha były duże konne platformy załadowane do wysokości około 4 metrów - (te pamiętam) - krzesłami, bujakami, opasane solidnymi lina­

mi, zdążające do Łodygowic Dolnych, skąd wagonami wyjeżdżały w świat. Pamiętam wą­

satego woźnicę i te dostojne góry przewożo­

nych mebli. To właśnie te platformy przewraca­

li do rowów strajkujący robotnicy w latach 30., by zmusić Adolfa Wecha do podniesienia wy­

nagrodzenia. Platforma nazywana była sztraj- wokym lub śtrajwokym (z niem. Strejtwagen- rydwan). Dziwny to był rydwan, ale jako pojazd - oryginalny. Jakby zachować nieco ostrożno­

ści, można było na nim w cztery pary odtań­

czyć spokojniejsze fragmenty krakowiaka.

Fabryka, niezależnie od tego, w czyim ręku pozostawała, dawała zatrudnienie setkom lu­

dzi, jeśli uwzględnić również chałupników. Do tych ostatnich zaliczane były zarówno „politur- ki”, jak i wyplatające tzw. zyce (z niem. Sitz) czyli m.in. siedziska krzeseł lub po naszemu tzw. siaukle, czyli elementy bujaków (z niem.

Schaukelstuhl, także Schaukel - huśtawka).

Do wyplatania części mebli do siedzenia i wy­

poczynku służył tzw. palak, czyli dzielone na wąskie pasy pędy palmy rattanowej importo­

wane z Dalekiego Wschodu (Indonezji i innych krajów tego regionu). Wyplatanie wymagało wielkiej sprawności manualnej - było swego rodzaju sztuką, którą opanowały głównie ko­

biety, ale także starsze dzieci. W okresie mię­

dzywojennym umiejętności te były w Buczko­

wicach bardzo rozpowszechnione.

Zapewne wielu starszym mieszkańcom Buczkowic i wsi sąsiednich brzmi w uszach donośny dźwięk fabrycznej syreny, który roz­

legał się o 9.00 rano i w południe. Oznajmiał też koniec pierwszej zmiany. To był rodzaj przemysłowego zegara odmierzającego czas dla pracowników i miejscowości. Syrena za­

milkła, gdy kotłownia opalana węglem została zmodernizowana dzięki wprowadzeniu do fa­

bryki kotłów tzw. fluidalnych. Spalały one tro­

ciny, pyły i reszki drewna. Stało się to w poło­

wie lat 70. ubiegłego wieku. Pojawienie się ko­

tłowni fluidalnej w buczkowickiej fabryce było w centrum zainteresowania lokalnej prasy. To

była w tym czasie nowinka techniczna, zwia­

stun wkraczania nowoczesności w stare mury fabryki. Komin fabryczny przestał wyrzucać ku niebu kłęby czarnego dymu. Jego miejsce za­

jęły niewielkie strugi spalin przypominających gęstą mgłę. Często stawiane wcześniej pyta­

nie o porę dnia zawarte w słowach: Cy juz pi­

skali? przestało padać. Straciło sens.

Powracając do odleglejszej historii fabry­

ki trzeba wspomnieć o tym, że istotne znacze­

nie dla losów firmy działającej przez wiele lat pod nazwą Adolf Wech Fabryka Mebli Giętych w Buczkowicach, miała śmierć jej właściciela.

Stało się to 3. sierpnia 1936 r. Od 14. sierpnia 1940 r. firma została przekształcona w spółkę komandytową pod nazwą „Adolf Wech Towa­

rzystwo Komandytowe, Fabryka Mebli Giętych w Buczkowicach”. Spółkę tworzyli spadkobier­

cy zmarłego - trzech synów: Adolf (j.), Oskar i Rudolf oraz córka Stefania, po mężu Donich.

Samodzielnym przedstawicielem firmy zo­

stał inż. Adolf Wech. Kapitał spółki komandy­

towej wedle stanu na dzień 31. grudnia 1940 r. wynosił 610.677,53 RM (Reichs Mark). Ka­

pitał ten uległ zdecydowanemu zwiększeniu w następstwie zdobyczy niemieckich na wschodzie. Wynika to z wniosku firmy przedło­

żonego sądowi rejestrowemu 27 lipca 1941 r.

Inż. Adolf Wech włączył się w nurt niemiec­

kiej machiny okupacyjnej. Przewodniczył m.in.

gminnej komisji typującej osoby przeznaczo­

ne na roboty przymusowe do Niemiec. Jeden z głównych pracowników kadry kierowniczej Antoni Ryszka mieszkający w budynku admi­

nistracyjnym fabryki (obecnie ul. Wyzwolenia 461) został z czasem mianowany burgeme- istrem (wójtem) Buczkowic.

Fabryka działała przez cały okres wojny.

W jej obrębie w czasie okupacji pod opieką Józefa Namysłowskiego działała utajniona bi­

blioteka ze skromnym zbiorem obejmującym książki po b. Towarzystwie Szkoły Ludowej.

Gdy zbliżało się wyzwolenie spod okupacji niemieckiej, w fabryce i częściowo w ogrodach przy ul. Fabrycznej Niemcy urządzili stanowi­

sko kierowania oporem przeciwko wojskom ra­

dzieckim. Okoliczności towarzyszące uciecz­

ce części rodziny Wechów z Buczkowic, któ­

re stały się nieuniknione, opisała w swych pa­

miętnikach córka Oskara, Hertha Wech.

Fabryka umiarkowanie ucierpiała w trak­

cie działań wojennych. Ucieczka wojsk nie­

Gmach fabryki w lipcu 2009 r. - w rok po zaniechaniu produkcji.

mieckich w nocy z 4 na 5 kwietnia sprawiła, że o fabryczne obiekty nie były toczone walki.

To zaś stwarzało możliwości w miarę szybkie­

go uruchomienia produkcji w fabryce, która zo­

stała objęta Zarządem Państwowym jako po­

rzucone mienie poniemieckie. Powrócili dawni pracownicy, którzy pod kierownictwem Leona Jonkisza zinwentaryzowali majątek i podjęli prace nad ponownym uruchomieniem zakła­

du. Fabryka działała wtedy pod szyldem: „Pod Zarządem Państwowym F-ma Adolf Wech Fa­

bryka Mebli Giętych w Buczkowicach” jako samodzielne, samobilansujące się przedsię­

biorstwo. Na jej czele stawali kolejno rdzenni mieszkańcy Buczkowic: Józef Waluś i Włady­

sław Gluza.

Pierwszym sygnałem ograniczenia samo­

dzielności firmy było jej połączenie z fabryką w Jasienicy 1 stycznia 1951 r. Był to pierwszy krok do tworzenia większych lub mniejszych molochów gospodarczych. W roku 1954 do tej dwójki zakładów dołączyły fabryki w Jaworzu oraz w Rajczy. Tak powstała firma „Jasienickie Fabryki Mebli Giętych” z siedzibą w Jasienicy.

Wchodzące w ich skład przedsiębiorstwa sta­

ły się jego zakładami. Buczkowickiemu nadany został numer „3”.

Początkowy okres działania firmy jasienic- kiej przyniósł korzystne zmiany dla Buczko­

wic. Podjęte były inwestycje nakierowane na poprawę substancji budynków, umożliwiające powiększenie skali produkcji. Kierownikami za­

kładu byli m.in. Kazimierz Aniołkowski, Rudolf Gazurek, inż. Bronisław Nowak, Mościcki.

Tak trwało aż do poddania całej firmy pro­

cesowi prywatyzacji, który w ostatecznym ra­

chunku, po kolejnych zmianach właściciela do­

prowadził do całkowitej likwidacji buczkowic- kiej fabryki. Jej znamieniem ostatecznym jest rumowisko cegieł, betonu i plątanina prętów stali zbrojeniowej.

Produkcja mebli giętych w buczkowic- kim zakładzie ustała w sierpniu 2008 r. To był ostatni akt przemysłowej tradycji tego miejsca i wszystkich, którzy tu zajmowali się produkcją mebli. Pozostały jednak obiekty, które przypo­

minały meblarską przeszłość.

W dniach 16-18 lipca 2020 r. maszyny bu­

rzące skruszyły ten ostatni materialny ślad czasów minionych. Został ostatecznie za­

mknięty bardzo ciekawy rozdział przemysłowej historii Buczkowic i wsi sąsiednich, które zwią­

zały swe losy z pro­

dukcją mebli giętych.

To prawie 150 lat hi­

storii, licząc od 1872 r. do roku 2020, którą tym wspomnieniem staramy się, nie tylko przypomnieć, ale tak­

że uświadomić, jak wiele jeszcze niewia­

domych owa historia zawiera, jak wiele luk w niej występujących wymaga wypełnienia.

I to jest przed nami.

JózefStec

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niech, tak jak wcześniej przyjęliśmy, Fo(W) będzie aktem mowy, w którym nadawca N wyraża swoje stanowisko w odniesieniu do zdania W. Aby zespól tych aktów mowy mógł

(…) Nie mamy stenogramu jego płomiennej mowy, tylko kronikarskie relacje z drugiej ręki. Historyk krucjat Steve Runciman streszcza ją tak:”Zaczął od zwrócenia uwagi

Zapis w punkcie 12 miał przede wszystkim na celu poinformowanie Wykonawcy, że Zamawiający wymaga, aby ewentualne zamówienia dotyczące dostępu do obiektów dla

drobnego cukru do wypieków szklanki mąki pszennej szklanka zmielonych orzechów laskowych łyżka kakao łyżeczki proszku do pieczenia łyżki mleka (60 ml).. gorzkiej czekolady,

Chcę pokazać, jak można bawić się matematyką, dlatego opiszę kilka matematycznych zabaw, które potwierdzą, że matematyka jest nie tylko królową nauk, ale może być

l Choć może wydawać się, że Szwe- cja jest bardzo różnorodnym krajem pod względem kulturowym i narodowościo- wym, jednak ok.. 90% populacji kraju sta- nowią sami

W okresie sprawozdawczym odbyły się trzy sesje Rady Gminy Buczkowice oraz sześć po­. siedzeń

Udało mi się także dostać na szkolenie młodzieżowych liderów prowadzone przez Program „Równać Szanse”.