TEATR A M A T O R S K I
HEL. R O M E R
ŚWIĘTY KAZIMIERZ
(SERCE GORĄCE)
T E A T R A M A T O R S K I
H E L . R O M E R
ŚWIĘTY KAZIMIERZ
( S E R C E GOR ĄCE )
SZTUKA W -t-CH ODSŁONACH
W I L N O — 1 9 3 6
TEGOŻ AUTORA:
» Teatr w ile ń ski" (wyd. L. Chomińskiego — druk. ,L a x " ) 1. BETLEJKA WILEŃSKA.
2. WILJA U PAŃSTWA MICKIEWICZÓW.
3. REZUREKCJA WILEŃSKA 1919.
4. ROK 63 NA LITWIE..
u Zawadzkiego:
1. ROZBITY GARNEK czyli CZARY W LESIE.
2. PRZYGODY MŁYNARZA.
3. NOC Ś-TO JAŃSKA.
O S O B Y .
K R Ó LE W IC Z K A Z IM IE R Z — (lat 13 w Dobczycach, la t 24 w W iln ie ).
K R Ó LE W IC Z JAN O LBR AC H T — (lat 22).
K R Ó LE W IC Z A LE K S AN D ER — (lat 20).
DO W OJNO — piastun Królewicza (lat 60).
DŁUGOSZ — nauczyciel i historyk.
BURGRABIA zam ku w Dobczycach.
W Ą T R Ó B K A - w ó d z s iłz b r o jn y c h K ró le w ic z a . S ZA W C IŁŁO — dworzanin.
KSIĘŻN A HO LSZANSKA — (lat 45).
O FK A — księżniczka Holszańska— (lat 25).
KA S ZTE LA N O W A Hornostajowa (lat 25).
STRÓŻ nocny.
Łow czy, pachołki, śpiewacy, 3-je dzieci w w ie k u od la t 8— 12. dworzanie i panny dworskie.
Kom naty zamkowe nie ozdobne, stoły, ła w y 1 broń na ścianach.
SZTUKA W IV -ch ODSŁONACH.
I-sza w Dobczycach, zamku w Małopolsce w 147l r . Il-g a na dolnym Zam ku w W iln ie w 1482 r. Ill- c ia w komnacie Królew icza Kazim ie
rza. IV -ta u progu kościoła św. A nny p rzy Zam ku.
O BJAŚNIENIA.
Oczywiście w sztuce, przeznaczonej dla teat
ró w am atorskich, trudno o odpowiednie i ściśle historyczne stroje i styl m owy. Chodziło ty lk o o danie obrazów z życia patrona L itw y , polskie
go królewicza, ja k się ono rozw ijało, ja kie w ra
żenie w yw ierało na otoczeniu. Opierając się na
żywocie św. Kazim ierza X. A. Lipińskiego, zo
stały scharakteryzowane szczegóły z jego dzie
jó w , stosunek do lu d zi i dążenie ku świętości.
Postaci kobiet są dowolne, inne historyczne, ży
cie królew iczów na dworze w ileńskim , kontrast zakonnego odosobnienia się Kazim ierza od we
sołości i hulaszczego spędzania czasu Jego m łod
szych braci, zaznaczony, ja k również m iłosier
dzie Jego czułego na niedolę serca. Może, nie
wiadom o pod ja k im w pływ em , dlatego sprzedają tyle słodkich serduszek na „K a z iu k u “ , odwiecz
nym kiermaszu w clniu 4 marca, i młodzież za
m ienia ten symbol m iłości pom iędzy sobą. De
koracje są zbyteczne, k ilk a ław , stołków , stoły, papiery, dzbany i sprzęt m uzyczny. Stroje Króle
wiczów proste, nieróżniące się praw ie niczem od dworzan, k u b ra k i, panie w pow łóczystych sza
tach, kolorow ych, w k w ia ty . Wszystkie w ier
szyki i p rzypow iastki w cudzysłowie — współ
czesne z X V w.. Instrum e n ty potrzebne do przed
stawienia: dudy, cym bały, trąby, bębenek.
Kiermasz, odbywający się od bardzo daw
nych czasów 4 marca, w dzień Patrona L itw y , zowią W ilnianie „K a z iu k ie m “ . Z dalekich stron jadą po kiłkci d n i liczne fu rm a n k i włościan, wiozących: drewniane sprzęty, gospodarskie w y
roby ze skóry, gliniane, i stosy obw arzanków, z k tó ry c h smorgońskie m ają największą sławę.
Sprzedają też na w ielu straganach większe i mniejsze, ozdobne i kolorow e serca i serduszka, którem i się wzajem obdarzają dziewczęta i chłopcy, dzieci i dorośli. Może to na pam iątkę m iłującego serca Patrona L itw y ?
4
I-sza ODSŁONA.
GŁOS BURGRABIEGO. (zdaleka). W ita j nam, w ita j, nasz Hospodynie! Spocznij K róle
w iczu w naszych prostych progach.
(O tw ie ra ją się d rzw i, wchodzą k ró le w i- czowscy towarzysze: Dow ojno i W ątrób
ka).
BURGRABIA. Oto najlepsza komnata, ja ką nam udało się przysposobić dla ta k dostojnego gościa.
DO W O JNO . Zaiste, psi na Zam ku W aw elskim lepsze mają... (zdała szczęk zbroi, gwar głosów zdaleka).
BURGRABIA. Niegodne są, niegodne, w iem ci ja sam, ale cóż m ogliśm y? W szak to ca
sus dla nas niespodziany. Zaledwie wczo
ra j goniec królew ski co tchu bieżał k'na- szemu kasztelanowi i rozkaz królew ski ob wieścił... stąd dowiedzieliśm y się o n ie fo r
tunnej na W ęgry wypraw ie... że ta k i ko niec...
W Ą T R Ó B K A : Dosyć, dosyć o tej m a te rji panie burgrabio. Nie w daw aj się waćpan w p o li
tyczne dyskursa. na których się nie rozu-
m i es z i pam iętaj, oszczędzaj Jego K ró le - w iczowskiej Mości goryczy wspom inków , gdyż je j ponad m iarę zażył w tej przeklę
tej w ypraw ie na tron węgierski, przeciw K orw in a pachołkow atym zachciankom...
K rew m ię zalewa, gdy wspomnę, że tak niskiego pochodzenia chłopięciu ustąpić m usiał nasz Jagiellończyk, syn dwojga ko
ron, polskiej i litew skiej!... Panicz tak fo
rem ny i gładki!
D O W O JNA. A ja k to paradnie w yruszaliście z onego Sącza zeszłej jesieni!... Sam k ró l Kazim ierz w majestacie swoim, wraz z sy- naczkam i, nadobnemi, ja k je lo n k i leśne, odprowadzał naszego królew icza Kazim ie
rza. Pomnę, Jan O lbracht, k tó ry się rw a ł do rycerskiego rzemiosła, Aleksander, choć m a ły ale siłacz, ja ko niedźwiedź jego dzie- dziczej L itw y i Zygm unt, pacholątko ma
leńkie, a tak cudne, że się w ydaje dziew- czątkiem, nie chłopcem... W szyscy żegnali jadącego na W ęgry Kazimierza, a on, pom nicie waćpanowie? Do kościoła coraz to bie
żał, więcej nabożnem pieniem i m odlitw ą zajęty> niż doczesnemi splendorami.
W Ą TR Ó B K A. Tak też ono i poszło... wedle pa
cierza, a nie wedle potrzeby rycerskiej...
BURGRABIA. Ano, panie, chłopię to wszak jest przecie jeszcze nieźrałe, latek trzynaście zaledwie. Jakoż m u tam b yło niebożątku z temi W ęgram i wojować?
6
W Ą TR Ó B K A. Et, m ilczałbyś waść, kiedy nie wiesz o niczem... prim o, że w ty m w ieku panować i w ojować chwalebnie można.
Pom niej na chwałę rycerską naszego Bo
lesława, co się na M oraw ian dziesięciolet- niem pacholęciem w ypraw iał. A ja k pięknie sprawuje rządy w Czechach b ra t Kazim ie
rza W ładysław ? Ale naszemu, panu nie do tego. M odły 011 nad wszystko inne przekła
da. Z b yt do tej pobożności n a kłan ia ł go Długosz, człek m ądry i dyplom ata, ale wszystko wedle spraw kościoła sądzący...
Przytem secundo, żołdu wojsko nasze nie otrzym yw ało, jakoż więc m u b y ło mężnie poczynać? T fu , układać się potem kazali z ty m i pastuchami... Co ja się w stydu na
jadł!...
BURGRABIA. Na ja k długo myślą waszmoście tu popasać? W szakci p ro w ja n t i zapasy trza zgromadzić dla ty lu lu d zi i dworu.
M ajestat wszak czarnej polew ki z razowej m ą ki jadać nie będzie...
D O W O JNA. Będzie. Okaże się, że sam je j zażą
da... Surowo b y ł w ychow any nasz króle
w icz i życie p row adzi właśnie jako kle ryk, a nie królew iątko. A zawżdy więcej o in nych m yśli, n iż li o sobie. Słodki to pan, że trudno lepszego, ale do w o jn y to go nie posyłaj, bo się użala nad każdą krzyw dą, nad każdą raną...
W Ą TR Ó B K A. Serce ma mężne, ale do przeciw
ności losu, a do boju!... Boże odpuść, prę
7
dzej by siebie dał porąbać sam, niżby oręż przeciw bliźniem u podniósł. Nie zabijaj -—
powtarza. A gdzież tu rycerzow i o tern pa
miętać w ferworze w a lki? !
BURGRABIA. Panowie pozwolą, że pójdę zajrzę co też Pan nasz M iłościw y tak długo czyni?
Przykazał nam iść, a sam stoi w dziedziń
cach na chłodzie, a uważam, że kaszel go jakiś niedobry wstrząsa.
D O W O JNA. A oto jego obyczaje. Musi, powie
dział, dopatrzeć azali wszyscy żołnierze i k o nie dobre pomieszczenie mają... Potem o sobie pom yśli... Panie burgrabio, nie roz
puszczaj waść jęzora, ale ci to powiem, żeśmy tu ja ko b y za karę za nieudaną w y- prawę osadzeni. Królew icz nasz niebogi wielce się tern trapi, bo choć splendorami gardzi, ale ojca gniewu i ubliżenia sławne
mu dom owi Jagiellonów znieść nie może.
Jako lilja podcięta wygląda, aże serce boli patrzeć... Bo cóż ono chłopiątko w inne?
Na rękach niemowlęciem go nosiłem, to wiem, że m u więcej do nieba, ja k do ziem
skich zaszczytów... Słodki to a nioł i żołnie
rze patrzą w niego, ja k w obraz.
(G w ar tłu m u , słychać zdała o k rz y k i: Niech żyje Królewicz Kazim ierz, niech żyje!) W Ą TR Ó B K A, (o tw iera okno). Patrzcie panowie,
ja k i tłu m się zebrał i na cześć pana naszego w ykrzyku je . Dobrze to, pocieszy się trochę niebogi. Ale id im y ż po niego.
D O W O JNA. Oto sam nadchodzi, (w chodzi Kazi
m ierz i paru pachołków ). Panie nasz, o to
śmy jako tako p rz y s tro ili ci komnatkę...
K A Z IM IE R Z : M ój poczciwy Dowojno, dzięki ci, kochany piastunie. A, ot i ogień na k o m i
nie! To radość praw dziw a, bo, ja k słusznie święty Franciszek z Assyżu p ra w ił, gdy go czasu choroby rozpalonem żelazem p rz y piekać m ie li: „B racie ogniu — rzekł — je steś p iękny pośród wszystkiego stworzenia, bądź m i przyjazny w tej godzinie próby.
Wiesz, ja ko cię zawsze kochałem, bądź m i życzliw y dzisiejszej doby, bracie ogniu *.
Ogień,,, błogosławieństw o boże nad człe
kiem dał w n im Pan Wszechmocny... a człek u c z y n ił z ognia narzędzie zemsty, pożogę w o jn y, męczarnię niew innych, sła
bych... (rozm arzony). Ogniu, bracie og
niu, m iej nad nam i miłosierdzie.... (patrzy w ogień na ko m in ku, siada na krześle).
D O W O JNA. Cicho, nic teraz nie m ówcie do nie
go... zapatrzył się w płom ienie i zapadł w zw ykłą zadumę... Nie na ty m on świecie przebyw a teraz...
W Ą TR Ó B K A. Zaiste, czasami aż dreszcze prze
chodzą po skórze, ja k ie to m ło d z iu tk ie pa
cholę sentencje wygłasza... Skąd m u się to bierze? D ziw ne to dziecię...
BURGRABIA. A pomnisz, Wasza Miłość, m ło
dzianka Jezusa w śród m ędrców w św ią ty
n i? Takoż zdum iał uczonych w Jeruzalem.
1 nasz Jagiellończyk to boże dziecię...
patrzcie, ja k m u tw a rz jaśnieje...
W Ą TR Ó B K A. Od ognia blask pada, więc się ru m ieni... ee, dajcie nam prędzej w in n e j po
le w ki, bo ja ke m W ątróbka, sw o je j ju ż w ą tro b y n ie czuję w brzuchu od te j drogi p rzeklętej. W szakci od dwóch miesięcy b łą kam y się ja ko leśni zwierzęta od G ilaw y aż tu ta j, srom otę ły k a ją c na śniadanie i na obiad. Niechże wreszcie podjem po chrze
ścijańsku, to m ię może złość odbieży...
BURGRABIA. A siadaj waszmość opodal w kom nacie, wszystko nagotowane. (W ychodzą).
DOW OJNA. Panie m ój, daj zzuć podróżne bu
tyl odpasz m ieczyk i rozgość się w tym zamku, k tó ry ci Pan N ajm iłościw szy na m ieszkanie tymczasowe wyznaczył.
K A Z IM IE R Z . Dobrze, Dowojno, ka ra to z rę ki M iłościwego rodzica mego za niespełnienie jego zamierzeń na Węgrzech, ale ją zno
sić będę w pokodze. M ój Jezu Chryste, o jedną cię błagam łaskę doczesną, żeby ż a d ne na m nie nie spadły już nigdy zaszczyty, żebym m ó g ł służyć b liź n im , sam ja k n a j
m n ie j obsługiw anym będąc...
DO W O JNA. Taka mowa nie przystoi w ustach królew icza... zachowaj te m yśli w sercu Panie.
K A Z IM IE R Z . Masz słuszność, niew ielu pojmie...
Ale... dowiedz się D ow ojno m iły , czy dano zjnać o m ojem p rzyb yciu drogiem u m i
10
strzow i naszemu Długoszowi, któren tu wszak mieszka i k tó ry pono chorobą b y ł dłuższy czas złożon?
D O W O JN A . Tego nie wiem, czy to w zamiesza
n iu burgrabia zdążył uczynić, ale w netki się dowiem , pew nie i ksiądz Długosz, gdy posłyszy — pośpieszy do swego ukochane
go ucznia. M iło w a ł on swego Królew icza...
m iłu je i teraz... ( wchodzi Długosz). Ale patrzcież, m ó j Panie m iły , wszak ci to wasz nauczyciel wezwanie nasze usłyszaw
szy, nadszedł.
DŁUGOSZ. W ita jcie m iłościw y Panie, w ita j m ój synu... spodziew aliśm y się w raz z n a jm i- łościw szym K ró le m Jegomością, że cię u j rz y m y na tronie, że i ja hołd k ró lo w i W ę
gier składać będę, że w chwale ziem skiej, w, blaskach k le jn o tó w i k o ro n y u jrz ę me
go um iłow anego Kazim ierza...
K A Z IM IE R Z . M istrzu m ó j ukochany, nie roz
dzie raj m i serca, łedw iem żyw z u trap ie ń i wstydu. Nie spełniłem w o li ojca, nie u- m iałem zdobyć tro n u W ęgier, zam ysł}’
k ró la popsowałem ... gniew jego w zb u dzi
łem. (Schyla m u się do ram ienia).
DŁUGOSZ. Kazim ierzu, pójdź w me ram iona, k tó re cię o jcow skim u tu lą uściskiem...
Gniew ojca przeminie, ja ko wszystka do
czesność. W ró c i cię do swej łaski, a ty, pociesz u tra p io n e serce. T ro n cię ziem ski om inął, z w y ro k ó w bożych się to stało, a skąd wiesz, czy cię za to większe nie cze
kają dostojeństwa? W iększa chw ała za ży
cia i długo po niem? P om nij, że na W a w e lskim dworze, gdy was m ałych od k o lan k ró lo w e j Z o fji Jarałem do nauki, tyś b y ł m i uczniem n a jp iln ie jszym i n ajw ię ce j Bogu oddanym .
K A Z IM IE R Z . M istrzu um iłow any, jakoż mam o w ładztw ie nad L itw ą m oją myśleć, k ie d y oto jestem w ty m zam ku nad Rabą, opo
dal K rakow a, dokąd m i naw et niew olno wjechać, matce do kolan się przygarnąć...
DŁUGOSZ. U fa j synu, nie tu ta j tobie przezna
czono żyć i um rzeć k u chw ale bożej i szczęściu poddanych. U fa j, K azim ierzu!
P om nij, ja k wśród pię knych wzgórz na d alekie j Północy, ro z ło ż y ł się starożytny gród: W iln o , przodka twego Gedymina stolica, fundam ent Księstwa Litew skiego...
P om nij, ja k tam szumią puszcze... Jak zwierz d z ik i swobodnie p om yka w ostę
pach, kędy się jeszcze k ry ją i jęczą pogań
skie demony, w ygnanych bogów pogańs
k ic h służki... P om nij, ja k tam , w śró d lu d u cichego i spokojnego lubiłeś przebyw ać w M iednikach, czy na grodzie zam kow ym . K A Z IM IE R Z , (m arząco). Ach tak, m istrzu, m ów
o W iln ie , o szum iących lasach, k tó re m o d lą się rano i wieczór do Najświętszej Panny, G wiazdy Z arannej i Zorzy W ie czornej... „Zarzyce, izarzyce, trz y siostrzy- ce! Poszła M atka Boża po m orzu zbiera
jąc p ia n k i. P otkał ją Święty Jan: „ A gdzie idziesz M atuchno?" — „Id ę syneczka swe
go leczyć“ . — T ak m i niańka m aleńkiem u opowiadała... może i m n ie wyleczy?
DŁUGOSZ. Chory jesteś królew iczu, gorączką czoło płonie, to z niewywczasów i zg ry
zot. Nakażę by zioła dobre w a rz y li i ry c h ło w pow ietrzu ojczystem zdrow ie odzy
skasz.
K A Z IM IE R Z . Ale na Boga, opiekunie m ój m iły, jakoż gniew ojca przebłagam? Jak zbrod
niarza, a bez w in y m ię uważa, ścigany p o gardą, na w ygnaniu z przed oblicza m a tki, braci...
DŁUGOSZ. Królewiczu, niech ani jedna skarga z ust tw ych już nie w yjdzie! Nie sm utek, a wesele masz w duszy swej hodować, ja ko k w ia t czystej m iłości bożej i radości chrześcijańskiej... Tak, tułaczem byłeś, tak, tronu węgierskiego n ię zdobyłeś, aleć prze
grana w ojenna zdarza się najw iększym w o jo w n ik o m , źra ły m mężom, a tyś dziecię jeszcze! T ak, w o jn y n ie um iałeś p ro w a dzić, ale oglądałem w ojsko tw o je : żołnie
rze syci, opatrzeni, tw arze ich n ie zdzicza
łe m ordem lub ra b u n k ie m . Spokojnie do miasta weszli i n ik o m u k rz y w d y n ie uczy
n ili. Nie słychać płaczu kobiet, ani w rzas
k u dzieci, ani rab ow a n ych kupców . Ż o ł
nierze siedzą p rzy ogniskach i śpiewają pieśni pobożne... Tyś to uczynił, K azim ie
rzu ! W iem o tem, bom z niem i rozm aw m ł
U kochali cię ja k swe dziecko i ja k ojca.
(O tw ie ra okno). Słuchaj, ja k pow ażcie śpiewają na odwieczerz. (Śpiew: „W szyst
kie nasze dzienne spraw y“ ).
DOW OJNA. Niechże już Ich Miłoście do w ie
czerzy zasiądą. M ój m łody pan, to jeno o in n ych m yśli i zabiega, a sam okruszy
nam i żyje. Patrzcie, M istrzu, ja k wysechł w te j w yp ra w ie , k tó ra bod a jb y n ig d y nie powstała w głowie K róla Miłościwego!...
W ojow ać pacholęciu kazano w trzyn astu le c ie c h ... To że to dzieciak p ra w y!
K A Z IM IE R Z , (ściska Dowojne, wesoło). A p il
n o w a ł m nie ja k niańka, ten m ó j m iły Do- wojina, a gdyrał, a n u d z ił, a m leka z m io dem od kaszlu daw ał pić... A to czy m ię zbroja n ie ciśnie, a to czy m ię tk o spać..., aż m i w styd b yło nieraz rycerzy!
DOWOJNA. Paniątko moje, toż koniem toczy
cie, ja k sta ry rycerz, i a n i was od ja z d y odmówić. Z k o p ijk ą - próbowaliście dziel
nie, a i na ło w y , ja k wszyscy Jagiellonow ie m oglibyście jeździć, bo oko m acie bystre, cóż, k ie d y tu znów je lo n ka w am szkoda, a sarny to za nic nie da zabić bodaj, że niedźwiedzia i w ilk a pożałuje... (Śm ieje się).
K A Z IM IE R Z , (wesoło, dziecinnie). A bo... pa
miętasz, D ow ojno, com tobie opow iadał o naszym u kochanym św iętym , F ranciszku Bernardoneiz włoskiego m iasta Assisi? Jak to do srogiego w ilk a , co lu d zi i zwierzęta
14
p o ry w a ł i zja d a ł w o kolicy Gubbio, udał się w głąb puszczy i tam , przyw oław szy dziką potw orę, tak rzew nie i serdecznie doń przem aw iał: „B ra c ie w ilk u " go m ia nując, że ten, jako jagniątko łagodnym się stał i nogi świętemu braciszkow i lizał. A św ięty u k ła d z n im uczynił, że m u ja d ła będzie dostarczać, byle n ik o m u k rz y w d y nie ro b ił.. Myślę, m ó j ojcze, że ta k c i b y z każdym było, żeby m u ja d ła i o p ie k i nie skąpić... żeby nie b yło biedy, nędzy i w o
je n okrutnych... n ie b y ło b y w ilczych lu dzi... 0 m ó j ojcze, nauczycielu drogi, u- proś że m i u Boga koronę niebieską, ale b ro ń od ziem skiej! Niech zawsze daleką będzie odemnie! Nie złota, nie k o ro n y p ra gnę, nie zaszczytów, k tó re nakazują być tw a rd ym dla ludzi. Pragnę służyć jedynej K ró lo w e j: nieba i ziem i Pani, Najświętszej M a ryi. O gdybyście w iedzieli, ja k jadąc długi emi drogam i pośród głuchej puszczy i rozległych łąk, nieustannie myślałem o Jej chwale... Jak m i drzewa i k w ia ty śpie
w a ły o N iej pieśń piękniejszą niż wszyst
kie, ja k ie naw et w kościołach słyszałem...
Ach, tę pieśń wyśpiewać!... Jej chwałę gło
sić! Jej służyć! K u N ie j iść przez życie, być białą lilją w Jej ręku!... (Składa ręce i w patrzony przed siebie z zachw ytem , za
m yśla się).
DŁUGOSZ. „Jakże piękne są ręce, które nic złego nie w y p e łn iły nig dy! Jakże nadobne
stopy, które na w ie lkie j nieprawości dro
dze, żadnego nie w ycisnęły śladu. Jak cza
rującą, śliczną jest postać duszy, k tó ra ja śnieje, ale n ie k le jn o ta m i ziem i i m a rn ym św iata ubiorem , ale prostotą, świętością i niew innością. D la ta k ic h jest kró le stw o n ie b ie s k ie . . — Te słowa świętego Grzego
rza, niech ci służą, synu, za wskazówkę w życiu, które cię czeka, a które obyś m ógł w ypełnić, ja k marzysz...
DO W O JN A . Panie m istrzu dobrodzieju takci do zakonnego braciszka p ra w ić wolno, ale nie do przyszłego K ró la ! Panować wszak ma, panować! Eee, zm iłujcież się nad ch ło
pięciem , w y rw ijc ie ż go z ty c h niebiańskich zachwytów, na posiłek prowadźcie. Toż patrzcie, ja k zbladł m ój Królewicz, jeno te róże na policzkach kw itn ą , a oczy b ły szczą, ja k gw iazdy... Pójdźcież, Panie, po
lew ka w in n a stygnie... ogrzejcież się po drodze... Ja ki zasłuchany... gdzieś zapa
trzony... a n i na nas zważa... aż strach po
dejść i zachwycenie to przerwać... coraz to się ta k zaduma... n ie pożyje on długo... o o Boże!... (płacze).
DŁUGOSZ. Tyle, ile m u Bóg przeznaczy...
BURGRABIA. Panie najm iłościw szy, rycerze tw o i pragną cię w idzieć u stołu z nie
m i. Jakoś tru d y w ojenne z n ie m i d zie lił, ta k cię proszą, byś z iniemi p o w ró t do k ra ju święcił... (Słychać o k rz y k i: K rólew icz!
Królew icz K azim ierz!“ ).
16
K A Z IM IE R Z . A,... Dobrze.... Dobrze m ó j Burgra- bio, idziem y już, z m iłą częcią... jeno m ię do picia w in a nie nam aw iajcie... uważcie dobrze: czystą, źródlaną wodę postawcie m i w dzbanie... wodę, co z naszej ziem i p łyn ie czysta, jasna, przeźrocz3rsta, innego napoju nie chcę... (B urgrabia otw iera d rzw i do sąsiedniej kom naty, słychać gwar i za wejściem Kazim ierza o k rz y k i „ W i
w at! K rólew iczu!!).
D O W O JN A . T ak on i sam jest, ja k ta woda k ryn iczn a : czysty i jasny...
Il-g a ODSŁONA.
Kom nata Zam kowa w W ilnie.
SZA W C IŁŁO . Idźcież Dowojno, bo tylko wam w olno K rólew icza rozm yślania pobożne przerwać, a tu posłaniec K ró la czeka już od ra n a i w y go w puścić nie chcecie, to przecież k to w ie co! Gniew m ajestatu na
nas ściągniecie.
D O W O JN A . Ale! Nie żebym niechciał, alem sądził, że Królewicze Jan O lbracht i A le k
sander z ło w ó w pow rócą i z posłańcem się rozm ów ią, ale gdzieś za W e rk a m i p o lu ją w puszczy... oho... jakiego c i n am o g ro m niastego tu ra p rz y s ła li wozora. Dobrze się p ach o łki m ięsiw a n a ża rły! A leksy go ubił...
Jagiellonow ie zaw żdy na ło w y chodzić lu b ili, jeno ten św ięty m łodzian n ie do te
go... M yślicie, że pieczeni pokosztował?
S Z A W C IŁ ŁO . Prawda l i to, co m ówią, że już od la t pości ciągle, a w Adwencie sucho, na o le ju jeno p o tra w y jada?
D O W O JN O . Prawda, nie pojm ie człek pospo
lity , ja k się jeszcze życie w te in biednem, ch ud ziu tkie m ciele kołacze! W śród o b fito
18
ści w szystkich dóbr świata, ten święty młodzieniec żyje, ja k b y ostatni nędzarz, któ re m u dola odm ów iła wszystkiego... Ale on to sam sobie odm awia, w szystkoby bie
dakom oddał. D la siebie ścisły i skąpy, nie ja k kró le w icz, a ja k za kon n ik żyje, nawet, gdy choroba go na łoże 'zwali n ie folgu je sobie w niozem. A w śród boleści, jakaż dziwina cierpliw ość, ja k a pokora, ja ka słodka łagodność dla każdego!
S Z A W C IŁ Ł O . No, dla każdego, nie dla każde
go!... Pomnę, ja k to surow o n a p o m in ał b ojarzyn ka Iw aśka H ołłuba, ja k c i m u g ro ził... aż i wypędzono chłopysia ze d w oru, a towarzysz b y ł z niego przedni: do w y p it
k i i do w y b itk i i do niew iast... żal b yło gładkiego zucha!
D O W O JN A . Tacyście wszyscy, wszeteczniki!...
Za cóż go pan nasz, K azim ierz, w y p ra w ił?
Bo bezbożny to b y ł człek i cale nie cno tli- wy... D w ó r psował, p ija ty k i pod bokiem m ajestatu urządzał, nasze książęta m ło d sze do hulanek w ciągał. Albo to raz nasz K azim ierz na ju trz n ię śpieszy o świcie, a ta m z ko m n at w ielkoksiążęcych słychać w rza ski p ija ne i chichoty, i cym bały, i ha
łasy!
S Z A W C IŁ Ł O . Eee, bo jakże, m łodzi, to muszą się w yhulać! Nie każdy przecie może być ta k i m nich, ja k wasz Kazim ierz... do k la sztoru m u nie na tro n... P rzy O lbrachcie i Aleksym wesoło p rzyn ajm niej...
D O W O JN A. Tak. a nasz Pan potem krzyżem całe godziny leży, u m a rtw ia ją c się z a w a sze wszeteczeństwa... (Szawcitlo wychodzi otw ierając d rzw i paniom : wchodzą H orno- stajowa i HOlszańska).
HO LSZANSKA. Mości Dowojna, zam elduj nas Jego K ró le w iczo w skie j Mości, z ważnem i spraw am i m y tu p rz y b y ły i z n im widzieć się m usim y. D la księżny H olszańskiej znajdzie czas przecie, cio tką m u p rzyp a dam.
D O W O JN A. A kiedy... a bo to... Królew icz na m odłach przebywa...
HO RNO STAJO W A. Toć wiem y, wiem y, nic in nego nie czyni... a szkoda... nadobny jest, ja k jagoda... Gdyby k u niewiastom po
m y k a ł ja ko jego bracia m łodsi, żadnaby od niego nie uciekała... Księżno, hę? Czy nie prawda? Co on ma za oczy! N ib y ciem ne, a ja k spojrzy, zda się, że s z a fir z nieba zeszedł i przez źrenice jego przegląda... a włosy, ja k to się w p u klach w iją , lśniące, ja k o skrzydła krucze, a w zrost tak piękny, jeno, że poch ylo n y chodzi i wiecznie w ziemię, albo w niebo patrzy, a nig dy, n ig dy na k tó rą z nas... co, Jejmość pani Księ
żno, prawda?
HO LSZAŃ SKA. T a k ci jest, ja ko m ów icie pa
n i. Jagiellonow ie p ię k n y ród, sześciu b ra ci, ja k sosny w borze... Jam tego n a jle p ie j świadoma, krewma będąc królew icza, ja ko ,
20
że z ro d z in y k ró lo w e j Z o fk i pochodzę. M o
ja córka też im ię je j nosi, i ja k sądzicie, czy n ie w a rta też królew skiego tro nu ? HO RNO STAJO W A. (z iryta cją ). Piękna jest,
ani stówa, ale cóż, kie d y k r ó l inne m a dla synów pom yślenie... W szak potośm y tu p rzyb yły, żeby Jego K rólew iczow ską Mość dobrze do tęgo usposobić.
HO LSZAN SKA. Że to się na n ic nie zda, ręczyć mogę, ale wolę kró le w ską spełnić należy.
Poseł nam polecił, lis ty k ró la Kazim ierza nakazują, że to nie w ia sty ła c n ie j m ówią...
a no, spróbujm y... spróbujm y...
HO R H O STAJO W A. Ale O lbrachta to nam a
w iać nie trzeba... aż się p a li do niewiast...
H O LS Z A ftS K A . Jeno niezabardzo go przysw a
ja jc ie do siebie, Pani Kasztelanowo, bo w tedy o ożenku n ie zechce myśleć, a i wasz pan mąż coś już bardzo k rz y w o patrzy na te wasze ta k p iln e służby na zam ku w i
leńskim .
H O R N O STAKO W A. (zła). Plotek jakichś słu
chacie, Mośoia Księżno. Ja to o waszej O f- ce n ig d y złego słowa n ie pow iem i ja k in ne na nią, to ja bronię...
H O LSZAŃ SKA. (zła). A wcale nie trzeba...
P iln u jc ie się sama... D ow ojno! Jeszczeć tu ta j! Do K rólew icza m e ld u j nas zaraz. Już co i tych m odłów , to i zawiele!... W ysch ł ten m łodzieniec, ja k szarak na wiosnę, a kro m m nie n ik t na to nie zważa... (D u m nie) ciotką m u wypadam !
D O W O JN A . Już idę, idę... oooo !!! sroga io pa
ni, księżna H oIszańskaL.
H O LSZANSKA. (klaszcze w dłonie). Hej, H aw - ryło , sam tu ! (H a w ry ło wchodzi). Pójdź żwawo do pana Kasztelana i zam elduj, że ja się tu na dolnych kom natach z K ró le wiczem Kazim ierzem m am w idzieć, a ja k ty lk o zezwolenie otrzym am , to dam znać, niech poseł się staw i przed oblicze M iłości
wego Pana... A ja k b y zobaczono drużynę królew iczów , to dąć w rogi... czy posłano po nich?
D W O R Z A N IN . T ak jest, jaśnie oświecona Księżno Pani, ledw ie poseł od K ró la p rz y był... Ale nasze pany daleko w puszczę za
pędzić się lubią... (W ychodzi).
H O LSZANSKA. Tak, a jeżeli ładną gębulę gdzieś po drodze spotkają, to jeszcze d łu żej zabawią. To ci bracia n ie ró w n i sobie!
Jeden suszy i krzyżem leży, ja k o m nich żyje, drugi, F ry d e ry k , do dostojeństw d u chow nych dąży, a żw aw y jest i cale świec
k i, zaś tych trzech: O lbracht, A leksy i Zyg
m unt, to na m ło d z ik u się ro d z ili i lubczy
kiem ich n ia ń k i k a rm iły , tak do nie w ia st o c h o tn i!
H O R N O S TA KO W A. A bo też piękni, piękni, ja k Królewicze z bajek!
H O L S Z A NS K A . Cichajcie, oto św iątobliw y Pan nasz idzie... wara od płochych gadek...
A ja k i blady!... Jezu!
22
K A Z IM IE R Z . Pochwalony Jezus Chrystus! Bóg niech z w am i będzie, zacne panie, na w ie
lki. (K ła n ia się ręką).
P A N IE . Na wieki.... na w ieki. (D ygają nisko po k ilka k ro ć ).
K A Z IM IE R Z : W ielce rad jestem, że widzę was na swoich pokojach, Pani C iotko. Jakże zdrow ie służy? Jak się ma i co czyni na
sza nadobna kre w niaczka, O fka, wdzięcz
ne dziewczątko, co ta k m ile śpiewa w koś
ciele, a na zam ku na luteńce brząka?
Siądnijcież proszę. ( Siadają).
HO LSZANSKA. D ziękuję za pamięć Jego Kró- lew iczow skiej Mości... dziew ka, ja k o to młode, a durne, niew iele ma statku w gło
wie... O t i teraz z K rólew iczam i naszemi na ło w y u pa rła się jechać i od św itania go
nią gdzieś za W erkam i... Że to kre w n ia cy, więc zezwoliłam.
K A Z IM IE R Z . (N iespokojnie). A je st-li tam z nią ja ka stateczniejsza niewiasta?
HOLSZANSKA. Jest w raz je j b ra t rodzony i stryjko , a i pani Kachnicka, ochm i
strzyni, choć siwa, na koń siadła, aleć bez ochoty. Kazałam by razem jechała w trop.
K A Z IM IE R Z . Przystojności tedy stało się za
dość.... A w ita m i was, pani Hornostajo- wa, dawno was nie w idziałem .
HO RNOSTAJOW A. Służby powinne składam Panu memu. Z żalem to wszyscy w id z i
m y, ja k nasz Królew icz od nas m łodych stroni, ani z nam i zaśpiewa, ani się po
weseli, ani zatańczy...
K A Z IM IE R Z . W in n ych ja, piękniejszych, świa
tach przebyw am niż kom naty weselne.
Od najwspanialszych zabaw dw orskich ujść pragnę. A lt cóż za przyczyna, żeście m iłe Panie do m ojej pustelni zajrzały?
HOLSZANSKA. Cale ważna sprawa, k tó rą nam Pan Nasz M iłościw y, k ró l Kazim ierz pole
c ił z waszym Majestatem omówić. (W eso
ło). Otośmy n ib y sw atki do Was Panie...
Nie, nie odsuwajcie się ze zgrozą na licach, wszak o przystojną i przez kościół dozwo
loną rzecz chodzi... W iem y, ja k jesteście Bogu jeno oddani, Królewiczu, ale na im ię Chrystusa, wszak trza dom ow i Jagiello
nów potom stwa! Sześciu sjmów, ja k k w ia ty porodziła was m atka, Elżbieta rakuska, Polsce i L itw ie , a żaden dotąd nie w stąpił w zw iązki małżeńskie-! Jakże ten ró d ma się rozrastać i napełniać chwałą kraje, gdy potom stwa żadnego niema?
K A Z IM IE R Z . Pani Ciotko, zaprzestańcie tej m owy. Wiecie, żem czystość ślubow ał (k a szle), że nigdy na niewiastę oczu nie zw ra
cam i że Panią m oją na w ie ki w ieków amen jest Niepokalana M a rja Dziewica, Jej służby czynię, innej nie przyjm ę nigdy.
HOLSZANSKA. W jedzą o tern wszyscy, ja k ic h cnót niepojętych jesteś królew iczu obra
zem, aleć wiele rzeczy zmienić się może 24
wedle k o n ju n k tu r losu. Czyż ze ślubów' nie może Papież rozwiązać? Pom nijcie, jako z babką waszą Jadwigą było? Rozwiązane je j śluby z W ilhelm em dały chrześcijań
stwu! Litw ę, obu Państwom zwycięstwo nad zakonem krzyżackim i rozrost domu Jagiellonowcgo, a k ró l Jagiełło? Jakże późno Bóg związkom jego pobłogosławić raczył? Dopiero za czw artą żoi^ą Zofką Holszańską. A czyż nie cierpliwość jego w czekaniu sprawiła, że się dziedziców' do
czekał na starość?
K A Z IM IE R Z . Te obow iązki królew skie bracia m oi dopełnią, m nie niech w7olno będzie spełniać ty lk o obowiązki chrześcijanina.
HOLSZANSKA. Te każdemu wolno. Ale kto na tronie się urodził, ten niesie obowuązki in nej m iary, ten o sobie zapomnieć po wa
nien... Królewiczu, oto ja, m atka, zapom i
nam dziś o tem, co może w sercu nosiłam i błagam cię na kolanach zezw’ól, b y rozpo
częto dyplom atyczne rozm ow y o tem, co K atarino Zeno, poseł Najjaśniejszej Repub
lik i W eneckiej zw ie rzył O jcu Twem u. — ( P rzyklęka, K rólew icz ją podnosi).
K A Z IM IE R Z . Cóż to jest takiego? (kaszle).
HOLSZANSKA. Jak wiecie, Panie, m ą d ry ten Italczyk, posłow’a ł długie lata w krajach perskich, z którem i Wenecja handle p ro wadzi. Otóż na dwmrze Usunhasana, szacha perskiego będąc, usłyszał tego wdadcy taką propozycję...
HORNOSTAJOW A. Słuchajcie panie i roz
ważcie! D la całego chrześcijaństwa to chwała niezmierzona!
HOLSZANSKA. Ma on szach dw ie có rki prze
dziw nej urody, zrodzone z cesarzówny Tre- bizondu, K atarzyny. Z tych starszą, och
rzciw szy ją przody, chce dać jednemu z synów polskiego Króla, a za n ią w posagu całe królestw o greckie, gdy z niego T u rk a wypędzi! I pomoc da przeciw K o rw in ow i, w Węgrzech tro n w am należny zasiadają cemu... Pomyślcie panie, ja kie korzyści i splendor, ja ka chw ała! Ile nawróconego pogaństwa!... To dorówna czynow i Ja
d w ig i!
K A Z IM IE R Z . M iła pani, żarty to są zaiste (kaszle). B liżej m i do innej narzeczonej, któ ra kościstą rączką na m nie ju ż oddawna kiw a. W je j objęcia radośnie pośpieszę...
Ona m nie zaprowadzi do mego Boga, do cudnej, spokojnej k ra in y wieczności, a z niej, jeśli Bóg pozwoli, spoglądać będę na ukochaną L itw ę i błagać dla n ie j o pom yśl
ność losu.
HO RNOSTAJOW A. (Płacze).
K A Z IM IE R Z . Czegóż się smucicie, pani? Każ
demu śmierć sądzona. A w życiu Bóg prze
znaczył każdemu co innego. Jednym w o jo wać i ginąć na polu chwały, in n y m księgi mądre, pisać, wam niewiastom k w itn ą ć ja k róże.... a mnie... (kaszle).
26
HORNOSTAJOW A. A wam ja ko l i l i j i białej, czystej i wonnej Bogu...
K A Z IM IE R Z . Nie płaczcie pani!- Ciotuchno m iła, nie gniewajcie się na mnie... Już ta k ma być. Nie brońcie m i szczęścia mojego, nie odryw ajcie od rozm ów z aniołam i, którzy mnie codzień za łaską Chrystusa otaczają śnieżnemi skrzydłam i, do św iątyń Pańskich wiodą, do stołu Pańskiego prowadzą, uka
zują cierpienia ludzkie, bym je starał się ukoić i strzegą od m yśli nieczystych. . Nie m oja zasługa, doprawdy... nie p ow inn i się temu d ziw ić dworacy, żem daleki od po
kus.... chodzę w pancerzu ze skrzydeł a- nielskich... mocniejszego nie znaleźć...
HOLSZANSKA. W idzę, że na nic zda się m oja w ym ow a i argum enty. Z boskim w yrokiem nie wojować... Niech się dzieje w ola Pań
ska... Ja poselstwo spełniłam... Pani H or- nostajowa świadkiem... (Słychać hałas, naw oływ ania, zgrzyty bram i wrzeciądzów, szczekanie ogarów, o krz y k i, śmiechy, brzę
czenie strun, cym bałów, czy gitar. Wszyst
ko to się zbliża i w ybucha).
OLBRACH T. (G ro m kim głosem zdaleka). Hej, tam trz y m a j psy, psy trzym a j, czorcie!
A opatrzcie Szuksztę!
ALE K S AN D ER . (T a k samo). K onia księżniczki O fk i dobrze słomą w ytrzeć! Spienił się, ja k b y białka na n im p o b ili! I mojego A rklisa dobrze opatrzeć... chłopy!
O LBRACH T. Ofka, chodź ino tutaj, rogi do sali zaniesiemy, dawajcie! Tu, tu, Zabij, P or
w ij, Szutis, Jodas! Leżeć sobaki!
K A Z IM IE R Z . Otóż i braciszkowie w ró cili, a w i
dać ło w y się udały bo weseli, jeno że pono ktoś tam ranny. Trza iść dopilnować czy opatrzą, ja k należy. (W staje, idzie do d rzw i — wchodzą Ofka, Królewicze i dw o
rzanie ).
A LE K S AN D ER . W ita jc ie bracie m iły ! W ita j
cie Pani Ciotko! 0 i w y, piękna Eu- doksjo?! Czemuście to z nam i nie b y li? W szak toczycie koniem przednio, a wasze rum iane liczko od w ia tru i łow iec
kiego tru d u w jeszcze czerwieńsze jakoby b y zakw itło. (U m izga się do niej).
HO RNOSTAJOW A. D zięki jego książęcej mości za pam ięć i słowa łaskawe, ale tam było dość bezemnie zabawy... (M izdrzy się za
lotnie).
A LE K S AN D ER . Ha, ha, ba, m yślicie o Ofce?
Już tam m ó j brat, O lbracht powinne służ
b y czyni. Jakoż m am m u w drogę włazić?
Ale w am pow iem w piękne uszko, że ona nie na nas chłopów drabów patrzy, a ino wzdycha do naszego świątka, do Kazim ie
rza! A ten sobie kaszle i m o d li się, a od niewiast stroni... oto nieszczęśnik!... (śm ie
je się. Do brata czule). Jakże ci braciszku, źle co? A żebyś raz w knieje z nam i po
szedł, a koniem po b ło niu się wyścigał, a tego w ia tru wonnego żywicą n a b ra ł w picr-
28
si, tobyś i zdrów był.. H u! lecieć tak bez pam ięci tp m i roskosz! (Śmieje się na całe gardło ).
K A Z IM IE R Z . A nie potratowaliście tam gdzie łanów żytnich kom u? A zabitych ludzi niema ?
O LBRACH T. (Śmieje się). Otóż to tak. Nasz Kazim ierz zawsze o b liź n im m y ś li! Bądź spokojny, braciszku, Jagiellończyk! nie z w y k li k rz y w d y czynić... Co tam kom u po- psowano na ciele, czy dobytku, to się w y- nagrodzi.A tyś się m o d lił do świętego H u berta, że nam ło w y poszły ta k gracko? A ja k ci ze zdrowiem, m iły ? Kaszel cię nie- dobrj^ dusi? Wiesz, może ci pomogą zioła, co je O fka u staTej czarownicy dostała dla ciebie. Kazała sobie w różyć w puszczy i jakoś blada i strwożona od tej w różby w ró ciła. ...A gadać nie chciała, co je j wiedźma rzekła... jeno chm urna pozostała. O fka!
H ej! (O fk a od wejścia i p rzyw ita n ia się z Matką i Królewiczem Kazimierzem stoi smutna i wpatrzona w niego).
ALEKSAN D ER . Cóś tam plotka o lilija e h zwię
dłych, o rutach zdeptanych, o dębach pod
ciętych n im starości dościgną... Et, babskie b ajdu ry, dziewczyńskie psoty... O fka, no!
Coże ty laka osowiała po łowach ?
O FKA. Grzech to w idać w różby zasięgać, bo n ic dobrego nie posłyszy...
K A Z IM IE R Z . I nie godzi się księżniczce H ol- szańskiej wzorem ciemnego pospólstwu rad
w różbitów zasiągae, szpetny to zabobon...
Czy nie lepiej w m o d litw ie ostrzeżenia i p raw dy szukać?
HOLSZANSKA. Jako żywo, iście! Ofka, do kom nat m i zaraz, strój m i w dziej niewieści!
Obraza boska! W pacholęcych szatach na kom naty w łazić! Czy chcesz pletnią po ple
cach? Zaraz idź za mną. (W ychodzi).
O LBRACH T. Prawda. Amen. Pax! Co niedziela to na kazaniu słyszymy. Słuchajcie lepiej, ja k to nam O fka zakłóła dzidą własnemi rączkam i odyńca...! To b yło na co patrzeć!
Rycerska w alka, że i na tu rn ie ju lepszej nie u widzisz! W a rta dziewka być pasowa
nym... warta... he, wiele czego w arta!...
Ofka, m oja najm ilsza uciecho, m ó j kwiecie różany! (Bierze ją za ręce, ona się w yryw a).
OFKA. Eee, przestańcie, Panie! B ra t wasz nie rad patrzy na takie igry... I pani m atka woła...
O LBR AC H T. Co m i tam św iątobliw y brat, niech szepce pacierze. M y nie m nichy! M iodu da
w ajcie! Spragnionym, ja k m oje ogary.
Tchu nie czułem, tak lecieliśm y! Od sa
m ych W erek w cwał, w cw ał! A O fka z nam i pobok! Dzielny tw ó j siw y Grazis!
Oto radość, to roskosz!... (Pachołkow ie przynoszą kie lich y — ustawiają nu stole dzbany in n i biorą gęśli i dudy — brząkają i nucą).
30
O LBRACH T. Piejcie p ie w u n y !...- Grajcie !...
Tańce tu sobie w net urządzim y, że lia ! Niewiastom dw orskim powiedzieć, niech w n ijd ą na kom naty... Aleksy, pójdziem y w tan, aż stare zamczysko się zatrzęsie!
ALE K S AN D ER . A kiedy m i O fk i nie dasz, ta k i na nią jesteś łakom y... (śm iechy), ja z pa
nią Kasztelanową się uweselę. (U m izga się do Hornostajow ej).
O FKA. Zaprzestańcie Ich Miłoście, a to sobie pójdę do kom naty precz od was...
O LBR AC H T. Pacierze z Kazim ierzem klepać?
Co? Aha, stropiła się jejm ościanka! A byś chciała, to on nie zechce! Jego nie skusisz, świątek c i on jest praw y i n iew inny, ja k b y go w czoraj m atka rodziła... Nas się trz y m aj, jagodo, weselej c i będzie! H u, ha!
(śpiew a) „ M iłu j m iła , m iłu j w iernie, m iej go w sercu zawżdy pewnie“ .
H O RNO STAJO W A. Ach, śpiewajm y, p rzy tan- culkach śpiew radości sercu dodaje, a no
gom ochoty.
A LE K S AN D ER . (Podśpiewuje, wziąwszy lu t
nię, in n i p iją ) „A ch m iły Boże, toć b oli, kie dy m oja m iła innego w o li“ ( śmieją się i O fka z n ie m i) (śpiewa) „A ch ty m oje n a j
milsze weźrzenie, przyklęknę c i na kole- n ie “ .
ŁOW CZY. (Śpiewa). Ejże, nie w ybieraj ju n o cliu ju n o c liy z cudnemi oczyma, ale słuchaj je śli dobra jest cichym i uchoma. Poradzaj
się junochu, byś nie został na lato bez grochu... Nie patrz iżeć po liczku rum iona, aleć patrzaj, b y była dom ow a'1... T ak sta
rzy powiadają... (Śmiechy).
O LBRACH T. Otóż i nasz Stowejko sentencje pradziadów k u zbudowaniu podał... (Śmie- ją się). Ha, ha, ba! A Casimirus carissime um kn ął ju ż do swej celi ...poverino!
OFKA. H ulajcie sobie, ja ko ptaszkowie na swo
bodzie, Książęta, aliści nie wiecie, jaką wam Mateczkę gotują w K rakow ie i z ja k im ptaszkiem krogulaszkiem ! A n i wiecie, co was czeka, aha, a ja w iem ! Bo m i to już pani H om ostajow a powiedziała.
ALE K S AN D ER . K raków daleko, ani m i we łb ie k la tk i i ptaszki. — Łow y, koń dobry, kie
lic h i piękna niewiasta! Oto życie!
O LBRACH T. (D o O fki). A gdzież księżna m atka ?
OFKA. Macierz sierdziście na m nie gniewna, do swoich kom nat poszła, żem tu ostała w ty m stro ju łow ieckim , zgoła nieprzystoj
n y m skrom nej dziewicy i księżniczce...
HORNOSTAJOW A. Cale nadobnie w tym stroju wyglądacie, Księżniczko! Królew iczom o- czy do was się palą.
ALE K S AN D ER . Sam cesarz b iza n tyjski nam b y takiego pacholika pozazdrościł!
HORNOSTAJOW A. A to właśnie. Wiecież w v Ich W ielm ożności, że jest goniec od Króla?
32
O LBRACH T. O Jezu! Aby ino na narady ja k o we do Krakow a nie n a g lił! T u m i niedź
wiedzie w ru d n ic k ie j puszczy oznajm ują!
Za nic nie pojadę!
ALE K S AN D ER . W szakci tańce i uczta na nie
dzielę naznaczone, na które zjadą z dale
ka, g$zie tu opuszczać lube W iln o ? W sam czas łow ów !
OFKA. O ważniejsze sprawy tu idzie... posłu
chajcie posła... 'ino go widać, ty lk o się w id n o przystraja do Ich W ielmożnościów...
O LBRACH T. Toż mówcie do licha, w czem rzecz?
HO RNOSTAJOW A. A no w tem. że le li M iłoś
ciom szachównę perską na żonę swatają, córkę b iza n tyjskie j cesarzówny i szacha, władzcy Persji Usunliasana... posag niez
m ierny w klejnotach... perskie turkusy, perły, złoto w o rka m i! I greckie królestwo, ja k go od T u rk ó w odw ojują.
(W śró d dworzan gwar, zdziwienia — glo
sy kobiece): A jej, ot ja k , szachówna! Po
ganka musi.
K R Ó LE W IC Z O W IE . (Ze śmiechem). Ha, ha, ha! perska księżniczka!... Ha, ha, ha!
A LE K S AN D ER . A czy aby na dwóch nogach chodzi? Czy po drzewach nie pląsa, jako stw ór leśny? A nic zeżre m nie na surowo?
Boć pono są takie ludojady.
O LBRACH T. A jakiego też jest koloru?... Bo pono są czarne ludy?... Aleksy! ale byśm y m ieli kle jn o ty na szat ozdobnienie! Nie
w iasty b y szalały za nam i!...
A LEKSAN D ER . I tak szaleją, (do O fk i) prawda, m oja uciecho? Ż a rty to jakieś, lu b p lo tk i dworskie! Nie daję w ia ry. S im igajłło, w i
na! W y p ije m y zdrow ie tej księżniczki Trebizondy, czy Persji, niech ją tam ! O LBRACH T. M uzyka! Bieganego! (M uzyka
gra). N im ta m nam Pan Ojciec żony w y najdzie na tronach, n im ciężar korony i obowiązków głow y nam p och yli m yślam i, pląsajm y w weselu, a młodości za piecem nie chow ajm y, ani pod włosiennicę, ja k nasz biedulek, co tam pewnie krzyżem le
ży za nasze hulanki... O fka!... i gdzie to biegniesz? Pójdź że do tańca, jagodo!
O FKA. Z arutko wrócę, ino sukienkę przystojną włożę. Jakoż m i w ty m chłopczyńskim p rzyodziew ku tańcować. Tańcujcie ich M i- łoście z innem i pannam i, już przyszły.
ALE K S AN D ER . Ja z panią Hornostajow ą w pa
rze. (U staw iają się, m uzyka gra).
A LEKSAN D ER . (Śpiewa). W iern ie m ienim , nie przem ienim . — K to to wzdruszy, diabeł bądź pan pego duszy. — Hasa, hasa, hu, ha!
(Podśpiewują i tupają, gw ar wesoły, śmiechy, piski, m uzyka).
34
III- c ia ODSŁONA.
W komnacie Kazimierza.
K A Z IM IE R Z . Boże, z m iłu j się nademną... C hry
ste, bądź m iłości m ojej słabej duszy...
(b ije się w piersi). I Ty, M atko, opiekunko grzeszników przyjdź ku memu wspomoże
n iu w tej ciężkiej godzinie... ( bije się w piersi). Czemże jeszcze to ciało nędzne u- m artw ić? Czem m yśl odgonić, która na
suwa przed oczy obrazy uciech ziemskich, o k tó ry c h wszak w iem , ja k są znikome!
Jak nic w arte w porów naniu do nie
biańskich szczęśliwości... Pocóż tam da
łem się przyn iew olić na ucztę z braćm i?
Pocóż pociągnięty m iłością do nich, jakąś tęsknością do życia, pozostawałem wśród ich wesołości, zabaw i tego hulaszczego dw oru? (kaszle). Jakaś pokusa m nie tam zatrzymała... Czując co dnia uciekające życie, chciałem, sam tego nie wiedząc, za
pomnieć trochę o wieczności, któ ra jest tuż, koło mnie... Chciałem z niem i powe
selić się trochę... Oni tacy piękni, tak w spaniałej postawy! S ilni, weseli, bujne
życie rozrast się w nich, ja k smukłe drze
wo rozrasta się w śród b oru! ( " rozpaczą).
Zawołało na m nie życie tak w ielką po kusą... Głosem O fki, ta k cudnym , jako gędźba v io li, głosem dziewiczym , słodkim głosem, k tó r y do serca szedł z pytaniem : Jakoż wam. Królewiczu? Kiedyż z nam i pójdziecie na łow y, czy ku przystojnej za
bawie?... Nigdy księżniczko, n ig dy!!!... — Boże, bądź m iłościw m nie grzesznemu'...
Nigdy... a tak serce boli... Nigdy!... A tak pachną je j warkocze... nigdy... a oczy jej to płom ień palący!... M aryjo! Ku wspomo
żeniu memiu pośpiesz i duszę m oją płasz
czem tw e j łaski otul, ja k m atka dziecię błądzącą w ciemnościach. (Kaszle). Jak tu zim no w tej ponurej komnacie... za
pom nieli w kom in ku napalić... Zabawą wszyscy zajęci, nawet m ój stary D ow ojno o m nie nie m yśli... Tern lepiej... tern le
piej... na zim nej podłodze m oje miejsce...
tak. tu, w prochu, synu Jagiellonow y! -—
Dziedzicu polskiej, lite w skie j i węgierskiej korony!... Proch to i nic więcej. . [Kaszle).
Coraz słabiej m i na ciele... to dobrze... ra- dbym już skończyć tę ziemską wędrówkę.
Ale w pierw muszę dokończyć h ym nu na cześć D ziewicy M a ry i (idzie do s to łu ).
Jakżebym chciał, by na m oją pam iątkę śpiewano długo, długo po kościołach w ile ń skich: O M N I D IE , D IC M A R IA E .M E A L A U
36
DES A N IM A . EJUS FESTA. EJUS GĘ
STA. COLAE S PLEN D ID ISSIM A... Ale należy pam iętać o pospólstwie, które ła ciny nie umie... Jakże to będzie? „Z po
bożnością i m iłością, chwal, o duszo. Ma
ry ję — Cześć Jej świątkom i pam iątkom , codzień w niebo, niech b ije "... T ak bę
dzie dobrze... „N iech dozw oli, abym w oli, Jej tu Syna pilnow ał. — A stąd zszedłszy, w św iat już lepszy, z N im na w ie ki k ró lował... Tak, tak, i duszy płyną słowa:
„N iech w czystości i cichości, stałe życie prowadzę — krewkość chuci, duch niech skróci, u jm ie ciało w swrą władzę... By nie łu d ził, ani zbrudził serca mego duch świa- ta“ ... 0 M aryjo... p ragnąłbym by na mo- jem sercu tę” pieśń m i do tru m n y w łożo
no... a prochy m oje będą Cię błagać przez w ie ki o m iłosierdzie dla W ilna... ( Pisze i m ó w i):
O m ni Die, dic Mariae Mea laudes anima Ejus festa, ejus gęsta Cole spleindidissima.
Contemplare et m irare E jus celsitudinem D ic łelicem genilricem Dic beatam Virginem .
(K ołatanie do d rzw i). Kto tam kołacze?
wejść! Czy to Dowojna? (D rz w i się otw ie
rają, wchodzi O fka).
K A Z IM IE R Z . (Z ry w a się ocl stołu). Co?... O f
ka?... Tu, u mnie? W ta k im stro ju wspa
n ia ły m ! (G w ałtow nie): Księżniczko!... Kto pozw olił... O Boże, czy to omamienie sen ne, czy pokusa szatańska?!... To nie O fka!
OFKA. Owszem, to ja. N ajm iłościw szy Panie i K ró lu m ój... to ja... do ciebie.
K A Z IM IE R Z . (Spokojnie). Nastraszyłaś m nie dzieweczko... Saip tu przebywam, zadu
małem się... Niespodziane te odw iedziny zaiste... Nagła potrzeba chyba cię tu p rz y gnała do m o je j samotni? I pocóż nazy
wasz m nie królem ? W szak n im nie je stem i nie będę...
O FKA. D la m nie jesteś królem serca mego. U m i
łow any! Czy nie widzisz, Kazim ierzu, że z pośród tw o ich b raci ciebie serce moje w ybrało? Źe na ciebie ty lk o patrzę, tw o je j w o li chcę być posłuszna, z tobą żyć, z to bą wolę bożą spełniać... W iem , wiem , co odpowiesz, że zajęty zbawieniem dusz lu dzkich, nie m yślisz o ziem skich związ
kach! Aleć kościół nie w zbrania c n o tli
w ej m iłości pom iędzy mężem, a żoną... Ja nie pragnę ko ro ny, jeśli ty je j nie chcesz.
Niech tw o i bracia w chwale panują, m v pozostaniemy na ustroniu, poświęciwszy się ubogim i potrzebującym , ja k dotąd czyniłeś... P om nij, że b y w a ły takie pary małżeńskie... P o m n ij na Bolesława i Świę
tą Kingę, co czystości dochowali, dzie
dzictwo tro n u naw et poświęcając...
38
K A Z IM IE R Z . (Surowo). Dosyć, O fko, zamilcz, nakazuję ci, zamilcz... Opuść te progi...
Spowiadam się przed tobą, że jesteś m i pokusą najcięższą, ja ką kiedy Bóg posta
w ił na m o je j drodze. W idzę, ja k jesteś piękna, ja k m ię m iłujesz, ja ką krasą Bóg cię obdarzył... A jednak muszę cię ode
pchnąć... Nie jesteś świętą Kingą, wesoła m oja krew niaczko!... Nie w olno m i łamać dobrow olnej przysięgi... Ja chcę wejść do królestw a Ojca niebieskiego w o ln y od zma
zy człowieczej... Nic nie może zmienić mego ślubowania. O fko, dobrze, żeś p rz y szła, dobrze, że tak cierpię... Tem większą zasługę poniosę przed tro n boski... N iedłu
go już, sądzę, niedługo... (kaszle).
O F K A . (G w ałtow nie). Królewiczu, czy nie grze
szysz pychą, że chcesz aniołom dorównać?
Człowiek śm iertelny nie ma praw a sięgać po cnoty przynależne ty lk o duchom nie
biańskim !
K A Z IM IE R Z . (Łagodnie). Dziecko, rozgniewa
ne żeć nie dano zabaw ki ulubionej. M y lisz, się... Każdy człow iek m a praw o sięgać po cnoty aniołów... byle nie czyn ił tego przez pychę, a ja... niech m ię Bóg sądzi...
On w id zi, że wszystko, co cierpię, wszystkie m yśli moje, m odły, um artw ienia, o fiaruję za m oją kra in ę m iłą, za L itw ę i Koronę, za rodaków, za przyszłe cierpienie ty c h naro
dów, które wiele, wiele, w ycierpią, ogniem i żelazem doświadczone będą po wielekroć
...ale m iłosierdzie i opieka M a ryi będą nad W ilnem ... Jej obraz widzę... czuwa u bram miasta, oczy je j, ta k piękne, spuszczone na klęczących ludzi, k tó rzy się modlą a modlą przez długie, długie w ie ki, aż m yśl nie się
ga... W ilno !... Zda się, że całe je mam w sercu... że m am tysiące serc, czerwonych, pełnych słodkiej m iłości, niewyczerpanej, że tysiące ludzi bierze je, k a rm i się niemi, że dzieci, te najuboższe, te, które znajduję no
cami, gdy w y n ijd ę z kościoła, że i te biedne dzieci, na m oją pam iątkę, ludzie obdarzą sercami... W idzę dużo, dużo tych serc w mojem! W iln ie ! W idzę, o M aryjo, widzę T w oje m iłosierne ręce nad miastem m ojem wyciągnięte i siebie u T w ych stóp z Twem kwieciem 1 l i l i j białych... ( osuwa się na ziemię). '
O FKA. (Stuchała osłupiała). M iłosierdzia! K ró lewicz um iera! R atunku! Chryste! P urpu ro w y strum ień k r w i z ust jego p łyn ie na lii je, które u c h w y c ił w dłonie... Jaki tu blask niepojęty!... Ludzie ra tu jc ie !!! (Szmer kroków , wpadają dworzanie, o k rz y k i:
Boże, królew icz! O m dlał! Medyka! Nieście go na łoże...
40
lV -ta ODSŁONA
K A Z IM IE R Z . (Otoczony opończą pod m urem kościoła Św. Anny, kaszle rozdzierająco).
Słabym... Boże, daj jeszcze chwilę... (we
soło). Z m yliłe m straże... Poczciwy D ow oj- na n apoił m nie zió łka m i i zasnął... Dobre są izioła litewskie, boże kw iatuszki rosnące w słońcu i na deszczu... Ciągną soki leczni
cze z ziemi... albo jady... A co w inien kw ia t i ziele, że jest jadow ite lub dobroczynne?
Takie soki wyciągnęło z ziemi... I ludzie tak... Co im dano, to oddają. Dobro daw aj
cie ludziom , a ź li nie będą... (W ic h e r w yje).
Jak ciemno i zimno... Już jesień... Ptaszko- wie p o ln i albo odlecieli do ciepłych kra jó w , albo pod strzechy się chronią... A kto ludzkie ptaszęta opatrzy?... O, ja k ciemno i zimno... M edyk n adw orny bardzo by się dąsał, żeby m nie w id z ia ł na dworze w taką noc. Ale co m am na niego zważać... I tak m i już niedługo, a rady jego są głupie, ziemskie... ludzkie rady, po co m i one1?...
Alboż nie mam doradcy w niebiesiach?
Ciemno w całym zamku... Śpią po wesołej uczcie i zabawie... Cisza... T y lk o szum w ic h ru i szmer drzew słychać. T u do świę
tej A nny niedaleko, a dziś ja m M atuchnie M a ry i ślubow ał pacierze... Oho, ale astrolo- gus czuwa na wieży... Prawda, że dzisiaj gw iazdy takie jasne... Co też może być w tych światach nieskończonych? Pocóż się pytasz, Kazim ierzu? W szak niedługo Bóg cię w prow adzi w nieskończoność swych światów. U fam w to ta k gorąco! T a k b ar
dzo tego pragną!... (K lę ka , tw arz chowa w dłonie — po c h w ili patrzy). Nie lubię tego astrologa... Tw arz ma ponurą, a gdy go pyta ją o horoskopy domu Jagiellonów, stęka jeno i wzdycha, a oczy przewraca...
Cóż może grozić? Czterech synaczków, ja k dęby u tro n u ojca, ja ko orłow ie bystrzy i radośni... Ale cóż są nadzieje ludzkie? Los rozw iać je może w m gnienie oka... Należy sądzić, że chwała Jagiellonów będzie długa i wielka... że pokolenia w pokolenie na la t setki iść będzie litew sko-polska dynastja...
Ale czemuż serce m oje ta k się trw oży i miecz boleści je przenika?... O Boże!...
O bracia m oi ukochani! Jakiż los wam są
dzony? (kaszle). Ciężka jest dola królów ...
(Słychać płacz dzieci). Co to? Któż to pła
cze tak rzew liw ie? (Płacz m ocniej, bliżej).
Na Boga, a któż to dzieciątka ta k małe w yg n ał w noc na ulicę W ilna ? D ziatki, co to z wam i?
42
D ZIEC KO I. Paniczu, chleba kaw ałek, giniem y z głodu i zimna...
D ZIEC KO II. Daj, daj, jeść, jeść!
DZIEC KO I I I . Zim no, zimno, Mama, tata... do chaty, pójdziem do chaty...
K A Z IM IE R Z . Zim no wam... Cóż tu począć...
chodźcież tu, pod opończę... a ja kie to zmarznięte! Snać długo już błądzicie, że też n ik t się nie zlitow ał!... Kto was tak zostawił pisklęta-niebożęta ?
DZIEC KO I. tata pa wojnę poszedł... gdzieś da
leko z wojskam i... do kró la m ów ili... a m a
ma chora była... 'wypędzili z dom ku... Ma
ma poszła chleba szukać i nie w róciła. My zostali i gdzież nam się podziać? Szli i szli pomiędzy domami...
D ZIE C K O II. Dobrodzieju, już nam ciepło pod tw o im płaszczem, ale daj jeść, daj...
K A Z IM IE R Z . Czekajcie ino, oto patrzcie, kościół Św. A nny, m a tk i M a ry i Dziewicy, jeno chw ilę p rz y k lę k n ijm y , a w estchnijm y do Jezusa, dobrego Pasterza, co owieczkom swym zginąć nieda... W n e t tu do zam ko
wego kanonika zakołaczę i was odddam pod jego opiękę. T y lk o odetchnę, bom sła
by, dzieciny moje...
D Z IE C I. Pójdziem y z tobą, dobry, piękny pani
czu. Czy ty a nioł z nieba?
K A Z IM IE R Z . A gdzież tam... człowiek, jako i każdy... (kaszle). K lękajcie i mówcie ze mną pacierz... o tak, p rzyg arnijcie się do m nie ciasno, ciasno. Czy wam nie zimno?
D ZIEC KO I. Nie, panie, i jakaś błogość przeni
ka. Słyszę, ja k bije tw oje serce i zda się, że je widzę, ja k płonie, wielkie, purpurow e, jak róża... a gorące, gorące ja k słoneczko...
ja k b y k w ia ty w niem k w itły ...
K A Z IM IE R Z . Bierzcie m oje serce, bierzcie je dla w szystkich lu d zi tej krainy... N iecli ono każdego uweseli, ogrzeje, i nakarm i... O to cię błagam Boże wszechmocny, oto Cię zaklinam , M aryjo, M atko nasza. Uczyń że tę łaskę u Syna swego, abym lu d ow i memu b y ł ojcem po w ieki, jako, że na ziemi k ró lować n im nie niezdołałem... (b ije się w piersi). Dzieci, proście ze mną... słabo mi... pragnę odejść... (z jękiem ). M aryjo, weź m ię do królestw a Syna swego, niecli zbędę tego łachm ana ciała... niech łacniej uproszę ła ski boskiej dla ludzi... (kaszle bardzo). Dzieci... tam, na prawo, d rzw i proboszcza... Powiedźcie, że was królew icz Kazim ierz przysyła i prosi w im ię C hrystu
sa o opiekę nad wami... On was przyjm ie...
(k ła n ia się, klęka i Madzie u d rzw i kościoła).
D Z IE C I. To Królew icz!... Nasz pan m iłościw y!...
D ZIECKO I. Panie! Jakże was tu pozostawić?...
Tak słabi jesteście!...
44
D ZIEC KO II. On m dleje! Patrz, umiera!... Oczy m a zamknięte... Ale to nie może być króle
w icz! Królewicze chodzą we złocie... a on m a ciemną opończę!
D ZIEC KO I I I . To jest anioł! Słyszałeś, co opo
w iadali, że się czasem anieli pokazują?
D ZIEC KO I. No to chodźmy do księdza... Po
wiem y mu, że tu ktoś leży...
GŁOS NOCNEGO STRÓŻA. (Zdaleka — zbliża się). Czwarta biła, wnet zadnieje, strzeżcie ognia i złodzieja.
D Z IE C I. R atunku! Panie, hej, panie! Tu do nas!
STRÓŻ. H ola! Kto tam wrzeszczy? Czego9 Co tu, jakieś dzieciszcza wedle zam ku! a któż tu leży? czego tu!
D IZEC KO I. Nie wiem y... M ie n ił się K ró le w i
czem... Serce ma gorące...
STRÓŻ. Posuńcie się, zaświecę latarką... Jezusie NazaTeński! Toż to sam Królewicz Kazi
m ierz we własnej osobie poniewiera się na progu św ią tyn i! H ej! (dzw oni). Niechże się zbudzą księża, zakrystjan, niech biegną po straże! Jakoż tu Majestat m a leżeć w prochu na u lic y ! P rzy w o ta c h kościoła, ja k żebrak ubogi!
K A Z IM IE R Z . (Słabym głosem). T ak właśnie być pow inno. U stóp Boga... W śród najbied
niejszych dziatek, na ziemi rodzinnej, lżej b y m i było umierać, niż w zam kowej
w spaniałej komnacie... Nie w ołaj, m ój ra iły bracie... Jeszcze m i nie czas... jeszcze iść muszę... jeno te d zia tk i weź do siebie...
Nie m am ze sobą sakiew ki i ani szeląga...
Serce m oje jeno m am ze sobą... serce je no... oddaję wam całe... (dzw ony na ju trzn ię ). Słuchajcie! Oto b iją dzwony!
Serca dzwonów b iją na chwałę bożą by serca każdego człeka ta k b iły . Amen.
(Stróż i dzieci ldękają, dźw ięk dzwonów i dalekie w ołanie): „Ś w ięty, Ś w ięty!1 (D źw ig ną ł się i klęczy w zachwyceniu).
KO NIEC.
46