• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina, [1927, nr 34]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina, [1927, nr 34]"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

BEZPŁATNY DODATEK

Cieli Marii.

Złocą się gwiazdy na niebios szafirze.

Księżyc nad góry srebrne lica wznosi , Znikają mary w czarnym borów wirze.

Lud pod figurę chwałę Marji głosi.

Tam pod figurą, co za wioską stała, Strojna zielenią i barwnemi kwiaty Wielka gromada dzieci się zebrała, Aby swej Marji wyśpiewać wiwaty.

Ave Maria! Witaj Matko nasza!

Ty jesteś Nieba i Polski Królową, Pod Twą opieką nic nas nie zastrasza, Pacz nas osłaniać Swą szatą tęczową.

Otrzyj łzy z oczu, serca ukój rany!...

A wiatr te pieśni na swe porwał fale, I poniósł kędyś przez zielone łany, W te czarno - sine, tajemnicze dale ...

Zdrowaś Marjo!... stojąc na uboczu Śpiewałem z dziećmi, łzy ciekły mi z oczu Ave Maria, — Tyś moją nadzieją,

Spraw, niech me czarne troski zajaśnieją...

--- oxo---

Rozważanie tygodniowe.

Pokój upiększa życie nasze.

Nie chodzi tu o pokój, którego światu całemu potrzeba po tak długiej wojnie, politvka nie trosz­

czy się o poszczególnego członka społeczeństwa.

Chociaż chętnie sobie przypominamy błogie czasy przedwojenne z ich taniością, zarobkiem i t. p.

Spokojna rzeka ma kwitnące brzegi. Tak się też ma sprawa z naszem wewnętrznem usposobie­

niem, z naszem najbliższem otoczeniem Jeśli po­

siadamy spokojny zmysł, dusza nasza staje się wrażliwą na świetlane myśli i pobożne natchnie­

nia. Wtedy też oddziałowujemy dodatnio na naszą rodzinę i otoczenie, przez co porządek i ład panuje w naszym domu i owocne stosunki bywają w wy­

chowaniu dzieci.

Niestety pokój duszy miewa na tej ziemi wielu nieprzyjaciół, mianowicie żądzę chwały, posiadania pieniędzy i używania świata. Namiętności te po­

zbawiają człowieka wewnętrznego zadawalanie się skromnem życiem, naprowadzają go do niespra­

wiedliwości i braku miłości wobec innych a wy­

wołują różne grzechy wobec Boga. Chcąc uniknąć tego, trzeba opanować swe nieokiełznane namię­

tności.

Ale co robić, jeśli wewnętrzny pokój został już zakłócony? Zbawiciel nasz w Sakramencie Poku­

ty dał nam odpowiedni środek odporny. Niezli­

czone rzesze Sakrament ten już uszczęśliwiał z bie- I giem wieków chrześcijańskich, a osładzał im życie

| i śmierć. Ukochajmy ten Sakrament i często do j niego przystępujmy dla uzyskania owego spokoju.

Budującą nad wyraz jest gromadka dzieci, przystępujących po ra'ż pierwszy do Komunji świę­

tej. W wiośnie życia stojąc, dzieci te przypomi­

nają nasze grządki z kwiatami i naszą młodość du­

chową słowami: „Jeśli nie staniecie się jak owe dzieci nie wnijdziecie do błogosławionego raju — pokoju."

Wniosek z tego jasny, więc zastosujmy się do niego a doczekamy się pięknych dni!

--- 0X0---

Ok® matczyne.

Prawie tuż poza wsią, gdzie droga mało uczę­

szczana prowadziła do lasu, spotkało się przypad­

kiem dwóch wędrownych. Jeden z nich był w rozkwicie młodości, podczas gdy u drugiego włosy były już siwizną przypruszone, a rysy twarzy do­

wodziły, że już przeżył niejedną dziesiątkę lat w cierpieniu i w niedostatku.

„Dokadże cię oczy prowadzą bracie?“ — za­

pytał się starszy młodszego, gdy się z nim zrównał Ale ten czynił, jakoby nie był wcale usłyszał zapy­

tania. Twarz jego opalona ani nie drgnęła, a oczy, utkwione gdzieś w dal, ani nie spojrzały na towa­

rzysza przygodnego; było w tej twarzy coś jakby zarozumiałość i pycha, co się dziwnie odbijało od jego młodości i lichej odzieży.

„No i skądże cię los prowadzi?“ — zapytał powtórnie starszy, nie zrażony milczeniem młod­

szego.

„Z daleka“ — brzmiała krótka odpowiedź.

„A dokąd idziesz?“

„Zawsze za nosem“, — odparł młodszy, wzdry<

gając ramionami.

„A czemże jesteś z zawodu? Czy może w celach naukowych pragniesz zwiedzić świat cały?"

„Szukam pracy jakiejbądź!“

(2)

,;Vło, Xo '»jxAoc.-z.xxXe Xeł- yx\<s YryX%& &osrsfc ty&Xto- \

ivivm w w'y’bovz.c swych rodziców.“ \

Młodszy milczał.

„Im więcej się tobie przypatruję bracie“, — ciągnął dalej starszy — „tern więcej mi się zdaje, żeśmy się już kiedyś widzieli. Czy to może 5 lat temu nie było w Rawiczu albo raczej w Racibo­

rzu? Tak, tak, pewny jestem, że to było w Raci­

borzu.“

„Co ci się przyśniewa“, — żachnął się młodszy urażony. — „Mylisz się!“

„Być może, być może“, — rzekł starszy jakby po głębszym namyśle. „A jednak był tam wtedy między nami taki wysmukły młodzian, zupełnie do ciebie podobny, a który właściwie zupełnie nie był tam na swem miejscu, taki jeden, co to się urodził już w lakierach i rękawiczkach. Od samego uro­

dzenia powodziło się mu za dobrze, miewał za wiele pieniędzy i opływał we wszystko, aż się wła­

śnie dla tego poślizgnął i upadł. Już nie pamiętam dobrze, czem to był jego ojciec, generałem czy też raczej generalnym dyrektorem, jednem słowem ja­

kieś wysokie stworzenie, ten podobno wyrzekł się synalka, kiedy młodziak narobił aż za wiele głupstw, co wywołało wtedy w świecie wiele wrzawy.

„Co mnie to może obchodzić!“ — zauważył młodszy, wciąż w dal zapatrzony.

„Widzisz, bracie, jak się spotka na drodze dwóch takich podróżujących w geografji, jak my, tedy dla uprzyjemnienia sobie drogi, mówi się o tern i owem. Tak to już bywa w świecie na­

szym.“

Kiedy młodszy towarzysz na to nic nie odpo­

wiedział, starszy po pewnem milczeniu znowu pod­

jął pogawędkę.

„A gdzieś to w końcu pracował?“ — zapy­

tał.

„W Belgji przy węgłach, a przedtem tam po drugiej stronie oceanu, w Ameryce , jako robotnik

w fabryce, potem w wiejskiem gospodarstwie jako pachołek do koni i w innych jeszcze zawodach, je­

żeli cię to obchodzić może.“

„Toś tam też był? Z niejednegoś pieca tedy chleb jadł, jak to mówią. A czemuś znowu powró­

cił, czy tam nie było lepiej?“

Towarzysz udawał, że nie słyszy wcale py­

tania. . ,

„Czy tam dla takich bezdomnych jak my tez tak ciężko? Albo może cię chwyciła tęsknota za krajem rodzinnym, taka chandra, której się oprzeć niepodobna?“

„Tęsknota?“ — zawołał młodszy. — „Za czem, za kim?,,

„Czy nie masz już ojca?“

„Nie!" — brzmiała krótka odpowiedz nie­

chętna.

„A matki też już nie masz?“

Na to pytanie młodzieniec cały zadrgał.

„....Matkę?“ — zapytał mimowolnie głosem stłu­

mionym, jakby mu coś w gardle dech zahamowa­

ło, — a potem twarz; jego przybrała znowu wygląd

kamienny i wzrok utkwił gdzieś w dali.

Słońce poczęło się na dobre chylić ku zachodo­

wi; na drodze było wprawdzie jeszcze widno, ale w lesie wiecór rozgościł się na dobrze.

„Co mówisz,“ — odezwał się znowu starszy po dłuższej przerwie, — będzie pewnie czas, że się do snu ułożymy na jakie! miedzy. Sądzę, że pe-

xNxüe v Xv 'Laxxocxxxesx xxa. XoxxXe. x»xzyxo&^, \jo xxxc.

xvr zapuszczam, żeś soYńe tam w mieście zamówił salon w jakim hotelu.“

„Czyń, co ci się podoba, i nie oglądaj się na mnie; ja idę dalej,“ — odparł młodszy.

Ale już po kilku krokach, zatrzymał się nagle, jakby wrósł w ziemię.

„Co ci jest, co się stało?“ zapytał towarzysz starszy, który widocznie chciał dotrzymać mu kroku.

„Czy nie widzisz tam niczego?“, rzekł młod­

szy wędrus, wskazując ręką na zakręt szosy. „Nie widzisz tej liny drucianej poprzez drogę? To z pewnością zasadzka bandycka.“

„Masz słuszność, to jakaś sztuka djabelska“, przywtórzył starszy.

Wtem zdała dał się słyszeć łoskot samochodu, który z tamtej strony z poza zakrętu szosy zbliżał się w,całym pędzie do miejsca, gdzie znajdowała sig złowroga lina. Nie namyślając się ani sekundy, młodszy wędrowiec z całych sił pędził ku zakręto­

wi i minąwszy linę, stanął jak wryty w środku szosy z rozkrzyżowanemi rękami i z całych sił zawołał: „Stój! stój!“

Jadący w samochodzie, którego światło objęło już postać młodzieńca, nie pojęli oczywiście prze­

strogi jego jako takiej, tylko raczej upatrywali w niej napad sam. to też ani myśleli się zatrzymywać i usiłowali go wyminąć. Nie bacząc na niebezpie­

czeństwo, na jakie się naraża, młodzieniec skoczył na stopień samochodu i jeszcze raz z całej siły za­

wołał: „stój!“

W tej chwili w samochodzie rozległ się krzyk kobiecy i samochód przystanął prawie tuż przed liną. Prawdziwie cudem było, że rozpędzony wóz, tak nagle wstrzymany nie przewrócił się, albo nie wjechał w rów lub w drzewo, bo wtedy z jadących nie byłby bodaj nikt uszedł z życiem. Jeden z ja­

dących otulony w płaszcz, z okularami na nosie i kaskiem na głowie, wyszedł wtedy z samochodu i w przekonaniu, że młodzieniec ów, to bandyta, skierował ku niemu rewolwer błyszczący i zawołał groźnie: „Precz, bo strzelę!“

I byłby może zastrzelił tego, który właśnie chciał go zachować od nieszczęścia, od śmierci, gdyby w tej chwili siedząca w wozie kobieta, wi­

docznie żona jego. nie była mu poradziła, aby prze­

cież wysłuchał młodzieńca, który nie wyglądał na bandytę.

Ale młodzieniec nie wiele mówił, tylko ręką wskazał na linę i zaledwie wymówił słowa: „Tam lina!“

Na chwilę zapanowało grobowe milczenie; po jadących przeszły ciarki, bo wreszcie zrozumieli, że gdyby nie ów młodzieniec, nikt z nich nie byłby już przy życiu.

Pan z rewolwerem pospieszył się schować mordercze narzędzie i dobył za to portfelu, z któ­

rego wyjął dwuzłotówkę i podał młodzieńcowi, al­

bo raczej chciał mu wręczyć, bo młodzieńczy zba­

wca już usunął się gdzieś w cień, spojrzawszy z przerażeniem w oblicze tego, którego od śmierci wybawił. Przedtem jednakże na sekundę podszedł do samochodu i spojrzał do wnętrza. W tej chwili rozległ się znowu lekki okrzyk kobiety, przytłu­

miony rzewnęm łkaniem, którego inni nie dosły­

szeli wobec łoskotu i sapaniu maszyny, a potem młodzieniec gdzieś zaginał, jak gdyby go ziemia

(3)

i\

XiocXVXovxsX-a, xk xeXv, YAöta YrjV&.

wn pudla z icąY. h\adel hoYnety.

Nie widząc młodzieńca, pan z samochodu podał banknot starszemu lego towarzyszowi, prosząc go.

aby go młodzieńcowi wręczył, i za chwilę samo­

chód ruszył dalej i zniknął na zakręcie.

Stary wędrus obejrzał się wtedy za towarzy­

szem, a zobaczywszy go siedzącego przy drodze, pobiegł do niego i podał mu banknot. Zdziwił się jednak niemało, że ten ani się nie obejrzał, choć mu wyraźnie powiedział, że to złotówka.

„Zatrzymaj pieniądze, proszę cię, i idź sobie dalej, a mnie pozostaw tu samego", rzekł ledwie dosłyszalnie, ale w tym glosie jego było coś, co staremu doświadczonemu towarzyszowi kazało za­

stosować się do życzenia. Nie mówiąc już ani sło­

wa, ruszył dalej w drogę. Przy drodze pozostał młodzieniec z ukrytą w dłoniach twarzą; głośne łkanie rozrywało jego piersi, od czasu do czasu różę przykładał do ust i powtarzał szeptem: Droga, jedyna mateczka!

Bo ta pani, która w samochodzie siedziała, to była istotnie jego matką. Ona jedynie poznała syna swego w tym młodzieńcu, który i ją i ojca uratował od śmierci...

-0X0-

Vkl-w MTOVra V} xxtvNx.x ^JXXXVL -Ł-a. XXXV.- sV'aXosx. Wa w"v^Ys, \vOyv-xV xx>-

dz\ce, powiew aż oslto wie domagali a\ę wStoatŁewla \ot tecy. Ojciec powinien był się przekonać o tem, czy

syn nie podjął się dzieła ponad swe siły, to znaczy, czy sam był sobie mógł dać radę z wycinaniem i sklejeniem. Gdyż przy dzisiejszych wycinankach n.e jest io wcale łatwem i prostem. Jeśli zaś sprawa była zbyt trudną, należało dziecku dawać dobre wska­

zówki; w wolnym czasie ojciec mógł był też chłop­

cu pomagać_ ale tylko pomagać, a nie samemu ro­

bić. Dziecko powinno było mieć to zadowolenie, że samo dokonało pracy; przedewszystkiem jednak po­

winno wiedzieć, że rozpoczętej pracy nie porzuca się niedokończonej. Gdy zaś dzieło zostało wykończone, natenczas radość tworzenia podnieca się bez wzglę­

du na to, czy sprawa udała się lub nie. Radość z wykończonego dzieła pobudza ochotę do dalszego tworzenia, do nowych prób zręczności i siły. Ważną też odgrywa rolę umocnienie woli, która przy dru- giem podobnem dziele nie tak szybko się już znie­

chęci.

Podaliśmy tu jeden z bardzo wielu przykładów, które można zauważyć w każdej rodzinie! jeśliby zaś rodzice dbali u dzieci, swych o doprowadzenie do końca rzeczy rozpoczętej, wielce przyczynialiby się do wzmocnienia woli dz-ecięcej, któraby się też uwi­

daczniała w moralnej woli i moralnym czynie.

Wychowanie.

Koniec wieńczy dzieło.

Brak wytrwałości i silnej woli już u wielu lu­

dzi wpłynął ujemnie na całe ich życie. Wiele bowiem rozpoczęto pięknych i pożytecznych dzieł, ale niestety bardzo mało doprowadzono do pożytecznego końca.

Bardzo wielu wprost chorobliwie rozpoczętych prac niedokończają, stąd też nigdy nie dochodzą do upra- gnionago celu, z czasem stawają się zgorzkniałymi i ubożeję na całe swe życie.

Dla rodziców cennem jest niezwykłe zwracanie uwagi u dzieci swych na to, czy rozpoczęte z zapa łem prace też bywają doprowadzane do końca. Mniej­

sza o to, czy w tym wypadku chodzi o nieznaczne rzeczy, czy o zabawę jaką szybkie opuszczanie tejże świadczy o ujemnej skłonności, którą powinno się całkiem ostro zwalczać. Z drugiej strony znowu — wzbudza w rodzicach błogie nadzieje, że człowiek, który z wytrwałością oddaje się pewnej sprawie, nie zawiedzie też później w obranym zawodzie.

Przypatrzmy się np. chłopcu, który u rodziców wy błagał kilka groszy na kupienie wzoru na iortecę.

Widział, jak przyjaciel jego niedawno skleił sobie ta­

ką fortecę. Rodzice dali mu pieniądze, przypuszcza­

jąc, że dziecko nad wycinanką i klejeniem niejedną godzinkę przyjemnie spędzi. Chłopiec z zapałem za­

brał się do pracy. Niestety przekonał się, że sprawa z lepieniem i zestawianiem nie jest tak łatwą jak przypuszczał początkowo. Już przy pierwszych tru­

dnościach mały artysta stracił odwagę, cierpliwość i ochotę. Zabierał się wprawdzie jeszcze kilkakrotnie do pracy, ale bez wszelkiego zapału. Po 'kilku dniach w kącie jakimś stało niedokończone dzieło, bardzo brzydko wyglądające. Matka upomniała go jeszcze kilka razy, ale nadaremnie, w końcu rzecz niedokoń­

czona zawadzała jej wprost, boć zajmowała dosyć dużo miejsca, więc wygadując na niepotrzebny wy­

datek, wrzuciła wszystko w ogień. Ojciec zajęty swą pracą zawodową wogóle nie pamiętał już o fortecy chłopca.

Na polu rzeczywistej pracy, czy to cielesnej lub umysłowej dużo dzieci okazuje dobrą wolę bez więk­

szej wytrwałości.

Dzieci zabierają się do przeróżnych prac i rze­

czy, jako to do rysunków, do gry na fortepianie lub skrzypcach itd. Rodzice sprawiają im nieraz wielki­

mi ofiarami drogie przyrządy, ale dzieci po krótkim zapale po kilku godzinach już stanowczo porz.u..dją rzecz, ponieważ napotkały na trudności niespodzie­

wane. Trudności te z każdą pracą są połączone, ale niemi nie można się zrażać. Przeciwnie dbać trzeba o to, by je zwalczać a dojść do udoskonalenia s ę w tej pracy lub w tym zawodzie, który ma dzieci przy­

sposobić do uzyskania Chleba na całe życie. Najs a- teczniejszym środkiem ku uzyskaniu tego będzie wpły­

wanie rodziców na dziecko w kierunku chrześcijań­

skim, który wymaga pilności i wypełnienia obowiąz­

ków podjętych. Następnie sumienny dozór rodziców nad tem, aby dzieci również dorastająca młodzież, wykończały bezwarunkowo rozpoczętą pracę. Tym sposobem jedynie w dziecku utrwalió się może do­

bre nawyknienie, które w późniejszym życiu stałoby mu się drugą naturą i nie dozwalałoby na żadną po­

łowiczną pracę.

Niestety sprawa ta nie jest tak łatwą do przepro­

wadzenia bowiem wojrria ujemnie wpłynęła na całe społeczeństwo, które dużo pobieżności w pracy so­

bie przyswoiło. I tu z gruntu potrzeba zmiany i na­

prawy na lepsze, gdyż przykład rodziców i w tym wypadku jest miarodajnym w rozwoju dzieci na ta­

kich ludzi, którzy z razu nietylko rozpoczynają pra­

cę jakąś z zapałem, aie ją też wykonują, zwalczając wszystkie z nią połączone trudności.

--- 0X0---

Drobne I ciekawe wiadomości.

Królowa Elżbieta, żona Filipa II. króla hiszpańskiego nigdy sukni nie wkładała dwa razy, miała codziennie nową suknię. Potrzeba jej więc było 365 sukien co­

rocznie

(4)

IV daponji noszono dawniej płaszcze od deszczu z papieru, nawet w czasie dłuższej podróży, nasączone byty olejem, wskutek czego nie przepuszczały wilgoci. I

W Rzymie przed dawnemi laty robiono rękawiczki z skóry kurzej; byiy one tak cienkie i lekkie, że jedną parę rękawiczek można było umieścić w łupinie z orzecha.

W starożytnym Rzymie, kiedy już miał się ku schyłkowi straszne robiono zbytki. Noszono n. p. obuwia z podeszwami ze szczerego złota; w dodatku przyozda­

biano je jeszcze drogiemi kamieniami i prawdziwemi perłami.

Jakut, zamieszkujący północną Syberją, na jednem posiedzeniu zdolen zjeść 30 funtów masła.

o

Pierwszy tunel t. j. przebicie skał kazała rzekomo zbudować królowa Semiramis, znana z historii biblij­

nej — i to celem połączenia dwóch pałaców. Tunel ten był 900 metrów długi.

<$>

Za jedną lekcję gry na fortepianie płacono w 18-tym wieku w Lipsku po 6 groszy.

*

W Hiszpanii w roku 1767 zakazano kobietom uży­

wanie szpilek we włosach, z obawy, że ich użyją jako sztyletu.

---OXO---

liii? ÖS8SW8.

Aby babkę wydobyć z wystygłej formy

postawić ją na gorącą wodę, a nie potrzeba wtedy ani noża, ani kaleczenia ciasta. Gdy masło w formie się rozpuści, babka wyjdzie bez trudu.

Jeśli babka ma być nadziana jaką marmoladą Up.

wtedy nie należy jej przekrawać nożem, tylko grubszym sznurkiem. Szybciej to i pewniej będzie niż nożem.

Noże, które dłuższy czas nie były używane, zachodzą \ nieraz rdzewieją, choć suche włożono do przechowania. Potarcie korkiem umaczanym w sal- mjaku i otrąbkach stalowych usuwa te plamy. Dla za­

pobiegania rdzy zawijać trzeba noże w papier jed­

wabny nasmarowany jakim tłuszczem.

Nieraz rogi dywanów, chodników

się zawijają, a można temu zapobiec, gdy się nieznacz­

nymi ściegami z lewej strony przyszyje kawałki tektury, przykrajanej dokładnie podług wielkości rogów dy­

wanu itp.

Gwoździe i haki od firan,

gdy wypadają z muru, owinąć bawełną, umaczać je w wodzie rozrobionym gipsie i wbić na nowo w te same dziury. Gips stwardnie, przez co gwoźdź się trzyma mocno w murze.

Plamy od żółtek na srebrnych

łyżeczkach wyciera się sadzami, suchą solą i poptukuje ciepłą wodą.

Aby pozbyć się dymu z cygar, tytoniu Ud.

z mieszkania, ustawić wysoko obszerne naczynie drew­

niane no. na szafę i nalać je zimną wodą.

v

i Sposób szybki czyszczenia noży po owocu / i cebuli. Noże po krajaniu niemi owocu lub cebuli

' czernieją po dłuższem leżeniu. Plamy te łatwo znikają, gdy się je potrze surowym kartoflem przekrajanym, umaczanym w sproszkowanym kamieniu od czyszcze­

nia noży i dobrej sodzie.

Jakikolwiek zapach z flaszek, naczyń kuchennych, nocników Ud.

najszybciej usunąć można rozczynem z kali hyperman- ganicum. Jeden gram tych czerwonych kryształków roz­

puścić w 1% litrze wody. zalać tym rozczynem flaszkę lub naczynie i pozostawić w niej przez 2 do 3 dni. Osad brunatny, któryby się utworzył na ścianach flaszki lub naczynia usunąć można kilku kroplami kwasu solnego.

Dobry to też sposób na mycie rąk, któremi dotknięto się przedmiotów o ostrym, niemiłym zapachu, przyczem nadmienić wypada, że kali hypermanganicum prócz usuwania zapachu odraża bardzo silnie, dlatego w czasie chorób używać rozczynu tego należy do mycia rąk, płukania ust i prania bielizny zbrudzonej wydzielinami plwocinami chorych.

Plamy wypalone w linoleum.

Plamy powierzchowe wyciera się piaskiem, zwil­

żonym wodą z okowitą, a następnie woskuje się zwy­

kłym woskiem. — Jeśli wypalone miejsce jest głębsze, należy spaloną warstwę nożem wyskrobać, a dziurę po­

wstałą napełnić olejną farbą, odpowiednią w kolorze.

Jeśli zaś dziury są nazbyt wielkie, należy je wyciąć 1 zastąpić nowym kawałkiem linoleum.

Plamy powstałe od wody

na meblach polerowanych pociera się zwilżonym popio­

łem z cygar lub mokrą solą. Popiół pozostawić na pla­

mie przez dłuższą chwilę, wysuszyć miejsce dobrze miękkiem suknem a połysku nadać korkiem czystym.

Obrazy olejne i ramy do obrazów

czyszczą się najlepiej wodą z kartofli. Kartofle surowe ostrugać i potrzeć, nalać wodą, zamieszać doskonale, a gdy gąszcz opadnie, odlać wódę. Umaczać gąbkę w tej wodzie, wydusić ją dobrze j zmyć następnie gąbką obraz i ramy. Tak samo posłuży woda ta do zmywa­

nia przedmiotów z bronzu, które się potem spłukuje wo­

dą i wysusza doskonale. •

seseafleeee8H»BBBBC»n*9*w»iti>asi®sBHiBaessBBeBse«

ŻARTY.

leeBwefflBBiREHBaHassseenBBSBBaeBaEtis^aoBHBBHaeBeBn

■ ■Baeeaenaiie

«»«■»■■Reeatx;

Zablegitwa.

Pani Z.: Codziennie błagam męża, aby mi kupił futro (kożuch).

Pani S.: Przecież pani teraz jeszcze nie może chodzić we futrze, wszak mamy jeszcze pełne lato

Pani Z.: Tak, ale zima nadejdzie, zanim męża uproszę.

Po koncercie.

— Jakże ci się podobała śpiewaczka?

— Była zachwycająca, jak anioł.

— Ale czy widziałeś, jak była malowaną?

— A czy ty widziałeś anioła niemalowanego?

W sądzie.

- Sędzia: Cóż to z was za człowiek, Łaj­

dacki' Wszak podług akt byliście już karani za oszu­

stwo, a kilka razy za kradzież! Cóż na to powiecie?

— Oskarżony: Tylko tyle prześwietny są­

dzie, że do tei kradzieży, to nijako nie mam szczę­

ścia.

. kdŁ.. ssą#®: -asa&fj

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ja [należałem do] Klubu Myśliwych Dziennikarzy w „Sztandarze Ludu” Prezesem tego koła był kolega Wolak.. Bywałem u niego od czasu do czasu i lepiej się

kiedyś mama mówi: „Werner, kiedy się skończy ta wojna?&#34; - „Kiedy Hitlera weźmie cholera to się wojna skończy” A on mówi: „Cicho, matka.. Tak że nie krępowali

Mówi się nawet, że Lublin jest miastem szczególnym – tu w 1944 roku ukonstytuowała się władza ludowa i opublikowano Manifest PKWN i tu, 36 lat później, zaczął się jej

Ja pamiętam te wszystkie rzeczy, które towarzyszyły temu – może nie wagary, ale jeżeli nauczyciel się trochę spóźniał, to zawsze było wesoło z Tadeuszem, bo on

W poezji Twardowskiego uwagę czytelnika zwracają przede wszystkim takie frazeologizmy, które - nienacechowane w polszczyźnie potocznej - w utworze lirycznym stają

Szukając w tekście Platona odpowiedzi na pytanie, czym jest platońska idea marbur- czycy nie ograniczają się do analizy tych tylko fragmentów, w których występuje słowo

Ale zażądał, by poddano go egzaminom (ostrość wzroku, szybkość refleksu), które wypadły pomyślnie, toteż licencję, w drodze wyjątku, przedłużono na rok. Kilka lat

Analogicznie korzystając z równoległości ścian ośmiościanu można prosto wykazać, że ten przekrój jest sześciokątem foremnym (jak na poniższym rysunku p..