• Nie Znaleziono Wyników

"Kordian" Leona Schillera

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Kordian" Leona Schillera"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Michał Masłowski

"Kordian" Leona Schillera

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 9, 67-79

(2)

M ichał M asłow ski

K O R D IA N LEONA SCHILLERA

(1930, 1935, 1939)i

W recenzjach Schillerow skiej inscenizacji Kordiana określenie „m i­ ste riu m ” pojaw iało się diużo częściej niż przy N ie-B o skiej kom edii. Było to w ynikiem św iadom ej k on stru k cji alegorycznej sceny trzypoziom ow ej 2 i całego szeregu chw ytów i technik, k tóre złożyły się na specyficzną, „schillerow ską” całość w idow iskow ą.

Schiller uważał, że tak a k o nstru k cja sceny realizuje tea tra ln y testa ­ m en t M ickiewicza, zapisany w Lekcji X V I kursów paryskich. Sam m iał poczucie m isji konty nu o w an ia stylu widowiskowego, m onum entalnego, k tó ry stałb y się narodow ym , specyficznie polskim , odpow iadającym w y­ obraźn i i spuściźnie kultu ro w ej narodu. P ow staw ały pytania, czy dzieło

Słow ackiego „pasow ało”, po pierw sze — do tea tra ln y ch w yobrażeń Mic­ kiew icza, po d ru g ie — do w ystaw ienia w schillerow skim sty lu m onum en­ ta ln y m ? Dziś w iem y, że Słowacki pisząc Kordiana odwoływał się do

ty p u inscenizacji C irque O lym pique w Paryżu, na k tó ry w skazyw ał rów ­ nież M ickiewicz. Ale d la współczesnych Schillerow i spraw a nie była jasna.

Jeśli chodzi o d rugie pytanie, to przy całym u znaniu dla genialności w idow iska Schillera, podnosiły się w śród k ry ty k ó w głosy, że Kordiana w ty m u jęciu „m ożna uw ażać za próbę inscenizacji aktualnej idei, k tó ra b y n a jm n ie j nie je st za w a rta w sam ym d ram acie literack im [...], dla k tó rej sam d ra m a t Słowackiego m iał być najw ażniejszym w praw dzie, ale tylko jed nym z e środków w y ra z u ” 3. A utorem tego zdania b y ł Józef Kuroczydki, k tó ry w sw oim arty k u le dał jednocześnie przenikliw ą analizę spektaklu i opis środków reżyserskich m onum entalizacji dzieła Słowackiego. Jego p ro te st b y ł w ynikiem przekonania, że K ordian je st dram atem przede w szystkim psychologicznym , „zogniskow anym dokoła jed n o stk i”, „uw zglę­ d n iający m sp raw y zbiorow e albo z p u n k tu w idzenia tej jednostki, albo też konieczności stw orzenia szerszego tła dla jej działań” . Tym czasem sp ek tak l S chillera w y su w ał n a plan pierw szy tłum , z K ordiana czyniąc

(3)

— 68 —

tylko jak b y koryfeusza chóru, dążył do w ydobycia — w edług K uroczyc- kiego — „ideologii patriotycznego b o h aterstw a”, zacierając w a rstw ę psy­ chologiczną. A K ordian „ u ję ty je st zbyt indyw idualnie, żeby m ógł być uznany za sym bol zbiorowości narodow ej” i jest „niepod atny do w ydo­ bycia zeń dużej dynam iki ideow ej, a szczególnie idei b o h a te rstw a ”4.

Nieporozum ienie, z jakim m am y tu do czynienia, jest typow e i w a rte chw ili uwagi. Przez odniesienie do spektaklu Schillera ułatw i n am ok re­ ślenie w zajem nego sto su n k u Schillerow skiego języka teatraln eg o i w izji autorskiej Kordiana. U tw ó r bow iem Słow ackiego je st n ap isan y jakby dw om a językam i naraz: psychologiczno-realistycznym i sym boliczno-m i- tologizującym . P rzy jakiejkolw iek in te rp re ta c ji trzeba, b y znaki jednego i drugiego języka n ak ład ając sdę n a siebie decydow ały o znaczeniu. W ty m też ran g a utw oru, że ukazu je m etafizykę przez realisty czn y ry su n e k — i odw rotnie! N iem niej — w odbiorze literackim zwykło się zw racać w ię­ cej uw agi n a język pierw szy, a w odbiorze te a tra ln y m — n a d r u g i 5. Kuroczyoki p rotestow ał w im ię odczytania racjonalistycznego, k tó re jest jed n ak — siłą rzeczy — połowiczne. Psychologia bow iem K ordiana je s t jakąś n ad - czy m eta-psychologią.

Ujęcie Schillera n ie było jed n ak tylko prostym odczytaniem drugiego języka, ale przetw orzeniem rów nież jego „skład n i” i „słow nika” . Na za­ sadzie dania ek w iw alentu — współczesnego m yślenia sym bolicznego: nie w odniesieniu do baśni o rien taln ej, ja k to uczynił Słowacki, ale w od­ niesieniu do odczucia kosm osu. Do tego poczucia odw oływ ała się n ie ­ zm iennie podstaw ow a ko n stru k cja dekoracji i czerń, m rok kosmiczny, z k tórego w yłaniały się poszczególne sceny jego przedstaw ień. T en styl inscenizacji został jak b y ostaitecznie usankcjonow any w Kordianie i w y ­ rażał określony sposób w idzenia sp ra w n a ziem i 6.

Podstaw ow e elem en ty ideow e znaczące, k tó re m ożna w Schillerow - skim w idow isku rozróżnić, to a sp ek t m oralitetow y, w yrażony przez trzypoziom ow ą k o nstru k cję sceny, co odpow iada rzeczyw istości piekła, ziem i i nieba, ale w szystko n a ty m sam ym tle, ow ej czerni kosm icznej, co odpow iada spojrzeniu bard zo „ziem skiem u” rów nież na sp raw y reli­ gijne. C harakterystyczne, że choć S chiller używ a „apoteoz” — ja k w fi­ nale Kordiana — odnosi je tylko do sp ra w historii, idei politycznych etc. Drugi podstaw ow y elem ent, to skupianie uw agi w idza przede w szyst­ kim na ruchach m as, k tó re stają się isto tn y m b o haterem jego p rze d sta ­ wień. Z d y stansu m iędzygw iezdnego z tru d em m ożna dostrzec spraw y jednostki. W ynika to rów nież z operow ania głów nie kategoriam i życia społecznego. Znam ienne, że n a m asy, k tóre w ujęciach S chillera sta ją się zorganizow aną gestycznie i ry tm icznie „zbiorow ą osobą” , przenosi on ideologiczne w artości m itotw órcze, k tó re w u tw o rach rom antycznych do­

(4)

tyczyły jednostek. Ale czyni to już „w łasnym i sposobam i”, innym języ­ kiem , n ie odw ołującym się do sym boliki heroicznej, obecnej w utw orach,

lecz do uczuć widza, przez sugestyw ność ekspresji scen zbiorowych. Sceny dotyczące osób indyw idualnych w y łan iają się z m roków sceny, sp raw iającej w rażenie „m on u m en taln e” — jak by przypadkow e zognisko­ w anie atom ów życia. To w rażenie przypadkow ości losów indy w id ualn ych przy określoności p raw rządzących życiem m asy jest też c h arak tery sty cz­ ne dla podejścia ideologicznego Schillera.

W reszcie najw ażn iejsza sp raw a to żyw a symboliczność S chillerow skie- go języka teatraln eg o ; jego przed staw ien ia to „ s e n ” , „h alucy nacja” . U ka­ zane dzieje tłum aczą się nie praw am i logiki rzeczywistości, ale ciągów poetyckich, sym bolicznych. S tają się typow e, ogólne, d a ją w rażenie kon­ ta k tu z uniw ersalnością realn ą i m ityczną zarazem . Poprzez tw orzyw o w idow iska utw ór dotyczy całego pokolenia pow staniow ego, może w szys­ tk ich pow stań polskich naw et, a m oże w szystkich form m ęczeństw a i bo­ h a te rstw a historycznego narodu.

P re m ie ra lw ow ska odbyła się w setn ą rocznicę, pow stania listopado­ wego. Ju ż to w sk azu je n a w agę t e m a t u , uogólnionego przez sym bo­ liczny język. W przedstaw ieniu w arszaw skim do Prologu w pleciony został pochód zesłańców n a katorgę, co niejed n em u recenzentow i, czy zw ykłe­ m u w idzow i kojarzyło się ze w spółczesną m u rzeczyw istością polityczną

Berezy K artu sk iej.

S chiller inscenizow ał zawsze tem at, posługując się tekstem litera c ­ kim jako s tru k tu rą do w yp ełn iania w idow iska treścią. Szukał w wido­ w isku współdźwięczności treści z zaw artością u tw o ru, ale nigdy nie było to proste „w ystaw ianie d ram a tu ” . W róćm y d o k o n tro w ersy jn ej spraw y psychologii postaci ind y w id u alny ch w tego ty p u w idow isku. Otóż ulega ona przyćm ieniu przez ogląd „kosm iczny” , ale jednocześnie dzieje jed ­ n o stk i zostają odniesione w sposób n a tu ra ln y do dziejów zm itologizow a- nej zbiorow ości i u jęte w społeczne, a nie indyw idualne, kategorie osą­ du. W p rzyp adk u utw o ru takiego jak K ordian Schiller zastępow ał h ero -

izacją now ej m itologii społecznej, zbiorowościowej zaw artą w utw o rze jed n o stk ow ą heroizację m ityczną.

T rz y k ro tn e w y staw ien ie Kordiana przez S ch illera n ie zmieniało za­ sadniczego k ształtu w idow iska poza d robnym i szczegółami. Nie u dało m i się odnaleźć m ateriałó w zw iązanych z inscenizacją łódzką z 1939 r., ale m ożna przypuszczać, że nie różniła się zbytnio od poprzednich, skoro n a w e t w opracow aniu pow ojennym w zasadzie S chiller nie odstępow ał od przy jęteg o raz „k an o n u ’’7. Na podstaw ie egzem plarza ze skreśleniam i z o k resu pow ojennego oraz n a podstaw ie recenzji i zdjęć z przedstaw ień lw ow skiego i w arszaw skiego m ożna zrekonstruow ać obraz inscenizacji.

(5)

— 70 —

P rem iera lwowska była p rzy ję ta jako objaw ienie. Był to pierw szy o k res działalności S ch illera w tym m ieście i było to przed staw ienie arcy- pozycji klasyki narodow ej, uznanej po cichu za n u d n ą i n ie a k tu a ln ą 8. P rzedstaw ienie zelektryzow ało w szystkich i ożywiło stosunek do u tw o ru w sposób niespodziew any, zm uszając, by na nowo, w niepodległym już państw ie, traktow ać d ram at jako rzecz wiecznie żyw ą i aktu alną, sk ar­ biec pam ięci i m ądrości narodow ej.

P rzedstaw ienie w arszaw skie (1935) odbyło się już po w y staw ien iu m ickiew iczowskich D ziadów — Schiller był już uznanym przez w szyst­ kich, w ielkim pierw szym , reży serem narodow ym . W W arszaw ie Kordian ja k gdyby dopełniał D ziady ideologicznie, rozszerzał i in te rp re to w a ł ich znaczenie. P rz y ję ty był rów nie entuzjasty czn ie jak w e Lwowie, ale i za­

razem bardziej już świadom ie. W szyscy w iedzieli już jak a to sztu k a — w idow isko Schillerowskiie. W Lodzi, po serii przedstaw ień o w ym ow ie po­ litycznej, po N ie-B o skiej kom edii, K ordian Schillera p rzy jm o w any był jak b y od in n ej strony, nie ,,od klasyki do w spółczesności” , ale — od pro­ blem ów współczesności do rozum ienia klasyki. Taki był odbiór — w i­ dowisko pozostało praw dopodobnie niezm ienione.

P o starajm y się opisać, jak ów kanon inscenizacyjny w yglądał. W ido­ wisko rozpoczynał obraz P rzyg o to w a n ia 9. Bohdan K orzeniew ski ta k go opisuje: „Na scenie zobaczyliśm y w czerw onym św ietle półnagie ciała szatanów , przychylonych do potężnej b ry ły kotła; zjaw y m arno traw có w rew olucji ukazyw ały się spośród niebieskiego d y m u ” 10. D iabły b y ły „ugru po w an e rzeźbiarsko w sposób przypom inający trochę Goyę, a tro ­ chę postacie z B ram y piekielnej R odina” . Na zakończenie Prologu I

nad górną kondygnacją pojawliały się „w snopie białego św iatła [...] białe postacie aniołów z przedziw nie m isterny m i złotym i skrzydłam i u jęte w sty lu prerafad litów angielskich B ru na Jo nesa W attsa, w zględnie S tru - ckw icka” n . S kreślenia Schillera (postać Czarownicy, słow a o T w ardow skim Ud.) m iały na celu uzyskanie obrazu syntetycznego i generalizującego, w czym szczegóły m ogły tylko przeszkadzać. W tym celu m usiał rów nież zatrzeć pam fleto w y c h a ra k te r Przygotow ania. Chodziło o kosm iczne serio historii. Dlatego też z kotła w yn urzały się postaci historyczne, po r­ tretow o w ierne, a nie „szatańsko sk ary k atu ro w an e k u k ły ” , ja k chciał Boy 12. W obrazie ty m uderzała hieratyczność, pow aga i moc diabelskich sił historii, odpraw iających ściśle w ym ierzaln y ry tu a ł gestów i intonacji. W ten sposób u ję ty Prolog I w prow adzał em ocjonalnie w idzów jak b y w istotę sensu narodow ych dziejów, ustaw iał tem a t sp e k ta k lu od razu na najw yższym poziom ie sam ooceny i sam oświadom ości narodow ej.

Trzypoziom ow a dekoracja z otw orem w środkow ym podeście, czasem przesłoniętym , czasem odsłoniętym , w tej scenie zastaw ionej do połowy kotłem, nasuw a skojarzenie z jakim ś olbrzym im piecem, w k tóry m w y­

(6)

piekają się form y historii. In terw en cja anielska zaznacza jed n ak p ry m at ducha Bożego.

Prolog II, z odsłoniętą zasłoną w głębi, „nałożony” jest jak gdyby na

obraz Przygotow ania. D iabły nie znikają, dalej p rac u ją koło kotła i w tę r z e c z y w i s t o ś ć w chodzą trzy osoby prologu. Boy sk arżył się, że m otyw usyp iania n aro d u przez M ickiewicza nie zarysow ał się w yraziście — no pew nie! — przecież w ujęciu Schillerow skim dzieła wieszczów b u ­ d ziły świadom ość i duszę narodu, nde było m ow y o „u syp ianiu ” lecz o „rozdaniu ró l” : u tw o ry ich dopełniały się i daw ały się interpreto w ać przez w zajem ne odniesienia. Tak przecież został zbudow any sam m odel Schillerow skiego te a tru . J a k już w spom niałem , w przedstaw ieniu w a r­ szaw skim przez scenę przeciągał korow ód w ięźniów politycznych.

Sceny I i II a k tu zostały scenograficznie w szystkie rozw iązane w ten sposób, że n a n e u tra ln y m tle zasadniczej k o n stru kcji sceny o b arw ie ciem noszarej zieleni u staw ian e były pojedyncze m eble czy rekw izyty, sym bolizujące m iejsca akcji. Czasem rozjaśniał się jedynie szafirow o stały m rok horyzontu. N aw et entuzjaści zarzucali Schillerow i, że przez odebra­ n ie różnorodności kolorystycznej zuboża poezję i fałszuje obraz postaci dram atu. Ale Schillerow i zależało przede w szystkim n a uzyskaniu w raże­ nia nadrzędnej m istery jn e j jedności przedstaw ienia.

W akcie I zaznaczono dw iem a kolum nam i ganek, czy w n ętrze dw or­ ku, „otw ierając tylko jakieś drzw i w głębi na b łęk itną o ddal”13. Skreślo­ ne zostały aluzje K ordiana do obserw ow anej przyrody, czyli w ątek prze­ czuć 14 Z opowieści G rzegorza zachow ana została tylko ta o Kazim ierzu. Ważne, że praw dopodobnie skreślone zostały ham letyczne rozw ażania K ordiana i decyzja rąb an ia spróchniałych drzew . U zyskany został w ten sposób prostszy obraz m łodzieńca zagubionego wśród „stu uczuć” i nie­ szczęśliwie zakochanego, zapalającego się n a opowieść ty p u żołnierskie­ go. Fiiózoficzność i w aga jego rozw ażań zostały zatarte. Laura, siedząca n a kubach w yobrażających ław kę, u ch arak teryzo w ańa na Bobrową, a nie n a Śniadecką 15, je s t dobrze w ychow aną panienką, posłuszną w e w szyst­ kim rodzicom, bardzo rom antyczną. Znakom icie w czuw a się w k lim at li­ ryczny rozm ow y „ogrodow ej”, ale gdy w staje z ław ki — „zieje szyder­ stw em ”16. Ten w ą te k dram aty czn y został u jęty jasno i logicznie.

Jam es P a rk w Londynie (część druga przedstaw ienia) sym bolizuje „k onstru k ty w isty czn ie uproszczona i zdeform ow ana b ram a ” oraz krzesła. Skałę w Dover — „biało-żółte sk rzynie” z rozśw ietlonym horyzontem 17. Skreślenia dotyczą znów opisów przyrody, tak że sc. 1 ak tu II zaczyna się od słów podsum ow ujących drogę dotychczasow ą K ordiana i d o ty k ają­ cych spraw y „m arzeń dziecinnych” będących „dziś porów nania, celem ” . Z w raca to uw agę na postaw ę K ordiana — postaw ę oceniającą poszuki­ w an ia i w eryfikow an ia p raw d y idei pośród rzeczyw istości.

(7)

— 72 —

Sceny z V iolettą rozgryw ały się bez zm iany m iejsca akcji, na em pi­ row ym szezlągu ustaw ionym m iędzy schodam i. A tm osfera nie do miłości, jak podkreśla K orzeniew ski, i nie o n jeden. Skreślone zostały tylko dw a ostatn ie w iersze drugiej sceny dla upraw dopodobnienia s y tu a c ji18. K on­ cepcja gry obu kobiet była podobna: i Laura, i V ioletta, słodkie na po­ czątku, w pew nym m om encie zm ieniały m askę, odsłaniały praw dziw ą n a tu rę — i w ychodziły. Oczywiście nie o „atm osferę m iłości” chodziło Schillerow i, tylko o kordianow e poszukiw anie idei przez dośw iadczanie rzeczywistości.

Scena u papieża zorganizow ana została jedynie przez u staw ienie fo­ tela i kółka z papugą pośrodku „ludzkiego”, niższego podestu. Papież, u b ran y n a biało, silnie ośw ietlony, spraw ia w rażenie trochę jak b y p rzy ­ kutego do fotela, jak by nie mogącego się ruszyć. K ordian stoi z praw ej, na stopniu, z ręk ą w zniesioną w górę, jak by groził. We Lwowie scena ta została rozegrana arcytaktow nie, w W arszaw ie zaś w ypadła praw dopo­ dobnie nieco ostrzej przez w prow adzenie do akcji m im icznej gry Szw aj­ cara 19.

Monolog na M ont Blanc rozegrany został na czarnych skrzyniach, z rozjaśnionym horyzontem . Miało to sym bolizow ać odrębne, w ysokie m iejsce akcji bez usiłow ania oddania atm osfery „szczytu św ia ta ” . S k re­ ślenia dotyczyły reto ry k i narcystycznej. O k ieru n k u in te rp re ta c ji św iad­ czy zdanie dopisane przez Schillera — nie wiadomo czy uw aga in te rp re ­ tacyjna, czy tek st do w ygłoszenia — przy słow ach: „W tej chw ili to w łaściw ie / Jam jest posąg człowieka n a posągu św ia ta ” — uw aga: „S y ­ tuacja” . Całą więc stro n ę egotystyczną K ordiana Schiller w ten sposób tuszuje — słynne zdanie staje się po p rostu oceną sytuacji.

K ordian w ujęciu Schillera — „bardziej m ęski niż m łodzieńczy” w e Lw owie (Strachocki), „najlepszy w m om entach lirycznych i b ajronow skich załam aniach”20; „szczery, praw dziw y, bez k ab o tynizm u” w W arszaw ie (W yrzykowski)— był przede w szystkim żołnierzem idei, dodajm y: ideal­ nym żołnierzem . Ham letyczność, egocentryzm , narcyzm zostały m u o d ję ­ te 21 ,i podporządkow ane naczelnem u sensow i, jak i reprezentow ał w spek­ taklu. A spekt „przekonyw ania samego siebie” odpadł zupełnie, co zm ie­ niało w ogóle sens spektaklu. Nic dziwnego, że K uro czy c*ki biadał, iż m o­ nolog (kulm inacyjny p u n k t rozw oju postaci — obok sceny w podzie­ m iach K atedry) m ów iony był bez odcieni psychologicznych 22.

Zjazd n a chm urze do Polski rozw iązany był tech n ik ą niem alże fil­ m ow ą: K o rdian robił gest sfru nięcia n a dół, p o czym św iatło gasło i za chw ilę p unktow iec ukazyw ał go n a cocraz niższym poziomie, jak gdyby w różnych fazach lotu. Za każdym razem ukazyw ał się koło jakiejś de­ koracji sym bolizującej chm urę. Takich faz lotu było cztery albo pięć. Stojąc na dole krzyczał: „Polacy” ! Sym bolika Słowackiego została tu

(8)

więc zachow ana; stojąc wysoko K ordian znajdow ał się n a poziom ie „ n a d n a tu ra ln y m ” . To w yniesienie odpow iadało etapow i znalezienia idei b o h a te rstw a historycznego, narodowego. Zejście na ziem ię m iało charak­ te r n a d n a tu raln y . Tylko w szystko oczywiście roztopione w kosm icznej kolorystyce m ro ku całej sceny.

A k t III, rozpoczynający trzecią część przedstaw ienia, w prow adzał sce­ ny zbiorowe, najistotn iejsze dla znaczenia tego spektaklu. Sceny tzw. ko­ ro n acy jn e rozegrane były na całej k o n struk cji sceny. Na najw yższym po­ deście w głębi w idać było cokół kolum ny Zygm unta, koło kolum ny kilka osób relacjonow ało przejście purpurow o-złotego orszaku, k tóry było, zda­ je się, widać. Reszta staty stó w ustaw iona była na niższym poziomie i na schodach. W szyscy ulbraini byli w jednakow e, czaimo-białe stro je i płasz­ cze z fałdam i, „b ajronicznie”23. Takie same płaszcze będą m ieli konspira­ to rzy w podziem iach k ate d ry ; recenzenci pisali, że zam iast szekspirow ­ skiego zróżnicow ania tłum u, n a scenie w idać sam ych K onradów Mic­ kiew iczow skich... Sam ych mścicieli, sam ych B rutusów — m nożyły się określenia. Zdjęcie z 1 isc. aíktu III ukazuje nam w szystkich jak by w r u ­ chu — zw róconych w praw ą stronę, gdzie odbyw a się koronacja, Boyow- skie o kreślenie „b ru tu so w ie” zw iązane jest ze sposobem ukształtow ania tej sceny, k tó rej klasycznie p ro sta k o n stru k cja p rzestrzeni i „reto ry cz- ność” gestu tłu m u nasuw a skojarzenie z Forum Rom anům . Te u n ifo r- m izujące i uklasyczniające sytu ację zabiegi m iały na celu osiągnięcie jednoznacznego w rażenia, oddania jednolitej postaw y tłum u. Znów za­ sada ekw iw alen tu: u Słowackiego tłu m różnorodny m obilizował się i od­ najd ow ał sw ą jedr^ość stopniowo, doświadczając tyrańskiego zabójstw a dziecka i przeżyw ając tragedię K ordiana. Schiller, grający bezpośrednio' ideę, ukazyw ał tłu m w yraziście od razu: w jedn ym rew olucyjnym geście.

Po koro n acji ściem niało się i tłum rzucał się na czerw one sukno, d arł je — w szystko zrytm izow ane; po czym trzy m ając w rękach czerwone kaw ałki ja k sztan d ary, ludzie tańczyli „carm agnolę” . Śpiew N ieznajom e­ go spod k o lu m n y brzm iał jak w ezw anie do rew olucji. Czerw one ośw iet­ lenie (po raz d ru g i dopiero, po P rzygotow aniu, ciepły kolor w spektaklu) — podkreślało ce n traln e znaczenie ideowe tej sceny dla całego spek tak­ lu. J e s t ono oczywiście inne niż w utw orze, co podkreślało w ielu recen ­ zentów , ale inne w b ardziej skom plikow any sposób, niż to się n a pierw szy rz u t oka w ydaw ało. Tłum Słowackiego d etro n izu je cara m o r a l n i e —

S chiller W skazuje gotowość do boju f i z y c z n e g o .

R ezu ltaty są jed n ak daleko idące, bo u Słowackiego K ordian, chcący zm ienić duchow e dążenia ludu w ciało w ostatecznym rac h u n k u p rze­ g ry w a z pow odów etycznych, w spek tak lu Schillera natom iast, u kazu ją­ cym tłu m i K ordiana — w yraziciela woli tłu m u jako „czynnik n ajsiln iej­ szej dyn am ik i ideow o-patriotycznej”24, sp raw y etyczne w ogóle nie wcho­

(9)

— 74 —

dzą w grę, a w idz w niepodległej Polsce skojarzy rew olucyjność ludu z najw yższą w artością pozytyw ną — heroizm u historycznego w w ym iarze kosmicznym.

Ideologicznie, Schillerow skie ujęcie, zastępujące sym bolikę w yrażoną w kategoriach dotyczących indyw iduum przez sym bolikę społecznych k a ­ tegorii m yślenia, różniło się w sposób istotny od podstaw ow ych przesła­ n ek etycznych „ideologii n arodow ej”25. To przekształcenie je st c h a ra k te ­ rystyczne dla nowych, X X -w iecznych kategorii rozum ow ania, kształto ­ w anych pod w pływ em p arcia rzeczywistości cyw ilizacyjnej. P ró b a ta ­ kiego adaptow ania ideologii narodow ej trad y cji też je st typow a. Dzięki niezw ykłej ekspresji tej sceny staw ała się ona na nowo żywa, i na no­ wo przem aw iała do publiczności, ożyw iała cały u tw ó r; zm ieniała jednak

jego sens, podporządkow ując u tw ó r raczej ideologii M ickiewicza i to z okresu „T ry b u n y L udów ” .

K onsekw entnie — w następnej scenie K ordian był nieustraszon y m re ­ wolucjonistą, pośw ięcającym się za naród (uległ sk reślen iu przede w szy­ stkim frag m en t o „robaku sm u tk u ”). K ordian stał się b o haterem narodo­ w ym (tak jak w kreacji Tarasiew icza) 26, tyle że Schiller, n aw iązu jąc do istniejącej już trad y cji, robił to nieporów nyw alnie spraw niejszym i środ­ kami.

M iejsce akcji zaznaczone było „białym , prostym grobow cem z krzy ­ żem ”27. Spiskowcy u b ran i byli jak ludzie na Placu Zam kow ym , tylko m ieli m aski na tw arzach. U staw ieni byli na trzech poziom ach sceny. Zdjęcie przekazuje obraz, gdy w szyscy — z w y jątk iem p rzerażonego Prezesa — wznoszą praw e ręce ze sztyletam i. To praw dopodobnie na w ezw anie K ordiana, k tó ry znowu — z zatarciem odcieni psychologicz­ nych — jest w tej scenie przede w szystkim „płom ienny” . B yła to „ n a j­ lepsza” scena W yrzykow skiego w W arszawie. W in te rp re ta c ji roli Prezesa były różnice. We Lw ow ie g rał Prezesa Frączkow ski, był „siwy, zacny, le- gitym istyczny” . Prezes „w arszaw ski” — Buszyński — był „tan im dem a­ gogiem p o lityk ierem ”28.

Teraz następow ała słynna scena w a rty pałacowej. Skreślenie było ty l­ ko jedno, ale charak tery sty czn e: d ruga część opisu P asterk i N iebieskiej — posiadającej cechy M atki Boskiej — K rólowej W szechśw iata 29. W ten sposób znow u uchylony został aspekt etyczny w alki K ordiana z sam ym sobą. Pozostała czysta akcja w alki ze zm aterializow anym i w inscenizacji S chillera zjaw am i. Scena rozw iązana została w ten sposób, że K ordian szedł z najniższego poziom u z praw ej strony po schodach, aż do n ajw y ż­ szego poziom u — padał na sam ej górze. D ekorację zm ieniono przez do­ staw ienie do stałej konstru k cji „sm ukłych kolum n białych i niebieskich” ; uderzał k o n tra st drobnej sylw etki K ordiana i ogrom u budow li 30.

(10)

S trach i Im aginacja o fosforyzujących (we Lwowie — grali m ężczyź­ ni) czy ognistych, złoconych (w W arszaw ie — grały kobiety) tw arzach kręciły się wokół kolum n, w skazując K ordianow i zwidy. M ówiły w spo­ sób śpiew ny, m onotonny. Cała scena rozgryw ała się na tle m uzyki, w tonach „bezbarw n y ch ”, z p o w tarzaniem „irytmów marszowych*’ 31. Syczą­ cy i charczący Diabeł, szorujący podłogę, ukazyw ał się w otw orze środ­ kowego p odestu w czerw onym świetle. N ajw iększe jed n ak w rażenie gro­ zy w y w ierał pochód tru m ie n — na najw yższym podeście, każda tru m n a niesiona by ła przez dw ie zakapturzone postacie. W rażenie jak z seansu spirytystycznego, białe tru m n y zdaiwały się p rzenikać przez kolum ny. N a áťodku najw yższego podestu stał diabeł i „w ym achiw ał ogrom ną pochodnią, ośw ietlając upio rny m blaskiem całą scenę”32. T rum ny szły jak gdyby przyw alić cara — w głębi w idać było „św iecący dem onicznie tró jk ą t sfe­ ryczny w w y k ro ju [jego] sypialn i”33.

K ordian w tej scenie „zostaje podniesiony do godności rycerza w al­ czącego z ducham i, bo to w łaśnie najbardziej zobiektyw izow ane duchy nie d ają m u spełnić obow iązku [...]. P otęga jego przeciw ników nie tylko uspraw iedliw ia jego klęskę, ale jeszcze powiększa jego b oh aterstw o ” — pisał Kuroczycki, n a jtra fn ie j chyba u jm u jąc istotę pom ysłu S c h ille ra 34.

Na je d n ą w szakże spraw ę, w ażną a tru d n ą do uchw ycenia, trzeb a je­ szcze zwrócić uwagę. Otóż w rażen ie w idza jest tu ta j takie, że duchy, łącznie ze S trach em i Im aginacją należą do „św ity ” cara, a nie K ordiana! D iabeł stojący centralnie, k ieru je jak b y zniszczeniem tego m iejsca, na które porw ał się K ordian. „B ohaterstw o K ordiana ra tu je zjaw ienie się duchów królów polskich, k tóre same nie dopuszczają do spełnienia za­ m ach u ”35. K ordian więc — na samej górze — zetknął się z veto trad y cji

nieskalanego tro n u polskiego. N iespodziew anie Schililer znów spotyka się ze Słowackim . Zapęd heroiczny K ordiana doprow adził go do zrozum ienia istoty tra d y c ji polskiej. K ordian nie przegrał, tylko jego ciało zostało obezw ładnione. Jego duch zwyciężył i będzie szukał nowej form y w alki.

K ordian, w ielki w e rte ry sta jeszcze na M ont Blanc, stanie się w ielkim człow iekiem do p iero w scenie szpitalnej i w ięziennej. „Po klęsce i śród klęski [...]. Tam dojrzał Słowacki, tam zrodził się jego heroizm . Tam doj­ rzał także naród i jego b o h aterstw o ” — zanotuje po spektaklu K azim ierz W ierzyński 36.

Scena w szpitalu w ariató w rozpoczynająca IV część przedstaw ienia została rozw iązana na dwóch kondygnacjach. Na najw yższej, za k ra ta ­ mi, ustaw ione były rzeźbiarsko g ru p y w ariatów , zawsze z jedn ą postacią cen tralną (we Lw owie cztery grupy, w W arszaw ie — dwie) 37 — „dźw i­ gające się i opadające w ta k t m istycznego zaw odzenia” . „Postaci obłą­ k any ch uzyskały jak b y c h a ra k te r postaci n adprzyrodzonych” przez um ie­

(11)

— 76 —

szczenie na najw yższym podeście i przez atm osferę niesam ow itości, k tórą tw orzył W ierciński, grający w obu przedstaw ieniach S zatana-D oktora.

Łóżko K ordiana ustaw ione było na płaszczyźnie środkow ej. D oktor — W ierciński m iał p rzerażającą m askę tw a rz y i „u p io rn ą ” gestykulację. Skróty tek stu służyły zdynam izow aniu i uproszczeniu zawiłej akcji ide­ owej sceny. W rażenie ideologiczne: człowiek pozostaw iony sam em u sobie zatraca się w d e stru k ty w n y m re la ty w iz m ie 38. Tylko ściśle sprzężony z życiem ludu m oże czegoś dokonać, może stać się herosem .

Scena n a placu Saskim znow u uderzała m istrzostw em kom pozycji „w yrastając w górę schodam i ludzi w czarnych płaszczach a w szerz — rzędam i białego w o jsk a”39. U staw ienie było- sprzeczne z didaskaliam i w tym sensie, że lu d stał bliżej K ordiana niż w ojsko: z przodu sceny po bokach na dolnej kondygnacji, podczas gdy w ojsko w rów nych szeregach stało na górnej, nadziem nej kondygnacji (co te ^ m iało swoje sym bo­ liczne znaczenie — w ojsko, żołnierstw o jako jed y n a słuszna droga hero­ iczna 40). Skreśleń nie było żadnych i tylko n iektórych recenzentów ra ­ ził M azurek Dąbrowskiego (jak Tarnow skiego na praprem ierze).

Scena w ięzienna rozegrana była w ,p rzestrzeni „o tw artej n a prze­ strz a ł”41. Skreślone zostały frag m en ty rozczulania nad sam ym sobą, za to w całości zachow any został monolog „Nie będę z n im i” . P raw dopo­ dobnie w tej scenie ukon sty tu ow ał się ostatni etap ew olucji ideowej K ordiana w ty m przedstaw ieniu, k tó rą Kozicki określa jako drogę od bohaterskiej pozy do b o h aterstw a p raw d z iw eg o 42.

„Pokój w zam ku królewlskim” zaznaczony został przez „jedno krzesło,, złote biuro, snop jasnego św iatła i m u n d u ry czerw ono-złote”43. W praw ­ dzie aktorzy grali tę scenę z w ydobyciem całego jej psychologicznego realizm u, ale w topieni w ogrom ne tło sceny C ar i K o n sta n ty staw ali się postaciam i drugorzędnym i w tym „dram acie zbiorowości n a ro d o w e j”44.

Scena rozstrzelania była genialna — jak pisze W ierzyński — „ciem ­ ny zarys postaci K ordiana, gdy wysoko, na piętrow ej kondygnacji staje przed lufam i plu to nu egzekucyjnego, m a niesam ow itą sugestię obrazu Goi” 45. Tłum ustaw iony n a niższych kondygnacjach z d w u sitron, jak gdyby spiętrzał się gestem i ruchem w stronę stojącego cen traln ie ofi­ cera, z pew nością skandując: „Stój, A d iu tan t jedzie!” Skreśleń w tej scenie nie b y ło oczywiście żadnych, za to ak cja tłu m u została rozbudow a­ n a i spotęgow ana w sposób w łaściw y Schillerow i. P rzez zrytm izow anie i plastyczną organizację gestu tłum -jedność spontanicznie utożsam iał się z K ordianem — swoim bohaterem i koryfeuszem . N astępnie Schiller dopisał (czy raczej „doinscenizow ał”) db w idow iska finał n a m uzycznym tle dysonansow o granej „W arszaw ianki” . G ru p a egzekucyjna i K ordian, stojący n a najw yższym , nadludzikm poziom ie staw ali się tylko zasty­

(12)

głym i, ciem nym i sylw etk am i n a jasnym tle horyzontu. Tłum niżej, n a czarnym tle podestu z rękam i w yciągniętym i w górę też chyba zastygał, ta k że g rały jedy n ie jasne linie w yciągniętych rąk, w skazujące w szyst­ kie scenę egzekucji (ciała w czarnych płaszczach ginęły w m roku) — a n a środek „'ludzkiego” podestu wchodziła Trzecia Osoba Prologu — Słowacki, w czerw onym płaszczu i m ówił m otto z L am bra: „Więc będę śpiew ał i dążył do kresu...” Był to rodzaj klam ry przedstaw ienia, jego „po zytyw ny p ro g ram ”, przez w prow adzenie czerw ieni — tak oszczęd­ nej w ty m przed staw ien iu — naw iązu jący do P rzygotow ania i „carm a- gnoli” n a Placu Zam kow ym . C hw yt ten był kontro w ersy jny, jednych zachw ycał, drugich raził pretensjonalnością.

Potem z dw óch stron spadały olbrzym ie sztan dary: czerw ony i biały (we Lwowie z datam i 1830 n a tle czerw onym — 1930 n a białym), spo­ w ijając ja k olbrzym ie fale w zburzonego m orza (historii?) całą scenę, a w w y k ro ju w środku statyści, wszyscy z w yciągniętym i rękam i w górę, ja k w patety czn y m pozdrow ieniu przez w ieki, stali zw róceni w praw ą

stronę na tle zachm urzonego tym razem nieba.

A poteoza jest chw ytem X IX -w iecznego tea tru , rezerw ow anym dla postaci nadludzkich. Ow a apoteoza tłu m u i jego w alki rew olucyjnej w prow adzała znów sym bolikę heroiczną w now ym ujęciu. W gruncie rzeczy rodzaj zw iązku ideowego K ordiana-koryfeusza z C hórem -ludem u m ykał praw dopodobnie uw adze widza. Zostaw ała sugestia sublim acji i h eroifikacji m as i prow adzonej przez nie w alki w yzw oleńczej, m ającej w alor ponadhisitorycznej w artości m etafizycznej. U w ażna analiza w ska­ że, że K ordian uczy się działać jaiko żołnierz pośród innych, i że tłum w osobie K o rd iana i przez niego przeżyw a swój los, swój b u n t — uczy się po żołniersku walczyć. Dla w idza p rzedstaw ienia Schillerow skiego w ażne było jed n ak w rażenie k o n tak tu z kosm iczną praw d ą życia swego n aro d u : zasady b ohaterskiej w alki poprzez m asy i z masam i.

K ordian — „w ręk u Schillera zm ienił się w etiudę rew o lucyjną Cho­ p in a i w płom ienny krzy k M ochnackiego”46 — pisał sam Schiller w „W iadom ościach L iterackich” o prem ierze lw ow skiej. A po prem ierze w arszaw skiej recenzent „E xpressu P orannego” określił ten w ieczór jako „jeden z tych, w k tó ry ch przesila się nasze życie psychiczne”, a Schillera nazw ał „g w aran tem praw idłow ego rozw oju naszej k u ltu ry ideow ej”47.

Boy sceptycznie podkreślał, że to nie inscenizacja u tw oru Słowac­ kiego1, tylko „m roczna rapsodia S chillera n a te m a t Kordiana”, często „ b a ła m u tn a ideow o” , „jed n o lita w sty lu ” . „W idz nie trzeźw ieje m iędzy obrazam i, chłonie n ark o ty k dużym i h a u sta m i”48.

(13)

— 78 —

P r z y p i s y 1 Artykuł jest fragm entem większej całości.

2 Tak było w przedstawieniu lw ow skim w 1930 r. W W arszawie w 1935 — scena była dwupoziomowa.

3 J. Kuroczycki, Inscenizacja wielkiego repertuaru w teatrach w arszawskich

w ubiegłym sezonie teatralnym . „Przegląd W spółczesny” 1937, nr 32, R. XVI, t. 60,

s. 110 (402) -127 (419). Cyt. ze strony 120 (412). 4 Tamże, s. 121 (413).

5 Analiza znaczeń obu tych „języków” — w innej części pracy.

6 O ewolucji świadomości ludzkiej od „zwierzęcej prostej świadom ości“ do „świadomości kosmicznej“ pisał Richard R. Bucke w 1901. Por. om ówienie jego książki Cosmic Consciousness. A S tudy in the Evolution of the Human Mind przez E. Fromma: Szkice z psychologii religii. Warszawa 1966.

7 W prasie łódzkiej tego czasu odnalazłem tylko wzmianki. Być może zadzia­ łał tu mechanizm, o którym pisała S. Skwarczyńska, dzienniki bały się publikowa­ nia recenzji z powodu politycznej nagonki na Schillera. Być może z czasem uda się jeszcze dotrzeć do jakichś materiałów.

8 Charakterystyczna pod tym względem jest wypow iedź Leona Chwistka 0 przedstawieniu Schillera w Zagadnieniach ku ltury ludowej w Polsce. Warszawa 1933: „Wszystko, co pamiętam z krakowskiego przedstawienia za czasów Kotarbiń­ skiego i z lektury samego Kordiana, zostawiło mi wrażenie utworu bezbarwnego 1 mdłego, zatopionego w zimnym frazesie. Tym razem stało się jasne, że mam do czynienia z ostatecznymi wyżynami poezji [...] Pom ysł Schillera polegał po prostu na tym, że całemu K ordianowi dał charakter w izji sennej.

9 Skreślenia tekstu można odtworzyć na podstawie egzemplarza, którym po­ sługiw ał się Schiller po w ojnie w 1946 r., znajdującego się w bibliotece PWST w Warszawie, sygn. 754. Prawdopodobnie w dużym stopniu odpowiadają one skreśleniom przedwojennych inscenizacji, co w w ielu wypadkach potwierdzają recenzje.

10 B. Korzeniewski, Teatr Polski. „Kordia n” Juliusza Słowackiegę, reżyseria

Leona Schillera, dekoracje i kostiumy Stanisława Jarockiego, m uzyka Romana Palestra. „Pion” z 30 XI 1935.

11 W. Kozicki, „Kordian” w inscenizacji Leona Schillera. „Słowo P olskie” z 3 XII 1930, nr 331, s. 4 - 5.

12 T. Boy-Żeleński, Premiera w Teatrze Polskim. „Kordia n” Juliusza Sło­ wackiego. „Kurier Poranny” z 7 XI 1935. Boy twierdzi, że Schiller „nie ma w ro­

bocie poczucia humoru”, upomina się o „więcej kabaretu diabelskiego”.

13 J. Gamska-Łem picka, S. Łobaczewska, „Kordian” na scenie Teatru W ie l­

kiego. „Gazeta Lwowska” nr 280 z 4 XII 1930, s. 3 - 4 .

14 Por. analizę J. Maciejewskiego, „Kordian ”, dramatyczna trylogia. Poznań.

1961.

15 We Lwow ie grała Laurę M alanowiczówna, w W arszawie Irena Borowska. 16 W. Cz. „Kordian” Juliusza Słowackiego... „Walka” 17 XI 1935.

17 W. Kozicki, op. cii.

18 We Lw owie Violettę grała Życzkowska, w W arszawie Piaskowska.

19 Niektórzy recenzenci protestowali przeciw wprowadzaniu tej „wulgarnej po­ staci”. Był to aktor charakterystyczny ekspresyjnie, prawie groteskowo w yraża­ jący konwencjonalne zgorszenie słowam i i gestem Kordiana. Papieża w e L w o­ w ie grał Palański, w Warszawie — Opalewski.

(14)

20 H. Zbierzchowski, Z teatru. „Kordian” poemat dram atyczny Juliusza Sło­

wackiego. Inscenizacja Leona Schillera. „Gazeta Poranna” z 3 XII 1930 nr 9418.

21 W egzemplarzu inscenizacyjnym (wyd. Bibl. Naród.) Schiller zakreślił sło­ w a Wstępu J. Ujejskiego: „[doktryna Mickiewicza] naród dawniej po prostu, po- żołniersku m yślący, sprowadzi na m anowce m istycznych marzeń — uśpi go ...” (s. VIII w. 22 - 23).

22 J. Kuroczycki, op. cit. Swoje niezadowolenie ze sposobu interpretacji po­ staci Kordiana kończył uwagą: „Całe przedstawienie nabrało cech taniego hurra- patriotyzm u”.

23 J. N. Miller, Teatr Polski. „Kordian” Juliusza Słowackiego... „Robotnik”

1935, nr 356.

24 Sam termin i jego treść są przedmiotem oddzielnego om ówienia w całości,, z której pochodzi niniejszy fragment.

25 J. Kuroczycki, op. cit.

26 W inscenizacji J. Kotarbińskiego w 1899 r. 27 J. Gamska-Łempicka, op. cit.

28 Por. W. Kozicki, op. cit. i W. Cz., op. cit.

29 Znaczenie tej zjawy symbolizującej m.in. imperatyw niewinności politycz­ nej om awiam w innym m iejscu pracy.

30 B. K orzeniewski, op. cit.

31 S. Łobaczewsiki, op. cit. Grany był Marsz żałobny Tadeusza Majerskiego. 33 Z. Papp, Oświetlenie sceny w dramatach Słowackiego. Lw ów 1939, s. 91. 33 W. Kozicki, op. cit.

34 J. Kuroczycki, op. cit. 35 Tamże.

36 K. Wierzyński, „Kordian” Juliusza Słowackiego (premiera w Teatrze Pol­

skim). „Gazeta Polska” z 7 XI 1935.

37 W. Kozicki, op. cit., pisze o trzech grupach wariatów. Na zdjęciu widać cztery. Por też. S. P[odhorska] Ofkołów], Z teatrów: „Kordian” Juliusza S łowac­

kiego w Teatrze Polskim. „Bluszcz” z 25 XI 1935 oraz J. Kuroczycki, op. cit.

38 Tak ujm uje sens tej sceny Kuroczycki, op. cit. 39 В. Korzeniewski, op. cit.

40 Por. przyp. 21.

41 В. Korzeniewski, op. cit,

42 W. Kozicki, op. cit: „... przez mękę bohaterstwa Kordian dojrzał [...] zrozu­ m iał zapładniającą siłę ofiary, choćby na razie daremnej”.

48 M. Sterling, Z zagadnień współczesnej plastyki. Interpretacja, nie naśladow­

nictwo. „Kurier Poranny” z 10 XII 1935.

44 J. Kuroczycki, op. cit. 45 К. Wierzyński, op. cit.

48 St. Ling [L. Schiller], D w a lata teatru Schillera w e Lwowie. „Wiadomości L i­ terackie” 1932, nr 30, s. 4.

47 (SW), K r w i więcej niż łez! Kordian-Słowacki przem ów ił znowu ze sceny.. „Express Poranny” z 6 XI 1935.

(15)

£ O CO CÖtí o Ф 0 пз N e0) CJ w С ö £ 'S ö I 1 ä

f

ö

& g ф 05 О с w OJ 'SCÖ "55 ТЗCU N U.a N C Ö U 3 T5O S -i a , o Pi 03

(16)

Cytaty

Powiązane dokumenty

o problemach na jakie natknął się polski Żyd z Lwowa chcący upamiętnić miejsca związane z historią miasta - jego rodziną.. Tablice pozwolono mu zrobić tylko w języku

Obrona odbędzie się z wykorzystaniem środków komunikacji elektronicznej zapewniających kontrolę jej przebiegu i rejestrację, w aplikacji

Obrona odbędzie się z wykorzystaniem środków komunikacji elektronicznej zapewniających kontrolę jej przebiegu i rejestrację, w aplikacji

Obrona odbędzie się z wykorzystaniem środków komunikacji elektronicznej zapewniających kontrolę jej przebiegu i rejestrację, w aplikacji Google

Obrona odbędzie się z wykorzystaniem środków komunikacji elektronicznej zapewniających kontrolę jej przebiegu i rejestrację, w aplikacji Google

Ponieważ śmierć Marii jest zabójstwem, podczas ceremonii pojawiają się osoby obce, wstrząśnięte niewinną śmiercią, a także sąsiedzi i znajomi.. Sal

Do asfaltu dodaw aliśm y parafinę i określali zm ieniające się w łasn ości asfaltu.. Jak się okazuje asfalty tw a rd e po odparafinow aniu m ają pu nkty

Prelegent przeszedł następnie do wyjaśnienia dwu form en ergii: energii położenia— pofencyal- nej (dynamicznej) i energii ruchu widzialnego — (kinetycznej), które