• Nie Znaleziono Wyników

Doświadczenie towianistyczne Adama Mickiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Doświadczenie towianistyczne Adama Mickiewicza"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Alina Witkowska

Doświadczenie towianistyczne

Adama Mickiewicza

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 22, 79-93

(2)

Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza X X II (1987)

A lina W itk o w s k a

DOŚW IA DCZEN IE TO W IAN ISTYCZNE ADAMA M ICKIEW ICZA

W m iejsce p y ta n ia dlaczego, k tó re zazw yczaj staw ia się z okazji u czestn ictw a M ickiewicza w S praw ie Bożej A n drzeja Tow iańskiego, po­

sta w m y p y tan ie inne, o odpow iedzi m niej hipotetyczn ej. S p y ta jm y kim b y ł A dam M ickiewicz w m om encie poznania Tow iańskiego. I jeszcze in a ­ czej: kim był w e w łasn ej świadom ości. A ta świadom ość w w ażn ych i w ielkich m o m entach byw a decydująca, zwłaszcza u M ickiewicza, k tó ry n ie n ależał do niew olników ro li społecznej, opinii in n y ch i nie celebrow ał sw ych darów poety. Nie to, żeby ich nie cenił, nie tak , żeby poezję le k ­ cew ażył, ale nie w y starczała m u ona ani jako sam orealizacja, an i jako sposób n a w łasn e życie, an i jako te ra p ia dla innych. Jego tożsam ość oso­ bowości nie była tożsam ością poety. Czy m ogła być id en ty fik a c ją z ro lą ojca fam ilii, m ęża kob iety psychicznie niezrów now ażonej i polskiego em i­ g ran ta?

N a k ażdą z tak ic h m ożliwości M ickiewicz d ałb y i daw ał, pośrednio lu b w p rost, odpowiedzi przeczące. G dyby chciał być przede w szystk im ojcem rodziny, nie p o jech ałb y później do K o nstanty no po la zostaw iając sw e dzieci na łasce losu. Nie był także te ra p e u tą sw ojej żony, choć b y ­ w ał nim , w szakże nie s ta ra ł się spełnić w ielu jej p rag n ień , jej w yniesio­ nych z dom u upodobań do s ty lu życia salonow ego. W ięcej, skazyw ał ją dość bezw zględnie n a b o ry kan ie się z rozlicznym i dolegliw ościam i życia. N ajb ard ziej zaw ikłana w y d aje się w szelako em igranck a tożsam ość Mic­ kiew icza.

W y b rał dolę em ig ran ta dobrow olnie, so lid arn y w ty m z opuszczający­ m i P olskę po u p a d k u pow stania, ale nigd y nie p rzekroczy ł g ran icy iden­ ty fik a cji, nie p rz y ją ł fo rm u ły em ig ran ta jako w yznacznika swego losu. Praw dopodobnie ta k w ażne w jego m yśleniu rozróżnienie m iędzy piel­ grzym em a em ig ran tem w jak im ś sensie n ależy odnieść do jego w łasn ej kondycji P o lak a n a obczyźnie. Św iadom ie i celowo zachow yw ał d y stan s w obec zbiorowości wychodźczej b u d u jącej sw ą chorą tożsam ość z rozbi­

(3)

— 80 —

ty c h resz tek tożsam ości daw nej, dom owej i pow stańczej, zw łaszcza pow ­ stań czej, z m arzeń o ponow ieniu w alki i zw ycięskim powrocie, z p rzed ­ łu żan ia kon d y cji żołnierskiej, a n a w e t „faso nu ” w ojaka. A tak że z ges­ tów , zachow ań, obrzędów zrozum iałych i znaczących w yłącznie w obrę­ bie społeczności em ig racy jn ej, zam kniętej m iędzy w spom nieniem a m a ­ rzen iem o w spółczesności w ypełnionej przez m arn o tę czynności codzien­ n y c h i psychiczne sk u tk i skazania na siebie — kw asy, afery, aw a n tu ry , dew iacje. Tej tożsam ości em ig racyjn ej, red u k u ją ce j b y t tyleż m a te ria ln y co duchow y, bało się w ielu i próbowrało znaleźć inn ą form ułę losu. To przede wrszy stk im ci, któ rzy zdecydow ali się n a stabilizację, na in te g ra ­ cję ze społeczeństw em k ra ju w ygnania, w reszcie na k a rie rę zawodową w jego obrębie. G odny i w a rt podziw u przy pad ek Ignacego D om eyki je st sz la c h etn ą odm ianą tego w łaśnie g a tu n k u ludzi, k tó rz y nie p rzy sta li na tożsam ość em ig racy jn ą i postaw ili na k a rie rę zawodową.

P rz e d n ik im bodaj w takiej m ierze, jak przed M ickiewiczem , nie r y ­ sow ała się m ożliwość k a rie ry zawodowej. Nie poetyckiej oczywiście, lecz p rofeso rskiej, zawodowej k a rie ry uczonego h u m an isty . I sw ojej szansy nie m u sia łb y szukać, ja k Dom eyko, za oceanem , lecz znalazłby ją w śro d k u E uropy, w pięknej i spokojnej Szw ajcarii, w m iłym m ieście Lo­ zanna. W łaśnie tu, nie w Collège de F rance, gdzie od początku to w arzy ­ szyły m u zastrzeżenia i nieufność rządu do polskiego e m ig ran ta i gdzie k a rie ra zaw odow a przypom inała trochę pracę linoskoczka. T yle bow iem p u łap e k politycznych niósł słow iański tem a t w ykładów , oczekiw ania p u ­ bliczności b y n a jm n ie j niejedn o ro dn e i em ig racy jn y ich rezonans m iesza­ jąc y p o tężną daw kę polityczności do każdego sądu profesora. A w S zw aj­ carii b y ł znakom itością od lite ra tu ry łacińskiej, chlubą i zaszczytem w ładz k a n to n u , k tó re troskliw ie i u m ie ję tn ie tw orzyły w a ru n k i sposobne dla ro zb ły sk u św ietności profesora-poety.

W y d aje się, że M ickiewicz w iedział, co traci porzucając Szw ajcarię, a z biegiem lat sk ło n n y był podnosić zalety tego epizodu sw ojej biografii, w idząc w nim w łaśnie idealne spełnienie w zoru k a rie ry zawodowej. O puszczał bezpieczne dla ryzykow nego dlatego przede w szystkim , że p ra ­ cę w Collège od początku tra k to w a ł jako służbę, m o ra ln y obow iązek, szansę dla postaw ienia spraw o w ym iarze generalny m , p rzek raczający m sk a lę zarów no jednostkow ego sukcesu, jak też korzyści naukow ej. Z cza­ sem M ickiewicz już w yłącznie jako służbę pojm ow ał pracę w Collège, w idząc w n iej n aw et zaprzeczenie k a rie ry , pozycji, sukcesu zawodowego. U su n ięcie go z k a te d ry i w łasne przyzw olenie n a tę decyzję w ładz t r a k ­ to w ał w łaśn ie jako opór wobec tej fo rm u ły zaw odu i człow ieka k a rie ry , k tó ry obow iązyw ał w publicznych regu łach gry cyw ilizow anego św iata. W yraziście u ją ł ten problem w liście do Józefa G rabow skiego z 22 I 1847 r. „M ogłem tu był zrobić sobie położenie w ygodne, a n a w e t św ietne, ale

(4)
(5)
(6)

— 81 —

podd w a ru n k ie m w yrzeczenia się żyw otnej m ojej zasady. Chciano żebym

się 3 u s p o k o i ł . D obry je st pokój u m arły m i szczęśliwym . My koniecz­

nie e św ia t niepokoim y i m usim y niepokoić. Pó jdę więc dalej sw oją drogą Nie jest to w ypow iedź zagorzałego tow iańczyka i owo „m y” także nie tylłlko do se k ty się odnosi. To raczej człowiek dojrzały, m inąw szy n a j- w yyższe w yniesienie sukcesu, rzuca spojrzenie wstecz, na życie, którego spooro ju ż u płynęło i k tó re św iadom ie rozm ijało się z karierą. Nie ty lk o n a i em ig racji, w cześniej jeszcze. „Było tak już dawTniej ze m ną w R osji

pisał w liście do b ra ta — I tam m ógłbym św ietne mieć stanow isko, gd^lybym w y rzek ł się tego, co w duszy noszę i co m ię rusza, i żywi, i po-

cieesza. Idę więc za gwiazdą m oją 2 A w racając pam ięcią do p rz y ja -

cióół m łodości poczynił c h a ra k te ry sty c z n e spostrzeżenia, że F ran ciszek M aalew ski łysieje, bogacieje i ty je w P e te rsb u rg u — niew ątp liw ie speł- n isając w zór k a rie ry zawodowej — zaś o Zanie jeszcze dobitniej — że zgrubił sw oją drogę. Można sąd M ickiewicza zrozum ieć w ten sposób, iż M ćalewski u zyskał now ą tożsam ość zawodową, Zan n ato m iast u tra c ił daw - nąą tożsam ość duchowego idola m łodzieży i nie odnalazł się już n a dal­ s z y c h ścieżkach życia. J a k d obitnie świadczą przytoczone c y taty , a nie są to> jed yn e zapisy autośw iadom ości poety, M ickiewicz sądzi, że nie zbił się ze> sw ojej drogi, że zna sw oją gwiazdę przew odnią i że nigdy nie p ro w a­ dzała ona do n ajszlach etn iej pojętego sukcesu zawodowego czy pozycji w świecie.

Z atem dokąd prow adziła? Tow ianizm M ickiewicza jest odpow iedzią na* to pytan ie.

W dośw iadczeniu tow ianistycznym poety od początku n a czoło w y bi- jaiją się dw a pojęcia: now e i w ielkie. Nie są to zw ykłe, b an aln e p rzy m io t- niiki. Ich fu n k cja w m y ślen iu i odczuw aniu M ickiewicza dotyczy g e n e ra ­ lió w św iatopoglądu, w ięcej — całości pojm ow ania b y tu realnego i m e ta ­ fizycznego, historii, człow ieka i Boga. Spraw ę Tow iańskiego, n aw et w ów - cz:as gdy poznał zaledwie jej zary sy z pierw szych rozm ów z „dziw nym ” człow iekiem z L itw y, u zn ał w łaśnie za w ielką i nową. I w łasne życie, w ła sn ą drogę u jrz a ł w b lask u tej nowości. Sądził także, iż w ielkość dzie­

ła przyda w y m iaru jego w łasn em u życiu: usk rzyd li je, usensow ni, pozwoli w yzyskać dary, jakie czuł, że m a, ale w y k o rzy stu je je fałszyw ie, n a poe- t zję tylko. A św iat trzeb a zm ienić i poniekąd od now a stw orzyć człow ieka. Rozm ach antropologiczny, jak i je st w tow ianizm ie, a k tó ry n a m ię tn ie in ­ tensyfikow ał M ickiewicz, jako jeden z n a ja k ty w n iejsz y ch w spółtw órców tego k ieru n k u , p rzy ją ł poeta za g w aran cję nowości i w ielkości. Z n ajd o ­ w ał w ty m bowiem potw ierdzenie swego stałego przek on ania o m ocy człowieka i jego roli w świecie, ale zarazem odnowione w duchu odno­ wionego chrześcijaństw a. Nie przypadkow o grom adzim y tu ta j te n sam G — Eocznik Tow . Lit. im . A. M ick iew icza t. X X II

(7)

— 82 —

p rzym io tn ik odnowiony. D la M ickiew icza bow iem — i nie tylko dla n ie­ go — znam ię w ielkości n a u k i T ow iańskiego tk w iło w łaśnie w rozm achu, w totalności, w gw arancji, jak ich jedno tw ierd zen ie udzielało drugiem u. D latego w ielu, a M ickiewicza przede w szystkim , zachw ycała realność, konkretność tow ianizm u, któ reg o zasady m ożna było od razu wcielać w życie, od zaraz zm ieniać siebie, b y w przyszłości zm ienić św iat. Zarazem T ow iański u dzielał odpowiedzi dotyczącej k ie ru n k u zmian: odnowione chrześcijaństw o, p raw dziw y duch i w zór C h ry stu sa w prow adzony w szę­ dzie — od codziennego sty lu życia, poprzez rodzinę po zreform ow any Kościół włącznie.

W iadomo, są tego liczne przy k ład y , że te n program , zwłaszcza atak na in sty tu c ję Kościoła, w ielu trz y m ał z dalek a od tow iańszczyzny, a innych w ręcz odstręczał od niej. B ohdanow i Z aleskiem u, o którego pozyskanie bardzo zabiegał M ickiewicz, p rzy p isu je się sąd, iż z założeniam i tow ianiz­ m u się zgadza, ale boi się księży i nie chce wchodzić w sp ory z Kościo­ łem. Może w ięc w yglądać na to, że rysow ał się k o n flik t swobody in te rp re ­ tacy jn ej z ortodoksją lu b Kościoła zinstytucjonalizow anego — urzędu Kościoła, jak m aw iał Tow iański — z poezją religii oraz now ą m itologią.

I bodaj ta k w łaśnie było. D latego szczególnie w rażliw i n a tow ianizm okazali się poeci, aż trzech ich w sekcie: M ickiewicz, Słowacki, Gosz­ czyński, i w ogóle ludzie nie sk rępo w ani ry g o ra m i d o k try ny . A n ty d o k try - nalizm M ickiewicza jest zn any i jego w ielka w ty m zakresie śm iałość, ale chyba sam nie do końca zdaw ał sobie sp raw ę z tego, że tow ianizm m a d la niego u ro k poezji i pobudza jego p o etyck ą w yobraźnię. P rz y Słow ac­ kim jest to spraw a oczyw ista, M ickiewicz zaś zrobił w iele, aby zatrzeć ślady poezji, m ów iąc o realności, działaniu, o konkrety zacji. Słowa je d ­ n a k nie przesłonią isto ty rzeczy, k tó rą ta k doskonale u ją ł G oszczyński m ówiąc, iż tow iańszczyzna jest „poetyczna w ogólnikach, prozaiczna w szczegółach” 3. J a k dalece p o tra fiła być prozaiczna, scholarska i n a doda­ te k dogm atyczna okazało się z czasem , gdy analiza m onotonnych n a u k M istrza sta ła się głów nym duchow ym zajęciem braci. Nie u początków wszakże. W pierw szych sp o tk an iach z M istrzem jego n a u k a jaw iła się w rz u ta c h ogólnych, k tó ry c h zary sy słuchacz m ógł w ydobyw ać w yobraźnią i nią też u zupełniać szczeliny czy lu k i w yw odu. Ję zy k m isty k i je s t w ogóle bliski poezji, bądź byw a poezją, Tow iański zaś swobodnie przecho­ dził od lie u x com m uns m isty k i do a u ry poezji, do w yobrażeń i w y rażeń poezji ro m anty czn ej, głów nie M ickiew iczow skiej.

Złośliwi mówią, że przed sp o tk an iem z g enerałem Tow iański stu d io ­ w ał jego bitw y, „zejście się ” z poetą poprzedzał uw ażną le k tu rą jego pism . W ięcej zatem w i e d z i a ł o człow ieku niż m iał objaw ione. Ale nie m ożna w ykluczyć, że było jeszcze inaczej, że swój system tw orzył Tow iański m. in. z budulca poezji, że w łasną w yobraźnię zasilał w y o b

(8)

raź-— 83 —

n ią poetów , p ro je k tu ją c w izję św iata i człow ieka spokrew nioną z lite ra ­ tu rą , z poezją M ickiewicza głów nie, a z Dziadów częścią III przede w szystkim . Nie chodzi o to, że zdarzało m u się pożyczać język a u Mic­ kiew icza. G dy w Biesiadzie z B r a te m K aro lem czytam y: „O fiary Twe C h ry stu so w e n a drodze publicznej Słow a Bożego, Miłości Ludów , postęp Ludów , L u d L udów , T ru d T rudów , to dźw ignie Tw oje w w ielkiej Tw ojej S łużbie Bogu i B r a tu ” 4, w iadom o, że m am y do czynienia z in k o rp o racją te k s tu M ickiewicza. Ale M ickiewicz byw a obecny w sposób filologicznie bezśladow y, w łaśnie w tk an ce w yobraźni, w polu skojarzeń, w form ow a­ n iu scen y życia ja k b y w y ję te j z rom antycznego te a tru Dziadóiu.

J e s t to prob lem nie ty le isto tn y z uw agi na Tow iańskiego, bo nie ta k a znów z niego w ażna persona, ile n a M ickiewicza i jego id en ty fik a ­ cję z n a u k a m i M istrza. T ow iańskiem u udało się stw orzyć w ięź bliskości m iędzy sw oim słow em a słow em poezji, n a co M ickiewicz nie m ógł być nieczuły, ale n a d to w ielorako tę poezję nobilitow ał. To straszne, gdy się stw ierd za, że T ow iański nobilitow ał M ickiewicza, ale h o rre n d u m znika, jeśli się w eźm ie pod uw agę n iew iarę M ickiewicza w skuteczność poezji, w jej m ożliw ość w p ły w an ia n a cokolw iek poza sferą ludzkiej duszy, w reszcie głęboki k ry ty c y z m w obec w łasn y ch dokonań. W w ięzi z T ow iań- skim jego w łasn a tw órczość zyskiw ała jak b y now y w y m iar, przek raczała literacko ść sta ją c się św iadkiem objaw ienia. T rzeba było szydliwości Słow ackiego, a b y tę relację p o trak tow ać jako więź z m ocarzem zapow iedzianym w proroctw ie oszusta. D la a u to ra Dziadów poezja, św iad­ cząc o bjaw ieniu, rozpoczynała now ą służbę, w yższą i godniejszą, zapo­ w iad ała św it epoki w ielkiej przem iany.

Sam a zaś p rzem iana pow inna być tak a, jak ją pojm ow ał Tow iański, ab y m ogła przem ów ić do M ickiewicza, tra fić w jego isto tn e oczekiw ania. U jej podstaw pow inna tkw ić religia i tk w iła is to tn ie 5. Na p y tanie, dlaczego w łaśn ie religia, m ożna odpow iadać w ielorako, ale szczególnie m ąd ra w y d aje się odpowiedź sform u ło w an a n a podobne p y tan ie przez C a rla G ustaw a Ju n g a . S tw ierd zał on, że w śród w szystkich jego p acjen ­ tów , k tó rz y przekroczy li 35 rok życia, nie spo tkał ani jednego, którego p ro blem ostateczn y nie b y łb y problem em postaw y relig ijn ej. W łaściw ie k aż d y ch o ru je n a to, co u tra c ił, co żywe religie d aw ały sw ym w iern y m w e w szystkich epokach i n ik t nie będzie w yleczony, k to nie odzyska sw ej postaw y relig ijn ej, co oczywiście nie jest tożsam e z k o n k retn y m 4 w yznan iem czy przynależnością do Kościoła 8.

Sąd ten z pow odzeniem d aje się odnieść do przypadków ludzi n ie u ję ty c h w jed n o stk i chorobow e, ale — ja k polscy em igranci — pod­ dan y ch ciężkim stresom , depresjom , rozchw ianiu tożsam ości. I z n a jd u ją ­ cy m się w ty m w łaśnie przedziale w iekow ym m iędzy m łodością, k tó ra m in ę ła a w iekiem d o jrzały m naznaczonym klęską. P obudzenie relig ijn e 8*

(9)

— 84 —

w śród em igrantów m ożna było zaobserw ow ać jeszcze przed Tow iańskim , w erze tzw. D om ku Jańskiego, i M ickiewicz m iał w ty m swój udział. Ale ta w spólnota relig ijn a dość szybko poczęła ewoluow ać w s tro n ę kościel­ ny ch s tr u k tu r sform alizow anych i zakończyła się n a służbie zakonnej. M ickiewicz szukał zaś nie in sty tu cji, lecz źródeł „żyw ej” religii, w edle określenia Junga.

A w łaśnie Tow iański proponow ał religię żywą. Co tam proponow ał, on ją po prostu zw iastow ał jako dobrą now inę dla św iata w ty c h — jak m aw iał — „czasach k ieru n k o w y ch ” , w epoce szczególnego zlew u łaski P a ń sk ie j u początku „drugiej epoki ch rześcijań sk iej” . R eligię żywą w sposobie w ielorakim . P rzed e w szystkim żyjący w zór C h rystu sa. Cała e ty k a i antropologia Tow iańskiego o p a rta była na n aślado w an iu tego w zoru, n a zbliżeniu się do tej n o rm y doskonałości, d ostępnej kiedyś w e w cieleniu ludzkim , przeto n ad al istn iejącej jako możliwość. Na sojusz antropologii z chrystologią M ickiewicz był zawsze w rażliw y. L iry k i rzym skie to dowód, ja k u rzek ała go człowieczość Boga, a specjalnie żarliw y stosunek do dziełka Tom asza z K em pis O naśladowaniu C h r y ­

stusa świadczy, że obcowanie z ludzkim w zorem bóstw a tra k to w a ł i jako

terap ię, i jako n au k ę żywą. Tow iański zw ykł b y ł m aw iać, nie u n ik ają c bądź nie czując tryw ialn o ści określenia, że S łow ianina „w eźm iesz” C h ry ­ stusem , a F ran cu za N apoleonem . Jeśli była to k alk u la cja , zatem nie- głupia i w sto su n k u do M ickiewicza powiodła się w pełni. B ył w łaśnie tak im Słow ianinem , którego m ożna wziąć C hrystusem . D latego przede w szystkim , że u k azy w an y przez Tow iańskiego w zór C h ry stu sa w ym agał od M ickiewicza bardzo w iele, ogrom nych zm ian, w yrzeczeń i p rze w arto ­ ściowań. S taw ał się więc p ro g ram em w ielkim , angażow ał całą duchowość poety i g w aran to w ał g ru n to w n ą odnowę w ew n ętrzną. N ależało przede w szy stk im zgłupieć dla C h ry stu sa, czyli przejść szkołę pokory — za­ danie kuszące dla w ielkiego indyw id ualisty . W ięcej. Tow iański w skazy ­ w ał k o n k re tn y w zór pokory — chłopa polskiego; trz e b a było w ięc także schłopieć i rozw inąć w sobie te d ary, k tó re um iejętn ości stłu m iły w czło­ w ieku cyw ilizow anym . M ickiewicz od d aw na w niskiej m iał cenie pe­ dantów , ludzi książkow ych i ich naiw ne złudzenia, że m ądrość jest do­ b rem człow ieka. T eraz począł gw ałtow nie pozbywać się b a la stu uczono- ści, aby n iejak o odblokow ać te d ary , k tó re chłop posiada w sposób n a tu ra ln y — spontaniczność, uczuciowość, in sty n k t.

W szakże nie n a chłopie kończyły się proponow ane przez Tow iańskiego w zory id en tyfikacji. Święci, to była skala m ożliwości człow ieka, droga postępu, k tó ra w iodła od chłopskiej pokory po d a ry i m oce św iętych: w idzenia, proroctw a, aż po łaskę cudów włącznie.

W ątpliw e, aby M ickiewicz żyw ił n ad zieję n a świętość, ale w iedział, że m a d a ry w ew n ętrzn e, dośw iadczał niezw yk łych stanó w podniesienia

(10)

— 85 —

duch a, k tó re — jak się w y rażał — kiedyś „puszczał na poezje” , po sp o tk a n iu zaś z T ow iańskim zużytkow ał dla ćwiczeń sp iry tu aln y c h , ta k a by czynnik duch a i w oli swoiście uniezależnić tyleż od ciała, ile od rzeczyw istości zew n ętrzn ej. J a k sądził poeta, była to jed y n a droga pro­ w adząca ku p ełnej k o n c e n trac ji wewTn ę trz n ej i duchow ej suw erenności człow ieka, swoiście niezależnego od wTaru n k ó w życia i historii. A więc droga w yzw olenia.

M ickiewiczowi nie chodziło tylk o o e k sp ery m en ty m agiczne bądź o realizację odw iecznego m arzen ia teozofów — p rzen ikania taje m n ic n a tu ry , choć m iew ał tak ie pokusy, lecz o przekonanie płynące z w łasnego w n ę trz a człow ieka, o moc, odporność, pewność sądu, skuteczność działa­ nia zależne ty lko od w łasn y ch dyspozycji duchow ych. Taki człow iek m ógł mieć s ta n y w idzeń, d a r cudów, ale bodaj nie one były dla M ickiew icza n ajw ażniejsze. K iedy udzielał rad m o raln ych M ałgorzacie F u lle r, albo też uczył k o n c e n trac ji w ew n ętrzn ej poczciwą K onstancję Ł ubieńsk ą, sz arp a n ą przez opinię sąsiedzką za niestosow ne drugie m ał­ żeństw o, nie do m agicznych efektów zm ierzał. A rad y daw ał im podobne ja k inn ym braciom tow iańczykom i p raw ie jak sobie sam em u. Ciągle bow iem chodziło m u o zaufanie do siebie, o niezależność i heroizm m oraln y. Bez ty ch cech, sądził, człow iek nie stan ie się su w erenn y, swo­ bodny w m y śleniu i zachow aniach, nie będzie więc sposobny do działania. A w łaśnie „człow ieka działalnego” m iał n a w zględzie M ickiewicz w e w szelkich rozm y ślan iach o ideale tow iańczyka. M istrz także kazał się sposobić sw ym prozelitom do p rzyszłych działań, aktyw izm bowiem s ta ­ now ił isto tn ą cechę tyleż jego antropologii, ile m etod postępow ania. W szakże Tow iański staw iał przede w szystkim n a w ielkość w człow ieku, k tó rą — jak sądził — m ożna zdobyć drogą ćwiczeń i sam ozaparcia. W trącał braci w sy tu a c ję praw ie bez alte rn a ty w y : „każdy z w as [...] m usi zostać w ielkim człow iekiem , albo niech p ę k n ie ” 7. U M ickiewicza w m iejsce w ielkości pojaw ia się heroizm . To isto tn a różnica o daleko­ siężnych sk utk ach.

M ickiewicz jako poeta zawsze był w rażliw y na u ro ki heroizm u i na piękno postaw przez n ie o kreślanych. Ale tera z zam ierzył w staw ić heroiczny k ręg osłu p każdem u tow iańczykow i, każdego uczynić nie ty le w ielkim , ile b o h atersk im . Po co? O dpow iedź na to p y tan ie w iąże się z pew ny m w a ria n te m M ickiewiczowskiego tra k to w a n ia tow ianizm u jako religii żyw ej i sam ej osoby Tow iańskiego.

D la M ickiewicza zespół czyichś w ypow iedzi m iał szanse uzyskać sto­ pień w ysokiej w iarygodności, jeśli sta ła za nim i autentyczność przek o nań bądź osobowości. Zw łaszcza isto tn a okazyw ała się osoba fo rm u łu jąca poglądy, a w sp raw ach relig ijn y ch osoba m ówiącego decydow ała o od­ biorze M ickiewicza. D latego przede w szystkim , że religia stanow iła dla

(11)

— 86 —

niego przedm iot w ia ry pojm ow any czuciem , nie zespół d y se rta c ji teolo­ gicznych. T ow iańskiem u uw ierzy ł od razu, choć w liście do D om eyki odw oływ ał się do zn an ych w śród przyjaciół sw ych cech rozw agi i ro z­ tropności: „Ty m nie znasz i wiesz, że w cuda w ierzę, ale lek k i w sądzeniu nie jeste m i w d ziałaniu ostro żn y ” 8. U w ierzył przede w szy­ stk im dlatego, że n a osobę Tow iańskiego zareagow ał w sposób em ocjo­ n aln ie gw ałtow ny. Jeszcze po latach, gdy drogi ich się pow ażnie rozeszły, p am ię ta ł to uczucie „w naszym zejściu się p ierw szym [...], uczucie, ja k g dyby coś zagotow ało się i zaw rzało [...] w sercu m oim ” 9. B yła to poręka św iętości, dowód że obcuje się z sacrum . Z anim w ięc T ow iański złożył dostępny dla oczu in n y ch dowód sw ej n a d n o rm aln ej mocy, p rzy w racając C elinę M ickiewiczową do zdrow ych zmysłów, co poeta tra k to w a ł w k a ­ teg o riach cudu, M ickiewicz w edle swoich sygnałów w e w n ętrzn y c h w ie­ dział, że zetk n ął się z kim ś n adzw yczajnym .

Z kim ? P recyzacje, jak ie daw ał poeta, b y ły różnorodne, poczynając od m ęża bożego, proroka, po aluzje, że m oże d ru gi C h ry stu s, może duch C h ry stu sa ponow iony w e w cieleniu ludzkim . G oszczyński m iał za złe M ickiewiczowi zaprow adzenie w K ole ty tu la tu r y P a n i M istrz, w idząc w ty m bluźnierczą aluzję do C hry stu sa. Nie prow adzim y tu procesu a n ty - h eretyckiego, aby w arto było się spierać o to, jak i sym bol k ry ła cielesna pow łoka Tow iańskiego. N ajisto tn iejsze pozostaje w rażenie obcow ania ze św iętością, z sacrum , k tó re jest człow iekiem , zatem swoim żyw ym w zo­ rem o tw iera w ielk ą szansę przed każdym . Szansę naśladow ania żyjącego w zoru, nie m artw y c h ksiąg, szansę pójścia za nim , d aną człow iekowi po raz d ru g i w dziejach ch rześcijaństw a. A więc m ożliwość nowego apostolstw a, radość i szczęście uczestniczenia w w ielkim dziele ponow nej rec h ry stian iz a cji spoganiałego św iata.

I tu m iejsce n a heroizm . Śm iałość, dzielność, b oh aterstw o to w edle M ickiewicza niezbyw alne cechy uczniów M istrza i P ana. Z arazem cechy człow ieka now ej epoki, k tó ry obok pokory m usi być w yposażony w h e ­ roizm , aby podołać w szystkim tru d o m , jakie s ta ry św iat i w sp ierający go S zatan stw arzać będą pochodowi odnowicieli.

Z resztą w poglądach M ickiewicza n a ów zastęp w yznaw ców postrzec m ożna c h a ra k te ry sty c z n ą dwoistość. Raz są oni bard ziej apostołam i, to znow u żołnierzam i, k tó ry m p rzy jd zie stoczyć jak ieś ogrom ne b itw y o p raw d y żywe odnowionego ch rześcijaństw a. Boje czysto m etafizyczne ze złem , ale też tra d y c y jn ie pojm ow aną w alkę z ziem skim przeciw ni­ kiem . To znow u c h a ra k te ry sty c z n a oboczność M ickiewicza, potw ierdzona św iadectw em jego w łasnego życia. D onosił przecież T ow iańskiem u 5 X II 1844 r. o ty m , że stoczył w ielk ą b itw ę z siłam i zła w „m ieście ro d zin n y m ” n a L itw ie, bardzo n ieczystym , i czekał n a znak fizyczny, od którego u zależniał podjęcie w alk dalszych. J e s t to p rzy k ła d n a jz u p e ł­

(12)

— 87 —

n ie j m etafizycznego pojm ow ania w alki, osadzonego w w yobrażeniach T ow iańskiego o tożsam ości bytów realn y ch i sp iry tu aln y c h oraz ciągłej m iędzy nim i in te ra k c ji. T rudno osądzać, czy w alka ta w y m agała h eroiz­ m u; dla osoby, k tó ra ją toczyła, była na pew no m ęczącą psychom achią. Ale istn ie ją jeszcze co n ajm n ie j dw a M ickiewiczowskie pojęcia ko n ­ d y c ji żołnierskiej: żołnierz idei i żołnierz w bardziej tra d y c y jn y m sensie słow a. Ż ołnierz idei to apostoł w alczący, ten k tó ry się zm aga z przeciw ni­ kam i, z opinią publiczną, k tó ry poświęca się i ry zy k u je i k tó ry nie u stę ­ p u je placu choćby w ypadło płacić cenę w ysoką. Ta postaw a n a pew no w ym ag ała h eroizm u i M ickiewicz zresztą u św iadam iał braciom ja k su ro w a żołnierska e ty k a ich obow iązuje. To on pow iedział, że nie będzie się staw iać pom ników pad ły m w boju. K lęska jest w iną przegryw ającego, u p ad ek błędem lub k arą. N aw et choroba obciążała m oralne konto ch o ru ­ jącego, dowodząc jego w ew n ętrzn ej słabości. Tow iańczycy zatem m ieli być w yłącznie a rm ią zwycięzców, w ojskiem zw ycięskiej Spraw y.

T akie ujęcie p ro b lem u i takie odczucie znaczenia heroizm u, chciałoby się powiedzieć, heroizm u usensow nionego, stw arzającego, m iało szczególny u ro k dla M ickiew icza i zresztą dla znacznej części tow iańczyków . Zw łasz­ cza byłych w ojskow ych, ludzi czynu zbrojnego i konspiratorskiego. Tych więc, k tó rz y n a p ra w d ę zrobili co w ludzkiej m ocy dla niepodległości P olski i nic z tego nie wyszło. Takiego np. G oszczyńskiego w p rost p rze­ śladow ała św iadom ość w y siłk u zm arnow anego i poczucie jałowości d al­ szych efektów robót kon sp iracyjn y ch. I nagle p ersp ek ty w a w yjścia z k lę ­ ski i m ęczeństw a jak o fo rm u ły polskiego losu. Nie tylko dlatego, że kośćcem tow ianizm u był ak tyw izm człow ieka i jego w p ro st nieo g ran i­ czone m ożliw ości k rea c y jn e , jeśli „w ylew em ” i „drgnięciem ” do Boga w ejdzie n a w łaściw ą drogę p rzem iany, zaś idea k rzy ża białego, k tó rą od początku propagow ał Tow iański, m iała n ad to w y ra ź n y sens a n ty m a r- tyrologiczny. O fiary nie w iązała z k rw aw ą o fiarą życia, nie żądała śm ier­ ci dla Polski. P rz ed e w szy stk im dlatego, że historiozoficzny sy stem Tow iańskiego, nie ty lk o łatw e do w y k p ien ia m agiczne operow anie p rze­ pow iedniam i, angażow ał się w spraw ę Polski, g w aran tow ał jej odrodze­ nie, czyniąc ją fu n d am e n te m now ej ch ry stian izacji św iata. Z atem n ie o byle jak ie sp ra w y m iał się zm agać ten zastęp heroiczny żołnierzy M istrza, ale o w szystko, także o w ielkość i nowość idei Polski.

W pism ach M ickiewicza, zwłaszcza ty ch z okresu konw ersji, w listach, w w ypow iedziach, w y b ija ją się dw a to n y — euforycznej radości i spo­ k ojn ej pew ności ra d y k a ln e j odm iany losów Polski. M ickiewicz cieszy się ja k człowiek, k tó ry odrzucił całun śm ierteln y , k tó ry z kaplicy grobow ej w rócił do życia. W idzi kolory, k w ia ty i w olno m u się z tego cieszyć. P odobna radość, życiodajna radość p rzeb ija z zapisków Goszczyńskiego. Ten w zlot k u szczęściu w iąże się bezpośrednio z m yśleniem o przyszłości

(13)

Polski. "Wszyscy św iadom i rzeczy tow iańczycy zachow ują się ja k ludzie w yprow adzeni z m anow ców, na k tó ry ch bezskutecznie szukali zbaw ienia ojczyzny, ja k w ędrow cy, k tó ry m pokazano dobrze oznakow any tra k t do wolności. Było to nie tylk o jedno z najw iększych doznań, ale także od­ kry cie podstaw ow ej tajem n icy h istorii, tajem n icy losów Polski.

Tak w łaśnie, jako w y jaw ien ie tajem n icy, p o tra k to w a ł M ickiewicz r e ­ w elacje historyczne Polski dotyczące na zeb ran iu K oła p oprzedzającym rocznicę pow stania listopadow ego, św iętą datę em igracji, w ro k u 1842.

„Adam zabrał głos i na ważne tajem nice zwrócił ogólną uwagę, że ten m icsiąc jest rozpam iętywaniem wr kościele historii M achabeuszów, którzy usiłow ali starą Jerozolimę odbudować, w szystkie do tego starania robili, lecz odbudować starego K oś­ cioła już nie można było, bo Bóg się nie powtarza. Również i my 29 listopada starą Polskę wskrzesić pragnęliśm y, stąd dopuszczenie i nie powiodło się nam. W tym sam ym m iesiącu, tj. 30, jest dzień św. Andrzeja «który, jak są podania, był aposto­ łem Słowian»; to jest także kres starego zakonu i przyjście Chrystusa [...].” 10

Polacy, m yląc się z pow staniem o jeden dzień, chybili o całą epokę. W yobraźnię M ickiewicza, tak w yczuloną n a sym bolikę liczbową, uderzało bezpośrednie sąsiedztw o 29 listopada i 30, dzień p atron a, którego im ię nosił człow iek epoki now ej — A ndrzej Tow iański. Z akw estionow anie sensow ności pow stania listopadow ego było w stępem do M ickiewiczowskich p rzew artościow ań h isto rii najnow szej w jej n a jb a rd zie j new ralgicznych p u nk tach: sto su n k u do Rosji, obrazu w roga, ety k i nienaw iści i odw etu jako ry su polskiej m entalności zbiorow ej. W pow ażnym więc sensie był M ickiewicz duchow ym w spó łau torem listu do cara M ikołaja z 1844 r., on też w sposób b ezdy sk usyjny zapoznał z nim Koło w dzień kolejn ej rocznicy pow stania listopadow ego. W opinii publicznej, doskonale poin­ form ow anej o liście do cara, m .in. przez ogłoszony w prasie p ro te st M ikołaja K am ieńskiego, zaczął uchodzić za duchowo zm oskalonego. N a­ w iasem m ówiąc w em ig racy jn y m oglądzie M ickiew icza-tow iańczyka p oja­ w iły się dw a ry sy nowe: pom ieszanie zmysłów, k ró tk o mówiąc, w ariacja, k tó rą — jak dow cipkow ano — zaraził się od żony, i w łaśnie zm oskalenie.

M ickiewicz był doskonale św iadom zarów no rezonansu, jak i w yw ołują jego poglądy, jak też d rasty czn ej śm iałości sam ych poglądów. A jedn ak an i tuszow ał tę drastyczność, ani próbow ał bronić swego dobrego im ie­ nia. I ta k postępow ał wówczas w każdej spraw ie, o k tó re j słuszności był p rzeko n any i k tó rą uw ażał za zbaw ienną dla in ny ch — dla em igracji, dla Polski, dla ludzkości. Sposób pojm ow ania n ajnow szych dziejów Polski i sto su n ek do R osji b yły to k w estie szczególnej doniosłości i n ajżyw iej ogół obchodzące. Ale nie jedyne, w k tó re M ickiewicz w łożył ty le energii no w ato ra i ty le śm iałości n onkonform isty. Podobnie rzecz się m iała z w yobrażeniam i o m oraln ym odnow ieniu Kościoła, czyli — jak m aw iał M istrz — o trzecim p iętrze Kościoła, k tó re uform ow ać m ieli tow iańczycy.

(14)

— 89 —

T ow iański rzu cał ogólne idee, ale M ickiewicz jął n ap raw d ę wznosić to trzecie piętro, u sta la ją c now e obrzędy, cerem oniały lub g run to w n ie zm ien iając sens daw niej p rz y ję ty c h w Kościele katolickim . W prow adził ch rzty , śluby, spow iedź b ra te rsk ą , kom unię duchow ą, m iał zam iar u rzą ­ dzić kaplicę, p o jętą jako m iejsce skupionej m odlitw y i zapew ne od­ praw ian ia ow ych cerem onii w y rw an y ch z rą k „kapłanów n iegodnych” , ale także kaplicę łam iącą w yobrażenia o w n ętrzach kościelnych. M iały się tam bow iem znajdow ać św iętości usakralizow ane w yłącznie przez w e w n ę trz n y p o rządek tow ianistyczny, np. kule spod W aterloo, na pewno w końcu zawieszono by d ag ero ty p Tow iańskiego, a na czołowym m iejscu zaw isłby być m oże ry su n e k W ańkow icza, ów N apoleon w w elonie i ofi­ cerskich b utach. Z am ilczm y o kielichu z Tilly, ty m od krw aw iących hostii V intrasa, k tó ry M ickiewicz, już w obliczu procesu w ytoczonego P io tro w i M ichałow i za szalbierstw a, m iał zam iar um ieścić w tow iani- styczn ej kaplicy.

W szystkie te działania, a ich prom otorem bądź n a m ię tn y m realiza­ to re m był M ickiewicz, m ają tę sam ą cechę tran sg resyjn ości, p rzekracza­ n ia granic, n ieliczenia się z p rzy ję ty m i norm am i, przyzw yczajeniam i, z ludzką skłonnością do kom prom isu. M ickiewicz ciągle dokonyw ał d u ­ chowego salto m o rtale, tego skoku bez zabezpieczenia, i in ny ch do niego zm uszał. D latego ta k gw ałtow ał o heroizm , w szczepiał ducha żołnierskie­ go i naw et żołnierskie rygory. Tow iański z upodobaniem i w ielokrotnie p rzyw oływ ał c y ta t z P ism a Św iętego o gw ałtow nikach, k tó rzy sz tu rm u ją K rólestw o N iebieskie i zdobyw ają je. Ale n ap raw d ę w całym jego otocze­ n iu , nie w y łączając jego samego, jeden znalazł się tylko b ib lijn y gw ał- tow nik. W łaśnie A dam Mickiewicz.

Dlaczego był ty m gw ałtow nikicm ? J e s t to kluczow e pytanie, od k tó re ­ go zależy także pogląd na dośw iadczenie tow ianistyczne M ickiewicza. Dlaczego był tak sk ra jn y , dlaczego docierał bądź s ta ra ł się dotrzeć do k rań c a pew nych m ożliwości, dlaczego przek raczał granice? S kąd to up o­ dobanie do salto m o rtale człow ieka, k tó ry w szak nie tak daw no tem u m niem ał o sobie, że jest „w działaniu o stro żn y ”? S tw ierdzenie, że ta k a by ła osobowość M ickiewicza niew iele w yjaśn ia, zaś posądzeniem , że w padł w szpony Tow iańskiego, k tó ry w y jad ł m u mózg, nie będziem y ubezw łasnow olniać poety. Z resztą śledząc rozwój k o n flik tu m iędzy To- w iań sk im i M ickiewiczem postrzec m ożna zjaw isko odw rotne — lęk M istrza przed B ra te m —W ieszczem, obawę że uczeń przeszedł oczekiw a­ nia i może m u „ m isją ” odebrać.

Każda z prób w y jaśn ien ia tej tajem niczej kw estii pozostanie hipotezą. K o rzy stając z p raw a do sw obody przypuszczeń zary zy ku jm y, kilka, może n iezu pełn ie bezpodstaw nych dom niem ań. Tak v/ięc odnieść m ożna w ra ­ żenie, że M ickiewicz dokonuje n a sobie pewnego ek sp ery m en tu a n tro ­

(15)

— 90 —

pologicznego. Św iadom ie siebie zm ienia i chce zm ieniać m ożliw ie g ru n ­ tow nie. N ikt chyba w śród tow iańczyków z tak im ryg orem i dziką en erg ią nie p rzy stąp ił do stw arzan ia w sobie nowego człow ieka i rw a n ia w ięzi z sobą daw nym . Może jed en Goszczyński, ale on chciał zostać św iętym , M ickiewicz n a to m ia st w alczył z sobą i o siebie pokornego, w yzbytego p y ch y rozum u, obciążeń in te le k tu , w alczył o h a rt żołnierza i d a ry chłopa. C hciał być heroiczny i pro sty , chciał w p ełny m w y m iarze zostać czło­ w iek iem w iary , przed k tó ry m o tw orem stoi cudow ny św iat duchów , ale tak ż e d a r pokornej ufności w możliwość stałej k o m u n ik acji realnego z m etafizycznym . Nie ty lko w celu obalenia b a rie r m iędzy stre fa m i b y tu , co fascynująco poszerzało scenę ludzkiego istnienia, ale tak że po to, aby naw iązać now e sojusze, uzyskać źródła w sparcia i pomocy, z k tó ry c h p o tra fił korzystać lu d i m ógł — w ydaw ało się — ko rzy stać człow iek z w y b o ru prosty, k tó ry odbudow ał w sobie w iarę, czucie i in sty n k t.

M ickiewicz tow iańczyk o tak im zam yśle re k o n stru k c ji w ew n ętrzn ej i w jed n ej osobie p rofesor w College de F ra n ce sk azy w ał siebie n a pew ną trudność, jeśli nie fałszyw ość położenia. M usiał być połow iczny i nieko nsek w en tn y, nie m ógł przestać być człow iekiem książek i w iedzy, nie m ógł k o m pletn ie zlekcew ażyć darów in te le k tu . Może dlatego ta k bardzo m ęczyły go te w y k ła d y i zapew ne dlatego s ta ra ł się przem ieniać je w im prow izacje, czyli m ów ienie z ducha. W ykonał jeszcze inne posu­ nięcie o w ielo rak ich sensach: eg alitaryzm u , pokory, m an ifestu w ięzi ze społecznością tow ianistyczną. P o tra k to w a ł w y k ład y jako w spólną p rac ę K oła, jako służbę ogółu braci. Nie tylko w c h a ra k te rz e publiczności w sp ierającej duchem w ykładow cę, ale jako w spółtw órców sam ego w y k ła ­

du. P on iek ąd Koło m iało w y k ładać z k a te d ry . W ty m celu n ależało M ickiewiczowi przekazyw ać k a rte cz k i z propozycjam i tem atów , pom y­ słów, u jęć in te rp re ta c y jn y ch . N iektórzy m usieli czuć się dotknięci, jeśli profeso r ze zleceń się nie w yw iązyw ał, skoro Goszczyński uznał za sto­ sow ne zanotow ać w D z ie n n ik u S p r a w y Bożej, że ,,bracia nie m ogą po nim żądać, ab y m ów ił w szystko, co m u będzie p o d ane” n.

N atom iast po zaw ieszeniu w ykładów przez w ładze M ickiewicz, ja k gd y b y uw olniony od fałszyw ości położenia, rozpoczął in ten sy w n ą kon ­ solidację now ej tożsam ości, g w a łtu ją c o d a ry i m oce w ew n ętrzn e, o św ię­ tość praw dziw ego kap łan a i surow ość C hrystusow ego żołnierza. P rz y g in a ł k a rk sobie i innym , n a rz u c a ł bieg do doskonałości, beształ m aru d eró w , łam a ł opornych. Ma się w rażenie, że postaw ił w szystko n a jed n ą k a rtę — stw o rzenia siebie i in n y ch w kształcie duchow ym sposobnym do w y d a ­ n ia zw ycięskiej w alk i złu w e w szelkich jego w cieleniach. Było ty c h w ysiłków pó łtora ro k u (od połow y 1844 do listopada 1845) i pozostaw iły one złe w spom nienie w pam ięci tow iańczyków . Je d n i słali do M istrza sk a rg i n a „m orzący” ton M ickiewicza, jak m ówiło się w ich języ k u ,

(16)

— 91 —

d ru d z y u d a w a li moce i d ary, in n i zapew ne zapadali w apatię czując niem ożność w y k o n an ia żadnego salto m ortale. W spólnota się zw ikłała, rozbiła, a śm iały e k sp e ry m e n ta to r został surow o p rzyw o łany do po­ rz ą d k u przez Tow iańskiego.

Nie in te re s u je nas tu ta j h isto ria tow ianizm u, przeto nie za trzy m a m y się n a w y d arzen iach , o k tó re rozbiła się „spółka” M ickiewicza z T ow iań- skim . W arto n a to m ia st zaoponować przeciw ko u p a try w a n iu w ty m fakcie końca tow ian izm u poety, jakiegoś zasadniczego uleczenia, może n a w e t o trzeźw ien ia po duchow ym delirium . Tow ianizm nie był chorobą, b y ł ra d y k a ln ą p ró b ą zbudow ania now ej tożsamości, przysw ojenia sobie filo­ zofii sp iry tu aln e g o akty w izm u i zastosow ania jej do p ra k ty k i życia. B ył p ró b ą ocalenia się. P ró b ą udaną. P rz y p isu je się M ickiewiczowi ta k ą m n ie j w ięcej w ypow iedź: gdyby nie pan A ndrzej u m arłb y m z suchot. Ale m ógł u m rzeć także od em igracji, bo to rów nież była choroba, albo n ie um rzeć, lecz żyć z ro zb itą tożsam ością, bez w ia ry w poezję i bez z au fan ia do siebie.

Po rozejściu się z Tow iańskim i założeniu w łasnego K oła M ickiewicz dokonał w ielu retu sz y w sw oich działaniach i poglądach. Św iętość po­ czął łączyć z ziem skością, rozm ach p rag n ień przystosow yw ać do rzeczy­ w istości, m arsz k u Polsce w ym ierzać „krokam i n a w e t ziem skim i”. Ale nie zrezyg no w ał z podstaw ow ego d aru, k tó ry m u w szczepił tow ianizm : z za­ u fa n ia do sw ojego „ ja ” w ew nętrznego, do w iary w siłę duchow ej energii,

k tó re j n ik t i nic w człow ieku w y tracić nie może. Z atem sk ra jn e u pod ­ m iotow ienie pojęcia niezależności, w olności i aktyw nego sto sun ku do św iata. Dzięki ty m cechom i tej postaw ie dokonał M ickiewicz rzeczy n a d ­ zw yczajnych, tak ic h jak legion w łoski, czyn nie dający się pom yśleć w k a te g o ria c h ludzkich możliwości, nie do w yk on ania n a siły człowiecze. Je śli m ów iliśm y o p rzek raczaniu b a rie r w eksperym encie antropologicz­ n y m , tu ta j m am y ten sam m echanizm w zw arciu z h istorią, jak się w y ­ rażan o w sekcie — przepuszczony przez ziemię. W ydaje się, że i podróż k ry m sk a nie b y łab y m ożliw a bez w ia ry M ickiewicza w sw ą gw iazdę p rzew odnią i w sw ą duchow ą moc kru szen ia przeciw ieństw .

W iadom o, że Mickiewicz, ju ż tow iańczyk, począł interesow ać się Em ersonem , czy tał jego Eseje, próbow ał je tłum aczyć, a w iele m yśli a m ery k ań sk ieg o m o ralisty w cielił w p rost do p relek cji p aryskich. A k ty - w izm m oralny, k o n cen tracja n a czującym w n ętrzu , zaufanie do etycznego sy ste m u w arto ści jednostki, k tó ry czyni ją odporną na w ielorakie re d u k ­ cje, jak im cyw ilizacja m ieszczańska poddaje człow ieka, te m yśli E m erso- n a zbiegały się z antropologią M ickiewicza i w pew nym m om encie m oże w ięcej w7ięzi łączyło poetę z duchow nym am ery k ań sk im niż z Tow iańs­ kim , zwłaszcza po rozłam ie w ro k u 1846. A lbow iem po secesji tzw. Koło M ickiew iczow skie m a w y raźn y k ieru n e k antropologiczny, zw rócony k u

(17)

— 92 —

poznaniu żyw ych wzorów chrześcijaństw a, jak ich dostarcza h isto ria K oś­ cioła, zwłaszcza w jego początkach. W zorów religijności a k ty w n e j, z k tó ­ ry c h płynie u n iw e rsa ln a n a u k a h u m an izm u walczącego. W szakże E m e r- sona odkryw ał M ickiewicz nie przeciw tow ianizm ow i, lecz n iejak o dzięki n iem u , dzięki w spółbrzm ieniu idei, m yśli, uczuć, k tó ry m i w ta k odleg­

łych geograficznie stre fa c h próbow ano bronić człow ieka przed złem m e­ tafizycznym i rea ln y m cyw ilizacji X IX w.

Życie M ickiew icza-tow iańczyka przy pom ina jego w łasn ą poezję. J e s t ja k b y biografią realizow aną podług ty ch sam ych reg u ł estetyczny ch n ie liczących się z podobieństw em do p raw d y ani ch arak teró w , ani sy tu acji, ani ziem skiej sceny w ydarzeń. Bo je st to d ra m a t m etafizyczn y dziejący się w różnych sfe ra ch rzeczyw istości, sp in a ją cy w całość ziem ię i niebo, za k ład ający b ezu stan n ą in te rak c ję m iędzy nim i. J e st to rzeczyw istość li­ te ra c k a znana z Dziadów cz. III, ale z zupełnie odm ienionym bohaterem . Nie m a tu już m iejsca na K on rad a w alczącego z Bogiem, K on rada b lu ź- niercę. Ten re a ln y b o h a te r jest po stro n ie Boga, jest jego apostołem i żoł­ n ierz em w służbie boskiego n a m ie stn ik a — A n d rzeja Tow iańskiego. Z

K o n rad a pozostała m u śmiałość, gw ałtow ność i nam iętność, chciałoby się pow iedzieć — tra n sg re sy jn y rozm ach, ty m razem w szczeblow aniu k u św iętości.

M ickiewicza nazyw a się poetą przem ian z uw agi n a tra n sfig u ra c je je ­ go bohaterów literackich , w iadom o także, iż los K on rada z Dziadów d rez­ d eńsk ich jest niedopow iedziany, a jego osobowość litera c k a o tw a rta w przyszłość. M ickiewicz nie napisał dalszych części D ziadó w , ale czy nie zrealizow ał ich inaczej, poprzez w łasne życie i z sobą jako bo h aterem — to - w iańczykiem ? Oczywiście, że hipoteza ta m iesza porządek lite ra tu ry i ży­ cia, ale jest to n ap raw d ę nik ła swoboda w porów naniu z pełną anarch ią, ja k a w tej m ierze p an u je w m yślach, czynach i pism ach tow iańczyków . Także M ickiewicza, przede w szystkim M ickiewicza. P isan ie życiem lite ­ r a tu r y było jed n y m z n a jb a rd zie j zuchw ałych i ryzyk ow nych e k sp ery ­ m entów poety. P rzeto dośw iadczenie tow ianistyczne M ickiewicza s ta je się tak że dośw iadczeniem literack im — pró bą przekroczenia literackości lite ­ ra tu ry .

P r z y p i s y

1 A. M ickiewicz, L isty cz. III. W ydanie Narodowe Kraków 1955, t. 16, s. 98 - 99. 2 A. Mickiewicz, op. cit., s. 101.

3 S. Goszczyński, Dziennik S p ra w y Bożej. Oprać. Z. Sudolski przy w spółpracy W. Kordaczuk i M. M. Matusiak. Warszawa 1984, t. 2, s. 140.

(18)

— 93 —

4 A. Tow iański, Biesiada z bratem Karolem w: Współudział A dam a M ic k ie w i­ cza w S p ra w ie A n drzeja Toimańskiego. L isty i przemóuńenia. Paryż 1877, t. 2, s. 244.

5 S. Pigoń w sw ym w spaniałym studium o tow ianizm ie Mickiewicza, które p o­ przedza t. 11 Dzieł w szystk ich w Wydaniu Sejm ow ym (Przemówienia), robi trafne spostrzeżenie, iż poeta darzył m inim alnym zainteresowaniem teoretyczną, zw łaszcza kosm ozoficzną część nauki Mistrza, tę np., której w ykład zawiera Wielki period. Dodajmy: gdyby Tow iański nic nadto nie m iał mu do zaproponowania, poeta nieźle obeznany z pism am i m istyków dużo wyższej próby niż autor Biesiady, byłby m oże skw itow ał jego nauki podobnie jak pisem ka m niemanego Ludwika XVII — Naundor- fa: „pełne głupstw , bluźnierstw i fałszyw ych proroctw”.

6 Por. C. G. Jung, Problè m es de l’âme moderne. Paris 1960.

7 Sąd ten przytaczam y w relacji Goszczyńskiego, op. cit., t. 1, s. 251. 8 A. M ickiewicz, L is ty cz. 2, Wyd. Nar., t. 15, s. 385.

9 A. M ickiewicz, op. ci., t. 16, s. 48.

10 A. M ickiewicz, Przem ów ienie w Kole, 27 X I 1842 r. w: Dzieła w s zystk ie, Wyd. Sejm., t. 11, s. 138.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Świat dziwów w Zaklętym mieście Edwarda Leszczyńskiego Wiersz Zaklęte miasto młodopolskiego poety Edwarda Leszczyńskiego znaj- dujemy w jego tomie Ballady i pieśni (prwdr.

Secondly, the number density of potential grain-boundary and autocatalytic nucleation sites are calculated as a function of volume fraction of bainite formed, f.. Since the

In this chapter, a single molecule FRET assay was established to capture the initial steps in the target recognition process by human Ago2 loaded with a

However, the e ffects of the global financial crisis are mediated by national policies, local (housing market) circumstances, and intra-neighborhood processes, meaning that the crisis

Geopolymerisation of fly ashes with waste aluminium anodising etching solutions..

W przygotow aniach ty ch bierze żyw y udział adw okat Zbyszew ski. Obw ód rzeszow ski w yw iązał się ze sw ych obow iązków bez

Być może, w niektórych po­ wiatach cel ten spełni utworzenie punktów konsultacyjnych, obsługiwa­ nych przez zespoły adwokackie; jest to w każdym razie sprawa

Dobrze się stało, że postać Zygmunta Marka, dzięki pracy Dzieszyńsfeiego, zostafea przybliżona dzisiejszemu czytelnikowi, który na ogół zna tylko kilka