Wojciech Natanson
Wielki człowiek do małych interesów
Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 11, 57-68
Wojciech Natanson
W IE L K I C Z Ł O W IE K DO M A Ł Y C H IN T E R E S Ó W
S tru k tu ra i problem y
N ajsłynniejsza z późnych kom edii A leksandra F redry, sztuka
0 „w ielkim człowieku do m ałych in teresó w ” , zaciekaw ia już sam ą swoją s t r u k t u r ą . Zadziw iająco śmiałą, rozsadzającą w szelkie reguły; swo bodną — a przecież precyzyjną, dokładną, konsekw entną. Cztery akty tego u tw o ru — pierw szy, drugi, trzeci i piąty — to sztuka dotykająca w ażnych problem ów życia, gdzie uśmiech, pobłażliw y lub ironiczny, słu ży do tym w yraźniejszego u w yd atn ien ia obserw ow anych faktów . Ta część
Wielkiego człowieka je st o sn u ta przede w szystkim dokoła postaci i dzia
łalności, czy pseudodziałalności, tytułow ego bohatera, Ambrożego Jen ial- kiewicza, p ierw otnie nazw anego Jenialskim .
Ale są tu i inne w ątki, m otyw y, problem y. Choćby echa em ancypacyj nych dążeń kobiecych, k tó re rep re z en tu je odw ażna, niezależna i in teli gentna, 19-letnia p an n a M atylda, siostrzenica Jenialkiew icza. W pew nym m om encie m iała ona, drogie autorow i, im ię Zofii. Nosiła je ukochana F redry, przedm iot jego d ługotrw ałych m arzeń, w reszcie żona darzona w iernym przyw iązaniem , Zofia z Jabłonow skich Skarbkow a. W epoce, zdawało się beznadziejnej, miłości do m łodziutkiej m ężatki, au to r Dam
1 huzarów raz po raz daw ał imię Zofii bohaterk o m sw ych utw orów , skła
dając niejako hołd ukochanej. Ale w m om encie pisania Wielkiego czło
wieka m yślał zapew ne i o innej (przede w szystkim o innej) Zosi. O córce
ukochanej, późniejszej pani S zeptyckiej. Rzecz ch arak tery sty czn a, że w przypuszczalnym m om encie p o w staw ania Wielkiego człowieka liczyła ona w łaśnie tyle samo lat, co p an n a M atylda.
Rozporządzam y dru kow an y m tek stem W spo m nień z lat ubiegłych Zofii z F redrów Szeptyckiej, przygotow anym przez prof. Bogdana Za krzew skiego 1. Oprócz trochę m in o d eryjn y ch zw ierzeń i św iatow ych plo
— 58 —
tek, tek st ten przynosi także i uwagi, które by się m ogły niem al znaleźć w ustach M atyldy z Wielkiego człowieka, początkowo nazw anej — Zofią. Wobec k onkurentów starających się o jej rękę, córka w ielkiego pisarza, sam a obdarzona pew nym i zdolnościam i m alarskim i, doznaje nieraz n ie sm aku i niechęci. Czasem w yznaje, że w olałaby w ybrać los... starej panny. A rodzice potw ierdzają to zdanie.
Poeta obdarzył sw ą bo haterkę ch arakterem sam odzielniej szym i śm iel szym, niż m iała Zofia Szeptycka.
W Polsce X IX -w iecznej em ancypacja kobiet, siłą faktu, m usiała być szybsza, niż gdzie indziej. Rola Ew y Felińskiej w konspiracji kierow anej przez Szym ona K onarskiego jest sym ptom em tego procesu. M atyldę z Wielkiego człowieka w ie dobrze, że chodzi jej o spraw y skrom niejsze. Je d n ak pew ne jej decyzje n a k ła n iają do refleksji.
M atylda jest św iadom a niepopulam ości, ja k ą jej postaw a może o b u dzić w środow isku ziem iańskim , n a prow incji. Niezależność zdania jest zresztą, zawsze i wszędzie, n arażona na odruchy niechęci.
Pewno, że już bohaterow ie Ś lubów panieńskich, a n aw et i Z e m s ty (W acław wobec R ejenta, A lbin w w yb uch u gniew u n a Radosta, A niela w swej „postaw ie spiskow ej”) buntow ali się przeciw k rępow an iu ich o so bistej swobody i p raw a decydow ania o w łasnym losie. Ale w W ielkim
człowieku rzecz posuw a się dalej. M atylda w y b iera sobie m ęża nie tylko
w brew radom poczciwego stryjaszka, Jenialkiew icza. W ybiera chłopca, k tó ry jej się na pew no podoba fizycznie, którego upodobania podziela. Zanim sobie jasno uśw iadom iła potrzeby serca i inklinacje zmysłów, M a ty ld a lubi się włóczyć z owym kuzynem , K arolem po polach i lasach. Nie znaczy to, aby nie znała w ah ań czy skrupułów . M ożna się domyślać, że w scenie, w której K arol spóźnia się na um ów ioną z M atyldą p rze jażdżkę, zdenerw ow anie jej je st nie tylko w yrazem upokorzenia, ale i na wpół uśw iadom ionej miłości. P an n a dość długo w aha się, zanim w yzna K arolow i uczucie i, w m yśl sw ych zasad, w ybierze go na męża. On znowu nie chce być n a trę tn y , przeżyw a kom pleksy swej niezam oż- ności, a także i poczucia niezadow olenia z sam ego siebie.
Ta kom edia obraca się psychologicznie, raz po raz, koło tych su b tel nych odcieni em ocjonalnych, k tó re ludzi „ p araliżu ją” w lęku, by się nie narazić n a fałszyw e sądy. Przykładem może być także i Dolski, jego sto sunek do Jenialkiew icza, Leona i Anieli. Zważm y, że K arol, porucznik ułanów, jak zgryźliw ie i nie bez zawiści w spom ina k o n k u ru jący z nim Leon, uczestniczył praw dopodobnie w kam panii w ęgierskiej 1849 r. — przeciw Habsburgom . Żyje teraz u swego stryj aszka, korzystając z am ne stii; może n aw et — półlegalnie. Jeśli przyjm iem y, że akcja owej „ko m edii serio”, ja k udow adniał S tanisław Pigoń, rozgryw a się z początkiem lat pięćdziesiątych, los K arola w cale nie był łatw y. O jak iejś posadzie
nie było mowy, rząd w iedeński w ty ch spraw ach nie żartow ał. Ukochany syn F redry, J a n A leksander, długo czekał na pozwolenie pow rotu do kraju, mimo usilnych sta ra ń nam iestn ika Gołuchowskiego. Tak m ocno mu pam iętano udział w an ty h ab sb u rsk im ru ch u 1849 roku! Więc decyzja M a tyldy, poza cecham i em ancypacyjnym i i działaniem w m yśl miłosnego in sty n k tu , m a ch a ra k te r także i polityczny. W ybiera „porucznika ułan ó w ” nie tylko dlatego, że woli wojskow ego .od cywila. M undur K arola (po w iedzm y to w brew Boyowi, jako autorow i „O b rachu nk ów ” 2, m a tu zn a czenie sym bolu insurekcyjnego. Solidarność ruchów w yzw oleńczych była cechą epoki. Nie tylko, czy nie ty le z sym patii dla M adziarów, ile z p rze konania, że w alka o w yzw olenie tego k ra ju może służyć niepodległości Polski, ochotnicy nasi przedzierali się za K arpaty.
Fredrze, gdy pisał W ielkiego człowieka, groził proces o zdradę stan u w A ustrii z pow odu jego śm iałej postaw y zajętej w 1848 r. M usiał pisać dość ostrożnie, choć u tw o ru nie przeznaczał n a razie n a scenę, ani do druku. A luzje patriotyczne, zw iązane ze spraw ą K arola i w yborem M a ty ld y m usiały być staran n ie zawoalow ane, ale m ożna je dostrzec. To w łaśnie M atylda przypom ina, iż K arol dobrze się bił i że nie zawsze interes kieru je ludzkim i postępkam i. Że m ożliw a jest przekora b ezinte resow na.
* * *
W arto w spom nieć o innych m otyw ach utw oru. Na przykład o su b tel nej grze uczuć Dolskiego i Anieli. P raw da, że chodzi tu jedynie o kilka scen; ale nie m ożna zapom inać o ich d elikatnym ry su nk u. Na przykład, gdy odgadnięcie n iew yraźnie napisanego w yrazu „m iłość” staje się okazją do gry aluzji i flirtu . A niela byw a w tea trz e uznaw ana za rolę n ie wdzięczną i bladą. Ma ona jed n a k w łasne zdanie, k rytycznie ocenia w uja, niepokoi się o b ra ta i możliwość w yrządzenia m u przez M atyldę m im o wolnej krzyw dy; jej urokow i ulegają wszyscy, nie w yłączając starego rezydenta, gderającego p an a Ignacego, k tó ry z sym patią patrzy n a jej miłość.
S p raw a Dolskiego w y d aje mi się jed n ą z ciekaw szych w tej psycho logicznej „kom edii serio” . 25-letni (jak oblicza S. Pigoń 3), niespodziew a nie przez dziedzictwo wzbogacony m łodzieniec, jest rzekom o — prostą organizacją duchową. Ale nie u fajm y ty m pozorom! Pojedynek, w któ
rym skrzyw dził dawnego przyjaciela, stał się w strząsem , decydującym o postaw ie życiowej. Poryw czy, nam iętny, w ielkim w ysiłkiem woli n a rzucił sobie dyscyplinę opanow ania i rozwagi. U zyskaną — sposobem m echanicznym . W decydującym m omencie, gdy już n e rw y odm aw iają posłuszeństw a, nuci falsetem jed y n ą piosenkę, k tó rą zdołał zapam iętać.
— 60 —
Sam sobie dobrze zdaje spraw ę ze śmieszności tego środka. Ale w łaśnie sam orozśm ieszanie ułatw ia zaham ow anie w ybuchów . T aka znajom ość w łasnego tem p eram en tu , um iejętność zapanow ania nad nim, pow inny budzić uznanie. I budzą go, n aw et u arcy k ry tycznej, a p rzy tym dow cipnej i obdarzonej poczuciem hum oru, M atyldy. Tym bardziej m uszą im ponow ać zakochanej Anieli.
Przesadnie delik atny i przeczulony, bojący się kogokolw iek urazić czy dotknąć, Dolski może się w ydaw ać naiw nym . W brew opinii n iek tó ry ch kry ty k ów (np. B o y a )4 — niepodobna go uznać za głupca. Od p ie rw szej sceny k rytycznie ocenia Jenialkiew icza. Bez w ah an ia gotów poży czyć znaczną sum ę sw em u k on trk an d y d ato w i na stanow isko dy rek to ra T ow arzystw a K redytow ego, Leonowi; p ostępuje ta k przez w strę t do krótkow zrocznej m ałostkowości, przez poczucie lojalności. A ntyalkoholik w środow isku hulaszczym jest zapew ne dobrym gospodarzem . Czy n a le życie w ykonyw ałby funkcje dy rek to ra w T ow arzystw ie K redytow ym , o k tó re się sta ra za nam ow ą Jenialkiew icza? Zapew ne przeszkadzałaby m u wrażliwość, delikatność, niechęć krzyw dzenia, zbyt dobre w y chow a nie. Ale pom agałyby: siła woli, sam odyscyplina, trzeźwość.
W alka o w ybór n a stanow isko d y rek to ra T ow arzystw a K redytow ego Ziemskiego jest jed n ym z naczelnych w ątkó w utw oru. I najciekaw iej poprow adzonych! Z achow anie się dwóch k an d y d ató w na to stanow isko oraz „reżyserskie” , dobrow olnie przyjęte, a naj fatalniej realizow ane, p lan y Jenialkiew icza w y p ełn iają zarów no „kom ediow ą” część utw oru, ja k i farsow y epizod czw artego aktu.
Jedn y m z preten d en tó w jest, ja k w spom niałem , am b itny i sceptycz ny, ubogi i pozbaw iony skrupułów , dążący prosto do celu, b ra ta n e k głów nego bohatera, Leon. O braża się, gdy go nazyw ają przyszłym następcą stry ja. Może i m a rację, gdyż jego m etody są przeciw ieństw em tych, k tóre stosuje pan Am broży. „W ielki człow iek” kom plikuje n ajprostsze zagad nienia, m im o woli sam n a siebie zastaw ia pułapki. Jego synow iec w y ko rzy stu je każdą tak ą om yłkę; zm ierza do celu najprościej, najbardziej funkcjonalnie. Je st bardzo am bitny, a pew ien odcień miłości w łasnej zbli ża go do pana Ambrożego. Bojąc się porażki, dopiero w ted y oświadcza się bogatej M atyldzie, gdy zostaje d y rekto rem T ow arzystw a K red y to w e go i uzyskuje niezależność. Przez am bicję nie p rzy jm u je też pożyczki „przedw yborczej” w spaniałom yślnie ofiarow anej przez Dolskiego.
Ciekawe są spostrzeżenia Leona, dotyczące k ry p to -k o ru p cji p rzed w y borczej. Nie dając w p rost łapów ek, m ożna sobie jed n a k — w edług Leona — kaptow ać głosy w sposób całkowicie dozwolony, legalny, obliczony na psychologię w yborców . Leon ty ch m etod używ ać nie m usi — w ystarczy, że w yzyska nad m iar tajem niczości, rozsnutej przez stry ja i zagarnie w ten sposób głosy, jakie m iały paść na Dolskiego. Ale ów krótk i opis w y b
ór-czych procederów może być ch arak tery sty czn y dla głosow ania og rani czonego cenzusem . P rzy ró w n yw ałem je w książce pt. Szkice teatralne do słyn ny ch ów czesnych „zgniłych okręgów ” w w yborach a n g ie lsk ic h 5, gdzie kilka osób decydowało o w yniku. Fredro, kreśląc owe dowcipne spostrzeżenia ustam i Leona, który w ierzy w przem ożną w ładzę pieniądza, robił zapew ne aluzje do znanego sobie dobrze system u w yborów galicyj skich. Z w yw odów S. Pigonia 6 wiem y, że był zw olennikiem rozszerzenia praw w yborczych do sejm u krajow ego i bronił tej idei w m em oriałach skierow anych do władz, w 1844 i 1846 r. A także, podpisując radykalnie dem okratyczny adres w roku 1848, ułożony przez Sm olkę i Ziemiałkow- skiego.
*
* *
J a k w spom niałem , IV akt Wielkiego człowieka m a odm ienny od pozo stałych ton, ry tm i n astrój. Zdecydow anie farsow y, a zarazem groteskow y. Spieszącem u się, z w ielu powodów, Dolskiem u wszyscy przeszkadzają. Ja k b y się uwzięli! Pośpiech nie jest spraw ą łatw ą dla tego im petyka, k tó ry sam sobie narzucił dyscyplinę i m askę flegm atyczności. Zarazem po w oduje to serię drobnych, a p rzy k ry ch w ydarzeń, sp raw iający ch dalszą zwłokę. R ytm w ydarzeń nieustan n ie n arasta. Tragikom iczna sytuacja przyw odzi na m yśl jakiś groteskow y sen, praw ie koszm arny, choć śmiesz ny.
M ożna by się pokusić o sporządzenie tab elk i napięć rytm icznych, k tóra by w ykazała różnicę m iędzy aktam i początkow ym i (oraz finałem ) a epizodem groteskow o-farsow ym . Ale nie należy sądzić, że ów epizod „ w y sk a k u je ” z całości, że nie jest z nią złączony. Trzy elem enty zapew nia ją tu ciągłość. Po pierw sze: spraw a w yborów n a d y rek to ra Tow arzystw a K redytow ego, przew ijająca się w ty m akcie. Po w tó re: osobowość Dol skiego. Po trzecie: „w ielki człowiek do m ałych in teresów ” , „grafom an działania” staje się głów nym spraw cą katuszy czy kłopotów swego k an dydata, w ybrańca, przyjaciela. To on m u nasyła nieproszonych, i wT tym m om encie niepożądanych, choć zarazem upragnionych, gości. To Jen ial- kiewicz zapom ina o w łasnym , staran n ie sporządzonym (dwukolorow ym atram entem !) spisie wyborców, dublując polecenia, niepotrzebnie kom pli kując spraw y proste. To on uniem ożliw ia w ypełnienie podw ójnej misji Dolskiego: kandydackiej i tow arzyskiej.
*
* *
Z atem n aw et i owe sceny, w któ ry ch Am broży Jenialkiew icz nie jest fizycznie obecny, p rzyczyniają się do jego lepszego poznania. Oto dzia
— 62 —
łacz skom prom itow any naw et przez n a d m ia r gorliwości. J e st zarozum iały, można go nazw ać egotystą. W szelkie środki, jakie stosuje, odnoszą sk u tek przeciw ny zam ierzeniu. Czyni zły użytek naw et ze swej energii, aktyw ności i rozm achu.
Mimo to po trafi działać na w yobraźnię szerszego grona ludzi. Nie jest pozbawiony w dzięku. Budzi śmiech, ale i sym patię. T rudno go uznać za postać całkow icie negatyw ną. Jego zaciekaw ienia um ysłow e w yodrębnia ją go ze środow iska. Choćby naw et nie czytał dzienników i czasopism, które p ren um eru je, ciekaw e jest, że odczuwa ta k ą potrzebę, że się nie pogrąża w obojętności czy inercji.
Niejako an ty tezą Jenialkiew icza jest w tej kom edii pan Ignacy, stary rezydent i krew ny, w róg czytania, gderacz, choć zapew ne dobry rolnik, ratu jący w p rak ty ce gospodarkę Am brożego i jego podopiecznych.
Jenialkiew icz w szystkim się żywo interesu je. P asjo n u je się now ym i odkryciam i w dziedzinie pochodzenia gatunków biologicznych i a n tro pologicznych. U paja go sta ty sty k a i ekologia. Nowsze teorie lingw istyczne każą m u się zajm ować — po dyletancku — proporcją lite r pow racają cych w pew nej ilości słów.
Ale i w tej m ierze — chaos m yślow y w iedzie go na m anow ce. C hciałby wszystko sam rozstrzygać, m a p reten sje do w szechkom petencji. Myśl, k tó ra go podnieca i bawi, każe m u zapom inać o zadaniach najbliższych. Za m iast kazać napraw ić uszkodzone strzechy — sporządza „w ykaz stosu n ku produkcji słom y jednego sążnia kw adratow ego ziemi do zużycia tejże w jednym sążniu strzech y ” .
• W iemy — zwłaszcza dzięki pracom S. P ig o n ia 7, że A leksander F redro był gorącym zw olennikiem autonom ii galicyjskiej, przekazania przez biurokrację austriack ą w ładzy sam orządnym organom polskim. U rzędni ków n asłanych przez W iedeń nie cierpiał, nienaw idził, nazyw ał ich „d ia błam i w stosow anych kapelu szach” . Jeśli więc tak surow o oceniał „ g ra fom anię działania” A m brożych Jenialkiew iczów , przyznając im pew ne zalety, nie zam ykając oczu na tale n ty , choćby zm arnow ane, m ożna w tej komedii dostrzec znam iona przestrogi. P rzew idując przejęcie w ładzy przez organy autonom iczne, tw órca tej „kom edii serio” w y rażał obawę, czy równocześnie nie zostaną przejęte złe strony system u urzędniczego. W ia domo, że połączenie form alistyki z bałaganem — to (także i dziś) m ie szanina piorunująca!
Pow iedzieliśm y, że czyny Jenialkiew icza oglądam y n aw et i w tedy, gdy go n a scenie nie ma. Raz jeszcze się to potw ierdza w akcie ostatnim , gdy Dolski opow iada o przygodach, jakich zaznał w e francuskiej re sta u racji lwowskiego hotelu, do której m u Jenialkiew icz polecił zaprosić w y borców na w y tw o rn ą kolację z szam panem . Polecił — i zapom niał — zapew ne og arnięty jakim ś now ym „genialnym ” projektem . To o statecz
nie pogrążyło k an d y d a tu rę Dolskiego i zadecydowało o w yborze Leona. Ale n a rra c ja śmiało tu ta j użyta, nie rozbija dram atycznego napięcia. Słu ży kom izm ow i zarów no przez opis niespodziew anego p ijaństw a, w yw o łanego straceniem rów now agi nerw ow ej, jak i przez ch arak tery sty k ę n a rra to ra . Zarazem ukazuje reakcje słuchających: Anieli, K arola, M atyl dy. Pom aga rozwiązać akcję m atrym onialno-m iłosną. A także — ostatecz nie kom prom ituje Jenialkiew icza.
D rugi przykład takiego użycia n arracji jako czynnika komediowego, to opis farsow ej sytuacji K arola, któ ry ugrzązł był w błocie i zabaw nie o tym opowiada, w pierw szej scenie ak tu trzeciego. U spraw iedliw ia się tą opowieścią, a zarazem u jaw n ia tem p eram en t panny, jej wesołe uspo sobienie, w yobraźnię, zm ysł hum oru, um iłow anie przygody, pew ne cechy praw ie dziecinne.
M ożna więc powiedzieć, że W ielki człow iek to kom edia, w k tó rej a n a liza psychologiczna i b y stra obserw acja zjaw isk społecznych sąsiaduje zarów no z kom izm em słow nym , jak i sytuacyjno-farsow ym , a n aw et gro teskow ym , z liry k ą m iłosną i udram atyzow aniem n arracji. Jakież bogac two form alne, treściow e, problem owe! M ożna Wielkiego człowieka przy rów nać pod tym w zględem do Pana Jowialskiego, gdzie się zarysow uje rów nie w ielka hojność w ątków , w ykazana n ajlepiej w inscenizacji J e rz e go K reczm ara w ro k u 1967 8.
*
* *
Dość tajem nicza jest geneza tej sztuki. S tanisław T a rn o w sk i9, p ierw szy w y bitn y badacz Fredrow skiej twórczości, uznał — zapew ne n a pod staw ie inform acji syna F red ry — że W ielki człowiek jest jed n ą z pierw szych sztuk, napisanych „do szuflady” po długim a d ram atycznym m il czeniu. Że pow stała „jakoś po roku 1850”. Ignacy C h rz a n o w sk i10 przy ją ł tę sugestię, idąc n aw et dalej i p rzy jm u jąc, że to „u tw ó r pierw szy w szeregu nowej serii” . Innego jed n ak zdania był Eugeniusz K u charsk i n . W rozpraw ie Chronologia komedii i n iektó rych pom niejszych u tw o rów
A. F redry uzasadnia opinię, że pierw szą sztuką, k tó rą poeta napisał p rz e r
w aw szy m ilczenie, b y ły Dwie blizny. D atę napisania Wielkiego człowieka przesuw ał n a lata sześćdziesiąte, uznał ją za jeden z ostatnich utw orów w kom ediopisarskiej karierze Fredry.
Chronologię tę p rzy jął Boy, pisząc w 1935 r. recenzję z p rzedstaw ie nia w w arszaw skim T eatrze N arodow ym 12, jak rów nież K azim ierz W yka w Polskim sło w niku biograficznym 13.
Ale Stanisław Pigoń, w racając do tej spraw y w szkicu Narodziny
„Wielkiego człowieka dla m ałych interesów ” 14 bronił innego zdania. Po
— 64 —
charskiego); F redro w spom inał w tym u tw orze przejścia z lat 1852 - 1853, gdy m u wytoczono proces o zdradę p ań stw a oraz obrazę m aje sta tu za to, że nazw ał austriack ą biurokrację „diabłem w stosow anym kapeluszu” (w yrażenie to władze przypisały cesarzowi austriackiem u). Groziło naw et (3 gru d nia 1858 r.) aresztow anie poety; na szczęście u d arem nio ne przez jego chorobę i w yjazd do Paryża. We w spom nianym w ierszu F redro p i sał :
Udając zaś fantazję przed grożącą kozą, Napisałem komedię... lecz tym razem prozą.
A napisawszy jedną, po szczęsnym połogu Do dawnego, niestety, wróciłem nałogu.
Zdaniem Pigonia ową kom edią prozą mógł być tylko W ielki człow iek, a nie Dwie blizny.
„Decydować tu w inien ciężar gatunkowy utworu. Jeśli pomysł jego zdołał prze łamać zawziętość Fredry, w yrw ać go z tyloletniego zaprzysiężonego m ilczenia — m usiał to już być pomysł nie lada. Nie jakaś bagatelna zabawka, nie jeden jesz cze wariant uciesznych kamerażów m iłosnych i m ałżeńskich, zdolny wypełnić ramy jednoaktówki, ale koncepcja w w ielkim stylu, o problem atyce rozległej, o charakte rze i środowisku dotąd nie w yzyskanych, o wym iarach pojemnych, m ieszczących konflikty z życia domowego zarówno, jak i publicznego. A te walory [...] ma prze cież tylko Wielki człowiek.”
N iezupełnie się zgadzam z Pigoniem co do oceny Dwóch blizn, jednej z najśw ietniejszych sy tu acy jn ie kom edii fredrow skich. Ale swój domysł poparł uczony także rozum ow aniem o p a rty m na nieznanym K uch arskie m u spisie sztuk, pochodzącym sprzed 1858 r., a obejm ującym też W i e l
kiego człowieka i to w w ersji już późniejszej, bo 5-aktow ej (poprzednie
m iały ich tylko cztery). Nie jest rzeczą pew ną, czy i w późniejszym o k re sie F redro raz jeszcze do pracy nad W ie lkim człow iekiem nie wrócił, czy znana nam w ersja, pośm iertnie drukow ana, nie pochodzi z la t sześćdzie siątych. A rgum enty Pigonia, choć sugestyw ne i bogate, o p ierają się je d nak n a w ielu niew iadom ych.
Jeśli jed n ak jego hipoteza (przyjęta i przez W ykę we w stępie do 7 tom u w ydania Pism w szy s tk ic h F red ry , z 1958 r. 1S) je s t tra fn a , w y n ik a łaby z niej w ażna konsekw encja. To w łaśnie W ielki człowiek zdecydo w ałby o powrocie najśw ietniejszego naszego kom ediopisarza do dram a tycznie przerw anej twórczości. W łaśnie on u ratow ał 14 utw orów , w śród których są i Dwie blizny, i Pan Benet, i Z Przemyśla do Przeszowy, i Ostatnia wola, i W ychow anka, R ew olw er czy N ik t m nie nie zna. Nowy Fredro, niepodobny do tw órcy z pierw szego okresu, wzbogacił swój w ize runek. Nie bez znaczenia byłby fakt, że — w edle Pigoniow ej hipotezy, oraz m niem ań Tarnow skiego i Chrzanow skiego — sztuka pow stać m iała w Paryżu. M amy n iestety zbyt szczupły zasób w iadom ości o pobycie F red ry nad Sekw aną. Z relacji Zofii Szeptyckiej, k ilkunastoletniej w cza sie tego pobytu dziew czynki, zdaje się w ynikać, iż F redro obracał się
głów nie w sferach polskiej kolonii, zbliżonej do Hôtel L am bert. Ale i Mic kiew icza k ilk akrotn ie spotkał; w sw ym m ieszkaniu lub w głównej kw a terze Czartoryskich. Do francuskich teatró w n a pew no chodził. Rozsze rzenie horyzontów , um iejętność k o rzystania z now ych inspiracji, w idze nie k ra ju poprzez pry zm at zagranicznych doświadczeń, m ogły się przy czynić do tej mnogości i bogactwa, któreśm y się starali wskazać. Fredro dodał na w stępie Wielkiego człowieka ch arak tery sty czn ą notę:
„W szystkie sztuki dramatyczne francuskie mają ogólną nazwę komedii. Niem cy rozróżniają «Schauspiel» i «Lustspiel» i bardzo słusznie. Przyjąłbym w ięc także różnicę i pisałbym: »Komedia serio« (Schauspiel), komedia (Lustspiel).”
Wielkiego człowieka określał Fredro jako „kom edię serio” .
*
* *
Przed śm iercią w yznaczył poeta tzw . „Radę P rzyjaciół” , pod prze w odnictw em syna, J a n a A leksandra, k tó ra się m iała zająć publikacją sztuk pozostaw ionych w tekach oraz przyznaniem teatro m p raw w y sta w iania. W skład tej „R ady ” wchodzili A ntoni M ałecki, W ładysław Ło ziński, S tan isław Tarnow ski, Stanisław Koźm ian, Franciszek Paszkowski. Do n ajw y bitn iejszy ch pozycji „pośm iertn y ch ” zaliczyła owa „R ada” —
Wielkiego człowieka.
D okonała jed n a k drobnych zmian. Ktoś przekreślił ołówkiem znam ien ny, niem al N orw idow ski, p o d ty tu ł „kom edia serio” . Nazwisko „Dodow- ski” zm ieniono na Dolski, poniew aż tam to było ,,zbyt znane” z... Piosenki
wujaszka, kom edii J a n a A leksandra F red ry . Jak aż lekcja historii! Dziś
ow a Piosenka jest całkow icie zapom niana, Dolski należy do żelaznego re p e rtu a ru w ielkich ról aktorskich.
Nie wiadom o kto i kiedy zm ienił nazw isko „Jenialskiego” n a „Jen ial kiew icz”. C hyba nie m a tym razem racji S. Pigoń 16 uznając ow ą nową form ę za bagatelizującą, lub sugerującą pochodzenie m ieszczańskie. M oż na by tem u argum entow i przeciw staw ić w iele przykładów .
W każdym razie form a „A m broży Jenialk iew icz” przeszła do tradycji. Słusznie pisał Boy w ro k u 1935, że „i ty tu ł i, nazw isko stały się przysło w iow e” . Postanow iono, że „pośm iertn e” kom edie F re d ry będą najpierw grane, później dopiero publikow ane. Podobno zdecydow ał w zgląd fin an sowy, chodziło o w pływ y kasow e na rzecz rodziny. Były znaczne, d y rek cje specjalnie n a te spektakle podniosły ceny biletów . Na pierw szy ogień poszedł Wielki człowiek.
Z agrano go w e Lwowie 11 stycznia 1877 r., w w arszaw skich „Roz m aitościach” 26 stycznia, w K rakow ie 30 stycznia. W sam ym Lwowie czysty dochód w pierw szym m iesiącu w yniósł 3104 reńskich, tan tiem a auto rska: 310 reńskich. Podobno w K rakow ie przygotow ano się na p re m ierę jak n a w ielkie święto. P anie włożyły suknie w ieczorowe 17.
— 66 —
Jeśli jed n ak w ierzyć recenzjom przytaczanym przez K azim ierza W y kę 18 „szeptana o p in ia” na prem ierze krakow skiej była negatyw na. U w a żano, że „in try g a jest [....] luźna, nie dość na wzór dzisiejszych komedii francuskich sp lą ta n a ” . A więc zarzucano to w łaśnie, co m y dzisiaj u zna jem y za zaletę Wielkiego człowieka. Recenzent „Czasu”, K łobukow ski, nie uznaw ał owych zastrzeżeń za słuszne, ale np. Bolesław Czerw ieński pi sał, że pośm iertne dzieła F red ry nie dorów nują kom ediom Bałuckiego, Blizińskiego, czy Zalewskiego!
Inaczej zapew ne m yśleli aktorzy. K siążka S tanisław a Dąbrowskiego i R yszarda Górskiego Fredro na scenie 19 przypom ina w ielkie role w tej
komedii. K asztelanow ą z Dwóch blizn nazyw ano „Jenialkiew iczem
w spódnicy” .
Boy w yznaw ał w Obrachunkach 20, że w zrastał w najbliższej kom ity wie z daw nym i kom ediam i i najm ocniej, najgoręcej je przeżyw ał. Dla „pośm iertnych” ju ż nie m iał takiego pietyzm u. Pierw sze recenzje z W iel
kiego człowieka, k tó re pisał w K rakow ie i W arszaw ie dotykały raczej
ubocznych zagadnień 21. Dopiero w 1935 r. pod w pływ em nowego przed staw ienia w T eatrze N arodow ym w reżyserii Zelw erow icza i w opozycji wobec g ro teskow o-fantazyjnych założeń tej inscenizacji oddał jej peł niejszą spraw iedliw ość.
„Jest w pośmiertnej puściźnie Fredry jedna co najm niej postać na miarę naj lepszych figur dawniejszych: przysłowiowa, nieśm iertelna. To Jenialkiewicz, ów w ielki człowiek do małych interesów. I tytuł i nazwisko stały się przysłowiowe. Ileż razy, patrząc na tego lub owego męża mniej lub więcej publicznego, przycho dzi nam pomyśleć: wykapany Jenialkiewicz. Iluż takich Jenialkiew iczów galicyj skich pamiętam jeszcze z lat młodości! Typ znakomicie uchwycony, mocno osa dzony w sw ojej ramie społecznej. Bo Jenialkiewicz jest i wieczny, i zarazem jest to produkt ówczesnej Galicji [...] Jenialkiewicz to jowialszczyzna polityczna.”22
K azim ierz W yka, we w stępie do 7 tom u nowego w y d an ia pism F re dry 23 staw ia na pierw szym m iejscu — W ychow ankę, potem dopiero W iel
kiego człowieka. W ynika to z zastosow anych tu ta j (chyba zbyt ciasnych)
k ry terió w ściśle socjalogicznych. My jed nak sądzim y, zgodnie (w tym w ypadku) z Boyem, że Jenialkiew icz jest „i w ieczny” i „mocno osadzo n y ” w epoce. Fredro, jak M atejko, przyjm ow ał inten sy w n ą obserw ację za p u n k t w yjścia rozległej, syntetycznej w iz ji24. W łaśnie z tego powodu, że ta k mocno i ostro się w patry w ał, kom ediopisarz w znosił się na p u n k t ogarniający szerokie perspektyw y. M ożna przytoczyć i inne przykłady. Jow ialszczyzna to sym ptom inteligentnego i wesołego epikureizm u, za baw y w życie i z życiem. S praw a p ana B eneta: pozornie zbliżona, ale w gruncie rzeczy odm ienna: dążenie do spokoju za w szelką cenę, kw ie- tyzm nie w ypełniony n aw et grą, pasją zbierania przysłów , czy organizo w ania w esołych przebieranek.
w a ak tualna, nam bliska? G dym mówił w pew nym m ieście do grona m łodzieży na tem at tej komedii, zwrócono mi uwagę, że Wielki człowiek (podobnie ja k i w iele innych fredrow skich arcydzieł) nie znajd uje się w program ie szkolnym , że więc trzeb a n a w stępie streścić założenia i przebieg akcji. Zrobiłem to w ten sposób, że opow iedziałem fabułę owej kom edii jako — anegdotę praw ie współczesną. Słuchacze uchw ycili a k tu alność tych spraw.
K ilkadziesiąt lat po prap rem ierze Wielkiego człowieka inny znakom ity pisarz, Tadeusz R ittner, dał sztukę, do dziś niedocenioną pt. : Czerwony
bukiet. Je st to jak b y k o n ty n u acja „Jenialkiew iczostw a”. Podobny samo
chw ał i zadufek, odczuw a w tej sztuce żywiołow ą potrzebę opiekow ania się cudzym i interesam i; w ty m w ypadku — przede w szystkim kobiecymi. I z takim sam ym prow adzi je skutkiem .
Myślę, że znakom ita kom edia fred ro w sk a m a szanse uniw ersalnego oddźw ięku. W A ustrii m aw iano o pew nym m inistrze: „M ożna b y zrobić dobry interes, gdyby się go kupiło za to, czym jest — a sprzedało za to, czym się być m ieni” . Motto, zaczerpnięte z X V II-wiecznego A ndrzeja M aksym iliana F red ry brzm i surow o: „N iektórych spraw y podobne do złotników , co dęto — nie odlew ano robią; ta k owych zawody w pozorze są coś, lubo w rzeczy są nic” .
P r z y p i s y
I Z. z Fredrów Szeptycka, Wspomnienia z lat ubiegłych, przygotował do druku ze wstępem i przypisam i Bogdan Zakrzewski. W rocław 1967, „Ossolineum”.
* T. Boy-Żeleński, Obrachunki fredrowskie. Warszawa 1934. Zob. także: recen zje w tomie Perfum y i k r e w (Wrażenia teatralne). Warszawa 1936, s. 33 - 44.
3 A. Fredro, Komedie. Seria druga. 1958. Pigoń, Objaśnienia”, s. 399. 4 T. Boy-Żeleński, op. cit.
5 W. Natanson, Szkice teatralne. Kraków 1955, s. 155, (rozdział pt. Komedia serio).
e S. Pigoń, W pracowni Aleksandra Fredry. Warszawa 1956. Rozdział pt. Posta- wa społeczno-polityczna, s. 217 i nast.
7 Op. cit.
8 Por. opis tego przedstawienia w mej książce Godzina dramatu. Poznań 1970. Rozdział Pan Jowialski — komedia otw arta, s. 158 - 166.
9 S. Tarnowski, Studia do historii literatury polskiej. Wiek X IX. R ozprawy i sprawozdania. Kraków 1896 r., t. 2, s. 100 - 101.
10 I. Chrzanowski, O komediach Aleksandra Fredry. Kraków 1917, s. 317 - 318. II E. Kucharski, Chronologia kom edii i niektórych pomniejszych u tw orów A. Fredry. Kraków 1923, s. 4 8 -5 1 .
— 68 —
13 К. Wyka, Aleksander Fredro. Polski słownik biograficzny. Kraków 1948, t. 7, s. 110.
14 S. Pigoń, W pracowni Aleksandra Fredry. Rozdział pt. Narodziny „Wielkiego człowieka do małych interesów”, s. 79 i nast.
15 A. Fredro, Komedie. Seria druga. W stęp K. Wyki. Warszawa 1958, s. 7 i nast. 16 Op. cit.
17 Op. cit. 18 Op. cit.
19 S. Dąbrowski i R. Górski, Fredro na scenie. Warszawa 1963. 29 Op. cit.
21 Op. cit. 22 Op. cit. 23 Op. cit.