• Nie Znaleziono Wyników

Przegląd Polski 1948, R. 3 nr 10 (28)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przegląd Polski 1948, R. 3 nr 10 (28)"

Copied!
43
0
0

Pełen tekst

(1)

PRZEGLĄD POLSKI

Rok 3 Październik 1948 Nr. 10 (28)

SPIS TREŚCI:

Z A G A D N I E N I A I P E R S P E K T Y W Y :

DWIE STRONT FRONTU ... 1

„TYGRYSÓW“ — Z. N o w a k o w s k i ... 5

ZWYRODNIENIE AMERYKAŃSKIEGO KAPITA­ LIZMU W ŚWIETLE ANALIZY SOWIEC­ K IE J — S. Z. T o m c z a k ... 9

TROCKIŚCI NA USŁUGACH POLITYKI Z. 8. 8. R. — S. R o b e r t ... 16

GŁOSY PRASY POLSKIEJ I OBCEJ ... 21

P R Z E G L Ą D Y : PRZEGLĄD POLITYCZNY ... 31

PRZEGLĄD GOSPODARCZY ... 48

PRZEGLĄD KULTURALNY ... 49

PRZEGLĄD NAUKOWY ... 51

F A K T Y , O P I N I E I K O M E N T A R Z E : FAKTY I KOMENTARZE ... 53

CYFRY ... 59

HISTORIE Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA ... 60

P O L S K A D N I A D Z I S I E J S Z E G O : LIST MIN. TARNOWSKIEGO ... 61

KRAJ ... 65

WYCHODŹSTWO ... 69

R E C E N Z J E K S I Ą Ż E K : K. BRANDYS - CORDELL HULL — G. CROW- THER ... 72

D O K U M E N T Y : NOTA MOCARSTW ZACHODNICH DO RADY BEZ­ PIECZEŃSTWA ... 79

r

NAKŁADEM: CONTEMPORARY LIFE AND CULTURE, LTD

(2)

NOTATKI BIBLIOGRAFICZN E

O K S IĄ Ż K A C H P O L S K IC H I O P O L S C E

( W ydanyck poza granicami Kraju) B regm an , A leksand er. Dzieje

pustego fotela. K on feren cja w San F ran cisco i sprawa pol­

ska. Str. 220. W ydawnictw o P olish Press A g e n cy Świat- pol, L td. L ondon, 1948. Cena 8/6.

B zow ski, K on stanty. Geografia.

Podręcznik na III klasę g im ­ n azjaln ą. Str. 229, 1 nlb. (fo- to rep l.). Zrzeszenie P rofeso­

rów i D ocentów w W ielkiej B rytanii. L ondyn, 1946.

C h urch ill, W inston S. The Si­

news of Peace. Post-W ar Speeches. Edited by R andolph S. C h urch ill. Str. 256. C a s­

sell & Co. L td . London, 1948.

C ena 16/ — .

C ross, Sam uel H azzard, Slavic Civilization through the Ages.

E dited with a foreword by L e ­ onid I. S trakh ovsky. Str. V I, 195. H arvard U n iversity P ress.

London, C u nm erledge. Cena 20s.

D ah leru s, B irg er. The Last At­

tempt. Introduction by the R t. Hon. Sir Norm an B irkett.

T ra n sla ted from the Sw edish by A lexan d ra D ick . Str. 134.

H utchinson & C o. London, b.

d. C ena 8/6.

D vorn ik, F . The Kiev State and its Relations with Western Europe. T ran sactio n s of the R oyal H istorical Society. 4th Series, X X I X , 1947.

D yn ow ska, W anda (o p r.). Indie

w walce o wolnoćć. Str. 47.

B ib lioteka P o lsko -In d yjska, b.

m ., 1947. C ena 2/6.

Dziewiąty pułk Ułanów Małopol­

skich. Z ilu stracjam i. Str.

81. E d in b u rg h , 1947.

E ndzelin, J. (E n d zelin s), Le- vads bałtu filolo'ia (W stęp do do filo lo g ii b a łty c k ie j). Str.

78. (Ł otew ski Państw ow y U n i­

w ersytet). R y g a , 1945-

F lak , V olodim ir, le Père. Le martyre de l'Eglise Grecque- Uniate en Pologne occupée.

T rad u it en arabe par Hai-ben- Y aw d han . (W jęz. a rab sk im ).

Str. n lb. 43. P u blié au frais de la Com m unauté Grecque- U niate Polon aise au L ib a n . B.

m ., 1947.

F ranz, Leonard. Falsche Sla- wengôtter. W yd. 2. Str. 81, 1 n lb ., tabl. 14. Brno-M ona- chium — W iedeń, 1943.

H abe, H ans. Aftermath. Str.

328. G . H arrap & C o. L o n ­ don. C ena 10/6.

H orwath, Edw ard. O Kazimie­

rzu Pułaskim. Str. 52. N akł.

i druk „ K ro n ik i S e ra fic k ie j“ . D etroit.

Jaw irski, A dam . Ustalenie I zastosowanie częstotliwości pierwszej litery nazwisk pol­

skich. (T h e F requency of the F irst L etter in the P olish Su r­

n am es). (Som e P ra ctica l A p ­ p licatio n s). Str. 8, 7 k. n ib ., (p ow iel.). B . w. L ondyn, 1948.

L in gen s-R ein er, E lla. Prisoners of Fear. With an Introdu c­

tion by A rturo B area. Str.

X III, 195. V icto r G ollancz L td. London. C ena 7/6.

Literatura a polityka. Wolne o- pinie. (P raca zbiorow a). Str.

56, i nib. N akładem Stow a­

rzyszenia P isarzy P olskich . Skł. G ł. „ V is t u la “ L td ., L o n ­ don, 1948. C ena 2/6.

M alak, H enryk, X . „Klechy“

w obozach śmierci. Str. 168.

W yd. X . Ig n a cy R absztyn.

Sch w abisch Gm uend.

M alec, St. i W erner, W. Fizyka dla III klasy gimnazjalnej.

Str. 184 (fotorep l.). Zrzesze­

nie Profesorów i D ocentów w W ielkiej B rytan ii. L ondyn,

1946.

(Ciąg dalszy na str. 3 okładki)

PRZEGLĄD P O L S K I

c

Rok 3 L O N D Y N , P A Ź D Z I E R N IK 1948 Nr. 10 (28)

DW IE STRONY FRONTU

Od d łu g ieg o czasu na łam ach

„ P rz e g lą d u P o ls k ie g o “ pow ta­

rzam y przy różnych okazjach k il­

k a twierdzeń, które z pun ktu w i­

dzenia prawdziw ej p olskiej ra cji stanu i tak tyk i, ja k iej naród p olski m usi w tych trudnych cza­

sach używ ać, w yd ają się n ajw aż­

niejsze.

Pierw sze z tych twierdzeń do­

tyczy sposobu zachow ania się społeczeństw a p o lsk iego w przy­

szłych zm agan iach pom iędzy W schodem i Zachodem . Pow ta­

rzam y z całym naciskiem , że w interesie sam ego narodu pol­

skieg o , ale również i w interesie o góln ym , leży, aby w ew entual­

nej przyszłej w ojnie społeczeń­

stwo p olskie nie poryw ało się na organizow anie m asow ych ruchów podziem nych i ponoszenie m i­

lionow ych strat.

Zdarzenia, które przeżyw am y, nie odrębnym i zjaw iskam i izolow anym i w czasie, ale — p oczyn ając od początku b ieżące­

g o stulecia, od pierw szej w ojny światowej — stanow ią jedno zja­

w isko w alki o uratow anie typu podstaw cyw ilizacyjn ych . W tej w ielkiej cyklicznej rozprawie w szyscy, którym o ten ratunek chodzi, m uszą brać udział i zło­

żyć sw oją część ofiary. P o lska w d ru giej fazie zm agań, w okre­

sie w ojny z hitleryzm em sw oją część daniny złożyła, i to zło­

żyła obficie i z nadm iarem . N ie P R Z E G L Ą D P O L S K I

podzielam y zdania „ re a lis ty c z ­ n y c h “ krytyk ów , którzy potępia­

ją bohaterskie czyny Polaków w czasie d ru giej w ojny św iatow ej, jak o bezcelow e przelew anie krw i.

K ry ty k u ją c liczne błędy kierow ­ nictw a co do skali i ch ronologii działań w tym okresie, stw ierdza­

my J e d n a k celow ość i kon iecz­

ność polskiej w alki i o fiary prze­

ciw zaborcy niem ieckiem u w dru­

g ie j w ojnie św iatow ej.

R ów nocześnie należy dobrze uśw iadam iać sobie, że w w ielkie zm agan ia m uszą być w ciąg n ięte różne siły, różne n arody, i że po­

szczególne ich fazy w ym ag ają różnych środków oraz m etod.

W tej chw ili, przy zbliżaniu się trzeciej w ojn y światowej (nie w chodzim y w to tu taj, kiedy ona w ybuchnie) skala zdarzeń, rozwój środków o ku p acyjn ych i eksterm in acyjn ych tak się zw ielokrotniły, że m etody w alki z w ojen poprzednich, a przede w szystkim ruch podziem ny typu p o lsk iego — nie może w ażyć na w yn iku zm agań.

*

D ru g ie tw ierdzenie, które w ie­

lokrotnie w prow adzaliśm y na ła ­ m y n aszego pism a, dotyczy ko ­ nieczności zachow ania w ielkiego opanow ania i p ow ściągliw o ści w stosu nku do głoszon ych przez poszczególne ryw alizu jące obo­

zy haseł. Z n ajdą się czynn iki, 1

(3)

tym czynnikiem będzie przede w szystkim R o sja sow iecka, które będą się starały porw ać naród polski w ielkim i hasłam i i n ak ło ­ nić go do w alki po sw ojej stro­

nie. G dy się czyta prasę, w y­

chodzącą w Polsce, w idać do­

skonale, ja k zarząd zający nią kom u niści starają się rozognić w yobraźnię polską hasłam i spra­

w iedliw ości społecznej i niena­

w iścią do w yzyskiw aczy k ap itali­

styczn ych . A k c ja ta m a na celu p rzygotow anie psych iki polskiej na czas nadchodzącej w ojn y. Żoł­

nierz p olski jest bitny i ofiarny, g d y wierzy w słuszność spraw y, o którą w alczy. K om un iści w P olsce czynią olbrzym ie w ysiłki, aby przekonać P olaków o tym , że — bez w zględ u na to, jak ą jest tym czasow a rzeczyw istość — zasadnicze tezy kom unizm u w spraw ach społecznych są słu sz­

ne i spraw iedliw e.

N ie trzeba w ielu słów na to, aby udowodnić, ja k te tw ier­

dzenia są kłam liw e. Przecież słuszność założeń udow adnia rze­

czyw istość na ich zasadzie tw o­

rzona. A ja k w yg ląd a ta rze­

czyw istość w sam ej R o sji po trzydziestu latach ? Jak się u k ła ­ d ają stosu nki w P olsce pod rzą­

dami kom unistów ? C zy g d yb y h a sła kom u nistyczne b y ły słu sz­

ne, byłoby tyle cierpienia i nę­

dzy w szędzie tam , gd zie kom u­

nizm zapanuje?

K om u n iści zresztą w swoim n ieogran iczon ym cynizm ie i tu ­ pecie cią g le d ostarczają now ych dowodów na tem at błęd ności i zbrodniczości sw ojej doktryny.

P rzytoczym y dwa ostatnie:

N iem al rów nocześnie z h a łaśli­

w ym kon gresem in telektu alistów we W rocław iu, na którym p a­

dały h asła o w olności, pokoju i nieskrępow anym w ysiłk u twór­

czym — m iały m iejsce w ielkie aresztow ania w śród d ziennika­

rzy i p isarzy katolickich w P o l­

sce, którzy doznali represji za w ypow iadanie (w jakże oględnej form ie) swoich już nawet nie po- 2

lityczn ych ale tylko re lig ijn yc h p o g lą d ó w ! K om uniści sądzą, że naród p olski tego nie widzi, że nie d o strzeg ają tego zesta­

wienia frazesu z rzeczyw istością zaczadzone do niedaw na m asy w innych, jeszcze w olnych naro­

dach !

W jednym i tym sam ym dniu doszedł do L on d yn u num er „ S ło ­ wa P o ls k ie g o “ z W rocław ia z ar­

tykułem w zyw ającym pod w znio­

słym i p atriotycznym i zaklęciam i P olaków pozostających na za­

chodzie do powrotu, oraz w ia­

dom ości o m asow ych aresztow a­

niach w Polsce, m iędzy innym i wśród żołnierzy polskich , którzy z zachodu w r ó c ili! T łu m acząc na b ru taln y język kom u nistycz­

nej praw dy, to charakterystyczn e zestaw ienie m ówi: — w racajcie czym prędzej z krajów w olności do P o lski, bo nam tam p rzeszka­

dzacie, za d łu g ie m acie języki i za dużo o nas w iecie, m y tu was p otrafim y uspokoić, aresz­

tu jąc w im ię p iękn ych haseł spraw iedliw ości społecznej, w ol­

ności i pokoju.

*

Zadaniem społeczeństw a pol­

skiego jest zachowanie ab solu t­

nej obojętności wobec tych za­

b iegów sow ieckich dla p o zyska­

nia pom ocy polskiej w sow iec­

kich aw anturach w ojennych. F i­

zycznie Polacy z k raju nie m ogą być po żadnej stronie, p sych icz­

nie m uszą być po stronie Zacho­

du. Oznacza to, że w zb liżają­

cej się w ojnie społeczeństw o pol­

skie w k raju będzie w alczyło za­

chowaniem w łaściw ej (mimo w ielkich trudności) postaw y, ja k w poprzedniej w ojnie w alczyło ruchem podziem nym . Społeczeń­

stwo polskie w k ra ju w alczyć bronią po żadnej stronie nie m o­

że: po stronie sow ieckiej dlate­

g o , że jest to strona zag ład y c y ­ w ilizacji, po stronie zachodniej dlatego, że jest to — wobec no­

w oczesnych metod eksterm ina- P R Z E G L Ą D P O L S K I

cyjn ych — fizycznie niem ożli we.

*

Inne tw ierdzenie, które tu n ie­

jednokrotnie w yrażaliśm y doty­

czyło konieczności opowiedzenia się każdego P olaka po stronie Zachodu. N a to proste i oczy­

w iste twierdzene zryw ały się i zryw ają z łam ów prasy kom u ni­

stycznej w P olsce oskarżenia i jerem iad y, pow ołujące się na okrucieństw a kapitalizm u, na zbrodniczość planu M arshalla, na lyncze m urzynów w A m eryce, na w iarołom ność głów nych państw obozu cyw ilizacji zachod­

n iej. Jakto, po stronie takiej ohydy, takiej rozkładającej się niezdarności P o lacy m ają się o- powiadać, po takiej stronie w al­

czyć ?

^ Sprawa jest prosta i jasn a.

K o m p liku ją i zam azują ją kom u­

n iści dla swoich podstępnych ce­

lów p ropagan dow ych . P olacy i inne liczebnie średnie i małe narody św iata opow iadają się w nadchodzącej rozgryw ce po za­

chodniej stronie frontu nie dla­

tego, że tu tryu m fu je (jakże nie­

zupełnie !) kapitalizm , że w Sta­

nach m ordują m urzynów, a W.

B rytan ia i A m eryka łam ią przy­

rzeczenia, g d y im egoizm tak każe. A le opow iadają się po tej stronie d latego, że z istn ie ją ­ cych dwóch w ielkich obozów po tej stronie podstaw a jest w łaści­

wa i jedyn ie gw a ra n tu ją ca w y j­

ście z katastrofy. T ą podstaw ą jest chrześcijań stw o. N iew ątp li­

wie bardzo zepchnięte ju ż przez przerost egoizm ów , bardzo zwiot­

czałe, ale przecież uznaw ane i m ogące się stać punktem w y j­

ścia do odnowy w przyszłości.

A po tam tej stronie jest tylko zagład a i rozpacz.

D la teg o Polacy będą w przy­

szłej rozgryw ce w alczyli po tej stronie.

Poruszam y d ru gi raz pod rząd w naszym artykule w stępnym m otyw nadchodzącej w ojny. Nie P R Z E G L Ą D P O L S K I

d latego, ab yśm y rozm iłowani b y ­ li w tym okrutnym tem acie, ale d latego, że zm usza nas do tego potrzeba. R o sja sow iecka pro­

wadzi tak niebezpieczną g rę, ty ­ le zbiera m ateriału p aln eg o, że w yw ołać może każdej chw ili za­

w ieruchę. W obec tej tragicznej zabawy krw aw ych szaleńców m o­

że nie od rzeczy jest przypom ­ nieć zasadnicze prawdy polskie na okres n ad cią g a jące j burzy.

NOWA FAZA T E R R O R U . G dy się zapowiadało w prasie e m ig ra ­ cyjnej dalsze sow ietyzowanie P o l­

ski i stopniowe n asilan ie terroru, d ygn itarze reżim owi m iotali się w patetycznym oburzeniu: to szczu­

cie i podżeganie. N iestety obra­

zy zapowiedzi b yły jeszcze za słabe. O kazuje się, że czystka w P P R była hasłem rozpętania się w całym k raju okrutnego ter­

roru. M im o spętania p rasy za­

jad łą cenzurą, a korespondentów zagranicznych nieustanną in w i­

g ila c ją , od kilk u tygod n i bezu­

stannie n ap ływ ają w iadom ości o olbrzym ich aresztow aniach w Polsce.

A resztow ania uderzają we w szystkie środow iska. R esztki działaczy so cjalistyczn ych , którzy naiw nie łudzili się, że jest m o­

żliw a w spółpraca z kom unizm em , w ykańczane są przy akom pania­

m encie obrzydliw ych kajań się C yran kiew icza. W ielkie aresz­

towania przeprowadzono w t. zw.

w ojsku „ p o ls k im “ , w yłap u jąc sam odzielniejsze elem enty i .żoł­

nierzy, którzy powrócili z zacho­

du. A resztow ania nie om inęły nawet m ilicji. N ajciężej do­

świadczone zostało sam o społe­

czeństwo polskie. N ie ma za­

wodu, który by nie był trzebiony aresztow aniam i. N ie bacząc na swoje poprzednie założenia k a ­ m uflażu, bezpieka urządza ła ­ panki w b iały dzień na ulicach, ja k za czasów niem ieckich. R oz­

chodzą się p o g ło ski o m asowym wyw ożeniu w ięźniów z niezliczo­

nych więzień bezpieki w g łąb Ro- 3

(4)

sji, lub w prost o m ordowaniu tych więźniów.

N ajbard ziej zafascynow ani pro­

p agan d ą sow iecką ludzie na za­

chodzie tracą złudzenia: w kra­

jach zagarniętych przez Sow iety nie „d e m o k ra c ja “ pan u je, ale mord.

P R O W O K A C JE K O M U N I S T Y ­ CZNE. Od kilk u tygo d n i narzę­

dzia p ropagan dy kom unistycznej ro zg ła sza ją w Polsce i po świecie o coraz liczn iejszych w ypadkach m ordowana przez reakcyjn e i wro­

g ie dem okracji ludowej czynniki w ybitnych działaczy kom u ni­

stycznych. Z o głaszan ych na ten tem at kom unikatów urzędowych m ożna by w nioskow ać, że na te­

renie P o lsk i d ziałają niew iado­

mo jak ie oddziały podziem ne, które m ordują niew innych kom u­

nistów .

Praw da jest inna. K om uniści p rzystąpili do now ych aktów ter­

rorystycznych przeciw ko społe­

czeństw u polskiem u . Potrzeba im pretekstów i pozorów o słan ia­

jących dla prop agan d y wew nętrz­

nej i zwłaszcza zag ran iczn ej.

W ięc o rg an izu ją oni owe zam a­

chy na kom unistów ze strony rzekom ych oddziałów leśnych i reakcyjn ych elem entów w społe­

czeństw ie p olskim . N ie należy się dawać łapać na znane so­

w ieckie tricki. T e zbrodnie są w ykonyw ane rękam i sam ych ko ­ m unistów .

S F O R M U Ł O W A N IE , K T Ó R E BUDZI Z A S T R Z E Ż E N IA . P ro ­ p ag an d a kom u nistyczn a, jeśli

tylko może, p o słu g u je się w ce­

lach d yskrym in acyjn ych z n a j­

w iększą p asją fak tam i, które istotnie w ym ag ają sprzeciw u.

D o faktów takich n ależy postę­

powanie o ku p acyjn ych władz z zachodnich N iem iec w stosu nku do u spraw iedliw ian ia i uw aln ia­

nia w ybitnych hitlerowców . O statnio w prasie w ychodzą­

cej w P olsce m ożna było prze­

czytać fragm en t uzasadnienia u- w aln iająceg o w yroku T ry b u n a łu D en a cy fik a cy jn e g o w stosu nku do któ rego ś ze znanych pisarzy h itlerow skich. U zasadnienie m ó­

wi, że wprawdzie b ył on istotnie hitlerow cem , istotnie podburzał i g ło sił antyhum anistyczne h a­

sła, ale „ S ą d u w zględ n ił h isto ­ ryczny fak t, że artyści nie będąc politykam i, reprezentują zwykle po gląd y swoich m ecenasów “ .

Przeciw ko takiem u sform uło­

w aniu m usi pow stać zasadniczy protest. Protest podw ójny. Raz d latego, że takie argu m en ty nie m ogą absolutnie uspraw iedliw iać zbrodniczej działalności. Powtó- re ponieważ nie taka jest rola pisarza, rola n ajem nika w słu ż­

bie politycznego pracodaw cy.

K ażd y pisarz z praw dziw ego zda­

rzenia m usi przeciw tem u sfo r­

m ułow aniu protestować zasadni­

czo.

T y lk o , czy do protestu powo­

łani są także i kom uniści ? P rze­

cież oni aku rat w ten sam spo­

sób p ojm u ją rolę pisarza, w yko­

naw cy „zam ó w ien ia społeczne­

g o “ , czyli po prostu rozkazu par­

tii kom u nistycznej ?

,,Ż yjem y nie tylko w państw ie, ale i w zespole państw , a istn ien ie Zw iązku Sow ieckiego obok państw im peria listy cz­

nych p rzez d łuższy okres czasu — je s t n ie do pom yślenia.

Jedno lub drugie m u si w końcu zatrium fow ać. Jed nak zanim ten koniec nad ejdzie, serio.i straszliw ych sta rć m iędzy Z w ią z­

kiem Sow ieckim a państw am i burżuazyjnym i je s t nieu n ik­

niona.“

Lenin w przemówieniu na VIII-mym Kongresie Partii Komunistycznej w Związku Sowieckim.

4 P R Z E G L Ą D P O L S K I

Zygm unt Nowakowski

„ T Y G R Y S Ó W ”

W nocy z dnia 31 października na 1 listopada 1918 r. ludność Lwowa zerwała się do obrony miasta przed oderwaniem go od Polski. W jesieni roku bieżącego mija 30 lat od owej chwili. Upamiętniamy rocznicę bohaterskiej „Obrony Lwowa“ artykułem Zygmunta Nowakowskiego, który wymownym słowem podkreśla jedną z zasadniczych prawd polskich, że bez naszych ziem wschodnich nie może być wolnej, silnej i niepodle­

głej Polski.

T em u lat w iele, bo niem al sto, Lw ów zwano „ T y g r y s o w e m “ . Zw olennicy u g od y z rządem za­

borczym dali to m iano ironiczne m iastu , które od wieków odrzu­

ca w szelką ugodę, i nie chce stać przy żadnym obcym panu.

N iezam ierzona pochw ała i nieza­

m ierzona prawda k rysta lizu ją się w tym przydom ku, który jest ja ­ ko hom erycki „ep ith eto n or- nans“ L w ow a. S zyd erstw o , lo­

jalistó w przeobraziło się w trzeci, n ajw yższy stopień porów nania, oddając za pom ocą su p erlaty­

wu prężność i drapieżność i sza­

leńczą determ inację L w ow a. N a ryn ku bronią ratusza kam ienne, barokow e lw y. U ro g atek, u ły ­ czakow skiej i klep arow skiej, u żółkiew skiej i jan o w sk iej, i ja k się tam jeszcze zwą te chronicz­

ne przyczółki m ostowe, czuw a, go tow y zawsze do skoku ty g ry s.

N ajb ard ziej ze w szystkich m iast polskich rozśpiew any, n a j­

bardziej m u zykalny, prawdziwe źródło pieśni i p iosenki, Lw ów , ma w sobie ja k ą ś przyrodzoną dzikość, ja k iś pierw otny a ofen­

syw ny in styn kt sam ozachow aw ­ czy, ja k iś na pozór ślepy a w istocie jasn ow id zący zryw n ie­

pojętej en ergii, która tryska b e n g alskim ogn iem , g d y m ia­

stu sam em u i Polsce gro zi nie­

bezpieczeństw o. Pieśń czy pio­

senka lw ow ska przeradza się w potężny ryk. U śm iech Lw ow a zasty g a , zam arza w jak im ś sk u r­

czu szczęk, ale ten skurcz trwa krótko, i n atych m iast w idzim y

zęby, potężne, ostre k ły . I może dlatego o Lw ow ie nie m yślim y n ig d y z rozrzew nieniem , jeg o pam ięć nie rozkleja nas, bo Lwów nie należy do królestw a liryki narodowej ale jest persona dram atis. Jest „je d n y m zbioro­

wym żołnierzem , dobrym żołnie­

rzem “ , ja k powiedziano, gd y herb m iasta otrzym ał nową o- zdobę w p ostaci k r z y ż a V ir tu ti M ilita ri.

„ T y g r y s ó w “ . . . M yśląc o Lw ow ie, idziem y do g ó ry , stro­

mą d rog ą, by stanąć tam , gd zie przed w iekam i wybudowano twierdzę, podobną kształtem do

„m u zyczn ej lu tn i“ . Jesteśm y ju ż na W ysokim Zam ku, dotyka­

my strun tej lutni, i m iasto, roz­

łożone harm onijnie, ja k R zym , na p ag ó rkach , śpiew a swą pieśń.

Lecz n a g le, za sprawą dziwnej ja k iejś podniety, w yobrażenia m uzyczne u stęp u ją m iejsca in ­ nym . M iasto, płynące w dole, w yd aje się nam być g ib k im , po­

tężnym ciałem ja k ie g o ś prze­

p iękn ego stworzenia, którego kłębiące się m ięśnie świadczą o sile zaczepnej i n ieu stęp liw ej.

Złote jest ciało pod zachód słoń­

ca, a pasy ulic cią g n ą się ja k p ręg i, u w ypu klając g rę m usku- łów . T o sprężona en ergia po­

ten cjaln a.

D zieci tego m iasta są pierw ­ szym i dziećm i P o lsk i. N oszą m iano „ o r lą t “ , a przecież, g d y widziało się te dzieci przed laty dziew ięciu, we w rześniu 1939 r., ja k w yryw ały p łyty betonowe z P R Z E G L Ą D P O L S K I 5

(5)

bruku, b u d u jąc barykad y, g d y się je w idziało, ja k szły z flasz­

kam i benzyny na czo łg i nie­

m ieckie, narzu cała się m yśli na­

szej świadom ość, że nazwa „ T y ­ g ry só w “ stanowi nie tylko epi­

tet zdobiący, ale jest także epi­

tetem najbardziej stosow nym dla tego m iasta nad m iastam i.

W szelako dzisiaj przypom ina­

m y sobie rzeczy daw niejsze n ie­

co a żywe zawsze, w yn ikające z ducha L w ow a. G enius loci tego m iasta to ofensyw a. O bro­

na Lw ow a sprzed lat trzydzie­

stu, przełom nocy z 31 paździer­

n ika na 1 listopada 1918 r. jest chw ilą, g d y na rog atkach i w centrum , we w szystkich ulicach, na w szystkich olacach , zbudził się ty g ry s. Jak ranny zwierz podryw a się m iasto, i zam iast o obronie tylko m yśleć, przeprow a­

dza atak.

P o lska ma za sobą w szystk ie­

g o zaledwie k ilk a tygo d n i k ru ­ chej, w ątp liw ej, raczku jącej do­

piero niep od ległości. M a przed sobą zmory plebiscytów , pożogę w ojny bolszew ickiej, ma nieokre­

ślone gran ice, ma dookoła sie­

bie nieufność i otwartą w rogość w szystkich sąsiadów a conajw y- żej neutralność nieżyczliw ą E u ­ ropy i świata. P o lska jest n a­

prawdę in statu nascend i. K ra ­ ków strącił sztandar au striacki na bruk przed m iesiącem , W ar­

szawa jest w olna od dni dw u­

dziestu, Poznań jeszcze w ręce n iem ieckiej, którą Wilno zrzuci z siebie dopiero w początkach stycznia 1919 r. Śląsk cieszyń ­ ski bardziej niż niepew ny. N a P olesiu trw ają utarczki z bol­

szew ikam i, Czesi g o tu ją inw azję.

Są to dni straszliw ej próby, w c ią g u których rodzi się m yśl sza­

lona, by pow iększyć zam iesza­

nie i od chorągw i państwow ej odedrzeć tę część, która jest bia­

ła, a zostawić tylko część czer­

woną. Lw ów m yśli w tej g o d zi­

nie tylko kateg oriam i sztandaru biało-czerw onego. I tego sztan­

daru zedrzeć nie da. N iko m u !

T em u lat trzydzieści czas w y­

pełniony b y ł po b rzegi zdarzenia­

m i, od których p ękała każda m i­

nuta. M ożnaby przeżyciem m i­

nut w ypełnić kiedyindziej w ieki całe. Lw ów nie pozw ala sobie na reflek sje, nie puszcza wodzy zw ątpieniu w postaci m onologu

„ B y ć albo nie b y ć “ . Lwów chce być. Obrona to akt w oli, k tó ­ ry dla obserw u jących zdaleka jest pełen n ajw yższego patosu, podczas g d y w oczach i w sa- m owiedzy każd ego L w ow iaka, każdego dziecka lw ow skiego, ta obrona jest niczym innym , ja k tylko naturalną, przyrodzoną re­

a k cją. Lw ów m usi w alczyć, bo inaczej nie byłb y Lw ow em . I ta je g o w alka nie może o g ran iczyć się do defen syw y sam ej, ona przez cały straszliw y „ r u s k i m ie­

s ią c “ jest ofen syw ą, jest w ciele­

niem ofensyw y.

T a w alka w rog atkach czy w centrum , nie jest p artykularn ym sporem z U kraińcam i. W g rę wchodzi w ielka rzecz, bo pań ­ stwo. Lw ów tę g rę m usi w y­

g ra ć , choć jest sam , zupełnie sam , przez d łu gich dni dw adzie­

ścia, choć jest niem al sam przez dni dalsze a równie d łu g ie. P a ­ tos? N a P la cu W ystaw ow ym jest panoram a racław ick a, ale całe m iasto w owych ostatnich m iesiącach 1918 r. przedstaw ia się ja k nieporów nanie w iększa panoram a w ruchu, w gorączce, w n apięciu w szystkich m ięśni.

We Lw ow ie stw orzył G ro tgier swą „W o jn ę “ , szarą, posępną i sm utną, ale w ojna listopada i gru d n ia 1918 r. jest w ojną pełną g w aru , śm iechu, przede w szyst­

kim pieśni, która rodzi się na skrw aw ionym b ru ku w tem pie zaw rotnym . T o w ojna z akom ­ paniam entem n ieustannym p ie­

śni. Stopy b ieg n ących ulicam i dzieci skand u ją nie heksam etr epiczny ale rytm krótki, rw any, zuchw ały, hardy.

W siedm iom ilow ych butach zm ierza do nas ze w szystkich stron zagład a. Państw o w skrze­

6 P R Z E G L Ą D P O L S K I

szone w yd aje się być bańką m y­

dlaną, którą zdm uchnie lada po­

wiew. K lę sk a w O grodzie Poje- zuickim czy w P a rk u S tryjskim czy wT okolicach poczty czy na jak im ko lw iek innym odcinku Lw ow a może m ieć katastrofaln e, wręcz nie dające się obliczyć sku tki dla całości państw a. D la ­ tego dzieci w alczą o każdą u li­

cę, o każdą cegłę. Bo każda u li­

ca, każdy kam ień, każda ce g ła Lw ow a są w tej nie kaw ałkiem P olski ale P o lską całą. Lecz p rzem aw iający tak potężnie do naszej w yobraźni patos obrony Lw ow a zdaje się być ja k b y n ad ­ budów ką, ja k b y apokryfem . G d yby w trakcie sam ej a k cji jej u czestn ik, człow iek dorosły, sta­

ry czy dziecko, u słyszał, że w obronie Lw ow a w yraża się boha­

terstw o, odpowiedzią byłby za­

pewne śm iech szeroki, swobod­

ny a g ło śn y, choć przecie W yso­

ki Zam ek jest w 1918 r. Jasną G órą, a każdy uczestnik w alki ma w sobie rezolucję K ord ec­

kiego .

W godzinie n ajczarn iejszej po­

topu, przed trzem a w iekam i, pa­

dły we Lw ow ie słowa ślubów królew skich , które uskrzyd lił W ysp iań ski, transp onu jąc je na w iersz:

„ Panienko T y nasza m iłościw al daj nam tę m iłość bratnią, niech dumy w nas nie będzie

■p łochej, niech poczujem y się rów ni przed glorią T w oją;

daj nam tę wolę, byśmy wolność nieśli do chat km iecych.

N iech a j n a jlich szy rolnik będzie w olny przez w olę własną i niech serdecznym goreje

płom ieniem ku Tobie, P a n n o l

T y nad P o lsk ą rolą roztocz prom ienną m iłości

zasłonę;

ponad polam i płyń niebiosam i,

nad czołem noś polską koronę l u P R Z E G L Ą D P O L S K I

M yśląc o obronie Lw ow a jako o naturalnej rea kcji, odzieram y rzecz z w łaściw ego jej blasku.

N atchnienie tkw iło w tym akcie, sam o przez się. Ono skraplało się w w alce, lecz na śluby uro­

czyste brakło czasu. N ie Jan K azim ierz ale Kazim ierz O dno­

w iciel, ale św. M ichał byli pa­

tronam i tej ak cji, zdaw aćby się m ogło, beznadziejnej, którą ob­

serw ow aliśm y z daleka, przez lu ­ netę, patrząc, ja k dłu go Lw ów w ytrzym a.

W ytrzym ał. O brona Lw ow a, ogląd an a dzisiaj z perspektyw y lat trzydziestu, których dziew ięć to lata klęski, nabiera jeszcze w iększego blasku . W idzim y, że rzecz niem ożliwa z pozoru, rzecz, m ierząca w yłącznie siłę na za­

m iary, rzecz szalona, byw a rze­

czą rozum ną, że ta szalona rzecz jest n iekiedy jed yn ym w yjściem , jed yn ym rozwiązaniem .

W 1939 roku Lw ów kap itu lo ­ wał. Bo kapitu low ać m usiał, u- derzony z dwuch stron rów no­

cześnie. Spoczął na dnie k la t­

ki, ja k spoczyw a ty g ry s , który m yśli tylko o w yłam aniu krat.

Z ciała, z tego ciała g ib k ie g o , p iękn ego , będącego sprężeniem en ergii, ciekła krew . W ulice w eszli barb arzyń cy i zdum ieli się pięknu Lw ow a. M iasto b y ­ ło w ruinie, św iecącej bielm em w ybitych szyb. M iasto było g ło ­ dne ale je g o w zrok sięg a ł dale­

ko, zdając się nie d ostrzegać czerw onych hord. M iasto witało je chłodną pogardą.

O brona Lw ow a nie jest epizo­

dem. T o jeden rapsod n ieprze­

rwanej od lat sześciuset pieśni.

T a pieśń cią g le brzm i. T w ie r­

dza, podobna do m uzycznej lu t­

ni, śpiew a tekst J a g iełły : —

„ L w ó w i z i e m i a l w o w ­ s k a n i g d y ż a d n e m u k s i ę c i u a n i p a n u o d ­ d a n e n i e b ę d ą , a l e p o w i e c z n e c z a s y z K o ­ r o n ą K r ó l e s t w a P o l ­ s k i e g o n i e r o z d z i e l n ą s t a n o w i ć m a j ą c a ł o ś ć ,

7

(6)

a by p o d t ą o p i e k ą t r w a l e s i ę k r z e p i ł y “ .

Jeśli P o lska dzisiaj jest tylko stanem napięcia naszej woli, je ­ śli jest tylko w sferze naszej w y­

obraźni, tedy wola i w yobraźnia kon cen tru ją się na tym punkcie, na tym drobnym kółeczku na m apie, które nosi napis ,,L w ó w ‘ . K to o Lw ow ie zwątpi, niech znajdzie się daleko poza nam i. N iech idzie precz. K to Lw ow a się w yrzeknie, w yklęty niech będzie. K to Lw ów sprze­

daje, ten sprzedaje Polskę. K to nie ma św iadom ości, że serce organ izm u i duszy państw a bije po w schodniej stronie R zeczypo­

sp olitej, ten nie ma świadom o­

ści P olski w ogóle. D ziecko lw ow skie, broniące każd ego za­

łom u ulicy Lw ow a przed laty trzydziestu, oddychało tą św ia­

dom ością. Oddech jest fu n kcją , z której nie zdajem y sobie sp ra­

w y, a która decyduje o naszym życiu . G d yb yśm y na chw ilę n a­

wet n ajkrótszą zrezygnow ali ze Lw ow a, p rzestalibyśm y oddy­

chać. Przestalib yśm y żyć.

T o nie jest patos. T o nie jest poezja. T o nie je st pieśń. T o jest zw yczajna proza, którą ży­

jem y nie od święta ale na co- dzień. N ie od w ielkiego dzwo­

nu. T o jest nasz polski rea­

lizm , który żywi się chlebem w al­

ki, nie chlebem u g o d y. C o k ol­

w iek się stanie z nam i, ja k iek o l­

w iek będą nasze losy, nie wolno nam zapom inać, że na sztan­

darach, dzisiaj złożonych jako depozyt, w ypisane je st słowo ,,L w ó w “ . I słowo ,,W i 1 n o “ . One oba w yrażają n ajp ełn iej ca­

łość P o lski. T e sztand ary, dzi­

siaj zwinięte, kied yś, kied yś, ja k po siedm iu latach potopu, m uszą ozdobić te ścian y, na których za­

w ieszono czternaście sztandarów szw edzkich. K ated ra lw ow ska będzie m iejscem n ajbard ziej w ła­

ściwym . G dy tam spoczną po d łu g iej wędrówce, będziem y pe­

wni, że w godzin ie próby rozwi­

ną się znowu, w chw ale, w b la­

sku, w słońcu, przy pieśni tej, którą g r a tw ierdza, zbudowana na kształt lutni m uzycznej.

I tam , we L w ow ie, ponow im y śluby, różniące się tym od ślu ­ bów królew skich , że będą w y­

pełnione. A m iasto nad m iasta­

mi, patrząc spokojnie w ładczym okiem lw a, prężyć się będzie wśród p ag órków , ja k g ib k ie, po­

tężne, gotow e zawsze do skoku ciało ty g ry s a , który czuwa u ro­

g a tk i łyczako w skiej i kleparow - skiej, żółkiew skiej i jan o w sk iej, i ja k się tam jeszcze zwą te chro­

niczne przyczółki m ostowe P o l­

ski.

„W o jn a spraw iła, że zagarnęliście państw a bałtyckie, część F in la n d ii i P o lsk i, a bezczelna w asza polity ka zaw iodła was do P o lsk i, P ra g i, B u k a r esztu i B erlin a , których teraz nie chcecie opuścić. D latego też w y d aje się wam, że jeste ście na brzegu samego R en u “ .

,,Obawiam y się w as, poniew aż w każdym k r a ju u tr zy m u je­

cie sw oją P ią tą K olu m nę, w porów naniu z którą P ią ta K o lu m ­ na H itlera była zabaw ą w harcerzy. N ie m a ju ż dziś bowiem ani jednego k ra ju na św iecie, w łączając A z ję i A fr y k ę , gdzie- by p rzed staw iciele sow ieccy nie korzysta li z k a żd ej oka zji, by go osłabić m oralnie, p olityczn ie i społecznie.

Z przemówienia min. spr. zagr. Belgii Spaaka na po­

siedzeniu Ogólnego Zgromadzenia ONZ 28 września 1948 r.

skierowanego do Rosji sowieckiej.

8 P R Z E G L Ą D P O L S K I

5. Z . Tomczak

Z W Y R O D N IE N IE A M E R Y K A Ń S K IE G O K A P IT A L IZ M U W Ś W IE T L E A N A L IZ Y

S O W IE C K IE J

Sow iecka teoria u p ad ająceg o kapitalizm u jest przew ażnie o- parta na dialektycznej ekw ilibry- styce.

Faktem , rzu cającym się w o- czy jest podobieństwo struktu ry gosp od arstw a, które bu d u ją So­

w iety, do stru ktu ry go sp o d ar­

stwa, które rozwinęło się sam o­

rzutnie w Stanach Zjednoczo­

nych. M am y tu przede w szyst­

kim na m yśli stopień technicznej kon cen tracji produkcji.

Stru ktura sow iecka była budo­

wana w ed łu g w zoru am erykań ­ skieg o . Jest rzeczą w iadom ą, że dla wzoru am erykań skiego pełno było zachwytów w daw niejszej literaturze sow ieckiej. S tru ktu ­ ra sow iecka ma być jed n ak zdro­

wa, w ed łu g t. zw. teoretyków so­

w ieckich, g d y tym czasem stru k­

tura am erykań ska jest klęskow a.

Istota rozum ow ania sow ieckie­

g o sprowadza się do tego, że w R osji d yspozycja gospodarcza jest skoncentrow ana w rękach biu rokracji kom u nistycznej (jest to zaletą stru ktu ry so w ieck iej), w Stanach Zjednoczonych n ato­

m iast istn ieje pryw atna dyspozy­

cja środkam i p rodukcji (jest to wadą stru ktu ry a m eryk ań sk iej).

P ierw szy system d yspozycji ma zapew niać zdrowie i bezkryzy- sowość. D ru g i — jest pod zna­

kiem c ią g ły ch katastrof.

A n a lity cy sow ieccy są bliscy praw dy, że w system ie dyspozy­

cji leży istota różnicy pom iędzy go sp od arką sow iecką a am ery­

ka ń sk ą, tylko z w szelkich porów ­ nań, jak ieb y na ten tem at prze­

P R Z E G L Ą D P O L S K I

prow adzali, w yn ika niew ątpliw a w yższość g osp od arki am erykań ­ skiej nad sow iecką.

Z atrzym u jąc się na sprawie bezkryzysow ości go sp o d arki so­

w ieckiej, trzeba stw ierdzić, że to twierdzenie, iż gosp o d arka so­

w iecka jest bezkryzysow a jest z gru n tu fałszyw e. Istn ieją k r y ­ zysy sow ieckie i to o wiele strasz­

niejsze od kap italistyczn ych . T e ­ go rodzaju zapłaty, jak ą płaci społeczeństw o w Sow ietach za kryzys (zapłata su b stan cją ży­

ciową) nie zna żadne społeczeń­

stwo kap italistyczn e.

D laczego tak w łaśnie jest?

D la teg o , że go sp o d arka so­

w iecka nie była budow ana dla człow ieka, jej budowa b yła i jest oraz jej prow adzenie było i jest antyludzkie. P rzy teg o rodzaju

„założen iach id eolo g iczn ych “ g o ­ spodarka sow iecka nie potrzebu­

je odw racać się przeciw ko czło­

w iekow i, jest ona stale zwrócona przeciw ko człow iekowi.

C obyśm y natom iast złego nie chcieli powiedzieć o gospodarce am erykań skiej, nie m ożem y te­

g o powiedzieć, że z sam ego za­

łożenia jest ona zwrócona prze­

ciw ko człow iekow i. W prost prze­

ciw nie, duch am erykań ski, któ ­ ry znajduje również swój w yraz w gospodarce, jest znany ze swoich elem entów hu m an itar­

nych.

A o ile chodzi o przyczyny kryzysów w ogóle, to g d y b y R o­

sjan ie chcieli dostrzec sw oje k ry ­ zysy, to może by doszli do prze­

konania, że zm iana u stro ju nie 9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kzecz jednak tkwi w tym, że granica państwa, obojętnie która, nie jest rzeczą „samą w sobie , wyodrębnioną z całości spraw i żyjącą własnym

Nie tylko cel ostateczny, lecz również ogólna droga, na której będzie się on urzeczywistniał, jest dość wyraźnie wyrysowana w umy- słowości polityków

ło się na ziemi, istniała pewna siła, która poprzez różne fazy przejściowe lub pośrednie prowadzi do wytworze- Jiia istoty wyposażonej w sumienie, istoty

tyką samobójczą podniecać wśród Niemców sentymenty tego rodzaju i traktować ich jako przyszłego alianta przy urzeczywistnianiu doktryny Tru- mana. Precedensy

„Wcale tego wszystkiego nie aprobowałem“. W miarę jak czas upływał dowiadywaliśmy się więcej o decyzjach Krymskich. Im więcej dowiadywaliśmy się, tym mniej się

Uzyskaliśmy w masie robotniczej wiele 1 dobrego i serdecznego oddźwięku, zupełny brak zrozumienia w sferach uważających się za „wyższe” i rządzące, u tych, którzy w

— Jak on tylko zawołał „pożar I", wszyscy, rzecz jasna, rzucili się kto gdzie mógł i krzy­. czą

dzie się roczne walne zebranie Koła. W pierwszej części porządku obrad, tego dnia, odbędzie się wręczen.e