BEZPŁATNY DODATEK
Cieli Marii.
Złocą się gwiazdy na niebios szafirze.
Księżyc nad góry srebrne lica wznosi , Znikają mary w czarnym borów wirze.
Lud pod figurę chwałę Marji głosi.
Tam pod figurą, co za wioską stała, Strojna zielenią i barwnemi kwiaty Wielka gromada dzieci się zebrała, Aby swej Marji wyśpiewać wiwaty.
Ave Maria! Witaj Matko nasza!
Ty jesteś Nieba i Polski Królową, Pod Twą opieką nic nas nie zastrasza, Pacz nas osłaniać Swą szatą tęczową.
Otrzyj łzy z oczu, serca ukój rany!...
A wiatr te pieśni na swe porwał fale, I poniósł kędyś przez zielone łany, W te czarno - sine, tajemnicze dale ...
Zdrowaś Marjo!... stojąc na uboczu Śpiewałem z dziećmi, łzy ciekły mi z oczu Ave Maria, — Tyś moją nadzieją,
Spraw, niech me czarne troski zajaśnieją...
--- oxo---
Rozważanie tygodniowe.
Pokój upiększa życie nasze.
Nie chodzi tu o pokój, którego światu całemu potrzeba po tak długiej wojnie, politvka nie trosz
czy się o poszczególnego członka społeczeństwa.
Chociaż chętnie sobie przypominamy błogie czasy przedwojenne z ich taniością, zarobkiem i t. p.
Spokojna rzeka ma kwitnące brzegi. Tak się też ma sprawa z naszem wewnętrznem usposobie
niem, z naszem najbliższem otoczeniem Jeśli po
siadamy spokojny zmysł, dusza nasza staje się wrażliwą na świetlane myśli i pobożne natchnie
nia. Wtedy też oddziałowujemy dodatnio na naszą rodzinę i otoczenie, przez co porządek i ład panuje w naszym domu i owocne stosunki bywają w wy
chowaniu dzieci.
Niestety pokój duszy miewa na tej ziemi wielu nieprzyjaciół, mianowicie żądzę chwały, posiadania pieniędzy i używania świata. Namiętności te po
zbawiają człowieka wewnętrznego zadawalanie się skromnem życiem, naprowadzają go do niespra
wiedliwości i braku miłości wobec innych a wy
wołują różne grzechy wobec Boga. Chcąc uniknąć tego, trzeba opanować swe nieokiełznane namię
tności.
Ale co robić, jeśli wewnętrzny pokój został już zakłócony? Zbawiciel nasz w Sakramencie Poku
ty dał nam odpowiedni środek odporny. Niezli
czone rzesze Sakrament ten już uszczęśliwiał z bie- I giem wieków chrześcijańskich, a osładzał im życie
| i śmierć. Ukochajmy ten Sakrament i często do j niego przystępujmy dla uzyskania owego spokoju.
Budującą nad wyraz jest gromadka dzieci, przystępujących po ra'ż pierwszy do Komunji świę
tej. W wiośnie życia stojąc, dzieci te przypomi
nają nasze grządki z kwiatami i naszą młodość du
chową słowami: „Jeśli nie staniecie się jak owe dzieci nie wnijdziecie do błogosławionego raju — pokoju."
Wniosek z tego jasny, więc zastosujmy się do niego a doczekamy się pięknych dni!
--- 0X0---
Ok® matczyne.
Prawie tuż poza wsią, gdzie droga mało uczę
szczana prowadziła do lasu, spotkało się przypad
kiem dwóch wędrownych. Jeden z nich był w rozkwicie młodości, podczas gdy u drugiego włosy były już siwizną przypruszone, a rysy twarzy do
wodziły, że już przeżył niejedną dziesiątkę lat w cierpieniu i w niedostatku.
„Dokadże cię oczy prowadzą bracie?“ — za
pytał się starszy młodszego, gdy się z nim zrównał Ale ten czynił, jakoby nie był wcale usłyszał zapy
tania. Twarz jego opalona ani nie drgnęła, a oczy, utkwione gdzieś w dal, ani nie spojrzały na towa
rzysza przygodnego; było w tej twarzy coś jakby zarozumiałość i pycha, co się dziwnie odbijało od jego młodości i lichej odzieży.
„No i skądże cię los prowadzi?“ — zapytał powtórnie starszy, nie zrażony milczeniem młod
szego.
„Z daleka“ — brzmiała krótka odpowiedź.
„A dokąd idziesz?“
„Zawsze za nosem“, — odparł młodszy, wzdry<
gając ramionami.
„A czemże jesteś z zawodu? Czy może w celach naukowych pragniesz zwiedzić świat cały?"
„Szukam pracy jakiejbądź!“
,;Vło, Xo '»jxAoc.-z.xxXe Xeł- yx\<s YryX%& &osrsfc ty&Xto- \
ivivm w w'y’bovz.c swych rodziców.“ \
Młodszy milczał.
„Im więcej się tobie przypatruję bracie“, — ciągnął dalej starszy — „tern więcej mi się zdaje, żeśmy się już kiedyś widzieli. Czy to może 5 lat temu nie było w Rawiczu albo raczej w Racibo
rzu? Tak, tak, pewny jestem, że to było w Raci
borzu.“
„Co ci się przyśniewa“, — żachnął się młodszy urażony. — „Mylisz się!“
„Być może, być może“, — rzekł starszy jakby po głębszym namyśle. „A jednak był tam wtedy między nami taki wysmukły młodzian, zupełnie do ciebie podobny, a który właściwie zupełnie nie był tam na swem miejscu, taki jeden, co to się urodził już w lakierach i rękawiczkach. Od samego uro
dzenia powodziło się mu za dobrze, miewał za wiele pieniędzy i opływał we wszystko, aż się wła
śnie dla tego poślizgnął i upadł. Już nie pamiętam dobrze, czem to był jego ojciec, generałem czy też raczej generalnym dyrektorem, jednem słowem ja
kieś wysokie stworzenie, ten podobno wyrzekł się synalka, kiedy młodziak narobił aż za wiele głupstw, co wywołało wtedy w świecie wiele wrzawy.
„Co mnie to może obchodzić!“ — zauważył młodszy, wciąż w dal zapatrzony.
„Widzisz, bracie, jak się spotka na drodze dwóch takich podróżujących w geografji, jak my, tedy dla uprzyjemnienia sobie drogi, mówi się o tern i owem. Tak to już bywa w świecie na
szym.“
Kiedy młodszy towarzysz na to nic nie odpo
wiedział, starszy po pewnem milczeniu znowu pod
jął pogawędkę.
„A gdzieś to w końcu pracował?“ — zapy
tał.
„W Belgji przy węgłach, a przedtem tam po drugiej stronie oceanu, w Ameryce , jako robotnik
w fabryce, potem w wiejskiem gospodarstwie jako pachołek do koni i w innych jeszcze zawodach, je
żeli cię to obchodzić może.“
„Toś tam też był? Z niejednegoś pieca tedy chleb jadł, jak to mówią. A czemuś znowu powró
cił, czy tam nie było lepiej?“
Towarzysz udawał, że nie słyszy wcale py
tania. . ,
„Czy tam dla takich bezdomnych jak my tez tak ciężko? Albo może cię chwyciła tęsknota za krajem rodzinnym, taka chandra, której się oprzeć niepodobna?“
„Tęsknota?“ — zawołał młodszy. — „Za czem, za kim?,,
„Czy nie masz już ojca?“
„Nie!" — brzmiała krótka odpowiedz nie
chętna.
„A matki też już nie masz?“
Na to pytanie młodzieniec cały zadrgał.
„....Matkę?“ — zapytał mimowolnie głosem stłu
mionym, jakby mu coś w gardle dech zahamowa
ło, — a potem twarz; jego przybrała znowu wygląd
kamienny i wzrok utkwił gdzieś w dali.
Słońce poczęło się na dobre chylić ku zachodo
wi; na drodze było wprawdzie jeszcze widno, ale w lesie wiecór rozgościł się na dobrze.
„Co mówisz,“ — odezwał się znowu starszy po dłuższej przerwie, — będzie pewnie czas, że się do snu ułożymy na jakie! miedzy. Sądzę, że pe-
xNxüe v Xv 'Laxxocxxxesx xxa. XoxxXe. x»xzyxo&^, \jo xxxc.
xvr zapuszczam, żeś soYńe tam w mieście zamówił salon w jakim hotelu.“
„Czyń, co ci się podoba, i nie oglądaj się na mnie; ja idę dalej,“ — odparł młodszy.
Ale już po kilku krokach, zatrzymał się nagle, jakby wrósł w ziemię.
„Co ci jest, co się stało?“ zapytał towarzysz starszy, który widocznie chciał dotrzymać mu kroku.
„Czy nie widzisz tam niczego?“, rzekł młod
szy wędrus, wskazując ręką na zakręt szosy. „Nie widzisz tej liny drucianej poprzez drogę? To z pewnością zasadzka bandycka.“
„Masz słuszność, to jakaś sztuka djabelska“, przywtórzył starszy.
Wtem zdała dał się słyszeć łoskot samochodu, który z tamtej strony z poza zakrętu szosy zbliżał się w,całym pędzie do miejsca, gdzie znajdowała sig złowroga lina. Nie namyślając się ani sekundy, młodszy wędrowiec z całych sił pędził ku zakręto
wi i minąwszy linę, stanął jak wryty w środku szosy z rozkrzyżowanemi rękami i z całych sił zawołał: „Stój! stój!“
Jadący w samochodzie, którego światło objęło już postać młodzieńca, nie pojęli oczywiście prze
strogi jego jako takiej, tylko raczej upatrywali w niej napad sam. to też ani myśleli się zatrzymywać i usiłowali go wyminąć. Nie bacząc na niebezpie
czeństwo, na jakie się naraża, młodzieniec skoczył na stopień samochodu i jeszcze raz z całej siły za
wołał: „stój!“
W tej chwili w samochodzie rozległ się krzyk kobiecy i samochód przystanął prawie tuż przed liną. Prawdziwie cudem było, że rozpędzony wóz, tak nagle wstrzymany nie przewrócił się, albo nie wjechał w rów lub w drzewo, bo wtedy z jadących nie byłby bodaj nikt uszedł z życiem. Jeden z ja
dących otulony w płaszcz, z okularami na nosie i kaskiem na głowie, wyszedł wtedy z samochodu i w przekonaniu, że młodzieniec ów, to bandyta, skierował ku niemu rewolwer błyszczący i zawołał groźnie: „Precz, bo strzelę!“
I byłby może zastrzelił tego, który właśnie chciał go zachować od nieszczęścia, od śmierci, gdyby w tej chwili siedząca w wozie kobieta, wi
docznie żona jego. nie była mu poradziła, aby prze
cież wysłuchał młodzieńca, który nie wyglądał na bandytę.
Ale młodzieniec nie wiele mówił, tylko ręką wskazał na linę i zaledwie wymówił słowa: „Tam lina!“
Na chwilę zapanowało grobowe milczenie; po jadących przeszły ciarki, bo wreszcie zrozumieli, że gdyby nie ów młodzieniec, nikt z nich nie byłby już przy życiu.
Pan z rewolwerem pospieszył się schować mordercze narzędzie i dobył za to portfelu, z któ
rego wyjął dwuzłotówkę i podał młodzieńcowi, al
bo raczej chciał mu wręczyć, bo młodzieńczy zba
wca już usunął się gdzieś w cień, spojrzawszy z przerażeniem w oblicze tego, którego od śmierci wybawił. Przedtem jednakże na sekundę podszedł do samochodu i spojrzał do wnętrza. W tej chwili rozległ się znowu lekki okrzyk kobiety, przytłu
miony rzewnęm łkaniem, którego inni nie dosły
szeli wobec łoskotu i sapaniu maszyny, a potem młodzieniec gdzieś zaginał, jak gdyby go ziemia
i\
XiocXVXovxsX-a, xk xeXv, YAöta YrjV&.
wn pudla z icąY. h\adel hoYnety.
Nie widząc młodzieńca, pan z samochodu podał banknot starszemu lego towarzyszowi, prosząc go.
aby go młodzieńcowi wręczył, i za chwilę samo
chód ruszył dalej i zniknął na zakręcie.
Stary wędrus obejrzał się wtedy za towarzy
szem, a zobaczywszy go siedzącego przy drodze, pobiegł do niego i podał mu banknot. Zdziwił się jednak niemało, że ten ani się nie obejrzał, choć mu wyraźnie powiedział, że to złotówka.
„Zatrzymaj pieniądze, proszę cię, i idź sobie dalej, a mnie pozostaw tu samego", rzekł ledwie dosłyszalnie, ale w tym glosie jego było coś, co staremu doświadczonemu towarzyszowi kazało za
stosować się do życzenia. Nie mówiąc już ani sło
wa, ruszył dalej w drogę. Przy drodze pozostał młodzieniec z ukrytą w dłoniach twarzą; głośne łkanie rozrywało jego piersi, od czasu do czasu różę przykładał do ust i powtarzał szeptem: Droga, jedyna mateczka!
Bo ta pani, która w samochodzie siedziała, to była istotnie jego matką. Ona jedynie poznała syna swego w tym młodzieńcu, który i ją i ojca uratował od śmierci...
-0X0-
Vkl-w MTOVra V} xxtvNx.x ^JXXXVL -Ł-a. XXXV.- sV'aXosx. Wa w"v^Ys,tą \vOyv-xV xx>-
dz\ce, powiew aż oslto wie domagali a\ę wStoatŁewla \ot tecy. Ojciec powinien był się przekonać o tem, czy
syn nie podjął się dzieła ponad swe siły, to znaczy, czy sam był sobie mógł dać radę z wycinaniem i sklejeniem. Gdyż przy dzisiejszych wycinankach n.e jest io wcale łatwem i prostem. Jeśli zaś sprawa była zbyt trudną, należało dziecku dawać dobre wska
zówki; w wolnym czasie ojciec mógł był też chłop
cu pomagać_ ale tylko pomagać, a nie samemu ro
bić. Dziecko powinno było mieć to zadowolenie, że samo dokonało pracy; przedewszystkiem jednak po
winno wiedzieć, że rozpoczętej pracy nie porzuca się niedokończonej. Gdy zaś dzieło zostało wykończone, natenczas radość tworzenia podnieca się bez wzglę
du na to, czy sprawa udała się lub nie. Radość z wykończonego dzieła pobudza ochotę do dalszego tworzenia, do nowych prób zręczności i siły. Ważną też odgrywa rolę umocnienie woli, która przy dru- giem podobnem dziele nie tak szybko się już znie
chęci.
Podaliśmy tu jeden z bardzo wielu przykładów, które można zauważyć w każdej rodzinie! jeśliby zaś rodzice dbali u dzieci, swych o doprowadzenie do końca rzeczy rozpoczętej, wielce przyczynialiby się do wzmocnienia woli dz-ecięcej, któraby się też uwi
daczniała w moralnej woli i moralnym czynie.
Wychowanie.
Koniec wieńczy dzieło.
Brak wytrwałości i silnej woli już u wielu lu
dzi wpłynął ujemnie na całe ich życie. Wiele bowiem rozpoczęto pięknych i pożytecznych dzieł, ale niestety bardzo mało doprowadzono do pożytecznego końca.
Bardzo wielu wprost chorobliwie rozpoczętych prac niedokończają, stąd też nigdy nie dochodzą do upra- gnionago celu, z czasem stawają się zgorzkniałymi i ubożeję na całe swe życie.
Dla rodziców cennem jest niezwykłe zwracanie uwagi u dzieci swych na to, czy rozpoczęte z zapa łem prace też bywają doprowadzane do końca. Mniej
sza o to, czy w tym wypadku chodzi o nieznaczne rzeczy, czy o zabawę jaką szybkie opuszczanie tejże świadczy o ujemnej skłonności, którą powinno się całkiem ostro zwalczać. Z drugiej strony znowu — wzbudza w rodzicach błogie nadzieje, że człowiek, który z wytrwałością oddaje się pewnej sprawie, nie zawiedzie też później w obranym zawodzie.
Przypatrzmy się np. chłopcu, który u rodziców wy błagał kilka groszy na kupienie wzoru na iortecę.
Widział, jak przyjaciel jego niedawno skleił sobie ta
ką fortecę. Rodzice dali mu pieniądze, przypuszcza
jąc, że dziecko nad wycinanką i klejeniem niejedną godzinkę przyjemnie spędzi. Chłopiec z zapałem za
brał się do pracy. Niestety przekonał się, że sprawa z lepieniem i zestawianiem nie jest tak łatwą jak przypuszczał początkowo. Już przy pierwszych tru
dnościach mały artysta stracił odwagę, cierpliwość i ochotę. Zabierał się wprawdzie jeszcze kilkakrotnie do pracy, ale bez wszelkiego zapału. Po 'kilku dniach w kącie jakimś stało niedokończone dzieło, bardzo brzydko wyglądające. Matka upomniała go jeszcze kilka razy, ale nadaremnie, w końcu rzecz niedokoń
czona zawadzała jej wprost, boć zajmowała dosyć dużo miejsca, więc wygadując na niepotrzebny wy
datek, wrzuciła wszystko w ogień. Ojciec zajęty swą pracą zawodową wogóle nie pamiętał już o fortecy chłopca.
Na polu rzeczywistej pracy, czy to cielesnej lub umysłowej dużo dzieci okazuje dobrą wolę bez więk
szej wytrwałości.
Dzieci zabierają się do przeróżnych prac i rze
czy, jako to do rysunków, do gry na fortepianie lub skrzypcach itd. Rodzice sprawiają im nieraz wielki
mi ofiarami drogie przyrządy, ale dzieci po krótkim zapale po kilku godzinach już stanowczo porz.u..dją rzecz, ponieważ napotkały na trudności niespodzie
wane. Trudności te z każdą pracą są połączone, ale niemi nie można się zrażać. Przeciwnie dbać trzeba o to, by je zwalczać a dojść do udoskonalenia s ę w tej pracy lub w tym zawodzie, który ma dzieci przy
sposobić do uzyskania Chleba na całe życie. Najs a- teczniejszym środkiem ku uzyskaniu tego będzie wpły
wanie rodziców na dziecko w kierunku chrześcijań
skim, który wymaga pilności i wypełnienia obowiąz
ków podjętych. Następnie sumienny dozór rodziców nad tem, aby dzieci również dorastająca młodzież, wykończały bezwarunkowo rozpoczętą pracę. Tym sposobem jedynie w dziecku utrwalió się może do
bre nawyknienie, które w późniejszym życiu stałoby mu się drugą naturą i nie dozwalałoby na żadną po
łowiczną pracę.
Niestety sprawa ta nie jest tak łatwą do przepro
wadzenia bowiem wojrria ujemnie wpłynęła na całe społeczeństwo, które dużo pobieżności w pracy so
bie przyswoiło. I tu z gruntu potrzeba zmiany i na
prawy na lepsze, gdyż przykład rodziców i w tym wypadku jest miarodajnym w rozwoju dzieci na ta
kich ludzi, którzy z razu nietylko rozpoczynają pra
cę jakąś z zapałem, aie ją też wykonują, zwalczając wszystkie z nią połączone trudności.
--- 0X0---
Drobne I ciekawe wiadomości.
Królowa Elżbieta, żona Filipa II. króla hiszpańskiego nigdy sukni nie wkładała dwa razy, miała codziennie nową suknię. Potrzeba jej więc było 365 sukien co
rocznie
IV daponji noszono dawniej płaszcze od deszczu z papieru, nawet w czasie dłuższej podróży, nasączone byty olejem, wskutek czego nie przepuszczały wilgoci. I
W Rzymie przed dawnemi laty robiono rękawiczki z skóry kurzej; byiy one tak cienkie i lekkie, że jedną parę rękawiczek można było umieścić w łupinie z orzecha.
W starożytnym Rzymie, kiedy już miał się ku schyłkowi straszne robiono zbytki. Noszono n. p. obuwia z podeszwami ze szczerego złota; w dodatku przyozda
biano je jeszcze drogiemi kamieniami i prawdziwemi perłami.
Jakut, zamieszkujący północną Syberją, na jednem posiedzeniu zdolen zjeść 30 funtów masła.
o
Pierwszy tunel t. j. przebicie skał kazała rzekomo zbudować królowa Semiramis, znana z historii biblij
nej — i to celem połączenia dwóch pałaców. Tunel ten był 900 metrów długi.
<$>
Za jedną lekcję gry na fortepianie płacono w 18-tym wieku w Lipsku po 6 groszy.
*
W Hiszpanii w roku 1767 zakazano kobietom uży
wanie szpilek we włosach, z obawy, że ich użyją jako sztyletu.
---OXO---
liii? ÖS8SW8.
Aby babkę wydobyć z wystygłej formy
postawić ją na gorącą wodę, a nie potrzeba wtedy ani noża, ani kaleczenia ciasta. Gdy masło w formie się rozpuści, babka wyjdzie bez trudu.
Jeśli babka ma być nadziana jaką marmoladą Up.
wtedy nie należy jej przekrawać nożem, tylko grubszym sznurkiem. Szybciej to i pewniej będzie niż nożem.
Noże, które dłuższy czas nie były używane, zachodzą \ nieraz rdzewieją, choć suche włożono do przechowania. Potarcie korkiem umaczanym w sal- mjaku i otrąbkach stalowych usuwa te plamy. Dla za
pobiegania rdzy zawijać trzeba noże w papier jed
wabny nasmarowany jakim tłuszczem.
Nieraz rogi dywanów, chodników
się zawijają, a można temu zapobiec, gdy się nieznacz
nymi ściegami z lewej strony przyszyje kawałki tektury, przykrajanej dokładnie podług wielkości rogów dy
wanu itp.
Gwoździe i haki od firan,
gdy wypadają z muru, owinąć bawełną, umaczać je w wodzie rozrobionym gipsie i wbić na nowo w te same dziury. Gips stwardnie, przez co gwoźdź się trzyma mocno w murze.
Plamy od żółtek na srebrnych
łyżeczkach wyciera się sadzami, suchą solą i poptukuje ciepłą wodą.
Aby pozbyć się dymu z cygar, tytoniu Ud.
z mieszkania, ustawić wysoko obszerne naczynie drew
niane no. na szafę i nalać je zimną wodą.
v
i Sposób szybki czyszczenia noży po owocu / i cebuli. Noże po krajaniu niemi owocu lub cebuli
' czernieją po dłuższem leżeniu. Plamy te łatwo znikają, gdy się je potrze surowym kartoflem przekrajanym, umaczanym w sproszkowanym kamieniu od czyszcze
nia noży i dobrej sodzie.
Jakikolwiek zapach z flaszek, naczyń kuchennych, nocników Ud.
najszybciej usunąć można rozczynem z kali hyperman- ganicum. Jeden gram tych czerwonych kryształków roz
puścić w 1% litrze wody. zalać tym rozczynem flaszkę lub naczynie i pozostawić w niej przez 2 do 3 dni. Osad brunatny, któryby się utworzył na ścianach flaszki lub naczynia usunąć można kilku kroplami kwasu solnego.
Dobry to też sposób na mycie rąk, któremi dotknięto się przedmiotów o ostrym, niemiłym zapachu, przyczem nadmienić wypada, że kali hypermanganicum prócz usuwania zapachu odraża bardzo silnie, dlatego w czasie chorób używać rozczynu tego należy do mycia rąk, płukania ust i prania bielizny zbrudzonej wydzielinami plwocinami chorych.
Plamy wypalone w linoleum.
Plamy powierzchowe wyciera się piaskiem, zwil
żonym wodą z okowitą, a następnie woskuje się zwy
kłym woskiem. — Jeśli wypalone miejsce jest głębsze, należy spaloną warstwę nożem wyskrobać, a dziurę po
wstałą napełnić olejną farbą, odpowiednią w kolorze.
Jeśli zaś dziury są nazbyt wielkie, należy je wyciąć 1 zastąpić nowym kawałkiem linoleum.
Plamy powstałe od wody
na meblach polerowanych pociera się zwilżonym popio
łem z cygar lub mokrą solą. Popiół pozostawić na pla
mie przez dłuższą chwilę, wysuszyć miejsce dobrze miękkiem suknem a połysku nadać korkiem czystym.
Obrazy olejne i ramy do obrazów
czyszczą się najlepiej wodą z kartofli. Kartofle surowe ostrugać i potrzeć, nalać wodą, zamieszać doskonale, a gdy gąszcz opadnie, odlać wódę. Umaczać gąbkę w tej wodzie, wydusić ją dobrze j zmyć następnie gąbką obraz i ramy. Tak samo posłuży woda ta do zmywa
nia przedmiotów z bronzu, które się potem spłukuje wo
dą i wysusza doskonale. •
seseafleeee8H»BBBBC»n*9*w»iti>asi®sBHiBaessBBeBse«
ŻARTY.
leeBwefflBBiREHBaHassseenBBSBBaeBaEtis^aoBHBBHaeBeBn
■ ■Baeeaenaiie
«»«■»■■Reeatx;
Zablegitwa.
Pani Z.: Codziennie błagam męża, aby mi kupił futro (kożuch).
Pani S.: Przecież pani teraz jeszcze nie może chodzić we futrze, wszak mamy jeszcze pełne lato
Pani Z.: Tak, ale zima nadejdzie, zanim męża uproszę.
Po koncercie.
— Jakże ci się podobała śpiewaczka?
— Była zachwycająca, jak anioł.
— Ale czy widziałeś, jak była malowaną?
— A czy ty widziałeś anioła niemalowanego?
W sądzie.
- Sędzia: Cóż to z was za człowiek, Łaj
dacki' Wszak podług akt byliście już karani za oszu
stwo, a kilka razy za kradzież! Cóż na to powiecie?
— Oskarżony: Tylko tyle prześwietny są
dzie, że do tei kradzieży, to nijako nie mam szczę
ścia.
. kdŁ.. ssą#®: -asa&fj