• Nie Znaleziono Wyników

ILOŚĆ OPADÓW ATMOSFERYCZ­NYCH W JĘDRZEJOWIE, ZIEMI KIELECKIEJ,

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "ILOŚĆ OPADÓW ATMOSFERYCZ­NYCH W JĘDRZEJOWIE, ZIEMI KIELECKIEJ,"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSH>. 3 (1493).

W a rsz a w a , d n ia 15 sty c z n ia 1911 r.

Tom X X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECH ŚW IATA11.

W Warszawie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n iach w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k a lu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A jsfó. 37. T e le fo n u 83-14.

ILOŚĆ O P A D Ó W A T M O S F E R Y C Z ­ N Y C H W JĘDRZEJOWIE, ZIEMI

KIELECKIEJ,

W CIĄGU LAT DW UD ZIESTU od 1886 do 1905 r. włącznie.

S y s te m a ty c z n e n otow ania spostrzeżeń m ete orologicznych d a tu ją się w Polsce od r o k u 1779. Zapoczątkował j e ks. Jo- win F r y d e r y k B y strzycki, a stron o m k r ó ­ la S ta n is ła w a A u g u sta . Odtąd liczba spostrzegaczó w zjaw isk a tm osfe ry cz n y c h nie b ardzo w zrosła i pomimo dosyć czę­

sty c h n a w o ły w a ń do z a k ła d a n ia stacy j m eteorologicznych, sta c y e te nie są u nas t a k liczne, j a k b y tego w y m a g a ł obszar Królestwa.

Jeszcze ś. p. J a n Ję d rz e je w ic z i ś. p. Apo­

lin a ry Pietk iew icz w pierw szy m tomie

„P a m ię tn ik a Fizyograflcznego“ w g o r ą ­ cych słow ach w y sta w iali ważność spo­

strzeżeń m eteorologicznych.

W sz e c h ś w ia t j u ż w p ierw szy m r o k u swego is tn ie n ia *) prosił o n otow anie

*) W szechśw iat M 4 z dnia 24 kw ietnia 1882 roku: „W spraw ie grom adzenia wiadomości m e­

teorologicznych ze w szystkich miejscowości kraju*.

n a jp ro stsz y c h zjawisk, ja k : 1) Czas z a ­ m a r z a n ia rze k w jesieni, puszczanie lo- dów n a wiosnę, oraz w y le w y rzek. 2) Niezw ykłe zimno lub ciepło w s to s u n k u do po ry roku. 3) W ic h ry g w ałtow ne i t r ą b y powietrzne. 4) Burze z grzm o ­ tami, piorunam i, ulew nem i deszczami lub z gradem . 5) Śniegi dłu g otrw ałe, deszcze lub pogody. 6) S ta n roślinności.

7) W iadom ości o chorobach g ra s u ją c y c h pom iędzy ludźm i i zwierzętam i. W ode­

zwie tej między innem i czytam y: „Otóż re d a k c y a W sze c hśw ia ta , ja k o pisma w y ­ łącznie spraw om i zjaw iskom przy ro dy poświęconego, c hętnie pragnie p rz y jm o ­ wać każdą wiadomość o zjaw iskach, k t ó ­ re powyżej w ym ieniliśm y; do niej też k ażd y obywatel, kraj m iłujący, raczy ad resow ać swoje przesyłki, a z p e w n o ­ ścią oczekiwać może, że je g o w iększa lub m niejsza p rac a stanie się w ażnym p rzy czynkiem do znajomości k r a j u 1'.

Pomimo takich daw ny ch i świeżych zachęcań mało liczymy miłośników tej gałęzi n a u k przyrodniczych. T akim w y ­ jątk ie m , gorliw ym m iłośnikiem m eteoro ­ logii był zm arły przed rokiem w podesz­

łym ju ż w ieku ś. p. A ndrzej Czeczot,

sta ły m ieszkaniec Jędrzejow a, właściciel

(2)

34 W SZ E C H SW IA T JNla 3 do m u i u t r z y m u ją c y pocztę k o nn ą. Przez

la t d w adzieścia z g ó rą pro w ad ził s k r u ­ p u la tn ie dz iennik sp o s trz eż e ń nad s t a ­ n e m pogody w Ję d rz e jo w ie . Za głó w n y p rz y rz ą d służył m u deszczomierz s y s te ­ mu Hellm anna, u s ta w io n y podług w y m a ­ g a ń n a u k i w ogródku. Przez la t d w a ­ dzieścia z g ó rą codziennie rano o 7-ej g o dzinie ś. p. Czeczot m ierzy ł opady a tm o sfe ry cz n e , s k rz ę tn ie z a p isu jąc n a j ­ m niejszą ilość deszczu, śn iegu , gradu, k r u p , r o sy naw et.

O trzy m a w sz y od r o d z in y zm arłeg o n o ­ t a t n ik , po odpow iedniem o p racow aniu surow eg o m a te ry a łu m ogę obecnie p rz e d ­ s ta w ić dane d o ty czące opadów a tm o s fe ­ r y c z n y c h d la Jędrz e jo w a .

Rów nina p o m ię dz y w zgórzam i Książa- W ielkiego i Chęcin z po łud n ia n a p ó ł­

noc, a P ińczo w a i W łoszczow y ze w s c h o ­ d u na zachód zwie się Ję d rz e jo w s k ie m ,

od położonej w jej śro d k u o sady pow ia­

towej J ę d rz e jo w a . Mało falista pow ierz­

c hnia ta po p rze rz y n an a kilkom a rzekami:

Nidą, Mierzawą, C z a rn ą Nidą, Brzeźnicą i Ja sio nk ą , p o k r y ta j e s t w znacznej czę­

ści lasami. J ę d rz e jó w w yn iesio n y nad poziom morza n a 262 m etry , o szeroko­

ści geograficznej 50°38', długości 20°18' od G reenw ich, leży n a d brzegam i dwu rzeczek: Brzeźnicy i Ja sio n k i, a pod w zględem topograficznym zajm uje śro ­ d e k ziemi kieleckiej. Z tego więc po­

wodu dane te są niezm iernej w a rtośc i dla całej ziemi kieleckiej, m ogą bowiem rzucić p e w n e światło n a u rab ia n ie ho ­ roskopów pogody, czyn n ik a t a k w a ż n e ­ go dla m iejscow ego rolnictw a.

Ze w zględu na szczupłe r a m y pism a og raniczyć się m uszę do p rze d staw ie n ia n ie k tó r y c h tablic, r e s z tę podam tylko w postaci wyciągu.

Tablica w ykazująca ilość opadów każdego miesiąca i roku.

Lata S ty ­

czeń L u ty Ma­

rzec K w ie­

cień Maj Czer­

wiec Lipiec Sier­

pień W rze­

sień P a ź ­ dzier­

nik

L isto ­ pad G ru­

dzień Rocz­

nie

1886 68,4 24,2 42,6 13,3 69,2 145,2 49,0 46,1 29,6 72,0 20,8 77,8 658,2 1887 13,7 25,1 49,8 56,4 77,3 88,6 31,3 116,7 60,2 42,3 17,3 37,6 616,3 1888 42,1 42,4 69,5 46,4 21.8 88,4 59,5 .178,8 57,3 57,0 26,8 36,9 726,9 1889 21,1 60,5 15,8 67,4 67,5 36,9 176,2 61,3 72,0 96,9 37,6 44,1 759,1 1890 32,6 3,2 30,2 33,9 45,8 77,9 43,6 82,3 92,1 84,0 61,1 23,2 609,9 1891 68,5 14,5 45,8 51,2 48,3 128,4 133,8 87,6 24,8 22,1 37,6 46,6 709,2 1892 42,6 46,5 30,1 45,9 50,4 93,5 53,0 17,7 45,4 65,9 4,9 52,6 548,5 1893 39,2 56,4 37,4 25,3 109,1 70,4 110,8 79,9 41,3 77,5 71,0 27,6 745,9 1894 2,8 46,3 27,5 16,0 49,6 134,7 33,7 82,9 65,3 87,9 18,5 20,9 585,2 1895 42.9 47,5 37,6 11,0 26,4 81,6 110,3 94,2 23,1 60,3 28,4 36,2 599,5 1896 13,8 28,6 47,9 25,2 119,1 56,6 47,5 75,3 55,7 23,2 23,4 15,8 532,1 1897 13,4 24,7 66,9 51,9 77,9 33,3 127,5 74,9 32,7 26,7 15,3 30,9 575,8 1898 40,9 22,6 23,5 66,0 109,1 52,6 79,2 53,0 36,8 39,7 20,5 31,8 575,6 1899 22,8 27,0 16,8 51,6 71,7 38,8 110,2 84,4 99,8 38,9 44,2 29,5 635,7 190(1 51,0 46,5 45,0 24,0 39,0 23,7 120,8 94,9 31,1 59,0 47,7 31,3 614,0 1901 19,2 10,4 59,5 66,7 14,3 133,9 102,5 69,3 20,0 54,4 38,1 60,1 648,4 1902 47,4 23,7 38,6 31,1 52,3 1046 114,8 110,2 36,0 86,0 2,1 47,9 694,7 1903 28.4 43,8 15,8 73,5 33,5 85,8 243,6 72,1 14,4 54,9 51,0 14,7 731,5 1904 10,9 32,6 2,3 43,1 23,8 41,9 12,3 45,8 50,6 52,2 54,2 47,4 417,1 1905 30,7 29,4 16,7 49,9 55,2 29,4 92,3 74,5 32,9 38,0 45,5 26,2 520,7

Śred­

nio 32,6 32,3 35,9 42,4 57,0 77,3 92,5 80,1 45,0 56,9 33,0 37,0 622,0

(3)

M 3 W SZEC H SW IA T 35 Z ta b lic y tej widzim y, ile m ilim etró w

w ody spadło każdego m iesiąca i k a ż d e ­ go ro k u przez lat dwadzieścia. Z chao­

tycznej m asy liczb w yciągnięte średnie w s k azują, że n ajm niej wody spada w m ie ­ siącu styczniu; lutego z powodu m n ie j­

szej liczby dni w rac h u b ę brać nie m o­

żemy. Od stycznia ilość opadów s to p n io ­ wo się wzm aga, dochodząc swego maxi- m um w lipcu, od lipca spada coraz mniej ze znaczną zniżką w listopadzie. Średn ia liczba ro czn a

622 mm

w y ra ź n ie w sk azu je p raw o po w ięk szania się opadów od b ie ­ g u nó w k u równikowi: W arszaw a —

585,

J ę d rz e jó w —

622,

K ra k ó w —

640 mm.

N a j ­ w ięk sza ilość deszczu sp ad a w ciągu czterech śro d k o w y c h m iesięcy tak , że sum a opadów z m aja, czerwca, lipca

i sierp nia ró w na się sum ie p ierw s z y c h i o sta tn ic h czterech m iesięcy razem wzię­

tych. Z tej też tablicy m ożem y s tw ie r ­ dzić p raw o M eldruma i L o cky era d o ty ­ czące s to s u n k u plam słonecznych do ilo­

ści opadów: m axim u m plam m ieliśm y w

1893

i

1905

roku, m inimum zaś w

1889

i

1900

roku. D w adzieścia la t j e d n a k j e s t z a k ró tk im okresem czasu, ab y p r a ­ wo to w ystąpiło wyraźnie. Chociaż wo- góle praw o M eldruma i L ocky era silnie w y s tę p u je tylko w okolicach p od zw ro t­

nikowych, j e d n a k i tu n a w e t przeczą mu spostrzeżen ia A rc h ib a ld a i Hilla.

Co do w ahań opadów z każdego m ie ­ siąca, to najlepiej j e poznamy, jeżeli ro z ­ p a trz ym y:

N ajw iększy i najm niejszy opad miesięczny.

S ty ­

czeń L u ty Ma­

rzec K w ie­

cień Maj Czer­

wiec Lipiec Sier­

pień W rze­

sień Paź­

dzier­

nik Listo­

pad Gru­

dzień

Maximum

65,8 60,5 69,5 73,5 109,1 145,2 243,6 178,8 99,8 96,9 71,0 77,8 1891 1889 1888 1903 1893 1886 1903 1888 1899 1889 1893 1886

Minimum 2,8 3,2 2,3 11,0 14,3 23,7 12,3 17,7 14,4 22,1 2,1 14,7

1894 1890 1904 1895 1901 1900 1904 1892 1903 1891 1902 1903

Z n a s tę p n e j tabliczki poznam y ś re d n ią liczbę dni z opadem wynoszącym przy­

najm niej 0,1 mm, to j e s t w sz y s tk ic h dni, w k tó re n o to w a n y b y ł tak: deszcz, śnieg,

grad ja k o też szron, okiść, m gła lub ro ­ sa, dalej poznam y ś re d n ią ilość dni, w k tó ry c h ilość opadu wynosiła więcej niż 0,2

m m

i przy najm niej 1

mm.

Dni opadu S ty ­

czeń L u ty Ma- rzec

Kwie­

cień Maj Czer­

w iec Lipiec Sier­

pień W rze­

sień P aź­

dzier­

nik

Listo­

pad Gru­

dzień Rocz­

nie

W szystkie

prócz 0,0 17,50 15,15 13,90 14,15 13,95 14,55 14,25 13,50 11,20 15,35 14,75 17,25 175,20 W szystkie

prócz 0,0,

0,1, 0,2 . 13,15 12,70 11,95 12,05 12,35 12,90 13,75 12,10 9,05 12,40 11,05 12,50 145,65 Od 1 rnm

włącznie 8,80 7,95 8,55 8,20 9,55 10,25 10,30 9,65 6,95 9,50 7,95 8,25 105,90

(4)

36 W SZEC H SW IA T JM» 3 D la m eteorologa w a ż ne m j e s t wiedzieć,

ile dn i w rok u b y w a tylko z deszczem, ile dni by wa ze ś nieg iem , a ta k ż e w ilu d niac h b y w a j ą bu rze e le k try c z n e połą­

czone z piorunam i i grzm otam i. Liczbę ś re d n ią z lat d w u dziestu dla Jęd rz e jo w a w s k a z u je n a s tę p u j ą c a tablica.

D ni w roku S ty ­

czeń L u ty Ma­

rzec K w ie­

cień Maj Czer­

wiec Lipiec Sier­

pień W rze­

sień P a ź ­ dzier­

nik Listo

pad Gru­

dzień Rocz­

nie

Z (leszczem 5,1 4,8 7,1 11,8 12,7 14,4 14,0 12,0 11,1 14,7 9,9 0,0 123.6

Ze śniegiem 11,8 11,4 7,4 2,4 0,3 — — — — 0,9 4,5 11,4 50,1

Z grzm otam i — — 0,1 1,2 3,4 4,0 4,7 3,6 1,0 0,1 — — 18,1

Z p r z e g lą d u ta b l ic y w y p a d a n ia śn ie g u w Ję d rz e jo w ie w idać, że ty lk o czerwiec, lipiec, sie rpie ń i w rz e sie ń w oln e są od niego. N a jw c z e śn ie js z y śn ie g b yw a już w p a ź d z ie rn ik u i to n a la t dwadzieścia, w dziew ięciu lata ch , dochodząc w ro k u

1892

do c z te re c h dni. N ajpóźniejszy śnieg b y w a w maju: w

1886

r o k u

4

dni, w

1893

r.

1

dzień, i w

1900

r.

1

dzień.

Od b u rz e le k try c z n y c h wolne są: styczeń, lu ty , listo p ad i g rudzień. W m a rc u b u ­ rze b y w a ją rzadko: w

1890

ro k u

2

dni, i

1896

r. l dzień; w p a ź d zie rn ik u w

1889, 1894

i

1897

po j e d n y m dniu.

Tw órca, jeżeli się t a k w yrazić można, now oczesnej astrolo g ii, uczony szwedzki, S w a n te A rrh e n iu s , dowiódł, że w a h a n ia e le k try c z n o ś c i atm o sfe ry cz n e j są zależne od księżyca, co pociąga za sobą n a w e t pew ne z m ia n y w fizyologicznych funk- c y a c h orga,nizmu ludzkiego. O ddaw na też p o sądzano k siężyc o w p ły w na p o ­ godę i ogólnie p rzy ję to , że częstość opa­

dów w z r a s ta w pierwszej k w a d rz e i w drugiej ósem ce k siężyca po pełni, po­

czerń sp a d a k u k w a d rz e o s ta tn ie j. Chcąc się p r z e k o n a ć o tej bądź-co-bądź jesz c ze sp ornej k w e s ty i, zrobiłem d y a g r a m y opa­

dów, oznaczając s łupem odpowiedniej w yso k o śc i w y s o k o ś ć opadu n a k ażd y dzień k a ż d e g o m ie sią c a i każd eg o roku.

Ogólnych jeszcze w niosków w y ciąg nąć nie zdołałem: g d y n a p rz y k ła d w

1897

ro k u najw ięcej opadów było pomiędzy now iem a p ierw szą k w a d rą , to znów w

1903

roku, p a m ię tn y m ulew am i i po ­ wodziami, n a jw ię k s z a ilość w ypa da ła k o ­ ło pełni księżyca, a najw yższy j e d n o r a ­ zowy opad dzienn y

63,1 m m

w ty m roku był podczas samej pełni. S p ra w y tej jeszcze j e d n a k nie u w a ż a m za skończoną i do niej może u d a mi się powrócić.

W końcu tego sp ra w o zd a n ia chciał­

bym raz jeszcze zaznaczyć, że mało m a ­ m y takic h postaci, j a k ą był w J ę d rz e jo ­ wie ś. p. Andrzej Czeczot, k tó ry s y s te ­ m atycznie, w y trw a le i z zam iłow aniem pracow ał nie dla siebie, m ając widocznie ciągle na myśli: c a rp e n t m ea pom a ne- potes. Dużo bowiem m am y ludzi, m ie­

szkający ch w różnych z a k ą tk a c h kraju, prow adzących życie regula rne , nad ające się w ybo rnie do sy ste m a ty c z n e j pracy:

nasze dwory, nasze plebanie, są j a k b y stw orzone n a o bserw atorya; w w ygod­

n y c h dom ach z a m ieszkują ludzie, m ający bezpośrednią styczność z p rzyro dą i mo­

glib y dodać ceg iełk ę niejednę do g m a ­ chu naszej wiedzy, g d y b y posiadali p e ­ w ne chęci i zamiłowanie.

D r. Feliks Przypkowski.

(5)

JMi 3 W SZECHS W IA T 37

G AT U NE K C Z Y ODMIANA (CHE­

LIDONIUM LACINIATUM).

Pospolitą rośliną u nas j e s t Jaskółcze ziele, Chelidonium m ajus, c h w a s t rosnący wzdłuż płotów i rowów, roślin a o żółtych k w ia ta c h , której ło d y g a z e rw a n a w y ­ dziela p ły n o o s tr e j—pom arańczow ej b a r ­ wie. Oprócz tego, w ogrodach dość czę­

sto p ojaw ia się form a o w ciętych głębo ­ ko liściach, z k tó ry c h każdy znów w y ­ ka z u je de lik a tn e wcięcia. Cały więc liść w ygląda, j a k postrzępiony. W łaściw ość tę w y k a z u ją również p ła tk i korony. Za­

chodzi więc k w esty a, czy Jaskó łcze ziele drob n olistn e n ależy uznać za odmianę g a tu n k u C helidonium m a ju s —za Chelid.

m ajus lacin iatu m , czy też za o dręb ny ga tu n e k : C helidonium lac in ia tu m Miller.

Rzuca to pewne św iatło n a t. zw. p o ję ­ cie g a tu n k u . Mam n a myśli pytanie, czy g a tu n k i istn ieją ce w n a tu rz e są wyod- ręb n io n e m i je d n o s tk a m i, czy też przez ludzi w p ro w ad zon em u g ru p o w a n ie m czy podziałem spostrzeżonych je d n o s te k .

Za tymi, którzy drobnolistne Jaskółcze ziele u w a ż a ją za odmianę, przem aw ia hi- sto rya tej rośliny; kied y przew ażnie po­

chodzenie od m ian j e s t nam nieznane, w ty m p r z y p a d k u dzieje się inaczej.

Mniej więcej koło ro ku

1590

pewien aptekarz w H eidelbergu, S p re n g er, spo­

strzegł w swoim ogrodzie, w k tó ry m ho ­ dował różne rośliny do celów le k a r ­ skich — n o w ą form ę Jaskółczego ziela.

J a k się to stało, tego zbadać nie mógł.

Form a t a je d n a k nigdzie indziej, ani w ogrodach, ani w n a tu rz e nie była spo­

strzegana. S p r e n g e r posłał j ą do J a n a Bauhina, k tó ry n azw ał ją: Chelidonium m ajor foliis et floribus incisis. N a stęp n ie posłał j ą do Clusiusa, P l a te r a i i n n y c h — i wszyscy uznali j ą za nową roślinę.

W kró tce r o zp rz e strze n iła się ona po ogro­

dach Niemiec, F r a n c y i i Anglii, i ja k o zdziczała u k a z y w a ła się to tu, to tam , ale w n a tu rz e —pierw otnej nigdzie jej nie znaleziono. Można więc z pew no ścią | twierdzić, że p o w s ta ła poraź p ierw szy

ze zwyczajnego Chelidonium m ajus — w ogrodzie Sprengera.

Na s tro n ę ty ch, k tó rz y u w a ż a ją C heli­

donium lac inia tum za g a t u n e k — p rze m a ­ wia trw ało ść dziedziczna tej formy. J e s t ona rów nie trw ała , j a k Chelidonium m a ­ jus. J u ż S p r e n g e r zauważył, że z jej nasion zawsze p o w sta je d ro bno listna fo r­

ma, a Miller, k tó ry

40

lat j ą hodował, n ig d y nie zauwrażył po w rotu do fo rm y Chelidonium m ajus.

Chelidonium m aju s zaś z drugiej s tr o ­ ny w w ielkich ilościach było w y s ie w a ­ ne, ale z ja w isk a w ykaz a n e g o w ogrodzie S p re n g e r a — t. j. p o w sta n ia Chelidonium lacin iatum —nie powtórzyło.

Dla uczonych, dla k tó ry c h dziedzicz­

ność—trw ałość d w u p o k rew n y c h ty p ów je s t d o s ta te c z n y m dowodem, aby j e u w a ­

żać za dw a odrębne g a tu n k i — nie u le ­ gało k w e sty i, że te dwie form y są pra- wdziw em i g a tu n k a m i. Możemy więc po­

wiedzieć, że Chelidonium m aju s la c in ia ­ tum j e s t dobrym g a tu n k ie m , pow stały m koło

1590

r., w ogrodzie S pren gera, lub też j e s t odmianą, również, j a k i g a tu n e k z k tó re g o pow stał — dziedziczącą swe cechy.

Chelidonium la c in ia tu m zachow uje się, j a k g a tu n e k bardzo zmienny: stopień wcięcia liści j e s t różnorodny, w s k u te k czego możemy w yróżn ić parę typów.

Odmiana c re n a tu m m a mniej wcięte l i ­ ście, zaś fum ariaeiolium praw ie że aż w stążkow ate. Rose zauważył, że te for­

my można o trz y m ać z w ysiania Chel.

lacin iatum , sp o strz eg ł przytem , że n a m iejscach ocienionych r o s n ą form y o mniej, a n a słonecznych o bardziej w c ię ­ tych liściach. Zauw ażył nadto, że młode roślinki prze b ieg a ją n a jp ie rw s ta d y u m c re n a tu m , później f u m a r i a e f o l i u m - t y p u je d n a k m ajus n ig d y nie okazują.

Chelid. la c in ia tu m tw o rzy podobnie j a k m ajus form y o pe łn y c h k w i a ta c h —ty p y te j e d n a k nie są dziedziczne, nie można ich więc porów nać z właściwością tw o rze ­ nia d ro b n y c h liści.

U in n y ch roślin też często zjaw iają się formy u z n a n e za odm ianę znanego g a ­ tu n k u , k tó ry c h cech y są j e d n a k dziedzi­

czne. O dziedziczeniu cech przez od m ia­

(6)

38 W SZEC H SW IA T M 3 n y w ie m y j e d n a k b ardzo mało, gdyż

krzy ż ow an ie g a t u n k u z odm ian ą u t r u d ­ n ia często osądzenie w łaściwości dzie­

dziczenia, należy więc z e b ra ć w iększą ilość p o d o b n y c h p r z y p a d k ó w , j a k p o w y ­ żej opisany, a b y módz coś o tem sądzić.

W tym p r z y p a d k u j e d n a k zdaje się, że m ożna p rzy to c zy ć słow a D arw in a, k tó ry mówi, że „odm iany są to po w s ta łe g a ­ tu n k i" .

T en p r z y k ła d w y k a z u je n o w ą drogę w b a d a n ia c h o po cho d zen iu g a tu n k ó w , z w ra c a on uw agę, że b a d a n ia form w ą t ­ p liw y c h co do tego, czy są g a tu n k ie m , czy o d m i a n ą — j e s t rzeczą p ie rw s z o rz ę d ­ nej wagi *). D lateg o też p rzy toczę tu je s z c z e p arę przy k ładów .

Mam n a m y śli rozszczepienie ro zm ai­

ty c h g a tu n k ó w n a w cześn ie i późno kw itn ą c e r a s y oraz rozw ój t y c h r a s do form u z n a n y c h przez w ie lu p isa rz y za odmienne g a tu n k i. W e t t s t e i n d a w n o ju ż na to zwrócił uw ag ę. Z d a rza się to u ro z m a ity c h rodzin. Często j e d e n z dw u na leżących do siebie g a tu n k ó w nosi m ia­

no v e r n a d r u g i serotin a, co w y k azu je, że w y ró ż n ia ją się one przez w c z e s n y lub pó źn iejszy o k res k w itnięcia. J a k o p r z y ­ kład, w spom nę: C h lo ra se ro tin a , Rhinan- th u s se ro tin u s , B ro m us s e ro tin u s . N ie­

k tó rz y p isa rz e u w a ż a ją j e za odręb n e g a tu n k i, inni — za o d m ia n y p o k re w n y c h w cześnie k w i tn ą c y c h g a tu n k ó w . Cha- r a k t e r y s t y c z n e m j e s t , że te „ p a ry g a tu n - k ó w “ p rze w aż n ie posia d a ją je d n o i to s a ­ mo m iejsce w z rostu. Są to przew ażnie wysoko położone łą k i alpejskie. Między okresem k w itn ię c ia w czesn eg o a późnego g a tu n k u w y p a d a ją sia n o k o s y i to w ten

') Na co zw rócił uw agę prof. Raciborski w odczycie swoim: S ystem atyka dynamiczna.

sposób, że wczesne g a tu n k i nie tylko zdołały k w itn ąć , ale i w ysiać nasiona.

Późne g a tu n k i są wówczas jeszcze ta k małe, że sianokosy im nie szkodzą.

Ten związek z sia n ok osa m i j e s t ta k widoczny, że W e tt s te in nie w aha się uw ażać tego za p rzyczynę istn ie n ia ow ych ga tu n k ó w . P rzyp u szcza on, że p ierw otnie owe pary m iały je d n e g o p r z e d ­ s taw iciela, k tó re g o okres k w itn ię c ia w y ­ padał w śro d k u l a t a — k ied y człowiek z bierał tra w y , więc w s k u t e k tego dało to powód do owego rozszczepienia. T yl­

ko w ten sposób wcześnie i późno k w i­

tn ąc e r a s y zostały u chronione. J a k ty l­

ko te odm iany raz w yróżniły się w d w u k ie r u n k a c h , poczęły przez niezależny od siebie dobór u trw a la ć i wzm acniać sw ą odrębność: wczesny g a tu n e k począł k w i­

tn ą ć coraz wcześniej, p ó ź n y —coraz póź­

n ie j— tak, że oba dw a nie dozn aw ały szk o­

d y spowodow anej przez sianokosy. W p ły w ów, sianokos, m ożna było sprow adzić do w p ły w u walki o życie w naturze: obad­

wa ty p y s ta ły się dziedzicznem i i tr w a ­ łe mi.

W ten sposób widzim y, że liczne „pa­

r y g a tu n k ó w " łąk alpejskich powstały pod w pływ em człowieka, z je d n e g o g a ­ t u n k u — praw do po do bn ie na te m sam em m iejscu i to w o sta tn ic h czasach. Może­

m y to uw ażać za powolne pow stanie Chelid. lacin iatum , lub za n a g łe p o w s ta ­ nie g a tu n k u .

W e tt s te in próbował w ysiać wczesne i późne g a tu n k i ra z e m — k w itły je d n a k one w ró żnych o k resa c h czasu, a drobne m orfologiczne różnice w y k a z u jąc e od­

rębność g a tu n k u na drodze d ośw iadczal­

n e j —zachow yw ały się.

W s p o m n ę jeszcze o kilku przyk ładach ta k ic h par:

W czesny gatunek Późny gatunek G en tian a. praefłorens G. A ustriaca

„ praecox G. Carpatica

„ praem atura G. Stiriaca

E uphrasia m ontana E. R ostkow iana

„ tenuis E . brevipila

A lectorolopłius (R hinanthus) m inor A. stenophyllus

„ „ m ajor A. serotinus.

W e d łu g

H. de Y riesa

,

Justyna, L ikierm kótona.

(7)

JMó 3 W SZ E C H SW IA T 39

ZMĘCZENIE ZIEMI ORNEJ.

Dawniejsze teorjye urodzajności.

Klasyczne pojęcia o użyźnianiu, które od czasów L ie b ig a b y ły w y z n a w a n e przez w s z y s t­

k ich agronom ów, pozwalają bez w ą tp ie ­ nia na n a le ż y te zrozum ienie w p ły w u i działaniu nawozów, nie m ogą j e d n a k w y ja ś n ić p ew ny ch faktów, które pozo­

s t a j ą n iew ytłum aczone. I może nie p r z y ­ pisano ty m faktom tego znaczenia, na j a k i e zasłu g u ją.

W ogóle w nauce zb yt często się zda­

rza, że zan ied bu je się z u m ysłu pew ne fa k ty , osłabiające pozornie w y k ła d a n ą teoryę. Jeżeli pod względem p e d a g o g i­

cznym sposób ten j e s t doskonały, z p u n ­ k t u widzenia nauki j e s t pożałow ania g o ­ dny. Tak np. ilość p ierw ia s tk ó w „czyn- n y c h “: fosforu, potasu, azotu, d o sta rc za ­ n y c h ziemi w nawozie nie m a wielkiego zn aczenia w porów naniu z ilościami ty c h sa m y c h ciał ju ż istniejącem i w ziemi.

W w a rs tw ie h e k ta r a ziemi, mogącej asy- milować, istnieje do

5 000 kg

kw a su fo­

sforowego i

3 500 kg

potasu , w czem nie­

m a nic dziwnego, jeżeli przy jm ie m y pod uw a g ę , że ko rzo n k i roślin u p r a w ia n y c h dochodzą do głębokości pó łto ra m etra.

J a k im ż e więc sposobem do danie chociaż­

by k i lk u s e t kilo g ra m ó w na h e k ta r może g r u n t użyźnić?

Objaśniano tę nieprawidłow ość, p rzy ­ p is u ją c częściom sk ła d ow ym nawozu ro z­

puszczalność, zdolność a s y m ila c y jn ą d a ­ leko w iększą aniżeli odpowiednim s k ła d ­ nikom , z a w ie ra ją c y m się ju ż w ziemi.

C o p ra w d a n ig d y to nie zostało s tw ie r ­ dzone; miało j e d n a k za sobą pozory s łu ­ szności, gdyż stosow nie do n a tu r y swo­

ich zw iązków po tas i fosfor m ają w ła ­ sności bardzo różnorodne. W o sta tnic h la ta c h poddano ow ą hypotezę badaniom dośw ia dcz a ln ym i przekonano się j a k b y ła bezpo dstaw n a. Schloesing, uczony profesor z C o n servato ire des A rts et Me- tiers, w ykazał p rzed ew szystkiem , że r o ­ ślin y doskonale m ogą asym ilow ać p o ż y ­ wienie m ineraln e w środo w isk ach n a d ­ zw yczaj rozcieńczonych; w ystarcza, żeby

pewien roztw ó r za w iera ł mniej, niż je- d n ę dziesięciomilionową potasu, naprzy- kład, ażeby roślina czerpała z niego całą ilość potasu, j a k i e j po trzeb uje. Otóż na po dstaw ie b a d a n ia g r u n tó w a m e r y k a ń ­ skich, przeprow adzonego zapomocą m e­

tod now ych, bardzo dokładnych, Milton W h it n e y tw ierdzi, że we w sz y s tk ic h ró ­ żnorodnych odm ianach ziemi zn ajduje się ciał m in e ralnyc h ro zpuszczalnych wię­

cej, niż p o trz e b a do życia roślinom. A za­

te m nie można dowodzić, że naw ozy do­

s ta r c z a ją ziemi p ierw iastk ów w y c z e rp a ­ nych przez poprzednie zbiory.

Inne niew ytłu m a c z o n e zjawisko: p r a k ­ ty c y w rolnictw ie stw ierdzili od dawien daw na, że z m iana u p ra w y pobudza wzrost roślin. A więc dwie j e d n a k o w e rośliny o k ażą się bardzo „ w y czerp ującem i", j e ­ żeli są u praw ia ne przez k ilk a lat z rzę­

du n a ty m s a m y m gruncie, nie b ę d ą zaś

„ w y c z e rp y w a ły ”, jeżeli po zbiorze je d n e j z nich przeprow adzi się zbiór drugiej.

P a k t u tego nie można tłum aczy ć b r a ­ kiem w ziemi p ierw ia stk ó w m ogących być asym ilow anem i. Dowodem tego do­

św iadczenia agronom ów angielskich, La- w esa i Gilberta, w sław nej fermie w Bot- h a m s te d t; przez piętnaście la t z rzędu upraw iano tę sarnę odm ianę ziem niaka n a te m sam em polu i bez dodaw ania nawozów; w końcu, po coraz słabszych zbiorach nie otrzym ano ich p raw ie w c a ­ le. Czyżby ziemia była w y czerpana? Nie, gdyż siejąc na tej samej ziemi jęczmień, o trzym yw ano zbiór obfity.

W końcu p e w n e nowe spostrzeżenia bardziej jeszcze w ykazały, j a k n ie w y s ta r ­ c z a j ą c e j o bjaśnienia teo ryi klasycznej:

w S ta n ac h Zjednoczonych is tn ie ją dzi­

wne g r u n ty , k tó ry c h u p raw ia ć nie mo­

żna. J a k ie jk o lw ie k b ą d ź n a tu r y i w j a ­ kiejkolw iek ilości dodawane nawozy nie pom ogłyby żadnej roślinie do n o rm a ln e ­ go wzrostu. Skądże ta dziw na b ezpłod­

ność?

W szy s tk ie te fak ty przedstaw iały po­

w ażną ilość zarzutów dla p a n u ją c y c h te- oryj. D odały bodźca do badań, i a g ro ­ nomowie a m eryk ańscy, specyalnie zain­

teresow ani w rozw iązaniu zagadnienia,

d ostarczyli bardzo ciekaw ych stw ierdzeń,

(8)

40 W SZ E C H SW IA T M 3 p r z e d s ta w ia ją c y c h w zu pełnie n ow em

św ietle s p ra w ę użyźnian ia.

W ydzieliny roślin.

J u ż n a p o cz ątk u ze­

szłego w ie k u s ły n n y b otan ik , A. de Can- dolle zauw ażył, że k ła d ą c np. b r a t e k w c z y sty p ia s e k w p rzezro czy stem n a ­ czyniu, widzi się w nocy m ałe krop elk i, sączące się z k o ń có w korzonków . P r z y ­ szło mu n a myśl, że j e s t to może rodzaj wydzielin; roślina w y r z u c a ciała szk od li­

we, t ru ją c e , p e w ie n osad, u t r u d n i a ją c y r e a k c y e życiowe. „M acaire— dodaje ów uczon y — p o tw ierdz ił n a po d sta w ie d o ­ św iadczeń zauw ażon e fakty; groch, p o ­ z osta w io ny w wodzie, zaw ierającej ciała poprzednio w y dzielone przez korzenie i n ­ n y c h j e d n o s t e k teg o sa m e g o g a tu n k u , m arnieje; ty m c z a s e m szczepy zbożowe u d a ją się znak om icie w tejże samej w o ­ dzie" ł). T e ciekaw e s p o s trz eż e n ia po­

szły w n ie p a m ię ć i zaniech an o dalszego ich b a d a n ia , g d y ty m c z a s e m podobne do św ia d cz e n ia znów zw róciły n a n ie u w a ­ gę i odnaleziono j e w d a w n y c h s ta r y c h w y d a w n ic tw a c h , z k t ó r y c h n ig d y nie b y ­ ły c yto w an e. J a n s e n , n a p rz y k ład , z a u w a ­ żył, że zboże p o z o s ta w ia w ^miejscach, do k t ó r y c h d o ta rły korzonki, ciała t r u ­ ją c e dla ro ślin te g o sam eg o g a tu n k u , ale nie dla in ny ch.

A z atem no w y po w a ż n y czy nn ik w c h o ­ dzi w g rę w s p ra w ie żyzności g ru n tu : obecność ciał r o ślin n y c h t r u ją c y c h , szko­

dliw ych d la p e w n y c h ty lko g a tu n k ó w . W t e n sposób m ożna w y tłu m a c z y ć z n a ­ ne zjaw isko, że p rz e m ia n a u p r a w y może dać lepsze re z u lta ty , aniżeli p ow ta rz a n ie tej samej u p raw y .

Ta obecność ciał t r u j ą c y c h w yd z ie la ­ n y c h przez ro ślin y z d a w a ła się być t a k dobitnie dowiedzioną, że ju ż w ro k u 1903 Milton W h i t n e y w sw y m s ły n n y m od­

czycie powiedział ro lnik om M arylandu:

„Nie m o g liśm y je s z c z e oddzielić ty c h tru c izn , ale m am n ad z ie ję , że n ie z a d łu ­ go będę m ógł s tw ie rd z ić ich obecność".

Ów zapał zupełnie a m e r y k a ń s k i, do k t ó ­ rego n a s n ie przy z w y cz a ili uczeni euro-

A. P. de Candolle. Physiologie vegetale.

Paryż, 1835.

pejscy, został n a d e r surow o osądzony przez s tr o n n ik ó w teo ryj klasy czn ych, a może n a w e t obudził nieufność do b a ­ d a ń am e ry k ań sk ic h . Uczony te n nie bał się przepow iadać, co j e s t oczywiście p e ­ w n ą nieostrożnością. Dziś j e d n a k p rze ­ pow iednia się spełniła i agronom ow ie W a s h in g to n u m ogą być dum ni. Schrei- n er i Shorey stw ierdzili obecność w zie­

mi ciał organ ic zn y c h złożonych, ale d o ­ brze określonych: a g rosterolu , soli k w a ­ su karb ok sylow ego d w u h y d r o k s y s te a ry - nowego, k tó rą udało im się wydzielić i porów nać k s z ta ł t jej k ryształó w , zaob­

s e rw o w a n y w m ikroskopie (fig. 1) z kry-

(Fig- 1).

Jed n a z trucizn ziemi (kryształy agrosterolu w ydobyte z ziemi).

s z ta łk a m i o trz y m an e m i n a drodze s y n ­ tety c zn e j. Ciała te posiadają dużo w ła ­ sności c h a r a k te r y s ty c z n y c h dla trucizn:

ich roztw ory są tem mniej szkodliwe dla ro ślin n o śc i im bardziej są rozcieńczone.

D ośw iadczenia powtórzono w n a jro z m a ­ itszych w a r u n k a c h i n a wielu g a tu n k a c h ro ślin i doprow adziły zawsze do t w i e r ­ dzących w yników .

Zaw dzięczam y ciekawe p ró b y a m e r y ­ k a ń s k im agronom om z B ure a u of Soils:

u p ra w ia li oni w doniczkach zboże, k tó re

ścięli po sześciu ty g o d n ia c h je g o w z r a ­

sta n ia . Zboże n a ty c h m ia s t znów zasiane

w tej samej ziemi dało w ty m s a m y m

p rzeciągu czasu zbiór o połowę m niejszy,

niezależnie od tego, czy dodaw ano czy

(9)

Na 3 W SZECHSW IAT 41 nie ilość ciała m ineralnego, z u ż y tą przez

zbiór p ierw szy. Jeżeli zaś dodano do ziemi po drugiem zasian iu cały zbiór pierwszy, lub też podlewano w odą z n a ­ wozu, u ro d za jn o ść się u trz ym u je ; fosfor lub potaż z naw ozów nie są więc k o n ie ­ cznie użyźniającemi. W ydzielin y t r u j ą ­ ce roślin m ogą być osłabione przez pe­

w ne ciała organiczne.

Co do g ru n tó w nieuro d zajny ch , o k t ó ­ r y c h m ówiliśmy, zrobiono z nich w y c ią ­ gi wodne, w k tó ry c h u praw ian o zboże.

W c z y sty m płynie bardzo mało ro zw i­

j a j ą się korzenie. P rzeciw nie zaś w pły ­ nie rozcieńczonym w zrost roślin j e s t z n a­

cznie b u jn ie jsz y i w z r a s ta w s to s u n k u p ro p o rc y o n a ln y m do stopnia rozcieńcze­

nia: m ożna z a te m wnioskować, że u r o ­ dzajność nie zależy od ilości ciał m in e­

r aln y c h , lecz od ilości produ k tó w t r u j ą ­ cych.

A zatem ziem ia „ n ieurodzajna" nie j e s t wry c z erp a n a, j a k tw ierdzono, je j bo­

gactw o w p ierw ia s tk i m ineralne j e s t n ie ­ w yczerpane; je j składniki, j a k to w y k a ­ zali Delage i L a g a tu i Schloesing, s t o ­ pniowo ciągle się rozpuszczają w ilości dosta te cz ne j. Nie, ziemia n ieurodzajna j e s t p o p ro stu „zmęczona". Podobnie i w n a jw y ż sz y c h organizm ach d ra b in y biolo­

gicznej, życie n a g ro m a d z a odpadki i t r u ­ cizny, k tó re t rz e b a u sun ąć, zniszczyć.

Ziemia t a k j a k człowiek odzyskuje w sp o ­ c z y n k u nowe siły. Porów nanie to choć śmiałe, nie j e s t nowe; ju ż sław n y Ber- th e lo t powiedział o ziemi, że j e s t to „ży­

w y o rg a n iz m £i.

Poza tem, że w y ja ś n ia ją dokładniej działanie zw yk ły ch nawozów, nowe te- orye pozwalają przewidzieć możność za­

s tą p ie n ia ich śro dk a m i użyźniającem i d a ­ leko silniejszem i i lepszemi. Czy wobec tego, że to k s y n y ziemi zmęczonej is t n i e ­ j ą w niej w n ieskończenie m ałych ilo­

ściach, nie m ożnaby z a s tą p ić potężnych ilości nawozów m ałą ilością ciał czyn- n iejsz y ch ? Czy nie m ożn aby unicestw ić działania zgubnego wydzielin przez „an- t y t o k s y n y “ organiczne? Chociaż w y j a ­ śnienia, j a k i e o trz y m u je m y co do rozlicz­

n y c h prób w y k o n a n y c h w o s ta tn ic h la ­ t a c h są często niepew ne i sprzeczne, j e s t

to nieuniknione wobec ich zupełnej no­

wości, a w każ d y m razie można przew i­

dzieć niezaprzeczoną możność u ż y w a n ia n ow ych środków uży źn iających, k tó ry c h działanie p otw ierdza znakom icie nowe teo ry e użyźniania.

W iem y, że we w sz ystk ic h fu n k cy a c h życiow ych syntezy, n ieu s ta n n ie w y t w a ­ rzane w zja w isk a ch odżywiania, w y w o­

łane są przez d y a sta z y . Otóż, d o ś w ia d ­ czenia G abryela B e rtra n d a , F rib o ta i in ­ n y c h w ykazały, że najw ażn iejsze z tych dyastaz, utrw ala ją c e tlen, m ogą znacznie zwiększyć swoję w łasność po ch łanian ia tle n u w razie obecności p e w n y c h p ier­

w iastków : m anganu, magnezu. N a s t ę p ­ nie, trucizny ziemne dosyć łatw o się u tle ­ niają; różne czynności rolnicze, j a k o ra ­ nie, bronow anie m ają właśnie na celu p rzew ietrzenie ziemi, któ re w y w ołuje u tle n ia n ie to k sy n g ru n tu . Zdaje się, że dodając do ziemi m an g a n u , lub m a g n e ­ zu m ożna j ą uzdrow otnić. Isto tnie, uży ­ cie pomiędzy innem i solami tego rodza­

ju , s ia rc za n u m an g a n u dało agronom om ja p o ń s k im Aso i N a g a o k a w upraw ie r y ­

żu znaczne powiększenie w ydajności.

Przeprowadzono później doświadczenia we w szystkich k raja ch z różnemi u p r a ­ wami, j a k ze zbożem, z bu rak am i, z zie­

m niakam i i wiele z pom iędzy n ich dało wyniki zadowalające. Ską d in ąd m ik ro by m nożące się w ziemi m ogą oczywiście przez liczne reakcye chemiczne, w y n ik a ­ j ą c e z ich życia, mieć duży w pływ na

w ydzieliny roślin. Być może, że w ra ­ zie w e g e tac y i n a tu r a ln e j, uzdraw iającej ziemię, to k sy n y zostają zniszczone równie dobrze, a zapew ne n a w e t prędzej przez m ik ro b y j a k przez rośliny wyższego rzę­

du. A zatem, czy nie m ożnaby użyźniać ziemi, dodając do niej k u ltu r y m ik r o ­ bów, ta k j a k zw ierzę czynim y odpor- nem na pewne choroby, .w s trz y k u ją c mu surow icę b o g a tą w przeciwciała? U ży­

cie m ikrobów „azotu jących", k tó re z a c h ­ walano, bez wielkiego z resztą powodze­

nia, zdaje się sta w ać p rak ty c zn e m . Bot-

tom ley w A nglii i S to k la sa w C zechach

o trzym ali n ied aw no bardzo ciekaw e r e ­

z u lta ty , siejąc w ziemi k u ltu ry m ik ro ­

bów. Nie przecząc, że m ikroby te dzia­

(10)

42 W SZ E C H SW IA T JMa 3 ła ją głów nie przez u trw a la n ie azotu po­

w ietrza, lub też dop row ad zan ie ciał o r g a ­ n icz n y c h a z o to w y c h do s ta n u gotowego do asy m ila c y i (zam ian a w azotany), mo­

żna przypuszczać, że ich w p ły w na w y ­ dzieliny m usi by ć w z w ią zk u z ich w p ły ­ wem n a azot. Nowe b a d a n ia n a te m polu pozw olą pew no niezadługo o s ta t e ­ cznie o kreślić ich rolę i sposób zastoso- w yw ania.

C iekaw e j e s t s tw ie rd z en ie , że pomimo udo sko naleń z a p ro w ad z o n y c h od pięćdzie­

sięciu l a t w p r a k t y c e rolniczej, u rz e c z y ­ w istnio n e p o s tę p y s ą z apew n e tylko w s t ę ­ pem do daleko z n a cz n iejsz y ch p r z e w ro ­ tów. S ły n n y c h e m ik a n gielski, Crookes, tw ierd z ił w j e d n y m ze s w y c h odczytów w szech św iatow ej sław y, że m ożna p r z e ­ widzieć niedalekie czasy, k ie d y w s z y s t ­ kie ziem ie u p r a w ia n e nie d o s ta rc z ą d o ­ syć zboża dla w y ż y w ie n ia ciągle w z r a ­ s tającej ludności. Nie zwrócił u w a g i—

zapom nienie nie do d a ro w a n ia u uczon e­

go tej m ia r y — n a p o s tę p y , ja k i e w a g r o ­ nomii b e z w a ru nk ow o m ożna p r z e p r o w a ­ dzić. Ziem ia pom ału z d ra d z a n a m swoje tajem n ice; nad ejdzie chw ila, k ie d y p o zn a­

my j e d o sta te cz n ie, a b y z d o by ć bez w y ­ siłku bog actw a, ja k ie zaw iera, a k tó ry c h może się n a w e t nie spodziew am y.

W e d łu g

B . Bousseta

streszcz. przez

H. G.

Dr. F E . F L A D E .

O ZNACZENIU T E O R Y I A T O M O ­ WEJ DLA CHEMII.

(Dokończenie).

T a k i p u n k t w idzenia z pew n o ścią daje się uza sa d n ić. R ozw ażając wzór ta k i j a k H2S 0 4 , nie m y ślim y przecież b e z p o śre d ­ nio o sposobie m e c h a n ic z n y m , w j a k i c z ą s te c z k a k w a s u sia rk o w e g o z b u d o w a ­ na j e s t z od dzie ln y ch atom ów. Możemy w praw d zie to uczynić, nic z p ew n o ścią nie sto i te m u n a przeszkodzie, ale dla

u ż y tk u , j a k i zw ykle czyn im y z wzoru, nie m a to teraz znacz e n ia naukowego.

W wielu razach nie p o trz e b u je m y n a w e t p rzeprow adzania in te rp re ta c y i alg e b raic z ­ nej w tem znaczeniu, b y ś m y mieli p r z y ­ j ą ć pew n e g o rodzaju dalsze trw a n ie od­

dzielnych rów now ażnik ów p ierw ia stk ó w w u tw orzo ny c h z w iązk ach i u zn a ć za rzecz w ykluczoną zupełne je d n o ro d n e przeniknięcie się w z a jem n e oddzielnych równoważników, j a k to sobie w yobrażała k r ó tk o t r w a ła h y p o te z a dynam iczna.

Jedn ak ż e , w y p o w ia d a jąc m yśl powyż­

szą, nie możemy stłu m ić w sobie cic h e ­ go uczucia przeho low an ia kon se k w e n c y i sc ep ty c zn e j. F a k ty c z n ie i takie p rzyp usz­

czenie o zupełnem jed n o ro d n e m p rz e n i­

k nięciu się w zajem nem oddzielnych r ó ­ w now ażników nie j e s t j u ż możliwe, s k o ­ ro w zw iązku, k tó ry z a w iera k ilka r ó ­ w now a żników lego sam ego p ierw ia stk u , poszczególne rów now ażniki p osiad ają n ie ­ j e d n a k o w ą fu n k cy ę chemiczną. Jako

p rzykład, można p rzy toczy ć k w a s octo­

wy, wr k tó ry m z pom iędzy czterech ró­

w n o w a żn ik ó w wodoru j e d e n zachow uje się pod w zględem c hem iczny m całkiem inaczej aniżeli t r z y pozostałe. T eraz nie możemy obejść się bez założenia, że posz­

czególne rów no w ażn iki po sia d a ją w zw iąz­

k u b y t sam odzielny. W te m zn aczeniu m usim y in te r p re to w a ć w zory i m u sim y także usiłować w yrazić w postaciach wzorów ró żn ą fu n k cy ę che m icz ną po sz­

czególnych rów now ażników . Nie będę tra c ił słów n a w y k a z y w a n ie , j a k z n a k o ­ micie i na j a k w ielką skalę, i pomimo p e w n y c h niezgodności, czynią to wzory bud o w y chemii organicznej. W rozw oju h isto ry c z n y m tych wzorów w yobrażenia g eom etryczne, dotyczące w z a jem n e g o p o ­ łożenia atomów, oddały z pew no ścią wiel­

kie usługi. Kekule, k tó re m u , obok Coupe- ra, zaw dzięczam y w zo ry b u d o w y w tej postaci, w ja k ie j uż y w a m y ich jeszcze i dzisiaj, położył w praw dzie wielki n a ­ cisk n a to, by w zory te uw ażać jed y n ie za wzory zam iany, ale i on nie zdołał u n ik n ąć wyrażenia: „położenie atom ów j e d n y c h w zględem d r u g ic h " , a to samo ju ż j e s t oddźwiękiem p o jm ow ania m e­

chanicznego. Dzisiaj przekład am y s p o ­

(11)

M 3 W SZEC H 8W IA T 43 sób w y ra ż an ia się bardziej bezbarwny.

W z o ry budow y są dla n a s sc h em a te m g e o m e try c z n y m , k tó ry p r z e d s ta w ia nam prosto a p rz e jrz y śc ie chem iczne sto su n k i w zajem ne pom iędzy oddzielnem i ciałami, oraz w y ra ż a ich indyw idualność chem i­

czną. Ale w nosić s tą d o analogicznym układzie m echanicznym atomów, f a k ty ­ cznie istn ieją cy c h , nie m am y przede- w sz y stk ie m praw a, a właściwie i żad n e ­ go powodu. Nie zmienia tego s ta n u rze­

czy istnienie wzorów p rz e s trz e n n y c h ste- reochem ii. Albow iem chodzi t u popro- s tu o przy padk i, w k t ó r y c h mnogość roz­

m a ity c h możliwości u k ła d u poszczegól­

n y c h ró w now ażników n a płaszczyźnie już nie w y s ta rc z a do prze d staw ie n ia m nogo­

ści, j a k a w y pły w a z doświadczenia, gdy ty m c z ase m s c h e m a t p rz e s trz e n n y zdolny j e s t odpowiedzieć ty m w ym ag an iom .

Je d n a k ż e , mimo w sz y s tk ie o g ran icze­

nia, ja k ie m i zm uszeni je s t e ś m y s k rę p o ­ wać siebie, gdy chodzi o bezpośrednią in te r p re ta c y ę m echan iczną wzorów bu­

dowy, p rzy ję cie ich w y m a g a zarazem p rzy ję cia oddzielnych rów now ażników , ob darzo n ych o d ręb n ą fu n k c y ą chem icz­

ną, i, co za te m id z i e , p rzy ję cia atomów, chociażby ty lk o w bladej postaci ele­

m entów s c h e m a tu g eo m etry czn eg o . Stąd atoli w y p ły w a potrzeba p rzen iesienia te ­ go założenia na związki, dla k tó ry c h tym c z ase m nie z w y kliśm y podawać wzo­

rów budowy, a w k o ń c u także i n a p ier­

wiastki.

Jeżeli teraz zw rócim y się do ideowego celu o s tatecznego a to m isty k i, t. j. do u jęc ia m olekuły chemicznej j a k o u kładu mechaniczno-fizycznego, to p ro b le m ate m podstawkowym okaże się p y tan ie, ja k ie g o to rodzaju są siły, k tó re u trz y m u ją spój­

nię atom ów we w n ętrzu cząsteczki. P o ­ trz e b a wyobrażeń, doty czący ch tej s p ra ­ wy, w yłoniła się ju ż bardzo wcześnie, ale wyniki, osiągn ięte w tej dziedzinie, są dotąd jeszcze bard zo nieznaczne, p r z y ­ na jm nie j j;dy chodzi o z a g ad n ie n ie wła­

ściwe. S ta ra te o ry a B erzeliu sow ska a to ­ mów, n a ła do w anyc h elektrycznie, któ­

r y c h przy ciąg an ie w zajem ne m a u trz y ­ m y w a ć spójnię cząsteczek, oddała pew ne usługi, głównie w znaczeniu s y ste m aty -

cznem, podobnie j a k i je j o d m iana n o ­ woczesna, obm yślona przez R y sz a rd a A begga. W i n te r p re ta c y i m echanicznej wzorów budow y chemii organicznej za­

dowalano się przew ażnie ca łk iem ogólną hypo tez ą sił przy ciąg ający ch, k tó re n a ­ przód wyobrażano sobie j a k o siły oddziel­

ne k ieru n k o w e , odpowiadające j e d n o s t ­ kom wartościowości, j a k to czynili v a n ’t Hoff albo Adolf von Baeyer w swej t e ­ oryi napięcia. Nowszemi czasy Alfred W e r n e r w skazał trudności, w yn ik a ją c e z tak ie g o poglądu i sk ła n ia się k u od­

rzuceniu pojęcia siły kieru nko w ej od­

dzielnej i p rzyjęciu n a to m ia s t siły przy­

ciągania, rozm ieszczonej j e d n o s ta jn ie na całej powierzchni atom u.

Liczne zależności, zachodzące pomię­

dzy w łasnościam i fizycznemi ciał a ich p rzy ro dą chemiczną, że w spom nę t u t y l ­ ko objętość właściwrą, ściśliwość, zdol­

ność łam iąca, k ró tk o mówiąc, cały sze­

r e g zależności chemii fizycznej we wła- ściw em znaczeniu tego wyrazu, które obecnie m usim y uwzględniać z koniecz­

ności, p rze d staw ia ją po większej części tę niedogodność, że o trz y m u je m y j e d y ­ nie w ynik s u m ary czny , doty czący mole­

kuły jak o całości i dopiero z tego w y n i­

ku zmuszeni je s t e ś m y pośrednio w ycią­

gać wnioski, dotyczące w zajem nego s to ­ s u n k u m iędzy atom ami. W czynności tej, wzory budowy, k tó re pierwotnie o k re ­ śliliśm y czysto chemicznie, oddały n am naogół wcale znaczne usługi, tak,, iż u p raw n io n y w ydaje się wniosek, że wzo­

r y te m ają także pewne znaczenie m e­

chaniczne. Bądź j a k bądź, w yszliśm y zaledwie poza f a k t analogii czysto for­

m alnej. W idać to np. wyraźnie n a za­

leżnościach, które zachodzą pomiędzy zdolnością pew n y c h ciał do s k rę c a n ia płaszczyzny polaryzacyi a obecnością a s y ­ m e try cz n e g o a tom u w ęgla w odpowied­

nim wzorze. A lbow iem dokąd nie m am y żadnego tłu m ac z e n ia n a to, w j a k i m ia­

nowicie sposób atom a s y m e try c z n y w ę ­ g la z jego czte re m a rozm aitem i g r u p a ­ mi może w c h a ra k te r z e u k ła d u fizyczne­

go w pływ ać w pew ien określony sposób n a św iatło spolaryzowane.

Atoli p ytan ie, dotyczące ro d za ju sił

(12)

44

W SZECHSW IAT

JSIa 3

oddzielnych, c z y n n y c h pom iędzy a to m a ­

mi, nie j e s t , zdaje się t a k j u ż zupełnie beznadziejne, istn ieje bow iem p e w n a g r u ­ p a zależności fizyko-chem icznych, o k t ó ­ r y c h m ożem y założyć, że p o z w a lają b ez­

pośrednio dośw iad czalnie oświetlić b u d o ­ wę fizyczną cząsteczki. Są to zależności, w y p ły w a ją c e z now oczesnej teo ryi e le k ­ tronow ej. W edle tej teo ry i, zdolność se le k c y jn a p o c h ła n ia n ia i e m isyi — św ia ­ tła i, ogólniej rzecz biorąc, fal e le k tro ­ m a g n e ty c z n y c h z w ią za n a j e s t z is tn ie ­ niem e le k tro n ó w zdolnych do r u c h u d r g a ­ jąc e g o. A zatem , w s z y s tk ie ciała po sia ­ dające b a rw ę lub zdolność fluorescencyi i fosfo rescency i m u sz ą z a w iera ć ta k ie e le ktrony . A poniew aż is tn ie je daleko się g a ją c a zależność po m iędzy powyższe- mi w łasnościam i a c h a r a k te r e m c h e m i­

cznym , i to zarów no pod w zględem ab- sorpcyi lub emisyi, j a k i pod w zględem długości fali ś w i a tł a p o c h ła n ia n e g o lub w ysyłaneg o , przeto u k ła d fizyczny e le k ­ tron ów m u si być w ś c is ły m zw iązku z n a t u r ą che m icz n ą ciał. W obec tego, n a s u w a się m yśl p o s z u k a n ia z w ią zk u z w y o b ra ż en ia m i B erzeliusa, a e w e n t u a l ­ nie ta k ż e A b e g g a , oraz z te m i p o jęc ia ­ mi o budow ie ato m u, do k t ó r y c h d o p ro ­ wadza b a d a n ie z ja w is k ra d y o a k ty w n o śc i, a to p o c ią g a za sob ą przy puszczen ie, że ele k tro n y , tk w ią c e przy a to m a c h e le m e n ­ ta r n y c h , w y w o łu ją z jaw isk o łączenia się chemicznego. F iz y k J a n S t a r k rozw inął przed p a ru la t y cały s z e r e g w y o b ra ż eń , d o tyczących te g o p r z e d m io tu . P r z y jm u je on, że k a ż d y a to m s k ła d a się z j ą d r a , n a ła d o w a n e g o dodatnio, oraz z określo­

nej liczby e le k tro n ó w o d je m n y c h , odp o ­ w iadającej w arto śc io w o śc i m a k s y m a ln e j.

P ołączenie n a s tę p u j e w s k u t e k tego, że linie siły je d n e g o lub k ilk u e le k tro n ó w odłączają się od dan eg o j ą d r a i p r z e p ły ­ w a ją do j ą d r a obcego.

Bliższe ro z p a try w a n ie t y c h rze c z y z a ­ p ro w a d z iło b y n a s zadaleko. Że j e d n a k chodzi t u nie tylk o o s p e k u la c y e dow ol­

ne, o te m można się p rzekonać z p ra c y K. A. H offmanna i K i r m r e u th e r a , k tó rzy , opierając się n a hy po tezie S ta rk a , zdołali wcale nieźle w y tłu m a c z y ć własności w idm r e f le k s y jn y c h z w iązków erbu. Czy

p o gląd y S t a r k a z n a jd ą dalsze p o tw ie r ­ dzenie, i czy wogóle n a drodze tej d a ­ dzą się osiągnąć w y n ik i po m y śln e, tego dziś nie możemy jeszcze ro zstrz y g n ą ć . My, chem icy, m am y naogół pew nego ro­

d zaju w s t r ę t do ta k ic h z b y t ogólnych hypotez, ale m yśl o i n te r p re ta c y i m e c h a ­ niczno - fizycznej wzorów n a szy ch nie p rz e s ta je n a s nawiedzać.

Wogóle, teo ry a ato m o w a p rze d s taw ia w chemii obraz dość niezw ykły. Atom y, ja k o e lem enty m echaniczne, właściwie o d g ry w a ły dotąd rolę w y b itn ie js z ą j e d y ­ nie w dziedzinach, b ędących w fazie roz­

woju. Z chwilą zakończenia tego roz­

woju, sta ra n o się zawsze u s u n ą ć hypo- tezę zupełnie, albo p rzy n a jm n ie j o g ra n i­

czyć się je j z astosow aniem możliwie bez- b a rw n e m , przyczem u n ik ano w szelkich zależności zbyteczn ych , nie d a ją c y c h się z u ż y tk o w ać naukowo. A to odpowiada w ła śn ie słu sz n e m u p u n k to w i w idzenia logicznego. Korzyść, j a k ą t y m sposobem przy nio sła teorya atom owa, j e s t z p e w n o ­ ścią bardzo znaczna, szkoda zaś, j a k ą w yrządziła, sta ją c się p u n k te m w y jścia dla w ielu b e z w a rto śc io w y ch spekulacyj, j e s t bez w ą tp ie n ia m niejsza, niż to się

zdaje wielu je j przeciw nikom .

Żeby te o r y a atom ow a m iała k ie d y k o l­

w iek z n ik n ą ć z d zied zin y um iejętności, tego przy p u śc ić niepodobna, okazała się bow iem z b y t płodną j a k o w y ty c z n a dla m yśli, zwłaszcza n a polu fizycznem.

I dziś widzimy, że możliwości je j z u ż y t­

ko w a n ia b y najm niej nie są jeszcze w y ­ czerpane. W y d a je się, że zachodzi dla nas p e w n a konieczność „m yślenia ato ­ m am i", skoro tylko w in te r p re ta c y i n a ­ szych dośw iadczeń zm uszeni je s te ś m y zająć się su b te ln ie jsz ą b u d o w ą m a te ry i.

Lecz przez to samo zdaje się być u g r u n to w a n y i dowód rzeczyw istości ato- m istycznej b u d ow y m a te ry i w te m z n a ­ czeniu, że is tn ie ją ta k ie w y nik i d ośw iad ­ czenia naukow ego, co do k tó ry c h nie m o­

żna sobie w yobrazić, by d ały się w y t ł u ­ m aczyć inaczej, j a k przez hypotezę od­

dz ielnych c z ąs tek o w ielkości ta k ie j, j a ­ k ą p rzy p is u je m y atom om chemicznym.

Mam t u na m yśli policzenie c z ąstek a,

w y s y ła n y c h przez p r e p a r a t radoAvy, do­

(13)

M 3 W SZEC H SW IA T 45 k o n a n e przez R e g e n e ra i R u th erfo rda

oraz przez Geigera, k tó ry m powiodło się spraw ę, prze d staw ia jąc ą się o b serw acyi ja k o proces ciągły, rozłożyć n a s z ere g p ro­

cesów oddzielnych. Przez to nie j e s t jeszcze dowiedziona rzeczyw istość ato­

mów takich, j a k j e sobie wyobrażam y w chemii, ale f a k ty tak ie m ogą nam do­

dać pew ności w posługiw aniu się teorya- m i ato m isty cznem i i n a tc h n ą ć nas n a ­ dzieją, że teo ry e te i n a d a l okażą się niem niej cennem i i płodnemi, je ż e li p rz y ­ stępow ać do nich będziem y z n a le ż y tą ostrożnością i odpow iednim zasobem k r y ­ tycyzm u.

Tłum.

S. B .

Z T O W . PRZYJA CIÓŁ NAUK W POZNANIU.

Zwyczajne posiedzenie Wydziału Przyrod­

ników i Techników, dnia 13 grudnia zagaił dr. P. Chłapowski przedstawieniem noWych darów, a mianowicie:

1) Przepiórki samiczki od p. Matlaczyń- skiego, — (samca dotąd w zbiorach nie po­

siadamy).

2) K ilkunastu minerałów przeważnie z Mansfeldu i Turyngii pochodzących, bądź to z łu p k u miedzionośnego, bądź to z salin w ydobytych, mianowicie piękne kryształy narosłe gipsu po części z inkluzyami (libel- lą), a także krysz ta ły a n h y d r y tu jako dar p. Zeiskego z Kissingen.

3) K ryształ syngenitu czyli kałuszytu od p. prof. Łomnickiego ze Lwowa.

Minerały te dały dr. P . Chłapowskiemu pochop do w ykładu o gipsie i gipsowcach.

Gipsowcami w mineralogii nazywam y grupę siarczanów wapnia lub innych ziem alkalicz­

n ych czyli wapniowców. W szystkie gipsowce mają cechy wspólne, tak, że można mówić o rodzinie gipsowców w sy stem atyce mine­

ralogicznej. Dzielimy je na bezwodne i na wodne, t. j. zawierające dwie lub więcej cząsteczek wody w krysztale.

Za p rototyp bezwodnych uważamy an­

hyd ry t, czyli gips bezwodny. Występuje rzadko w wykształconych kryształach, chy­

ba jako urosły w kizerycie (przedstawienie kryształów z rozpuszczenia kizery tu o trzy ­ manych). Są to dwójpiramidy rombowe, ale łupią się na kostki dość regularne. A n h y ­ d ry t nie rozpuszcza się w wodzie, ale w wil­

goci powoli przechodzi w gips, przyjm ując |

wodę, przyczem objętość jego w zrasta o 60 proc. a powierzchnia pęka. Opisana przez ks. Laubitza katastrofa wielkopiątkowa w Inowrocławiu :) polega właśnie na tej przemianie a n h y d r y tu w gips i na przesu­

w aniu się w arstw skutkiem tego. W y s tę ­ pujący w Inowrocławiu, Wapnie, w Szubi­

nie i t. d. a n h y d ry t jest zbity i należy do formacyi cechsztynu, k tóra w Inowrocławiu sięga aż prawie na sam wierzch. W innych miejscach, np. w Bochni i Wieliczce a n h y ­ d ry t w ystępuje w cienkich w arstew kach prześciełających sól kamienną, z k tó rą jest genetycznie związany. Sławny kamień trz e ­ wiowy w Bochni, a także i w Wieliczce jest anhydrytem takim, powlekającym sól; przyj­

muje kształty gron, kalafiora i t. d. A n ­ h y d ry t można wytworzyć sztucznie w na­

syconym roztworze chlorków sodu i potasu przez zetknięcia kwasu siarozanego z chlor­

kiem wapnia, ale tylko pod wielkiem ciśnie­

niem. Pod wielkiem ciśnieniem i w w yż­

szej tem peraturze można gips przemienić w an h y d ry t, a w wodzie następuje znowu regeneracya a n h y d r y tu na gips.

Całkiem podobnie do a n h y d r y tu k rystali­

zują się inne siarczany, jak np. b aru (ba­

r y t czyli kamień ciężki), stro n tu (celestyn), ołowiu (anglezyt). Wszystkie te minerały demonstrowano. Mają one dużo wspólnych z anhydrytem własności.

Całkiem odmiennie zachowują się siarcza­

ny wodne, j a k np. gips; krystalizacyjna ioh postać jest też odmienna. Cudownie piękno są kryształy gipsowe, narosłe jako nowo­

twory za sprawą wód zaskórnych i głęb­

szych; są one długo pryzm atyczne i jak łza przezroczyste, w ystępują także na powierz­

chni wypłókanych g ro t gipsowych, a zwła­

szcza w stary c h zarzuconych salinach; naj­

piękniejsze są sznury ich gwiaździste z r u r wodociągowych. K ryształy zdarzają się i po­

gięte. W glinach poznańskich drugorzędo- wych, w marglach spotykamy kryształy wrosłe, pojedyńcze lub bliźniacze, tworzące częstokroć g ru p y kuliste, dość duże nieraz i prześliczne.

Selenitem albo gipsem lodowatym (spato- wym) nazywamy duże kryształy, dające się łupać na tafle przezroczyste. Blaszki sele- nitu, są używane na okna, do ułów, na obrazki świętych (Marienglas, Praueneis).

Spotykać je można w cerkwiach przy o b r a - ' zach świętych, jako symbol czystości. Prócz tego znamy gips w formie włóknistej, łusko- watej, ziarnistej i zbitej, nieraz w ogrom­

n ych składach. Wspomniane już gro ty gi­

psowe, zapadając się, wytwarzają lejkowate

*) Porów n. W szechśw iat z r. 1910 str. 168, 188.

(14)

46 W SZEC H SW IA T .Ns 3

kotliny, ch a ra k te ry s ty c z n e dla te re n u gi­

psowego na Podolu i Wołyniu.

Niema prawie formacyi, w którejby gips nie występował, ale w n ie k tó ry c h w y s t ę p u ­ je rzadko, np. w ju rze i kredzie. N a ca­

łym prawie niżu północno-niemieckim i pol­

skim w ystępuje w cechsztynie, nieraz b a r ­ dzo głęboko (Szubin); w środkow ych N iem ­ czech i A lp ac h je s t c h a ra k te r y s ty c z n y dla try a s u obok soli kuchennej. W Małopolsce, szczególnie w Galicyi i na Podolu jest wła­

ściwy trzeciorzędowi, zwłaszcza w miocenie.

Selenit z nad Nidy jest towarem cennym.

W T ru s k a w c u pre le g en t widział k ry sz ta ły selenitu do 3 cm długie na spodzie s t r u m y ­ ka. Są one pierzasto-kreskowane.

W ziemi urodzajnej wszędzie gips jest roz­

proszony. U łatw ia on roślinom pobieranie potasu. U żyw a się go, j a k i a n h y d ry tu , jako nawozu w rolnictwie. Wodzie źródlanej gips nadaje tw ardość, k tó ra nie znika przez gotowanie, j a k tw ardość od zawartości w ę­

glanu wapnia, osadzającego się podczas go ­ towania. Woda gipsowa traci n a twardości (mięknie), przepływ ając przez ił i glinę w sk u tek absorpcyi gipsu przez nie. W tedy tworzą się w glinie piękne i duże wrosłe k rysz ta ły gipsowe, jakie posiadamy z Głó­

wny, Sołacza i t. d. D ostarczany morzu przez wodę rzek gips w ciele organizmów budujących skorupy wapienne ulega p rz e­

mianie na węglan wapnia i to najczęściej jako aragonit. Osad morski po ulotnieniu się wody oprócz soli kuchennej zawiera t a k ­ że gips, wydzielający się zawsze przed solą, jako znacznie mniej rozpuszczalny. Widać to zwłaszcza w słonych jeziorach lub w Mo­

rzu Martwem. T a k pow stały kolosalne zło­

ża gipsu i soli k u cha nnej w Inowrocławiu, Wapnie, a zwłaszcza największe, jakie po­

znano na świecie, w Szubinie.

Do gipsowców zaliczyć trzeba mirabilit czyli siarczan sodu, k t ó r y posiadamy z T ru - skawoa, epsomit i kizeryt, czyli siarczan m agnezu w ystępując e w Stassfurcie, Hal- b ers ta d t, K o b u rg u , a także w Inowrocławiu i Szubinie, wreszcie kainit, siarczan m a g n e ­ zu i potasu, t a k poszukiwany obecnie z p o ­ w odu ważności potasu dla rolnictwa. Szcze­

gólniejszy zaś interes obudził okaz synge- nitu, dotąd jedynie w K ałuszu znaleziony.

Nazwa jego g re c k a sy n g en it znaczy, że jest spokrewniony z pospolitym polihali- tem , już dawniej znanym , zawierającym prócz siarczanu wapnia i potasu także siar­

czan magnezu, gdy syngenit, zawierający jedynie siarczan w apnia i potasu, n a t u r a l ­ nie z wodą, je s t m inerałem wyłącznie pol­

skim i pod nazwą kału szy tu znanym.

Do gipsowców zalicza się wreszcie siar­

czany glinkowe, a więc różne ałuny, dalej siarczany żelaza, siarczany niklu, miedzi,

zasadowe siarczany ołowiu i t. p. W sz y st­

kie te minerały, a także i chromiany i wol- framiany metalów mają wspólne cechy z g i ­ psem lub anhydrytem , nie tylko pod wzglę­

dem chemicznym, ale i krystalograficznym.

Wogóle jest to bardzo dobrze określona g ru p a minerałów.

Oczywiście wobec znaczenia i rozpowszech­

nienia gipsu i a n h y d r y tu a także i m inera­

łów podobnych, zawierających siarczan p o ­ ta s u (kainit, polihalit) znaczenie ty c h d ru ­ gich, rzadszych minerałów w technice jest mniejsze. Wykład się zakończył życzeniem, by kto z obecnych podjął się w ykładu o za­

stosowaniu gipsu i a n h y d r y tu w technice.

W dyskusyi swą gotowość do tego oświad­

czył p. Stefan Cybichowski, a p. dr. A n to ­ ni Seyda wziął jeden z kryształów witryo- lowych do analizy chemicznej.

Następnie p. Powidzki przedstaw ił przez siebie zrobione plany na powiększenie sal dla zbiorów przyrodniczych. W dyskusyi wybrano pp. Cybichowskiego i Powidzkie- go, aby przedstawili Zarządowi powody, dla k tó ry ch powiększenie sal przyrodniczych stało się koniecznością.

Jako nowych członków wydziału wybrano pp. ks. Gibasiewicza z Mieszkowa oraz a p t e ­ karza p. Juliusza Grabowskiego z Poznania.

W końcu p. radca dr. Chłapowski podał do wiadomości, że dnia 13 stycznia odbę­

dzie się zebranie w sali wydziału lekarskie­

go, na któ ry m p. prof. Zawidzki wygłosi wykład: O koloidach. Zebranie to będzie publiczne. Korzystać z niego powinni p r z y ­ rodnicy, technicy a zwłaszcza rolnicy.

Powidzki.

K R O N I K A N A U K O W A .

W yd ajn ość cieplna m ieszaniny radu i soli fosforyzującej. J u ż od dłuższego czasu Duane, posługując się bardzo czułym kalo- rym etrem , mierzył ilości ciepła, wydzielane przez sole fosforyzujące. Jeżeli pomiar roz­

poczynano po godzinie lub dwu od chwili usunięcia soli z pod wpływu światła, to mo­

żna było zawsze stwierdzić wydzielanie się drobnych ilości ciepła; lecz jeżeli przed p o ­ miarem sól pozostawiano przez 24 godziny w ciemności, to k alorym e tr w ogromnej większości przypadków nie wykazywał ani śladu działania cieplnego, i tylko całkiem w y­

jątkow o w kilku zaledwie przypadkach zdo­

łano zmierzyć drobny przyrost te m p e ra tu ry , naw et po zupełnym zaniku fosforescencyi.

Wobec tego, nie podobna było rozstrzygnąć

Cytaty

Powiązane dokumenty

o pracowniczych planach kapitałowych (Dz.U. W przypadku odpowiedzi „NIE” proszę podać podstawę prawną uzasadniającą to stanowisko. 2) w kolumnie nr 4 tabeli nr

b) odbioru technicznego instalacji ogrzewania olejowego lub opartego o pompę ciepła, dokonanego przez osobę posiadającą uprawnienia w zakresie montażu sieci,

Wolontariat jaki znamy w XXI wieku jest efektem kształtowania się pewnych idei.. mających swoje źródła już w

Cel 5 - Kontrola przestrzegania przepisów w zakresie realizacji obowiązków wynikających z przepisów oraz decyzji administracyjnych przez prowadzących składowiska odpadów, w

Powyższe wymaganie nie dotyczy urządzeń, które można łatwo zdemontować w celu oczyszczenia (z wyjątkiem, nagrzewnic i chłodnic). Między otworami rewizyjnymi nie

11) pisemna zgoda wszystkich współwłaścicieli lokalu lub budynku, w którym nie ustanowiono odrębnej własności lokali, na wykonanie inwestycji będącej przedmiotem

Jeśli jednak zablokowanie aplikacji ogranicza sprawdzanie poczty elektronicznej, korzystanie z kalendarza, kontaktów lub dostęp do WiFi oraz VPN, być może warto zastanowić się,

Niezależnie od koloru skóry, pochodzenia, czu- liśmy się jedną wielką owczarnią, która wsłuchiwała się w słowa pasterza Papieża Jana Pawła II głoszącego nam Chrystusa