jV o . 5 3 (1 543).
W arszaw a, dnia
3 1g rudnia
1 9 1 1r.
T om X X X .TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A ".
W W arszaw ie: rocznic rb. 8, kw artalnie rb. 2.
Z przesyłką pocztową rocznie rb . 10, p ó łr. rb. 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W Redakcyi „W szechśw iata" i we w szystkich księgar
niach w kraju i za granicą.
R edaktor „W szechśw iata'4 przyjm uje ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A JSfe. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .
N O W A M E T O D A A N A L I Z Y C H E M I C Z N E J .
W iadom o, że podczas w y ładow ania elektryczności poprzez r u rk ę próżną (za
w ierającą resz tk i gazów), obok znan y ch promieni k a to d a łn y ch (odjem nie nałado
wanych), p ow stają także promienie elek
tryczności dod atn iej. Prom ienie te, po
dobnie j a k promienie katodalne, w polu e lektry czn em i m a g n e ty cz n e m doznają odchylenia, a z wielkości tego odchyle
n ia — je ś li u w a ż a m y wielkość ele k try c z nego ła d u n k u e le k tro n u za znaną — mo
żna obliczyć m asę cząsteczek sta n o w ią cych owe promienie. Kiedy masa czą
steczek prom ieni k a to d a łn y ch j e a t nieza
leżna od gazu, przez któ rego resz tk i w y ładow anie się odbywa, to okazało się, że m asy cząsteczek prom ieni dodatn ich w r ó ż nych gazach m a ją się do siebie, j a k cię
żary atom ow e ty c h gazów (przez k tó ry c h resztk i w y ładow anie się odbywa). Spo
strz e że n ie to j e s t stosunkowo świeżej d a ty i dopiero w osta tn ic h latach z a jm o w ano się niem bliżej. Szczególnie z n a czne zasługi położył tu z nany fizyk a n
gielski sir J. J. Thomson. On też nie
dawno tem u J) podał nową, dużo obiecu
j ą c ą metodę analizy chemicznej, op iera
j ą c ą się n a owej własności promieni elektryczności.
Dla otrz ym an ia promieni dodatnich Thomson używ a dużych r u re k i wypom powuje j e aż do bardzo niskich ciśnień.
Pod temi niskiemi ciśnieniami, j a k za
uważył, rysunki, które w y tw a r z a ją p ro m ienie dodatnie po p rzejściu przez pole e lektry czn e i m ag n e ty c z n e na fosfores- cen cyjn ym ek ra n ie wilem itowym p rz e d s ta w ia ły oddzielne parabole. W idocznie tedy w rurce znajdow ały się resz tk i ró
żnych su b sta n c y j. Istotnie parabole owe ( c h a ra k te ry z u ją ce wielkość odchylenia promieni, które j e w ytw arzają) odpow ia
dały atomowi wodoru, cząsteczce wodo
ru, atomowi helu, atomowi węgla, ato
mowi tlenu i atomowi rtęci. Jednakże e k ra n w ilem itowy nie pozostawia stałych śladów krzyw ych n a ryso w an yc h na nim przez promienie elektry czn ości dodatniej,
Por. Sir J. J. Thomson, Strahlen positiven E lek tricitat i Eine neue M ethode der chemi- schen Analyze. Jahrbuch f. R adioaktivitat u.
E lektronik 1911, zeszyt 2-gi.
834 W SZEC H SW IA T JMó 53
i dlatego d o k ła d n y pom iar ty ch k r z y w ych n a ek ra n ie t a k im j e s t u trud n io n y , Z tego powodu T h om so n z decy d ow ał się u żyw ać do ty c h celów m eto d y fo to g ra fi
cznej. Oto w k ła d a ł on p ły ty fotografi
czne wprost do r u rk i próżnej, a p ro m ie nie dodatnie r y so w a ły k rzy w e w prost n a płycie fotograficznej zam iast, j a k p rze d tem, na e k ra n ie fo sfo resc e n c y jn y m . P ł y ty fotograficzne są bardzo czułe n a te promienie, czulsze znacznie, niż e k ra n wilem itowy; krzyw e, kreślo n e przez p r o mienie, d o d a tn ie z a ry s o w y w a ły się po w yw ołaniu p ły ty fotograficznej.
J a k ju ż powiedzieliśmy, w razie obec
ności kilku s u b s ta n c y j w r u rc e Thom son o trz y m u je k rzy w e zup ełn ie oddzielne z k tó ry c h każda odpow iada innem u cię
żarowi atom ow em u. Krzyw e te tw orzą
„widmo p rom ieni d o d a tn ic h .“ Poniew aż zn am y ciężary atom owe w iększej części p ierw iastk ów , możemy w ten sposób sk onstatow ać, ja k i e p ierw ia s tk i się w r u r ce znajdują; m ożem y n a w e t zapomocą tej m etody mierzyć ciężary atom owe pier
w iastków o n ie z n a n y m d oty chczas cięża
rze atom ow ym . Metoda ta j e s t czulsza jeszcze niż analiza s p e k tr a ln a (optyczna), bo za jej pomocą możemy o d k ry w a ć g a zy w ilościach z b y t m ałych, by mogły w spektroskopie ślad j a k i uwidocznić.
I tak, Thom son zapom ocą tej m etody od k r y ł obecność helu, g d y ty m czasem w sp e k tro s k o p ie linie helu nie b yły w ca
le a wcale widoczne.
M etoda ta n ow a m a i to za sobą, że, jeśli za jej pom ocą o d k r y w a m y ja k i p ie r
w iastek , to m ożemy ze z n a cz n ą d o k ła d nością oznaczyć ciężar a tom o w y tego d ierw iastk u. Choć m etoda liczy z a le d wie kilka m iesięcy, je d n a k ż e j e s t ju ż ta k udoskonalona, że m ożem y za je j pomocą oznaczyć ciężar a tom ow y p ie r w i a s tk u g a zowego z dokładnością, nie tra c ą c n a to, w ięcej j a k 7 i 00 m ilig ra m a tej s u b stan cy i.
I n n ą zaletą tej m etod y j e s t ta, że j e s t niezależna od czystości m a te ry a łu ; je ś li m a te ry a ł j e s t zanieczyszczony, to z a n ie czyszczenia w y w o łu ją w „widmie elek-
t r y c z n e m “ sw e w ła sn e oddzielne k r z y we, niem odyfikując wcale paraboli, po
chodzącej od s u b s ta n c y i b a d a n ej, nieda-
j ą c te d y ż a dnych powodów do błędów w oznaczeniu ciężaru atom owego b a d a nego pierw iastku. Metoda ta n a d a je się szczególnie do oznaczenia ciężaru a to m o w ego emanacyj, pochodzących z s u b s t a n cyj prom ieniotw órczych i może też słu żyć do zbadania ciężaru atom owego p ro d uktów rozpadu tychże em anacyj.
Następnie k rzy w e na płycie p o w s ta ją ju ż w jednej milionowej części se k u n d y po pow staniu promieni. Jeśli się tedy w rurce odbyw a re a k c y a chemiczna, to można zapomocą tej m eto d y wykazać zarów no istnienie form przejściow ych k r ó tk o trw a ły c h , ja k o te ż i p r o d u k tu k o ń cowego; m eto d a t a pozwoli n am tedy wejrzeć bliżej w isto tę i przebieg reak- cyi chemicznej.
T hom son podaje kilka w yników tej metody. Okazuje ona przedew szystkiem , że gaz, przez któ ry przechodzi prąd e le k tryczny, j e s t czeinś bardziej skompliko- wanem , niż zbiorem j e d n a k o w y c h czą
steczek. N a w et p ierw ia ste k (gazowy) s ta j e się z pow odu przejścia przezeń p r ą du — m ieszan iną liczn ych s u b s ta n c y j.
I t a k np. tlen, przez k tó ry elektry czn ość przechodzi, j e s t m ieszanin ą n a s t ę p u j ą cych modyfikacyj tlenu:
1. Zw ykła cząsteczka tle n u 0 2.
2. Atom o b ojętn y tlenu 0.
3. Atom t le n u z ład. dodatn. O 4. A tom ,tlenu z 2 ład. dodatn. 0 - | - + - 5. Atom tlenu z ład. o d jem ny m O —.
6. Cząsteczka tle n u z ład. odjemn. 0 3— . 7. Ozon z ład un kiem d odatn im 0 3 -f-.
8. 0 6 z ład u n k ie m d o d atn im 0 6 -J~.
9. Wolne elektro ny odjem ne.
Pie rw ia s te k tlen rozkład a się zatem z powodu przejścia przezeń p r ą d u na 9 su b sta n c y j, z k tórych każda m a różne własności c h a ra k te ry s ty c z n e , a może n a w e t swe w łasne widmo (optyczne).
Podobnie wodór podczas przejścia prze
zeń prądu składa się z n a stę p u ją c y c h substancyj:
H, I I , , H + , H — , H 2+ ; azot z n astęp ujących :
N, N2, N + , N — 1— , N2+ .
J u ż te wyniki nowej m etody Thom so
na są bardzo ciekawe; z asługu je zaś ona
JYo 53 W SZEC H SW IA T 835
z tego w zględu n a szczególną uwagę, że — o ile się spodziewać można — zdoła rzucić nowe światło na przebieg przemian prom ieniotw órczych,
Dr. J . S.
T L E N , J A K O C Z Y N N I K W A R U N K U J Ą C Y P O W S T A W A N I E P Ł C I
U Z W I E R Z Ą T
W o sta tn ic h czasach OYs 18 Biolog.
C entralbl. r. b.) uczony rossyjski S. Ko- w a le w s k y ogłosił rozprawę, w której s ta r a się ro zstrz yg ną ć w ażne i tru dn e do rozw iązania zagadn ien ie o p o w staw aniu płci, opierając się n a swych własnych dośw iadczeniach, tudzież pewnych wnio
s k a ch teo re ty c z n y c h , znan y ch z p rac in
n ych badaczów, a przedew szystkiem Loe- ba i D elagea. P. K ow alew sky czyni n a jp ie rw p rzeg ląd w sz y stk ic h hypotez i teoryj, k tó re ludzkość wydała, dążąc do ro zstrz y g n ię c ia tej k w e sty i od n a j
d aw niejszych czasów, a wreszcie p rze
chodzi do lat ostatnich. Dzisiaj możemy rozróżnić trz y kierunk i śród badaczów, p rac u jąc y c h w dany m kierunku. Je dn i p rzy jm u ją , że płeć j e s t ju ż założona w sa m y ch k o m órk ach płciowych, że więc ju ż pew ne p lem niki są p red e sty n o w a n e n ie j a k o do w ytw orzen ia organizm u m ęs k ie go, inne żeńskiego; drudzy o pierają swe teo ry e na poglądzie, że decyduje co do płci m om ent i w a r u n k i zachodzące pod
czas sam ego zapłodnienia; trzecia w resz
cie g r u p a s ta r a się dowieść, że zarodek początkowo niem a płci określonej, i że dopiero w arun ki, śród ja k ic h się z n a j
dzie, w y ro k u ją o je g o własnościach płcio-
jwych. Z nam y więc doświadczenia, z któ-
jr y c h w ynika, że w razie in te n s y w n ie j
szego odżywiania larw p ew nych motyli i chrząszczy, w y tw a rz a ją się z nich sa
mice, w razie słabszego—samcy. Podług innych autorów , obniżenie te m p e ra tu ry , w której larw y żyją w pierw szych t y godniach życia, w pływ a na w y tw a rz an ie I się z nich samców i t. p. P og lą d y K.
zbliżają go do badaczów ostatniej grupy;
jpodług niego również płeć w y tw a r z a się dopiero w życiu em bryo naln em i czynni
kiem decydującym jest mniej lub więcej obfite zaopatryw anie zarodka w tlen.
K. przypomina najpierw , j a k wielkie znaczenie llen m a w życiu każdego o r
ganizmu i j a k różne okresy życia są związane bezpośrednio i uzależnione od niego; w szczególności, j a k zw iązane j e s t kształtow anie się własności płciowych głównych i drugorzędn ych z dopływem tego gazu. Dziewczęta ro zw ija ją się p o czątkowo szybciej, niż chłopcy; ró w no
cześnie większe j e s t zapotrzebow anie przez nie tlenu. Z nadejściem j e d n a k okresu dojrzałości płciowej, oddech ko biet staje się krótszy, potrzeba tle n u j e s t mniejsza, przem iana m a te ry i odbyw a się powolniej. Prowadzi to z jed n e j stro n y do grom adzenia się tłuszczu w ciele, z dru giej— nieraz do zjawisk chorobo
wych, j a k np. anemii. Inne j e s t zapo
trzebow anie tlenu przez chłopców; wraz z nadejściem dojrzałości, w zm aga się od
dychanie, w z ra sta ilość czerwonych cia
łek krwi, oddech s ta je się szybszy; s ta n taki, n ajw yraźn iejszy w lata ch 17 — 20, tr w a ju ż potem przez długi okres życia.
Stwierdzono również wielkie znaczenie tle n u dla rozwoju samego ja ja . Między innem i Loeb dowodzi, opierając się na sw ych dośw iadczeniach na j a j a c h je ż o w ców, że rozwój niezapłodnionego j a j a po w s trz y m a n y j e s t przez brak tlen u, który umożliwia w ja ju s y n te z ę b iałka (nu
kleiny). Loeb plemnikowi p rzypisuje j e dynie rolę katalizatora, pośrednika m ię dzy tlenem a n ukleiną jaja. Również do
św iadczenia Delagea u w y p u k la ją znacze
nie tlenu.
Podobnież — podług Kowalewskiego — tlen wyw iera decyd u jący wpływ na s p ra wę tworzenia się płci zarodka. Jeżeli dopływ tlenu w pierw szych okresach ży
cia jego j e s t duży, wyw ołuje to szybki podział kom órek płciowych w ob o jętnych dotąd organach płciowych i w ytw orzenie pierw szych jaj; w związku z tem i p rze mianami nastę p u je in te n sy w n ie jsz y roz
r o s t całego organizmu. Inaczej przebie
ga rozwój osobnika męskiego. Jeżeli do
pływ tlenu do ind yferen tny ch gruczołów
836 W SZEC H ŚW IA T M 53
płciowych z a ro d k a j e s t niew ielki, k o m ó r
ki gruczołu tego się nie dzielą; dopiero w okresie późniejszym o d b y w a się tu po dział i wtedy w y t w a r z a ją się w nim plemniki.
K ow alew sky opisuje n a s tę p n ie d o św iad czenia, dokonane przez siebie, n a k tó ry c h opiera głównie te o re ty c z n e wnioski. D o św iadczenia te były dw ojakiego rodzaju.
W p ierw szych chodziło o s tw ie rd z en ie , j a k a istnieje zależność m iędzy płcią z a
rodka a osłabieniem , albo też wzm oże
niem się s p ra w u tle n ia n ia w ciele m a tk i podczas ciąży. W d r u g ic h — o z b a d an ie bezpośrednio, j a k w p ły w a n a płeć po
to m stw a i jeg o ilość zm n iejszo ny albo też zw iększony dopływ tle n u do sa m y c h o rganów rozrodczych. Ażeby w yw ołać osłabienie prze m ia n o k s y d a c y jn y c h w cie
le m atki, K. stosow ał n a s tę p u ją c e m e to dy: u tru d n ia ł oddech przez z a tk n ięc ie j e dnego otw oru nosowego, co j a k dowiedli inni badacze, rzeczyw iście w p ły w a na obniżenie procesów o k sy d a c y jn y c h , albo też w prow adzał pew ną ilość alkoholu do n aczyń krw ionośnych. P ie rw sz e g o ro d zaju doświadczenia b y ły m niej p o u cza
jące, gdyż tru d no było w nich oznaczyć stopień osłabienia o d d y c h a n ia i u r e g u lo wać je. W k a ż d y m razie okazało się, że u samic z zalanym p arafiną j e d n y m o tw o rem nosa, po w iększej części n a s tę p o wało przerw anie ciąży, albo bezpłodność;
pierwsze zaś młode, urodzone po o t w a r ciu nosa, były w większości p rzy pa dk ó w płci męskiej. T a k np. sam ica królika miała z a m k n ię ty j e d e n o tw ór p rzez 6 m ie sięcy; po ty m okresie, g d y nos znowu został otworzony, w y d a ła m łode z 3 s a m ców; n a s tę p n y po m iot s k ła d a ł się ju ż z 2 samców i 2 samic; podobnież było i w i n nych razach. K. ob serw o w ał c h a r a k t e r y s ty c z n y w y p a d e k z s a m ic ą ś w in k i m o r
skiej, m ającej n ien o rm aln y oddech w s k u tek p e w n y c h c h ro niczn y ch procesów c h o robow y ch w dro gach oddechow ych. I ta również urodziła w p ierw sz y m i dru g im poriiiocie samców; po dojściu zaś dróg oddechowych do s t a n u norm alnego, w y dała 2 samców i 2 samice.
- D ru g i sposób polegał na p o dskórnem ż a strz y k iw a n iu zwierzęciu 20% roztw oru
| alkoholowego. Okazało się, że z a strzy k i- w anie raz j e d e n n a dobę n a w e t dużej da w k i (5—6 cm3), nie wyw ierało żadnego wpływu; po z a strz y k iw a n iu je d n a k dwu- k r o tn e m n a dobę dawki 2
cm stego roz
tw o ru sam ica zapłodniona rodziła sa m y c h sam ców (po 4 — 6 samców i 1 samicy w 4 doświadczeniach). Prz y te m , o k re sem de c y du ją c ym co do płci zarodka okazał się dzień 14—15 po zapłodnieniu.
K. zaobserw ow ał również fakt, że sa m iczki królików, zapłodnione w bardzo m łodym wieku, w y d a w a ły sam ców (8 do
świadczeń z 16 sam cam i i 2 samiczkam i).
Zjaw isko to tłum aczy również w taki sposób, że organizm niezupełnie jeszcze w y k s z tałc o n y w ym aga wiele tle n u do sw ego w łasnego rozwoju; w s k u te k tego zarodek o trz y m u je go mało.
Doświadczenia, polegające na dop row a
d za n iu większej ilości tle n u bezpośrednio do o rganów rozrodczych m atki, s tw ie r dziły jeszcze w yraźniej — podług K. — słuszność w ypow iedzianej tezy. W obec wzmożonego dopływ u k r w i do u t e r u s r o dziło się wogóle więcej młodych. K. opi
su je n a s tę p u ją c y w ypadek: śwince m or
skiej n a ty c h m ia s t po zapłodnieniu roz
począł z a strzy k iw a ć roztw ó r kofeiny i c h lora n u potasow ego; obiedwie te sub- s ta n c y e w y w ołują w organizm ie p r z y pływ k rw i do n e re k i do w sz y s tk ic h or
gan ów ja m y brzusznej. Sam ica t a w y dała niezw y kłą ilość młodych, bo aż sześć. W in n y c h razach badacz s t w i e r dził związek m iędzy pew nem i chorobam i ne re k i serca, a ilością i płcią młodych;
tak, samice chore na n e p h ritis lu b na prze ro st lewej kom ory serca, m iały dużo zarodków (po większej części ginęły sa
me przed urodzeniem młodych) z p rze
w agą samic; i w ty ch p rz y p a d k a c h w y m ienione choroby w a ru n k o w a ły dopływ tlenu do zarodków. Również można zna
leść związek m iędzy położeniem za ro d ków w u te r u s m atk i, a rozgałęzieniam i a rte ry j, przynoszących k r e w do tego o r
ganu. U kró lik a a rte ry e ta k się ro z g a łęziają, że najw ięcej k rw i dopływa do środ ko w ej części uteru s, i tu ta j też m o
żna znaleść s am e samice; u św inki m or
skiej najwięcej krw i dopływ a do ujścia
JSfo 53 W SZECHSW IAT 837-
tego organu, a u m yszy białej do obu końców jego — inne też j e s t stale roz
m ieszczenie zarodków w ciałach tych w sz ystk ic h zw ierząt, Kow alewsky nie u znaje w o sta tn ic h p rzyp a d k a c h możli
wości, iżby czynnikiem d e cydującym był tu ogólny dopływ pożywienia do zarod ka, a nie specyalnie tlenu; tlen j e s t j e dyny m składnikiem , k tó ry we k rw i z n a j
duje się zawsze w minimum; jeżeli więc w większości przypadków od dopływu k rw i zależy płeć zarodka, to w pływ mo
że tu mieć tylk o ilość doniesionego tlenu.
K. robił rów nież doświadczenia nad ptakam i, przy czem zwrócił u w a g ę na szczególny fakt, że podczas w ylęgania k u r c z ą t w term ostacie ta g ru p a ja je k , k tó r a z n a jd u je się bliżej drzwiczek, daje w znacznie większej ilości samice, niż pozostałe. Zjawisko to j e s t zapew ne r ó wnież w zw iązk u z dopływem tle n u do jaje k .
T ak więc wyłożona wyżej teo ry a w p ro wadza jeszcze je d e n p u n k t w idzenia na k w e sty ę p o w s ta w a n ia płci. Badacz ros- syjski n a poparcie je j przy tacza długi szereg fak tó w i w y ra ż a przekonanie, że m ylić się nie może. J e d n ak ż e , s tu d y a nad t ą sp ra w ą ju ż od szeregu lat n a g ro m adziły tyle danych, t a k różnorodnych i p rze m aw ia ją cy c h nieraz na korzyść d a n y c h hypotez, że p o trzebne są jeszcze bardzo obszerne badania, ażeby usunąć wątpliwości, k tó re teo ry a K. nasuw a.
W ka ż d y m razie ma ona to znaczenie, że w sk a z u je szereg zja w isk nowych, i z w ra ca u w agę na czynnik tak ważny, j a k tlen.
II. IU e .
O Z U Ż Y T K O W A N I U SIŁY M E C H A N I C Z N E J F A L MORSKICH.
Słońce, to je d y n e źródło niezbędnej « dla n a s energii, rozpraszając w p rzestw o
rza c h sw e promienie, posyła część ich zaledwie k u naszej planecie, a z niej dwie trzecie ty lk o docierają, pod p o s ta cią św ia tła i ciepła, pow ierzchni naszego
globu, resz ta odbija się od pyłków i cia-;
łe k drobnych, otaczającej go atm osfery i powraca znowu w p rzestrzenie m iędzy
gwiezdne.
D otarłszy do nas, en e rg ia słoneczna u lega pew n ym przem ianom . Część jej, ogrzew ając n iejednostajnie poszczególne w a rstw y powietrza, sprow adza ich p r z e suw anie się i j e s t p rzy c z y n ą wiatrów.
S k utkie m fotochemicznego rozk ła d u b e z wodnika węglowego, spowodowanego przez zieleń kom órek roślinnych, druga je j część gromadzi się pod powierzchnią ziemi w postaci w ielkich w a r s tw węgla kamiennego. In n a wreszcie, z u żyw ają
ca się n a w yparo w yw anie n iez m ie r
n y c h ilości wody i podnoszenie ich na ogromne wysokości, tw orzy źródło moto- ryczne n a tu r a ln y c h spadków wodnych.
W szystkie te rodzaje przekształconej energii słonecznej człowiek współczesny w przągł ju ż do pracy d la zaspokajania życiowych sw ych potrzeb, bądź w p o s ta ci w iatru do poruszania śm ig w iatraków, bądź w postaci w ęgla kam ienn ego do w y tw a rz a n ia [fary wodnej lub gazu, bądź też wreszcie w postaci owych spadków wody, k tó ry c h siła motoryczna, zapomo- cą silników hydro - elektry czn ych, może być przekształcona w energię e le k try czną.
T echnika dzisiejsza dokazała tu ta j r z e czywiście cudów praw dziw ych, z a g a r n ia j ą c wszystko w przerażająco-wielkie sw o j e tryby. J e d y n ie morze nie pozwoliło dotychczas wydrzeć sobie potężnej swej mocy. Lecz i tu niezm ord ow ana myśl ludzka zdołała ostatnio pierw szy uczynić wyłom. Zawiązane bowiem niedaw no w Rimini (wybrzeże A dry aty ku ), T o w a rzy stw o zuży tko w ania siły m ec h a n ic z nej fal morskich, aczkolwiek nie dało po m yślnych w yników p ra k ty c z n y c h i m u siało być zlikwidowane, pchnęło jed n a k te n problem at n a drogę bezpośrednio już dążącą do je g o rozwiązania.
W obec coraz, bardziej w zra sta ją c e g o żądania taniej siły motorycznej, proble
m a t ten m a rzeczywiście znaczenie p ie r
wszorzędne, zwłaszcza zaś dla k r a jó w ’
n ieposia d ają cy c h własnego węgla k a
m iennego i zm uszonych sprow adzać go
838 W SZECHSW IAT Ala 53
z odległych miejscowości, po w ygórówa- ny ch bardzo cenach, k tó ry c h część nie- n a jm n ie jszą s ta n o w ią w łaśnie k o szty przewozu. Do liczby takich k r a jó w n a leżą p rze d e w sz y stk ie m W łochy, które też p roblem atem ty m z a in te re s o w a ły się najwcześniej.
W ielkość sił fal m orskich, b iją c y ch b e zustan n ie w sk u w a jąc e je brzegi, j e s t w p ro st nieobliczona. W yb o je, j a k i e czy
nią w n a jtw a r d s z y c h n a w e t skałach, przekonać n a s m o g ą o te m najlepiej.
P ro s te obliczenie w ykazuje, że ciśnienie średnie, w yw ołane przez p o jed y n c z ą lalę morską, dochodzi 3 000
kgn a l to2, pod
czas zaś b u rzy doj*ć może aż do 30 000.
J a k w y k a z u je p od a n a niżej tab lic z k a Cornaglii, opiera n a dośw iadczeniach, przeprow adzonych przez niego n a w y brzeżach Oneglii (Riviera), w ielkość ta j e s t fu n k cy ą głębokości i z n a jd u je się w o d w ro tn y m do niej stosunku.
Głębokość Szybkość Ciśnienie uięooKose na gekuudę w j,g na x m t
to 8,50 to 17,13
kg2186 1
103,00 „ 9,15 „ 6237
„ 1000,00 „ 1,54 „ 117
„ 2 000,00 „ 0,42 „ 14.
Gdyby, b o ry k a ją c y się dzisiaj z ży
ciem, ubodzy m ie s z k ań c y w yb rzeży p o trafili choć w m aleńkiej ty lk o części w y drzeć m orzu n ie z m ie rn ą tę iego siłę, mo
gliby stanow czo zabezpieczyć lepszy by t w sz y stk im p rzy s z ły m swoim pokoleniom, ojczyznę zaś wzbogacić w nowe źródło energii, k tó ra w epoce współczesnej stała się p od staw ow ym w a ru n k ie m b y t u k a żdego n a ro d u ku ltu ra ln e g o .
Szybkość fal m orsk ich zależy p rze d e w szystkiem od siły w ia tru , k tó ry j e w y wołuje >), n a stę p n ie zaś od s to s u n k u ich długości do w y sokości poziomu wody.
S c o tt - Russell znalazł tu k ilk a p raw za
sadniczych:
1) Jeżeli d łu gość fali nie przew y ższa głębokości wody, szybkość j e j zależy w y łącznie p ra w ie od owej d ługości i zn a j
duje się w s to s u n k u p r o s ty m do je j p ie r w ia s tk u k w a d ra to w eg o .
i) Siia w iatru W = 1,080 ('>12 v-,
gdzie
v je s t jego szybkością.2) Jeżeli długość fali nie j e s t m n ie j
sza od ty sią c razy wziętej głębokości wody, szybkość jej zależy w yłącznie od tej ostatniej, wielkość zaś j e s t taka, j a k ą posiadałoby ciało, s p ad ające z wysokości rów nej połowie owej głębokości.
3) Dla w sz y stk ic h wielkości po śre d n ich szybkość fal może być w y p ro w a dzona tylko z ogólnego równania.
4) W ysokość fali nierozerw anej p rz e wyższyć w żad ny m razie nie może 9 —12 m etrów.
Id ąca od d alekich obszarów m o rza ku j e g o brzegom, fala w ykonyw a, t a k zw a
ny, ruch tra n s la c y jn y , to znaczy, przeno
szący się od każdej je j cząsteczki do n a stępnej, bez zm iany ich pozycyi w całej m asie wody. Na p oczątku w ysokość fali, czyli obszerność je j w ahań, j e s t dość je d n o s ta jn a , z przybliżaniem się do b rze
gów zwiększa się j e d n a k i rośnie, dopóki nie dorówna głębokości wody, zm niejsza
jąc e j się w s k u te k ciągłego podnoszenia się dna, lub też nie wyniesie trzeciej części własnej długości, a w te d y ro z ry wa się i spieniona po w raca do łona m or
skiego.
Ponadto dla każdej fali m orskiej m o
żna stw ierdzić cały jeszcze szereg n a j różnorodniejszych, krzy ż u jąc y c h się z so
bą s to k ro tn ie czynników, sta n ow ią c y ch o wyglądzie w każdej poszczególnej fa
zie jej istnienia. Do ich rzędu należy między innem i budowa dna, ponad któ- rem przepływa, p rzed ew szystk iem zaś, ta k zwane, zjaw isko interferen cy i. Pale morskie, uderzając u brzeg u w pochyłość dna, odbijają się odeń w postaci fal po
w rotnych. Otóż te, podążając w stronę przeciwną, zmniejszają odpowiednio siłę im pulsu ta m ty c h , czyli, że p ochłaniają część ich energii, k tó rą sprow adzić mo
gą n a w e t do zera.
W edłu g dośw iadczeń Cialdego fala po
w ro tn a rozprzestrzeniać się może w n i e k tó ry c h p rzy p a d k a c h specy alnych n a zna
czne bardzo odległości, zwłaszcza jeżeli, odbijając się od w ybrzeża, p o p a rta zo
s ta n ie przez prądy m orskie lub p o w ie trz
ne. N orm alnie j e d n a k odległość ta nie
p rze k ra cz a zwykłe 600 metrów'.
JSft 35 W SZEC H SW IA T 839
W e d łu g Russella n ajw ięk szą silę m e c haniczną posiadać m usi fala w chwili je j rozerw ania się, przyczem siła ta znaj
duje się w te d y w stosun k u pro sty m do jej wysokości. U w ybrzeży głębokich wód, niezabezpieczonych od działania w iatrów , dosięgnąć może ona, w owej chwili najw iększego swego napięcia,
1 7 0 0 0 kg
n a m e tr kw adratow y.
N ajdogodniejszym m omentem dla zu
ży tk o w a n ia siły mechanicznej fali m or
skiej j e s t wobec tego oczywiście chwila jej rozerw ania się, w ted y bowiem żywa je j siła, a zatem i możność w ykonania pewnej pracy, j e s t najw iększa. P o n ie
waż zjaw isko to nie j e s t ciągłe, lecz pe- ryodyczne, chodzić więc musi w. p r a k t y ce przedew szystkiem o gromadzenie w y łado w u jącej się każdorazowo energii z uw zględnieniem najkorzystniejszego w y z y s k a n ia powierzchni działania fal wciąż n a p ły w ających .
Jeżeli wyobrazim y sobie koło h y d r a u li
czne, któ re g o s k rz y d ła przeciw staw ione bę d ą działaniom ro zry w a ją c y c h się fal to każdorazowe ich uderzenie wywrze nań odpow iednie ciśnienie, powodując j e g o wirowanie. W s k u te k pewnej sze
rokości fali morskiej ciśnienie to, a za
tem i szybkość wirowania, będzie tem większe im w ięk sza będzie u leg ająca mu powierzchnia.
W y c h o d zą c z tego założenia, fab ry k a w Rimini, w y dłu ży ła odpowiednio zwykłe koło m asz y n hy d rau licz n y c h w k ie ru n k u je g o osi, s k rz y d ła zaś rozszerzyła w k ie
ru n k u promieni, o trz y m u ją c w ten spo
sób długi walec, s k ła d a jąc y się z silnego wału i przy m ocow an ych do niego p łyt m etalow ych, spojonych tarczam i krańco- w em i i poprzecznemi.
W ysokość, na jak iej umieszczono ło
żyska, m usiała być n a tu ra ln ie ła tw a do regulow ania, zależnie od wysokości fal lub też od tego, czy silnik m a się z n a j
dować w ru chu . Regulowanie zaś dłu g o ści w alca odpowiednio do zażądania siły usk ute c z n ia n o przez kom binow anie go z inne mi.
Nadto cały walec m usiał mieć pewien ciężar własny, um ożliwiający m u w chwili u derzen ia w eń fali w ytw orzenie w sobie
takiej siły żywej, k tó ra u trz y m a ć b y go mogła w r u c h u ciągłym pomiędzy dwo
m a n a stępu jącem i po sobie uderzeniam i.
Zapomocą zw ykłych transm isy j siła fal przenoszona być mogła w ten sposób na b rzeg i zużyw ana do p o ru sz a n ia j a k ie j
kolwiek m aszyny.
J a k e ś m y ju ż zaznaczyli wyżej, działa
nie fal m orskich nie j e s t ciągłe i dlate
go zadanie zu żytkow ania mechanicznej ich siły sprow adza się ostatecznie do jej gromadzenia.
Jednem z rozwiązań tego zad ania j e s t zastosowanie pompy h y draulicznej, ma
szyny, k tó ra działać może wobec najroz
m aitszych szybkości u ruch o m iającej j ą siły, każde bowiem poruszenie się tłocz
ni w chłania i ściśnia tę sam ę objętość wody. Połączywszy więc tra n s m is y ą pom
pę taką z jednej strony z opisanym wy
żej walcem hydraulicznym , z drugiej zaś z odpowiedniemi zbiornikam i wody, gro
madzić będziem y mogli siłę fal m orskich pod postacią znajdującej się pod ciśnie
niem wody. Tę o sta tn ią można ju ż s to sować dowolnie w każdej chwili i nu każdem oddaleniu od wybrzeża, zależnie od tego, czy połączymy poruszany przez nią silnik z w a rszta te m poblizkiej fa b ry ki, czy też, przekształciwszy j ą u p rze d nio w dynam o m a szy n a c h w p rąd elek
tryczny, przesłać zechcemy po drutach do odleglejszej miejscowości.
Rozumie się, że p rakty czne rozw iąza
nie tego, napozór ta k prostego, proble
m a tu na p o ty k a w technice na wielkie bardzo trudności. Pom yślność jego za
leży bowiem p rzedew szystkiem od wielu, nie w n a szy ch ręk u będących, w arunków n a tu ra ln y c h . Błędne lub niedostateczne tylko ich uw zględnienie może ju ż dopro
wadzić wobec tego całe przedsiębiorstwo do ru in y i zniweczyć w szy stk ie jego plany.
P rzedew szystkiem chodzi tu o wybór miejsca, to znaczy, o dokładne zbadanie w szystk ich właściwości opływ ającego je morza, w zależności od budow y jego brzegów i dna, pór roku i stanó w aero- logicznych. Trzeba też dokładnie obli
czyć tę siłę, jak ą m ożna będzie w przy
szłości rozporządzać. Same instalacye
840 W SZEC H S W IA T J\ls 53
o sta tn ią tu dopiero sta n o w ić m o gą in
s ta n c j ę , p am ię ta ć j e d n a k trzeba, że od ich budow y zależeć będzie w łaściwie rentow n o ść przedsięw zięcia.
J a k w y k a z a ły niep o m y śln e w y n ik i p rak ty c zn e w Rimini, d alecy je s te śm y dzisiaj jeszcze od ostatecznego rozw iąza
nia całej tej k w e s ty i i wyobrazić sobie tem bardziej nie możemy, j a k i p rze w ró t wyw ołałoby ono w prze m y śle p o w szech
nym.
Pe w n e m j e s t je d n a k , że zmieniłoby zupełnie sto s u n k i ekonomiczne n i e k t ó ry ch k ra jó w n a d m o rsk ic h , dla k tó ry c h w yem ancy po w an ie się od w ę g la k a m i e n nego sta ć się może w niedalekiej p r z y szłości k w e s ty ą życia lub śmierci.
D r. Aleksander Koltoński.
P R Z Y S T O S O W A N I E R OŚ LI N DO Ś R O D O W I S K A S U C H E G O .
W środow isku suchem , t . j . na s u ch ym gruncie i w atm osferze, z a w iera ją c e j mało wilgoci, w e g e t u ją rośliny, p rzy sto so w a n e do dan ych w a r u n k ó w życia, rośliny kse- rofitowe. Podobnie j a k h ydrofity w y k a z u ją cały s zereg najro z m a itsz y c h p r z y stosow ań do życia w odnego 1), t a k ró wnież i kseroflty przystosow ane są do zw alczania n iesp rz y ja ją c y c h w a ru n k ó w ekologicznych, w ja k i c h istnieją.
To zaś, w j a k w yso kim sto p n iu n ie s p rzy jające dla ro ślin y są te w arun k i, zrozumiemy, zw ażyw szy doniosłe z n a c z e nie wody w życiu rośliny. W oda, w sią
kając n ie u s ta n n ie przez ś c ia n y k o m ó rk o we, w pływ a n a tw orzenie się w proto- plazmie wodniczek, w p ły w a na w zrost komórki, w a r u n k u je jej naprężenie. D a lej, woda j e s t konieczn ym pośre d n ik ie m we wszelkiem p o b iera n iu pożyw ienia, we wszelkich z ja w is k a c h osmozy. Podobnie też i czynność o d d y c h a n ia rośliny oraz r eg u lo w a n ie j e j tra n s p ira c y i są zależne
!) Porów n. W szechśw iat 49 „Przystosow a
nie roślin do środow iska wodnego".
od stopnia w ilgotności środowiska, w j a kiem się roślina znajduje.
W o b e c tej ważnej roli, j a k ą w oda s p e ł
n ia w w e g e ta c y i rośliny i wobec b r a k u obfitości wody w glebie i atmosferze, otaczającej roślinę, kseroflty m uszą — rzecz n a tu r a ln a — s k rz ę tn ie pobierać i przechow yw ać wodę oraz wyziewanie z m niejszać do minimum . Nie może więc nas dziwić fakt, że w sz y stk ie p rz y s to s o w a n ia roślin kserofitow ych w d w u za
sadniczych dążą k ierunk ach: 1) w k i e ru n k u jaknajobfitszego po b iera n ia i p rz e chow yw an ia wody i 2) w k i e r u n k u o sła
bienia tra n s p ira c y i w czasie suszy.
P r z y jr z y jm y się p rzedew szystk iem przystosow aniom , dążącym do obfitego pobierania i przechow yw ania wody.
Najpospolitszą bronią kserofitów na tem polu j e s t wydłużenie korzeni. Za
pew nia to roślinie tę korzyść, że pozwala jej czerpać wodę ze znaczn ych nieraz głębokości. W ydłużone korzenie s ta n o wią ogólną niem al cechę roślin m iejsco
wości suchych, np. roślinności diun, p u s ty ń i t. p. N astępnie cechą c h a r a k te r y s ty c z n ą roślin kserofitow ych j e s t z w ię k szona liczba naczyń, co w znacznym s to pniu, j a k się samo przez się rozumie, u łatw ia c y rk u la c y ę wody.
Poza przystosow aniam i, służącem i do in te n sy w n e g o pobieran ia wody i e n e r gicznego odprow adzania jej do poszcze
gólnych części rośliny, is tn ie ją inne j e s z cze, pozw alające roślinie wodę p o b ran ą przechow yw ać. U kserofitów zn ajdujem y zbiornik i wody, k tó ry c h zupełnie b ra k u hydrofitów. Specyficzna t k a n k a , w k t ó rej w oda się zbiera, m a cienkie śc ia n k i kom órkowe, nie zawiera ciałek chlorofi
lowych, zaw iera n a to m ia st znaczne ilości wody. Ponieważ żadna w y m ia n a gazów w tk a n c e tej nie zachodzi, przeto p r z e s trz e n i m iędzykom órkowych niem a, sam e zaś kom órki są bardzo znaczn ych roz
miarów. E lastyczność ścian pozwala k o
mórce rozszerzać się, gdy w oda zostaje
przez n ią wchłonięta, i k urcz y ć się, g d y
woda ju ż j e s t w yczerpana. Gdy t k a n k a
ta k a tw o rzy się pod epiderm ą liścia, w t e
dy poza spełnianiem zasadniczej swej
czynności z a o p atry w a n ia rośliny w wo
K s
53 W SZEC H SW IA T 841
dę, chro n i j ą jeszcze dodatkowo od p r o m ieni św ie tln y c h i w ten sposób obniża tra n s p ira c y ę . Lecz tworzy się ona ró wnież i w e w n ą tr z tk a n k i zieleniowej, j a k np. u k a k tu só w lab wilczomleczów.
N ajbardziej znanych przykładów tego p rzy stosow ania d ostarczają n am rośliny gruboszow ate. Pobierają one naogół wo
dę bardzo wolno, lecz zdolne są p rzech o w yw ać znaczne jej ilości, w sk u te k czego w y k a z u ją niezw ykłą odporność wobec b raku wody.
P se u d o b u lw y storczyków - epifitów ró
wnież służą roślinie ja k o zbiorniki wody i często z a w iera ją sok kleisty. Rośliny b ulw iaste i cebulkow e w swych orga nach po dziem nych m ają nietylko zapasy żywności, lecz także zbiorniki wody, k t ó r a przeciwdziała możliwości w yschnięcia rośliny.
Oto w j a k i sposób rośliny kserofitowe walczą z n iesp rz y ja ją c e m i w a ru n k a m i istnienia, w j a k i sposób s ta r a ją się jak- najw iększe ilości w ody dla siebie pozy
skać. Lecz nie w y s ta rc z a roślinie, gdy sobie zdobędzie wodę w dostatecznej ilości, gdy n a w e t zdoła j ą przechować,—
m usi ona jeszcze podjąć w alkę przeciw in te n s y w n e m u wyziew aniu, które szcze
gólnie jej zagraża w suchem środowisku.
Pomiędzy dwiem a czynnościami ro śli
ny, pobieraniem wody a parowaniem, musi p anow ać równowaga, każde bowiem odchylenie od rówmowagi wyw ołuje n ie pożądane dla rośliny sk u tk i. Jeżeli p a row anie j e s t in te n sy w n ie jsz e aniżeli po
bieranie wody, w te d y roślina wysycha;
jeżeli, odwrotnie, pobieranie wody j e s t obfitsze od parowania, n a te n c z as roślina u leg a gniciu. U roślin kserofitowych za
chodzi n a tu ra ln ie obaw a tylko pierw sze
go wry p a d k u i przeciw tej w łaśnie ew en
tualności m u sz ą się one zabezpieczyć.
N ajbardziej ra d y k a ln y m środkiem , s ł u ż ącym do obniżenia tra n s p ira e y i u rośli
ny, j e s t zm niejszenie pow ierzchni t r a n - spiru jącej. To też naogół u kserofitów s p o ty k a m y liście wązkie, stan o w iące j a s k ra w y k o n t r a s t z szerokiemi liśćmi h y drofitów. T en sam g a tu n e k rośliny może mieć dw ojakie liście zależnie od tego, czy w e g e tu je w m iejscu wilgotnem, czy
suchem (pokrzywa pospolita, fiołek dziki, iglicznik). W iele roślin, w e g e tu ją c y ch n a pustyni, w ydaje n a p o c z ątk u pory deszczowej duże liście, później zaś liście znacznie m niejszych rozmiarów. T ra w y w czasie suszy zwijają liście, które s ta ją się wązkie, ru rk o w a te lub n itk o w ate , i w ten sposób zm niejszają w znacznej mierze powierzchnię transp irującą.
Liście kserofitów u legają też bardzo często uwstecznieniu pod względem wiel
kości. S potykam y śród nich liście ig la
ste, wyziewające daleko mniej wody, aniżeli inne, spo tyk am y liście wrzosowa- te, zwinięte i w ten sposób zabezpiecza
ją c e roślinę przed zbytniem parowaniem.
Liście roślin kserofitowych b y w a ją też często zastąpione przez ciernie, bogate w tk a n k ę twardzielową, przez k tó rą w o da bądź wcale nie p aruje, bądź też pa ru je w bardzo słabym stopniu. Dośw iad
czenia stw ierdziły, że roślina ciernista może utracić ciernie, g dy zostanio prze
niesiona na glebę, bardziej w wodę za
sobną. Cierniom przypisywano dawniej tylko rolę ochrónną wobec zwierząt, ni
szczących roślinę, lecz obecnie wiadomo, że j e s t to ich rola dodatkowa, pierw szą zaś i najw ażniejszą ich czynnością j e s t obniżanie transpiraeyi rośliny.
Dodajmy jeszcze, że kserofity o liściach iglastych posiadają własność a u to m a ty c z nego składania i rozkładania tra n sp iru - j ą c y c h powierzchni blaszek liściowych.
Po d wpływem um iark ow aneg o oświetle
nia ranneg o lub też n iejaskraw eg o św ia
tła dnia pochm urnego liście te rozchy lają się, pod wpływem zaś św ia tła sil
niejszego zbliżają się znowu wzajem do siebie, aby zapobiedz zbytniej tra n sp ira - cyi. O skuteczności tego przystosow ania ochronnego świadczy dostatecznie fakt, że rośliny o liściach iglastych, względ
nie szerokich i cienkich, mogą w e g e t o wać w najsuchszych n a w e t strefach obok roślin bezlistnych, t. j. takich, na któ
r y c h liście są w s ta n ie szczątkowym.
Do przystosow ań, polegających na zm niejszaniu powierzchni tra n sp iru jąc e j, należy też zaliczyć zrzucanie przez r o ślinę liści n a czas suszy lub n a zimę.
Tę sarnę k a te g o ry ę przystosow ań widzi
842 W SZEC H S W IAT A[ś 53
my u roślin rocznych, sta n o w ią c y c h po w ażny od se te k ro ślin ności p u s ty n i. Ro
śliny te w krótk im , je d n o lub d w u m ie sięcznym okresie p o ry deszczowej odb y w ają cały cykl w egetacyi. Kiełkują, k w itn ą i owocują, tak, że w okresie s u szy żywotność z a ch o w u ją ty lk o nasiona.
To samo powiedzieć m ożna o roślinach cebulowych i kłączowych; podczas suszy życie całe u tajo n e j e s t w o rg a n a c h p o d ziemnych, i dopiero za n a d e jś c ie m pory deszczowej ro ślin a poczyna w eg eto w ać n a nowo.
-P rz y sto so w a n ia kserofitów, o słabiające transp iracyę, p oleg a ją c z ęsto kroć też n a tem , że liście ich w y k o n y w a ją ruchy, m a ją c e n a celu reg u lo w a n ie n a tę ż e n ia światła; n a c h y la ją m ianow icie s w e b la szki pod odpowiednim k ą te m w zg lęd em promieni ś w ie tln y c h , by o trz y m y w a ć mniej św ia tła i w ten sposób osłabić wyziewanie.
Biały, szary lub s re b r z y s ty puch, u tw o rzony z o ddzieln ych bądź j e d w a b is ty c h , bądź w e łn isty c h włosków, s ta n o w i cechę niem al c h a r a k te r y s ty c z n ą dla roślinności kserofitowej. Nie j e s t to oczywiście t r a fem, lecz je d n e m więcej p rz y sto so w a n ie m roślin do n iep rz y c h y ln y c h w a ru n k ó w i s t nienia, włoski bowiem w p ły w a ją h a m u jąc o na proces tra n s p ira c y i. Liście i ł u ski, p o kry w a ją c e w ierzchołki w zrostu czy to łodygi, czy gałęzi, c h ro n ią m ło dziutkie pędy od in te n sy w n e g o św iatła,
jtem sam em więc od zbytnieg o w y z ie w a nia. Te sam e usług i o d d a ją m łodym czę- ! ściom rośliny zwiędłe liście, p ozostające na łodygach.
W zg lę d n a g ru b o ść k u ty k u li j e s t Leż n a d e r ważnym c z ynnikiem , w z m a g a j ą cym lub obn iżający m proces tra n s p ir a - ; cyi. Zgóry spodziewać się m ożna, że kseroflty, n iem a ją c e w g o sp o d a rc e swej
jb y najm n iej n a d m i a r u w ody, zao p atrzo n e są w k u ty k u lę g ru b ą, słabo p rz e p u s z czalną. I ta k też j e s t w istocie rzeczy.
Co więcej, ro ślin y kserofitow e za n a d e j
ściem suchej pory ro k u c z ęsto k ro ć w y dzielają n a pow ierzchn i liści wosk, ż y wicę lub śluz, aby ob n iży ć proces w y ziewania, a n iek ie d y u c ie k a ją się n a w e t do w yd zielan ia soli k u c h e n n e j, żeby za
jej pomocą pochłonąć nieco wilgoci z po
w ietrza.
W yziew anie je d n a k odbyw a się n i e t y l ko przez ku ty k u lę , lecz także, a w łaści
wie p rzedew szystk iem przez szparki od
dechowe; p r z y jrz y jm y się więc i im zko- lei i zobaczmy, czy i one u leg a ją ja k im przystosowaniom .
Wiadomo, że organy te s k ła d a ją się z dw u kom órek, k tóre p rz y le g a ją do sie
bie i pozostawia pom iędzy sobą wolną szczelinę. Przez szczelinę tę powietrze zew nętrzne może się w miarę potrzeby d o sta w ać do przestrzeni m iędzykom órko
w ych, a s tą d i do komórek, zaw iera ją cych ciałka zieleni, i p o d trzy m yw ać w y m ianę gazów pomiędzy rośliną a otocze
niem. S zparki oddechowe przez samę s w ą budowę i zdolność w y k o n y w a n ia r u chów są znakomicie p rzystosow ane do regu low ania czynności tran sp ira cy jn e j.
Szparki z a m y k a ją się, gdy roślinie grozi zbytnie wyziewanie, i o tw ie ra ją się, gdy n iebezpieczeń stw a tego ju ż niema. J e s t to niezw ykle ciekaw e zjaw isko samore- gulacyi.
Ilość szparek oddechowych znajduje się w ścisłej zależności od c h a ra k te ru środow iska, w ja k i e m d a n a ro ślina we
g e tu je . Im otoczenie rośliny mniej j e s t w wilgoć zasobne, im bardziej j e s t s u che, tem mniej liczne są szparki odde
chowe. Różnice te u w y d a tn ia ją się w spo
sób bardzo wyraźny, gdy porów nyw am y g a tu n k i pokrew ne, istn ieją ce w odm ien
n ych pod względem wilgotności w a r u n kach.
Z redukow anie ilości szparek oddecho
wych u roślin kserofit.ych nie j e s t j e dnak że jed y n e m n a tem polu p rz y s to s o w aniem , m ającem chronić kseroflty od n a d m ie rn e g o wyziewania. I samo poło
żenie istn ieją cy c h tu szp are k oddecho
w ych również w p ływ a na obniżenie t r a n spiracyi. Bardzo często szparki oddecho
we znajdują się niżej poziomu liścia, t. j . leżą w zagłębieniach, form u jący ch t. zw.
przedsionki szparek. U t r a w s te p ow ych
sz p ark i znów mieszczą się wyłącznie
w podłużnych brózdach, prze bieg a ją cyc h
przez całą powierzchnię liści.
J\Ó 53 W SZECHSW IAT
Rośliny kserofitowe i we wzroście swym i w sposobie rozgałęziania się również w y k a z u ją często przystosow ania ochron
ne przeciw zb y tn ie m u wyziewaniu. P ę dy o k ró tk ic h między węźlach, gęste roz
gałęzienia, w zrost d a rn is ty — oto dalsze sposoby zabezpieczania się roślin od n a z b y t wielkiej u t r a t y wody.
W idzim y zatem , że długotrw ale p rzy stosow yw anie się do środowiska, w j a kiem dana roślina w egetuje, w y ra b ia p e w n ą an a to m ic z n ą i morfologiczną jej or- ganizacyę, k tó ra się n astępnie na zasa
dzie p ra w a dziedziczności u trw ala i po
zwala roślinie w egetow ać w w a ru n k a c h zgoła n a w e t dla w e ge tac yi n iep rz y ch y l
nych.
J. B.
(W edług la N aturę).
S P R A W O Z D A N I E .
Z. Mysłakowski. 0. W a le ry a n Magni i k o n tro w e rs y a w sprawie odkrycia pró
żni (1638— 1648). Str. 55. Nakł. Akademii Um iejętności. Kraków, 1911.
Jednem pochwalić się mogą nasze czasy:
gorliwością, z jaką zabrały się do przeszło
ści naukowej polskiej, dotychczas t a k b a r
dzo mało nam znanej. Ruch to niedawny jeszcze i niewielu dotąd liczy pracowników, ale już i to, co w tej chwili mamy gotowe
go, je st plonem bogatym a zarazem wska
zówką i bodźcem do dalszej pracy.
W
samej rzeczy — dość wspomnieć studya d-ra Bielińskiego, wydawnictwa z okazyi pięć- setlecia Akademii Jagiellońskiej, publikacye prof. Birkenmajera, prof. Wrzoska, oddzielne monografie prof. Zawidzkiego i wielu innych, żeby uznać prawdę słów powyższych. N a j
większe jednak znaczenie przypisać należy temu, że ruch ten napewno nie jest obja
wem przemijającym: świadczy za tem pod- jęcie przez Akademię stałej pracy nad hi- storyą n auk w Polsce, a w równym sto
pniu — to, że młodsi autorowie zaczynają niedwuznacznie powoływać się na swoich kierowników, przyznając się do ich szkoły.
Każda nowa publikacya z zakresu histo- ryi n auk w Polsce, zwłaszcza dla ludzi s ta r
szych, w studyach historycznych specj alnie niezagłębionych, jest poniekąd nowem obja
wieniem. Czyż bowiem nie uczono nas w czasach szkolnych, że wiek XVII w Pol- ;
sce, to okres upadku nauk i literatury, że, jeżeli nawet umysły żywsze i oświoeono ukazywały się jeszcze od czasu do czasu, to tylko jako zjawiska oddzielne na tle ogól
nej najczarniejszej ciemności. Jakże inaczej przedstawia się to społeozeństwo polskie, gdy czytamy niewypowiedzianie ciekawą rozprawę p. Mysłakowskiego. Sama jej treść fachowa jest pełna najbardziej zajmujących szczegółów. Dla nas, przyrodników dzisiej
szych, pojęcie próżni jest tak, powiodzieć można, banalnie elementarne, że pewnego wysiłku potrzebujemy, żeby zrozumieć, jak ono trudnem, wprost niedostępnem wyda
wało się dla umysłów scholastycznie wy
kształconych, dla których zasadą naczelną było: „Vade via veterum , nora non vetus orbita fallit“, jak to właśnie z raoyi do
świadczeń nad próżnią wyraził Brożek, j e den z najświatlejszych Polaków w XVII w.
Powtórzyć treść rozprawy p. Mysłakow
skiego, zatrudne to zadanie: Musiałbym prze
drukować ją dosłownie, t a k dalece cieka- wem i ważnem wydaje mi się wszystko, oo t u spotykam. Zanotować tylko mogę fakty następujące: Doświadozenie Torricellego było wykonane we Florencyi w r. 1645. W lipcu 1647 r. na zamku warszawskim, w obecno
ści Władysława IV, jego rodziny, dworu i dostojników państwa, toż samo doświad
czenie z odpowi6dniemi objaśnieniami prze
prowadził O. Waleryan Magni, który też wydał opis samego doświadczenia, dołącza
jąc dowodzenie rzeczywistej możliwości pró
żni wbrew wierzeniom scholastyków. Ma
gni, kapucyn włoski, człowiek wysoko i wszechstronnie wykształcony, w Polsce mieszkał przez lat 10 i prowadził wiele spraw dyplomatycznych. Był nieprzyjacie
lem, powiedzieć można — prześladowcą je
zuitów i odważnym krytykiem filozofii scho- lastycznej. Był także głęboko wykształco
ny w naukach fizycznych. Magni jakoby o pracach Torricellego nie wiedział i samo
dzielnie, na podstawie pism Galileusza zna
lazł drogę doświadczalnego osiągnięcia pró
żni. Czy. ta k było w istocie—niezbicie do
wieść nie udało się p. Mysłakowskiemu, znalazł jednak wiele dowodów przemawia
jących za wysokiem tego prawdopodobień
stwem. Dla nas nie ten ostatni wzgląd jest w danej chwili najważniejszy. Nam idzie o to, że działalność naukowa Magniego p o trafiła w Polsce XVII-ego wieku wywołać żywy ru c h umysłów, że miała za następst-
| wo obfitą wymianę korespondencyi między samym Magniin i świadkami jego doświad
czeń z jednej strony, a takimi naczelnymi przedstawicielami nauk ścisłych, jak Pascal, Mersenne, Robeiwal — z drugiej. W kores
pondencyi tej żywy udział miał i sam W ła
dysław IV ,. w owym czasie już u schyłku
844 W SZEC H SW IA T JM® 53
życia będący a strudzony zapewne i całem tak bogatem w wypadki swem życiem i rządami Rzeczypospolitej.
Nie byliśmy w owych czasach kopciusz
kiem E u ro p y ani w politycznym ani w n a ukowym względzie. P am iętajm yż o tem nie po to, żeby chlubić się blaskiem sławy, okrywającej świętą pamięć naddziadów, ale—
żeby tej pamięci nietylko ujm y nie p r z y nieść, lecz, przeciwnie, dodać świetności wszechstronnej.
Żeby ta myśl przyjęła się u nas i u t r w a liła, redakcya Wszechświata życzy swym czytelnikom z Nowym Rokiem 1912.
Zn.
Kalendarzyk astronom iczny na styczeń r. 1912.
Morkury, jak zwykle, będzie niewidoczny.
Wyprzedza on słońce i 16-go będzie w naj- większem odchyleniu zachodniem, 23,°8, lecz dużo zboczenie południowe trzy m a go w u k ryc iu przed nami.
Wenus jest jutrze n k ą. Przybliżając się pozornie do sloi'ica, wschodzi coraz później, 0 godz. 4V2 rano na początku i o 5V2 ra no— w końcu miisiąca. W dniu 9-ym mija Jowisza, podążającego również na wschód, ale wolniej, przechodzi przy tem w odle
głości 1V2 stopnia ku północy. Ciekawe to polączenio obserwowane być może tylko nad ranem.
Mars w początkach miesiąca, prawie że stoi na niebie, j a k b y dla nabrania t c h u do zmiany k ie ru n k u swej drogi na niebie; po
ruszać się będzie na wschód pomiędzy gwia
zdami, zrazu wolno, później, rozpędzając się, coraz to prędzej. Złotawa ta planeta pierw szej wielkości upiększa gwiazdozbiór Byka 1 wciąż znajduje się w sąsiedztwie gromadki Plejad. Wieczorami świeci wysoko na nie
bie w pobliżu południka, zachodzi zaś późną nocą. Mars oddala się od ziemi i skutkiem tego blask jego wyraźnie maleje.
Jowisz widocznyr jest, ja k Wenus, na nie
bie porannem, wschodzi coraz wcześniej, w końcu miesiąca o 4-ej rano.
S atu rn w ciągu miesiąca mało bardzo zmienia swo położenie na niebie, gdyż w pierwszej jego połowie posuwa się zwolna wstecz, w drugiej zaś połowie wprost. Prze bywa w gwiazdozbiorze Barana, niezbyt d a leko na zachód od Marsa, lecz niżej od nie
go. Pełnia księżyca 4-go stycznia. 28-go księżyc zakryje Marsa, ale zjawisko to nie będzie u nas już widoczne, nastąpi bowiem wkrótce po zajściu planety. Zasługuje na uwagę bardzo wysokie położenie księżyca
na niebie, podczas pełni, które tłum aczy się tem, że węzeł wstępny drogi księżyca zbie
ga się obecnie prawie z węzłem wstępnym ekliptyki na równiku.
T. B.
K O M 1 S Y A F J Z Y O G R A F I C Z N A P O L . T O W . K R A J O Z N A W C Z E G O .
Dnia 15 b. m. odbyło się pod przewod
nictwem pana J . Lewińskiego posiedzenie Komisyi Fizyograficznej Polskiego Tow a
rzystw a Krajoznawczego. Po załatwieniu spraw bieżących wygłoszono następujące referaty:
P. L. Krzywicki. Piłkalnie litewskie w świe
tle m ateryału kopalnego.
P. St. Lencewicz. W sprawie ujednostaj
nienia terminologii geograficznej jednostek adm inistracyjnych kraju.
Po wyczerpującej dyskusyi, wywołanej przez ten referat, Komisya przyjęła jedno
głośnie i postanowiła opublikować n astęp u jący wniosek:
„Wobec tego, że term in „ziemia" ma ści
śle określono znaczenie historyczne i etn o graficzne, Komisya Fizyograficzna uznaje używanie tego term inu na oznaczenie g u berni lub powiatu za nieuzasadnione, zaró
wno z p u n k tu widzenia historyi j a k i ge
ografii i uważa, że nom enklatura geografi
czna miejscowości winna być oparta na obecnym podziale adm inistracyjnym ".
(Zgoda — o ile chodzi o ścisłe oznaczenie miejscowośoi. Ale przecież bardzo często się zdarza, że przytaczamy nazwy miast lub wsi wprost dla informacyi raczej ogólniko
wej niż ścisłej i tylko dla uniknięoia zamie
szania podajemy wskazówkę, w jakiej oko
licy dana miejscowość się znajduje, co naw et bywa niezbędne z powodu częstego pow ta
rzania się tych nazw w różnych stronach kraju. T u często bardzo wyraz „ziemia"
nie odpowiada nawet współczesnemu podzia
łowi administracyjnemu, a bywa może do
godniejszy, a może tylko przyjemniejszy w użyoiu. Nie będziemy zapewne odna
wiali takich nom enklatur adm inistracyjnych z odległej przeszłości, ja k „ziemia dobrzyń
ska*, ale nie widzimy racyi sprzeciwiania się tem u, żeby ktoś nie użył zwrotu „Mińsk w ziemi mazowieckiej“ albo „Brześć w zie
mi kujawskiej". Przypisek redakcyi).
M 53 W SZECHSW IAT 845
Spis książek i broszur, nadesłanych do red.
W szechśw iata w IV kw artale r. 1911.
Abram owicz E. Badania doświadczalne nad pamięcią. Tom II. Str. 149. W arszawa, 1911.
Arrhenius S vante. Obraz w szechśw iata w dzio- jach ludzkości. Tłum. L. Brauner. Str. 167. Łódź,
Lw ów , W arszawo, 1911.
G ałecki Antoni dr. Studya nad koagulacyą hydrosolu złota. Odb. z Chemika Polskiego.
Str. 16. W arszaw a 1911.
Holleman A. F. Podręcznik chemii organicznej.
Tłum. K. Sław iński i F. Pytasz. Str. 517. W ar
szawa, 1911.
Huxley Tom asz H. Zasady fizyologii, opraco
wanie d-ra J. Rosenthala. Tłum. dr. Adam Lan- de. Str. 490. W arszawa, 1912.
Kraiński N. dr. E nergetyka organizmu ży
wego ze stanowiska współczesnych teoryj fi.
zyczno-chemicznych. Dodatek do protokułów Tow. Lekarskiego wileńskiego (porossyjsku), Str. 43. Mińsk lit., 1911.
Księga pam iątkow a ku uczczeniu 30-letniej działalności naukowej i piśmienniczej prof. dr.
Józefa Nusbauma-Hilarowicza. W ydana stara
niem uczniów. Str. 306, tablice. Lwów, 1911.
Lampe W. d r. Prace ś. p. St. Kostaneckiego.
Odb. z Chem ikapolskiego. Str. 25. Warszawa, 1911.
Lutosław ski Jan. Szkoły rolnicze średnie (tyj), organizacya). Str. 27. W arszawa, 1911.
M ysłakow ski Z. O. W aleryan Magni i kontro- w ersya w sprawie odkrycia próżni (1638—1648).
Odb. z Rozpraw W yd. mat.-przyr, Akad. Um.
Str. 55. Kraków , 1911.
Newcomb Szymon. Astronomia dla wszystkich.
Tłum. E. Merecki. Str. 373. W arszawa, 1912.
Ochorowicz Julian. Układ genetyczny pier
w iastków . Str. 36 i tablico. Cieszyn i W arsza
wa, 1911.
Pam iętnik Tow. Miłośników przyrody z r.
1010(11. Str. 31. W arszewa, 1911.
Pomaski Aleksander. Ciała cukrowe, monogra
fia do użytku cukrowników. Str. 144. W ar
szawa, 1911.
Sterling Stefan dr. B eitrage zur Histologie der Leber bei SSugern. Odb. z Archiv fiir Anat.
u Physiol, Str. 57—64. Berlin, 1911.
Program Szkoły Politechnicznej we Lwowie na r. naukowy 1911/12. Str. 126. Lwów. 1911.
Przem yski Kazim ierz. U w aga o nowem miejscu w ystępow ania „fauny z Pikerm i“ w okolicach m. Odessy (porossyjskn). Str. 14. Odess8, 1911.
Raabe H enryk. Amoebidium parasiticum Cienk.
Odb. ze sprawozd. Tow. Naukowego w arszaw skiego.'Część 1, str. 229—252; część II, str. 252—
263. W arszaw a, 1911.
Schramm Julian prof. dr. Podręcznik analizy chemicznej jakościowej (wyd. czwarte, uzupeł
nione przez prof. L. Brunera). Str. 279 i tablica.
Kraków i W arszaw a, 1912.
Sprawozdanie K om itetu Tow. Biblioteki pu
blicznej im. H. Łopacińskiego (w Lublinie). Str. 23.
Lublin, 1911.
Sprawozdanie z działalności Stow. Kobiet polskich. Str. 31. W arszawa, 1911.
Sprawozdanie z działalności Sieci meteorolo
gicznej warszawskiej. Str. 32. W arszawa, 1911.
Trzebiński Józef dr. Najnowsze postępy w dzie
dzinie fitopatologii. Odb. z „Akad. w ykładów rol
niczych W ydziału dośw. naukowego O. T. II.“
Str. 52--107. W arszawa, 1911.
Trzebiński Józef dr. Przyczynek do znajomości flory w gub. kowieńskiej. Flora Łotow ian i oko
lic. Str. 48. Bez daty i miejsca dzioln.
Tuugutt S tanisław Józef. Przyczynek do mikro- chemii dolomitów w yżyny kielecko-sandomier- skiej. Odb. z Kosmosu. Str. 409—417. Lwów, 1911.
Thugutt S t. J. O alofanoidach. Odb. ze spra
wozd. Tow. Naukowego warsz. Str. 222 — 228.
W arszawa, 1911.
Thugutt St. J. Ueber motameren Natrolith.
Odb. z C entralblatt f. Min. Geol.u. Palaont. Str.
405—411. S tu ttg art, 1911.
U staw a Towarzystwa Biblioteki publicznej im. H ieronim a Łopacińskiego w Lublinie. Str. 15.
Lublin, 1911.
W rzosek Adam. Ludwik Bierkowski, monogra
fia. Str. 179. Kraków, 1911.
Zahorski Bohdan dr. O formach współżycia płciowego ze stanowiska socyologicznego. Str. 37.
K raków i W arszawa, 1911.
K R O N I K A NAUKOWA.
S ztuczne odm ładzanie hodow li tk a n e k . Aleksy Carrel przedstawia w JNe 31 O. R.
de la Soo. de Biol. zasadg metody, która ma na celu odmłodzenie hodowanych t k a nek. Długowieczność hodowli tkanek jest naogół bardzo ograniczona. Po upły wio 3— 15 dni wzrost ich staje się powolniejszy, p o czerń zatrzymuje sig zupełnie. Ta starczość hodowli może jednak być rezultatem przy
czyn nieistotnych, jak np, nagromadzenia produktów rozkładu w łonie hodowli i wy
czerpania środowiska; usuwając te przyczy
ny możnaby odnowić starzejące sig tkanki i przedłużyć ich życie czynne — poza orga
nizmem. W tym celu zapomocą ostrego noża zdziera sig fragment plazmy ścigtej, zawierającej tkankg pierw otną i nowe ko