• Nie Znaleziono Wyników

Olimpiada ekonomicznych talentów Biuletyn

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Olimpiada ekonomicznych talentów Biuletyn"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)

nr 1/2012 Marzec

Witold Kieżun Witold Orłowski Andrzej Zawiślak

Olimpiada ekonomicznych talentów

pOlsKiegO tOWArZystWA eKOnOmicZnegO Biuletyn ISSn 1507-1383

(2)

Freefall. Jazda bez trzymanki

Freefall to książka o katastrofalnych skutkach braku refleksji i wyobraźni ekonomicznej.

Powinien ją przeczytać każdy, kto chce lepiej zrozumieć mechanizmy rządzące gospodarką i przyczyny popełnianych błędów. Lektura książki może sprzyjać unikaniu błędnych zachowań ekonomicznych. „Uczmy się na błędach innych, a nie będziemy mieli czasu na popełnianie własnych”.

Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

Dość. Prawdziwe miary bogactwa, biznesu i życia

Lektura „Dość” pomaga w odkrywaniu prawdziwych „diamentów życia”

i ich odróżnianiu od fałszywych. (...) „Dość” uczy ekonomii i spektaku- larnie wykazuje, jak groźne są następstwa lekceważenia jej reguł. Książkę powinien przeczytać każdy, kto chce żyć lepiej i mądrzej.

Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

Teoria bezrobocia w stanie równowagi

Książka Pissaridesa jest fundamentem do analizy rynku pracy w nowej makroekonomii. Jest to lektura obowiązkowa dla każdego ekonomisty zainteresowanego problematyką rynku pracy.

Bob Hall, Stanford University

Pieniądz

„Badania w zakresie pieniądza są w wyższym stopniu niż wszystkie inne działy ekonomii dziedziną, w której złożoność jest wykorzystywana w celu zaciemnienia lub ominięcia prawdy, a nie w celu jej ujawnienia.

Większość rzeczy w życiu – na przykład samochody, kochanki, choroba nowotworowa – jest ważna tylko dla tych, którzy je mają. W przeciwieństwie do tego pieniądz jest równie ważny dla tych, którzy go mają, jak i dla tych, którzy go nie posiadają. Jedni i drudzy są zainteresowani w tym, żeby pojąć jego tajniki.

Jedni i drudzy powinni mieć pełne przekonanie, że to potrafią”.

(fragment książki)

Pełna oferta wydawnicza dostępna jest w księgarni internetowej Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

www.ksiazkiekonomiczne.pl

Książki można zamówić internetowo, nabyć w księgarniach naukowych lub w siedzibie Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

ul. Nowy Świat 49, 00-042 Warszawa, tel. 22 55 15 401, e-mail: sklep@pte.pl

Wydawnictwo

Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

(3)

Otwartość

to słowo przewodnie nowego numeru Biuletynu pte.

Znajdą w nim Państwo to, co niezbędne, żeby być na bieżąco z wydarzeniami w PTE i wiedzieć, co nas czeka.

Biuletyn wydawany jest w formie papierowego magazynu, ale jednocześnie istnieje w tzw.

otwartym

dostępie, w internecie na www.pte.pl. Jest zatem

otwarty

– tak jak powinien być

otwarty

dla wszystkich dorobek polskiej nauki i treści edukacyjne.

Dlaczego to takie ważne? O tym można przeczytać w relacji z burzliwej debaty w PTE.

Padały w niej gorzkie słowa o tym, że nauce nie udało się uwolnić swoich zasobów do internetu. Brakuje zachęt, ale także woli zmian. Szkoda, bo wszyscy na tym tracimy.

Dlatego PTE opowiada się za

otwartością

. Szczególnie że w wielu regionach kraju internet jest najważniejszym źródłem rzetelnej wiedzy.

Nasz głos w tej sprawie dotarł także do rządu, a minister administracji i cyfryzacji Michał Boni zaprosił nas do udziału w Kongresie Wolności w internecie,

podczas którego szukaliśmy wspólnych rozwiązań w sprawie ACTA.

Kongres był okazją do spotkania z Anthonym D. Williamsem, współautorem słynnego światowego bestsellera „Makrowikinomii”.

Byliśmy także na debacie u Pana Prezydenta. i tutaj znowu mówiliśmy o makrowikinomii – idei

otwartej

, spontanicznej pomocy w rozwiązywaniu problemów biznesowych poprzez internetowy rozwój współpracy społeczności lokalnych. „10 razy E”, czyli przykazania współczesnej wikinomii i makrowikinomii, przedstawiła profesor Elżbieta Mączyńska.

PTE to także ponad 200 lat historii. Profesor Witold Kieżun przypomina, jak PTE włączało się do transformacji ustrojowej. Jest on głęboko przekonany, że wielu błędów, takich jak naiwny liberalizm, wzrost bezrobocia, degradacja społeczno-ekonomiczna niektórych regionów, udałoby się uniknąć, gdyby politycy bardziej słuchali rad ekonomistów.

Środowisko PTE zawsze służy swoją wiedzą i doświadczeniem pro publico bono.

Na koniec nasze cenne i jakże interesujące starodruki. Czy ktoś zgadnie, że już w 1923 r. Leopold Caro, ekonomista, w artykule „Technika i gospodarstwo”

zamieszczonym w „Ekonomiście” zwracał uwagę, że postęp informacyjny powinien służyć całemu społeczeństwu, a nie tylko koncernom: „jak nie może być ekonomisty, nieuwzględniającego rezultatów i potrzeb techniki, tak niepowinna technika zaniedbywać nauki ekonomji społecznej, lecz owszem, pogłębiać wiedzę swą w tym kierunku;

co opłaci się stokrotnym plonem w powodzeniu indywidualnem i korzyści publicznej”.

Polecam materiał źródłowy na ostatnich stronach Biuletynu.

Redaktor prowadząca iwona Dudzik

Biuletyn pte

magazyn bezpłatny

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo skracania i redagowania nadsyłanych tekstów. Redakcja nie zawsze podziela poglądy i opinie autorów.

Wydawca:

Zarząd Krajowy Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego 00-042 Warszawa, ul. Nowy Świat 49 Tel. 22 551 54 01, faks 22 551 54 44 prezes Zarządu:

Elżbieta Mączyńska zk@pte.pl

redaktor prowadząca: iwona Dudzik redaguje zespół w składzie:

Alojzy Czech, Artur Pollok, Stanisław Rudolf, Stanisław Gliński, Paweł Adamczyk, Grzegorz Wałęga

recenzent naukowy: Ryszard Kowalski Opracowanie graficzne, Dtp, korekta:

FirstPage Publishing Studio Ling Brett reklama:

Agnieszka Jarczyńska agnieszka.jarczynska@pte.pl Tel. 22 551 54 40

Druk:

db PRiNT POLSKA Sp. z o.o.

Białystok 15-732, ul. choroszczańska 31 tel./fax 793 233 238, (85) 652 09 25, e-mail: jolsien@poczta.onet.pl Bielsko-Biała 43-309, ul. Willowa 2, tel./fax (33) 827 93 54

e-mail: partship@ath.bielsko.pl Bydgoszcz 85-034, ul. Długa 34 tel. (52) 322 37 42 fax (52) 322 65 52

e-mail: sekretariat@pte.bydgoszcz.pl częstochowa 42-200, ul. Kilińskiego 32/34 tel. (34) 324 97 33, (34) 324 26 30, fax (34) 324 26 30

e-mail: opteczwa@onet.pl elbląg 82-300, ul. giermków 5 tel. 504 158 840

e-mail: elblagpte@interia.pl gdańsk 80-830, ul. Długi targ 46/47 tel. (58) 301 54 61

tel/fax (58) 301 99 71 e-mail: sekretariat@gdansk.pte.pl

gliwice 44-100, ul. Zwycięstwa 47 tel. (32) 331 30 81

tel./fax (32) 331 30 82 e-mail: biuro@ptegliwice.pl

Katowice 40-129, ul. misjonarzy Oblatów 27 tel. (32) 25 96 279

tel/fax (32) 25 98 878 fax (32) 25 85 482 e-mail: katowice@pte.pl Kielce 25-406, ul. Świętokrzyska 21 Uniwersytet Humanistyczno-przyrodniczy Jana Kochanowskiego w Kielcach Wydział Zarządzania i Administracji tel./fax (41) 349 65 28

e-mail: a.szplit@plusnet.pl Koszalin 75-254, ul. Franciszkańska 52 tel./fax (94) 343 33 33, tel. (94) 343 19 60 e-mail: ptekoszalin@neostrada.pl Kraków 30-003, ul. lubelska 21 tel. (12) 634 32 59 tel./fax (12) 634 03 81 e-mail: krakow@pte.pl

legnica 59-220, rynek 28 tel. (76) 852 38 72 e-mail: pte.legnica@wp.pl lublin 20-407, ul. przyjacielska 4 tel./fax (81) 532 84 14, (81) 534 35 50 e-mail: pte@lublin.net.pl Łódź 90-608, ul. Wólczańska 51 tel. (42) 632 28 17

fax. (42) 632 44 20 e-mail: sekretariat@pte.lodz.pl Olsztyn 10-117, ul. 1 maja 13 tel. (89) 527 58 25 tel./fax (89) 527 24 49 e-mail: pte@pteolsztyn.edu.pl Opole 45-058, ul. Ozimska 46a tel./fax (77) 401 69 01 tel. (77) 401 69 00

e-mail: zmikolajewicz@poczta.onet.pl poznań 61-779, ul. Klasztorna 24/25 tel. (61) 852 86 91, fax (61) 851 90 58 e-mail: info@pte.poznan.pl

rzeszów 35-045, ul. Hetmańska 15 tel. (17) 853 36 49, fax (17) 853 38 15 e-mail: pterzeszow@poczta.onet.pl szczecin 70-414, plac Jana Kilińskiego 3 tel. (91) 455 34 55, fax (91) 455 34 71 e-mail: pte@pte.szczecin.pl toruń 87-100, ul. Kopernika 21 tel. 793 370 619, e-mail: pte@stud.umk.pl Wałbrzych 58-300, ul. szmidta 4a tel. (74) 842 62 60

e-mail: ptewch@wp.pl

Warszawa 00-042, ul. nowy Świat 49 tel. (22) 551 54 20, fax (22) 55 15 444 e-mail: pteow@interia.eu

Wrocław 50-156, ul. Łaciarska 28 tel./fax (71) 343 63 18 e-mail: pte-wroclaw@tlen.pl Zielona góra 65-066, ul. Żeromskiego 3, skr. 165, tel./fax (68) 320 25 89, tel. (68) 327 04 19, e-mail: pte@zg.pl

ODDZiAŁy pOlsKiegO tOWArZystWA eKOnOmicZnegO

(4)

Zmarł dr Stanisław Wesołowski, wieloletni redaktor naczelny pisma

„Gospodarka Materiałowa i Logistyka”. Mój serdeczny przyjaciel i kolega. Łączyło nas wiele: zainteresowania zawodowe, wspólne publikacje, udział w krajowych i międzynarodowych sympozjach ixkonferencjach, a nade wszystko wzajemna życzliwość i bezintere- sowność. Nasza znajomość sięga odległych czasów. Jako młody absol- went Szkoły Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie (obecnie SGH) podjąłem w 1957 r. pracę na stanowisku inspektora gospodar- ki materiałowej w Ministerstwie Przemysłu Ciężkiego, w którym już pracował Stanisław, absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu w To- runiu. i tak kolejne lata wspólnej pracy zbliżyły nas, a tematyka go- spodarki materiałowej, następnie logistyki, była wspólnym, naszym przedmiotem działalności, a także licznych publikacji.

Stanisław w latach sześćdziesiątych pracuje w instytucie eko- nomicznym, podejmuje także współpracę z redakcją „Gospodarki Materiałowej”, pisząc pierwsze artykuły. Umiejętność przełożenia doświadczeń praktycznych na teksty artykułów, jak się później prze- konałem, nie była sprawą prostą, a tę łatwość posiadał Stanisław.

Publicystyka ekonomiczna i organizatorska w kolejnych latach stała się Jego specjalnością. W 1974 r. obejmuje funkcję redaktora na- czelnego, którą pełnił aż do roku 2000, w którym przeszedł na eme- ryturę. Pod Jego kierownictwem „Gospodarka Materiałowa”, a od 1994 r. „Gospodarka Materiałowa i Logistyka” stała się znaczącym periodykiem ekonomicznym.

Stanisław miał wiele cech, które Go wyróżniały, a niektóre wyni- kały z Jego osobowości; były niepowtarzalne. W pracy zawodowej, na stanowisku redaktora nigdy nie kierował się względami ideologiczny- mi bądź politycznymi; liczyła się fachowość, wartości merytoryczne, przydatność praktyczna podejmowanych tematów i ich treści.

Stanisław zgromadził liczne grono autorów pracujących w przed- siębiorstwach, którzy zapewniali stałą więź tematyczną Gospodar- ki Materiałowej z praktyką. Znajomość języka niemieckiego jaką posiadał Stanisław pozwoliła zapewnić stały przegląd na łamach

„Gospodarki Materiałowej i Logistyki” literatury ekonomicznej i or- ganizacyjnej krajów o gospodarce rynkowej: Republiki Federalnej Niemiec, Austrii, Szwajcarii. Publikacje te przybliżyły nowoczesne rozwiązania organizacyjne i ekonomiczne w sferze gospodarki ma- teriałowej, a także rynku środków produkcji polskim czytelnikom.

Były one wykorzystane w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku w formułowaniu rozwiązań polskiej reformy gospodarczej w sferze funkcjonowania rynku, zwłaszcza zaś integracji rynków środków produkcji i konsumpcji.

W latach 1965–1988 były organizowane międzynarodowe sym- pozja gospodarki w poszczególnych krajach tzw. realnego socjalizmu.

Tematyka tych sympozjów obejmowała różnorodną problematykę zaopatrzenia, zbytu, gospodarowania materiałami. Liczne referaty autorów z poszczególnych krajów prezentowały mnogość treści i po- glądów. Można z nich było odczytać zarówno poglądy teoretyczne, jak i rozwiązania praktyczne dotyczące funkcjonowania zaopatrze- nia, gospodarowania materiałami. Były także źródłem informacji o reformach gospodarczych podejmowanych w poszczególnych krajach, np. na Węgrzech, w Polsce, Czechosłowacji. Stanisław był autorem wielu referatów, a także współorganizatorem dwóch sym- pozjów, jakie odbyły się w naszym kraju.

W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, a także w pierwszej dekadzie XXi wieku Polskie Towarzystwo Ekonomiczne organizo- wało wyjazdy konsultacyjne i szkoleniowe do Niemiec, a ich tema- tem były problemy społecznej gospodarki rynkowej. Uczestnikiem tych wyjazdów był często Stanisław. Treść tych spotkań przedsta- wił w licznych artykułach opublikowanych w wydawnictwie PTE.

Wg opinii Pani E. Mączyńskiej, Prezesa PTE, Stanisław był bardzo aktywnym uczestnikiem tych spotkań, prezentując merytoryczne doświadczenia naszego kraju w sferze gospodarki rynkowej.

PTE organizowało także w i dekadzie XXi wieku liczne konfe- rencje nt. społecznej gospodarki rynkowej. Stanisław był wielokrot- nie autorem referatów, publikował także artykuły.

Krótkie wspomnienie nie jest w stanie zawrzeć bogatego i wszechstronnego dorobku Stanisława w dziedzinie gospodarki materiałowej i logistyki. Był on powszechnie szanowanym specja- listą od tych zagadnień, a synteza jego myśli zawartych w licznych publikacjach z powodzeniem wystarczyłaby na prace godne kolej- nych stopni i tytułów naukowych. Ale nie zabiegał aktywnie o ich uzyskanie.

Na kilkanaście dni przed śmiercią Stanisława ukazało się drugie wydanie książki pt. „Moje przeżycia okupacyjne w Rypinie (1939–

1945)”. Na łamach tej książki (164 s.) zawarł własne wspomnienia dwunasto-, piętnastoletniego chłopca o latach okupacji w Rypinie, miasteczku na ziemi dobrzyńskiej, które zostało włączone w 1939 r.

do Rzeszy Niemieckiej. Lektura tej książki pasjonuje, wzbogaca na- szą wiedzę o latach jakże okrutnych w dziejach naszej Ojczyzny.

Te krótkie wspomnienia wskazują na wszechstronność zainte- resowań Stanisława. Był pasjonatem historii. Znał przebieg wojen w starożytnej Grecji i Rzymie, w wiekach średnich w Europie. Moż- na powiedzieć, że historia ii wojny światowej była jego specjaliza- cją hobbystyczną. Często wzajemnie uzupełnialiśmy swoją wiedzę o tym okresie. Miałem przygotowane dla Stanisława kilka książek wydawnictwa Bellona, których niestety już nie przeczyta. Charak- terystyka Jego osobowości nie byłaby pełna, gdybym nie wspomniał jeszcze o kilku przejawach Jego osobowości.

Stanisław nigdy nie podniósł głosu, nie wykazywał zdener- wowania, nie czynił żadnej przykrości swoim przyjaciołom, ko- legom, znajomym. Z Jego usposobienia płynęła dobroć, życzli- wość, pogoda ducha. Był niezrównanym opowiadaczem anegdot.

Wiele z nich weszło do klasyki. Osobiście wiele z nich powta- rzam, wskazując na autora.

Jeszcze jedna sprawa godna odnotowania. Stanisław był miło- śnikiem ziemi augustowskiej, którą i ja podziwiam. Corocznie przez 17 lat biwakowałem w przyczepie nad jednym z jezior augustow- skich. Stanisław był organizatorem i uczestnikiem spływów kajako- wych Czarną Hańczą od jeziora Wigry do Augustowa. Pierwszy raz z nim płynąłem w 1980 r., a później wielokrotnie przemierzaliśmy ten szlak. Będąc już chorym, mówił mi, że może w tym roku popły- niemy Czarną Hańczą. Niestety, śmierć (19 stycznia) nie pozwoli zrealizować Jego pragnienia. Stanisław był szczególną osobowością.

Pozostanie w naszej pamięci jako osoba niepowtarzalna. Tej luki nie da się wypełnić.

Czesław Skowronek

Wspomnienie

Dr Stanisław Wesołowski

1929–2012

str. 16 20

(5)

str. 12 15

spis treści

str.

26 27

str.

38 str.

34

str. 16 20

Wywiad z Elżbietą Mączyńską O gospodarce, chorobie holenderskiej

i efekcie netto

str. 6–7

internet – nauka – otwarty dostęp

str. 8–11

W gospodarce nie ma sytuacji bez wyjścia

Witold Orłowsk

i str. 12–15

Zawiłe drogi polskiej transformacji

Witold Kieżun

str. 16–20

ikebana zadziwień i paradoksów

Andrzej Zawiślak

str. 22–24

Olimpijska rywalizacja młodych talentów w ekonomii – rozmowa ze Stanisławem Owsiakiem

przewodniczącym Komitetu Głównego Olimpiady

Wiedzy Ekonomicznej

str. 26

Olimpiada w liczbach, Paweł Adamczyk

str. 27

Facebook dla rządu

Elżbieta Mączyńska

str. 28–31

Refleksje wokół książki „Przez ciekawe czasy”

Elżbieta Mączyńska

str. 32–33

Z życia PTE

str. 34–35

Z naszych starodruków

str. 36–37

Warto być Warto przeczytać

Warto zobaczyć

str. 38

Kwestionariusz ekonomisty

str. 39 debata

wywiad

opinie

opinie

felieton

temat numeru

forum

impresje

wydarzenia

historia

kulturalnie i naukowo

w towarzystwie prezesa

Edytorial, iwona Dudzik str. 3 Wspomnienie

Stanisław Wesołowski (1929–2012) str. 4

Spis treści str. 5

Biuletyn nr 1/2012 r.

(6)

O gospodarce, chorobie

holenderskiej i efekcie netto

rozmowa z elżbietą mączyńską,

prezes polskiego towarzystwa ekonomicznego

skoro motto jest o liczeniu, to policzmy i my.

Wszyscy przecież teraz liczą budżet. Jest coś w powietrzu takiego, co skłania ludzi do dyskusji o budżecie.

Ludzie nauczyli się, że stan finansów pań- stwa przekłada się na ich własne, domowe budżety. Tak jak zmiana kursu walutowego przekłada się on na naszą osobistą sytuację, którą budują wydatki budżetowe i podatko- we wpływy. Stan finansów państwa określa też siłę waluty: im bardziej złoty się osłabia, tym więcej w przeliczeniu na złote musimy wydawać na spłatę długów. Prasa rozpisuje się o tym, że Polacy kupują. To jest dobry objaw, bo świadczy o tym, że mają za co kupować, ale – z drugiej strony – zły, bo dowodzi, że lu- dzie boją się trzymać pieniądze, gdyż obawiają się, że importowane towary będą kosztować więcej. Handlowcy twierdzą, że nigdy nie no- towali takich obrotów, nawet przed świętami.

Jednak tempo wzrostu konsumpcji zaczę- ło spadać. Z 3,6% rdr w ii kwartale do 3%

w iii kwartale.

A PKB?

4,1%. A dlaczego? Bo inwestycje rosną. i to jest najciekawsze, że napęd naszego silnika gospodarczego przesuwa się na cylinder z in- westycjami, które rok do roku wzrosły o 8,5%, po wzroście w drugim kwartale o 6,9%.

i to jest bardzo pozytywna wiadomość. Jeśli akumulacja rośnie, to mnie nie martwi, że spada konsumpcja. Następuje przecież nie tylko proste przesunięcie, ale działa też efekt mnożnikowy inwestycji. Ponadto, inwesto- wanie zawsze w jakimś stopniu jest wyrazem optymizmu inwestorów i ich wiary w korzystne perspektywy rozwojowe. Na ogół (choć nie za- wsze) optymizm taki wynika z rozeznania per- spektyw rynkowych przez inwestorów.

Wartość dodana brutto w przemyśle wzrosła o 5,5%, a w budownictwie o 11,9%.

To są głównie inwestycje infrastrukturalne, które też dają efekt mnożnikowy. Z punktu widzenia oceny perspektyw gospodarczych,

najistotniejsze są zamierzenia inwestycyjne i nakłady na inwestycje, które mają też efekt psychologiczny: jeżeli ktoś inwestuje, to ma pozytywne oczekiwania i jakiś program. To może sprzyjać występowaniu efektu naśladow- nictwa i domina inwestycyjnego. Optymizm bywa bowiem zaraźliwy (tak samo zresztą jak pesymizm).

poprawę nastrojów potwierdza porównanie z ii kwartałem na innej płaszczyźnie: wtedy, przy bardzo dużej sprzedaży, słabiej rosły in- westycje. sprzedawano zatem głównie zapasy.

Sytuacja odwróciła się też w innym wymiarze:

wyraźna była nadpłynność, która nie zawsze jest objawem zdrowia. Może bowiem świad- czyć albo o braku pomysłów na zainwestowanie

środków pieniężnych, albo o braku perspektyw rozwojowych i negatywnych oczekiwaniach, obawach, że zwiększy się ryzyko gospodarcze...

A zatem, w skali gospodarki narodowej infor- macja, że była nadpłynność, a teraz inwestycje rosną, to jest dobra wiadomość.

przejdźmy od skali mikro do skali makro.

Znamy już założenia programu dostosowa- nia fiskalnego, które rząd realizuje. W tym roku mamy zejść do poziomu 4,8% deficytu budżetowego, jest więc szansa w przyszłym roku obniżenia deficytu poniżej 3% pKB. pod warunkiem, oczywiście, że wzrosną nie tylko fiskalne źródła przychodów budżetowych, ale np. będzie gruba poduszka zysku z nBp.

Poduszka będzie pokaźna, bo zyski banków zapowiadają się rekordowo. Rekordowo! Mam jednak wątpliwości, czy z kolosalnych zysków banków można się tylko cieszyć. Zyski banków bowiem są m.in. pochodną drogich kredytów.

Żeby deficyt budżetowy był mniejszy, to dzia- łania muszą być podjęte i po stronie wpływów, i po stronie wydatków. i te działania zostały za- programowane. Choć, moim zdaniem, nie są one wystarczające – zaprogramowane działa- nia podatkowe nie obejmują bardzo ważnych, tak uważam, podatków majątkowych (z wy- jątkiem projektowanego podatku od wydoby- wanych surowców). Zyski bowiem, a zatem i podatki, w zglobalizowanej gospodarce łatwo migrują do innych krajów. Dlatego zasadna by- łaby zmiana filozofii podatkowej, tak by m.in.

zmniejszyć wagę podatków od źródeł migrują- cych. im bardziej zglobalizowana jest gospo- darka, tym łatwiej można przenosić (poprzez odpowiedni transfer kosztów) dochody i zyski w miejsca, gdzie podatki są mniej dotkliwe.

Państwa, także w Unii Europejskiej, konkurują ze sobą systemami podatkowymi. Jeśli nałoży- my na to promowane przez różne lobby projek- ty scentralizowania rachunkowości w firmach globalnych, które będą mogły dowolnie reży- serować alokacją kosztów i dochodów zgodnie ze swoją polityką optymalizacji podatkowej, to okaże się, iż poziom ryzyka, że do budżetu krajowego nie wpłynie niezbędna i zaplanowa-

Nie wszystko, co się liczy, może zostać

policzone, i nie wszystko, co może zostać

policzone, liczy się*.

motto Alberta einsteina wyeksponowane w jego gabinecie w institute for Advanced study w princeton.

(7)

Fot. – archiwum PTE

na kwota, jest bardzo wysoki. Optymalizacja podatkowa jest najczęściej zgodna z prawem, choć bywa jazdą po bandzie, ale kontrola tych praktyk może być bardzo kosztowna, tak bar- dzo, że skórka nie okaże się warta wyprawki.

Każdy kraj, który ma kłopoty budżetowe, po- winien zadbać o to, by podstawą wpływów bu- dżetowych były podatki oparte na podstawach mniej wirtualnych. Przykładem tego jest wła- śnie podatek wydobywczy. Bardzo trudno jest nie zapłacić takiego podatku – tony czy metry sześcienne łatwo jest porachować.

Z drugiej strony, wzrost zysków w przedsię- biorstwie wydobywczym najczęściej wynika ze wzrostu cen na świecie, a nie z lepszej efektyw- ności wydobycia. Niektóre kraje cierpią na tzw.

chorobę holenderską, która polega na tym, że strumień pieniędzy z wydobycia i eksportu su- rowców nie przekłada się na rzeczywisty wzrost gospodarki. Bardzo mądrze postępują Norwe- gowie, którzy stworzyli specjalny fundusz ropy.

Środki tego funduszu są inwestowane w celu zabezpieczenia przyszłych pokoleń, gdy stru- mienie dochodów z kopalin zostaną wyczerpa- ne. Może zatem warto byłoby zastanowić się nad koncepcją polskiego „funduszu miedzi”, tym bardziej że nałożony na KGHM podatek wydobywczy jest relatywnie wysoki.

mamy właśnie zapowiedź projektu budżetu, debaty posłów potrwają pewnie do 2013 roku.

Każda propozycja rządowa może być bronią obosieczną. Podwyższenie składki rentowej

o 2 punkty procentowe może przynieść efekt zerowy, jeśli wzrost kosztów u przedsiębiorców skłoni ich do ograniczenia zatrudnienia bądź płac lub do przeniesienia działalności do szarej strefy. Efekt netto! Szkoda, że przy takich pro- pozycjach nie jest dokładnie liczony efekt net- to. Łącznie z VAT-em: Ministerstwo Finansów nie informuje, jaki był efekt netto podniesienia stawki VAT. O tym, czy nie pojawił się efekt krzywej Laffera, kiedy podwyższenie podatku powoduje obniżenie wpływów, jak wielokrotnie już bywało. Podobnie może się dziać z podwyż- szeniem wieku emerytalnego – bez należytego rozwiązania kwestii okresu ochronnego – teraz 4 lata – nie ma żadnej gwarancji, że wzrośnie zatrudnienie osób starszych, przed osiągnię- ciem wieku emerytalnego.

Wróćmy do budżetu...

i do sytuacji ogólnej, która – kształtując wa- runki otoczenia – będzie wpływać bardzo silnie na funkcjonowanie gospodarki w przy- szłym roku. Pełno jest katastroficznych wizji, które mają sprowadzić totalną klęskę na Eu- ropę i – w efekcie – na Polskę. Jestem bliższa dość trzeźwej oceny sytuacji ministra Rostow- skiego, który uważa, że nie będzie tak źle. Bo wciąż będą się w przyszłym roku kręcić te na- sze koła zamachowe, a zwłaszcza inwestycje infrastrukturalne; sytuacja w strefie euro, o ile zostanie opanowana, też przełoży się pozytyw- nie na nasz rozwój. Obydwa te czynniki – wiel- ki, wciąż niezaspokojony popyt wewnętrzny

oraz środki unijne trzymają nas wciąż nad po- wierzchnią. Porównajmy zresztą prognozy dla Polski – te z przeszłości – Banku Światowego i Komisji Europejskiej z rzeczywistymi wynika- mi, a okaże się, że potencjał naszej gospodarki był w tych prognozach ciągle niedoszacowany.

Osiągaliśmy więcej, niż nam prognozowano za granicą. Opozycja oskarża Rostowskiego o to, że nie jest on w stanie przewidzieć skali za- grożeń i że przyjął, na etapie wstępnym, trzy scenariusze rozwoju sytuacji.

Nie można inaczej opracowywać prognozy, niż opierając się na scenariuszach; jakakolwiek prognoza bez planu B jest niebezpieczna.

nie możemy też przewidzieć, kiedy hordy spekulacyjnych wilków rzucą się na złotego, by przetestować odporność naszej waluty i nerwy ministra finansów.

Mało tego, minister finansów (tym bardziej prezes NBP) powinien mieć jeszcze scena- riusz, którego nie ujawni, by graczom nie dać szans na takie właśnie testowanie. Ale – mam nadzieję – wraz z uspokojeniem się sytuacji na rynkach finansowych UE do takiego testowa- nia będzie dochodziło rzadziej.

Oby! Dziękuję za rozmowę.

Piotr Rachtan (artykuł jest przedrukiem z „Nowego Życia

Gospodarczego” nr 12/2011)

(8)

internet – nauka – otwarty dostęp

elżbieta mączyńska:

– Nasza debata jest m.in. reakcją na niedawne, turbulentne, wydarzenia związane z ACTA (An- ti-Counterfeiting Trade Agreement – Umowa handlowa dotycząca zwalczania obrotu towara- mi podrabianymi). Wydarzenia te uwypukliły dysfunkcje systemu stanowienia prawa w Pol- sce. Rozumiem, że ACTA to trudna sprawa, bo występuje tu wiele sprzecznych interesów. Na przykład, jako pracownik dydaktyczny Szkoły Głównej Handlowej, kiedy polecam studentom lektury, chciałabym, żeby mieli nieodpłatny do nich dostęp. Zaś jako autorka książek, przeciw- nie, chciałabym mieć z tego jakieś pieniądze.

Jednak rozwiązania, które proponuje się na szcze- blu i Unii Europejskiej i w Polsce niestety, przy- wodzą na myśl wydarzenia i ruchy luddystyczne z początkowego okresu pierwszej rewolucji prze- mysłowej z lat 1811–1813. Luddyści upatrywali winy w maszynach, próbowali je niszczyć i w ten sposób powstrzymywać postęp. Teraz próbuje się atakować internet. Oczywiście, kradzież mienia intelektualnego poprzez internet jest taką samą kradzieżą jak kradzież jakiegokolwiek innego dobra realnego i oczywiście to potępiam. Ale proponowane rozwiązania to gonienie królicz- ka i właściwie prowadzą do ośmieszania prawa.

Wcześniej czy później, proponowane do wprowa- dzenia internetowe ograniczenia prawne zostaną pokonane przez internautów. Dlatego też jak

najbardziej zasadne są rozwiązania i działania na rzecz otwartości dostępu do zasobów informacji, w tym zwłaszcza informacji naukowej. To po- winno być domeną i wielką rolą państwa, które poprzez system regulacyjny powinno prowadzić do godzenia sprzecznych interesów, a zarazem intensyfikować politykę otwartego dostępu do informacji. Potęga i potencjał internetu to siły, które determinować będą kierunki przemian we współczesnym świecie. To potencjał wikinomii i makrowikinomii. istotne jest, aby poprzez do- brze przemyślane regulacje wyzwolić potencjal-

ne dodatnie efekty synergiczne związane z wy- korzystywaniem internetu, zarazem ograniczając synergię negatywną, wynikającą z wad technolo- gii internetowych. Jedną z groźniejszych jest np.

ryzyko przestępstw internetowych i naruszania zasad ochrony danych osobowych. Ponadto wir- tualizacja może w niektórych sytacjach zabijać kreatywność.

Bożena Bednarek-michalska:

Obecnie w świecie tworzenie nowej infrastruk- tury komunikacyjnej dla otwartej nauki jest dale-

mamy zbyt konserwatywne struktury akademickie w naszym kraju, które nie są w stanie absorbować tego, co jest postępem technicznym na świecie – mówił profesor Julian Auleytner, rektor Wyższej szkoły pedagogicznej towarzystwa Wiedzy powszechnej w Warszawie, podczas debaty na temat otwartej nauki i edukacji. Zorganizowało ją 26 stycznia ministerstwo nauki i szkolnictwa Wyższego oraz polskie towarzystwo ekonomiczne. Oto skrót

dyskusji z udziałem zwolenników idei obowiązkowego udostępniania w internecie zdobyczy polskiej nauki.

u C zestni C y deba ty

elŻBietA mącZyńsKA, prezes polskiego towarzystwa ekonomicznego, profesor sgH i ine pAn

DOminiKA cZerniAWsKA, socjolożka, pracownik interdyscyplinarnego centrum modelowania matematycznego i Komputerowego

Uniwersytetu Warszawskiego AlicJA pAceWicZ,

współzałożycielka i dyrektor ds. programów i wydawnictw centrum edukacji Obywatelskiej

pAWeŁ sZcZęsny, biolog, pracownik instytutu Biochemii i Biofizyki pAn oraz instytutu Biologii eksperymentalnej i Biotechnologii roślin Uniwersytetu Warszawskiego, popularyzator otwartej nauki i edukacji naukowej

(9)

ko posunięte. W Polsce jest to wszystko jeszcze w powijakach. Stoimy przed decyzją, czy nasze zasoby naukowe chcemy udostępnić, czy nie.

Jeżeli się zdecydujemy, będziemy musieli zbu- dować narzędzia, które pozwolą nam realizować otwartą naukę: otwierać laboratoria, udostępniać zgodnie z prawem artykuły, monografie. Także znaleźć równowagę między potrzebami naukow- ców, którzy chcą być opłaceni za swoją pracę, a potrzebami odbiorców, którzy liczą na to, że do zasobów nauki będą mieć swobodny dostęp i innowacyjnie je wykorzystywać, wymyślać nowe idee, tworzyć nową naukę. Otwieranie nauki jest naszym wspólnym narodowym interesem.

Rozwiązania są wskazane w raporcie interdy- scyplinarnego Centrum Modelowania Matema- tycznego i Komputerowego Uniwersytetu War- szawskiego, warto o nich rozmawiać.

Alicja pacewicz:

Zajmuję się edukacją na poziomie podstawo- wym, gimnazjalnym i ponadgimnazjalnym, więc patrzę na to jeszcze z innej perspektywy. Jak bardzo młodym ludziom zależy na otwartych zasobach, można się było przekonać obserwując ostatnie protesty. Oni mają poczucie, że napraw- dę walczą w słusznej sprawie. Walczą o wolność w internecie, choć czasami nie zawsze rozumieją ją dokładnie tak jak my, autorzy różnych publi- kacji, wykonawcy, autorzy piosenek czy twór- cy filmów chcieliby rozumieć. Będzie bardzo trudno ich przekonać, że mają się cofnąć do XX wieku. Bo oni żyją już w innym świecie, mówią innym językiem. Warto też pamiętać, że jak wy- nika z niektórych badań, obecnie około 70 proc.

informacji ważnych dla ich edukacji uczniowie czerpią z internetu, a nie z lekcji.

Skąd biorą te otwarte zasoby? Stąd, że jest na szczęście Wikipedia. Nie wiem, co polska eduka- cja zrobiłaby, gdyby nie było Wikipedii…To ona pozostaje głównym źródłem informacji polskich uczniów o świecie. Niestety, zaraz po niej jest

Ściąga.pl, a na następnych miejscach serwisy, na których można znaleźć „gotowce”, a nawet zamówić za niewielką opłatą napisanie pracy na zadany temat. To jest konsekwencja braku polity- ki państwa w sprawie otwartych zasobów eduka- cyjnych. Gdy państwo się usuwa, wchodzi Ściąga.

pl... Jeżeli chcemy, żeby coś się zmieniło – a naj- wyższy czas, żeby coś się stało – powinny powstać takie instytucje, jak w innych krajach opisywa- nych m.in. w raporcie. W Norwegii działa do- bry edukacyjny portal dla nauczycieli i uczniów, stworzony i finansowany przez państwo. istnieje też publiczna rada, która dba o mądre standary- zowanie zasobów przeznaczonych do umieszcze- nia w internecie. Po pierwsze, dba o standardy techniczne, aby treści dało się odczytywać na różnych nośnikach i w różnych programach, a nie tylko w jednym, określonego producenta. Po dru- gie, jeszcze ważniejsze, wyznacza standardy jako- ści materiałów edukacyjnych.

W Polsce mamy edukacyjny portal Scholaris, który niestety jak dotąd zawodził nasze nadzieje, a poza tym skierowany jest do nauczycieli.

Są tacy, którzy twierdzą, że najlepsze rozwią- zanie to rada odpowiedzialna za standaryzację jakości, formatu technicznego, do określania metadanych. Natomiast resztę lepiej pozostawić wolnemu rynkowi oraz takim instytucjom jak fundacje i stowarzyszenia.

W Norwegii i innych krajach funkcjonują równolegle oba modele i nic nie stoi na prze- szkodzie, żeby w Polsce też tak było. Żeby obok rynku zamkniętych zasobów, dostępnych za pie- niądze po spełnieniu innych warunków, istniała duża publiczna domena otwartych zasobów edukacyjnych. i to takich, jakich potrzebują uczniowie i nauczyciele: budzących ciekawość, łatwo dostępnych, łatwych do wyszukania, nie

„kobył”, nie trzystustronicowych PDF-ów, tylko materiałów modułowych, z których nauczyciel może sobie stworzyć własną układankę procesu nauczania.

paweł szczęsny:

instytut Biochemii i Biofizyki PAN ma otwarty mandat od dwóch lat. Z otwartością, w sensie społecznym, nie ma kłopotu. Naukowcy, kiedy im się wytłumaczyło, na czym polega taki man- dat, że sprowadza się do obowiązku umieszczania w instytucjonalnym repozytorium ich publikacji, zgodzili się na to bez problemów. Poświęcają do- datkowe pół godziny raz na jakiś czas, kiedy nową publikację trzeba umieścić w repozytorium.

Natomiast patrząc na doświadczenia krajów zachodnich, które już niektóre rzeczy mają za sobą, widać, że dalszy proces otwierania nauki rodzi dość duże problemy i za chwilę będziemy je mieli także w Polsce. Na przykład chcielibyśmy mieć publikacje w takiej formie, która umożliwia czytanie tekstu przez komputer. Większość wy- dawców jednak w tym upatruje zagrożenia dla swoich biznesów.

Kolejna sprawa to kwestia danych. Nie za bar- dzo wiadomo, w jaki sposób je licencjonować.

W warstwie technicznej dojdą takie problemy jak: współpraca pomiędzy bazami danych, kon- trola jakości, kontrola wersji. Mnie się wydawało, że udostępnienie dokumentów jest czymś oczy- wistym, ale nawet przykład naszego Ministerstwa Nauki pokazuje, że tak nie jest. Krajowy Program Badań, który został podpisany w ubiegłym roku, został udostępniony jako zeskanowany PDF, co utrudnia szukanie w nim i kopiowanie.

A kolejna sprawa z obszaru, którym ja się zajmuję, czyli nauk biologicznych, może wręcz wywołać podobne protesty, jakie mieliśmy prze- ciwko ACTA. Stanie się to, gdy społeczeństwo się zorientuje, że standardową praktyką w naukach medycznych jest siedzenie na gotowych wyni- kach przez dwa lata, dopiero potem publikowa- nie ich. W 2009 r. przeprowadzono analizę, która nawiasem mówiąc, nie jest otwarta, że przecięt- ny lek mógłby trafić na rynek dwa lata wcześniej.

Jeśli on pojawia się później, z tego powodu umierają ludzie. To już nie jest jakieś tam zabra-

Fot. – archiwum PTE

JUliAn AUleytner, rektor Wyższej

szkoły pedagogicznej towarzystwa Wiedzy powszechnej w Warszawie

AnetA JAnOWsKA, szkoła główna Handlowa micHAŁ

miąsKieWicZ, Departament Analiz strategicznych Kancelarii premiera

BOŻenA BeDnAreK- -micHAlsKA, wicedyrektor Biblioteki Uniwersytetu

mikołaja Kopernika, wykładowca UmK

(10)

nie dostępu do darmowych MP3, tylko to jest bardzo poważna rzecz i w momencie kiedy się społeczeństwo zorientuje, że taka praktyka ma miejsce, będzie żądać bardzo mocnego otwarcia procesu naukowego.

elżbieta mączyńska:

Dotknął Pan niezwykle drażliwego i bardzo de- nerwującego dla ekonomistów – i z pewnością nie tylko – problemu formatu danych udostęp- nianych przez instytucje publiczne. Dla ekono- mistów dostęp do danych to podstawa analiz, badania trendów gospodarczych oraz teoretycz- nych uogólnień na temat zjawisk ekonomicz- nych. Niestety w wielu przypadkach dane liczbowe są publikowane w formacie uniemożli- wiającym ich komputerowe przetwarzanie w ar- kuszach kalkulacyjnych. Dotyczy to np. danych Ministerstwa Finansów. Na stronie internetowej tego Ministerstwa najnowsze dane liczbowe do- tyczące tak ważnej nie tylko dla ekonomistów kwestii, jaką jest budżet państwa – są dostępne jedynie w formacie PDF. Format taki uniemoż- liwia komputerową obróbkę chociażby w naj- prostszym arkuszu kalkulacyjnym np. w Excelu.

Ręczne przepisywanie, wprowadzanie danych do arkuszy kalkulacyjnych jest bardzo praco- i czasochłonne. Oznacza w gruncie rzeczy stratę czasu. Stanowi to poważną barierę analityczną.

Jest to po trosze kpina z potencjalnych użytkow- ników danych, zwłaszcza tych, którzy chcieliby przeprowadzić analizy np. wpływów i wydatków budżetowych w różnych przekrojach. Mówili- śmy o tym w PTE już niejednokrotnie. Niestety bez rezultatu. Nie ma poprawy sytuacji. Prze- ciwnie, następuje wręcz pogorszenie. Ustawa budżetowa, czyli ogromne zasoby liczb, była bo- wiem w przeszłości podawana i w formacie PDF i w Excelu. Obecnie najnowsze dane budżetowe i inne są dostępne wyłącznie w PDF. Dotyczy to też danych prezentowanych na stronach in- ternetowych innych ministerstw oraz instytucji publicznych różnych szczebli. Dlaczego tak się dzieje? Nie wiem.

Dominika czerniawska:

Chciałam powiedzieć kilka słów na temat na- szego raportu i rozwiązań, jakie zaproponowali- śmy. Możemy wyróżnić dwa zasadnicze sposoby organizowania otwartego dostępu: złota droga, czyli otwarte czasopisma, i zielona droga, czyli otwarte repozytoria. Zielona droga, czyli repozy- toria, są prowadzone przez instytucje. Autorzy albo instytucje mogą zamieszczać tam różnego rodzaju treści: artykuły recenzowane, materiały do dyskusji, edukacyjne, dane, raporty z badań, doktoraty i książki. Z kolei złota droga to czaso- pisma otwarte, które nie wymagają od czytelni- ka opłat. Co ważne, chodzi tylko o czasopisma wydawane elektronicznie. Proponujemy, aby w umowach, które podpisują uczeni przy otrzy- mywaniu grantów, zobligować ich do udostęp- niania publikacji powstałych na podstawie tych

grantów w wybranej przez nich formie. To zna- czy, jeśli artykuł został opublikowany w tradycyj- nym papierowym czasopiśmie, powinien zostać od razu, lub po określonym czasie, umieszczony w repozytorium wskazanym przez instytucję.

Ewentualnie artykuł może być też opubliko- wany w złotej drodze, w otwartym dostępie.

Kolejną sprawą są otwarte doktoraty. Większość doktoratów nie jest w tej chwili udostępniana w żadnej formie. Proponujemy, by były opubli- kowane, i jeśli nie są objęte patentem, automa- tycznie udostępnione w repozytorium uczelni.

Złota droga jest najlepsza dla najcenniejszych prac, które przechodzą proces recenzji. Zakłada- my, że jeżeli polskie papierowe czasopisma decy- dowałyby się na przejście do otwartego dostępu, to również zostaną zdigitalizowane, co jest im wręcz histerycznie potrzebne. Obecnie często w żaden sposób nie można dotrzeć ani do arty- kułów, ani nawet do abstraktów. To jest wielka bolączka polskiej nauki. W ramach rozbudowy- wania złotej drogi zaproponowaliśmy uzależnie- nie finansowania czasopism od tego, czy one otworzą się, czy nie. Mamy ponad 600 polskich czasopism dofinansowywanych z budżetu pań- stwa. Ogromna część tych pieniędzy to są pie- niądze, które są przeznaczane na druk i dystry- bucję. Mała część tych czasopism jest dostępna elektronicznie. Racjonalnym, uzasadnionym ekonomicznie rozwiązaniem byłoby rozważenie poniesienia dodatkowych kosztów związanych z procesem digitalizacji przez ministerstwo i rozbudowę infrastruktury. Umożliwiłoby to wykonanie skoku milowego. To byłaby zarazem digitalizacja, otwarcie tych treści i uzależnienie finansowania od dostarczenia jak największej grupie osób tych artykułów. Drugim sposobem wspierania otwartej drogi jest słabsze rozwiąza- nie, mianowicie włączenie do oceny czasopism samej otwartości. Czasopisma, tak jak jednostki naukowe, podlegają ocenie. Od niej zależy fi- nansowane. Jeśli one byłyby otwarte, to znaczy udostępniane na jakiejś licencji umożliwiającej reprodukowanie tych artykułów, dostawałyby za to dodatkowe punkty. Te wszystkie działania muszą zostać wsparte przez działania miękkie:

rekomendacje Ministerstwa Nauki, tworzenie odpowiednich instytucji, wspomaganie wydaw- nictw, uczonych, uczelni w dostosowywaniu

umów, w budowie infrastruktury technicznej, programy szkoleń, wspieranie inicjatyw, które obecnie w Polsce są. Dokładniej omawiamy to w raporcie, więc jeśli państwa coś zainteresowało to odsyłam do niego.

Julian Auleytner:

Wątpię w skuteczność uczelni państwowych w Polsce we wprowadzaniu zasad rozwoju, włącznie z czołowymi uczelniami takimi jak Uniwersytet Warszawski, gdzie pracuję, czy SGH. Mamy zbyt konserwatywne struktury aka- demickie w naszym kraju, które nie są w stanie absorbować tego, co jest postępem technicznym na świecie. Dotyczy to zarówno zarządzania uczelnią, jak i zmian w dydaktyce oraz bada- niach. Od lat obserwuję grę pozorów o naukowe tytuły i ilościową statystykę publikacji.

Dowodem na to właśnie jest raport przygo- towany przez Polskie Towarzystwo Polityki Spo- łecznej, pokazujący, jak daleko idzie wirtualizacja przestrzeni edukacyjnej w kontekście otwierania zasobów wiedzy na świecie. Raport pokazuje, jak szybko nam świat ucieka na poziomie akademic- kim. Jeżeli my nie przyspieszymy strategicznej reformy szkolnictwa od podstawówki po szkol- nictwo wyższe, polska „siła robocza” nie będzie zdolną do konkurowania na światowym rynku pracy. Stawia nas to obecnie w pozycji zdecy- dowanie gorszej aniżeli wiele krajów Azji Połu- dniowo-Wschodniej, a nawet Afryki. Przy okazji zauważam, że choć mamy noblistów, to żaden z nich nie jest „produktem” którejkolwiek uczelni w Polsce. Jak to się dzieje, że Stanford Uniwe- rytet, uczelnia, która powstała w tym samym czasie co Politechnika Warszawska ma nie- kwestionowane pierwsze miejsce w światowym rankingu uczelni i wielu wybitnych noblistów, a o naszych uczelniach jakoś nie słychać?! i tu konkluzja: W Polsce jest konieczny Uniwersytet Otwarty, oparty – wzorem innych krajów – na odrębnym akcie prawnym.

A na razie ustawa o szkolnictwie wyższym we- szła w wersji bez zapisów np. o tym, że profesor powinien mieć obligatoryjny adres e-mailowy.

Wielu profesorów w Polsce nie ma w ogóle adre- sów e-mailowych, a jeżeli mają, to są one obsłu- giwane przez wnuków albo przez małżonki, bo profesorom się nie chce uczyć obsługi kompute-

(11)

ra. Więc jeśli mamy mówić o konkurencyjności polskiej nauki, to mówmy o takich reformach szkolnictwa wyższego, które skonsumują to, co zostało tu powiedziane.

Chcę powiedzieć, że Polska poprzez swoje uczelnie znakomicie marnotrawi pieniądze pu- bliczne na edukację. Wiele publicznych uczelni jest deficytowych na koszt podatnika i nie przepro- wadza wewnętrznej restrukturyzacji. Wiele z nich inwestuje w skorupę budowlaną, a nie w wirtuali- zację nauki. Dzisiaj masowa wirtualizacja nie po- trzebuje skorupy budowlanej i dlatego uważam, że PTE powinno utworzyć zespół ds. społecznej reformy edukacji, edukacji powiedziałbym od zera do stu, bo chodzi o edukację ustawiczną.

elżbieta mączyńska:

Panie profesorze, utwórzmy go razem. Każde- go, kto chciałby współpracować w ramach tego typu zespołu, zapraszam do kontaktu z PTE.

michał miąskiewicz:

Mam pytanie o otwarte doktoraty. Pomysł ten pojawił się w toku prac nad ostatnią nowelizacją ustawy o szkolnictwie wyższym. Oprotestowała go krajowa reprezentacja doktorantów, którzy obawiają się plagiatów. Poza tym, jak coś zosta- nie opublikowane w internecie, to potem już nie będzie można tego opublikować w formie książkowej. To mnie do końca nie przekonało, więc w toku prac nad strategią rozwoju kapitału ludzkiego z zespołem ministra Boniego z po- wrotem wpisaliśmy tę propozycję. W reakcji usłyszeliśmy, że to jest nie do zaakceptowania.

Powiedzmy sobie szczerze, że bardzo duża licz- ba doktoratów jest marna i gdyby to publicznie było widać, to wszyscy autorzy i ci, którzy przyj- mują te prace, musieliby się wstydzić.

Bożena Bednarek-michalska:

Plagiat to jest stały argument naukowców od 10 lat. Otóż internet jest najlepszym sposobem i najlepszą metodą, żeby wyeliminować plagiat, dlatego że wszystko jest transparentne. Narzę-

dzia dzisiaj wszystko mogą: potrafią wyszukać podobny tekst i sprawdzić, czy to cytat, czy plagiat. Autorzy spoza środowiska naukowego, którzy publikują w internecie, np. na blogach, używają takich narzędzi od jakiś siedmiu lat.

Oferuje je też np. Google. To naprawdę jest problem dawno rozwiązany i nie powinniśmy się nim tu zajmować.

Alicja pacewicz:

W edukacji dobrze widać, jak digitalizacja i otwarte zasoby zwiększają przejrzystość procesu edukacyjnego. W tej chwili uczniowie i nauczy- ciele są w stanie bardzo szybko się zorientować, kto napisał jakąś pracę jako pierwszy... Niedawno w szkole im. Batorego w Krakowie nauczycielka zaproponowała uczniom, żeby przy pomocy jed- nego z programów rozpoznających tym razem nie tekst, tylko zdjęcia i grafiki, przejrzeli szkolną prezentację o swoim patronie. i ku zdumieniu wszystkich okazało się, że w tej prezentacji zna- lazły się przynajmniej cztery zdjęcia ukradzione z internetu, bo nieopublikowane na licencji cre- ative commons. Zostały przez uczniów sprawnie wymienione na takie, które są całkowicie legalne i wszyscy byli zachwyceni.

Aneta Janowska:

A co z punktami? Jeśli pracuję na stopień, to do dorobku liczą się prace opublikowane w czasopi- smach, w których dostaję punkty. Jak to wygląda przy uwolnieniu takich materiałów do wolnego dostępu?

Dominika czerniawska:

Nie ma żadnego problemu. Czasopisma na- ukowe, które są elektroniczne, nie muszą być drukowane. Punktów nie przyznaje się w tej chwili za to, że jest papier. Pieniądze się przy- znaje na druk, i to jest problematyczne. Może warto pieniądze przeznaczyć raczej na lepszy zespół redakcyjny czy digitalizację. Jeżeli chodzi o problemy z umowami, które zastrzegają wszel- kie prawa do tekstu wydawnictwu, to jest wynik braku świadomości. W umowie należy zastrzec – tak jak jest w wielu umowach z wydawnic-

twami zagranicznymi – że autor ma prawo do dysponowania wersją zaakceptowaną przez wy- dawnictwo i np. po pół roku może ją umieścić w internecie. Właśnie dlatego przewidzieliśmy te miękkie obszary, szkolenia chociażby z tego, jak takie umowy budować.

paweł szczęsny:

Pozytywnym efektem otwierania nauki będzie wzrost uczestnictwa niefachowców w tworze- niu wiedzy naukowej. Nie wiem, czy państwo wiedzą, w zeszłym roku ukazała się publikacja najmłodszych autorów w historii czasopism na- ukowych, średnia wieku była 8 lat. To były dzie- ci, które prowadziły badania nad zachowaniem pszczół. Wszystkie ich rysunki wykonane nie na komputerze, tylko po prostu ręcznie, ukazały się w recenzowanym czasopiśmie naukowym.

Taką przyszłość dla naszych dzieci szykuje otwieranie nauki.

Alicja pacewicz:

Wrócę do edukacji, chciałam powiedzieć, że nie będzie dobrej edukacji bez otwartych za- sobów. Spośród różnych dobrych rzeczy, które można zrobić dla edukacji w tej chwili, moim zdaniem dobre, otwarte zasoby edukacyjne to jest z ekonomicznego punktu widzenia najbar- dziej efektywny sposób i najbardziej włączający też tych, którzy mają trudny dostęp, bo miesz- kają w miejscach, gdzie nie ma dobrych szkół i nauczycieli. Druga rzecz, to chcę jeszcze raz powiedzieć, że to nie jest czas na spontaniczne działania zwariowanych naukowców i dzienni- karzy. To jest czas na rozwiązania systemowe.

To jest czas na ustawienie przez publiczne wła- dze standardów technologicznych i standardów jakości. Bo zasada wolnych licencji to jest stan- dard nowoczesnego świata.

Bożena Bednarek-michalska:

i rzeczywiście, skoro mamy już analizę, która jest dobrym punktem wyjścia do wprowadzania kon- kretnych zmian, to w imieniu Koalicji Otwartej Edukacji chciałam zadeklarować pomoc. Prak- tyczną pomoc w tym, jak wprowadzać konkretne rozwiązania polityczne, organizacyjne, technicz- ne do tego, żeby otworzyć naukę. Na tym nam najbardziej zależy.

Debata pt. Otwarta nauka” i „otwarta edukacja” jako zjawisko społeczne i problem polityki naukowej zorganizowana w ramach projektu Forum Myśli Strategicznej, dofinansowanego ze środków Narodowego Banku Polskiego.

Więcej: WWW.pte.pl

Opracowanie na podstawie stenogramu debaty w ramach Forum Myśli Strategicznej Iwona Dudzik wypowiedzi autoryzowane Uczestnicy debaty o otwartej nauce, pte, 26 stycznia 2012 r.

(12)

To samo można powiedzieć o perspektywie zakończenia kryzysu globalnego. Rynek, prę- dzej czy później, znajdzie drogę do równo- wagi. Pytanie tylko, jak szybko, jakim kosz- tem i kto za to zapłaci? Świat i rynek nie są sprawiedliwe. Gdy przychodzi do rozliczenia kosztów, niektórzy przerzucają je na innych.

skąd ten kryzys

Mówiliśmy: „bezpieczne jak w banku”. Niko- mu do głowy nie przychodziło, że pieniądz za- niesiony do banku może być zagrożony. W tej chwili ludzie wcale nie są pewni, czy bank jest miejscem bezpiecznym.

Załamało się nasze zaufanie do podstawo- wych instytucji gospodarki rynkowej. To coś nowego. W końcu lat 90. także mieliśmy do czynienia z kryzysem światowej gospodarki, ale nie spowodował on tak głębokich, tak fun- damentalnych zmian jak ten obecny.

Wielkie kryzysy zdarzają się zazwyczaj w momencie wielkich zmian gospodarczych na świecie. Kryzys lat 30. wybuchł w okresie przesuwania się centrum finansowego i go- spodarczego świata z Europy do Stanów Zjed- noczonych Ameryki Północnej.

Obecny kryzys narastał, gdy centrum real- nej gospodarki przenosiło się z USA na Daleki Wschód. Regiony, które do tej pory uważane były za lepiej rozwinięte, zaczynają kuleć i mają tendencję do zadłużania się kosztem tych, któ- re właśnie je wyprzedziły. Przed wojną Europa się zadłużyła kosztem Stanów Zjednoczonych.

Stawiam więc tezę, że gdy zmienia się real- na gospodarka, rynki finansowe tego nie do- strzegają i nie dostosowują się na czas.

Amerykanie żyli ponad stan

Obecne przesuwanie się centrum światowej gospodarki zaczęło się od wielkich nadwy- żek kapitału gromadzących się na Dalekim

W gospodarce nie ma sytuacji bez wyjścia

„W długim okresie wszyscy będziemy martwi”– mawiał John maynard Keynes pytany o prognozy długookresowe.

Witold Orłowski

(13)

Wschodzie. Najpierw w latach 60. i 70. tak się działo w Japonii, z czasem coraz bardziej w Chinach. Rosły gigantycznie dochody na- rodu chińskiego, a jednocześnie naród ten oszczędzał z tego aż połowę.

Na Zachodzie za niesłychanie oszczędne uważa się narody odkładające 25 proc. tego, co zarabiają, z kolei Amerykanie odkładają najwyżej kilka procent.

W wyniku oszczędności Chin na Dalekim Wschodzie gromadziły się wielkie nadwyżki kapitału. Następnie, w formie pożyczek, prze- pływał on tam, gdzie mógł być wykorzystany na konsumpcję, czyli do Stanów Zjednoczonych.

Tak właśnie powstał deficyt obrotów bie- żących Stanów Zjednoczonych. Jeśli Ame- rykanie chcieliby zachować konkurencyjność wobec Dalekiego Wschodu, szczególnie Japo- nii i Chin, już od lat 90. powinni zacząć za- ciskanie pasa. Nie zrobili tego. Dlaczego? Bo tenże Daleki Wschód bez mrugnięcia okiem udzielał im gigantycznego kredytu, a Stany Zjednoczone chętnie żyły na kredyt.

W normalnych czasach powiedzielibyśmy:

jeśli kraj zadłuża się tak jak Stany, to po prostu powinien zbankrutować. Ale żyjemy w świe- cie, w którym finanse są zdominowane przez dolara – dolar jest walutą rozrachunkową na całym świecie i walutą rezerwową. A to ozna- cza, że bankructwo Stanów jest niemożliwe.

Co ciekawe, pierwsza fala kryzysu wpłynęła na gwałtowne obniżenie się w 2007 r. deficytu amerykańskiego, czyli życia ponad stan. Ale już rok później deficyt zaczął rosnąć. W jaki sposób? Bo niestety, kiedy gospodarstwa do- mowe zaciskały pasa, rząd przeciwnie – za- czął go popuszczać, żeby ratować gospodarkę przed recesją. To oznaczało, że faktyczne pro- blemy nie zostały rozwiązane.

Za to sektor finansowy był rozgrzany do czerwoności. Kapitał był tłoczony z regionów, gdzie rosła wydajność pracy, na podtrzymywa- nie dostatniego życia w regionach, które mia- ły wzrost wydajności pracy znacznie słabszy.

Pamiętajmy, że wszystkie aktywa finansowe to jest potencjalny kredyt udzielony komuś, czyli zarobek. (wykres)

Pieniądz wręcz parzył w kieszeni banków, ale jednocześnie bezpieczne sposoby udzielania kredytów właściwie były wykorzystane i w ża- den sposób nie można było gwałtownie zwięk- szyć ich liczby. Zaczęto więc udzielać kredytów ryzykownych, tym gospodarstwom domowym, których na taki kredyt nie było stać.

instytucje bankowe nie są szalone. Skoro ryzyko kredytowe wzrosło, postanowiły zna- leźć kogoś, kto będzie na tyle naiwny, że od- kupi to ryzyko, pod warunkiem przyzwoitego dochodu. Oczywiście, im bardziej ryzykowne oceny, tym bardziej ryzykowne aktywa i wyż- szy dochód, ale pod warunkiem że nie dojdzie

do bankructwa kredytobiorcy. Bo wtedy za- miast zysków mamy katastrofę.

szaleńcza machina poszła w ruch

Tę szaleńczą machinę stworzyły i naoliwiły banki inwestycyjne. Niestety, dopiero ex post widać to wyraźnie.

Najpierw w machinę wciągnięte zostały amerykańskie komercyjne banki hipoteczne.

Banki inwestycyjne powiedziały im: udzielaj- cie nowych kredytów, my je od was odkupi- my wraz z całym ryzykiem, zostawiając wam przyzwoitą marżę. Sami ryzyko odsprzedali dalej. Nastąpiła niewiarygodna eksplozja in- strumentów pochodnych zabezpieczonych dochodem z instrumentów dłużnych od roku 2000 do roku 2008. Na poziomie mikro zda- wano sobie sprawę z ryzyka i starano się go pozbyć. Nikt jednak nie kontrolował tego zja- wiska w skali makro.

Kto bardziej winny

Dzisiaj banki mówią: nie wiedzieliśmy o ry- zyku. Dlaczego więc skonstruowały maszynę do odsprzedawania ryzyka? Do tej pory in- strumenty pochodne pełniły pożyteczną rolę.

Zostały stworzone po to, żeby ktoś, kto się nie zna na ryzyku, rezygnując z części ocze- kiwanego dochodu, odsprzedawał to ryzyko komuś, kto lepiej sobie umie z nim radzić.

Perfidia i hańba polegała na tym, że w tym wypadku banki inwestycyjne odwróciły sy- tuację. Ci, którzy wiedzieli więcej o ryzyku, sprzedawali je tym, którzy wiedzieli mniej.

A to przepis na katastrofę, zwłaszcza że pro- ceder się rozwijał na ogromną skalę.

Kto był tutaj głównym winnym:

banki czy rządy?

Wina banków, zwłaszcza inwestycyjnych, jest ewidentna. Ale Fed obniżający stopy procentowe i drukujący pieniądze wtedy,

kiedy ten proceder się rozwijał, także nie jest bez winy. Prawda jest taka: błędy popełniały i banki, i rządy.

Ale kto jest winny bardziej? Rządy wspiera- ły przecież złe kredyty, nie wprowadzały regu- lacji w celu zwiększenia przejrzystości rynku i lepszego informowania o ryzyku.

Nie rozstrzygając, można powiedzieć, że zawiniły podstawowe wady ludzkiej natury:

lekkomyślność, chciwość, owczy pęd za szyb- kimi zyskami.

Wyjście z sytuacji bez wyjścia

W roku 2008 nastąpiło załamanie rynków fi- nansowych, akcje straciły sporą część wartości, obligacje zwiększyły. Niektóre instrumenty po- chodne straciły część wartości, ale wypuszczono też nowe instrumenty pochodne. Skala rynku finansowego po drobnym wahnięciu w latach 2008 i 2009 nie obniżyła się jednak trwale.

Wręcz odwrotnie, zaczęła na nowo rosnąć – to mniej więcej czterokrotność globalnego pro- duktu, w przypadku krajów rozwiniętych, nawet więcej. Wzrosła przy tym rola np. obligacji rzą- dowych, spadł udział akcji, bo giełdy wciąż są 20 czy 30 proc. poniżej poziomu z roku 2008.

Gospodarka światowa nie ruszy jednak z miejsca tak długo, jak długo dług nie zmniej- szy się w relacji do PKB. Czeka nas więc proces delewarowania. To przeciwieństwo lewarowa- nia, które polegało na wyciskaniu wielokrot- ności aktywów finansowych z ograniczonych dochodów i nikłego kapitału.

Już na pierwszy rzut oka widać, że będzie on trwać długo. Zwłaszcza że pierwsze cztery lata kryzysu zostały stracone.

Ekonomia zna trzy metody delewarowania, czyli zmniejszenia długu. Pierwsza jest szyb- ka i radykalna – masowe bankructwa. Dług oczywiście szybko spada, ale konsekwencją są gigantyczne wstrząsy realnej gospodarki. Tak stało się w latach 30. w Stanach Zjednoczo-

(14)

nych. FEF powiedział: nie będziemy ratować żadnego dłużnika. Jak ktoś był głupi, nieodpo- wiedzialny, to im szybciej zniknie z rynku, tym lepiej. To jednak, okazało się, pociągnęło całą spiralę bankructw, m.in. kilku tysięcy banków amerykańskich i 40 proc. rządów na świecie.

Druga metoda polega na zaciśnięciu pasa przez zadłużonych i powolnym spłacaniem długu. To właśnie proponują Niemcy pozo- stałym krajom strefy euro. Jednak proces ten oprócz tego, że długotrwały, jest zły dla gospo- darki światowej, bo oznacza powolny wzrost i złą koniunkturę. Nie wiadomo też, czy jest wykonalny. Długi są zbyt wielkie, nie wystar- czy, by Grecy oszczędzali, aby mogli je spłacić.

Trzeci sposób spłacania długów to wysoka inflacja, która pożre realną wartość wszystkich długów. Większość długów, w tym obligacje rządowe, nie jest indeksowana do inflacji. To silna pokusa, by zastosować to rozwiązanie.

co nas czeka?

Zapewne doświadczymy kombinacji tych trzech sposobów. Trudno sobie wyobrazić, by obyło się bez bankructw. Zapewne wtedy pojawi się kryzys bankowy, przy czym zadłużonym nadmiernie rzą- dom coraz trudniej będzie radzić sobie z kryzy- sem. Będą próbowały sięgnąć po pieniądze ban- ków centralnych, czyli pożyczkodawców ostatniej instancji, którzy zawsze mają pieniądze, bo je drukują. Chodzi o banki główne tych krajów, któ- re dysponują walutami światowymi i mogą sobie pozwolić na drukowanie pieniędzy. Tak, jak to

robią Amerykanie, zapewne będzie musiał zro- bić Europejski Bank Centralny w obliczu groźby bankructwa np. Włoch. Nie będzie miał wyjścia, będzie musiał skupić włoskie obligacje i wypuścić pieniądz na rynek. A wtedy czeka nas stagflacja.

W tej chwili wciąż nie odczuwamy związku mię- dzy drukowaniem pieniędzy a inflacją, ponieważ te pieniądze nie wypłynęły na rynek. Jednak w ekonomii nie ma cudów. Na rynku prędzej czy później pojawi się 2,5 biliona pustych dolarów, a wtedy stagflacja jest nieunikniona.

Można wtedy je oczywiście ściągać z rynku za cenę 25 proc. stóp procentowych, co dopro- wadziłoby do gwałtowanej recesji. Więc podej- rzewam, że nie da się uniknąć inflacji, chociaż dzisiaj trudno przesądzić, jaką ścieżką do tej inflacji dojdzie. W mojej ocenie – poprzez wzrost cen surowców.

ile to potrwa

Przed nami wiele lat kryzysu. Dokładniej ile?

Jeśli patrzeć na doświadczenia historyczne, jak się kształtował PKB amerykański w czasie wiel- kiego kryzysu w latach 30., to po czterech la- tach spadku miało miejsce odbicie się od dna.

Z kolei w latach 90. w Japonii nie dopusz- czono do bankructw. Nie upadł wprawdzie ża- den wielki bank ani koncern, ale skutkiem tego Japonia od 20 lat tkwi w stagnacji.

W przypadku obecnego kryzysu kusi mnie powiedzieć, że będzie on trwać jeszcze ok.

10 lat, czyli między Japonią a Stanami. Ale nie wykluczam, że może też trwać dłużej.

Kto za to zapłaci

Kto poniesie główny ciężar spłaty długów? W za- leżności od tego, jakiej kombinacji użyjemy, kto inny traci. Jeśli inflacji – straci wierzyciel. Jeśli metody oszczędzania – straci ten, kto się zapo- życzał. Przy bankructwie – tracą obie strony.

Stanom Zjednoczonym dość łatwo było wybrać drogę dodrukowania pieniędzy, czyli inflacji. USA są dłużnikiem Dalekiego Wscho- du i ogromną część swoich problemów tym sposobem wyeksportują.

Natomiast w przypadku strefy euro bardzo trudno jest podjąć decyzję. Na inflacji tracą Niemcy, zyskują Włosi. Na spłacaniu tracą Włosi, zyskują Niemcy. interesy są rozbieżne.

Jakie rozwiązania zostaną przyjęte – nie wia- domo. Ton nadają tu Amerykanie. Czy zatem problem zostanie rozwiązany przez inflację?

Czy inne kraje, np. Chiny, są w stanie w jakiś sposób uniemożliwić Stanom takie proste wy- kręcenie się, przerzucenie na innych kosztów swojego wielkiego zadłużenia? Zobaczymy.

Bezradność państw

Jest jasne, że poza spłaceniem długów trzeba znaleźć również sposoby takiego uporządko- wania rynków finansowych, żeby szybko się ta historia nie powtórzyła.

A na razie, mimo przerażających kosztów kryzysu, brak jakichkolwiek zmian funkcjono- wania rynków finansowych. Dlatego jesteśmy równie daleko od rozwiązania kryzysu, jak byli- śmy cztery lata temu.

poza spłaceniem długów trzeba znaleźć również

sposoby takiego uporządkowania rynków finansowych,

żeby szybko się ta historia nie powtórzyła.

(15)

Niektóre państwa próbowały w tym cza- sie zapewnić stabilność w kraju, przejmując ogromną część złych długów sektora banko- wego. Bez powodzenia. W efekcie w irlandii zamiast plajty banków mamy do czynienia z ryzykiem bankructwa państwa irlandzkiego, które wzięło ciężar ponad swoje siły.

W Stanach Zjednoczonych rząd wspólnie z bankiem centralnym przekazały bankom gigantyczne wsparcie w zamian za to, żeby ze- chciały zmniejszyć swoje długi i zacząć działać normalnie. Banki otrzymane pieniądze zacho- mikowały i wykorzystują w swoim interesie.

W Europie pieniądze, które dostają po to, żeby skupywać obligacje, wpłacają na konta w swoim Europejskim Banku Centralnym.

Również próba wydania wielkich pieniędzy na ożywienie gospodarki w Stanach okazała się nieskuteczna. Stany się zadłużyły, a go- spodarka amerykańska tkwi cały czas w stanie takim, że gdyby teraz rząd ograniczył deficyt, gospodarka może się całkowicie zatrzymać.

Barack Obama proponuje jeszcze rok funk- cjonowania przy wielkim deficycie, aby go- spodarka zaskoczyła. Wszystko wskazuje na to, że tak się nie stanie. Trzeba szukać innych rozwiązań.

Świat wobec kryzysu

Wychodzenia gospodarki światowej z kryzy- su nie ułatwią też zjawiska takie jak: ujemny przyrost naturalny w krajach rozwiniętych i problem Afryki, gdzie krótkookresowy sztucz- ny boom związany głównie z surowcami nie rozwiązał poważnych problemów. Zamiast świetnego rozwoju Afryki możemy mieć do czynienia z katastrofą: masowym głodem i ucieczkami z tego kontynentu.

Jednak z kryzysu nie ma łatwych dróg wyj- ścia. Po upadku cesarstwa rzymskiego odbu- dowa poziomu gospodarczego Europy trwała ponad 500 lat. Tym razem, miejmy nadzieję, nie potrwa to aż tak długo.

Witold Orłowski – profesor i dyrektor Szkoły Biznesu Politechniki Warszawskiej, główny doradca ekonomiczny PricewaterhouseCoopers, członek Rady Gospodarczej przy premierze Donaldzie Tusku.

pl.wikipedia.org/wiki/Witold_Orłowski_

(ekonomista)

Opracowanie Iwona Dudzik na podstawie stenogramu obrad konferencji, która odbyła się w PTE 16 stycznia 2012 r.

nt. „Kryzys globalny XXI wieku. Czy można znaleźć wyjście z sytuacji bez wyjścia ?”

http://www.pte.pl/243_konferencje_cd.html

Cytaty

Powiązane dokumenty

Aby odczytać liczbę minut, można pomnożyć razy 5 liczbę znajdującą się na zegarze, którą wskazuje wskazówka.. Przedstawia się to następująco: 1 na zegarze to 5 minut, 2

Jak twierdzi archeolog Maciej Szyszka z Muzeum Archeologicznego w Gdańsku, który przyczynił się do odkrycia owej piwnicy, pierwotnie budowla ta była jadalnią i kuchnią, w

Poniżej omówione zostaną przede wszystkim odwołania do tekstów istniejących wyłącznie w obrębie świata utworu; nawiązania takie, jak się zdaje, często służą mniej

Przeczytajcie uważnie tekst o naszym znajomym profesorze Planetce i na podstawie podręcznika, Atlasu geograficznego, przewodników, folderów oraz map

Zwolnienie to będzie przysługiwało na okres 1 roku – jeżeli utworzonych zostanie co najmniej 4 nowych miejsc pracy; 2 lat – jeżeli utworzonych zostanie co najmniej 15 nowych

rozluźnienie miednicy otwieranie się szyjki siła grawitacji.

Tick Chart Trader daje mozliwość wykorzystania wykresu tickowego, który to pokazyje każdą zmianę ceny bid oraz ask aktualizując dane tickowe w momencie, gdy nastąpiła zmiana ceny

kwestii pomagania Żydom, coraz silniej podważają ten stereotypowy, zmitologizowany obraz„. Niniejsza książka jest próbą nowego spojrzenia na zagadnienie reakcji