M 21. Warszawa, d. 21 marca 1897 r. Tom XVI.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".' W W arszaw ie: rocznie rs.
8, kw artalnie rs.
1Z przesyłfffl pocztow ą: roczpie rs.
1 0, półrocznie rs.
5--- r* ' -- ---
P renum erow ać można w R edakcyi „W szechśw iata*
i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią P anow ie:
D eike K., D ickstein S., H o y er H., Jurkiew icz K ., K w ietniew ski W l., Kram sztyk S., M orozewicz J., N a- tanson J., Sztolcm an J., Trzciński W. i W róblew ski W.
A dres Eeęa.a&c^i^SZra-lso-wslrie-^rzeca.m.Ieście, 3STr 66.
^ % ________________
O R Ł Y.
* %
Nie m ożna się dziwić; źe orzeł imponował t człowiekowi ód niepam iętnych czasów: w iel
kością—przynajm niej pozorną—przewyższa wszystkie ptaki E u ropy i Azyi; tylko Jed e n sęp może mu pod tym względem dorównać, lecz sęp je st,p ta k ie m o niskie!* instynktach, trudno mu więc rywalizować #ę=>§śSem p ta ków, lub z ptakiem królewskim^ncTmoźna go i ta k i owak nazywać. A trzeba widzieć po
tężny lot tego ptaka, ja k kilku uderzeniam i skrzydeł odbija się zrazu ku górze, aby wzle- cieć nieco, a potem zataczając kręgi wznosi się wyżej i wyżej aź po2if"igranice wzroku ludzkiego, nie uderzywszy ani ra zu skrzyd
łam i. A to jego zuchwalstwo, z jakiem rz u ca się n a zdobycz swoję, nieraz na zw ierzęta większe od siebie kilkakroć; często wobec człowieka, który bezsilnym się czuje przy tym władcy przestrzeni. J e s t niewątpliwie szalana poezya*. w tym ptaku, czy to w jego kształtach potężnych, czy w jego ruchacŁ pełnyeh m ajestat* , czy w szybkości*i śm iało
ści napadu. A ponieważ w zwyczaju ludz
kim leży potęgowanie wszelkich — czy to złych czy dobrych stron, więc też i w danym przypadku rzeczywistość p o parta przez wyo-
•' braźni^ wytworzyła w umyśle naszym dziw
nie potężne pojęcie, przywiązane do wyrazu
„orzeł”, czyniąc niejako pomimowoli i bez
spornie p tak a tego królem całego świata pierzastego; bezspornie—powiedziałem —bo wszędy, *gdzie orzeł rozpostarł swe panow a
nie, czy to na starym , czy na nowym lądzie, wszędzie on jeden okrzyczany został królem wszelakiego p tastw a i s ta ł się niejako god
łem potęgi.
J u ż starożytni persowie używali zło tych orłów a a s^ych pikach, zastępujących w owych czasach sztandary. N astępnie rzy- m iihie, którzy przedteln używali ja k o godła w i|zk i siana, a następnie wyobrażenia głów wilka, konia, dzika lub M in o tau ra— od cza-
♦“sów M aryusza używ ają na swych sztan d a
rach orłów królewskich. Z a ich przykładem idzia A u stry a i Prusy. Założyciel Polski, L ech, znalazłszy gniazdo z orlętam i na miejscu wybranem pod swą stolicę, przyjm u
je orła do herbu państw a. Rossya czyni toż
samo. Wreszcie w nowszych czasach orła
wprowadził chwilowo do herbu F ran cy i ten,
k tóry sam ja k orzeł przez la t piętnaście k r ą
żył nad E urop ą, aby potem z połam anem i
178 WSZECHS WIAT Nr 12.
skrzydłam i zginąć na pustej skale wśród Oceanu,.
P ió ra orle w najodleglejszych czasach i w najodleglejszych krajach stanowiły u lu
bioną ozdobę wojowników. Mongołowie ce
nią nadzwyczaj orle pióra, zdobią niemi swe strz a ły i przynoszą w ofierze bogom. W szys
cy indyanie A m eryki północnej używ ają piór orlich do u b rania głowy, znacząc niemi ilość zabitych nieprzyjaciół. W reszcie świeżo przekonać się m ogłem , że wspaniałe skrzyd
ła , jakiem i b u sary a polska zdobiła swe p a n cerze, wyłącznie składały się z pierwszo- i drugorzędnych lotek orła.
T a k więc wszędzie i zawsze widzimy p e
wien rodzaj kultu dla tego wspaniałego p ta ka. P oznajm y go lepiej, bo w art tego, cho
ciaż straci może na uroku przy bliższem po
znaniu, ja k tra c ą nieraz wielcy ludzie, gdy im się zbliska przyglądam y.
O rły stanow ią wielką podrodzinę (A ąuili- nae) w rodzinie sokołów (Falconidae); rożni je d n a k uczeni różnej objętości ram ki zakreś
la ją tej podrodzinie i gdy np. angielski o rn i
tolog S harp e w niedawno wydanym I-ym tom ie katalogów B ritish M useum n a p o d sta
wie budowy skoku (tarsus) wprowadza do niej mnóstwo ptaków , mało wspólnych cech z orłam i m ających, ja k np. kanie, daw niejsi ornitologowie w łączają tylko do niej orły właściwe (A ąuilae), dalej bieliki (H aliaeti) oraz niektóre formy egzotyczne, m ające skok upierzony aż po same palce, ja k np.
Spizaetus, L ophoaetus i inne. Będziemy się trzym ali tego ostatniego system u i zacznie
m y od orłów właściwych.
G ru p a orłów właściwych (A ąuiłae) obej
m uje p tak i różnej wielkości, poczynając od wielkości myszołowa, aż do wielkości sępa.
W szystkie jed n ak odznaczają się silną budo wą ciała i bardzo rozwiniętemi skrzydłam i, w których lotki drugorzędne są stosunkowo długie i szerokie, co pozwala ptakowi przez dłuższy czas unosić się w powietrzu bez od poczynku. Ogon o rła je s t średniej długości
i równo ścięty. Ł atw o też o rła poznać w lo
cie po długich i szerokich skrzydłach i po stosunkowo krótkim i równo ściętym ogonie.
N ogi orłów właściwych są niezwykle silne i upierzone aż po sam e palce; pazury bardzo długie, mocno zakrzywione i niezwykle ostre;
obok silnego i hakow atego dzioba jestto broń
straszn a, której nie mogą się naw et oprzeć
| mniejsze ssące drapieżne, ja k lis lub kuna,, mimo swej siły i zręczności. Upierzenie o r
łów je s t sztywne i bardzo ścisłe; c h a ra k te rystyczną cechą są wąskie językow ate pióraY tw orzące n a tyle głowy i na karku rodzaj czuba.
Jeż eli odrzucimy podrodznj N isaetus, do któ reg o S harpe między innem i w łącza na szego orła k arzełk a (N isaetus pennatus)-, a przyjm iem y tylko rodzaj A ąuila, to w obecnym stanie nauki liczy on od 14 do 16 gatunków. Liczbę tę podajem y n ieu sta
loną dla tej przyczyny, że nie wszyscy uczeni zgadzają się na przyjęcie niektórych g a tu n ków. T ak np. wspominany kilkakrotnie S h arpe odrzuca samodzielność g atu n k u o rła zysa (A ąuila chrysaetus), a przyłącza go do g atu n k u o rła przedniego (A ąu ila fulva), lecz n a zasadzie p raw a pierw szeństwa znosi tg o statn ią nazwę a utrzym uje nazwę A ą u ila chrysaetus. T enże sam uczony uw aża—
i nie bez racyi— gatunek orlika grubodziobe- go (A . clanga) za p odgatunek orlika zwy
czajnego (A. naevia, lub ja k chce S harpe A . m aculata). P rzytaczam zdanie S h a rp a dla tej racyi, że w obecnej chwili d la wielu ornitologów nom enklatura, przy jęta w k a ta logach M uzeum brytańskiego, stała się nie
jak o obowiązkową, co zresztą ma tę d o b rą stronę, że prowadzi do ujednostajnienia nazw zoologicznych i wybrnięcia ra z przecie z uciąż
liwej i zawikłanej synonimiki.
R odzaj A ą u ila w tych ram ach, jakieśm y przed chwilą przyjęli, je st praw ie kosm opoli
tycznym , zam ieszkuje bowiem całą E urop ę, Azyą i A frykę, dalej A u stra lią i Amerykę, północną po M eksyk. Jedynie więc nie spo
tykam y go w A m eryce południowej i w Poli- nezyi.
Z pomiędzy 14 czy 16 znanych gatunków
| ro dzaju A ą u ila— k raj nasz zamieszkuje 6—
jeżeli przyjm iem y dawniejszy a nie szarpow- ski system , a mianowicie orzeł przedni (A ąui
la fulva), orzeł zys (A . chrysaetus), orlik cesarski (A. heliaca, niewłaściwie dotychczas
| nazywany A. im perialis), orlik zwyczajny (A .
! naevia), orlik grubodzioby (A. clanga) i orzeł
! karzełek, lub w łochaty (A . pennata).
O rzeł przedni (A . fulva) należy do n ajp o tężniejszych ptaków naszego k raju , m a bo
wiem od końca do końca rozłożonych skrzy-
N r 12.
deł 2,07 m '). U barw ienie jego je s t dość zmienne, najczęściej jed n ak spotykane są, osobniki koloru, ciemno-brunatnego, niekiedy graniczącego z czarniawym. N a piersiach przebijają mniej lub więcej białe nasady piór.
Część tylna głowy i k ark są pokryte zwykle jasno-płowemi lub rudaw em i piórkam i. D ol
na część upierzonego skoku je s t plowo-biała lub czysto biała. L otki są b ru n a tn a wo- czarne. Ogon w połowie nasadowej biały, ku końcowi czarny. Tęcza je s t jasno-bru- natna, woskówka i palce żółte, dziób modro- popielaty ku końcowi czarny.
Orzeł ten posiada bardzo szerokie roz
mieszczenie geograficzne, zam ieszkuje bo
wiem całą E uropę, prawie ca łą Azyą (z wy
jątkiem , ja k się zdaje, południowych Chin i Indo-Chin), wreszcie A m erykę północną po Meksyk.
Bardzo do niego zbliżony je s t orzeł zys (A. cbrysaetus), ważną jed n ak cechą, d ając ą odróżnić zysa od o rła przedniego, je s t szary kolor czarnym m arm urkow any na wewnętrz
nych chorągiewkach lotek pierwszo- i d ru g o rzędnych, gdy m iejsca te u orła przedniego są czysto białe. N a d to zys zam iast czysto białej nasadowej połowy ogona p o s ia d a ją szarą z ciemnem m arm urkow aniem .— J a k to powiedzieliśmy wyżej, niektórzy ornitologo
wie uw ażają cechy te za niew ystarczające i łączą zysa z orłem przednim .
Zys posiada, ja k się zdaje, rejon rozm iesz
czenia daleko bardziej ograniczony, gdyż w e
dług prof. M enzbiera, orzeł ten trzym a się prawie wyłącznie leśnych obszarów, brak go więc prawie zupełnie w Rossyi południowej, w stepach K irgiskich, w k raju Z akaspij- skim i t. d. Z drugiej strony niektórzy ucze
ni są zdania, że zys trafia się tam wszędzie, gdzie się spotyka orzeł przedni, coby m iało służyć za dowód, że je stto tylko indyw idual
na odmiana tego ostatniego. Co do nas, wo
limy przyłączyć się do zdania wschodnio
europejskich ornitologów, którzy, ja k P allas, Taczanowski, Pleske, M enzbier i wielu in
nych, samodzielność gatunku zysa doskonało
') Najpotężniejszym z lofnych ptaków jest albatros (Diomedea exulans), którego siąg, we
dług Benneta, ma 11 stóp ang. i 8 cali = 3,55 m.
Egzemplarz kondora, mierzony przez p. Kalinow
skiego, miał 3,04 m siągu.
179
ustanowili. I w samej rzeczy, cechy, różnią
ce oba te gatunki, są nieznaczne, lecz dosko
nale ustalone, gdyż nigdy nie zdarza się spo
tykać form pośrednich, któreby wprowadzały bałam uctw o w klasyfikacyi.
Oba te gatunki m ają obyczaje bardzo zbli
żone, chociaż, według zdania obserwatorów, zys je s t daleko zwinniejszy od o rła p rz e d niego, co mu pozwala nawet łowić zdobycz pośród leśnych gąszczy, czego orzeł przedni zrobić nie może. Z innych względów są one obyczajowo bardzo zbliżone i dlatego wy
starczy ch arak tery styk a jednego z nich, a mianowicie o rla przedniego, jako znaczni©
pospolitszego (przynajm niej u nas) od o rla zysa.
Orzeł przedni w ybiera sobie zwykle miejsce stałego pobytu, skąd zwykł czynić codzienne wycieczki w promieniu mniej lub więcej roz
ległym . Zwykle prom ień ten rozciąga się dalej w porze lęgowej, co łatw o objaśnia się potrzebą obfitszej pro wizy i. Wczesnym ra n kiem orzeł puszcza się na łowy i k rążąc wy
p a tru je zdobyczy, a zoczywszy ją , spuszcza się spiralnie, podlatuje ku ofierze i siadłszy n a niej zatap ia swe szpony. N iezm iernie ciekawy opis mordowania ofiary przez o rła podaje p asto r B rehm , ojciec znakom itego a u to ra „Życia zw ierząt”. P a s to r Brehm kilkakrotnie daw ał chowanemu o rłu żywe koty na pożarcie. Zwykle p tak rzucał się n a swą ofiarę i z a ta p ia ł pazury z ta k ą gwał
townością, że było słychać rodzaj chrzęstu, a palce wyglądały ja k b y skurczone konwul- syjnie. N ajczęściej orzeł chwytał kota jed n ą ła p ą za głowę a drugą ściskał g ardziel aż do uduszenia. O statnią ze swych ofiar chwycił w taki sposób, że tylny szpon jednej nogi wpil w oko, gdy przedniem i palcam i obejm o
w ał paszczę kota, aby tenże nie m ógł je j otworzyć; jednocześnie drugą nogą przytrzy
mywał piersi, wpijając w nie pazury. K o t wił się ja k żmija, nogami w powietrzu wyma
chiwał, lecz nie mógł się posługiwać ani nie
mi, ani też zębami. I rzecz dziwna, źe orzeł przez cały czas tej strasznej agonii nie użył ani razu dzioba, a tylko dla utrzym ania rów nowagi ogonem się oparł o ziemię i skrzydl..
szeroko rozpostarł. Oczy m iał przytem krwi., nabiegłe, dziób rozw arty szeroko i ję z \k wystawiony, a wszystko zdradzało w ni; ; wściekłość nieporównaną. Biedny kot ] >
WSZECHSWIAT.
180 W3ZECHSWIAT N r 12.
trzech kw adransach takich to rtu r wyzionął j wreszcie ducha. B rehm pow iada,że ta strasz -
jn a scena w yw arła n a nim takie wrażenie, że ju ż od tego czasu nie daw ał orłu żywych kotów.
Przytoczyłem opis B rehm a in extenso aby dać czytelnikowi pojęcie, jak^strasznem i śro d kam i atak u rozporządza k ró l ptaków . P rzy jego potężnym locie, przy jeg o sile i odwa
dze i z jeg o strasznem i szponami tylko więk
sze zw ierzęta stare g o lądu ostać mu się mo
gą. To też począwszy od sarny a skończyw
szy n a myszy, ata k u je wszystkie nasze czwo
ronogi; kirgizi Azyi zachodniej używają go przecież do polowania na wilki. S traszn e też spustoszenia czyni orzeł pom iędzy p ta k a mi: czy to gęś, czy żóraw, czy cietrzew, lub w rona—wszystko mu jedno; lla d d e widział naw et ja k orzeł wschodni chwycił ze stada skowronka (C alandra). P ta k i wodne wy
kręcić mu się też nie mogą, bo chociaż zrazu ra tu ją się nurkowaniem , to je d n a k póty k rą ży nad niemi, aż w końcu znużone, d a ją się brać z łatwością.
P an u je między ogółem przekonanie, że o rzeł młode dzieci porywa; dziwi mnie wsze
lako, że B rehm potw ierdza to mniemanie, o p arte na prostem „w idziano”. Możliwą je st zupełnie rzeczą, że orzeł napada, a może n a wet w wyjątkowych razach pożera dzieci, pozostawione bez dozoru; lecz unieść mógłby chyba tylko świeżo narodzone niemowlę, bo ju ż zw ierzęta wielkości zająca pożera na miejscu, gdyż ich unieść nie je s t w sta n ie , a przecież średni za ją c waży 1 0 —12 funtów.
O powiadanie więc o porywaniu dzieci przez orły zaliczamy do kategoryi legend, ta k bu j
nie w yrastających na gruncie fantazyi ludzkiej.
Sposób, w ja k i orzeł spożywa złowionego przez się p tak a, je s t godny uwagi: zaczyna zawsze od głowy, k tó rą z wyjątkiem dzioba pożera całkowicie, następnie przechodzi do szyi i dalej do ciała i nie ja d a nigdy w nętrz
ności. Kości pożera zwykle i traw i je zu
pełnie. P otrzebno mu są też pióra, bo je w znacznej części spożywa a następnie po kilku dniach w formie kuli dziobem wyrzuca.
G dy napotka padlinę chętnie na nią zapada i obficie pożera.
O rzeł gnieździ się w m arcu, a w kwietniu ju ż się w ylęgają m łode. W miejscach le
sistych w ybiera pod gniazdo wysokie d rz e wo — najczęściej dąb, ja k twierdzi prof.
M enzbier. U nas w dawniejszych czasach lą g ł się zapewne; obecnie zdarza się to n ad zwyczaj rzadko.
G niazdo buduje z dość grubych gałęzi, tylko w ewnętrzną stronę wyścieła drobniej- szemi gałązkam i. Je stto budowla, m ająca około 1 m średnicy i tyleż wysokości. W gó
ra c h ściele gniazdo z grubych ździebeł t r a wy i umieszcza je na trudno dostępnych skałach. W stepach — według B reh m a — gnieździ się w prost na ziemi bez żadnej osło
ny. J a j znosi 1— 3. W ielki promień ja ja wynosi około 8 cm, mniejszy— około 6 cm.
J a jo je st barw y żółtaw o-białej, a na niem nam azane grubo b ru n atn e plamy, miejscami
| ciemniejsze, a m iejscam i jaśniejsze. M ała różnica między wielkim i m ałym promieniem j a j a już nam wskazuje, że form a jego je st
! dość do kulistej zbliżona.
Bliskim obu poprzednich gatunków, choć doskonale od nich różniący się, je st orzeł cesarski (A ąu ila heliaca lub imperialis ').
W młodym wieku łatw o poznać go możemy po przeważającem jasnem orzechowem u p ie rzeniu; w późniejszem wieku przybiera on stopniowo ciemne ub arw ien ie— poprzednio opisanych orłów, lecz jednocześnie n a piórach barkowych zaczyna się pokazywać bielizna, ta k że u bardzo starych osobników wszystkie pióra barkow e są czysto białe tworząc dwie szerokie smugi w formie litery V . Takie je d n a k osobniki m uszą się trafiać rzadko, bo z licznych okazów, ja k ie mi się przed oczami przesunęły, ani jeden tego nie posiadał, a tyl
ko mniej lub więcej liczne b iałe pióra po
m iędzy ciem no-brunatnem i.
Z innych cech ubarw ienia wspomnieć je s z cze m ożna niezwykle jasno płowy w.erzch głowy i k a rk u przy bardzo ciemnem, niem al czarnem ubarw ieniu reszty ciała. Z cech ta k nazwanych plastycznych najw ybitniejszą je s t stosunkowa krótkość ogona, k tó ra naw et w locie pozwala wyróżnić tego o rła od zysa lub od o rła przedniego. Oprócz tego prze-
‘) Savigny opisał tego orla pod nazwą A.
heliaca w 1809 roku; nazwę zaś imperialis nadał mu Bechstein dopiero w 1812 roku; na zasadzie więc prawa pierwszeństwa musi się utrzymać na
zwa pierwsza.
N r 12. WSZECHSWIAT. 181 ciętny orzeł cesarski je st nieco mniejszy od
tych dwu gatunków.
Orzeł cesarski zamieszkuje południowo- wschodnią E uropę, zachodnią oraz środkową Azyą poczynając od W ęgier, D alm acyi i Turcyi, przez R ossyą południową, zagłębie morza Kaspijskiego aź po brzegi H im alayów, stąd zalatuje naw et do Chin i Indyj wschod
nich. Często też zalatuje do E giptu; prze
ciwnie zaś bardzo rzadkim gościem bywa w Europie zachodniej. J u ż u nas w g ra n i
cach K rólestw a Polskiego bywa ta k rz a d kim, że ledwie jeden okaz tego p tak a, zabity w Otwocku w 1874 roku przytoczyć możemy, mimo że się lęże sporadycznie n a niezbyt odległej U krainie.
O rzeł cesarski z obyczajów je s t podobny do orła przedniego łub zysa, lecz widocznem jest z relacyj wszystkich badaczy, którzy mieli sposobność obserwować go na wolności, że musi być od nich mniej zręcznym. Sie- wiercow przytacza przypadek, w którym orzeł ten nie był w stanie wziąć zająca, gdyż ten przytulił się do stogu siana.
L ubi bardzo m iejsca po brzegach lasów i tu zwykł się gnieździć na drzewach, lecz w ich braku ściele sobie gniazdo na ziemi lub na obrywie skalistym. G niazdo podobnie zbudowane ja k u obu poprzednich gatunków, lecz niekiedy do wysłania wewnątrz używa kału końskiego. W edług obserwacyj Z a r a d nego przykrywa młode gałęźmi z liśćmi, u d a
jąc się na łowy lub podczas dnia upalnego.
(Dok. nast.).
Jan Sztolcman.
N I K I E L .
(Dokończenie).
Obiedwie metody, któreśm y rozpatrzyli, jedna zastosowana do ru d .arsenowych, d ru ga do siarkowych, obiedwie te m etody b a r dzo do siebie zbliżone, są mozolne, kosztow
ne, zbyt długie i z tego względu niepraktycz
ne. Gdy jedn ak system B essem era znalazł szerokie uznanie w m etalurgii stali, wówczas spróbowano spożytkować go przy w ytapianiu niklu; sposób ten pozwala odosobnić przez
spalenie, m angan, krzemionkę i węgiel—za
chodzi więc pytanie, czy dałoby się n a jego mocy usunąć z ru d niklowych żelazo i siarkę, łatwiej podlegające utlenieniu niż nikiel i miedź? istnieje tu jed n ak ważna różnica, polegająca na tem , że łatwe do utlenienia pierwiastki stanowią 10% surowca, w rudach zaś niklowych dochodzą do wysokiego sto
sunku 70—80% . Niezrażony tem i tru d n o ściami M anhes spróbował zastosować system B essem era do wytopienia niklu z ru d zarów
no siarkowych ja k arsenowych i doszedł do pomyślnych rezultatów . Postępuje on w n a stępujący sposób: wyprażoną i stopioną rudę poddaje w wysokiej tem peraturze utlenieniu zapomocą silnego p rą d u powietrza w re to r
cie, której wewnętrzne ściany wyłożone są topnikiem krzemionkowym; żelazo i siark a utleniają się, tlenek żelaza łącząc się z to p nikiem daje żużel, a dwutlenek siarki ucho
dzi jako lotny; jednocześnie pod wpływem gorąca kamień topnieje, a przyrządy d ziała
ją tak energicznie, że utlenienie i stopienie trw a ją zaledwo kilkanaście minut, ru d a zaś dochodzi odrazu do wielkiego skoncentrow a
nia. P róby ilościowe, robione nad ru dą, wy
kazały, źe kamień, wprowadzony do re to rty B essem era, zawierający pierwotnie 16% ni
klu, p o s ia d a ł:
po 5 m inutach 50,7% niklu 11 miedzi
38.2 żelaza i siarki po 10 m inutach 51,8% niklu
14,1 miedzi
35,6 żelaza i siarki po 16 m inutach 70,6% niklu
11.3 miedzi 1,2 żelaza 17,44 siarki
W żużlu z ostatniej próby znaleziono je d nak 10,05% niklu, co wykazuje, że ogrzewa
nie było zbyt silne lub zadługie,—chcąc uniknąć podobnej stra ty należy pilnować, aby ilość żelaza w kam ieniu zbytecznie się nie obniżyła. M etoda ta, pozw alająca w p ręd kim czasie skoncentrować m inerał niklowy od 16— 70% je s t daleko praktyczniejszą od poprzednich.
V]llon ulepszył w znacznym stopniu spo
sób M anhesa, wprowadzając w grę działanie
przegrzanego strum ienia pary wodnej; m ożna
1 8 2
WSZECHS WIAT N r 12.
■wówczas pozbyć się całkowicie żelaza bez | u tr a ty niklu,— przez wdm uchiwanie kw arcu sproszkowanego lub piasku u łatw ia się wy
tw orzenie i spłynięcie żużli, bezwodnik zaś siarkaw y, odprowadzony do odpowiedniej części przyrządu, zbiera się w postaci roz
tw oru, a 1 to n a ru d y d ostarcza zwykle 1 500 litrów dziesięcioprocentowego kwasu siark a
wego.
N ikiel m etaliczny możemy wydostać z k a m ienia w sposób analogiczny ja k ze szpejzy:
rozpuszczam y mianowicie w kwasie solnym i, po osadzeniu miedzi i żelaza, strącam y wo- d a n niklu mlekiem wapiennem, a z tego związ
ku przez wyprażenie otrzym uje się tlenek niklu. Is tn ie je je d n a k bardzo wiele m etod przy rozdzielaniu m e ta li: jed n i d z ia ła ją na sucho, inni wolą drogę roztworów kwasowych,
— w których różnem i sposobami przez odpo
wiednie strącanie m ożna się pozbyć zanie
czyszczeń; m etoda roztw orów j e s tj zresztą p rakty czniejszą i powszechnie te ra z uży
waną.
Związki tlenkowe niklu przed staw iają znacznie mniej trudności w w ytapianiu, niż arsenowe lub siarkowe; dawniej działano zwykle na sucho, lecz sposób ten zo stał dzi
siaj zastąpiony przez inne, lepsze metody.
S ta ra m etoda p olegała w głównych zarysach n a zredukow aniu tlenków do stan u m e ta licznego, rozdzielenie je d n a k m etali okazało się bardzo trudnem i wymagało zbyt wiele czasu i pracy: w ta k i sposób postępow ał G arn ier, gdy odkrył pokłady w Nowej K a le
donii. In n i ulepszyli tę m etodę, redu k u jąc częściowo tlenki m etaliczne w celu odosob
nienia tylko niklu, obdarzonego słabszem powinowactwem do tlenu, niż tow arzyszące m u zazwyczaj m etale—m ożna wówczas wy
b ra ć nikiel, k o rzystając z jeg o własności m agnetycznych.
M ond d ziałał n a rudy niklowe zapom ocą tlen k u węgla: w odpowiednich w arunkach wytworzyć można tym sposobem związek zwany karbonilo-niklem , niezm iernie lotny i łatw o dający się rozłożyć przez ogrzewanie;
otrzym any nikiel je s t wówczas bardzo czysty i może być otrzym any w rozm aitych k ształ
tach , np. w formie arkuszy, lecz sposób ten, świetne dający rezu ltaty w pracow ni, p rz ed staw ia zbyt wiele trudności w zastosowaniu fabrycznem . Istn ieje bardzo wiele sposobów
rozdzielania m etali w rudach tlenkowych za
pomocą m etody rostworów, można postąpić z tem i związkam i zupełnie w tak i sam spo
sób ja k ze szpejzą lub kamieniem, przez ro z puszczenie w kwasie solnym, osadzanie stop niowe żelaza i miedzi, nikiel zaś w postaci w ęglanu doprowadzam y do stanu m etalicz
nego. M ożna też sproszkow aną rud ę go to
wać w wodzie, działając dwutlenkiem siarki, nikiel rozpuszcza się wówczas przechodząc w sta n siarkonu, z którego łatw o się daje odosobnić. In n i wreszcie wolą zamienić m ie
szaninę tlenków na siarczany, przez rozpusz
czenie w kwasie siarczanym ,— a gdy m asa ostygnie i stw ardnieje, oddzielamy płóka- niem siarczany niklu i innych m etali od tr u d niej się rozpuszczającego siarczanu żelazne
go. Rozpuszczone siarczany osadza się wapnem, a osad poddaje działaniu am onia
ku, k tóry rozpuszcza jedynie związek niklo
wy. Dzisiaj używ ają najczęściej metody j m ieszanej, t. j. d ziała ją n a sucho i dro gą roztworów; najpraktyczniej je s t zamienić po-
| dobno rudy tlenkowe n a m ieszaninę siarków, do których łatw o zastosować się daje system B essem era — ostatecznie zaś rozdzielenie
j
niklu od pozostałych domieszek dokonywa się przez osadzanie w roztw orach.
W handlu spotykam y nieraz nikiel czysty i w postaci małych, błyszczących sześcianów;
j
otrzym uje się je przez zredukowanie tlenku I dostarczanego obficie, wyżej wymienionemi sposobami; redukcyi tej m ożna dokonać w rozm aity sposób. M ożna użyć węgla drzewnego i melasy, k tó re pomieszane z tlenkiem na ciasto ogrzewa się do wysokiej tem peratury; nikiel, otrzym any tym sposo
bem, nie przedstaw ia jed n ak powierzchni błyszczącej, je s t prędzej podobny do gąbki m etalicznej, złożonej z odtlenionych o k ru chów,—to też musi być stopiony w tygiel- kach zanim pójdzie do handlu. R edukow a
nie wodorem je s t niezm iernie kosztowne i z tego względu rzadko używane choć wy
daje p ro du kt b ardzo czysty. W Nowej K a ledonii sto sują do produkcyi czystego niklu elektrolizę, używ ając za elek trolit siarczanu niklu i am onu. Stopiony nikiel je s t jedn ak zbyt kruchy i nie d aje się wyciągać w cienkie dru ty oraz łam ie się podczas klepania, wy
tw orzona bowiem drobna ilość tlenku niklu
n ad aje mu te niepożądane własności; nie-
WSZECHSWIAT 1 83
wielka domieszka cynku, m agnezu lub glinu powraca niklowi pierw otne zalety. Z niklu handlowego można dopiero różnem i drogam i analitycznie otrzym ać nikiel chemicznio
■czysty, gdyż sześcienny zawiera zwykle jakie 1,5% ciał obcych.
N ikiel tworzy z m etalam i aiiaźe, obdarzo
ne rzadkiem i zaletam i,—głównie też używany bywa w tej postaci. G a rn ie r pierwszy za u ważył, że niewielka dom ieszka niklu n ad aje ielazu więcej h artu , więcej trw ałości i wpadł na myśl stosowania niklu w m etalurgii że
laza i stali. Dokonane próby wykazały, że żelazo i stal bardzo wiele zyskują wobec drobnych ilości niklu, nietylko bowiem stają, się twardszem i, ale zabezpieczone są od u tle
nienia; nic też dziwnego, że aliaże te n ab rały wielkiej doniosłości w różnych zastosowaniach.
Stal niklowana używa się do wyrobu b ro n 1 palnej, szabel, na naboje, do osłaniania robót fortyfikacyjnych lub do opancerzania okrę
tów wojennych przeciw strzałom z dział.
W edług obrachowań specyalistów stal zys
kuje do 20% n a tw ardości skutkiem do
mieszki niklu, to też stapianie niklu ze stalą je s t bezsprzecznie najważniejszem zastoso
waniem tego m etalu. N ikiel łączy się we wszelkich stosunkach z miedzią d ając wielką ilość aliaźy, coraz to większą zyskujących wziętość, a zw anych pospolicie bronzam i.
D om ieszka 1 5 % niklu n ad aje miedzi barw ę zupełnie b iałą, a przy 25 % dochodzimy do najczystszej białości; z tych bronzów w yra
biają przedm ioty, zwane zwykle niklowemi, up. zegarki, pudełka, tace, przedm ioty g a
lanteryjne, nakrycia stołowe, najważniejszym je d n a k użytkiem je s t zastosowanie tych bron- -zów do wybijania monety, rozpowszechnionej w wielu krajach, np. w N iem czech, Belgii, Szwajcaryi, w Stanach Zjednoczonych. Z ma- łemi ilościami glinu otrzym uje się potrójny ałiaż, niezm iernie trudno się utleniający,
•trudno rozpuszczalny, tw ardy i z tych powo
dów zastosowany do w yrabiania przyrządów
■chirurgicznych. M ożna wreszcie stapiać ni
kiel z m iedzią i cynkiem, a otrzym am y n a j
pospolitszy i najdaw niej znany aliaż niklo
wy, t. zw. srebro nowotne (nejzylber). In n e aliaże walczą o lepsze z platy n ą, próbując ją wyrugować z wielu przyrządów chemicznych, inne, ryw alizują ze sreb rem ze względu na swój połysk i białość, choć złożone są prze
N r 12
ważnie z niklu i miedzi oraz niewielkich ilo
ści cynku, cyny, antym onu i żelaza W szyst
kim tym związkom nikiel n ad aje wiele mocy, twardości i zdatniejszem i je czyni do staw ia
nie oporu przeciw szkodliwym wpływom po
wietrza.
W krótkim czasie po odkryciu sposobów galwanoplastycznych, zaczęto stosować niklo
wanie drog ą elektrolizy do przedmiotów że
laznych, łatw o podlegających utlenianiu, lub miedzianych, tracących z czasem swój blask i elegancyą; autorowie o dradzają wszakże używania podobnych przedmiotów, m ających służyć do przechowywania piwa, h erbaty i płynów kwaśnych. K ąpiele niklowe przy
rządzane są z jaknajczystszych soli, gdyż doświadczenie stwierdziło wielokrotnie, że drobne nawet domieszki m etali obcych n a dawały osadom niklowym odblask żółtawy lub wygląd plam isty,— najczęściej używają siarczanu niklu i am onu, rozpuszczonego w wodzie dystylowanej, sta ra ją c się o od
czyn słabo kwaśny, gdyż z kąpieli alkalicznej niepodobna otrzym ać pięknego i błyszczące
go osadu, a przecież główną zaletą zewnętrz
ną przedmiotów niklowanych je s t ich srebrny połysk; odczyn zbyt silnie kwasowy wpływa niekorzystnie na trw ałość powierzchni niklo
wej. W czasie elektrolizy odczyn płynów ciągle się zmienia, to też niemało trudności przedstaw ia bezustanne czuwanie nad reak- cyą kopieli i nad jej tem p eratu rą, k tó ra nie
zmiennie powinna wynosić koło 30° G.
M ożna pokrywać tanie przedm ioty piękną napozór choć nietrw ałą powierzchnią niklu przez proste zanurzanie w rostw orach niklo
wych,—najlepsze rezultaty daje w tych r a zach rostwór siarczanu niklu i amonu, zmie
szany z chlorkiem cynku: przez wygotowanie w tej kąpieli przedmioty pokryw ają się po
wierzchnią niklową, podobną do tej, k tórą się otrzym uje przez elektrolizę.
W ostatnich czasach skorzystano z włas
ności niklu stapiania się w wysokiej tem pe
ra tu rze z żelazem i stalą, i zastosowano j ą do niklowania; gdy blaszkę stali pokryjem y z obu stron cienkiemi blaszkam i niklu i pod
damy nagorąco walcowaniu, wówczas otrzy
m ać można jeden arkusz mniej lub więcej
cienki, a tak jednolity, żo głębsze dopiero
badania wykryją w nim dwa m etale. Z ta
kich blach w yrabiają reflektory i wszelkie
184 WSZEOHSWIAT N r 12.
przedm ioty kuchenne zwane niklowemi, są one znacznie trw alsze od niklowanych drogą elektrolizy.
N ikiel używa się również do w yrabiania cienkich drutów, których średnica nie p rz e
wyższa ’/ 2o części mm; 1800 w takiego d ru tu waży niecałe 100 g,—-druty te po najdłuż- szem użyciu nie tra c ą swego pięknego białe
go koloru. Tygielki niklowe przew yższają w pewnych zastosow aniach srebrne, są od nich trudniej topliwe i gorzej przewodzą ciepło, niestety używanie ich po pracowniach chemicznych nie zawsze d a się zastosować z powodu łatw ości, z ja k ą podlegają działa
niu kwasów.
N ikiel coraz to szersze znajduje wzięcie w dziedzinie przem ysłu i skoro zważymy, że je s t m etalem m łodym, dopiero od niedaw na poznanym i spożytkowanym, gdyż m e ta lu r
gia tego pierw iastku rozpoczęła się rozw ijać j zaledwie od la t p iętn n stu , a mimo tego d a ła świetne stosunkowo rezultaty, to fakty te wy
mownie przemówią za doniosłością zalet tego pierw iastku. Isto tn ie czysty nikiel rzadkie- mi je s t obdarzony własnościami, do dziś dnia wszakże je s t zbyt kosztowny dla wielkiego przem ysłu, zalet tych swoich nie trac i je d n a k w aliażach i te n a b ra ły wielkiej wagi w dzi
siejszym handlu: wystarczy tu przytoczyć stosowanie niklu do w yrabiania żelaza i stali.
Niklowanie drogą elektrolizy wiele jeszcze przedstaw ia trudności, gdyż nie zdołano zna
leźć odpowiedniego sposobu, zapomocą k tó rego dałoby się otrzym ać jednorazow o je d nolitą, błyszczącą powierzchnię a grubszą n ad jed n ę czterdziestą część m ilim etra.
W przyszłości jednak, może naw et w k ró t
kim czasie, postępy nauk przyczynią się nie
zawodnie do usunięcia tych przeszkód, a wówczas nikiel stanie się jednym z n a j
częściej używanych i najpraktyczniejszych ! m etali. D -r Zofia Joteyko-Rudnicka.
P O G L Ą D na
dzieje układnictwa zoologicznego.
(Ciąg dalszy).
G dy M alpigbi używ ał m ikroskopu z celem, jak o badacz, to inny znakom ity mikrosko- p ista siedem nastego wieku, A ntoni von Leeu- !
wenhoek, za ją ł się drobnowidzowem rozpa
tryw aniem przedm iotów przyrody b ard ziej dla zabawy, ja k o dyletant. N ie otrzymaw
szy specyalnego w ykształcenia przyrodnicze
go, z a ją ł się on z am ato rstw a szlifowaniem soczewek, zapom ocą których rozpatryw ał co
raz to inne przedm ioty żywej n atu ry , nie kierow any żadnym planem naukowym. Z a interesowawszy się bardzo tem i spostrzeże
niami, począł opisywać wszystko, co widział, a tą d ro gą udało mu się dokonać wielu cie
kaw ych i doniosłych odkryć, które znaczny m iały wpływ n a dalsze losy nauki. On to pierwszy odkrył ciałk a krwi, pierwszy spo
strze g ł ruch krwi w naczyniach ogona kijan ki żabiej, zauważył poprzeczne prążkow anie włókien mięśniowych, w łóknistą budowę so
czewki oka i t. d., a wspólnie ze studentem Ludwikiem von H am m en, odkrył ciałka n a sienne u różnych zwierząt. N ad to o d krył wiele ciekawych szczegółów w budowie m i
kroskopowej pchły, kom ara, różnych chrząsz
czy, małżów i t. d., on też pierwszy spraw dził bezpłciowe rozm nażanie się mszyc, pącz
kowanie u stułbi (H yd ra), pierwszy opisał wrotki, a przedewszystkiem — wymoczki i wy
m ienił dość liczne ich postaci.
Jeżeli Leeuwenhoelc był wyłącznie m ik ro - skopistą i przytem badaczem , pracującym bez ścisłego celu naukowego, to inny współ
czesny mu zoolog, J a n Swam m erdam (1637—
1680), au to r słynnej „Biblia n a tu ra e ”, lekarz, któ ry zaniechawszy prak ty ki jak o nędzarz życie zakończył, pracow ał ju ż m etodą ściśle naukow ą i uw ażał mikroskopowanie tylko za środek do poszukiwań um iejętnych. K lasy cz
ne były jego badania nad przeobrażeniam i owadów, budową ciała tych ostatnich, n a d to poszukiwania n ad anatom ią mięczaków (zwłaszcza ślim aka winniczka, oraz mątwy).
P raco w ał on też wiele nad rozm nażaniem się zw ierząt i s ta ra ł się wykazać, że to ostatnie odbywa się w zasadzie w jednakow y sposób w całym świecie zwierzęcym. Nieszczęśliwy w życiu i pełen pietyzm u, łączył zawsze b a dania naukowe z ideą, że celem tych ostatnich je st dowiedzenie potęgi Stwórcy i wykazanie cudowności natury.
Z a g a d k a rozm nażania się zwierząt, k tó ra j- ta k żywo zajm ow ała Sw am m erdam a, stano
wiła przedm iot poszukiwań i dla wielu in
nych badaczy siedem nastego stulecia. Mię-
K r 12. WSZECHSWIAT. 1 8 5
dzy innemi pytanie, czy istoty żyjące mogą powstawać bez udziału rodziców czyli drogą samorództwa, było przedm iotem dociekań ze strony słynnego uczonego włoskiego, F r a n ciszka Redi (1626— 1697). Jeszcze od cza
sów A rystotelesa rozpowszechniona była wówczas w iara w sainorództwo i to istot 0 tak wysokiej stosunkowo organizacyi, ja k niektóre owady i robaki; sądzono np. że ro- bakowate larwy, ukazujące się na gnijącem mięsie, pow stają sam orodnie, zarówno ja k 1 robaki w nętrzne, lęgnące się w jelitach człowieka i zwierząt. R edi wykazał, że po
gląd taki je st najzupełniej błędny, z rzeczy- wistemi faktam i niezgodny. Dowiódł, że larwy robakow ate u k azają się nie sam orod
nie, lecz z ja j, składanych n a gnijącem m ię
sie przez pewne muchy, a tw ierdził że w nętrzniaki pow stają w żywicielach drogą zarażania się tychże, t. j. przez spożycie ja j lub zarodków; sam orodnie zaś rozw ijać się nie mogą.
Oprócz wymienionych powyżej badaczy, którzy znacznie rozszerzyli w idnokrąg wie
dzy zoologicznej w stuleciu, o którem mowa, liczni inni autorow ie w tym że okresie czasu pracowali w tym samym kierunku. W ilhelm H aryey (ur. w 1578 r.) -opisuje krążenie krwi, wypowiada słynny aforyzm : omne vivum ex
o y o
(wszystko, co żyje, rozwija się z jaja).
Mikołaj Steno b ad a u k ład mięśniowy, Blaes, Oaldesi, Tyson, H eide i wielu innych zdoby
wają bardzo liczne nowe fakty w dziedzinie anatom ii licznych zw ierząt. Jednocześnie do postępu nauki przyczyniają się nowe instytu- cye, mianowicie akadem ie, ja k np. A cadem ia N a tu rae Curiosorum (1652) w Schweinfurcie, Royal Society w Londynie (1662), akadem ia francuska w P ary ż u (pierwszy je j początek d ał Richelieu w r. 1633) i t. d., a nadto z a czynają się tu i owdzie zawiązywać muzea przyrodnicze (np. w r. 1622 w W iedniu) dla celów naukowych i dydaktycznych. Stopnio
wo i powoli wzbogaca się wszystkiemi temi drogami wiedza zoologiczna, w idnokrąg fak tów staje się coraz obszerniejszy, a tym spo
sobem przygotowuje się g ru n t dla p rac dwu genialnych system atyków 17 i połowy 18-go wieku, J a n a R a y a i K a ro la L ineusza, któ
rzy nadali główne piętno ówczesnemu kie
runkowi w zoologii.
IV .
Często się przyjm uje, że Lineusz pierwszy wprowadził do nauki pojęcie gatunku (spe- cies) i że od niego d atuje się nowa era w układnictwie zwierząt. W rzeczywistości jed n ak zasługa ta przypada w udziale Rayo- wi, którego uważać należy za duchowego po
przednika Lineusza. R ay (ur. w 1628 r.), uczony angielski, uczynił pierwszy krok do przekształcenia zoologii w umiejętność, która w tej nowej postaci p rzetrw ała la t blisko 200. Ukończywszy studya w uniwersytecie w C am bridge, znalazł się w rzadko szczę- śliwem położeniu, ponieważ przyjaciel jego, również przyrodnik, Franciszek W illoughby, zapisał mu znaczną dosyć rentę dożywotnią i umożliwił mu przeto całkowite poświęcenie się nauce. Ray wyzyskał należycie to poło
żenie, a długie życie pozwoliło mu wiele b a r
dzo zdziałać. Dwa głównie momenty m usi
my podnieść, oceniając wiekopomne zasługi R aya : 1) on pierwszy wprowadził do nauki pojęcie gatunku w tem znaczeniu, ja k dziś je przyjm ujem y, 2) on pierwszy uznał dane anatom iczne jak o podstawowe i zasadniczo ważne dla klasyfikacyi. Do czasów R aya używano wyrazu „spccies” w znaczeniu czys
to formalnem, oznaczając przezeń ta k w ła
ściwe pojęcie gatunku, jako też pojęcia b a r dziej nadrzędne i to w sposób całkiem do
wolny. R ay zaś okreśłił ściślej to pojęcie, tw ierdząc, że do jednego g atu n k u (species) należą osobniki męskie i żeńskie, różniące się pomiędzy sobą wogóle o tyle, o ile różnić się mogą dzieci jednych i tych samych rodziców.
Przyjm ow ał on, źe cechy g atunku, w ahające się w granicach powyższych, są zresztą wogó
le stałe. .Niezmienność gatunku nie była jed n ak dla niego takim postulatem ja k dla wielu jego następców. W dziele p. t. „H i
storia p lan taru m ” (1686) dowodzi on nawet, że u roślin miewa miejsce przem iana gatun
ków („transm utationes specierum ”). S ta ra ją c się n adać ścisłe, a określone znaczenie wyrazowi „g atu n ek ”, R ay nie zdobył się już n a to samo ze względu na rodzaj (genus), lecz za przykładem wszystkich swych po
przedników używał wyrazu „genus” znów w znaczeniu czysto formalnem , oznacza
ją c przezeń to ogólniejsze, to bardziej pod-
WSZECHSWIAT. N r 1 2 . 186
rzędne grupy system atyczne, całkiem do
wolne.
Co dotyczę klasyfikacyi, to R ay p rz e p ro wadził ją głównie ze względu n a zw ierzęta kręgowe, z bezkręgowych zaś uw zględnił ty l
ko owady. Pochodziło to w części stąd, że znajomość zw ierząt bezkręgowych nie była jeszcze wówczas dostateczną, w części zaś stąd, że powierzył on opracowanie mięcza
ków i robaków przyjacielow i swemu M. Li- sterowi. Jakkolw iek R ay zaznacza, że wszystkie zw ierzęta p o siadają ciecz odżyw
czą, t. j. krew, i że naw et niektóre z t. zw.
„bezkrw istych” zw ierząt m ają krew czerwo
ną, np. dżdżownica, to jed n ak przyjm uje on podział A ry sto telesa na: opatrzone krw ią i bezkrw iste „jako najw ygodniejszy i n a j
bardziej znany”. D la wykazania, ja k różno
rodne znam iona anatom iczne b ra ł on pod uw agę i n a ja k ściśle naukow ych podstaw ach p ra g n ą ł oprzeć swój system, w ystarczy, gdy przedstaw im y jego podział zw ierząt k ręgo- - wych. Otóż przedewszystkiem dzieli on je na oddychające płucam i i oddychające skrze- lam i. Co do pierwszych, to odróżnia pośród nich dwie g ru p y : 1) posiadające serce o dwu kom orach i 2) opatrzone sercem o jednej komorze. Plucodyszne, dwukomorowe dzielą się n a : żyworodne, t. j. na lądowe lub ziem nowodne owłosione i w odne—wieloryby, oraz na jajorodne, t. j. p tak i. Jednokom orow em i i płucodysznem i są : żaby, jaszczury i węże.
Do skrzelodysznych należą ryby „wyjąwszy wieloryby”. D la p rzykładu rozpatrzym y jeszcze tylko podział zw ierząt ssących we
dług R aya. A u to r ten bierze tu pod uwagę sposób uzbrojenia palców, dzieli więc ssaki n a kopytne i na pazurow ate lub paznokcio- wate. Do pierwszych zalicza: jednokopytne, dwukopytne (przeżuw ające i nieprzeżuw ające t. j. „ro d zaj” świń), oraz czterokopytne (no
sorożec i hipopotam ). Pazurow ato-paznok- ciowe dzieli na m ające nieruchom o połączone palce (słoń), oraz n a opatrzone ruchom em i, wolnemi palcam i. Z tych ostatnich jed n e są opatrzone paznokciam i (m ałpy), inne pazu
ram i; pazurow ate zaś dzielą się dalej ze względu n a uzębienie n a dwie g ru p y : na opatrzone wielu siekaczam i w obu szczękach i na m ające tylko dwa siekacze (genus L e- porinum , t. j. dzisiejsze gryzonie). P ośród jozdzielnopaleow ych R ay odróżnia wreszcie
postaci „an o rm aln e”, do których zalicza dzi
siejsze bezzębne, rękoskrzydłe i owadożerne, nieużywając n atu ra ln ie tych terminów.
Przytoczyliśm y ten podział R aya dla oka
zania, że badacz ten m iał jasn e pojęcie o k o nieczności wyróżniania gru p nadrzędnych i podrzędnych oraz uwzględniania n ajro z
m aitszych znamion anatom icznych. S ąd zi
my, że zbytecznem byłoby przytaczanie w tern miejscu podziału ptaków, gadów i ryb oraz zwierząt „bezkrw istych”, do których R ay z a lic z a : głowonogie, skorupiaki i owady;
te o statn ie nazyw a: T estacea. Z resztą, ja k powiedzieliśmy, szczegółowo rozwija on swo
je zapatryw ania układnicze tylko ze względu n a kręgowce oraz owady, wszędzie kierując się tem i sam em i ogólnemi zasadam i, co przy podziale ssaków.
Od czasów R ay a do chwili ukazania się znakom itych pism genialnego Lineusza pano
w ał w rozwoju system atyki zoologicznej względny spokój, a raczej drobnemi krokam i posuw ała się ona naprzód, przygotowując g ru n t dla działalności wielkiego przyrodnika szwedzkiego. Niem niej przeto b ad an ia a n a tomiczne nad różnem i przedstaw icielam i zw ierząt, oraz opisy postaci należących do różnych g rup poszczególnych, dostarczały coraz to obfitszego rnatery alu zoologicznego.
T ak, M ichał S arrasin, Tyson, Lorenzini opi
sują anatom ią wielu kręgowców, Y allisneri czyni liczne spostrzeżenia nad przeo braże
niam i owadów, J . L . E y sat zapoznaje nas (1661) z wielką ilością nowych postaci ryb środkowoeuropejskich, B reyn czyni znako
m ite spostrzeżenia w dziedzinie m alakologii (dzieli między innomi mięczaki na ośm „klas”), R eau m u r opracowuje rozm aite grupy, zwłasz
cza owady, szkarłupnie i jam ochłony, Lui- dius (stą d rodzaj rozgwiazdy: Luidia) i Linek czynią znakom ite spostrzeżenia n ad budową i życiem szkarłupni, a Peysonnel nad k o ra
lami. Słowem, w krótkim stosunkowo okre
sie czasu nagrom adziła się znaczna liczba prac, które poczęści odsłaniały całkiem no
we dziedziny, poczęści dopełniały, uzupełnia
ły i prostow ały b ad an ia dotychczasowe. Z e
względu n a wszystkie grom ady zw ierząt
ukazywały się nowe poglądy i nowe dążenia
system atyczne, n ad to zaczęto uczuwać b ra k
term inologii naukow ej, a te sam e pojęcia
m usiano nieraz długiemi wyrażać okresam
N r 12. WSZECHŚWIAT. 1 8 7 i omawiać wielokrotnie. W anatom ii pano
wał chaos faktów, wykazywano bowiem tylko różnice, a nie zwracano uwagi na jedność w budowie i hom ologią organów; porówny
wano prawie tylko ustroje najwyższe z orga
nizmem ludzkim, o porównywaniu zaś budo
wy różnych grom ad mowy praw ie wcale nie było. Przedewszystkiem zaś olbrzymia ilość opisanych gatunków zaledwie m ogła być objęta i ogarnięta wskutek b ra k u term ino
logii odpowiedniej, a zwłaszcza pojęcia r o dzajów. Uczuwano tedy na każdym kroku trudności, wyczekiwano jakiejś nowej m eto
dy, nowej drogi, po k tórejby zoologia swo
bodniej i bez obawy zgubienia się i u tra ty gruntu pod sobą postępować m ogła naprzód.
I oto, w tej krytycznej chwili zjaw ia się g e
niusz K a ro la Lineusza, zw racając zoologią na nowe tory i zaprow adzając ła d i porządek w chaosie zdobytych dotąd faktów. J e d n o cześnie z Lineuszem pracow ał Ją k ó b Teodor Klein (1685— 1759), a jakkolw iek zasługi jego na polu system atyki są bardzo znaczne, to jednak dla historyi zoologii prace jego miały znaczenie podrzędne dlatego właśnie, że przypadły w czasie działalności Lineusza, przyćmione wobec św iatła, jak ie roztaczały poglądy znakomitego przyrodnika szwedz
kiego. Z re sztą o zasługach i pism ach K le i
na mieliśmy sposobność n a innem miejscu mówić we W szechświecie ') i dlatego pom i
ja ją c go obecnie, przystąpim y w prost do rozpatrzenia zasadniczych i doniosłych zmian, jakie wprowadził do zoologii K a ro l Lineusz.
( C. d. n.).
P rof. d-r J ó z e f N usbaum .
Flora kwiatowa W. ks. Poznańskiego.
Ze sm utkiem i wstydem przyznać należy, że do poznania flory AV. ks. Poznańskiego polscy badacze w bardzo m ałym przyczynili się stopniu. P o czątek spostrzeżeniom rośli-
') L. Bojanus i J. T. Klein. W szechświat . 1 8 9 5 , str. 291.
noznawczym d ał d r W ojciech A dam ski '), którego p raca rękopiśmienna, dotycząca flory poznańskiej, zaginęła, a pozostały z niej ty l
ko urywki, ogłoszone w kilku num erach
„Gazety W . ks. Poznańskiego” z r. 1828, które skupiają 174 g atunki roślin, zebranych w 68 różnych miejscowościach, przeważnie w pow. kościańskim.
P oczątki, zrobione przez Adamskiego, nie rychło znalazły naśladowców, dopiero w r.
1840 i 1841 A lb e rt Pom puch w dwu p ra cach przedstaw ia roślinność Trzem eszna, Mogilna, Strzelina, Szubina i Inowrocławia.
P o nich w 10 la t zasłużony badacz flory poznańskiej Je rz y A d o lf R itschl (ur. 1816, zm arły 1866 r.), ogłosiwszy pierw szą swą pracę 2), d ał podstawy do dalszych badań i obserwacyj, które wzbogacił dalszemi przy
c z y n k a m i, zajm ującem i się mieszańcami roś- linnemi W . ks. Poznańskiego (r. 1851 i 1857) i nowemi dla tej prowincyi roślinnem i n aby t
kami.
W r. 1860 d-r Jó z e f Szafarkiewicz zesta
wił rośliny według flory R itschla i uzupełnił
j