• Nie Znaleziono Wyników

Przygody i awantury Sowizdrzała : sztuka w 4-ch aktach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przygody i awantury Sowizdrzała : sztuka w 4-ch aktach"

Copied!
84
0
0

Pełen tekst

(1)

W. H. SAJEW SKI

»»i7 Milwaukee Ave.

(2)

Spis S z tu k , które w moim Składzie

"można nabyć.

Cacusia. Operetka w 1-ym akcie. Osób 6... 6*

Chłopiec Studdkatowy, czyli zaklęta w- kaczkę księżniczka na Ordyuackięm. Osób 11. . . . . 6*

Cudowne Leki. Obrazek -wiejski w 1 akcie ze śpiewami i tańcami. Osób 7. ... 6*

Czuta Struna. Komedyo opera w 1-ym akcie. O- sób 4... ... ... 6#

Dziecko Miłości, utwór dramatyczny Osób 7 ... 60 Górę Pieśń albo praca i sztuka. Obrazek ludowy

w 4 aktach ze śpiewami tańcami. Osób 2 1 .. 6» * Nad Wisłą. Krotochwila w 1-ym akcie ze śple*

wamj. Oaflb «. . . . i . . . ... ...•> 6*

O Chlebie I Wodzie, krotochw ila w 1-ym akcie ze śpiewami. Osób 3. ... W Ostatnie dwa ruble. Farsa w 1-ym akcie. Oeób 5.

Cena ... W

Piosnki Tyrolskie, czyli Skarb za kominem. Ope­

retk a w l-ym akeie. Osób 4. . . . 5*

Przekleństwo Matki. Dramat w 3-ch aktach ze

śpiewami. Osób 12. 6#

Syn Wolności. Obrazek dramatyczny w 3-ch

^ aktach, przez K. Vagera. Osób 2 3 , ..., 6*

U przekupki. Krotochwila w l?yzn akcie Osób 5. . H Wściekły Student, albo Studenckie Figle. Kroto-

chwllą w l-ym akcie. Osób' 6. ... 26 Wyrodna Córka, czyli Przekleństwo Matki. Dra­

m at w 3 ch aktach ze śpiewami. Osób 21 . . 6Ś a»sia Druhna. Monordam w jednym afceie ae

śpiowaroŁ Osób występują 3. . . . 66 Żydowskie Swaty. Obrazek dramatyczny ze śpie­

wami. Osób występuje 7. ... M

(3)

Copyright by W . H. Sajewski 1916

•Chicago, III.

Przygody i Awantury Sowizdrzała

S ztu k a w 4-ch aktach. N apisał

A. Z. Neuberg i R. Turczynowicz.

C hicago, 111.

1 0 0 1 2 8 5 7 6 9 W. H. SAJEW SKI 1017 M ilw aukee A r e .

C hicago, DL 1001285769

(4)

CWCĆŃ1EN8B

B M J ig ie ll 2 0 1 0 W 2Ć & / U

A

(5)

/

O D W Y D A W N IC T W A .

P om iędzy naszym ludem k rą ży tysiące w ersyi o przygodach S o w izd rza ła; dotych­

c z a s jednak nie było rze czy scenicznej, która-

^oy chociaż w części ilustrow ała ow e p rzyg o ­ dy. D an y brak został poniekąd w yrów n an y tą sztuką. Sztuka ta ze w zględu , że pozba- w ioną je st tła erotycznego, w zupełności na­

daje się na przedstaw ienia dla starszych dzie­

ci i d ziatw y szkolnej.

(6)

A K T I.

O S O B Y A K T U I-go.

Sow izd rzał, lat 16.

M agdalena, jego m atka lat 36.

M aciej lat 40 W o jciech lat 35, w ieśniacy.

C hłopcy (5 lub 6) od 14 do 16 lat.

W o ln a okolica, z boku chata, na praw o ła w ­ ka, płot, na którym w iszą garnki, u progu

chaty stoi k o szyk z jajam i.

w a g a : — O so b y pojedyńcze, m ogą w tej ztuce w ykon ać dwie i w ięcej ról.

(7)

S C E N A I.

(So w izd rzał siedzi przed chatą, M agdalena (w ybiera się do w yjścia.)

M agdalena.

Słuchajno W ach u , nie odchodź nigdzie od domu, bo idę na targ do miasta.

Sow izdrzał.

D obrze matusiu, nigdzie nie. pójdę.

M agdalena.

T y lk o ipamiętaj, żebyś mi tu znowu cze­

go nie zm alow ał, bo cię tak zbiję, że popa­

m iętasz.

Sow izdrzał.

N iech m atusia będzie spokojna, nic nie zro bię; zresztą nie mam czasu na głupstw a, bo studyuję teraz filozofię.

M agdalena.

1 O h o ! Pew nie znow u ja k iś fig iel m asz w głow ie, ale pam iętaj sobie., to co ci m ó­

w iłam (w ychod zi.)

(8)

S C E N A IL

S ow izd rzał (sam.)

N ie w iem czego ci ludzie chcą odemnie, nie cierpią mnie, n iek tórzy się boją t obgadu­

ją, że jestem zło śliw y i mam zaw sze tylk o psie figle na m yśli. Ja zaś lubię w esołość, a św iat taki sm utny, że m uszę sobie jakoś to życie uprzyjem niać. — C ie szy mnie, g d y k o ł mu m ogę zrobić kaw ał, a ten zam iast się śm iać razem ze mną, przeklina mnie i łaje.

T a k i ju ż jestem od urodzenia. O pow iadała mi m atka, że g d y w racali z m ojego chrztu z kościoła, m atka chrzestna, która mnie nio­

sła na rękach podchm ieliła sobie porządnie i wpadła razem ze mną do rowu, pełnego b ło­

ta, a: żem się w ów czas nie utopił, to jakiś cud i dlatego podobno jestem takim gałga- nem w poięciu ludzi. No, ale dzisiai dam spokój figlom , nie chcę ju ż w ięcej robić m at­

ce przykrości. (Spostrzega jaja pod progiem .) A ch a ! matkiai zapom niała odnieść jaia do izb y (bierze k o szy k z jajam i.) Jeszczem też ni­

g d y nie w idział, jak się kurczęta w ylę g a ją z jajek. A le ja k b y tu zrobić, żeb y w ylazły, g d y b y się tak udało, to b y się matka cieszyła, g d y b y 00 pow rocie z miasta zam iast jaj zna­

(9)

lazła kurczęta. T rzeb a pewnie potrząsać ka- żdem jajem , (bierze jedno ja jo z ko szyk a i trzęsie niem .) N ic? H m ! T o ciekaw e! — W y ­ ła ź !— N ie chcesz? Czekaj zaraz w yleziesz, tylk o cię puknę o drzew o, (uderza jajem o drzew o i rozbija je.) E e e ! Jakieś kiepskie jajo, trzeba spróbow ać z innem. (bierze dru­

gie.) N o ! R az, dwa, tr z y ! W y ła ź prędko!

(potrząsa jajem .) I z tem nic nie pom aga?

A le teraz to ju ż na pewne kurczę w ylezie (uderza jajem o drzew o i rozbija, potem bie­

rze n a stęp n e; na to w chod zi M aciej.) S C E N A III.

S ow izd rzał — M aciej.

M aciej (przypatru jąc się chw ilę.) Co ty głuptasie robisz? C zekaj pow iem matce, to ci lanie sp raw i; słyszał to kto ab y taki urw ipołeć ty le jaj zm arnow ał. G dzie ma­

tk a?

Sow izdrzał.

P o szła na ta rg do miasta.

M aciej.

A h a ! no to ją tam spotkam , bo i ja spie- na targ, a tobie radzę, zostaw te ja ja w

(10)

spokoju, jeśli nie chcesz mieć poprzetrąca- nych kości, gd y m atka w róci do domu. (chce odejść.)

Sowizdrzał.

M acieju! czekajcie, coś wam miałem w a­

żnego pow iedzieć.

Maciej.

N o, gadaj, ale prędko, bo nie mam cza­

su.

Sowizdrzał.

C zekajcie chw ilkę, bom w tej chw ili za ­ pomniał. (namyśla się.)

Maciej.

E ee! G łupstw o, p ow iesz mi jak wrócę

z targu.

Sowizdrzał.

A le ż nie, to jest bardzo w ażna rzecz, o której musicie się dowiedzieć' nim pójdzie­

cie na targ.

Maciej.

N o cóż takiego? G adajże raz; tylk o pa­

m iętaj, jeśli znowu jakie kpiny, to cię spiorę

jakem M aciej. j

(11)

Sow izdrzał.

A le ż nie kpiny, jak w as szanuję, (za ­ m yśla się.)

M aciej (nakładając fajkę tytoniem .) Co to może być, co mi m asz pow iedzieć?

C zy to coś naprawdę w ażnego?

Sow izdrzał.

T a k , tak, to jest bardzo ważne.

M aciej.

N o, gad ajże chłopcze prędko, bo się spóźnię na targ.

Sow izdrzał.

Z a raz! (chw ilę udaje zam yślonego, po­

tem odchodzi jak najdalej od M acieja.) A h a ! już m am ! O to chciałem wam pow iedzieć, że jeżeli się spieszycie na targ, to m usicie bar­

dzo prędko iść, abyście się nie spóźnili.

M aciej.

A ! T y drabie jeden! T a k e ś mnie to o- szukał? Czekaj nie ujdzie ci to na sucho.

(So w izd rzał ucieka, M aciei/goni za nim z la­

ską, k rzycząc już za scen1^: — “ T y gałganie ja k iś? ! T y ło trze! Czekaj ja cię jeszcze zła­

p ię! (w raca na scenę.)

(12)

S C E N A I V .

Maciej (sam ) później Wojciech.

M aciej.

A tom się zad yszał przez tego w yro d ­ k a ; no ale powiem M agdalenie parę słów p raw dy do oczu, bo ona zaw sze broni tego sw ego gagatka. G dybym m iał takiego syna, to bym g o na suchej gałęzi pow iesił.

W ojciech .

K o g ó ż w y jchcecie w ieszać M acieju ? M aciej.

A kogóżb y, jak nie W ach a, tego p rzek lę­

tego Sow izdrzała. Pow iadam w am , zakpił ze mnie przed chw ilą szpetnie.

W ojciech .

O , mam i ja z tym urw iszem porachunki, za jabłka, które mi przez parkan z drzew o- trząsał.

Maciej.

A co tam kum ie słychać u w as? N ie idziecie na ta rg do m iasta?

W ojciech .

A n o nie, bo m oja baba poszła, ja zaś Idę do kow ala, odebrać brony, które dałem

(13)

— l i ­

do naprawy. Czy zamyślacie co kupić na tar­

gu?

Maciej.

A tak, chcę kupić parę koni, bo te co mam, sprzedaję Ł uk aszow i, i dziękow ać Bo­

gu dobrze mi zanie płaci.

Wojciech.

O , w y to macie w e w szystkiem szczę­

ście.

S C E N A V .

(Pod czas ich rozm ow y na froncie sceny, w chodzi niespostrzeżon y przez nich S o w iz­

drzał i zapina szpilką (agrafką) połę sukm a­

n y M acieja z sukm aną W ojciech a, potem w yskak uje na front sceny.)

Sowizdrzał.

Jak się m acie p a n o w ie 'g o sp o d a rze . O , cóżto, w y M acieju jeszcze nie na targu ? A , co w idzę, to w y W o jciech u ? B ardzo dobre b y ły w asze jabłka, dziękuję wam za nie, cho­

ciaż co prawda, w caleście mnie nie prosili, a- bym je jadł.

(14)

W ojciech .

A tuś mi h yclu ?! C zekaj, skórę z ciebie zedrę, (chce się rzucić na Sow izdrzała, ale go sukm ana ciągnie.) A tam co? P uście M acieju do dyabła! C zego mnie trzym acie.

Sow izdrzał.

O , jak w idzę w rosły wam nogi w zie­

mię, bo się nie m ożecie ani krokiem ru szyć.

M aciej.

Czekaj ty pokrako, nauczę ja cię rozum u (scena jak w yże j.) (zły do W ojciech a.) C ze­

go mnie trzym acie za sukm anę?

S ow izd rzał (śm iejąc się.)

H a, ha, ha! Jeszcze się może pobiją.

W ojciech.

Gadam wam po dobroci puście mnie, czy i w as ża rty się trzym ają jak tego sm yka?

M aciej.

C o! ja w as trzym am , czyście zw aryow a- li, to w y mnie trzym acie i radzę wam zaprze stać tych żartów .

Sow izdrzał.

A to doskonale, W ojciech p rzylepił się do Miaicieja, a M aciej do W o jciech a i ani

(15)

rusz nie m ogą się odlepić. H a, ha, h a! (śm ie­

je się.)

W ojciech .

H ej, c z y w y w idzicie M acieju? T o ktoś nas spiął razem gw oździem i to nikt inny tylk o spewnością ten darm ozjad, ten utrapie­

niec (odpina gw ó źd ź.) M aciej.

A tego ju ż za w iele, trzeba raz temu ko­

niec zrobić.

W ojciech .

T a k , pójdziem y do w ó jta aby tego draba w yp ęd ził z gm iny, bo za dużo ju ż w szystkim dokuczył.

Sow izdrzał.

B ądźcie zdrow i panow ie gospodarze, kła­

niajcie się odemnie lucyperow i w piekle, (u- cieka pokazując im języ k .)

M aciej.

B ędziesz ty się tam jeszcze sm ażył, w i­

sielcze (chce gonić za nim.) W ojciech .

E e e ! D ajcie spokój M acieju i tak g o nie

(16)

złapiecie, a spóźnicie się na targ. On nam nie ucieknie.

Maciej,

O, ja mu dzisiejszego nie daruję. No, chodźcie Wojciechu, (odchodzą.)

SC E N A V I

Sowizdrzał (sam.)

Ha, ha, h a! A to im urządziłem kawał.

Jacy oni b yli śmieszni, (naśladuje ich.) “ C ze­

g o mnie trzym acie za połę W o jciech u ?” “ P u- ście M acieju, do d yabła!” — H a, ha, ha! No, dawnom się już tak nie ubaw ił, jak dzisiaj.

Ale teraz sobie odpocznę, bo mnie to trochę zm ęczyło. O, a tam co? C zego te chłopaki tu szukają? M uszę jeszcze im jakiego figla w y ­ płatać. H e j! W aluś, A n tek , F ran ek! Chodź­

cie no tutaj, a ż y w o !

S C E N A VII.

Sowizdrzał, Waluś, Antoś, Franuś i dwaj lub trzej inni

Waluś.

Czego chcesz Wachu?

(17)

Sowizdrzał.

Z araz się dowiecie.

A n toś.

C z y przypadkiem nie chcesz z nas za ­ drw ić ?

FranuS.

M iałbyś w ted y z nami do czynienia i po­

żałow ałb yś tego.

Sow izdrzał.

N ie bądźcie głupcam i, w cale nie mam zam iaru z w as kpić. No, chodźcie, czego się boicie?

W aluś.

W ca le się nie b o im y; gadaj czego chcesz?

Sow izdrzał.

Chciałem w am jedną sztukę pokazać, ale do tego potrzebuję kilka par butów.

Franuś.

W ię c skąd je w eźm iesz?

Sow izdrzał.

N ie w iem ; chyba, że w y mi dacis sw o-

i v.

A n toś.

Obol Niema głupich; ja nie dam.

(18)

Sow izdrzał.

Jak nie, to nie; nic wam nie pokażę i idźcie sw oją drogą, ale powiem wam, że je­

steście głupcam i, bo m oglibyście na tej sztu­

ce dobrze zarobić.

W aluś.

No, no, c z e k a j; ja ci dam m oje buty.

(zdejm uje buty.)

Franus.

f a! (zdejm uje buty.) Inni.

I m y! I m y! (jak w yżej.) S ow izd rzał (do A ntosia.) No, a ty głuptasie?

A ntoś.

A n o to i ja ci dam m oje (ja k w yże j.) Sow izdrzał.

N o daw ajcie b u ty i u w ażajcie dobrze (zabiera b u ty.) M am tu 12 butów a za chwi­

lę ich nie będzie.

W aluś.

fak to ich nie będzie?

Sow izdrzał.

Ano znikną.

(19)

Franuś.

W jak i sposób?

Sow izdrzał.

Zaraz się przekonacie.

Błbł. Jag. A ntoś.

T y lk o żeby one nie znikły na zaw sze, bo w czem bym później chodził?

Sow izdrzał.

O dw róćcie się w szyscy, to zaraz zoba­

czycie. T y lk o pam iętajcie, nie <oglądać się poza siebie, bo się sztuka nie uda.

W sz y s cy .

Już nie patrzym y (obracają się tyłem do Sow izdrzała.)

Sow izdrzał.

A w ięc dobrze. R achuje do trzech. U w a ­ ga 1 R az, dwa, t r z y ! (R zu ca w szystkie buty za scenę.) Ju ż! (W s z y s c y się obracają.)

W alu ś.

N o, i cóż?

Sow izdrzał.

A n o nic.

Franuś.

Jakto nic, a gdzie sztuka?

(20)

Sowizdrzał.

Ju ż po sztuce.

A n toś.

Jakto po sztuce? A gdzie b u ty ?

Sow izd rzał (ucieka do domu i zam yka drzw i na klucz, potem m ówi przez okno.) Szukajcie teraz sw oich b u tó w ; to w łaśnie cała sztuka.

W alu ś.

A c h ty gałgan ie jak iś!

(S o w izd rzał zam yka okno.) Franuś.

P oczekj spraw im y ci lanie.

A n toś.

T y lk o w padniesz w nasze ręce.

W sz y s c y .

Już m y się z tobą porachujem y, (odcho­

dzą.)

S o w izd rzał (uchyla okno.)

N o, no uspokójcie się i idźcie do stu dyabłów .

W a lu ś (gro żą c mu.)

C zekaj znajdziem y cię jeszcze. ( W s z y ­ s c y m u gro żą i odchodzą.)

Sow izdrzał.

D ob rze, dobrze, ha, ha, h a l Koniec aktu I g a

(21)

A K T II.

O SO B Y A K T U Ii-go. " “ S ow izd rzał łat 24.

Restaurator, G ość i-szy.

G ość 2-gi, G ość 3-ci kraw cy.

G ość 4-ty G ość 5-ty G ość 6-ty

G ość 7-m y (kobieta.) R ózia, kelnerka.

(R ze cz dzieje się w restauracyi. — G łów n e drzw i, cztery stoliki z krzesłam i, p rzy bo>

cznej ścianie bufet, drzw i boczne.)

S C E N A L

(P r z y jednym stoliku siedzi G ość I V , G ość V , i Q pść V I , p rzy drugim G ość V I I

(kobieta,.)

(22)

Gość IV.

H ej gospodarzu, kied yż ja się doczekam m ojej pieczeni.

Gość V.

Co słychać z m ojem i kluskam i?

Gość VI.

C z y dostanę raz tę kiełbasę z kapustą, czy nie?

G ość V I I I .

P o raz ostatni jestem w w aszej gospo­

dzie, gdzie trzeba godzinę czekać na jedze­

nie.

Restaurator.

A ch moi państwo raczcie w yb aczyć, ale mam niedołęgę, a przytem pijaka ku charza;

spił się jak bela i sam muszę za niego goto­

wać, zaraz w szystko podam, tylk o proszę o chw ilkę cierpliw ości. R ózia zw ijaj się!

R ózia.

A cóż to? C z y ja siedzę, c z y co?

Gość IV.

Żebym b y ł w iedział, b yłb ym poszedł gdzieindziej.

(23)

R estaurator.

P an ie łaskaw y niech się pan nie gniew a, natychm iast podam pieczeń. R óźka prędzej 1

R ózia.

E ee I Co pan tak ciągle w yd ziw ia.

I -.4 ..

S C E N A II.

W ch o d zą : G ość i, G ość 2, i G ość 3.

G ość I.

H ej gospodarzu, dajcie nam prędko -wód­

ki i coś przekąsić, ale na jednej nodze, bo nie m am y czasu.

G ość I V .

O n na dwóch się rusza ja k mucha w ma­

zi, a cóż dopiero na jednej.

R estaurator.

A co panowie pozw olą? Jest pieczeń w o ­ łow a, w ieprzow a, cielęca, barania, pierogi ze serem.

G ość I.

D la mnie proszę pieczeń baranią.

G ość I L A dla mnie cielęca.

(24)

G ość III.

D la mnie w ieprzow a tylk o prędko.

R estaurator.

W tej chw ili będzie; zaraz pzyniosę wódkę, (odchodzi.)

G ość I V . P an ow ie z daleka?

G ość I.

O tak, jed ziem y z Gdańska do K rólew * ca na w ielki jesienny jarm ark.

G ość V .

B ędzie tam dużo narodu, jarm ark zapo­

wiada się bardzo dobrze, ale bo też i urodza­

je tego roku b y ły dobre.

G ość V I .

H ej gospodarzu, c z y mam odejść bez obiadu ?

R estaurator.

Już podaję, chw ileczkę cierpliw ości. Ró- źka t y n ygusie jakiś, będziesz ty się prędzej zw ijać.

R ózia.

A przecie lecę, nie stoję, (podaje potra­

w y gościom.)

(25)

G ość I.

Jakaś niczego d ziew czyna.

G ość II.

A cha, ty lk o ślam azarna.

G ość III.

D aw n o tu jesteś aniołku?

Rózia.

O tylk o bez aniołków , jestem sobie R ó ­ zia i tyle.

G ość I V .

No, no, R óziu nie bądź taka op ryskliw a to są obcy panowie.

G ość V I I , (kobieta.)

Z tego jeszcze nie w yn ika, żeb y się do niej um izgali, bo to nieprzyzw oicie.

G ość I V . (na stronie do G ościa I.) A le ja k b y się do niej ktoś um izgał, toby b yło p rzyzw oicie.

G ość I.

K tó ż b y się do takiej starej b a b y umi­

zgał.

G ość II.

W łaśn ie dlatego zazdrosna.

(26)

R estaurator.

R ó źk a nie ro m an su j, bo n iem a czasu, w idzisz, że mi w szy stk o z rąk leci z p ośpie­

chu, a ty sobie w n ajlepsze stoisz.

R ózia.

A przecie idę, czego pan chce?

G ość V .

H e j, g o sp o d arzu ! T e kluski są surow e.

G ość I V .

Za to będą dłużej w żołądku leżeć, w ięc zaoszczędzisz p an na ju trz e jsz y m obiedzie.

Restaurator.

C o? S uro w e? T o niem ożliw e!

G ość V I .

K iełb asa tw ard a, że jej wcale u g ry ź ć nie m ogę.

R estaurator. /

A le co też panow ie m ów ią, u m nie w szy ­ stk o je s t w ja k n ajlep szy m g atu n k u .

S C E N A III.

C I sam i i Sow izdrzał.

Sow izdrzał.

D zień d o bry panom , ja k się m acie go ­ sp o d arzu 1

(27)

Gość I. (n a stro n ie.) Co to za w ę d ro w n y ?

G ość I I . (n a stro n ie.) Ja k iś w łóczęga.

Gość I I I . (n a stro n ie.) S pew nością. — T a k i o bszarpany.

Sow izdrzał.

D a j no mi pan coś zjeść, ty lk o dużo i prędko a coś dobrego.

R ózia.

A cóż p an chce jeść?

Sow izdrzał.

M acie g o to w a n ą k u rę lub pieczoną k a ­ czkę ?

G ość IV .

H o, ho, jaki to sm akosz, k u r m u się za­

chciew a i kaczek.

G ość V .

A pew nie n ie m a czem zapłacić.

R estaurator (z b liż ając się.)

T e g o nie m a czego żądałeś, ale m ożesz d o stać dobrą pieczeń, jeśli m i z g ó ry dasz p ieniądze.

(28)

Sowizdrzał.

N o, to podajcie mi tę pieczeń, a potem w ylezę na strych i zapłacę wiaim.

Restaurator.

Jakto na strych ? D laczego ? Sow izdrzał.

N o przecież m ówiliście, aby wam z gó­

r y zapłacić, to m uszę w y le ić albo na strych albo na drzew o.

Restaurator.

A le ż człow iecze, z góry, ja rozumiałem naprzód, t. zw . nim dostaniesz pieczeń.

Sow izdrzał.

A c h tak. N o, ale to będzie trudno, bo w y ­ dałem w drodze w szystkie pieniądze, a idę do K ró lew ca za robotą.

Restaurator.

U mnie, kto chce jeść, musi zapłacić, ale ab y ci okazać m oje dobre serce i m iłosier­

dzie nad ubogiem i, dam ci tu zaraz kaw ał w ygotow anego mięsa.

Sow izdrzał.

)I ow szem , dajcie mi cokolw iek, bo je­

stem porządnie głodny.

(29)

Restaurator.

A skądże ty idziesz?

Sowizdrzał.

O, zdaleka.

Restaurator.

Czem się trudnisz? Co um iesz?

Sowizdrzał.

Wszystko.

Restaurator.

Phi, phi, takiś to u czo n y! A lubisz ty pracow ać?

Sowizdrzał.

T o za le ży od tego, c z y mam ochotę do pracy. A le chociaż rozm ow a z wam i jest mi bardzo przyjem ną i nie w ątpię, że w iele m ą­

drych rze czy nauczyłbym się od w as, — na­

turalnie gd ybyście b yli profesorem uniw er­

sytetu, a nie głupim m ordercą ludzkich żo­

łądków . — jednakow oż dajcie mi ten obieca­

n y kaw ał mięsa a potem sobie pogadam y.

Restaurator.

H o, h o ! Jak w idzę to uczon y jesteś, bo trudno zm iarkow ać, co chcesz pow iedzieć, a

(30)

chociaż zdaje mi się, źe mnie obraziłeś, m i­

mo to dam ci to co obiecałem, (odchodzi,) Gość I.

H a, ha, h a ! A to zadrw ił z niego.

G ość II.

T en m orderca ludzkich żołądków to p y ­ szn y kaw ał.

G ość III.

N asz m ądry gospodarz, w cale się nie po­

znał na tern.

G ość I V .

U w ażaliście panowie, jak gębę o tw o rzył szeroko, gd y mu ten obcy praw ił kazanie.

G ość V .

T o jakiś frant, któ ry się w m ig poznał na naszym restauratorze.

R ó zia (przynosi mięso i podaje Sow izd rza­

łowi.)

P roszę pana i życzę dobrego apetytu.

Sow izdrzał.

D ziękuję ci piękna panno. Z tw oich słów w idzę, że jesteś m ądrzejsza od tw ego chle­

bodaw cy. (zabiera się do jedzenia.)

(31)

Restaurator (do G ościa I.) (przypatru jąc się S ow izd rzałow i.) C iekaw ym , c z y on potrafi zjeść to mię­

so, jeśli tak, to ma zdrow e zęb y i strusi żo­

łądek.

G ość I.

A cóż m u daliście?

Restaurator.

Z o stało mi w yg o to w a n e m ięso jeszcze od w czoraj i chciałem je dzisiaj dać psom.

G ość II.

Jak m ożna tak drw ić z podróżnego?

Restaurator.

A cóż to, przecież on mi za to i tak nie zapłaci, co n ajw yżej każę mu garnki obm yć.

G ość III.

T o je st nieuczciwość.

G ość I.

A raczej św iństw o.

Restaurator.

E ee! Co tam ! A le patrzcie no panowie, ten człow iek zabiera sw oje m ięso i odchodzi.

H ej, p rzyjacielu dokąd ty id ziesz?

(32)

Sowizdrzał.

T u duszno w tej izbic tak, że nie m ogę ani kaw ałka p rzełkn ąć; idę na św ieże pow ie­

trze. (w ychod zi.)

R estaurator (śm ieje się.)

H a, ha, h a! Pow iada, że mu duszno. H a, ha, h a ! Jeśli on zje to mięso, niech się zam ie nię w w ołu. (odchodzi do kuchni.)

G ość V . (do G ościa I V .) Prędzej w w ieprza, ja k w wołu.

G ość I V . B o wołem i ta k ju ż jest.

G ość I.

G d yb y mnie tak uczęstow ał tobym mu 'e n ochłap, w pakow ał do gardła.

G ość II.

N a nic innego nie zasłużył.

. „.jjm szzs&stmi G ość I I I .

Skąpiec paskudny.

S C E N A I V .

C i sam i — Sow izd rzał i Restaurator.

(So w izd rzał w chodzi bez mięsa.) R estaurator (w ych od ząc z kuchni.)

(33)

Co, ju ż zjad łeś to m ięso? J a k ie c i atn«- kow ało, praw da, że dobrze?

Sow izd rzał.

O tak, bardzo dobre.

R estaurator.

A le że tak prędko z niem się zw in ąłeś?

Sow izd rzał.

A n o poszedłem jeść do stajni, i zaledw ie konie poczu ły zapach mięsa, za częły rżeć i niepokoić się, w ięc m ając lepsze serce od ciebie, podzieliłem się z niem i i teraz jedzą aż im się u szy trzęsą.

R estaurator.

Co, konie jed zą m ięso?

G ość I.

T o chyba kpiny.

G ość I I.

N ie słyszałem jeszcze czegoś podobnego.

G ość III.

W ca le w to nie w ierzę, on sobie z nas żartuje.

Sow izdrzał.

K to nie w ierzy, niech idzie do stajni, a przekona się.

(34)

G ość IV .

R zeczyw iście w a rto to dziw o zobaczyć.

Restaurator.

A więc chodźm y panow ie.

G ość I.

T a k , ta k , chodźm y, (w szy sc y w ych odzą.) S C E N A V .

Sow izd rzał (sam .)

H a, ha, h a ! N o te ra z b ierz m y się do je­

dzenia. N a jp ierw pozbieram w sz y stk o do to rb y . P h i, p hi, kiełbasa, — a tu pieczeń cie­

lęca. C zekajcie za sw oją g łu p o tę będziecie u k aran i, (zbiera w szy stk o z ta lerzy do torb y i za czyn a jeść.)

S C E N A V I .

W s z y s c y poprzedni w chodzą.

R estaurator.

Coś ty n am n a b a ja ł? W sz y s tk ie konie z a ja d a ją w n ajlepsze ow ies, a m ięsa ani śla­

du.

Sow izdrzał.

W id o czn ie ju ż zjadły.

(35)

G ość I.

Z em ścił się i za d rw ił z nas.

G ość II.

B a, ale ja tu zostaw iłem m oją pieczeń a w idzę, że ani śladu z niej nie zostało.

G ość V I . A ni m ojej kiełbasy niem a.

G ość I.

R zeczyw iście m ój ta le rz p u sty ja k gło- ' w a naszego go sp o d arza.

Restaurator.

C o? C zy to m ożliw e? Czekaj drabie, na­

uczę ja cię rozum u, za to żeś z nas ta k za­

kpił. (chce iść do niego zakasując rękaw y.) G ość IV .

Hola,i g o sp o d arzu , nie pozw olę go u- krzy w d zić, ty ś z niego zakpił, d ając m u o- chłap, k tó reg o b y n aw et pies nie pow ąchał, w ięc on ci ty lk o odpłacił pięknem za nado­

bne.

G ość V .

M iał zupełną racyę to uczynić.

G ość V I . S k ąp stw o zo stało u k arane.

(36)

Restaurator.

A le ż to je st złodziej i takiego trzeba od­

d ać sędziemu.

Gość I.

N ie gad ajcie głu p stw gospodarzu, ty l­

ko dajcie mi jeszcze raz m oją pieczeń, ale z a tę drugą ju ż nie płacę i to będzie naucz­

ką dla was.

Gość V I.

T a k samo m nie proszę podać jeszcze porcyę kiełbasy.

Gość II.

ii mniel

A

W sz y s cy . I mnie, i mnie!

Restaurator.

A ch, ja n ieszczęśliw y; przez tego draba jestem stratny.

(W s z y s c y się śmieją.) Gość I. (do Sow izdrzała.)

D zieln y jesteś mój zuchu i w idać, że ci dow cipu nie brak.

(37)

G ość II.

M ów iłeś, że um iesz w szystk o ro b ić; znasz się m oże także na kraw iectw ie?

Sow izdrzał.

D oskonale! B yłem nadw ornym kraw cem w Brandenburgii.

G ość I I I . T a k ? A kom uś s z y ł suknie?

Sow izdrzał.

K siążęciu pruskiem u.

G ość I.

T o m oże przystaniesz do nas, m ożesz się od nas jeszcze lepiej tego fachu nauczyć.

tKfe..

Sow izdrzał.

M oi panowie, ja się od w as ju ż niczego nie nauczę, przeciw nie w yście powinni w ziąść odemnie parę lekcyi.

G ość I.

O , takiś to m ądry?

G ość II.

C zegóż ty nas m ożesz n au czyć?

G ość III.

C zy przypadkiem masz jaki n ow y w yn a­

lazek, albo now ą modę?

(38)

Sow izdrzał.

Znam jeden sposób, bardzo potrzebny, dla każdego kraw ca, o którym w y spewnością pojęcia nie macie.

G ość I.

N o, gad ajże raz co to za sposób?

Sow izdrzał.

A w ięc w eźcie każd y igłę i nitkę i na­

w leczcie ją.

Gość I. (naw leka igłę.) No, ju ż to zrobiłem.

G ość II. (jak w yżej.) I ja. A co dalej?

Sow izdrzał.

N o, a jak się wam zdaje, co teraz trzeba zrobić ?

G ość III.

A cóżby? S zy ć !

Sow izdrzał.

O tó ż w idziecie, że nie wiecie, nie dość mieć nożyczki, łokieć, igłę, nici, n/alparstek i żelazko do prasowania, aby być krawcem.

U w ażajcież teraz dobrze i zapam iętajcie so­

bie, co w am powiem , aż do końca w aszego

(39)

życia, jeśli chcecie b yć dobrym i krawcam i.

O to niechaj każd y z w as skoro igłę naw lecze nitką, nie zapom ni u jednego końca nitki zro­

bić w ęzełka, bo inaczej w asze szycie, będzie podobne do nalewania w o d y do sita.

Gość I. (p a trzy na drugich.)

C o? Przecie m y o tern w iem y ju ż dawno.

Gość II.

T a k ż e w yb ra ł się z nauką.

Gość III.

Jakto to ma b yć ta sztuka?

(W s z y s c y inni się śmieją.) Gość I.

T o ju ż jest za gruby żart, któ ry mu ujść płazem nie może.

Gość II.

Z nas pow ażnych rzem ieślników tak za­

drw ić?

Gość III.

T rzy m a jcie go, a n auczym y go rozumu.

Sowizdrzał.

B ądźcie zdrow i moi panowie i zach ow aj­

cie mnie w e w dzięczn ej pamięci a na drugi raz nie starajcie się kpić z Sow izdrzała,

(40)

(W ych o d zi, zam yka drzw i za sobą, tam ci rzucają się ku drzwiom a Sow izd rzał pokazu­

je im ję z y k przez okno.) K O N I E C A K T U II.

A K T III.

O S O B Y A K T U IH -go.

W ilhelm , król G eldryi.

M inister w o jn y i spraw zagranicznych.

M inister spraw iedliw ości, M inister ośw iaty.

M inister spraw w ew nętrznych.

M inister skarbu.

Sow izdrzał, lat 36

P o seł króla Fryzyi, Hilderyka

2 p aziów królew skich (role nieme kobiece.) H erold królew ski.

H alabardn icy (6— 8)

R ze cz dzieje się w zam ku królew skim . Sce­

na przedstaw ia dużą salę, na środku długi stół z 6 krzesłam i, z których jedno (królew­

skie) odszczególnia się od innych. N a ścia­

nach zbroje i 2 stare portrety. D rzw i głów ne w głębi, oraz zje po bokach.

(41)

S C E N A Y.

(N a scenie w sz y sc y m inistrowie.) / M inister w ojn y.

Z łe w ieści mości panowie, oto dochodzą mnie słuchy, że H ild eryk król F ry z y i, od­

w ie czn y wrógr naszegro krain ciagrnie z w ielką armią, b y napaść nas zdradziecko.

M inister spraw iedliw ości.

P o zw a ć gro przed sąd w szystkich cyw i­

lizow an ych narodów.

M inister ośw iaty.

W id oczn ie ten harharzvnca poetenuie śladem dawnveh TTtmnów, ieśl? w soosób do­

tych czas n?enraktvkowanv, nanada nas bez w ypow iedzenia w o jn y i b ez dania żadnych racy!.

M inister so aw wewti.

M niejsza o to ; rad źm y panow ie co ro- .*»**-!■ - w-ł>"j M inister w ojn y.

Z polecenia nftj?aśnieiszegro paniai zw oła­

łem w as panow ie na n a rad ę: na razie w strzy ­ m am y się z obradam i, dopóki j gro królew ska mość nie przybędzie.

(42)

* M inister Skarbu.

Czy m a m y do statec zn ą ilość ry c ers tw a do odparcia ata k u ?

M inister w ojn y.

N a to pytanie odpowiem na generalnej naradzie, obecnie nadm ienię tylko, że m am nadzieję, iż sław a ry c e rs tw a geldyjskiego n o ­ w ym zajaśnieje blaskiem.

S C E N A II.

H erold (o tw iera drzw i główne.)

Jego królew ska mość, król W ilh e lm nad­

chodzi.

M inister w o jn y (do m inistrów .) U spokójcie się panow ie!

S C E N A III.

(W ch o d zi król z paziam i i halabardnikam i.)

• . ' ' ‘ ' <

1

M inister w ojn y.

C ześć ci i chw ała na jja śn ie jsz y panie!

K ról.

W i t a m panów , (idzie do krzesła i siada;

do m in istrów ,którzy dotych czas stali.) P roszę

(43)

zechciejcie panow ie zająć miejsca, (m inistro­

w ie siadają. D o paziów i halabardników .) W y się tera z oddalcie. (W ych o d zą w szy sc y prócz króla i m inistrów .) W e z w a łe m was panowie, b y ś m y się w spólnie naradzili, co m a m y p o ­ cząć, wobec gw a łtu , jtikiego dopuścił się zły nasz sąsiad H ild e ry k król F ry zy i. O to jak już zapew ne wiecie, napadł n a nasz kraj bez n ajm niejszego powodu, pali, m o rd u je i g ra b i i już zbliża się do stolicy. Siły nasze nad g r a ­ nicą, były za słabe, by m ogły nieprzyjacielo­

w i staw ić opór, niebezpieczeństw o więc jest wielkie. O d d a ję głos panu m inistrow i w o j­

ny, by nas powiadomił, co uczynił dla obrony kraju.

M inister w ojn y.

N a jja ś n ie js z y panie! R ozesłałem h ero l­

dów po całem państw ie z w ezw aniem do ry ­ cerstw a i k siążą t lennych, by bezzwłocznie z gierm kam i i pachołkam i spiesznie tu p rz y b y ­ li. S podziew am się że dzisiaj jeszcze tu sta ­ ze sw oim i hufcami.

S C E N A IV . H erold.

N a jja śn ie jsz y panie! J a k iś obcy p rz y b y ł

(44)

do zam ku i utrzym u je, że m a w aszej królew­

skiej m ości w ażną rzecz zakom unikować.

Król.

T e ra z nie m ożna, narada wojenna.

H erold.

M iłościw y panie! T o samo mu pow iedzia­

łem , ale upiera się i pow iada, że jeśli w asza królew ska mość nie w ysłuch a go zaraz, w iel­

kie szkod y m ogą w yn ikn ąć dla naszego pań­

stw a.

Król.

M oże istotnie ma coś w ażn ego, zatem go w prow adź.

(H erold w ychodzi.) S C E N A V .

(W ch o d zi H erold z Sow izdrzałem .) K ró l (do kłaniającego się Sow izdrzała.)

K to jesteś i z czem p rzyb yw asz?

Sow izdrzał.

N a jja śn iejszy panie! A ża li mnTe nie znasz?

Pochodzę z P olski, imię moje jest słynne w całym świecie. Zw iedziłem W ło ch y, N iem cy,

(45)

K ról.

A w ięc pow iedz nam tę tw o ją tajem nicę, a jeśli będzie istotnie cenna, obsypię cię bo­

gactw am i.

Sow izdrzał.

O dpow iedź m oja będzie krótka. O to aby w yg rać w ojnę trzeba pobić nieprzyjaciela.

K ról.

A le ż to kpiny, o tem w ie naw et najgłup­

szy człow iek.

M inister spraw iedliw ości.

Jak śm iesz człow iecze drw ić w obecno­

ści najjaśniejszego pana?

M inister ośw iaty.

W trą cić tego śmiałka do lochu, niech tam pokutuje za sw oje niewczesne żarty.

M inister spaw wewn.

T a k na nic innego nie zasłużył.

M inister skarbu.

U karać go publiczną chłostą.

K ról.

U spokójcie się panow ie! Ż art jego cho­

ciaż co prawda; niew czesn y w obec grożącego nam niebezpieczeństw a, podobał mi się dla-

(46)

H iszpanię, A n glię, F ran cyę. N arazie, n ajja­

śn iejszy panie, za le ży mi na tem, aby imię m oje było zachow ane w tajem nicy, to jednak m ogę dodać, że nie stracisz, jeśli w ysłuchasz m nie cierpliwie.

Król.

M ów w ięc o co chodzi, a spiesz się.

Sowizdrzał.

N ajjaśn iejszy panie i w y dostojni pano­

w ie, pow iedzcie mi też, co trzeba zrobić, aby w yg rać w ojn ę?

M inister w ojn y.

C zy w asza królew ska m ość pozw oli mi odpow iedzieć?

Król.

I ow szem , m ów pan.

M inister w ojn y.

A b y w yg rać w ojnę, trzeba b yć dobrym w odzem i mieć dostateczną ilość dzielnego

rycerstw a. ,

Sow izdrzał.

■ H M W r w 1' " W W W » " * ? . r-mar-t:,*

D o sto jn y pan się m yli.

(47)

tego mu w ybaczam . P ow ied zże mi teraz kim jesteś, bo w idzę żeś n ietylko żartow niś, ale i śm iałek jakich mało. Jeden tylk o ów słynny Sow izd rzał m ógłby się na to zdobyć.

Sowizdrzał.

W łaśn ie n ajjaśn iejszy panie jestem nim.

Król.

N o teraz już się nie dziw ię i pom im o tegó co zrobiłeś, pragnę cię m ieć na swoim dw o­

rze. D am ci zajęcie, p rzy którem m ożesz o- kazać swój sp ryt i roztropność. M ianowicie będziesz strażnikiem w n ajw yższej baszcie, skąd będziesz m ógł obserw ow ać w szelkie ru­

ch y nieprzyjaciela i każdorazow e jego zb li­

żanie się do miasta, oznajm iać trąbą.

Sowizdrzał.

Zechciej W a sz a królew ska mpść p rzyjąć m oje podziękow anie za okazaną mi łaskę, z której nie om ieszkam skorzystać.

K ról.

A w ięc dobrze, pełń sw oją służbę pilnie i uczciw ie a m ożesz b yć pew ien m ojej dal­

szej łaski, (klaszcze w dłonie.)

(48)

S C E N A V I . (W ch od zą 2 halabardnicy.)

Król.

Z aprow adzić tego człow ieka na n a jw y ż­

szą basztę i dać mu trąbę, a pamiętać, aby mu 1 na niczem nie zbyw ało.

(So w izd rzał odchodzi razem z halabardn.) M inister w ojny.

W a s z a królew ska mość okazałeś z b y t w iele łaski, dla tego nicponia. Jabym go b ył surowp ukarał za ten niew czesn y żart.

S C E N A V I I . Herold.

N a jja śn iejszy palnie! P r z y b y ł poseł od króla H ild eryka do w aszej królew skiej mości.

Król.

W p ro w ad ź go natychm iast.

(H erold otw iera drzw i, w chodzi poseł z pi­

smem w ręku, klęka przed królem i oddaje pism o, król je odbiera i podaje m inistrow i w cyny poczem daje znak posłow i, że m oże

powstać.)

(49)

M inister w o jn y (czy ta pism o.)

D o je go królew skiej mości, króla Gel- dryi W ilh elm a 1 M y z, łaski Bożej H ik leryk I, król F r y z y i w ładca C hrystanii, w ielki ksią­

żę R ugii itd. itd. Chcąc uniknąć, zbyteczn ego przelew u krw i chrześciańskiej, ninicjszem podajem y w aszej królew skiej m ości nasze w arunki, na jakich m oże b yć za w a rty natych­

m iastow y pokój.

I. O ddanie zajętych bezpraw nie w ysp na m orzu zielonem , należących od w ieków do naszego królestw a.

II. Oddanie wschodniej części G eldryi.

III. Z łożenie okupu w kw ocie 5,000 sztab srebra oraz 1,000 sztab złota.

I V . W yd an ie w ręce naszych w ładz, nie­

jak ieg o Sow idrzała, oskarżonego o obrazę m a­

jestatu.

T u szą c sobie, że w asza królew ska mość p rzych yli się do naszych skrom nych w arun­

kó w polecam y w as opiece Pana.

D an w sto licy naszej na zam ku R ossdorf roku Pań skiego 1324 miesi

(50)

K ró l (oburzony.)

Co? T on to nazywa skrom nem i żądania­

m i? (do m in istra w ojny.) W y d a ć n a ty ch m iast rozkaz, ata k o w a n ia nieprzyjaciela, spuścić m o s ty i całą siłą uderzyć na wroga.

Poseł.

N a jja śn ie js z y panie! Jak ą ż m am zawieść odpowiedź m o jem u panu.

K ról.

Jes teś uw ięz io n y ; oto m oja odpowiedź,

^(klaszcze w dłonie, w chodzą halabardnicy i na skinienie króla odprow adzają posła na b o k ; — słychać głos trąby.)

K ról.

N ieprzyjaciel się zbliża, a więc na koń i do boju.

( W s z y s c y w y chodzą pospiesznie prócz posła z halabardnikam i. Słychać za sceną g w a r i

okrzyki. “ Do b o ju ! ” — “N a w r o g a ! ”)

S C E N A V I I I . (W c h o d z i Sowizdrzał.)

Sow izd rzał (śm ieje się.)

L H a , ha, h a ! (Na głos mojej tr ą b y wysko-

■ c z y li w szyscy jak oparzeni a nieprzyjaciela

(51)

jeszcze ani siadu. K azali mi trą b ić j a k zo­

baczę w rogów , a ja sobie zatrąbiłem , chociaż ich nie widziałem wcale. Co to szkodzi. (S p o ­ s trz e g a posła.) K to t y jesteś? M y śm y się już gdzieś widzieli. — O ! praw da. — Przecież ja byłem u w as w R ossdorf w re sta u rac y i pod

“ Złotym js trz ę b ie m ” i t a m s p otkaliśm y się

— p a m iętasz ?

Poseł.

P ew n ie że pam iętam . Sow izdrzał.

Chciałem w te d y coś zjeść, a gdy resta- u r a to r k a podała mi mleko, przybiegł zaraz do m nie jej piesek.

Poseł.

T a k , w te d y gospodyni powiedziała, że­

byś dał psu trochę m leka na talerzyku.

Sow izdrzał.

Ja m u dałem raz i drugi a g d y m się za­

p y ta ł gospodyni, czy daję jeść na kredyt, w tedy mi odpowiedziała, że kto nie m a pie­

niędzy ten powinien bodaj jakiś fa n t dać.

Poseł.

T a k a potem gospodyni w yszła.

(52)

Sowizdrzał.

Właśnie! — Pies zanadto się objadł i | zdechł, w ięc go obdarłem ze skóry a g d y g o ­ spodyni p rzyszła, dałem jej parę groszy a ponieważ jej to było za m ało, dodałem je­

szcze skórkę z psa.

Poseł.

H a, ha, ha ! T a k jako fant.

Sowizdrzał.

N o tak, bo przecież pies jadł razem ze mną mleko, a że nie m iał czem zapłacić, w ięc m usiał dać w łasną skórę jako fant. A le co ty tu robisz?

Poseł.

Jestem posłem od m ego króla H ildery- ka. Zostałem u w ięzion y i kto w ie co mnie czeka, m oże śmierć.

Sowizdrzał.

Nie obawiaj się, mam na to radę. (do ha labardników.) O ddalcie się, jesteście tam po­

trzebni, ja sam dopilnuję te j o jeńca. (Hala­

bardnicy odchodzą.) No, a teraz zm ykaj gdzie pieprz rośnie.

Poseł.

Dziękuję ci, żeś mi życie uratował, a za

(53)

— S i ­

to pow iem ci abyś się w naszym kraju nie p okazyw ał, bo zginiesz.

Sowizdrzał.

D obrze, dobrze, nie głupim leźć w ściekłe­

mu psu w paszczę. T e ra z um ykaj. (P o seł od chodzi.) C iekaw ym co powiedzą, jak się prze­

konają, że posła niema.

K m # ; , w it * i.* - J -i . tii-Jr.. i -■ .. 1 * •/ '

S C E N A IX.

sowizdrzał i wszyscy ministrowie.

Minister wojny.

C ie k aw y m poco ten głupiec trąbił na w ieży, skoro nieprzyjaciela ani śladu.

Minister sprawiedliwości.

N ic dziw nego, zadrw ił z nas znowu, prze­

cież to Sow izd rzał.

Minister oświaty.

O je st tutaj. P ow iedzno p rzyjacielu, dla1- czegoś trąbił?

Sowizdrzał.

Chciałem spróbować czy potrafię.

M inister w ojn y.

A le gd zie je s t poseł króla H ilderyka.

(54)

Minister sprawiedliwości.

A ha, niema go rzeczyw iście. Co się z nim m ogło stać?

Minister wojny.

Zaraz zawołam halabirdników. (kllalszcze w dłonie, w chodzą halabardnicy.) Co się stało z posłem króla Hilderykiai?

Halabard.

T en oto człow iek kazał nam pójść precz, m ówiąc, że sam go dopilnuje.

Minister wojny (do Sow izdrzała.) T a k ? W ię c co się stało z posłem ?

Sowizdrzał.

W yp u ściłem go na wolność.

Minister wojny.

C o? T y ś się ośm ielił to uczyn ić?

S C E N A X .

Ci sami i Herold, potetm Król.

H erold.

N a jja śn iejszy pan idzie.

Król.

Co się tu stało?

(55)

Minister wojny.

N ajjaśn iejszy panie, poseł króla H ildery- ka uszedł, S ow izd rzał go uwolnił.

Król.

C zy b yć m oże? T e g o ju ż za; w iele. D o ­ póki pozw alał sobie na żarty, przebaczyłem mu, obecnie' jednak dopuścił się ciężkiej zbro dni i za to musi b yć ukarany. O tóż zastanów ­ cie się panowie nad rodzajem kary, a panu, panie m inistrze w ojn y, oddaję głos.

Minister wojny.

W ed le m ego zdania, zbrodnia taka speł1- niona w czasie w ojennym , zasługuje na karę śmierci.

Minister sprawiedliwości.

'N ależałoby przedtem zbadać kodeks kar­

ny.

Minister oświaty.

I poznać pobudki, na jakich ten człow iek działał, uw aln iając posła.

Minister spaw wewn.

T o jest zbyteczne, nam w y sta rczy sam fakt dokonania zbrodni stanu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

O kazuje się, że więż akustyczna rozpoczyna się przed wykluciem się piskląt, w ciągu p aru ostatnich dni wysia­..

wać się do organizm u nie tylko drogą pokarm ow ą, lecz także i oddechową, następnie ulega kum ulacji we w szystkich tkankach (również i w tk an ce kostnej),

Osobliwością wśród nich były, wywodzące się z P aleodictioptera H exaptero- idea, owady otw artej przestrzeni, unikające za­.. zwyczaj lasów pierw otnych,

Obecność kobaltu nieodzow na przy wiązaniu azotu przez

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

ło również, że ma się rodziców, którzy mogą się pochwalić wyższym wykształceniem.. Często to oni byli pierwszym i inspiratoram i zakupu tego urządzenia,

Minister wojny (do ministrów.) Uspokójcie się panowie.. SCENA

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny