• Nie Znaleziono Wyników

Muzeum jako narzędzie w procesie opowiadania transmedialnego o trudnym dziedzictwie : przypadek Fabryki Schindlera w Krakowie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Muzeum jako narzędzie w procesie opowiadania transmedialnego o trudnym dziedzictwie : przypadek Fabryki Schindlera w Krakowie"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Muzeum jako narzędzie w procesie opowiadania transmedialnego o trudnym dziedzictwie.

Przypadek Fabryki Schindlera w Krakowie

Ewolucja muzeum

Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych muzea były instytucjami kultury cieszą- cymi się umiarkowaną popularnością. Główny trzon zwiedzających stanowili amatorzy kultury wysokiej, uczniowie przyprowadzani przez nauczycieli oraz turyści zaliczający obowiązkowe punkty na mapie zwiedzanego miasta. Były to też miejsca absolutnej ciszy, sterylnej czystości (wspomaganej przez filcowe kapcie zakładane na buty) oraz królestwa opiekunów poszczególnych sal, któ- rzy pilnowali porządku i dbali o to, by ręce zwiedzających nie zbliżały się do eksponatów.

Obecnie muzea stają się znacznie bardziej otwarte i dostępne. Działają już nie tylko na zmysł wzroku gości, ale też na słuch i dotyk. Powstaje coraz więcej prywatnych muzeów stawiających też na smaki i zapachy, na przykład Muzeum Piernika w Toruniu oraz Muzeum Mydła i Historii Brudu w Bydgoszczy. Mu- zealnicy sięgają też po różne formy przekazu, eksponatom towarzyszą ekrany dotykowe z rozbudowanymi materiałami faktograficznymi, barwne wizualizacje, instalacje artystyczne i rekonstrukcje. Często ekspozycje są uatrakcyjniane za pomocą zaawansowanych technologii, co zastępuje tradycyjne makiety i znacznie ułatwia odbiorcy zrozumienie tematu.

W ewolucji muzeów wyraźnie widoczny jest też zwrot w sposobie prowadzenia narracji – przejście od fragmentaryczności i pozornie uporządkowanego chaosu do budowania spójnych historii. Taki sposób działania muzeów jest możliwy dzięki opisanej powyżej technicznej i koncepcyjnej ewolucji. Obecnie braki w eksponatach uzupełnia się wizualizacjami, symulacjami czy multimedialnymi

(2)

rekonstrukcjami. Dzięki temu można istniejące fragmenty połączyć i wypełnić powstałe luki. Wiele muzeów działa w ten sposób, w tym między innymi Muzeum Żydów Polskich „Polin” w Warszawie i Muzeum Armii Krajowej w Krakowie.

Opowiadanie transmedialne

Narracyjny zwrot w muzealnictwie wpisuje się w proces opowiadania transme- dialnego. Polega ono na prowadzeniu jednej historii za pomocą różnych mediów, przy czym, jak twierdzi Jenkins (2007, s. 260), każde medium zawiera osobny fragment narracji. W poszczególnych mediach historia nie powinna być całko- wicie redundantna, ale może się częściowo pokrywać (Całek, 2016). To zapewnia odbiorcy poczucie znajomości tematu, a jednocześnie pozwala na jej poszerzenie.

Odbiorca, angażując się w konkretne opowiadanie transmedialne, poszukuje kolejnych elementów historii prezentowanych przy użyciu różnych mediów.

Jeśli zaczął poznawać i zaangażował się w narrację, czytając książkę, najpraw- dopodobniej sięgnie również po film, grę czy komiks, które pozwolą mu na poznawanie kolejnych wątków i bohaterów eksplorowanego świata (Kopecka- -Piech, 2015, s. 40–41).

Współczesne muzea również można uznać za platformy medialne, umoż- liwiające odbiorcom opowiadania transmedialnego poszerzenie znajomości danej narracji. Bardzo dobrym przykładem funkcjonowania tego typu obiektu kultury jest Muzeum Powstania Warszawskiego. Stanowi ono bardzo istotny element opowieści o tym wydarzeniu historycznym. Wspomniana placówka jest modelowa, gdy chodzi o sposób prowadzenia narracji. Laik wchodzący do tego miejsca po wyjściu będzie miał pojęcie o powstaniu warszawskim, być może zechce sięgnąć po książkę Normana Davisa Powstanie’ 44 z 2003 roku lub obejrzy film poświęcony temu zrywowi. Ktoś, kto już dobrze zna tę historię, będzie mógł ją z kolei rozbudować i poznać szczegóły, korzystając z szerokiej oferty muzeum, gdzie zgromadzono liczne eksponaty i zebrano dziesiątki relacji uczestników tych wydarzeń.

W Krakowie w 2016 roku najchętniej odwiedzanym muzeum była Fabryka Emalia Oskara Schindlera. Jak informowała na początku stycznia 2017 roku

„Gazeta Wyborcza”, obiekt ten odwiedziło 372 625 osób. Komentując na łamach dziennika ów wynik, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Krakowa, któ- rego oddziałem jest Fabryka, stwierdził, że to między innymi zasługa zwrotu narracyjnego w muzealnictwie.

Mamy przekonanie, że słuchanie opowieści jest nieodmienną potrzebą każdego czło- wieka i my jako muzealnicy musimy opowiadać poprzez nasze wystawy i działania.

(3)

Schodzimy powoli z ambony kuratorskiego dyktatu w stronę dialogu i opowieści.

Mam wrażenie, że publiczność nogami mówi: to jest dla nas atrakcyjne (Michał Niezabitowski, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Krakowa).

Aby sprawdzić, jak działa to najpopularniejsze muzeum w Krakowie, jako element opowiadania transmedialnego wykorzystano metody etnograficzne.

Główną była obserwacja uczestnicząca niejawna (Kostera, 2003, s. 116–120), dzięki której możliwe stało się percypowanie narracji tak, jak ma to okazję robić przeciętny gość placówki. Najczęściej w przypadku organizacji ba- dacz wnika w obszar, stając się jego częścią, czyli na przykład zatrudnia się w analizowanym obiekcie. Tutaj jednak można było lepiej realizować cele, stając się klientem instytucji kultury, co wpisuje się w metodę określaną jako

„tajemniczy klient” – mystery shopper (Calvert, 2005) – stosowaną w bada- niach rynkowych.

Pomocniczo zastosowano w pracy badawczej netnografię, czyli etnografię Internetu (Jemielniak, 2013). Wybór tej metody podyktowany był potrzebą zweryfikowania oraz skonfrontowania obserwacji i odczuć badaczki z do- świadczeniami gości muzeum. Wywiady w tym wypadku się nie sprawdziły, bo odwiedzający to przede wszystkim turyści w zorganizowanych grupach, najczęściej nie mieli więc czasu na rozmowę po opuszczeniu obiektu. Najlepszym sposobem pozyskania ich opinii do analizy było zatem sięgnięcie do TripAdvi- sora – najpopularniejszego społecznościowego serwisu opinii i rekomendacji konsumenckich, w którym recenzuje się odwiedzane miejsca.

Muzeum Fabryka Emalia Oskara Schindlera

Odział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa Fabryka Emalia Oskara Schin- dlera otwarto w czerwcu 2010 roku. Obiekt jest położony na poprzemysłowym Zabłociu przy ulicy Lipowej 4, w budynku, gdzie faktycznie w okresie okupacji działała Deutsche Emailwarenfabrik. Nazwa oddziału wydaje się nieco myląca, ponieważ sugeruje, że został on poświęcony działaniom Oskara Schindlera, niemieckiego przemysłowca, który w czasie wojny uratował ponad tysiąc Żydów skierowanych do pracy przymusowej w jego fabryce. Tymczasem tego zagadnienia dotyczy tylko niewielka część ekspozycji, bo zgodnie z informacją na stronie internetowej obiektu jest to muzeum dotyczące Krakowa w okresie okupacji 1939–1945.

W budynku znajdują się wystawa stała, przestrzeń ekspozycyjna dla wystaw czasowych, a także sale edukacyjne i niewielka kawiarnia. Jak można przeczytać na stronie internetowej obiektu:

(4)

Zespół scenariuszowy złożony z krakowskich specjalistów [...], kierowany przez kuratorkę wystawy Monikę Bednarek, przygotował narrację złożoną z dokumental- nych zdjęć, relacji świadków historii, filmów dokumentalnych i prezentacji multi- medialnych, które razem tworzą chronologicznie ułożoną wizję dziejów miasta. [...]

W 45 przestrzeniach wystawienniczych przeszłość Krakowa została wykreowa- na w taki sposób, by każdy ze zwiedzających mógł bezpośrednio dotknąć historii, poczuć emocje mieszkańców miasta okresu wojny. Rozbudowane multimedia (30 interaktywnych stanowisk z monitorami dotykowymi, 70 ścieżek dźwiękowych, 15 wideoprojektorów) tworzą nowoczesną i atrakcyjną dla widza formę przekazu muzealnego.

(z opisu Fabryki Schindlera na stronie MHK) Według szacunków muzeum na objerzenie ekspozycji zwiedzający powinien sobie zarezerwować przynajmniej półtorej godziny. Objaśnienia, opisy i podpisy są dostępne w języku polskim i angielskim. W obiekcie nie ma audioprzewodni- ków. Grupy 15–25-osobowe obowiązkowo zwiedzają muzeum z przewodnikiem.

Rezerwacja jest obligatoryjna dla grup i zalecana dla zwiedzających indywidu- alnie ze względu na duże zainteresowanie obiektem. Nie zaleca się zwiedzania dzieciom poniżej 14. roku życia.

Wizyta w Fabryce Emalia Oskara Schindlera – obserwacja uczestnicząca

W niedzielne, lutowe popołudnie przyjeżdżam na Zabłocie. Dzielnica jest mało zachęcająca, poprzemysłowa, w okolicy trwają remonty dróg. Sama ulica Lipowa to natomiast miejsce znane i modne. Znajduje się tam nie tylko odwiedzana tłumnie Fabryka, ale też MOCAK, czyli muzeum sztuki współczesnej, są rów- nież lokale gastronomiczne i foodtrucki. Przed wejściem do muzeum i przed charakterystyczną fabryczną bramą stoi kilka meleksów, obok wyznaczono postój taksówek i parking. Przed wejściem na swoją godzinę zwiedzania czeka grupa amerykańskich turystów. W czasie kilku godzin, które spędzę w muzeum, spotkam wiele zorganizowanych grup – dwie z przewodnikiem anglojęzycznym, dwie z włoskojęzycznym, dwie z francuskojęzycznym i jedną z niemieckoję- zycznym. Będzie też kilka par, głównie młodych obcokrajowców, i dwie pary rozmawiające po polsku.

Wejście wygląda niepozornie. Duża szyba, w stylu wystawowej witryny, została wypełniona drobnymi czarno-białymi fotografiami paszportowymi.

Domyślam się, że są to ocaleni przez Schindlera Żydzi. W kasie na parterze można kupić bilety i otrzymać folder z planem muzeum. Razem z kasą działa

(5)

też sklepik, gdzie można nabyć pamiątki i książki. Oferta jest niewielka, są za to publikacje w różnych językach. Gadżetami wprost nawiązującymi do miejsca są emaliowane kubki, białe z grantowym rantem i obrazkiem fabrycznej bramy.

Na tym poziomie znajdują się też kawiarenka filmowa, inspirowana Listą Schin- dlera Stevena Spielberga z 1993 roku, a także wystawa czasowa – w momencie prowadzenia badań poświęcona jeńcom wojennym przebywającym w obozie na terenie Krakowa. Zwiedzającym udostępniono szatnię, ale okazała się zbyt mała i nie spełnia swojej funkcji. Mnie udało się zostawić płaszcz tylko dlatego, że akurat jakiś mężczyzna przyszedł po swój, niektórzy zwiedzający nie mieli tyle szczęścia i zwiedzali w kurtkach.

Koncentruję się na tabliczkach informujących o kierunku zwiedzania, bo to powinno mi zapewnić uchwycenie narracji. Wchodzę na niewielką klatkę schodową. Widzę zdjęcia przedwojennego Krakowa związane między innymi z przypadającą w 1939 roku 25. rocznicą wymarszu I Kompanii Kadrowej. Schody prowadzą do pierwszej sali, stanowiącej fotograficzne atelier. Są przedwojenny aparat i tło do zdjęć z widokiem Krakowa oraz datą 6 sierpnia 1939 roku. W sali słychać gwar grupy, która weszła ze mną, ale też głos „fotografa” umawiającego się z klientem na odbiór zdjęć. Na ścianach wiszą fotografie: wiele ślubnych i komunijnych, są też portretowe, artystyczne i wakacyjne.

Dalej znajduje się wąski korytarz wyklejony zdjęciami, między innymi małego gazeciarza i budynku „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” – ważnego przed- wojennego dziennika. Na końcu korytarza jest duża sala z fotoplastykonem, niestety już niesprawnym. W zatrzymanym przez czas i zakurzonym wewnątrz urządzeniu można zobaczyć „zdjęcia krajowe i zagraniczne” oraz fotografie przed- stawiające Anschluss Austrii. Przewodniczka prosi po angielsku, by odwrócić proces. To nie zdjęcia w fotoplastykonie będą się zmieniać, ale widzowie będą zajmować kolejne miejsca, zaglądając w okulary – jeden po drugim – aż obejdą w całości beczkowaty kształt. Widok jest symboliczny, bo wchodząc widzi się piękny, kolorowy, monumentalny wręcz fotoplastykon, a gdy zwiedzający się zbliży, orientuje się, że urządzenie nie działa.

W pomieszczeniu są też wnęki z albumami pełnymi czarno-białych fotografii.

Przedstawiają one przedwojenne życie. Oglądam z zainteresowaniem wszystkie, na dłużej zatrzymuję się przy queerowym zdjęciu młodego mężczyzny, umalo- wanego i ze starannie ułożoną fryzurą.

Do sali wstawiono też gablotę, nad którą umieszczono biały neon LOPP.

W gablocie spoczywa kilka eksponatów poświęconych Lidze Obrony Powietrz- nej i Przeciwgazowej. Nieoczekiwanie jest też wejście do sali kinowej. Napis na drzwiach informuje, że można tam zobaczyć film dokumentalny pod tytułem Lipowa 4 o Oskarze Schindlerze i ocalonych przez niego Żydach. Tu po raz pierwszy chronologiczna narracja się załamuje, bo opowieść dopiero się zaczy- na, jestem w Krakowie w przededniu wojny, a w sali kinowej wpadam w sam

(6)

środek historii o zagładzie Żydów. Film trwa niecałe 10 minut. O historii fabryki, Oskarze Schindlerze i o tym, jak ratował życie swoim robotnikom, opowiadają ocaleni Żydzi i Polacy, którzy w czasie wojny pracowali w zakładzie. Materiał urozmaicają historyczne zdjęcia oraz dokumenty.

Z sali kinowej wychodzę z powrotem do pomieszczenia z fotoplastykonem.

Kolejna tabliczka z kierunkiem zwiedzania wprowadza mnie w mały korytarz wypełniony dużymi zdjęciami z epoki i zakończony projekcją archiwalnych materiałów o Krakowie. Przejście prowadzi do małej salki imitującej dworcową poczekalnię. Na oknie wyświetla się projekcja z odjazdem pociągu. Na ścianie wisi obwieszczenie o mobilizacji. Wszystko ma sprawiać wrażenie rozgardia- szu i tłoku, jakie panowały na stacjach kolejowych tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego w 1939 roku. Duży ruch, ludzie wracający z wakacji, żołnierze przemieszczający się do punktów mobilizacyjnych. Efekt potęguję to, że poza stacyjnymi dźwiękami słychać też gwar rozmów i faktycznie robi się ciasno, bo do pomieszczenia weszła kilkunastoosobowa grupa amerykańskich turystów razem z przewodnikiem.

Kolejna sala, a właściwie korytarz, to zupełna zmiana z dominującego do- tąd stylu retro na bardzo nowoczesną aranżację multimedialną. Wchodzę do pomieszczenia poświęconego wybuchowi wojny. To właściwie duży ciemny korytarz, na którego ścianach w nieregularnych otworach wyświetlają się sceny z 1 września w Krakowie. W ścianach korytarza zamontowano gabloty z bronią, mundurami, elementami wojskowego ekwipunku. Jest też zaaranżowane w murze stanowisko strzeleckie, które można obejrzeć przez dziurę imitującą wyrwę.

W tym miejscu po raz pierwszy odczuwam, jak duże znaczenie ma podłoże, po którm idę. Dotąd było to przede wszystkim drewno, głównie przyjemne parkiety. Teraz weszłam na nieregularny beton, który sprawia wrażenie, jakby ktoś niedawno zdjął z niego deski szalunkowe. Miejscami jest spękany. Czuję nieregularną fakturę pod stopami.

Ciemny korytarz kończy niewielka salka, gdzie stoi mała, ubłocona tankietka.

We wnęce umieszczono ekran dotykowy. Można na nim obejrzeć wizualizację przedstawiającą mapę inwazji. Sytuacja się zmienia z godziny na godzinę, co wskazuje zegar w rogu ekranu. U dołu zmieniają się dni. Widać klęskę Armii Kraków – prezentacja jest symboliczna, ale bardzo sugestywna.

Dalej tabliczki prowadzą mnie do niewielkiej salki poświęconej temu, jak wyglądało miasto. Betonową podłogę zastępuje miejski bruk. W jednej ze ścian są skrzynki na listy, w niektórych widać kartki pocztowe. W pomieszczeniu stoi też porzucony wózek dziecięcy, z dyskretnie umieszczonych głośników pobrzmiewa dziecięcy płacz. Na ścianach wiszą obwieszczenia w języku polskim i niemieckim.

Z salki dalej wiedzie korytarz, gdzie od sufitu zwisają czerwone flagi ze swastyką. Wiszą na przemian po lewej i prawej. Ściany przypominają tablice

(7)

ogłoszeń. Umieszczono na nich niemieckie obwieszczenia, które przykrywają plakaty informujące o wydarzeniach kulturalnych lub podtrzymujące ducha w narodzie. W tym korytarzu słychać rozważania kobiety prowadzone po pol- sku. Pociesza się ona, że Niemcy to porządny, cywilizowany naród, a więc pod ich okupacją nie będzie tak źle. Gdy korytarz się kończy, przechodzę do salki, w której znajduje się tramwaj z epoki, a także niewielka witryna imitująca sklep z nazistowskimi materiałami propagandowymi. Na ścianie są doniesienia nie- mieckich mediów na temat tego, jak zwolennicy Adolfa Hitlera w Polsce mogą w końcu bez obaw i problemów nabyć wizerunek Führera oraz publikacje na temat jego poczynań. W sali jest też zwiastun kolejnych kroków, jakie podejmą naziści. W gablocie leży głowa jednej z figur ze zburzonego przez nich pomnika Bitwy pod Grunwaldem, który stał na placu Matejki.

Ze stosunkowo jasnej sali wchodzę do ciemnej, gdzie są tylko symboliczne elementy wskazujące na Sonderaktion Krakau. W rogu stoi pulpit, na nim leży nazistowska czapka. Przed pulpitem stoi mebel przypominający ławę szkolną.

Wyjście z salki prowadzi wprost na tył ciężarówki, podobnej do tej, na jaką 6 listopada trafili profesorowie Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po prawej od pojazdu widać małą wnękę obitą filcem. Na środkowej ścianie jest ekran doty- kowy. Można tam znaleźć wiele materiałów dotyczących Sonderaktion Krakau.

Są historyczne opisy i świadectwa tych, którzy akcję widzieli, a także materiały dotyczące pobytów w obozach i dalszych losów wywiezionych naukowców.

Po lewej stronie na ścianie wiszą zdjęcia z podpisami; są na nich profesorowie w okresie przed wybuchem wojny. Można obejrzeć fotografie z Uniwersytetu, ale również z wakacji, wyjazdów badawczych czy spotkań z rodziną i przyjaciółmi.

Po prawej stronie umieszczono zdjęcia tych profesorów, którzy po wywózce wrócili do domów. Najbardziej uderzyły mnie fotografie ówczesnego rektora, profesora Tadeusza Lehra-Spławińskiego – na zdjęciu po lewej prezentuje się bardzo dostojnie w gronostajach, a po prawej stoi w czarnym, zbyt dużym płaszczu, wydaje się przygaszony i wygląda bardzo mizernie.

Kolejną salę poświecono objęciu władzy w Krakowie i wprowadzeniu na Wa- wel gubernatora Hansa Franka. To pomieszczenie jest jasne, wyłożone białymi płytkami w czarne swastyki. Zdjęcia i wizualizacje na ścianach oraz wielkich walcach przypominających słupy ogłoszeniowe obrazują tryumf nazistów.

W gablocie można zobaczyć między innymi piękną zastawę oraz publikacje do- tyczące niemieckich sukcesów. W sali znajduje się wiele zdjęć dokumentujących poczynania Hansa Franka i jego ekipy na Wawelu, a także w mieście. Jest też ekspozycja poświęcona planom nazistów dotyczącym remontów, rozbudowy i przekształcenia miasta, tak by stało się ono bardziej germańskie. Na końcu sali stoi gablota poświęcona Związkowi Volksdeutschów.

Za rogiem, tuż za gablotą, zaczyna się korytarz, którego prawa strona imituje rząd otwartych cel. Można do nich wejść i zobaczyć, jakie pamiątki pozostawiali

(8)

po sobie więźniowie. Zdarzały się tam gablotki z eksponatami, ale dominowały po prostu napisy wykonywane na ścianach różnymi narzędziami. Ścianę po drugiej stronie pokryto dużymi nadrukami obwieszczeń informujących o wyrokach śmierci na obywatelach Generalnego Gubernatorstwa. W niewielkich wnękach zamieszczono kilka zdjęć z wykonywania takich wyroków przez powieszenie.

Mroczny korytarz poświęcony nazistowskiemu terrorowi kończy się następ- nym, tym razem jasnym i przestronnym. Na ścianie po prawej są informacje o życiu Krakowa pod okupacją, w tym między innymi zdjęcia uczniów różnych szkół zawodowych, a także organizacji handlu w mieście. Po lewej zaś – na „złą- czeniu” obydwu ekspozycji – są schody w dół. Decyduję się nimi zejść. Znajdują się tam solidne drewniane drzwi z małym kratowanym wizjerem, przez który nie widać nic, tylko ciemność. Słychać za to dźwięki szeptów domniemanych więźniów, jest to bowiem „więzienie św. Michała”. Już wiem, że ta część ekspo- zycji przynależy do mrocznej części korytarza. Poza tym nie dowiaduję się tam niczego więcej. Wracam na górę, dalej po lewej jest imitacja wnętrza tramwaju, tego samego, który widziałam z zewnątrz w sali poświęconej początkom okupacji Krakowa. Widzę ją teraz z ławeczki, na której usiadłam. Na przeciwnej ścianie są zdjęcia okupowanego miasta.

Kolejna sala to imitacja krakowskiego dworca, budynku dworcowego, a także zejścia na peron. Ścianę po prawej zajmują ogromne zdjęcia kamienic. Jest tam też kolorowa mapka połączeń kolejowych w Generalnej Guberni. Z drugiej strony znajduje się „zejście na peron”. Tuż nad nim wyświetla się film propagandowy o wyjeździe milionowego robotnika do pracy przymusowej na terenie Niemiec.

Tak się kończy opowieść o pierwszym roku wojny. Na peron zejść nie można, ale za to da się wyjść na klatkę schodową.

Tam przygotowano ekspozycję poświęconą wysiedlaniu Żydów. Ma ona wymiar symboliczny. We wnęce obok schodów, za szybą, leżą: meble, sprzęty domowe, dywany, zegary, sztućce, ubrania, świeczniki. Schody zaś prowadzą na górę. Na ścianach po lewej i prawej stronie przyczepione są tablice z nazwami ulic. U szczytu schodów wyświetla się film z okupowanego Krakowa. Mogę pójść w obie strony, ale tabliczka jako kierunek zwiedzania wskazuje salę po prawej, którą poświęcono pracy przymusowej w III Rzeszy. Ta część ekspozycji bardzo przypomina muzealnictwo w starym stylu. Eksponaty – głównie dokumenty i pieczątki oraz maszynę do pisania „Erica” – zamknięto w stołowych gablotach.

Na jednej ze ścian jest mebel imitujący katalog. Niestety nie da się do niego zajrzeć, szufladki zostały przyklejone. Na ścianach są plakaty propagandowe nawołujące do wyjazdu do pracy w zakładach i gospodarstwach na terenie Niemiec. Są też walizki i torby podróżne.

Wracam na korytarz i przechodzę na lewo. Tam mieści się sala poświęcona gettu, „zbudowana” z dwóch betonowych ścian, które wyglądają, jakby były zro- bione z ustawionych obok siebie macew. Światło pada z sufitu przypominającego

(9)

spękaną ziemię albo powierzchnię z odpadającą farbą. Biały blask wypełza ze szczelin, dzięki czemu coś widać, chociaż nadal jest mrocznie i nieprzyjemnie.

W murze umieszczono gablotki ze zdjęciami i relacjami ludzi żyjących w get- cie. Teksty po polsku napisano odręcznie, ale tabliczka przed wejściem i przy wyjściu z sali informuje, że nie są to słowa, które wyszły spod ręki ocalonych, to jedynie wizualizacja. Kartki nie sprawiają wrażenia wiarygodnych, wśród nich jest między innymi relacja „pięciolatki” i starszych dzieci, w tym ośmioletniego Romana Polańskiego. Słowa na nich nie brzmią tak, jakby napisało je dziecko. Na końcu ciemnego korytarza jest przejście przez żydowskie mieszkanie w okresie okupacji. Ciasne i przeludnione – to można zobaczyć dzięki białym figurom mieszkańców, których jest tym więcej, im dłużej się patrzy. Zza jednej figury wyłania się kolejna. Inna została ukryta za kotarą w kuchni, w kącie pełniącym funkcję łazienki.

Akcja przyspiesza, chronologia się burzy. Całe wcześniejsze piętro poświęcone było jednemu rokowi. Na kolejnym, po wyjściu z „getta”, trafiam w wąski korytarz.

Ekspozycję po lewej poświęcono codziennemu życiu krakowian w 1943 roku.

Po prawej są wejścia do dwóch pomieszczeń. Wchodzę do pierwszego. Okazuje się ono sekretariatem Oskara Schindlera. Znajduje się tam biurko z epoki, a na nim dokumenty i sprzęty biurowe. Na ścianie po prawej są segregatory, które przykrywa szklana płyta z kalendarium i zdjęciami. Po lewej jest podobna – razem ze ścianą pomieszczenia tworzy wnękę, gdzie w trzech sekretarzykach z listwową kurtyną umieszczono ekrany z słuchawkami. Można tam obejrzeć i wysłuchać historii osób ocalonych przez Oskara Schindlera lub takich, które były tego świadkami.

Z sekretariatu przechodzi się do słynnego biura niemieckiego przedsiębiorcy.

Pomieszczenie jest duże i przestronne. Znajdują się w nim ogromne biurko i fotel oraz mapa świata. Na środku zaś jest instalacja artystyczna Michała Urbana się- gająca od podłogi po sufit. To szklany prostopadłościan wypełniony metalowymi naczyniami, przypominającymi te, które produkowano w fabryce Schindlera.

Do środka można wejść. Wnętrze ma kształt walca, jego powierzchnię w całości zadrukowano imionami i nazwiskami ocalonych.

Wychodzę z tego pomieszczenia i trafiam znowu na korytarz poświęcony życiu krakowian w 1943 roku. Do kolejnej obszernej sali prowadzi mały korytarzyk, w którym po prawej i po lewej umieszczono imitacje witryn: aptecznej, sklepu z ceramiką i modystki. Następne pomieszczenie przybliża przede wszystkim życie codzienne w mieście. Na dużych szybach są ciemne postacie oraz fragmenty wspomnień z okresu okupacji. W jednym z rogów tej sali jest wnęka poświę- cona Karolowi Wojtyle oraz kardynałowi Adamowi Sapiesze – ówczesnemu metropolicie krakowskiemu. Przy wyjściu znalazła się też niewielka przestrzeń poświęcona ruchowi oporu, organizacji opieki społecznej oraz aresztowaniom artystów w Domu Plastyka 16 kwietnia 1943 roku.

(10)

Wprost z tej przestronnej sali wchodzę w wąski, ciemny korytarz poświę- cony likwidacji getta. Po prawej znowu pojawił się mur, jak we wcześniejszej sali, a po lewej gładka ściana wypełniona zdjęciami i danymi faktograficznymi dotyczącymi ostatnich dni funkcjonowania dzielnicy żydowskiej. Na końcu wąskiego korytarza znalazła się ekspozycja, która ma symbolizować porzucone przez mieszkańców getta mienie. Na bezładnej kupie przedmiotów leżą między innymi: metalowa rama łóżka, szafka nocna, materace, kawałki mebli i zabawki.

Wprost z ciemnego korytarza zupełnie nieoczekiwanie wchodzę do sali ośle- piającej bielą. Gwałtownie zmienia się też podłoże, po którym stąpam – teraz są to drobne białe kamienie. Została nimi wypełniona cała półokrągła sala poświęcona obozowi koncentracyjnemu w Płaszowie. Na ścianach wiszą ogromne, biało- -szare zdjęcia. Na jednej umieszczono informacje o obozie i świadectwa tych, którzy tam się znaleźli. Na środku pomieszczenia ustawiono kawałek ogrodzenia z drutu kolczastego wraz z ceramicznymi oprawkami sugerującymi, że było to ogrodzenie pod napięciem. Funkcję gabloty po drugiej stronie ogrodzenia pełni wagonik z blachy. Do środka wsypane zostały takie same białe kamienie jak te na podłodze, wśród nich można wypatrzeć drobne przedmioty – klucze, medaliki czy guziki. Sala poświęcona obozowi w Płaszowie robi wrażenie, bombarduje zmysły – chrzęszczącymi kamieniami pod stopami, białym światłem lejącym się z całego sufitu, który wygląda jakby był zrobiony z płaskiego, jasnego kamienia.

Ekspozycja ma wymiar symboliczny, narracja się rwie.

Przy wyjściu z sali, tuż przed klatką schodową, jest jeszcze małe pomiesz- czenie ze ścianami wyłożonymi drewnem. Tam znajdują się zdjęcia nazistów pracujących w Generalnym Gubernatorstwie i w Krakowie. Na ścianach klatki schodowej umieszczono plakaty propagandowe wymierzone głównie w Żydów oraz Związek Radziecki.

Schody prowadzą wprost do salonu fryzjerskiego, który wygląda jak wierna kopia zakładu z epoki. Na jednej ze ścian w stylu komiksowym zaprezentowano historię nieudanego zamachu polskiego podziemia na Wilhelma Koppego – sze- fa SS i policji w Generalnym Gubernatorstwie. Z głośników słychać rozmowy o tym wydarzeniu, imitujące plotkowanie klientów.

Gdy wyszłam z salonu, trafiłam na najbardziej militarną część ekspozycji.

W gablocie zaprezentowane zostały różne rodzaje karabinów, obok ustawiono niewielką armatę, zaaranżowano również fragment bunkra wraz z prawdo- podobnym wyposażeniem i żołnierskimi przedmiotami codziennego użytku.

Naprzeciw bunkra powstała imitacja kryjówki, w której przechowywano Żydów.

To przestrzeń piwniczna, za regałami z przetworami. Pomieszczenie jest niskie i znajduje się dokładnie pod salonem fryzjerskim, do którego trzeba się dostać po niewielkich metalowych schodach. Idąc pomiędzy bunkrem a piwnicą- -kryjówką, dochodzi się w końcu do gablot z zabawkami okresu okupacji oraz szopkami krakowskimi. Eksponatów jest niewiele, ale są prawdziwe. Wśród

(11)

nich widać między innymi lalkę w stroju sanitariuszki oraz ruchome zabawki mechaniczne – zwierzątka i samochody. W gablocie z szopkami najczęstszym motywem jest prześladowanie Żydów. Można na przykład zobaczyć świętą ro- dzinę stylizowaną na mieszkańców getta. Józef ma chałat i gwiazdę Dawida na ramieniu, Maryja w czarnym płaszczu jedzie na osiołku. Rodzinę otacza kirkut.

Od szopek krakowskich przechodzę bezpośrednio do betonowej konstrukcji z niewielkimi, nieregularnymi wnękami, w których zaprezentowano fakty i mity dotyczące ostatnich miesięcy wojny oraz wyzwolenia Krakowa przez Sowietów.

Przejście do kolejnej sali zdobią ogromny portret Józefa Stalina oraz ściana zrobiona ze skrzyń po amunicji.

Tuż spod portretu radzieckiego wodza przechodzę do ciemnego czarnego tunelu. Uderza mnie to, że podłoga jest miękka. W lewej ścianie tunelu są maleńkie gabloty z drobnymi przedmiotami, bez opisów, bez wyjaśnień. Leży tam na przykład guzik i wykrawacz do ciasta. Nie podoba mi się niestabilność podłoża, dlatego jak najszybciej chcę przejść przez tunel.

Wprost z ciemności wychodzę do jasnego walca, kolejnej instalacji Michała Urbana. Ta ma jednak nazwę: „Sala wyborów”. W ścianie okrągłego pomieszczenia jest sześć mniejszych walców, które ciągle się obracają. Cała powierzchnia walca została pokryta urywkami z relacji ocalonych z Holocaustu. Napisy są w różnych stylach i językach. Każdy mały walec ma napisy z dominującą jedną wersją ję- zykową – polską, jidysz, angielską, francuską, włoską i niemiecką. Tuż za „Salą wyborów” jest ostatnie pomieszczenie ekspozycji. Znajdują się tam dwa ekrany dotykowe poświęcone Sprawiedliwym wśród Narodów Świata (po polsku i po angielsku). Jedną ze ścian sali zajmuje szklana gablota wypełniona spalonymi, czarnymi książkami. Były to ostatnie eksponaty, jakie zobaczyłam w Fabryce.

Muzealna ekspozycja układa się w spójną narrację, która pozwala się dobrze zorientować w sytuacji do końca pierwszego roku wojny. Ta tematyka zajmuje jeden poziom ekspozycji. Na kolejnym piętrze i na przestrzeni wystawy stałej na parterze musiały się zaś zmieścić pozostałe lata aż do końca wojny. Układ chro- nologiczny ginie i gubi się linearna narracja. W zamian pojawiają się niewielkie fragmenty historii, tematyczne sale oraz prezentacje artystyczno-symboliczne.

Jestem zwiedzającym szczęściarzem, bo moim pierwszym językiem jest pol- ski, chodziłam do polskiej szkoły, a więc przynajmniej w zarysie znam tutejszą historię. Mogę w pełni odbierać komunikaty tekstowe, wizualne i dźwiękowe.

Rozumiem treść obwieszczeń i plakatów czy znaczenie symulowanych rozmów, które sączą się z głośników w poszczególnych salach. Dla mnie – Polki żyjącej w Polsce – muzeum Fabryka Schindlera jest rozbudowaniem opowieści trans- medialnej o wojnie i okupacji. I to narzędzie działa, nawet jeśli narracja linearna rozpada się całkowicie pomiędzy pierwszym i drugim piętrem.

Jak wynika z mojej obserwacji, w Fabryce główny trzon odwiedzających to obcokrajowcy w zorganizowanych grupach. Największe szanse na wychwycenie

(12)

i zrozumienie narracji mają ci, którzy posługują się językiem angielskim, więk- szość opisów i cytatów została bowiem na ten język przetłumaczona. Gorzej jest w przypadku osób znających wyłącznie inne języki, ci zdani są tylko na narrację przekazaną przez przewodnika oraz na komunikaty obrazkowe. W muzeum nie ma audioprzewodników, które mogłyby przynajmniej w części zniwelować ograniczenia wynikające z nieznajomości języków dominujących na wystawie.

Moją wątpliwość budzi też dostępność ekspozycji dla osób z niepełnospraw- nościami. Rozumiem sens ciągłej zmiany bodźców świetlnych (sale mroczne przeplatają się z jasnymi i kolorowymi), gry fakturami podłóg, zmiany stylów ekspozycji w różnych pomieszczeniach. To służy utrzymaniu uwagi odwiedzają- cego. Niemniej nie wyobrażam sobie, by część z tych rozwiązań była przyswajalna dla osób z niepełnosprawnościami. Nie wiem, jak by sobie poradziła osoba na wózku w sali wypełnionej kamieniami i w korytarzu z miękką podłogą. Podobnie osoba niewidoma, znajdująca się w jeszcze gorszej sytuacji, bo samodzielnie niemogąca niczego poznać. Nie ma w muzeum makiet dla osób niewidzących ani opisów w alfabecie Braille’a. Osoby z niektórymi niepełnosprawnościami są więc skazane na poznawanie muzeum i opowieści, którą prezentuje, za po- średnictwem relacji osób trzecich1.

TripAdvisor, czyli sprawdzam

Ze względu na napięty program turystyczny zwiedzających nie mogłam z nimi porozmawiać o ich wrażeniach i sprawdzić, co wynieśli z wizyty w obiekcie.

Z pomocą przyszła mi netnografia TripAdvisor, gdzie goście pozostawiają ko- mentarze dotyczące wizyty w Fabryce.

W lutym 2017 roku to muzeum zajmowało dziewiąte miejsce (na 236) na liście najatrakcyjniejszych obiektów do odwiedzenia w Krakowie. Fabrykę wy- przedzały tylko tak popularne miejsca jak Rynek Główny, Wawel czy kościół Mariacki. Odwiedzający muzeum pozostawili dotąd w serwisie TripAdvisor prawie 10 000 opinii. Średnia ocena to 4,5 na 5 punktów. Blisko 6000 osób oceniło obiekt jako doskonały lub bardzo dobry. Najwięcej opinii pozostawili użytkownicy posługujący się językiem angielskim (6823), ale jest też kilkaset opinii po włosku, hiszpańsku, francusku i holendersku. Zamieszczono również 222 opinie w języku polskim.

1 MHK pod koniec roku 2017 ogłosiło, że planowana jest przebudowa Fabryki Schindle- ra. Jej celem jest poprawienie komfortu zwiedzających, również tych z niepełnosprawnościami.

Źródło: http://www.mhk.pl/aktualnosci/modernizacja-fabryki-schindlera, dostęp: 14.05.2018.

(13)

Analizie poddano kilkadziesiąt opinii anglojęzycznych ze stycznia i lutego 2017 roku. Większość jest jednoznacznie pozytywna. Odwiedzający bardzo dobrze oceniają samo muzeum i ekspozycję, podkreślają, że podoba im się pomysł na pokazanie II wojny światowej. Często podkreślają, że Fabryka Emalia Oskara Schindlera zalicza się do tych miejsc, które w Krakowie trzeba koniecznie zobaczyć. Radzą też, by odwiedzić ten obiekt przed wizytą w Mu- zeum Auschwitz-Birkenau.

Pojawiają się także uwagi krytyczne, najczęściej dotyczą one dużego tłoku i niemożności komfortowego zwiedzania. Niektórzy skarżą się na zbyt mało miejsca w szatni, przez co część zwiedzających musi nosić ze sobą plecaki i okrycia wierzchnie. Wielu odwiedzających twierdzi, że planowane półtorej godziny to zdecydowanie za mało, by zapoznać się z ekspozycją. Goście Fabryki podkreślają też konieczność korzystania z pomocy przewodnika, bo bez niego wiele rzeczy trudno zrozumieć, a ważne eksponaty łatwo przeoczyć.

Bardzo często w tytułach opinii pojawia się fraza: „nie to, czego oczekiwa- łem”. Najczęściej wiąże się ona z założeniem, że muzeum będzie poświęcone historii Oskara Schindlera i ocalanych przez niego Żydów. Część gości chciała po prostu zobaczyć fabrykę, gdzie kiedyś produkowano naczynia emaliowane.

Niektórzy w opiniach postulują nawet, że obiekt powinien zmienić nazwę, bo wprowadza ona w błąd. Chociaż niejednokrotnie muzeum okazało się bardzo odbiegać od oczekiwań, zwiedzający stwierdzają, że są zadowoleni z wizyty i polecają Fabrykę innym.

Niestety to prawda, tylko niewielka ekspozycja jest poświęcona Schindlerowi [...] To muzeum nie jest przygotowane na duże grupy i często zdarzało się, że utknęliśmy między dużymi grupami zwiedzających, co było trochę frustrujące (EEuropean- Dreamer, gość).

[...] nie sprawdzałam, co tam będzie, ale założyłam, że fabryka będzie taka sama i będzie tam mnóstwo eksponatów itd.

Trzeba dużo dać od siebie, jest bardzo dużo do czytania, potrzeba kilku godzin, jeśli chce się przeczytać wszystko [...] (Emmaandnicola, gość).

Wśród kilkunastu opinii włoskojęzycznych pozostawionych w tym samym czasie na TripAdvisorze też przeważają bardzo dobre wrażenia i zachęty do odwiedzenia Fabryki. Krytyczne uwagi są podobne. Dodatkowo we włoskich opiniach odwiedzający wspominają o trudnościach językowych, radzą, by zwiedzać z przewodnikiem i przygotować się do wizyty, bo bez znajomości kontekstu można nie zrozumieć przekazu. Pojawiają się też postulaty dotyczące wprowadzenia audioprzewodników.

(14)

Muzeum jest bardzo ciekawe, jeżeli zwiedza się z przewodnikiem, który wyjaśni wszystko, bo inaczej to jest trochę mylące. Ilustruje okres II wojny światowej w Kra- kowie... Na pewno nie należy się spodziewać, że się zobaczy starą fabrykę albo coś o filmie... (Lillina08, gość).

Bardzo ładne, trzeba zobaczyć! Jedyną wadą jest brak przewodników w języku włoskim... Tyle rzeczy jest niezrozumiałych... (Matteo Z, gość).

Muzeum mówiące językami

Czy muzeum może być narzędziem w procesie opowiadania transmedialnego?

Bez wątpienia tak. Jak natomiast wskazuje przypadek Fabryki Emalia Oskara Schindlera, jest to narzędzie złożone i skomplikowane w działaniu, bo jego menedżerowie muszą brać pod uwagę dużo więcej zmiennych niż autor książki czy nawet ekipa przygotowująca film.

W tym konkretnym przypadku muzeum z pewnością pozwoli znacznie rozszerzyć znajomość historii odwiedzającym go Polakom, którzy przeszli przez polski system edukacji. Nieco mniej skorzystają goście posługujący się językiem angielskim, a znacznie mniej wszyscy pozostali. Jak sugerują sami zwiedzający, jest kilka stosunkowo prostych i sprawdzonych w innych obiektach rozwiązań, które można wprowadzić, by narracja prowadzona przez Fabrykę była lepiej przyswajalna dla gości zagranicznych. Warte rozważenia są wspomniane au- diobooki, a także przewodniki w formie aplikacji na urządzenia mobilne oraz możliwe do wykorzystania w poszczególnych salach zafoliowane plany ekspozycji wraz z objaśnieniami.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli żadna orbita nie jest jednoelementowa, to rozmiar każdej jest podzielny przez p, zatem i |M| jest podzielna przez p. Zamiast grafów można podobnie analizować

Pracownia Przedmiotów Przyrodniczych Instytutu Badań Edukacyjnych zakoń- czyła w listopadzie 2013 roku prace nad sformułowaniem dokumentu Reko- mendacje dotyczące

Gdy pojazd się do nas zbliża, ton syreny jest wysoki (krótsza fala), po czym zmienia się na niższy (dłuższa fala), gdy pojazd zaczyna się

Wydaje mi się, że historia Polonii w tym mieście, podobnie jak historia Polonii amerykańskiej, nie jest jeszcze zamknięta i że nie tylko kolejne fale emigracji z Polski

Pow ołując się n a wagę owych wydarzeń, stwierdza: „(...) kryzysy te oraz sposoby ich rozwiązywania stanow ią zasadnicze m om enty zwrotne w historii

- Nie, jest ich dwa razy więcej, bo do parzystych dochodzą jeszcze liczby nieparzyste, których jest tyle samo, co parzystych.. Ale jednocześnie jest ich dwa

(Pojęcie złudzenia, inaczej iluzji, rozumiemy tu intuicyjnie jako mylne wrażenie lub przekonanie dotyczące rzeczywistości zewnętrznej bądź wewnętrznej. jest to nieco

Ta młodzież pozbawiona oparcia w fortu- nach rodzinnych (co już się dokonało przed II wojną) potrzebuje opieki, co zresztą nie znaczy, że wystarczy jej płacić, aby ją mieć.