BEZPŁATNY tWOATEK.
n
Katowice, 8-go kwietnia 1927.
m
Jam Pasterz dobry.
„.lam dobry Pasterz“ i znam owce moje!...
I one znają swojego Pasterza;
A cnociaż fala pokus w nie uderza;
Nie zginą jednak, gdy Ja przy nich stoję!
„Jam dobry Pasterz“, gdy która zgubiona, Z dala odemnie na błędnej jest drodze—
Ja spieszę za nią, szukam i znachodzę...
I na me własne wkładam ją ramiona!“
„Panie!... Tyś za mnie oddał Swoje życie...
Jam owca Twoja!... jam Twoje jest dziecię,
Lecz się z Twych objęć rzucam w grzechu ciernie.
Trzymaj mnie zatem — trzymaj silnie Panie, Bym Cie opuścić już nie była w stanie.
Bym Twej owczarni trzymała się wiernie!
M sie odbgdzie uroczysto« Koronacji Obrazu Notki O skie; Ostrobramskie)?
Tych dni odbyło się w wielkiej sali województwa zebranie przedstawicieli wszystkich warstw społeczeń
stwa katolickiego w Wilnie celem ułożenia uroczysto
ści, związanych z koronacją cudownego obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej. Obradom przewodniczył ks.
arcybiskup metropolita Jałbrzykowski, prezydjum stano
wili ks. biskupi Bandurski i Michalkiewicz, wojewoda Raczkiewicz, prezydent miasta, rektor uniwersytetu, przedstawiciel wojskowości i t. d.
Arcybiskup Jałbrzykowski wyjaśnił w swem prze
mówieniu, że cudowny obraz Matki Boskiej Ostrobram
skiej, nie mniej czczony w całej Polsce jak częstochow
ski dotychczas posiada dwie korony tymczasowe. Pod
czas swego pobytu w Rzymie w styczniu b. r. arcybi
skup Jałbrzykowski złożył osobiście papieżowi prośbę o zarządzenie koronacji. Ojciec Święty chętnie przy
stał, zaznaczywszy, że Wilno znane mu jest jako jedni z najpobożniejszych miast polskich.
Koronacja odbędzie się 2 lipca b. r. Sprowadzone będą dwie korony szczerozłote, które poświęcone bę
dą publicznie na placu przed Bazyliką, poczem przybyły na uroczystość nuncjusz papieski w Polsce umieści je nad obrazem. Zapewnione jest przybycie Prezydenta Mościckiego, Marszalka Piłsudskiego, marszałków Sej
mu i Senatu, przedstawicieli rządu, delegacy! z całej Pol
ski i pielgrzymek licznych
Drzewo oliwne w ogrodzie Getsemane.
Podanie.
Niespokojna noc opanowała Jerozolimę. Powie
trze było duszne; psy tylko pojedynczo prześlizgiwały się trwóźnie po zaułkach, szukając odpadków kuchen
nych. W pałacu arcykapłana Kajfasza paliło się świa
tło. W cieniu domów kilku mężczyzn kierowało się ku wejściu pałacu, wzywając odźwierną przytłumionym głosem, aby ich wpuściła. Ludzie bowiem w sąsiedz
twie nie powinni byli wiedzieć o ich bytności, dlatego nocni goście nie uderzali też młotkiem w bramę wedle zwyczaju. Otwarto ją też bez szelestu, i otulone w płaszcze postacie wśliznęły się chyłkiem, a za niemi szybko zasunięto zasuwki. Widocznie owi przybysze nie mieli dobrych zamiarów, wstępując do domu Kaj
fasza.
Za miastem — dokąd nie dochodzi zgiełk miejski — znajdowała się Góra oliwna, a u jej stóp ogród Getse
mane. Od wielu lat rosło tam drzewo oliwne. Nie wiele ono troszczyło się o to, co ludzie na około niego robili a i w dzisiejszej nocy nie wiedziało nic o tern, cc się działo w Jerozolimie. Żółtawe jego kwiecie wy dawało delikatną woń, a łagodne światło księżyca igra
ło w srebrno-szarych liściach gałęzi. Wszędzie dokoła panowała uroczysta cisza ł nigdzie nie było jakoś śla
du człowieka.
Ale co to! Jakieś głębokie oddechy słychać naraz w ciszy ogrodu. Chyba tam ktoś chodził 1 Drzewo o- liwne daleko zapuszczało swe gałęzie, aby dojść, skąd pochodziło chrapanie, aż nagle dojrzało trzech mężczyzn uśpionych, opierających się o skałę, mchem porosłą.
Lęk ogarniał drzewo, ale tylko na razie. Znało ono bo
wiem wszystkich trzech, wszakże to apostołowie Pana, Piotr, Jakób i Jan. Nieraz oni w tern miejscu już prze
bywali. Twarze ich dziś takie smutne. Dlaczego Mistrza przy nich niema? — Krótko potem Chrystus Pan zbliżał się do nich.
„Piotrze“, mówi Pan Jezus z lekkim wyrzutem, „ty śpisz? Czyż nie mogłeś czuwać ze mną choć przez jed
ną godzinę? Patrz, dusza moja strapiona na śmierć.“
I cichuteńko, tak jak przybył, Pan Jezus się. znów oddalił na odległość rzutu kamieniem. Tam ukląkł na twardej ziemi i począł się modlić.
Stare drzewo oliwne, które stało w pobliżu, nic nie zauważyło, co się wkoło niego działo i drzemało sobie, aż się ocknęło przez ciszę nagłą. Wszystkie kwiaty I krzewy i trawki i ptaszki w gniazdkach nagie wstrzy-
AJ & c -ö AZ o ~ A
rcx-.xX'v oćidecY\, Vo caWAem ocV.’nt^o Okxxt'uo o\\\m - \
ne \ spoKV,\da\o y.d\ux\Xone' iXoVoXa- Tui pv'/.v vxvtim \<\<x- )
c-zaX Boski Zbavacict, a przed 3egó v; szystkowiedżące- mi oczami przesuwały się ogromne Widziadła. Wysu
wały się z ciemności* zatrzymywały się na chwilę, aby znowu zaniknąć.
Drzewo oliwne jeszcze żywo ma przed oczami pier
wszy obraz. Przedstawia on wielką salę w pałacu ar
cykapłana Kajfasza. Owi ponurzy mężczyźni, którzy poprzednio tak skrycie się wsunęli do domu, siedzą na około stołu. Teraz widać ich twarze pełne nienawiści z pięściami skulonemi.. Przed nimi stoi apostoł Judasz i Kariotu. Arcykapłan wręcza mu woreczek z pieniędz
mi, a Judasz chwyta go łapczywie. Gdy to Zbawiciel ujrzał w głębokim żalu przyciska ręce do swej świętej twarzy. Wie On bowiem, że ten Go zdradzi; jeden z apostołów Jego wyda Go na śmierć za 30 srebrników.
Obraz znikał, a stare drzewo oliwne potrząsnęło gałę
ziami, gdyż nic z tego nie pojmuje.
Gdy Pan Jezus znów oczy swe podnosi, inny obraz przedstawia mu się w krwawo czerwonych kolorach.
Dwóch mężczyzn brodatych przynosi słup do biczowa
nia, a trzeci siedząc na ziemi splata koronę z ostrych kolców, przyczem śmieje się szyderczo. Dwaj pierwsi przygotowywali rózgi i bicze ostre, potem przywlekli z widpeznem upodobaniem dwie ciężkie belki, składając je w krzyż. Zaledwie robotę swą ukończyli, zaczęła się zbliżać chmara ludzi, z których każdy przynosił iakieś nowe narzędzia męki; wielu z nich miało pęki z rózg, inni przynoszą nowe korony cierniowe i spluwają po
gardliwie i zawistnie przed słupem do biczowania; inni znów dźwigają młoty i gwoździe. Co raz więcej gro
madzi się narzędzi męki. Z wszystkich stron świata znajdują się tam ludzie, nawet dzieci, starsze i mniejsze.
Oko Zbawiciela zachodzi łzami. On z wielkim bólem woła: „Ojcze miły, jeśli można rzecz jest, niech odej
dzie odemnie ten kielich; wszakże nie tak, jako ia chcę.
ale jako Ty!“ Do szpiku kości przenikały te słowa wśród nocy, a kwiateczki i małe ptaszki płochliwie za
drżały. Wtem obraz znikł, a nowy zapłonął. W trwoż
liwej ciekawości drzewo oliwne wyciągało ku niemu .swe gałęzie, gdyż w pierwszej chwili obraz jakiś był mętny i niewyraźny. W dalszym ciągu suną się nieczy
stości i męty. Dzikie jakieś potwory kłębią się bez
kształtnie i dopiero powoli rozpoznać w nich można tak
że ludzi. Coraz bardziej można ich rozpoznawać, a w końcu wykazuje się, że cały ów potop zamulony składa się 7 samych ciał ludzkich. Twarze ich surowe, ze
szpecone złością, a na czołach ich widnieje zawiść, kłam
stwo i ohyda.
Co raz groźniej fala grzechów pływa naprzód, aż oto nagle wyłania się nawet z obrazu, a toczy się
■,vx hrost na Zbawiciela i grozi mu zalaniem. Wtedy to Pana Jezusa ogarnia obrzydzenie i zniechęcenie, a du
sza Jego czysta wzdryga się w gorącej walce przed te- mi brzydkiemi sprawami. Szlachetne Jego ciało wzdry
ga się całe i czerwone krople krwi wyciskają się z Jego czoła, a serce Jego zasmucone na śmierć przewiduje, że Jego krwawa męka i pełna męczarni skonanie darem- uem będzie dla Wielu ludzi.
Ciciiy jęk przechodzi przez wszystkie liście i kwia
ty i przez cały nawet ogród. Stare drzewo oliwne aż głęboko steknęło pod swą korą surową, a grube, gorące łzy wydostawają się z jego pękówek i ócz. Obraz za
nika.
Zbawiciel dźwigną} się i z gorzkim żalem doczol- gał się do swych apostołów, aby u nich znaleść pocie
chę w godzinie najgłębszego żalu dusznego, w której na Nim ciążą grzechy całego świata, oraz kary za tako
we. Ale opostołowie śpią i nie wiedzą później, co rrtają Mu odpowiadać.
Wracając Pan Bóg w świetle księżyca widzi łzy zielone na drzewie oliwnem. Cicha pociecha wstępuje do Jego udręczonej duszy, wiec przystawą i snoglada
XÄ \.Ci \zv, X ■«« VNfc x^cc, \ T7.tc.xe;
„Bz.v VsvoXe ma'va poz.os<afc to -wXekX V.u vrsx>omn\e\\Xvu Każdego roku mają rosnąć od nowa na wszystkich drze
wach oliwnych, jako miły owoc, ponieważ tyś uczuło li
tość nademną wtedy, gdy ludzie Mnie opuścili. Łzy twoje ludziom w godzinie śmierci mają być pociechą i pokojem, ponieważ tyś mnie pocieszyło w chwili stra
chu śmiertelnego.“
Poczem Zbawiciel rękę swą podniósł, błogosławiąc drzewni oliwnemu raz jeszcze i odszedł, albowiem nade
szła Jego godzina. Stare drzewo oliwne opuściło ga
łęzie głęboko, pełne czci i przejęcia rzewnego.
Od owej pierwszej nocy Wielkiego Czwartku, kiedy to Zbawiciel błogosławił owemu staremu drzewu oliw
nemu, biskup co roku w katedrze w Wielki Czwartek święci olej święty, wytłoczony z owoców drzew oliw
nych. Biskup siada przed ołtarzem na kosztownem krześle, obok niego kanonicy w szatach fioletowych.
Dwunastu księży uczestniczy na pamiątkę dwunastu a- postołów. Subdjakon przynosi olej święty w naczyniu z cyny, nakrytern jedwabną sukienką. Biskup błogo
sławi i święci olej, aby chorym udzielał zdrowia na ciele i duszy. Następnie zanoszą olej do zakrystii, skąd rozdzielają go do kościołów w diecezji całej.
W czasie choroby parafianina kapłan Oleje św. wkła
da do małego naczynia i idzie do chorego, aby mu u- dzielić sakramentu Ostatniego Pomazania. Naciera nim oczy, uszy, nos, usta, ręce i nogi, modląc się przytem, aby Pan Bóg miłosierny choremu przebaczyć raczył wszystkie grzechy, które popełnił słuchem, wzrokiem itd. Do duszy chorego wstępuje cichy spokój i Poma
zanie święte staje mu się pociechą w walce śmiertel
nej. Takim sposobem błogosławieństwo Chrystusa Pa
na, dane wówczas drzewu olejnemu, spełniło się do dnia dzisiejszego.
O Józce, która chciała pojechać do Rzymu?
Józka Twardowska była najstarszem z sześciorga dzieci biednego wyrobnika. Wcześnie już zaznała kło
poty i biedę i zaraz po wyjściu ze szkoły musiała pójść w świat dla zarobku. Poszła na służbę i w pierwszych dziesięciu latach często zmieniała miejsca. Służyła w różnych domach, w gospodach, u kupców, do dzieci i u starszych wiekiem osób. Wszyscy starali się wy?
chować małą Józkę do swoich własnych potrzeb, co spowodowało oczywiście pewne zamieszanie pojęć u Józki. Z 25-tym rokiem życia dostała się do gospodarzy <
Woźniaków. Było tam ośmioro dzieci i dużo roboty.
W nowem miejscu Józka po raz pierwszy miała przy
wyknąć do porządku w pracy, akuratności i religji. W domu u rodziców jakoś, zawsze brakło czasu do mo
dlitwy, nigdy nie mogli też wszyscy zejść się razem w jednym czasie. Matka często mawiała, że życie jej to krzyż i męka, więc nie potrzebuje się modlić. Bo co ją spotkać miało, i tak jej nie minęło i nie minie. Na służ
bach też, na których Józka dotąd była, nigdy się jej nie pytano o modlitwy codzienne lub też o chodzenie do kościoła. Ponieważ zaś jej nikt nie pilnował i też nikt nie świecił dobrym przykładem, z latami z Józki stała się prawdziwa poganka. Sprawa się całkiem zmieniła, gdy Józka dostała się do dworku gospodarza.... Woźnia
ka. Gospodyni ruchliwa, pracowita, nie zakładała rąk nadaremnie. Nie brakło jej kłopotów, gdyż dosyć ich bywa przy ośmiorgu dzieci i niezbyt wielkiem obej
ściu. Gospodarz od rana do nocy pracował t jednym pachołkiem i najstarszym .szesnastoletnim synem. Go
spodyni wraz z jedną dziewczyną do bydła, i jedną do pracy domowej zajmowała sie calem gospodarstwem domowem i oborą. Córki jeszcze uczęszczały do szko
ły. Wojtuś, najmłodszy, synek, dopiero miał roczek —
*X5łrifcwiacui»- V" " • m* I - V x
«Av 'Vntab. WŁWsrsj\®t VV5V 'sxwzXwi. CiO^«^Vk\ xä\w^ää ę> V», Aq ^T^at wv\«3kä^. ^ArA
Xo, .«Jorg 'WQ.xe^xxXe 'wsXaNsra.xvo Olo *, o AWmi\ Yry-nw »XcA y.\^X>oVo <Xo c-l^xx*qxyo-xwo&x^x'lxjxx^lVX X x*>
Śniadanie, sVtXadaiace sie % zupy i chieba z masiem, a spożywali je wszyscy wspólnie, gospodarz, gospodyni, dzieci starsze i służba.
Przed śniadaniem gospodyni krótki odmawiała pa
cierz, jako podziękowanie za dobrą noc i prośbę o bło
gosławieństwo na dzień nowy. Z początku Józka sło
wa powtarzała bezmyślnie, ale naboźność prosta, nie
wyszukana gospodyni z czasem na niej wywarła wra
żenie. O ósmej kończono zazwyczaj pracę całodzienną, o ile właśnie pilne roboty nie zachodziły lub w czasie żniw. Józka dotąd nie znała tego, aby o pewnej go
dzinie zaprzestać pracy; na przeszłych służbach nieraz pracować musiała do późnej nocy; nie pytano się o to, czy i kiedy się mogła wyspać. Na obecnym miej
scu dbano o dobro służby, obchodzono się z nią jak z człowiekiem, którego los nie był obojętnym gospoda
rzem. Po wspólnej wieczerzy gospodyni znów zmówiła modlitwę na podziękowanie za błogosławieństwo w pra
cy całodziennej, kończąc z prośbą o opiekę na noc. „Nie należy zapominać o składaniu rąk do modlitwy“, ma
wiała. Służba potem była wolną, ale i wtedy dbała o to, aby dziewczyny naprawiały sobie odzież, a która z nich tego nie umiała, mogła poradzić się gospodyni.
Józka nie umiała łatać ani cerować (pończoch napra
wiać), stąd też chlebodawczym zajęła się nią szczegól
niej. W czasie szycia gospodyni opowiadała o swem dawniejszem życiu. Raz jeden była w Rzymie i o tej podróży nie mogła się dosyć naopowiadać, a Józka znów nasłuchać. W takich to chwilach po raz pierw
szy powstało w Józce pragnienie, pojechania do Rzymu.
Nieśmiało więc zapytała się pewnego razu gospodyni, ile teżhy kosztowała taka podróż?
„Tak około 400 marek“, odpowiedziała.
Dla biednej Józki suma ta wydawała się początko
wo bajecznie wysoka. Po namyśle jednak doszła do przekonania, że chyba zdoła ją sobie uskładać. Nie wy
dawała pieniędzy, jak inne' dziewczęta, na stroje, na fałataszki lub na wycieczki i zabawy. Józka nie była piękną, przeciwnie, byłą niezgrabną, chudą i kanciatą, ela za to była silną i zdrową. Tego nikt nie cenił, chłop
cy woleli ładne twarzyczki, więc nikt też ani spojrzał na Józkę. Od chwili postanowienia podróży do Rzymu miała coś, na co się będzie cieszyła. Pojedzie do Rzy
mu, zobaczy Ojca świętego i nietylko go zobaczy, ale z Nim może nawet powówić. Nikomu jednakże nie mówiła o swych zamiarach; wiedziała, że wszyscyby się z niej naśmiewali, gdyby zwierzyła się z swej ta
jemnicy.
Na Boże Narodzenie, prócz innych podarków, do
stała Józka od Woźniaków jeszcez 10 marek gotówki.
Dołożyła je do poprzednio uskładanych kilkunastu ma
rek i tak co roku postępowała, dokładając powoli, choć rzadko, kilka marek do skrzyneczki w paski ćzerwono- modre, na którą dażemi literami napisała; „Na moją po
dróż do Rzymu“. Rzadko pieniądz jakiś znalazł drogę do tej ukrytej skarbonki, gdyż matka częściej upomina
ła sie o pieniądze. Nie mogła się pozbyć biedy, choć prócz Józki już dwie młodsze siostry były na służbie i także z zasług swych posyłały do domu!
Upłynęło dziesięć lat pobytu Józki na służbie u Woźniaków, a dopiero 100 marek miała uskładane. Ni
komu o nich nie mówiła, a tajemnica ta była jej naj
skrytszą radością. Matka w tym czasie umarła, przy ojcu pozostawała najmłodsza córka. Dwie siostry wy
szły za mąż, a i bracia już mieli byt zabezpieczony, wiec Józka ze spokojnem sumieniem wyłącznie o so
bie mogła pomyśleć. Z biegiem lat stała się prawdzi
wą podporą gospodyni, a tej ani przez myśl nie przeszło, aby mogła sie z nią rozstawać.
Pewnego dnia odebrała Józka list od swej młod
szej siostry, w którym ta donosiła, że mąż jej uległ nie
szczęściu przy spuszczaniu drzewa w lesie, Bardzo też
iecXvaXa. Si^agtei vmvaxX xva7.aXuX.vx x>o XeX przybyciu.
Rozpacz siostry przejęła ją do głębi, tern więcej, że ma
jąc d.wojga drobnych dzieci, siostra spodziewała się wkrótce trzeciego. Józka musiała zająć się pogrze
bem, rodziną, a wszystko musiała opłacić własnemi pie
niędzmi, wreszcie na odjezdnem pozostawiła jeszcze resztę tego, co była zabrała, przyrzekając, że przyje
dź ie, gdy małe przybędzie.
Po powrocie swoim do domu stwierdziła, że jej tyl
ko 30 marek pozostało w kasie na podróż do Rzymu!
Długo też trwało, zanim znów doszła do 100 marek, siostra bowiem przy urodzeniu dziecka ciężko zanie
mogła, więc choroba dużo pochłonęła wydatków, za
nim siostra znów do sił powróciła. Józka co miesiąc posyłała jej całe swe zasługi.
Już 15 rok upłynął pobytu Józki u Woźniaków, zanim zebrała po raz drugi całe sto marek. Odtąd ja
koś szybciej szło naprzód. W loterii Józka wygrała ra
zu pewnego aż 30 marek. Cóż to była za radość dla niej, chyba wygrywający wielki los nie odczułby takiej radości, jak wtedy Józka.
W rocznicę dwudziestoletniej służby Woźniakowie Józce podarowali 100 marek. Radzili jej, by pieniądze złożyła na książeczkę w banku lub kasie oszczędności, aby ich nie skradziono. Józka tego nie chciała i owe sto marek powędrowały do skrzyneczki. Podarek ten wielce przybliżył jej pragnienie: ową podróż do Rzy
mu.
Ale oto stało się coś strasznego! W pewnej no
cy sierpniowej, tuż po żniwach, wybuchł pożar w dwon ku Wożniaków. Stodoła i chlewy wydawały się mo
rzem ognia. Dom mieszkalny wprawdzie uratowano, ale reszta budynków padła pastwą płomieni. Uratowano jedynie bydło, całe żniwo spłonęło. Woźniakowa do
znała wstrząśnienia nerwów, które ją wprost obezwładr niło do tego stopnia, że musiano ją zanieść do sasiada.
Nazajutrz dopiero okazało się nieszczęście w całej zgro
zie. Dokoła tlejące zgliszcza, połamane szyby, podep
tane łąki. Straszny to był widok!
Gospodarz płakał jak dziecko, dzieci i służba z nim płakały, jedynie gospodyni, zawsze skrzętna i zabiegli, wa, obojętnie patrzała na wszystko, nie okazując naj
mniejszego żalu. Trzeba ją było oddać do zakładu dla obłąkanych i tam też zmarła w kilka miesięcy po owem nieszczęściu. W tymże roku umarł też i Woźniak; nie dożył odbudowania nowych budynków. Najstarszy syn wkrótce ożenił się i młoda gospodyni ze sobą przy
wiozła swą siostrę, więc Józce wypowiedziano służbę.
Ciężko jej było opuścić Woźniaków, u których prze
była 21 lat. Co było robić, młoda gospodyni wolała młodszą służbę.
Józka znalazła służbę w pobliskiem mieście u pań
stwa starszym wiekiem. Ku jej radości złożyło się tak, że Wojtek, najmłodszy syn Woźniaka, uczył się w szkołach i nieraz go widywać mogła. Miał teraz lat 21, a od roku był w seminarium duchownem. Józka wprost macierzyńskim uczuciem otaczała Wojtka, któ
ry pod jej okiem pierwszych kroków się nauczył i za
wsze jej się też odwdzięczał wielkim przywiązaniem.
Państwo, u których Józka służyła, chętnie zapraszali do siebie młodego a poważnego studenta.
W czerwono-modrej skrzyneczce znajdowały się już wreszcie 300 marek i Józka już naprawdę zaczęła wybierać się z następną pielgrzymką do Rzymu. Zda
wało sie jęj, że marzenie długoletnie mogło się teraz urzeczywistnić. Zobaczyłaby Rzym z niezliczonemi jego pięknościami, zwiedziłaby przepiękne niebo wło
skie lazurowe i tyle innych cudownych rzeczy, dziel sztuki itd.
Pewnego wieczoru mówiła o tern swemu panu, t ten odrzekł;
” J&ke. chciałaby być w Rzymie! Na-
>,y:. ,,
- •« ***** •-• ' »•>;• «K .i f '•'fe?***- - ..— -
- ~ ~ - w ~ ^ -=» ^^ ^ Ą tLa.si 4 "4 = %s_% a ąyą
/czy warn s/c fa pnry/c/r/mrsc za cate Zyc/c pracy su- f gotowanfac/i ao podrrSZy <fo Rzymu. CTzy mam was miennej! Myśmy sami z żoną w mtodych latach dużo Jzgłosić w biurze?“
świata zwiedzili! Gdy pora nadejdzie, chętnie wam się
J
— „Nie, panie,“ — odrzekła Józka, — „straciłam postaram o papiery l bilety, które będą potrzebne na I ochotę. Zdaje ml się, że już się zbytnio zestarzałam.“ —wyjazd.“ , I Józka dożyła późnych lat, które spędziła w pew-
W tym czasie przybył pewnej niedzieli Wojtek ilnym klasztorze. W pozostałym po niej spadku znale- Józce od razu podpadło dziwne jego zamyślenie, więc Iziono też czerwono-modrawą skrzynkę z napisem: ,",Na też zapytała go się o powód. Zbył ją niczem, ale Józka j moją podróż do Rzymu". Uśmiechnęli się spadkobiercy, się tem nie zadowoliła, boć znała swego Wojtka i wi-1 ponieważ skrzynka była próżną; nikt przecież nie znał działa, że mu coś dolega. 1 tajemnicy jej całego życia. Nikt też nie wiedział, że te
Uległ wreszcie naleganiom i przyznał się Józce, że jpieniądze, które po jednemu wkładała do wnętrza tej go ogarnęły wątpliwości co do jego powołania na księ- i skrzyneczki stanowiły całe szczęście Józki. Ona sama dza. Odczuwał częściej pewne zniechęcenie, zobojet- ‘ nigdy nie była w Rzymie, ale inny za nią na tych świę
cenie wobec reiigji, wprost wątpliwości co do Wiary tych miejscach odnalazł spokój swej duszy. Wojciech świętej, ze wprost nie mógł sobie dać rady i radby był Woźniak powrócił jako człowiek oswobodzony. Ojciec uciec jak najdalej w świat. święty rzeczywiście położył ręce swe na jego stroska-
„Józko“, rzekł, — „chciałbym mieć dużo pieniędzy na podróż do Rzymu. Oj, tam bym utracił wszelkie me wątpliwości i niepewność! Czyż możesz sobie wyobra
zić, Józko, jakby to pięknie było, gdybym mógł być o- becnym przy Mszy śwę., odprawianej przez samego Oj
ca świętego. Owe liczne tysiące pielgrzymów chciał
bym zobaczyć, usłyszeć przejmujące do głębi śpiewy chórów kościelnych, rozlegające się po przestworzach Świątyni św. Piotra 1 A potem posłuchanie u Ojca św.
— Józko, błagałbym Go o to, aby położył rękę swą na mojej biednej głowie, aby mnie pobłogosławił. Oj, wte
dy, wtedy napewno dusza moja by wyzdrowiała--- !“
Rozpłakał się na dobre, opierając stroskaną swą gło
wę w dłoniach.
W Józce serce wezbrało całe uczuciem macierzyó- skiem, więc zapytała się troskliwie:
„A czy nie masz pieniędzy na taką podróż? Czy brat twój nie może cl dać cokolwiek z twej części po rodzicach?
„Nie, Józko“, — odparł smutny. — „Karol, obejmu
jąc gospodarstwo, spłacić musi całe rodzeństwo, a obec
nie byłoby dla niego prawie niemożliwem, gdyby wy
cofać musiał kilka set marek gotówki. Nauki moje już dosyć pochłaniają pieniędzy“.---
Przez chwilę jeszcze Józka toczyła ze sobą walkę wewnętrzną! Nagie powstała z widocznem mocnem po
stanowieniem i przyniosła ową skrzyneczkę czerwono- modrą.
„Wojtusiu,“ rzekła, „postanowiłam i ja kiedyś sobie pielgrzymkę do Rzymu i w tym celu zbierałam sobie pieniądze. Zdaje mi się jednakowoż,, że lepiej będzie, że ty pojedziesz. Ty przez to może uzyskasz---
Wojtek spojrzał na długoletnią służącą swych ro
dziców.
„Ty, Józko, chciałaś jechać do Rzymu 1 teraz — teraz?“ — zawołał, odsuwając skrzynkę... Nie, Józko, tego nie przyjmuję, gdyż nie wiem, czy kiedybym ci pieniądze te mógł oddać.“
„O to też nie chodzi“, — odparła. „Daję ci je chętnie, a pochodzą po większej części z pracy w czasie w domu twych rodziców.“
„Oj, tak, zasłużyłaś je sobie rzetelna pracą rąk swoich i dlatego właśnie nie mogę ich przyjąć.“
Po chwili pieniądze jednak przyjął i był szczęśliwy lak dziecko z podarunków gwiazdkowych. Gdy od
szedł, Józka długo stała bej ruchu, wreszcie na głos rzekła do siebie: „Coś ty uczyniła, Józko, wyrzekłaś się marzenia całego życia! Dawniej, gdy zmęczona ale mogłaś zasnąć w łóżku, myśl, co cię kiedyś czeka, podtrzymywała twą radość. Teraz się to skończyło, Józko, ludzie twojej klasy nie powinni mieć żadnego pragnienia.“
---Długo jeszcze Józka siedziała z założonemi rękoma, aż wreszcie ocknęła się i zabrała się do pracy jak zwykle.
Po kilku dniach rzekł do niej jej chlebodawca:
„Józko, teraz nadszedł czas, aby poiśy;,p>! ** "czy
nem czole i uzdrowił go swą modlitwą. Od szeregu lat już był sługą Bożym i gdy pewnego dnia pragnął od
dać Józce pieniądze, wówczas otrzymane od niej, rze
kła:
„Zatrzymaj je o oddaj je temu, któryby pragnął od
naleźć pokój w Rzymie.“
Ale o tern nikt nie wiedział, i dlatego śmiali się z zaschniętej ze starości Józki z tego powodu, że 1 ona wybierała się do Rzymu.
Lecz Ten, który przebywa w „wiecznym Rzymie“, pokazał zapewne wiernej swej słudze piękności, któ
rych nie byłaby widziała w Rzymie ziemskim i zgo
tował jej takie radości, jakie „nie widziało jeszcze żad
ne oko ludzkie, ani nie dotarły dotąd do żadnego serca ludzkiego.“
Rady domowe.
Pranie sznurów do bielizny.
Zawinąć mocno i równo sznur na deskę; następnie szczotka pocierać sznur na desce dobremi mydlinami, a to tak długo, aż będzie czysty, potem spłukać ciepłą, czystą wodą i pozwolić mu uschnąć na tej samej desce.
Sznur wtedy nie rozkręci się a wyczyści się doskonale.
Serwetek do kawy.
Z biegiem czasu wystrzępią się trendzie. Chcąc serwetek jeszcze używać, należy obciąć resztki frendzll i je obszydełkować dookoła łub wydzierżgać na nich zęby. Serwetki wtedy będą znów ładne a zarazem modne.
Przesolone potrawy uczynić możliwemł do spożycia.
Istnieje na to bardzo prosty sposób. Zanurzyć do przesolonej potrawy na widelcu trzymaną czystą, wypa
rzoną gąbkę nową. Gąbka wchłania w siebie zbyteczną sól, tak, że po kilkuminutach już potrawa utraci swą ostrość.
Szczeliny w podłodze
najlepiej zalewać gipsem rozrobionym wodą. Szczeliny w podłodze należy koniecznie wypełnić dla zapobiega
nia zbierania się w nich kurzawy, gnieżdżenia robactwa i tworzenia się wilgoci.
Aby woda w mieszkaniu słę nie rozgrzewała należy ją nalać do dzbanka kamiennego, a ten owinąć mokrym płatem. Woda parująca z płata oziębia wody w dzbanku.
Plamy z atramentu.
znikają z palców oraz z białych materiałów przez po
cieranie ich dojrzałem; pomidorami.
Najłatwiejszy sposób prania pierza.
Wyprać pierzyny lub poduszki razem z pierzem W gorącej wodzie zwykłym sposobem. Po dwukrotnera wypłukaniu w letniej wodzie, wyżdżąc je cokolwiek z wody, powiesić na sznurze, ususzyć najlepiej na dwo
rze w słońcu. Pierze stosunkowo szybko przeschnie, gdy się je przewraca i wstrząsa, a pozostanie lekkie, jak było z początku