• Nie Znaleziono Wyników

Szczyt i przepaść

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczyt i przepaść"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Lou Andreas-Salome

Szczyt i przepaść

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (51), 23-32

(2)

Lou Andreas-Salome

Szczyt i przepaść *

A by o dkryć p ierw ociny czło­ w ieczeństw a oraz poprzez nie pierw szą przyczynę w szystkich stanów ducha, k tó re jeszcze widoczne w e śnie, n ik n ą w m rocznym i niezgłębionym chaosie p odziem nych pobudek życia, nie w y starczy spokoj­ n ie śnić, na to trz e b a bezpośredniejszego, stra szn ie j­ szego dośw iadczenia; dlatego też w oczach N ie­ tzschego je d y n y dostęp do s tre fy , gdzie zachodzą na siebie i w siebie przechodzą do znania i pojęcia, a w ięc do um ysłow ego podłoża p ierw o tn ej ludzko­ ści, d a ją w u lk an iczn y chaos n am iętności i szał dio- nizyjski.

Od czasu p ierw szych pism nieobca jego m yśli jest idea szaleństw a, to też dość w cześnie zastanaw iał się, czym m ogło ono w głębi być i czem u sta ro ż y tn i u p a ­ try w a li w nim oznaki w yró żnien ia. Do niego w ła ­ śnie odw ołuje się w W ie d zy radosnej, m ówiąc: „K to * F ragm en t k sią ż k i L. A n d rea s-S a lo m e: F rie d r ic h N ie tz sc h e

in se in e n W e r k e n . W ien 1894 C arl K on egen ; p rzekładu do­

k o n a n o na p o d sta w ie w e r sji fra n c u sk ie j: L. A n d réa s-S a lo - m é: F r é d é r i c N ie tz s c h e . P a ris 1932 B ern ard G rasset, réim p. P a r is—L on d on —N e w Y ork 1970 G ordon & B reach , s. 282— 293; ty t u ł p o ch o d zi od tłu m acza.

Id ea sza leń stw a

(3)

A nam neza...

i am nezja

in n y ch straszy , m oże innych w odzić” *, a znowu w J u trze n c e n a tra fia m y na te oto w iersze, k tó re już zap ow iadają — sw oją niesam ow itością — jego ostat­ nią koncepcję ducha człowieczego.

„W w y b u ch a ch n a m iętn o ści jako też w m a ja czen ia ch sen­ n y ch i o b łęd n y ch o d k ry w a czło w ie k p rad zieje w ła sn e i ca­ łe j lu d zk o ści, (...) p a m ięć jego sięg a n ie k ie d y ta k daleko w ste c z , podczas gd y jego stan c y w iliz o w a n y rozw ija się z za p o m n ien ia ty ch p rzed w ieczn y ch d ośw iad czeń , czy li z za­ n ik u p a m ięci ow ej. K to sk u tk iem n iep a m ięci n a jp rzed n iej­ szego rodzaju od te g o w sz y stk ie g o p o zo sta w a ł za w sze z da­ la, te n n ie rozum ie lu d z i” 2.

W ow ych latach m arzy ło się N ietzschem u zostać sa­ m em u „najprzedniejszego ro d za ju ” am nezykiem , po­ niew aż wielkość człow ieka objaw iała m u się dopie­ ro pod postacią „nieczułego m y śliciela” , i pragnął w łasne dzieło oprzeć jedynie na w arto ściach „po­ chodzących z ro zu m u ” . F ak t, że szaleństw o ta k czę­ sto było w starożytności przym ieszką najw iększych odkryć um ysłow ych, staw ał się w jego oczach św ia­ d ectw em in telek tu aln eg o zam ętu p anującego w epo­ ce, k tó ra przem in ęła.

„Jeżeli, pow iad am , k ie łk o w a ły m im o to w cią ż now e i od­ ręb n e m y śli, ocen y i pop ęd y, to w złow rogich działo się to w aru n k ach : to r o w a n ie n o w y ch dróg m y śli, ła m a n ie u ś w ię ­ co n y ch zab ob on ów i zw y c z a jó w jest n iem a l w szęd zie d zie­ łem ob łędu. R ozu m iecież, d laczego m u sia ł to b yć ob łęd ? C oś w ruchu i w g ło sie ta k okropnego i n ieo b licza ln eg o jak dem on iczn e w y b ry k i a tm o sfery i m orza, god n ego p rzeto ró w n ej u w a g i i grozy? C oś, co m iało ta k w id o czn e ozn ak i zu p ełn ej n ied o b ro w o ln o ści (...), zdało się czy n ić z o b łąk ań ca m a sk ę i trąb ę ja k ieg o ś b óstw a? (...) P o stą p m y o krok d a­ lej: w sz y stk im ty m n iep o sp o lity m lu d ziom , k tórzy n ieod p ar­

1 W i e d z a radosna. L a G a y a scienza. (P rzek ł. L. S ta ff. W ar­ sza w a 1910— 1911. N a k ła d em J. M ortk ow icza, s. 33, ... p ra w ­ dop odobnie, p o n iew a ż w te k ś c ie A n d r e a s-S a lo m e n ie m a od n ośn ik a, fra n cu sk i p rzek ład zaś jest n a stęp u ją cy : „T out ce q u i te r r ifie , co m m a n d e”).

s J u tr z e n k a . M y ś li o p r z e s ą d a c h m o r a l n y c h (nr 311). (P rzeł. S. W yrzyk ow sk i. W arszaw a 1907. N ak ład em J. M ortkow icza,. s. 273).

(4)

S Z C Z Y T I P R Z E P A Ś Ć

tem u u leg a ją c pop ęd ow i, p ragn ęli sk ru szyć jarzm o tej lub ow ej o b y cza jn o ści i n o w e nadać p raw a, o ile is to tn ie nie

b y l i o b ł ą k a n y m i , n ie p ozostaw ało nic innego jak popaść

w obłęd lu b ob łęd u d a w a ć” 8.

N ieom al w szyscy w y b itn i ludzie staro ży tn ej cyw ili­ zacji staw ali p rzed ty m p rzerażający m p ytaniem : ja k zostać szaleńcem , gdy się nim nie jest? K to ted y ośm ieli się zajrzeć do piekła u d rę k m oralnych, n a j­ bardziej spośród w szystkich gorzkich i darem nych, k tó re tra w i praw dopodobnie n ajb ard ziej płodnych ludzi w szech epok? K to ośm ieli się słuchać zaw o­ dzeń istot sam otn ych i zbłąkanych?

„A ch, z e ślijc ie ż obłęd bogow ie! O błęd, bym u w ie r z y ł w r e sz ­ cie w sieb ie! D a jcież d rgaw k i i szały, n a g łe ciem n o ści i o l­ śn ien ia , za trw ó żcie ziąb em i żarem , jak iego n ie doznał ża­ den śm ierteln y , zg iełk iem i p o ja w ien iem się w id zia d eł, sp ra w cie, b ym w y ł, sk o m la ł i p ełza ł jak zw ierz: lecz n iech u w ierzę w sieb ie. T arga m ną zw ą tp ien ie, zab iłem praw o, p raw o m n ie przeraża g d yb y tru p człow ieczy; jeślim n ie w a rt w i ę c e j od te g o praw a, to jestem n a jn ik czem n iejszy m ze w sz y stk ic h lu d z i” 4.

A jak stron ice J u tr z e n k i pozw alały dojrzeć N ietz­ schego odpierającego albo w yw lekającego na św iatło dzienne idee, k tó re zaczęły oddziaływ ać na jego um ysł p o tajem n ie, ta k tera z opis te n pokazuje nam , na ile zrodzone w szale sta n y duch a m ogły d la nie­ go stać się później oznakam i w yróżnienia. P rz e ra ­ żony beznadziejnością w szystkiego, co istn ieje na tej ziem i, stra szo n y zdeform ow anym i w izjam i rzeczy­ wistości, k tó re budziła w nim k a ry k a tu ra p ozy ty ­ w izm u, N ietzsche usilnie p rag n ą ł stw orzyć na ich m iejsce św iat now y i w spaniały. A że k rea c ja ta m iała ty lk o jego za całą podporę i nie posiadała w łasnego istn ien ia w ew nętrznego, doznaw ała ty ch sam ych w zlotów i upadków , co jego w łasna w iara w siebie. Tysiąc i jedn a niepew ności zaczynały zże­

Jak zostać sza leń cem ?

N ow y, w sp a n ia ły św iat 3 J u tr z e n k a . M y ś l i o p r z e s ą d a c h m o r a l n y c h (nr 14) (s. 22— 24). 4 Ib i d e m .

(5)

Z w ierzę i bóg

U k ryć w ła sn e ob licze

rać go, gdy choć o jeden stopień opadło jego n apię­ cie w ew nętrzn e; rozpierało go niepoham ow ane p rag ­ nienie oddzielenia własnego człow ieczeństw a, które n a d w ą tla ły i p u sto szy ły w ątpliw ości, od istoty , k tó ­ r a była pew na siebie i sw ej w iekuistości, słowem rozdzielenia siebie na Nietzschego i n a Z a ratu strę . J a k ą w agę m iało to, że jednego z n ich czekał s tra ­ szny los u sch y łk u jego dni? Nie byłoż to dla d ru ­ giego ty lk o oznaką w yniesienia, uszlachcenia? J a ­ kąż to m iało w agę, iż jeden m usiał pogrążyć się aż po korzenie w sw ej p ierw o tn ej zwierzęcości, skoro było to dla drugiego tylko sym bolem w ielkości i m o­ żliwością ogarnięcia w sobie sam ym n ajn iżej, n a j­ głębiej położonych rzeczy. T aki też sens m iało to, co N ietzsche n ap isał w Z m ie rzch u b o ży szc z: „By żyć sam otnie, trz e b a być zw ierzęciem lu b bogiem — po w iad a A ry sto teles. B rak trzeciego: trz e b a być je d ­ n y m i d ru g im — filozofem ” 5, analogiczną zaś m yśl o d n ajd u jem y w aforyzm ie z Poza dobrem i złem , w k tó ry m oznajm ia: „Dziś w m iłośn iku poznania m ogłoby łacno obudzić się życzenie, by czuć się ze­ zw ierzęceniem boga” 6. O tak, najgorsza m aska, n a j- pośledniejsze p rze b ra n ie m ogłoby w ydaw ać się czło­ w iekow i ja k n a jb ard ziej w ierny m w izerun k iem bó­ stw a, gdyż nie p rzy n o si m u w sty d u i pozw ala m u n ajsk u teczn iej sk ry ć w łasną św ietność. „Nie byłożby

p rzeciw ień stw o w łaściw em dopiero p rzeb ran iem , pod

k tó rem sk ry w a łb y się w sty d jakiegoś boga?” 7. Po raz o statn i oglądam y N ietzschego, ja k sta ra się u k ry ć w łasne oblicze; po ra z o sta tn i słyszym y go, ja k m ów i o potrzeb ie noszenia m asek. W poglądzie ty m nie chodzi zgoła o schow anie boga pod lu d zk ą 5 Z m i e r z c h b o ż y s z c z , c z y l i j a k f i lo z o f o w a ć m ł o te m . „Z dania i g ro ty ” (nr 3). (P rzeł. S. W yrzyk ow sk i. W arszaw a 1905— 1906. N a k ła d em J. M ortk ow icza, s. 5).

6 Po za d o b r e m i z ł e m (nr 101). (Przeł. S. W y rzy k o w sk i. W arszaw a — K ra k ó w 1912. N a k ła d em J. M ortk ow icza, s. 101).

(6)

27 S Z C Z Y T I P R Z E P A Ś Ć pow łoką, ja k m oże się zrazu w ydaw ać; w rzeczyw i­ stości leży u jego źródła p a te ty cz n a p o trzeb a p rz e ­ k ształcenia przerażająceg o losu, k tó ry zaw isł nad duchem N ietzschego, w rzecz boską i łatw iejszą przez to do zniesienia. W aforyzm ie z a ty tu ło w an y m T u

w id n o kręgi o tw a rte N ietzsche su g eru je, że w yjście

naprzeciw sw em u n ajw yższem u poniżeniu m oże być oznaką p raw dziw ej w ielkoduszności: „K obieta ko­ chająca składa w ofierze sw ą cześć; w yznaw ca p o ­ znania «kochający» skład a snadź w ofierze sw e czło­ w ieczeństw o; bóg, k tó ry kochał, został Ż ydem ” 8. S tąd to pośw ięcenie, stąd to rtu ry , n a k tó re N ietzsche sam siebie skazyw ał, sięgające nie ty lk o szczytów jego ducha, lecz rów nież g łęb in osobowości. Tow a­ rzyszyliśm y k ro k po k ro k u jego w e w n ętrzn e m u ży­ ciu na drodze, na k tó re j nadaw ało z w olna w łasnej eg zaltacji filozoficzny k sz ta łt d o k try n y przyszłości, i oto doszliśm y do m o m entu , w k tó ry m jego filozo­ fia znów s ta je się n a jb ard ziej osobistym dośw iad­ czeniem z m ożliw ych, zgodnie z pow iedzeniem Z a ra ­ tu s try : „spijam z p o w ro tem te płom ienie, co ze m nie b u c h a ją ” 9. I jeśli d o tąd z isto tn y ch rysów jego m y ­ śli w y zierał zarys gigan ty czny postaci boskiej, nie zaś suchy szkic jakiegoś a b strak cy jn eg o system u, w yzierała m isty czn a apoteoza siebie sam ego, to obecnie radość z w łasnego p rzebó stw ien ia odw raca się w swe w łasne p rzeciw ieństw o i d a je początek

czysto in d yw id u a ln e j i lu d zk ie j tragedii. O dkupi-

cielski czyn Z a ra tu s try p o dk reśla rów nocześnie u p a ­ dek N ietzschego; boski p rzy w ilej Z a ra tu s try in te r­ p reto w an ia życia i dok o n y w ania p rzem ian y w szy st­ k ich w artości m a za w a ru n e k zejście aż do p ie rw ­ szej przyczyn y w szelkiego życia, ta zaś w ram ach czysto ludzkiego losu N ietzschego łączy się z m rocz­ 8 Z m i e r z c h b o ż y s z c z , c z y l i j a k f i lo z o f o w a ć m i o t e m . „N ie­ w c z e sn e d y w a g a c je ” (nr 46) (s. 112).

9 T a k o r z e c z e Z a r a tu s tr a . K s i ą ż k a d l a w s z y s t k i c h i d la

nik ogo. III „ P ieśń po n o c y ” (Przeł. W acław B eren t. K ra­

k ó w bd. N a k ła d J ó z e fa M ortk ow icza, s. 125).

N ie tz s c h e — Z aratu stra

(7)

Ś m iech

ną o tchłanią szaleństw a: „Lecz kto z mego je s t ro­ d u — głosi Z a ra tu stra — ten się tak ie j nie u m k n ie godzinie, godzinie, k tó ra doń rzecze: «Aliści te ra z dopiero idziesz drogą swej wielkości! Szczyt i p rze­ paść — w jedno się to tera z zaw arło!»” 10. Zgroza ogarniająca Z a ra tu strę na w idok bezk resnych głę­ bin, w k tó re zstąpić m usi, jego lęk przed tą „p rze­ paścistą m y ślą ” jest zarazem zgrozą p rze jm u ją cą sa­ mego Nietzschego w przeczuciu w łasnego przezn a­ czenia:

„I ta k oto n a w o ły w a ło m nie w szy stk o w ieczn y m i zn ak i: «czas już!». L ecz ja — nie b a czy łem na to: aż w resz c ie p rze­ paść m a d rgn ęła i u k ą siła m n ie m y śl m oja. O m y śli p rze­ p aścista, k tóraś m o j ą 11 jest m y ślą ! K ied yż zn ajd ę tę siłę, aby sły szą c, jak się p rzekopujesz, n ie drżeć w sobie? A ż pod gard ło tłu c z e się w e m n ie serce, gd y sły szę, jak się przekopujesz! N a w et tw e m ilc z e n ie d u si m n ie, ty , p rzep ast­ n ie m ilczą ca !” 12.

T rzeba te w strząsające słow a w chłonąć w siebie i przejąć się nim i do głębi, jeżeli p rag n ie się zu­ pełnie pojąć przek azan y nam przez N ietzschego w jego poem acie W najcichszą godziną ów opis chw i­ li, w k tó rej samo życie n a k a zu je m u ziścić w łasną m yśl i przedzierżgnąć się w jej h ero ld a — życie ro ­ ześm iane i try sk a ją c e radością, w y b u ch ające śm ie­ chem na w idok jednostki ta rg a n e j bólem , poniew aż jest w swej p ełni szczęśliwością sam ą:

„M ów ię to w am jako p rzen ośn ię. W czoraj, w n a jcich szą g od zin ę u su n ęła się pode m ną ziem ia: sen się rozpoczął. P o m k n ęła w sk a zó w k a , zegar m ego ży cia zaczerp n ął o d d e­ chu — , n igd ym ta k iej ciszy w o k ó ł sie b ie n ie słyszał: a że przeraziło się serce. N aon czas rzecze bez głosu do m n ie:

« T y w i e s z w s z a k o tern, Z aratu stro?». Jam k rzy k n ą ł w p rze­

rażeniu, za sły sza w szy to szep tan ie, a k r e w m i z o b licza precz od biegła... W onczas u c z y n ił się śm iech w o k ó ł m n ie. O, jak że m i te n śm iech trzew ia ta rg a ł i serce rozd zierał!...

10 I b i d e m , III „P ielg rzy m ” (s. 184). 11 P o d k reślen ie L. A n d rea s-S a lo m e.

12 T a k o r z e c z e Zar atu stra... III „O sz c z ę śliw o śc i w b r e w w o ­ li” (s. 197).

(8)

29 S Z C Z Y T I P R Z E P A Ś Ć Z a śm ia ło się p on ow n ie i p ierzchło: w o n cza s cisza u czy n iła s ię w o k ó ł m nie w zd w ojon ej jak b y cich o ści. Ja zaś na ziem i le ż a łe m i pot sp ły w a ł z m ych cz ło n k ó w ” ls.

N a su w a się tu ta j na m yśl rozdziałek zaty tu ło w an y „ P o w ra c a ją c y do zdrow ia” :

„ P e w n e g o poran k u w jak iś czas po pow rocie do jaskini, z e r w a ł się Z aratu stra ze sw ego p o sła n ia , jak op ętan y, k r z y ­ c z a ł stra szn y m g ło sem i z a ch o w y w a ł się tak , jak gd yb y n a p o sła n iu jeszcze ktoś, co żad n ą m iarą pow stać nie ■chce14. G łos Z aratu stry ro zb rzm iew a ł ta k d on ośn ie, że z w ie r z ę ta jego zb ieg ły się p rzestraszon e; zaś ze w szy stk ich p ie c z a r i k ry jó w e k w o k ó ł ja s k in i Z aratu stry p o w y p ła sza ł się zw ie r z w sz e la k i i latał, trzep o ta ł się, p e łz a ł lub sk ak ał, ja k m u p rzyrod zen ie nóg lub sk rzy d eł p ozw alało. A Z ara­ tu s tr a m ó w ił te m i słow y:

B y w a j, m y ś li p rzep aścista, z m ojej w yn u rzaj się głębi! Jam tw y m k o g u tem i św item , zasp an y nicponiu! B yw aj! byw aj!

M ój głos d op ieje się p rzecie o ck n ien ia tw ego!

Z erw ij w ię z y z u szu sw oich ! S łu ch aj! G dyż ja słu ch ać cię p ra g n ę! B yw aj! b y w a j! Grom u tu dosyć, aby i groby do słu c h a n ia zm usić! 15

S p ę d ź sen oraz g n u śn ość i ślep o tę z oczu sw oich ! S łu ch a j m n ie i o czym a sw em i: m ój głos jest lek iem dla ślep o u ro ­ d zo n y ch .

A gd y raż się ock n iesz, m asz m i czu w ać w ieczn ie . N ie m ój t o ob yczaj prab ab k i ze snu budzić, aby je zn ów — do snu u k ła d a ć ! 16

P o r u sz y ła ś się, p rzeciągasz się, rzęzisz? B yw aj! byw aj! N ie rzęzić — le c z m ó w ić m i m asz! W oła cię Z aratustra, b ez­ b ożn ik !

J a , Z aratu stra, oręd ow n ik ży cia , oręd ow n ik cierp ien ia , o rę­ d o w n ik k o lisk a — w o ła m cię, m y ś li m a p rzepaścista! C h w a ła mi! Z b liżasz się — sły szeć już! B ezdeń m a już

p r z e m a w i a , m a o sta tn ia g łęb ia dob yła się na św ia tło d zien ­

ne!

C h w a ła m i! B liżej tu! D łoń m i p o d a j ha! puszczaj! — H a, h a ! W stręt, w stręt, w s t r ę t --- biada m i!” 17. 18 I b i d e m . II „W n ajcich szą g o d zin ę” (s. 177— 180).

14 C zy li N ietzsch e-Z a ra tu stra . 15 C zy li grob y p rzeszłości.

ie W p r z e c iw ie ń stw ie do racjon aln ego i ściśle n a u k ow ego b a d a n ia p rzeszło ści, które n ie m oże n iczego tr w a le w sk r z e ­ sić.

17 T a k o r z e c z e Z a ratu stra... III „ P ow racający do zd ro w ia ” <s. 268—269).

M yśl przep aścista

(9)

O ślep ia ją cy b la sk p raw d y

W idmo szaleń stw a nabiera kształtów , ogrom nieje u k resu N ietzscheańskiego filozofow ania jako ośle­ piająca i straszn a ilu stra c ja danych, na jakich w spie­ ra się jego teo ria poznania; rozw iązanie tak ie było już przesądzone rozprzężeniem w szystkich w artości in te le k tu a ln y c h na rzecz chaotycznego św iata in­ sty nk tó w — ale teorie Nietzschego nie kończą się na tym . Idą d alej, pociągają za sobą m yśliciela, któ­ ry w ali się i rozsypuje, robiąc m iejsce najw yższem u objaw ieniu życia; osiągają kulm inację w idei, podług któ rej szaleństw o m a być zaszczepione w szystkim racjo n aln y m m etodom poznaw czym . Przeczucie tr a ­ gicznego losu, k tó ry go czeka w przyszłości, oraz je ­ go m istyczna koncepcja życia duchow ego w sposób w zruszający łączą się z sobą w ow ych słow ach Za­ ra tu s try :

„D uch jest ży cie m , co się sam w życie w rzyn a: w e w łasnej, m ęce m n oży on sw oją w ied zę — czy ście w ie d z ie li już o tem ?

Zaś szczęściem ducha jest: n am aszczon ym być i u św ię c o ­ n ym łzam i na z w i e r z ę ofiarn e, — c zy ście w ie d z ie li już 0 tem ?

1 śle p o ta ślepca, i jeg o szu kan ie, i b łą k a n ie o m a c k i e m w i n ­ n y ś w i a d c z y ć o p o t ę d z e słońca, w k tó r e w e j r z a ł , — c z y ś c ie w i e d z i e l i j u ż o t e m ? ” 18.

Jakoż szaleństw o m a tylk o świadczyć o potędze p raw d y , k tó re j blask oślepił ludzkiego ducha. Albo­ w iem nie będzie rozum przew odnikiem po n ajg łęb ­ szych otchłaniach życia — nie m ożna zstępow ać w nie krok za krokiem , idea po idei:

„A gdy ci ob ecn ie w sz e lk ic h drabin zbrakło, w in ie n e ś się rozum ieć i na tem , jako się na g ło w ę w ła sn ą w sp in a ć n a ­ leży: jak żeb yś ty in aczej w sp in a ć się zdołał?...

Ty jednak, o Z aratustro, ch cesz dojrzeć rzeczy w szelkich· spody i podspody: m u sisz w ięc przeto ponad sam ego sieb ie się w sp in ać, — w górę, w zw y ż, aż póki gw ia zd w ła sn y c h nie u jrzysz p o d sob ą!” 1·.

18 I b i d e m , II „O sła w n y ch m ęd rcach ”, s. 123; p o d k r e śle n ia L. A n d rea s-S a lo m e.

(10)

31 S Z C Z Y T I P R Z E P A Ś Ć D oty k am y tu ta j k resu . Ew olucja Nietzschego jest zakończona. Nie w ygasająca nigdy pasja, k tó ra um ysł jego ożyw iała, stra w iła go w końcu, pochłaniając sam ą siebie. N ieprzeniknione m roki otaczają go i u k ry w a ją przed naszym w zrokiem , w zrokiem zw y­ k łych spektatorów ; przeszedł do św iata, w k tó ry m rządzą ściśle indy w id ualn e dośw iadczenia i na k tó ­ rego progu m uszą zatrzy m ać się rozm yślania, dotąd tow arzyszące m u w iernie. P rz era ż ają ca cisza zam yka się nad jego głową. Nie w y starczy rzec, iż nie m o że­

m y podążać za nim w tej jego ostatniej m etam o rfo ­

zie, dopełnionej za cenę zupełnej ofiary z siebie. Nie

p o w in n iśm y podążać za nim . Ten zakaz zaw iera nie­

zb ity dowód jego zw ycięstw a: rozum iem y dzięki te ­ m u, iż udało m u się całkow icie złączyć z ta jn ik a m i i tajem n icam i swego w ew nętrznego życia. Ogrodzo­ n y szczelnie w sercu swej o statniej sam otności znikł nam z oczu, z atrzask u jąc za sobą na zawsze w szyst­ kie fu rty . N a ich fro n to n ie iskrzą się atoli te p ro ro ­ cze słowa: „Idziesz drogą sw ej wielkości: n ik t tu za tobą nie popełznie! Tw a noga gasiła sam a ślady dro ­ gi poza sobą, drogi, nad k tó rą w idnieje napis: nie- m ożebność” 20.

Je d y n e przesłanie, jak ie dociera do nas spoza za­ w a rty c h ju ż odrzw i niczym szm er d o latu jący z nie- dosiężonego św iata m etam orfoz ducha, to owa skarga zduszona:

„Och, na n a jtw a rd szą sw ą drogę w stęp u ję obecnie! Och, p o czą łem ja sw ą n a jsa m o tn iejszą w ęd rów k ę!... Oto p oczęła się w te j c h w ili m a o sta tn ia sam otność.

Och, to czarne, sm u tn e m orze pode m ną! Och, te n b rze­ m ien n y , p on ocn y sm ętek mój! O, dolo m a i m orze! ku w am to z s tą p ić m uszę!... — g łęb iej w ból, n iźlim k ie d y k o lw ie k to czyn ił, w n ajcza rn iejszą zanurzać się m u szę fa lę! D ola m a te g o ch ce. N iech się m a w o la dokona! Jam gotów . S k ąd poch od zą n a jw y ż sz e góry? — p y ta łem się n iegd yś. N au czon o m n ie , że z m orza one pochodzą.

Ś w ia d e c tw o to w g ła zie w y p isa n e m ają i w sk a ln y ch

ścia-20 Ib i d e m . III „ P ielg rzy m ” (s. 184).

Przerażająca cisza

M orze...

(11)

Z e jśc ie i w y n ie s ie n ie

nach sw y ch w ierzch o łk ó w . Z n a jw ię k sz e j g łę b i m uszą n a j­ w y ższe szczy ty ku sw o je j w y d ź w ig a ć się w y ż y ” 81. T ak oto sp la ta ją się z sobą i na siebie się zasa­ d zają szczyt i przepaść, o tchłań szaleństw a i w ierz­ chołek praw d y : „P rzed najw yższą górą staję — rz e ­ cze Z a ra tu s tra — (...): przeto głębiej zstąpić m uszę, niźlim kiedykolw iek zstępow ał!” 22. Tym sposobem najw yższe p rzebó stw ien ie siebie sam ego św iętu je swe pierw sze m istyczne zw ycięstw o na zw łokach m yśliciela. Z dw ojga zw ierząt nie odstęp ujących Z a­ ra tu s try , w ęża poznania i orła d u m y królew skiej, zawsze gotowego do lotu, jed y n ie te n o statn i docho­ w u je m u w ierności:

„Obym b y ł ro zw a żn iejszy ! O bym b y ł aż do g łęb i rozw ażn y, jako w ąż mój!

L ecz o n iem ożeb n ą u p ra sza m się rzecz: b łagam w ię c mą dum ę, aby za w sze szła w parze z m ą roztropnością!

A gdy m ię m a roztrop n ość opuści, — och, lu b i ona o d la ­ ty w a ć! — w ó w cza s n iech się m a dum a z sz a le ń stw e m m em poniesie! —

— Tak się p oczęło z n ijśc ie Z a ra tu stry ” 28.

Geniusz N ietzschego uchodzi p rzed naszym w zro­ kiem , p o rw an y ta je m n ic ą swego zejścia i swego w y ­ niesienia: znika w m ro k ach nocy, k tó re p r u ją orły. p rzeło ż y ł S t a n i s ł a w C i c h o w i c z

11 Ib id e m . III „ P ielg rzy m ” (s. 184— 186). 12 Ib id e m . III „ P ielg rzy m ” (s. 185).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Widoki –rzuty odzwierciedlające zewnętrzny zarys przedmiotu Widok kompletny -odzwierciedla całą powierzchnię przedmiotu... Widoki –rzuty odzwierciedlające zewnętrzny

ło również, że ma się rodziców, którzy mogą się pochwalić wyższym wykształceniem.. Często to oni byli pierwszym i inspiratoram i zakupu tego urządzenia,

Do łańcucha karpackiego należą najwyższe góry w Polsce: Tatry, ciągnące się około 60 kilometrów wzdłuż od zachodu na wschód, a w szerz liczą około 20

ObjĊtoĞü ostrosáupa prawidáowego trójkątnego ABCS tak jak na rysunku jest równa 72, a promieĔ okrĊgu wpisanego w podstawĊ ABC tego ostrosáupa jest równy 2.. Oblicz tangens

KRYTERIA OCENIANIA ODPOWIEDZI Próbna Matura z OPERONEM Chemia Poziom podstawowy Listopad 2013

SNWļSRSUDZQHQDU\VRZDQLHVFKHPDWXGRĂZLDGF]HQLDSRSUDZQH]DSLVDQLH obserwacji oraz poprawne zapisanie równania reakcji

N atura człowieka, człow ie- czeństwo, choć posiada walor powszechności (jest taka sam a we wszystkich ludziach), je st fo rm ą substancjalną człow ieka i może

P(SARS|T⊕)=P(T⊕|SARS)P(SARS) P(T⊕) brakujenamwartościP(T⊕),którąmożemywyliczyćzwzoru(5,str.14):