• Nie Znaleziono Wyników

Ś. P. JÓZEF WIERUSZ KOWALSKI

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ś. P. JÓZEF WIERUSZ KOWALSKI"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 3 (1678). W a rsza w a, d n ia 15 g ru d n ia 1927 r. S erja II. T om 1 (XXXIV).

O U / U 1 Y E O D I 1 I K P O P U L A R N Y , P O Ś U I I E C O I Y H U fi H M P R Z Y R O D N I C Z Y M

PREN U M ERA TA „W SZ E C H Ś W IA T A 1*. PR EN U M ER O W A Ć MOŻNA:

wynosi rocznie z}. 12, półrocznie zł. 7, kwartalnie I W Redakcji „Wszechświata", N owy Świat 33 m. 3, zł. 4. Numer pojedynczy - 80 gr. w Administracji, Szpitalna 1 m. 3, tel. 295 -8 5 i we

wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Redaktor „W szechświata11 przyjmuje codziennie od godziny 5 do 6 po poł. w lokalu redakcji.

ADRES R ED A K CJI: NOW Y ŚW IA T 33 m. 3. T E L E F O N 128 - 43.

Ś. P. J Ó Z E F W I E R U S Z K O W A L S K I

W dn. 30 listop ada z m a rł n a obczyźnie, n a stanow isku posła R zeczypospolitej w A n ­ gorze

ś.

p. p ro feso r dr. Józef W ierusz K ow al­

ski, znakom ity polski fizyk i d y p lo m ata.

U rodzony d. 1 m a rc a 1866 r. w P u ła w ac h , ukończył szkołę re a ln ą w W arszaw ie, p o ­ czerń kształcił się w u n iw ersy te ta ch w B er­

linie i Getyndze, s tu d ju ją c fizyk ę u K un dta, R óntgena i Voigta. W y k o n aw szy u tego ostatniego p ra cę n a d w y trz y m a ło śc ią szkła, zdobył ty tu ł d o k to rsk i w r. 1889. In teresu jąc się nietylko w iedzą czystą, ale i jej za sto so ­ w aniam i, u d a ł się n astęp n ie do P ary ż a, gdzie zd o b y ł w y kształcen ie techniczne w „Ecole de chim ie et de p h y siq u e“ oraz w „Ecole s u p e rie u re d ‘elec tricite“.

Z m uszony, ja k w iększość ów czesnych uczonych polskich, szu k ać pola d la sw ych niepospolitych zdolności poza g ra n ic am i k raju , po k ró tk im pobycie w W iirz b u rg u , osiadł w S zw ajcarji, k tó ra już ty lu po lskich tułaczów p rz y g a rn ę ła , n a jp ie rw ja k o a s y ­ stent w Z ury ch u , potem , od r. 1892 ja k o d o ­ cent fizyki i ch em ji fizycznej w B ernie.

W r. 1894 o trzy m u je k a te d rę n ad z w y cz ajn ą

fizyki w u n iw ersy tecie fry b u rsk im . P a ro ­

krotnie w y b ieran y n a re k to ra , K ow alski

(2)

2 W S Z E C H Ś W IA T Jfc 3

b ierze b a rd z o żyw y u d z ia ł w życiu we- w n ę trzn em u n iw ersy te tu , będącego w ów czas w sta d ju m ro zw o ju , a tak że i w życiu m ie j­

scowego społeczeństw a, zd o b y w ając przy- tem zn a jo m o ść ludzi i sto su n k ó w p o lity cz­

nych, k tó ra ta k m u u ła tw iła p rz erzu cen ie się w p ó źn y m w zględnie w ieku n a o d m ie n ­ ny zup ełn ie te re n działalności p ublicznej.

J a k o p ro fe so r i k iero w n ik Z a k ła d u F i­

zycznego ro z w ija K ow alski energ iczn ą i w ie­

lo stro n n ą d ziała ln o ść n a u k o w ą . S zeroka sk ala zain te reso w a ń , n iezw y k ła en e rg ja i ła ­ tw ość o rje n ta c ji w n o w y c h dzied zin ach k ie­

r u ją jego u w agę ko lejn o n a z a g a d n ie n ia te r ­ m o d y n am ik i, n a w y ład o w an ia elektry czne, p rą d y w ielkiej częstotliw ości, p ro m ie n io w a ­ nie k ró tk o fa lo w e i szereg in n y c h jeszcze, d ro ­ bniejszy ch tem atów . N ajdonioślejsze jed n ak b y ły jego b a d a n ia z a ró w n o dośw iadczalne, ja k teorety czn e n a d flu o rescen cją, fosfo- rescencją i a b so rp c ją św iatła, p ro w a d zo n e b ąd ź to osobiście, b ą d ź to p rz y pom o cy u cz­

nió w i asystentów . O k o ło 50 p ra c stan o w i po w ażny doro b ek n a u k o w y Z m arłego.

P ierw szy z w ra c a on u w a g ę n a w ażn o ść b a ­ d a ń fosfo rescen cji i flu o re scen c ji w b a rd z o n isk ich te m p e ra tu ra c h i za b a d a n ia , p ro w a ­ dzone w ty m k ie ru n k u , o trz y m u je w r. 1912 n a g ro d ę H a rw a rd U niv ersity w B ostonie.

T e m a ty czysto n a u k o w e nie w y c zerp u ją bog atej d ziała ln o śc i K ow alskiego; ja k o n a ­ czelny in ż y n ie r k a n to n a ln y c h za k ła d ó w elek try czn y c h p ro je k tu je o g ro m n ą, ja k n a ow e czasy, in sta la c ję elek try czn ą , k tó rej w y ­ k o n an ie z a o p a trz y ło c a ły k a n to n fry b u rs k i i część k a n to n ó w sąsied n ich w ta n i p rą d e lek try czn y i u tw o rz y ło p o d staw ę fin a n so w ą dla o rg a n iz u ją c y c h się dopiero w y działów u n iw ersy te tu : p rz y ro d n icze g o i lekarskiego.

K ow alski in ic ju je też z p rz y b y ły m w ów czas do F ry b u rg a p. Ig n a c y m M ościckim — d z i­

siejszym P re z y d e n te m R zeczypospolitej — b a d a n ia n a d u tle n ia n ie m azo tu w łu k u elek ­ try c z n y m ; te b a d a n ia , p ro w a d z o n e w d a l­

szym ciągu sam o d zieln ie przez p ro f. M o­

ścickiego, zo stały za k o ń czo n e s e rją św iet­

ny ch w ynalazkó w .

W yliczone p ra c e K ow alskiego ro z n io sły im ię jego p o św iecie n a u k o w y m i p o staw iły go w rzędzie n a jw y tra w n ie jsz y c h znaw ców

zjaw isk lum iniscencji. W iele in sty tu c y j i to ­ w arzy stw n au k o w y ch zaliczało go do sw ych członków ; w pierw szym rzędzie P olska A k adem ja U m iejętności i W a rsza w sk ie T o ­ w arzystw o N aukow e; z licznych za g ran icz­

nych w ym ienię tu ty lk o K om isję N aukow ą F ran c u sk ie g o T -w a F izycznego, Senat Hel- weckiego T-w a N au k P rzy ro d n iczy ch . S zw ajcarskie T-w o F izyczne, któ reg o był w ieloletnim prezesem . T en o statn i fak t, jak o też p ow ołanie na w iceprezesa R ady Szkół T echn iczny ch w S zw ajcarji i prezesa o d ­ działu technicznego S zw ajcarsk iej W y s ta ­ w y N aro do w ej w B ernie w r. 1914 św iadczą 0 u z n a n iu i za u fa n iu , ja k ie Z m a rły u m iał so­

bie zd o być ja k o człow iek i ja k o uczony w obcem społeczeństw ie.

T ak p rz y g a rn ię ty i uczczony przez o b ­ cych, ś. p. Józef W ierusz K ow alski nie p rz e ­ staw ał a n i n a chw ilę czuć się synem P olski 1 p racę d la Jej d o b ra u w ażać za sw ój św ięty obow iązek. W ielk ą za słu g ą jeg o było w y ­ robienie u z n a n ia przez u n iw ersy te t f r y b u r ­ ski dyplom ów szk ół p ry w a tn y c h polskich, o rg a n iz o w an y c h od r. 1905 w K ongresów ce;

by ł to p ierw szy w yłom , u m o żliw iający w y ż­

sze s tu d ja rzeszom m łodzieży polskiej, przed k tó rem i za m k n ę ły się podw oje szkół n ie ­ m ieckich i rosy jsk ich . T en fa k t ściąg n ął do F ry b u rg a n a d e r licznie polskich stu den tó w , z k tó ry c h w ielu stało się n a stęp n ie uczniam i prof. K ow alskiego. Z serdeczną d obrocią i gościnnością odn ió sł się do n ich Z m arły , re k ru tu ją c p ra w ie w yłącznie z ich liczby sw oich asy sten tó w i w sp ółp raco w n ik ó w .

P o w y b u c h u w ielkiej w o jny K ow alski o d ­ d aje się p ra c y społecznej w K om itecie O pie­

ki n ad P o la k am i. Jednocześnie p ra cu je n a d zastosow an iem p ro m ien i po zafio łk ow ych do o d k a ż a n ia wody.

W r. 1915 zostaje p o w o łan y do objęcia k ated ry fizyki w obu o rg a n iz u jący c h się w W arszaw ie p olskich w yższych uczelniach:

U niw ersytecie i P olitechnice. W obu u czel­

niach p ro w a d zi w y k ła d y i u ru c h a m ia w sp ó l­

ny Z a k ła d F izyczny. P ra c a o d b y w a ła się

w w a ru n k a c h b a rd z o ciężkich wobec w y ­

w iezienia przez R o sjan w ielu ce nny ch p rz y ­

rząd ó w i w obec p rz e sta rz a ły c h u rz ąd ze ń

za k ła d u uniw ersyteckiego. K ow alski nietyl-

(3)

JVf2 3 W SZ E C H ŚW IA T 3

ko o rg a n iz u je w y k ład y i ćw iczenia stu ­ denckie, n iety lk o in icju je szereg p ra c n a u ­ kow ych, do k tó ry c h w y k o n a n ia przeznacza sw ój w łasn y b o g aty zbiór p rz y rz ą d ó w fi­

zycznych, ale p o d ejm u je in icjaty w ę i p racę u rz ą d z e n ia now ego Z ak ła d u F izycznego dla U niw ersytetu. O dziedziczone po w ładzach ro sy jsk ich gołe niew ykończone m u ry ro z p o ­ czętego g m achu d o p ro w a d za do sta n u u ży ­ w alności, a w yko ń czo n y już z a o p a tru je we w spółczesne u rząd zen ia pom ocnicze.

P ra c a ta zostaje p rz e rw a n a w r. 1918, gdy K ow alski o trzy m u je zaszczytną m isję re p re ­ ze n to w an ia od rod zo n ej O jczyzny p rz y W a ­ ty k an ie. Nie sądzonem m u było pow rócić n a dro g ę n a u k o w ą i o b jąć kierow nictw o p laców ki z ta k im zapałem , m iłością i p ra c ą p rz y g o to w y w an ej przez siebie.

C hw ilow o i doryw czo p o d ję ta p ra c a d y ­ plo m aty czn a sta ła się d ru g iem p ow ołaniem ś. p. Jó ze fa W ierusz K ow alskiego i w y p eł­

n iła m u resztę życia. K olejno rep rezen tu je P o lsk ę ja k o poseł i m in iste r pełnom ocny p rz y rz ą d a c h h o len d ersk im w H adze, a u strja c k im w W ied n iu i tu rec k im w A ngo­

rze, gdzie sp o ty k a go śm ierć w 62 ro k u życia.

Nie m o ją jest rzeczą oceniać tę stro n ę d ziałaln o ści Z m arłego. Nie m ogę je d n a k p o ­ m in ą ć m ilczeniem objaw ów żyw ej sy m p atji i po w ażan ia, ja k ie m i w idziałem go otoczo­

nego w H o lan dji. H olenderscy obyw atele

„W ielkiego m o carstw a n au k o w eg o 11 szcze­

gólnie cenili sobie to, że P olskę w ich k r a ­ ju re p rez en tu je — uczony. N iem niejszem u zn a n ie m cieszył się z m a rły w k o łach fizy ­ ków h olend erskich. N aw iązaw szy b lisk i k o n ­ ta k t ze sły n n y m In sty tu te m K riogenicznym w Leydzie, in sp iro w ał n iejed n o k ro tn ie jego kierow ników , o p ra co w ał p lan b a d a ń opty cz­

n y ch w nisk ich te m p e ra tu ra c h i p o trz e b ­ ny ch do tego in stalacy j, sam też ogłosił łącznie ze ś. p. K am erling h O n nesem o b ­ serw acje n a d fosforescencją w te m p e ra tu ­ rze ciekłego helu.

Z Józefem W ieru sz K ow alskim schodzi do g rob u n iety lk o z n a k o m ity uczony i w zo­

row y obyw atel, ale i p ra w y , szlachetny czło­

wiek. G łęboko do bry, łag o d n y i w y ro z u ­ m iały, serdeczny i uczuciow y pozyskiw ał serca w szystkich, k tó rzy m ieli szczęście ze­

tk n ą ć się z n im bliżej. U m ysłow ość b y stra i sub teln a, o b ejm u jąca szerokie k ręg i za in te­

resow ań, trzeźw y sąd o lud ziach i w y p a d ­ kach, w ysok a k u ltu ra , zd o b y ta p ra c ą i do ­ św iadczeniem całego życia — w szystko to czyniło ze ś. p. Józefa K ow alskiego je d n o s t­

kę n iepo w szednią, a tera z b u d zi szczery żal, że śm ierć p rz e rw a ła już ten żyw ot, pośw ię­

cony n au ce i d o b ru O jczyzny.

W a c ła w W erner

W . H. K E E S O M I Z E S T A L E N I E H E L U

D n ia 13 listopada, podczas uroczystego o tw a rc ia ro k u w P olitechnice W a rs z a w ­ skiej, w obecności P a n a P re z y d e n ta Rze czypospolitej i P o sła H olenderskiego, został u d zielo n y ty tu ł d o k to ra n a u k technicznych ..honoris ca u sa " W ilhelm ow i H en ry k o w i Keesomowi, p ro feso ro w i fizy k i U n iw e rsy ­ tetu w Leydzie i kiero w n ik o w i tam tejszego słynneg o la b o ra to rju m kriogenicznego (niskich te m p e ra tu r).

W y so k ie to odznaczenie n a d a n o prof.

K eesom ow i z a ró w n o za jego pow ażne zasługi n au k o w e, ja k i za życzliw ość, ja k ą o k a z y ­ w a ł n a u c e polskiej, u m o żliw iając k ilk u już fizyk om po lsk im p ro w ad zen ie b a d a ń

w sw ej praco w n i. Niżej p o d p isan y rów nież zaw dzięcza m u rok , sp ędzon y n a b a d a n ia c h w ta k w y śm ien ity ch w a ru n k a c h p ra cy , ja k ą d aje In s ty tu t K riogeniczny w Leydzie.

U ro dzon y n a w yspie Texel w p ółnocnej H o lan d ji w r. 1876, s tu d jo w a ł w A m ster dam ie, a od r. 1900 b y ł asy sten tem prof.

K am erlin g h O nn esa w Leydzie, u k tórego w y k o n a ł p ra c ę d o k to rsk ą z dzied zin y ter m o d y n am ik i. O d r. 1917 b y ł p ro fesorem w W yższej Szkole W e te ry n a rji w U trech cie, a od r. 1923 p ro feso rem U niw ersy tetu w Leydzie. W r. 1924 o b ją ł kierow nictw o Z ak ła d u K riogenicznego.

Keesom n ależy do rz ęd u tych fizyków .

(4)

4 W SZ E C H Ś W IA T Ars 3

W Instytucie Kriogenicznym w Leydzie.

Siedzą: dr. Vegard, pro/, dr. Kamerlingh Onncs, dr W acław Werner; stoją w środku dr. de Haas i prof. W. H. Keesom. po bokach d w a j asystenci.

k tó rz y łączą w sobie głębokie w y k szta łc e­

nie teo rety czn e z talen tem e k s p e ry m e n ta ­ to ra. P o p ierw szy ch m łodzieńczych p ra cach d o św iad c zaln y ch z d ziedzin y term o d y n a m ik i s k ie ro w a ł sw ą tw órczość n a pole teo rji i d a ł się p o z n a ć szeregiem p ra c, d o ­ ty czący ch głów nie sił m iędzycząsteczko- w ych. P rz y c z y n ił się niem i zn a k o m ic ie do u g ru n to w a n ia p o g ląd u , że siły te są p o c h o ­ d zenia elektrycznego.

N a jp ro stsz y z ato m ó w , a to m w o d o ru , w y o b ra ż a m y sobie ja k o z b u d o w a n y z j ą ­ d ra d o d atn ieg o i u jem n eg o elek tro n u , a z a ­ tem z dw óch „b ieg u n ó w " elek try czn y ch , stan o w i w ięc t. zw. „ d ip o l" czyli „ d w u ­ bieg u n ". D w u a to m o w a cząsteczka w o doru za w iera cztery ta k ie bieg u n y , zatem m o ż e ­ m y j ą n a z w a ć „ k w a d ru p o le m " . Siły elek ­ tryczne, w y w ie ra n e przez n a b o je cząsteczki k w a d ru p o lo w e j w odległościach d użych w sto su n k u d o ro z m ia ró w cząsteczki, z n o ­ szą się n aw z a je m . G dy je d n a k p o d e jd z ie ­ m y do cząsteczki b a rd z o blisk o , ta k , że o d ­ ległości pew nego p u n k tu o d poszczegól­

n y ch b ieg u n ó w n ie m o żem y ju ż u w a ż a ć za jed n ak o w e, p o w sta je ja k a ś siła w y p a d k o ­ w a, n a d e r szy b k o m a le ją c a z odległością.

W ięc k w a d ru p o le i n a siebie n a w z a je m m u szą w y w ie ra ć siły, gdy się z n a jd ą b a r ­ dzo b lisk o siebie, i te w łaśn ie siły są w te ­ o rji K eesom a siłam i w zajem n eg o p rz y c ią ­ g an ia cząsteczek, k tó ry c h istn ie n ia w y m a ­ g ają z jaw isk a sp ó jn o ści m a te rji.

N a tej p o d staw ie Keesom w y ja śn ił o d ­ stępstw a od p ra w a B oyle‘a, ja k ie w y ka żu ją gazy rzeczyw iste. K inetyczna teorja gazów uczy nas, że p ra w o to b y ło b y ści słe, g dyby cząsteczki nie m iały w cale ob jętości i nie w y w ierały n a siebie żad n y ch sił. T eo retyczne w zo ry K eesom a zg ad zają się b a rd z o d ob rze z rzeczyw istem z a c h o w a ­ niem się gazów — lepiej, niż jakiekolw iek in ne w zory, w y sn u te z zało żeń teoretycz ny ch o budo w ie cząsteczki.

W r. 1924, po u stą p ie n iu ś. p. prof. Ka m erlin g h O nnesa, tw ó rcy p ra c o w n i niskich te m p e ra tu r, ze stan o w isk a je j k iero w n ik a, po w ołan o n a to zaszczy tne m iejsce prof.

W. H. Keesom a. To sk iero w ało p ra cę jego znów b ard ziej w k ie ru n k u do św iadczał n y m i w ciągu p a ru la t u k a z u je się w L e y ­ dzie szereg p ra c jego oraz jego uczniów i w sp ó łp raco w n ik ó w , d oty czący ch ró żn y ch zjaw isk w b a rd z o n isk ich te m p e ra tu ra c h . N ajdonioślejsze do tyczyły b a d a n ia b u d o w y gazów , zestalo nych zap o m o cą p ro m ien i R ontgena, o raz stałej d ielek try czn ej gazów sk ro p lo n y ch i zestalonych. T a o statn ia dzied zina b a d a ń o bchodzi n a s bliżej, po niew aż b y ła w y k o n a n a p rz y u d ziale p o l­

skich fizyków i d o p ro w a d ziła prof. Keeso­

m a i prof. M. W olfego do w y k ry c ia dw óch faz ciekłych w sk ro p lo n y m helu.

N azw isko K eesom a stało się je d n a k głoś­

ne o d lipca 1926 r., g dy u d a ło m u się po

raz p ierw szy o trzy m a ć hel w stan ie s ta ­

(5)

•N° 3 W SZEC H ŚW IA T

łym — o statn i gaz, k tó ry dotychczas opie­

r a ł się p ró b o m zestalenia. S ta ra ł się to o siąg n ąć K am erlingh O nnes n a drodze, n a k tó re j zestalon o już in n e gazy, a m ian o w i­

cie przez zm n iejszanie ciśnienia n a d w rz ą ­ cą cieczą. Pow odzenie tej m eto d y zależy od istn ie n ia t. z w. p u n k tu p o tró jn eg o ; chcąc więc zrozu m ieć różnicę m etod O nnesa i Keesom a m u sim y za zn ajo m ić się z tem pojęciem .

Ciecz w za m k n iętem n aczyniu, np.

w w alcu, za m k n ię ty m ru c h o m y m tłokiem , p a r u je póty, p ó k i z e b ra n a n a d n ią p a ra nie n asy c i p rzestrzen i p o d tłokiem . P a ra w y w ie ra w ów czas n a ciecz ciśnienie, z w a ­ ne prężn o ścią p a ry nasy co n ej; jest ono za leżne o d te m p e ra tu ry , ro sn ą c ze w zrostem ciepłoty cieczy. K rzyw a W P n a rys. 1 w y ­ ra ż a tę zależność. Gdy te m p e ra tu ra cieczy, u m ieszczonej w n ac zy n iu otw artem , w z ro ­ śnie ta k , że o d p o w iad a ją ca jej p rę żn o ść sta

nie się ró w n a ciśnieniu zew nętrznem u, ciecz zaczy n a w rzeć. K rzyw ą W P m ożem y za te m u w a żać też za w y raz zależności te m ­ p e ra tu ry w rzenia od ciśnienia n a d cieczą:

n a z y w a m y ją k r z y w ą wrzenia.

Gdy w n aszem n ac zy n iu z trokiem b ę ­ d ziem y chcieli pow iększyć ciśnienie, nie zm ien iając te m p e ra tu ry , to n a m się nie p o ­ w iedzie, d opóki n a d cieczą będzie p a r a P od czas w c isk a n ia tło k a p a r a będzie u le ­ g ała sk ro p len iu , a ciśnienie pozostanie bez zm ian y ; dopiero po całk o w item skrop len iu p a ry , gdy pod tłokiem zn a jd z ie się już ty l­

ko sa m a fa za ciekła, będziem y m ogli z w ię k ­ szyć ciśnienie przez dalsze w cisk anie tłoka.

Z atem p o d ciśnieniem w iększem , n iż to.

k tó re w sk az u je k rz y w a w rzenia, m oże ist­

nieć sam a tylko ciecz, nie sty k a ją c a się ze sw ą p a rą . P o d o b n ie przez w yciąg anie tło k a nie zm n iejszy lib y śm y ciśnienia, p ókiby cała ciecz nie w y p a ro w a ła ; w ted y dopiero dalsze zw iększanie objętości obniżałoby ciśnienie w n aczyniu. P o d ciśnieniem m niej- szem od tego, ja k ie w y k a zu je k rz y w a w rz e ­ nia, m oże istnieć sam a tylko p a ra , nie sty ­ k a ją c a się ze sw ą cieczą.

R ó w now aga p o m ięd zy cieczą i p a r ą jest m o żliw a ty lk o w tedy, gdy p u n k t, o d p o w ia ­ d a ją c y d an y m w a rto ścio m ciśnienia i te m ­

p e ra tu ry , leży n a k rzyw ej w rzenia. W szyst kie p u n k ty , leżące na lew o od tej krzyw ej, o d p o w iad ają p a ro m w arto ści t i p, przy k tó ry c h m oże istnieć trw a le ty lk o p a r a : m ó w im y, że p u n k ty te leżą w o bszarze p ary : tak sam o m ó w im y o p u n k ta c h n a lew o od krzy w ej w rzenia, że leżą w o bszarze cieczy.

A nalogiczną k rz y w ą m ożem y n ak reślić dla stan ó w rów n o w ag i po m iędzy fa z ą cie­

k łą i stałą; będzie to k r z y w a topnienia (krzepnięcia) P K , w y ra ż a ją c a zależność po m iędzy te m p e ra ttirą to p n ien ia a ciśn ie­

niem . W te m p e ra tu rz e niższej, niż ta, jak ą w skazuje k rz y w a d la d anego ciśnienia, m o ­ że istnieć trw a le ty lk o ciecz; w tem p eratu rze w yższej — ty lk o ciało stałe. P ow yżej krzyw ej to p n ien ia leży o b sza r cieczy; p o ­ niżej — o b szar fazy stałej.

Rys. i.

O bszar cieczy jest więc o g raniczon y dw iem a k rzy w em i: w rz en ia i top nienia.

T e m p e ra tu ra to p n ien ia zm ien ia się b a rd z o nieznacznie z ciśnieniem , o w iele m n iej, niż te m p e ra tu ra w rz en ia; k rz y w a w rz en ia jest więc b ard ziej stro m a i zb liża się do k rz y - "

w ej to p n ien ia w o bszarze n isk ich ciśnień

i n isk ich tem p eratu r. W e w szystk ich d o ­

tychczas z b a d a n y c h cieczach k rz y w e te

p rz ecin ają się, a p u n k t ich przecięcia nosi

nazw ę p u n k t u potrójnego P. W ty m p u n k ­

cie schodzą się o b szary w szystkich trzech

(6)

6 W S Z E C H Ś W IA T -Ns 3

faz; w te m p e ra tu rz e i pod ciśnieniem , w y znaczo n em i przez położenie p u n k tu P , ale też ty lk o i w y łączn ie w ty c h w a ru n k a c h , trzy fazy d an eg o ciała m ogą istnieć obok siebie w ró w no w adze.

P rz y o b n iż a n iu te m p e ra tu ry lub ciśn ie­

nia pon iżej w a rto ści, p a n u ją c y c h w p u n k cie p o tró jn y m , p rz ech o d z im y do o b sza ru , leżącego poza krzy w em i, o g ra n ic zają cem i o b sza r fazy ciekłej. M am y w ięc w a ru n k i, w k tó ry c h ciecz istn ieć nie m oże; ciało m o że tylko w y stęp o w ać ja k o ciało stałe lu b jako p a ra . I znów m ożem y znaleźć k r z y ­ wą. w y z n acz ającą w a ru n k i ró w n o w ag i po

w rzenia. Jeśli zapob iegn iem y dopływ ow i ciepła zzew nątrz, u m ieszczając ciecz w n a ­ czyniu p ró żn io w em D e w ara i, w ra zie po trzeby, o ch ład z ając jeszcze zew nętrzn i ścian ki naczy n ia, to b ędziem y m ogli zupeł nie dow oli o b n iżać te m p e ra tu rę cieczy, póki nie d o p ro w a d zim y jej do tem p eratu ry p u n k tu p otró jn eg o . P rz y dalszem ob niża niu ciśnienia i te m p e ra tu ry ciało przecho dzi do obszaru , w k tó ry m ja k o ciecz istnieć nie m oże i ulega częściow o zestaleniu.

Isto tn ie tą d ro g ą m o żn a by ło zestalić w szystkie sk ro p lo n e gazy, z w y jątk iem helu, k tó ry o p a rł się n aw et tak potężnym

Rys. 2.

m iędzy fazą sta łą a gazow ą i o d d ziela ją cą o b szar p a ry o d o b sż a ru fazy stałej. Jest lo k rz y w a su b lim a cji PS.

W y o b ra ź m y sobie tera z, że n a d cieczą, um ieszczoną w n a c z y n iu o tw a rte m pod kloszem p o m p y p o w ietrz n ej, zm n iejszam y ciśnienie. W p e w n y m m o m encie ciecz zacznie w rzeć, p a ro w a n ie będzie p rz y te m p o ch łan iało ciepło i będzie o b n iżało te m ­ p e ra tu rę cieczy. D alsze o b n iżan ie ciśnienia, spow odow ane w y p o m p o w y w a n iem w y ­ dzielającej się p a ry , o b n iża te m p e ra tu rę w rzenia; w ten sposób, w m ia rę z m n ie jsz a ­ nia się ciśnienia, ciecz, w rząc u staw icznie, coraz b a rd z ie j się o ch ład z a, p rz y jm u ją c tem p eratu ry , w yzn aczo n e przez k rz y w ą

śro d k o m , jak iem i ro z p o rzą d za P rac o w n ia K riogeniczna. O nnes, o d p o m p o w u jąc p arę w rzącego helu zap o m o cą całej b a te rji po m p dy fu z y jn y c h , d oszedł do n a jn iższ y ch te m ­ p e ra tu r, ja k ie do tychczas sztucznie osiąg gnięto, bo zaledw ie w yższych o 0,8° lub 0,9° od te m p e ra tu ry ze ra bezw zględnego.

Hel je d n a k p o zo stał ciekłym , b u d zą c naw el przypuszczenie, że w ogóle n ie m oże istnieć w stan ie stałym .

P rz e tn ijm y teraz nasz w y kres prostą

AB, ró w n o leg łą do osi ciśnień; p u n k ty jej

o d p o w ia d a ją pew nej stałej tem p eratu rze ,

przy dow olnie zm ien io n y ch ciśnieniach

Jeśli k rz y w a P K m a p o chy len ie w ty m kie

ru n k u , jak wskałzuje ry su n e k , t. j. jeśli

(7)

W S Z E C H Ś W IA T 7

te m p e ra tu ra to p n ien ia rośnie z ciśnieniem , ja k to m a m iejsce dla olbrzym iej w iększo­

ści z n a n y c h ciał, to p ro sta A B m u si ją gdzieś przeciąć. Z naczy to, że dla tem p era tu ry , k tó rej odp o w iad a AB, m o żn a znaleźć takie ciśnienie, p rz y k tó re m będzie się o d ­ b y w a ło przechodzenie fazy ciekłej w stałą, t. j. p rz y k tó rem ciecz zacznie krzepnąć.

T ą d ro g ą poszedł Keesom w r. 1926 *).

H el ciekły zo stał um ieszczony w ru rce k sz ta łtu U, o c h ład z an y w k ąp ieli helu.

w rzącego pod zm niejszonym ciśnieniem , i p o d d a n y silnem u ciśnieniu, sięgającem u p o n a d 140 atm . Ju ż w tem p eratu rze w rze nia n o rm aln eg o , t. j. w 4,21° sk ali bez­

w zględnej (— 268,88° C) w y stąp iły oznaki zestalen ia; w y tw orzenie różnicy ciśnień w obu k o la n k a c h r u r k i nie w yw ołało p rz e ­ sunięcia się poziom ów helu. W dalszych d o św iadczeniach Keesom u ż y w a ł n u r k a że­

laznego, p o ru sz an eg o zzew n ątrz zapom ocą elektro m ag n esu . N urek ten w iązł w m asie helu, lub, sp u szczany z góry, u d e rz a ł o p o ­ w ierzch n ię g ra n ic zn ą pom iędzy częścią ze­

stalo n ą, a jeszcze ciekłą. B ył to jed y n y spo sób zau w aż en ia tej granicy, gdyż w zro k o wo obie części niczem się od siebie nie róż n iły: hel zasty g a n a m asę przezroczystą, b ard zo m ało ró ż n ią cą się spółczynnikiem z a ła m a n ia od cieczy.

Im niższa b y ła te m p e ra tu ra kąpieli, tem m niejsze ciśnienie p otrzeb n e było do ze sta­

lenia; k ieru n e k zm ian y te m p e ra tu ry krzep nięcia z ciśnieniem jest więc n o rm a ln y Z m ien iając te m p e ra tu rę od 4,21° do 1°,13

(ciśnienia zm niejszały się p rz y te m o d 140 do 25 atm .) Keesom m ó gł w yk reślić k rz y ­ w ą k rzep n ięcia helu, ta k ą , ja k ą w idzim y n a rys. 2. P rzebieg jej w y jaśn ia, dlaczego K am erlin gh O nnes nie m ógł zestalić helu sw oją m etodą.

K rzyw a, p rzeb ieg ająca po czątkow o p ra wie p ro sto lin jo w o , ulega w okolicy 2° n a ­ głem u zagięciu, przez co nie m oże się prze ciąć z k rz y w ą w rzen ia; ta o sta tn ia bow iem przebiega ta k b lisk o osi te m p e ra tu r, że w sk ali rys. 2 nie d aje się naw et n ary so w ać (tem p. 2° o dp o w iad a 0,02 atm .). H el s t a ­ now i w ięc ciekaw y w y ją te k p om ięd zy c ia ­ łam i, istn iejącem i w 3 sta n a c h sk u p ie n ia ' nie p o siad a p u n k tu po trójnego.

W a c ła w W erner

*) Myśl użycia wysokich ciśnień pierwszy poddał K. Onnesowi profesor Politechniki W arszawskiej Mieczysław W olfke w czasie swego pobytu w Ley­

dzie w r. 1924. Usunięcie się Onnesa od kierow nic­

twa Instytutu a następnie śm ierć jego w r. 1926 po­

zostawiły wówczas tę myśl bez urzeczywistnienia.

P I Ą T Y M I Ę D Z Y N A R O D O W Y K O N G R E S G E N E T Y C Z N Y

W e w rześniu ro k u bieżącego o d b y ł się w B erlinie p ią ty m ięd zy n a ro d o w y kongres genetyczny. T rzech p ierw szych k ongresów nie m o żn a w łaściw ie u w a żać za zjazdy, p o ­ św ięcone n au ce o dziedziczności; b y ły to, ściśle m ów iąc, zja z d y m ięd zy n a ro d o w e sto ­ w arzy sze ń hod o w li roślin. P ierw szy z nich o d b y ł się w L o n d y n ie w r. 1899, a więc jeszcze, za n im genety k a w y o d rę b n iła się, j a ­ ko sam o d zieln a gałąź biologji, m a ją c a za p rz ed m io t dziedziczność i zm ienn ość istot żyw ych. M om ent p o w stan ia genetyki — to ro k 1900, w k tó ry m trzej b ad acze: C orrens, T sc h e rm a k i de Vries jednocześnie p o tw ie r­

dzili d o św iad czen iam i sw em i p ra w o prze k a z y w a n ia cech u m ieszańców , o d k ry te 35 lat w cześniej p rzez G rzegorza M endla. Od tego czasu n o w a gałąź w iedzy biologicznej poczęła ro z w ija ć się w niezw ykle szybkiem tem pie; w p ły w jej n a h od ow lę ro ślin i zw ie­

rz ą t zazn aczy ł się w y ra źn ie już w p ierw -

szem dziesięcioleciu je j istnienia. T o też czw arty k o n g res m ięd zy n aro d o w y , odby ty w P a ry ż u w r. 1911, b y ł w c h a ra k te rz e sw o­

im ró ż n y zup ełnie od trzech pierw szych, gdyż w y su n ięte b y ły n a n im przedew szyst kiem teo rety czn e za g ad n ien ia n a u k i o dzie dziczności. N a ty m c z w arty m kongresie, k tó ry b y ł w łaściw ie p ierw szym , isto tn ie p o ­ św ięconym genetyce, u ch w alo n o , że kon gres n a stę p n y odbędzie się w B erlinie w r. 1916; u rzeczy w istn ieniu tej u ch w ały stan ęła je d n a k n a przeszkodzie w o jn a eu rp p ejsk a. Z tego też po w o d u pom iędzy cz w arty m k on gresem g enetycznym , a pią tym , o d b y ty m w B erlin ie w ro k u bieżącym , up ły n ęło aż 16 lat. W ty m okresie, długim niew ątpliw ie d la m łodej n a u k i, k tó ra to ro ­ w ała sobie dro g i i w y ra b ia ła m eto d y b a ­ d ań , dzięki p og łęb ien iu p o d jęty ch z a g a d ­ nień uległa g en ety k a w ciągu rozw oju sw o­

jego d alek o id ący m p rz eo b ra żen io m : n a u k a

(8)

8 W S Z E C H Ś W IA T „Na 3

o dziedziczności z ro k u 1911 b y ła d y scy ­ p lin ą o c h a ra k te rz e n aw sk ro ś m o rfo lo g icz­

nym , n a to m ia st w dzisiejszej genetyce w i­

d zim y w y ra ź n y z w ro t w k ie ru n k u fiz jo lo ­ gicznego p o jm o w a n ia d z ia ła n ia czyn ników . J a k o ró żn icę p o m ięd zy g en ety k ą z r. 1911, a g en e ty k ą w spó łczesną p o d k re ślić n ależy przedew szystkiem o p arcie się jej n a cyto- logji, t. j. n au c e o kom órce. B a d a n ia cy to lo ­ giczne rz u ciły zup ełn ie now e św iatło n a z n an e p o p rz ed n io je d y n ie ze stro n y m o rfo ­ logicznej z ja w isk a rozszczep ian ia m iesza ń ców, o raz n a z ja w isk a m u tacji. To też zna czenie cytologji d la g enetyki dzisiejszej z n a ­ lazło w y raz p o d czas k o n g re su b erliń sk ieg o p rzed ew szy stk iem w k ilk u odczy tach syn tetycznych, w ygłoszonych n a ten te m a t n a p osiedzen iach p le n a rn y c h , prócz tego zaś w w y ło n ien iu specjaln ej sekcji, p o św ięc o ­ ne! cytologii genetycznej.

W p o ró w n a n iu z k o n g re sem p a ry sk im , liczba re fe ra tó w zg łoszonych w zro sła im ­ p o n u jąco : n a k o n g resie b erliń sk im , za m ia st pięćdziesięciu k ilk u re fe ra tó w , zostało zgło szonych aż sto sześćdziesiąt, z k tó ry c h ty l­

ko n iezn a czn a liczba sp a d ła z p o rz ą d k u dziennego. Z estaw ienie ty ch liczb d a je p e w ­ ne w y o b ra żen ie o ro z w o ju genetyki w c ią ­ gu ubieg ły ch la t szesnastu. W p iąty m m ię ­ d z y n a ro d o w y m k o n g re sie g enetyczn ym b ra ło u d z ia ł zg ó rą 800 osób. p rz y b y ły c h z ró ż n y ch k ra jó w i re p re z e n tu ją c y c h około 30 p ań stw . L icznie z jechali sie n a k o n g re s prócz N iem ców , p rzed ew szy stk iem A m ery k a n ie : B lakeslee i D a v e n o o rt z Cold S p rin g H a rb o r i w ielu in n y ch . M niej nieco licznie re p re z e n to w a n i by li Anglicy, z p o śró d k tó ­ ry c h n a w y m ien ien ie z a słu g u ją cytolog Ga- tes z L o n d y n u , o ra z z n a n y genetyk P u n n e tt z C am bridge. Z jaw ili się też b ad a cze ro- syiscy. głów nie cytologow ie, ze z n a czn ą ilo ścia re fe ra tó w , z sędziw ym N aw aszin em n a czele. Szw ecia re p re z e n to w a n a b v ła p rzez ta k w y b itn y c h genetyków , iak N ilsson-E h le ze Svalof, o ra z H erib ert-N ilso n z L an d s- k ro n a . oraz p rzez zn an eg o cv to ’oga ze S ztokholm u , O. Rosenbersra. N ielicznego u d ziału b ad a czó w fra n c u sk ic h w konsrresie nie n a le ż y p rz y p isy w a ć w zględom p o lity c z ­ n y m : F ra n c ia , iak w iad o m o , m ało m a w y b itn y ch s?enetvków; n rz y b y li w iec: B la- rin g h em i P e z a rd z P a ry ż a , oprócz te s o p a ru b ad a czó w m ło d y ch . Ze szw a jcarsk ic h genetykó w w ym ierne n a le ż y prof. C h o d at z G enew y i Drof. E r n s ta z Z urich u. S to s u n ­ kow o dość liczn ą b v ła p o lsk a g ru p a — b y ło n a s bow iem około dziesięciu osób ze w sz y st­

kich m ia st u n iw ersy te ck ich . W śró d o b e c ­ n y c h w y m ien ię zn an eg o cytologa p ro f.

B a e h ra z W a rsz a w y , oraz p ro f. P raw o c h eń - skiego z K rako w a.

O rg an izacja k on gresu p o d jęta b y ła w szerokim zakresie przez N iem ców , k tó rzy (jak za zn aczy ł jed en z p rz em aw iają cy ch go spo darzy n a k tó ry m ś z ban kietó w ) „ s ta ­ ra ją się od zy sk ać d aw n e z a u fa n ie cudzo ziem ców “. T rz eb a p rz y z n a ć N iem com , że są n ao g ó ł d o sk o n ały m i o rg a n iz a to ra m i; nie szczędzili oni tru d u , ab y stro n ę n a u k o w ą zjaz d u po staw ić ja k n ajw y żej, ja k rów nież, a b y w a ru n k i p ra c y b ad aw czej w N iem ­ czech p rz ed staw ić cudzoziem com w świetle d o d atn im . P rzestrzeg ali rów nież c h a ra k ­ teru m iędzy narod ow ego k o n g resu ; n a p o ­ siedzeniach przew o dn iczy li k olejno p rz e d ­ staw iciele ró ż n y ch p ań stw , a o b ra d y toczyły się p o fra n c u sk u , n iem iecku i angielsku.

R ów nież i język w łoski n a w n iosek je d n e ­ go z gen etyk ów -W ło chó w u z y sk a ł p raw o o b y w atelstw a n a kongresie.

O rg a n izac ja k o n g resu p rz e d sta w ia ła się jak n astęp u je :

P ięć posiedzeń p le n a rn y c h pośw ięcono odczytom sy n tetyczny m , p rz ed staw iając y m stan w spółczesny poszczególnych zag ad n ień genetyki, z u w zględ nieniem dalszych m o żli­

wości ro zw ojow ych tych zagad n ień . P re le ­ gen tam i byli w y b itn i n au k o w cy , p rz e d s ta ­ wiciele ró ż n y ch działów sp ecjaln y ch gene­

tyki; odczyt każdeg o z n ich d otyczył tej dziedziny, w k tó re j d a n y b ad acz sam p r a ­ cow ał tw órczo. T e m a ty posiedzeń p le n a r­

nych, k tó re o m aw iały n ajw a żn iejsze z a ­ g ad n ien ia genetyk i w spółczesnej, u jm o w ały w pew ien ca ło k sz tałt o statn ie zdobycze jej wiedzy. D la n as, uczestn ik ó w k o n g resu specjalistów , ro z rzu c o n y ch po ró ż n y c h k ra jach i nie m a ią c y c h często m ożno ści d y s­

k u to w a n ia ciekaw szych z a g ad n ień w kole fachow ców , b y ły te o d czyty syntetyczne szczególnie cenne.

W sześciu sp ecjaln y ch sek cjach poszcze­

gólni au to ro w ie m ieli m ożność p rz e d s ta ­ w iać k o m u n ik a ty z w łasn y c h b a d a ń . P ie rw ­ sza sekcia o b eim o w ała re fe ra ty z dziedziny genetyki ogólnej, d ru g a — z genety ki i cy ­ tologji, trzecia — z g enety ki ro ślin u p ra w ­ nych, cz w arta — z g enetyk i zw ierząt h o d o ­ w anych, p ią ta p ośw ięcona b y ła dziedzicz­

ności u człow ieka, szósta zaś zag ad n ien io m eugeniki t. j. n a u k i o h ig ien ie rasy . R o zbi­

cie o b ra d n a ta k zn a c z n ą ilość sekcyj m iało sw oją p rz y czy n ę w o g ro m n ej liczbie zgło­

szonych referatów .

D n ia 12-ao w rześn ia o dbyło się u ro c z y ­

ste posiedzenie in a u g u ra c y jn e k o n g re su ;

zag aił je p ro f. E rw in B a u r, w y g łaszaiąc

m ow ę p o w italn ą, zw ró co n ą do zg ro m a d zo ­

ny ch uczestników , i ro z w ija ją c znaczenie

ro zpoczyn ająceg o się ko ng resu . P o szeregu

przem ó w ień o ficja ln y c h p rz y stą p io n o do

w y b o ru p rezy d ju m . Na ho n o ro w eg o prezesa

(9)

W SZEC H ŚW IA T

k o n g resu pow ołano sędziw ego p ro feso ra N aw aszin a z M oskw y (daw niejszego p ro fe ­ sora u n iw e rsy te tu kijow skiego). P ro fe so r N aw aszin jest, ja k w iadom o, w y b itn y m b a ­ daczem n a polu cytologji; w y b ó r jego, p rz y ­ ję ty przez ak lam ację, d a ł w y raz w spółczes­

n em u p rą d o w i w n au ce o dziedziczności i p o d k re ślił ścisły zw iązek, p a n u ją c y m ię­

d zy b ad a cza m i genetycznym i a cytologją.

W sk ła d hono row ego p re z y d ju m zjazdu weszli n a d to n a stę p u ją c y badacze: R. B la n ­ co (L erid a), L. B larin g h em (P ary ż), K. B onnevie (Oslo), C. B. D a v en p o rt (Cold S pring H a rb o r), P. E n rią u e z (P a d w a ), A. E rn s t (Z u ric h ), R. v. H ertw ig (M ona­

ch jum ) , S. Ik en o (T o k io ), Nilsson E hle (Svalof), R. C. P u n e tt (C am bridgel, E. T sch e rm ak (W iedeń), T. T am m es (Gro- nin g en ), O. W inge (K openhaga).

Na pierw szem posiedzeniu p len arn em w y ­ głosił odczy t R. v. W e 11 s t e i n n a tem at

zagadnienia ewolucji. Z agadn ienie to, ro z ­

w iązane po zornie w epoce po d arw in o w sk iej, w okresie intensyw nego p o w staw a n ia teo ry j i hipotez, zostało przez genetykę u jęte z z u ­ pełnie o dręb n eg o p u n k tu w idzenia. Gene­

ty k a jest n a u k ą e k sp e ry m en taln ą: w św ie­

tle dośw iad czeń p o d d ała ona k ry ty ce d a r ­ w in o w sk ą teo rję p o w staw a n ia gatu n k ó w . W p ro w ad zo n e przez genetykę w y o d rę b n ie­

nie ró ż n y ch ty pów zm ienności nie p rz y czy ­ niło się do w y jaśn ien ia procesu ew olucji, lecz przeciw nie, um ożliw iło k ry ty k ę teo ry j p o d arw in o w sk ich . P relegent, k tó ry jest p rzedstaw icielem w n au ce k ie ru n k u neola- m arckisty cznego, p o ru sz y ł też sp ra w ę t. zw.

„dziedziczenia cech n a b y ty c h 11 i m ożliw ości znaczen ia tego z jaw isk a dla rozw ażanego zag ad n ien ia. Je st rzeczą zn a m ie n n ą, że d o ­ p iero b a d a n ia d o św iadczalne zd o łały wy-

Z P O S I E D Z E Ń

INSTYTUT NAUK ANTROPOLOGICZNYCH T.

N. W. I POLSKIEGO ODDZIAŁU MIĘDZYNARO­

DOWEGO INSTYTUTU ANTROPOLOGJI w dniu 26. X. 1927 odbył posiedzenie na którem przedsta­

w iony został referat p. A m e l j i H e r t z ów n y p. t .:

„Stosunki m iędzy narodam i kultur w y ższ y c h i niż­

szych w czasach wczesnohistorycznych na terenie Azji Przedniej i Mezopotamji",

Autorka, w ychodząc z założenia, iż każde now e narzędzie jest z jednej strony funkcją nagrom adzo­

nych przez pewną kulturę w iadom ości, a z drugiej strony rezultatem wzrostu potrzeb życiowych, sądzi, iż w szelkie wynalazki zosta'ą dokonyw ane w gra­

nicach tylko tej kultury, która w danej chw ili zaj­

muje w św iecie stanow isko przodujące. Od niej d o ­ piero, zdaniem autorki, drogą zapożyczenia przej­

m ow ać mogą te wynalazki inne ludy, stojące na niższym szczeblu kultury. Surowce, potrzebne do w yrabiania nowych narzędzi, ludy o wyższej kul-

kazać, ja k dalecy jesteśm y od istotnego zgłębienia tego p ro b lem atu .

N a n a stę p n e m posiedzeniu p le n a rn e m R.

G o l d s c h m i d t m ów ił n a tem at s to su n ­

ku genu do cechy. W in tere su ją cy m od czy ­

cie, u ję ty m w d o sk o n a łą fo rm ę, p rz e d ­ staw ił p relegent w spółczesne p o g ląd y na istotę genu, czyli cz y n n ik a dziedzicz­

nego. W ed ług ty ch n o w y ch poglądów gen nie m oże b y ć u w a ż a n y za sam o ist­

n ą jed n o stk ę, b ęd ącą p o p ro stu „nosicie­

lem cechy w ko m ó rce ro z ro d cz ej"; jest to raczej część pew nego skom p liko w aneg o m echanizm u , w k tó ry m w szystk ie części składow e są jed n a k o w o w ażn e — zarów n o jąd ro , ja k i cyto p lazm a. P releg en t u w y p u ­ klił ścisły k o n ta k t gen ety ki z fizjolo gją roz- w oiu. W sp ółczesna g enety ka tra k tu je cechy osob nika ja k o re z u lta t szeregu re ak cy j, k tó ­ rych przebieg zo stał zako ńczony . P o w sta ­ w anie cechy, jej ro zw ó j ontogenetyczny daje się sp ro w ad zić do szeregu procesów fizjologicznych, dzięki k tó ry m zo sta ją w y ­ tw arzan e pew ne su b stan cje chem iczne ró ż ­ ne, k tó re w o k re ślo n y ch m o m en tach w a ru n k o w a ć m ogą ro zw ó j d an y c h cech. W aż n ą b a rd z o rzeczą p rzy k sz ta łto w a n iu się cech jest czas i szybkość ro zw o ju ow ych su bstancy j, k tó re w d a n y m o k r e s i e m ogą w y w ie rać w p ły w a k ty w u ją c y na określone czy nn iki, w in n y m je d n a k czasie tak iej zdolności ak ty w u ją c e j nie p o siad ają.

W d ru g iej części sw ego odczytu ro zw iial prelegent sto sun ek gen ety ki do m ech an ik i rozw oju, p o d k re śla ią c, że obie te dy scypliny d o p ełn iają się w z ajem i że ich w spó łp raca m oże rzucić św iatło n a zag ad n ien ie d e te r­

m inacji.

( C. d. n.). Dr. M. S k a liń sk a

N A U K O W Y C H

turze zdobyw ały same, niekiedy poszukując ich na terytorjach obcych, zamieszkałych przez ludy o kul­

turze znacznie niższej.

Jako dowód swej hipotezy, autorka, opierając się na zachow anych zabytkach piśm iennictwa, np.

napisach, listach, i t. d. z Egiptu, przytacza fakty organizowania przezeń wypraw na Synaj po tur­

kusy, m alachity i przedewszystkiem miedź; do Pa­

lestyny i na Liban po olej i drzewo cedrowe; w pe­

wnym okresie wreszcie po złoto do Nubji, przyczem w yprawy te były tak zorganizowane, iż surowiec, np. miedź, przetapiano na m iejscu i w stanie już czystym przewożono do Egiptu. Do robót w kopal­

niach — początkowo przynajm niej — tuziemców nie używ ano, — dla ochrony zaś przed ich napa­

dami wyprawy egipskie zaopatrzone były w oddzia­

ły zbrojne. W Mezopotamji stosunki w tym zakresie były analogiczne, przyczem z pewnych napisów au­

torka w nioskuje o tem, iż jeden z jej w ładców orga­

nizow ał coś w rodzaju wynraw naukowych i badań

(10)

10 W S Z E C H Ś W IA T N® 3

geologicznych dla w ynalezienia potrzebnych mu su­

rowców.

Stosunki handlow e między ludam i rozpoczynały się, zdaniem autorki, dopiero w ówczas, gdy ludy o kulturze niższej, dzięki przejęciu od kulturalniej- szych od nich sąsiadów szeregu w ynalazków , sta­

nęły na mniej w ięcej tym samym stopniu kultury.

W czasach w czesnohistorycznych handel m iędzy­

narodow y polegał w łaściw ie jedynie na w ym ianie podarunków, przesyłanych sobie nawzajem przez władców poszczególnych państw.

W bardzo ożyw ionej dyskusji, która miała miejsce po referacie, pp. Krukowski, W awrze- niecki, Gumplowicz, Piprek i Poniatow ski p o­

lem izowali z autorką, co do jej w ywodów . U w a­

żano, iż opieranie się jedynie na zabytkach pi­

śm iennictwa z Egiptu i Mezopotamji jest niew ystar­

czające, aby twierdzić, że eksploatow anie takich su ­ rowców, jak m iedź z Synaju, złoto z Nubji, oraz olejek i drzewo cedrowe z Libanu, było zapoczątko­

wane i przeprowadzane jedynie przez posiadające rzeczywiście w ysoką kulturę narody Egiptu i Mezo­

potamji. Przeciwnie, uważano, iż praw dopodobniej- szem jest przypuszczenie, że narody te tylko rozw inę­

ły, udoskonaliły, przeprowadzały na w ielką skalę wy dobywanie i obrabianie surow ców , o których is t­

nieniu i złożach dow iadyw ały się w łaśnie od ota­

czających ich barbarzyńców. Barbarzyńcy ci zaś na których terytorjach złoża te znajdow ały się, mogli je oddawna eksploatow ać — być m oże w sp o ­ sób bardzo prym ityw ny — na w łasną rękę.

Co do stosunków handlow ych m iędzynarodowych, to również nie zgodzono się z referentką, iż n a ­ stępują one jedynie po osiągnięciu przez narody już dość w ysokiego stopnia kultury. Przeciwnie, twierdzono, iż spotykam y się z niem i nawet u bar­

dzo prym ityw nych ludów , na dow ód czego przy­

taczano niew ątpliw e istnienie stosunków h andlo­

wych u ludów stojących na tak niskim stopniu k u l­

tury, jak tuziemcy Australji.

Na posiedzeniu następnem z dnia 2 listopada r. b. dr. K a z i m i e r z S t o ł y h w o przedstawił ze­

branym sprawozdanie z ll l- g o Zia zdu Międzynaro dow ego Instytutu A n tr o p o l o g i w Amsterdamie, k tó ­ rego obszerniejsze streszczenie zostanie um ieszczo­

ne w jednym z najbliższych num erów „W szech­

świata".

Dr. Eugenja S to ły h w o w a

POLSKIE TOWARZYSTWO GEOGRAFICZNE.

Dnia 4 listopada r. b. odbyło się posiedzenie, na któ­

rem prof. dr. S t. L e n c e w i c z w ygłosił odczyt o w yspach Balearskich.

W yspy te są jednym z głów nych ośrodków żeglugi na morzu Śródziemnem od czasów Fenicjan i Kar- tagińczyków. Przeszły one zmienne koleje losu, k tó­

re pozostaw iły na nich w iele zabytków rozm aite­

go wieku, poczynając od w ykopalisk przedhisto rycznych; zabytki te, oraz łagodny klim at i oso bliwości przyrody ściągają wr dobie obecnej w ielu uczonych, artystów i ruch turystyczny.

W yspy Ibiza i Formbutera, zw ane w starożyt­

ności Pityuzam i, oraz Mallorca tworzą przedłuże­

nie łańcucha gór Andaluzji, M enorca zaś łączy się geologicznie raczej z góram i Katalonji. Ogniwo ba- learskie łańcucha alpejskiego oderw ało się od lą ­ du praw dopodobnie stosunkow o niedaw no, m oże w początkach czwartorzędu. Obecnie w yspy tworzą jeden wielki podw odny cokół, od lądu oddzielony na północnym zachodzie głębokim row em tek to­

nicznym (ok. 2000 m. głęb.). W yspy wznoszą się do 1440 in. wys. w górach Mallorki; w ysokie i dzi­

ko poszarpane pasm o ciągnie się tam rów nolegle do ow ego podm orskiego rowu, w północno-zachod­

niej stronie wyspy; jest to Sierra Principale. Po przeciwległej stronie w yspy w idzim y niższe góry, oddzielone od tamtych rozległą niziną mioceńską.

Góry mają budowę płaszczowinowo-łuskow ą, w y ­ rażającą się w nałożeniu trzech seryj osadów, z któ­

rych żadna nie jest autochtoniczna. Miejscami w y ­ stępuje nawet pięć łusek, w zględnie płaszczowin.

W spaniałą mapę geologiczną 1 : 50000 gór Princi- pale w ykreślił i w ydał Fallot, głów ny ich badacz.

M orfologja wyspy jest również ciekaw’a: morze zniszczyło już szeroki pas wzm iankow anych gór, tworząc w ysokie falezy, dosięgające nawet w yso­

kości 500 m. Odwodnienie tych gór stanowią poto­

ki, płynące ku równinie środkowej bardzo obszer- nemi dolinami i gardzielami, które niegdyś służy­

ły do odprowadzenia obfitszych w ód z części w y ­ spy, dziś już zniszczonej przez abrazję morską.

Rzeki płyną tylko w porze dżdżystej zimowej; przy­

padająca na nią ilość dni deszczowych (67) powo duje nieraz groźne powodzie; natom iast przez re­

sztę roku w ody brak, a ludność wyzyskuje nawet pólka śnieżne, w ysoko położone, by w czasie su ­ chej w iosny otrzymać w odę ze stopionego śniegu.

Na Mallorce, szczególnie w południowej, niższej części rozw inęły się na znaczną skalę zjawiska krasowe; groty Arta i Drach zwiedzane są przez cudzoziemców; znajdują się one w bezpośredniem sąsiedztwie morza, w południowej części wyspy, a w oda ich jezior podziem nych kom unikuje się z morzem, co spow odow ało, że Martel uw ażał je za dzieło przenikającej w głąb lądu w ody morskiej.

Z powodu ciepłego kiimatu w oda ma temperaturę w ysoką i ogrzewa w zimie groty, które mają w ów ­ czas temperaturę o 10° wyższą od średniej zim o­

wej temperatury powierzchni ziemi. Charakter grot, położonych dalej od morza, zdradza pow staw anie ich w sposób normalny, t. j. przez przesiąkanie w o­

dy opadowej i odpływ jej do morza.

Ludność Balearów, to potom kowie Maurów, w y­

znający katolicyzm. Mówią narzeczem mallorkań- skiem, zbliżonem do języka katalońskiego i langwe- dockiego, a obecnie poczęści i narzeczem kastyl- skiem, t. j. językiem urzędowym.

Z powodu częstych napadów korsarzy miasta rozłożyły się w pewnej odległości od wybrzeża, 0 kilka lub kilkanaście km., a na brzegu każde miasto ma mały port; w sąsiedztw ie portu znajdu­

je się zw ykle starożytna strażnica; strażnice takie połączone były z m iasteczkam i i między sobą syg­

nalizacją optyczną, używ aną w przypadkach na­

jazdu.

Głownem zajęciem ludności jest rolnictwo; nad­

zwyczaj żyzną glebę naw adniają sztucznie. Upra­

wa pszenicy, wina, oliwki, m igdałów , pomarańcz, cytryn i fig dostarcza narówni z hodow lą trzód 1 drobnym przemysłem artykułów eksnortu, w k tó­

rym pośredniczy głów nie Francja. D ość w ysoka kul­

tura materjalna ludności, oraz jej dodatnie cechy duchowe robią na podróżniku m iłe wrażenie.

W dniu 18 listopada odbyło się drugie w tym roku posiedzenie Towarzystwa, na którem p. S t a ­ n i s ł a w S r o k o w s k i , b. konsul gener. Rzpltej w Królewcu, w ygłosił odczyt na temat: Prusy Wschodnie, jako kra j sąsiadujący z P olską i ba r- jera, odgradzająca ją od morza.

Oto niektóre w iadom ości i poglądy, zaczerpnię te z tego odczytu:

Prusy W schodnie, czyli Książęce, leżą na zw ęże­

niu lądu Europy, na którem znajduje się również Polska. Zwężenie to, czyli pomost, dzieli Europę na części: wschodnią i zachodnią, różniące się pod wielu względami, między innem i budową tekto­

niczną. Charakter zachodnio-europejski tej budo­

wy znika na linji, zwanej linją Tornquist‘a, która

(11)

Ns 3 W SZEC H ŚW IA T

przebiega przez ziem ie polskie. Prusy W schodnie leżą już po wschodniej stronie tej granicy, przeto we wschodniej części Europy. Leżą one na przedłu­

żeniach rów noleżnikow ych wypiętrzeń, jakie p o­

tworzyły się wpoprzelc starego pasma, t. zw. W ału Scytyjskiego, który przebiega wzdłuż wschodnich granic Rzeczypospolitej, a który należy do fa ł­

dów, dziś prawie niewidocznych, ale nadających kształt wschodniej Europie. W ypiętrzenia te p o­

przeczne, oraz zaklęśnięcia podłoża pomiędzy nie­

mi, w iążą Prusy W schodnie z północno-wschodnią częścią Polski. W podobny sposób zaklęśnięcie po­

dłoża Bałtycko - Polskie, sięgające przez Prusy i środek Polski aż do wschodnie) Małopolski, łączy Prusy W schodnie i Polskę w jeden obszar tekto­

niczny, inaczej zaś mówiąc, łączy Polskę przez Prusy z północną Europą.

Klimat Prus W schodnich nie ma ściślejszego związku z klimatem Niemiec; zbliżają się Prusy raczej do w arunków klim atycznych północno- wschodniej Polski: opad mają rocznie o 100 mm m n ie:szy od niem ieckiego, a wielka zmienność tem ­ peratur wiosennych i jesiennych, oraz ostra zima nadają im poczęści cechy klimatu północnego i lą ­ dowego, chociaż opad jest obfitszy od polskiego, a w ahania roczne temperatur stosunkow o niew iel­

kie z powodu bliskości morza.

Pod względem roślinności granica buku, który jest drzewem w łaściwem zachodniej Europie i w y­

raża w pływ y oceanu, dzieli Prusy W schodnie, w łą­

czając ich część do wschodu Europy.

Jako kraj nadmorski, Prusy mają rów nowagę w znaczeniu przewozu m orskiego i lądow ego w g o ­ spodarstwie społecznem: pod względem kom unika­

cji są w ięc krajem przejściowym pomiędzy m or­

skim, a lądow ym obszarem Europy.

Te cechy przejściowości są w spólne dla Prus i dla Polski; stanowi to ich wewnętrzne podobieństwo.

Jakież tedy przyczyny spow odow ały wyodrębnienie Prus z obszaru ziem naszych?

W pierwszym rzędzie natura topograficzna: Pru­

sy W schodnie są jednostką geograficzną ściśle zam ­ kniętą; ograniczają je doliny wielkich rzek, roz­

ległe bezdroża i bezludzia m oren usypanych, a na stępnie rozmytych i spiaszczonych przez topnieją­

ce tu lody; pustkowia te porozrywane są splotem jezior, ułatwiających obronę; wreszcie od p ółn oc­

nego zachodu osłania Prusy burzliwe i niegościnne morze. W prawdzie moreny zostały zczasem zasie­

dlone przez Mazurów, ale kraj na północy od nich był już wówczas spojony w państwo krzyżackie.

Polska tedy nie doszła do m orza w Prusiech Ksią­

żęcych, chociaż przyrodzonym portem dla całej środkowej i w schodniej części obecnego obszaru polskiego jest Królewiec. To też gospodarczy zw ią­

zek Prus z Polską był bardzo ścisły, a Polacy uzyskiwali w nich stopniow o coraz to większe zna­

czenie.

W przypadku w ojny stanowisko, jakie zajmują Prusy W schodnie w Europie, należy do najw ygod­

niejszych: łatwo im urządzić obronę, łatwo też na własnem granicznem przedpolu rozwinąć się do ofenzyw y. Istnieją zaś tylko dwa szlaki, odpow ied­

nie do wkroczenia zzewnątrz do tej wielkiej tw ier­

dzy: zachodnio-napoleoński i wschodnio-rosyjski.

Znaczenie strategiczne Prus nie w pływ ało k o ­ rzystnie na ich rozw ój, pom im o, że niszczyciel­

skich najazdów nie przechodziły. Zaludnienie zw ięk­

sza się bardzo w olno; podczas gdy w początkach bytu państwowego Prusy były zaludnione lepiej.

niż Polska, obecnie gęstość ich zaludnienia w yn o­

si tylko 58 mieszkańców na 1 km.2, jeśli zaś nie wliczać ludności miejskiej, to tylko 44 mieszk. na km.2. W pasie nieurodzajnym Mazurów ludność nie przekracza 30 ludzi na km.2, kraj ten ma więc zaludnienie niem al tak rzadkie, jak Polesie. Stan taki przemawia również za wschodnim charakte­

rem Prus.

Na 2 m iljony 229 tysięcy mieszkańców tego kra ju składają się w głównej części dawni Prusacy, którzy nadali now ożytnej ludności sw oje cechy plemienne. Szczep Sudawów stanowi w niektórych okolicach jednolite tło, na którem ludność germań­

ską łatwo odróżnić. W niektórych, niezbyt rozle­

głych okolicach ludność starożytna została w ytępio­

na, a miejsce jej zajęli w ychodźcy z różnych stron Niemiec. Panują tedy w Prusiech różne narzecza, jak platt-deutsch, śląskie, tyrolskie. Poza N iem ­ cami i zniem czonym i Prusakami liczyć m ożna oko­

ło 300 tysięcy zniem czałych Litwinów i tyluż P o ­ laków. Litwinów, św iadom ych swego pochodzenia, jest 30 tysięcy; ośrodkiem ich jest Tylża. Polacy (Mazury) skupiają się koło Olsztyna, a za Mazu­

rów uważa się 47 tysięcy.

Poszczególne obszary różnią się dobrocią gleby i rodzajem gospodarstwa; obok szczerego piasku mazurskiego są gleby o 12 procentach wapna, bar­

dzo urodzajne. Gospodarstwa drobne po wojnach napoleońskich scaliły się z pow odu zubożenia dro­

bnych właścicieli, co narówni ze staraniami rządu pruskiego spow odow ało później wielki rozwój rol­

nictwa i hodow li. Obecnie, po utracie Poznańskiego ną rzecz Polski, Niemcy wyzyskują rolnictwo Prus, dbając bardzo o jego wydajność. Mimo to Prusy przeżywają przełom gospodarczy, głów nie z po­

wodu w ysokich cen przewozu płodów rolnych do Niemiec, jak rów nież z pow odu słabego rozwoju przemysłu w ogóle, a w szczególności trudnych w a­

runków w przemyśle drzewnym, silniej rozwinętym, który surowiec czerpać musi z zagranicy. W inte­

resie Polski leży-, aby przemysłu tego nie w spom a­

gać polskiem drzewem, jak to się obecnie dzieje, gdyż to w pływ a na zm niejszenie emigracji z Prus, a tem samem w kierunku ich w zm ocnienia mili tarnego.

Marek Prószyński.

TOWARZYSTWO MIŁOŚNIKÓW ASTRONOMJ1.

W dn. 4 listopada odbyło się posiedzenie, na którem dr. E. R y b k a w ygłosił odczyt p. t. Polska ekspe­

dycja do Szw ecji na zaćmienie słońca w dn. 29 czerwca 1927 r.

ODDZIAŁ WARSZAWSKI TOWARZYSTWA BIO­

LOGICZNEGO. Na zebraniu w dn. 9 listopada w y­

głosili referaty: M. S k a l i ń s k a i S. C u c h t m a ­ n o w na: Badania karjologiczne nad rasą wielo- postaciową Petunia uiolacea; A. D m o c h o w ­ s k i : W p ł y w głodu na stosunek jądr owoplazm a- tyczny kręgow ców ciepłozmiennych; S t. S t e r - l i n g - O k u n i e w s k i : Odczyn sk órny na działa­

nie przesączu grużlicznego u chorych na gruźlicę;

E. S y m : Równowagi chemiczne w układach enzy­

matycznych.

POLSKIE PRZYRODNICZE TOWARZYSTWO PE ­ DAGOGICZNE. Na posiedzeniu Oddziału W arszaw ­ skiego w dn. 19 listopada p. A n t o n i e w i c z ó ­ w n a w ygłosiła odczyt p. t. Ogrody szkolne.

(12)

12 W SZ E C H Ś W IA T >6 3

S P R A W O Z D A N I A Z L I T E R A T U R Y

W ł. N a t a n s o n . P o rzą d ek Natury. Kraków, 1928. Str. 4 nlb. - f 208. Krakowska Spółka W y ­ dawnicza.

nepl tfU3suię .... de rerum natura... Od mędrców z Miletu, przez zgórą 25 w ieków, boryka s if czło ­ wiek z zagadką Przyrody. Przez klęski i triumfy idzie ku poznaniu jej ładu; czasem w szaleństwie usiłuje za jednym zamachem zerwać z jej oblicza za­

słonę, jednym skokiem próbuje dotrzeć do prawdy.

Dzisiaj — po tylu stuleciach — co w iem y nnpewno?

Jaką stw orzyliśm y syntezę? W niezliczonych n au ­ kach, z powodzi ksiąg, z potopu artykułów — co ma wartość istotną, nie przemijającą? Co na podziw i cześć zasługuje, a co na obojętność lub wzgardę?

Gdzie rzeczyw istość, a gdzie pozór i złudzenie?...

Znakomity profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego obdarzył nas now ym zbiorem sw ych rozmyślań nad sprawami bardzo głębokiem i, a zarazem bliskiemi, ludzkiemi sprawami. P ow ażna i mądra książka; ale to nie wszystko: bije w niej cierpiące i w spółczują ce serce jej autora. Gorzka, bolesna jest jego w ie­

dza; w iele na tych kartach nieuleczalnego smutku, próżno na nich szukać radosnej beztroski, z w iary naiw nej płynącej. Pod w ieczór żyw ota pisana, k sią ż ­ ka przepojona jest m elancholją i rezygnacją. Autor nie rzuca się już w nurt życia, obserwuje je tylko ze spokojnym uśm iechem zrozumienia.

W ięcej niż połow ę tom u w ypełniają dwa w spania łe syntetyczne zarysy: jeden pośw ięcony Francisz­

kowi Baconowi, drugi N ew tonow i. (Zapewne z oka­

zji 300-ej rocznicy śm ierci B acona i 200-ej roczni­

cy śm ierci N ew tona). Z niesłabnącem zajęciem, nie­

kiedy ze w zruszeniem czyta się te dzieje życia i prac dwóch łudzi, tak odm iennych od siebie pod każdym względem, obu niezm iernie zasłużonych, obu w iel­

kich. N ależy podziw iać m istrzostw o autora: rzecz jest traktowana szkicowo, fragm entarycznie — a je­

dnak obraz jest pełny, barwny i plastyczny. W szyst­

ko tu oparte na oryginałach —- dziełach, listach, pa­

miętnikach; stąd św ieżość i urok opow iadania. Gi­

gantyczne w ysiłki m yśli, polem iki uczonych, intrygi i zaw iści m ałych ludzi, cierpienia i radości, zaszczy­

ty i poniżenia — cała prawda, całe piękno i w szyst­

kie nędze życia, życie sam o w oła z tych kart.

Przed ogrom em i potęgą, przed niezm ierzonem b o ­ gactwem przyrody taożn a się tylko korzyć; i jak ­ kolw iek niem a bardziej zdum iewającego i cudow ne­

go zjaw iska nad m yśl ludzką, nierozum ną i zw odni­

czą byłaby nadzieja, „że dotrzem y do ustroju, do ustanowienia natury“ (str. 77). „Nie poznajem y istoty zjawisk; poznajem y stosunki zjawisk'* (109).

Nasza wiedza jest z konieczności pow ierzchow na,1 ułam kowa, w zględna. Uczeni, za przykładem N ew ­

tona, winni stać na gruncie trzeźwego empiryzmu.

Przez zm ysły stykamy się ze światem; niem a inne­

go sposobu poznania zjawisk. Drogą uogólniania doświadczeń, zwolna i ostrożnie, jak Newton, niech pracownicy nauki dążą do odkrywania praw idłow o­

ści w świecie; ale niech się nie łudzą, by cokolw iek m ożna było w iedzieć a priori. „Mimo świetnych n ie­

kiedy pozorów, każdy system at aprioryczny z za- rozumienia i z pychy ducha ludzkiego... wyrasta"

(29). Tymczasem „prawdziwą mądrością jest in te­

lektualna pokora" (24). Nie poznam y nigdy w szyst­

kiego w przyrodzie; ale pow oli, w niezm iernym tru­

dzie, cośkolwiek jednak poznajem y, zdobywając w ie­

dzę dającą się stosować, wiedzę skuteczną. Bacon z W erulamu jasno zrozumiał, że tego trudu ludzkość nie m oże sobie oszczędzić, ale że ponieść go warto.

Powinniśm y być mu wdzięczni za to, czego nas nauczył; ale nie bawmy się odkrywaniem jego po­

myłek: „poszukiwanie ułom ności w w ielkich arcy- utworach jest lichą robotą, którą zostawm y miałkim umysłom" (48).

Te myśli odnajdujemy także w „Szkicach" i „D ro­

biazgach'-, w dalszych częściach książki. Pisząc 0 nieodżałow anym Marjanie Smoluchowskim, skła­

dając hołd zasłudze prof. J. J. Boguskiego, przema­

wiając na zjeździe fizyków o podw alinach nauki, au­

tor nasuwa nam wszędzie przed oczy obraz nieskoń­

czenie zawiłej przyrody i naszego ograniczonego, ale w sw ym buncie przeciwko w łasnej ograniczoności cudownego umysłu. Mówi nam o tem mądrze i pięk­

nie.

Piękno dostrzega autor „Porządku Natury" nie­

tylko w zjawiskach natury, w ich harmonji; widzi je także i odczuwa w dziełach ludzkiego ducha. Jest nietylko uczonym przyrodnikiem; jest humanistą.

N ihil humani a se alienum putat. Świadectwem — jego studja literackie, których ślady, w postaci w ie­

lu przenikliwych uwag, zawiera także ten tomik (podobnie jak poprzedni: Oblicze Natury. Kraków, 1924); przedewszystkiem zaś jego um iłow anie gen jalnego m elancholika Shelleya, uczczonego szkicem godnym poety i człowieka.

Odczyty, przem ówienia i szkice W ładysław a Na- tansona są ozdobą naszej współczesnej literatury naukowej. Można je śm iało postaw ić w jednym rzę­

dzie z pracami z zakresu historji i fiłozofji przyrodo­

znawstwa takich mistrzów, jak J. Clerk Maxwell 1 H. Poincare, P. Duhem i E. Mach. W yrafinowana kultura umysłowa, głęboka wiedza, wykwintna for­

ma — wszystko to złożyło się na dzieło nieprzem ija­

jącej wartości.

Dr. Bolesław Gawęcki

T R E Ś Ć : Ś. p. Józef W ierusz Kowalski przez Wacława Wernera. W. H. Keesom i zestalenie helu przez Wacława Wernera. Piąty M iędzynarodowy Kongres Genetyczny przez dra M. Skałińską. Z p o ­ siedzeń naukow ych. Spraw ozdania z literatury.

W ydawca: Tow. W ydaw n. „W szechświat" s. z o. o. Redaktor: Adam Czartkowski Drukarnia Wł. Łazarskiego, Warszawa Złota 7/9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Następnie, uczestnicy sympozjum zostali zaproszeni na przerwę, podczas której mogli posilić się wegańskimi przekąskami przygotowanymi przez Spółdzielnię Socjalną

Ile jest tych

Produkcja owiec w wybranych krajach Unii Europejskiej w latach 2007–2010 Fig.. Production of sheep in selected European Union countries in the

Your assignment is to provide insights in the effects for logistics when setting up overseas facilities. The effect of uncertainties in input parameters on optimal configurations

Na podstawie uzyskanych ofert komisja przetargowa postanowiła zaproponować Dyrektorowi IBS PAN podpisanie umowy z firmą ABE Marketing, która otrzymała najwyższą

W poniższej tabeli zawarto zestawienie wartości (w EURO brutto) ofert spełniających warunki przetargu.. Zamawiający na realizację prenumeraty 124454,91

Na podstawie uzyskanych ofert komisja przetargowa postanowiła zaproponować Dyrektorowi IBS PAN podpisanie umowy z firmą Blanca-Plus, która zaproponowała najniższą

Podczas zwiększania współczynnika dyspersji zanika efekt mieszania czterofalowego, widoczny jest natomiast wpływ efektu skrośnej modulacji fali co widać na wykresie zmiany