• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Diecezjalne Lubelskie. R. 18, nr 3 (1936)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Diecezjalne Lubelskie. R. 18, nr 3 (1936)"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)

K o k XVIII. Marzec 1936 r. Jfe

3

,

Niadamości Diecezjalne

LUBELSKIE

Akta Stolicy Apostolskiej.

Orzeczenie w spraw ie odpustów, zyskiwanych w piątki na glos dzwonu.

By wiecznie trwały wśród wiernych pamięć i owoce nie- wysłowionej miłości P a n a Naszego Jezu sa Chrystusa, zmarłego n a krzyżu na odkupienie rodzaju ludzkiego, już od ro k u 1740 Ojciec owięty Benedykt XIV przez breve Apostolskie z dnia 13 g ru d n ia tegoż ro k u raczył udzielić odpustu cząstkowego stud- niowego wszystkim tym, którzy w piątek o godzinie trzeciej po p ołudniu na głos dzwonu, specjalnie w tym celu polecony przez tegoż Papieża, odmówią pięć razy Ojcze nasz i Zdrowaś Marjo, modląc się w intencji Ojca św. To zezwolenie łaskawe, znacz­

nie pomnożone, Ojciec Święty Pius XI, szczęśliwie obecnie p a ­ nujący, mocą d ek retu Świętej Penitencjarji z dnia 30 stycznia

1933 r. dodając jeszcze modlitewkę „Pozdrawiamy Cię Chryste i błogosławimy Tobie, żeś przez Krzyż Twój Święty świat o d ­ kupić ra c z y ł”, lub inną podobną, tak zatwierdził, że modlitwy te mogą być odmawiane na głos dzwonu także i o innej go ­ dzinie, według różnych zwyczajów, zaprowadzonych w różnych okolicach.

Powstaje teraz kwestja, czy do pozyskania o d pu stu dźwięk dzwonu jest bezwzględnie konieczny. ,

Na powyższą kwestję, po dojrzałej rozwadze, Święta Peni- te n cjarja uznała za słuszne odpowiedzieć w sposób następujący:

Zachowując w mocy odpust przyznany dla odmawiających w piątki na głos dzwonu wyżej wskazane modlitwy na p am iąt­

kę konania i śmierci P a n a Naszego Jezusa Chrystusa, odpust tenże może być zyskiwany także i w tych miejscowościach, gdzie niema w zwyczaju tego dzwonienia, i wtedy modlitwy te należy odmawiać albo w te pierwsze godziny popołudniowe, na które p rz y p a d a godzina dziewiąta według dawnego sposobu

obliczania i o której, jak świadczą owięci Ewangeliści, Jezus

(2)

82

Chrystus oddał ducha na krzyżu; — albo też o innej godzinie, o której, stosownie do zwyczajów różnych miejscowości, ma zwykle miejsce to wspomnienie — przyczem należy to orzecze­

nie przedłożyć do zatwierdzenia Ojcu Świętemu.

Orzeczenie to przedłożone sobie Ojciec Święty Pius XI na audiencji udzielonej w dniu 14 bieżącego miesiąca niżej p o d p i­

sanem u Kardynałowi Wielkiemu Penitencjarzowi, raczył ła sk a ­ wie zatwierdzić i we wszystkiem potwierdzić oraz polecił ogło­

sić je w zwykły sposób.

Dan w Rzymie, w siedzibie Św. Penitencjarji, dnia 28 g r u ­ dnia 1935 roku.

L. S.

( — ) W. K a r d y n a ł Lauri.

( — )

S.

Luzio, Regens.

Z Kurji Biskupiej.

Zebranie Duchowieństwa.

Celem om ó w ien ia bieżących s p r a w d u s z p a s t e r s k i c h z w o łu je m y Księży Dziekanów, d e l e g a t ó w d e k a n a l n y c h i innych księży żywiej in teresu ją cy ch się organizacjami religijnemi w naszej diecezji. Z e ­ b ra n ie o d b ę d z ie się dn. 22 kwietnia r. b. o godzinie dziesiątej rano w sali s e m in a r ju m d u c h o w n e g o i przeciągnie się do godziny drugiej po południu. G d y b y ktoś z księży p rag n ął p r z y g o t o w a ć re fe r a t lub poruszyć j a k ą ś s p r a w ę z dziedziny d u s z p a s te rs k ie j, to na d w a t y ­ g o d n ie n a p rzó d winien się zgłosić do ks. D y re k to ra Instytutu Akcji

Katolickiej w Lublinie.

P o ż ą d a n y liczniejszy udział księży w tych n a r a d a c h . Lublin, 15.111. 1936.

t Marjan Leon, Bp. Lubel.

Sprzedaż znaczków Woj. Rady Funduszu Pracy.

W zeszycie listo p a d o w y m ub.r. W iadom ości Diecezjal. było u m i e ­ szczone zalecenie Kurji Biskupiej, m a ją c e na celu p o p a r c ia usiłowań Wojewódzkiej Rady F u n d u s z u Pracy d o zeb ran ia fu n d u s z ó w na u r u ­ c h o m i e n i e w arsztatów pracy, gdzie bezrobotni mogliby znaleźć dla siebie zatrudnienie.

W ty m celu wysłano do W.W. D u c h o w ie ń s t w a znaczki 5 gr.

do rozsprzedaży wśród in teresan tó w , którzy zwracają się do parafij o w y d an ie im rozm aitych d o k u m e n t ó w .

W s p o m n i a n a W o je w ó d z k a Rada F u n d u s zu Pracy o b e c n i e c h c e przystąpić do realizowania tych warsztatów, p rag n ie j e d n a k wiedzieć,

(3)

83

ja k ie wyniki dała a k cja ro z s p rz e d a ż y z n a c z k ó w , d la te g o też prosi o p rz y słan ie d o 1 kwietnia b. r. z e b r a n y c h d o ty c h c z a s pieniędzy za p o ś r e d n i c t w e m P. K. O.

J e d n o c z e ś n i e prosi Woj. R a d a F. P., a b y p o z o stałe nieroz- s p r z e d a n e znaczki p o z o staw ić u siebie i n ak lejać na d o k u m e n t a c h a ż do z u p e ł n e g o ich w y c z e r p a n i a *

Komitet Honorowy Zbiórki na Fundusz Obrony Morskiej

w województwie lubelskiem.

Odezwa do Spoteczoństwa.

Szesnaście lat temu odrodzone Państw o Polskie granicami swemi oparło się o Bałtyk.

Wróciwszy po wiekowej przerwie nad morze, n a ró d p o l­

ski nie powtórzył największego błędu swej przeszłości i nie za­

n ie d b a ł spraw morskich.

Najlepsze siły i miłość n a ro d u skupiliśmy na tym małym, lecz najważniejszym odcinku Rzeczypospolitej, aż z piasków nadm orskiej postaci dźwignął się wspaniały port, dziś pierwszy

na Bałtyku.

Gdynia stała się sercem gospodarczego życia kraju, przez k tó re przechodzi trzy czwarte całego naszego o b ro tu h a n d lo ­

w ego z zagranicą.

Z Gdyni polska b a n d e ra handlow a dociera na świat cały rozszerzając nasze granice i łącząc z Macierzą 9 miljonów P o ­

laków na obczyźnie.

Ten wielki już d o ro b ek Polski na morzu nie może być zdany na los przyszłych wydarzeń dziejowych.

Na straży polskiego wybrzeża i naszych odwiecznych p raw do P om orza stanąć musi silna flota wojenna.

Gdy Rząd Rzeczypospolitej olbrzymi wysiłek włożył w b u ­ dowę Gdyni i rozwój naszej floty — społeczeństwo ze swej stro n y winno dać wyraz jak głęboko ten wysiłek docenia i z nim się solidaryzuje przez powszechną ofiarność na budowę flo ty wojennej, k tó ra d o ro b e k ten na morzu ma chronić.

Pierw szy k ro k został na tem polu zrobiony.

Mimo ciężkich warunków gospodarczych w ciągu ostatnich 18 miesięcy, społeczeństwo zebrało 3.800.000 zł. — przyczem społeczeństwo województwa lubelskiego złożyło 247.192.34 zł.

zajmując trzecie miejsce w stosunku do wszystkich innych ziem Rzeczypospolitej.

Obecnie wstępujemy w nowy ro k zbiórki z hasłem:

„Wszyscy składajmy ofiary na fundusz o b ro n y m orskiej”.

(4)

84

Nie apelujemy o duże ofiary, lecz zwracamy się o skrom ­ ne, groszowe, lecz stałe datki na budowę okrętów wojennych.

Zwracamy się do wszystkich bez wyjątku, k ażd y bowiem ma prawo i obowiązek przyczynić się w miarę sił i możności do rozbudow y polskiej floty wojennej. Groszowy znaczek F.O.M.-u — niech będzie dla każdego świadectwem, że swój obowiązek spełnia.

W roku 1936 musimy zebrać z teren u województwa lu b e l­

skiego 100.000 zł.

Przewodniczący Komitetu Honorowego Dr. Józef Rożniecki,.

Wojewoda Lubelski Członkowie:

J. E. Ks. Biskup Lubelski Dr. Marjan Fulman,

J. E. Ks. Biskup Podlaski Dr. H en ry k Przeździecki,

Gen. Mieczysław Smorawiński—Dowódca Okr. K orpusu Nr. II, Bolesław Sekutowicz — Prezes Sądu Apelacyjnego,

Stanisław Lewicki — K urator Okręgu Szkolnego,

Inż. Władysław Rogiński—Prezes Okr. Dyrekcji Kolei Państw.

Felicjan Lechnicki — Prezes Izby Rolniczej,

Michał Michniewski — Prezes Izby Przemysłowo-Handlowej, Michał Chodorowski — Prezes Izby Rzemieślniczej,

Dr. Wacław Drożdż — Prezes Izby Lekarskiej,

Mec. Stanisław Kalinowski — Dziekan Rady Adwokackiej, J. M. Rektor Katol. Uniw. Lub. — Ks. Dr. A. Szymański,

Wacław Świętochowski — D yrektor Poczt i Telegr.

Pułk. dypl. Stefan Iw anow ski—Prezes Zarządu Okr. Lub. L.M.K.

Charakter w życiu kapłana.

Możemy uważać za szczęśliwe dla wychowawczej myśli katolickiej zjawisko, że współczesna psychologja pedagogiczna i pedagogika świeckich stawia jako cel oddziaływań wycho­

wawczych wytworzenie c h a ra k te ru etycznego. *) Ten bowiem ideał wychowania leży podobnie, jak i nasz katolicki, na płasz­

czyźnie etycznej, jest dalej ideałem humanistycznym, dotyczą­

cym człowieka jako człowieka, a nadto obejmuje swoim zasię­

giem treść całej osobowości ludzkiej. Choć psychologowie i w y ­ chowawcy świeccy nie wychodzą poza ideały i środki w ycho ­

*) G. Kerschenstelner, Charakter, je g o p o jęcie i w ych ow anie. W arszaw»

1932. St. Szum an i Stan. Skowron, O ganlzm a ż y c ie psychiczne. Warszawa 193«, str, 350 377. St. Baley, Zarys psychologjl w z * ią z k u 7 rozw ojem p sy c h i­

ki: Lwów - Warszawa 1935, str. 331—360. F. W. f o e r s t e r , Szkoła 1 charakter*

Lwów 1928

(5)

85 wawcze naturalne, to je d n a k myśli wychowawczej katolickiej, k tó ra stale pod kreśla dokładne^. zużytkowanie materjałów i środków wychowawczych naturalnych, nietrudno jest porobić uzupełnienia w podwyższeniu celu, ideałów i środków wycho

wania do skali nadprzyrodzonej.

W

l j «

Sama rzecz nie jest nowa. Teorji i p rak ty ce wychowaw­

czej chrześcijańskiej, ilekroć mówiła ona o postępie duchowym, o wyrobieniu chrześcijańskiem, o ascezie i doskonałości chrześ­

cijańskiej oraz życiu duchownem, — zawsze chodziło o wszech stronne m oralne ukształcenie człowieka, co jakże często d aw a­

ło silne i piękne c h a ra k te ry k le ru i świeckich.

W epoce pogłębionych studjów i realnych wyników psy- chologji eksperym entalnej — opracowano zarys teorji i p r a k ­

tyki organizowania treści psychicznej człowieka w osobowość etyczną, zwaną charakterem etycznym, o ile procesowi tego organizowania przyświecały jakieś ideały moralne. Pierwszo- rzędnem następstwem posiadania takiego c h a ra k te ru jest jed­

nolitość i d u ża względnie niezawodność dodatniego etycznie postępow ania

Wydaje mi się, że byłoby korzystnem postawić osiągnię­

cie c h a r a k te ru etycznego, jako celu wychowania i samowycho­

wania w okresie przygotowawczym do kapłaństwa. Przez ten c h a r a k te r kapłański (w znaczeniu etycznem, a nie teologicz- nem, jako sku tek sakram entu kapłaństwa) rozumieć chcemy c h a ra k te r etyczny ogólnoludzki wzbogacony temi walorami i sprawnościami, których wymaga pełnienie obowiązków stanu kapłańskiego. C h arak ter ogólnoludzki, w pewnym stopniu p rz y ­

najmniej zorganizowany, winna przynosić młodzież męska ze szkół średnich. Seminarjum duchowne łącznie z dalszem doj rzewaniem duchowem pom agają wyrabianie c h a ra k te ru ogólno­

ludzkiego dokończyć i podają materjał oraz środki na sp e c ja l­

ne walory kapłańskie. Okres seminarjum duchownego jest cza­

sem najprzyjaźniejszym dla organizowania ch arak teru , zresztą k ażdy moment w życiu człowieka, umiejącego cokolwiek sa ­ modzielnie i konsekwetnie myśleć i postępować, nadaje się na inicjację p r a c y nad charakterem . C harakter etyczny nie jest zjawiskiem jednoznacznem: jest to rzeczywistość płynna, u le g a ­ jąca stale przypływ om i odpływom. O zaistnieniu jego można mówić dopiero wtedy, kiedy oświecona etycznym życiopoglą- dem wola, p o tra fi zorganizować hierarchicznie pozostałe ele­

m enty psychiki człowieka do tego stopnia, że myślenie zamia­

r y czucia i postępowanie człowieka stylizują się w d u c h u id e ­ ałów etycznych. Szukając nawiązań z ascetyką, m ożnaby p o ­ wiedzieć, że c h a ra k te r mógłby już powstać gdzieś po p rz e p o ło ­ wieniu drogi oczyszczającej. Doskonalenie ch arak teru , tak co do poziomu ideałów, jak i siły woli, może iść aż w regjony świę­

tości. Będziemy wtedy mieć doskonały c h a ra k te r chrześcijan-

(6)

86

ski. Naogół je d n a k c h a ra k te r etyczny oznacza w dzisiejszem rozum ieniu solidny, choć nie najwyższy poziom moralny.

Taki solidny ch arak ter etyczny trzeb a wysunąć jako cel wychowania i samowychowania klerykom i kapłanom. Czy więc rezygnujem y z doskonałości i świętości kapłańskiej, czy porzucam y terminologję teologiezno-ascetyczną, a p rzech o d zi­

my do słownictwa psychologiczno-pedagogicznego? Na to p y ­ tanie nie można odpowiedzieć całkowitem „nie!” J e s t je d n a k faktem, że apel do świętości i doskonałości u wielu z nas nie

znajduje i nie znajdzie przez życie całe skutecznego oddźwię­

ku, natomiast pozytywną odpowiedź znajdzie wezwanie sk ro m ­ niejsze: wyrób w sobie kapłański charakter! Dopiero realizacja charakteru, jako głębsza n atu ra ln a k u ltu ra duszy, usposobi do

zrozumienia i uznania za swoje ideały ewentualnej doskonałoś­

ci i świętości. Dalej — dla wielu z kapłanów, wychowanych w szkołach i seminarjach duchownych, w których na podstaw ie szczegółowych przesłanek psychicznych, kreślono im p roces i korzyści organizowania psychiki w charakter, — praktycz- nem zastosowaniem studjów i dalszym ciągiem samowychowa­

nia będzie hasło: wyrabiaj sobie c h a ra k te r kapłański. Nie za­

mierzamy więc usuwać treści i terminologji teologiczno-asce- tycznej, ale proponujem y jej u k ład w nowe formy wychowaw­

cze, a obok terminologji tradycyjnej stawiamy nowszą. S z u k a ­ my nawiązań między wartościami i formami tradycyjnem i i nowszemi na szerokiem tle tożsamości Prawdy.

Termin „ c h a ra k te r” i oznaczana nim rzeczywistość p s y ­ chologiczno-pedagogiczna znajduje zresztą zastosowanie w piś­

miennictwie kościelnem, nawet najbardziej a u to ry ta ty w n e m .*)

V

II.

Z zakresu obszernego i pięknego zagadnienia c h a ra k te ru kapłańskiego uwzględnia dalej samą tylko motywację p o sia d a ­

nia ch a rak te ru przez kapłana katolickiego. J e s t to nieodzowne psychologicznie wprowadzenie do pracy nad nabyciem charak-

ł ) .Stąd prawdziwy chrześcijanin, o w o c c h r z e śc ija ń sk ie g o w ychow ania jest czło w iek iem nadprzyrodzonym, który myśli, sądzi i działa stale i k o n s e k ­ w en tn ie w ed le zdrow ego rozumu, o ś w ie c o n e g o nadprzyrodzonem światłem przy­

kładów i nauki Chrystus*, albo też, żeby użyć przyjętego dziś s p o s o b u m ó w i e ­ nia — prawdziwy i pełen człow iek charakteru. Pius XI. Enc. o chrześcijań- sk iem wychowaniu młodzieży. Nakład Kurji Lubelskiej, 1930, str 31. Por.

brzmienie tytułów; Arcbp. J. B ilc zew sk i, Charakter. List pasterski do uczniów szkół średnich i s e m in a jów nauczycielskich. Lwów 1917 i 1918. Ks. P* Chojnac­

ki, W ychowanie i charakter, tresura i nawyki. Przegląd Katolicki, n. 3 9 ,4 0 i 42.

J . Mausbach, Grundlage und fiusbiidu ng d es Charakters nach den heiligen T h om as v o n flquln. Freiburg i B. 1920.

(7)

87 t e r u . *) Po pewnym czasie zaniedbania i b ezch arak tern eg o p o ­ stępowania można też c h a ra k te r utracić, ^ e b y go zaś zdobyć i zachować, należy sobie uświadomić i utrzym ać w mocy p e ­ wną ilość przem aw iających do nas motywów.

k

W Piśmie św. nie powiedziano wprawdzie, że kapłan ma mieć ch arak ter, ale Chrystus zalecił budow ać gm ach naszej . osobowości moralnej na skale, Apostołom zaś zalecał stale um ac­

niać się w dobrem przez modlitwę. A Sobą przedstaw iał Jezus mocny, a jednocześnie piękny i pełen łagodności i harmonji c h a ra k te r.2) «w. Paw eł dom aga się od Tymoteusza i Tytusa mocy ducha, opanowania i jednolitości w postępowaniu. Pius XI nie używa wprawdzie w enc.

A d catholici sacerdotii

term inu charakter, ale osobowość m oralną k ap łan a stawia na pierw- szem miejscu. Znając męstwo, harm onję i konsekwencję w oso- bistem życiu obecnego P apieża i kierowania Kościełem, bez obawy omyłki powiedzieć można, że Pius XI ma wysokowar- tościowy c h a ra k te r kapłański, i chce go widzieć w p o d d a n y c h sobie duchownych.

Długie i pracow ite życie k ap łan a tru d n o oprzeć na samem napięciu silnej woli. Taki ustawiczny te ro r woli, przy jedno- czesnem b r a k u organizacji psychiki w sprawności moralne i zsumowania ich w charakter, jest sytuacją przeciwną wskaza­

niom psychologji, i potraktow aniem siebie niegodnem człowie­

ka. D y k tatu ra silnej woli może być okresem przejściowym, ale jako stan stały, męczy i p rze ra d za się u wielu w znużenie i rezygnację z kierowania sobą.

Dalszym czysto osobistym motywem budow ania c h a ra k te ­ ru, mogącym na kapłanie wywrzeć duże wrażenie, jest piękno zorganizowanej osobowości człowieka. Motyw estetyczny! Nasz katolicki światopogląd także żywe moralne piękno ceni najw y­

żej. W intencji i sam orzutnych marzeniach oglądamy nieraz ideał naszego ja...” W ten sposób odzywają się i p rą ku u rz e ­

czywistnieniu głębie naszej jaźni. To najautentyczniejszy i n a j­

prawdziwszy instynkt naszego ducha, i tęsknota do pierwotnej sprawiedliwości człowieczeństwa. Uzyskanie c h a ra k te ru z a d o ­ woliłoby znakomicie ten głód ideału.

Psychologja zaleca nam imponować samym sobie. T e n d e n ­ cja ta, najzupełniej zgodna z p ra w d ą pokory, nie może być za-

S 6 m p r o c e s nabycia charakteru w ym aga poza w sp o m n ia n ą wyżej motywacją z ro zu m ien ia Istoty charakteru, ok reślen ia id eałów etycznych, i, c o jest najpracowitsze, o p a n o w a n ia wolą dziedziny uczuć, p o p ę d ó w i dyspozycji

organicznych. Utrzymanie sta n u s'lnej woli w ym aga ustawicznej kultury m o t y ­ wów s z la c h e t n e g o charakternego p o stę p o w a n ia . Por. J. Lindworsky, P sy ch o ­ logja ek sp erym en taln a, Kraków 1933, str. 228—231. Za n ie z b ę d n e warunki wy­

tworzenia charakteru p e łn o w a r to ś c io w e g o pod w z g l ę d e m p sy c h o lo g iczn y m 1 etycznym uważa Kerschensteiner: in telig en cję, siłę woli, s u b t e ln o ś ć uczuć i z d o ln o ś ć przejmowania się.

2) For. Ks. Karczmarczyk, Charakter J e z u s a Chrystusa. Kraków 1935.

(8)

88

spokojoną byle czem. Posiadanie c h a ra k te ru i zgodne z niem życie duchowe oraz działalność zewnętrzna zadawala w zupeł­

ności, i chyba jedynie, ten instynkt zdrowej ambicji. Taż sama psychologja każe nam czuć się w życiu pewnie i mocno... I n a ­

czej — cierpieć będziemy na poczucie mniejszowartościowości, podcinające naszą energję i siły żywotne. Nie każdy z nas k a ­ płanów może mieć stanowisko, które swą ra n g ą zapewni nam mocną obsadę w opinji ludzkiej i własnem naszem poczuciu.

Znowu duża i niezaprzeczenie własna wartrść ch a rak te ru k a ­ płańskiego upoważni nas do niezbędnej śmiałości i pewności życiowej!

Wymieniłem dotąd kilka motywów czysto osobistych, oży­

wić w nas mogących tlejącą stale „charakterologiczną iskier­

k ę ”. Ale do motywów osobistych dorzucić można kilka uza­

sadnień potrzeby i korzyści posiadania c h a ra k te ru w p ra c y kapłańskiej.

i ^ <“

Kapłan duszpasterz — oto nasze najzaszczytniejsze miano r - musi górować nad tłumem wiernych. Poza płynącem i ze święceń władzami wyniesie go ponad wszystkich b e z k o n k u re n ­ cyjn a siła—charakter. P o rząd ek i siła jego duszy promieniuje

wokoło, uobecnia go tam, gdzie nie może być obecnym cieleś­

nie. Znający go ludzie dostosowują się zgóry do rytm u i stylu jego postępowania, ułatwiając w ten sposób rozwiązanie spraw, związanych z duszpasterstwem. Twierdzić możemy bez obawy przesady, że ch a rak te r kapłana ułatwia mu znakomicie współ­

życie urzędowe i pryw atne z ludźmi, nadając jego p rzem y śla­

nym poleceniom i radom ton obowiązujący. Zupełnie inaczej podchodzą ludzie do kapłana znanego z nieopanowania, ze

zmienności, złośliwości i kaprysu, ^ a d n e jego słowo nie bywa traktow ane jako słowo miarodajne i ostatnie.

Posiadanie c h a ra k te ru umożliwia kapłanowi skuteczne p e ł­

nienie zadań wychowawczych. Ten tylko może wytwarzać c h a ­ rakter, kto sam przeżył proces wytwórczy własnej osobowości, I znowu stwierdzić można, że tylko własny c h a ra k te r nadaje pouczeniom kapłańskim trafność, żywotność i siłę — on więc pozwoli zwiększyć wpływ wychowawczy naszych kazań i s p o ­ wiedzi, oraz ujmować całościowo problem duszpasterskiego w y ­ chowania.

Charakter w życiu kapłana potraktow aćby także m o żna jako zderzak, który ochroni nas od zbyt p rzy k reg o odczuw a­

nia tych trudności, ataków i przykrości, których życie ak ty w ­ nem u kapłanowi nie szczędzi. Tu właśnie zwarta osobowość pozwoli zająć i utrzymać postawę wyższą i niewzruszoną p o ­ śród przejściowych wstrząsów i niepowodzeń.

§ I 9

Psychologja współczesna traktuje c h a ra k te r jako wartość

biologiczną, jako formę lepszego dostosowania się do życia i

(9)

jego wymogów.1) W ten sposób można patrzeć i na c h a ra k te r kapłański oraz twierdzić, że k ap łan z c h a ra k te re m lepiej jest przystosow any do życia i spełnienia swoich obowiązków.

I słusznie, bo charakter, jako wynik osobistych wysiłków i sk a­

pitalizowanej energji, przychodzi do głosu w każdej sytuacji, starając się ją ująć w form y pewnej stałości i szlachetności.

K apłan budow ać będzie swój etyczny c h a r a k te r na za sa ­ d a c h m oralnych Je zu sa Chrystusa. W skazówek form alnych i m etodycznych dostarczy mu pedagogika i ascetyka, splatając ze sobą środki przyrodzone i nadprzyrodzone. Chwile w yraź­

nej p ra c y około c h a ra k te ru — to: rozmyślanie, ad o ra cja Najśw.

Sakram., czytanie duchowne, ra c h u n e k sumienia, rekolekcje i t.d.

III.

Nasze teoretyczne wywody chcą zwrócić wyraźniejszą u w a ­ gę

Da

problem, o którym i tak wielu kapłanów myśli. Spodzie­

wając się wiele, a może najwięcej po takiem osobistem p rz e ­ myśleniu, trzeba je wspomagać lek tu rą ogólną i specjalną.

Chodzi tu szczególniej o psychologję pedagogiczną i p e d a g o ­ gikę. bo dostarczą one zgodnych z psychiką człowieka form podejścia ^do siebie lub d rug ich z przyrodzoną i n a d p rz y ro ­

dzoną treścią. My kapłani zbyt ufamy naszej intuicji p sy ch o ­ logicznej, a za mało znamy wyniki specjalnych b a d a ń na polu psychologji i pedagogiki. To zaś są dziedziny, które, łącznie z dydaktyką, socjologją, m etodyką p r a c y organizacyjnej i te c h ­ niką wymowy, — postawić trzeba zaraz na drugiem miejscu po studjum teologji i filozofji.

Lektury, jako p u n k tu wyjścia do myśli i czynu, jest moc!

Jeżeli własne siły finansowe nie pozwolą ku po w ać ważniej­

szych pozycyj, to dadzą temu ra d ę kapłańskie zrzeszenia de- kanalne (kapłańskie bibljoteki dekanalne).

Odnośnie do w yrabiania c h a ra k te ru kapłańskiego można stworzyć p a r y wartościowej, religijno-świeckiej, le k tu ry z n a ­ stępujących książek: Pius XI, E ncyklika o kapłaństw ie kato- lickiem; Ks. Karczmarczyk, Charakter Je z u sa Chrystusa; O. J.

Woroniecki, Królewskie kapłaństwo; Kerschensteiner, C harak­

ter: jego pojęcie i wychowanie; F oerster, Szokła i charakter, czy też wychowanie człowieka (wyczerpane), W ychowanie i sa­

mowychowanie.

Ks. Z. Goliński.

89

x) Per. S. S z u m s n , Charakter jako wyższa form a przystosow ania się do rzeczyw istości. Kwart. Peda.q. n. 3 —4 ( >S34) s. 269 289.

(10)

Akcja katolicka a parafja.

J e d n ą z cech Akcji katolickiej jest jej c h a ra k te r p a ra f jal- ny. Wprawdzie są w niej dopuszczalne w pewnych w y p ad ­ kach i organizacje międzyparafjalne, związane z domami za-

konnemi i są to tak zwane stowarzyszenia wewnętrzne, to zwy­

czajnie jednak organizacje Akcji katolickiej stoją na czele w życiu parafjalnem. P arafja jest naturalnem polem działalności najmniejszych nawet kom órek Akcji katolickiej.

Zarówno natura, cel jak też i konieczność Akcji katolic­

kiej znajdują całkowite potwierdzenie i zastosowanie w o b rę ­ bie życia parafjalnego. A między Akcją katolicką i urzędem duszpasterskim istnieją tak ścisłe węzły pokrewieństwa, że powstanie i rozwój organizacyj o charakterze parafjalnym zda­

je się być rzeczą oczywistą.

Cóż bowiem oznacza urząd duszpasterski? Mieć pieczę nad duszami parafjan. Oto termin klasyczny teologji p a s te r ­ skiej, który oznacza dla k apłana mającego ową pieczę u t r z y ­ mywanie żywego kontaktu z każdym ze swych parafjan; dalej oznacza nauczanie go p raw d bożych i rozwijanie w nim życia nadprzyrodzonego przez łaskę sakram entów świętych, a tem samem chronieniem go przed występkiem.

Ta wzniosła p rac a duszpasterska jest jednocześnie istot- nem zadaniem Akcji katolickiej, k tó ra staje się wówczas świę­

tym zaczynem życia religijnego, gdy wywiera swój żywy wpływ na dusze ludzkie oraz współpracuje konkretnie z proboszczem, będącym ich duszpasterzem. Teoretycznie więc kroczy zarów­

no Akcja katolicka jak też i parafja po tym samym torze;

między jedną a dru gą są stosunki nierozerwalne. W p rak ty c e zaś powstają kontrasty, opozycje i trudności różnego rodzaju, które hamują i neutralizują wszelką dob rą działalność i znie­

chęcają gorliwych w pracy.

Stąd też i pytanie, dlaczego Akcja katolicka nie przynosi często spodziewanych rezultatów i korzyści? Czemu n ap o ty k a czasem na przeszkody i trudności, które jej rozwój hamują?

Wielu kapłanów obawia się rozpocząć poważnie Akcję katolicką, uważając ją za jakiś tru d n y rodzaj dzisiejszego d u ­ szpasterstwa. J a k widać więc jest tu konieczna pew na znajo­

mość przedmiotu. Przed realizowaniem zatem p ro g ra m u Akcji katolickiej, należy go poznać, do niego się przygotować nie zdawkowo i powierzchownie, lecz przez metodyczne i ciągłe studjum. P odobnie jak d o b ry lekarz, chociaż posiada często długoletnie doświadczenie zawodowe, a pomimo to śledzi n a ­ miętnie i z wielkiem zamiłowaniem każdy postęp wiedzy me­

dycznej i jest zadowolony, jeśli przez to może przyjść z więk­

szą pomocą pacjentowi, tak samo i kapłan, przejęty wielkością

swego wielkiego posłannictwa i poważnych obowiązków z niem

90

(11)

91 związanych, winien odczuwać pragnienie doskonalszego p o z­

nania sztuki pozyskiwania dusz dla Boga. Kapłan taki będzie uw ażał za swój obowiązek zapoznanie się z nowemi metodami,

środkam i i nowemi formami organizacyjnemi Akcji, dostoso- wanemi do potrzeb czasu. Istnieją przecież do dyspozycji k a ­ płanów różne wydawnictwa o Akcji katolickiej. Często o d b y ­ wają się w poszczególnych diecezjach stosowne k u rsy dla d u ­ chowieństwa. N ależałoby tylko wyzyskać wszystkie możliwości w k ie ru n k u poznania nowoczesnych metod Akcji katolickiej, a znikłoby w tym względzie wiele trudności.

Czasem trak tu je się Akcję katolicką bardzo pow ierzchow ­ nie i dlatego też nie widzi się harm onji między samą ideą Akcji a jej praktycznem zastosowaniem. Stąd pochodzi n a s tę p ­ nie zniechęcenie do dalszej pracy.

Przedew szystkiem należy unikać wszelkiego improwizo­

wania w Akcji katolickiej. Prowadzić bowiem Akcję katolicką t o nie znaczy sporządzać tylko listę członków, odbyć kilka

posiedzeń, ewentualnie urządzić przyjęcie dla czołowych oso­

bistości w parafji, ale przedewszystkiem formować dusze, w y­

rab iać c h a ra k te ry i wychowywać katolików czynu. Tylko w ten­

czas b ę d ą stowarzyszenia Akcji ożywione prawdziwym duchem oraz staną się p raw ą rę k ą proboszcza.

Ta jed n ak p r a c a kształtowania sumień jest długa i d ro ­ biazgowa, wymaga ciągłej troski około rozwijania i umacniania życia wewnętrznego w członkach, oraz dania im solidnego wykształcenia religijnego i wlania w nich prawdziwego d u ch a apostolstwa, bez którego byłb y pomniejszony zasadniczy cel Akcji katolickiej.

Zadanie to jest bardzo tru d n e — z tem się każdy zgodzi

— zwłaszcza g d y chodzi o dorosłych; jest jed n ak możliwe p rz y pom ocy Bożej. Łatwiejsze zaś i przyjemniejsze jest, gdy się ma na względzie młodzież. Dusze młode jeszcze niewinne, d o b re i lśniące są zdolniejsze do większych poświęceń i mogą dosięgać często wyższych szczytów apostolstwa. Kapłan zaś musi być dla wszystkich żywym przykładem prawdziwego apostoła. Wiadomo, że pierwsi apostołowie, którzy mieli świat nawrócić, odczuwali potrzebę poświęcenia swego czasu w pierwszym rzędzie modlitwie, a później dopiero urzędowi n a u ­ czycielskiemu. Tak samo i kapłan nie może uświęcać innych i w drugich obudzać apostolskiej energji, jeśli sam nie będzie zmierzał do świętości i do większej doskonałości. Co powie­

dział P a n Jezus, mistrz wszelkiego apostolstwa, mówiąc o swo­

ich uczniach? P ro eis sanctifico meipsum. ut sint et ipsi sanctificati in veritate (Io. XVII, 19).

Niesłusznem jest twierdzenie tych kapłanów, którzy mnie­

mają, że niema często stosownej p racy dla stowarzyszeń Akcji

katolickiej i stąd po pierwszym okresie gorliwości, tracą one

na żywem zainteresowaniu członków i treści praktycznej. P r a ­

(12)

92

ca bowiem kapłańska stale się pomnaża, a z każdym dniem wyłaniają się nowe zagadnienia. Nad ich zaś rozwiązaniem ma myśleć nietylko kapłan, ale i wszyscy członkowie Akcji w ed łu g

zdolności i kompotencji.

Nie polega więc zasadnicza trudność na wyszukaniu p r a ­ cy, lecz na jej wykonaniu.

A u nas w Polsce jest p ra c a katolicka szczególnie obfita.

Obojętność religijna, dualizm etyczny, b ra k poszanowania s u k ­ ni kapłańskiej i posłuszeństwa dla władzy kościelnej coraz więcej triumfują.

Nawet w tych parafjach, gdzie lud jest jeszcze chrześci­

jański, sytuacja stale się pogarsza. Dni świąteczne są często dla błahych powodów niezachowywane, msza święta zanied­

bywana, a życie moralne jednostek i rodzin często w dużym u p a d k u . W iara wielu, którzy uważają się jeszcze za katolików

jest niekiedy niejasna i skażona licznemi błędami i u p rzed ze­

niami. Wobec takiego stanu rzeczy, kapłan czuje się słabym, a często odosobnionym i niezrozumiałym.

Wielką zatem może mieć pomoc ze strony ludzi p o sia d a ­ jących zdrową pobożność, dobre obyczaje oraz zrozumienie Kościoła jako ciała mistycznego, oraz poznanie obow iązku p ra c y nad jednością i rozwojem królestwa bożego na świecie.

Lecz jeśli ci ludzie nie są ujęci w skoordynow any a p o ­ stolat hierarchiczny, czyli Akcję katolicką w całem znaczeniu,, wówczas prow adzą działalność odosobnioną i pozbawioną czę­

sto należytych skutków. Akcja katolicka tedy jest n a jo d p o ­ wiedniejszym organizmem łączącym owe rozsiane siły, w celu ich skoordynowania i skompletowania, a tem samem n ad an ia im większej jednorodności i sprężystości.

A skupienie sił mocnych przez hierarchję i pod jej p r z e ­ wodnictwem sprawy Królestwa Bożego będzie posuwało naprzód.

Ks. Dr. H. Sekrecki.

U sprawie artykułu „Zakładajmy sady".

W. Ks. Szulborski w lutowym numerze „Wiadomości Die­

cezjalnych” za rok bieżący umieścił arty k u ł „Zakładajmy s a d y ”.

Otóż w związku z tym artykułem pozwolę sobie zabrać głos.

1) Stanowisko Ks. Proboszcza Szulborskiego w sprawie zakładania przez Księży sadów i zajmowania się pszczelnict- wem w mojem przekonaniu jest całkowicie słuszne. Przyłączam się do wezwania Ks. Szulborskiego.

2) Pozwolę sobie jednak zwrócić uwagę Sz. Autorowi

artykułu, że skoro zabrał się do zdawania sprawy publicznie o

(13)

93 stanie sadów w Diecezji, skoro posunął się do cytowania miej­

scowości i miał odwagę nawet piętnować niedbalstwo (H ru b ie ­ szów), egoizm i świadome barbarzyństw o (Moniatycze) nie­

k tóry ch księży, — to powinien był przedtem zapoznać się do­

kładnie z całą sprawą.

Nadto: 1) że w Hrubieszowie ze starego sadu pozostało zaledwie kilkanaście drzew, że przez wszystkie lata g o s p o d a r­

ki obecnego proboszcza sad był każdego ro k u w miarę p o ­ trz e b y uzupełniany, a w ro k u 1929, po surowej zimie 1928 r.

n a całej przestrzeni sadu na miejsce wymarzłych drzew zasa­

dzono przeszło 300 drzewek najlepszych gatunków.

Sad więc hrubieszowski, „nie kończy się”, ale dopiero się

z a c z y n a

za kilka lat będzie już dawał spore korzyści.

2) P rzek o n ałb y się Sz. Ksiądz Proboszcz, że w Moniaty- czach żaden z księży proboszczów, ani przez własny egoizm,

ani przez krótkowzroczność „świadomie” i w „barbarzyński sp o só b ” sadu nie zniszczył. Zniszczyła go częściowo wojna, a

częściowo surow a zima 1928 r.

K s . M. Juściński.

Rys historyczny par. Chodywańce.

(c. d.) *)

Rok 1877 dla parafji Chodywanieckiej jest tem pamiętny, że po raz pierwszy, we wszystkich kościółkach unickich o d ­ praw iono tutaj nabożeństw a prawosławne. Ksiądz tutejszy, o b ­ r z ą d k u unickiego, Ju lja n Kurmanowicz opuścił Chodywańce, chroniąc się do Galicji. Miejsce jego zajął pop prawosławny.

Liczba katolików o b rz ą d k u łacińskiego od wspomnianego ro k u zaczyna się gwołtownie kurczyć. Słabsi katolicy, zwabieni obie­

tnicami łatwego posiadania ziemi, porzucają wiarę ojców, p rz e ­ chodzą na prawosławie. Dzieci małżeństw mieszanych popi w prost siłą chrzczą w cerkwiach. Majątki ziemskie, p o p i fin a n ­ sowani przez b a n k rosyjski, w y k u p u ją od właścicieli polaków i p a rc e lu ją między rusinów sprow adzanych początkowo nawet z Rosji, którzy mieli być tutaj aw an g ard ą prawosławia. Z a b ro ­ niono katolikom mieszkać w pobliżu cerkwi. Od takich w y k u ­ pyw ano ziemię często pod różnemi groźbami wrazie ich oporu.

Kilka większych polskich majątków rozparcelow ano między s a ­ m y ch rusinów, z czego powstały bardzo p rę d k o czysto ruskie

osiedla, jak Jurów , Zawady, Przewłoka. P rz y końcu 19-go s tu ­ lecia p ro p a g a n d a prawosławia dosięgła tutaj zenitu! Odremon-

*) Początek i dalszy ciąg o parafji C hodyw ańce był drukowany w „W.D.”

w roku 1933, str. 97, 140, 173 I 244; w roku 1934, str. 11; w roku 1955, str, 96.

(14)

94

* /

towano stare cerkwie unickie, bogato usytuow ano poszczegól­

ne popówki w majątki ziemskie, zaczęto wznosić tu i ówdzie nowe, w stylu bizantyjskim cerkwie. U źródeł wód powznoszo- no „cudowne kapliczki” i krzyże, a urządzane tam o d p u sty g r o ­ madziły tysiące rusinów, nawet z zagranicy, dla których, jako pątników do miejsca „cudownego” zezwalano przekraczać kordon.

Tutaj w Chodywańcach przy rozległych dosyć łą k a c h nad źródełkiem, dzisiaj jeszcze (każdy przybysz jadąc z J a rc z o w a

do Ju ro w a m o ż e zauważyć) znajdujesię „cudowna kapliczka" p r a ­ wosławna z tych właśnie czasów pochodząca. Zapewne długo ona jeszcze będzie tutaj stać i gromadzić, wprawdzie dzisiaj tylko garstki rusinów praw osław nych na nabożeństw a i po

„świętą” wodę. Ponieważ żyją jeszcze obecnie naoczni św iad­

kowie urodzin „cu d u ” i powstania kapliczki, za lat kilkanaście, gdy ich zabraknie, wspomniany fałszywy „cud“ inni zain tereso ­ wani może zechcą u b ra ć w pozory prawdziwości, niech ta krótka wzmianka dosyć ogólna, ale oparta na zeznaniu tych, którzy własnemi oczyma wszystko widzieli (a dziś jeszcze żyją) przekaże potomności fak t takim, jakim on był.

P rz ed około 50-ciu laty był tutaj w Chodywańcach pewien pop, (podobno żyje w Rosji) nazwiskiem Rządkowskij. J a k o jeszcze dosyć młody i gorliwy schizmatyk, postanowił sobie użyć wszystkich sposobów, b y liczbę wiernych powiększyć.

Sięgnąwszy czy to do skarbnicy doświadczenia swego czy m o­

że zapytawszy doświadczeńszych od siebie, w y b rał trzy s p o ­ soby — a właściwie trzy środki, któremi tutaj powiększać p o ­ czął liczbę prawosławnych. Dwa pierwsze środki to przyziem ­ n e — niskie, rzeczywiście rosyjskie — diengi — da wódka (bez wódki dieła nie rozbierosz) trzeci środek — to religijność za­

b o b o n n a unitów. W sposób mistrzowski środki te połączył w propagandzie prawosławia i nie w mniej mistrzowski rozdzielił

korzyści z każdego środka — dla siebie pieniądze, dla w ier­

nych „cud”, a dla „wizjonera” — alkohol. Było to po zniesie­

niu oficjalnem unji.

Nową religję (prawosławną) którą tutaj w całem m ajesta­

cie wprowadzono, trzeba było czemś nadzwyczajnem u p o z o ro ­ wać, by religijnych unitów pociągnąć. Uczynić to mógł tylko jakiś „cud" — potwierdzający prawdziwość „nowej w iary”, ow­

szem, jej wyższość nad starą wiarą z niepamiętnemi cudami —

„nowy cud*, potwierdzony obecnością galowo u b ra n y c h u r z ę d ­ ników, gromadząc w strojach błyszczących „urzędowo litu r­

gicznie" popów i tłum pobożnych wiernych prawosławnych.

W ybrańcem cudownych wierzeń nad źródełkiem został niejaki Greszczuk z pochodzenia polak — odstępea od wiary

zdeklarowany alkoholik, który w stanie do pewnego stopnia

nieprzytomnym, a regulowanym przez znawcę popa, p rzesiad y ­

(15)

95 wał dniami i nocami nad źródełkiem — w „ekstazie” wymawia­

jąc dziwne, niezrozumiałe słowa — a zrozumiale: „Matier Bo- żja“. Liczba ciekawych rosła. Z początku niezainteresowani, z ciekawości tylko, ale g d y z ciekawych urósł tłum, zaszczycił go miejscowy pop w szatach liturgicznych, później p rzy więk­

szym tłumie — g ro m ad a popów razem z przedstawicielami władz powiatowych w galowych strojach. W końcu na miejscu ta k cudownem, pobu do w ano kapliczkę i oficjalnie ogłoszono

„cud” (około ro k u 1889). Wieść ta poruszyła nietylko okolicę ale i dalsze strony zamieszkałe przez rusinów unitów, nawet Galicję austrjacką, z której na doroczny o d p u st przybyw ały tysiące — by ujrzeć nowy cud i zaczerpnąć świętej wody.

Olbrzymie tłumy formalnie obozowały na rozległych ł ą ­ kach przez cały tydzień przedodpustow y, by ujrzeć cudowne źródło, opłaciwszy uprzednio pewną kwotę za łaskę tak wielką.

Były to czasy średniego d o b ro b y tu przedwojennego, a dzie­

siątki tysięcy ludzi opłacało haracz w r u b la c h i koronach, by ujrzeć „czcigodne miejsce”. Powiadają, iż miejscowy pop był skarbnikiem olbrzymiej fali ofiar pobożnego tłumu. Opowia­

dają dzisiaj,, iż pop wspomniany za kilka lat n ab y ł w dalszej okolicy piękny m ająjek ziemski, „vizjoner” — jako zwykły śmiertelnik już zmarł, a wierni prawosławni w spuściźDie otrzy­

mali cud i kapliczkę n ad źródełkiem. Tak powiadają, a na łą­

kach obok Chodywaniec, jak na urągowisko stoi dzisiaj drew ­ niana kapliczka z wieżyczką z krzyżem perekrestem , a w nim lusterko nastawione w pewnych porach dnia na światło sło­

neczne, a zimny odblask zdaje się głosić fałsz wspomnianego cudu. W spom niany cud na tutejszym terenie, siłą konieczności zwrócił pew nych decydujących czynników uwagę na świątynię prawosławną, stary kościółek pounicki. „Nowa w iara”, wzboga­

cona nowym „cudem ”, wypadało, by g o d n ą posiadała świątynię, szczególnie tutaj w Chody wańcach. A ja k b y dla ironji, by o k a ­ załą budow ą murowanej cerkwi ośmieszyć starożytny kościółek chodywaniecki postanowiono naprzeciw jego wielkich drzwi w odległości około 20-tu m etrów pobudow ać wspomnianą cerkiew.

Dzielna postaw a kilkunastu tutejszych katolików plany te p o ­ krzyżowała, rusini zmuszeni byli szukać innego miejsca i zna­

leźli go, w prostej linji od katolickiego kościółka o 200 me­

trów odległym. W ro k u 1910 stanęła wspaniała m urow ana c e r­

kiew, której poświęcenia dokonał Eulogjusz. W swej mowie z okazji poświęcenia wyraził radość, iż na tutejszym terenie sta­

nęła piękna cerkiew — k tó ra ma spełniać bardzo ważną rolę, a spojrzawszy na sędziwy kościółek chodywaniecki, zasmucił

się, przestrzegając wiernych, że jest tutaj i kościół „by on was nie mamił”. We wspomnianym ro k u 1910 na terenie parafji cho­

dy wańskiej znajdowało się pięć cerkwi prawosławnych, dwie

kapliczki, w których odpraw iano nabożeństwa i las krzyżów

(16)

96

prawosławnych, stawianych często obok katolickich, by g d y tamte czas skruszy, pozostały na zawsze te ostatnie. Ta wiel­

ka ilość cerkwi miała niezmiernie wielkie znaczenie w p r o p a ­ gandzie prawosławia. Katolicy, których osiedla oddalonemi b y ­ ły o 10 i więcej kilometrów od kościoła powoli zaczęli uczęsz­

czać do cerkwi prawosławnych. W w ypadkach nagłych z nie- któremi posługami zwracali się do popów np prosząc o chrzest

chorego dziecka. Dawne, dobre współżycie katolików z u n ita ­ mi, kojarzyło dużo małżeństw — które według nowych prze- pisów mógł błogosławić tylko pop. Nic dziwnego, że tutejsi k a ­ tolicy, prawie wszyscy, złączeni są węzłami krwi z rusinami p r a ­

wosławnymi.

Najsmutniejsze czasy katolicy tutejszej parafji przeżywali od ro k u 1890 do 1907. Rok 1890 to data zamknięcia kościoła w

Chodywańcach i wywiezienia przez kozaków miejscowego p r o ­ boszcza Cyprjana Garlickiego do Rosji. Przez ten długi okres siedmnastu lat katolicy wprawdzie przydzieleni do parafji w Tomaszowie i Gródku — w rzeczywistości żyli bez parafji. Ko­

nieczność tylko posługi religijnej prowadziła ich do kościoła, odległego o kilkanaście kilometrów. Słabsi poszli do cerkwi, bo to przecież tak blisko, w wiosce własnej. Obojętni — pozo­

stali w domu, bo to przyszło bez trudów. Gorliwi katolicy p o ­ cieszali się jednem tylko, że wolno im było każdej niedzieli przewietrzyć szaty kościelne, odmówić pacierz, spojrzeć na

opustoszałe ściany sędziwego kościółka i może zapłakać w ci­

chości, tylko przed Bogiem.

Ja k musiało być przykro tutejszym katolikom widząc o p u ­ stoszały zamknięty kościół, rojne cerkwie i grom adne o d p u sty w miejscach wytworzonych cudów. Siedmnastoletni okres zam k ­ nięcia kościoła o d z w y c z a i ł tutejszych katolików w dosyć znacznym stopniu od p ra k ty k religijnych. Spowiedź o d ­ bywali raz tylko do roku, a udział w nabożeństwach z racji dużej odległości od kościoła był ograniczonym tylko do więk­

szych świąt dorocznych. (0. d. n.)

Ks. E. Gajewski.

Dalsze głosy o artykule:

„Warunki ekonomiczno-społeczne a praca duszpasterska

t

w diecezji Lubelskiej".

i

I.

#

Artykuły ks. P e ry ta (nr. 11 i 12 w 35 r.) i ks. Łapkiewicza (nr. 2.36, W.) o bardzo ważnej treści z dziedziny d u sz p a ste r­

stwa nie powinny być tylko teoretycznem roztrząsaniem, w j a ­

kiem środowisku jest duszpasterstwo łatwiejsze i skuteczniejsze.

(17)

97 Wiadomo, choćby na podstawie historji, że wysoka k u ltu ­ r a materjalna, bogactw a i nędza przez swe silne pokusy, jakie wytwarzają ogólnie, z małerai wyjątkami, deprawują, w ytw arza­

ją szumowiny z tą różnicą, że szumowiny na falach bogactw lśnią zewnętrznie okazałością, lecz tem wstrętniejszą, że one sprow adzają nędzę i jej szumowiny w nizinach oraz groźne Mane, Tekel, F a r e s dla całych społeczeństw.

W arstwy średnie, uboższe o prostocie i twardości w a ru n ­ ków życia zawsze były glebą na której najbujniej wzrastał siew wzniołych myśli obywatelskich, patrjotycznych. religijnych, zawsze te warstwy stanowiły główną siłę każdego społeczeń­

stwa i najłatwiejszy względnie teren duszpasterskiej pracy.

Względnie najłatwiejszy, bo p rac a duszpasterska jest wszędzie niesłychanie tr u d n a nawet w seminarjach duchownych, nawet w zakonach i wśród członków stanu duchow nego kapłanów, a cóż dopiero mówić o p ra c y w środowiskach nędzy, p o z b a ­ wionych elem entarnych wymogów bytowania.

A nie wolno się cofać przed żadnemi trudnościami. Zbyt blado je d n a k wygląda ostateczny wniosek ks. Łapkiewicza, c h o ­ ciaż zupełnie słuszny, że „praca nad podniesieniem d o b ro b y tu m aterjalnego nie jest obcą obowiązkom pasterza. Jeśli ty lk o może, niech się nie ogranicza do p ra c y nad tem, czego ani mol, ani rd z a nie zniszczy i złodziej nie u k r a d n ie ”. Natomiast n a j ­ zupełniej trafną jest wskazówka ks. Ł. „dzisiaj jedną widzę d r o ­ gę do zrobienia z ubogich i zależnych materjalnie bardzo ła­

twy i wdzięczny przedmiot duszpasterzowania. Niech k ażd y duszpasterz będzie alchemikiem".

Tak — niech każdy duszpasterz będzie alchemikiem, bo trud no ść p racy duszpasterskiej nie tylko zależy od środowisk wśród których się pracuje, ale i od osób oddających się tej pracy.

P rz ed stu zgórą lat w mroźny czas w Lombardji ku p ó ł­

nocy posuw ał się oddział LegjoDÓw polskich zgłodniały, o b ­ darty, bez butów z bólem i goryczą w sercu. Na oznaczonym miejscu postoju, gdzie miał otrzymać pożywienie i odzież, nic nie zastał, trzeba było koniecznie do następnego p u n k tu o kil­

kanaście mil maszerować. Oburzenie i wściekłość przelała b rze­

gi wytrzymałości karności żołnierskiej, p o m ru k w szeregach, p ro testy przeciw dalszemu pochodowi przechodziły w groźne wykrzykniki. Zwykła k a ra byłaby iskrą. Dowódca sam w dość opłakanym uniformie zakom enderował zbiórkę, wywołał n aj­

głośniejszego opozycjonistę bez butów, zrzucił swoje, kazał mu je obuć i zakomenderował: chłopcy, musimy, honor, ojczyzna, ju tro wszystko, marsz. Szeregi zeiektryzowane tym czynem d rgn ęły i cała kolumna z bosym dowódcą po grudzie sunęła szybko śpiewając.

To był alchemik na małą skalę. Takimi alchemikami ol.

brzymami byli pierwsi Benydyktyni, św. Franciszek i Dominik-

(18)

98

św. Piotr Klawer, św. Wicenty, br. A lbert i t. d. To są szczyty prawie niedoścignione, ale w pewnej przynajmniej mierze m u ­ szą być naśladowane, realizowane. Wiedza, wymowa, p r a c a d o ­ piero wtenczas i to wspólnym wysiłkiem może sprostać wiel­

kości zadania duszpasterstwa obecnych czasów.

5.

II.

Z p r a w d z iw e m z a i n te r e s o w a n i e m p rz e c z y ta łe m w lu to w y m n u ­ m e rz e „Wiadomości Diecezjalnych L ubelskich" z roku bieżącego, recenzję mojej rozpraw y n. t. „W aru n k i e k o n o m ic z n o -s p o łe c z n e , a praca d u s z p a s t e r s k a w diecezii L u b e ls k ie j”.

Recenzentowi nie „ s p o d o b a ł y ” się n ie k tó r e tezy, jakie p o s t a ­ wiłem w cytow anej rozprawie i stą d w s t o s u n k u do o m a w i a n e g o

p rz ez e m n ie zagadnienia, zrodziły się w jego u m y ś le p e w n e z a s t r z e ­ żenia.

J a k k o l w ie k , jak pisze r e c e n z e n t w rozpraw ie mojej „są r z e ­ czy, co do k tó ry ch m ożna mieć z a s trz e ż e n ia ”, to j e d n a k całkowity jego wysiłek poszedł tylko w j e d n y m kierunku, a mianowicie: w k ie r u n k u uzasadnienia, że lepsza sytuacja m a te r ja ln a nie stwarza in d y f e r e n ty z m u w dziedzinie wiary i moralności, oraz że u b ó s t w o i n i e d o s t a t e k oddalają od Boga.

Zastrzeżenia w y s u n ię te przez jedną stronę, m u s z ą z k o n ie c z ­ ności wywołać zastrzezenia strony drugiej. W y d aje się b o w ie m r e ­ cenzentowi, że człowiek, który przeszedł od pracy przy a k a d e m i c ­ kim stoliku do pracy przy u r z ę d o w e m biurku w administracji, czy w sądow nictw ie kościelnem, jest ja k i e m ś ciałem a straln em ; że ten człowiek n ie m a i nie m o ż e mieć styczności z p ra cą d u s z p a s te r s k ą , nie zna przeszkód i trudności tej pracy, że nie p ra cu jąc „ex officio"

na te re n ie d u s z p a s te r s k im , tej pracy w łasnemi o c z y m a nie widział i nad nią się nie zastanawiał, że jest to dla niego „terra i g n o t a ”, coś, co leży poza sferą jego k a p ła ń sk ie g o powołania. D lateg o też, wydało się recenzentowi, że taki „człowiek a k a d e m i c k i ” n ie m a p r a ­

wa, a przynajmniej nie powinien zabierać głosu w t a k ważnej s p r a ­ wie, jaką niewątpliwie jest sp raw a d u s z p a s t e r z o w a n i a — p r o w a d z e ­ nia dusz ludzkich do Boga.

Nie b ę d ę się spierać o to, kto m a za s o b ę więcej praktyki duszpasterskiej, czy ten kto siedzi za u r z ę d o w e m biurkiem, czy też te n kto trwa nieraz niezłomnie na z a g ro ż o n y m p o s t e r u n k u , ratując dusze swoich parafian przed z a k u s a m i o d szcze p ie ń stw a, sekciarstw a, czy bolszewizmu. Z całym o b je k t y w i z m e m należy przyznać, że ten ostatni bojownik o s p r a w ę Bożą, posiada bezsprzecznie większe kwalifikacje d u sz p a ste rsk ie . Ale nie m ożna bynajm niej twierdzić o d ­ wrotnie, że te n kto pracuje w administracji kościelnej, m a oczy na w szystko zam knięte, że „nie poznał życia, ani ludzi, t a k dogłębnie, na c o d z i e ń ”.

(19)

99

Myślę, że nikt z ła s k a w y c h czytelników nie podzieli ta k i e g o poglądu re c e n z e n ta .

Są rzeczy na niebie i na ziemi, o których, według p o w i e d z e ­ nia S z e k s p ir o w s k ie g o H am le ta , nie śniło się n a w e t filozofom. Są również rzeczy o k tó r y c h ani recen z en t, ani ja nie wiemy, k tó ry ch obaj nie o g lą d a liśm y nigdy.

Ale m a m wrażenie, że większość z ty c h rzeczy, o k tó r y c h pisze r e c e n z e n t w k r y ty c e mojej rozprawy, on s a m osobiście nie widział, wie o nich, jak zresztą należy logicznie przypuszczać, w olbrzymiej większości z d w ó c h z a c y to w a n y c h publikacyj: „ P a m i ę t ­

niki c h ł o p ó w ” i „Pamiętniki b e z r o b o t n y c h ”, publikacyj o z d e c y ­ d o w a n e j te n d e n c ji społecznej w k ie ru n k u u j e m n y m dla ś w i a t o p o ­ glądu katolickiego, ja k m iałem m o ż n o ś ć się o t e m p rz ek o n ać.

O dnosi się wrażenie, że tu było źródło jego n a tc h n ie n ia i k o ­ palnia m a te rja łu do recenzji mojej rozprawy. Całe szczęście, że r e ­ c e n z e n t nie czerpał w ła sn e g o m a terjału o b s e r w a c y j n e g o do z a g a d ­ nień d u s z p a s t e r s k i c h z innych publikacyj o p o d o b n y c h t e n d e n c j a c h społecznych, bo d o k o n a ł b y w t e d y w u m y s ła c h czytelników nielada re w e la c y jn e g o poruszenia.

Nie przeczę, że wiele ró żn y ch rzeczy r e c e n z e n t widział, c h o ­ dząc np. p o parafji z wizytą p a s t e r s k ą , lub sty k a ją c się z parafja- n a m i w in n y c h okolicznościach. Nie „ s p o d o b a ł o ” się, jak już z a ­ znaczyłem , r e c e n z e n t o w i p o s ta w ie n i e spraw y, że z a m o ż n o ś ć m i e ­ s z k a ń c ó w d a n e g o t e r y t o r j u m , je s t c z y n n ik ie m k o n s t y t u t y w n y m , d e ­ c y d u j ą c y m o t a k i e m lub i n n e m u s t o s u n k o w a n i u się człowieka do religji wogóle, a do p ra cy k s i ę d z a —d u s z p a s t e r z a w szczególności.

Pogląd ten, w y p o w ie d z ia n y p rzeze m n ie, jest s p r e c y z o w a n y m w n io s k ie m , w y c ią g n i ę ty m z treści referatów, w ygłoszonych na k u rsie d u s z p a s t e r s k i m w Poznaniu w d n ia c h od 14 do 19 listo p a d a 1927 r.1).

S t a n o w c z o j e d n a k nie p o d z ie la m zdania r e c e n z e n t a , który uważa, że „większa niezależność m a t e r j a l n a ”, a w parze z nią i w iększa m a t e r j a l n a k u ltu ra nie stw arza i n d y f e r e n t y z m u w rzeczach

wiary i m oralności. C hciałbym , ż e b y t a k było, ale n ie s te ty tw a rd a rzeczyw istość i to nietylko dzisiejsza, z ad a je już u p o d s t a w kłam t e m u pow iedzeniu.

Ten, k to nietylko czyta gazety, ale od czasu do czasu w eźm ie do ręki i j a k ą ś książkę, t r a k t u j ą c ą o z a g a d n ie n ia c h sp o łe cz n y ch i e k o n o m ic z n y c h , a kto się zwłaszcza in te re s u je ży w o tn o śc ią z a g a ­ d n ie ń religijnych, te n n a p e w n o nie będzie twierdził, że w krajach o wysokiej kulturze m aterjaln ej, jak np. w k ra ja c h a n g l o —saskich,

w śró d w a rs tw z a m o ż n y c h , gdzie j e d y n y m c e le m życia jest in te res i bussines, nie szerzy się i n d y f e r e n ty z m religijny.

Tak. N a p e w n o nie pow iedziałby tego, bo to byłoby s p r z e c z n e z t e m , co jest w rzeczywistości.

Ł) Q rqanlzaqa parafji w P o ls c e . P oznań 1928

(20)

W y m o w n y m p r z y k ła d e m tego, co c h c ą dowieść, s ą k ra je pro- te n s ta n c k ie . P rotestanci są naogół zamożniejsi od katolików, ale też i bardziej w śród nich szerzy się i n d y f e r e n ty z m religijny. C o n ­ clusio p e r se patet.

Widziałem również w Polsce, w n a s z e m w o je w ó d z tw ie lubel- s k ie m rolników, którzy w swojej okolicy uchodzili za g o s p o d a r z y z am o żn y ch . O w szem , chodzili oni do kościoła i przystępow ali raz w roku w okresie w ie lk a n o c n y m do s a k r a m e n t u p o k u t y i kom unji św., bynajm niej j e d n a k nie robili t e g o z w e w n ę trz n e j p o trze b y , ale raczej dla zach o w an ia tradycji, z k o n s e r w a t y w n e g o poczucia w ier­

ności dla niej. P o z a t e m w s t o s u n k u do z a g a d n i e ń religijnych byli klasycznemi przykładam i in d y fe re n ty z m u : w ż a d e n s p o s ó b nie dało się ich n a m ó w ić na z a p r e n u m e r o w a n i e c z a s o p is m a , s z e r z ą c e g o zd ro w ą katolicką kulturę, nie m ó w ią c już o j a k i e m ś p i s e m k u w y ­ raźnie religijnem.

P ren u m ero w ali n a t o m i a s t „ G azetę Rolniczą”, „ G azetę G o s p o ­ d a r c z ą ”, a z pism o c h a r a k t e r z e politycznym albo „Zielony S z t a n ­

d a r ”, „Chłopski Front", lub „Wyzwolenie". Życie katolickie dla tych ludzi nie istniało, ich celem było je d y n ie ja k n a jk o rz y s tn ie js z e u k ł a ­ danie interesów m aterjaln y c h , a pole duchow ej, religijnej kultury

katolickiej, leżało u tych ludzi odłogiem .

Myślę, że klasyczniejszych i jask raw szy ch ty p ó w in d y f e r e n tó w religijnych w warstwie chłopskiej nie tr z e b a więcej szukać. Nie p i ­ szę o in d y f e re n ta c h religijnych z w a rs tw y inteligencji, bo w tej

w arstw ie poza p e w n e m i w yjątkam i, k tó r e n a w e t w o p arciu o d o ­ brobyt, są z d e c y d o w a n ie czynne w życiu katolickiem, reszta je s t b e z b a r w n a i idąca po linji n a jm n ie js ze g o oporu.

Każdy to stwierdzi, kto widzi, o b s e r w u j e i rozumie. W o b e c t e ­ go m o ż n a stwierdzić, że in d y f e re n ty z m religijny, wyrosły n a - p o d ł o - żu niezależności materjalnej, pociąga za so b ą ja k o logiczną k o n s e k ­ w encję pow olne zacieranie się w duszy człowieka uczucia, czy p o ­

czucia zależności od świata t r a n s c e d e n t a l n e g o , od Boga, od religji i rzeczy z nią związanych. R e c e n z e n t p rzeczytaw szy t a k s f o r m u ł o ­ w a n ą p r z e z e m n ie tezę, najwidoczniej nie d o ro z u m ia ł się w niej —

pojęcia konsekucji logicznej, że „a p o ss e ad a s s e ”, je s t d łu g a d r o ­ ga i że w gran ic ach tej drogi mieści się wiele ro z m a ity c h możli­

wości. Nie zgadza się dalej recenzent, ja k t o być może, że n a o d w r ó t większa zależność materjalna, a c zę sto k ro ć i u b ó s tw o , są raczej spoidłem człowieka z Bogiem i stwarzają z takich ludzi łatwy i wdzięczny p rz e d m io t d u sz p a ste rz o w a n ia . Nie m o ż e się za ż a d n ą c e ­ nę pogodzić z m o im p o g l ą d e m i d la te g o viceversa ryzykuje r e w e ­ lacyjne twierdzenie, „że ubóstwo, n ie d o s ta te k , ciągła o b a w a o to, co będzie jadł, czem się odziewał i gdzie mieszkał — o d d a la ją od

B o g a ”.

Czytałem wiele rzeczy, ale nigdzie nie znalazłem p o t w i e r d z e ­ nia, że ubóstwo, głód, nędza, n ie d o s ta te k , b e zro b o c ie są zawsze przyczyną spraw czą zerwania węzłów p o m ię d z y Bogiem i człowie-

(21)

kiemy p o w o d e m dezercji z pola? na k t ó r e m żyje i w zrasta d u sz a ludżfca „n atu raln ie c h r z e ś c i j a ń s k a ” i przejściem do p rz e c iw n e g o o b o ­ zu św iata m a te rja ln e g o , który wszelką d u c h o w o ś ć odrzuca. Z g a d z a m się z tern, że głód, czy nędza, czy bezrobocie, są przyczyną wielu w y s tę p k ó w , że prędzej u k r a d n i e człowiek głodny i b e z r o b o t n y niż syty i odziany, ale nie m o ż n a wcale twierdzić, że ten, co n ie m a co jeść, gdzie mieszkać, w co się ubrać, jest już tą suchą, b e z w a r ­ tościową, o d ł a m a n ą gałęzią, która o d p a d ła od pnia d rz ew a żywej

wiary.

T en człowiek b u n t u j e się nieraz przeciw Bogu, kiedy widzi, że inni są syci i bogaci, c h o ć m o ż e często nato nie zasłużyli, ale ten

człowiek nie staje się przez to o s o b i s t y m w r o g ie m Boga, a skoro b y t m u się poprawi, g o tó w jest w szystkie krzywdy, w yrząd zo n e Bogu, bliźnim i s w e m u życiu religijnemu z jak n a jw ięk szą s a t y s f a k ­ cją napraw ić. Wola ta k i e g o człowieka, da się łatwiej m o j e m z d a ­ niem nakłonić w k ie ru n k u dążenia ku d o b r e m u niż wola człowieka,

dla k t ó r e g o k w e s tje życia religijnego nie o d g r y w a ją a b s o lu tn ie n a j ­ mniejszej roli.

Trzeba ty lk o p a m ię ta ć , że praca d u s z p a s t e r s k a jest przedew - s z y s tk ie m i zasadniczo u r a b i a n i e m u m y s łu i woli człowieka w k i e ­

r u n k u p o z n a n ia i z a c h o w a n ia p ra w a Bożego.

Są w p r a w d z ie i tutaj wyjątki, ale wyjątki p o tw ie rd z ają tylko re g u łę - in n e g o p r a k t y c z n e g o znaczenia nie mają. Biedny, ubogi wie że na świecie istnieje, d a n e ludziom od Boga p rz y k a z a n ie m i ­ łości bliźniego; on b a rd z o często m a ufność, że ktoś przyjdzie m u z p o m o c ą , że z jakiejś organizacji c h a r y t a t y w n e j przyjdzie ktoś i zapisze go na te t r o c h ę węgla, na t e n m e t r ziem niaków , czy kilka k ilo g ra m ó w mąki. O n wie również, że nieraz Bóg swoją łaską zwiększa w y d a jn o ś ć p r y w a t n ą miłosierdzia. O n wie i on czuje, że wiele rzeczy zależy od Boga, W te n s p o s ó b p r z e d s t a w i a m sobie spoidło człowieka z Bogiem, t e g o biednego, m iz e rn e g o człowieka*

k t ó r e m u na t y m świecie b y n ajm n iej się nie przelewa.

T y m c z a s e m człowiek m a te rja ln ie niezależny, a p rz ep o jo n y do cna „k u ltu rą m a s z y n i dźw igarów " n a p e w n o sw ych myśli t a k czę­

sto nie będzie zwracał do Boga, bo zresztą jest to mu, w jego.

m n i e m a n i u , n ie p o t r z e b n e .

Zresztą nieraz to widziałem, że ludzie, którzy odczuwali różne braki m a te rja ln e , mieli bardziej czułe i bardziej w y r o b io n e sumienie,

byli i p r a w d o m ó w n i , cenili sobie w arto ść przysięgi, sk ład an ej np*

w z e z n a n ia c h s ą d o w y c h i ja k o ś nie tracili t a k o d ra zu wiary.

J e s t p r a w d a przychologiczna p o w s z e c h n ie znana, że z n a s t a ­ wienia u m y s łu w ypływ a n a s ta w ie n ie woli.

Dla m n ie je s t rzeczą jasną, że łatwiej je s t księdzu d u s z p a s t e ­ rzowi d o g a d a ć się z b ie d n y m , a n a w e t w y s t ę p n y m p arafja n in em , niż ta k i m p o t e n t a n t e m w parafji, dla k tó r e g o kościół nie jest p r z y ­ b y t k i e m wiary i d o m e m Bożym, ale p e w n e g o rodzaju p o m n i k i e m m a r t w y m sztuki i a rc h ite k tu r y . Pierwszy w y k a ż e dużo dobrej woli, przyzna, że< nieraz błądził, złoży o b ie tn ic ę p o p r a w y życia, gdy tym-

Cytaty

Powiązane dokumenty

kładaniu t. Aby jednak wzmocnić pewność wypełnienia pokuty, spowiednik powinien ją dobrze określić i porozumieć się z penitentem, czy ten ją dobrze zrozumiał i

dów (Hrubieszów, Stary Zamość, Tarnogóra, Sitaniec i inne) są one już jednak stare, wyczerpane i kończą się. Większych sadów, zasadzonych w nowszych czasach

(2) Podnośnik należy przymocować do rusztowania w ten sposób, aby przy podnoszeniu i opuszczeniu ciężarów pracownikom, zatrudnionym przy podnoszeniu nie groziło

dniczą wciska się we wszystkie kraje i państwa, a jest szcze­.. gólnie groźny dla tych, którym brak jest moralnej i duchowe

Dlatego nigdy nie przestaniemy wysławiać tych, którzy już się tej sztuce poświęcili albo w przyszłości jej się poświęcą, a przytem dążą do tego, aby

czną okazała się tu myśl zakładania Kół Przyjaciół K. L, które uchwaliwszy pewną roczną składkę odpowiadającą choćby wkładce członka czynneg,

Na podstawie Ewangelji i Historji taki mamy obraz: Chrystus założyciel kościoła, papież (Piotr) wykonawca woli Chrystusa (na tobie zbuduję mój kościół; paś

Po południu pielgrzymi zwiedzali pamiątki po błogosławionej Bernadecie, oraz kinematograf przedstawiający Jej życie; biskup zaś z księżmi pojechał automobilem do