• Nie Znaleziono Wyników

Poglądy polityczne w dziejopisarstwie polskiem XVII w.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Poglądy polityczne w dziejopisarstwie polskiem XVII w."

Copied!
33
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Poglądy polityczne w dziejopisarstwie polskiem

X V I I w.

W iek XVII przedstaw ia okres notorycznie znany, — obniże­ nia się w Rzpltej życia politycznego i literackiego, a w tem obni­ żeniu się opada poziom i politycznego piśm iennictwa, chociaż ga­ łąź ta aż do końca w ieku nie usycha, owszem puszcza wciąż nowe pędy, świecą na horyzoncie tego stulecia liczne, znane zaszczytnie imiona, nieraz utalentow ane, nieraz rw ące się w z w y ż do lotu, nie­ raz głęboko sięgające do pokładów życia publicznego i nieraz rzu­ cające w kłębowisko splecionych, pomieszanych, skomplikowanjmh stosunków, m ądre rady i zdrow e przestrogi. Nie spotykanty tu Mo­ drzew skich, ani O rzechow skich, ale mamy Starow olski ego, O pa­ lińskiego, F redrę i Lubom irskiego, a obok nich caty ogół szlache­ cki żywiej niż przedtem zajmuje się kwestyam i politycznemi, po- prostu nieraz zanurza się w nich.

Pośrednie ogniwo pomiędzy krociow ą rzeszą narodu szla­ checkiego, a nielicznem gronem statystów w. XVII, tw orzy grupa umysłów wybitniejszych, teoretyków w znacznej części, autorów upraw iających zaw ód pisarski stale, lub przygodnie; wyróżniają się tutaj pisarze religijni i pisarze historyczni. Pierw si musieli do­ tykać kwestyj publicznych i oceniali wszelkie spraw y pod kątem wi­ dzenia zasad i im peratyw ów chiystyanizm u, drudzj? dają pew ną roz­ maitość, teorye ich układają się w różnobarw ne pasma; te pasma nie są w prawdzie tak szerokie, jak u statystów , bo przecież kwestyi politycznych dotykają oni przew ażnie mimochodem, epizodycznie, ale niekiedy ich dygressye w tym kierunku przjrbierają cechy i roz­ miar}? znacznych fragmentów, jak b y ż\?wcem wykrojonych z jak ie­ goś traktatu o napraw ie Rzpltej, czy o królu. Oni sami praw ie wszyscy wyszli z pieniącej się i wciąż huczącej bujnem życiem fali szlacheckiej, ale zaw ód pisarski, czasem skłonności refleks}?jne, talent bystrzejszego oryentow ania się, zdolności przew idyw ania

(3)

dalszych następstw , wyrzucały ich na brzeg, wznoszący się nad zawsze w artką, lśniącą zmiennością falą i tu oni, patrząc z pewnej, niekiedy bardzo małej wyniosłości, na potoczny bieg życia, zasta­ nawiali się nad niem, nad jego przejawami, jego treścią, jego sku­ tkami, zastanaw iali się dłużej, niekiedy głębiej i, nie będąc specya- listami w kw estyach n atm y politycznej, jak statyści rzucali w łasne uwagi, naw et w postaci drobnych traktatów , które właśnie, łącznie z okruchami, rozsianymi po ich pracach historycznych, tw orzą do­ pełnienie rezultatów politycznej myśli polskiej w XVII w.

T e opinie, te sądy, te rozum ow ania polityczne reprezentan­ tów historyografii polskiej XVII w. splatają się ściśle z najaktu­ alniejszemu w ydarzeniam i tego okresu, chociaż na nich nie poprze­ stają, w ydzierają się po za granice politycznych problem atów , będących „na dobie“ i w ypływ ają na przestronną pow ierzchnię zagadnień, zawsze obchodzących ogół, zawsze żywych, a silnem drgnieniem pulsujących w łonie narodu, zarów no posiadającego w łasną organizacyę państw ow ą, jak i z niej odartego. N aturalne to przecież, iż przedew szystkiem dookoła najwybitniejszych w ypad­ ków XVII w. skupia się myśl polityczna polskich pisarzów histo­ rycznych, iż polityczne opinie ich ciążą ku tym wybitnym mo­ mentom, jak opiłki żelazne ku igle magnesowej i dookoła nich się grupują, Na początku stulecia, za króla Zygm unta III, takie mo­ menty stanowiły: rokosz i zapasy z Moskwą; na drugim planie stają: pretensye króla do Szwecyi, w ojny z nią, potyczki wyznaniowe, naw et groźne zatargi z Portą, tembardziej z tatarstw em i kozaczy­ zn ą. Nie możemy spodziewać się, a tembardziej żądać, by każdy po­ mnik w zakresie owoczesnej literatury historycznej był kopalnią opinii politycznych, by każdy z autorów w .ró w n ej mierze in tere­ sow ał się politycznemi zagadnieniami i w równej mierze się wy­ powiadał. Niejeden z ich grona zakopał się praw ie wyłącznie w spraw ach swej instytucyi, swego w ojewództwa, czy ziemi, n a­ w et domu tylko swego i gospodarstw a, niechętnie wjrchylając gło­ wę za okno osobistych zabiegów i potrzeb codziennych; niejeden znowuż obojętnie przechodzi koło zjawisk, w strząsających Rzplta w jej podstaw ach i kołyszących jej szczyty, a szarpiących jej w nę­ trze z potęgą kataklizmu żywiołowego. Za to inni, ja k zobaczymy, pokryw ają te niedobory obfitym materjmłem, rozrzuconym, na po­ dobieństwo brył kruszcu cennego, we w nętrzu dzieł historycznych. Impreza samozwańcza, w ojna moskiewska, dzielące pod w zglę­ dem sądów opinię na dwa obozy w Rzpltej, w ogromnym stopniu przyczyniły się do pow stania „Historyi wojny m oskiew skiej“

(4)

ch ockiego1) i nadała tej „H istoryi“ specyalne zabarw ienie, ukazu­ jąc w yraźny profil autora, człowieka, dla którego ojczyznę obóz stanow ił, a rodakam i byli tow arzysze broni, życiem wojna, poli­ tyką sposoby zaspakajania żołnierskiego animuszu z nasycaniem żądzy łupów . Co uczciwe, a co nie, co dla Rzpltej pożyteczne, a co szkodliwe—nad tem rzadko kiedy rozmyślał, a razem z całą aw anturniczą czeredą, w ysługującą się „Dymitrowi II“, leciał pchany instynktam i, wielbił nieokiełznanego kniazia Rożyńskiego, lekcew a­ żył i niecierpiał M iechowieckiego i z flegmą podstępne, zbrodnicze zam ordowanie tego ostatniego oceniał, jako fakt powszedni, natu ­ ralny. Była to natura dem oralizowana, psuta do szpiku przez po­ w odzenia, natura, nie znająca wędzidła w eksploatow aniu w ygo­ dnej sytuacyi, dającej przew agę. A przecież niekiedy okazywał się um iarkowańszym od rozpasanego swego otoczenia: kiedy wojsko naparło się, by „car“ za jakichś sześć, czy siedem ćwierci naprzód żołd płacił, czego ów nie mógł uczynić i kiedy ani prośby „impo- sto ra “, ani persw'azye Rożyńskiego oddziałać nie były w stanie, on, Marchocki, ozwał się do rozhukanej tłu szczy 2): „Już ja widzę, że na mojej radzie nie stanie, boście się już n a to bardzo za­ wzięli i nie dlatego mówię, abym was miał od tego odwieść, ale tylko dlatego, abyście pamiętali, żem ja wam to przepo­ wiedział. Zima ciężka, prow incye dalekie, świeżo się poddały, pan jeszcze nie ma stolicy, ucisnąw szy ich daniną ciężką, da­ cie im okazyę do rebelii; atoli mamy z nich .dosyć, że nam i po kilkadziesiąt zł. na koń się dostało" 3).

P rag nął wejść do Moskwy: wiodła go tam nie w iara w pra- w owitość aspiracyj samozwańca, ale nadzieja bogactw, łupów, używania; wszelkie um iarkow anie w posługiw aniu się środkami, było tem minimum, którego w ym agała elem entarna przezorność; pod tym względem stał bliżej Rożyńskiego i „D ym itra II“ 4).

Pomimo znacznego wyuzdania, nie w ygasł w umyśle jego re ­ spekt dla urządzeń i tradycyj ojczystych, wzdrygał się zlekka na „bluźnierskie“ mowy samozwańca; w rezultacie spływ ało to, jak po szkle, po awanturniczym wojaku, co wnaz ze spólbracią swą, mając faktyczną wdadzę nad owym „Dytmitrem II“, uważali za rzecz przystojną f słuszną giąć go pod swoję wolę i rozkazy; on był ich sługą, a za pana swego M archocki poczytyw ał tylko króla

pol-P O G L Ą D Y pol-P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O pol-P I S A R S T W I E pol-P O L S K I E M . 3 7 ') H is to r y a w o j n y m o s k ie w s k ie j — p r z e z M ik o ła ja S c ib o r a z M a rc h o c ic M a r c h o c k ie g o . (1607— 1611). 2) S tr . 43. 3) S tr . 44. ń S tr . 45.

(5)

3 8 P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M .

skiego, tego króla opinię o sobie i towarzyszach swoich jako tako cenił naw et, ale b y ł czas, kiedy za rozum ne i słuszne uważał, by garstka, otaczająca samozwańca, przeciw staw iała się Rzpltej, by, jak sam odzielna potencya, traktow ała państw o i króla, jako czynnik spółrzędny, zawierając dyplom atyczne um owy ze względu na ko­ rzyści, jakie w ypływ ają z posiadania bezpieczeństwa, wolnej ręki w działaniu, gdy się zagw arantuje neutralność s ą s ia d a 1).

W obec ucieczki samozwańca do Kaługi, wobec buntu koza­ ków dońskich, wobec rozterek w łonie samegoż „rycerstw a", po­ w stała kw estya, z kim teraz iść? „którego przedsięwzięcia, czy D ym itrow ego, czy królew skiego trzym ać się lepiej?" Marchocki żywił przekonanie, iż „D ym itra już właściwego dźwignąć trudno, królowi będziemy darmo pożyteczni, bo Moskwa, mając go sobie exosum, królowi będzie przychylniejsza"; przeciwnik traktow ania z Szujskim i odstąpienia od Moskwy/ za W ołgę, zawsze li tylko ze względu na korzyści swego wojska, z tejże racyi zwalczał myśl natychm iastow ego pow rotu do kraju — za cóżby tam można było upominać się o nagrodę, o zapłatę?...2). Zawsze i wszędzie ciasny korporacyjny utylitaryzm, łączący się z zawodowem condotierstw em , rezultatem zwichnięcia kierunku zdrowych instynktów i politycznej myśli; trudno tej myśli doszukiwać się u takich indywiduów, jak pan Mikołaj z Marchocic, co biegli pod Kromy i O reł, co bez wa­ hania zaprzęgali się w szeregi aw anturników , w spierających „cara D ym itra" z absolutną świadom ością całego szantażu politycznego, co z tym „carem" kłócili się ordynarnie i rękę jego całowali. A jednak w jednej sprawie, i to nader ważnej, w ypowiedział Mar­ chocki swój pogląd wyraźnie, uzasadniając go logicznie, opierając na faktach, poczerpniętych w znacznej mierze z obserw ow ania życia moskiewskiego i zrozum ienia głównych jego sprężyn; w ypowie­ dział swój pogląd w kwestyi: d a ć c z y n i e d a ć k r ó l e w i c z a W ł a d y s ł a w a n a m o s k i e w s k i e g o c a r a .

Zastanaw iał się nad racyami pro i system atycznie zbijał je potem; te racye były takie: obietnice Zygm unta III i Żółkiewskiego, potrzeba dla Moskwy pana, a wszak Moskwa w razie zawodu po­ szuka sobie kogo innego, w ojna z nią trudna, gdyż Polacy nie posiadaja dostatecznych środków; z kolei, niedokończona wojna sprowadzi na Rzpltę klęski, pochodzące od w rogów i swoich—roz­ panoszą się konfederacye żołnierskie, bez nich się nie obejdzie

0 S tr. 46. 2) S tr. 65.

(6)

P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M . 3 9

tam, gdzie żołd zalega. R zplta skarbów nie posiada, tem samem zaspokoić żołnierskich pretensyi nie potrafi i tak pryśnie sław a królewska, zdyskredj/tuje się u swoich i obcych. W szak żołdactwo hurmem runie z Moskwy do kraju, gdy spraw a królewicza upad­ nie, rozsj/pie się swawolnem i kupami po całej ziemi polskiej. „Rzpltej szkoda umykać okazyi, a za podaniem królewicza sąsiedztw o mamy spokojne i Inflant rekuperacya łacna, ba! i Szw ecya prędkoby w ręku być mogła i T atarow ie nie takby nam szkodzili, ludzi narodu szlacheckiego część wielka mo­ głaby mieć w Moskwie opatrzenie, albo i w yżyw ienie i ta exoneratio Rzpltej potrzebna i bezpieczniejszaby od buntów wszelakich była i JKrMść od sedycyj, bo te najbardziej ex egestate civium pochodzą. Król JMść, daw szy syna, perpetuum sobie nomen zjedna, bo to ipsius auspiciis factum i będzie tak u swoich, jako i u obcych wielkim i sławnym królem, optime proli consolens i wszystkiem u domowi sw em u“. A na w ypadek elekcyi po Zygmuncie, W ładysław poprze b rata na tron polski; słow em ,—perspektyw a pożytku dla Rzpltej, sław y i korzyści dla monarchy; ustąpienie Polaków z Moskwy zaś da możność jej zjednoczenia s ię 1).

Marchocki żywił w tej kw estyi odmienne poglądy, bezwątpie- nia związane naturalną filiacyą z krążącemi dookoła opiniami. P o­ gląd}/ jego streszczają się ostatecznie w lapidarnej konkluzyi: n i e d a ć k r ó l e w i c z a ! W szak to młodzieniec jeszcze, jeszcze niezdolny, nieprzygotowan}/ do sam odzielnego sterow ania naw ą państwową; tę funkcyę w takim razie m usieliby inni pełnić. Któż są ci inni? albo Polacy, albo Moskwa, albo wreszcie ci i tamci razem. Do­ brze, ale opieka samych Polaków rozjątrzy Moskwę, zadraśnie zb}/t dotkliwie, zbyt głęboko ich narodow ą ambicyę, w yw oła zaburze­ nia, rozruchy „bo lud ten cudzoziemców niecierpi“ 2). Znowuż opieka Moskwy niemożliwa do pom yślenia n aw et—jakżeż młodego królewicza „w tem grubijaristw ie utopić?“ jakże rzucić pomiędzy ludzi zazdrosnych a pysznych! M oskwę trzeba ham ować p o stra­ chem, tak postępow ali ich kniaziowie, ale królewicz czyż będzie do tego zdolny? N aturalnie — nie. Opieka, złożona z dwu biegu­ nowo sprzecznych żywiołów, nie budzi najmniejszego zaufania; chybaby jakaś szczególna łaska Boża miała tu działać. Marchocki w tym względzie, w brew wielu reprezentantom naszej historyo- grafii w omawianym wieku, oraz w brew przeważającym prądom owoczesnej atmosfery życiowej, nie upatruje decydującego czyn­

>) S tr. 162—164. 2) S tr. 164.

(7)

nika w interw encja O patrzności, on spraw y ziemskie uzależnia tylko od woli ludzkiej, A żeby zainaugurow ać teraz w Moskwie ład, trzeba na to żelaznej dłoni a nieugiętego charakteru, trzeba w y­ korzenić buntownicze żywioły, zmieść kurzaw ę chaosu z pow ierz­ chni, wskazać każdemu właściwe stanow isko, to praca dla dojrza­ łego męża. T rzeba tam zmiażdżyć pospólstw o, trzeba zdeptać bo­ jarów, a to żelazem jedynie da się uskutecznić, zaś „pana młodego w krew zaraz zamieniać in posterum periculosum, łatwiej więc i dobra natura corrum pitur pessim is moribus, jeśli też tego nie czynią, lada motus go w yżeną“. Z popami (których uważa za prow odyrów buntów) „i starem u się głow a zawróci, a przecie koniecznie z nimi trzeba co uczynić, bo inaczej toż venenum sine rem edio“ ty

Polegać tam można tylko na zbrojnem polskiem otoczeniu, to otoczenie w postaci orszaku może być szczupłe, stąd od słabo­ ści do zguby śród wrogiej ludności—jeden krok tylko. O wojsku polskiem stałem a silnem niepodobna naw et marzyć: na przeszko­ dzie staną brak pieniędzy i p ro test Moskwy; ale gdyby naw et i to udało się przełamać i można było stale trzymać takie w ojsko— w cóżby obróciły się rządy i życie tego cara—w przebyw anie stałe śród obozu... Moskwa nie z dobrej woli zgodziła się na W ład y­ sława, tu była „m aszkara tjdko, a sław a dobrow olnego obrania“. M archocki tu widzi tjdko mus, tylko konieczność: „kto tonie, bjr

największy nieprzyjaciel podał rękę, rad się ratu je“ 2).

Niechętnem okiem spoziera na olbrzymie rozłogi sąsiedniego państw a, tonącego w nadoceanow ych śniegach północy, przew a­ lającego się aż za łańcuch uralski, w lodow ate głębie sjibirskie. Nieprzychylności tej nie u kiyw a wcale, nie z miękczą go olbrzy­ mie skatdty, chowane w cerkwiach, w bojarskich komnatach... W słow ach jego daje się odczuć i skonstatow ać ton opinii pol­ skiego społeczeństw a w w. XVII, choć to społeczeństw o nie bjdo w stanie poznać dokładnie tych stosunków sąsiednich, których Marchocki bjd tak świadom.

W zgląd na ew entualność łupieżczjrch konfederacyj żołnier­ skich, stanow i argum ent drażliw j7, ale Marchocki wątpi, bji aż do buntów przjiszło, zresztą rnożnabj^ z „polskich p o borów “ wydobyć część pieniędzji, na resztę żołnierz poczeka, a i król coś da, dzie­ ląc pomiędzji w ojskowych starostw a, wszakże „nie cudzoziemscy

4 0 P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M .

p S tr. 166. 2) S tr. 167.

(8)

P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M . 4 1

to są żołnierze, obyw atelow ie ojczyzny, sobie acquirunt, nie obce­ mu p an u “ !).

Zdaniem M archockiego owe korzyści w polityce zew nętrz­ nej—w stosunku cło Szwecyi i T atarów , ukazują się w niewyraźnych kształtach: przedew szystkiem musi Rzplta natychm iast abdykow ać z ziemi siewierskiej, a ow a rekuperacya Inflant—to zagadka poli­ tyczna. Skutek może być różny, a na pomoc wojsk moskiewskich liczyć wcale niepodobna, są w yczerpane dzisiaj. Korzyści przeciw Tatarom pom ijał milczeniem, a obok w szystkiego zaznaczał, że da­ nie W ładysław a na tron moskiewski bez zgody Rzpltej odbyć się nie może. W ięc jakżeż w końcu rozwiązać caty ten dylem at poli­ tyczny, tak sk o m p lik o w ali, a tak poważny? Możeby dobrze było, gdyby np. sam Zygm unt objął rządy? Ale nie upiera się przy tej myśli, bo wie, jakie z tego szkody wszcząć się mogą,· a przytem w Moskwie um ysły dla króla są wrogo usposobione, w Moskwie „będą się bać, by się w iarą i obyczajami nie brzydził, będąc w in­ nej w ychowaity i w niej wiek swój przepędziw szy“ 2).

Szczerości i otw artości w polityce nie uznawał, szczególnie tam, gdzie się z „nieszczerym spraw a toczy“, a „jeśli tytuł nie może być zaraz, przynajmniej gubernaculum panstw'a przy nas zostanie, a za czasem poda się droga, że będziemy mogli i do tego przyjść, czego nam trzeba, na cudzy cień łowiąc ptaki. Nie trzeba wątpliwościam i niepodobieństw a czynić do nieda- w ania królew icza i owszem, stać przy obietnicy i utwierdzić •ich w tej opinii, aby czego innego nie m yśleli“.

'Гака taktyka w ystarczała na krótki czas, na bardzo krótki, Marchocki tego nie bierze pod rozwagę, w yobrażając sobie, iż wobec bojarów m ożnaby było pozwolić na takie np. argum entacye: „po­ kazać incommoda utrinque et obstacula, które zawadzają, że tak prędko królewicza mieć nie mogą, ukazać, że nie z nas, ale z nich samych to pochodzi i to, że nie dla naszego p o ­ żytku, ale dla ich samych pokoju, bo to im będzie smaczniej i do zrozumienia łatw iej“.

D oradzał zjednywanie i bojarów i pospólstw a, gdyż „jedno bez drugiego nic nie jest". A w po d o b ^ rch pertraktacyach trzeba mieć na celu dwie sfery interesów , w niektórych punktach złączone ze sobą: 1) particulare i 2) universale. O cena pierw szych dokonyw a się w zależności od ich publicznego znaczenia, ale przestrzega się „żeby pod tą publiką miał też ugonić sobie czego dob reg o “.

„U niversalia te, co populo et optim atibus należą, te są:

pań-‘) S tr. 169. 2) S tr. 171.

(9)

4 2 P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M .

stw a nieuspokojone, pełne nieprzyjaciół w nętrznych i postron­ nych“ ty

O statecznie nieb}! nie miał przeciwko temu, żeby sobie W ła­ dysław został carem, ale dopiero wówczas, gd\i dorośnie „gdy ro ­ zum lepszji i lata doskonalsze w eźm ie“, gdy nic i nikt mu zagra­ żać nie będzie. Przew łokę tę chciałby rozsunąć na dłuższy czas, a tymczasem niech bojarow ie posyłają synów swoich na dw ór pol­ ski, ja k dla nabrania poloru, tak i dla przyzw yczajenia się do nich królewicza, w ten sposób możnaby było naw et zjednywmć umysły. Jednocześnie radził posłów słać do Moskwy dla traktow ania takich interesów , jak „uczynienie nadziei p an a“, jak „charitatem princi­ p is“, jak „Reipubl. com m oda“, jak „zapłata żołnierzow i“, a hetm an niech z wojskiem w Moskwie siedzi. Kończył pr.zecież radą zapła­ cenia żołnierza, bo inaczej źle być m o ż e 2).

Nie m inął rok, a pan S cibor już inaczej myślał: było to po tragicznym końcu sam ozw ańca w Kałudze, kiedji Gąsiewski z czę­ ścią wojska usilnie nalegał na przemianie królew icza do Moskwy i kiedy w wojsku przew ażało zdanie, że niemasz potrzebjr w to mieszać się, niech w ojnę król prowadzi, niech ją kończy, jak chce, rzeczą żołnierzy żołdu swego pilnować, a M oskwy nie opuszczać, Marchockiego stanow isko było odmienne: „powiedziałem ja im — p isze—że nam pieniądze końca w ojny nie uczynią, przy tem by się lepiej opowiedzieć, co nam koniec w ojny uczjmić ma. Jeśli królewicza dać nie chcą, niechaj nam pozwolą, żebyśmy sami o sobie radzili: a rada była snadna, któregokolw iek z bojar

najprzedniejsz3ich posadzić na stolicy i carem uczynić z kon-

dycyą, iżby nam płacił; a i na stronę Rzpltej w ytargow ałyby się były kondycye jakie; ale taka rada jeszcze in mente była, nie w yjrzeliśm y jeszcze z n ią “ 3).

Jak żywot, ja k czyny, tak myśli i słow a hetm ana Żółkiew ­ skiego tchnęły zawsze praw ością i rozumem. O ddaity sprawom publicznym, w ich służbie postradał życie, im też poświęcił swoją „H istoryę wojny m oskiew skiej“ ty której za tem at posłużył zatarg polsko-moskiewski, rozpoczynający się od spraw y samozwańczej. K reśląc tę w ojnę z objektywizmem, spokojem i skromnością, nie cofał się przed w ypow iadaniem uw ag w kw estyi udziału Polaków w ogóle, a króla w szczególności w spraw ie D ym itra Sam ozw ań­

cza, stosunku króla do doradców , toczenia w ojny wogóle. Nie­

*) S tr . 172. *) S tr . 175. 3) S tr . 110.

*) H is t o r y a w o j n y m o s k ie w s k ie j aż d o o p a n o w a n ia S m o le ń s k a p r z e z S ta n . Ż ó łk ie w s k ie g o r. 1611.

(10)

PO G LĄ D Y P O L IT Y C Z N E W D Z IE JO P IS A R S T W IE PO LSK IE M . 4 3

szczęściem, wytłaczającem krw aw e blizny n a piersi i obliczu narodu, był w oczach czcigodnego hetm ana przem ożny w pływ „małych, podłych, nikczemnych ludzi" n a m onarchów , a zwłaszcza w tedy, gdy potrafią pchnąć politykę zew nętrzną na m anowce wojny, do­ gadzającej jedynie ich „ambicyi i chciw ości“, w ojny—zamieniającej miasta w zgliszcza, kraj cały w pustynię. Takim intrygantem , ta ­ kim złym duchem, co wzniecił przerażający pożar polsko-moskiew- skiej wojny, jest, w edług Żółkiewskiego, głośny Mniszech, woje­ woda sendomierski, co musiał doskonale wiedzieć, że „D ym itr“ nie je st Dymitrem, jeno H ryszkiem , synem O trepjew ym *), bezecnym

szalbierzem i im p osto rem 2).

Kiedy właśnie szedł z wojskiem na U krainę i kiedy tym cza­ sem w otoczeniu królew skiem przechylała się szala ku wmieszaniu się w spraw y moskiewskie, kiedy wreszcie Żółkiew ski został o tem powiadomiony i rozkaz otrzym ał, by ku królowi do Kijowa z w oj­ skiem ruszył — spytał nasam przód o „d ostatek“ gotow y, nerw ka­ żdego w ojennego przedsięwzięcia, u nas naonczas tak bagatelizo­ wany. S tał na stanow isku, iż takie przedsięwzięcie wymaga bez­ w arunkow o aprobaty sejmu, o d stępstw o od powyższego praw idła uznaw ał w razie nagłego niebezpieczeństw a, nie dozwalającego ani chwili p rzew ło k i3).

Nie uważam y za w skazane w spom inać o jego poglądach na sposób prow adzenia wojny, na środki zdobyw ania tw ierdz i t. p., na różnice w tym przedm iocie pomiędzy sądem hetm ana, a króla,— to należy do zakresu taktyki wojennej, ale musimy podkreślić za­ wsze żywe, zawsze niezłomne, zawsze do szczytnego poziomu za­ sady, obyw atelskiego obowiązku, politycznego nakazu podniesione prześw iadczenie, w yrastające z serca patryotycznego i czystej m y­ śli, o podporządkow yw aniu swej woli hetmańskiej i w ysokiego stanow iska w Rzpltej pow adze i woli monarszej, zwłaszcza, gdy z nią się łączyło w spólne dążenie; w imię tej zasad}' ruszył na wojnę; nie znaczy, iżby ze ślepą pokorą dał się kierow ać przemo­ żnemu prądow i, owszem „co potrzebnego rozumiał dla przestrogi, w ypisał królow i JM ci“ 4), a ja k nie bił czołem przed łaską pana, tak nie giął się i przed głosami potężnej opinii. Trzym ał się zda­ nia, iż na w ypadek potrzeby ryzykow nego przedsięwzięcia, o ile tego wymaga dobro króla i Rzpltej, nie należy przed niem się

co->) S tr . 2.

η S tr. 2, 7, 8, 9, 10.

3) S tr . 15, 16. з) S tr . 19.

(11)

4 4 P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M .

fać, choćby głośne sarkania rw ały się z tłumu. Obok wielkiej p ra­ wości i religijności hołdow ał poglądowi, iż m oralność a polityka> to dw a żyw ioły najzupełniej różne i całkiem odosobnione i że etyka, jak na wojnie, tak i w politycznych przedsięwzięciach stanow i za- ledwo czynnik m iarkujący zapędy egoizmu i interesu, skierow anego ku osiągnięciu maximum korzyści kosztem przeciwnika. Chcąc roz­ kołysać grunt pod nogami cara W asyla Szujskiego, nie zawahał się Żółkiewski rzucić ogromnej ilości listów tajemnych i „uniw er­ sałów “, mówiąc p o p ro stu —najpospolitszych paszkwilów, ogromnie kom prom itujących chwiejącego się na swym tronie cara, paszkw i­

lów, wbijających w mózgownice prostactw a moskiewskiego niezbite prześw iadczenie „jako w państw ie moskiewskiem za panow ania jego w szystko się źle dzieje, jako przezeń i dla niego krew chrześcijańska ustawicznie się rozlewa..."

Ś rodek nie zawiódł, a Żółkiewski nie cofał się i przed innym i— np. kaptowaniem możniejszych bojarów obietnicami swojemi. O sa­ dzenie na tronie moskiewskim królewicza W ładysław a pojmował, jako fakt pierw szorzędnej wagi, fakt, kryjący w sobie zarodki w iel­ kiego pożytku i dla Rzpltej i dla jej króla: złączenie Moskwy/ z Pol­ ską, zdaniem hetmana, przyniosłoby największe korzyści—spólnemi siłami możnaby było odzy/skać tron szwedzki a raz na zawsze za- pobiedz pojawianiu się sam ozw ańców w M oskw ie2). W sferze po- lityczny/ch wysiłków niepodobna wszy/s t ki ego natychm iast spodzie­ wać się, ale Bóg w czasie, przez ludzkie środki spraw i, co trzeba; wszak „wedle biegu przy/rodzonego z czasem w/szystkie rzeczy po­ czątek i increm enta swoje b io rą“, tembardziej w „rzeczach“ mo­ skiewskich, gdzie ogarniał w rodzoną temu plemieniu „subtel­ ność" (chytrość), gdzie taki G odunow, nie wzbudzając w umy/śle hetm ana czci by/najmniej, w ywołuje pew ne uznanie, dotyczące „do­ wcipu jego, który/ by/ł w każdym postępku ludzkim rozum w ielki“ 3); niżej staw ia W asyla Szujskiego, którego w darcie się na tron ma za dokonane „wilczem“ praw em 4); oceniał zawsze psy/chologiczne motyrwy, pojmując nieprzycbylność środow iska ku ty/m, co z niego wyszedłszy/, na kierownicze stanow iska wstąpili. W Polsce obo­ wiązkiem święty/m króla zdaleka rozpędzać wielkie burze, co mogą zagrozić R z e p lte j5), w olą Bożą jem u powierzonej; jednem z

ta-') S tr. 56. '*) S tr . 90, 91. s) S tr . 91, 92. *) S tr . 3. 6) S tr . 15.

(12)

kich groźnych niebezpieczeństw je st bezkrólewie. Sam ą myśl Zyg­ munta III — obioru W ładysław a za jego życia, uw ażał hetm an za wielki nietakt: tu tkwiło pogw ałcenie praw a, na jakie nie może s.ę targać król, do jakiego żaden z poddanych nie przyłoży ręki.

Jeśli chcemy mieć opinie, pełne optym istycznego nastroju o publicznem życiu polskiem, musim y zwrócić się de „Połoneuti- chii“ A ndrzeja Lubienieckiego, gorącego zarazem obrońcy toleran- cyi religijnej i idei hum anitarności w rządzeniu państwem ; dyre­ ktyw y te rozciągał na wszelkie stosunki, niezależnie od czasu i prze-, strzeni, przeszczepiał je z jed nostajną bezwzględnością na grunt

Grecyi, jak Francyi, c z y Hiszpanii. Niechęć aryanina do kleru po­

pycha do żądania, by król nie był „niewolnikiem księżym “, tem- bardziej „jurgieltnikiem “, na podobieństw o H enryka W ałezeg o 1). Chwalca elekcyi, adorator wolności, w ic h istnieniu i pomyślności szlacheckiego narodu w w. XVI widzi opiekę O patrzności. Biorąc

osobiście czynny udział w elekc5n po ucieczce H em yka, okazał się

nieprzejednanym wrogiem H absburgów , okoniem stając wobec ich ' aspiracyj i rachub na tron polski; oddziaływ ała tu także obaw a przed wojną z Turcyą, więc znalazł się w obozie piastowskim , na- przekór Litwie, Prusom i biskupom, naprzekor senatorom i rzeszom mazowieckim, a gdy habsburskie stronnictw o obwołało M aksy­ miliana, sm utek srogi ścisnął serce pana Andrzeja: „i takeśm y byli boleśni, jakoby nas poganie już wiązać mieli, patrząc, jaki gw ałt się nam stał od braci naszej i zdało się nam, że już tam konało wielkie obieranie królów ...“ 2).

Racye Jana Zam oyskiego odrazu trafiły mu do przekonania: 0 obiorze Annjr Jagiellonki na królow ę i wyznaczeniu dla niej męża. W oczach Lubienieckiego stan szlachecki—to treść i cel myśli 1 rządów monarchy, a szlachecki honor — to sanctuarium , przed którem czołem uderzać! wolność szlachecka — to bożek, którego otacza dymem kadzideł, adorując jego potęgę i majestat; król, co, jego mniemaniem, pochyla głowę przed tem bożyszczem, zasługuje na miano spraw iedliwego, m ądrego i t. p., a okres rządów jego— szczęśliwego i pełnego błogosław ieństw a Boskiego. A jednak i Baal Lubienieckiego ma jakieś skazjr na obliczu... Lubieniecki dopatruje się w szlachcie braku wytrwałości: ,..„u nas kto nie zrobi szlachtą

czego, skoro się zjadą, może dać wszystkiem u pokój, bo b ę­ dzie łapał w ęgorza za ogon...“ 3).

P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M . 4 5

') P o lo n e u tic h ia A n d r z e ja L u b ie n ie c k ie g o . ( L w ó w 1843, w y d . A . B a - t o w s k ie g o ) , str. 220.

2) Str. 87— 89. 3) S tr . 116.

(13)

W streszczaniu obrad n a polu elekcyjnem, już po zgonie Ba­ torego, dla którego nie żywi należnego uznania, wyraziście zary­ sow ują się z erudycyą historyczną indyw idualne poglądy poli­ tyczne Lubienieckiego na zasadnicze, żywotne zagadnienia; wypo­ wiedziane z zupełną szczerością, dają świadectwo, iż mówił, jak myślał, a jak mówił, tak potem pisał w swojej „Poloneutichii“.

ponderow aliśm y vota nasze z strony pomienionych trzech naszych kandydatów , a tam się ukazało, że aczby był dobry Piast, ale w takiej zgodzie, jak a niekiedy w Kruszwicy na elekcyi piastowskiej była, a takiem rozerw aniu, jako to tam nasze było, trudno się było na jednego zgodzić, a choćby był obrany, ledw oby się podjął królow ania i podjąwszy m u­ siałby go podobno odbieżeć, boby nie odparł adwersarzom. Moskiewski też kniaź, człowiek był nikczemny i zdrowia nie królewskiego, bo się zdało, że rozumu byl niecałego i przy­ stojniej mu było być d z w o n n i k i e m , niż królem, bo jego największa pociecha była dzwonić lada kiedy, а к temu ty- raństw u był przyzwyczajony i’ tak nam odległy, że chcąc nas i stolicę krakow ską w tym razie ratow ać wojskami swemi, prędzejby nasze kraje spustoszył, niżby nas ratow ał, A przy­ smak nasz .najprzedniejszym był do niego — przyłączenie ziemi moskiewskiej do królestw a, ale kiedym i tego nam posłow ie jego nie obiecywali, aniśmym im też dufali, tedyśm y się zgo­

dzili na królewicza Imci szwedzkiego, w nuka króla Zygm unta I, nad którego nam pożymteczniejszego subjectum nie widzieliśmy, bo i zacnego narodu i domu królew skiego, pan i ze krwi na­ rodu naszego i panów naszych idzie, z młodości w języku naszym polskim i w obyczajach wyćwiczonym, nasz naród mi­ łujący i inszych darów Bożych pełnym...“ i).

Zymgmunt III je st przedłużeniem dynastyi Jagiellonów i szczęśli­ wości ich czasów, obfityrm strum ieniem spływającej na Polaków; dwaj elekcymjni królow ie bymli jed n ak potrzebni: „jako niekiedym mię- dzym Lechowmą familią w ojew odów 12 — rozumuje — a międzym Piastow ą W acław C zech“ 2).

Zymgmunt III, zdaniem Lubienieckiego, to Polak, nietylko z krwi i kości, ale i z ducha; zbija zarzuty, pow stające przeciw jego cu- dzoziemskości, na podstaAvie analogij takich, ja k Ludwik W ęgier­ ski, czy W acław Czeski, z którymch pierwszy był siostrzeńcem K a­ zimierza W ielkiego, a drugi G ryfiny, a wszakże zowiemy ich W ę ­ grem i Czechem. Dobrze, odpow iada autor „Poloneutichii", ależ Zygm unt—najautentyczniejszym Jagielłowicz, albowiem: w ychowanie odebrał gotujące go do panow ania w Rzpltej, po obiorze na króla 4 6 PO G LĄ D Y PO L IT Y C Z N E W D Z IE JO P IS A R S T W IE POLSKIEM .

1) P o lo n e u t , str . 119. 2) S tr . 131.

(14)

stale tu przebyw a i pięknie mówi po polsku, czego tam tym w ła­ śnie brakowało; otaczają Zygm unta Polacy i w woisku i w domu „a Szw eda rzadko widzieć, c ł^ b a tak, jako insze cudzoziem ce“ ty

Pod tym wzgiędem przekłada Zygm unta niet3dko nad H enryka, ale

i nad Batorego, z niechęcią wspom ina, jak to dookoła nich kręcili się Francuzi i W ęgrzy „i do kom ory i do ucha królew skiego“, wy­ pędzając Polaków „a teraz żeśmy wolni od tego". Dalej, Zygm unt nie obsadza na wzór Ludw ika i W acław a, zamków polskich cu­ dzoziemcami, Szw edów nie faworyzuje, owszem, „Polakami i Litw ą od Szw edów eliberow ał inflancką ziem ią“, Tam ci sejmów uni­ kali, Zygm unt „wedle potrzeby często “ je składa; tamci w swoich ziemiach pomarli, Zygm unt (żjwvi nadzieję Lubieniecki) u nas głowę zło ży 2). W Zygm uncie nic szwedzkiego „oprócz połow icy w uro­ dzeniu je g o “, wszystko w nim p o ls k ie 3). W pow tórnem m ałżeń­ stwie Zygmunta, w brew opiniom szerokich mas szlacheckich, upa­ tryw ał wzmożenie się sław y królewskiej i Rzpltej. Ależ prócz do­ brej staw y dla szczęścia narodu niezbędne są: bogactwo kraju, szeroko rozw inięte granice, dostatek poszczególnych jednostek, obywateli państw a. T o w szystko widzi za czasów Z \?gm unta III i cieszy się ogromnie, że się Polacy zabudowywują, a w życiu pry- wàtnem znać zamożność i jej um iejętne w trysk iw an ie: „chodzą, mieszkają i jeżdżą, tak obyw atele naszj/ch krajów, chłop tak, jako niedawno znaczny ziemianin; ziemianin teraz tak, jako niedawno senator, jako król, zaczem i tytuły „jaśnie“ sobie dają, że i ziemianinom „magnifici“ tytuł bjwva daw any, co przed­

tem tylko W3rs z y m senatorom dawano. Czerwonym woskiem,

jako-król, senator, a. województwo sieradzkie się pieczętowało, a teraz, co żywo, panow ie na sejm i trybunaty nie z poczta­ mi, ale z wojskami swych własnych ludzi jeżdżą, czego nie­ dawno podobieństw a nie było; czy nie z dostatkuż to pocho­ dzi?" 4).

Nie mogąc dość naciesz3?ć się z pon ^śln o ści za Zygm unta III,

starannie zasłania strony ujemne: zlekka dot3'ka spraw y z Sam o­

zwańcem, dłużej prawi o rokoszu, co stał się „tak wielkiem zatrzą-

śnieniem krajów nasz3rch, że się zdało wielom ludzi i naszym

i cudzoziemcom, że już abo zginienie nasze przyszło, albo wielka jak a odm iana...“ 5).

Rokosz, to „rzecz straszn a“, jakiej Polska jeszcze nie była wi­ downią; z uw ag o rokoszu W3rsn u w a się tem at dla nowych pochw ał

P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M . 4 7 •j S tr. 137. 2) S tr. 138. 3) S tr. 139. 4) S tr . 156 — 159. 5) S tr . 153.

(15)

4 8 P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M .

królew skiej dobroci, w spaniałom yślności, przebaczania winnym i t. p., chwali go także za stanow cze w ystąpienie przeciwko pojedynkom i praw u na t. zw. „odpowiedzi", za kary przeciw zuchwałym n a­ padom na dobra, najazdom na domy i t. p. wykroczeniom, dezor­ ganizującym społeczny byt Rzpltej.

Tego w ielbionego Z ygm unta pragnąłby zwać „wielkim m o­ narchą wszystkiego acquilonu“. U padek planów m oskiewskich usi łow ał tłumaczyć tylko zdradą moskiewską; polityce względem Mo­

skw}/ przyganiał to, że się opierała na traktatach, podczas gdy trzeba b\/ło działać tylko siłą, operow ać wyłącznie orężem *). Niepowodzenie na wschodzie oceniał, jako podw ójnie ujem ną cy­ frę w bilansie owoczesnej polityki polskiej: w zniosły się bowiem szanse K arola Suderm ariskiego; ten, co „na gołoledzi siedzieć miał kiedyby był król JMść Panem w Moskwie, w ytchnął po trw o d z e " 2).

Z obniżeniem się politycznej pow agi Rzpltej i króla, łączył w zrost agresyw nych aspiracyj w świecie turecko-tatarskim : „bo kiedyby był królowi JMci Pan Bóg dał osiąść stolicę mo-, skiewską, do roku perekopcy T atarow ie m usieliby byli albo królowi JMci hołdować, abo z T auryki ustępow ać, a bez tych skrzydeł Turczyn m usiałby być krótszy, bo i Czarne morze jego z wszystkieini portam i mieliby byli w olne kozacy doń­ scy i zaporoscy i na ziemi do roku by był utargow ał łacniu- chno u niego granice po Dunaj, a miałby się był za szczęśli­ w ego Turczyn, za tą granicą w pokoju siedząc. Ale się nam tak stało, jako ptaszkowi, co go dziecię uwiąże długą nicią za nogę i puści go w górę, a kiedy onemu się zda, że ma wolność latania i najlepiej wyleci, tedy go dziecię na dół po- targnie, aż się o ziemię u d e rz y " 3).

W szelka przegrana, w szelka klęska to niesław a dla Polski, niesław ą są także i owe „domowe w ę ż e " — konfederacye żolnier- nierskie, co były szkodliwsze, niż hord}/ tatarskie i co oddziały­ wały, zdaniem jego, jak lekarstw o w truciznę obrócone, a w pro­ w adzone do organizmu żywego. Szkodliwą je st także rzeczą, by król mieszał się do religii swoich poddanych, niech się „nie wdaje w plewidło P ana Jezusow e, zostaw iając mu to, co Jego urzędowi należy i Aniołom Jeg o “ 4).

Nie sądżnty, żeby Lubieniecki na horyzoncie owoczesnego ży­ cia publicznego Rzpltej nie dostrzegał ciężkich ołowianych obło­ ków, co błękity zasnuw aty, przeciw nie on je widział, on bolał np.,

p S tr . 168. η S tr . 174. s ) Str. 174. ') S tr . 55.

(16)

P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K IE M . 4 9

że „tu i owdzie ścianom zborowym dostało gw ałtu od s wa wolni - ków “ 4) (godził się z tem wszakże, bo sam, porów nyw ując te gw ałty z tem, co za granicą miało miejsce, spostrzegał ich nieznaczność), ależ on przedew szystkiem opisuje to tylko „co do szczęścia k ró ­ lów naszych i Rzpltej należy“, on przeto i książkę swoją „Polo- neutichią“ nazwał.

Jakie były przekonania, jaki sposób patrzenia i sądzenia o spra­ wach publicznych Sam uela Maszkiewicza, husarza, nie jesteśm y w stanie dokładnie skonstatow ać na podstaw ie jego „D y ary u sza"2), chociaż nadm ienia np., iż kiedy Szczęsny H erburt byw ał u niego w Przem yślu częstym gościem, dyskutow ali obaj o „rzeczach wiel­ kich"; tyle wiemy, że nie podzielał buntow niczo-aw anturniczych zapędów H erburta, w który/in „rokoszowe hum ory nie ustały", że nie uznawał, by można było zbrojno iść ku W arszaw ie na sejm, by królowi zagrozić i czego rokosz nie dopiął, teraz zrealizować osiągając zarazem żądania wojska. Pomimo znacznego zdem orali­ zowania, pomimo zaniku nieraz głosu sumienia i m oralnego poczu­ cia, Maszkiewicz potępia! istnienie party i w łonie samej Rzpltej, dobywającej szablę przeciw królowi; Maszkiewicz poczytywał fakt taki za fałszywy w samem założeniu, za rujnujący kraj, za w yw o­ łujący „skwirk ubogich ludzi i krzyw dę nieznośną“, co idą w parze z każdem „skupieniem wojska" 3). Zadosyć czynić potrzebom woj­ ska na koszt „ubogich ludzi“ nie godziło się, ale zaspakajać je z innych źródeł: dzierżaw, starostw , intratnych królewszczyzn, a tłu ­ stych opactw i biskupstw —to rzecz dozwolona, szczególnie, że po­ łowy/ in trat z tych dóbr starczy/ na potrzeby w o jsk a4).

Poczuwając się do solidarności wojskowej, w zdrygał się przed ubliżaniem m ajestatow i królew skiem u w oczy/, czego przykład u pa­

trujemy w poselstw ie na sejm w r. 1613 5). P rofesor Chlebowski

pisze o tymi pamiętniku, iż podobnie, jak P asek do Lubom irskiego, poszedłby on do obozu Zebrzy/dowskiego, gdy/by/ miał tam p er­ spektyw ę „większych korzyści m a teryalnych“; być może, ale to pewne, że „obaj nie rozumieją i nie zdolni zrozumieć istoty/ i do­ niosłości walki, toczącej się między królem z domu W azów, a opo- zy/cyą szlachecką, nie mającą jasno sform ułow anego program u

p P o lo n e u t , str. 162. 2) D y a r y u s z S a m u e la M a s z k ie w ic z a — (1594— 1621): w Z b io r z e p a m ię tn i­ k ó w o d a w n e j P o ls z c z ę — p r z e z J. U. N ie m c e w ic z a . L ip s k r. 1839, t. II. 3) S tr. 297. p S tr. 298. s) T a m ż e . P rz e g lą d H is to ry c z n y . T . X V I, z. 1.

(17)

5 0 P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M .

i ogólnej doniosłości celów “ *). Czy miał zdolności rozum ienia tych przejaw ów dziejowych D ębołecki? Może, ale on się interesow ał w ojną m oskiewską; w łaśnie rozognione zapasy z Moskwą w ytło­ czyły swoje piętno na jego „Pam iątce bojów m oskiewskich" 2), n a­ cechowanej mroźną pogardą dla wschodnich sąsiadów , ja k ą żywiło owoczesne szlacheckie społeczeństw o, nacechowanej jednocześnie przeświadczeniem , że w ałka z Moskwą—to konieczność historyczna i obowiązek, który trzeba pełnić aż do chwili osiągnięcia pożąda­ nego rezultatu. W zdrygał się na widok, jak nie sym patyczny dlań 3) północny sąsiad p arł się w XVI w. na Zachód; określał ekspan­ syw ną polityką m oskiewską, jako bezbożne w ydzieranie się; do­ syć dla niej tego, co posiada, niech sobie siedzi na swych zie­ miach szerokich 4):

Bronić się swego godzi i umrzeć przji sw o jem 5).

O ile przecież chodzi o ow oczesną politykę polską, trzym ał się innej miary; gdy pisał „Pam iątkę bojów “, pełen był najlepszej wiary, że W ładysław zajmie tron moskiewski i w iarą w ten fakt zakończył utw ór, upojony w yim aginow anym obrazem, gdzie tyle pożytku dla Polski:

T am P an twój obiecaną stolicę zasiędzie I ziści się, że pod sw e skrzydła zgromadzi Tych, którzy oślep skubią tego O rła radzi: Juże jedź, a szczęśliwie, Bóg będzie przy tobie,

Nie pierw ej, aż zwojujesz Moskwę, lężesz w grobie 6). Ze Bóg w spiera usiłow ania polskie, to stanow iło dlań pewnik, stąd radosny jego nastrój, odbijający się i n a „Pam iętnikach o Lis- sowczykach" 7). *) A t e n e u m z a r. 1883, s tr . 252. ( P a m ię t n ik i H u sa r z a ). P a m ią tk a b o j ó w m o s k ie w s k ic h — o d A n d r z e ja z K o n o ja d D ę b o łe c - k ie g o w d r u k p o d a n a r. 1633, T o r u ń . 3) S tr . h, 9. 4) S tr . 20. ») S tr . 35. k) I b id e m .

’) P r o s t o d u s z n y fr a n c is z k a n , p o lit y c z n y p r z y j a c ie l A d o lfa h r. A lt h a n ’a ( z p o b u d e k u c z u c io w y c h n a tu r a ln ie ) n i e z b a c z a z e ś c ie ż k i s z c z e r e j , n ig d z ie n ie w s p a r t e j g ł ę b s z e m r o z u m o w a n ie m w ia r y w O p a tr z n o ś ć , k tó r e j i n t e r w e n c y ę p o jm u je b a r d z o n a iw n ie , n ie s p u s z c z a z o c z u n a k a z ó w k o ś c ie ln y c h i c o z K o ­ ś c io łe m w r o z t e r c e , a n ta g o n iz m ie , w a lc e , o s ą d z a , j a k o „ in w e n c y ę s z a ta ń s k ą “;

(18)

D robną zaledwo w iązankę poglądów, wypowiedzianych w ma- teryach publicznych, daje „Com m entariorum chotin. belli libri trè s “ Jakóba Sobieskiego *), któ ry określi Polskę, jako przedm urze chrze­ ścijańskie, w espół z innymi pisarzam i historycznym i XVII w., ja k zobaczymy przy przeglądzie ich dzieł. A le Sobieski nie chciał rzucać całego brzemienia na barki samej Rzpltej; trzeba, żeby ją w tem p o ­ pierali „m onarchow ie, stojący na czele chrześcijańskiego ry cerstw a“, trzeba, żeby „w spólne dłonie tych w szystkich, co noszą św. imię chrześcijan, w sparły nasze królestw o, stojące n a straży św iata chrze­ ścijańskiego, jako tarcza i pancerz od p o g an “ 2).

W ew nątrz, w samej Rzpltej, p ragnął widzieć porządek, ład, szczególnie w wojsku, gdzie żołdactw o rozpuszczone dokonyw uje gwałtów, wszakże to objaw, rzucający ponury cień ohydnej pamięci

potom nym czasom! Nie znajdow ał dość surowej kary na tych np.,

co podczas chocimskich zapasów pastw ili się nad M ołdaw ianam i3); gw ałty te oceniał przedew szystkiem pod kątem w idzenia nakazów

m oralnych. Na wojnie także trzeba zachowyw ać decorum ■— nie

wolno rzucać się n a rabunek i łupić 4). Z boleścią opow iada o tych szkaradnych cechach polskiego żołnierza, jako na przykład w ska­ zywał na T urków , n a uregulow aną u nich karność w o jsk o w ą5). Ideałem wodza dla Sobieskiego je st Chodkiewicz, w którego duszy paliły się iskry genjuszu; w Chodkiew iczu widział ów w spaniały filar z granitu, co podtrzym uje, podpiera całe sklepienie Rzpltej; Konaszewicz znowuż stanow i doskonały typ w odza kozackiego; za

PO G L Ą D Y P O L IT Y C Z N E W D Z IE J O P IS A R S T W IE PO LSK IE M . 5 1

w s z ę d z ie , z a w s z e i w e w s z y s t k ie m P a n B ó g , a lb o c z a r t d z ia ła . O d B o g a n a ­ k a z a n y m o b o w ią z k ie m — b r o n ić w ia r y ś w ., a g r o m ić p o g a n , c e s a r z r z y m s k i j e s t h e tm a n e m k a t o lic k ie g o K o ś c io ła , z t e g o ty t u łu F e r d y n a n d o s y p a n y w „ P a m ię ­ tn ik a c h o L is s o w c z y k a c h , c z y li p r z e w a g a c h E le a r ó w p o ls k ic h “ k w ie c ie m n a j ­ u p r z e j m ie j s z y c h p o c h w a ł i k o m p lim e n t ó w , a „ k r ó l z im o w y “ F r y d r y k n a z w a n y „ b a łw a n n y m k r ó le m c z e s k im “; E le a r z y s ta n o w ią z a c ią g b o s k i, o n i o d s a m e g o B o g a o tr z y m a li u p o w a ż n ie n ie d o p o m a g a n ia c e s a r z o w i i K o ś c io ło w i, o n i—z b a w ­ cam i c e s a r s t w a r z y m s k ie g o w 3 0 -le tn ie j w o j n ie , ich w o d z e m i h e t m a n e m sa m P . B óg! N a b e z e c e ń s t w a L i s s o w c z y k ó w p a t r z y ł k s. W o j c ie c h z d o b r o tliw ą p o ­ b ła ż liw o ś c ią , z ja k ą s ię p a tr z y n a n ie s z k o d liw e ig r a s z k i r o z b a w io n y c h d z iec i... Z e s z c z e r e m u w ie lb ie n ie m , w r a d o s n e j e k s t a z ie w y ś p i e w y w a ł h y m n p r o s to d u ­ s z n e g o c z ło w ie k a n a c z e ś ć k o m ic z n ie id e a liz o w a n y c h , n a p ó ł d z ik ich b a n d z b r o jn y c h .

*) C o m m e n ta r io r u m C h o tin e n s is b e lli lib r i t r e s — A u c t o r e J a c o b o S o b ie ­ s k i (o p . p o s th .). D a n tis c i 1646.

*) S tr . 17. 3) S tr . 82— 84. <) S tr . 107. 5) S tr . 156— 159.

(19)

5 2 PO G LĄ D Y P O L IT Y C Z N E W D Z IE J O P IS A R S T W IE PO LSKIEM .

to w ybacza mu naw et Sobieski różne w ybryki szkodliwe, kładąc je na szali zasług wobec Rzpltej i m ilitarnych kw alifikacyj4), zaś k ró lew icz· W ładj/sław — to „w ielka nadzieja p ań stw a“, to „książę od najwcześniejszej młodości gorliwjr w służbie R zpltej“ 2).

Pod kątem w idzenia ściśle katolickim ocenia ludżi i fakty ks. J a n W ielowicki S. J. w dużej swej pracy p. t. „H istorici diarii do­

mus professae Soc. Jezu C racov.“ (a. 1579— 1599— 1608— 1619— 1629). Interes katolicyzmu przedew szystkiem i ponad wszjistko. On p ra­ gnąłby nietylko całą Polskę, ale św iat cały widzieć w Kościele powszechnym, a w samej Rzpltej herezyę zdeptaną i od wszelkich w ybitniejszych stanow isk raz na zawsze o d su n ię tą 3). Luteranizm i kalwinizm, to jad, to tru c iz n a 4). K onfederacya dyssydencka, to konfederacya „bezecna, w której pod pozorem wolności zaw iera się ostre szarpanie religii i bezbożność“. I kto popierał tę konfe- deracyę na marcowym sejmie krakow skim w r. 1596, ten otrzy­ m yw ał od W ielewickiego miano „frigidus catolicus" albo „pseudo p oliticus“ 5). Polityka m usiała kryć w sobie żyw otne ziarno kato ­ licyzmu, politykiem był ten, kto działał w myśl interesów katoli­ ckich. Za propagow anie w iary, za w ierność i przyw iązanie do Ko­ ścioła, za opiekę nad zakonem Jezuitów , za fundacj/e, za donacye hojne i t. p. zasługi darzy godnych i wcale niegodnych zaszczyt­ nymi przym iotnikam i3). Zygm unt III na szczególne zasługuje łaski, wszak to „rex pientissimus... clementissimus... optim us“ 7), zamach przez Piekarskiego zgotowarty jest, zdaniem W ielew ickiego „czy­

') S tr ; 35, 36. ») S tr . 104, 105. 3) S c r ip to r e s r e r u m p o lo n ic a r u m t. X IV : W ie le w ic k i: H is t, a n n o s u n d e ­ c im 1609—1619, p a g . 78. 4) S c r. r. p o lo n ., t. II: W ie l. H is t, a n n o s 20: 1579 — 1599, p a g . 169. s) Ib id . t. V II, p. 200.

‘ ) C h w a li K a ta r z y n ę J a g ie llo n k ę za „ p r o p a g a n d a e stu d iu m (V II, p. 50), M ik o ła ja M ie le c k ie g o , c o b y ł d la z a k o n u „ a m a n tis s im u s “ (V I I , 75), B a to r y b y ł „in te m p lo p lu s q u am s a c e r d o s “ (V II. p. 96 — 98); s y m p a ty c z n ie o d z y w a s ię o M arc. L e ś n io w o ls k im , b o to „ d o m u s n o s tr a e b e n e fa c to r “ (V II, p. 162) i m a r sz, A n d r z e ju O p a liń sk im , co b y ł „ v ir m a g n u s in R p b lic a e t s o c ie t a t is n o s t r a e a m a n tis s im u s , e t f e r v e n t is s m u s c a t h o lic u s “ (V II, p. 165), p o d o b n ie ż — о A n n ie J a g ie llo n c e (V II, p. 222), o S ta n is ł. K a r n k o w s k im (X , p . 42), D y m it r z e S o lik o - w s k im (X , p. 43), n a w e t —m ie s z c z a n in ie k rak . R o s e n b e r g u (X V II, p. 222); n ie ig n o r u ją c w ie lu in n y c h z a le t, n a j s z e r z e j s ię r o z w o d z i n ad tem w h e tm a n ie Ż ó ł­ k ie w s k im , ż e b y ł to „ b e n e fa c to r , p r o m o to r , d e f e n s o r m a x im u s “ z a k o n u (X V II, p. 29); n a w e t m a r n e j p a m ię c i M n isz e c h , w w o d a s e n d o m . — „ v ir c la r is s im u s e t R p lc o e a m a n tis s im u s “ (X I V . p. 104), ’) S c r . s e r . p o lo n . t. X V II, p. 33 i 34; t. X I V , p. 3.

(20)

nem okropnym , dotąd w Polsce niesłychanym “ *). W rokoszu wi­ dzi machinacye h erety ck ie2); konfederacye żołnierskie uw aża za klęskę dla kraju 3); nie trzeba mieć bystrego um ysłu, ani bacznej obserwacyi, by to stwierdzić, to każdy zupełnie w yraźnie sobie uprzjdom niał, gdy kom uś toż wojsko przez jakieś dw a lata plą­ drowało zawzięcie majętności, albo kiedy patrzył, jak żołnierstw o harcuje po sąsiedzkich dobrach.

W ielew ickiego myśl i zam iłowanie obracały się dookoła po­ lemik religijnych, kw estyi zwalczania kacerzów, spraw zakonu i t. p. Zakon je st tym organizmem, tą całością, za której część i organ siebie uważa. Poza obręb swej instytucjo niechętnie w jigląda i przedstaw ia właśnie w owoczesnej historjiografii typ apolitycz­ nego urctysłu.

Znacznie wjoazistszj? i glębszj/ pod w zględem politycznych uwag i poglądów od wjunienionych ostatnich pisarzów na polu historyografii, jest Stanisław Lubieński, biskup płocki: szczery ka­ tolik, przyjaciel A ustrjd, wyznawca królew skiego program u, uzna­ jący praw ow itą władzę Zygm unta III w Szw ecyi. Zygm unt tam jest monarchą z woli Bożej i posiada niezaprzeczone praw o dzie­ dzictwa tronu, wszelkie więc zarządzenia „Stanów królestw a szwec- k iego“, przeczące tej zasadzie, są gwałtem; ale i król w Szwecjo ma zupełne praw o do użycia środków represjijnjich. W ypow ie­ dział się w tej kw estyi Lubieński w joażnie z okazyi intryg Karola Suderm ańskiego w r. 1594: „gdybj? K arol w espół z innymi zdraj­ cami swoje w iarołom stw o zapłacił wówczas żjrniem, zapobiegłoby się na przyszłość niejednej wojnie, niedoli i złem u“ i ). Natomiast w Polsce środki gw ałtow ne są niedozw olone. Lubieński odróżniał dwojaki rodzaj rządów: łagodnji i surowj/. Stosow anie ich uzale­ żniał od charakteru narodow ego, co się urabia pod w pływ em czyn­ ników geograficzitych: „nadm orskie lu d jr bardziej są skłonne do buntów i poruszeń, ludy zaś, śród lądu mieszkające, daleko są od tam tych spokojniejsze“ 5). S tąd w niosek praktycznjr, iż Szw edów trzeba trzymać w żelaznej dłoni, zwłaszcza, iż się ju ż przj'zwjiczaili do zmian rządów , w przeciwnjmi razie wciąż będą dążyć do inno- wacjij.

Zupełnie inaczej w inien król postępow ać w Rzpltej, nie dla­ tego przecież, by tutaj panow aty stosunki idealne. Nie należy

PO G LĄ D Y PO L IT Y C Z N E W D Z IE J O P IS A R S T W IE PO LSK IE M . 5 3 *) T . X V II, p a g . 33. 2) T . X , p, 118. 3) T . X I V , p. 120. ł ) P r o f e c t io S ig is m . III in S n e c ia m .— p a g . 18. s) I b id e m .

(21)

w Lubieńskim dopatryw ać się jakiegoś lau d ato r’a temporis sui, a naw et i tem poris acti, pomimo pow oływ ań się jego na szczęśli­ wsze czasy przeszłe; w ten sposób w yrażał niekiedy tylko w łasny ideał polityczny i szedł za zwykłą, przjnrodzoną właściwością n a­ tury ludzkiej—upatryw ania tam, gd zieś.w niedostępnej krainie mi­ nionych dni złotego w ieku i tęsknoty za nim, zwłaszcza gdjr tera­ źniejszość nie zadawala, a przyszłość sfinksowe oblicze ledwo uka­ zuje. A Łubieńskiego ow oczesna teraźniejszość nie zadawalniała; uderzały go np. sw ą jaskraw ą nieraz w adliwością „pacta conv enta“, o których twierdził, iż w rzeczywistości „służą tylko za pozór lu­ dziom niespokojnym i zlej; w iary ci, domagając się niby do­ chow ania paktów , zgoła odmienne kryją pod tem zam iary“ T W „pact, conv.“ widzi punkta, co pozostają m artw ą literą, formułą niemą, w takim charakterze uw ażają je nieraz samiż kró­ lowie; inne zaś w arunki ubliżają wręcz godności monarchy, są w prost niepodobne do w ykonania. W yłania się stąd fałszywa w za­ sadzie swej sjńuacya, bo król przyjm uje wszystkie w arunki, jakby istotnie miał je wypełnić!...

M ajestat m onarszy uw aża Łubieński za w zniesiony ponad wolę narodu; naród nie pow inien mocą swej władzy krępow ać króla, nie powinien narzucać więzów z tytułu elektora tegoż króla;

natom iast, niech naród w spółdziała ze swym panem. Z sar­

kazm em omawia Łubieński pobudki sejmu inkwizycyjnego i w y­ łaniające się z niego skutki; oczom jego ukazuje się pierwszy, niewidziany dotąd w ypadek, gd^r „zm yślone“ obwinienia rzucano publicznie, gdy tw orzono pow ód ku wznieceniu nienawiści wzglę­ dem monarchy, gdy podaw ano przyczyny niezgody wew nętrznej z widmem zatargu zbrojnego w konsekwencyi. T rzeba czcić króla, godzien czci i senat. W odpowiedzi pew nem u anonimowi, kreślo­ nej z niezwykłym tem peram entem , wpadającej niejednokrotnie w ton mroźnej dla niego pogardy, w ołał Łubieński, iż niewolno ladakomu poryw ać się przeciw opinii senatorów , co są „dostojni autorytetem , szanowni wiekiem, roztropni w przedsiębraniu i m ą­ drzy w w ykonyw aniu rad, co najlepiej życzą ojczyźnie, pragnąc jak najszczerzej dobra R zpltej“, niewolno plugawić m ajestatu kró­ lewskiego, niewolno rozsypyw ać ziaren zawiści, niew olno'siać nie­ zgody 2), a kto się błąka po manowcach tych czynów, spraw om publicznym szkodliwych, ten—wrogiem jest katolickiej wiary, ten króla nienawidzi, a ojczyznę zd rad z a3).

<) D e m o tu c iv ili p a g . 41.

г) R e s p o n s io a d 70 r a tio n e s e t c .— p a g . 162. 3) I b id e m , p a g . 163.

(22)

P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M . 5 5

Rokosz w jego politycznych zapatryw aniach zmian nie sp ro ­ wadził, chyba tylko spoił je, wzmocnił, utw ierdził w nich Lubień­ skiego, w którego oczach rokosz — to czyn zuchwały, godząc}? na powszechny interes, zakłócający naród, w yzuwający go z w ierno­ ści względem praw ow itego pana. K iedy po złamaniu rokoszu w lipcu r. 1607 w ydano wyroki na przyw ódców , kiedy ich pozwano do sądów , ogłoszono za nieprzyjaciół kraju, zasuspendow ano w urzę­ dach, odebrano nadane dobra, kw estyę konfiskaty i kary śmierci odłożono do sejmu, a mniej skom prom itow anych pociągnięto do złożenia pow tórnej przysięgi, Lubieński takie zdanie w ypow iadał o tych zarządzeniach: „środki te nikomu zbyt srogiemi nie w yda­ dzą się, skoro oceni owoczesne położenie, zniewagę dosto­ jeństw a królewskiego, zuchw alstw o rokoszu, więcej jeszcze w bite w pychę łagodnem postępow aniem króla, ich pogróżki, pomimo, iż zostali zwyciężeni i now e obelgi, jalde w pismach publicznych zuchwale miotali! W szystko to przecież czyniono ze strony króla raczej dla odstraszenia i odw iedzenia obłąka­ nych, niż w celu rozciągania krzywdzących i surowych k a r“ l). W Łubieńskim znalazł naśladow cę i kontynuatora stary zwy­ czaj, istniejący w naszej politycznej literaturze XVI w. — ujm owa­ nia w postaci politycznej rozpraw y obowiązków, będących niezbę­ dnym atrybutem społecznych, stanow ych czy państw ow ych funkcyj, naturalnie w przeświadczeniu, iż taki trak tat ułatwi, a może po- prostu umożliwi osiągnięcie doskonałości w pew nym kierunku działalności publicznej; były to podobno odbicia głośnego dzieła M acchiavella o księciu. W ięc kreślił dokładny w izerunek P osła W arszew icki, więc Paprocki m alow ał H etm ana, a S en atora opisy­ wał* barw nem piórem W aw rzyniec Goślicki. T endencya ta prze­ szła do w. XVII, mam}? np. w pierw szej jego połow ie sylw etkę D obrego O byw atela, rysow aną niew praw ną, niedołężną ręką Siemka, w ytw ór animozyi względem kleru i możno władco w, a płytkiego uzdolnienia politycznego. Łubieński ujął całokształt publicznych obow iązków dw u wysokich stopni w polskiej hierarchii państw o­ wej: biskupiego i podkanclerskiego 2).

?) D e m o tu c iv ili in P o lo n ia — lib . IV , p a g . 134.

*) T r a k ta t o o b o w ią z k a c h p o d k a n c le r s k ic h n a le ż y d o z a k r e s u lite r a tu r y p o lity c z n e j; z e w z g l ę d u n a to, iż r z e c z ta w o g ó l e n ie j e s t b liże j z n a n a , a p o - w t ó r e , ż e s łu ż y ć m o ż e z a p r z y c z y n e k d o c h a r a k te r y s ty k i L u b ie ń s k ie g o , ja k o o b s e r w a t o r a ż y c ia p u b lic z n e g o i „ s ta ty s tę “, p o z w a la m s o b ie n a s t r e s z c z e n ie tej p r a c y w p r z y p is k u . W z o r e m i in k a r n a c y ą w s z e lk ic h k w a lifik a c y j p ie c z ę ta r z a , j e s t d la L u ­ b ie ń s k ie g o , tak j a k i d la H e id e n s z t e j n a , J a n Z a m o y s k i. P o d k a n c le r z y , w e d ł u g p o g lą d u L u b ie ń s k ie g o , p o w in ie n z a w s z e d o b r o p u b lic z n e p r z e k ła d a ć n a d — p r y

(23)

-5 6 P O G L Ą D Y P O L I T Y C Z N E W D Z I E J O P I S A R S T W I E P O L S K I E M .

W życiorysach biskupów płockich porozrzucał uwagi, doty­ czące urzędu biskupiego w Polsce, jako podwójnej funkcyi i od­ powiedzialności: kościelnej i państw ow ej. Rekapitulacyę tych

licz-w a tn e ; licz-w in n a g o z n a m io n o licz-w a ć z d o ln o ś ć p r z e licz-w id y licz-w a n ia o k o lic z n o ś c i, s z c z e g ó l ­ n ie n ie b e z p ie c z n y c h , k tó r e w e w ła ś c iw y m c z a s ie t r z e b a z a ż e g n y w a ć „ n e q u id K p lic a d e tr im e n ti c a p ia t“ . O n c o d z ie n n ie m u si u p r z y ta m n ia ć s o b ie , iż j e m u w ła ś n ie z le c o n a R z p lta , d o b r o i d o s t o j e ń s w o k r ó la i o jc z y z n y , str a ż p r a w a , s p o k ó j i p u b lic z n e b e z p ie c z e ń s t w o , iż on j e s t s ę d z ią z a s łu g i c n o ty k a ż d e g o o b y w a t e la , o k t ó r e g o z a s łu g a c h , z d o ln o ś c i d o s łu ż b y p u b lic z n e j, p r z e z n ie g o k r ó l w ie d z ie ć b ę d z ie ; p o d k a n c le r z y j e s t ja k b y ta rczą d la c h ło s t a n y c h n i e s z c z ę ­ ś c ie m i m ia ż d ż o n y c h n ie s p r a w ie d liw o ś c ią , a o b r o n ą dla w d ó w i s ie r o t . P o d ­ k a n c le r z e g o w s z y s c y w id z ą , w s z y s c y p a tr z ą n a c z y n y j e g o , ja k b y p r z e b y w a ł w sz k la n y m dom u . D o m j e g o m u s i b y ć o tw a r ty d la w s z y s t k ic h p o tr z e b u ją c y c h , s z c z e g ó ln ie dla n ie s z c z ę ś liw y c h , co za p o ś r e d n ic t w e m p o d k a n c le r z e g o m o g lib y p r z e d ło ż y ć s w o j e p r o ś b y i p o tr z e b y m o n a r s z e , a le do t e g o m o n a r c h y t r z e b a p r z y s t ę p o w a ć z r e s p e k te m , g r a n ic z ą c y m p o p r o s tu z e s tr a c h e m . W k a ż d y m r a ­ z ie n ie c h o d c h o d z ą z p o k o i k r ó le w s k ic h z d o b rą n a d z ie ją w s e r c u , z o tu c h ą , r o z w e s e l e n i. P is a ł L u b ie ń s k i ten traktat „ A m ica p a r a e n e s is ...“ etc. d la T o m a ­ s z a Z a m o y s k ie g o , k tó ry s z e d ł n a p o d k a n c le r s tw o ; k a n c le r z e m b y ł Z a d zik . D o k a n c le r z a n a le ż y p r z y j m o w a n ie c u d z o z ie m s k ic h p o s e ls tw , d a w a n ie o d p o w ie d z i, d y k to w a n ie le g a c y j p o s e ls k ic h , o d b ió r s p r a w o z d a ń z o d b y ty c h p o s e ls t w , c z y n ie ­ n ie p r o p o z y c y j im ie n ie m k r ó le w s k ie m i t. p. o b o w ią z k i, a le w c z a s ie n i e o b e ­ c n o ś c i sp a d a ją o n e na p o d k a n c le r z e g o , a n a w e t i p o d c z a s o b e c n o ś c i, g d y taka w o la k róla; do n ie j t r z e b a s i ę b e z o c ią g a n ia a k k o m o d o w a ć . W s z e lk ą e m u la c y ę p o m ię d z y p ie c z ę ta r z a m i s t a n o w c z o t r z e b a u s u w a ć . C e c h ą p o d k a n c le r z e g o w in n a b y ć r ó w n o w a g a d u c h o w a , d ą ż e n ie d o s ła w y ś c ie ż k ą c n o ty , a w ie r n e g o p r z e ­ s tr z e g a n ia p r a w a ; w ła ś n ie n a w e t r e s p e k t d la m o n a r c h y tr z e b a o k a z y w a ć w o b ­ r ę b ie p r a w a , co p o d k a n c le r z y p o tr a fi u s k u te c z n ić , p r z e s tr z e g a ją c , b y lis ty , w y ­ d a w a n e w k r ó le w s k ie m im ie n iu , n ie s p r z e c i w i a ły s i ę n ic z e m p r a w u ; a p o p r a ­ w i e — s z a n o w a ć p o w a g ę i d o s t o j e ń s t w o R z p ile j i k r ó la , p r z e s tr z e g a ją c i w p ism a ch i w s t o s u n k a c h d y p lo m a ty c z n y c h z z a g r a n ic ą g o d n o ś c i m o n a r c h y p o ls k ie g o i R z p lte j. O b r o n a m a je s ta tu p a ń s k ie g o b e z w g lę d n ie n a le ż y d o z a k r e s u o b o ­ w ią z k ó w p o d k a n c le r s k ic h , p o d o b n ie ż o b r o n a d ó b r i p r e r o g a t y w k ró la , z w ła ­ s z c z a , ż e s ię sn u ją ta cy , c o z ło r z e c z ą p a n o m s w y m , a w y n a jd u ją p r z e w r o t n e i n t e r p r e t a c y e , m a ją c e n a c e lu w y w r ó c e n ie , lu b p rzym ajtn niej u s z c z e r b ie n ie t y c h d ó b r i p r a w . W P o ls c e ż ą d z a p o p u la r n o ś c i u s id la lic z n e u m y s ły , o m a m ia w ie lu s e n a t o r ó w , ci ż ą d a ją ta k ic h o g r a n ic z e ń k r ó le w s k ic h , g o n ią c z a p o k la ­ s k ie m o p in ii, in n i id ą ta ż d r o g ą b e z ś w ia d o m o ś c i z n a c z e n ia dla R z p lte j z a c h o ­ w a n ia m o n a r s z e g o d o s to je ń s tw a ; a in n i j e s z c z e n a g in a ją sp raw y' p u b lic z n e d o p o z io m u w ła s n y c h p r y w a t n y c h p o t r z e b , o c e n ia ją j e n a m ia r ę o s o b is t y c h w i­ d o k ó w i in t e r e s ó w . P o d k a n c le r z e m u z tak im i łą c z y ć s ię n ie w o ln o ! o n w s z a k j e s t i s tr ó ż e m p r a w a i d o b r a p u b lic z n e g o i p o w a g i R z p lte j i k ró la . L u b ie ń s k i, ja k o k o n s e r w a t y s t a w s z la c h e tn e m z n a c z e n iu t e g o w y r a z u , s z a n u je p r z e s z ło ś ć , tr a d y c y ę ; t w ie r d z i, iż tr z e b a n a m tr z y m a ć s i ę d a w n y c h p r a w , a s ta r y c h o b y c z a j ó w , „ z b łą k a m y s ię , j e ś li s ię o d n ic h o d s t r y c h n ie m y “. W i e c n ie c h ż e b r o n i ty c h d a w n y c h p r a w i s t a r y c h o b y c z a j ó w p o d k a n clerzy ', n ie c h n a b łę d n e to r y n i e z b a c z a i n ie c h z a m y k a innyun ta m d r o g ę w ła s n y m p r z y k ła d e m , d r o g ę , c o k u r o z s tr o j o w i w ie d z ie . W s to s u n k u d o K o ś c io ła n a

Cytaty

Powiązane dokumenty

our previous work, an optical path difference microscopy based on high resolution Shack-Hartmann wavefront sensing technique in transmission configuration has been developed.. 8

[r]

Celem opracowania jest przedstawienie czytelnikowi polskiemu zakresu francuskiej wie- dzy geograficznej nie w postaci cytowanej literatury, lecz w oryginalnej formie, oraz ocena

Na mocy artykułu 139 Konstytucji Szwajcarii dotyczącego czę- ściowej zmiany Konstytucji Federalnej postanowiono, że z takim żąda- niem może wystąpić sto tysięcy

A variety of Polish military organizations had stationed in the city of Lvov at that time, such as Polskie Kadry Wojskowe ([PKW] Polish Military Cadres) which formed a sort of a

Wyniki przeprowadzonego badania pozwalają stwierdzić, że większość projektów rewitalizacyjnych w Warszawie dotyczy obszarów mieszkaniowych. Rewitalizacja prowa- dzona

Można wnioskować, że odczuwana wrogość osób innych narodowości w stosunku do badanych studentów ma raczej incydentalny charakter, chociaż fakt doświadczenia

Wielomiany Kursmatematykiworatorium autoramimateriałówsą:drBarbaraWolnikiWitoldBołt 17marca2006 Spistreści 1Podstawowepojęcia1 2Wykresyiwłasności2