• Nie Znaleziono Wyników

•NU 2 0 (1510 j. Warszawa, dnia 14 maja 1911 r,

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "•NU 2 0 (1510 j. Warszawa, dnia 14 maja 1911 r,"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

•NU 2 0 (1510 j. W arszaw a, dnia 14 m aja 1911 r, T o m X X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: roczn ie rb. 8, kw artalnie rb. 2.

Z p rzesyłką pocztow ą ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi „W szechśw iata" i w e w szy stk ich księgar­

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „Wszechświata** p rzyjm uje ze sprawami redakcyjnem i co d zien n ie od g o d zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R ed a k c y i: W S P Ó L N A .N&. 37. T elefon u 83-14.

C Y A N A M ID W A P N I O W Y I J E G O P R Z E M I A N Y W ZIEMI.

Cyanamid, odkryty w roku 1851 przez Cloeza i Canizzara, zaraz z pierwszą chwilą swego ukazania się zbudził ogól­

ne zainteresowanie w świecie nauko­

wym. W znacznej mierze przyczyniało się do tego łatwe przekształcanie się ca- namidu w mocznik, co zdawało się do­

wodzić ścisłego pokrewieństwa dwu tych substancyj, ja k o też pokrew ieństw a ca- namidu z kwasem karbaminowym.

Z drugiej strony sam cyanamid oddał niepospolite usługi chemii, używany do celów syntetycznych, że wspomnę tu syntezę k reaty n y iub guanidyny. Wła­

ściwe je d n a k znaczenie cyanamidu da­

tuje się dopiero od chwili zastosowania jego związku z wapniem w praktyce rol­

niczej, ja k o nawozu azotowego, i temu to właśnie ciekawemu połączeniu zamie­

rzam poświęcić słów parę.

J a k wiadomo powszechnie, źródła azo­

tu dla roślin, zawarte w postaci n a tu ra l­

nych pokładów, bądź to saletry chilij­

skiej, bądź też węgla kamiennego, węgla b runatnego lub torfu, które podczas su­

chej destylacyi oddają azot w postaci amoniaku, nie będą zapewne mogły dłu­

go wystarczyć na pokrycie wymagań, jakie, wobec wzrastającej ciągle liczby ludności, dzisiejszy rolnik ma względem nawozów sztucznych. Przyczyny tego smutnego stanu rzeczy musimy się do­

patryw ać najpierw w bardzo wygórowa­

nych dotąd cenach tych produktów, a po- drugie wprost w tem, że owe naturalne bogactwa ziemi nie są przecież niewy­

czerpane. Pokłady saletry chilijskiej w e­

dług mniemania znawców już po upły­

wie 40 lat m ają uledz wyczerpaniu, a choćby n aw et obawy te były cokol­

wiek przesadzone, to w każdym razie chwila, gdy naturalne źródła azotu dla roślin znikną z powierzchni świata, zbli­

ża się przecież z zastraszającą szybko­

ścią. Stąd nie j e s t to bynajmniej fak­

tem zadziwiającym, jeżeli kw esty a t a ­ niego źródła azotu dla roślin stała się od niejakiego czasu palącą. Z początku, zwłaszcza wobec znakomitych odkryć Hellriegla, wielkie nadzieje pokładano w bakteryologii, ale rozczarowania, z któ­

rych jedno przychodziło po drugiem z dzi­

wną szybkością, ostudziły w krótce ten

I sztuczny zapał. *

(2)

m WSZECHS w i a t M 20

Z drugiej strony już przeszło od 100 lat, bo od czasów Cayendisha, ciągnie się cały szereg usiłowań, aby azot atmo­

sferyczny, wszędzie w ta k niezmierzo­

nych ilościach obecny, przemienić w po­

łączenia przydatne dla organizmów ro­

ślinnych. N a b rak materyału uskarżać się nie było powodu, a zasadnicza t r u ­ dność rozwiązania tej kwestyi, polegała jedynie: na wynalezieniu odpowiednich środków technicznych, któreby dozwo­

liły piękny ten pomysł urzeczywistnić w praktyce.

Pierwszą drogę, prowadzącą względnie prosto do upragnionego celu, wskazał jeszcze sam Cavendish, twierdząc, że azot atmosferyczny w obecności tlenu działaniem silnych w yładow ań elek try cz­

nych może być spalony na kwas azoto­

wy. Rzecz prosta, aby pomysł ten w p rak ­ tyce zastosować, należało przedewszyst- kiem postarać się o tanie źródło elek­

tryczności, a zatem dopiero odkrycie dy- namomaszyny Siem ensa przyczyniło się nieco do rozwiązania tej sprawy.

' Myśl Cavendisha mimo, że opracowy­

wali j ą znakomici chemicy ja k Rayleigh i Dougal, mimo prac Crookesa, który jeszcze w roku 1898 wypowiada jasno

„że będzie wkrótce rzeczą niemożliwą, wobec w zrastającej liczby ludności, do­

starczyć chleba wszystkim, o ile nie uda się na drodze sztucznej dać ziemi odpo­

wiedniego nawozu azotowego11, mimo naw et nowych i wielce obiecujących zresztą projektów Kowalskiego i Mościc­

kiego, nie w ydała dotychczas poważniej­

szych . rezultatów. Wprawdzie w roku 1892 przez A m erykanów Bradleya i Lo- veyoya zostało zawiązane towarzystwo, usiłujące przez zużytkowanie sił wod­

n ych Niagąry rozstrzygnąć k w esty ę przerabiania azotu powietrza na kw as . azotowy i jego sole, ale ju ż w 1904 ro ­ ku spółkę zwinięto z powodu małych q b rot ów pieniężnych.

, , N a większą, skalę myśl Cavendisha wprowadzili w życie Norwegczycy Bir- .jkęlapd. i Ęyde, którzy korzystając z wiel- ,k{cł\ sił' wodnych Norwegii, zaw artych w postaci w artk ic h prądów rzecznych, oraz licznych wodospadów, założyli fa­

brykę, czynną obecnie w Notalden, a do­

starczającą w większych ilościach sztu­

cznie z azotu powietrza fabrykowanych soli kwasu azotowego. Oczywiście źró­

dło energii j e s t w danym razie w Nor­

wegii wyjątkowo tanie, to też kw^estya wiązania azotu powietrza tą drogą, za zupełnie rozstrzygniętą bynajmniej nie może być dotychczas uważana.

Oddawna już obserwowano jed n ak in­

ny a nader ciekawy fakt, który pozwa­

lał również rokować pewne nadzieje w niepokojącej kw estyi eużytkowania azotu powietrza do celów praktycznych.

Mianowicie w różnych procesach m e ta­

lurgicznych, przedewszystkiem zaś w h u ­ tach żelaznych, zauważono, że z azotu atmosferycznego w tem peraturze białego żaru powstają cyanki metali. Badania Playfaira, Rieckena, D elbrucha i Bunse- na rozjaśniły sam proces powstawania cyanków, k tóry wkrótce poczęto prowa­

dzić na większą skalę, przepędzając azot ponad rozżarzoną do białości mieszaniną węgla i potażu, a powstały cyanek al- kali zamieniając w sprzedawany h u rto­

wnie, żelazocyanek potasu.

Był to dopiero pierwszy krok na dłu­

giej i żmudnej drodze, prowadzącej do otrzym ania ta k ważnego obecnie cyana- midu wapniowego. Zastosowanie przez M arguerittea i de So,urdevala w r. 1862 b ary ty w miejsce potażu pozwoliło już w tem peraturze czerwonego żaru wiązać azot atmosferyczny, przez co koszty pro- dukcyi cyanków obniżyły się znacznie.

To też zwolna poczyna się wyłaniać myśl, że połączenia cyanowe, względnie tanio tą drogą otrzymywane, dadzą się może zastosować w rolnictwie jako sztuczne źródło azotu dla roślin. W 1895 roku F au re powziął projekt stapiania wapna z węglem w piecu elektrycznym w te m ­ peraturze 1 5 0 0 —2 500°C i przeprow adze­

nia następnie przez ową stopioną mie­

szaninę prądu powietrza, aby otrzymać cyanian wapniowy. On również pierwszy wypowiedział wyraźnie myśl używania, w ten sposób otrzymanego cy anianu j a ­ ko nawozu azotowego, co wkrótce, acz w innej nieco postaci, miało się n ap ra­

wdę urzeczywistnić.

(3)

Ale 20 W SZECHŚW IAT 30?

Kiedy więc w 1894 i 1895 r. Moissan i Willson otrzymali przez stopienie wę­

gla z alkaliami w piecu elektrycznym węgliki czyli karbidy alkaliów i kiedy nadto sposób ten fabrykacyi karbidów oka­

zał się dość tanim, zaczyna z coraz wię­

kszą siłą kiełkować myśl, wypowiedzia­

na już znacznie dawniej, bo jeszcze w ro­

ku 1869 przez Berthelota, myśl wiązania azotu powietrza zapomocą karbidów.

W p rak ty c e pomysł ten został urze­

czywistniony przez .Franka i Cara, którzy do swych doświadczeń używali najpierw węgliku baru a później wapnia, jako ma- te ry ału tańszego. Pierwotnie przypusz­

czano, że drogą tą dadzą się uzyskać właściwe połączenia cyanowe, ale rze­

czywistość przyniosła tylko rozczarowa­

nie pod tym względem. Zamiast ocze­

kiw anych cyanków powstawały z w y­

dzieleniem węgla odpowiednie sole cya- namidów, t. j. ich połączenia z metalami, związki pośrednie, które wprawdzie da­

wały się przeprowadzić w cyanki wła­

ściwe, ale ponieważ przerób taki zbliska okazał się niezbyt korzystnym, zarzuco­

no go wkrótce zupełnie. Tak więc przed­

staw iałby się w krótkich słowach cały szereg usiłowań i żmudnych prac, które krok po kro k u doprowadziły zwolna do otrzym ania soli wapniowej cyanamidu, wzoru (Ca2) : N ; C ; N, a która wprost w postaci surowej, zanieczyszczona wę­

glem i wapnem, bez dalszego przerabia­

nia, pospolicie wapnem azotowem zwana, bywa używ ana obecnie jako nawóz azo­

towy w rolnictwie.

Sam proces otrzymywania cyanamidu wapniowego jest, ja k widzimy, prosty i naw et niezbyt kosztowny, bo węgiel

1 wapno, służące ja k o p u n k t wyjścia, są produktam i względnie taniemi, a azot, pochłaniany przez węglik wapnia w 85—

95 ° /0 teoretycznej ilości, znajduje się w nieprzebranych zapasach do dyspozy- cyi techników. J e d y n a i główna t r u ­ dność tkw iła w tem, że azot atmosferycz­

ny nie daw ał się zbyt łatwo wydzielić w postaci wolnej od tlenu. F ra n k i Ca- ro posługiwali się w tym celu metodą Lindego, skraplając powietrze i wydzie­

lając azot drogą frakcyońowanej desty*

lacyi.

Dla techniki azotowania węgliku w a­

pnia niezmierną wagę posiadało także spostrzeżenie p .'F erd. Polzeniusza, które wskazywało, że wiązanie azotu przez wę­

glik następuje bez porównania prędzej i w niższej temperaturze w obecności chlorku wapnia, użytego jako domieszka w ilości nie większej niż iO°/0.

Pomysł Polzeniusza pozwalał obniżyć temperaturę, dotychczas do azotowania węgliku wapnia używaną, o kilkaset sto­

pni, bo z 1 0 0 0 — 1 1 0 0 do 7 0 0 — ‘ 800°C, przez co, rzecz prosta, koszty fabrykacyi cyanamidu wapniowego zmniejszyły się znowu o pewien procent. P rojekt Polzeniu­

sza został opatentowany w Niemczech przez towarzystwo nawozów azotowych, zawiązane w Westeregeln, a które pier­

wsze poczęło dostarczać tego nowego p roduktu w ilościach znaczniejszych, bo odpowiadających rocznie do 720 000 jcg azotu atmosferycznego.

Poza fabryką w W esteregeln utworzyło się już w 1899 roku, dla zużytkowania patentów F rancka i Cara, towarzystwo cyanamidowe, najpierw we Frankfurcie nad Menem, a później w Berlinie; w re­

szcie przeniosło się ono do Włoch, do Piano d ’Orta, pracując od 1905 roku jako Societa Italiana di prodotti azotati. Ilość wapna azotowego w tych fabrykach w y­

rabiana nie dorównywa je d n ak produk- cyi fabryki w Westeregeln.

W nowszych czasach towarzystwa i fa­

bryki niemieckie połączyły się z wielką g rupą kapitalistów francusko - szwajcar­

skich, aby p aten t Polzeniusza rozpowsze­

chnić i w tamtych krajach, nadto i w Austro - W ęgrzech zawiązuje się towa­

rzystwo cyanamidowe.

Wogóle nowych pomysłów i projektów ulepszania metod fabrykacyi wapna azo­

towego nie braknie w obecnych czasach.

Niedawno inżynier górniczy F ryderyk Carlson ze Stockholmu wpadł na pomysł stosowania jako katalizatora w procesie azotowania węglików nie chlorku lecz fluorku wapnia. W ilości 1 do 2% do­

mieszki fluorek ma bowiem również ob­

niżać tem peraturę azotowania do 900°.

(4)

308 W SZECHSW IAT JMs 20

-Odkrycie to potwierdziły również b a d a ­ nia Jacobyego i Foerstera, są to jed n ak dotąd tylko doświadczenia laboratoryjne, które na większą skalę nie znalazły za­

stosowania.

Wapno azotowe, otrzymane w sposób, który wyżej opisałam, zewnętrznie p rzed ­ staw ia dość tw ard y , kam ienisty produkt, barw y szaro-czarnej, o niemiłej woni ace­

tylenu, zasadniczo składający się z dwu substancyj, węgla grafitowego oraz k r y ­ ształków cyanam idu wapniowego. Azotu zawiera średnio do 19°/0, t. j. zajmuje pod tym względem miejsce pośrednie między procentową zaw artością azotu w s a letr/e chilijskiej i w siarczanie am o­

nowym, którem u zresztą ja k o nawóz sztuczny zupełnie odpowiada.

W apno azotowe zawiera w apnia ilość odpowiadającą do 60% tlenku wapnia.

Nadto niektóre g a tu n k i wapna azotowe­

go, zależnie od fabryki, z której pocho­

dzą, są mniej lub więcej zanieczyszczone chlorkiem wapnia. Wreszcie, ponieważ produkty, z k tó ry ch wychodzi fabryka- cya wapna azotowego n igdy nie byw ają zupełnie czyste, zawiera ono ślady in ­ nych domieszek ja k fosforku, siarczku i węgliku wapnia.

Najważniejszym a właściwie jedynie wartościowym składnikiem w apna azoto­

wego jako nawozu sztucznego je s t tylko cyanamid wapniowy, którego wzór już wyżej podałam. Związek ten pod w pły­

wem wody przechodzi w sól wapniową jednozasadow ą (CNNH)2Ca, dalej w dwu- zasadową CNN (CaOH)2 -f- 5H20, a w re­

szcie z wydzieleniem w apna gryzącego 'w cyanamid wolny podług równania:

Ca(NH.CN)2 + H20 = N C.N H 2 + Ca(OH),,.

Wolny cyanamid pod działaniem wyż­

szej tem p eratu ry w obecności wody daje mocznik, a wreszcie węglan amonowy, co je s t reak cy ą o tyle ciekawą, że po­

zwala nam wniknąć w budowę chemicz­

n ą tego związku głębiej nieco:

.NH2 NiCNH* + H20 = c / q

X n h 2

CO (H2N)2 + 2 H20 = C 0 3 (NH4)2

W wyższej tem peraturze pod wpływem alkaliów lub też wprost po dłuższem s ta ­ n iu roztworu wodnego, cyanamid poli­

meryzuje się w inny również ciekawy / N 2 C—N H - CN związek, dwucyanodwuamid: \ N H , któ­

rego sole używane są w praktyce jako środek obniżający tem peraturę spalenia ciał wybuchowych.

Dwucyanodwuamid pod wpływem kw a­

sów ulega łatwo zmydleniu w dwucya- nodwuamidynę:

/ N H 2 C = N H

\ 1 \ H

c= o I

\ N H 2

pod ciśnieniem zaś z amoniakiem daje dwuguanid wzoru:

/ N H 2 / NH2 C=:NH—C

\ N H X N H

Nadto cyanamid wapniowy z powodu właśnie wyżej wymienionej obecności siarczku, fosforku i węgliku wapnia, mo­

że, według Seelhorsta i Muthera, wydzie­

lać podczas rozkładu niewielką ilość fo­

sforowodoru, siarkowodoru i acetylenu, i stąd właśnie owa niemiła woń wapna azotowego.

Tak przedstawiałaby się więc w paru słowach strona chemiczna cyanamidu oraz jego najbliższych pochodnych. Wszyst­

kie wyżej wymienione związki mogą z cyanamidów powstawać i w ziemi, o ile istnieją po temu odpowiednie wa­

runki. Myśl tę wypowiedział pierwszy Albert Frank, który widząc, że cyanamid wapniowy pod Wysokiem ciśnieniem z pa­

rą wodną łatwo wydaje amoniak, wnio­

skował słusznie, że i w ziemi pod w pły­

wem ciśnienia i wilgoci cyanamid po­

dobnym zmianom ulegać może, a przez to przedstawi pewną wartość jako źró­

dło azotu dla roślin. I rzeczywiście pod wpływem wilgoci ziemnej i C02, cyana­

mid wapniowy rozkłada się na węglan w apnia i cyanamid wolny, te n pod w pły­

wem bezwodnika węglowego powietrza

daje kwas cyanamidowęglowy

(5)

J\e 20 WSZE CHS WIAT 309

O H \

N C.N — C , a pod wpływem kwasów O H /

humusowych dwucyanodwuamidynę.

Dr. L udm ira Biegańska.

(D ok. n ast.).

P O P Ę D P Ł C I O W Y I C E C H Y P Ł C I O ­ W E D R U G O R Z Ę D N E J A K O W Y N IK C Z Y N N O Ś C I W E W N Ę T R Z N E J S E -

K R E C Y I G R U C Z O Ł Ó W P Ł C I O W Y C H l).

Badacze oddawna zadawali sobie p y ta­

nie, ja k w ykształcają się właściwości czynnościowe i psychiczne, potrzebne podczas rui; w jaki sposób u dorastają­

cego zwierzęcia powstaje przemiana or­

ganów centralnych, będących w związku z popędem płciowym, która to przem ia­

na wywołuje pożądanie płci przeciwnej i funkcye płciowe; czy procesy te należy odnieść jed yn ie do wpływu czynników wydzielniczych, chemicznych, czy też w obrębie system u nerwowego central­

nego uczestniczą w nich impulsy nerwo­

we, pochodzące od gruczołów płciowych.

Już badania z 1894 roku wykazały, że słabe skłonności do obejmowania w y stę­

p u ją w czasie rui także u żab k astrow a­

nych przed kilku miesiącami; w o s ta t­

nich zaś trzech latach Steinach stw ier­

dził, że zjawiska takie u kastratów w y­

stęp ują corocznie w zimie, a naw et je st to w związku z nabrzmiewaniem palca, widocznem ju ż makroskopowo. Następnie stwierdził słabe objawy popędu płciowe­

go u wczesnych kastratów zwierząt ssą­

cych (szczurów) i zależność kształtow a­

nia się woreczka nasiennego, gruczołu krokowego i ciał jam istych od obecno­

ści jąder. Wyniki tych badań, oraz ba-

!) W e d łu g ro z p ra w y E . S teinacha: „Ge- s c h le c h tstrie b u n d e c h t se k u n d are G eschlechts- m erk m ale ais F o lg ę d er in n e rse k re to risc h e n E u n k tio n d e r K eim d riisen ". Z en tr. f. P hysiolo- g ie , t. 24, 1910.

dań Oudemansa nad motylami, -powstałe - mi z gąsienic kastrowanych, nasuw ają przypuszczenie, że zależność cech płcio­

wych od gruczołów rozrodczych w y­

kształciła się stopniowo podczas rozwoju filogenetycznego. W ciągu ostatnich lat 16 wykazano, że cechy płciowe somaty* » czne znajdują się w związku z działaniem wewnętrznej wydzieliny gruczołów płcio­

wych, k tó ra dostaje się do obiegu krwio­

nośnego.

Steinach stwierdził fakt ciekawy, mia­

nowicie, że każdej chwili można wywo­

łać skurcz obejmowania, poza norm al­

nym okresem spółkowania, przez znisz­

czenie ośrodków stanowiących hamulec dla tych odruchów. Metoda prym ityw na polega na dekapitacyi, dokładniejsza na wycięciu ośrodków ham ujących w mó­

zgu, które, ja k to stwierdził W iktor Langhaus, leżą w ciałkach bliźniaczych i w móżdżku; prócz tego przyjąć należy istnienie rozsypanych ośrodków w rdze­

niu przedłużonym. Usunięcie nabrzmie­

nia na palcu (modzeli) sprowadza, przer­

wanie odruchu, przez znieczulanie palca 5 ° / 0 roztworem kokainy Steinach mógł dowolnie odruch usuwać i znów przy­

wracać.

Celem okazania sztucznego obejmowa­

nia po dekapitacyi, trzeba żabę leżącą na grzbiecie przytwierdzić za tylne nogi, tak, aby przednia część ciała i przednie odnóża pozostały wolne. Jeżeli się teraz po odcięciu głowy i po zatamowaniu krwi, drażni przez ugniatanie nabrzmień na palcach, powstaje skurcz, wcale nie słab-, szy niż ten, który w ystępuje normalnie podczas kopulacyi. Żaby, którym wy­

cięto tylko ośrodki hamujące bez znacz­

niejszej u tra ty krwi, obejmują samicę i skurcz trw a godzinami, a n aw et cza­

sem jeden lub dwa dnie.

Doświadczenia te wskazują, że poza okresem kopulacyi, mechanizm obejmo­

wania u samca żaby podlega pewnemu zahamowaniu; naturalne zaś spółkowanie dochodzi do sk u tk u przez powstrzymanie tego zahamowania. Proces ten rozwija się stopniowo, w zrasta do późnej jesieni i dochodzi do najwyższego stopnia pod­

czas miesięcy zimowych, W związku

(6)

3 1 0 W SZBCHSW IAT J\ls 20

z tem znajduje się wrażliwość silnie roz­

winiętych nabrzm ień n a palcach oraz rozrost mięśni ramienia. Stąd nasuw a się pytanie: Czy można wykazać czysto chemiczne działanie gruczołów płciowych przez wyłączenie wpływów nerwowych?

Odpowiedź n a to Steinach znalazł w dal­

szych doświadczeniach nad kastratam i.

Kastrował żaby w lecie, t. j. wtedy, k ie­

dy popędu do obejmowania niema i w j e ­ sieni, kiedy popęd ten zaczyna się roz­

wijać. U k astrató w wszelkie objawy te ­ go popędu zanikają w przeciągu kilku dni, następnie w racają po ja k im ś czasie, ja k o nadzwyczaj słabe zjawisko, po w ta­

rzające się peryodycznie. To już w y ­ raźnie dowodzi łączności pomiędzy c e ­ chami czynnościowemi płciowemi a g r u ­ czołami rozrodczemi; wszelkie zaś w tym kierunku w ątpliwości u su w a ją dalsze do­

świadczenia nad kastratam i, w których stosował w strzykiw ania. Jeżeli się m ia­

nowicie zwierzętom skastrow anym , nie w ykazującym absolutnie żadnych sk ło n ­ ności do obejmowania, zastrzyknie odpo­

wiednią dawkę su b stan cy i jądrow ej, to zwierzęta te w 8 8 $ przypadków okazują popęd płciowy, dochodzący do maximurn po 48 godzinach od zastrzyknięcia. Trw a to 3 — 4 dni, następnie słabnie i powoli zupełnie zanika; zanikanie to przyspie­

szyć można przez wym yw anie s u b sta n ­ cyi zastrzykniętej roztworem soli k u ­ chennej.

D ru g a injekcy a powoduje proces taki sam i o takiem samem natężeniu. W a ­ żną je s t p rzytem rzeczą, że żaden inny odruch nie j e s t w tym przy p ad k u wzmo­

żony; Steinach wnosi stąd bowiem, że su b stan cy a ją d ro w a ma swoisty wpływ tylko na te ośrodki nerwowe, k tó re kie­

ru ją odruchem obejmowania. U zwie­

rząt, którym zastrzyknął owrą substan- cyę, zauważył wzrost nabrzm ień palco­

wych znaczniejszy niż u k a strató w tr z y ­ m anych dla kontroli, na których doświad­

czenia powyższego nie przeprowadzał.

Różnice w działaniu substancyi z ją d e r zwierząt tego samego g atu nk u lub r ó ­ żnych g atunków są tylko n a tu ry ilościo­

wej. Najenergiczniej działa wydzielina gruczołów samców, będących w okresie

rui z tego samego gatunku, je d n a k b a ­ dacz otrzymał także dodatnie rezultaty działając su b stan cyą z ją d e r Rana fusca na Rana esculenta.

Z doświadczenia tego Steinach wypro­

wadza wnioski teoretyczne. Mianowicie zastrzyknięcie substancyi powoduje prze- dew szystkiem i w krótkim już czasie dążność do obejmowania, a więc znosi albo osłabia czynniki powodujące zah a­

mowanie. N atom iast wzrost organów ko­

pulacyjnych daje się zauważyć dopiero po tygodniach lub miesiącach, a więc pierwotnem zjawiskiem je s t podrażnienie narządów ośrodkowych, wtórnem zaś, wywołanem, być może, przez wzmożony dopływ krwi, j e s t zjawisko rozwoju d ru ­ gorzędnych cech płciowych. Steinach próbował także zastrzykiw ania na ża­

bach, u których stwierdził impotencyę;

skłonność do obejmowania występowała analogicznie, j a k u k a strató w i po j a ­ kimś czasie zanikała. Piócz tego, pró­

bował w strzykiw ania substancyi z orga­

nów centralnych. W tym celu dzielił zwierzęta przeznaczone do doświadczenia na 3 grupy: jednej grupie kastratów w strzykiwał mózg i rdzeń samców będą­

cych w rui, drugiej organ centralny samca skastroAvanego, trzeciej organ cen­

traln y samicy i przekonał się, że tylko doświadczenia z pierwszej seryi dały w yniki dodatnie. Doświadczenie to n a ­ suwa problem niezupełnie jeszcze wyzy­

skany, działania wydzieliny wewnętrznej tylko na pewne, ściśle określone organy.

Na razie Steinach stwierdzić może pe- wrne różnice działania pomiędzy między- móżdżem i rdzeniem przedłużonym a in- nemi częściami system u nerwowego ce n ­ tralnego. Dla skontrolowania tych do­

świadczeń zastrzykiwał inne substancye, ta k np. substancyę jądrową wygotowa­

ną, sok żołądkowy, sok mięśni, wątroby i t. p. i przekonał się, że nie wywołują one absolutnie żadnego skutku. Słaby rezultat otrzym ywał jedynie po zastrzy- knięciu substancyi jajnikowej, co w sk a­

zuje, że w obrębie jajnika również tw o ­ rzy się jak aś wydzielina, powodująca po­

pęd płciowy. Co więcej, zauważył, że

sama substancya ją d ro w a nie zawsze

(7)

J\s 20 WSZECHSWIAT 311

działa z równą intensywnością. Substan- cya jąd ro w a żab, które niedawno plemni­

ki złożyły, wcale nie działa. Ujemny lub slaby rezultat dają też próby podczas miesięcy letnich, dopiero w jesieni znów sku tek się pojawia. Jasnem je s t zatem, że ją d ra peryodycznie w ytwarzają jakąś wydzielinę, która zwolna wzmaga, a w zi­

mie doprowadza do p u n k tu kulm inacyj­

nego popęd płciowy.

Rezultat powyższych badań ująć mo­

żna w sposób następujący. W rozwoju potężnego popędu do obejmowania u żab nie uczestniczą wcale pobudki nerwowe, pochodzące od gruczołów płciowych, dzia­

ła natomiast chemicznie na narząd ośrod­

kowy wydzielina, wyprodukowana przed ru ją w jądrach; działanie jej je st eklek- tywne, paraliżuje ośrodki hamujące ów odruch, znosi zahamowanie, a skutkiem tego w ytw arza skłonność do obejmowa­

nia.

W dalszym ciągu Steinach pracował w tym kierunku nad zwierzętami ssące- mi na materyale przeważnie ze szczu­

rów, wyjątkowo ze świnek morskich i królików. Ponieważ dotychczasowe pró­

by przeszczepiania ją d e r się nie udaw a­

ły, próbował innego sposobu, t. j. żywił kastrow ane szczury substancyą jądrową, ale tego rodzaju doświadczenia dawały jedynie ujemne wyniki. Zwrócił się więc ponownie do transplantacyi i udało mu się rzeczywiście 44 szczurom skastrowa- nym wszczepić ją d ra obce. Pęcherzyk nasienny i gruczoł krokowy, które w y­

stęp u ją jako najwybitniejsze drugorzęd­

ne cechy płciowe, są u wczesnych ka- stratów niezmiernie słabo zaznaczone, ró­

wnież mało rozwija się prącie. Otóż wszystkie te narządy są normalnie wy­

kształcone u zwierząt, które we wczesnej młodości skastrowano, a którym nastę­

pnie wszczepiono ją d r a obce; zwierzęta te wykazują też w pełni cechy płciowe psychiczne. Co do kwestyi, które części ją d ra biorą udział w produkowaniu wy­

dzieliny, to zdaje się, że wchodzą tu w grę raczej komórki stanowiące zrąb jądra, gdyż u zwierząt z transplantowane mi ją d ram i są one znaczniej rozwinięte, niż komórki spermatogoniczne, bo k a n a ­

liki nasienne są po większej części pró­

żne. W tem dowód, że popęd płciowy i rozwój cech drugorzędnych nie je st związany z rozwojem tk a n k i twórczej dla plemników. Poparli to twierdzenie Taudler i Grosz, którzy niszczyli zapo- mocą promieni Rontgena komórki rozrod­

cze z ją d e r jeleni i przekonali się, że mimo to cechy drugorzędne, ja k rogi, normalnie się rozwijały. Steinach zauwa­

żył, że czasami popęd płciowy był b ar­

dzo wielki, a w takich przypadkach sub- staneya podstawowa ją d er transplanto- wanych nadmiernie się rozwijała. P o ­ nieważ więc można zauważyć różne sto ­ pnie rozwoju popędu, a to je s t w związ­

ku z rozwojem tkanek wytw arzających wydzielinę, przyjąć musimy, że wogóle u zwierząt wyższych skłonności seksu­

alne tak pod względem somatycznym, ja k psychicznym zależne są od wzrosty i czynności tych tk an ek jądra, które p rodukują wydzielinę. Rozwój zaś m ę­

skości, t. j. wszystkie te zmiany, które zwierzę przechodzi podczas dojrzewania płciowego, je s t następstwem wpływu chemicznego wydzieliny jądrowej na sy­

stem nerwowy centralny. Co dotyczę funkcyj płcio.wych, to działanie ich ogra­

nicza się zrazu tylko do mózgu; p o w sta­

je popęd do płci przeciwnej i pewne po­

drażnienie. Później dopiero rozwija się zdolność do wzwodu i spółkowania. Cały ten proces Steinach krótko nazyw a *ero- tyzacyą“ systemu nerwowego. Jeżeli się ta erotyzacya dokonała, to następnie ka- stracya popędu już nie usuwa. Rozwój i zachowanie się popędu płciowego osob­

nika wyrazić można przez krzywą, k tó ra zaczyna się wznosić już w wieku dzie­

cięcym, osięga punkt najwyższy po doj­

rzeniu, zatrzymuje się na tym poziomie jakiś czas, tworząc linię falistą, poczem w starości opada i wreszcie dochodzi do zera. Wznoszenie się krzywej i średnia jej wysokość są wyrazem czynności wy- dzielniczej wewnętrznych gruczołów płcio­

wych. Przebieg falisty lub zygzakowaty

wskazuje wahnięcia czasowe, będące

w związku z czynnikami psychicznemi,

wypełnieniem lub wypróżnieniem dróg

nasiennych odprowadzających i t. p. W r e ­

(8)

312 W SZECHSW IAT Ne 20

szcie spadek krzywej oznacza ustanie czynności wydzielniczej gruczołu płcio­

wego.

L a u ra K aufm anówna.

JAK R Y B Y ŚPIĄ?

Najliczniejsze wiadomości, ja k ie mamy o śnie ryb i zachowaniu się ich podczas niego, dotyczą przedstawicieli dw u po­

krew nych sobie rodzin: sum ow atych (Si- luridae) i ślizowatych (Acanthopsidae).

Dr. T. W ern er podaje (Biol. Centrałbl.

No 2, 1911), że nieraz obserwował w ak- w aryach pospolitego suma północno-ame- rykańskiego, A miurus nebulosus, który, zgiąwszy się półksiężycowato i wstrzy- wawszy w zupełności oddech, spoczywał przez dłuższy czas bez ru ch u n a po­

wierzchni wody; czasami w takim samym stanie mógł wisieć w wodzie, zaczepio­

ny o gałązkę. Podobnie zachowuje się nieraz w ak w ary u m i w n aturze sum n i­

lowy, Synodontis nigrita. Ten sam autor mówi, że widyw ał pod Mongalla, w gór­

nym Nilu, j a k małe sum y tego g atu n k u wyciągały się na powierzchni wody, w zacisznem, słonecznem miejscu, obro- śniętem sitowiem, i tak bez ruchu leżały przez długi czas; można było rzucać k a ­ myki na wodę, jeżeli te nie trafiały bez­

pośrednio w ryby, sumy nie reagowały.

Na Synodontis, obserwowanych w akwa- ryach, było widać podczas zapadania w taki stan, j a k zwalniał się powoli ruch pokryw skrzelowych i płetw y piersiowe wyciągały się poziomo—z łatwością mo­

żna było je w te d y chw ytać ręką. Ryby te spały; jed n ak sen ich nie był bardzo silny: od czasu do czasu poruszały lek­

ko płetwami, a wreszcie silniejszy ruch, albo większa lala, budziły je.

Znany je s t również fakt, że pewne p a n ­ cerzowe sumy nilowe, Synodontis baten- soda i Syn. m em branaceus lubią pływać powoli na powierzchni wody, brzuszną stroną zwrócone do góry; za najmniej- szem wszakże zaniepokojeniem ich od­

w racają się szybko do pozycyi n o rm al­

nej i znikają w wodzie. Czy zjawisko to można wytłumaczyć również jak o ro­

dzaj sn u —trudno powiedzieć.

Z innych rodzin ryb, o Labridae (war- gaczowate) znajdują się wiadomości u Boulengera (Cambridge N atural History), k tó ry mówi, że ryby te śpią, przewróci­

wszy się na bok. W erner podaje, że swojskie piskorze (Misgurnus fossilis i Cobitis taenia) bardzo często śpią, le­

żąc na grzbiecie, przyczem ruchy pokry­

wy skrzelowej prawie ustają i ry b a w y ­ gląda zupełnie ja k martwa; jednak lek­

kie poruszenie wystarcza, ażeby piskorz się obudził i rzucił w gw ałtownym ru ­ chu do ucieczki.

Wreszcie trzeba przytoczyć dane B.

Romeisa (Biol. Centrałbl. Na 6 r. 1911) 0 malej rybce, Paratilapia multicolor, znanej z tego, że wyhodowuje w ch ara k ­ terystyczny sposób swe młode; bierze, mianowicie, ikrę własną, po zapłodnie­

niu, do gęby i trzyma ją tam dopóty, aż wylęgną się z niej młode; a naw et i po­

tem jeszcze, przez pierwsze dnie życia swego potomstwa, gromadzi je pod wie­

czór w jam ie gębowej. Otóż ryba ta na noc kładzie się na brzusznej stronie na dnie akw aryum i podpiera swemi cztere­

ma p ł e t w a m i - w takiem położeniu, zdaje się, śpi mocno i nie wykonywa najm niej­

szych ruchów i nie reaguje naw et na dość silny dźwięk lub światło. Ryba ta ma jeszcze pewien zwyczaj, zbliżony, przynajmniej ze względu na znaczenie fizyologiczne, do snu. Mianowicie, samice w okresie wylęgania młodych, wziąwszy jaja, albo embryony do gęby, wznoszą się na powierzchnię wody, i tu, w yszu­

kawszy odpowiednie dla siebie miejsce, wpadają w stan bezwładu. Zazwyczaj w ybierają sobie śród liści roślin wod­

nych miejsce takie, żeby pod sobą mieć ja k g d y b y podstawę z liści, a nad sobą niewielką w arstw ę czystej wody; na t a ­ kim miejscu kręcą się przez ja k iś czas tu i owdzie, wybierając sobie stan ow is­

ko, a wreszcie powoli składają płetwy

1 nieruchomieją; jedynie prawidłowe, dość

zwolnione ruchy wieczka skrzelowego

wskazują, że życie w tem małem ciele

istnieje jeszcze. Tak mogą przebyć j e ­

(9)

JM* 20 WSZECHSWIAT 313

dnym ciągiem od i do dwu godzin. Uśpie­

nie to zdaje się jed n ak nie je s t zbyt głę­

bokie: za szybkiem zbliżeniem się ja k ie ­ goś przedmiotu, bądź głosu, rybka mo­

mentalnie zrywa się z miejsca i ucieka.

W ytłumaczyć to zjawisko dosyć trudno;

zdaje się, że stanowi ono przystosowanie korzystne dla ryby w trybie życia, jak i prowadzi, spełniając swe powinności ma­

cierzyńskie. Mając w ciągu 14 dni za­

j ę tą jam ę gębową, nie może się odpo­

wiednio odżywiać — jedyne pożywienie jej stanowią pierwotniaki i drobne orga­

nizmy, które dostają się do gęby wraz z wodą; w sk u tek też tego okres lęgowy nadzwyczaj j ą wyczerpuje. W takich warunkach zdolność zachowania możli­

wie ja k n aj częściej i najdłużej pozycyi bez ruchu j e s t rzeczą bardzo ważną, i w półuśpieniu i absolutnym spokoju wydatkuje ona jaknajm niej energii ży­

ciowej.

H. R be.

T R A I T E D E R A D I O A C T I V IT E

p rzez M aryę Curie, P ro f. Sorbony.

Ukazanie się kapitalnego dzieła naszej znakomitej rodaczki, która tak bardzo powołana była do opracowania książki podstawowej w tej właśnie dziedzinie wiedzy, stanowi zdarzenie doniosłe i mo­

żna przypuszczać, że będzie punktem wyjścia dla wielu dalszych studyów.

Oprócz tego daje do ręki uczonym cał­

kowity spis badań szczegółowych, do­

tychczas wykonanych we wszystkich k ra ­ ja c h cywilizowanych.

J e s t to najobszerniejszy wykład pro­

mieniotwórczości, ja k i dotychczas w y­

szedł — co w^obec niesłychanego wprost rozrostu literatu ry przedmiotu było za­

daniem tytanicznem. Wykład cechuje niezmierna jasność i ścisłość; korzysta­

2 to m y w 8, X III-f4 2 6 i I V 4-548 str. z 193 ry s. i 7 ta b l. 1910, P a ry ż . N ak ład em G au th ier- Y illarsa. Q uai des G ra::ds A u g n stin s. C ena 30 fr.

nie z niego utrudnia tylko brak skoro­

widza alfabetycznego.

Sądzę, że najłatwiej zdać sobie będzie można sprawę z planu tego dzieła w szcze­

gółach, jeżeli przytoczę zasadniczą część przedmowy oraz spis rozdziałów x).

Z przedmowy:

„Treść tej książki stanowią wykłady o promieniotwórczości, które miałam w ostatnich latach w Sorbonie. W opra­

cowaniu ich do druku dodałam tylko nie­

wiele szczegółów, które musiały być po­

minięte podczas nauczania.

Promieniotwórczość, ściśle związana z fizyką i chemią i korzystająca z metod badań tych nauk, przynosi im w zamian zdobycze nowe. Chemii przysparza n o ­ w ą metodę wykrywania, oddzielania i b a­

dania pierwiastków, oraz poznanie pe­

wnej liczby nowych pierwiastków o nie­

słychanie ciekawych własnościach (prze- dewszystkiem radu), wreszcie zasadnicze pojęcie możliwości przekształceń atomo­

wych w w arunkach dostępnych dla kon­

troli przez doświadczenie. Fizyce, a zwła­

szcza nowoczesnym teoryom korpusku- larnym, otwiera nowy świat zjawisk, któ­

rych poznanie stanowi źródło postępu dla tych teoryj.

Promieniotwórczość j e s t nową własno­

ścią materyi, która została spostrzeżona dla pewnych ciał. Obecnie nic nie po­

zwala twierdzić, że je s t to ogólna w ła­

sność materyi, mimo, że pogląd ten nie zawiera a priori nic nieprawdopodobne­

go, a n aw et musi wydawać się n atu ra l­

nym.

Ciała promieniotwórcze stanowią źró­

dła energii, której wydzielanie uzewnę­

trznia się zapomocą różnych objawów:

emisya promieni, ciepła i elektryczności.

To wydzielanie energii je s t wyłącznie związane z atomem ciała:—Stanowi zja­

wisko atomowe; pozatem je s t sam orzut­

ne. Obie te własności są podstawowe.

J) R e d a k c y a W s z e c h św ia ta p o zw ala sobie zaznaczyć, że u w a ż a za obow iązek Szanow nej A u to rk i oraz kół n au k o w y c h polskich dołożyć w szelkich s ta ra ń , żeby T ra k ta t o p ro m ie n io tw ó r­

czości m ógł w y jść w w y d a n iu polskiem .

(P rz y p . red.).

(10)

314 W SZECHSW IAT j\ó 20

Jeden z produktów rozpadu je s t szcze­

gólnie interesujący. J e s t to gaz hel, k tó ­ ry je s t w y tw arzan y bezustannie przez rad, aktyn, polon, uran i tor. D ośw iad­

czenie dowodzi, że wydzielone atomy he­

lu należy rozpatryw ać jak o cząsteczki, które utraciły swój ładunek elektryczny.

Z drugiej strony wydaje się, że te same cząsteczki m ateryalne stanowią promie­

nie a różnych ciał promieniotwórczych.

W ynika z tego, że atom helu według wszelkiego prawdopodobieństwa tworzy jeden ze składników wszystkich lub pra w ie wszystkich ciał promieniotwórczych, a może w ogóle składnik wszelkich utw o­

rów atomowych.

Promieniotwórczość w ynika z rozpadu pewnych atomów; rozpad ten przedsta­

wia się nam jak o zjawisko samorzutne.

Doświadczenie dowodzi także, że. w sz y st­

ko odbywa się tak, ja k b y prawdopodo­

bieństwo rozpadu było w każdej chwili jednakowe dla wszystkich atomów jednej subśtancyi. Tak bowiem tłumaczy się prawo przebiegu rozpadu według funkcyi wykładniczej i odchylenia od tegoż.

Pomimo tego w ydaje się nieuniknio- nem założenie, że rozpad indyw idualne­

go atomu w danej chwili spowodowany je s t przez okoliczności szczególne, które wpływają na jego sta n oraz przez wpływ czynników zewnętrznych. Zatem o sta­

teczna przyczyna zjaw isk promieniotwór­

czych dotychczas pozostaje nieznana.

W dziele tem zjawiska promieniotwór­

czości właściwej poprzedza w ykład te- oryi jonów w gazach, oraz streszczenie najważniejszych wiadomości o promie­

niach katodalnych, promieniach dodat­

nich, promieniach Rontgena oraz własno­

ściach cząstek naelektryzowanycb. w r u ­ chu. Wiadomości to są niezbędne dla studyów nad przedmiotem, o k tó ry cho.- dzi. N astępny rozdział poświęcony j e s t opisowi metod mierniczych. Po szczegó­

łowym opisie odkrycia i odosobnienia substancyj promieniotwórczych n a s tę p u ­ je n auka o emanacyach prom ieniotwór­

czych, promieniotwórczości wzbudzonej, oraz promieniach wysyłanych przez ciała promieniotwórcze.

Wreszcie ciała promieniotwórcze są rozklasyfikowane według rodzin i bada­

ne każde oddzielnie p o d . względem w ła­

sności oraz charak teru przekształceń pro­

mieniotwórczych11.

Tom 1 dzieła p. Curie składa się z n a ­ stępujących rozdziałów:

I. Jony i elektrony. II. Metody b ad a­

nia i pomiarów promieniotwórczości. III.

Promieniotwórczość uranu i toru. Mine rafy promieniotwórcze. IV. Nowe ciała promieniotwórcze. Y. Promieniotwór­

czość o trw aniu ograniczonemu Promie­

niotwórczość wzbudzona i t. d. VI. Gt zy promieniotwórcze czyli emanacye. VII.

Promieniotwórczość wzbudzona. ViTI. f e ­ bry ą transfi.rm.acyi ciał promieniotwór­

czych.

W tomie II spotykamy następujące rozdziały:

IX. Rodzaje promieniowania. X. Ró­

żne zjawiska obserwowane w obecności ciał promieniotwórczych. XI. W ydziela­

nie ciepła przez ciała promieniotwórcze.

XII. Uran i jego rodzina. XIII. Rad i jego rodzina. Polon. XIV. Tor i jego rodzina. XV. Aktyn i jego rodzina. XVI.

Minerały promieniotwórcze. W y tw arz a­

nie radu. Jonium. Analogie i zależności pomiędzy rodzinami elementów' promie­

niotwórczych. XVII. Promieniotwórczość g ru n tu i atmosfery.

M. Or.

S P R A W O Z D A N I E ,

D r. E. Kiernik. Ż y c i e w n u r t a c h o c e a n u . Z l tablicą i 33 rycinami w tekście. Kraków 1910. Skład główny L. Fromer, Kraków E. W ende i S ka w Warszawie. Cena 1 rb. 2 0 kop.

L i t e r a tu r a nasza popularno - biologiczna jest t a k uboga, że na palcach niemal można wyliczyć wszystko, co w tej dziedzinie po­

siadamy. Z radością więc należy powitać nową książkę, wypełniającą poważną lukę w naszem piśmiennictwie.

Po wrstępie, w którym mamy streszczone w kilku słowach dzieje oceanografii,, p. K ier­

nik opisuje w dwu pierwszych rozdziałach

własności fizyczne i chemiczne oceanów, me­

(11)

JSfo 20 W SZECHSW IAT 315

tody ich badania, oraz wpływ tych własno­

ści na istoty żywe. Mówi więc o rozległo­

ści oceanów, o topografii dna morskiego, głębokości mórz i sposobach mierzenia jej, ciśnieniu panującoin w morzu, tem peraturze, składzie chemicznym wody morskiej, zdol­

ności przepuszczania światła i ruchach wo­

dy. Odmalowawszy w te n sposób środowi­

sko, w k tórem tak bujne rozwija się życie i poświęciwszy rozdział III opisowi najw aż­

niejszych przyrządów, służących do połowu istot żywych, przechodzi do opisu samego życia. W trzech więc następnych rozdzia­

łach widzimy kolejno trzy główne zbioro­

wiska: litoralne, pelagiczne i abysalne. Roz­

dział Y II zaznajamia nas z udziałem orga­

nizmów w tworzeniu się pokładów geologi­

cznych, rozdział zaś V III, ostatni, z ogólną gospodarką życia w morzu.

Ta bogata treść je s t wyłożona p rz y stę p ­ nie, zajmująco, w wielu miejscach barw nie—

skutkiem czego książeczka p. K. będzie do­

skonaleni uzupełnieniem wykładów zoologii w szkołach. Polecam ją więo gorąco szcze­

gólniej młodzieży szkolnej — dla której głó­

wnie została napisana.

J e d n a k rzadko bywa coś bez ale. W kil­

k u miejscach dziełko grzeszy niejasnością.

T ak np. na str. 151 niejasno jest wyłożona geneza zaniku oczów u zwierząt głębinowych.

Co ma znaczyć to przechodzenie „wprost przez głębokie w a rstw y wody“ aż na dno?

Czy to „w prost" oznacza nagłe przeniesie­

nie z miejscowości oświetlonych do zupełnie ciemnych? W takim razie niezrozumiałe bę­

dzie zatracenie „już w drodze“ zmysłu wzro­

ku. Należało t u ta j uwzględnić i ten fakt, że wśród zwierząt żyjących w pełnem św ie­

tle znajdujemy formy ślepo łub zaopatrzone w doskonałe organy świecące, ja k np. ryba P hotoblepharon palpebratus. P oriny t&kie stanowią gotowy m ateryał do zaludniania miejsc ciemnych. R ozpatrując hypotezę Loe- b.a, wyjaśniającą gęstość zaludnienia mórz podbiegunowych, p. Kiernik nie wspomniał o jednym fakcie zasadniczym: że „współ­

czynnik te m p e r a tu ry dla długości życia jest znacznie wyższy, aniżeli współczynnik t e m ­ p e ra tu ry dla szybkości rozwoju“ (Loeb).

H ypoteza bez tego faktu, na którym się opiera, jest zupełnie niezrozumiała. Zdanie takie, j a k np. następujące: „Zwrócić musi­

my to (tu?) jeszcze i na to uwagę, że to cośmy dotychczas o wpływie zawartości soli w wodzie morskiej na życie w m orzu mó­

wili, to parę przykładów, w k tó ry ch dało się wykazać stosunek i zależność od je d n e ­ go tylko składnika wody morskiej, t. j soli kuchennej, że nie wzięliśmy jeszcze w r a ­ chubę innych składników, które działając zosobna i sum ując swe wpływy wzajemnie, ' tworzą dopiero swoisty ośrodek, norm ujący

i k ształtujący życie wr rnorzu“ (str. 53) — trzeba conajmniej dwa razy przeczytać, za­

nim można będzie uświadomić sobie, treść jego. Z podpisu umieszczonego pod tablicą I-szą (poco zaznaczenie „pierwsza", skoro jest jedyną) mpżna wnosić, że Hippocam- pus należy do pierścienic, czego wykazanie z pewnością nie było zamiarem d-ra Kier- nika. Wreszcie szpecą książkę takie wryrazy i zwroty, jak „wahnienia"— „u wód“ (zam.

„w w o d a c h ') — „oddechanie'1— „stołat£ (zam.

,,stołut£) — „pasu“ (zam. ,,pasa“) — „rość“

(zam. „rosnąć") — „ochłódną“ — „gejzyr“ —

„złowiono w 2 000 m rybg“ > wiele innych, Wszystkie te usterki oczywiście łatwo u s u ­ nąć w wydaniu następnem, na które, p rz y ­ puszczam nie będziemy długo czekali.

. Szkoda wielka, że p. Kiernik nie pokusił się o opracowanie działu . o barwach istot morskich. B ra k tablic koljrow ych jest po­

ważną przeszkodą — lecz nie niemożliwą, do pokonania, gdyż w ostateczności można je zastąpić opisem, tembardziej, że uczniowie oglądają barwne tablice w szkołach,

W. Roszkowski.

Z T O W . P R Z Y J A C I Ó Ł N A U K W P O Z N A N I U .

Zebranie zwyczajne wydziału przyrodni­

ków dnia 22 kwietnia 1911 roku w sali Tow. Przyjaciół N a u k zagaił prezes, pan radca dr. P r. Chłapowski. Witając licznie zebranych członków, przybyłych w części z dalszych nawet okolic, wyraził szczere za­

dowolenie z powodu t a k licznego udziału na pierwszem zebraniu nowo utworzonego w y ­ działu i zarazem nadzieję, że w przyszłości zebrania coraz większą cieszyć się będą frekwencyą, a równocześnie z rozwojem w y­

działu i dział n auk przyrodniczych większo- go, niż dotąd dozna uwzględnienia. Jako g o ­ ści przedstawił i powitał pp. mecenasa dr.

Z. Głowackiego i Zbigniewa Morawskiego, stud. agronomii z Wrocławia.

Następnie p. dr. Chłapowski zaprosił obec - nych do sal zbiorów przyrodniczych i do­

konał demonstracyi nowych darów do zbio­

rów muzealnych, przedstawiając odmianę

płową trznadla potrzeszcza (Emberiza mi-

liaria) nadesłaną przez hr. Szembeka z W y ­

socka. Niezbyt dawno przedtem z Dobrzycy

był nadszedł okaz całkiem biały. Prócz al-

binizmu i melanizmu trzeba się liczyć i z hy-

brydyzmem u ty c h ptaków (poświerek) a n a ­

wet wogóle u łuszezaków.

(12)

316 WSZECHSWIAT JSTo 20

N astępnie pokazywał kopalne kości konia dyluwialnego otrzym ane od dr. Karczewskie­

go z Kowanówka, zapowiadając na później wykład o tym przedmiocie.

Wreszcie pokazywał próbkę karnalitu, otrzym aną z wywierconego 2149,5 m głębo­

kiego o tw oru w Szubinie. Nie je s t to m a ­ sa zbita, ale drobne kryształki, k tó re się u tw orzyły z łu g u wypły wającego o tem p e­

r a tu rz e 72 stopni O. K arnalit, zawierający chlorek potasu związany z chlorkiem m a ­ gnezu, stanowi bogactw o kopalni stassfur- ckich, od k tó ry c h d atuje początek wyzyski­

wania złóż soli potasow ych do celów rolni­

czych i przem ysłu chemicznego. Jeden t y l ­ ko otw ór świdrowy jest jeszcze głębszy (o 90 m) od szubińskiego mianowicie w Czu- Chowie na Górnym Śląsku. Przedstaw iona próbka karn alitu jest darem i n s t y t u t u g e ­ ologicznego w Berlinie.

Po tej dem onstracyi oprowadzono zebra­

n y c h członków, z k tó ry c h niejeden nie znał naszych zbiorów przyrodniczych, po salkach suterenow ych, dając ogólny pogląd na ze­

brane tam m ateryały, zwłaszcza krajowe, i zachęcając do dalszego wzmagania darami.

Po powrocie do sali zebrań p. dr. A. Sey- da wygłosił wykład: „O oznaczeniu ilościo- wem jodu w p re p a ra ta c h organo te ra p e u ty - c z n y c h “ .

Nie możemy podawać t u t a j treści tego zajmującego odczytu ze względu na jego specyalność.

Do w ykładu tego dr. P. Chłapowski do­

dał parę uwag.

Stosownie do porządku obrad następnie aptekarz, p. K. Maliski, wygłosił referat na tem at: „S yn tety cz n a kamfora i jej zastoso­

wanie w lecznictw ie11, który z żalem ró­

wnież musimy opuścić, ponieważ obszerniej­

szą wiadomość o sposobie otrzym yw ania kamfory sztucznej i jej własnościach poda­

liśmy we Wszechświecie przed pew nym cza­

sem.

W dyskusyi nad referatem zabierali głos pp. Milewski z Sierakowa, Suchocki z P le ­ szewa, Wąsowicz z Inowrocławia, Gantkow- ski z Gniezna oraz pp. Gadebusch, TTmbreit, Wituski, Sniegocki z Poznania.

Na członka zgłosił się p. ap tek a rz Grze- siecki z Poznania. Z prz y ję ty ch na wspól- nem zebraniu wydziału przyrodników i tech- n ków z dn. 2 2 marca b. r. now ych człon­

ków w liczbie 34 przystąpiło 33 do sekcyi przyrodników. Sekcya ta składa się obec­

nie z dw u członków honorowych, 6 człon­

ków korespondentów i 102 członków rze­

czywistych. N a propozycyę zarządu u c h w a ­ lono zaabonować „Czasopismo Tow. A p te ­ k arskiego11 ze Lwowa. Prócz tego wydział abonuje lub są do jego dyspozycyi następ, czasopisma: „Chemik Polski", „W szechświat",

„Kosmosu, „Wiadomości F a r m a c e u ty c z n e 1*,

„Pam iętnik Fizyograficzny!i, „Rocznik Akad.

U m iejętności11 w Krakowie oraz kilka w y ­ daw nictw przyrodniczych w języ k u nie­

mieckim.

J a k o stały term in zebrań wyznaczono pierwszą sobotę po piętnastym każdego mie­

siąca o godzinie 4 po południu. W miesią­

cach lipcu i sierpniu zebrania się nie od­

będą.

K R O N IK A NAUKOWA.

P rz e w o d n ic tw o e le k try c zn e m e ta li a lk a ­ licznych. W kwestyi tej istnieje cały sze­

reg badań doświadczalnych; żaden atoli z badaczów dawniejszych nie zdołał w y r u ­ gować w zupełności wpływu powietrza lub innego gazu na dany metal alkaliczny. P ier­

wsze doświadczenia, w k tó ry ch starano się wpływ ten w miarę możności usunąć, wy­

konali Guntz i Broniewski. Zamykali oni dany metal, oczyszczony przez destylacyę w próżni, w rurce, mającej postać litery U 0 średnicy od 0,5 do 1 mm, w którą na obu końcach wtopione były d ru ty platynowe.

Liczby, znalezione przez nich metodą kom­

pensacyjną, są znacznie mniejsze od tych, jakie otrzym ywano w doświadczeniach da­

wniejszych. Podjąwszy to samo zagadnie­

nie, L. Hackspill zwrócił przedewszystkiem uwagę na to, że przytoczeni badacze nie zdołali un knąć w zupełności pu sty ch prze­

strzeni, które powstają podczas krystalizacyi metali alkalicznych i żh bynajmniej nie jest dowiedzione, że dwutlenek węgla lub nawet argon, po d kt,ór)ch ciśnieniem odbywa się napełniania rurki, nie wywierają żadnego wpływu fizycznego lub chemicznego na ru- bid lub cez. Celem uniknięcia tych przy­

czyn błędu, Hackspill w nowych swych do­

świadczeniach posługiwał się rurkam i o śre­

dnicy znacznie większej (od 1 cm do 2 cm), które opatrzone były czterem a elektrodami platynowemi. R u rk i te mogły być napeł nione danym metalem bez wprowadzania j a ­ kiegokolwiek ciała obcego. Do mierzenia oporu elektrycznego służył podwójny most Thomsona. Pom iary obejmowały przebieg tem p eratu r, zaw arty pomiędzy -f- 116° a

— 190°, i dotyczyły cezu, rubidu, potasu 1 sodu. Pom iary te nosiły tylko c h a ra k te r porównawczy, t. j. sprowadzały się do po­

równania danego oporu z oporem słupa r t ę ­ ci ty c h sam ych wymiarów, co i słup dane­

go m etalu alkalicznego. Z pomiędzy o trzy­

manych wyników podane są poniżej jedynie

(13)

.Ne 20 WSZECH ŚWIAT 317

liczby, odpowiadające tem peraturom najwyż­

szym i najniższym.

Cez | R u b id + 37°C 37,0!+ 4o°0 20,9

—190°C 4,8[—190°C 2,5

Potas

— [— 55°0 8,1

—75°C 4,0

Sód + 116°C 10,2

— 180° C 1,0 W szystkie liczby powyższe, z wyjątkiem dotyczących sodu, są niższe od tych, jakie otrzymali Guntz i Broniewski, co przema­

wia również za większą dokładnością nowej metody.

8 . B.

(N a tu rw . R u n d sch au ).

Czy p ie rw o tn ia k i mogą sią ż y w ić tłu s z ­ czem? J a k wiadomo, tłuszcz może być po­

bierany i przyswajany przez zwierzęta wie­

lokomórkowe; ostatnie posiadają fermenty, k tó ry c h udział je st konieczny, ażeby tłuszcz mógł być albo rozszczepiony albo zamienio­

ny na emulsyę. Czy zwierzęta jednokom ór­

kowe również mogą traw ić tłuszcz—jest to zagadnienie, dotąd rozmaicie rozstrzygane przez różnych uczonych. W ostatnich cza­

sach ukazała się rozprawa W. Staniewicza '), k tó ry rozpatruje tę kwestyę, i dochodzi do ciekaw ych i ważnych rezultatów. P ie rw o t­

niaki— podług p. Staniewicza—a ściślej mó­

wiąc, wymoczki, gdyż nad niemi prowadził swe badania, nie są w stanie przyswajać so­

bie tłuszczu, pobranego wraz z pokarm em — nie mogą go ani rozszczepiać, ani zamieniać na emulsyę: nie posiadają więc potrzebnych k u tem u fermentów; tłuszcz pobrany, w y­

dalają z powrotem. P. Staniewicz badał głównie wymoczki: P aram aecium caudatum i S te n to r Roeselii; prócz tego niektóre inne.

Wymoczki te karmił oliwą, masłem kaka- owem, tranem , kunerolem i masłem kro- wiem; ostatnie przygotowywał do użycia w taki sposób, że gotował je w wodzie przez dłuższy czas, a następnie oziębiał — na po­

wierzchni płynu gromadził się wtedy czysty tłuszcz, który służył m u do doświadczeń.

Ażeby lepiej można było śledzić los pobra­

nych kuleczek tłuszczu, badacz zabarwiał je barwnikami łatwo rozpuszczalnemi w tłusz­

czu, a słabo rozpuszcz«jącemi się w wodzie;

najlepsze rezultaty dawały barwienia Suda­

nami i szkarłatem. Pobieranie kulek tłusz­

czowych odby wa się w taki sposób: wsku­

t e k r u c h u rzęsek p e ristjm u m zostają one wciągnięte wraz z innemi częściami, zawie­

szonymi w wodzie, do połyku zwierzęcia;

tu ta j, w ściance połyku tworzy się torebk - wate zagłębienie, do którego dostaje się po karm — to zagłębienie, przez skurcz proto-

2) W ito ld S tan iew icz. B adania d o św ia d cz al­

ne nad tra w ie n ie m tłu szc zu u w ym oczków . R o zp r. w ydz. m a t. - p rzy r. A kad. Um. K rak ó w , 1910.

plazmy, zamyka się, odcina od powierzchni, wTraz z zawartemi w nim częściami odżyw- czemi i ju ż jako wodniczka odżywcza prze­

suwa się w głąb protoplazmy. Po k ilk u — lub kilkunastu godzinach, ciała, które wy­

moczek może trawić, jak bakterye, glony znikają z wodniozek, a resztki, wraz z k ul­

kami tłuszczu, zostają wydalone nazewnątrz.

P. Staniewicz wyjaśnia również kilka pozor­

nych dowodów trawienia tłuszczów przez pierwotniaki, jakie podają dani badacze. T a t np. Fabre, Domergue, Nirenstein przypusz­

czają, że tłuszcz trawi się; jednak procesy, zachodzące w nim są ta k nieznaczne, że pod mikroskopem dostrzedz je trudno; zda­

nie to opierają na tem, że w wjTmoczkach zazwyczaj można stwierdzić istnienie drob­

n ych ziarnek tłuszczu, wytworzonych przez zwierzę. P. St. obserwował Paramaecium, karmione tłuszczem i nie karmione; i w je ­ dnych i drugich zawsze znajdował, bez względu na karmienie, jednakową mniej wię­

cej ilość drobnych kulek tłuszczowych, roz­

sianych w protoplazmie, a barw iących się w ch arakterystyczny dla tłuszozów sposób, t. j. sudanem na czerwono. P. St. przy­

puszcza, że t a k samo, ja k i u zwierząt wyż- szyc, tłuszcz ten w ytw orzył się w nich wtórnie z pobranych białek i węglowoda­

nów. Drugim przykładem pozornego t r a ­ wienia tłuszczów jest trawienie przez Pa- ramaecia żółtka kurzego. P odług Niren- steina, żółtko w większej części zostaje s t r a ­ wione, a zaledwie drobna resztka jego, w y­

dalona nazewnątrz. Rzecz tłumaczy się w bardzo prosty sposób: żółtko kurze nie składa się z samego tłuszczu. P odług Par- kego żółtko kurze składa się z 471,9 cz.

wody i 528,1 cz. stałych; w tej ilości ciał stałych jest: białka 156,3, soli rozpuszczal­

nych 3,53, soli nierozpuszczalnych 6,12, tłuszczu 228,1, lecytyny 107,2, cholestery- ny 17,5. Zrozumiałą jest więc rzeczą, że znaczna część żółtka zostanie strawiona, a pozostanie tylko część mała — właśnie czysty tłuszcz. Tak więc, te stanowcze wy­

niki badania p. Staniewicza, odkrywają przed nami ważną różnicę fizyologiczną, j a k a ist­

nieje między zwierzętami jedno a wieloko- mórkowemi - różnicę, polegającą na tem, że pierwsze nie mogą wytw arzać ferm entu, rozszczepiającego tłuszcz.

H. R-be.

Czy grzebień w oku p ta k ó w je s t orga­

nem zm y s łó w ? Fraiiz usiłował dowieść, że tak jest. Podług niego grzebień (pecten) służy do wyczuwania ruchó*v ciała szkliste­

go, zachodzących podczas akomodacyi oka, do oznaczania wielkości akomodacyi, a tem samem odległości widzianego przedmiotu.

Hypotezę tę F ranz oparł na następującyoh

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wychodziło się na ścieżkę, na ulicę i widać było jak szpital powstaje, jak się to wszystko buduje. Tego się już nigdy

Inaczej trochę rzecz się przedstawia u Pisoicola, głodzonych przez trzy dni; u tych robaków glikogenu dookoła komórok mózgowych już nie było, lecz znajdował

Praca maszyny reguluje się więc zupełnie jak w maszynach parowych przez zmianę na pełnienia, względnie dopływu paliwa; po każ­. dym przeto drugim obrocie,

Jednocześnie zasugerowano, iż Dzień Dziecka w każdym kraju powinien być obchodzony w dniu, który jego władze uznają za najwłaściwszy.. Od 1994 dnia 1 czerwca w Warszawie

Ażeby tem u zadaniu podołać, należy rozszerzyć organizacye n asze, tworzyć in- stytucye współdziałające z nami nad odbudowaniem ojczyzny, należy rzucić

W ostatnim, piątym rozdziale rozprawy („Typologia konsumentów na szlaku kulturowym”) mgr Kajetan Suchecki na podstawie przeprowadzonych badań empirycznych dokonał

Opisano wyniki przeprowadzonych przez IEn badań zdolności krajowych kotłów blokowych na węgiel kamienny i brunatny do udziału w regulacji mocy i częstotliwości /ARCM/,

Chcąc zmniejszyć liczbę urzędników, trzeba ograniczyć liczbę spraw, jakimi się oni zajmują?. W tym zakresie nasz rząd działa jednak dokładnie odwrotnie, przy czym