Itill
--- --- 1 % ^
<r§ 1
PF»
A BM J-1
Sm M
^-A
%, >sePism© ¥
poświęcone wychowami»
i nauce domowęf»
Katowice, dnia 15-go kwietnia 1927.
W Palmową Niedzielę, I
„Hosanna“, woła tłum rozpromieniony.
Przy triumfalnym wjeździe Zbawiciela...
Palmy i szaty przed Nim swe rozściela:
„Synu Dawidów — bądź błogosławiony V“
Wita go rzesza — ciśnie się dokoła
On wjeżdża cichy — poważny — milczący...
Wie, że niebawem wyrok nań hańbiący, Ten sam tłum wyda: „Ukrzyżuj“ zawoła’ — A jednak idzie spełnić Swą ofiarę.
Bo wolę Ojca ukochał nad miarę.
Widząc w niej źródło wszelkiej swej pociechy!....
A jednak idzie — na śmierć i męczarnie.
Położyć życie za Swoją owczarnię.
Ceną Krwi własnej zmazać ludzkie grzechy!
eueres Komitetu Mdm üupllty św.Teresy od Dzfec otKs Jezus w Robce-Zdrolu.
Uważając budową kaplicy pod wezwaniem iw.
Teresy w Rabce za rzecz pożyteczną i konieczny, chętnie przyjmujemy protektorat nad Komitetem budowy i polecamy tę sprawę ofiarności społe
czeństwa. ^ Adam Stefan.
Czciciele św. Teresy od Dzieciątka Jezus!
W miejsce słów trzeba czynu!
Podpisany Komitet pozostający pod protektora
tem Księcia Metropolity krakowskiego Adama Ste
fana Sapiehy przystępuje w bieżącym roku do bu
dowy kaplicy ku czci powszechnie dziś uwielbianej Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus.
Najmniejszą ofiarą, bo zakupując i rozsprzeda- jąc cegiełki po 50 łub 20 gr., niech przyczyni się każdy do wzniesienia wspomnianej Świątyni.
Kto złoży zaraz 50.— zł. na cel powyższy, tego nazwisko, jako współfundatora zostanie wyryte na ścianie kaplicy.
Złożona ofiara służyć będzie ku pożytkowi bli
źnich, i przyczyni się do powiększenia chwały św.
Teresy od Dzieciątka Jezus, a tefnsamem i chwały Bożej. Ofiara ta będzie żywem votum za doznane dobrodziejstwa, i wyjedna nam łask wiele.
Spieszmy więc z ofiarami, bo dwa razy daje, kto natychmiast daief
Datki można nadsyłać czekiem na P. K. Q. na konto Nr. 406.355 łub pod adresem ks. Jana Pisko
rza Kraków. Pędzichów, Boczna L. 2.
Kraków, dina 23 H. 1027.
Komitet budowy kaplicy św. Teresy od Dz. Jezus w Rabee-Zdroju
pod protektoratem ks. Metropolity krakowskiego Adama Stefana Sapiehy. Dr. A Hubiszta sekretarz, Dr. Adam Kaden przewodniczący, ks. Jan Piskorz skarbnik.
Oddział Krakowski:
ks. Mateusz Jeż, ks. Rudolf van Roy, Adeiman Ale
ksander senator, Dr. Leon Fuchs, Hubisztowa Aloj
za, Dr. Kopacz Tadeusz, Mączyński Franc, arch.
Mianowski Edward taż., Michalski Jan inż., Rostwo
rowski Karol Hubert, Tomaszewscy St„ Dr. Wa- rzeszkiewicz Kazimierz.
Oddział Rabczański:
ks. Stanisław Pankiewicz, Dr. Cybulscy, Dobrowol
ska Julja. Drzewiecka Walentyna, Heller Kazimierz inż., Kłosiński Teofil, Dr. Kwaśnicki August, Lysek Mieczysław, Dr. Nowosielski, Sroczyńska Marja, Dr. Tomczyk Stanisław, Dr. Wieczorkowscy.
(Powyższą odezwę polecamy gorąco naszym Szan. Czytelnikom, gdyż przez wybudowanie wię
kszej kaplicy niż obecna, setki dzieci naszych, prze
bywających co roku na kuracji letniej w Rabce, bę
dą mogły uczęszczać na nabożeństwa. Kaplica, dzisiaj się tam znajdująca, jest zbyt małą ula wiel
kiej ilości kuracjuszy i stąd wielu w czasie niepo
gody musi przebywać na dworze podczas nabo żeństw, a do kościoła parafialnego droga zbyt da
leka. Rodzice sami, którzy odwiedzają swe dzieci w Rabce niejednokrotnie też już korzystali z tej do
godności, niech więc teraz nie pożałują ofiary na wybudowanie nowej kaplicy ku czci, tak szczodrej w laski św. Teresy-od Dzieciątka Jezus
Redakcja.)
—-o---
Rozważanie tygodniowe,
Korzystajmy z czasu, a pamiętajmy o wieczności Ilekroć dla jednego z waszych dzieci,_ chrześci
jańscy rodzice, zbliży się dzień pierwszej Komutijl św. to i dla was rozpoczyna się czas święty, powa
żny i pełen radości rodzicielskiej, a szczególnie ma-
.
e>
LJLi
S *«\criT(<\sV\c\, iXe. vcŁ t>o«nv-v -»» cftoo'ovXa.'z.XtX. t4\e c>\c\e-3
AYYry fccNe zapewne, tirotiZy TOdzXce, na\eiet do VvcV,
którzy się zaniedbują, dla których -wielkie to -wy
darzenie -w życiu dziecka całkiem jest obojętne. 03, nie, czas ten przygotowawczy dziecka waszego po
winniście z niem przeżywać i odczuwać, a codzien
nie powtarzać sobie w duszy: „Korzystajmy z cza
su, pamiętając zarazem o wieczności!“
Pamiętajcie często o wieczności dziecka wa
szego. Starajcie się wciąż o to, aby zasługiwać so
bie od nowa na świętą i czczoną nazwę na/ki i ojca i tak jak daliście dziecku swemu żvcie docze
sne, tak też dopomagajcie mu w uzyskaniu e- eznego.
Pytacie się, jak to i co zrobić macie. Posłuchaj
cie, oto kilka wskazówek:
Zrozumienie d!a wiary.
Rozpocznijcie od samych siebie, przecież chce
cie dopomóc dziecku swemu by stało się nabożniej- sze i lepsze. Nikt zaś nie może dać tego, czego sam nie posiada. Dlatego gromadźcie teraz więcej jesz-
£ze niż kiedykolwiek skarbów cnoty i świątobliwo
ści, aby dziecku waszemu z nich wydzielać rełne- mi rękoma. Żyjcie dla jego przykładu życiem na- bożnem, obfitującem w cnoty.
Pogłębiajcie w was szczególnie ducha wiary- Jako chrześcijańscy rodzice już samo przez się od
czuwacie wprost świętą i wielką cześć wobec dziec
ka swego, gdyż wiecie, że pomimo jego błędów i niegrzeczności w niem mieszka dusza ozdobiona łaskami i stworzona na podobieństwo Boga. Pa
miętajcie o tern. że dziecko wasze jest to dzieckiem Boga; a dalej wiadomo wam, że przy boku jego książę niebiański przebywa jako anioł Stróż: wia
domo wam, że dusza jego w całej pełni jest przy
bytkiem Boga. I teraz za dni kilkanaście nadejdzie chwila najszczęśliwsza w jego życiu, w której Zba
wiciel świata w własnej osobie wejdzie do tego przybytku.
Pierwsza Komunja św. jest największem wy
padkiem i to najświętszem w życiu dziecka. Stąd jeż ów wielki dzień powinien być też wielkim w duszy rodziców. Dziecko wasze z słów waszych i
'% waszego postępowania powinno odczuć, że do
skonale pojmujecie jego serduszko małe a w tym czasie tak duże. Rodzice, zwłaszcza matka, której suosób myślenia i odczucia.najbardziej jest przejęte głębokim duchem wiary, może stać się dla swego tiizecka najlepszą przewodniczką, zaprowadzi je do stóp Boskiego Zbawiciela.
Zwiększone modlitwy.
O Me matka przekonaną jest o cudownej sile modlitwy, wtedy w czasie przygotowawczym je
szcze więcej będzie się modliła za swe dziecko.
Zwłaszcza w ostatnich dniach poprzedzających Bia
ła Niedzielę nie powinien ani jeden dzień minąć bez gorącej modlitwy matki do Boskiego Przyjaciela dzieci. Niech matki często Msze św. i Komunje św.
ofiarują za swe dziecko i niech o tern powiedzą dziecku prostemi słowami serdecznemi, np.: — Ka
rolu, Marysiu, lub jakie tam imię dziecka, jutro Ko
munię św. przyjmę dla ciebie, dziecko drogie, bo chcę ci dopomóc, chcę cię dobrze przygotować do twojej Komunii św., będę błagała Zbawiciela szcze
gólnie o to, aby ci dal siły do zwalczania twych wad ulubionych (uporu, samowoli, kłamstwa, roz
targnienia, zarozumiałości itd.). Dobrzeby też było, aby przy wspólnej modlitwie rodzinnej osobno wspominano o dziecku, które ma przystąpić do pierwszej Komunji św. Z tego wszystkiego dziecko oceni ważność dnia wielkiego i będzie się starało o to. aby się nań dobrze przygotować.
— W pokoju rodziców moich — tak opowiadała swojej przyjaciółce panna Dymalska — od lat na jednetn i tem samem miejscu sta! parasol od deszczu i to taki, który od dawna już utracił swój kształt i kolor, a jaki posiadają jedynie dziś jeszcze cyganie. Często też z rodzeństwem otwarcie i skrycie naśmiewaliśmy się z jego wyglądu i z przerażeniem myśleliśmy o tem, co- byśmy poczęli, gdyby nam wypadło wziąć go na ulicę.
Siostra moja pewnego dnia przy sprzątaniu ŚWiątecz- nem usunęła parasol ten z swego odwiecznego miejsca, atoli ojciec już po kilku godzinach spostrzegł jego zni
kniecie, zażądał wydania i ustawił go na starem miej
scu.
Nazajutrz, o zgrozo, ojciec z parasolem tym wszedł do naszego pokoiku, obejrzał się w nim i postawił zni
szczony ów potwór parasola w najwidoczniejszym miejscu, mówiąc głosem stanowczym:
— Tu go stawiam, tu też pozostanie dopóki będę uważał za wskazane. Zajście dzisiejsze jest powodem mego zarządzenia. Anna mnie zrozumie, gdyż jej sic to właśnie tyczy.
Anna, to ja jestem, miałam wówczas lat piętnaście, spuścitam oczy zawstydzona. A zajście, o którem ojciec wspominał, było następujące: posiadałam pelerynę nie
przemakalną, która zazwyczaj wisiała w sieni na koł
ku. Tego ranka matka poleciła mi załatwienie kilku sprawunków, a ponieważ było dżdżysto na dworze, chciałam nałożyć pelerynę. Nie patrząc już wcale na kołek, sięgnęłam jak zwykle, ale o dziwo, peleryny nie było. Dziwna rzecz, pomyślałam sobie, wszakże sama ją tu powiesiłam, cóż się z nią stało? Zaczęłam więc szukać po wszystkich szafach, pokojach, przyczem o- czywiście nie obyło się bez gniewu i zniecierpliwienia.
— To stąd pochodzi, gdy się nie utrzymuje porząd
ku w swych rzeczach — zauważył ojciec — przyzwy
czajaj się dc przechowywania rzeczy w przeznaczonem dla nich miejscu, a zaoszczędzisz sobie nadaremnego szukania, straty czasu i gniewu.
Zapewniałam ojca, że pelerynę po powrocie z mia
sta powiesiłam na kołku w sieni, a od tego czasu nie wychodziłam, więc peleryna powinna znajdować się na zwykłem miejscu i nie moja w tem wina, że jej tam nie było. Po chwili więc rzekłam:
— Napewno ktoś ją skradł i mogę sobie też wyo
brazić, kto jest złodziejem. Otóż stara źebraczka, He
lena, co to do matki przychodzi po obiady, nie bez po
wodu zapewne zaczerwieniła się same uszy spotka wszy mnie wczoraj na podwórzu. Proszę tylko o trochę cier
pliwości, ja tę sprawę już wykryję.
Po tych słowach ktoś zadzwonił do drzwi w chodo
wych. Ponieważ wszyscy byliśmy w sieni,, ja sama o- tworzyłam drzwi, za któremi stała służąca znajomej nam rodziny. Gdym to dziewczę ujrzała, zdawało mi się, że powinnam schować się pod ziemię ze wstydu. W W tej chwili bowiem przypomniało ml się, że sama po
życzyłam swej peleryny w tych dniach mojej przyja
ciółce, która wieczorem od nas odchodziła wśród de
szczu. Służąca odnosiła właśnie moją pelerynę, o któ
rej na śmierć zapomniałam, że ją wypożyczyłam.
— Niepojęta rzecz, że o tem mogłam zapomnieć —«
wyszeptałam, czerwieniąc się po uszy ze wstydu.
— Niepojętą rzeczą,' bynajmniej to nie jest — po
ważnym głosem odparł ojciec — mieliśmy wówczas więcej osób u siebie, różne z tego wynikły zachody, więc też nie dziw, te o tej drobnostce zapomniałaś, Anno. Niepojętym dla mnie jest tylko ten szczegół, że tak szybko rzuciłaś na kogoś podejrzenie, w tym razie na źebraczkę Helenę, poczciwą choć biedną, którą chy
ba znasz jako osobę rzetelną. Aby z siebie zrzucić winę, bez namysłu obwiniłaś biedną Helenę. Takie postępo
wanie twoje mnie się nie podoba i to jest powód, dla
czego przyniosłem stary parasol do waszej izdebki. Z
X» f' CT ^
t*m WcA-yS teł. xixx.1. x&tepoX^Xa.. W&\5k.< X X.e.g.n x«\%w.OT% wxs,4tv\e. x>c,OxKysSvtvcv ■«ö> ■Bäu nnxvl-
,ms oäriaesXona, -mam stałe w pamlect, tiłatezo rä%&x sVeYszeS» a<Xa\o xyiX s\e %v> wiptafc.
x parasolem Vym me rozstawałem; teraz 1 on wam mat — Patrz, eoS w^leerało z nle%0, rzekła matka w a- być przestrogą. Opowiem wam dziś wieczorem, co
mnie się przydarzyło.
Oczywiście z wielkiem zaciekawieniem oczekiwa
łyśmy z siostrą na to ojciec nam miał opowiedzieć.
— Wszak wiecie — rzekł ojciec, gdyśmy wszyscy zasiedli około stołu, źe po ożenieniu sie mieszkaliśmy w małej wiosce pogranicznej. Pewnego razu za zboże zebrałem 600 rubli, których nie chciałem u siebie w do
mu zatrzymywać. Udałem się więc na pocztę, aby pie
niądze te pocztą wysłać do jednego z moich dostaw
ców. Zawiadowcę poczty dobrze znałem. Przy okienku odliczyłem owe 6 banknotów po 100 rubli i urzędniko
wi podałem adres. W czasie, gdy ten zapisywał go w książce, zajrzałem do rozkładu jazdy; wreszcie urzęd
nik wziął pieniądze i liczył je.
— 600 rubli dał pan? — zapytał się — a ja potwier
dziłem skinieniem głowy.
— Tu jednak mam tylko 500 — odparł urzędnik — zdaje się, że sie pan pomylił.
Zdumiony, spojrzałem na urzędnika, mówiąc:
— Sześć sztuk było, kilka razy je przeliczyłem, może jeden spadł za okienko na ziemię.
Szukaliśmy obaj, zaglądaliśmy w każdy kącik, świecąc sobie do każdej szpary, ale wszystko nadarem
nie. Banknot nie zjawił się. Podrażnienie urzędnika co
raz to więcej się wzmagało, im mocniej ja przytem ob
stawałem, że sześć sztuk położyłem. Oczywiście obaj przytem mówiliśmy głosem podniesionym, gdyż każdy z nas obstawał przy swojem. Wreszcie też i inni przy
chodzili do okienka dla załatwienia swych spraw. Znie
chęcony chwyciłem owe 5 banknotów i opuściłem po
cztowy budynek. W domu opowiedziałem o całem zaj
ściu żonie mojej, a waszej dobrej matce. Wzbraniam się z całych sił — tak kończyłem do matki — przeciw rzuceniu podejrzenia na uczciwego, znanego mi urzęd
nika, a jednak — nikt inny, nie mógł był wziąć tych pie
niędzy. Dwóch nas tylko było w urzędzie, a ja przysiądz mogę, że naliczyłem sześć papierków sturublowych.
Zateir. jeden tylko może mieć ów banknot, którego nie dostawało a mógł nim być tylko zarządca poczty.
— Mój drogi — zauważyła na to wasza zacna mat
ka — choćbyś był przekonany w to co w tej chwili mi mówisz, proszę cię usilnie i gorąco, odsuń od siebie wszelkie podejrzenie, gdyż pochodzi od złego ducha.
Nie posądzaj bez jasnych dowodów ani nawet w my
ślach owego człowieka; przeszukaj jeszcze raz wszyst
ko dokładnie, tak samo jak to robi bezwatpienia teraz też zawiadowca poczty. Nie wiadomo, jaki jeszcze o- brót weźmie ta sprawa, pod tym względem zdarzały się już najdziwniejsze rzeczy. A ja, w tym czasie, kiedy ty będziesz szukał, udam się z ufnością do świętego pa
trona, który już cenniejsze rzeczy odnalazł, r.iż naszą.
Dzieci drogie, przyznani wam się, że z podziwem spoglądałem na waszą matkę. Ona wypadek cały osą
dziła tak jasno ,z takim spokojem i tak sprawiedliwie, że podziękowałem Bogu za to, źe posiadam towarzysz
kę życia, która nie dolewała oliwy do ognia przez usz
czypliwe i podburzające słowa, tylko starała się mnie uspokoić i przez to uczynić zdolnym do rozwagi. Cel ten osiągnęła też w zupełności.
Ponie-waź przypuszczałem, że urzędnik z powodu tej nieprzyjemnej sprawy napewno się będzie trapił i kłopotał, postanowiłem udać się do niego, by go zape
wnić, że jestem przekonany o własnej winie. Właśnie, gdym si? zabierał do drogi, mocno się rozpadało. Tro
skliwa, jak zawsze matka wasza podała mi parasol, ten sam. który wy nieraz już pragnęłyście zniszczyć. Wów
czas już wygląd jego był ohydny, stale otwierał się, gdy go odstawiono, a natomiast, gdy go chciano otwo
rzyć opierał się, tak źe trzeba było za każdym razem ożyć siły. aby się wogóle otworzył. Potrzasłem nim
sza, chwytając za papierek, który przypominał moty
la, a wyleciał z wnętrza parasola. — Przypatrz się tyl
ko, — zawołała powtórnie, tym razem głosem wzru
szonym. — To nie jest zwykły papierek, to banknot — i to sturublowy, twój zaginiony banknot I
Zdumiony w najwyższym stopniu, lecz radośnie i z wdzięcznością spoglądaliśmy to na papierek, to znów jedno na drugiego.
— Ale jakim sposobem dostał się do środka para
sola? — pytała wasza matka.
Zrozumiałem! Parasol zabrałem ze sobą, gdym po
szedł na pocztę, oparłem go pod okienkiem i widocznie rękawem płaszcza zesunąłem jeden z banknotów, a ten zawiesił się w fałdach rozpiętego parasola i w drodze powrotnej coraz głębiej wsuwał się w fałdach parasola.
Ucieszyło nas wielce szczęśliwe rozwiązanie tej spra
wy, a najwięcej uszczęśliwiony był zawiadowca pocz
ty, który ów wieczór u nas spędził. Biedak ciężkie chwile przetrwał pod zarzutem mego posądzenia, które tak się okazało mylnem. Ja sam jeszcze zanim tego dnia udałem się na spoczynek święcie sobie przyrze
kłem, że nigdy odtąd nie będę nikogo podejrzywał, nie mając przekonywujących dowodów. Podejrzenie, to wy
twór szatana! Dzieci drogie, dotrzymałem tego przy
rzeczenia przez całe życie moje! Abym jednak nigdy nie mógł zapomnieć i abym zawsze pamiętał o tern po
stanowieniu, postawiłem parasol, owego wybawcę z ciężkiej biedy, na najwidoczniejszem miejscu mego mie
szkania. Nic używaliśmy go już nigdy, gdyż na to był już zbyt zniszczony, ale był on dla mnie nauczycielem w czcm mu nie przeszkadzał lichy wygląd zewnętrzny.
Teraz niech dokona swej nauki u was, moje dzieci! — Spoglądajcie na niego z rana przy wyjściu z waszego pokoju, przypominajcie sobie moje zdarzenie i posta
nówcie sobie za każdym razem, nie podejrzywania ni
kogo lub też nie upierania się przy swojem, gdyż zbyt łatwo można się mylić.
Gdy z tego punktu widzenia będziecie patrzały na nasz stary parasol, na ów potwór, jak go nieraz nazy
wałyście w cichości ducha, stanie się on dla was bło
gosławieństwem takiem, jakiem był dla mnie przez ca
łe życie.
O mieleniu kawy,
Pogadanka gospodarska.
W przemyśle obecnie starają się usilnie o stwier
dzenie, czy ruchy przy pracy są zupełnie celowe, czy też można je jeszcze więcej uprościć. Jeśli przy pewnej pracy zmniejszyć można ruch rąk lub nóg, to nietylko ułatwi?, się pracę robotnikowi, ale odnosi się też wię
ksze korzyści z pracy robotnika. Oba te względy wzię
te pod uwagę zatem przynoszą korzyść tak pracodaw
cy jak i pracobiorcy.
Tak samo w gospodarstwie domowem kobiety wię
cej niż dotychczas powinne zważać na pracę i potrze
bne do niej wysiłki. Niejednokrotnie będą mogły je u- prościć. N. p. bielizny, dla której wystarczyć powinno dokładne maglowanie, nie należy już prasować żelaz
kiem, ponieważ maglowanie jest prostszym i tańszym sposobem wygładzania bielizny od prasowania. —- Wie
le chodzenia w mieszkaniu można by sobie zaoszczę
dzić, gdyby się pamiętało o tern, aby za każdym ra
zem coś zabrać lub coś przynieść z odległej n. p. kuchni, a unikać chodzenia z próżneini rękoma. Mamy tu na myśli rozległe mieszkania, których pokoje łączy dłu
gi kurytarz.
Otóż jaka jest łączność pomiędzy mieleniem kawy a uproszczaniem sobie pracy, a o to nam właśnie cho- dzi, by to wyświetlić n&_ przykładzie. Zemleć należy
: i v.-< 4,'Ai.sygi'
ilwie równe ttaśa/trawy t ta tecfna rrowóff, a cf rum tzyo-f iStwterctzrrno, fte u m-spó/ne/ra oftontca rnajfdfttja cititko i Uczyć przytctn obroty korby mlyaka. Zsunva-jsfę poduszeczki, które wydłużają sic łub kurczą i źy się psrytem dziwną rzecz, mianowicie, że przy wol- j tyra sposobem powodują postawę listka, ffcśliny
wypełniają te ruchy i z tej przyczyny, że stulone listki nie tracą w chłodnej nocy tak dużo
nem mieleniu milej byle obrotów korby niż przy szyn
kiem- Przy kiikakrotaem stwierdzaniu zauważono, że przy r-ewnej ustalonej ilości kawy potrzeba było 90 obrotów, natomiast przy szybkiem 110 do 120. więc oko
ło 20 procent wiecei Na czem to polega? Otóż, przy
‘mieleń u ziarnka wpadała w szczerby zębów młynka, jeśli się więc szybko miele, ziarnka bywają wyrywane z szczerb, aż dopiero końcami tak się ułożą, iż zęby je mogą pochwycie.
Wynik ten jest doskonałym przykładem do przy
słowia: „Co nagle, to niedobrze“ i poucza nas naocznie, że szybka robota nie jest dostatecznie zawsze wydaj
ną. Z tego znów jednak leniwi niech ąje wysnują wnio
sku, że lepiej będzie pracować powoli niż szybko. Za stasuv łająca się kobieta ma mieć z tego przykładu po
dnietę. że nie powinna pracy swojej wykonywać bez
myślnie, jak raczej z rozwagą. Oszczędzi sobie przy- tem nietyiko czasu, ale t dużo daremnego trudu.
Pro!. Dr. K.
Ciekawe szczegóły z życia kwiatów.
Przyrodnicy, badający życie roślin, stwierdzili W ostatnim czasie wiele zjawisk, potwierdzających przypuszczenie, że życie roślin i ich ciało upodo
bnione jest do ciała zwierząt. Stwierdzono, że roś
liny mają sen, że mają czucie, a nawet scrcrr W parku pewnym znajdują .się mimozy, których liście, gdy do nich zbliżymy dłoń, zawijają się raptownie jakby z trwogi i unoszą w górę.
Zmarły niedawno uczony hinduski Chanda Bose zbudował przyrządy, które wskazują puls roślin.
Stwierdził, że rośliny tak samo jak ciało człowieka można zatruć strychniną. Działanie jadu kobry — pewnego rodzaju wężów — jest i równe u zwierząt i roślin. Mianowicie średnia dawka powoduje śnrcrć rośliny, a nawet drobna przyspiesza puls.
Rośliny ściągają się trwożliwie pod uderzeniem, soki roślinne rozchodzą się za pomocą przewodów, podobnych do naczyń krwionośnych. Dzięki tym badaniom i odpowiednim przyrządom można będzie dojść do rozwiązania szeregu dotychczas niejasnych spraw.
Ciekawe, że tak delikatnych przyrządów nie powiodło się dotychczas stworzyć naszymi przyro
dnikom. źe przyrządy o zadziwiającej dokładność wyrabiali tylko uczony Hindus i jego uczniowie.
Łatwiej jest stwierdzić w równych odstępach Słę pojawiający ruch roślin, znamionujący sen.
Daje o tern świadectwo położenie liści i posta
ra wierzchołków roślin.
, Wieczorem zapadają one jakby w sen. Zau
ważyć się to daje najłatwiej u tych roślin, które mają listki osadzone w większej liczbie na wspólnym ogon! jak akacja, szczawik, koniczyna lub mimo
za. Tvk np. w dzień akacja ma listki skierewue pro
stopadle do słońca, w nocy zaś listki przytulają się 'do siebie i przybierają położenie prawie pionowe.
Przeciwnie listki mimozy podnoszą się prostopa
dle ku górze. Ruchy te przemawiające za tem, że rosi la wypoczywa, możemy to zauważyć najla- tw: ‘j u fasoli, którą zdobimy często balkony. Ruchy Wykonują nie tylko blaszki listków, ale także ogon
ki. Jeżeli od nich odetniemy listki, ogoneczk] pozo
stawione .na wspólnym ogonku również wykony
wać będą takie ruchy. One to właśnie są przyrzą
dami owego ruchu
....___... ________ ,__ ,_______ ciepła.
Ten ruch liści można wywołać w dzień, jeżeli roś
linę przeniesiemy do ciemnego pokoju, Wówczas następuje zmiana położenia liści, ale nie wcześnie], aniżeli w godzinie. Jeżeli roślinę pozostawimy przez kilka dni w ciemności, wówczas sztywnieje, jej ru
chy ustają, ale znów dłuższe oświetlenie budzi ją do zwykłego stanu.
Roślina oświetlona w nocy nie układa liści do snu i stwierdzono, że takie rośliny zatracają wy
gląd zdrowy. Sen, jak się zdaje, jest im tak samo jak człowiekowi do życia potrzebny. To też próby, aby przez ciągłe oświetlania elektryczne spowodo
wać szybszy rozwój roślin, musiano zaniechać.
Podobnie jak liście zachowują się niektóre kwiaty. Nagietki otwierają się o godzinie dziewią
tej i udają się na spoczynek wcześniej od kur, bo już o trzeciej. Jeszcze większym spieszkiem jest kwitnący bladobłękitnle len, który już w o ułudnie udaje się na spoczynek. Najwcześniej wstaje i naj
później kładzie się żółty kosaciec, bo kwiat rozwija się już o godzinie 5-ej rano a zamyka o 7 lub 8-ej wieczorem.
Gdy dzień jest pochmurny, niektóre kwiaty nie uważają za stosowne budzić się i cały dzień mają korony zamknięte. To zamykanie się w dni nie po
godne ma dla nich i tę korzyść, że prątki z pyłkiem nie nasiąkają wilgocią, co uniemożliwiłoby zapyla
nie słupków.
Są też i kwiaty, lubiące życie tylko nocne. Taka jest biała skrzypka. Za dnia kwiaty jej wyglądają jak zwiędłe, gdy zmierzch nastanie można praw.e widzieć, jak się rozchylają.! Są to kwiaty, które zapylają nocne motyle. Żyją nocą a śpią we dnie.
Kwiaty w wyrażaniu swego niezadowoleń a niczem nie ustępują ludziom. Posiadają one swoje upodobania i nienawiści. Wiadomo, że gdy pewne gatunki kwiatów umieścimy w jednem naczymu, po upływie kilku godzin kwiaty pochylają swe główki;
sąsiedztwo takie, czy inne nie podoba się im. -żeli poszczególne gatunki ich rozdzielimy, nabierają one dawnej świeżości. Kwiaty konwalii martwią się l więdną," jeżeli je ustawimy łącznie z innemi. Ró
wnież róże, gwoździki, rezeda należą do rzędu, kwiatów, które nie znoszą towarzystwa innych*, albo ujemnie wpływają na inne gatunki, lub też sa
me więdną. Cały szereg kwiatów nie znosi muzy
ki — zjawisko zasługuje na szczególne zbadanie.
Spostrzegano bardzo często, że kwiaty ustawione na fortepianie lub pianinie, na którem dużó s.ę gra, bardzo szybko więdną. Wytłumaczyć to można nie
wątpliwie wielką wrażliwością kwiatów na «ga
nia fal powietrznych, co potwierdza istnienie takiej- że odrazy kwiatów do niektórych łudzi. Są np. ko
biety, w obecności których fi jolki szybko więdną i nie wydają zapachu. Spostrzegano to u szczegółu e delikatnych gatunków róż. Kwiaty, podobnie jak i liście niektórych fBślin, wykazują wyraźna odrazę do pewnych pomieszczeń domu. Gdy w jednym po
koju kwiaty szybko główki swe opuszczają to tym
czasem w innych już po godzinie zupełnie odzy
wają.
Podobne spostrzeżenia czyniono również na dziach: niektóre tony, barwy, zapachy, promie me świetlne, prądy powietrzne, zwierzęta i ludzie dzia
łają wysoce niekorzystnie, gdy inne natomiast pod
noszą siły życiowe i radość człowieka-