• Nie Znaleziono Wyników

Przestrzeń i język

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przestrzeń i język"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Gérard Genette

Przestrzeń i język

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/1, 227-232

(2)

GÉRARD GENETTE

PR ZESTR ZEŃ i j ę z y k

„Istn ieje p r z e s t r z e ń w s p ó ł c z e s n a ” 1. Ta teza zakłada dw ie lub trz y hipotezy: po pierw sze, język, m yśl, sztu k a w spółczesna uległy u p r z e s t r z e n n i e n i u lub co n ajm n iej d ają dow ody znacznego w zrostu doniosłości p rzestrzen i, św iadczą o jej w aloryzacji; po w tóre, p rze strz e ń w spółczesnej w yo b raźn i stanow i sp ójną c a ł o ś ć lub co n a j­ m niej, m im o w ielości re je stró w i odm ienności in te rp re ta c ji, k tó re ją różnicują, pozw ala się ona sprow adzić do jedności; w końcu, jedność ta w y n ik a oczywiście z k ilk u szczególnych cech, k tó re odróżniają naszą p rzestrzeń , tj. naszą jej w izję, od tej w izji p rzestrzeni, jak ą budow ali ludzie w bliskiej czy dalekiej przeszłości. Do ty c h trz e ch hipotez opiso­ w ych i an ality czn y ch m ożna dołączyć hipotezę w y jaśn iającą, k tó ra tłu m a ­ czy zjaw isko w p o rządku psychologii społecznej czy history czn ej: czło­ w iek w spółczesny p rzeżyw a sw oje trw an ie w poczuciu „lęk u ” , sw oją w ew nętrzność poprzez obsesje i m dłości; sk azany n a „ a b su rd ” i roz­ darcie, szuka ukojenia, rz u tu ją c sw e m yślen ie w otaczające rzeczy, w y ­ k reśla ją c płaszczyzny i fig u ry , k tó re od p rzestrzen i geom etrów zapo­ życzają nieco trw ałości i stabilności. Lecz p raw d ę m ówiąc, owa p rze - strzeń -sch ro n ien ie ofiarow uje m u w zględną i niepew ną gościnę, bo w łaś­ nie dzisiejsza n a u k a i filozofia p rzem yślnie b u rz y p u n k ty o rie n tac y jn e te j „zdrow orozsądkow ej g eo m etrii” i zbija z tro p u now ym i topologiam i: czasoprzestrzeń, p rze strz e ń zakrzyw iona, czw arty w ym iar, oto n ie e u - klidesow ski obraz św iata, skład ający się n a p rze strz e ń p rzy p raw iającą o zaw ró t głowy, gdzie n iek tó rzy w sp ó łc ze śn i. arty śc i czy pisarze tw orzą sw oje lab iry n ty .

Owe niejasności, k tó re Georges M atoré słusznie o d n ajd u je w dzisiej­ szym odczuciu p rzestrzen i, każą m u się w ahać w m om encie konkluzji. A przecież m ożna p rzyjąć, że ja k w epoce b aroku, ta k i dziś p rzestrzeń jest zarazem pociągająca i niebezpieczna, p rzy ja zn a i złow roga. Z resztą

[Gérard G e n e t t e — zob. notkę o nim w: „Pamiętnik Literacki” 1974,

z. 3, s. 277.

Przekład według: G. G e n e t t e , Espace et langage. W: Figures. Essais. P aris 1966, s. 101—108.]

(3)

228 G É R A R D G E N E T T E

dla w ielu w spółczesnych tw órców p rze strz e ń je s t p rzede w szystkim z g ó r y p o d j ę t ą d e c y z j ą , w po d w ójnym rów nocześnie znaczeniu tego term in u : uległości i n a m ię tn y c h zm agań. D w uznaczność tem a tu p rze strz e n i nie n aru sza w cale spoistości czy m oże autonom ii tego tem atu : jeśli bow iem p rze strz e ń jest am biw alen tn a, to bez w ą tp ie n ia dlatego, że jest zw iązana z m otyw am i liczniejszym i, niż m ogłoby się zrazu w ydaw ać. A le czy dziedzina całkiem autonom iczna może być n a p ra w d ę znacząca?

J e ś li w tej książce jest obecny m om ent załam ania lub b ra k u rów no­ wagi, to parado ksalnie w y nika on n ie ze złożoności tem atu , lecz z d w u ­ znaczności s tru k tu ry . F ak t, że p rze strz e ń u P ro u sta i u C ézanne’a nie jest tak a sam a, że je s t u n ich in n a niż p rze strz e ń „zdrow orozsądkow a”, jest m niej niep ok o jący niż to, co nie należy do dziedziny ani estetycznej, ani psychologicznej, lecz sem iologicznej: p rzestrzeń , k tó re j znaczenia a n a ­ lizuje M atoré, w y stę p u je raz jako signifiant, ra z jako signifié. Z trzech części jego książki dw ie pierw sze pośw ięcone są „m etaforom p rze strz e n ­ n y m ” w e w spółczesnym pisarstw ie (potocznym , n au k o w y m i literackim ). Owe m etafo ry , najczęściej m im ow iedne ( l i n i a p a rtii, p e r s p e k t y w y przyszłości, d y s t a n s w ew n ętrzn y , w y m i a r boski itd.), służą nie do tego, by coś z a k o m u n i k o w a ć o p rzestrzen i: m ówi się bow iem o czym ś in n y m w k a t e g o r i a c h p rzestrzen n y ch . I m ożna b y zaryzy­ kow ać form ułę, że to w łaśnie p rze strz e ń m ówi: raczej niż w treści p rze ­ kazu, je s t ona u tajo n a w źródle, założona w jego przesłan k ach n a tak iej sam ej zasadzie, n a jak iej k ażda w ypow iedź zakłada istn ien ie język a i n a ­ daw cy. Je śli istn ie je gdzieś m o w a p r z e s t r z e n i , to trzeb a uznać, że znaleźć ją m ożna w łaśnie tu ta j, ta k ja k w in n y m zupełnie p rzy p ad k u ow ych k o n stru k c ji p lasty czn y ch (rzeźb, arc h ite k tu ry ), będących a lu z ja ­ m i do otaczającej i w sp ierającej je p u stk i, uznać m ożna, że p u stk a ta je w y g ł a s z a .

Z m eta fo r p rze strz e n n y ch b u d u je się więc w ypow iedzi o praw ie pow szechnym zasięgu, pozw alające m ówić o w szystkim , o litera tu rz e , polityce, m uzyce, a p rze strz e ń stan o w i dla n ich form ę, poniew aż dostarcza term in ó w języka, w k tó ry m są one form ułow ane. W roli signifié w y ­ stę p u je tu zm ien ny przedm io t w ypow iedzi, zaś w ro li sig n ifia n t — m e ta ­ fo ry k a przestrzen n a. A le z sam ego istn ien ia fig u ry , tj. przeniesienia w y ­ rażen ia n a przed m io t im iennie denotow any, n ak ład a się przedm iot in n y (przestrzeń), którego obecność jest przypuszczalnie m im ow olna, w każdym zaś razie obca głów nej in ten cji, a spow odow ana sam ą fo rm ą wypow iedzi. Chodzi więc tu ta j o p rze strz e ń k o n o t o w a n ą , p rzy zw an ą raczej niż nazw aną, m ów iącą raczej niż om aw ianą, k tó ra u k azu je się poprzez m eta­ forę tak , ja k podśw iadom ość u jaw n ia się poprzez m arzenie senne czy przejęzyczenie. N ato m iast p rzestrzeń , k tó rą opisuje fizyk, filozof lub pisarz, p rzestrzeń , k tó rą tw o rzy czy odtw arza m alarz i film ow iec, stanow i ośrodek zain tereso w an ia i przedm iot jasnej in te n c ji uczonego lub a rty sty .

(4)

W trzeciej części książki m ow a je s t w łaśnie o tego ty p u p rzed staw ie­ n iach i — pow tó rzm y raz jeszcze — n iesym etryczność fu n kcji, jak ie pełnią te dw ie p rzestrzen ie, m ów iąca i om aw iana, jest istotniejsza od w szelkich różnic treściow ych. J e s t zresztą c h a rak tery sty czn e, że ta o statn ia część, k tó ra pow inna bliżej się zająć treścią p rzed staw ień p rze­ strzen nych, skupia się w łaśnie na k w estiach form aln ych: tech niki czy kodu. O p i s literack i, p e r s p e k t y w a m alarska, c i ę c i a i m o n t a ż film ow y w p rzed staw ien iach p rzestrzeni, oto tem a ty k a , k tó ra się tu sam a narzu ca i k tó re j M atoré pośw ięca szereg ogrom nie ciekaw ych spo­ strzeżeń, tyle, że z konieczności m niej tu ta j o p rzestrzen i niż o reg u łach w łaściw ych sztuce litera c k ie j, m alarsk iej czy film ow ej. W szystko od­ byw a się tak , jak b y p rze strz e ń denotow ana niosła m niej znaczeń p rze­ strz e n n y ch niż p rze strz e ń konotow ana, p rzestrzeń -p rzen o śn ia b yła b a r­ dziej w ym ow na niż p rze strz e ń -tre ść . Ta hipoteza pociągałaby za sobą szereg dalszych.

Językoznaw ca lub ściślej leksykolog M atoré p o jm u je b ad an ia nad słow nictw em jako aneks do so cjo lo g ii2. M etafory, k tó ry m i się zajm uje, nie są obrazam i, k tó ry m i in tereso w ali się B achelard i R ichard, a k tó re tra k to w a li jako w y tw o ry zam yślonego m arzenia, jednostkow ego lub „zbio­ row ego” w jungow skim sensie słow a (k tó ry znów odsyła do antropologii g ł ę b i ) . „ S tre fa ”, po k tó re j się „po ru sza”, m a bardziej „społeczny” cha­ r a k te r 3. „Będąc społeczną — pisze M ato ré — nasza p rze strz e ń jest w w iększym sto pn iu zracjonalizow ana niż p rze strz e ń indyw idualnego m arzenia i poetyckiej w y o b raźn i” 4. Po B achelardow skiej p o e t y c e p ro po nuje więc swego ro d zaju s p o ł e c z n ą r e t o r y k ę p r z e s t r z e - n i. O bserw ow ane przez niego m eta fo ry nie są sym bolam i ani a rc h e ty p a - J mi, są to u ta rte zbitki słow ne [clichés], cisnące się pod pióro raczej dziennikarzow i, filozofow i, „ in telek tu aliście” niż pow ieściopisarzow i czy poecie. I nie p rzy p ad k iem chy b a ta książka o w spółczesnej p rzestrzeni nie odw ołuje się p raw ie w cale do u tw oró w S u p e rv ie lle ’a, C hara czy Du B oucheta, ta k przecież w y p ełnio n ych p rzestrzenią: bard ziej niż tem a ty k i literack iej dotyczy ona tem a ty k i zw iązanej z „kom u nik acją m asow ą” .

Podobny w y b ór jest z pew nością praw om ocny u językoznaw cy, k tó ry d e k la ru je postanow ienie poruszania się „w rea lia c h społecznych”5. Co n ato m iast zaskakuje, ze w zględu w łaśnie n a ta k i w ybór, to p raw ie zupełn y b ra k d anych staty sty czn y ch . A le M atoré tłu m aczy się z tego k ilk ak ro tn ie, zarów no w te j książce, ja k i w poprzedniej: nie w ierzy w in fo rm a c y jn ą w artość „zjaw iska częstotliw ości sam ej w sobie” . „Roz­

w iązanie prob lem u — pisał w 1953 r. — leży naszym zdaniem nie w licze­ n iu słów, lecz w o patrzen iu ich tak im w spółczynnikiem , k tó ry b y w yrażał

2 Zob. G. M a t o r é , La Méthode en lexicologie. Paris 1953. 3 L’Espace humain, s. 157.

4 Ibidem, s. 173. 5 Ibidem, s. 63.

(5)

230 G É R A R D G E N E T T E

ich w ażność w obrębie b adan ej s tr u k tu ry leksykologicznej” 6. Oznaczało to w prow adzenie badań leksykologicznych na drogę b ad ań s tru k tu ra ln y c h . „Pola pojęciow e” M atorégo w raz z ich „słow am i p ilo tam i” i „słow am i kluczam i” 7 zbliżały się w te n sposób do „pól językow ych” Jo sta T riera: słow nictw o danego okresu (lub dzieła) przestaw ało istnieć n a zasadzie n o m e n k la tu ry b iern ie odw zorow ującej pew ien zbiór obiektów i pojęć, a staw ało się fo rm ą czynną, p o rząd k u jącą rzeczyw istość na swój w łasn y sposób, fo rm ą znaczącą coś innego niż oznaczane przez nią obiekty, gdzie samo słowo nab ierało w arto ści nie poprzez pionow y sto su n ek w iążący je z rzeczą, lecz poprzez poziom e relacje, k tó re w iążą je ze w szystkim i ele­ m en ta m i swojego „połą sem antycznego” ; h isto ria słow nictw a p rzestaw ała być „atom isty czn ą” etym ologią, k tó ra śledzi ew olucję izolow anych fo rm i nie pow iązanych znaczeń, lecz procesem całościowego od tw arzania do­ konu jący ch się z pokolenia n a pokolenie w zajem nie zależnych przem ian system u.

Z tego p u n k tu w idzenia L ’Espace h u m a in nie d o trzy m u je w szystkich obietnic zaw a rty c h w M éthode en lexicologie. Od analizy s tru k tu ra ln e j często tu się w ychodzi i zaraz od niej odchodzi. W zakończeniu M atoré w yznaje, że

konkretny charakter <jego> badań narzucił uprzednio przez (niego) zalecanej m etodzie (...) istotne m odyfikacje (...) Tak w ięc praca powstaw ała w sposób em piryczny, dzięki nawarstwieniom m niej lub bardziej powiązanym, mniej lub bardziej niejednorodnym s.

Owo uelasty czn ienie m eto d y i częściow y n a w ró t do em p iry zm u p ró ­ b u je M atoré tłum aczyć ew olucją n a u k hum an istyczn ych , k tó re o dk ry w a­ ją sferę „przyżycia”, i szuk ając in sp irac ji w źródłach, ja k sądzi, bliskich fenom enologii, z ry w a ją z k ateg o riam i „socjologii d u rk h eim o w sk ie j”, z k tó ­ ry m i -wiąże on „filozoficzne p rze słan k i” językoznaw stw a sa u ssu re ’owskiego. W szystkie te poglądy m ożna b y poddać d yskusji, podobnie zresztą jak w arto ść pojęć w yjaśn iający ch , k tó ry c h listę d aje sam M atoré: „przeżycie, egzystencja, przeznaczenie, lęk, a u ten ty czn o ść” 9. W każdym razie w y ­ pada żałow ać, że nie dokonał on pew n ych analiz porów naw czych, k tó re m ogłyby doprow adzić do zary so w an ia pełnego pola pojęciowego. W ten

6 La Méthode en lexicologie, s. 82.

7 [Matoré i jego w spółpracow nicy (Quemada, Greimas) opierali sw oje badania na m ateriale wyodrębnianym w edług zasady „pokoleniowej”, tzn. na tekstach po­ w stałych w ściśle zakreślonych ram ach chronologicznych. Analiza semantyczna takiego zespołu tekstów miała prowadzić do w yłonienia słów pilotów (mots-témoins), tzn. neologizm ów odpowiadających now ym przedmiotom lub pojęciom, oraz słów 41 kluczy (mots-clés) będących nosicielam i centralnych dla „pokolenia” pojęć. Jedne

i drugie pozwalać m iały na rekonstrukcję pól pojęciow ych (champs notionnels), czyli określonych sieci słów kluczy w łaściw ych dla badanego okresu — przyp. tłum.]

8 L ’Espace humain, s. 277. 9 Ibidem, s. 281.

(6)

sposób jego analiza term in ó w p rze strz e n n y ch o k reślających pow ierzchnię ^ przynosi niew ątp liw ie isto tn e rozróżnienia m iędzy pojęciam i r e g i o n , d z i e d z i n a , s t r e f a , r e j e s t r , p o z i o m , p l a n , p o l e . D obrze np. pokazuje, dlaczego s t r e f a je s t bard ziej o tw a rta i d ialekty czn a niż r e- g i o n; dlaczego p l a n określa się raczej przez sw oje m iejsce n a osi pionow ej niż przez w łasną horyzontalność; dzięki czem u h iera rc h ia r e j e s t r ó w m a bard ziej ciągły c h a ra k te r od p o z i o m ó w i p o d e ­ s t ó w , a także w szystko, co p o 1 e zaw dzięcza sw oim im plikacjom nauko­ w ym . Lecz jeśli słow nictw o danego okresu, ja k to postulow ał T rie r i z czym zgadzał się M atoré, stanow i „system , w k tó ry m w szystko się ' ze sobą w iąże” , to należałoby ustalić jego s tr u k tu rę w odniesieniu np. do nazw pow ierzchni dzisiaj i n a stę p n ie dokonać porów nania ze stan em sprzed la t d w udziestu czy trzy d ziestu . Pozw oliłoby to n a analizę k o n­ sek w en tn iej synchroniczną, gdy tym czasem M atoré ociera się ciągle o rozw ażania p an chroniczne czy „ponadczasow e”, jeśli użyć term in u , k tó ry m on sam o kreśla prace B achelarda. Bo jeśli n a w e t jego p rzy k ład y pochodzą z m a te ria łu dw udziestow iecznego, to nic nie pozw ala n a u sta ­ lenie stopnia odrębności „m entalności h isto ry cz n e j”, k tó rą m iały b y ujaw niać.

F a k t te n był często o dnotow yw any przez językoznaw ców i w iadom o, ja k go spożytkow ał Bergson: m iędzy k ateg o riam i język a i przestrzen i istn ieje rodzaj pokrew ień stw a, k tó re spraw ia, że ludzie zawsze zapoży­ czali ze słow nictw a przestrzenn ego te rm in y o n ajró żn o ro dn iejszych za­ stosow aniach: praw ie w szystkie p rzy im ki oznaczały p ierw o tn ie stosu nki przestrzen n e, zanim zo stały odniesione do u n iw ersu m czasowego i lo­ gicznego; sam o zaś określenie „m etafora p rz e strz e n n a ” je s t praw ie pleonazm em , poniew aż m eta fo ry są n a ogół czerpane w łaśnie ze słow ­ nictw a przestrzen i: w języ k u p rze strz e ń jest zaw sze obecna, n a w e t jeśli m iałoby chodzić ty lk o o ów zm ienny i często ledw ie d ostrzegalny, lecz zawsze czynny rozziew m iędzy lite rą i duchem , k tó ry w reto ry ce n azy ­ w ano f i g u r ą , zauw ażając m im ochodem , że sam o słowo „ fig u ra ” jest m etafo rą c ie le s n ą 10. C ały nasz języ k jest u tk a n y z przestrzeni. W tej^ sy tu a c ji tru d n o stw ierdzić, o ile i w jaki sposób dzisiejsze słow nictw o je s t bogatsze w te rm in y p rze strz e n n e niż d aw niej, a także co m iałoby oznaczać owo szczególne „u p rz e strz en n ie n ie ” . Je d n o w y d aje się pew ne, na poziomie ideologii ogólnej: p ostaw ę w zgard y dla p rzestrzen i ta k w y ­ raźn ie sk ry stalizo w aną w filozofii B ergsonow skiej zastąpiła dziś postaw a odw rotna, k tó ra n a sw ój sposób św iadczy o tym , że ludzie „w olą” p rze- X strz e ń od czasu. P rz y cz y n tej p refe re n c ji m ożna się dom yślać, rzecz cała jed n a k sprow adza się do py tan ia, czy są one dla współczesności swoiste.

Być może, analiza tem atyczna, zresztą nie tylko w leksykologii,

10 P. F o n t a n i e r, Manuel classique pour l’étude des tropes. Paris 1822, s. 33 [ponowne w ydanie w: Les Figures du discours. Paris 1968].

(7)

232 G É R A R D G E N E T T E

spraw d za się dopiero w ted y , gdy doprow adza do s tru k tu ra ln e j syntezy, n a w e t ry zy k o w n ej, bo w łaśnie to ry zy k o jest spraw dzianem . W te n spo­ sób m etoda s tru k tu ra ln a m ogłaby przyw rócić hu m an isty ce ry g o r i odpo­ wiedzialność, k tó ry niegdyś szukała w u sta la n iu zw iązków przyczyno­ w ych: być może ta k a b y łab y lekcja, jak iej udziela L év i-S trau ss. W p rz y ­ pad k u L ’Espace h um a in to zestaw ienie n arzu ca się ty m bardziej, że jak pow iada sam M atoré, m ow a tu o p olu „zracjo n alizo w anym ”, którego język jest raczej sem iologiczny niż sym boliczny, o p a rty nie n a wiązce p o jed y n ­ czych analogii m iędzy term in a m i i przedm iotam i, lecz n a globalnej ho- mologii; albow iem p rze strz e ń w spółczesna m a tu w y rażać człow ieka w spółczesnego, z a p o ś r e d n i c t w e m s y s t e m u , podobnie jak po­ działy „totem iczne” w y ra ż ają s tr u k tu ry społeczne, m im o że żadna ze w spólnot społecznych nie jest „podobna” do sw ojego totem u. M ożna by więc zarzucić M atorém u, że tra k tu je czasem clichés tak , ja k b y b yły sym bolam i, że n a konw encjon alne znaki spogląda, ja k by pow iedział B arthes, przez p ry zm a t „świadom ości sym bolicznej” (m otyw ującej): p rzy ­ zn aje w ięc słusznie i uczciwie, że b ad a zracjonalizow any przedm iot za pom ocą m eto d y do końca nie zracjonalizow anej.

Mimo w szystko książka M atorégo o dkryw a i rozw ija dziedzinę o pod­ staw ow ym znaczeniu, a także w y raźn ie podw aża szereg u ta rty c h sądów, wówczas np., kiedy w spom ina, że w dziele P ro u sta p rze strz e ń jest „w szechobecna” i że

świat Proustow ski przynosi obraz przestrzeni oryginalniejszy niż dzieło Bergsona, z którym tak często go zestawiano: u Prousta ujawnia się fragm entaryczny i niezborny charakter rzeczyw istości, szczególnie zaś przestrzeni: ta nieciągłość jest przede w szystkim widoczna w kom pozycji dzieła, które w ykorzystuje flaubertow ską technikę luźnych scen, lecz nadając im często charakter bliski przestrzeni film ow ej n .

W m om encie w y d ania te j książki G eorges P ou let, k tó ry zajm ow ał się czasem u P ro u sta , od k ry ł p r z e s t r z e ń p r o u s t o w s k ą . Zbieżność w a rta odnotow ania. P ro u st, któ rego m arzen ia b y ły w ypełnione obrazam i p rzestrzen n y m i, k tó ry żył p rze strz e n ią i to p rze strz e n ią „ d o ty k a ln ą ”, a w ięc — jeśli w ierzyć M ato rém u 12 —■ w spółczesną,_tenże P ro u s t nadał jeszcze sw ojem u dziełu ty tu ł W p o szu kiw a n iu straconego czasu. Dzisiaj lite ra tu ra i w szelkie m yślenie w ypow iada się w yłącznie w term in ach d y stan su , hory zo n tu , św iata, k rajo b raz u , m iejsca, płaszczyzny, drogi i siedziby: fig u ry n aiw ne, ale znaczące, fig u ry par excellence, k tó re w języ k u sp acjalizu ją się, b y staw szy się językiem , p rze strz e ń m ogła się w ypow iedzieć w słow ie i w piśm ie.

Przełożył A leksander Wit Labuda 11 L ’Espace humain, s. 206.

12 [„Dotykalność” jest według niego cechą współczesnej przestrzeni — przyp. tłum.]. Ibidem, s. 287. Zob. też Y. В o n n e f o y, La Seconde sim plic ité: „Pragnę, by przestrzeń stała się dotykalna”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Skutecznoœæ usuwania b³êkitu metylenowego, czerwieni Kongo, p-chlorofenolu i benzenu z roztworów wodnych przez pirolizat opon, produkty jego karbonizacji i aktywacji oraz dla

zarówno jako dziecka pochodzącego, jak sama pisze, z rodziny &#34;z problemem alkoholowym&#34; jak i profesjonalistki' zajmującej się od piętnastu lat prowa- dzeniem

Porównując wyniki uzyskane przez kobiety z wynikami mężczyzn, stwierdzono wiele różnic statystycznie istotnych; ponieważ profil podgrupy kobiet jest wyższy,.. w

Głównym założeniem było sprawdzenie czy zeolity naturalne oraz syntetyczne glinokrzemiany typu MSU mogą być stosowane do zatrzymywania lotnych aromatów i otrzymywania układów

Model umysłu oparty na heurystyce neuronowych pól modelujących zdolnych do tworzenia i kolektywnych współoddziaływań impresjonów nie jest sprzeczny z wcześ- niejszymi

Tak zdefiniowan¹ kondycjê ekonomiczno-finansow¹ (Y) obliczono dla ma³ych przedsiêbiorstw (zatrudniaj¹- cych od 10 do 49 osób) w obu województwach w latach 2000-2004. Wybrano tylko

Naturalna w ydaje się więc próba modyfikacji sieci neuronowej realizującej algorytm Braitenberga w ten sposób, aby w sytuacji, gdy robot znajdzie się w pułapce,

Ksi¹¿ka promowana przez autorów oraz szefa wydawnictwa (na zdjêciu od lewej Dariusz Dudek, Krzysztof J. Filipiak, Janina Stêpiñska oraz Janusz Mi- chalak) jest pierwsz¹ pozycj¹