Praceimk^Iąslia
2 1 3 2 7 4
i
I - . - '
- .
'.T.M ’k'UflfT
Cena 1
B Y T O M G .-Ś.
N a l i ł a d e r i i i c z c i o n k a m i W Y D A W N I C T W A „ K A T O L I K A “ .
1881
.w'i i s / 66 51 ^ 9 Wydawnictwo „Katolika“ w Bytomiu G.-Szl,
■ v poleca
Dobry K atolik w p ro te sta n c k ic h okolicach.
C ena 10 fen., z przesyłką 13 fen. (100 egz. 6 m ., 500 egz. 25 m., 1000 egz. 45 m.
E lem entarz Polski 10 fen., z przesyłką 13 fen.
Szczęście n a w si. P ow ieść ks. A. Łukasz- kiew icza. C ena egzem plarza 65 fen., z p rzesy łk ą 75 fen.
W ierna Rózia czyli zwycięstwo w iary kato li
ckiej. Pow ieść z obecnego czasu, tłó m a - czył K aról M iarka. Cena egzem plarza brosz. 60 fen., z o p raw ą 85 fen. N a por- toryum up rasza się dołączyć 10 fen.
Ze zdrow ego pnia n a p isa ł ks. S tan. Kostka
‘ 50 fen., z przesy łk ą 55 fen.
Kto w inien? n a p isa ł ks. S tan. K ostka 40 fen., z p rzesyłką 45 fen.
W alka o byt i w a lk a o cnotę nap isał ks.
J a n *** C ena 55 fen. franko.
Masoni czyli w olnom ularze. O dbitka z „Ś w ia
tła .“ Cena 10 fen. z przesyłką 13 fen.
Wianek najucieszniejszych an eg d o t i fraszek dla śm iechu i zabawy, ale i dla poucze
nia. C ena 35 fen , z przes. 38 fen.
Pieśni P olskie używ ane na G órnym Szląsku.
Cena zeszytu 20 fen. Zeszyt I-szy, II-gi i
III-ci kosztuje z przesyłką franko 60 fen.
1.
O żydzie, wiecznym tułaczu,
Aliaswerus, wieczny żyd, tułacz, był szew
cem w Jerozolimie. Gdy Chrystus P an uda
wał sie na górą Golgotą, chciał spocząć chwilą n a progu drzwi domu Ahaswerasa. Ten je dnak nie pozwolił na to, ćo więcej wyśmiał się z Chrystusa i złorzeczył Mu. Z a to skazany został na tułactwo ciągłe po świecie przez trzy tysiące lat. W tym czasie nigdzie nie znajdzie spokoju i w ytchnienia,: ciągle musi iść dalej i dalej, dokąd go oczy niosą.
P rzed 50 laty miał żyd wieczny przybyć do m iasta Prudnika. Tam opowiadał, że co 60 lub 80 la t jedne i te same m iasta odwie
dza. Chodzi piechotą; wozem lub koleją że
lazną nie jeździ. Mój dziad nieboszczyk (Panie, świeć jego duszy) opowiadał mi, że przed laty spotkał n a drodze żyda wiecznego i szedł z nim razem od Brzegu aż do Nysy. Podług jego opowiadania żyd wieczny wyglądał na 60 lat,
K lechdy i podania. 1
mial siwe włosy i siwą, długą brodą. Ubrany był w szary płaszcz i miał wielki, okrągły ka
pelusz n a głowie; podpierał się grubym kijem.
Przedewszystkiem chodzi on po okolicach ka
tolickich, odwiedza kościoły, modli sią i czyni pokutę, aby Boga za swój grzech przebłagać.
Posiada dar przepowiadania przyszłych rzeczy;
w roku 1728 przepowiedział, że za dwa lata spadnie zaraza t. z. czarna śmierć na W ro cław i Opole. 1
1'zeczywiście panowała w roku 1730 w obydwóch tych miastach straszna za
raza i wiele tysięcy ludzi pomarło. Jałm użny w pieniądzach nie bierze; natomiast, gdy mu kto poda strawy i napoju, przyjmuje. Jego obuwie i odzienie nigdy się nie drze, dla tego też pieniędzy nie potrzebuje. Obecnie ma przebywać w Palestynie.
W pierwszej połowie 17-go wieku przy
szedł żyd wieczny do Bystrzycy (Habelschwerd) m iasta w hrabstwie kłodzkiem. Do któregc domu zapukał i o nocleg prosił, wszędzie gc odpędzono. W reszcie znalazł przytułek u bie dnych ludzi na ulicy garbarskiej, na końci miasta. W tedy przepowiedział, że wielkie nie szczęście spotka niedługo miasto. Sprawdził*
się to w kilka łat potem, r. 1646, w któryn
całe miasto spłonęło z wyjątkiem ulicy gar
barskiej. Przed kilkudziesięciu laty miał by
żyd wieczny w Głubczycach. Z okolicy zbie
3
żało się wielu ludzi, aby go zobaczyć, ale go odkryć nie zdołano. Pewnego razu przyszedł żyd wieczny do kościoła. N ikt z obecnych go nie widział, tylko pewien student, który uczył się n a księdza. N a drugi dzień spostrzegł go znowu. Doradzono mu tedy, gdyby go jeszcze raz miał zobaczyć, aby się zapytał, kto on taki? N a trzeci dzień przyszedł żyd wieczny znowu do kościoła i wtedy go się ów student zapytał. Odpowiedział, że jest żydem wiecz
nym tułaczem, że skazany został na tułactwo dla tego, ponieważ strudzonemu P an u Jezu sowi nie pozwolił spocząć na progu swego do
mu, źe z pokorą spełnia straszną pokutę, aby w dniu ostatecznym uzyskać przebaczenie za grzech.
2 .
O a gaa o lau
Smoka lud wyobraża sobie, jako zwierzę z olbrzymierni skrzydłami, ogonem często na 100 łokci długim i paszczą wielką, z której ogień bucha. M a to być sam czart, który o północy w niebieskawej lub żółtawej postaci leci ponad miastami i wioskami i tym oso
bom, które złe życie prowadzą, zwłaszcza zaś tym, którzy się krzywoprzysięstwa dopuścili,
1*
4
przez komin pieniądze wrzuca. To są dobre smoki. Z łe smoki nic ludziom nie dają, co więcej porywają często dzieci na żer dla siebie.
Smok taki leci bardzo szybko jak błyskawica, ledwie się pokaże, już znika, zostawiając za sobą swąd siarki. — Przed pięćdziesięciu laty miał smok przelecieć nad miastem B iałą i wrzu
cił jednem u z mieszkańców, który za bardzo złego uchodził człowieka, wór pełen złota, tak iż ów człowiek wielkim się stał bogaczem.
Smok nietylko złoto daje swym sługom t. j.
takim , którzy przez złe życie i uczynki dla djabła pracują, ale i „inne rzeczy n. p. zboże.
Odbierają je ci włościanie, którzy cię ciągle procesują i w kłótniach i niezgodzie z ludźmi żyją. Smocze zboże poznaje się po tem, że wszystkie czubki ziaren, są zczerniałe, jakby opalone i czuć je siarką. K to mu swą duszę przyrzecze, tego zasypuje podarunkami; jeżeli kto przyrzeczenia nie dotrzyma, temu odbiera to, co dał.
Pewien chłop z Holasowic (Kreuzendorf), którego smok zbożem często obdarzał, zawiózł je do pewnego młynarza. Ten obejrzy zboże, a tu wszystkie ziarna m ają czubki zczerniałe, jakby opalone. »Zkądeście przyjacielu?« za- pyta chłopa. » Z Holasowic« odrzecze zapy
tany. »Zemlejcie sobie tedy wasze zboże sami«
odpowie na to młynarz »ja go wam nie zmie-
5
lę.« T en chłop sprzedawał eząsto po 20 do 30 miechów zboża naraz, aż sią kupcy zbo
żowi w Głubczycach dziwowali temu. W owych czasach skupowali kupcy z Austryi wszystko zboże po wsiach, tak że chłopi na targ jeździć nie potrzebowali. Ów chłop jednak odstawiał zboże do Głubczyc, aby przed lu
dźmi swej wsi się nie zdradzić, że jest przyja
cielem smoka.
W Bielawie przy Nysie przelatywał da
wniej ognisty smok nad wsią. N ie można je dnak było widzieć, ja k wygląda, bo zawsze oto-
• czony był wielkim i gęstym dymem. Jeżeli leciał nisko nad domami, a wyglądał żółciście, wtedy niósł z sobą skarby wielkie, złoto lub zboże; jeżeli leciał wysoko, a wyglądał szaro, tedy nie niósł niczego i był biedny. Stróż nocny z tej wsi podobno m iał przed laty wi
dywać przelatujących smoków.
Podobno są tacy ludzie, którzy smocze
jaje m aja w sobie. D la tego im się wszystko
szczęści, do czego się wezmą, wszystko im się
udaje, nie chorują. D la tego też mówi lud
o takim, który m a szczęście: ;>Ten ma spółkę
ze smokiem« to znaczy: Smok czyli czart
go strzeże, aby mu się czasem nie wymknął
z mocy. Smoczemi jajam i nazywają też takie
jaja kurze, które nie m ają twardej skompki,
tylko miękką.
6 3.
O strzelcu nocnym.
Czasami o północy zrywa się nagle w boru gwałtowny wicher. W śród niego dochodzą zdała szczekania psów, odgłosy rogów, krzyki i strzały. To »strzelec nocny« wyjechał na łowy. Strzelcem tym jest pewien leśniczy, który za życia dopuścił się wielu zbrodni i za to skazany został na to, że ciągle ze sforą psów odprawiać musi łowy. Jeździ on na koniu po ziemi; częściej jednak w powietrzu. Zapory dla niego nie m a żadnej; przez gęstwinę pędzi tak szybko, jak przez polanki lub powietrze.
In n i mówią, że »strzelec nocny« nie był leśni
czym, ale szlachcicem, posiedzicielem dóbr, który za to, że oddawał się polowaniu w niedziele i dni świąteczne, n a tę pokut«; skazany został.
O postawie jego też różnie mówią: jedni twier
dzą, że wygląda jak rycerz, ale. nie m a głowy, inni, że ubrany jest w zielone strzeleckie ubra
nie a jeździ n a koniu o trzech głowach; po
dług innych chodzi pieszo z flintą ńa ramieniu.
W pewnym lesie prudnickiego powiatu sły
szano często gwar i wrzawę wielką i opowia
dano, że to strzelec nocny poluje. Ubogi tkacz,
który w lesie mieszkał, chciał pewnego dnia
wyjść po drzewo do boru. Ledwie wyszedł
i drzwi za sobą zamknął, gdy w tej chwili strzelec nocny z gromadą psów wielkich nad- pędził. Przestraszony skoczył ku drzwiom, ale jeszcze wiecej sią przeraził, gdy spostrzegł przed domem swym gromadą psów. O parł sią o drze
wo, aby nie paść ze strachu. W śród strasz
nego wiatru usłyszał strzelanie a kule padały tuż blisko niego. W tej trwodze śmiertelnej w estchnął: »Jezus, M arya i św. Józef, ratujcie mnie!« I w tym momencie ustał wiatr, znikły psy i strzelec nocny.
In n ą razą szedł pewien robotnik od rąba
nia drzewa o północy drogą od Małej Jam y do Twardejgóry. W środku lasu usłyszał n a
gle ujadanie psów, trzask bicza, strzały, odgłosy rogów, krzyki. W strachu skoczył za krzak głogu. Ledwie sią tam schronił, przeleciał drogą strzelec nocny z psami, których tak było wiele, że piąć minut ciągle biegły przed oczami robotnika. Ledwie żywy przybył do domu.
In n y człowiek tak ą samą gromadą widział, tylko strzelec nocny głowy nie miał n a tułowie, ale w rąku a co chwila nią w górą podrzucał, jakby piłką. W innych okolicach opowiadają sobie o »jeźdzcu nocnym.« M a to być sam
»zły«, który dusze potępione i w jego mocy będące, w konie zamienia i na nich jeździ.
W Jakartow icach (Eckersdorf) w hrabstwie
Kłodzkiem, a podług innych na drodze do
Marklisy (Łysy) stała kuźnia. Pewnej nocy wielki wicher zbudził kowala. Zerw ał się na nogi i słucha. K toś go woła i do drzwi ko
łacze. W staje, otwiera i widzi przed sobą śtrzełca, trzymającego konia za cugle. »Pod- kujcie m i prędko konia« odezwał się późny gość, »ale na wszystkie cztery nogi.« Kowal posłuszny wziął się do roboty. Gdy trzecią podkowę na jednę z przednich nóg przybijał, zdawało mu się, jakby koń stęknął, niby czło
wiek, gdy m u co dolega. Przerwał tedy ro
botę, ale strzelec nalegał, a złoto sypał do kie
szeni fartucha majstra. Tenże okuł konia na trzecią nogę. W tej chwili wbiegła do kuźni żona sąsiada i z płaczem zawołała: »Przed chwilą m ąż mój umarł.« A. był-to znany grzesznik wielki. Zaledwie te słowa wyrzekła, nastąpił straszliwy huk, błyskawica oświeci
ła kuźnię, a kowal i wdowa potoczyli się, oślepieni tern światłem. Gdy przyszli do sie
bie już znaku nie było po strzelcu i koniu.
To »zły« duszę grzesznego sąsiada w konia zamienił i podkuć go kazał. Kowal zaraz się z kuźni wyprowadził, którą odtąd »czartowską kuźnią« nazywano. Później zburzoną ją.
W »Sowich Górach« szedł pewien chłop nocą przez las. N araz stanął przed nim strze
lec i oświadczył mu, że mu będzie towa
rzyszył. Chłop ucieszył się z tego, a że strze
9
lec był rozmowny, rozgadał się z nim n a dobre.
N arzekał najbardziej na brak pieniędzy. »Pie
niędzy możecie odemnie dostać tyle, ile chce
cie« odezwał się na to strzelec. »Jeżeli tak, to nie potrzebujemy dalej iść«, odrzekł na to chłop. W rócili się tedy do domu chłopa, a tu strzelec wysypał wiele złota na stół. W całym domu jednak nie było atramentu, aby oblig napisać. W tedy odezwał się strzelec: »Wiecie co? Najłatwiejsza sprawa, abyście zadraśli się w rękę i krwią napisali« Chłop, gdy to usłyszał, zmiarkował dopiero, jakiego gościa m a w domu. U dał jednak, że niczego się nie domyśla i prosił Strzelca, aby u niego zano
cował, a nazajutrz on już się o atram ent po
stara. Strzelec przystał na to, położył się na słomie i wnet usnął. Chłop tymczasem po cichu wymknął się z chałupy, pobiegł do księ
dza i opowiedział wszystko. Ksiądz przyszedł z nim razem do chaty i począł kropić śpiącego święconą wodą. Ten porwał się z posłania, wypadł ja k wściekły na dwór i znikł, tylko za
duch siarki rozszedł się po izbie. Pieniądze otrzymane od Strzelca oddal chłop na zbudo
wanie kościoła. Ksiądz zaś dopomógł mu do zapłacenia długów, jakie miał na gospodar
stwie. W okolicy Nysy nazywają nocnego
Strzelca »polnym strzelcem«. Starzy ludzie
mówią, że dawnemi laty, kiedy się wyszło na
10
pola, można było słyszeć strzelanie i szczeka
nie psów. Nie widziano jednak ani strzelców ani psów. Tylko w iatr gwałtowny przelatywał n ad głową. To »polny strzelec« polował i pę
dził w powietrzu.
»♦«:--- 4.
0 leśnych karłach i karlicach.
P odług mniem ania ludu wszystkie lasy zaludnione były karłam i i karlicam i; mianowicie gnieździły się one w szczelinach skal i jam ach leśnych. O karlicach więcej jest podań, niż 0 karłach. S ą one przyjaciołami ludzi i chę
tnie ludziom pomagają. Przedewszystkiem opie
kują się biednemi, uciśnionemi, prześladowa- nemi a pobożnemi. D la tego, że ludziom do
brodziejstwa świadczą, nie cierpi ich djabeł 1 prześladuje, gdzie może. Uciekają przed nim, a gdy dopadną drzewa, n a którem krzyżyk jest wyrżnięty, chwytają go się oburącz i wtedy już djabeł nie m a do nich przystępu, ani nad niemi mocy. Jeżeli karlica nie zdoła do drzewa z krzyżykiem dobiedz, wtedy chwyta ją djabeł i unosi w powietrze.
Pew na komornica chorowała bardzo ciężko,
a że nie miała krewnych i bardzo była biedną,
11
nikt sią nią nie opiekował. Zjawiła sią tedy karlica, nie wyższa nad dwie stopy, która chorą pielągnowała. B yła zawsze wesoła i za
bawiała chorą jak mogła. Kiedy sią jednak wiatr gwałtowny zerwał, ogarniała ją trwoga.
W tedy biegła do krzyża, umieszczonego na drzwiach i chwytała go się obiema rękami.
Pewnego razu jednak napotkał j ą wiatr w dro
dze, blisko domu komornicy. Pomimo, źe ucie
kała, ile sił miała, nie zdołała zbiedz; wiatr porwał i uniósł ją gdzieś daleko.
Pewnego leśniczego w lasach strambur- skich (Trachenberg) napadli rabczyki i strze
liwszy trzy razy do niego, tak ciężko go zranili, że padł na ziemią jak nieżywy. W nocy wyszło z gęstwiny kilka karlic, obmyły wodą jego rany, postarały się o wóz i konia, włożyły rannego i zawiozły go aż przed jego dom. Z a pukały do okna na żonę leśniczego i potem znikły.
Przy ścinaniu drzew w pszczyńskich lasach ugodzony został pewien robotnik upadaj ącem drzewem i padł ranny bez przytomności. R o
botnik ten miał zwyczaj wycinania krzyżyków
na drzewach w lesie i już kilka set drzew tern
znamieniem naznaczył. K arlice wiedziały i o
tern i były mu bardzo wdzięczne za to. Teraz
więc, gdy ich dobroczyńca bez pomocy leżał
drzewem przyciśnięty, przybiegły mu na ratu-
12
nek. Dobyły go z pod drzewa, obmyły i obwią
zały mu rany, które sią bardzo prędko za
goiły, a robotnik wnet wyzdrowiał. D la tego to robotnicy szląscy leśni mają zwyczaj naci
nania drzew znakiem krzyża, mianowicie zaś wtedy, gdy zabierają się do ścinania wielkich i wielu drzew.: Chcą sobie przez to zaskarbić łaskę u karlic w razie nieszczęścia.
Podobno jakiś czarodziej potężny zaklął ród karli i zmusił go do opuszczenia szląskich okolic, a wyprowadzenia się do jakiegoś kraju nieznane
go. Sołtys pewnej wsi miał stawić im wóz do przeprowadzki. Powiedziały mu karły, aby to był wóz żniwny, drabiasty. O oznaczonym cza
sie sołtys stanął z nim w lesie, przed mieszka
niem karłów. Ujrzał kilka karzełków i karlic, między niemi i króla. Ci gdy wsiedli na wóz, woźnica się zabiera, aby ruszyć z miejsca.
Konie zaparły się kopytami w ziemię, chcą ruszyć z miejsca, a nie mogą wozu uciągnąć.
W oźnica obejrzy się i widzi, że tylko kilku karłów n a wozie siedzi. P y ta więc króla, z j a kiej przyczyny konie uciągnąć nie mogą. K ról uśmiechnął się i podał woźnicy swój kapturek, aby go włożył na głowę. Ledwie to woźnica uczynił, ujrzał — o dziwo — wóz pełniusieńki karzełków, które siedziały na drabiach, trzy
mały się szczebli, luśni i t. p., gdzie kto mógł.
W tedy dopiero sołtys zrozumiał, dla czego ko
13
nie ruszyć się nie mogły. Sam tedy zsiadł z wozu i wio! wio! n a konie, które wreszcie ruszyły.
W niektórych okolicach nazywają je »pol- nemi karłami« i sądzą, że mieszkają w polu po rowach, także we wzgórzach. T e karzełki chodziły po polach i przyglądały się pracy lu
dzi. K to w dzień niedzielny w polu pra
cował, tego czekała sroga od nich kara. Gdy pewien chłop z Nowaka w Niedzielę zboże zwoził, nadbiegły karzełki i tak długo płoszyły konie, aż te się polękały i pozrywawszy szory a wóz w polu zostawiwszy, do domu uciekły.
K arzełki w ogóle ludziom sprzyjały. Tylko w jednym przypadku czyniły im krzywdę, a mia
nowicie, gdy jacy rodzice dziecko samo w polu zostawili, wtedy nadbiegały, zabierały dziecinę, a na jej miejsce podkładały jedno z swych dzieci. Te dzieci podłożone zawsze pozostały małe i niekształtne.
Czasami figle ich się trzymały. Pewnego razu orał młody parobeczek w pobliżu wzgó
rza, w którem wedle opowiadania ludzi ka
rzełki mieszkały. Parobek nasłuchał się wiele o tych karzełkach, wiedział, że prowadzą go
spodarstwo, jak ludzie i bardzo smaczny chleb pieką. Gdy tedy tak orze i pogwizduje, sły
szy od wzgórza jakieś skrobanie. Chłopak nie
był w ciemię bity, nadstawił ucha i poznał, że
14
to ciasto z dzieży wyskrobują, czyli, że chleb pieką. K rzyknął tedy w tę stronę: »A upiecz
cie mi też podpłomyk«. (Placek z ciasta pie
czony na węglach.) K rzyknął sobie tak więcej n a wiatr, boć nie wierzył, aby karzełki o jego życzenia troszczyć się chciały. Jakież było jednak jego zdumienie, gdy nagle doszedł go głos od wzgórza: »Dostaniesz podpłomyk!«
Nie długo potem karlica stanęła przed nim i przyniosła mu na srebrnym talerzu podpło
myk owinięty w jedwabną chustkę. Parobek nie chciał go przyjąć. K arlica jednak, widząc pług n a stronę przechylony, położyła podpło
myk na ostrzu od pługa i rzekła: »Jedz, bo gdy nie będziesz jadł, spotka cię nieszczęście«.
To rzekłszy, znikła. Parobek w wielkim zna
lazł się kłopocie. Mówił sobie: »Nie zjem, to mi karły kark ukręcą, a zjem, to kto wie, co w tym podpłomyku siedzi.« W ziął się tedy na sposób. A by się przekonać, czy placek nie jest szkodliwy, ułamał kawał i dał psu, którego m iał z sobą w polu. Pies zżarł, oblizywał się a koło pana chodził, niby prosząc o więcej.
»Musi być dobre« pomyślał tedy parobek i po
czął jeść. Nigdy w życiu ani przedtem ani
potem takiego delikatnego placka nie jadł.
15
5.
O R z e p n i k u . .
Gróra Śnieżka w górach Karkonoszach (Olbrzymich, Riesengebirge) była ongi siedzibą Rzepnika. N a wierzchu ziemi tylko na kilka mil obszaru rozciągało się jego państwo i wła
dza; za to w głąbi ziemi był panem ogrom
nych obszarów wszerz i wdłuż. T u też znaj
dowało sią właściwe jego mieszkanie i tylko niekiedy wychodził na powierzchnią ziemi. Gdy w tych okolicach ludzie jeszcze nie mieszkali, wychodził rzadko z podziemi, a kiedy wyszedł, to płatał różne figle i psocił sią zwierzątom, to drażniąc, to płosząc, to podniecając je mią- dzy sobą do walki. Pewnego razu, gdy po paruset latach znowu z pod ziemi n a świat wyjrzał, zdziwił się wielce, spostrzegłszy n a nim wielkie zmiany; prawie swych ziem nie mógł poznać. Ciemne lasy wycięto, na łąkach pasły sią owce i bydło, a tu i ówdzie stały chałupy i wsie całe, w nich zaś istoty ludzkie, chodzące, mówiące, pracujące. W głową Rzepnik zacho
dził, coby to za istoty być mogły. W ziął się tedy na sposób i aby je poznać, przybrał także tak ą samą postać, ja k ą one miały i dalej wę
drować pomiędzy nimi.
16
Najprzód urządzi! się za parobka do pe
wnego gospodarza i pracował bardzo pilnie, pełniąc to wszystko, co mu gospodarz nakazał.
A że był bardzo mądry, więc każda robota, choć i bardzo trudna i ciężka, zawsze mu się udawała. Gospodarz miał z niego wiele zysku i doszedł do bogactwa. Nie umiał jednak m a
jątku szanować, hulał całemi dniami i nocami, a ty parobku r ó b ! Co więcej, jeszcze ganił parobka i nazywał go leniwcem. Rozgniewał się o to Rzepnik, rzucił służbę u niewdzięcz
nego pana i przystał za owczarza do innego gospodarza. Znowu pilnie wypełniał swe obo
wiązki, pasł owce, bronił od wilków, żadna owca mu nie zmarniała. A le nowy jego pan był skąpym i nie chciał mu zapłacić zasług.
D la tego Rzepnik go opuścił a przyjął służbę u pewnego wójta; został sługą wójtowskim.
I tu znowu pilnie swe obowiązki wykonywał.
Mianowicie skrzętnie chwytał wszystkich oprysz- ków i włóczęgów, do więzienia ich zasadzał a srogo karał. "W krótkim czasie uprzątnął całe wójtostwo z ladajakich ludzi i hultajstwa.
Gdy jednak spostrzegł, że wójt jest niesprawie
dliwym sędzią, że można go przekupić poda
runkami, nie chciał dłużej takiemu panu słu
żyć i dla tego poszedł sobie.
Ponieważ zaś samych złych ludzi poznał,
sądził, że wszyscy tacy i postanowił ich prze-
śladować. A le razu pewnego spostrzegł przed domem pewną dziewczyną, która mu się bardzo podobała. Chciał j ą wziąć za żonę i obiecy
wał jej pałace, bogactwa, jakie królewny mają.
Dziewczę jednak nie wierzyło temu i bało się Kzepnika, choć nie wiedziało, kim on jest.
Powiedziało mu też otwarcie, aby sobie szedł swoją drogą, a jem u dał pokój. A le Rzepnik tak się w ni em rozmiłowały że ciągle ürti się z małżeństwem napierał, choć dziewczę słuchać go nie chciało. Gdy jego ciągle prośby i mo- - lestaeyo nie ustawały, postanowiło dziewczę uciec z kraju do kraju sąsiedniego. Ponieważ Rzepnik ciągle je m iał n a oku, dla tego wzięło się na. taki sposób. Udało niby, że chce żoną jego zostać, ale oświadczyło, że Rzepnik musi
wpierw spełnić jeden wrarunek.
»Patrz,« rzekło dziewczę, »tam na tern polu rośnie rzepa. Jeżeli mi powiesz, ile tam rzepek razem, wtedy zostanę twoją żoną. N aj
przód przelicz sam, potem ja przeliczę, aby się przekonać, czyś dobrze zliczył.«
Rzepnik, gdy to usłyszał, dalej w pole;
jak )»ocznie liczyć, tak liczy a liczy. Tymcza-
»sem dziewczę spakowało m anatki i chyłkami uciekło. Gdy Rzepnik liczenie ukończył, przy
chodzi do chałupy z uciechą wielką, a tu w chałupie nie m a nikogo. Rozgniewał się ' okrutnie i chciał się mścić, ale dziewczę schro-
Klechdy i podania. 2
niło się do kraju, do którego władza jego nie sięgała. Od tego liczenia rzepy, dostała mu się nazwa Rzepnik. W skutek tej zdrady, za
wziął się Rzepnik jeszcze bardziej na ludzi.
Nie chcąc ich mieć na widoku, przebywa naj
chętniej w swem podziemnem królestwie, a gdy od czasu do czasu wyjdzie n a świat, to zwykle na to, aby się ludziom psocić. Bywa nieraz, gdy spostrzeże podróżnych, że chnmr im nad głowy naspędza i deszczem podróżnych zleje, albo wiatry gwałtowne wielkie szkody czyniące n a wsie ześle.
Powieści ó jego psotach jest bardzo wiele.
Jeszcze teraz mieszkańcy okoliczni opowiadają sobie, że dziś jeszcze daje się nieraz ludziom we znaki.
6 .
0 duchach ogniowych czyli ognikach,
Ród duchów ogniowych albo mężów ognio
wych gnieździł się w różnych miejscach na ca
łym Szląsku. Duchy te ukazują się w nocach latowych na bagnistych łąkach i moczarach. Lud mówu, że to są dusze ludzi, którzy grzeszne wiedli życie i za pokutę muszą teraz w po
staci ogników błąkać się po świecie. W yba-
19
wionę mogą być wtedy, gdy jakiem u człowie
kowi jakie dobrodziejstwo wyświadczą i za to podziąkowanie odbiorą. Podanie niesie, że du
chy ogniowe są dobre i złe; dobre pomagają ludziom, złe szkodzą.
N a polnej drodze z Biały do wsi Kolno- wic, stała a może i stoi stara kaplica, w której się obraz święty znajduje. "W tej okolicy widywano duchy ogniowe, ja k przychodziły od granicy prę- żyńskich pól i tu przy tej kaplicy na krzyżo
wych drogach znikały. Kaplicę tę zbudował pewien chłop z Prężyny, którego razu pewnego w tem miejscu opryszki napadli. Uratował on się wtedy podobno tylko wskutek zjawienia się ducha ogniowego, przed którym opryszki uciekli.
Zwykle zbliżają się duchy ogniowe do sa
motnych wędrownych, którzy pacierze wieczorne odmówili i towarzyszą im kawał drogi. N a stępnie znikają nagle, jeżeli się nie powie:
Bóg zapłać! Jeżeli kto o tem podziękowaniu zapomni, natenczas duch ogniowy wpada w gniew, trzęsie gniewnie głową, że tysiące iskier z niej się sypie. Pewnego razu szedł chłop w ciemnej nocy. Byłby się zbłąkał, gdybyr mu się nie był ukazał ognik, przyświe
cający mu w drodze. Gdy doszli do domu, chłop otworzył drzwi i wszedł, nie podzięko
wawszy duchowi ogniowemu. Ten postał tro-
2*
20
che pod oknem chałupy, czekając, ażali chłop jeszcze z izby słów podziękowania nie zawoła, ale napróżno. W ięc zniknął, jęcząc i wzdy
c h a ją c . W kilka la t potem szedł tenże chłop tą samą drogą i znowu ciemnica była wielka.
W net ukazał mu się ognik. Chłop poszedł za nim, myśląc, że go doprowadzi do domu. Tym
czasem ognik wprowadził go na bagno, w któ- rem utonął. Ognik śmiejąc się, znikł.
Inne podanie niesie, że błędne ogniki mają być duszami nieochrzconych dzieci, które tak długo po świecie błąkać się muszą, aż im lu
dzie tysiąc razy: »Bóg zapłać« nie powiedzą.
Potem dostaną się do nieba.
Pewien pijak z Twardawy w pow. K o
zielskim wracał podchmielony do domu i wrzesz
czał a klął strasznie. W tern spostrzegł u stóp swych promień światła. Pomyślał, że to świa
tło z jego chałupy i idzie krok w krok za świa
tłem. Naraz wpada w kałużę głęboką i tonie.
Pewien chłop, który w Nowaku mieszkał a n a robotę do Korkowic chadzał, spotykał ognika codziennie wieczorem, gdy do domu powracał. Px'zedstawial mu się jako chłopiec, może 10-letni, czarny, otoczony promieniami.
Szedł zawsze za nim, albo obok niego, nigdy przed nim. Gdy dochodzili do pierwszych do
mów wsi, znikał. Przytem nigdy ani słowa do
chłopa nie przemówił. Gdy mu tenże co wie
21
czór: »Bóg zapiać« powiedział, wstrząsał się ognik trzy razy, że aż iskry leciały. Ów chłop nie potrzebował sią obawiać żadnego napadu, bo duch ogniowy go strzegł. K ilka razy zda
rzyło się, że chłop nie szedł sam, ale z dru
gim towarzyszem, wtedy ognik się nie zjawiał.
Jeżeli towarzysz w pół drogi poszedł w inną stronę, zaraz też i ognik się ukazywał. Razu pewnego szedł z nim, aż do samych drzwi domu, co chłopa bardzo przestraszyło, wskutek czego kilka dni chorował.
W ieś W amberzyce (Albendorf) w hrab
stwie Kłodzkiem jest znanem miejscem piel
grzymek. Tam widywano często ogniki. Do
piero, gdy wybudowano kaplicę w miejscu, gdzie je widywano, zniknęły na zawsze.
L ud też sobie m ele opowiada o »matkach ognia.« Gdy zima na dworze, a śnieg skrzypi pod nogami, wtedy najczęściej m atki ognia sły
szeć się dają i to w następujący sposób. W ia
domo, że gdy ogień na kominie się pali, sły
chać czasem ton, jakby melodyą jak ąś z ognia.
Te tony to właśnie są wedle opowiadania ludu, pieśni »matek ognia,« które w piecu siedzą.
Pewien człowiek we wsi powiatu opol
skiego opowiadał, że widział taką »matkę ognia«. Nie była większa nad palec, siedziała w kącie ogniska skurczona, a gdy ogień wy
gasł, uleciała w komin.
22
»Matki ognia« m ają być krasnoludkami, które ludziom biednym, nie mającym drzewa n a opał, jedną szczepą drzewa bardzo dobrze w izbie napalą. Jeżeli tony w ogniu są gło
śne, tedy śpiewa kilka »matek« naraz, co pe
wnym jest znakiem, że niebawem zwykle na
stanie wielki mróz. »Matki ognia« m ają po
siadać tą moc, że mogą drzewo na opał bie
dnym ludziom pomnażać niepostrzeżenie.
--- <m - — >---
7.
O królach i królow ych źmiji i kobie
cie, która się w żm iję zam ieniła.
W całym Szląsku rozpowszechnione jest mniemanie, że każdy dom m a swoją żmiją do
mową. Choćby się kto ja k najbardziej starał, aby ją zabić, nie uda m u sią to nigdy. W nie
których domach szanują ją nawet, bo myślą, że dopóki jest w domu, dopóty żadne nieszczęś
cie na nich nie spadnie. W niektórych okoli
cach stoi na progu obory małe naczynie dre
wniane, w które przy każdem dojeniu trochę
ciepłego mleka wlewają. Gdy sią to stanie, a
ludzie się oddalą, wnet przyczołga sią żmija
domowa i wypije mleko. Jeżeli kiedy zobaczą,
23
że żmija jakoś niezwyczajnie a dziwnie sie za
chowuje, tedy mówią, że to znaczy nieszcząście.
Starzy ludzie opowiadają, że rodem żmiji rządzi królowa. M a ona być większa i bar
wniejsza, aniżeli inne. Niektórzy mówią, że ją naw et widzieli, ja k czołgała się na przedzie, a za nią inne. Łuski jej błyszczą różnemi barwami.
N a głowie m a m ałą koronę, wysadzaną najdroż- szemi kam ieniam i; na szyj i złotą obrączkę z m a
leńkim kluczykiem. Czasami, gdy się do snu kładzie, zrzuca tę obrączkę z kluczykiem z szyji.
Ktoby te przedmioty w moc swą dostał, temu się wielkie skarby dostaną; ktoby jednak przy kradzieży chwycony został, zginie marnie.
W niektórych okolicach opowiada sobie lud o królu żmiji. M a on tak samo wyglądać, jak królowa, wyżej opisana. Mówią, że kto mu koronę z głowy zerwać potrafi, ten sam koronę nosić będzie, czyli że królem lub księciem zo
stanie.
Przed dawnymi laty poszło dwóch chłop
ców na jagody do lasu. Jed e n z nich, zbie
rając jagody, spostrzegł w krzakach jakiś bły
szczący przedmiot. Spojrzy lepiej, — to m ała korona złota, a tuż przy niej spoczywa żmija.
Chłopiec nie wiele myśląc, pochwycił koronę i ucieka, co tchu. W tern król żmiji przebudził się i stratę zauważywszy, wydał głos przera
źliwy. Szeleściało w lesie, zewsząd przyczołgało
24
się tysiące żmij i i udały się w pogoń za chłop
cem. Jakkolwiek tenże znaczny już ubiegł kawał, przecie usłyszawszy za sobą szelest, jaki żmije sprawiały, wnet osądził, iż do domu uciec przed niemi nie zdoła. W padł tedy do ko
ścioła i w ten sposób się uratował. Chłopiec ten stał się z czasem bardzo bogatym człowie
kiem i dał początek rodowi, który do dziś ma w herbie żmiję z koroną na głowie.
Przy N aideku. niedaleko Tarnowskich Gór zobaczył podobno przed wielu laty pewien gór
nik króla żmiji, śpiącego pod drzewem. Nie miał jednak odwagi porwać mu korony. Gdy n a drugi dzień znowu tam tędy przechodził, spo
strzegł go znowu. Zbliżył się tedy ostrożnie do śpiącego i już sięga po koronę. W tem król żmiji się obudził i ukąsił górnika w nogę, skut
kiem czego tenże padł na miejscu trupem.
P od miastem Szprotawą leży wieś, w któ
rej się miało przed dawnymi laty wydarzyć, co następuje: Pew na kobieta udała się z swem je- dnorocznem dzieckiem na pole i położyła je pod drzewo, a sama poszła o miedzę do znajomej kumoszki na rozmowę czyli plotki. Gdy po długim czasie do dziecka wróciła, spostrzegła — o zgrozo — że żmija owinęła mu się około szyji i udusiła biedactwo. Niebaczna m atka bardzo rozpaczała i życie sobie odebrać chciała.
T o usłyszał pewien czarownik i zamieniwszy ją
25
w żmiją nakazał, aby czołgała sią po lasach.
Szła gadka między ludem, że ktoby tą żmiją zabił, tenby uzyskał wielkie skarby. Także i ta żmija m a na szyi nosić na obrączce kluczyk złoty, który m a tę moc, że otwiera zamki do skarbów, ukrytych w podziemiach starych grodów.
Co 100 lat zamienia sią owa żmija w ko
bietą na niejaki czas i khodząc po świecie, opowiada ludziom o owej doli i prosi o wy
zwolenie.
Przed wielu laty napotkała pewnego chło
pa, który wysłuchawszy jej skargi, przyrzekł, że na drugi dzień przyjdzie do lasu na pewne, oznaczone miejsce i zabije żmiją, a przez to ją wyzwoli. K obieta ucieszyła się z tego bardzo i obdarzywszy go pieniędzmi, prosiła, aby słowa dotrzymał. Chłop naostrzył sobie siekierę, jak brzytwą i poszedł nazajutrz pod dąb, jak było umówione. W tem ogromna żmija wypadnie na niego i syczy i grozi żądłem. Chłopa męstwo opuściło, strach wziął go wielki i w nogi mój drogi. Z a sobą usłyszał płacz i jęki, wiąc obejrzał sią za siebie. A wtem — bąc, padł, zawadziwszy nogą o korzeń i złamał nogą.
Znowu upłynęło sto lat, a żmija znów za
mieniła się w kobietą i poczęła szukać odwa
żnego człowieka, któryby ją wyzwolił. Pewien
26
biedny chłopiec, sierota, miał tego dokazać, za co go owa kobieta wielkiemi skarbami obda
rzyła.
8 .
O w odnikach i w odnych pannach czyli rusałkach.
L ud opowiada sobie, że każdy staw, ka
żda rzeka, każda woda m a swego wodnika.
M a to być n a pół człowiek, na pół ryba, po
kryty długim, kądzierzawym włosem, przerosłym różnemi wodnemi roślinami. Twarz jego jest straszna, oczy wielkie, na wierzch wysadzone, broda długa. N a dnie wody znajduje się pałac wodnika, gdzie mieszka z żoną i córkami. Cza
sami wodnik wychyla się ponad powierzchnią wody, aby jakiej zdobyczy dokonać. N ajchęt
niej łapie na czarodziejską wędkę małe dzieci, gdy się nad brzeg wody zbliżą, zabiera je z sobą w głębiny i zatrzymuje na zawsze w swym zamku. Podanie głosi, że w wodzie, w której wodnik mieszka, co rok przynajmniej jeden czło
wiek utonie.
Blisko wsi, zwanej K uźnią Soławską albo
Żuławską, (w dawniejszym księstwie stramburs-
kiem) widziano podobno przed kilkudziesięciu
27
laty wodnika w pobliskich stawach. W jednym z nich, leżącym w dzisiejszym powiecie Milic- kim, słychać często w nocy straszny łoskot i szum wody; mówią, że to wodnik się gniewa i harce wyprawia.
Miejscami wychodzi wodnik w południe, gdy słońce pięknie świeci, a w około żadnego człowieka nie widać, z wody i kładzie się na brzegu w słońcu. Gdy się jaki człowiek zbliży, wskakuje, coprędzej do wody.
L ud opowiada sobie, że wodnik najchęt
niej żywi się krwią małych dziatek. Ażeby je nad brzeg zwabić, każe pięknym kwiatkom ro
snąć nad wodą, które dzieci chętnie widzą i zbierają. Jeżeli dzieci bez opieki, wtedy wodnik porywa jedno z nich, niesie do swego mieszka
nia w głębinie, wysysa krew z niego, a potem wyrzuca ciało na powierzchnią wody. To też dziś jeszcze mawiają do dzieci niegrzecznych i nieposłusznych: »Mam cię wrzucić do wody dla wodnika?«
Pew na stara niewiasta z Żuławy szła pew
nego razu tuż nad brzegiem stawu; obok niej postępowało jej wnuczę. W tem niewiasta spo
strzegła, jak z wody nagle dwoje rąk, opatrzo
nych pazurami się pokazało i sięgło po dziec
ko. Co tchu chwyciła je za odzież i wyrwała
z pazurów potwora, który rozgniewany o to, iż
- 8
mu się sztuka nie udała, sprawił huk i łoskot straszny w wodzie.
W odnika można chwycić i odczarować, gdy go sią uderzy poświęconą gałązką palmową przez głowę.
Niedaleko m iasta Sławna (Sławy) w po
wiecie kożuchowskim (Freystadt) leży jezioro tegoż samego nazwiska; jestto jedno z najwięk
szych jezior Szląska. L ud utrzymuje, że na dnie tego jeziora znajduje się prześliczny pałac, zamieszkały przez rusałki. Niektórzy rybacy słyszeli podobno dźwięki muzyki, dobywające się z wody, a nawet głosy ludzkie.
P anią tego zamku jest stara rusałka, m a
ją c a n a swe usługi kilkaset młodych rusałek.
Co 10 la t pozwflla im przybierać postać ludz
ką, wychodzić na ziemię i przebywać między ludźmi.
Rusałki te są bardzo piękne, więc często się zdarza, że chłopacy zakochają się w nich.
To sprawa bardzo niebezpieczna, bo rusałkom wolno tylko kilka dni przebywać na ziemi. Gdy nadejdzie pora powrotu, to niebaczne chłopcy, zaślepieni w miłości swej, idą za rusałkami nad brzeg jeziora, a naw et dadzą się ułudzie i wska
kują, w pogoni za rusałkami, w wodą.
Rusałki prowadzą takiego młodzieńca czem-
prędzej do zamku podwodnego i stawiają przed
oblicze królowej, matki rusałek'. T a zapytuje
29
go się, czy chce się wyrzedz wiary chrześciańs- kiej? Jeżeli młodzieniec odpowie, że tego nie uczyni, tedy go wyprowadzają z zamku i wy
pychają w fale; nazajutrz pływa ciało topielca na powierzchni jeziora. O takim mówią ludzie, że był szukać złota w jeziorze.
Jeżeli zaś młodzieniec powie, że swej wiary się wyrzeka, to powstaje wielka uciecha w ca
łym zamku, wyprawiają wielki bal, trwający do rana. Potem rasałki usypiają młodzieńca i wy
noszą śpiącego na brzeg wody, napełniwszy mu kieszenie pieniędzmi lub też szlamem czyli mu
łem wodnym. Jeżeli obudziwszy się, nie prze
mówi pewien czas ani słowa do ludzi, to muł ten zamienia się w złoto.
--- < m ■ * ) ---
9.
O ukrytych skarbach.
Coby człowiek chętnie posiadał, temu też chętnie wierzy. Takoż też jest z podaniami o ukrytych skarbach. O wszystkich nieomal rui
nach starych zamków lub górach, na których zamki stały, opowiadają sobie ludzie, że w po
dziemiach tychże leżą wielkie skarby. O tych
mówią, że je tam zakopali podczas wojen i roz
30
ruchów bądź właściciele, nie mogąc zabrać ze sobą, bądź też wojacy i rycerzy nieprzyjacielscy, którzy nie mogli ich wydobyć z ukrycia, bo albo polegli w bitwie, albo też zanadto od miejsca owego się oddalili a łatwo się po stracie pocie
szyli nadzieją zyskania innych skarbów.
L ud opowiada sobie jednak także jeszcze 0 skarbach, które nie do ludzi należały, ani przez nich przechowane zostały, lecz które ja kieś duchy tu i owdzie w ziemi umieściły.
Mieszczą się one byle gdzie i na wzgórzach 1 równinach i na błotach. Miejsce, w którem leżą, poznać można po tem, że o godzinie dwu
nastej w nocy, wznosiły się nad niem płomyki niebieskawe; wyskakiwały niejako z ziemi kilka
krotnie i gasły; ostatni płomień bywał zwykle większy i jaśniejszy, aniżeli pierwsze. K to je widział i chciał się skarbów dokopać, ten po
winien był, milcząc zacząć kopać n a owem miejscu, na którem się płomienie ukazały. J e żeli przy kopaniu słowa nie przemówił, ani też żadnem straszydłem lub dziwnem zjawiskiem ustraszyć się nie dał, ten się skarbów dokopał.
W okolicy Krzyżownik opowiadają sobie,
że pewien gospodarz spostrzegł o północy tuż
przy domu niebieskawy płomyk, dobywający się
z ziemi, który krótką chwilę się palił, a potem
zgasł. Gospodarz przetarł oczy i myślał, że
mu się tylko zdawało. Po kilku tygodniach
spostrzegł o tej samej porze i w tem samem miejscu znowu takiż sam płomyk; zląkł sią, bo sądził, że mu sią dom pali. P o pół roku spo
strzegł znowu płomień, ale n a środku podwórza.
Poradzono mu tedy, ażeby, gdy jeszcze raz pło
mień spostrzeże, rzucił jakibądź przedmiot na owo miejsce, a to w tym celu, aby wiedzieć, gdzie kopać, gdy ogień zagaśnie. Gospodarz uczynił, ja k mu powiedziano i gdy płomień zo
baczył, rzucił krzesiwko, które właśnie w ręku trzymał, na miejsce, gdzie ognik płonął. N a zajutrz rano znaleziono na owem miejscu, przy krzesiwku, pieniądz złoty, nikomu nie znany.
Wieczorem tego samego dnia zaczął ów gospo
darz z swym owczarzem kopać w owem miejs
cu. W tem po chwili usłyszą wołanie: »Ty, ty, co ty tam robisz?« Obaj kopiący jednak nie odwrócili sią na ten głos i kopali dalej.
Naraz staje tuż przy nich, jak aś brzydka stara baba i krzyczy: »Człowieku, idź i patrz, gdzie twoja żona!« Głos baby był tak przeraźliwy, że gospodarz zląkł s ię ; nadto zastraszyły go słowa baby, rzucił łopatę i pobiegł do domu.
Gdy wrócił i dalej kopał, nie znalazł ani śladu żadnych skarbów, tylko nie wiele warty porce
lanowy kubek. Późniejszym czasem pokazywały
sią jeszcze cząsto ogniki n a podwórzu owego
gospodarza, ale nikt już nie odważył się kopać,
bo każdy miał strach.
32
O skarbach w podziemiach zamków opo
wiada sobie lud bardzo wiele powieści. Przy
taczamy jedną z nich.
Około r. 1241 stal na górze Janowskiej przy Miedzianej Górze (Kupferberg) zamek, n a
leżący do rycerza Teodora z Janowic. Rycerz ten walczył razem z księciem Henrykiem z T a taram i w strasznej walce pod Lignicą i poległ na placu bitwy. Małżonka tego rycerza opuś
ciła zamek, udała się na pielgrzymkę do Rzymu i nigdy już do Janow ic nie wróciła. Zam ek opustoszał. W sto lat później zawładnął nim rycerz Golo, opryszek, toczący nieustanne walki z sąsiednimi rycerzami. Później oblegali go Husyci, a wreszcie rycerz Kaufung, który go zdobył i zburzył zupełnie.
W podziemiach ruiny tego zamku mają się znajdować wielkie skarby. Co 50 łat, a jak inni mówią, co 100 lat, otwierają się w Wielkanoc zasypane drzwi do lochów podziemnych na roz- cież. W tedy widać wielkie skarby, kupy złota leżące na ziemi. Niewinne dziewczę lub chłop- czyna mogą wejść do lochu bez trwogi i nabrać tyle skarbów, ile im się podoba.
Dwaj górnicy, którzy z W ielkiej Soboty n a święto W ielkanocne pili, w karty grali i klęli, spostrzegli, wracając rankiem do domn.
otwarte drzwi i lśniące skarby. W ięc przy
spieszyli kroku i już stanęli przy progu i już
m ają go przestąpić. W tem z straszliwym łos
kotem ogromny kamień spada i zamyka wejście;
a w tej samej chwili ukazuje się ogromny wąż i chce się rzucić n a górników. W wielkim strachu rzucili się do ucieczki i uszli wszelkiego nieszczęścia, ale już nigdy skarbów nie spostrze
gli, choć w następnych latach umyślnie w W iel
kanoc tam tędy chodzili.
Natom iast lepiej się udało pewnemu bied
nemu dziewczęciu z tej samej okolicy. W racało ono w W ielkanoc z kościoła, gdzie się naboż
nie i gorąco modliło o zmiłowanie i pociechę w swej niedoli. Gdy nadeszło w pobliże góry Janowskiej, patrzy — widzi drzwi sklepu otwar
te, a w sklepie pełno złota. Odważnie zbliżyła się dziewczyna do wejścia; nie ustraszyła się tem, że wzdłuż progu wielki wąż uśpiony leżał, lecz przekroczyła go, modląc się nabożnie.
Potem nabrała w kieszenie i w chustkę tyle złota, ile unieść mogła i wyszła szczęśliwie z lochu. Ledwie próg przekroczyła, gdy wąż się przebudził, zasyczał; na ten znak zawarły się drzwi sklepu z wielkim łoskotem. Dziew
czę stało się później żoną pewnego pobożnego rycerza.
Klechdy i podania. 3
34
10.
C h ł o p b e z g ł o w y .
Lud mniema, że samobójcy, zwłaszcza ci, którzy sobie odebrali życie, aby uniknąć kary za długi lub oszustwa, muszą po śmierci błąkać się po ziemi bez głowy. Pieszo lub konno ukazują się w pobliżu miejsca, w którem sobie życie odebrali, i to zwykle w rocznicę swego samobójstwa o północy. W niektórych okolicach mniemają, że chłop bez głowy, to sam »czarny«.
W powiecie Prudnickim leży miasteczko Biała. Tam w miejscu, gdzie w roku 1883 tak zwana »polska szkoła« stała, wznosił się w dawnych latach zameczek, który należał do rycerza, co nie bardzo pam iętał o tem, co moje, co twoje i wyprawy w okolice w celu rabowa
nia i łupienia urządzał. Mówią, że do dziś jeszcze są w tem miejscu podziemne ganki.
Rycerz tego zameczku miał za życia duszę
swoję szatanowi zapisać. Widywano go nieraz,
ja k nocą wyjeżdżał powozem, zaprzężonym
w cztery czarne, ogniste nimaki, które, jak się
zdawało, więcej powietrzem, aniżeli po ziemi
biegły. Obok rycerza siedział na wozie chłop
bez głowy, który lejce trzymał w ręku i końmi
kierował. Gdy wracał z przejażdżki, to ciężka
35
bram a zamkowa sama sią z trzaskiem wielkim otwierała i zamykała
Przed wielu laty powiesił się w pewnej wsi niedaleko Białej pewien pisarz gospodarczy i to dla tego, ponieważ marnotrawne życie wiodąc, wiele długów zaciągnął i oszustw się dopuścił. W kilka dni potem opowiadano, że widziano pisarza bez głowy, obchodzącego w około miejsce, na którem samobójstwa do
konał.
Innej nocy znów zaczęło wszystko bydło owego dworu, gdzie samobójca był pisarzem, bardzo ryczeć. Gdy ludzie poszli zajrzeć, ja- kaby tego przyczyna była, spostrzegli widmo pisarza bez głowy, opartego o słup w oborze, które jednak zaraz znikło.
Pewnego razu kobieta z Krobusza szła z córką w nocy do miasta, gdy nagle z rowu naddrożnego wyszło zjawisko chłopa bez głowy.
Przelęknione kobiety rzuciły ze strachu koszyki, które niosły i co tchu wTÓciły się do wsi. Gdy ludzie ze wsi poszli na to miejsce, nie spostrze
gli nikogo.
W pobliżu miasteczka Ścinawy stał nie
gdyś zamek, a w nim mieszkał rycerz, trudniący się rozbojem. K siążę Opolski obiegł zamek a zdobywszy go, zburzył zupełnie i zrównał z ziemią. Rycerz usiłował ratować się ucieczką, ale żołnierze książęcy go schwytali, a książę
3*
36
skazał go na karę śmierci przez powieszenie.
Powieszony nie miał jednak spokoju w grobie i często w burzliwych nocach ukazywał się na wozie, zaprzężonym w 8 karych koni na miej
scu, gdzie szubienica stała. Tutaj jeździł w sza
lonym pędzie w koło, a po pewnym czasie zni
kał i jakby się w ziemię zapadał. Ukazywał się zawsze bez głowy na tułowie; głowa leżała obok niego na siedzeniu lub też trzymał ją w rękach.
W powiecie łańcuckim (Landeshut) przy dzisiejszej wsi Gruessau stała przed laty ka
plica, wystawiona przez pewną kobietę, na po
dziękowanie Bogu za wyratowanie jej z mocy chłopa bez głowy. Owa kobieta szła raz nocą do swojej wsi. W drodze usłyszała, jakby za nią kto szedł. Gdy się odwróciła, spostrzegła straszydło bez głowy, trzymające głowę w ręku.
Straszydło, spostrzegłszy że kobieta stanęła, poskoczyło naprzód przed nią i zagrodziła jej w drogę. Przestraszona kobieta przeżegnała się i zawołała: »O Jezu, ratuj!«, a widmo za
raz znikło. Z wdzięczności kazała owa kobieta n a tern miejscu kapliczkę z kamienia postawić.
W pewnej wsi, niedaleko Nysy, gdzie
znaczne dominium się znajdowało, zauważył
stary owczarz, że od pewnego czasu o północy
owce zawsze biegają niespokojnie po owczarni
i beczą. Długo nie mógł się przekonać, coby
' 37
było tego powodem. Wreszcie pewnej nocy, gdy nagle światło w owczarni zapalił, spo
strzegł, że. mały człowieczek bez głowy owce goni. Owczarz rozgniewany, zdjął pantofel z nogi i cisnął na owego człowieczka, który wydawszy jąk, znikł. Od tego czasu owce były spokojnie.
W powiecie głubczyckim szedł pewien ko- śnik z kosą n a ramieniu późną nocą do domu.
W tem posłyszy za sobą kroki. W mniemaniu, że to jego kam rat Antoni, mówi: A toś sią pospieszył! M e otrzymawszy żadnej odpowie
dzi, obejrzy sią i widzi przed sobą cldopa bez głowy, który rękam i dziwnie wywija. P rze
strach ogarnął kośnika, począł uciekać, ale za
wadziwszy o kamień, padł ja k długi. Myślał, że już jego ostatnia godzina nadeszła. Po chwili podniósł głową i zobaczył, że straszydło bez głowy szło sobie dalej drogą, na niego nie zważając.
11 .
Chłop na księżycu.
Przy pełni księżyca widzieć na nim mo
żn a niby postać chłopa z wiązką siana lub
grochowin. O tem lud szląski opowiada sobie,
co następuje:
Przed dawnymi laty żył pewien człowiek, który prawie co noc wychodził na kradzież.
Jednej nocy chciał znowu zakraść sie do pe
wnego domu, ale książyc świecił bardzo jasno.
A żeby go nikt nie poznał w jasności, poszedł ów chłop na chlew i związawszy wiązką gro
chowin, chciał zatkać książyc. Ale P a n Bóg go za to pokarał, bo chłop nie mógł sią od
czepić od książyca i wisi tak do dzisiejszego dnia z rękami wyciągniętemi, wiązkę grocho
win trzymającemi, jakby książyc chciał zatkać.
--- »w:--- 12 .
O szańcach szwedzkich.
Szańców czyli okopów szwedzkich jest w Szląsku bardzo wiele. Lud mówi, że to są zabytki z 30-Ietniej wojny. Żołnierze szweccy mieli je usypać a poszło im to bardzo ła two, bo każdy tylko swój hełm ziemią napeł
nił i na szaniec wysypał: takie mnóstwo
szwedzkich żołnierzy miało sią wówczas na
Szląsku znajdować. Uczeni ludzie dowodzą,
że te szańcy czyli okopy nie pochodzą z owych
czasów, lecz z dawniejszych, pogańskich. W tych
okolicach miały sią znajdować miejsca, gdzie
ofiary składano, albo też cmentarze pogańskie,
39
które wałami otaczano. W niektórych okoli
cach mniemają ludzie, że to są groby, w któ
rych Szwedzi grzebali poległych w bitwach swoich i nieprzyjacielskich żołnierzy.
Podobne szańce znajdują sią przy Laso
wicach, niedaleko Białej, we wsi Nasiedel w powiecie glubczyckim i w wielu innych miej
scach.
Przed kilkunastu laty leżał szaniec w po
bliżu Białej opuszczony; ludzie nie chętnie się ku niemu zbliżali, bo mówili, że tam straszy.
O szańcu przy wsi Liptyni opowiadano sobie, że w nim pogrzebany jest pewien Szwed, który podczas wojny głównie kościoły katolic
kie łupił i bezcześcił. Szwed ten był jenerałem i został pochowany w zbroji, z mieczem, któ
rego rękojeść drogimi kamieniami była ozdo
bioną, ze złotemi ostrogami i t. d. Przed wielu laty umówiło się kilku tamtejszych robotników, aby iść w nocy na szaniec a kopać. Uzbro
jeni łopatami i hakami poszli i zaczęli kopać.
Dosyć długo szło wszystko dobrze i głęboka ja m a już była wykopana w szańcu. W tem zjawił się przed nimi, niewiedzieć zkąd, jakiś rycerz groźny i zawołał: »Czartowskie pienią
dze!« Robotnicy rzucili łopaty i w nogi, ile kto sił miał. Od tego czasu nikt już nie od
ważył się kopać. Ludzie też opowiadali sobie, że
od czasu do czasu ukazywał się ów szwedzki
40
jenerał w pełnej zbroi, w trójgraniastym kape
luszu na szańcu. Z a liczne zbrodnie w życiu popełnione, nie mógł w grobie spokoju znaleść i pokutował.
Przy niektórych szańcach znajdują się także pomniki, krzyże i znaki ze szwedzkich czasach. W pobliżu wsi Twardawy stoi krzyż granitowy z liczbą 1632. Opowiadają, że w tem miejscu chcieli Szwedzi rozstrzelać pewnego księdza. Ju ż go wyprowadzili na plac, gdy wtem nadbieżeli żołnierze cesarscy i matowali księdza od śmierci.
Przy wsi Dytmarowicach stoi także krzyż z czasów szwedzkich, wystawiony przez oficerów cesarskiej armii, którzy wybawieni zostali z nie
woli szwedzkiej.
Przy wsi Soławie stoi krzyż z liczbą 1643.
T Ę Ś Ó .
Strona
1 . O
żydzie, wiecznym t u ł a c z u ... 1
2. O smoku ... 3
3. O strzelcu n o c n y m ...6
4. O leśnych karłach i k a r l i c a c h ... 10
5. O R z e p n ik u ...15
6. O duchach ogniowych czyli ognikach . . . 18
7. O królach i królowych żmiji i kobiecie, która się w żmiję z a m i e n i ł a ...22
8. O wodnikach i wodnych pannach czyli ru sałkach 26 9. O u k ry ty ch s k a r b a c h ... 29
10. Chłop bez g ł o w y ...34
11. Chłop na k s i ę ż y c u ... 37
12. O szańcach s z w e d z k ic h ... 38
Pism o dla ludu i młodzieży, wychodzące co miesiąc w zeszytach o 32 wielkich stronach druku.
Każdy zeszyt zawiera wiele powieści, opowiadań, wierszy, opisów i tp.
oraz 5—7 ładnych obrazków.
. 2 ł S a 3 ',o £ a-g’.is g
* ■ Ś W IA T Ł O
Abonować można na każde poczcie (lista poczt. Nr. 81 poi.) za 1 markę na kwartał, oraz w księ
garniach, u agentów", a także z ekspedycyi Ś W IA T Ł A « w B y t o m i u G.-Ś. (Beuthen 0.-8.)
CD