KOK Hl. W A R S Z A W A — K A T O W I C E , W R Z E S I E Ń 1925 i. Nr. 9
GAZETKA DLA KOBIET ___________ Z BOGIEM DLA OJCZYZNY______________
Redakcja i Administracja: Warszawa, Nowy-Świat 34 m. 4. Tel. 244-15. Katowice, Warszawska 58. Tel. 133 Cena prenumeraty: rocznie 4.— zł., kwartalnie 1.— zł.
Treść numeru: Czy przyniosła pożytek wystawa wsi polskiej w Liskowie? — Zjazd w Sochaczewie. — Ze Stolicy Apostolskiej. — Głupi Franuś. — O sumieniu. — Co radzi „Gazetka". — Gospodyni i sługa. — Zęby. — Żywokost lekarski. — Oświata pozaszkolna. — Jak się myć? — Co słychać na Śląsku? — Wrzesień. — List do p. Marji W. — Przepisy.
Czy przyniosła pożytek wystawa wsi polskiej w Liskowie?
W ystaw a w si polskiej w Liskowie zorganizo
w a n a była przedewszystkiem w celu w ykazania, co uczynić można w biednej, opuszczonej wio
sce, p racu jąc szczerze, w ytrw ale dla dobra ogól
nego; — była to n au k a poglądowa rezultatów p racy , podjętej dla pożytku społecznego, w celu Bachęcenia zwiedzających do prow adzenia w Bwojem środow isku takiejże pracy, — bo, —.
[jak to zaznaczył pan Prezydent Rzeczypospoli
te j w swem przem ów ieniu: „potrzebne są n am Linkowy w całym k ra ju “.
Aby uczynić wystawę bardziej pożyteczną, postanow iono utw orzyć szereg działów pierwszo
rzędnego znaczenia, przewodnictwo oddano lu
dziom , któ rzy zabrali się do zorganizow ania ich Szczerze, z calem zrozumieniem powierzonego Im obowiązku. Działy w ypadły z dużym pożyt
k iem dla zwiedzających.
Nie będę opisyw ała obrazu wystawy, celem niniejszego a rty k u łu jest zaznajomienie czytel
ników w ram ach jednego a rty k u łu z przeżywa- nem i chwilam i w okresie wystawy.
Pierwszego dnia przybyła wycieczka z Pole
pią, prowadził ją wykształcony rolnik, w ładają- py językiem białoruskim , — przechodząc powoli z jednego działa do drugiego, udzielał w yczerpu
jący ch objaśnień, uczestnicy słuchali z wielkiem zainteresow aniem . Po dwudniow ym pobycie w Liskowie, spędziła wycieczka wieczór w „Siero
ciń cu “, przyglądając się zabawom sierot, przy
słu ch u jąc się śpiewom i grze orkiestry, „Siero
cińca“ (24 chłopców od 10-ciu do 17-tu la t do
skonale wyćwiczonych w muzyce), — w idząc dzieci ta k starannie, troskliw ie wychowane, łzy wdzięczności jaśniały w oczach słuchających, po p a ru godzinach miłej, wspólnej rozryw ki, zapy
tu je jeden z polesiaków, czy może powiedzieć w swoim języku, co czuje i m yśli w tej chwili, — oczywiście ks. Bliziński nie m iał nic przeciwko tem u, wtedy w słowach prostych a szczerych w prost z duszy płynących, mówić zaczął gość z daleka przybyły, co czuje w danej chw ili: „mó
w ią tam u nas, że w Polsce panowie uciskają, lu d nie m a praw żadnych, że niespraw iedliw ość panuje, — a ja tu widzę całkiem co innego, — chłopi m ieszkają wygodnie, p racu ją sam i dla siebie, pędzą życie dostatnie, od nikogo niezale
żni, wolni, szczęśliwi. Jakże ja rad u ję się, że oglądam to wszystko w łasnem i oczami, że wi
dzę tu w „Sierocińcu“ dzieci z naszych Kresów,
którym jest dobrze, jak w niebie. Już m nie te raz n ik t nie obałam uci, nie okłam ie, wszystkim mówić będę, że kłam stw em nas karm ią, mówić będę, że w Polsce żyć dobrze, że niem a ucisku, niem a niewoli.
Szczęśliwy jestem, że ja to widziałem n a w la sne oczy, — z początku myślałem , że to sen, a1«
przecie otw ieram oczy szeroko i widzę, że praw da. A to co widzę w Liskowie, zapam iętam na całe życie, — tu ksiądz — to przyjaciel, to do
bry ojciec swoich parafjan, jem u wierzą, ufają i dobrze czynią. — Zacny K apłanie — niech Ci Bóg da zdrowie długie, abyś był przykładem dla innych, — oby Cię wszyscy ta k cenili, jak my Cię ocenili, cośmy tu z daleka przyjechali.
Okazało się, że człowiek ten jest kom unistą, zdeklarow anym kom unistą, przyjechał, aby przekonać się, czy praw dę mówią rzekomi przy
jaciele ludu jego stron. I oto zrozumiał, że fałsz sieją, że niepraw dę głoszą, byleby do Państw a Polskiego zrazić, nieufnością napełnić.
To samo mówili uczestnicy wycieczki powia
tu Lidzkiego (województwo Nowogrodzkie), do
dając jeszcze: „nam mówią, że tylko rozlewem krw i, zdobędą w arstw y pracujące polepszenie bytu, a my tu widzimy dobrobyt, zdobyty cał
kiem in n ą drogą, — drogą wspólnej, zgodnej pracy, drogą zgody, jedności. Przecie tu ludzie byli biedni, a dziś biedy nie m ają, każdy może dziecko wyuczyć n a urzędnika, nauczyciela, n a dobrego rzem ieślnika, każdy m a w olną drogę, może sobie sam w ybrać chleb jaki m u się wi
dzi“.
I odjeżdżać nie chcieli z Liskowa, prosili, aby jeszcze choć jeden dzień przebyć tu mogli, mó
wili: „patrzyć n a to wszystko, n a tę zgodę, na tę jedność, co to wszystko spraw iła dusza ra duje się, — a cóż dopiero — żyć tu n a zawsze, oj! gdyby to u n as byli tacy ludzie jak ksiądz Bliziński, gdyby to u n as naród był ta k i oświe
cony, ta k i zgodny — jak tu w Liskowie, — to samo mogłoby być i u nas, ale zgody n a nic nie
ma, zaraz pokłócą się, poswarzą, — źli ludzie chodzą między n am i i buntują, b u n tu ją do o- statniego, aby nikom u nie wierzyć, nie słuchać ani księdza, ani pana, tylko ich. Ale my już te
raz na w łasne oczy widzimy, jak może być do
brze człowiekowi choć ubogiemu, m y wszyscy, co tu przyjchaliśm y zawieziemy w swoje strony tę dobrą nowinę, zawieziemy, opowiemy, a jak n as słuchać nie będą, to niech tu jeszcze inni przyjadą, niech zobaczą, orzecie Lisków n/a za
Strona 2 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer v morzami, niech zobaczą, — Lisków — to jakby
Ziemia Obiecana d la n a s Biednych, dla nas ciemnych. — tu przejrzysz n a oczy, tu pouczysz sie wszystkiego. Błogosławiony niech będzie dzień, w ktćn/rn m y tu przyjechali, błogosła
wiony niech będzie nasz p an wojewoda i staro sta, co nam tę podróż ułatw ili, my przez całe życie nie widzieliśmy tyle, co tu przez dwa dni“.
Stoi wycieczka z pow iatu Bobryńskiego (wo
jewództwo poleskie) przybyła w dniu 28. VI. —■
73 wycieczki zjechały wówczas do Lisków a, o- czywiście trudno dostać się do samochodu, — podchodzę do nich, przykro mi, bo czekają już od p aru godzin n a samochód, — zdawałoby się
— są zniecierpliwieni, — przeciwnie, ani odrobi
ny zniecierpliw ienia nie okazują, n a pytanie, czy zmęczeni oczekiwaniem, odpow iadają:
„wcale nie. my zadowoleni, że dłużej w Lisko- wie jesteśmy, że widzimy jeszcze ten kościół pięknie ustrojony, oświetlony bogato elektrycz
nością, te budynki wielkie, w których uczą się dzieci chłopskie i z tej nau k i m ają dobrobyt, — że tyle narodu przybyło do tego miejsca, w któ- rem zdobywa dobrobyt każdy, naw et najm niej ziemi posiadający, — n am nie spieszy się z Li- skowa, choćby jeszcze przyszło k ilk a godzin stać, to nic, że nogi trochę bolą, ale dusza r a duje się, gdy oczy w łasne na tyle dobrego p a
trzą. Oj, dobry Bóg, że pozwolił tu przyjechać, i n a to wszystko patrzyć, dobrzy ludzie, co po
mogli tu przyjechać, a najlepszy to ten ksiądz tutejszy, co tyle serca d la swoich ludzi m iał i nie żałował utrudzenia i zmęczenia i tych nocy bezsennych, kiedy to wszystko obmyślał, to wszystko zakładał — co tu widzimy“.
O parę kroków dalej p aru panów objaw ia głośno niezadowolenie, że już od godziny dostać się do samochodu nie mogą, — słuch ają tych ob
jawów gniewu kresowcy, wreszcie jeden z nich odzywa się: „pan chce, żeby tyle tysięcy narodu w jedną chwilę wyjechało, to nie może być, — nik t tu nie zostanie, wszyscy wyjedziemy, tylko cierpliwym trzeba być!“ Z oddali dochodzą sło
wa: „Przecie i my w Wielkopolsce m am y skle
py spółkowe, m am y wleczosnie, ale żeby tak w jednej wsi było aż tyle stowarzyszeń i tyle ró żnych szkół, tego nie mamy. Trzeba się brać do wspólnej pracy, niem a co!“
Zaiste, niezwykłe chwile przeżywaliśm y w L iskr — nadużyłabym gościności n a łam ach
„Gazetki”, gdybym chciała te przeżycia stre
ścić, — nie mogę jednak opanować chęci podzie
lenia sie z czytelnikam i jedną bodaj jeszcze chwilą. Wycieczka, zorganizow ana przez Radę W ojewódzką Okręgowych Towarzystw R olni
czych Polesia, przywiozła tablicę pam iątkow ą z grubego granitu, n a nim w yryty napis:
„W dowód uznania szczytnej pracy składa hołd Liskowianom pow iat Sarneński na Pole
siu“.
Postanow ili nie wręczać tablicy, dopóki nie stw ierdza faktu, że Ksiądz i Liskowianie zasłu
żyli n a tę pam iątkę. Po dwudniow ym pobycie oświadczyli, że p ragną wręczyć tablicę pam iąt
kową, — zebrali się wszyscy w Domu Ludowym, zaprosili ks. Blizińskiego, wybitniejszych dzia
łaczy liskowskich, przewodniczący wycieczki w słowach prostych, szczerych w yraził hołd p ra
cy, in n i dopowiadali wyrazy głębokiego uzna
nia, — z właściwą sobie skrom nością odpowie
dział Ksiądz. Była to jedna z niezapom nianych chwil. Polesznicy zapew niali, że pójdą w ślady siebie, by dokonał poświecenia pierwszej pla
cówki społeczno-oświatowej, jak a pow stanie na Polesiu.
Sądzę, zb’deczne są opisy przemówień ta k licznych przewodników wycieczek, zbyteczna jest opis tych w zruszających chwil, kiedy to przedstaw iciele d e le r^ ń w Kół, Zreszeń, jako w yraz wdzięczności i hołdu — pragnęli po rę
kach całować księdza Blizińskiego, — Ksiądz m iał wtedy n a u stach słowa: „wszyscy dla do
b ra P ań stw a Polskiego pracujem y, — praco
w nikam i — kolegam i jesteśmy, nie powinniśmy,, jedni drugich po rękach całować, — uścisk bram
in i dłoni nam przystoi“.
Ktokolwiek jesteś Czytelniku niniejszego a r
tykułu, — bogaty — czy ubogi', — w ykształcony
— czy sam ouk, bezstronnie w niknij w treść przeczytanego t powiedz sobie w duszy, czy w y
staw a w Liskowie potrzebnie, czy niepotrzebnie urządzona była, czy zbytecznie w ydane były na) n ią pieniądze — czy też celowo.
Aniela Chmielińska.
Zjazd w Sochaczewie.
W tych dniach odbył się w Sochaczewie kon
gres Kółek różańcowych, co to była za prześli
czna uroczystość!! Serce się radow ało patrzeć na) te nieprzeliczone tłum y ludu, zebrane u stóp po
m n ik a M atki Boskiej, stojące w ytrw ale godzi
nam i całemi n a Upale w zmęczeniu, byle tylko nie stracić ani jednego słowa z przemówień, któ
re z podwyższenia były wygłaszane. Z osiem na
stu parafii dek an atu Sochaczewskiego zebrały się kom pan je ze sztandaram i i z kapłanam i swemii n a czele przybyły od wczesnego ra n k a do Socha
czewa. Tu w ysłuchały najpierw uroczystej sum y z w ystaw ieniem Najświętszego S akram entu i z procesją, potem zebrały się n a placu pięknie ozdobionym zielenią i chorągiewkami, gdzie z podwyższenia przem aw iał najpierw ks. K ra
jewski. Mówił on o życiu C hrystusa i o tern, ja k m ęka p ań sk a daje ludziom przykład życia ko
ścioła n a ziemi. Jak C hrystus cierpiał prześlado
w ania, katow ania i męki, ta k i kościół C hrystu
sów? ciągle jest prześladow any i dręczony, ja k Chrystusowi oplwali święte oblicze i włożyli Mu krzyż n a ram io n a ta k ciężki, że trzy razy pod n im u p adł na tw ard ą skałę, ta k i kościół Boży i jego przedstawiciele k ap łan i oplwani, ciężkiemi krzy
żami prześladow ań dręczeni, u g in ają się nieraz w cierpieniu n ad siły. Ale Bóg Ojciec zesłał sy
nowi swemu Szymona Cyrene jeżyka, by m u po
mógł dźwigać krzyż, i św. W eronikę, by m u o tar
ła tw arz zbolałą i ulgę m u przyniosła w cierpie
niu. Tak też i kościół Boży w chwilach najw ięk
szych prześladowań doznaje pociechy od swych najw ierniejszych synów. Oto kongres dzisiejszy — mówi ks. K rajew ski — jest tą chustą św. W ero
niki, tym Szymonem Cyrene jeżykiem, którzy wle
w ają otuchę w serca m iłośników kościoła i d a ją świadectwo żywotności i nigdy nie spożytą siłę ideałów Chrystusowych.
Po świątobliwym kapłanie, weszła n a m ów ni
cę p. Restorffowa i mówiła o tern, jak to należe
n ie do bractw a różańcowego powinno wpływać n a uszlachetnianie życia codziennego.
Numer 1 G A Z E T K A D L ' A K O B X K T *_____________________ atrona 3
Ze Stolicy Apostolskiej.
Rzym, 27 września.
Ojciec św. przyj@1 n a um yślnym posłuchaniu przedstaw icieli załogi polskiego o k rętu szkolne
go „Lwowa“. Było ich 30, a przewodniczył k a p i:
ta n Stankiewicz. „Lwów“ zaw inął do przystani m ia sta Genui, skąd młodzi m arynarze polscy u d a li się koleją do Rzymu. Ojciec św. przemówił do nich następnem i słowy:
„W itam W as szczególnie serdecznie za myśl przybycia do mnie. Błogosławię W as i w szyst
k ic h W aszych kolegów, którzy pozostali n a okrę
cie, nie mogąc ze względów służbowych przybyć z W ami. Błogosławię również w szystkim okrętom handlow ym polskim, którym życzę rozwoju i roz
k w itu dla dobra waszej Ojczyzny i dla pokoju“.
Przemówienie to przetłómaczył n a język pol
ski ksiądz arcybiskup Cieplak, a gdy skończył, ÜOjciec św. z uśmiechem skinął ręką, mówiąc po p o lsku „bardzo dobrze“.
N astępnie Ojciec św. wyoytywał się dowód
cy Stankiewicza, ile okrętów handlow ych posia
d a Polska, potem raz jeszcze zwrócił się do m a
ry n a rz y polskich ze słowami: „Całem sercem bło
gosław ię was, wasze rodziny i drogie w am oso
by, oraz te wszystkie dobre postanowienia, któ reście tu podczas dzisiejszego posłuchania po- iwzięli. Bądźcie w ierni hasłu w ypisanem u n a w a
szej charągw i „Semper fidelis“ (zawsze wierni) — iwierni dobrym uczynkom, obowiązkom, wierze, Kościołowi, Ojczyźnie“.
Podczas posłuchania obecni byli ksiądz a r
cybiskup Cieplak, ksiądz biskup krakow ski Sa
pieha, przedstaw iciel państw a polskiego przy Sto
licy Apostolskiej i jenerałow ie polscy.
Podając opis uroczystego przyjęcia naszych m arynarzy u Ojca św. — zamieszczone w „Gaze
cie Świątecznej“ — zwracam uwagę naszych czy
telniczek n a wielkie znaczenie i doniosłość tej chwili. — Morze, dostęp wolny do niego, okręty handlow e — to siła i bogactwo Polski — wyzwo
lenie od zależności obcych dróg przewozowych. — Młodzież n a szkolnym okręcie — ucząca się m a
rynarskiego zawodu, to przyszłość naszej floty handlow ej. Błogosławieństwo Ojca św. ta k ser
decznie życzliwego Polsce niechże będzie pomocą
;w dalszym jej rozwoju.
Głupi Franus.
Przez Pasiecze, wieś dużą, bogatą, szedł bosy,
"oberwany, cały w łachm anach „głupi F ran u s“.
N ikt nie wie skąd on, kto jego rodzice, ot żyje i tyle. Żyje, ale jakie to jego życie! W niejednym domu, to i pies m a lepiej, bo i budę m a sw oją i, ja d ło dawane codziennie o swojej porze. A F ra- n uś często głodem przym iera. Latem to jeszcze pół biedy. W lasie jagody, n a drzew ach owoce;
ten i ów chętnie da łyżkę strawy, ale zimą, to aż
"dziw że to gdzie nie zam arznie przy drodze- Do dom u go nikt nie chce wpuścić, bo każdy się boi, żeby ognia nie zaprószył. A najgorszy to ten przy
odziewek osobliwie koszula- Sam sobie nie upie
rze, bo nie rozumie, że ta k trzeba; chodzi więc F ran u ś aż m u same łachm any z pleców nie spa
dną.
Nikomu on krzywdy nie robi, a naw et raz wy
rato w ał W oitusia Marcinów, co omało nie uto nął
w stawie, jak wszyscy poszli do żniw, a dziecko zo
stało bez opieki. Wszyscy się dziwili, skąd głu
piemu tyle rozum u starczyło, żeby dziecko rato
wać. Dostał też za to od M arcinki jeszcze wcale dobrą koszulę i spodnie po Stachu, co poszedł do w ojska jesienią.
Biedny głupi Franuś! on nikom u złego nie zrobił nigdy, ale jem u jak często ludzie, a osobli
wie dzieci złego robią!
Idzie oto teraz sobie drogą, uśm iecha się sam do siebie, czy do tych ptaszków, co świergolą na drzewinach, czy do tych motyli, co fruw ają nad je
go nadm iernie dużą głową; kto wie? Idzie, a za nim biegną całą grom adą dzieci z krzykiem, śmiechem. Ten i ów go popchnie, inny kam ie
niem lub błotem ciśnie, a jak trafi, to ucieka, toż śmiech, jakby im kto garść cukierków rzucił.
F ran u ś ucieka, co m a tylko sił, a za nim gromada dzieci jeszcze z większym krzykiem.
Widzi tę złą zabawę niejeden ze starszych i nie przykarci złych i psotnych dzieci.
Dzieci, jak dzieci, byle czemu rade. Dla nich głupi F ranuś, to uciecha, bo robi różne pocieszne miny, czasami naw et tańczy, przytupuje. Niema w powiecie szkoły- dobrej, niem a zrozum ienia, że zabawa ta k a to nie tylko zła, ale i grzeszna, bo czy to m ądry, czy głupi, toć bliźni. Gdyby byli światli gospodarze, zrozumieliby sarni, że w zaba
wie takiej, dzieci tra c ą serce do szlachetnych u- czuć- Naigrywać się z cudzej niedoli, toć to grzech.
Cóż winien głupi F ranuś, że Bóg m u rozumu dobrego nie dał? Cóż on winien, że ojciec jego był nałogowym pijakiem. On na św iat się nie prosił. A że żyje, toć wola Boga w tym. A kto ośmieli się przeciw woli Bożej szemrać. Nie je
den mówi, „po co to Bóg trzym a n a świecie, nie lepiej, żeby to zabrał, tyle ludzi dobrych, m ądrych i potrzebnych um iera, a taki pokraka żyje“. A może właśnie on żyje n a to, by ludzie mieli żywy obraz n a oczach, że chcąc być ojcem lub m atką rodziny, to m usim y mieć zdrową krew w sobie, nie z a tru tą m zm aitem i chorobami lub wódką.
A może Bóg zostaw ia takich nieszczęśliwych na świecie po to, by wykazać ludziom zdrowym, jaki to wielki d ar Boga, zdrowy rozum, siły i zdolność do pracy, jak to za te dary trzeba Bogu najw yż
szemu dziękować. A może Bóg takie biedne, nie
szczęśliwe istoty zsyła między ludzi, by właśnie im tą miłość bliźniego okazać! Kto może myśli ,
wyroki Boskie przeniknąć?
W dużych m iastach są um yślne domy dla ta kich biedaków; u nas po wsiach tego niem a, — niechże choć biedne, ..głupie F ran u sie“ za to, że żyją z woli Bożej na świecie, nie będą urągow i
skiem dzieci. Niechże znajdą wśród szczęśliwych którym Bóg niczego nie poskąpił, serce i litość, ciepły k ą t i straw ę. Niechaj zwłaszcza kobiety nie poskąpią im czystej koszuli, kaw ałka mydła by um yć się mogli.
P rzykład naszej świętej królowej Jadwigi, pokazuje nam jasno, jak im miłosierdzie i miłość bliźniego pow inna być. Ona swemi królcwskicmi rękom a, nie brzydziła się obmywać najgorszych ropiących ran nędzarzy w szpitalach, słodko u- śm iechając sio, że czyni tak, jak Boski nasz n a u czyciel uczył-
Brońm y od złych uczynków dzieci nasze, ucz
my je miłosierdzia
■Zofia Kaczyńska.
Strona 4 G A Z E T K Ą D L A K O B I E T Numer 9 P. RESTOFFOWA.
O sum emu.
Czego dziecko uczyć trzeba?
Przedewszystkiem bojaźni Bożej.
Kiedy dziecko maleńkie ledwie chodzić i mó
wić zaczyna , to je m atka od złego strzeże, pilnuje i ciągle nad niem czuwa, żeby do wody nie w pa
dło, żeby m u kto jakiej krzywdy nie zrobił. Ale nicchno tylko dziecko podrośnie, niech tylko sa
mo biegać potrafi, już go nie zobaczysz przy m a t
ce; samo od niej odbiega, a i rodzice je do pasze- nia bydła, do trzody z domu w yganiają. Kto je wtedy od złego uchroni? Kto m u wtedy nie da krzywdy zrobić?
Przedtem nad ciałem jego, nad zdrowiem m atk a czuwała; teraz dusza jego się rozwija, a ona większej potrzebuje opieki. Któż dziecku po
wie, kiedy ono samo, bez rodziców, że to albo owo złe jest, że się to Bogu nie podoba?
Powie mu to jego sumienie. W każdym ezło- wieku jest od Boga dane sumienie. Ono ostrzega przed złem, a uczy dobrego. Kiedy człowiek ucz
ciwy popełni jaki grzech ciężki, jakże m u sumie
nie zaraz dokucza, jak on spokoju sobie znaleźć nie może. Gdziekolwiek pójdzie, wciąż m u coś w sercu mówi: Po coś to Boga najlepszego obraził?
Coś ty zrobił? Jakże ty teraz uczciwym ludziom w oczy spojrzysz? I nie może sobie ten człowiek znaleźć miejsca, czy to w dzień, przy pracy, ezy w nocy, czy w chacie, czy w polu ... Zawsze a za
wsze, wszędzie a wszędzie to sumienie, co m u je P an Bóg razem z życiem dał, w yrzuca m u i wy
rzuca tę winę, to oszukaństwo, niesumienność, nieuczciwość, albo inne jakie brudy, co sobie nie
mi duszę zwalał. I taki biedny człowiek póty nie będzie miał spokoju, póki winy swojej nie n a p ra wi, krzywdy nie wynagrodzi, póki przed Bogiem z grzechu się nie oczyści. W tedy jakby się na no
wo naw et narodził, wszystko m u miłe, wszystko mu dobre, bo serce m a znów czyste, bo w yrzucił
z niego brud, bo je z grzechu oczyścił.
Ja k to Bóg miłosiernie postanowił, prawda, drodzy moi? Gdyby człowiek nie m iał tego su
mienia, eóżby go od złego odwracało? Nic, bał
by się chyba tylko krym inału, policji, ale Boga by się nie bał. Oj, zły tak i człowiek, co tylko dla
tego nie kradnie, nie oszukuje, nie karm i się cu
dzą krzywdą, że się boi aresztu, sądu. Oj, zły ta ki człowiek i straszny, co się Boga nie boi! Oj, straszny taki, co nie m a sumienia. Od takiego najgorszych rzeczy spodziewać się można, ucie
kać trzeba od niego. Kto nie m a sumienia, ten Boga nie m a w sercu; najgorsze myśli przyjdą m u do głowy, najgorsze zbrodnie popełnić on może.
Straszny taki człowiek i nieszczęśliwy! J a k ą on karę, ja k ą pokutę wycierpieć będzie m usiał!
Więc pam iętajcie, m atki chrześcijanki, parnię tajcie ojcowie: uczcie wasze dzieci od najm łod
szych lat bojaźni Bożej, rozbudzajcie w nich śli
nienie. Mówcie im często, że Bóg jest wszędzie, że wszystko widzi, że nic a nic się przed nim nie ukryje, czy to w polu gdzie pusto naokoluśko, ży
wej duszy niema, czy to w lesie, gdzie cichuteńku, że naw et w iaterek nie przejęci. Bóg jednak jest tam , wszystko widzi i słyszy.
Czyli dobrze nam się dzieje, szczęśliwiśmy, mamy piękne urodzaje, i zdrowie w chacie, i spo
kój; czyli nieszczęście n a s spotyka, choroba, nę
dza, plącz: — Bóg wszystko widzi i słyszy, i Izy nasze lfezy, i o niedoli naszej pam ięta, i za dobre
w ynagrodzi stokrotnie, a za złe ukarze. Niech dzieci od m aleństw a wiedzą o tern. Mówcie im 0 tej Bożej obecności ciągle, bezustanku- Ażeby zaś dziecko łatwiej was zrozumiało, ażeby m u w a
sze słowa lepiej w pamięci utkw iły, objaśniajcie je przykładam i, opowiadajcie albo jakieś praw dziwe zdarzenia potwierdzające wasze słowa, al
bo przedstawiajcie, coby w tym a tym razie być mogło, Ot, choćby tak można dziecku mówić:
Idziesz ty sobie, naprzykład, Franiu, z Wał
kiem drogą koło park an u od sądu, a tu na ja
błonce takie jabłka różowiuśkie, jak m alowane.
Oj, żeby tak choć z parę dostać! Nisko... po p ar
kanie by można, mówi do ciebie W ałek. A su
mienie zaraz woła: Nie ruszaj, to nie wasze, cu
dzego tknąć się — grzech! Ale wy nie nie zważa
cie, stanęliście i patrzycie, a coraz to w am ślinek do u st idzie, a oczy się do cudzego śmieją.
Jeszczeście nic nie wzięli, a już źle robicie. Po co staw ać? Po co się gapić? Wiesz, że cudze to święte. Jak pokusa przyjdzie do myśli, to ucie
kać od niej w nogi, czapkę nasunąć i naw et się nie oglądać. Co tam myśleć, że te jabłka ład»e, że dobre; cudze — to dosyć, żeby od nich zmykać.
Jabłko zjesz i za godzinę zapomnisz, a tu Bóg wszystko widzi i jak sum ienia posłuchasz, to ci da nagrodę, a nie, — to grzech będziesz miał i k a ra cię nie minie.
Nie słuchaj nigdy, jak ci kto co złego radzi, nie słuchaj żadnej nam owy do złego Jak m atk i przy tobie niema, sam się pilnuj. Sumienie ci wskaże, co złe, a co dobre. Powie ci naprzykład, jaki chłopiec drugi: — Chodźmy, ukopiemy sobie z gospodarskiego pola kartofli i upieczemy w po
piele; — to ty go kułakiem w bok z ta k ą ra d ą : — Idź sobie sam cudze rzecz kraść! Ja złodziejem nie byłem i nie będę.— A cóż to on sobie myśli, że ty sumienia nie masz? Jak on śmie z taką ra dą do ciebie przychodzić?
Albo znów naprzykład: zrobisz ty co złego niechcący, — no w lazła ci krow a w zboże, tyś się z pastucham i drugim i zabawił i nie widziałeś. Oj
ciec szedł drogą, zobaczył szkodę i do ciebie ze złością przypada, a ty zaiaz do kłam stw a, do wy
krętów : A to nie mo ja wina, — mówisz — ja wy
pędzałem ją, nie mogłem dać rady... A to m nie W ałek zabawił. — I tak kłamiesz, co się. zmieści, 1 cóż ty myślisz, że sobie co pomożesz? I tak bę
dziesz miał karę. Przedtem m iałeś jed ną winę, a lak masz dwie; przedtem zawiniłeś tylko przez nieuwagę, a teraz masz grzech ciężki, Bóg wie do
brze, jak to było, przed Nim się nie wykręcisz...^
Tak opowiadajcie dzieciom, nie żałujcie cza
su i trudu. Przecież i n a was Bóg patrzy, prze
cież i wam, m atki i ojcowie, sumienie każe trosz
czyć się o wasze dzieci i dobrze je wychować, bo za nic odpowiadać będziecie. Słuchajcie sum ie
nia, tego głosu Bożego, a poczciwe będziecie m ieli dzieci i błogosławieństwo będzie w waszym do-*
m u . —
Co radzi „Gazetka".
Kup książeczkę Oszczędności. Bez niej niemal dziś w Polsce sumiennego człowieka. Bo, nie kto!
inny, a. własne sumienie mówi nam co dnia: nie*
oględnym w ydatkiem gubisz, k raj, osztzędnsśeiąi i odkładaniem grosza utrw alasz jego budową. —i Gubić nie cza«, więc odkładaj grosze.
i. K*
Numer 9 0 S E E T K Ä D I A K O B I E T Strona 5
ANTOSZKA.
Gospodyni i sługa.
Gospodyni i sługa — to zw iązana para, któ ra bez siebie obejść się nie może. Gospodyni, posia
dająca ziemię, chatę i rodzinę, m a tak dużo robo
ty. że sam a podołać jej nie omże; sługa m a zdro
wie, parę ra k do pracy i czas wolny, któregoby z pożytkiem używać mogła. Gospodyni potrze
buje pomocy w pracy, sługa poszukuje w arsztatu do roboty. Ta w zajem na potrzeba zbliża ję i łą czy. Skoro się raz dobrały, chodzi już tylko o to, iżby się zgodziły ze sobą, a robota pójdzie im od ręki i obie z niej korzyść odniosą Na tę zgodę trzeba przedewszystkiem dobrych chęci. Należy poznać wzajemne obowiązki i w ym agania i sta
rać się je wypełniać, a życie takiej pary wcale znośnie upływać będzie, z czasem zaś wywiąże się między niemi stosunek czysto przyjacielski, naw et rodzinny. Ale do tego przedewszystkiem jednej potrzeba rzeczy, żeby obie strony zgóry wrogo jedna n a drugą nie patrzyły, żeby nie zwa
lały n a siebie roboty, nie podejrzywały się wzaje
m nie o złe zamiary, — słowem, żeby nie u tru d n ia ły sobie życia, lecz starały się ją ułatwić.
A więc gospodyni, jako praw ie zawsze sta r
sza wiekiem, a w każdym razie stanowiskiem , po
w inna bezwarunkowo służącej przodować. Jed n ą z najważniejszych zalet obu stro n jest sum ien
ność; a więc gospodyni nie m a wymagać od słu
gi pracy nad siły, to jest za ciężkiej do wykonania, i zbyt wielkiej ilości; nie powinna też od sługi żą
dać niczego takiego, czego sam a nie umie lub cze- goby sam a wykonać nie była zdolna, bo tylko po
dług swojej m iary m ożna sądzić pracę cudzą.
Bezwarunkowo obowiązkiem gospodyni jest n a każdym kroku i pod każdym względem słudze d a
wać dobry przykład. Jakiem bowiem praw em gospodyni lub gospodarz mogą łajać sługę albo parobka np. za pijaństw o, jeżeli sami do kielisz
k a często zajrzeć lubią, a służba nieraz widzi ich w nieprzytom nym stanie?
Gospodyni m usi uważać sługę za sw ą przyja
ciółkę lub córkę, a więc być w yrozum iała i nietyl
ko w chorobie daw ać jej pomoc i wypoczynek, ntetylko w pracy pofolgować wtedy, ale naw et niekiedy uwzględnić chwilowy brak hum oru. Juź- ci sługa m a też swoje kłopoty i zm artw ienia oso
biste, które odbijają się n a jej przejęciu się ważno
ścią roboty. Dobra gospodyni powinna nieraz tac
kte wykroczenie przebaczyć, bo sługa dobrze ro
zumie i odczuje pobłażliwość w tym względzie, a przez wdzięczność innym razem się odsłuży.
Sługa potrzebuje odpowiedniego sytego poży
wienia, żeby m iała siłę do pracy. Dlatego należy ją dostatecznie karm ić, dzielić się z nią każdym lepszym kąskiem , a to bez ukrzywdzenia, rodziny z łatwością zrobić można. Tern nietylko czynimy zadość sprawiedliwości, ale zyskujem y sobie przychylność sługi. Ona bowiem, wiedząc, że się ją tra k tu je za rów nego sobie człowieka, pracuje z podwójną energią, jakby n a swojem, a nie czu
jąc b rak u niczego, nie łaszczy się n a cudze- Wogóle służące należy traktow ać narówni z członkami rodziny, ty m sposobem w ynagradza
m y im samotność i zyskujem y przyw iązanie i ży
czliwość. Bo jakże możemy wymagać, aby odda
ła n am się z całem poświęceniem, gdy uważamy ją tylko za narzędzie do roboty, z którem nic nas nie wiąże?
Sługa pow inna mieć odpoczynek i wy wczas po prący, pow inna m ieć czas pójść do kościoła
lu b n a odpow iednią rozrywkę, napraem ian z go
spodyniom.
Nie trzeba słudze niedowierzać i krok w krok za nią chodzić, bo taki brak zaufania obraża jej m iłość w łasną i często w łaśnie naprow adza aa złą drogę. Nieraz sługa myśli sobie: „Kiedy m nie po
sądzają o złodziejstwo, to ja im pokażę, że gdy zechcę, nie upilnują mie“. Przeciw nie służąca, której u fają, jest z tego dum na i tem bardsiej s ta ra się n a wiarę zasłużyć.
Ufać słudze i polegać n a niej, to nic znaczy, spuszczać się n a nią zupełnie, zwłaszcza z począt
ku, póki się jej nie zna, zostawienie służby bez do
zoru psuje, a okazja — prowadzi do grzechu. No
wą sługę trzeba dokładnie jaknajroztropniej zba
dać a potem dopiero, przekonawszy się o jej w ar
tości, można puścić bez zupełnego dozoru.
Zadaniem też gospodyni jest pilnować, iżby służąca nie wchodziła w bliskie stosunki z doro
słymi synami lub parobkami, a tym znowu nie pozwalać n a lekceważenie i zbliżanie się ze sługą, tak samo, jakby nam chodziło o w łasn ą córkę.
Całym bowiem m ajątkiem sługi jest nieekalana cnota.
Sługa m a praw o w ym agać pożywienia, spo
czynku, zapłaty, ale pow inna n a to zarobić ucz
ciwie i sumiennie.
Nie m arnow ać czasu po próżnicy, nie nisz
czyć rzeczy i statków , krowy rzetelnie dodajać, trzodę i drób jak należy karm ić
Nie pow inna m arnow ać ani kaw ałk a chleba, nie wylewać resztek jadła, bo, jeśli sam a czasem tego nie potrzebuje, to pam iętać należy, że są bie
dacy, którzyby tern nie pogardzili, a Bóg wie zre
sztą, n a jaki koniec ł nam kiedyś przyjść może.
Nie oglądać się n a to, że ludzie nie widzą, lecz wciąż mieć n a myśli, że czego ludzie nie dopatrzą, to widzi Bóg, a w łaśnie sumienie zawsze k ażd e niedbalstwo wyrzucać będzie-
Nietylko samej nie wyrządzać w n k z e ra go
spodyni szkody, lecz pilnować i zachęcać drugich do sumiennego obchodzenia się z dobrem gospo
darza. Dawać baczenie zwłaszcza n a m łodsze dzieci, które napom inać należy, bo do b ra sługa m a być praw ą rę k ą i przyjaciółką gospodyni. Na- koniec dobrą gospodynię pow inna sW.ga kochać, skanować i słuchać jak rodzonej m atki, k tó rą ona przez cały czas służby biednej dziewczynie za
stępuje.
Zęby.
W jednym z poprzednich rozdziałów opisywa*
łam jak się myć — teraz chcę zwrócić uw agę man tek jak w ażną spraw ą jest utrzym anie w czysto
ści zębów, co n a wsi bardzo jest zaniedbane. —«
U dzieci już coraz częściej słychać n a rz e k a n ia nai ból zębów — a u młodych lu d zi n ieraz w idzim y bezzębne dziąsła, co szpeci wielce i dla zdrow ia jest szkodliwe, gdyż w skutek niemożności dobre
go żucia pokarm ów p o w stają rozm aite choroby żołądka i kiszek. Resztki jedzenia pozostałe m ię
dzy zębami p s u ją się i wywołują przykry zapach' z u s t i przyczyniają się do próchnienia zębów, n a stępnie bólu ich i w ypadania. Aby tego u n ik n ąć, dziecko trzeba przyzwyczaić do m ycia ust. J u ł m aleńkiem u przy kąpieli troskliw a m atk a, w y
m yw a usta, dziąsełka i język gał gankiem czy
stym, umoczonym w wodzie ze sodą. które ttfc
Strana ö 6 Ä E E T K A D Ł A K O B I E T Numer 9
ezczy kwasy wywołane resztkami pokarmu, w sk u tek których tw orzą się często bolesne Małe chrosteczki zwane pleśniawkaani, starszym dzie
ciom m atk a kupi szczoteczkę, żeby każde m iało osobną, i przyzwyczajać, żeby codziennie ran o i wieczór wymyły zęby kredę. W ydatek to nie wiel
ki, a staranne utrzym anie zębów oszczędzi bóle i stra ty ich. Starsi w domu to samo czynić mu
szę. — Jeżeli ząb się psuć zaczyna, nie trzeba czekać, aż boleć zacznie i wtedy go w yrw ać — ale starać się zawczasu go uratow ać przez za
plombowanie. Dziś już w każdem m iasteczku są dentyści, trzeba korzystać z ich pomocy.
Trzeba unikać picia i jedzenia zbyt gorących 1 zbyt zimnych potraw, gdyż w tedy łatwo pęka
szkliwo pokryw ające zęby i ząb się psuje.
Żywokost lekarski.
Niezmiernie cenną rośliną lekarską, którą każda gospodyni mieć u siebie powinna, jest ży
wokost lekarski. — Znana to roślina, rośnie n a Wilgotnych łąkach, n a d brzegami rzek i rowów.
Korzeń brunatny, w ew nątrz biały, śluzowa
ty, m iękki. Łodyga zależnie od jakości ziemi 50 do 80 cm wysoka, gałęzista, soczysto śluzowata, całkowicie o k ry ta szorstkiemi, jakby lepkaw em i w łosami. Liście dolne jajowo lancetow ate, ku gó
rze ostrzej r ńczone, zielone, miękkie, spodem grubo żyłkow any szorstko włosiate. Kwitnie od m a ja do sierpnia. Kw iaty dzwonkowate — białe, żółtawe, albo iiljowe. Sm ak ziela cierpkaw y — zapach przypom ina ogórek. — Zbierać korzeń w jesieni, albo wczesną w iosną, gdy zaczyna list
k i wypuszczać. Po w ykopaniu dobrze um yć z bło
ta, w całości rozłożyć n a powietrzu, albo w prze- wiewnem m iejscu — gdy zwiędnie i pomarszczy się — pokrajać w drobną kostkę i dosuszyć :ia płótnie, albo papierze.
Zastosowanie: Odwar żywokostu jest bardzo cenionym środkiem przeciw w szelkim katarom dróg oddechowych, płuc, krtani, chrypkom. — W chorobach żołądka działa także doskonale, po
m agając w trawieniu. Okłady z żywokostu przy stłuczeniu są także pomocne. Aby należycie wy
zyskać korzeń żywokostu jako lekarstw o należy odpowiednio przygotować odwar, inaczej działa słabo.
Korzeń należy utłu c tak, aby kaw ałki były drobniutkie. Dwie łyżki zalewa się dwoma szklankam i gorącej wody i staw ia n a 6 godzin m ieszając czasem. Po upływ ie tego czasu nastój zagotować przez kw adrans, ostudzić i w tedy do
piero przecedzać. P ły n pow inien być gęsty ciągli- wy. — Porcja ta k a Wystarczy n a dzienny uży
tek — pić po parę łyżek.
Jak skutecznie działa żywokost w ykazuje w swej książce o ziołach lek arsk ich — znany ich hodowca p. Jan Biegański, pisząc, że znał czło
wieka, który zapadł n a uporczyw ą chrypkę, tale, że zupełnie głosu nie mógł dobyć — porozum ie
w ał się pismem. Wszelkie środki nie pomagały, choroba trw ała półtora roku. Dopiero zastosow a
nie żywokostu wyleczyło chorego w ciągu k ró t
kiego czasu.
Oświata pozaszkolna.
Oto, co pisze w tej sprawie w gazecie „Gmi
na“ nan. Stornier, dyrektor Macierzy, niestrudzo
ny bojownik oświatowy, który objeżdża cały kraj, budzi ludzi i nawołuje do walki z analfabe
tyzmem, który wskutek długoletniej niewoli jest dotąd plagą i wstydem naszego narodu.
„Mamy d o tąd w Polsce z górą 50 procent analfabetów (to znaczy się, że połowa ludzi czy
tać nie um ie), W ojt pisze odezwę czy zawiado
m ienie, ale tych, którzy je czytać um ieją, nie wie
lu. A kto im nieraz czyta i w yjaśnia?
Państw o demokratyczne, w którern każdy jest rów ny wobec praw a, nie znosi analfabetów.
Analfabeci, ludzie ślepi duchowo, nie potrafią utrzym ać państw a w naszych w arunkach gospo
darczych i politycznych.
Analfabetyzm może być zniesiony! Nieste
ty zbyt mało się w tej spraw ie zrobiło. W ro k u 1922 w całej Polsce nauczyło się n a k u rsach d la dorosłych 25 tysiące ludzi — tylko tyle n a 13 m i
lionów analfabetów. A w tym sam ym 22 ro k u skazano w Polsce za kradzież przeszło 23 tysiące.
W tej liczbie przeszło 10 tysięcy dorosłych anal-, fabetów i 9 tysięcy dorastających nieletnich.
Jakże ciekawe i pouczające zestaw ienie —>
Na 23 tysiące ludzi k aran y ch za kradzieże 19 ty sięcy jest niem niejących czytać i pisać. — Ciem
n ota powodem złodziejstwa i zbrodni, — im wię
cej z n ią w alki będzie w k raju , im więcej prze
znaczy się funduszów i sił w tym celu, — tern mniej kosztować będą w k ra ju więzienia i poli
cja i sądy, które dziś u n as niestety przeładowa
ne są pracą. — Że ta k jest, świadczy o tern do
świadczenie narodów, które jak Szw ajcarja na- przykład doszła do tego, że zam ykają więzienia, bo nie m ają dla nich sm utnych lokatorów, k tó rzy w styd krajow i przynoszą.
Jak się myć?
Mając porządnie urządzoną um ywalnię, ta ką, jak opisałam, trzeba pam iętać, aby z niej n a
praw dę często korzystać. M atki starać się m u
szą przyuczyć dzieci od maleńkiego, że nie m ogą się położyć bez porządnego umycia, n a co wody ciepłej nie pożałują. W ieczór ciało najbardziej jest zakurzone, pory skóry zatkane, d la zdrowia trzeba je oczyścić, tak , aby mogły dokładnie speł
niać swoje zadanie.
Nie w ystarczy umyć tylko tw arz i ręce, na
leży spuścić koszulę do pasa, nam ydlić i wyszo
rować rękaw icą płócienną dokładnie, następnie wymyć dobrze nogi, które choć najłatw iej się brudzą najrzadziej są myte. Z brudnem i nogami od bosego chodzenia, nie pozwalaj m atko dziecku położyć się do łóżka, nie tylko pościel niszczy się i brudzi — ale zarazki przyniesione ze św iata w domu chorobą zagnieździć się mogą łatwo. —=
Rano przy w staniu, obmycie zim ną wodą. w y star
czy, — gdy wieczorem dokładnie to zrobiono. —- P rzy m yciu nie m ożna zapomnieć o w ypłókaniu u st i wyczyszczeniu zębów. — Nie trzeba żałować kilkudziesięciu groszy na szczoteczkę i proszek,
— ochroni to zęby od zepsucia, bólu i bardzo przykrego ich stracenia. W ielka to bolączka n a
szych wsi zęby — ileż się widzi młodych dziew
cząt naw et, które zeszpecone są ich brakiem , a to z powodu zaniedbania tego kulturalnego zwycza
ju, któ ry przecież jest ta k ważny. — B rak zębów nie tylko urodzie, ale i zdrowiu szkodzi.
P am iętajcie m atki, że jak do m ycia ciała ta k do m ycia zębów dziecko od małego trzeba przy-
ZNVV'Tpt* A. K
Numer 9 @ ' £ 8 S T K * » E A K e 1 1 1 ¾ Strona 7
Wrzesień,
Dzień już coraz krótszy, a roboty moc. Doj
rzew ają pomidory, borówki, śliwki, orzechy wło
skie. Trzeba robić zapasy. Grochy, fasole zbierać i wynosić n a górę, do wyschnięcia. To samo ro
bić z innem i nasionam i dojrzewającemi. Maryno
wać, solić grzyby. Z odpadków owoców robić po
w idła, suszyć jak najw ięcej— suszyć jarzyny — m archew , pietruszkę cienko szatkow ane — zbie
ra ć dojrzałe owoce.
Niech dzieci wolnym czasem zbierają o strą traw ę i sitowie po row ach — w zimie zrobią z nich doskonałe wycieraczki do nóg.
Ce słychać na Śląsku?
Gdyby było dosyć pracy!
B rak jej, wobec zastoju w przemyśle, w łaśnie w t3rch naszych dzielnicach przemysłowych naj- dctkliw ej odczuwa cała ludność.
W szyscy w yczekują zmiany. Wszyscy ży
łą nadzieje, że ona nadejść musi.
Piękne m iasta śląskie zawsze ruchliw e, dziś nieco zcichły. Odczuwa, się n a każdym kro k u przesilenie ekonomiczne.
N ikt jednak nie traci energji. Pogróżki nie
m ieckie nikogo nie .przerażają. Każdy Polak wie, że są one rozpowszechniane n a to, aby w n as budzić niepokój, aby mącić duszę, aby chw iać równowagą, niezbędną do wszelkiej pracy. W ojną m ożna posługiwać się dziś w słowach.
W prowadzić ją w czyn, z pokoleniem pamię- tająceir, jej okrucieństw o nie ta k łatwo,
r . W szyscy m usim y ciągle pam iętać o jej mo
żliwości i być w pogotowiu obrony do ostatniej kro p li krw i, ale ani się jej lękać ani poddawać groźbom żarłocznego wroga.
Tak czyni dzielna śląsk a ludność, wiążąć się mocno w zastępy obrońców granic i byle zaczęły norm alnie funkcjonować tereny pracy, piędzi zie
m i nie odda. Zastępy dzieci i młodzieży w szko
łach polskich pracują i ro sn ą nowe hufce, w któ
ry ch wzmaga się siła Ojczyzny. Elka.
1 kiej zmiany. A może Bóg da, że ukocham tę pra
cę i będę szczęśliwą. | y
W naszym Widzewie b u dują nową świąty
nię. Chociaż, co prawda, m am y jeszcze w d<*
brym stanie stary kościół, lecz ten nie m a wyglą
du kościoła.
Była to niegdyś ofiara p. Kunicera, fabrykan
ta widzewskiego.
Będąc na fantowej loterji wygrał on budy
nek teatralny, który potem, wraz z placem ofia
row ał na kaplicę, a stąd, z czasem została p ara
fia.
Dziś staw iają fundam enty pod nowy kościół, a przy pomocy Bożej i ofiarnych parafian, w krót
ce podniosą się mury.
Mamy też w Widzewie pięć szkół, w których dzieci uczą się n a trzy zmiany.
Nauczyciele, w niektórych szkołach urządza
ją przedstaw ienia teatralne, w których dzieci bar
dzo chętnie biorą udział. com uprzyjem nia to wolne chwile od zajęcia.
N ajchętniej lubię czytać pow ieści Ale tak że czytam o hodowli drobiu. Powzięłam zam iar według „Gazetki“ podawać kursy.
Jestem bardzo zadowolniona z przysyłanych wzorów do haftu, gdyż bardzo lubię wyszywać I za nie osobiście ślę podziękowanie.
Z W idzewa. M arja W.
t f w z e p i m
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
List do p. Marji W.
Do Szanownej Redakcji. Gazetkę z pytajni
kiem , zachęcającym do nad sy łan ia odpowiedzi, otrzym ałam . Ale z powodu wiosennych prac w polu i różnych domowych, a koniecznych zajęć, dziś dopiero odpowiadam na. zadane pytania.
Mieszkam w okolicy m iasta Łodzi, w W idze
wie, który jest słynny z fabryk, gdzie w yrabiają piękny biały towar. To też ludność dokoła p ra
wie sam i pracownicy fabryczni.
Ja, zajm uję się szyciem i pomagam rodzicom w pracy n a roli, lecz nie jestem zadowolona z te
go za jęcia, bo go nie lubię.
Dążyłam do czego innego i czego innego p ra
gnęłam , dla tego nie czuję się szczęśliwą.
Przykładam się do pracy, k tó rą mam, ale to nie idzie składnie, pragnę pracować dla idei, ale do tej nie wiem, jak się wziąć. Więc czekam ja-
Przechowanie jaj na zimę.
Dobra i zapobiegliwa gospodyni powinna w m iesiącach letnich kiedy jaj jest dużo i są ta nie — myśleć o przechow aniu ich n a zimowe m ie
siące. Sposobów takiego przechowania jest kil
ka, jeżeli dokładnie będą zastosowane ja ja prze
chow ają się przez kilka miesięcy tak dobrze, że można nawet pianę ubić z białek. — Pierw szym w arunkiem jednak jest, żeby ja ja były zupełnie świeże, parodniowe — jeżeli się je kupuje, trzeba je przejrzeć przed lam pą jasną. Świeże, zdrowe jajko przy prześw ietleniu jest jasne, bez plam ek i smug. Jajo stare, zepsute, jest zwykle ciemne.
Jajo świeże w grubszym końcu m a bardzo m ałe puste miejsca, ta k zw aną kom orę, w ypełnioną po
wietrzem. Ja ja stare m ają kom orę zajm ującą n ie
raz jedną p ią tą jaja. Prześw ietlać jaja należy w pomieszczeniu ciemnem.
I. sposób: Na 1 k g w apna niegaszonego daje
m y 20—25 litrów wody, m ieszaną dobrze, po 2—8 dniach zlewamy roztw ór do innego naczynia bez osadu, dodajem y kilk a gram ów soli kuch en n ej i zalewamy nim jaja.
II. sposób: Na 1 litr wody daje się 125 gr soli kuchennej i 2—3 łyżek wapna palonego. W roz
tworze tym znakomicie przechow ują się jaja.
III sposób: Kupuje się w składzie aptecznym płyn zwany szkłem wodnym. Na 1 litr szkła daje się 1 litr wody — roztworem zalew a się jaja.
IV. sposób: Dobry bardzo jest proszek „Ga
ra n t ol", który się k u p u je w składzie aptecznym.
Grzyby marynowane.
Do m arynow ania najlepsze są grzyby praw dziwe, rydze i gąski. W ybrać drobne, zdrowe główki, wymyć je w paru wodach, obsączyć na sicie, posolić, w k rajać jak najdrobniej cebuli i difc
sić na wolnym ogniu. \
Strena 8 m A E M T E A B L A E & E I E T Numer 9 trzeba dw a i pół fu n ta soll i jedne łyżkę saletry.
Zalać m ożna w odą przegotow ane i ostudzoną, albo też ukropem . W jakiś czas po zalaniu ogór
ków wody w nich ubędzie, trzeba więc dol&ć aa pełno, dno dobrze zabić, gdyby szpary były, za
lać je pakiem i postaw ić w jak najchłodniejszem m iejscu.
Do jedzenia nie trzeba ogórków wybierać rę ką.
Grzyby sam e z siebie sos puszczą w czem po
m aga im sól i cebula, a m uszą się dusić, aż cos znowu w siebie wciągną. W yłożyć je n a miskę, a gdy ostygną — ułożyć w słoiki i zalać zimnym octem przegotowanym z korzeniam i.
K otlety z ziemniaków i sera.
Sito ugotowanych ziem niaków i litr tw aroga przetrzeć przez durszlak, dodać cztery jajka, garść drobno posiekanego szczypiorku, trochę so
li i m ąki żeby się zrobiło wolne ciasto. Robić o k rą
głe płaskie kotlety, tarzać w bulce, sm arzyć n a tłuszczu. Do takich kotletów podać sos szczawo- wy, ogórkowy, grzybowy albo pomidorowy.
Sosy robi się zasm ażając łyżkę m ąki, łyżkę m asła, żeby grudek nie było zasmażkę rozprow a
dzić zim ną wodą. Potem wlać osobno ugotowany i p rzetarty szczaw, pom idory albo sm ak z grzy
bów z posiekanem i grzybkami, albo garść koper
ku, albo cebulę uduszoną i posiekaną, albo garść szczypiorku, lub ogórek kwaszony obrany i w pa
ski pokrajany. Takie sosy m ożna podaw ać do roz
m aitych potraw m ięsnych i mącznych, wtedy sm akuje dużo lepiej.
Napój z chleba, czyli kwas litewski.
Trzy funty razowego chleba połam ać n a ka
wałki i ususzyć w piecu do zarum ienia. Wło
żyć potem w duży kam ienny garnek albo a n ta łek, zalać sześcioma garncam i gotującej się wo
dy i postaw ić w ciepłem m iejscu n a całą dobę.
Po dw udziestuczterech godzinach włożyć do te go trzy łu ty pokruszonych drożdży i potrzymać w drugie naczynie, lecz ostrożnie, by miazgi ze d n a nie ruszać. Po zlaniu czysty już płyn osło
dzić czterem a szklankam i cu k ru (można i wię
cej, jeżeli się podoba), w lewać w mocne butelki trochę niepełno i sparzonem i korkam i zatykać.
M usujący płyn często ko rk i w ysadza, by je więc od tego zabezpieczyć, trzeba korki mocno w epchnięte jeszcze szpagatem przymocować do szyjek, jak to robią w aptekach.
Kto lubi w napoju goryczkę, niech doda n a paru ze szczypty suszonego chm ielu.
Napój ten m usi stać koniecznie w zim nem m iejscu. W niezbyt chłodnem dłużej nad parę dn i przechować się nie da.
Chleba już ususzonego powinno być trzy funty.
Ogórki na dłuższe przechowanie.
Ogórki n a zimę kw asi się w końcu sierpnia, bo w tedy tylko jeszcze można zebrać ładne bez p lam i zielone. Do kw aszenia ogórków n ajlep
sze są m ałe beczułki lub an tałk i z denkiem, któ
re szczelnie zabić można.
Na dno położyć wiązkę kopru, parę liści bob
kowych, w iśniow ych, agrestow ych lub porzecz
kowych, parę kaw ałków chrzanu, a n a to u k ła
dać ogórki ściśle jeden obok drugiego, każdą w arstw ę potrząsnąć koprem , liśćm i, chrzanem i ta k robić aż do w ierzchu. Do ogórków można wrzócić parę ząbków czosnku, ale tylko wtedy, jeśli tę przyprawę w dom u lubią. Gdy ogórków nałożono pod wierzch, nak łaść trzeba n a nie sporo kopru, liści i wszystko zalać w odą z solą 1 saletrą.
Na an tałek , w którym się zmieści około trzech kop średniej wielkości ogórków wziąść
£)la u łatw ie n ia czytelnikom o p łacan ia m iesięcznych n u m eró w G azetk i opłaciliśm y n u m er K onta P o czto w ej K asy O szczędności P o o trzym aniu G azetk i p ro sim y pieniędzy nie p rzesy łać p rzek azem , lecz w p ła cić je n a sw ojej p o czcie n a n u m er .G a z e tk i d la K obiet“ 6 8 9 5
"Wszelką korespondencję „Gazetki dla Kobiet“ należy sk iero w y w a ć pod adresem : W arszaw a, N o w y Św iat 34 m. 4 albo K atowice G oniec Slaski Redaktor w y d a w ca : Zofia Zaleska, W arszaw a, M okotow ska 41
Oprawę książek
oraz w szelkie
prace introllsatorsMe •
w ykonuje gu stow n ie, sz y b k o i tanio s
Goniec Śląski I
Sp. Akc.
Katowice, ulica Warszawska 58 J
T elefony 1330 i 2509