• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, dnia 2 kwietnia 1911 r. Tom X X X .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, dnia 2 kwietnia 1911 r. Tom X X X ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Jsfij. 1 4 ( 1 5 0 4 ) . W arszaw a, dnia 2 k w ie tn ia 1911 r. T o m X X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZY!!.

PR EN UM ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z prze syłk ą pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h ś w ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 do 8 w ie c z o re m w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : W S P Ó L N A Ne. 3 7 . T e l e f o n u 83-14.

B A D A N I A J E Z I O R W P O L S C E .

P olsk a j e s t k r a je m nadzw yczaj b o g a ­ ty m w jeziora; n i k t dotychczas nie zli­

czył ich, n i k t nie zmierzy! ich p o w ie rz ­ chni; ale j a k w ażn y j e s t ich udział w krajo b raz ie, o tem c h y b a wie każdy.

D latego dziwić się nie możemy, że już oddaw na zaciekaw iły one naszych g e o g r a ­ fów, krajoznaw ców i p rzyro dnikó w . Nie­

stety, p race ich dotychczasow e b yły pod ty m w zględ em tylko dorywcze, p r z y p a d ­ kowe, nie dostateczn ie p rzy goto w an e, nie s y s te m a ty c z n ie prowadzone i nie odpo­

wiednio opracow ane. Dotyczę to zarówno k ilk a k r o tn y c h b adań jezior tatrza ń sk ic h , k tó re z a in a u g u ro w a ł D ziew ulski około ro k u 1875, a liczni inni dalej prowadzili, j a k i b a d a ń jez io r niżowych, k tó re sk o n ­

c e n tro w a ły się p rze d e w sz y stk ie m około je z io ra W ig ierskiego w gub. Suw alskiej.

Zrobiono cośkolwiek, czasem z wielkim n a k ład em p racy, ale nie w y zy sk an o do­

stateczn ie spostrzeżeń, tak, iż do ro k u 1908 nie bardzo wiele o naszy ch je z i o ­ ra c h wiedzieliśmy. Tylko w zaborze p r u ­ sk im Niem cy ju ż od dłuższego czasu g o r ­

liwie zajm ow ali się badaniem jezior w Po- znańskiem , na pojezierzu pom orskiem i p ru sk ie m (Halbfass, Ule, B raun, J e n tz s c h i inni).

Rok 1909 stanow i w tej spraw ie po ­ m y śln y zw rot ku lepszemu. R ów nocze­

śnie p o w sta ły dw a większe p r o je k ty b a ­ dań jez io rn y c h i zaraz sk rz ę tn ie i s y s t e ­ m atycznie zabrano się do pracy. J e d e n p r o je k t w yszedł ze s tr o n y prof. botaniki U n iw e r s y te tu lwowskiego dr. M. R acibor­

skiego i dotyczył s ta w ó w p o górskich n a j ­ bliższej okolicy Lwowa. D ru g i projek t przedstaw ił p o d p isa n y Komisyi fizyogra- ficznej A kadem ii U m iejętn ości w K ra k o ­ wie; obejm ował on stopniowe badania za­

równo g ó rsk ic h j a k i nizinnych polskich, litew sk ic h i r u sk ic h jezio r i ograniczył się dla najbliższej przyszłości do je z io r ta tr z a ń s k ic h . Obadw a p ro je k ty doznały gorącego poparcia ze s tr o n y in sty tu c y j n a u k o w y c h i T o w arz y stw gospodarczych i p raca w ty m sa m y m roku została s y ­ s te m a ty c z n ie rozpoczęta.

0 moich w ła sn y ch badan iach jez io r tatrza ń sk ic h , prow adzonych gorliwie i z wielkim n a k ła d e m środ kó w i czasu ju ż przez p ółtora roku, zdam spraw ę przy innej sposobności. Zaznaczę tylko, że 14

(2)

210 W SZEC H SW IA T JNfó 14 jezio r i to p ra w ie w s z y s tk ie w iększe zo­

sta ły już szczegółowo z b a d an e pod w zg lę­

dem m orfologicznym , te r m ic z n y m i o p t y ­ cznym *), że 3 z ty c h jez io r b a d a n o pod w zg lęd em s to s u n k ó w t e r m ic z n y c h w r o ­ k u 1910 w 7 ró żn y c h p o ra c h r o k u (w m ie ­ siącach II, IV, VI, VII, IX, X I, XII) i że w e w s z y s tk ic h ty c h je z io ra c h z o sta ły r ó ­ w nocześnie przez p. a s y s t e n t a S ta n is ła ­ w a M inkiewicza z e b ra n e i opracow ane m a te ry a ły m ik r o fa u n is ty c z n e (p la n k to n )2), g dy prof. dr. Rom an G u tw iń s k i b a d a d o ­ s ta rc zo n ą m u przez p. M inkiew icza część flo ry sty c z n ą planktonu . W c ią g u ro k u bieżącego u k a ż ą się obszern e o p ra c o w a ­ n ia n a u k o w e z e b ra n y c h spo strz eż e ń , po­

m iarów i m a te ry a łó w i nie w ątpię, że po­

s u n ie m y się w te n c za s o z n a cz n y krok naprzód w p ozn aniu p rz y ro d y naszych jez io r ta tr z a ń s k ic h .

Po u k o ń c z en iu ty c h p rac w T a tra c h j a kn aj prędzej posunę się z b a d a n ia m i je z io rn e m i n a niż p olsk i n a sam p rzó d n a K u jaw y , Mazowsze i Polesie, potem n a pojezierze litew skie. J u ż t e r a z ch ciał­

bym się zw rócić do w s z y s tk ic h osób, k tó re stale m ie s z k a ją nad ja k ie m ik o l- w iek je z io ra m i w K ró lestw ie Polsk iem lub n a Po le siu i k tó re się i n t e r e s u j ą na- szemi b a d a n ia m i jez io rn e m i albo m ają ochotę przyczynić się do nich, z prośbą, by zechcieli się ze m n ą s k o m u n ik o w a ć (Kraków, S w oboda 4). Zarówno p o m ia ry t e r m o m e tr y c z n e wody w ró ż n y c h g łę b o ­ ko ściach i w r ó ż n y c h m ie jsc a c h p o w ierz­

chni jeziora, j a k i połowy m ik ro fa u n y i m ikroflory są bardzo łatw e do w y k o n a ­ nia, ale m u sz ą być s y s te m a ty c z n ie po ­ w ta rz a n e w ró żn ych p o rac h r o k u (co dw a lub 4 tygodnie), tak, iż w y k o n a n ia ich podjąć się może je d y n i e człowiek, m ie s z ­ k a ją c y n a m iejscu. P r a c a ta n ie j e s t ani żm udna, ani t ru d n a , ale m u si by ć s u ­ m ienn a. W y o b ra ż a m sobie, że szczegól­

') L , S aw ick i i St. M inkiew icz. T y m czaso w e sp raw o zd a n ie z badań je z io r ta trz a ń s k ic h , O kól­

n ik ry b a c k i, K ra k ó w , 1909, o d b itk a 24 str.

L . S aw icki. J a k g łęb o k ie są nasze s ta w y ta ­ trz a ń sk ie . P a m . Tow . T atrz . 1910, 45 i nast.

2) S t. M inkiew icz. P rz y c z y n e k do fa u n y j e ­ zior ta trz a ń s k ic h , ibidem 1910, 16 — 31.

nie nauczyciele, lekarze i a p te k a rz e , oso­

b y zajęte w g o sp o d a rs tw a c h ziem skich, i t. d. w znacznej m ierze m o g ły b y się p rzy słu ż y ć w te n sposób k r a jo z n a w s tw u , n au c e polskiej i ojczyźnie. W sk azó w k i do prac y i przy rz ą d y z ostałyb y n a t u r a l ­ nie d ostarczone przeze m nie albo przez z arząd T o w arz y stw a krajoznaw czego.

W ten sposób m am z a m iar p r z e p r o w a ­ dzić j e d e n projekt, o k tó ry m w s p o m n ia ­ łem. D rugi, prof. Raciborskiego, rów nież j u ż przy b ra ł k s z ta ł ty k o n k retn e ; grono u czo ny ch przystąpiło do opracow ania n a razie jed nego ze s ta w ó w lw ow skich, s t a ­ wu Ja n o w s k ie g o na północny zachód od Lwowa. Opracowania tego s ta w u podjęli się: prof. K. Szulc zajął się b a d a n ie m ter- miki, dr. B. N ik lew ski chemizmu, prof.

S. P a w łow ski g en ezy m iedniczki je z io r ­ nej, p. P a c z y ń sk i p la n k to n u i prof. Roz­

w adow ski sto s u n k ó w r y b n y c h . Po czę­

ści ci panow ie przeprow adzili j u ż p rz e d ­ sięw zięte b a d a n ia n a d s ta w e m J a n o w ­ skim i złożyli s p ra w o zd a n ie i o p raco w a­

nie w ro cz niku 35 czasopism a p rzy ro d n i­

czego Kosmos. S p o ty k a m y się ta m z na- stę pu ją ce m i a rty k u ła m i: 1) P a w ło w s k i St.

Pow stanie zag łębia s ta w u J a n o w sk ie g o (str. 994 — 1000). 2) R acib orsk i M. Ro­

ślinność wód s to jących wr okolicy Lw ow a (str. 44 — 65). 3) P a c z y ń s k i J. B adania f au n y planktonow ej s ta w u Jan o w sk ie g o w r o k u 1909, z u w z g lę d n ie n ie m fauny brzeżnej (941 — 993). 4) N ik lew sk i Br.

P rz y c z y n e k do biologii s ta w u J a n o w s k ie ­ go (str. 66 — 77). N a jw a ż n ie jsz ą z ty c h ro zpraw je s t a rty k u ł prof. Raciborskiego, k tó ry jasno, j ę d r n ie i d o bitn ie skreślił w ogólnych r a m a c h w a r u n k i biologiczne sta w ó w okolicy Lwowa. P rzedew szyst- kiem dzieli te s ta w y n a n a tu r a ln e i s z tu ­ czne zbiornik i wody. Do n a tu r a ln y c h zalicza pozostałości d a w n y c h , rozległych jez io r polodowcowych, dalej j e z io r k a p o ­ w stałe s k u tk ie m n a tu r a ln e g o z a ta r a s o ­ w an ia doliny, ta m o w a n ia wód np. przez lotne piaski (wydmy), o sta te cz n ie je z io r­

ka, k tó re zaliczyć zapew ne w y p a d n ie do g r u p y krasow ych: są to albow iem b e z ­ odpływowe „okna i p o p ła w y “ — tw orzące się w le jk a c h k rasow ych, c e c h u ją c y c h

(3)

No 14 W SZEC H SW IA T 211 glebę p rzepuszczalną (wapień lub k r e d a J).

Głębokość tych s ta w ó w w ynosi m a k s y ­ m alnie 5—7 m, a na ich dnie t r y s k a cza­

sami w o d a źródlana. S ta w y sztuczne po­

w sta ły działaniem ręki ludzkiej; człowiek zam knął dla odpływ u liczne obszerne do­

liny z a b agn ion e i bezużyteczne i s tw o ­ rzy ł rozległe ale p łytk ie (średnio tylko

1,5— 4 m głębokie) sta w y sztuczne.

Dalej R ac ib o rsk i poddaje analizie c z y n ­ n iki chemiczne, które w p ły w ają na roz­

wój roślin wogóle, a pojedyńczych g ru p roślin w szczególności. T ak np. ro zp a ­ tr u j e w p ły w siarkowodoru, wapna, sub- sta nc yj azotow y ch na roślinność sta w ó w lwowskich. Pod ty m względem z a s t a n a ­ wia się także n a d wpływem m a te ry a łu dna (szlam m a rg listy , glina, piasek, mul) r u c h ó w wody (falowania; n a jw ię k s z e fale n a s ta w ie Ja n o w s k im d o tą d s tw ie r ­ dzone były 20 cm wysokie), św ia tła (śród­

leśne zaciemnione drzew am i sta w y mają o d m ie n n ą roślinność od o tw a rty c h , dla ś w ia tła dostępnych), a ostatecznie nad w p ływ em głębokości 2). Rozróżnia w s t a ­ w ach lw ow sk ich pas p rzy b rzeżny ocze- r e tó w (trzcina, sitowie, rogoża) do j e d n e ­ go m e t r a głębokości się ga jąc y i śro d k o ­ wo je z io rn e łąki podwodne bardzo ró ­ żnego składu.

W o s ta tn im rozdziale swej fytogeogra- ficznej ro zpraw y p. Raciborski an alizuje sk ła d zbiorow isk roślin n y ch w o d n y c h okolicy Lwowa, o pierając się n a s p o s trz e ­ żeniach w licznych sta w a c h p o c z y n io ­ nych.

Cały s z ere g roślin ż y jący ch w je z io ­ rze rozdziela R aciborski na n astępu jące grupy;

1) Zjednoczenie roślinne rzęs, to zn a ­ czy p ły w a ją c y c h po powierzchni roślin, zw łaszcza w iększych.

2) W ła ś c iw y p lankton, rosnący sw o ­ bodnie w różn ych głębokościach wód, p o d le g a ją c y ruchom d z ie nn y m i roćz-

!) D ie K a rste rsc h e in u n g e n in G alizisch - P o- dolien. J b . geolog. R e ic h san st. 1908.

2) Obacz Ł oziński. W y n ik i b adań liyd ro -g e- ologicznyeh w pow iecie horodeńskim , Kosmos, L w ó w , 1905, 341—376.

nym , a s k ła d a jąc y się, zd a je się, w yłącz­

nie z glonów zielonych, sin y c h i b r u n a t ­ nych.

3) Zjednoczenie roślin, nie z ro ś n ię ty c h z podłożem, ale także nie p ły w ający ch w wodzie lecz leżących spokojnie n a dnie. W ędrów k i i ru chy dla ty ch roślin są niemożliwe, albowiem b r a k im u r z ą ­ dzeń u ła tw ia ją c y c h przenoszenie b iern e z m iejsca na miejsce.

4) Zjednoczenie glonów nieprzytw ier- dzonych do dna, ale nie pły w ający ch lecz czołgających się ru ch e m własnym po dnie lub po in n y ch roślinach.

5) Zjednoczenie łąk p o d w o d n y c h —r o ­ ślin p rz y ro ś n ię ty c h do dna. Rośliny tu należące można rozdzielić n a trz y g ru p y stosow nie do tego, czy ich liście są w y ­ łącznie przysto so w a n e do życia pod w o­

dą, nad wodą (pływ ające liście) albo czy m ają liście i jed n e g o i drugiego typu.

6) Zjednoczen e oczeretów, to j e s t r o ­ ślin korzeniących się w mule i dnie s t a ­ wu, o liściach w yniesio ny ch nad wodę, 0 silnej zdolności szerzenia się rostow e- go zapomocą kłączy. O czerety są n a j ­ w ażniejszym czyn nik iem w z a ra s ta n iu staw ów. W oczeretach, na g lebach s ło d ­ kich, n a jw ażniejszem i g a tu n k a m i roślin są trzcin a i sitowie; na glebach zaś k w a ­ śny c h w s taw ach torfow ych ich m iejsce z a stę p u ją tu rz yc e. To zjednoczenie r o ­ ślin prof. R. proponuje nazw ać rzniącz- kami (od kaleczących bydło liści turzyc).

7) N a brze g a c h bło tnych jezior tor- fiastych oczerety przechodzą w olszynę 1 ostatecznie w torfow isko wyżynne.

Rozprawa prof. Raciborskiego, k tó re j główną tre ś ć podaliśmy właśnie, opiera się n a zbadaniu licznych staw ó w okolicy Lwowa, inne zaś wyżej wym ienione p r z y ­ czynki og raniczają się do sam ego s ta w u Janow sk iego . J e s t to s ta w położony oko­

ło 23 km na północny zachód od Lw ow a w okolicy p a górkow atej, w rozszerzonern dnie doliny W ereszycy. W ysokość jego nad m orzem wynosi 295 m, ro zm iary d łu ­ gości 2 Icm, szerokości 1,5 km, a więc p o ­ w ierzchnia około 2 km-; najw iększa jego głębokość wynosi 5,5 m, śre d n ia g łę b o ­ kość 2 m.

(4)

212 W SZEC H ŚW IA T Ala 14 Genezą m iedn icy je z io rn e j za ją ł się

prof. St. Paw ło w sk i. Po r o z p a try w a n iu sto su n k ó w b u d o w y geologicznej, ro zm ie ­ szczenia i w ie k u pokładów , k tó re w y p e ł­

n ia ją i o ta c z a ją zagłębie J a n o w s k ie , prof.

P. sto su je m eto d ę m orfologiczną w sw y c h s tu d y a c b , w n io s k u ją c o da w n e j e w olucyi tego k a w a łk a ziemi z k r a jo b r a z u i jego k sz ta łtó w . D ochodzi do n a s tę p u ją c y c h wniosków: w epoce geologicznej dosyć odległej (może w pliocenie) cała k r a in a dookoła dzisiejszego s ta w u Ja n o w s k ie g o p rze d s ta w ia ła pochy łą p łas z c z y z n ę o r ó ­ w n yc h, połogich w ie rz c h o w in a ch łag o d n ie obniżającą się k u południow i. Rzeki w ó ­ w czas p łyn ęły n a tej w ierzcho w inie, ś la d y ich zachow ane w liczny ch p ły tk ic h , dziś pozbaw ionych fun kcy i, s u c h y c h dolinkach.

Rzeki te w ó w czas z ró w n a ły w d alek im sto p n iu cały k ra jo b ra z , z k tó re g o s t e r ­ czą je d y n i e j a k o w zn iesien ia lok aln e s k a ­ ły odpornego, tw a rd e g o p iask ow ca, nie całkiem w ypłó k a n e g o p rzez w o d y p ł y ­ nące.

W tę wysoczyznę zró w n a n ą d o s ta ła się w m łodszych c z a s a c h (pleistocen) rze k a W e re s z y c a w chwili, g d y całe otoczenie zostało przez r u c h y górotw órcze w ydźw i- gnięte, tak, iż rzeki, k tó re n a b r a ł y t e r a z silniejszego s p ad ku , w g łę b ia ć się zaczęły.

Później r z e k a W e re s z y c a zaczęła rozsze­

rza ć swe dno dolinne, zata c za ć zakola i wężownice i od p ych ać w ten sposób zbocza dolinne coraz bardziej od środka.

S p rz y ja ła t e m u okoliczność, że n a s tą p ił k lim a t w ilg o tn y — epoka lodowa, podczas któ re j zasoby w o d y w r z e k a c h (o ile oko­

lica nie p o k r y ła się lodami) wzrosły.

W t e n sposób r z e k a w y tw o rz y ła tę ro z­

ległą kotlinkę, to ro zszerzen ie dna do­

linnego W e re s z y c y koło J a n o w a , któ reg o n a jg łę b sze m ie jsc e z a jm u je dziś s ta w J a ­ nowski.

Podczas n a jc h ło d n ie jsz e j fazy e poki lo­

dowcowej sam lodowiec północny, k t ó r y do Polski zeszedł z E u ro p y północnej, się g a ł aż po zag łę b ie n ie s ta w u J a n o w ­ skiego (w ed łu g prof. P.) i zatam ow ał tam dotychc z a sow e rzeki, tw o rzą c jezioro przedlodowcowe, któ re g o poziom b y ł o 5 m w yższy od dzisiejszego. Cała sieć h y ­ drograficzna b y ła w ów czas o d m ie n n a od

dzisiejszej; p. P a w ło w ski sądzi, że wody W ereszycy sp ływ ały potokiem Szczerca bezpośrednio k u południowi, a nie j a k dziś n a zachód do Gródka. J a k o ślady epoki lodowej w krajo brazie dzisiejszym pozostały liczne bagna i małe staw ki, k tó re u trz y m a ły się, mimo, że w epoce polodowcowej cały kraj został przez w ia­

t r y p u s ty n n e p r z y k r y t y piaskiem (lot­

ny m ) i p y łe m (loessem). A z ta k ic h b a ­ g ien w rozszerzonem dnie doliny pow stał s ta w J a n o w s k i j a k o s z tu c z n y w y tw ó r człowieka. Człowiek bowiem z atam ow ał odpływ W e re s z y c y i b a g n is k na d rz e c z ­ n y c h gro blą na m iejscu najsilniejszego zw ężenia doliny. W te n sposób p r z y r o ­ da i człowiek w spólnem i siła m i w y t w o ­ rzy li ten sta w , k tó ry zdaje się pow stał p rze d X V II w. i miał dawniej niem ałe gospodarcze znaczenie.

P a n B ronisław N ik lew sk i poddał dwu- razowo (3/VI i 31/X 1909 r.) w odę staw u ja n o w s k ie g o analizie chemicznej i do­

szedł do w a żn ych wniosków. Liczbowo w ykazał, w jaki sposób roślinność działa n a skład c h e m iczn y wody, zuży w ając pe ­ w n ą g ru p ę składników m in e raln y c h jako p o k a rm (K20, P 20;„ S 0 3); ilość t y c h s k ła d ­ n ików m aleje w k ie r u n k u od dopływ u do odpływu. W y k a za ł dalej, że życie or­

ganizm u w s ta w ie działa bardzo silnie red u k c y jn ie . W lecie w oda s t a w u j e s t d aleko uboższa w p o k a rm y dla o r g a n i­

zmów niż w zimie (październik); p rz y ­ czy n ą tego j e s t oczywiście z m niejszona in te n s y w n o ś ć i gęstość życia o rg a n ic z n e ­ go. Azotu w wodzie p ra w ie zupełnie n i e ­ m a i to zarów no w zimie j a k i w lecie.

S tą d p. N iklew ski w nioskuje, że rośliny a pośrednio takż e zw ie rz ę ta głównie się ż y w ią azotem. C iekaw e te b a d a n ia z a ­ s łu g u ją na to, b y je dalej prowadzono, a s to s u n k i dotyczące tej s p ra w y opraco­

w ano szczegółowo i sy ste m aty c zn ie . P. J u lia n P a c z y ń sk i rów n ież złożył już sp raw o zdanie z d o ty ch c z a so w y c h badań nad fau ną m ikroskopow ą s ta w u J a n o w ­ skiego. Nie chcem y t u wchodzić w szcze­

góły ale m u sim y zaznaczyć, że udało mu się rozdzielić faunę p rzy b rz e żn ą od fa­

u n y środkow o-jeziornej, pelagicznej. F a ­ u n a p rzy b rz e żn a żyje w p rzybliżeniu w p a ­

(5)

.Na 14 W SZEC H SW IA T 213 sie oczeretów, gdzie też z powodu bliz-

kości w y b rzeża wielkie roczne i dzienne w a h a n ia te m p e r a t u r y i silniejszy ru ch w o­

dy są zja w isk iem c h a ra k te r y s ty c z n e m . Dzięki urozm a ic e niu w a ru n kó w b y tu , dzięki obfitości p o k a rm u roślinnego fa­

u n a tego pasa brzeżnego odznacza się w ielkiem b o g a c tw e m form i m nogością osobników. Do wielkich w a h a ń t e m p e ­ r a t u r y i ru ch ów wody fau n a p rzy s to s o ­ w uje się: m a silne, czasami opancerzo­

ne ciała, in n a g r u p a form może się p r z y ­ m ocow yw ać do ro ślin i do dna.

C ałkiem inaczej p r z e d s ta w ia się fa u n a m ikrosk op ow a śród jeziern a, pelagiczna.

L e k k a nadzw yczaj torm a, przezroczystość ciała, dowolność i swoboda ruchów b ie r­

n y c h i czynnych, oto najw ażniejsze jej cechy. P. Paczy ński podaje w szystkie g a t u n k i je d n e j i d ru gie j g r u p y f a u n i s ty ­ cznej, zaznaczając, że g ran ic a między p a s em b rze ż n y m a p rz e s trz e n ią śródje- ziorną nie daje się ściśle wyznaczyć.

B a d a n ia p. Paczyńskiego były s k r u p u ­ latn ie prow adzone od początku m aja aż do k o ń c a g ru d n ia r. 1909; ty m sposobem mógł śledzić zm ienność in te n sy w n o śc i życia zwierzęcego, ro zro st poszczególnych form w p e w n y c h p o rac h r o k u i ich u p a ­ dek w in n y ch . Dla każdej form y zoso- bna istn ieje ta k a k rz y w a roczna życia, k tó r a podnosi się wysoko, g d y t a forma pom yślnie się ro zw ija i szybko rozmnaża, a k t ó r a obniża się, gdy g a tu n e k ów u b o ­ żeje w liczbę je d n o s te k , zamiera. W ogól­

ności m inim um inte nsyw nośc i życia o r ­ ganiczn ego w staw ie p rzy p a d a na m ie ­ siące zimowe sty c z e ń i lu ty , najszybciej fa u n a m ikro sk o p o w a rozw ija s i ę w l i p c u , tr w a w te m w ysokiem napięciu życio- wem do k o ń c a sierpnia, we w rz e śn iu n a ­ gle p r o d u k c y a z w ie rz ą t sp ad a w p i e r w ­ szej połowie miesiąca, n a s tę p n ie znowu w z ra sta , ab y osięgnąć drugie m ax im u m w paźd zie rn ik u i ostatecznie z p o c z ą tk u szybk o a potem coraz powolniej sp a d a do pew n e g o minimum .

Z tego k ró tk ie g o p rze g ląd u prac lim ­ nologiczny ch w Galicyi W schodniej, k tó ­ re m ają b y ć jeszcze po części u z u p e łn io ­ ne przez p r a c e prof. Szulca o term ice i prof. Rozwadowskiego o zary b ien iu s t a ­

wu, a po części dalej prowadzone, w id z i­

my, że j u ż coś zrobiono, że s p ra w a p o ­ ruszona rozwija się pomyślnie. Dalsza p rac a będzie się m usiała r ozw ijać w d w o ­ jakim kieru n k u . D otychczasow e w yniki m uszą być pogłębione i jeszcze bardziej wyszczególnione, a podrugie prace nad sta w e m Ja n o w s k im m uszą być ro zsz e ­ rzone na liczne inne jez io ra wschodnio- galicyjskie.

Ale ja k o geogral pozwoliłbym sobie na jed n ę ogólną uwagę: jeszcze ciekawsze- mi i rów nocześnie ogólniejszemi byłyby w y nik i ty ch prac, g d y b y badacze ze­

chcieli się w swoich w y n ik a c h bliżej ze­

tkn ąć, w zajem nie uwzględniać, gdyby bardziej szukano p rzyczynow ego związ­

ku zjaw isk, zastanaw iano się bardziej nad w zajem nem oddziaływ aniem je d n e j g r u p y zjaw isk n a drugą, np. genezy m i­

seczki i s k ła d u geograficznego otoczenia z je d n e j a c h e m i z m u —z drugiej s tro n y , chem izm u—i s to sun kó w term ic z n y ch z j e ­ dnej a życia roślinnego i zwierzęcego z drugiej stro ny , o statecznie między Ho­

rą a fauną. Ale i ta k j u ż znacznie po ­ sunęliśm y się naprzód w poznaniu w a ­ ru n k ó w fizycznych i biologicznych sta w u J anow skiego i tylko żywić m ożem y n a j ­ szczerszą nadzieję, że raz w dob rym k i e ­ r u n k u i pod nadzorem e n e rg icz ny c h ba- daczów rozpoczęty ruch, p ra g n ą c y poznać indyw idualność polskich jezior nie utk nie , lecz zataczać będzie coraz szersze kola i jak- najszybciej przejdzie gran ic e zaborów i rozszerzy się także do W. Ks. P o z n a ń ­ skiego, a przedew szy stkiem do Królestwa Polskiego.

L. Sawicki.

S T A N O W I S K O N A U K I D Z I S I E J S Z E J W O B E C C Z Ł O W I E K A

K O P A L N E G O .

(D okończenie).

W d alszym ciąg u B ra n c a ro z p a tru je k w e s ty ę , k tó ry z dwu ty p ów czaszko­

w ych w epoce dyluw ialnej j e s t s ta r s z y

(6)

214 W SZ E C H SW IA T JSIe 14 i j a k i e w e n tu a ln y zw iązek zachodzi m ię ­

dzy niem i dwoma. Za ustalo ne p rz y ją ć należy, że w E u ro p ie s ta r s z y j e s t ty p niższy, t. zw. n e a n d e r ta ls k i, k tó ry ró w n o ­ cześnie p o p rzedzał t u człow iek a z w y ż ­ szym ty p em czaszkow y m . N a p rze sz k o ­ dzie ta k ie m u w y j a ś n ie n i u s p ra w y nie stoi wcale wczesno - d y lu w ia ln a czaszka ty p u w yższego z Galley-Hill (pod 5), p o ­ n iew aż p rzypu szczać można, że ‘typ n iż ­ szy p o w s ta ł jeszcze w o kresie trz e cio rzę ­ dow ym , a w n a s tę p n y m d y lu w ialn y m istn ia ł dalej obok ty p u wyższego. G d y by zaś ty p w y ż sz y i niższy n iezależnie od siebie m iały p o w s ta ć od d w u o d ręb n ie u k s z ta łto w a n y c h przodków , to w ta k im razie nie b y łob y m ow y o żadnej w y ż sz o ­ ści je d n e g o n a d d ru g im . P o z o s ta je j e s z ­ cze trzecia możliwość, że ty p w y ż s z y nie pochodzi z ty p u niższego, lecz m ógł się rozw inąć n a in n y m k o n ty n e n c ie , s k ą d dotarł i do E urop y , u s u w a j ą c z niej d a ­ w n iejszą lu d n o ść t y p u niższego.

T rz y pow yższe w z g lę d y nie d o p u sz cz a ­ j ą tw ie rd z e n ia o e w o lu c y jn e m p o c h od z e ­ n iu t y p u w y ższeg o z niższego w E u r o ­ pie, lecz ow szem w raz z in n e m i p r z e m a ­ w iać się zdają, że p ierw sz y był tu p i e r ­ w ia s tk ie m n a p ły w o w y m , obcym, u s u w a ­ j ą c y m coraz bardziej a u to c h to n ic z n y ty p

n e a n d e r ta ls k i.

W bliskim s to s u n k u do t y p u niższego, j e d n a k je s z c z e bardziej z w ie rz ę cy m j e s t ty p m ałp o lu d a z J a w y (P ith e c a n tro p u s ), k w e s t y o n o w a n y n ie je d n o k ro tn ie ta k dla s y s te m a ty c z n e g o sta n o w is k a , j a k i dla niepew nej p ro w e n ie n c y i geologicznej.

Przeciw pochod zen iu z e p o k i trz e c io rz ę ­ dowej św ia d cz ą rów no cześn ie z kilk u s tr o n w ytoczone z a rz u ty , p r z y p is u ją c e m u ty lk o dy lu w ialn e pochodzenie.

P ie rw s z y głos, p r z e c iw n y oznaczaniu w ie k u trzecio rzędo w eg o m ałpoluda, p o d ­ niósł paleontolog M artin, k t ó r y po z b a ­ d a n iu k o p a lny c h w y m oczk ó w s ło d k o w o d ­ nych, znalezion ych w w a r s tw ie m ałp olu ­ d a , w y kazał, że na le ż ą one do dzisiaj ż y ­ j ą c y c h g a tu n k ó w . Geolog Volz o b s ta w ał

n a w e t p rzy środkow o - d y lu w ia ln y m w ie ­ k u P ith e c a n tr o p u s a , p r z e p ro w a d z iw szy b a d a n ia w a r s tw y zło żysk w u lk an iczn y ch , w ja k i c h na trafiono n a j e g o szkielet. Ma-

te r y a ł tego złożyska j e s t p r o d u k te m s ą ­ siedniego w u lk a n u L a w u - K uk u sa n , się­

ga ją c e g o czasów d yluw ialnyćh, a więc nie możliwe j e s t , żeby kości znalezione w je g o u tw o rz e m ogły być s ta rs z e od niego samego. E lb e rt j e d n a k raz e m z E.

D u b o ise m p rzy jm u je , że w u lkan ten za­

czął sw ą działalność ju ż przy koń cu epo­

ki trzeciorzędow ej (pliocen), j e d n a k w a r ­ stw a , w k tó re j w y d o b y to r e s z tk i m ałpo­

lu d a j e s t daleko m łodsza i sięga ledwie połowy epoki dyluw ialnej. M atery ał p a ­ leontologiczny, ze b ra n y n a m iejscu przez E lb e rta , d ra Duboisa i p. Selenka, r o z ­ p a tr z o n y należycie i opisany, rzucić mo­

że nieco więcej św ia tła n a zagadkow e po­

chodzenie stw orzenia, sto jącego t a k bli­

sko człowieka, a będącego w k a ż d y m r a ­ zie okazem n a jp ie rw o tn ie js z y m d o ty c h ­ czas zna n y m . Chociaż więc pochodzenie j e g o z w ieków p r z e d d y lu w ialn y c h nie może być n a razie z w ięk szą pew n ością p rzy jm ow an e, to fak t te n nie przeczy b y ­ n a jm n ie j wogóle trzeciorzędow em u pocho­

dze n iu człowieka. Nie z n a m y do dzisiaj szcz ą tk ó w szkieletow ych jego z ty ch czasów, b y ć może, że ich i wogóle nie u jrz y m y , poniew aż m ogą być pogrążone w głęb iach m orsk ich, albo też z a g rz e b a ­ ne pod zw ałam i lodów w ie c zn yc h n a b i e ­ gunie. Możliwość, że najbliżsi trzecio­

rzędow i przodkow ie zwierzęcy człowieka w in n y c h zupełnie p rz e b y w a li stro n a c h , niż w tych, gdzieśm y znaleźli do dzisiaj zn a n e s z cz ą tk i kopalne antropom orficzne, n iety lk o nie j e s t wyłączona, ale owszem m a n a w e t bardzo wiele za sobą.

Z je d n e j stro n y północne obszary p o d­

b ieg u n o w e miały w pierwszej połowie epoki trzeciorzędow ej ta k ciepły k lim at, że ta m w łaśnie m ogą spoczyw ać ukryci pod śniegiem , n a jd a w n ie js i przodkow ie człowieka. Z drug iej zaś, g ory le i szym ­ p a n s y żyją w A fryce, z czego D a rw in i S tro m e r wnosili o pochodzeniu czło­

w ie k a z tego w ła śn ie k o n ty n e n tu . PI.

A m eghino tw ierd zi w końcu, że człowiek pow stać m iał w A m ery ce połudn., sk ąd też pochodzi w s p o m n ia n y atlas, w y d o ­ b y ty , zdaje się, z w a r s tw trzeciorzędo­

w ych.

(7)

No 14 W SZECHS W IA T 215 W k o ń c u zwrócić n ależy u w agę i n a

A ustralię, e w e n tu a ln ie n a kraje, s ta n o ­ wiące z n ią k ie d y ś je d e n k o n ty n e n t. Bli­

skie, obecnie przez K la a tsc h a s tw ie rd z o ­ ne s to s u n k i e u ro p e jsk ic h czaszek dylu- w ialny ch z czasz k a m i dzisiaj żyjących A u s tra lc z y k ó w są w każdym razie za­

dziw iające. J u ż S c h o e te n sa ck w y ja śn ił szczegóły, p rze m aw ia ją ce za A ustralią, j a k o p u n k te m w yjścia pew nego s ta d y u m rozw ojow ego ludzkości. P ith e c a n tro p u s pochodzi z niedalekiej Ja w y , gdzie i dzi­

siaj p odobnie j a k w Afryce żyją małpy antropom orficzne. W e d łu g G aud ry eg o oj­

czy zną człowieka mógł być ta k ż e ów wielki zatopiony k o n ty n e n t, do którego należała kied y ś zarów no P a tag o n ia j a k i A u stra lia .

J a k do dzisiaj j e d n a k , nie posiadam y je s z c z e ani je d n e j kości człowieka trz e ­

ciorzędowego lub choćby stw orzenia, po ­ siadającego cechy, s ta w ia jąc e j e w bez­

p ośredn im s z ere g u przodków naszych.

M ałpolud z J a w y nie może być u w a ż a ­ ny za takiego, a podobnież i n iew y sta r- c zającem i są również szczątki kopalne m ałp antropom orficznych. Między niem i zaś spodziewać się można n ajp rędzej, w y s z u k a n ia związków, łączących czło­

w ieka z przodkam i, chociaż rów nocze­

śnie z b y t wiele istn ieje przeszkód w u p a ­ try w a n iu w m ałpach c z łe k o k szta łtn y c h — t a k ic h ja k ie m i są one dzisiaj—b e z p o śre d ­ nich a n te n a tó w ludzkości.

F a k ty cz n ie nie p o siadam y jesz c ze ani je d n e j trzeciorzędow ej kości przodka czło­

w ie k a dy luw ialnego w Europie, chociaż licznie zn a n e są ju ż śla d y je g o bytności w postaci eolitów w w a rs tw a c h plio-, mio- i n a w e t oligocenicznych. N ajbardziej za­

służonym badaczem , p rz y ta c z a ją c y m co­

raz to nowe dowody w iarogodności eoli­

tów, j e s t A. R utot z Brukseli, k tó ry tw ie r d z i co n astęp uje:

G d y b y ś m y te o re ty c z n ie chcieli p rz e d ­ sta w ić sobie n a jp r y m ity w n ie js z e n a r z ę ­ dzia, odpowiednie dla isto t uczłow iecza­

j ą c y c h się dopiero, to m usieliby śm y p r z e d s ta w ia ć sobie j e rzeczywiście takie- mi, j a k ie m i są w łaśnie eolity, t. j. k a ­ mienie, k tó re i g ra s z k ą n a tu r y z o sta ły tak uform o w ane, że p o sia d a ją rodzaj rękoje- ‘

ści i od spodu g r u b sz y k oniec do u d e ­ rzania. F a k t e m również j e s t , że między trzeciorzędow em i eolitami z n a jd u ją się takie, k tó ry c h absolutnie nie można od­

różnić od późniejszych d y lu w ialn yc h a n a w e t neolitycznych, a k tó ry c h bez k w e s ty i u żyw ał człowiek ówczesny.

Pe w ne m rów nież j e s t jed n a k , że n a t u ­ ra przez ciągłe przenoszenie tak ic h k a ­ mieni o w sp o m n ia n y c h k ształtach , m ogła uderzać je d n e m i o d rug ie i — ponieważ było t u do czynienia z łatw o lupliwym k rz e m ie n ie m —m ogła uform ować j e w ten sposób, że p o w s ta ły na nich ślady podo­

bne j a k n a k a m ie n ia c h , u ży w a n y c h przez człowieka.

P e w n e m j e s t dalej, że w przeciągu o gro m nych o kresów od oligocenu do dy- luw ium eolity w sz y stk ie niezm iennie za­

chow ały takie sam e kształty , co w nosić nam każe o niezwykle jeszcze n iskich zdolnościach u m ysło w y ch człowieka ó w ­ czesnego.

W iadom o wreszcie, że eolity nie t r a ­ fiają się s k o n c en tro w a n e na poszczegól­

nych m iejscach, lecz rozsypan e są na o bsz erny c h przestrzeniach; powodem t e ­ go była og rom na ich ilość n a każdem miejscu, co nie zmuszało człowieka do p rzechow yw ania ich, k ied y były mu n ie ­ potrzebne. Odrzucał j e n a bok, a b y pod­

nieść znów w razie p otrz e b y w y b r a n ą z m n ó stw a j a k ą ś sztukę.

J a k widzimy, sp ra w a trzeciorzędow ych na rz ę d z i człowieka w ykazuje dowody ta k za, j a k i przeciw, co też widoczne j e s t w p rzeko naniach O nich wielu u czonych europejskich. N ie z m ord ow a n y j e d n a k R u­

tot nie u s ta je w pracy, a owszem coraz dobitniej w y k a z u je ich autentyczność, tem bardziej wiarogodną, że o istn ien iu człowieka w epoce trzeciorzędow ej n ik t ju ż dzisiaj poważnie nie wątpi. Ponie­

waż zaś nie natrafiono dotychczas, mimo nader s k ru p u la tn y c h po szuk iw ań, n a in ­ nego rodzaju narzędzia człow ieka przed- dyluw ialnego,—k tó re b y istn ieć chyb a m u ­ siały — więc przy jęciu eolitów za takie nie stoi w łaściwie nic pow ażniejszego na p rzeszkodzie. P o w ą tp ie w a n ia o ich au- ten ty c zn o śc i w yd aw ać się m ogą p r z e s a d ­ n ym sc epty cyzm em , nie mówiąc ju ż o p r ó ­

(8)

216 W SZECHS W IA T JSIś 14 b a c h w y ś m ie w a n ia ich i ich b ad a cz a , z n a ­

kom iteg o u czonego A. R u to ta , k tó re n ie godne są ludzi, m ie n ią c y c h się u czonym i.

Na te m k o ń c z y m y u w a g i, z a cz e rp n ię te z n a d z w y c z aj cen n ej ksią ż k i d-ra W.

B ranca, k tó re j n a jw a ż n ie js z ą z a le tą j e s t zasada, p r z e b i ja j ą c a z każdej n iem a l s t r o ­ nicy, a d a ją c a się s tre ś c ić w tra f n y c h słow ach A. R u to ta: „ fa k ty w n a u c e są ta k ie , j a k i e s ą w rzeczyw istości, a nie tak ie , j a k i e m i b y ś m y j e sobie w idzieć ż y ­ czyli". Nie pomoże n a g in a n ie poszcze­

gólnych d a n y c h do p r z y ję ty c h a p riori p rz e k o n a ń i sądów, p o niew aż pręd z e j czy później p r a w d a m usi wziąć górę, u s u w a ­ j ą c choćby n a w e t n a jm ils z ą u łu d ę. C e ­ lem m usi b y ć od krycie bezw zględnej p ra w d y , a n ie b u dow a n ie p y s z n y c h z a m ­ ków na lodzie, co za lada po w ie w e m w ia ­ t r u r o z s y p u ją się zaraz w gruzy.

Z asług a d -ra B r a n c a dla p o s tę p u p a le ­ ontologii w dziedzinie n a u k i o c z ło w ie ­ k u znajdzie za p ew n e należne uzn an ie mimo, że nie ze w s z y s tk ic h s tr o n c h ę t ­ nie j e s t w idziana. K sią żk a je g o , ja k o o s ta tn i w yra z w iadom ości n a s z y c h o czło­

w ie k u k o palny m , z a słu g u je ze wszech- m ia r n a za zn a jo m ie n ie z n ią s z ers z y ch kół c z y telników , k t ó r y m nie będzie da- n e m p r z e c z y ta ć j ą w ory g inale, n ie z b y t z r e s z tą p r z y s t ę p n y m dla ludzi nieobezna- n y c h z p rze b ieg ie m rozwoju tej gałęzi n a u k i. P r z y sposobności zaznaczę b r a k polskiej l i t e r a t u r y p rzy ro d n icz e j, k t ó r a nie po siad a do dzisiaj a b s o lu tn ie ani j e ­ dnej pró b y zw ięzłeg o a o s ta tn im w y n i­

kom wiedzy o d p o w ie d n ie g o o p r ac o w an ia d otychczas z d o b y te g o p rzez p a leontologię m a te ry a łu p aleoan tropo log iczn eg o. A czy p o ż ądan e b y ło b y ono, n ie c h św iad czy o te m rzecz s a m a za siebie.

B . Janusz.

Z H I S T O R Y I T R U F L I .

(W e d łu g p ro f. S ajó).

O ry g in a ln y sposób życia trufli pobudza do z a sta n o w ie n ia się n a d p y ta n ie m , w j a ­

k i sposób w y tw o rz y ły się u n ic h p o d­

ziem ne zarodnie, k tó re m i różnią się one t a k w y b itn ie od w iększości grzybów .

Odpowiedź na to p y ta n ie możemy o trz y ­ mać, jeżeli zwrócim y u w a g ę n a m iejsca w z ra sta n ia trufli. Z najd ują się one m ia ­ nowicie zwykle tam, gdzie dla in n y c h grzybów w a r u n k i nie są wcale odpow ied­

nio i gdzie w s k u te k tego nie b y w a ich praw ie wcale.

W iększość naszych g rzy b ó w potrzebuje do życia w ilgotn ego p o w ie trz a i s ta n o ­ wiska, niezb yt oświetlonego słońcem i n a j ­ lepiej zwróconego k u północy. Jeżeli n a ­ w e t zdarzy się, że r o sn ą na cieplejszych miejscach, to wówczas owocują je d y n ie w te d y , gd y czy to na wiosnę, w jesieni, czy też w lecie s p a d n ą obfitsze deszcze i odwilżą należycie p o w ietrze. Zarodnie g rzy b ó w są t a k d e lik a tn y m organem , że suche i gorące p ow ietrze szkodzi im n a d ­ zwyczajnie, zwłaszcza w p ołączeniu z w ia­

trem .

Z tego powodu g rz y b y nadziem ne r o ­ sn ą nadzw yczaj skąpo w bardziej połud­

niowych, s u c h y c h rów ninach, j a k również i w k r a j a c h p a g ó rk o w a ty c h , ale g o rąc y c h i ubogich w deszcze, w reszcie w s tepach p o dzw rotnikow ych. Zato w y s tę p u ją n a d ­ zwyczaj obficie w lasach g órskich, zi­

m n y ch i w ilg o tn y c h oraz w g órskich do ­ linach.

Każda j e d n a k g r u p a roślin posiada d ą ­ żność do rozszerzania obszaru swego roz­

m ieszczenia, do osiedlania się w coraz to now ych m iejscow ościach, zmieniając n a w e t nieje d n o k ro tn ie sposób życia, je ś li on nie odpowiada n o w y m w a ru n k o m .

T a k p o w s ta ły trufle i wogóle grzyby całkowicie podziemne, k tó ry c h zarodnie nie w y r a s ta j ą n ig d y ponad pow ierzchnię ziemi i są zawsze p r z y k r y t e w a rs tw ą g le b y w ilgotną, a w k a ż d y m razie z a ­ bezpieczającą j e od w ysy c h a n ia . Można o nich powiedzieć, iż p rzy sto so w a ły się one do szczególnych w a ru n k ó w m iejsco ­ wości ciepłych i s u c h y c h tak dalece, że obecnie kraje o klim acie z im nym i wil­

g o tn y m są dla n ich zupełnie nie odpo­

wiednie.

To nam tłu m aczy , dlaczego trufle r o ­ sną obficie p rze d e w sz y stk ie m n a obsza­

(9)

J\° 14 W SZEC H SW IA T •217 rze ciepłym i s uch ym , a i tam głównie

na sta n o w is k a c h słonecznych. Dla n a ­ szej części ś w ia ta E u ro p a południow a, a m ianowicie F r a n c y a południowa i W ło ­ chy są zawsze głównem źródłem, dostar- czającem trufli.

W k r a j a c h gorących, np. w S y ry i lub A fry ce północnej powierzchowne w a rs tw y g r u n t u w y s y c h a ją nieraz do głębokości 50 a n a w e t 70 cm, zam ieniając się cza­

sami omal że nie w s y p k i popiół.

W ta k ie j glebie g r z y b n ia nie m ogłaby się zanic u trz y m a ć sa m a przez się. Musi ona koniecznie zap ew nić sobie jak ie ś źródło wilgoci, której p otrzebuje nieodzo­

wnie do w y tw o rz e n ia swoich tkanek.

Takie źródło trufle zdobyły sobie w te n sposób, że p rzy tw ie rd z a ją się do korzeni drzew oraz krzewów, i w y s y s a ją z nich wilgoć, k t ó r ą one c ią g n ą z głębszych w a rs tw .

Dla trufli stan o w i to w ielką dogod­

ność, ale i dla drzew a nie j e s t bez k o ­ rzyści: w e d łu g wszelkiego bowiem p r a ­ wdopodobieństw a, trufle za p o b ra n ą w o­

dę odw dzięczają się drzew om i krzew om , d o s ta rc za jąc im w zam ian związków azo­

to w yc h, k tó re sam e w y tw arzają.

W t e n sposób zatem trufle p rz y s to s o ­ wały się nietylk o do suchego powietrza, ale i do suchej gleby, p rzy sto sow ały się zaś t a k dobrze, że ju ż wszędzie p o trz e ­ b u ją ty ch sa m y c h w a runków .

W k r a j a c h E uropy środkow ej o obfi­

tych opadach trufle osiedlają się zawsze w m iejscow ościach o glebie przepusz­

czalnej, a więc łatw o w ysyc h a ją c e j. Kla­

syczne m iejsca znajdo w an ia się ty c h grzybów m ają zazw yczaj podglebie w a ­ pienne, które j a k wiadomo, j e s t p rze p u ­ szczalne. Sztuczną hodowlę trufli u rzą­

dza się również zw ykle n a tak ie m pod­

glebiu.

Każdy j e d n a k g r u n t w y sy c h a dobrze je d y n i e w ted y , jeś li nie j e s t zbytnio z a ­ cieniony. W sztucznej hodowli planta- cyę trufli zasadza się zrzadka słoneczne- mi drzewam i, lubiącem i o tw a rte s t a n o ­ w is k a i nie dają c e m i dużo cieniu. J a k o je d n o z najodpow iedniejszych do tego celu okazał się dąb (Quercus pubescens).

I n a tu r a ln e s ta n o w is k a trufli z n a jd u ją

się również najczęściej w lasach, złożo­

nych z tych drzew.

Ale te drzewa, z którem i trufle w spół­

żyją, nie m ogą obejść się zupełnie bez wody; pewien stopień wilgoci w glebie j e s t zatem koniecznie po trzeb ny dla po­

m yślnego w z ra sta n ia trufli, inaczej bo­

wiem nie m ogłyby u trz y m a ć się przy ży­

ciu drzew a, dostarczające im wody. C ho ­ dzi tylko o to, a b y tej wody nie było zadużo.

Dlatego to deszcze letnie w p ły w a ją ta k dodatnio na pom yślne rozw ijanie się trufli, letn ie ciepło bow iem nie pozwala nigdy glebie n a s ią k n ą ć z b ytnio wilgocią.

Ale zato obfite opady jes ie n n o działają na nie zawsze nadzwyczaj szkodliwie.

W sz y s tk o to dowodzi, że trufle posia­

dają n a tu r ę zbliżoną do pew nego stop nia do roślin pu sty n n y c h i stepow ych.

Odbiegłszy od in n ych grzybów u m iesz­

czeniem zaród ni, trufle i nasiona rozsie­

w ają w odm ienn y sposób.

Grzyby, k tó ry c h zarodnie z n a jd ują się nad pow ierzchnią ziemi, k o r z y s ta ją z p rą ­ dów p ow ie trz nych do rozsiew ania sw ych zarodników , d ro b n iu tk ic h j a k n a jd e l ik a t ­ niejszy pyłek. Dla trufli d ro ga ta j e s t zupełnie niedostępna, ponieważ w ia tr nie może się d o stać do ich zarodni u k r y ty c h w ziemi. Mimo to je d n a k rozsiew ają się one znakomicie: nasio n a ich w y d o s ta ją się z głębi ziemi i bez pośre dnic tw a w i a ­ tru d o sta ją się na nowe stanow iska. Ko­

lę siew ców trufli objęły zwierzęta, a po­

n ę tn y ich zapach i p rz y je m n y s m a k , którem i t a k rozkoszują się ludzie, służą właśnie do tego, żeby pobudzić różne zw ierzęta do w y g rz e b y w a n ia trufli z z ie ­ mi i do z jadania ich zarodni. A p rzy tej sposobności ro zsiew ają one zara z em mniej lub więcej daleko ich zarodniki.

Trzeba je d n a k dodać, że i w ia tr o d g ry ­ wa w tem pew ną rolę: nie m ogąc rozsie­

wać sa m y c h zarodników u k r y ty c h w z ie ­ mi, roznosi on je d n a k na dość znaczną odległość zapach trufli i w ten sposób ściąga na nie u w agę zw ierząt o b d arzo ­ nych o s tr y m w ęchem . A że trufle w y ­ da ją n a jm o cniejszy zapach w okresie d o j ­ rzewania, zw ierzęta więc z jaw iają się w łaśnie w odpowiedniej chwili, k ie d y

(10)

218 W SZEC H S W IAT JM» 14 i sam e zn ajd ą s m aczne k ą s k i w ziemi

i kiedy z a rodniki s ą do ro zsie w a n ia się gotowe.

Siewcy trufli n a le ż ą głównie do dwu działów: ow adów i ssaków .

Z owadów u s k u te c z n ia to m u ch a He- lomyza oraz ch rz ą sz cz e — A n isoto m a ci- n a m o n e a i rodzaj Bolboceras. Ten o s t a t ­ ni należy do żuków gno jow y ch , p osiada t r z y rogi (na głowie i ta rc z y szyjowej) i s p o k re w n io n y j e s t najbliżej z ro d z a ja ­ mi: k ró w k i (Geotrupes) i księżycoroga (Capris). We P r a n c y i w m iejscow ościach, ob fitujących w trufle, żyje g a t u n e k Bol­

boceras g allicus Muls., b a rw y czarnej, k a r m i ą c y się w y łą c znie truflam i, z a r ó ­ wno ja k o p ę d r a k j a k i w s ta n ie d o ro ­ słym ; wielkością prze w y ższ a on po w sze­

chnie znan ego k s ię ż y c o ro g a (Capris lu- naris).

Jeszcze w ięk szy od niego j e s t w ę ­ g ie rs k i g a tu n e k B. u nico rne S c h ran k ., okazały chrząszcz, b a rw y r d z a w o - b r u ­ n a tn e j. N ależy on do o w ad ów bardzo r za d k ich , znaleść go zaś m ożn a praw ie wyłącznie w la s k a c h d ębo w y ch , p o r a s t a ­ ją c y c h słoneczne w z g ó rz a o w a pie n nem podglebiu.

G a tu n e k te n w yróżnia się w śró d s w o ­ ich k r e w n ia k ó w t ą w łaściwością, że u m ie w y d a w a ć głos d e r k a j ą c y i że s am iec i sam ic zk a o d n a jd u ją się zapom ocą s łu ­ chu, a nie w ęchu, j a k in n e chrząszcze i j a k większość owadów. Po z o sta je to p ra w do p odo b nie w z w ią zk u z ich p o k a r ­ mem: siln y zap ach trufli p rz y tłu m ia s w o ­ isty z a p ac h t y c h ch rz ą sz cz ó w i za p o m o ­ cą sam ego tylko w ę c h u nie m o g ły b y się one odnaleść; i d la te g o m u sz ą sobie po ­ m ag a ć c ie rk an ie m .

Co d o tyczę sposobu, w j a k i ow ady roz­

no szą z a ro d n ik i trufli, to j e s t on z u p e ł­

n ie taki, j a k roznoszenie p y łk u roślin k w ia to w y c h : odłażąc lu b o d latu ją c s t a m ­ tąd , unoszą n a sobie p e w n ą liczbę z a ro d ­ n ik ó w i ro zs ie w a ją j e w te n sposób.

S s a k i r o b ią to bodaj jeszcze s k u te c z ­ niej: ob d arzo ne o s tr y m w ęchem , w y k r y ­ w a ją obecność trufli w ziemi, w y g r z e ­ b u ją j e s t a m t ą d k o p y ta m i łub pazuram i i z ja d a ją ze sm akiem ; w y c ie ra ją c zaś n a ­ s tę p n ie p ysk , u w a l a n y truflam i, o w ła s n ą

sierść, albo o korę drzew i krzew ów , zo­

s ta w ia ją ta m ich z a rodniki i u ła tw ia ją im w ten sposób rozsiew anie się.

Nie może ulegać wątpliwości, że czło­

w iek od ssakó w właśnie dowiedział się o jad a ln o ści trufli, że one zwróciły jeg o u w a g ę na możność karm ienia się tem i podziem nem i grzybam i.

Dowodu na to do sta rc za ją nam dw a fakty. N a jp ie rw ten, że jeszcze i dzisiaj człowiek w ysz uk uje trufli z pom ocą odpo­

wiednio tre s o w a n y c h zwierząt: we P r a n ­ cyi używ a się do tego świń; w Niem­

czech i W łoszech głównie psów; w Ros- syi u żyw ano dawniej podobno niedźw ie­

dzi; w in n y ch krajach lisów, a n a w e t j e ­ leni. O zam iłow an iu je le n i do w y k o p y ­ w a n ia grzybówr mówi między innem i i ta okoliczność, że pewien g a tu n e k trufli, n ie ja d a ln y c h dla ludzi, nosi od nich n a ­ zwę (Elaphom yces g ran u la tu s).

P e w n y dowód tego, że ludzie od zw ie­

r z ą t nauczyli się jad a ć trufle sta n o w i po­

chodzenie nazw ty c h grzybów od różnych zwierząt, co w skazuje, że ludzie zapoznali się z niem i za p ośredn ictw em ty c h zw ie­

rząt.

Prof. Sajó szczegółowo r o z p a tru je g e ­ nezę n azw y trufli w różnych jęz y k a c h europ ejskich, p ó łn o cn o -a fry k a ń sk ic h i za- c h o dn io-a zya tyc kic h. Zadużo m iejsca za­

ję ło b y n a m pow tarzan ie je g o wywodów.

W s p o m n im y tu jed y n ie , że z t y c h roz­

w a ż a ń dochodzi on nie tylko do w niosku 0 pochodzeniu ty ch n a z w od zwierząt, ale także i do tego, że E u ro pa pierw szą znajom ość z tru flam i zaw d zięcza Afryce północnej, gdzie znacznie wcześniej z a ­ poznano się z tem i sm a c z nem i g rzy b a m i 1 znacznie wcześniej zaczęto ich używać n a pokarm .

B . Dyakoioski.

SPRAWOZDANIE.

W iktor Kuźniar. Z p r z y r o d y T a t r . Kraków, 1910. 8° str. III, 105, 1 nlb.

S k ła d główny: L. F ro m m e r, Kraków, E.

W e n d e i Sp. w W arszaw ie.

(11)

M 14 W SZEC H SW IA T 219 Niewielka, lecz bogata w treść książka

p. W. Kuźniara wyróżnia się nader dodatnio z pośród ukazujących się u nas książek o charakterze krajoznawczym. Napisana jest z gru n to w n ą i wszechstronną znajomością przedmiotu, a z każdej stronicy wieje go rą­

ce umiłowanie T atr, tej perły ziem polskich.

P. K. usiłował w szczupłych ramaoh swego dziełka odtworzyć budowę Tatr, ich współ­

czesny ch a ra k te r fizyczno-geograficzny i dać zarys ich historyi geologicznej. Rozdział I tr a k t u j e „T a try jako część K arpat" i daje ogólny rys ukształtowania T a tr i ich przed­

górzy w związku z ogólną budową pasma karpackiego. W rozdziale II, au to r nasz ch a rakteryzuje T a try jako jednostkę geogra­

ficzną, a więc przedewszystkiem ustala g r a ­ nice tej g ru p y górskiej, jej wysokość i po­

dział na T a t r y wschodnie i zachodnie, po­

czerń zapoznaje czytelnika z jej składem 'petrograficznym, podając zasadnicze cechy ch a rak tery sty c zn e głównych skał ta trz a ń ­ skich, a więc granitu, wapienia i dolomitu, opisując ich wpływ na ch a rak ter k ra jobra­

zu, sposób wietrzenia i t. p. Ogólny rys hydrograficzny stanowi . poniekąd przejście do u stę p u o rzeźbie powierzchni T atr, w k t ó ­ ry m są rozpatrzone główne czynniki kształ­

tujące, a więc erozya wód bieżących i egza- racya lodowcowa i wykazany ich wpływ na ukształtowanie Tatr. Rozdział kończy się szczegółowym podziałem g rupy tatrzańskiej na części drobniejsze. Rozdział trzeci „Kli­

m at i o p a d y “ obejmuje ogólną c h a ra k te r y ­ sty k ę klimatyczną T atr, główne ich elemen­

t y klimatyczne, a więc tem p eratu rę, opady, wiatry, w arunki term iczne strumieni i sta­

wów tatrzańskich, wreszcie zestawienie kli­

m a tu górskiego z nizinnym. Rozdział czwar­

ty podaje szkic rozsiedlenia roślin w T atrach podział gór na krainy roślinne i najbardziej charak tery sty c zn e zbiorowiska roślinne, po­

czerń następuje rys zoogeografii T atr. Za­

rys historyi geologicznej Tatr, oparty na najnowszych badaniach i słów kilka o czło­

wieku w T atra ch kończy rozdział a z nim książkę. Z powyższego szkicowego zesta­

wienia książki p. K uźniara widać, że treść jej daje więcej niż obiecuje ty tu ł, gdyż daje ogólny rys wszystkich warunków przyrodzo­

n y ch T a t r w formie zwięzłej i popularnej, lecz naukowej i ścisłej. Wobec t a k znacz­

n y ch zalet książki p. Kuźniara -tembardziej żałować należy, że znać na niej jakgdyby pewien pośpiech, który wprawdzie mniej od­

bija się na treści książki, lecz szpeci jej for­

mę. Sporo w niej mianowicie miejsc nieja­

snych, niezrozumiałych dla zwykłego czy­

telnika i sporo rażących germanizmów. Tak na str. 7 czytelnik nie obeznany z geologią nie zrozumie, czy piaskowiec magórski n a ­ leży do fliszu, czy nie; w T a tra c h wody są

czyste „bo wszak powstające na t y oh wy­

sokościach opady są t u idealnie czyste"

a przecie nad nizinami opady powstają na podobnych wysokościach. N a str. 44 znaj­

dujemy taki ustęp: „w pewnej wysokośoi ży­

cie ludzkie zaczyna być zagrożone (!). Objaw ten (ozy zagrażanie życiu ludzkiemu?) n a ­ stępuje (po czem?) nietylko u ludzi, ale u wszystkich organizmów wogóle, tylko oczywiście w różnym stopniu. Z doświad­

czeń nad rośliną Topinam bur (po polsku bul­

wa) wiadomo np. że przy ciśnieniu 150 mm dawała 9 razy t a k długie pędy jak w w a­

runkach normalnych; ale już ciśnienie 350 m m zmniejszyło tą różnicę do zera“. Oo wspólnego ma nadmierny wzrost bulwy z tem, źe „życie ludzkie zaczyna być zagro­

żone1'; ozy to jest dowód,, że zmniejszenie ciśnienia zagraża żyoiu organizmów wogóle?

Na str. 53 — 56 czytamy: że śnieg pada w Krakowie (220,3 m nad poz. morza) w cią­

g u 66 dni w roku, w Nowym T a r g u (593 m) w ciągu 65 dni, w Poroninie (778 m), w c i ą ­ gu 68 dni ja k w Krakowie, a dopiero w Za­

kopanem (899,5 m) w ciągu 82 dni; a „za­

tem " wnioskuje a u to r „widzimy t u już zu­

pełną zależność od wzniesienia". P rz y k ła ­ dów podobnej niejasności możnaby jeszcze sporo przytoczyć. A teraz kilka germ a n i­

zmów dla przykładu: str. 7: „dostajemy się w (in) dolinę'1; str. 8 „stanowi dla siebie (fur sich) całość"; str. 19 g ra nit „niknie na, korzyść“ (zu Gunsten) kw arcytu; str. 25:

„odcinki... graniczą co pewien czas k u dołu i k u górze stromemi ścianami“. „Z re g u ły “,

„wahnienie“ , „zresztą wcale niezbyt przewa­

żający “ i inne galicyanizmy są równie obfi­

cie rozrzucono po k arta ch książki.

Po usunięciu wszakże takich niejasności i u stere k językowych w drugiom wydaniu, na k tóre książka p. Kuźniara ze wszeoh miar zasługuje, będzie ona prawie bez z a ­ rzutu. Szata zewnętrzna dziełka jest b ar­

dzo przyzwoita; d ru k dobry, papier niezły;

dodane zaś na tablicaoh reprodukcye foto- grafij są doskonale wybrane i dobrze odbite.

Dodane pod niemi opisy i wyjaśnienia nio pozostawiają nic do życzenia.

Ja n Lewiński.

(12)

220 W SZEC HS W IA T JYo 14

i\l<ademia Umiejętności.

III. W ydział matem atyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 6 marca ig 11 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : D y r e k to r £ . 'Janczew ski•

Przewodniczący zawiadamia Wydział o cięż­

kiej stracie, k tó rą Akadem ia Umiejętności poniosła przez zgon członka czynnego z a ­ granicznego, profesora J . W. Eriihla w H ei­

delbergu.

Czł. K. Kostanecki przedstaw ia rozprawę własną p. t.: „Badania doświadczalne nad rozwojem jajek M a c tr y “.

Prof. K. przedstawia nasamprzód wyniki badań nad rozwojem parte n o g en ety c zn y m jajek mięczaka M actry po zastosowaniu p ły­

n u hypertonicznogo (wody morskiej z doda­

niem 10% 2 1/ 3 n KOI). Zależnie od długo­

ści p o bytu w płynie hyp erto n ic zn y m jajka wydzielają albo prawidłowo obadwa ciałka kierunkowe, albo tylko jedno, albo nie w y­

dzielają ich wcale; w każdym razie jajka rozwijają się dalej, ale przeważnie początko­

wo przez podział jądra drogą mitozy bez podziału plazmy; po 24-ch godzinach po­

wstają z nich urzgsione larwy. W drugiej części jest opisane działanie na zapłodnione j a jk a tego samego p ły n u hypertonicznego, stosowanego przed, podczas albo po wydzie­

leniu ciałek kierunkow ych. W pływ pły n u hypertonicznogo objawiał się przeważnie po­

wstrzymaniem podziału ciała komórkowego, rozwój odbywał sig jednakowoż aż do wy­

tworzenia larw urzęsionych. Zmiany w e ­ w nętrzne w jajkach p. K. opisze osobno.

W trzeciej części rozprawy opisuje doświad­

czenia, w k tó ry c h pobudzał jajka działaniem p ły n u hypertonicznego do rozwoju parteno- genotycznego a następnie zapładniał. W p rz e­

ważnej części doświadczeń plemniki nie wni­

kają w jajka, k tó re zaczgły się rozwijać par- tenogenety^cznie; prawdopodobnie chroni je przed wniknięciem plemników przedew szyst­

kiem błona, k tó ra tworzy się na jajkac h pod działaniem płynów hypertonicznycb.

Czł. S. Zaremba przedstaw ia rozprawę prof. W. Sierpińskiego p. t.: „O pewnej w ła­

sności szeregów warunkowo zbieżnych11.

P. S. wykazuje, że można wywołać w w a r­

tości sum y szeregu w arunkowo zbieżnego dowolną, naprzód daną zmianę, przemienia­

jąc w sposób odpowiedni albo wyłącznie po ­ rządek składników dodatnich, albo wyłącz­

nie porządek składników odjemnych.

Czł. Wład. Natanson przedstawia rozpra­

wę własną p. t.: „O statj^stycznej teoryi p ro ­ mieniowania11.

Planck, a za nim Einstein, Jeans, Lorentz, Larinor i inni uczeni rozwinęli ogólną te- oryę promieniowania, w której przypuszcza­

ją, że energia nie jest bez granicy podziel- na, że ostatnie cząstki m ateryi mogą p ochła­

niać, wysyłać i zawiorać w sobie energię jedynie w całkow itych liczbach pew nych skończonych elementów lub jednostek. Z a­

sadnicza idea tej teoryi jest powołana, jak się wydaje, do odegrania pierwszorzędnej roli w rozwoju fizyki molekularnej. W p ier­

wszej części rozprawy niniejszej p. N. wziął za zadanie szczegółową dyskusyę hypotez, k tóre czynimy w poinienionej teoryi, obli­

czając prawdopodobieństwa rozm aitych mo­

żliwych rozdziałów energii w danym u k ł a ­ dzie m ateryalnym . Zdaniem prof. N., obli­

czenia te polegają na pew nych założeniach milcząco przyjętych, które podnosi i roz"

trząsa. W tych założeniach, które a priori mogą wydawać sig dowolne, mieści sig istot-' na treść uogólnień z nich wypływających.

W czgści drugiej rozprawy, przyjm ując po- mienione założenia, p. N. dąży do u zu p e ł­

nienia i do rozwinięcia rachunków i rozu­

mowań P lancka i innych wyżej cytow anych uczonych, starając się zwłaszcza o jasno sformułowanie stosunków, które zachodzą po­

między zagadnieniem promieniowania (w r ó ­ wnowadze) a problematem Maxwella: roz­

działu energii w zbiorowisku cząsteczek g a ­ zowych. Różnica pomiędzy tem i p rz ypad­

kami, w hypotezie skończonych jednostek energii, jest przedewszystkiem następująca:

w zagadnieniu o promieniowaniu mamy za­

zwyczaj do czynienia z układem m ateryal­

nym nader skąpo wyposażonym w energię, gdy przeciwnie ciało gazowe jest (w tejże teoryi) układem suto obdarzonym je d n o stk a ­ mi energii. P ostać praw równowagi jost w obu zagadnieniach ta sama.

Czł. H ugo Zapałowicz przesyła rozprawę własną p. t.: „ K rytyczny przegląd roślinno­

ści Galicyi. Część X IX “.

P. Z. opisał tu resztę gatunków goździka, odkrywając dwa nowe mieszańce: Dianthus glabriusculus X deltoides, D. Zarencznianus m. i D ianthus glabriusculus X superbus, D.

lacinulatus m.

Czł. J . Talko-Hryncewiez przedstawia roz­

prawę własną p. t.: „E uropejka o włosach wełnistych “.

P rzypadek niniejszy był spostrzegany p rz y ­ padkowo podczas badać antropologicznych, dokonywanych latem 1910 roku na Śląsku, we wsi Jaw orzynce, pow. Bielskiego. Była to 6-letnia Matylda Prasil, z ojca polaka, m atki morawki; w rodzinie nie można było wyśledzić wpływów zmieszania rasowego.

Włosy na głowie, jasno-blond, tworzą rodzaj elastycznej puchowej poduszki, spotykanej wyłącznie u wyspiarzy australijskich, szcze­

(13)

Ns 14 W SZECHSW 1AT 221 gólniej u nowo-kaledończyków, lub u m e ty ­

sów A m eryki środkowej z murzynami. W t y ­ pie jasnym Matyldy p. T.-H. dopatruje w y­

stępujących niewyraźnie cech rasy ciemnej.

Pomiarów mikroskopowych włosów dokonał prof. Hoyer.— Opisany przypadek prof. T.-H.

uważa za przyczynek do kwestyi dotąd mało wyjaśnionej dziedziczenia i krzyżowania.

Ozł. H. H oyer przedstawia rozprawę p.

Jerzego Barańskiego p. t.: „Rozwój tylnych serc limfatycznych k um aka ognistego (Bom- binator igneus)“.

P. B. badał rozwój tylnych serc limfaty- cznych i doszedł do następujących rezulta­

tów: Pierwsze zawiązki tylnych serc limfa­

ty czn y c h zjawiają się u kijanek kum aka o długości mniej więcej 10 do 11 m m , t. j.

w czasie, kiedy tylne odnóża widoczne są już na zewnątrz w postaci m ałych guzków.

Rozwijają się one jako wypuklenia naczynia żylnego, vena vertebralis posterior, w p o ­ staci trzech pęcherzyków, z k tó ry ch jeden łączy się swem światłem bezpośrednio ze światłem żyły. Te trzy odrębne zawiązki zlewają się następnie ze sobą, tak, że pozo­

staje tylko jedno serce limfatyczne. Obec­

ność beleczek protoplazmatycznych w połą- czonem ju ż w jedno sercu limfatycznein przypomina jeszcze pierwotne stosunki i jest dowodem początkowo większej ilości zawiąz­

ków tylnego serca limfatycznego. U kija­

nek o długości 20 m m serce jest prawie zu­

pełnie wykształcone i przypomina budową tylne serca limfatyczne żab.

Czł. H. Hoyer przedstawia rozprawę p, A. Dziurzyńskiego p. t, „Badania nad rege- neracyą naczyń krwionośnych i limfatycz­

nych u k ijan ek 1*.

R ezultaty, do k tó ry ch p. U. dochodzi, mo­

żna streścić, ja k następuje:

1) Kolejność wzrostu obu rodzajów na­

czyń w regeneracie jest ta sama ja k we wzroście normalnym.

2) Pomiędzy szybkim wzrostem s tru n y grzbietowej co do długości, a powstaniem naokoło niej w regeneracie zgęszczonej sieci naczyń krwionośnych, musi istnieć przyczy­

nowy związek, pośredni lub bezpośredni.

3) a) Długość regeneratów o ukończo­

nym procesie wzrostu jest stale krótsza od długości części odciętej, b) Długość regene­

ratów jest proporcyonalna do długości czę­

ści odciętej, c) Szybkość wzrostu regenera- t u zwiększa się ze zwiększeniem części od­

ciętej.

4) , Zwiększenie szybkości wzrostu re g e ­ n eratu, odpowiednio do zwiększenia części odciętej, znajduje się zapewne w związku przyczynowym z dogodniejszemi w arunkam i odżywiania regeneratu.

5) W regeneracie, po ukończeniu proce­

sów jego wzrostu, możemy zauważyć: a)

Wydłużanie się naczyń limfatycznych, a nie­

kiedy także i oczek sieci krwionośnej w kie­

ru n k u wzrostu regeneratu. Stanowi ono obraz przystosowania się postaciowego na­

czyń do wzrostu tkanki, otaczającej naczy­

nia. b) Zagęszczenie sieci naczyń krwiono­

śnych, k tóre stanowi obraz przystosowania się pjstaciowego naczyń do wzmożonej prze­

miany m ateryi w regeneracie.

6) Naczynia limfatyczne ogona norm al­

nego larw Pelobates fuscus okazują u larw zimujących następujące różnice pomiędzy unaczynieniem larw młodych tego g a tu n k u i larw R ana temporaria: w błonie pływnej naczynia limfatyczne układają się nie w j e ­ dnej, ale w trzech warstwach, jednej środ­

kowej i dwu podskórnych. Naczynia mię- dzymięśniowe układają się w przedniej czę­

ści ogona w postaci siatek limfatycznych, rozłożonych na wewnętrznych stronach pły ­ te k mięśniowych. Sieci te komunikują się z sieciami mięśniowemi zewnętrznemi zapo- mocą naczyniek przechodzących nawskróś poprzez system mięśniowy.

7) Sposób ułożenia się naczyń limfatycz­

nych w regeneracie larw y Pelobates fuscus był następujący: a) W regeneratach kijanek młodyoh gałązki naczyń limfatycznych w y ­ chodzące z pnia limfatycznego, który się re­

generuje, pochylają się i wydłużają w kie­

ru n k u wzrostu regeneratu. b) Niekiedy na­

chylenie to potęguje się o tyle, że zregene­

rowane pnie limfatyczne są delikatnemi na­

czyniami nierozgałęzionemi, do k tórych ró­

wnolegle i bocznie biegną naczyńka, powsta­

jące z pierwszorzędnych gałęzi pni limfa­

tycznych części normalnej ogona, c) W re ­ generatach kijanek zimujących pień limfa- tyczny zazwyczaj się nie regeneruje; za stę­

puje go naczynie boczne, d) Sieć mięśnio­

wa limfatyczna okazała brak zdolności re- generacyi. Nowa sieć tworzy się podobnie ja k w rozwoju normalnym przez wzrost n a ­ czyniek, leżących wzdłuż trzonu regeneratu na powierzchni zewnętrznej p ły tek mięśnio­

wych. Początek regeneracyi tej sieci można było zauważyć w ogonie rozwidlonym.

8) W ogonie rozwidlonym naczynia bło­

ny rozpiętej w kącie rozwidlenia, łączą się z pniami limfatycznemi przez a) naczynia mięśniowe ramienia normalnego, b) specyal- ne naczynia, leżące między mięśniami.

Czł. H. Hoyer przedstawia rozprawę p.

Wł. Majewskiego p. t : „O budowie inigdał- ków u zwierząt z rodziny kotów".

P. M. badał migdałki lwa, rysia,, kota do­

mowego i pantery i stwierdził, że migdałki wszystkich ty ch zwierząt należą do jednego t y p u migdałków k ształtu woreczkowego, w puklonych pod powierzchnię błony śluzo­

wej, pokrywającej boczne części podniebie­

nia miękkiego. Wszystkie one leżą na pod­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Arctowski zdołał niejednokrotnie schw ytać niejako na gorącym uczynku, je ­ żeli się tak wyrazić można, tworzenie się kryształów lodu. Na powierzchni płytki

d., bądź też, nie istniejąc pierwotnie w roślinie, pojawiają się pod wpływem działania fermentów na glukozydy; zarówno ferment, jak i glukozyd znajdują się

Czł. Rostafiński przedstawia rozprawę własną p. Twierdzenie to jest zgoła nieprawdziwe. z Turcyi przez Wołosz­.

Co dotyczę grzybów, hodowanych przez te korniki, to zdaje się, że przystosowały się one już zupełnie do sposobu życia korników. Co więcej, należy naw et

ne i podziurawione — j a k się okazało, była to robota dzięciołów, które pojawiają się w ślad za mrówkami i dobierając się do nich, niszczą, roślinę.

Badał on zachowanie się porostów podczas zetknięcia się ich brzegów i doszedł do wniosku, że porosty, spotkawszy się, już się dalej po skale nie

Kości udowe

Był czas, kiedy Bierkowski cieszył się sławą nie tylko w Krakowie, w którym najczynniejsze lata życia swego spędził, lecz i daleko poza granicami Krakowa i