M 8. Warszawa, d. 20 Lutego 1887 r. Tom VI.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S Z E C H S W !A T A .“
W W a rs za w ie :
Z p rz e s y łk ą pocztow ą:
rocznie rs. o k w artaln ie „ 2 rocznie „ 10 półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą,.
K om itet R edakcyjny stanowią,: P. P. Dr. T. C hałubiński J. Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. Kwietniewski, J. N atanson,
D r J. Siem iradzki i mag. A. Ślósarski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, n a następujących w arunkach: Z a 1 wiersz zwykłego druku w szpalcie albo jego m iejsce pobiera sig za pierwszy ra z kop. 7 ‘/j)
za sześć nastgpnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.
-A-d.res E e d a k c y i : K r a k o w s M e - P r z e d m . i e ś o i e , USTr S S .
KRÓTKIE SPRAWOZDANIE
Z W Y C IE C Z K I
W GÓRY ŚWIĘTOKRZYSKIE,
odbytej w lecie 1886 roku.
T
(Z mapą na s tr. 121.)
Na południo-zachód linii łączącej S k ie r
niewice i Radom nużąco jednostajna rów ni
na nadw iślańska przechodzi w falistą, n ie kiedy górzystą naw et okolicę, z której W a r ta, P ilica i wszystkie dopływ y lewego b rze
gu W isły biorą początek. Zdaw na słynie z piękności urocze K rakow skie, zdaw na też turyści odw iedzają malownicze okolice O j
cowa, O lsztyna, Częstochowy, K ielc i Sw.
K rzyża. P rzeciętne wyniesienie całej tej wyżyny nad poziom m orza wynosi 700—900 stóp, dochodząc w niektórych miejscach do 1500 i 2000 stóp naw et. C ałą tę bezładną gm atw aninę urw isk i łagodnych w yniosło
ści, dla gieografa niekoniecznie zrozum iałą, przyw oław szy na pomoc je j budow ę gieolo- giczną, podzielić można na trzy wyraźnie
oddzielne g rupy. P ierw sza z nich, zw ana grzbietem K rakow sko-W ieluńskim , złożona przew ażnie z białych skał wapiennych for- macyi ju rajsk iej, ciągnie się, ja k nazwa jej wskazuje, od K rakow a na P n Z przez O l
kusz, Częstochowę i W ieluń ku Kaliszow i, zniżając się stopniowo i powyżćj W ielunia znikając pod napływ ow ą równiną. Pasm o to daje początek W arcie i je j dopływom z lewej strony. D rugie pasmo, z budow y gieologicznej do poprzedzającego podobne, lecz wyższe odeń znacznie, zw ane pasmem Małogoszczo - P rzedborskiem , biegnie od Pińczow a ku P n Z rów nolegle do pasma K rakow sko-W ieluńskiego aż do P rzedb orza nad P ilicą, skąd, rosszerzając się, zaw raca łukow ato wzdłuż brzegów P ilicy na północ, a dalój za Piotrkow em na P n W . O statnie rozgałęzienia tego pasma sięgają aż do Skierniew ic.
Naj ważniejszem wreszcie i od poprzedza
jących całkow icie rożnem jest pasmo gór Kieleckich, Chęcińskich, Św iętokrzyskich i t. d., z kierunkiem wschodnim lub wacho- dnio-południowo-wschodnim , w ypełniające pow iaty K ielecki, Jędrzejow ski, O patow ski, Sandom ierski, Iłżecki, K oński i Opoczyń
ski, które obejmiemy ogólną nazw ą syste
114 W SZECH ŚW IAT. Nr 8.
m u gór K ielecko-Sandom ierskich. Pasm o to, od południa stromo odgraniczone, od p ó ł
nocy zlewa się stopniow o z nadwiślańską, rów niną. W isła pod Sandom ierzem p r z e cina je, zaw racając k u północy, na p rz e
strzen i od Sandom ierza do K aźm ierza i P u ław . W yżyny L ubelskie stanow ią na p ra wym brzegu przedłużenie gór S andom ier
skich, łącząc się z wyniesieniem W o- łyńskiem . Pow iedzieliśm y ju ż , że góry Sandom iersko-K ieleckie zasilają wszystkie dopływ y W isły z lewej strony.—Istotnie też z w yjątkiem Pilicy, biorącćj początek p rze
ważnie w paśmie M ałogoszczo - P rzed b o r- skiem, wszystkie inne dopływ y W isły spły
w ają z gó r K ielecko-Sandom ierskich. Z po
łudniow ego ich stoku biorą początek Nida, C zarna i K oprzyw nica, w padające do W isły powyżej Sandom ierza, z północnego zaś — rz. K am ienna i O patów ka, Chotcza, S ław ka, Zagodzonka i R adom ka, w padające do niej pom iędzy Sandom ierzem a ujściem P ilicy.
Pasm o gó r K ielecko-S andom ierskich rospa- da się na liczne drobne, wąskie i p o p rzery wane, zw ykle rów noległe pom iędzy sobą pasem ka, z których najw yższem je st pasmo Ł ysogórskie, inaczej zw ane góram i Ś w ięto
krzyskiem u Załączona m apka (ob. str. 121) u łatw i czytelnikow i oryjentow anie się w szczegółach topograficznych i hydrograficz
nych, które znajdzie poniżćj.
G óry Św iętokrzyskie stały się modnemi w ubiegłym roku. P ism a codzienne zachę
cały do wrycieczek, obwieszczały św iatu utw orzenie się nieistniejącego dotychczas klu b u Św iętokrzyskiego, na wzór to warz.
tatrzańskiego lub klubów alpejskich; tygo
dniki zamieściły widoczki z odpow iednim tekstem objaśniającym , kalendarze naw et górom tym nie darow ały — należało więc i przyrodnikom dorzucić chociażby na o stat
ku swoje słowo na szalę ogólną, zw łaszcza, że Ś w iętokrzyskie przedstaw ia pod w zglę
dem przyrodniczym wiele szczegółów cie
kaw ych, a m ało lub praw ie zupełnie n ie znanych.
Pom iędzy K ielcam i a Sandom ierzem , w po
wiatach: K ieleckim , Jędrzejow skim , O pa
towskim i Sandom ierskim , ciągnie się szero kie na 2 do 3 m il pasmo górskie, złożone z k ilku niejednostajnych, mniej więcej po
między sobą rów noległych grzbietów , znane
w nauce pod niezupełnie może właściwą, lecz u ta rtą ju ż od czasów P uscha nazw ą
„gór Sandom ierskich”. Na miejscu góry te nazw y ogólnćj nie m ają i tylko niektóre, bardziej znane lub bliżćj K ielc położone ich części znane są pod imieniem gór Św ięto
krzyskich, Bodzcntyńskicb, K lonow skich, D ym ińskich, Chęcińskich etc. C ala górzy
sta część pow iatu Opatow skiego pomiędzy Opatow em , S łupią Nową, B odzentynem , Daleszycam i i Rakow em nosi ogólną nazwę
„Św iętokrzyskiego”. W łaściw e góry Świę
tokrzyskie tw orzą grzbiet ze wszystkich najw yższy i najdalćj na północ wysunięty, którego część środkow a, zw ana pasmem Ł y - sogórskiem, dosięga na Łysicy wysokości przeszło 1900 stóp n ad poziom morza.
N a południow ej stronie pasmo g ó r S an do
m ierskich odgranicza grzbiet gó r C hęciń
skich, po Św iętokrzyskim najwyższy, bo do 1200 stóp dochodzący, w środku zaś leżą niższe pasem ka, w ypełniające przestrzeń po
m iędzy K ielcam i i Łagow em .
W e wschodniój swej części, kolo O p ato wa i K lim ontow a, góry Św iętokrzyskie i C hę
cińskie tw orzą dwa pojedyńcze grzbiety kw arcytow e, w zachodniej zaś, w m iarę ros- szerzania się i podwyższania, rospadają na k ilk a oddzielnych grzbietów , kw arcytow ych i w apiennych, przedzielonych podłużnym i dolinam i rozm ytem i (erosionsthaler) przez liczne źródłow iska Nidy i C zarnej. K ieru n ek całego pasm a W P dW .
P o d względem gieologicznym, pasmo gór Sandom ierskich składa się z dw u zniżają
cych się stopniow o ku zachodowi anty kli- n aln ych łęków , przedzielonych synklinal- nem siodłem , w którego obrębie leżą K ielce i Ł agów . N ajstarszym utw orem gieologicz
nym , tw orzącym ją d ro obu t_ych łęków, są ilaste łu pk i i piaskowce szarowakow e for- m acyi syluryjskiej, znacznie szerzej, aniżeli dotychczas sądzono, rospowszechnione w gó
rach Sandom ierskich; tw orzą one bowiem dw a schodzące się pod Sandom ierzem p a sma, z któ ry ch jed no ciągnie się na zachód przez K lim ontów , Zalesie, Rem bów, K ie r- dony do Zbrzy, drugie zaś przez K lecza- nów, K arw ów , M arcinkow ice i Szczegło na P nZ do Je le n ie w a i S tarej Słupi. Na łu p kach tych leżą, tw orzące najwyższe grzbiety I gór Sandom ierskich, dolnodew ońskie pias-
Nr 8. w s z e c h ś w i a t. 115 kowce i kw arcyty, ograniczające z północy
i południa oba pasm a syluryjskie, wjrżej zaś — wapienie i łupki środkow o i górno- dewońskie, tw orzące góry B odzentyńskie, całą dolinę sy nklinalną pom iędzy kw arcy- towem pasmem Łysogórskiem i Chęcin- skiem, w której obrębie leżą Kielce, Chęci
ny, G órno i Łagów , wreszcie nieznaczne w yniesienia w apienne na południow ym sto
ku gór Chęcińskich koło P ierzchnicy i Osin.
O d północy dew ońskie utw ory stykają się | z czerwonemi iłam i form acyi tryjasow ój, od południa są p rz y k ry te przez mioceniczny wapień nuliporow y.
Jad ą c koleją od stacyi Bzin do O strow ca, przecinam y pierw sze przedgórze Sando
m ierskiego pasma. K opalnie rudy żelaznćj w form acyi jurajskiej i kajprow ćj koło K u nowa i Ostrowca, łomy kajprow ego pias
kow ca pod K unow em są tego wskazówką.
Za Ostrowcem opuszczamy kolój i, m inąw szy most na rzece K am iennój, pozostawiamy za sobą na lewo odlew nię żelaza w Bodze
chowie, na praw o — piec wysoki w K lim - j
kiewiczowie i wjeżdżam y w żyzne rów niny Opatow skie. G ruba w arstw a lossu, prze
cięta niezliczonemi głębokiem i parowam i o ścianach pionowych, pokryw a tu ziemię j
aż do podnóża w idniejących w oddali gór Św iętokrzyskich z jed n ej, do brzegów W i
sły z drugiej strony. Z opatowskiej szosy j widać ja k na dłoni całe pasmo Ś w iętokrzy- j skie, nad którem panuje wśród ciem nozielo
nych borów wysoka biała wieżyca Święto
krzyskiego klasztoru.
Przeciąw szy po drodze odsłonięte w ko- lejnem następstw ie w parow ach p rzydroż
nych wszystkie ogniwa form acyi tryjasow ćj:
biały piaskowiec kunow ski, czerwone iły kajprow e, wapień m uszlowy i czerwony piaskowiec, dojeżdżam y po karkołom nych drogach do m iasteczka S łupi No wćj, gdzie w przybytku noszącym szumne miano „H o
telu P olskiego” zmęczony tu ry sta znaleść może p rzy tu łek w przyległej do brudnej szynkowni izbie. B ru k w Now'ej Słupi, ; nieodznaczającej się żadnem i osobliwościami archeologicznemi, tak pospolitem i zresztą w tutejszej okolicy, istnieje naturalny; cała bowiem ziemia usiana je s t niezliczoną ilo
ścią ostrych b ry ł kw arcytu, na których dzielne koniki miejscowe nogi sobie kale-
[ czą. W ysokość miasteczka nad poz. morza
= 8fi0'. Stąd do szczytu Łysój G óry b a r dzo ju ż blisko. K am ienista droga, wijąca
j się wężykowato wśród niskich zarośli jo d ło wych, doprow adza nas w przeciągu p ó łg o dziny niespełna do bram y klasztoru. K lasz
tor ten, k ilk akrotnie do szczętu spalony, w obecnej swój formie datuje z końca ze
szłego wieku. Z zabytków starożytnych nie ma nic autentycznego, z wyjątkiem nie
w yraźnych napisów na paru płytach grobo
wych i paru piszczeli m am uta, zawieszo
nych na łańcuchach we drzw iach świątyni.
W około klasztoru niezliczone odłam y k w a r
cytu tw orzą jak by wał ręką ludzką usypany i ciągnący się wzdłuż całego północnego stoku Łysogórskiego pasma aż do szczytu Łysicy. W idok z wieży nadzwyczaj ro zle
gły: na w idnokręgu sinieją T atry , u stóp rosścieła się ja k na dłoni cała okolica Ś w ię
tokrzyska.
(dok. nast.)
Jó zef Siem iradzki.
Z P O W O D U A R T Y K U Ł U
W ANGLII.
Tegoroczny N r 5 W szechświata zaw ierał początek skreślonego przezem nie arty k u łu o naukow em badaniu szkarlatyny, która w ybuchła pod koniec 1885 roku w pobliżu L ondynu, a k tó ra — j a k śledztwo naukow e wykazało — rosszerzyła się z obory k ro wi ój w H endon przez spożywanie m leka krów chorych.
P rzez kilka dni, po wyjściu owego num e
ru pisma, zdarzyło mi się kilkakrotnie być nagabniętym przez znajom ych o niektóre fakty i stosunki, z pomienionym artykułem związek mające. Interpelacyje takie b a r
dzo mi były przyjem ne, gdyż stanow iły do
wód podwójnie dla mnie m iły, a m ianowi
cie: dowodziły z jednćj strony, że ludzie nietylko prenum erują ale i czytają W szech-
116 W SZECHŚW IAT. Nr 8.
św iat (o czem nieraz przedtem , niestety, w ątpić nam kazano!), pow tóre, że poruszo
na lcwestyja z zakresu stosunków zd ro w o t
ności publicznej żywsze obudzić zdołała zajęcie. W przypuszczeniu, że i pom iędzy nieznanym mi ogółem czytelników kw esty- je, stanow iące przedm iot owych m iłych in- terpelacyj, budzić mogą pew ne zajęcie, p o ruszam tu dodatkow o dw a punkty, o które głów nie byłem pryw atnie dopytyw any.
P ierw szym przedm iotem interpelacyj, j a kie mi staw iano, było zapytanie, czy sk u t
kiem o d kryć P o w era i K leina należy u w a żać mleko krow ie za pokarm niezdrow y lub niebespieczny? M atki, nieufnie p atrząc na mnie, ja k o na samozwańca w spraw ach m e dycyny, z pew ną uzasadnioną oględnością i lękliwością a z większem jeszcze niedow ie
rzaniem pytały, czy mogą dzieciom bespie- cznie daw ać surowe mleko? Jak k o lw iek praw o do w yczerpującej i w szechstronnej odpowiedzi w takiej spraw ie istotnie lek a
rzow i a nie przyrodnikow i się należy, to je dn ak k ilk a słów z p u n k tu w idzenia bakte- ryjologicznego wypowiedzieć się poważę.
M leko, — j a k zresztą zapewne cały szereg najpospolitszych naszych napojów i p o k a r
mów, — może niew ątpliw ie przy szczegól
nych w arunkach staw ać się rossadnikiem choroby zaraźliw ej. Stw ierdzono to — ja k widzieliśm y — dla sz k a rla ty n y , a ta k że, j a k to się okazuje z notatki zam iesz
czonej w kronice naukow ej w ro k u zeszłym n a str. 830 naszego pism a, dla błonicy czyli dy fterytu. F a k ty te nie dow odzą j e dnak, aby mleko miało być szkodliw em łub niebespiecznem. Surow e m leko, a zw ła
szcza mleko „prosto od k ro w y ”, dla swych wrybitnych przym iotów pożyw nych, a naw et leczniczych, może, a naw et pow inno w d a
nych w arunkach służyć ludziom dorosłym i dzieciom — zarów no zdrow ym ja k i cho
rym —za pożywienie. G otow ane mleko, ja k kolw iek większą przedstaw iające rękojm ię co do niemożności udzielania choroby w po
rów naniu z m lekiem surowem , gorszym je s t pokarm em , gdyż przedew szystkiem traci ów smak przyjem ny, łagodny i łagodzący, j a kim się odznacza m leko świeże, niegotow a- ne. Dzieci i dorośli łu b ią często mleko świe
że, a rzadko kiedy mogą p ijać lub ja d a ć je, oddzielnie a nie w p o traw ach lub w mięsza-
ninie z napojam i, gdy zostanie przegotow a- nem. D latego też niem a bynajm niej pow o
du w zw ykłych okolicznościach, przy no r
m alnym stanie zdrow otnym ludności, oba wiać się spożyw ania surowego m leka, zwłaszcza na wsi, z obory dobrze u trzym anej, czystej, obszernej i zdrow ej. W mieście w ypada być ostrożniejszym . G dy je d n a k w danej miejscowości grasow ać poczynają choroby, ja k szkarlatyna, błonica i pokrew ny im k rup epidem iczny, lepiej je s t w strzym ać się od spożyw ania m leka niegotowanego, a zw ła
szcza od daw ania m ałym dzieciom takiego m leka. Skłonność dzieci do tych chorób w iększą je s t niż dorosłych. M leko gotow a- • ne o ty le bespiecznie może być używanem , o ile praw dziw ie i mocno było przegotow a
ne. W rzenie takiego m leka powinno się od
byw ać całą masą, płyn winien falować i rz u cać się nietylko z pow ierzchni, lecz aż do głębi bałw anić się i mocno wrzeć musi.
W ted y bowiem dopiero tem p eratu ra g otują
cego się m leka rów na się lub przenosi naw et 100° Celsyjusza. P rz y w rzeniu na pow ierz
chni tem p eratu ratu ra cieczy we w nętrzu m asy je s t niższą, a to nie daje dostatecznej rękojm i zniszczenia w szelkich żyjątek ba- ktery jaln y ch i ich zarodników . W łaściwie, dopiero ciepłota 140° C. dostateczną je s t do w ygubienia życia niek tórych zarodników grzybków drobnow idzow ych, lecz — j a k to dow iódł P a ste u r — do wygubienia baktery i, zawsze w m leku się gnieżdżącej, a pow odu
jącej kw aśnienie m leka (bacterium acidi lactici) w ystarcza tem p eratu ra 110° i przy
puszczać należy, że p rzy tój tem peraturze a naw et nieco niższej mleko na użytek p ra k tyczny je s t dostatecznie wyjałowionem , to je s t od zarazków przypuszczalnych uwol-
nionem zostaje.
W ażną, jak ju ż zauw ażyłem , je s t rzeczą starann e utrzym yw anie obory, z której m le
ko dostajem y. W dobrem żywieniu krów , w odpowiedniem um ieszczeniu i obchodzeniu się z niemi, w ielką znajdujem y rękojm ię, iż mleko zdrow em i bez prz ego to wy wania spo- żywanem być może. W m iastach naszych bar- dzoby się p rz y d ała pew na kon tro la policyj- no-sanitarna nad budow ą i urządzeniem obór, oraz nad żywieniem i utrzym yw aniem inw entarza.
Na tym ostatnim punkcie spraw a ta w ią
Nr 8. WSZECHŚWIAT. 117 że się z drugim przedm iotem interpelacyj
ze strony czytelników .—„Co to za urządze
n i e — pytano mnie — ów angielski „U rząd zdrow ia?”
W ro k u 1848 jeszcze parlam ent an- j gielski, na zasadzie w niosku, postawionego w izbie gmin, uchw alił utw orzenie w pań
stwie centralnego „U rzędu zdrow ia” (G e
neral B oard of H ealth), któ ry przede wszy st- kiem obowiązanym je st badać i rew idow ać i pod względem sanitarnym miejscowości, wy
kazujące większą od innych śmiertelność podług urzędow ej statystyki, ja k a oddaw na w A nglii jest prow adzoną. Za podstawę do obowiązkowego spraw ow ania czynności przez państw ow y U rząd zdrow ia (G eneral B oard) przyjęto cyfrę śm iertelności 23% 0 i okres czasu siedm ioletni. W szędzie (z wy
jątk iem L o ndyn u samego, który m iał i ma dotąd oddzielne urządzenia sanitarne), gdzie śmiertelność, według tablic państwowego biura statystycznego (R eg istrar-G e n eral’s \ Office), za czas ostatniego siedmiolecia wyż- j szą się okaże nad 23 na tysiąc mieszkańców. 1 U rząd zdrow ia winien dokładnie zbadać stan ścieków, kanałów , drenów , wodociągów, cm entarzy i t. p., zrew idow ać domostwa i m ieszkania i uczynić wszystko co można, aby lepsze w arunki zdrow otne w m iejsco
wości danej zaprow adzić. Nadto, zajmować się winien urządzeniem kanalizacyi, wodo- ciągów, studzień i t. p. w miejscowościach, tworzących osady skupiające mniej niż 2000 o só b w je d n e m ognisku prow incyjonalnem .
C entralny, do spełnienia takich zadań po
wołany U rząd zdrow ia obsadzonym je st przez odpowiednio zasłużonych uczonych, lekarzy, specyjalistów, którzy wzorowozna- kom itą tę instytucyją prow adzą. P rócz tego je d n a k ogólnego b iura służby zdrow ia p u blicznego, istnieją, pod kontrolą i niejako z ram ienia centralnego urzędu, prow incyjo- nalne, miejscowe urzędy zdrow ia (Local Bo
ard of H ealth ) we wszystkich ludniejszych
■ miastach, tw orzących tym sposobem ogniska prow incyjonalnćj adm inistracyi tejże służby zdrow ia. Miejscowe te urzędy składają się poczęści z członków m unicypalności t. j. za
rządu miejskiego, w części zaś z osób, od
dzielnie przez w ybory do urzędu zdrowia powoływanych. K ażdy taki urząd miejsco
wy (Local B oard) utrzym uje dostateczną
ilość oddzielnych, wykwalifikowanych m e
dycznie urzędników zdrow ia (Officers of H ealth), nadzorców (Surveyors) i inspekto
rów poszkodowań cielesnych (Inspectors of nuisances). W szyscy ci członkowie służby sanitarnej mają zakreślone czynności i za
dania i łączą swe wytężone usiłowania, aby w arunki zdrow otne w powierzonym ich pie- • czy okręgu o ile możności podnieśći wysoko utrzym yw ać.
To też w państwie brytańskiem , gdzie, ta kie istnieją organizacyje i urządzenia spo
łeczne, nie dziw, że m aleje cyfra śm iertelno
ści. W obrębie A nglii z W aliją, zostających pod zawiadywaniem opisanej organizacyi służby sanitarnej, cyfra śm iertelności ro
cznej w ciągu la t 42, t. j. od 1840 — 1882, spadła z 22,07% o- na 19,62%o- W tymże czasie śm iertelność L ondynu, który w yję
tym je s t z pod opieki tych urzędów, lecz posiada równie dobrą i troskliw ą opiekę sa
n itarn ą, zm niejszyła się z 25,57°/00 do 21,0 1 % 0 pomimo że miasto liczyło przed la
ty 40 nie więcej nad 1900000 mieszkańców, obecnie zaś m a ich przeszło w dwójnasób więcój, gdyż praw ie 4 m ilijony.
Na wzór brytańsldego urzędu zdrow ia za
łożono przed ośmiu czy dziesięciu laty w Niemczech podobny państw ow y zarząd . zdrow ia(R eichsgesundheitsam t), lecz tu p ro - porcyjonalnej organizacyi tego rodzaju nie zaprow adzono i pod tym względem A nglija dotąd całej E u ro pie przoduje. Bądź co bądź, zbliżają się czasy, w których jednem z n a j
bardziej do wdzięcznój pracy pow ołanych m inisteryjów będzie rninisteryjum zdrow ia publicznego.
Jó ze f Nałanson.
GENEZA
P I E R W I A S T K Ó W C H E M I C Z N Y C H
Streszczenie mowy, wygłoszonej przez W. Crookesa w sekcyi chem icznej ostatniego Zjazdu B ritishA sso-
ciation w B irm ingham .
(Dokończenie).
Zdaje mi się, że teoryja, którą usiłowałem tu naszkicować, w połączeniu z diagram em ,
118 W SZECHŚW IAT. Nr 8.
przedstaw ionym na str. 107 w poprz. N -rze, pomoże wyobraźni na u ko wćj posunąć się o krok albo dwa naprzód w k ieru n k u ew o
lucyi pierw iastków . Niechaj nam oscyla
cyjna krzyw a przedstaw ia w ypadkow ą dwu sil, z których je d n a działa w kieru n k u linii pionowćj, a d ru g a oscyluje naprzód i wstecz j na w zór w ahadła. P ierw sza w yobraża tem peraturę, powroli obniżającą się, począw- ■ szy od nieznanej liczby stopni, od p u n k tu
dysocyjacyi pierw szego powstałego p ier
w iastku aż do p unktu dysocyjacyi ostatnie
go, zamieszczonego na skali (uranu). A le ja k ą formę energii reprezentuje linija oscy- i lacyjna? W idzim y kołysanie jój tam i na- pow rót, na wzór potężnego w ahadła, do punktów , rów no oddalonych od położenia równowagi; odchylenie od środka odpow ia
da wartościowości jednego, dw u, trzech lub czterech stopni, zależnie od tego, czy odległość od środka wynosi 1, 2, 3 lub 4 podziałki; zbliżanie się do linii ś rod ko wćj w arunk uje elektro-ujem ny ch a rak ter p ie r
w iastku, oddalanie się zaś— elektrododatni, w szystkie bowiem połow y w ahań, skierow a
ne do linii średnićj, są elektroujem nem i, a oddalające się od niej — elek tro dodatnie- mi. O scylacyjna siła, spraw iająca takie działanie, musi być w najściślejszym zw iąz
ku z niew ażką m ateryją, istotą, albo źró dłem energii, k tórą nazyw am y elektryczno
ścią.
Zastanówmy się nad tam nieco bliżój. ; Przenieśm y się m yślą do chwili, gdy p ierw szy pierw iastek rozpoczyna swój byt. P rz e d tym czasem m ateryja, w takiej form ie j a k j ą obecnie znamy, jeszcze nie istniała. Ró
wnie niemożebnem je s t pojąć m ateryją bez energii, ja k i energiją bez m ateryi. Z pe
wnego p unktu w idzenia są to term iny odw racalne. P rz e d pow staniem atom ów w szystkie te formy energii, które stają j
się widocznem i, gdy m ateryja działa na m ateryją, nie m ogły jeszcze istnieć, zaw ie
ra ły się one w p ro ty lu tylko jak o sk ryte potencyjalności.
W ahadło (t. j. siła działająca na wzór w ahadła) rospoczyna oscylacyją od strony elektro-do datn ićj; pow staje lityn, — po wo
dorze z kolei najprostszy co do ciężaru ato
mowego pierw iastek, dalćj beryl, bor i w ę
giel. O kreślone ilości elektryczności n ag ro-
! m adzają się w każdym pierw iastku w chw ili jeg o pow staw ania; od ilości tych zależy wartościowość pierw iastku ‘) i otóż mam y przedstaw icieli (typy) jedn o-, dw u-, trój i czterow artościow ych pierw iastków . O b e
cnie n astępuje elektro-ujem na część w aha
nia, zjaw ia się azot i zauważcie, ja k znako
micie położenie jego określa wartościowość tego pierw iastku: A zot zajm uje miejsce pod borem — trójw artościow ym pierw iast
kiem je st on przeto rów nież trójw artościo
wym; z drugiój strony w kolej nem n astęp stw ie pierw iastków azot idzie za węglem — ciałem czterow artościow em i zajm uje 5-te miejsce od początku; jak ież pięknie sprze
czne te jego własności w yrów nyw ają się w dążności azotu do występowania w roli p ier
w iastku trój - albo pięciowartościowego.
i To samo praw o stosuje się do następujących z kolei w yrazów — tlenu ( I I i Y l-w artościo- wego) i fluoru (I i VII-wartościowego).
I pół oscylacyi w ahadła — skończone. Po przejściu linii środkowćj znowu widzimy pierw iastki elektrododatnie, kolejno po sobie następujące: sod (I), magnez (II), glin ( I I I ) i krzem (IV ) i w raz z powstaniem pierw iastków elektro-ujem nych — fosforu, siarki i chloru, w ykazujących w skutek swe
go położenia, w ścisłćj analogii z trzem a odpowiedniem i w yrażeniam i poprzedzającej pół-oscylacyi (N, O i F ) , zm ienną w artościo
wość — kończy się pierw sza cala oscyla- cyja.
Z atrzym ajm y się px-zy końcu całego pier
wszego w ahania i rozważmy otrzym any rezultat. M am y ju ż pierw iastki, wchodzące w skład wody, am onijaku, kw asu węglane- go, atm osfery, św iata roślinnego i zw ierzę
cego, fosfor — dla mózgu, sól — dla m orza
') „Z każdym jednow artościow ym ionem, albo z każdą je d n o stk ą pow inow actw a wielowartościowe- go ionu porusza się zawsze je d n a i taż sam a okre
ślona ilość dodatniej albo ujem nej elektryczności.”
H elm holz. P relek c3-ja o F a ra d a y u 1881.
„Każdy jednow artościow y atom połączony jest z pew ną określoną ilością elektryczności, każdy dw uw artościow y atom —• z dwa razy tak w ielką ilo ścią, trójw artościow y — z trz y razy ta k w ielką ilo ścią elektryczności i t. d.” O. Lodge. E lektroliza.
Spraw ozdanie ze zjazdu B ritisrh A ssosiation za 188ó r.
Nr 8. WSZECHŚW IAT. 119 glinę — dla skorupy ziem skiej, dwa pota-
sowce (Na, K ), jeden m etal ziem no-alka- liczny (M g), m etal ziem ny (Bo) wraz z ich węglanami, boranam i, azotanam i, fluorkami, chlorkam i, siarczanam i, fosforanami, krzem ia
nami— wszystko to w ystarcza dla zaludnione
go świata, niebardzo różnego od tego, n ak tó - rym obecnie żyjemy. Zaiste, życie upływ a
łoby ludziom naówczas ja k w A tk ad y i, a b rak fosforanu w apnia o tyle tylko dalby się uczuwać, o ile kości wchodzą w rachubę.
I cóżby to był za szczęśliwy świat! Nie by
łoby na nim zgoła żadnych pieniędzy zło
tych albo srebrnych, żelaza — dla maszyn, platyny — dla chemików, drutów m iedzia
nych — dla telegrafu, ani cynku — dla ba- teryj galw anicznych, ani rtęci — dla pomp, ach, ani rzadkich pierw iastków do oddzie
lenia.
A le wahadło nie zatrzym uje się w końcu pierwszej całkow itej wibracyi; przekracza ono p u n k t środkow y i oto siły działające znajd u ją się w tem samem położeniu ja k w początku. G dyby w arunki były dokła
dnie te same, co w początku pierwszego w ahania, pow stający obecnie pierw iastek byłby to znowu lity n, mielibyśmy poprze
dni cykl z każdorazowem pow tórzeniem te
go samego pierw iastku. W szakże w arunki nieco się zm ieniły; form a energii, którą przedstaw ia linija pionowa, osłabła — tem
p eratu ra się obniżyła i przeto pow staje te
raz nie lityn, ale inny bardzo blisko z nim spokrew niony pierw iastek — potas, który może być rospatry wany jak o potomek lity- nu w linii prostej, posiadający te same cechy dziedziczne, ale m niejszą ruchliw ość cząsteczkową i wyższy ciężar atomowy. Gdy przebiegam y okiem naszą krzyw ą, wszędzie widzimy panow anie tego samego praw a.
T ak ostatni pierw iastek pierwszej całej oscylacyi stanow i chlor, w końcu drugiej znajdujem y nie sobowtór chloru, ale ciało badzo podobne — brom, w końcu trzeciej — jod. Zbytecznem byłoby przytaczać dalsze przykłady.
D r. C arnelley w ykazał, że „pierw iastki należące do parzystych rzędów w klasyfikacyi M endelejewa, są zawsze param agnetycznem i, gdy — stanowiące rzędy nieparzyste są diam agnetycznem i.” Na załączonym rysun
ku, w yrazy znajdujące się na praw o od
linii pionowój są, o ile to może być stw ier- dzonem, param agnetycznem i, gdy po stro nie lewdj mamy, z m ałym w yjątkiem , p ier
wiastki diam agnctyczne. Silnie m agnety
czne metale: żelazo, nikiel, kobalt i m angan znajdują się bardzo blisko siebie, po tój sa- mój stronie. Co do g ru p platyny i p alad u to u trzym ują, że w skład ich wchodzące p ier
wiastki posiadają słabe własności m agnety
czne: jeżeli tak je st w istocie, wtedy stanow i
łyby one wyjątek. Tlen, silniej m agnety
czny niż żelazo, biorąc rów ne ilości na wa
gę, znajduje się w początku krzyw ój po lew<5j stronie, gdy silnie diam agnetyczne m etale bizm ut i tal przypadają na p rzeciw leg ły koniec krzyw ej, po stronie praw ćj.
Rozmieszczenie energii w pół-oscylacyjach po stronie diamagnetycznój (w rzędach nie
parzystych) w ystępuje ze znaczną p raw idło
wością, przeciwnie je s t ono bardzo niepra- widłowem po drugiej stronie krzywej. T ak pomiędzy pierw iastkam i rzędów nieparzy
stych, zajm ującem i wierzchołki krzywej po praw ej stronie: krzemem (28), germ anium (73), cyną (118), brakującym wyrazem (163) i ołowiem (208) zachodzi stała różnica, do
kładnie = 45 jednostkom , co zupełnie odpo
w iada wyraźnej symetryczności, panującćj w tćj połowie krzyw e j. O dpow iednie ró żnice po stronie lewój wynoszą: 36, 42, 51, 39 i 53 (jeżeli dla pierw iastku przy p ad ają
cego pomiędzy cerem i torem przyjm iem y ciężar atom owy = 180). Na pierwszy rzut oka potw ierdza to nasze praw idło; na szcze
gólne zaznaczenie wszakże zasługuje tu okoliczność, że i w tym razie przeciętna ró
żnica je s t praw ie zupełnie tą samą, co i po drugiej stronie krzyw ej, mianowicie = 44,2.
| Jednostajność ta różnicy — stała po jednej I stronie, po drugiej zaś tylko przeciętna — świadczy o tem, że gdy po stronie rzędów
; parzystych u by tek energii, reprezentow a
nej przez lin iją pionową odbyw ał się rów no
m iernie albo z bardzo tylko nieznaczną zmiennością, po stronie rzędów parzystych i przeciw nie m ałe nieprawidłowości stanowi-
| ły praw idło. Innem i słowy: obniżanie się tem peratury było bardzo rów nom ierne po stronie praw ej — wskutek czego każdy też
J pierw iastek powstały podczas tej połowy w ahania je s t przedstaw icielem silnie i wy-
| raźnie zaakcentow anej grupy: sod, magnez,
120 w s z e c h ś w i a t. Nr 8.
glin, krzem , fosfor, siarka i chlor, gdy nato
m iast po stronie lewój tem p eratu ra spa
dała niejednostajnie, ze znacznem i fluktua- cyjami, które przeszkodziły w ytw arzaniu się w yraźnie zaakcentow anych g ru p p ier
wiastków, z w yjątkiem 2 g ru p , p rzed staw i
cielami k tórych są lity n i beryl.
Jeżeli w taki sposób m ogliśm y zaznaczyć zmienność w obniżaniu się tem p eratu ry , czy możemy takie w ykryć coś podobnego co do natężenia drugiej z działających sił, re p re zentow anej tu przez ruch w ahadłow y? P o w iedzieliśm y ju ż wyżej, że oznacza ona energ iją chemiczną. W pierw szych u k ształto wanych pierw iastkach widzim y energiją. che
miczną, w maximum jćj natężenia, gdy n a to miast, w m iarę tego, ja k zstępujem y po k rzyw ej, pow inow actw a chemiczne stają się coraz słabszemi i niew yraźnem i. W części je st to następstw em niższej tem p eratu ry podczas ak tu pow staw ania pierw iastków , niedozw alającej na tak znaczną ruchliw ość cząsteczek; ale nie ulega też w ątpliw ości, że i sama chem iczno-tw órcza energija, p o dobnie ja k ogniska kosmiczne, powoli w yga
sała. S tarałem się to stopniow e w ygasanie energii unaocznić na rysu n k u przez zm niej
szanie am plitudy w ahania i nakreśliłem krzyw ą zgodnie ze zdjętym fotograficznym obrazem coraz zm niejszających się łuków w ahania ciała, oscylującego w opornym środku.
P rzy rozw ażaniu krzyw ej tego rodzaju nasuw a się pytanie: cóż się znajd u je p o w y
żej i poniżój widzialnej jój części? Cóż możemy zauważyć w dolnćj części naszój krzyw śj? W idzim y tam w ielką przepaść ') pom iędzy barytem (137) i irydem (192,5), k tó rą praw dopodobnie w ypełnią, zdaje się, ta k zw ane rzadkie pierw iastki. O ile są
dzić mogę z w łasnych poszukiw ań, w ydaje mi się praw dopodobnem , że niektóre z tych ziem nych m etali utw orzą jed n ę albo więcej g ru p interperyjodycznych (podobnych do gru p p laty n y , albo paladu), gdy tymczasem
') Z ajętą w ta b lic y przez la n ta n , cer, dydym , sa- m arium , holm ium , erb, ite rb , th u liu m , ta n ta l i wol
fram . Przy sym bolach sześciu środkow ych spom ię
dzy ty ch pierw iastków s% kółka na rysunku, ozna
czające n irp ew ro ść co do ich położenia w układzie.
wyższe w yrazy g rupy w apnia, potasu, chloru i siarki, zarów no ja k i pierw iastki, p rz y p a
dające pom iędzy srebrem i złotem, kadm em i rtęcią, indem i talem , antym onem i biz
m utem — jeszcze są do odkrycia. T eraz idąc dalej, przybyw am y do oazy w tej p u styni. P la ty n a , złoto, rtęć, tal, ołów i bizm ut — wszystko dobrzy nasi przyjacie
le —- tw orzą razem ściśle skupioną m ałą grupę, a krocząc dalój w dół, po przebyciu jeszcze jed n ćj pustyni niezajętój, znajdu je
m y w końcu listy pierw iastków to r (233) i u ra n (240). — M oglibyśm y u p atryw ać pew ien zw iązek między tą oazą wraz z po
przedzaj ącemi j ą i następującem i po ni^j lukam i, a szczególnym procesem, przez k tó ry ziemia nasza ukształtow ała się n a czło n ka naszego system u słonecznego. G dyby ta k miało być istotnie, w tedy być może tylko na naszćj ziemi w ystępują te luki, a bynam niźj nie wszędzie we wszechświecie.
Cóż następuje po uranie? Istnienie p ie r
w iastku z jeszcze wyższym ciężarem atom o
wym w ydaje mi się mało prawdopodobnem . K ospatrzm y jeszcze raz liniją pionową, któ ra w yobraża tem peraturę stopniowo obniża
ją c ą się od górnój aż do dolnśj części k rz y wej; figury, które u jm d otąd przedstaw iały skalę w zrastających ciężarów atomowych, niechaj na odw rót obecnie w yrażają stopnie olbrzym iego p yrom etru, pogi-ążonego w ko- tłowisko, w którem właśnie słońce i światy są w trakcie pow staw ania. T erm om etr ten pokazuje nam , że w raz ze stopniowo spada
ją c ą tem p eratu rą pari passu w zrastała gę
stość i ciężar atom owy pierw iastków . P ro ces taki nie może ciągnąć się do nieskończo
ności. Należałoby raczej przypuszczać, że poniżej punktu tw orzenia się uran u tem pe
ra tu ra je s t ju ż o tyle niską, że niektóre z daw nićj pow stałych pierw iastków , obda
rzonych najsilniejszem i pow inow actw y, sta
j ą się zdolnem i do wzajem nego połączenia się; dalszy więc spadek tem peratury spow o
d o w a ł— zam iast w ytw orzenia pierw iastków z jeszcze wyższym niż uran ciężarem ato
mowym — połączenie wodoru z tlenem i te znane zw iązki chemiczne, których roskładu możemy ju ż dokonać za pomocą naszych ziem skich źródeł ciepła.
W róćm y obecnie do górnej części schema
tu. O bok w odoru z ciężarem atomowym = l
rskiłgt -a Wai
122 W SZECHŚW IAT. Nr 8 .
m ało je s t miejsca na inne pierw iastki. G d y byśmy, szukając now ych zasad, przekroczyli lin iją zera, cóżbyśmy w tedy znaleźli po tam
tej jego stronie? C arnelley dom aga się dla swój hipotezy pierw iastku z ujem nym cię
żarem atom owym . D osyć tu wolnćj p rz e strzeni dla hipotetycznych seryj takich rzeczy niesubstancyjonalnych ( insubstantialities).
H elm holtz sądzi, że elektryczność rów nież posiada budow ę atom istyczną ja k i m atery- j a w ażka '). B yłażby elektryczność jed n y m z owych ujem nych pierw iastków , a eter św ietlny drugim ? M ateryja taka, jak ą obecnie znamy, jeszcze tu nieistnieje, form y energii uzew nętrzniając się w ruchach m ateryi, są w tym punkcie tylko skrytem i pot.encyjalnościami. S ubstancyja o wadze ujernnćj nie je st niezrozum iałą 2). C zy m o
żemy je d n a k w ytw orzyć sobie jasn e pojęcie o ciele, które łączy się z innem i ciałam i w stosunkach dających się w yrazić za po
mocą wielkości ujem nych?
N aszkicow ana powyżćj geneza pierw iast
ków nie ograniczała się do naszego m ałego systemu słonecznego, ale praw dopodobnie, w ogólnych zarysach, odbyw ała się w tem samem następstw ie w ypadków i w każdym innym centrze energii, w idzialnym obecnie ja k o gw iazda. P rzed powstaniem atomów, ciążących ku sobie, nie mogło istnieć żadne ciśnienie; ale na zew nątrz ognistej m gław i- cznćj kuli, w którój wszystko je s t p ro ty łem — i na której zew nętrznej w arstw ie kolosalne siły, w ynikające z pow staw ania pierw iastku chemicznego, ju ż w pełni wy
w ierają swe działania — olbrzym iem u cie
p łu tow arzyszyło ciążenie, pow strzym ujące now o-utw orzone pierw iastki od rosprosze- nia się w przestrzeni. W m iarę podwyż-
') Jeżeli zgodzim y się na hipotezę, że p ierw iast
k i sk ład ają się z atomów, musim y także przyjąć, że elektryczność, d o d atn ia ja k i ujem na, składa się z o d dzielnych elem en tarn y ch cząstek, zachow ujących się ja k atom y e’e k try c z n0ści“ . H elm holtz: 1’relek- cyja o F a rad ay u , 1881.
2) .,Ł atw o mogę sobie w yobrazić, że jesteśm y oto
czeni mnóstwem ciał, niepodlegających tem u w za
jem nem u działaniu, n iep o d leg sjący ch przelo p r a wu ciążenia1'. J tr z y A iry: Życie i pism a F a ra d a y a t. 11 str. 351.
szania się tem p eratu ry w zrasta rozprężli- wość i ruch cząsteczkowy, cząsteczki usiłują odlecić od siebie i ich pow inow actw a ch e
miczne słabną; ale olbrzym ie ciśnienie, po
chodzące od ciążenia masy m ateryi atom i- stycznej, znajdującej się na zew nątrz tego, co dla krótkości nazwę w arstw ą twórczą pierw iastków , przeciw działa temu rosprzę- gającem u działaniu ciepła. Poza tą w ar
stw ą tw órczą pierw iastków byłaby p rze
strzeń, w której nie m ógł jeszcze zachodzić żaden proces chem iczny, tem p eratu ra bo
wiem tam p an u jąca przew yższa to, co nazy
wamy punktem dysocyjacyi połączeń che
m icznych. W przestrzeni tćj lew leżałby spo
kojnie obok jagnięcia, fosfor i tlen mięszały, ale nie łączyłyby się z sobą, w odór i tlen nie w ykazyw ałyby dążności do utw orzenia zw iązku i naw et fluor —ten energiczny gaz, k tó ry dopiero w ostatnich czasach udało się odosobnić, m usiałby być swobodny i niepołą
czony. Na zew nątrz tej sfery swobodnój atom istycznej m ateryi znajdow ałaby się in
na w arstw a, w którźj wytworzono pierw ia
stki chemiczne oziębiły się aż do punktu, w którym mogą ju ż wstępować w połączenia, następstw em czego byłyby w ydarzenia tak p ię k n ie ' opisane przez M attieu W illiam sa w dziele „Paliw o słońca,” które w dalszym toku sprow adziły stw ardnienie ziemi i zai
naug u ro w ały okresy gieologiczne.
Na tem muszę zakończyć, niewyczerpaw- szy w praw dzie przedm iotu, ale czas, jak im słusznie rosporządzać mogę. W idzieliśm y, ja k ie trudności napotyka ścisło określe
nie pierw iastku; zaznaczaliśm y także p ro test, zak ład an y przez niektórych w ybitniej
szych fizyków i chem ików przeciw zw ykłe
mu poglądowi na n atu rę pierw iastków ; zw a
żyliśm y nadto niepraw dopodobieństw o wie
cznego ich sam o-istnienia, czy też stw orze
nia przez p rzyp ad ek . Pozostaw ało więc przypuścić, że pierw iastki w ytw orzyły się w skutek procesu ew olucyi, podobnie j a k to przyjm uje dla ciał niebieskich teoryja L a- placea, a dla roślin i zw ierząt — teoryja L am arcka, D arw in a i W allacea. W ogól
nym w yglądzie szeregu pierw iastków u p a
trzyliśm y uderzające podobieństwo do cało
kształtu św iata organicznego. W braku bezpośredniego dow odu roskładalności ja- kiegobądź pierw iastku, szukaliśm y dowo
N r 8 . w s z e c h ś w i a t. 1 2 3
dów pośrednich — z pom yślnym rezultatem . R ospatryw aliśtuy w tym celu hipotezy P ro u ta, C arnelleya i M illsa, wreszcie spró
bow aliśm y naszkicow ać w zarysie genezę pierw iastków chemicznych, posługując się metodą. Reynoldsa przedstaw ania układu peryjodycznego.
W rezultacie wszystkich powyższych rostrząsań nie możemy, zaiste pozytywnie utrzym yw ać, że nasze tak zwane p ierw ia
stki pow stały z jednój pierw otnej m ateryi, ale wykazaliśm y, ja k sądzę, że szala praw dopodobieństw a w yraźnie przechyla się na korzyść tej spekulacyi. O to właśnie cie
m na kw estyja, ja k ą chciałem tu wyłożyć, kw estyja, którą, specyjalnie polecam m łode
mu pokoleniu chemików, nietylko jak o naj- więcój interesującą, ale także — j ako m ają
cą najgłębsze znaczenie w całym zakresie naszój nauki. P ow iadam umyślnie — n a j
więcej interesującą. Jeżeli bowiem teoryja rozw oju, ja k to dobrze wiecie, rzuciła no
we św iatło na wszystkie działy bijologii i do
dała nowego bodźca badaniom naukow ym , to czyż nie mamy praw a podobnego działa
nia po niój się spodziew ać i w dziedzinie chemii.
P ragnąłbym , aby badacze niekoniecznie przyjęli albo zupełnie odrzucili hipotezę ewolucyi chem icznej, ale traktow ali j ą ra czej ja k o hipotezę tym czasową, mieli ją.
ciągle na uw adze w swych poszukiw aniach, aby zbadali, o ile nadaje się ona do w yja
śniania obserwowanych zjaw isk i każdą myśl zm ierzającą w zaznaczonym tu k ieru n ku poddaw ali próbie doświadczenia. O tr u dnościach tego rodzaju badań n ik t nie może być silniej prześw iadczony odemnie. Ży
wię szczerą nadzieję, że rzucone tu myśli zachęcą niektóre um ysły do zagłębienia się w studyja nad tą kw estyja chemiczną tak doniosłego znaczenia i dokładnego orazO ~ szczegółowego zbadania tego, com j a tylko ja k b y przez m gły i chm ury, niew yraźnie i w grubych zarysach m ógł naszkicować.
Henryk Silberstein.
KILKA SŁOW
o naszej no m en klatu rze i term inologii botanicznej n a tle h isto ry i botaniki w Polsce.
(Ciąg dalszy).
P rzy k ro przyznać, ale praw da każe po
wiedzieć, że nas uczy dopiero cudzoziemiec:
A ntoni Schneeberger. Uczeń Gesnera, bie
gły w greckim i łacińskim , doktór medycyny, osiadł w K rakow ie, p rz y b rał sobie Polskę za ojczyznę i przysługiw ał się jć j czynem i piórem. O n to wydał w r. 1557 najlepszą rzecz botaniczną lite ratu ry X V I w.: „C ata- logus S tirp iu m ”, o którego celu opracow a
nia w ten sposób wyraża się w przedmowie:
„Co do mnie, nosiłem się z myślą ogłoszenia części wyników z badań swoich w zakresie zielnictw a i kiedy, nietyle z własnego popę
du, ja k raczćj gorliwem i radam i przyjaciół zachęcony, m iałem ją w tych czasach urze
czywistnić, zastanaw iałem się, w jak im kie
runk u mógłbym się dla innych stać ja k n a j
więcej użytecznym: nasuw ała mi się zaś uwaga, że n ik t dotąd (ze spokojem powie
dzieć to mogę) pilnie i rozsądnie nie spisał polskich imion roślin, przeciwnie, m iasto ła cińskich, dołączano ja k najniedorzeczniejsze i dzikie jak ieś nazwy, których u żadnego nie wyczytasz pisarza— to znów, że naw et pol
skie nazw iska nie były powszechnie znane.
Z tych to powodów, w m iarę zdolności i k ró tkiego czasu, zabrałem się do ułożenia o wiele ] obfitszego katalog u roślin po łacinie i po pol
sku, chodząc za ziołami po lasach, pag ór
kach, łąkach i miejscach bagnistych, nazw łacińskich szukając u conajpow ażniejszych i autorów na polu botaniki, o polskich zaś imionach dow iadując się od starych ludzi.
Nie wstyd mnie też, że byłem uczniem baby, kiedy starożytni lekarze nie w ypierają się—
ja k mówi A elian — lecz głośno wyznają, że I byli uczniam i zw ierząt. A toli prócz imion, z książki nauczyciela pana G esnera, dla k tó - j rego, jak b y dla ojca, cześć mam najw iększą, dodałem niekiedy historyją jak iejś rzadkiej rośliny, albo przez żadnego zresztą zbiera-
| cza ziół nie opisanćj, sam czasem takową j skreśliłem. Otóż ten owoc, na który złoży-
124 W SZECHŚW IAT. Nr 8.
ły się i p raca pilna poszukiw ania oraz i wy
datki, oddaję do wspólnego uży tk u, tusząc, że jak o człowiek obcy, tą, w łaśnie pilnością zachęcę kogoś z polaków do jeszcze p iln ie j
szego badania roślin krajow ych: to też uzna- j ę i niedostatek swoich zdolności i bardzo słabą znajom ość języ k a polskiego i pragnę by ja k n a jp rę d z ć j ktoś taki w ystąpił, zam y
kając życzenie słowy H om erow skiego A ga- memnona:
Ktokolwiek m i od tego lepszy poda pomysł, Młody czy stary , z radością go przy jm ę” ')•
C opraw da, w glosaryjach zeszłego w ieku było stokroć więcćj nazw zebranych, niż ich w swym k atalo gu podał S chneeberger, ale leżały teraz w zapom nieniu z pow odu swćj barbarzyńskićj łaciny, a w lite ratu rz e drukow anćj roiło się rzeczywiście od błę
dów. P ra c a więc Schneebergera była za
służona, a m etoda, żeby b rać nazw y żyjące w języku, racyjonalna. U innego au to ra tegoż wieku, u M arcina zU rzęd o w a,k tó reg o Zielnik wyszedł we 22 lata po jeg o śmierci w r. 1595, spotykam y przeprow adzoną tę sa
mą zupełnie zasadę. W yśm iew a on F alim i- rza, że fabryk uje polskie nazwy. P o d roz
działem „A loe” czytam y bowiem: „P olski i H e rb arz nie rozum iał co pisał, albowiem po
łożył kapit. de Aloe i w yłożył na polskie czarna H elena, jak o b y Aloes znali polacy, albo żeby w Polsce Aloes rosło, iżby m u m ógł polskie imię dać: a dalej słowo H e le na, jeśli co znam ionuje w łacińskim języ k u , tedyby lepiój znam ionowało Helenium... gdy ij jed n ak o zow ą po grecku i po łacinie, a ta k - by się zgadzała polszczyzna z łacińskim .”
O statnim autorem epoki odrodzenia jest S yreński, którego zielnik wyszedł w 1613 r.
Jeg o nazwy są przew ażnie ludowe, brane z żyjącego języ k a lub z czeszczyzny, albo tw orzone w yjątkow o na podstaw ie podanej przez M arcina z U rzędow a.
Z upadkiem um iejętności w X V I I wieku spotykam y się tylko z lichym jezuickim kom pilatorem R zączyńskim . który pisze po łacinie i małoco nazw polskich przytacza.
Zresztą nic i nic, i polskich nazw roślin trze-
') Przetłum aczono z łacińskiego oryginału przfd- mowy.
ba szukać, ktoby się tego m ógł dziś spodzie
wać, w „Supplem entum F lo rae P ru ssicae”
H elvinga, wydanym w G dańsku 1726.
P o dwuwiekowej nieledwie przerw ie spo
tykam y się z zasłużonemi pracam i ks. K rz y sztofa K lu ka. J a k „D ykcyjonarz” jeg o był pożyteczny, świadkiem fakt, że m iał trzy w ydania i to ostatnie ju ż po r. 1840. K lu k nie odstępow ał od racyjonalnych zasad pol
skiej nom enklatury roślin, tak bowiem o tem pisze w przedm owie: „Im iona polskie po wię- I kszćj części są wzięte z Polskiego Zielnika Syreniusza; lubo w niektórych m iejscach, dla niedostateczności dawniejszego opisywania, nie m ożna być bardzo pew nym , czyli tę lub owę pod tym imieniem pokryw a roślinę.
K tó re się zaś w Syreniuszu nie znajdują, tym albo dałem imiona, ja k pospolicie n a
zyw ają, albo, jeżeli dowiedzieć się nie mo
głem , spolszczyłem z innego ję z y k a .”
Idzie więc K lu k za dobreini tradycyjam i Zygm untow skiej epoki, szuka nazw u pospól
stw a w żywym języ k u lub w ich braku spol
szcza obce. T rzeba przyznać, że spol
szczone zręcznie: z E u p ato riu m robi upa- trek , z J a s i o n e — jasionek, z niemieckiego S p a rk —sporek, z takiegoż S chm ick— śmia
łek. T ylko niepotrzebnie nieraz to robi d la
tego, że nom enklatura łacińska Syreńskiego i je s t mu niezrozum iałą i stąd szuka nieraz m iana i w takich razach, kiedyby je zna
lazł u m istrza Szymona. P o p raw ia toż cza-
j sem S yreńskiego niefortunnie. Żeby przy- : toczyć jed en p rzyk ład, w ybiera dla Y eronica nazw ę p rz etarz n ik , ale odczytuje j ą przeta- cznik, chociaż roślina w niczem do p rzetaka niepodobna, a staropolskie jć j imię oznacza, że m a sm ak cierpkaw y tarniny.
W D jk e y jo n a rz u K lu k a spotykam y się, prócz wcześniejszego jednego lichego z fran cuskiego tłum aczonego arty k u łu , po raz p ier
wszy z podw ójną n om enklaturą Łinnego.
K lu k , za przykładem niemców, uważa za sto
sownie tw orzyć i polską n om en klaturę po
dw ójną, mojem zdaniem nieracyjonalnie, bo jeżeli języ k pospolity oznacza dany gatunek jednem im ieniem , na co go przeinaczać.
Ł acińskie nazw y są kosm opolityczne, polskie dla nas służą, a ponieważ n ik t nie mówi i nie pisze: śliw a m orela, śliwa węgierka, śliwa ta rn in a ,a posługuje się w razie potrze-
| by jednym wyrazem, tak samo może być