• Nie Znaleziono Wyników

Nowy Prąd. 1912, nr 10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nowy Prąd. 1912, nr 10"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 10. -- Lwów, dnia"7. grudnia 1912. c Rok I.

NOWY PRAD

«| T Y G O D N IK f

l POLITYCZNY, EKONO S MICZNY,SPOŁECZNY. 1

? NAUKOWY, LI TERAĆ KI. I '<

Adres Redakcji i Administracji Lwów, ulica św. Teresy (oboK fundacji Domsa) III piętro.

Co będzie ?

Sytuacja m iędzynarodow a nie wyjaśniła się dotychczas, pom im o pokojow ych zapewnień Rosji, gdyż istnieją pow ażne poszlaki, że nie są one szczere.

Dlatego też szanse wojny Austrji z Rosją, a przez to wojny europejskiej są bardzo p o ­ ważne.

Austrja nie może jako państw o puścić Serbji płazem ciężkich przewinień jej rządu w o b e c siebie;

dlatego też musi żądać zupełnego zadosyćuczynie- nia, które znow u dla Serbji, upojonej zwycięstwa mi, podbechtyw anej przez Rosję — będzie w o b e ­ cnej chwili, niemożliwe do spełnienia

Prócz tego pozostaje kwestja portu na Adrja- tyku. Serbja w tej sprawie zaangażowała się bar­

dzo daleko, Austrja również. Serbja zajęła już p o ­ łać ziemi albańskiej nad morzem i nie zechce jej opuścić dobrowolnie.

Austrja niezawodnie wkroczy do Serbji, zaj­

mie Belgrad. Co zrobi Rosja? Czy pozostawi Ser*

bję samej sobie? C hy b a nie. Nie ulega w ątpliw o­

ści, że Rosja p odże gała Serbję obecnie, jak p o d ­ żegała ją p rzed kilku laty. O dyby się teraz cofnęła pozostawiając Serbję samej sobie — straciłaby wszelki wpływ na półwyspie Bałkańskim, a Zwią­

zek Bałkański podleg ałb y odtąd oddziaływaniu Austrji.

Prawda, dla Rosji wojna jest niebezpieczna i to nawet bardzo, ale cofnięcie się przed nią jest także przegraną srom otną.

Z drugiej znow u strony żywioły konserwaty- wno-nacjonalistyczne w Rosji prą d o wojny, przeć b ę d ą d o niej bardziej jeszcze po wkroczeniu Au-

s tFji do Serbji. Prezes dumy Rodzianko w y p o w ie ­ dział m owę wojenną, która była niewątpliwie wy­

razem opinji og ro m n ej większości Rosjan biorących udział w życiu politycznym.

j v~ W najbliższym otoczeniu cara partja wojenna j e s t silnie reprezentowana. Na czele jej stoi W. Ks.

Mikołaj- Mikołajewicz, miernotą p o d każdym w zglę­

dem, ale zarazem człewiek w pływ ow y.

O b o k niego stoi minister wojny Suchomlinow, uczeń słynnego D ragom irow a, człowiek zdolny nie­

wątpliwie. Sam car wreszcie nienawidzi Austrji i pragnie odw etu za upokorzenie Rosji podczas aneksji Bośni i Hercegowiny.

Prawda, ludzie rozsądni ostrzegają p rzed wojną, ale rozsądek w Rosji rzadko ma w pływ d e ­ cydujący.

Ze stron o b u grom adzą sję w rogie uczucia...

Austrja obecnie ma wielkie szanse wygrania wojny, za lat 5, 1«> i później będą one mniejsze.

Austrja wraz z Niemcami, Rumunją i Szwecją tworzy potęgę, w ob e c której Rosja, Francja, nawet z Anglją (udział której jest wątpliwy — tworzą siłę na ludzi mniejszą — a przecież w razie wojny Francji z Niemcami Włochy zaatakowałyby ją za­

pewne.

Zresztą jeżeli Austrja wkroczy do Serbji, je ­ żeli zajmie jej stolicę i inne miejscowości, to nie dlatego, aby po kilku miesiącach odejść spokojnie bez niczego. I tu więc tkwi punkt ciemny na h o ­ ryzoncie politycznym.

Tak więc, w brew optymizmowi, który w o stat­

nich dniach przeważa w prasie, sądzimy że szanse w ojny są duże. Z czego, wyznajemy otwarcie, cieszymy się, gdyż przepuszczamy, że Rosja z o ­ stanie pobita, i że dla przyszłości naszego narodu otwierają się obiecujące perspektywy.

Z innych jeszcze w zględów pragniemy wojny.

O b e cn a sytuacja go sp o d arcza w Austrji jest nader ciężka. Dłuższe trwanie pokoju zbro jn e g o w tych co obecnie rozmiarach jest w prost dla całego państwa, a zwłaszcza dla naszego kraju, zabójcze.

Jeżeli teraz wojny nie będzie, to musi nastąpić nie­

słychanie ciężkie przesilenie ekonom iczne. Przeci­

wnie, jeżeli wybuchnie wojna, i jażeli Austrja zwy­

cięży, to Rosja zapłaci dużą kontrybucję, i skutkiem znacznego jej osłabienia — nie będziem y potrze­

bowali zbytnio się zbroić.

Zapewne, wojna jest straszna, przynosi ona ze sobą o g ro m bólu, nieszczęść i t. p Wszystko to prawda. Ale, skoro silne antagonizmy państw o­

we każą wierzyć, że musi ona nastąpić, nie dziś

1

(2)

to za pó ł roku, 5 albo 10 lat — to lepiej aby się odbyła w chwili kiedy szanse porażki Rosji są największe

A 'i drugiej strony wojna niszczy, zabija dziś szybko

Tym czasem wojna g o s p o d a rc z a w rezultacie Sieje rów nież sp u sto szen ie i śmierć, tylko przez

znacznie dłuższy czas.

M oże jednak Rosia się zlęknie i zdecyduje

*ię na porażkę bez w ojny? Nie jest to w ykluczone, tuszę jednak, że zdobyć się jej na to będzie bardzo a bard zo trudno. Ludw ik Kulczycki

Dr. H. DaszY^ska-Golińska.

Obecny stan przemysłu w Ęalieji i j<rólestwie polskim.

(Dr. Al. Szczepański. Sta n wytwórczości prze­

mysłowej i górniczej w G alicji w r. 1910, Lwów 1912).

(Zenon Pietkiewicz. Stan przemysłu w Króle­

stwie Polskim wedł. danych z r. 19lO. Warszawa 1912).

Uprzemysłowienie o b u dzielnic polskich s aje się wreszcie faktem. Powstało zaś w tak różnych warunkach i czasie, że nawet jako problem at nau ­ kowy niemały przedstawia interes.

Przemysł królestwa, którego dzieje sięgają aż do czasów banku polskiego, a p rzełom ow e m o ­ menty w 1852 r. (zniesienie granicy celnej od ce­

sarstwa) oraz ósm y dziesiątek lat zeszłego stulecia, wielekroć były omawiane, przedstawiał w 1897 r.1) 15 prc. ogólnej produkcji przemysłowej w p a ń ­ stwie Liczba robotników 241.720 stanowiło 1 1 5 prc.

całej armji robotniczej cesarstwa a liczba zakładów nie dochodziła nawet 11 prc. Był to więc typ p rz e ­ mysłu wielkiego o wyższym ustroju i większym n a ­ pięciu wytwórczości od rosyjskiego O be cnie sto­

sunki w Rosji zmieniają s ę szybko. ^ samym r 1911 powstało tam 262 towarzystwa akcyjne z kapitałem zakładowym 144 milionów rublli2). Tru dno zatem przypuszczać, aby przem ysł Królestwa na długo utrzymał tę swoją przewagę. W każdym jednak razie przemysł polski czym coraz now e p o d ­ boje na terytorjach państwa rosyjskiego w Nowo- rosji, nad Wołgą, na Kaukazie w o bw odzie Zaka- spijskim, w Syberji Zachodniej i W schodniej, szuka zbytu w Chinach i Azji Mniejszej. P rodukty p rz e­

mysłu tkackiego z Królestwa stanowią p o ło w ę ca­

łego przyw ozu w Persji przechodząc przez główny punkt p rz ew o zo w y — Baku).

Są to niewątpliwe d o w o d y żywotności, które potwierdzają cyfry zestawione przez Z. Pietkiewi­

cza w e d łu g Roczników w \d a w n ic tw a Przemysł i handel król. Polskiego dla lat 1901/2 i 1910.

Wprawdzie porównanie jest tu nieścisłe. W da­

nych z przed lat 8 nie uw idoczniano całych dzia­

łów przemysłu, które jako przem ysł konfekcyjny istnieć przecież musiały. To też cyfry dla o b u lat skrajnych oWresu uważać trzeba za minimalne, a tylko rozwój niektórych przem ysłów jak włóknisty, górniczo hutniczy nadaje się do porów nań.

P om im o to koizvstam z cyfr broszury, które przybliżony obraz rozwoju i stanu przem ysłow ego podają.

P r z e m y s ł y

Włóknisty Spożywczy G órn. hutniczy M etalow y1) Mineralny-) C hem iczny P rod zwierzęc.

D rzewny

Papier, i poligraf.

Konfekcyjny Mięszany

N a 1 zakład

') w 1901/2 zaliczono tu również przemysły mechaniczne.

a) Ceramiczny w 101/2.

L Zakładów L. robotników W arstość produkcji w 1000 rb.

r. 1901 2 19 0 1901 2 1910 1901 2 1 10

622 1166 121482 150305 207*>i>3 341266

717 3032 28072 4 '4 5 8 69917 154724

514 479 42530 45697 57709 60139

287 1510 31570 620 7 57491 1103"1

249 520 15018 23075 11483 30433

62 264 3966 9153 13956 2;<831

141 284 4826 7034 15966 29378

213 879 9358 17259 9681 23215

128 672 8022 15402 11022 25695

1918 ‘25438 47919

229 3074 7246

1933 10953 264843

137

400922 46

454898 235

860148 79 I

Jak widzimy z porów nania liczby prz edsię­

biorstw, przyjm ow ano dla statystyki inne jednostki wytwórcze. W przekonaniu tym utwierdza mnie obli­

czenie robotników i cyfry produkcji wypadające na jedno przedsiębiorstwo. Nie idę więc tak daleko jaV p. Pietkiewicz i nie podejrzewam ścisłości da­

n y ' i , "o c l i -rew spółm ierność rzuca się w oczy.

*) cyfrach spisu jednodniowego.

3) rzemysł rajowy — W arszawa Nr. 16. (19).

*) amt i r.

Na miejsce naczelne produkcji przemysłowej K rólestw a wysuwają się przemysły włókniste, umiej­

scow ione głównie w gubernji Piotrkowskiej, a za­

tem w Łodzi i miasteczkach okolicznych. Przew aga Łodzi i miasteczek okol cznych zaznacza się głównie w zakresie fabryk wełnianych i bawełnianych F a ­ bryki bawełny d o ch o d z ą do największych rozm ia­

r ó w : na 50 zakładów p rz y p ad a 68 tys. robotni­

ków i p ro d u k t o wartości 135 mil. rubli. Drugie miejsce zajmują w y ro b y wełniane 118 zakładów i 41 tys. robotników W artość p ro d u k tó w o b u tych

(3)

gałęzi tkactwa oblicza P. na 268 i pół miljonów rubli. Poza tym przemysły włókniste Królestwa obejmują wszelkie gałęzie, a zatem wyroby jedw a­

bne i półjedwabne, przy czym W arszawa d o r ó w ­ n y w a prawie Łodzi, lniane, jutow e i konopne, w y­

roby dziane, plusze, serwety, dywany, ponjery, ta­

siemki, koronki, tiułe, firanki i t. p Pomyłce p ra w ­ d o p o d o b n ie przypisać trzeba, że fabryki w yrobów lnianych, jutowych i k o nopnych wykazano tylko 7 V4 mil rubli produkcji i 3995 robotników, skoro same Zakłady w Żyrardowie zatrudniają dw a razy liczniejszą rzeszę robotniczą.

Przemysł przędzielniczy i tkacki, który wzrósł i rozwielmożnił się azięki rosyjskim rynkom zbytu, przechodzi obecnie ciężkie czasy właśnie z p o w o d u swojej zawisłości od Rosji O d kilku miesięcy skra­

cają produkcję z p o w o d u niewypłacalności i b a n ­ kructw w Rosji. Cierpią na tem głównie d ro b n e fabr> ki i tkacze ręczni, chałupnicy, których w o k o ­ licach Łodzi liczą d o 4 tysięcy.

W przemyśle spożywczym pierwsze miejsce zajmują cukrownie, zatrudniające 21 tysięcy robo- tn ków, których produkcja dochodzi do 64 miljo nó w rubli. Ilość cukrowni pozostała w ciągu 8 lecia ta sama, jakkolwiek wytwórczość wzrosła w dw ój­

nasób. Pozostali robotnicy rozdzielają się między browary, gorzelnie, rektyfikacje spirytusu, fabryki wódek, młyny, piekarnie i t. d.

Wśród przemysłów metalowych zwracają uwagę, ze w zględu na wielkie ich znaczenie społeczne, fa­

bryki maszyn młyńskich, oraz maszyn i narzędzi rolniczych. Sądzićby należało, że w kraju rolniczym powinny s ę one wybijać na plan naczelny, tymcza­

sem wartość produkcji 84 fabryk tego rodzaju (6.6 m I. rb. przy 3867 robotnikach) nie wystarcza na z a p o trzib o w an ie krajowe.

Publikacja p. Pietkiewicza jest zbyt dorywczą, aby oprzeć na niej jakiś sąd ostateczny o kierunku przemysłu w Królestwie. Dopełń ając jednak jej dane na po stawie wiadomości dawniejszych o przetm śle Króle-twa, dojść trzeba do wniosku, że przemysł liczy się tam b a r d /o mało z zapotrzebow aniem s p o ­ łeczeństwa miejscowego, ale rozwija w kierunku eksportu na rynki rosyiskie, a zatym uwzględnia w pierwszym rzędzie zyski przedsiębiorców . Wy- n ka to z natury tego przemysłu, który w p rz ew a­

żającej ilości zasilany jest obcymi kapitałami Moż­

ność zbytu na w schód przyciąga je i ta pokusa p zeszkadza niewątpliwie w racjonalnym rozwijaniu s ę przemysłu w kmju Przemysł ten jest polskim, poniewa -iw<rzają g o ręce polskich robotników, ale nie jest zgodny z i teresami polskiego sp o łe­

czeństwa, które kieri je nim w małej tylko mierze.

O ile broszura p. Z. Pietkiewicza stanowi je­

dynie dopełnienie znanych diw niej badań Koszut­

skiego i Jeziorańskiego, a opiera się na materjale, którego antor me sp ro w a d z a p o d w zględem m eto­

dy zbierania darnch, o tyle publikacja o Galicji sta­

nowi pracę źródłową. Dr. A. Szczepański powołany na kierownika krajow ego b ura dla statystyki • rze- raysłowej, zużytkował siły tegoż i własne na zbie­

ranie i. o pracow anie dany h, dotyczących rozwoju właściwego przemysłu w ciągu ostatnich lat 8. t. j od chwili spisu przedsięb orstw w 1902 r. Mówię właściw ego, bo d o w ie lk e g o przem ysłu w Galicji zaliczyć się da bardzo mała liczba >akładów.

Poszukując cech odróżniająch tę kategorję od innych na pół lub całkiem rękodzielniczych W. S.

zajmuje się „wytwórczością polegającą na prz eróbc e surowiców, lub półfabrykatów zorganizow aną w za­

leżności od rynku św iato w e g o “ i do takiei zalicza w Galicji. 4363 zakłady zatrudniające 1065.">6 ro b o tników, a a ró w u a przamysłoweL jak i górnicze.

Materjał do statystyki g ro m a d z o n o p rz ed e- wśzystkiem przy pom o cy kwestjonarjusza. na który zebrano 1086 odpowiedzi, przeważnie od w ięksrych przedsiębiorstw. R ów nocześnie funkcjonariusze biura zbierali dane b ez p o śre d rio w zakładach przemysło wych po centrać'v przemysłu we w^chodriej i zacho dniej części kraju i <-1 e d o pom ogły dane dostarczone przez krajowy zakład u >e'pit*cz^ń >d n e s /:z e > li wych w ypadków oraz wyciągniętej z a tow k rajo­

wej komisji przemysłowej >atom id-t u-karzą się dr. S., iż ani starostwa at.i izt y handlowe o p ró :z lwowskiej, żadnej pom ocy mu me niosły a prze cież instytucie te w pierwszym r ędzie powinny były współdziałać.

Rozrost przemysłu galicyj; k go w ostatn c..

latach 8 jest bardzo wyraźny i niezaprzeczony. D o ­ kładne porów nanie ze spisem p rz e d się b io n tw prze­

prow adzić się nie da M ożem y przecież ten wzrost o cenić, zestawiając przedsiębiorstwa, posługujące się silnicami w obu latach. W 1902 r. pis podaje dla Galicji 5146 zakładów, posługujących się p o p ę ­ dem mechanicznym. Statystyka z 1910 r. przyjmnje ich tylko 2607, zaliczając pozostałe d o przemysłu d ro b n e g o . 1 ta liczba o 4 9 u,0 niższa zatrudniała 89873 robotników i 139344 koni mechanicznych, gdy w 1902 r. o d n o ś n e cyfry były 63186 robotni­

ków i 84247 koni mechanicznych.

Liczba zakładów przemysłowych rośnie w ogóle w tempie powolniejszym niż liczba robotników.

W pew nych gałęziach nawet jak np hutnictwo, przemysł chemiczny, w yrób maszyn i narzędzi, przemysł włóknisty, liczba przedsiębiorstw zmniejsza się wraz z jednoczesnym wzrostem liczby robotni­

ków o 30, 40 do 5 0 % , oraz zastosowaniem siły mechanicznej w większych rozmiarach

Zestawiając ró ż n o ro d n e gałęzie przemysłu w e­

dług liczby zatrudnionych robotników, ilości koni mechanicznych, oraz wartości produkcji przyczyni zachowuję porządek następstwa z godny z malejącą wytwórczością, otrzymamy następujący sze reg :

W ytwórczość z 1910 r. Ilość zatr. Ilość koni w 1000 kor. robotników m edian.

Przem. spożywczy 2Q'nó4 20774 28467

górniczy 63000 6501 35856

yy chemiczny 50322 5075 45o4

>! drzewny 50 00 1 *469 13575

ziemno ceram. 3909 » 21797 10918

yy włókn sty 31500 5300 4786

yy metalurgiczny 17000 7142 5616

n maszyn i narzędzi lńOOO 4087 2417

n p apierow y 13743 ,H380 7587

yy graficzny 8250 2225 513

yy skórniczy i zwierz. 8:j90 1077 144

w hutniczy 5148 12J4 925

yy wytwarzanie energ.

elektrycznej 3320 393 18942

w konfekcyjny 3155 789 277

w celluloid i kauczuk, 55 U 4 13

P o d względem wartości wytwórczej stoi przeto na pierw szym miejscu przemysł spożywczy, naj­

wyższą liczbę robotników zatrudnia z ie m n a cera­

miczny, a najwyższą siłą m aszynow ą rozporządza górnictwo. P rzed innemi wysuwają się przeto w Ga­

licji gałęzie przemysłu związane z rolnictwem i mi­

neralnymi zasobami ziemi, poniew aż na czwartym miejscu postawić trzeba przem ysł drzewny.

Fakt ten nasuwa dr. S. uwagi o pierwotnym charakterze przemysłu galicyjskiego, kióry nie wstą pił jeszcze na właściwą drogę. Powiedziałabym prafc- cież, że niema p o w o d u d o uławkwań.

3

(4)

Tak młody przemysł jak galicyjski, w kraju przeważnie rolniczym, rozwijając się konsekwentnie musi pozostawać w ścisłej zależności o d rolnictwa, a idąc w kierunku najmniejszego o p oru w dalszym ciągu w ysuw a na plan pierwszy przeroby pło d ó w rolnych. A zatem w młynarstwie pracowało w 1910 r.

3612 młynów, tworzących Związek młynów gali­

cyjskich i Koło młynarzy Galicji, Bukowiny i Szląska.

Młynów handlow ych było wśród nich 319, a war­

tość zmielonej mąki liczy statystyka na 170 milj.

koron. C ukrow nictw o galicyjskie przedstawia się b a r d z o skrom nie (fabryka w Przeworsku) i nie może wytrzymać porów nania z Królestwem. Natomiast w ytw órczość przemysłu piwowarskiego (23 i pół mil.

koron) wyrównywa, a gorzelniczego (34 mil. k o r ) naw et przewyższa stosunki w Królestwie. Galicja pozostaje jak dawniej krajem gorzelników. Znaczne p ostępy wykonuje przemysł masarski w którym 10 firm pracuje na eksport, oraz w yroby tytoniowe z wytwórczością 20 miljonów koron.

W górnictwie o b o k produkcji ropy naftowej, która w ostatnich latach 10-u podniosła się cztero­

krotnie stoi już dziś znaczna ilość węgla kamien­

nego, o w o zagłębie chrzanowskie, które dla p rz e­

mysłu galicyjskiego rokow ać pozw ala świetną i za­

bezpieczoną przyszłość. W hutnictwie zużytkowuje się dotąd jeden tylko gatunek rudy cynkowej, przetapianej w zakładach w Trzebini i w Krzu ob o k Sierszy.

N a tory wielkoprzemysłowe w szedł rów nież przemysł drzewny Na 67 tartaków, które na kwe- stjonarjusz odpowiedziały, potow a prawie powstała w ostatnich 10 latach. Jest to przemysł wywozowy, który dostarcza desek na Węgry, do innych krajów monarchji, do Niemiec, Rosji,Szwajcarji i t. p W ar­

tość ro c zn eg o wytworu tartaków oblicza dr. S na 45 mil. koron. Natomiast fabryki w y ro b ó w drze w n y c h : mebli giętych, posadzek, klepek, kopyt szewskich, korków i t. p. są dopiero w zaczątku, a całą ich wytwórczość obliczono na 5 2 mil. koron, gdy w Królestwie wytwór ich doszedł do 10 mil.

rubli. Przemysł ziemno ceramiczny (cegielnictwo, kaflarstwo) wchodzi na d ro g ę fabryczną, jakkolwiek z natury swej produkcji wytwarzać musi tylko w y ­ jątkowo na wywóz (3 cegielnie), a rozwój swój za­

wdzięcza znacznemu ruchowi budow lanem u w kraju.

Zaliczyć tu jeszcze trzeba 8 hut wyrabiająch szkło i 4 zakłady wytwarzające lustra i witraże.

Przemysł Królestwa, gdzie nad innymi górują przemysły włókniste, obliczone głównie na wywóz, góruje nad Galicją rozwojem gałęzi przetwórczych.

Czy jednak ściślejszy związek galicyjskiego przem y­

słu z terytorjum. z którego czerpie przeważnie ma- terjały surowe, nie jest objawem dodatnim ? Sądzę, że tak.

P o d względem formy prawnej, przeważa w G a­

licji przedsiębiorstw o jednostkow e, obracające p rz e­

ważnie kapitałem własnym. Kapitał pożyczony d o ­ chodzi najwyżej do 50 prc. Spółek kapitalistycznych wszelkiego rodzaju liczono 696. Należała do nich prawie piąta część wszystkich przedsiębiorstw. W śród tych zrzeszeń było towarzystw akcyjnych 56, z któ­

rych tylko 16, z kapitałem 35 mil. koron opierało się o kapitał krajowy i miało sw e siedziby w kraju.

W Królestwie liczono 157 tow. akcyjnych, z tego .9 w węglowym, 13 w hutniczym, a 135 w fabrycz­

nym. j e s t to cyfra trzy razy większa. Niew iadomo o ile oparta o kapitał krajowy.

Skoro p rz ypom nim y sobie, że w tym samym czasie w Niemczech liczono 5295 towarzystw akcyj­

nych z kapitałem 15 i pół miljardów marek, nie im ponuje nam ani Galicja ani Królestwo. Nie u p a ­ dajmy jednak na duchu. Wszak" chodzi nietylko

0 stan przemysłu, ale także o jego postępy. W 1905 r.

było p o d o b n o w Galicji tylko 24 tow. akcyjne, a zatem przybyło ich przeszło 100 prc. w ciągu lat 7-miu.

Bardziej pesymistycżny nastrój wywołać może wgląd w handlow ą stronę przedsiębiorstw, która jak u uas zawsze stanowi ich achillesową piętę. Na własne organizacje zbytu zdobyły się zaledwie g o ­ rzelnie (Związek przedsiębiorców gorzt lni rolniczych 1 Zjednoczenie galicyjsko bukowińskich fabryk spi­

rytusu i drożdży prasowanych) oraz nafciarstwo (Związek p ro d u c e n tó w ropy), ostatnie w obronie przed destrukcyjną akcją rafinerji. Nawet rachunko­

w ość jest przeważnie zaniedbaną: trzy czwarte za­

kładów przemysłowych w Galicji nie posiada syste­

matycznie prow aozonych ksiąg handlowych.

Na podstawie obfitych i sumiennie zebranych danych, z których przytoczyłam kilka przykładów, dr. S. dochodzi do wniosku, że przemysł nasz na o gół dość pierw otny nie przybrał jeszcze wyraźne­

go charakteru. O b o k desek, kloców, ropy, węgla, kamienia i piasku wywozimy w yroby pierw szorzę­

dnej jakości Biała np. wysyła na rynki am erykań­

skie i francuskie sukna i korty najlepszego gatunku.

P rzybory kościelne a raczej cerkiewne z fabryk kra­

kowskich idą do Rumunji i Bułgarji- Narzędzia w ier­

tnicze i przybory nafciarskie z fabryk galicyjskich w ędrują do Baku, Rumunji, Kanady i Australji. Dzi­

wnie też wygląda zestawienie 2 specjalności gali­

cyjskich : najlepiej drukow ane książki polskie ro z­

c hodz ą się po wszystkich ziemiach polskich, a 4 fabryki rytualnych ubiorów żydowskich (tałesów) rozkupywane są przez ro z prószonych po całym świecie wyznaw ców judaizmu.

W śród przem ysłow ców polaków spotykamy przedewszystkiem rolników, którzy p ro duktom swoim nadać chcą wyższą wartość, zasobniejszych rze­

mieślników, którzy czasem utykają w pół drogi i tworzą pól fabryczki, a wielekroć stopniow o roz­

szerzają przedsiębiorstw o i dają mu solidniejsze podstawy. Niekiedy kupcy hurtowni przeobrażają się w fabryka t ó w : tak powstały fabryki w y ro b ó w drzewnych, przy handlu lasem, żelaznych, założone przez handlarzy żelaza, chemiczne,których twórcami są aptekarze.

Kapitał obcy wkracza w Galicji prz edew sz yst­

kiem do górnictwa naftowego i w ęglow ego.

W pierwszej dziedzinie skupia on przeważnie . d r o ­ bną i niegospodarnie prow adzoną wytwórczość m iejscow ą11, podejm uje zadanie organizatorskie i korzysta zeń, biorąc w swoje ręce rafinerje.

W przemyśle węglow ym wykupił kapitał, p rzew aż­

nie niemiecki, większą część wyłączności górniczych o krę gu chrzanowskiego. Na obcym kapitale oparte są również przedsiębiorstwa metalurgiczne, ce m e n ­ towe, drzew ne i częściowo tkackie. W śród ostat nich zaznaczyć warto, że z dotacyi krajow ego fun­

duszu przem ysłow ego w p ro w ad zo n o do Galicji m echaniczne tkactwo bawełniane.

Zatrzymać się jeszcze muszę nad rozdziałem, w którym dr. S. ocenia przyszłość przemysłu w Ga­

licji. Nie zamykając ocżu na pierw otność dotych­

czasow ego doro b k u i wszystkie ujem ne strony te­

goż, stawia on tu bardzo p o m y śln e ' horoskopy.

Mamy zasoby węgla, który w ilpśd 24.9 mi liardów toń znajdow ać się ma w zagłębiu Zacho­

dnim Galicji. Takie kopaliny jnk nafta i sól stano­

wią b ogactw o naturalne, które jest podstawią p rz e ­ mysłów wywozow ych. Najważniejszym jednak jest zasób pracy. Autor przypomina obliczenie Bujaka, że Galicja ma 1,200.000 sił roboczych zbytecznych w rolnictwie, a zatem po za pracującemi już w prze myślę wielkim i drobnym, olbrzymie • ilości p‘raco-

(5)

wników dom agają się zużytkowania. Wreszcie i samo położenie geograficzne Galicji uważa dr.

S za korzystne dla rozw oju p rz em ysłow ego.

P orów nyw ując stan przemysłu w Galicji i Królestwie polskiem stwierdzić trzeba to. czego zresztą spodziew ać się było można, że 1) W ytw ór­

czość Królestwa jest d użo wyższą, wynosi bowiem 860 mil. rubli (w e d łu g obliczeń Jeziorańskiego 670 mil. rb.), Galicji zaś, jak ocenia dr. S , 550 mil. ko­

ron. 2) Liczba zatrudnionych robotników jest w Królestwie 4 razy wyższą (401 tys.. w o b e c 107 tys.) O bie te różnice na niekorzyść Galicji są p ro ­ stym następstwem p ó ź n e g o jej uprzemysłowienia.

Pozatym przem ysł w Królestwie posiada 3) wyż szość pod w zględem ustrojowym, przez swą o g r o ­ mną przew agę towarzystw akcyinych Wreszcie 4) kierunek tego przemysłu jest przedewszystkiem eksportow y, o czem świadczy przew aga p rz em y ­ słów włóknistych, produkujących na wywóz do Rosji

W spólną o b u naszym dzielnicom w łaściw o­

ścią jest prz ew aga kapitałów zagranicznych nad krajowymi. Brak tu dokładnych danych, ale d o m i­

nują one jak się zdaje jeszcze bardziej w Króle­

stwie niż w Galie i, zaś stosunek kapitału o b c e g o d o krajow ego reguluje w pewnej m i e n e krajowy fundusz przemysłowy, który doszedł już do 10 mil. koron i coraz umiejętniej jest zużytkowy- wany

Nie dość wyzyskanym jest wpływ czynników politycznych polskich na rząd cemralny O pieka państw a m ogłaby w okresie początkującym, w ja­

kim się jeszcze przemysł galicyjski znajduje, ułatwia szybszy i prawidłow y jego rozwój. Jako przykład, że interwencję państw ow ą m ożna niekiedy zjednać, p o daje dr. S. uzyskane w górnictwie węglowym ustępstwa, oraz p o m o c rządu w chwili przesi'enia naftowego. Jedno i drugie dokonało się p o d naci­

skiem żądań ze strony interesowanych P o m o c r z ą ­ du nie jest przeto wykluczoną, należy tylko, aby nasze przedstawicielstwo parlamentarne baczną i stałą otaczało przemysł opieką.

W zaborze rosyjskim jest niewątpliwie gorzej, a jakkolwiek tam przem ysł sam sobie już radę dać może, prześladow anie na drodze taryf różniczko­

wych i specjalnych przywilejów dla o k rę g ó w cen­

tralnych, bardzo m oże być dla przemysłu szko­

dliwe.

Za drogi do pchnięcia n aprzód przemysłu w Galicji uznaje dr. S. rozwój ducha kapitalisty­

cznego, rozpow szechnienie wyższej organizacji ustroju g o sp o d a r c z e g o , jaką slanowią kooperatywy, oraz zużytkowanie dla przymysłu tych rezerw, jakie posiadają nasze kasy oszczędności, stowarzyszenia zaliczkowe i spółki Raiffeisena. Wedł g obliczeń dra Lewickiego te d ro b n e kapitały nagromadziły p o tęg ę (558 milionów zaoszczędzonych zasobów .

„G d y b y te miliony były uruchomione, spra w n o ść nasza g o sp o d a r n a byłaby o wiele lepsza".

Tak więc właściwie we własnych naszych rę ­ kach leży przyszłość przemysłu w Galicji. S p o łe­

czeństwo nasze p o w inno iść drogą sam o p o m o cy i p o d tym w zględem wiele Galicja od Królestwa nauczyć się może.

Demokratyzacja szkoły.

Skargi na niski poziom um ysłowy dzisiejszej młodzieży nie ściągają się bynajmniej do wyszarza- łeg o frazesu, że „dawniej było lepiej” . W ych o d zą on e od ludzi p ra w d o m ó w n y ch i bezstronnie o b s e r ­

wujących. Młodzież przybywająca na uniwersytet, jest niedostatecznie przygotow ana, a z p o śró d tej młodzieży ci, co uczęszczają do szkół realnych, nawet u rówieśników uchodzą za ludzi bez kul­

tury.

Nauczyciele uniwersyteccy obniżają poziom wykładów, aby uprzystępnić naukę plejadom dziew­

cząt, zaopatrzonych w różne patenty „z prawem publiczności" komisje egzaminacyjne dla k andyda­

tów stanu nauczycielskiego niezadow olone z typu n o w o c z e sn e g o nauczyciela szkół średnich.

Oto plon nowożytnej, demokratycznej szkoły, w e własnym oświetleniu.

I odezwały się głosy o mniej uzdolnionych warstwach społecznych, usłyszeliśmy rady o k o ­ niecznym zepchnięciu sił niedorastających do sw e ­ go zadania w głębinę proletarjatu usł szeliśmy wreszcie utopie w guście pom ysłów Lutosławskie go, o potrzebie jednej przynajmniej szkoły dla naj- zdolnie szych, którzyby mieli innymi kierować, inr nycft reprezentować, za innych myśleć.

Tymczasem aparat szkolny od b y w a swe fun­

kcje z przykrą nieraz bezcelowością Dom nie za­

pytuje ucznia, jakie zdobył wiadomości, cm ni jeno wszelkie usiłowania, by od szkoły wydostać p a ­ tent a poniew aż papierowy pancerz św adectwa d o p o m a g a w zdobyw aniu pew nych pozycji w wal­

kach ekonomicznych, taktyka, jaką się d om p o słu ­ guje, pozbawiona jest często etyki.

Czasy nasze zapędzają młodzież olbrzymimi grom adam i do szkół, a bat, skręcony z łez i b ła ­ gań rozpaczających matek okazuje się często s k u ­ teczniejszym w o b e c nauczyciela niż w obec w łasne­

g o dziecka. Nauczyciel, to wróg, rob ący ludziom trudności w walce o byt. Rodzicom idzie o postu lat negatywny, pozbycia się ciężaru ekonom icznego, jakim jest niewątpliwie każde dziecko uczęszczają­

ce do szkół, i o postulat pozyiywny, zdobycia p a ­ tentu. Te dw a żądania są dla dom u generalnym rozgrzeszeniem n i e p r a w i d ł o w o ś c i a nawet n i e p r a w o ś c i w stosunku młodzieży d o szkoły.

W olno kłamać, wolno oszukiwać, byleby tylko zbliżono się do u p ra g n io n e g o celu. Są szkoły i klasy, gdzie uczeń praw ego charakteru nie m oże się utrzymać. Jak miłą jest w takich warunkach praca nauczyciela, jakiej trzeba żelaznej siły, aby w tej walce się nie pod d ać , nie trudno sobie w y ­ obrazić.

W dodatku nauczyciel napotyka często na zarzut, że nie patrzy na szkołę p o d kątem wie­

czności, a co zabawniejsza, że stawiają takie żąda­

nia ludzie którzy w życiu sami nikomu nie d a r o ­ waliby niczego, nie potrafiliby zrobić nikomu naj­

mniejszej, dobrow olnej koncesji.

Tak to walka rozgrzesza nie tylko z o b o w i ą ż ków w o b e c sumienia, ale nawet w o b e c p ro ste g o rozumu. Życie przecież składa się z miljardów d r o ­ bnych elementów, a kto zaprzepaszcza elementy, zatraca całość. Tej zasady trzymają się wszyscy normalni ludzie, nie w olno tego czynić jedynie n a ­ uczycielowi

Nie jest praw dą, jakoby zadanie nauczyciela ograniczało się do roli uczącego. Nie jest prawdą, jakoby nauczyciel nie miał nic w spólnego z rolą sędziego. Przeciwnie. Nauczyciel jest odpow iedzial­

nym powiernikiem wszelkiego ładu społecznego, i z o b o w i ą z k u kwalifikuje zdolności dorastają­

cych generacji Tej p o d w ójnej roli w ym aga n o w o ­ czesny, skomplikowany aparat społeczny, a pow rót do stanów pierwotniejszych, gdzie szkołi miała tylko nauczać, a nie osądzać wydatności inłelekttt alnej i moralnej swoich pupilów, wzorowałby s :ę na stosunkach greckich i rzymskich, przez któreto

(6)

u p o d o b n ie n ie ustrój szkolny sam zadałby sobie cios śmiertelny. Szkoły greckie obejm owały bowiem tylko znikomą liczebność społeczną, szkolnictwo rzymskie — o ile o takim w o góle m oże być m o ­ wa — istniało jedynie w jednej warstwie społecz- nei, w dodatku tu i tam mamy przed so b ^ tylko b a r d z o k r ó t k i o k r e s c z a s u , bo czymże jest okres rozkwitu „idealnych" szkół greek ch w o ­

bec długiego rozwoju n a rodów późniejszych.

Nie mamy tu oczywićcie na myśli tresury elementarnej państw ow ych zakładów w y c h o w aw ­ czych greckich, ale szkolnictwo wyższe, o d p o w ia ­ dające naszemu gimnazjum wyższem u oraz u n iw e r­

sytetowi.

Żądanie więc, że nauczyciel nie pow inien sta­

wiać trudności w osiąganiu patentu wyzwalającego, że powinien tylko u c z y ć a ni e o s ą d z a ć także p r a c y ucznia, jest albo zwykłym kawałem d e m a ­ g o g iczn y m albo polega na pomyłce.

Dom dzisiejszy ma jednak wielkie trudności w przysposabianiu i przystosowyw aniu m<odzieży już nietylko do wymagań szkoły, ale do życia kul­

turalnego w ogóle.

(C. d. n.) St. W —y .

Z

poeąji Jarasa Szewczenki

Przekłady Sydora Twerdochliba.

I.

W TRZYNASTE LATO SZŁO Ml ŻYCIE...

Przetworzenie.

W trzynaste lato szło mi życie, Odym pasał o w ce wedle wsi.

Czy Bóg sam jaśniał w nieba szczycie, Czy jam śnił szczęścia cu d w zachwycie,

Jak tylko dusza dziecka śni — Tak bło g o było mi w te dni, Jakgdybym pasał trzodę Boga.

Zwołują już i na południe,

A ja w burzanach, paląc chrust, 0 d o m u Boga marzę cudnie...

Zwidują mi się raje złudnie,

Modlitwa sam a płynie z u s t ! Igrają ow ce p o śró d bruzd, Łagodnie świeci oko Boga...

Cźy z piekieł trysła struga wrąca, By prędko zwarzyć ten mój raj, Czy też jarząca żagiew słońca

Spaliła rajski sen bez końca — Zczerniało sioło, step i gaj, Zbladł nawet niebios siny kraj, 1 już nie śniłem chwały B oga!

Spojrzałem. Owce, wełny wiechy — A ja ni owcy nie mam tam...

Posłałem w zrok na złote strzechy — Bóg nie dał piędzi, jak za grzechy...

W calutkim świecie jestem sam...

Zatkałem, myśląc o tern... Łkam I na głos żalę się na Boga...

A tam, przy d ro d z e gdzieś, dziewczyna, Ukryta p o śró d smukłych traw, Konopie czy też len dożyna,

P o d sierp ostatnią naręcz zgina, A kładąc suszyć ją nad staw, Płynącą zkądś z burzanów ław Zasłyszy skargę mą na Boga.

P o d e sz ła do mnie uśmiechnięta Jak ten na łanie maku kwiat.

Całuje w usta... Pachnie mięta...

Dziewczyna zgania me jagnięta — C hoć on e cudze, patrzę rad I myślę „mój ten cały św iat...“

I w sobie samym czuję Boga.

Dzieciństwa!.. Jednak, kiedy w sp o m n ę, To taki mię ogarnia smęt,

Ż e ja, pacholę to bezdom ne, Nie orzę dzisiaj skiby skromnej,

Że nie umarłem jako p ę d — Nie znając chimerycznych pęt I nie przekląwszy ludzi, Boga...

H.

CHUSTA.

(Z motywów ludowych).

Nie hulała w dzień niedzielny.

N a jedw abny strój weselny Zarabiała w noc i zrana, Przyśpiew ując pieśń do wiana :

„Chustę, s7ytą w ścieg, Białą niby śnieg,

Wyhaftuję, podaruję, O n mię za to pocałuje...

Biały rąbek mój Malowany s tr ó j!

Już mi kosa rozczesana,

Ze swym miłym chodz ę zrana...

Szczęsna dola ta To matula m a!

Żdz iwią się sąsiadki puste, Że sierota strojna w chustę,

W biały rąbek ten Haftowany w len.

W yszywała nicią cienką, Poglądając wciąż w okienko, Czy nie klekcą woły w rogi, C zy nie wraca czumak z drogi...

Na mokradłach brząka kumak Z za Limanu wraca czumak.

C u d ze statki, cudze woły...

Śpiewa czumak n ie w e so ły :

„D olo ludzka, dolo!

C zem u ś nie jednaka?

Hej, dolo czumaka!

Czym ja pił po nocy?

Czym się stracił z mocy?

Czy do ciebie moje nogi W step nie znają drogi ? • Czy-ż ja swoich d arów tobie Nie ślę w każdej dobie?

Ślę, co mam, ocho c zy : Moje czarne oczy...

M łode siły me junacze Kupili b o g a c z e ;

Przez nich sprawia może inny Z miłą zrękowiny...

Naucz wtedy pić czumaka, Dolo moja z ła !“

I na oczach nieboraka Zaświeciła łza...

(7)

Hej zajęczał puszczyk płowy W stepie na m o g i le ;

Chyli troska m łode głowy:

Do wsi cztery mile ..

„Pobłogosław , atamanie, Z oczyć wieś oczyma,

I do p o p a na tapczanie Zanieść pobratym a!"

Nie p o m o g ła spow ied ź święta, Na nic i znachory ;

Skrzypią wozy w dalszą drogę, Rusza czumak chory...

Czy to pracą utrudzona Jeg o młoda siła?

Czy tęsknica go w śród stepów Z białych n ó g zwaliła?

Czy też jego czarne oczy Ludzie źli urzekli, Że na wozie go do dom u

Towarzysze wlekli?...

. „Boże! g dyby wieś i miłą Ujrzeć choć zdaleka!. .“

Nie w y b ła g a ł!.. A niczyja Łza nie rosi wieka...

Postawili krzyż czumaki W stepie nad sierotą,

I poszli w świat, jak majaki...

Jak liść, strącon słolą,

O dszedł junak z tego świata, Wszystko zabrał oto. •

A gdzież chusta wyszywana, O dzie jedw abny rąbek?

O dz ie ż dziewczyny śpiew do wiana I jej śmiech gołąbek ?

W chustę na stepowym krzyżu Wieje wiatr w śród lata,

A dziewczyna w monastyrzu W arkocz swój rozplata...

III.

P O M Ó R . Włóczyła się z łopatą dżuma, Szczerbata baba, czarta kuma, Mogiły kopiąc w czarnej niwie, Gdzie kładła trupy człecze mściwie, A nie śpiewając requiem zgoła.

Wszyściutko zmiata w mig dokoła.

N a wiosnę. Kwitnie w okół ziele, A sady, druchny w białem płótnie,

Umyte rosą, proszą butnie Z dziewuchą ziemią na wesele.

Dziewoja, idąc po p rz ez wieś, Ma licach kalin ma rumieniec, Na czole gajów ciemny wieniec, A biedny naród co dnia bladszy.

Jak wystraszone jagnię patrzy...

P o chatach wszystko skryte gdzieś, Pogląda trwożnie, co świtanie,

Czy to już dzisiaj śmierć w drzwiach stanie...

W ulicy ryczą głodne woły, A konie wloką się w konopie, Rozniósłszy zgniłe częstokoły — A znikąd nie wybieży chłopię, Do stajni zagnać, ow sa dać.

Jakgdyby wszystkich zmorzył sen...

Posnęli... Twardy sen lo snać, G d y przepomnieli święty dzień:

Niedziela — znikąd d zw on nie huczy!

Bez dymu sterczą chat kominy;

A za wsią rosną co g o d /in y Mogiłki, jakby rył je kret...

1 miejsca już nie będzie wnet!...

G dzieś z głębi sadów, z jakiejś kuczy Zaszyci w skóry, smołą zlani,

Grabarze wyszli, jak pijani.

Z chat łańcuchami trupy wloką, By je p o g rz e b a ć tam za tłoką Bez trumny... Mija rzesza skora Dni, niedziel. Zmilkło nieme sioło, Śmiertelnie zcichło wszystko wkoło,

Porosło pokrzyw chw astem już.

Jedyny grabarz, żyw, z wieczora, Pod chatą też się zwalił w kurz, N ogam i bijąc, tocząc pianą...

A nikt nie wyszedł z chaty rano, By go pochować... Tam, p o d chatą, Nieszczęsny zgnił przez skwarne lalo.

Jak oaza na ugorach Sioło się zieleni.

Nikt nie wchodzi tam w tych porach, T \lk o wiatr co mieszka w polu, Na podścióikę liść kąkolu

Zbiera na jesieni.

D ługo jeszcze kąt ten głuchy Stał opustoszały.

Aż podeszły z pól pastuchy, Wieś podżegły zadżumioną, I zgorzała... Wiatry wioną,

Wiatry ślad rozwiały...*

J^ans J a e q c r.

O naturalizmie i determiniźmie.

(Dokończenie).

Innymi słowy, społeczeństwo, mocą obow iązku m oralnego w zględem jednostek, ma p ra w o ograni­

czyć w olność działania jednostek, co jest k onie­

czne po to, aby w s z y s t k i e jednostki m ogły osiągnąć pełnię wolności i rozw oju sił. W takim razie n i e m o ż e silniejszy uciskać słabszego, chy- b aby tę granicę przekroczył. Wtedy jednak s p o ­ łeczeństwo pociągnęłoby go za to do o d p o w ie ­ dzialności — w praw dzie nie z żadnym praw em moralnym lecz mocą ustaw.*)

Przystępuję tedy do innego zadania, które na­

stręcza się pisarzowi determiniście.

Jak mianowicie z jednej strony społeczeństwo m ocą sw eg o m oralnego zobowiązania ma praw o

*) W tym miejscu trzebaby może zauważyć, że w cał­

kowicie rozwiniętym społeczeństwie, które rzeczywiście speł­

nia swój obowiązek względem jednostek przez to, że wszystkim im politycznie, ekonomicznie, socjalnie i intele­

ktualnie dało pełnię wolności i rozwoju sił, w społeczeństwie zatym, w którym jednostka ma całkowite zrozumienie tego, co jest zbrodnia, mianowicie bunt przeciw społeczeństwu jako społeczności — że wtedy w ustawie karnej nie byłoby innych kar, tylko kara śmierci lub deportacja.

Bo ktoby wówczas jeszcze popełnił zbrodnię, popeł­

niłby ją już nie dlatego, że niemoralne stosunki społeczne oddziaływały niekorzystnie na jego naturę, lecz dlatego, że on swoją naturą wogóle nie nadaje się na członka wolnej społeczności. W skutek tego społeczność musi go wykluczyć, chociaż nie od niego zależy, że jest taki, jaki jest.

7

(8)

ująć w pew ne granice w olność działania jednostek po to, by wszystkie jednostki osiągnąć mogty p e ł ­ nię wolności i rozwoju sił — tak z drugiej strony jest też moralnym obowiązkiem społeczeństw a za­

kreślić te granice właśnie tak, jak to jest konieczne ze w zględu n a t e n cel. Ni mniej ni więcej. B o : jeśli się te granice nazbyt śrieśni, to wtedy — jak to się działo i p o d władztw em moralności indywi­

dualistycznej — z jednej strony pociągnie to za sobą bezpotrzebr.ie niwelacię indywidualności, skut kiem czego zubożeje życie społeczne, z drugiej zaś

uczyni zbrodniarzami takich ludzi, którzy nie m u ­ sieli się stać nimi. A jeśli się te granice nazbyt rozluźni, to w takim ra/ie da się m ożność silniej­

szem u uciskać słabszego

Gdy się zaś ok że, że w o bec nym ustroju społecznym raz zakreśla się wolności osobistej za ciasne granice i tem ^ p ow ^ dow uje się bezpotrze- bnie niwelację indy w idualności; niekiedy zaś za nad­

to się je rozluźnia, tak że s Iniejszemu istotnie na­

darza się s p o so b n o ść i m ożność uciskania słabsze­

go i przeszkodzenia w olnem u rozwojowi jego sił politycznych, ekonomicznych, socjalnych i intelektu­

alnych — wtedy r/e z ja^na, że pisarz determini- sta jako tworzywo dla swych artystycznych kom- pozycyj chętnie wybierze właśnie dzieje rozwoju jednostek, które ucierpiały z p o w o d u tych wad ustroju społecznego:

Aby w ykam ć jak i o ile zawiniły niemoralne instytucje społeczeństwa w wypaczeniu i skarłowa- ceniu, w nieszczęść u i nędzy indywidualności.

G d y się naprzykład okaże, że istniejące praw o własności ekonomicznie silniejszemu daje praw o uciskać politycznie, g o -p o d a rc z o , socjalnie i inte­

lektualnie słabszego ekonomicznie i że taki stan rzeczy rodzi wielkie społeczne zła: nędzę, ździcze nie, ciemnotę ; gdy się okaże, że instytucja rodzi­

ny albo małżeń twa wskutek sw eg o nienaturalnego roździału płci, u poszczególnych jednostek stwarza to tło w yu/dania, które w połączeniu z nędzą, zdziczeniem i ciemnotą sp ro w a d za wielkie zło społeczne, zwane m eob y cz ajn o ścią; gdy się okaże wreszcie, że te zła społeczne ustawicznie żądają m nóstw a of ar — wiedy, rzecz jasna, pisarz deter- minista jako tw orzyw o dla swych artystycznych kom pozycyj chętnie wybierze dzieje rozw oju właś- śnie tych indywidualności, które padły ofiarą tego zła społecznego

Jeśli to jednak uczyni, to g o się znow u n a ­ pada pomawianiem o „spokrewnienie z tem, co nizkie, złe, nieprzyzwoite w strętne11. Naturalista m oże się zwrócić, gdzie z e c h c e ; może się jąć tego lub o w e g o za tan a, które mu nasuw a jego świato­

pogląd — zawsze plwać mu w twarz będą tymi wyświechtanymi gadamami Subtelni, moralni char- łacy, zwący się ludźmi uspołecznionymi, n i e c h c ą , by ich stawiano oko w oko z nędzą ich ofiar

C ó ż obchodzi tych ludzi z ich sobkow stw em , ludzi, którzy nigdy me wiedzieli,co to jest zmysł społeczny, że niektórzy cudzy ludzie nie m o g ą się czuć do b rz e w ich porządnym , w ygodnym s p o łe ­ czeństwie i dlatego — giną! C o ich o b ch o d z ą c u ­ dzy ludzie.

C udzy iudzie...? A je ś lb y kiedyś razem z tam­

tymi także ten i ów z ich własnej sfery zginął ?! — Kto wie, może toby ich wzruszyło ?...

Kto wie — może to i warte próby.

Jest w naszym społeczeństw ie m a ł a g a r s t ­ k a l u d z i — n a j c z ę ś c i e j s ą t o s y n o w i e d z i e l n y c h r o d z i c ó w — d l a k t ó r y c h b i e d n e b e z d u s z n e ż y c i e w n o w o c z e ­ s n y m s p o ł e c z e ń s t w i e n i e m a n a t y l e

u r o k u , b y w i d o k i , ż y ć t a k i m ż y c i e m , m o g ł o w p r a w i ć w r u c h i c h e n e r g j ę — ludzie, dla których now oczesne społeczeństw o jest płaską rozpaczliwą pustynią piaskową, gdzie oni nigdzie osiedlić się nie mogą, gdzie wa'ęsają się tylko i tęsknią za życiem. Ta mała garstka — to przedw cześnie n a ro d zo n e dzieci przyszłości, jej pierwszy siew, to męże z wielkimi w y m o g am i, wy­

mogami przyszłości które zasp o k o jo n e być m ogą do piero przy s w o b o d n ejszych, bogatszych i pię­

kniejszych formach społecznych, jakie stworzyć za- w arow ane jest przyszłości — j e s t t o r o z p i e r z ­ c h ł a p o k r a j u b e z d o m n a b o h e m a . Także ładny wytwór now oczesnej kultury.

Jakiż przebieg ma życie tych bezdom nych ? P rzepędzają oni swą m łodość p o części na tym, że czynią b ez p ło d n e próby, na zewnątrz zna­

leźć cel, odpowiadający głębokiem u dążeniu wr ich piersi, p o części na próbach, również bezpłodnych, ukoić to tęsknoty pełne dążenie za p o m o c ą wszyst­

kich tych duchow ych narkotyków, które im stawia do w yboru stara, aż do jądra stęchła społeczność.

A kiedy nareszcie poznali już b e z p ło d n o ść tych pró b i padła na nich beznadziejność — wtedy p e ­ w n e g o pięknego dnia ocykają się i uświadamiają sobie położenie Wtedy ogarnia ich wściekłość na to dzielne p o rz ąd n e społeczeństw o, które cał­

kiem spokojnie, z zimną krwią zmarnowało ich życie - i przez jedną chwilę myślą o tym, by zerw ać się do walki z tą całą szatańską porządno- ścią i dzielnością. Wtedy jednak jest już zapóźno.

M łodość ich już się sk o ń c z y ła ; nadw erężona jest ich energja, a może i ich siła do pracy. I g dyby nawet mogli czegoś d okonać — to przecież o n i nie mieliby sposobności, spożyw ać ow oce swej pracy.

A do p ra w d y nie mają oni najmniejszej o c h o ­ ty, rzucać się w wir pełnego wysiłków pracowitego życia, z którego zebrać mają żniwo nie oni sami a tylko inni; oni nie są już tak młodzi, by mógł ich zadowolić miast życia — jego su ro g a t: walka 0 uratowanie tych, którzy nastaną później. Przynaj­

mniej, taka walka nie może ich na tyle zapalić, by oni mogli przyzwyciężyć swoje znużenie i bez- energję.

Tak więc rozpływ a się w nicość wściekłość pierwszej chwili, znow u pada na nich spokój b ez­

nadziejności i w zblazowaniu pędzą dalej swój ży­

wot. Zycie przybiera dla nich coraz mroczniejszą 1 mroczniejszą postać, beznadziejność stopniuje się w rozpacz, a w m ózgu lęgnie się myśl o sam o b ó j­

stwie. I w następstwie — rzeczywiście odbierają sobie życie, jeśli instynkt zachowawczy nie jest dość silny, by tę konsekwencję zrównoważył.

W tym ostatnim w ypadku, ratują się bylejakim m a­

łym stanowiskiem, na którym starają się utrzymać przy życiu — aż w końcu natura, ulitowawszy się nad nimi, zsyła im śmierć której, g d y b y byli roz­

sądni, to już od dawna sami w'ezwać byli p o ­ winni.

Jak widać : także bard zo piękne zadanie dla pisarza deterministy. Ale też znow u niewdzięczne tw orzywo „pokrewne z tem,co nizkie, złe, nieprzy­

zwoite, w strętne11.

A przecie chodzi tu o własne drogie p o to m ­ stwo dzielnych obywateli, o ich dzieci boleści. Iclf w ł a s n e , mało tego, najlepsze, najbardziej do r o z ­ kwitu zdolne z p o ś ró d ich własnych dzieci, giną w ten sposób.

A co, g d yby m ożna dzielnych obywateli mi strzowskitn przedstawieniem koleji żywota tych nieszczęśliwców, którzy padają ofiarą ubóstw a s p o ­ łecznego życia, nakłonić do tego, by nawskróś

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wydaje się, że to jest właśnie granica, wzdłuż której przede wszystkim tworzyła się Europa Wschodnia, lub raczej wschodnia wersja „europejskości”: jest to

Jeżeli najwyższem zadaniem artysty jest uświadamianie chaosu życiow ego, a więc ukazywanie wiecznych prawd istnienia, to krytyk nie tylko ma dać skupiony obraz

jów, bez w zględu na to, czy się będzie upraw ać politykę socjalną czy też nie. Nastrój rewolucyjnylrobot- ników jest ważniejszy od d robnyc h korzyści jakie

Chodziło mi tylko o zaznaczenie faktu, że są u nas ludzie, którzy celowo wykazują „nieżyczli- wość“ Wiednia względem nas, niedoceniając tego, co już

gły jęk syren fabrycznych historję biednej szwaczki mamroce ci zrzędząca za ścianą maszyna do szycia, skrzeczący głos papugi opowiada o smutnej doli opuszczonej

Jakkolwiek, na daleką nawet metę, nie można przewidywać aby zmieniły się podstawy na których opiera się związek Niemiec z Austrją; jednak może on, jak

O żadnej więc „zdradzie* posła Stapińskiego mowy być nie może. Zapominać też nie należy, że charakter każdego stronnictwa politycznego zależy od tych

Rusini tylko we Lwowie posiadają silne ogni sko życia kulturalnego, gdyż tu tylko skupia się ich dużo.. Uniwersytet narodu biednego,