• Nie Znaleziono Wyników

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".' W W arszaw ie: rocznie rs.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".' W W arszaw ie: rocznie rs. "

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 21. Warszawa, d. 21 marca 1897 r. Tom XVI.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".' W W arszaw ie: rocznie rs.

8

, kw artalnie rs.

1

Z przesyłfffl pocztow ą: roczpie rs.

1 0

, półrocznie rs.

5

--- r* ' -- ---

P renum erow ać można w R edakcyi „W szechśw iata*

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią P anow ie:

D eike K., D ickstein S., H o y er H., Jurkiew icz K ., K w ietniew ski W l., Kram sztyk S., M orozewicz J., N a- tanson J., Sztolcm an J., Trzciński W. i W róblew ski W.

A dres Eeęa.a&c^i^SZra-lso-wslrie-^rzeca.m.Ieście, 3STr 66.

^ % ________________

O R Ł Y.

* %

Nie m ożna się dziwić; źe orzeł imponował t człowiekowi ód niepam iętnych czasów: w iel­

kością—przynajm niej pozorną—przewyższa wszystkie ptaki E u ropy i Azyi; tylko Jed e n sęp może mu pod tym względem dorównać, lecz sęp je st,p ta k ie m o niskie!* instynktach, trudno mu więc rywalizować #ę=>§śSem p ta ­ ków, lub z ptakiem królewskim^ncTmoźna go i ta k i owak nazywać. A trzeba widzieć po­

tężny lot tego ptaka, ja k kilku uderzeniam i skrzydeł odbija się zrazu ku górze, aby wzle- cieć nieco, a potem zataczając kręgi wznosi się wyżej i wyżej aź po2if"igranice wzroku ludzkiego, nie uderzywszy ani ra zu skrzyd­

łam i. A to jego zuchwalstwo, z jakiem rz u ­ ca się n a zdobycz swoję, nieraz na zw ierzęta większe od siebie kilkakroć; często wobec człowieka, który bezsilnym się czuje przy tym władcy przestrzeni. J e s t niewątpliwie szalana poezya*. w tym ptaku, czy to w jego kształtach potężnych, czy w jego ruchacŁ pełnyeh m ajestat* , czy w szybkości*i śm iało­

ści napadu. A ponieważ w zwyczaju ludz­

kim leży potęgowanie wszelkich — czy to złych czy dobrych stron, więc też i w danym przypadku rzeczywistość p o parta przez wyo-

•' braźni^ wytworzyła w umyśle naszym dziw­

nie potężne pojęcie, przywiązane do wyrazu

„orzeł”, czyniąc niejako pomimowoli i bez­

spornie p tak a tego królem całego świata pierzastego; bezspornie—powiedziałem —bo wszędy, *gdzie orzeł rozpostarł swe panow a­

nie, czy to na starym , czy na nowym lądzie, wszędzie on jeden okrzyczany został królem wszelakiego p tastw a i s ta ł się niejako god­

łem potęgi.

J u ż starożytni persowie używali zło ­ tych orłów a a s^ych pikach, zastępujących w owych czasach sztandary. N astępnie rzy- m iihie, którzy przedteln używali ja k o godła w i|zk i siana, a następnie wyobrażenia głów wilka, konia, dzika lub M in o tau ra— od cza-

♦“sów M aryusza używ ają na swych sztan d a­

rach orłów królewskich. Z a ich przykładem idzia A u stry a i Prusy. Założyciel Polski, L ech, znalazłszy gniazdo z orlętam i na miejscu wybranem pod swą stolicę, przyjm u­

je orła do herbu państw a. Rossya czyni toż

samo. Wreszcie w nowszych czasach orła

wprowadził chwilowo do herbu F ran cy i ten,

k tóry sam ja k orzeł przez la t piętnaście k r ą ­

żył nad E urop ą, aby potem z połam anem i

(2)

178 WSZECHS WIAT Nr 12.

skrzydłam i zginąć na pustej skale wśród Oceanu,.

P ió ra orle w najodleglejszych czasach i w najodleglejszych krajach stanowiły u lu ­

bioną ozdobę wojowników. Mongołowie ce­

nią nadzwyczaj orle pióra, zdobią niemi swe strz a ły i przynoszą w ofierze bogom. W szys­

cy indyanie A m eryki północnej używ ają piór orlich do u b rania głowy, znacząc niemi ilość zabitych nieprzyjaciół. W reszcie świeżo przekonać się m ogłem , że wspaniałe skrzyd­

ła , jakiem i b u sary a polska zdobiła swe p a n ­ cerze, wyłącznie składały się z pierwszo- i drugorzędnych lotek orła.

T a k więc wszędzie i zawsze widzimy p e­

wien rodzaj kultu dla tego wspaniałego p ta ­ ka. P oznajm y go lepiej, bo w art tego, cho­

ciaż straci może na uroku przy bliższem po­

znaniu, ja k tra c ą nieraz wielcy ludzie, gdy im się zbliska przyglądam y.

O rły stanow ią wielką podrodzinę (A ąuili- nae) w rodzinie sokołów (Falconidae); rożni je d n a k uczeni różnej objętości ram ki zakreś­

la ją tej podrodzinie i gdy np. angielski o rn i­

tolog S harp e w niedawno wydanym I-ym tom ie katalogów B ritish M useum n a p o d sta ­

wie budowy skoku (tarsus) wprowadza do niej mnóstwo ptaków , mało wspólnych cech z orłam i m ających, ja k np. kanie, daw niejsi ornitologowie w łączają tylko do niej orły właściwe (A ąuilae), dalej bieliki (H aliaeti) oraz niektóre formy egzotyczne, m ające skok upierzony aż po same palce, ja k np.

Spizaetus, L ophoaetus i inne. Będziemy się trzym ali tego ostatniego system u i zacznie­

m y od orłów właściwych.

G ru p a orłów właściwych (A ąuiłae) obej­

m uje p tak i różnej wielkości, poczynając od wielkości myszołowa, aż do wielkości sępa.

W szystkie jed n ak odznaczają się silną budo ­ wą ciała i bardzo rozwiniętemi skrzydłam i, w których lotki drugorzędne są stosunkowo długie i szerokie, co pozwala ptakowi przez dłuższy czas unosić się w powietrzu bez od ­ poczynku. Ogon o rła je s t średniej długości

i równo ścięty. Ł atw o też o rła poznać w lo­

cie po długich i szerokich skrzydłach i po stosunkowo krótkim i równo ściętym ogonie.

N ogi orłów właściwych są niezwykle silne i upierzone aż po sam e palce; pazury bardzo długie, mocno zakrzywione i niezwykle ostre;

obok silnego i hakow atego dzioba jestto broń

straszn a, której nie mogą się naw et oprzeć

| mniejsze ssące drapieżne, ja k lis lub kuna,, mimo swej siły i zręczności. Upierzenie o r­

łów je s t sztywne i bardzo ścisłe; c h a ra k te ­ rystyczną cechą są wąskie językow ate pióraY tw orzące n a tyle głowy i na karku rodzaj czuba.

Jeż eli odrzucimy podrodznj N isaetus, do któ reg o S harpe między innem i w łącza na szego orła k arzełk a (N isaetus pennatus)-, a przyjm iem y tylko rodzaj A ąuila, to w obecnym stanie nauki liczy on od 14 do 16 gatunków. Liczbę tę podajem y n ieu sta­

loną dla tej przyczyny, że nie wszyscy uczeni zgadzają się na przyjęcie niektórych g a tu n ­ ków. T ak np. wspominany kilkakrotnie S h arpe odrzuca samodzielność g atu n k u o rła zysa (A ąuila chrysaetus), a przyłącza go do g atu n k u o rła przedniego (A ąu ila fulva), lecz n a zasadzie p raw a pierw szeństwa znosi tg o statn ią nazwę a utrzym uje nazwę A ą u ila chrysaetus. T enże sam uczony uw aża—

i nie bez racyi— gatunek orlika grubodziobe- go (A . clanga) za p odgatunek orlika zwy­

czajnego (A. naevia, lub ja k chce S harpe A . m aculata). P rzytaczam zdanie S h a rp a dla tej racyi, że w obecnej chwili d la wielu ornitologów nom enklatura, przy jęta w k a ta ­ logach M uzeum brytańskiego, stała się nie­

jak o obowiązkową, co zresztą ma tę d o b rą stronę, że prowadzi do ujednostajnienia nazw zoologicznych i wybrnięcia ra z przecie z uciąż­

liwej i zawikłanej synonimiki.

R odzaj A ą u ila w tych ram ach, jakieśm y przed chwilą przyjęli, je st praw ie kosm opoli­

tycznym , zam ieszkuje bowiem całą E urop ę, Azyą i A frykę, dalej A u stra lią i Amerykę, północną po M eksyk. Jedynie więc nie spo­

tykam y go w A m eryce południowej i w Poli- nezyi.

Z pomiędzy 14 czy 16 znanych gatunków

| ro dzaju A ą u ila— k raj nasz zamieszkuje 6—

jeżeli przyjm iem y dawniejszy a nie szarpow- ski system , a mianowicie orzeł przedni (A ąui­

la fulva), orzeł zys (A . chrysaetus), orlik cesarski (A. heliaca, niewłaściwie dotychczas

| nazywany A. im perialis), orlik zwyczajny (A .

! naevia), orlik grubodzioby (A. clanga) i orzeł

! karzełek, lub w łochaty (A . pennata).

O rzeł przedni (A . fulva) należy do n ajp o ­ tężniejszych ptaków naszego k raju , m a bo­

wiem od końca do końca rozłożonych skrzy-

(3)

N r 12.

deł 2,07 m '). U barw ienie jego je s t dość zmienne, najczęściej jed n ak spotykane są, osobniki koloru, ciemno-brunatnego, niekiedy graniczącego z czarniawym. N a piersiach przebijają mniej lub więcej białe nasady piór.

Część tylna głowy i k ark są pokryte zwykle jasno-płowemi lub rudaw em i piórkam i. D ol­

na część upierzonego skoku je s t plowo-biała lub czysto biała. L otki są b ru n a tn a wo- czarne. Ogon w połowie nasadowej biały, ku końcowi czarny. Tęcza je s t jasno-bru- natna, woskówka i palce żółte, dziób modro- popielaty ku końcowi czarny.

Orzeł ten posiada bardzo szerokie roz­

mieszczenie geograficzne, zam ieszkuje bo­

wiem całą E uropę, prawie ca łą Azyą (z wy­

jątkiem , ja k się zdaje, południowych Chin i Indo-Chin), wreszcie A m erykę północną po Meksyk.

Bardzo do niego zbliżony je s t orzeł zys (A. cbrysaetus), ważną jed n ak cechą, d ając ą odróżnić zysa od o rła przedniego, je s t szary kolor czarnym m arm urkow any na wewnętrz­

nych chorągiewkach lotek pierwszo- i d ru g o ­ rzędnych, gdy m iejsca te u orła przedniego są czysto białe. N a d to zys zam iast czysto białej nasadowej połowy ogona p o s ia d a ją szarą z ciemnem m arm urkow aniem .— J a k to powiedzieliśmy wyżej, niektórzy ornitologo­

wie uw ażają cechy te za niew ystarczające i łączą zysa z orłem przednim .

Zys posiada, ja k się zdaje, rejon rozm iesz­

czenia daleko bardziej ograniczony, gdyż w e­

dług prof. M enzbiera, orzeł ten trzym a się prawie wyłącznie leśnych obszarów, brak go więc prawie zupełnie w Rossyi południowej, w stepach K irgiskich, w k raju Z akaspij- skim i t. d. Z drugiej strony niektórzy ucze­

ni są zdania, że zys trafia się tam wszędzie, gdzie się spotyka orzeł przedni, coby m iało służyć za dowód, że je stto tylko indyw idual­

na odmiana tego ostatniego. Co do nas, wo­

limy przyłączyć się do zdania wschodnio­

europejskich ornitologów, którzy, ja k P allas, Taczanowski, Pleske, M enzbier i wielu in­

nych, samodzielność gatunku zysa doskonało

') Najpotężniejszym z lofnych ptaków jest albatros (Diomedea exulans), którego siąg, we­

dług Benneta, ma 11 stóp ang. i 8 cali = 3,55 m.

Egzemplarz kondora, mierzony przez p. Kalinow­

skiego, miał 3,04 m siągu.

179

ustanowili. I w samej rzeczy, cechy, różnią­

ce oba te gatunki, są nieznaczne, lecz dosko­

nale ustalone, gdyż nigdy nie zdarza się spo­

tykać form pośrednich, któreby wprowadzały bałam uctw o w klasyfikacyi.

Oba te gatunki m ają obyczaje bardzo zbli­

żone, chociaż, według zdania obserwatorów, zys je s t daleko zwinniejszy od o rła p rz e d ­ niego, co mu pozwala nawet łowić zdobycz pośród leśnych gąszczy, czego orzeł przedni zrobić nie może. Z innych względów są one obyczajowo bardzo zbliżone i dlatego wy­

starczy ch arak tery styk a jednego z nich, a mianowicie o rla przedniego, jako znaczni©

pospolitszego (przynajm niej u nas) od o rla zysa.

Orzeł przedni w ybiera sobie zwykle miejsce stałego pobytu, skąd zwykł czynić codzienne wycieczki w promieniu mniej lub więcej roz­

ległym . Zwykle prom ień ten rozciąga się dalej w porze lęgowej, co łatw o objaśnia się potrzebą obfitszej pro wizy i. Wczesnym ra n ­ kiem orzeł puszcza się na łowy i k rążąc wy­

p a tru je zdobyczy, a zoczywszy ją , spuszcza się spiralnie, podlatuje ku ofierze i siadłszy n a niej zatap ia swe szpony. N iezm iernie ciekawy opis mordowania ofiary przez o rła podaje p asto r B rehm , ojciec znakom itego a u to ra „Życia zw ierząt”. P a s to r Brehm kilkakrotnie daw ał chowanemu o rłu żywe koty na pożarcie. Zwykle p tak rzucał się n a swą ofiarę i z a ta p ia ł pazury z ta k ą gwał­

townością, że było słychać rodzaj chrzęstu, a palce wyglądały ja k b y skurczone konwul- syjnie. N ajczęściej orzeł chwytał kota jed n ą ła p ą za głowę a drugą ściskał g ardziel aż do uduszenia. O statnią ze swych ofiar chwycił w taki sposób, że tylny szpon jednej nogi wpil w oko, gdy przedniem i palcam i obejm o­

w ał paszczę kota, aby tenże nie m ógł je j otworzyć; jednocześnie drugą nogą przytrzy­

mywał piersi, wpijając w nie pazury. K o t wił się ja k żmija, nogami w powietrzu wyma­

chiwał, lecz nie mógł się posługiwać ani nie­

mi, ani też zębami. I rzecz dziwna, źe orzeł przez cały czas tej strasznej agonii nie użył ani razu dzioba, a tylko dla utrzym ania rów nowagi ogonem się oparł o ziemię i skrzydl..

szeroko rozpostarł. Oczy m iał przytem krwi., nabiegłe, dziób rozw arty szeroko i ję z \k wystawiony, a wszystko zdradzało w ni; ; wściekłość nieporównaną. Biedny kot ] >

WSZECHSWIAT.

(4)

180 W3ZECHSWIAT N r 12.

trzech kw adransach takich to rtu r wyzionął j wreszcie ducha. B rehm pow iada,że ta strasz -

j

n a scena w yw arła n a nim takie wrażenie, że ju ż od tego czasu nie daw ał orłu żywych kotów.

Przytoczyłem opis B rehm a in extenso aby dać czytelnikowi pojęcie, jak^strasznem i śro d ­ kam i atak u rozporządza k ró l ptaków . P rzy jego potężnym locie, przy jeg o sile i odwa­

dze i z jeg o strasznem i szponami tylko więk­

sze zw ierzęta stare g o lądu ostać mu się mo­

gą. To też począwszy od sarny a skończyw­

szy n a myszy, ata k u je wszystkie nasze czwo­

ronogi; kirgizi Azyi zachodniej używają go przecież do polowania na wilki. S traszn e też spustoszenia czyni orzeł pom iędzy p ta k a ­ mi: czy to gęś, czy żóraw, czy cietrzew, lub w rona—wszystko mu jedno; lla d d e widział naw et ja k orzeł wschodni chwycił ze stada skowronka (C alandra). P ta k i wodne wy­

kręcić mu się też nie mogą, bo chociaż zrazu ra tu ją się nurkowaniem , to je d n a k póty k rą ­ ży nad niemi, aż w końcu znużone, d a ją się brać z łatwością.

P an u je między ogółem przekonanie, że o rzeł młode dzieci porywa; dziwi mnie wsze­

lako, że B rehm potw ierdza to mniemanie, o p arte na prostem „w idziano”. Możliwą je st zupełnie rzeczą, że orzeł napada, a może n a ­ wet w wyjątkowych razach pożera dzieci, pozostawione bez dozoru; lecz unieść mógłby chyba tylko świeżo narodzone niemowlę, bo ju ż zw ierzęta wielkości zająca pożera na miejscu, gdyż ich unieść nie je s t w sta n ie , a przecież średni za ją c waży 1 0 —12 funtów.

O powiadanie więc o porywaniu dzieci przez orły zaliczamy do kategoryi legend, ta k bu j­

nie w yrastających na gruncie fantazyi ludzkiej.

Sposób, w ja k i orzeł spożywa złowionego przez się p tak a, je s t godny uwagi: zaczyna zawsze od głowy, k tó rą z wyjątkiem dzioba pożera całkowicie, następnie przechodzi do szyi i dalej do ciała i nie ja d a nigdy w nętrz­

ności. Kości pożera zwykle i traw i je zu­

pełnie. P otrzebno mu są też pióra, bo je w znacznej części spożywa a następnie po kilku dniach w formie kuli dziobem wyrzuca.

G dy napotka padlinę chętnie na nią zapada i obficie pożera.

O rzeł gnieździ się w m arcu, a w kwietniu ju ż się w ylęgają m łode. W miejscach le­

sistych w ybiera pod gniazdo wysokie d rz e ­ wo — najczęściej dąb, ja k twierdzi prof.

M enzbier. U nas w dawniejszych czasach lą g ł się zapewne; obecnie zdarza się to n ad ­ zwyczaj rzadko.

G niazdo buduje z dość grubych gałęzi, tylko w ewnętrzną stronę wyścieła drobniej- szemi gałązkam i. Je stto budowla, m ająca około 1 m średnicy i tyleż wysokości. W gó­

ra c h ściele gniazdo z grubych ździebeł t r a ­ wy i umieszcza je na trudno dostępnych skałach. W stepach — według B reh m a — gnieździ się w prost na ziemi bez żadnej osło­

ny. J a j znosi 1— 3. W ielki promień ja ja wynosi około 8 cm, mniejszy— około 6 cm.

J a jo je st barw y żółtaw o-białej, a na niem nam azane grubo b ru n atn e plamy, miejscami

| ciemniejsze, a m iejscam i jaśniejsze. M ała różnica między wielkim i m ałym promieniem j a j a już nam wskazuje, że form a jego je st

! dość do kulistej zbliżona.

Bliskim obu poprzednich gatunków, choć doskonale od nich różniący się, je st orzeł cesarski (A ąu ila heliaca lub imperialis ').

W młodym wieku łatw o poznać go możemy po przeważającem jasnem orzechowem u p ie ­ rzeniu; w późniejszem wieku przybiera on stopniowo ciemne ub arw ien ie— poprzednio opisanych orłów, lecz jednocześnie n a piórach barkowych zaczyna się pokazywać bielizna, ta k że u bardzo starych osobników wszystkie pióra barkow e są czysto białe tworząc dwie szerokie smugi w formie litery V . Takie je d n a k osobniki m uszą się trafiać rzadko, bo z licznych okazów, ja k ie mi się przed oczami przesunęły, ani jeden tego nie posiadał, a tyl­

ko mniej lub więcej liczne b iałe pióra po­

m iędzy ciem no-brunatnem i.

Z innych cech ubarw ienia wspomnieć je s z ­ cze m ożna niezwykle jasno płowy w.erzch głowy i k a rk u przy bardzo ciemnem, niem al czarnem ubarw ieniu reszty ciała. Z cech ta k nazwanych plastycznych najw ybitniejszą je s t stosunkowa krótkość ogona, k tó ra naw et w locie pozwala wyróżnić tego o rła od zysa lub od o rła przedniego. Oprócz tego prze-

‘) Savigny opisał tego orla pod nazwą A.

heliaca w 1809 roku; nazwę zaś imperialis nadał mu Bechstein dopiero w 1812 roku; na zasadzie więc prawa pierwszeństwa musi się utrzymać na­

zwa pierwsza.

(5)

N r 12. WSZECHSWIAT. 181 ciętny orzeł cesarski je st nieco mniejszy od

tych dwu gatunków.

Orzeł cesarski zamieszkuje południowo- wschodnią E uropę, zachodnią oraz środkową Azyą poczynając od W ęgier, D alm acyi i Turcyi, przez R ossyą południową, zagłębie morza Kaspijskiego aź po brzegi H im alayów, stąd zalatuje naw et do Chin i Indyj wschod­

nich. Często też zalatuje do E giptu; prze­

ciwnie zaś bardzo rzadkim gościem bywa w Europie zachodniej. J u ż u nas w g ra n i­

cach K rólestw a Polskiego bywa ta k rz a d ­ kim, że ledwie jeden okaz tego p tak a, zabity w Otwocku w 1874 roku przytoczyć możemy, mimo że się lęże sporadycznie n a niezbyt odległej U krainie.

O rzeł cesarski z obyczajów je s t podobny do orła przedniego łub zysa, lecz widocznem jest z relacyj wszystkich badaczy, którzy mieli sposobność obserwować go na wolności, że musi być od nich mniej zręcznym. Sie- wiercow przytacza przypadek, w którym orzeł ten nie był w stanie wziąć zająca, gdyż ten przytulił się do stogu siana.

L ubi bardzo m iejsca po brzegach lasów i tu zwykł się gnieździć na drzewach, lecz w ich braku ściele sobie gniazdo na ziemi lub na obrywie skalistym. G niazdo podobnie zbudowane ja k u obu poprzednich gatunków, lecz niekiedy do wysłania wewnątrz używa kału końskiego. W edług obserwacyj Z a r a d ­ nego przykrywa młode gałęźmi z liśćmi, u d a­

jąc się na łowy lub podczas dnia upalnego.

(Dok. nast.).

Jan Sztolcman.

N I K I E L .

(Dokończenie).

Obiedwie metody, któreśm y rozpatrzyli, jedna zastosowana do ru d .arsenowych, d ru ­ ga do siarkowych, obiedwie te m etody b a r ­ dzo do siebie zbliżone, są mozolne, kosztow­

ne, zbyt długie i z tego względu niepraktycz­

ne. Gdy jedn ak system B essem era znalazł szerokie uznanie w m etalurgii stali, wówczas spróbowano spożytkować go przy w ytapianiu niklu; sposób ten pozwala odosobnić przez

spalenie, m angan, krzemionkę i węgiel—za­

chodzi więc pytanie, czy dałoby się n a jego mocy usunąć z ru d niklowych żelazo i siarkę, łatwiej podlegające utlenieniu niż nikiel i miedź? istnieje tu jed n ak ważna różnica, polegająca na tem , że łatwe do utlenienia pierwiastki stanowią 10% surowca, w rudach zaś niklowych dochodzą do wysokiego sto­

sunku 70—80% . Niezrażony tem i tru d n o ­ ściami M anhes spróbował zastosować system B essem era do wytopienia niklu z ru d zarów­

no siarkowych ja k arsenowych i doszedł do pomyślnych rezultatów . Postępuje on w n a ­ stępujący sposób: wyprażoną i stopioną rudę poddaje w wysokiej tem peraturze utlenieniu zapomocą silnego p rą d u powietrza w re to r­

cie, której wewnętrzne ściany wyłożone są topnikiem krzemionkowym; żelazo i siark a utleniają się, tlenek żelaza łącząc się z to p ­ nikiem daje żużel, a dwutlenek siarki ucho­

dzi jako lotny; jednocześnie pod wpływem gorąca kamień topnieje, a przyrządy d ziała­

ją tak energicznie, że utlenienie i stopienie trw a ją zaledwo kilkanaście minut, ru d a zaś dochodzi odrazu do wielkiego skoncentrow a­

nia. P róby ilościowe, robione nad ru dą, wy­

kazały, źe kamień, wprowadzony do re to rty B essem era, zawierający pierwotnie 16% ni­

klu, p o s ia d a ł:

po 5 m inutach 50,7% niklu 11 miedzi

38.2 żelaza i siarki po 10 m inutach 51,8% niklu

14,1 miedzi

35,6 żelaza i siarki po 16 m inutach 70,6% niklu

11.3 miedzi 1,2 żelaza 17,44 siarki

W żużlu z ostatniej próby znaleziono je d ­ nak 10,05% niklu, co wykazuje, że ogrzewa­

nie było zbyt silne lub zadługie,—chcąc uniknąć podobnej stra ty należy pilnować, aby ilość żelaza w kam ieniu zbytecznie się nie obniżyła. M etoda ta, pozw alająca w p ręd ­ kim czasie skoncentrować m inerał niklowy od 16— 70% je s t daleko praktyczniejszą od poprzednich.

V]llon ulepszył w znacznym stopniu spo­

sób M anhesa, wprowadzając w grę działanie

przegrzanego strum ienia pary wodnej; m ożna

(6)

1 8 2

WSZECHS WIAT N r 12.

■wówczas pozbyć się całkowicie żelaza bez | u tr a ty niklu,— przez wdm uchiwanie kw arcu sproszkowanego lub piasku u łatw ia się wy­

tw orzenie i spłynięcie żużli, bezwodnik zaś siarkaw y, odprowadzony do odpowiedniej części przyrządu, zbiera się w postaci roz­

tw oru, a 1 to n a ru d y d ostarcza zwykle 1 500 litrów dziesięcioprocentowego kwasu siark a­

wego.

N ikiel m etaliczny możemy wydostać z k a ­ m ienia w sposób analogiczny ja k ze szpejzy:

rozpuszczam y mianowicie w kwasie solnym i, po osadzeniu miedzi i żelaza, strącam y wo- d a n niklu mlekiem wapiennem, a z tego związ­

ku przez wyprażenie otrzym uje się tlenek niklu. Is tn ie je je d n a k bardzo wiele m etod przy rozdzielaniu m e ta li: jed n i d z ia ła ją na sucho, inni wolą drogę roztworów kwasowych,

— w których różnem i sposobami przez odpo­

wiednie strącanie m ożna się pozbyć zanie­

czyszczeń; m etoda roztw orów j e s tj zresztą p rakty czniejszą i powszechnie te ra z uży­

waną.

Związki tlenkowe niklu przed staw iają znacznie mniej trudności w w ytapianiu, niż arsenowe lub siarkowe; dawniej działano zwykle na sucho, lecz sposób ten zo stał dzi­

siaj zastąpiony przez inne, lepsze metody.

S ta ra m etoda p olegała w głównych zarysach n a zredukow aniu tlenków do stan u m e ta ­ licznego, rozdzielenie je d n a k m etali okazało się bardzo trudnem i wymagało zbyt wiele czasu i pracy: w ta k i sposób postępow ał G arn ier, gdy odkrył pokłady w Nowej K a le­

donii. In n i ulepszyli tę m etodę, redu k u jąc częściowo tlenki m etaliczne w celu odosob­

nienia tylko niklu, obdarzonego słabszem powinowactwem do tlenu, niż tow arzyszące m u zazwyczaj m etale—m ożna wówczas wy­

b ra ć nikiel, k o rzystając z jeg o własności m agnetycznych.

M ond d ziałał n a rudy niklowe zapom ocą tlen k u węgla: w odpowiednich w arunkach wytworzyć można tym sposobem związek zwany karbonilo-niklem , niezm iernie lotny i łatw o dający się rozłożyć przez ogrzewanie;

otrzym any nikiel je s t wówczas bardzo czysty i może być otrzym any w rozm aitych k ształ­

tach , np. w formie arkuszy, lecz sposób ten, świetne dający rezu ltaty w pracow ni, p rz ed ­ staw ia zbyt wiele trudności w zastosowaniu fabrycznem . Istn ieje bardzo wiele sposobów

rozdzielania m etali w rudach tlenkowych za­

pomocą m etody rostworów, można postąpić z tem i związkam i zupełnie w tak i sam spo­

sób ja k ze szpejzą lub kamieniem, przez ro z ­ puszczenie w kwasie solnym, osadzanie stop ­ niowe żelaza i miedzi, nikiel zaś w postaci w ęglanu doprowadzam y do stanu m etalicz­

nego. M ożna też sproszkow aną rud ę go to­

wać w wodzie, działając dwutlenkiem siarki, nikiel rozpuszcza się wówczas przechodząc w sta n siarkonu, z którego łatw o się daje odosobnić. In n i wreszcie wolą zamienić m ie­

szaninę tlenków na siarczany, przez rozpusz­

czenie w kwasie siarczanym ,— a gdy m asa ostygnie i stw ardnieje, oddzielamy płóka- niem siarczany niklu i innych m etali od tr u d ­ niej się rozpuszczającego siarczanu żelazne­

go. Rozpuszczone siarczany osadza się wapnem, a osad poddaje działaniu am onia­

ku, k tóry rozpuszcza jedynie związek niklo­

wy. Dzisiaj używ ają najczęściej metody j m ieszanej, t. j. d ziała ją n a sucho i dro gą roztworów; najpraktyczniej je s t zamienić po-

| dobno rudy tlenkowe n a m ieszaninę siarków, do których łatw o zastosować się daje system B essem era — ostatecznie zaś rozdzielenie

j

niklu od pozostałych domieszek dokonywa się przez osadzanie w roztw orach.

W handlu spotykam y nieraz nikiel czysty i w postaci małych, błyszczących sześcianów;

j

otrzym uje się je przez zredukowanie tlenku I dostarczanego obficie, wyżej wymienionemi sposobami; redukcyi tej m ożna dokonać w rozm aity sposób. M ożna użyć węgla drzewnego i melasy, k tó re pomieszane z tlenkiem na ciasto ogrzewa się do wysokiej tem peratury; nikiel, otrzym any tym sposo­

bem, nie przedstaw ia jed n ak powierzchni błyszczącej, je s t prędzej podobny do gąbki m etalicznej, złożonej z odtlenionych o k ru ­ chów,—to też musi być stopiony w tygiel- kach zanim pójdzie do handlu. R edukow a­

nie wodorem je s t niezm iernie kosztowne i z tego względu rzadko używane choć wy­

daje p ro du kt b ardzo czysty. W Nowej K a ­ ledonii sto sują do produkcyi czystego niklu elektrolizę, używ ając za elek trolit siarczanu niklu i am onu. Stopiony nikiel je s t jedn ak zbyt kruchy i nie d aje się wyciągać w cienkie dru ty oraz łam ie się podczas klepania, wy­

tw orzona bowiem drobna ilość tlenku niklu

n ad aje mu te niepożądane własności; nie-

(7)

WSZECHSWIAT 1 83

wielka domieszka cynku, m agnezu lub glinu powraca niklowi pierw otne zalety. Z niklu handlowego można dopiero różnem i drogam i analitycznie otrzym ać nikiel chemicznio

■czysty, gdyż sześcienny zawiera zwykle jakie 1,5% ciał obcych.

N ikiel tworzy z m etalam i aiiaźe, obdarzo­

ne rzadkiem i zaletam i,—głównie też używany bywa w tej postaci. G a rn ie r pierwszy za u ­ ważył, że niewielka dom ieszka niklu n ad aje ielazu więcej h artu , więcej trw ałości i wpadł na myśl stosowania niklu w m etalurgii że­

laza i stali. Dokonane próby wykazały, że żelazo i stal bardzo wiele zyskują wobec drobnych ilości niklu, nietylko bowiem stają, się twardszem i, ale zabezpieczone są od u tle­

nienia; nic też dziwnego, że aliaże te n ab rały wielkiej doniosłości w różnych zastosowaniach.

Stal niklowana używa się do wyrobu b ro n 1 palnej, szabel, na naboje, do osłaniania robót fortyfikacyjnych lub do opancerzania okrę­

tów wojennych przeciw strzałom z dział.

W edług obrachowań specyalistów stal zys­

kuje do 20% n a tw ardości skutkiem do­

mieszki niklu, to też stapianie niklu ze stalą je s t bezsprzecznie najważniejszem zastoso­

waniem tego m etalu. N ikiel łączy się we wszelkich stosunkach z miedzią d ając wielką ilość aliaźy, coraz to większą zyskujących wziętość, a zw anych pospolicie bronzam i.

D om ieszka 1 5 % niklu n ad aje miedzi barw ę zupełnie b iałą, a przy 25 % dochodzimy do najczystszej białości; z tych bronzów w yra­

biają przedm ioty, zwane zwykle niklowemi, up. zegarki, pudełka, tace, przedm ioty g a­

lanteryjne, nakrycia stołowe, najważniejszym je d n a k użytkiem je s t zastosowanie tych bron- -zów do wybijania monety, rozpowszechnionej w wielu krajach, np. w N iem czech, Belgii, Szwajcaryi, w Stanach Zjednoczonych. Z ma- łemi ilościami glinu otrzym uje się potrójny ałiaż, niezm iernie trudno się utleniający,

•trudno rozpuszczalny, tw ardy i z tych powo­

dów zastosowany do w yrabiania przyrządów

■chirurgicznych. M ożna wreszcie stapiać ni­

kiel z m iedzią i cynkiem, a otrzym am y n a j­

pospolitszy i najdaw niej znany aliaż niklo­

wy, t. zw. srebro nowotne (nejzylber). In n e aliaże walczą o lepsze z platy n ą, próbując ją wyrugować z wielu przyrządów chemicznych, inne, ryw alizują ze sreb rem ze względu na swój połysk i białość, choć złożone są prze­

N r 12

ważnie z niklu i miedzi oraz niewielkich ilo­

ści cynku, cyny, antym onu i żelaza W szyst­

kim tym związkom nikiel n ad aje wiele mocy, twardości i zdatniejszem i je czyni do staw ia­

nie oporu przeciw szkodliwym wpływom po­

wietrza.

W krótkim czasie po odkryciu sposobów galwanoplastycznych, zaczęto stosować niklo­

wanie drog ą elektrolizy do przedmiotów że­

laznych, łatw o podlegających utlenianiu, lub miedzianych, tracących z czasem swój blask i elegancyą; autorowie o dradzają wszakże używania podobnych przedmiotów, m ających służyć do przechowywania piwa, h erbaty i płynów kwaśnych. K ąpiele niklowe przy­

rządzane są z jaknajczystszych soli, gdyż doświadczenie stwierdziło wielokrotnie, że drobne nawet domieszki m etali obcych n a ­ dawały osadom niklowym odblask żółtawy lub wygląd plam isty,— najczęściej używają siarczanu niklu i am onu, rozpuszczonego w wodzie dystylowanej, sta ra ją c się o od­

czyn słabo kwaśny, gdyż z kąpieli alkalicznej niepodobna otrzym ać pięknego i błyszczące­

go osadu, a przecież główną zaletą zewnętrz­

ną przedmiotów niklowanych je s t ich srebrny połysk; odczyn zbyt silnie kwasowy wpływa niekorzystnie na trw ałość powierzchni niklo­

wej. W czasie elektrolizy odczyn płynów ciągle się zmienia, to też niemało trudności przedstaw ia bezustanne czuwanie nad reak- cyą kopieli i nad jej tem p eratu rą, k tó ra nie­

zmiennie powinna wynosić koło 30° G.

M ożna pokrywać tanie przedm ioty piękną napozór choć nietrw ałą powierzchnią niklu przez proste zanurzanie w rostw orach niklo­

wych,—najlepsze rezultaty daje w tych r a ­ zach rostwór siarczanu niklu i amonu, zmie­

szany z chlorkiem cynku: przez wygotowanie w tej kąpieli przedmioty pokryw ają się po­

wierzchnią niklową, podobną do tej, k tórą się otrzym uje przez elektrolizę.

W ostatnich czasach skorzystano z włas­

ności niklu stapiania się w wysokiej tem pe­

ra tu rze z żelazem i stalą, i zastosowano j ą do niklowania; gdy blaszkę stali pokryjem y z obu stron cienkiemi blaszkam i niklu i pod­

damy nagorąco walcowaniu, wówczas otrzy­

m ać można jeden arkusz mniej lub więcej

cienki, a tak jednolity, żo głębsze dopiero

badania wykryją w nim dwa m etale. Z ta ­

kich blach w yrabiają reflektory i wszelkie

(8)

184 WSZEOHSWIAT N r 12.

przedm ioty kuchenne zwane niklowemi, są one znacznie trw alsze od niklowanych drogą elektrolizy.

N ikiel używa się również do w yrabiania cienkich drutów, których średnica nie p rz e­

wyższa ’/ 2o części mm; 1800 w takiego d ru tu waży niecałe 100 g,—-druty te po najdłuż- szem użyciu nie tra c ą swego pięknego białe­

go koloru. Tygielki niklowe przew yższają w pewnych zastosow aniach srebrne, są od nich trudniej topliwe i gorzej przewodzą ciepło, niestety używanie ich po pracowniach chemicznych nie zawsze d a się zastosować z powodu łatw ości, z ja k ą podlegają działa­

niu kwasów.

N ikiel coraz to szersze znajduje wzięcie w dziedzinie przem ysłu i skoro zważymy, że je s t m etalem m łodym, dopiero od niedaw na poznanym i spożytkowanym, gdyż m e ta lu r­

gia tego pierw iastku rozpoczęła się rozw ijać j zaledwie od la t p iętn n stu , a mimo tego d a ła świetne stosunkowo rezultaty, to fakty te wy­

mownie przemówią za doniosłością zalet tego pierw iastku. Isto tn ie czysty nikiel rzadkie- mi je s t obdarzony własnościami, do dziś dnia wszakże je s t zbyt kosztowny dla wielkiego przem ysłu, zalet tych swoich nie trac i je d n a k w aliażach i te n a b ra ły wielkiej wagi w dzi­

siejszym handlu: wystarczy tu przytoczyć stosowanie niklu do w yrabiania żelaza i stali.

Niklowanie drogą elektrolizy wiele jeszcze przedstaw ia trudności, gdyż nie zdołano zna­

leźć odpowiedniego sposobu, zapomocą k tó ­ rego dałoby się otrzym ać jednorazow o je d ­ nolitą, błyszczącą powierzchnię a grubszą n ad jed n ę czterdziestą część m ilim etra.

W przyszłości jednak, może naw et w k ró t­

kim czasie, postępy nauk przyczynią się nie­

zawodnie do usunięcia tych przeszkód, a wówczas nikiel stanie się jednym z n a j­

częściej używanych i najpraktyczniejszych ! m etali. D -r Zofia Joteyko-Rudnicka.

P O G L Ą D na

dzieje układnictwa zoologicznego.

(Ciąg dalszy).

G dy M alpigbi używ ał m ikroskopu z celem, jak o badacz, to inny znakom ity mikrosko- p ista siedem nastego wieku, A ntoni von Leeu- !

wenhoek, za ją ł się drobnowidzowem rozpa­

tryw aniem przedm iotów przyrody b ard ziej dla zabawy, ja k o dyletant. N ie otrzymaw­

szy specyalnego w ykształcenia przyrodnicze­

go, z a ją ł się on z am ato rstw a szlifowaniem soczewek, zapom ocą których rozpatryw ał co­

raz to inne przedm ioty żywej n atu ry , nie kierow any żadnym planem naukowym. Z a ­ interesowawszy się bardzo tem i spostrzeże­

niami, począł opisywać wszystko, co widział, a tą d ro gą udało mu się dokonać wielu cie­

kaw ych i doniosłych odkryć, które znaczny m iały wpływ n a dalsze losy nauki. On to pierwszy odkrył ciałk a krwi, pierwszy spo­

strze g ł ruch krwi w naczyniach ogona kijan ­ ki żabiej, zauważył poprzeczne prążkow anie włókien mięśniowych, w łóknistą budowę so­

czewki oka i t. d., a wspólnie ze studentem Ludwikiem von H am m en, odkrył ciałka n a ­ sienne u różnych zwierząt. N ad to o d krył wiele ciekawych szczegółów w budowie m i­

kroskopowej pchły, kom ara, różnych chrząsz­

czy, małżów i t. d., on też pierwszy spraw ­ dził bezpłciowe rozm nażanie się mszyc, pącz­

kowanie u stułbi (H yd ra), pierwszy opisał wrotki, a przedewszystkiem — wymoczki i wy­

m ienił dość liczne ich postaci.

Jeżeli Leeuwenhoelc był wyłącznie m ik ro - skopistą i przytem badaczem , pracującym bez ścisłego celu naukowego, to inny współ­

czesny mu zoolog, J a n Swam m erdam (1637—

1680), au to r słynnej „Biblia n a tu ra e ”, lekarz, któ ry zaniechawszy prak ty ki jak o nędzarz życie zakończył, pracow ał ju ż m etodą ściśle naukow ą i uw ażał mikroskopowanie tylko za środek do poszukiwań um iejętnych. K lasy cz­

ne były jego badania nad przeobrażeniam i owadów, budową ciała tych ostatnich, n a d ­ to poszukiwania n ad anatom ią mięczaków (zwłaszcza ślim aka winniczka, oraz mątwy).

P raco w ał on też wiele nad rozm nażaniem się zw ierząt i s ta ra ł się wykazać, że to ostatnie odbywa się w zasadzie w jednakow y sposób w całym świecie zwierzęcym. Nieszczęśliwy w życiu i pełen pietyzm u, łączył zawsze b a ­ dania naukowe z ideą, że celem tych ostatnich je st dowiedzenie potęgi Stwórcy i wykazanie cudowności natury.

Z a g a d k a rozm nażania się zwierząt, k tó ra j- ta k żywo zajm ow ała Sw am m erdam a, stano­

wiła przedm iot poszukiwań i dla wielu in­

nych badaczy siedem nastego stulecia. Mię-

(9)

K r 12. WSZECHSWIAT. 1 8 5

dzy innemi pytanie, czy istoty żyjące mogą powstawać bez udziału rodziców czyli drogą samorództwa, było przedm iotem dociekań ze strony słynnego uczonego włoskiego, F r a n ­ ciszka Redi (1626— 1697). Jeszcze od cza­

sów A rystotelesa rozpowszechniona była wówczas w iara w sainorództwo i to istot 0 tak wysokiej stosunkowo organizacyi, ja k niektóre owady i robaki; sądzono np. że ro- bakowate larwy, ukazujące się na gnijącem mięsie, pow stają sam orodnie, zarówno ja k 1 robaki w nętrzne, lęgnące się w jelitach człowieka i zwierząt. R edi wykazał, że po­

gląd taki je st najzupełniej błędny, z rzeczy- wistemi faktam i niezgodny. Dowiódł, że larwy robakow ate u k azają się nie sam orod­

nie, lecz z ja j, składanych n a gnijącem m ię­

sie przez pewne muchy, a tw ierdził że w nętrzniaki pow stają w żywicielach drogą zarażania się tychże, t. j. przez spożycie ja j lub zarodków; sam orodnie zaś rozw ijać się nie mogą.

Oprócz wymienionych powyżej badaczy, którzy znacznie rozszerzyli w idnokrąg wie­

dzy zoologicznej w stuleciu, o którem mowa, liczni inni autorow ie w tym że okresie czasu pracowali w tym samym kierunku. W ilhelm H aryey (ur. w 1578 r.) -opisuje krążenie krwi, wypowiada słynny aforyzm : omne vivum ex

o y o

(wszystko, co żyje, rozwija się z jaja).

Mikołaj Steno b ad a u k ład mięśniowy, Blaes, Oaldesi, Tyson, H eide i wielu innych zdoby­

wają bardzo liczne nowe fakty w dziedzinie anatom ii licznych zw ierząt. Jednocześnie do postępu nauki przyczyniają się nowe instytu- cye, mianowicie akadem ie, ja k np. A cadem ia N a tu rae Curiosorum (1652) w Schweinfurcie, Royal Society w Londynie (1662), akadem ia francuska w P ary ż u (pierwszy je j początek d ał Richelieu w r. 1633) i t. d., a nadto z a ­ czynają się tu i owdzie zawiązywać muzea przyrodnicze (np. w r. 1622 w W iedniu) dla celów naukowych i dydaktycznych. Stopnio­

wo i powoli wzbogaca się wszystkiemi temi drogami wiedza zoologiczna, w idnokrąg fak ­ tów staje się coraz obszerniejszy, a tym spo­

sobem przygotowuje się g ru n t dla p rac dwu genialnych system atyków 17 i połowy 18-go wieku, J a n a R a y a i K a ro la L ineusza, któ­

rzy nadali główne piętno ówczesnemu kie­

runkowi w zoologii.

IV .

Często się przyjm uje, że Lineusz pierwszy wprowadził do nauki pojęcie gatunku (spe- cies) i że od niego d atuje się nowa era w układnictwie zwierząt. W rzeczywistości jed n ak zasługa ta przypada w udziale Rayo- wi, którego uważać należy za duchowego po­

przednika Lineusza. R ay (ur. w 1628 r.), uczony angielski, uczynił pierwszy krok do przekształcenia zoologii w umiejętność, która w tej nowej postaci p rzetrw ała la t blisko 200. Ukończywszy studya w uniwersytecie w C am bridge, znalazł się w rzadko szczę- śliwem położeniu, ponieważ przyjaciel jego, również przyrodnik, Franciszek W illoughby, zapisał mu znaczną dosyć rentę dożywotnią i umożliwił mu przeto całkowite poświęcenie się nauce. Ray wyzyskał należycie to poło­

żenie, a długie życie pozwoliło mu wiele b a r­

dzo zdziałać. Dwa głównie momenty m usi­

my podnieść, oceniając wiekopomne zasługi R aya : 1) on pierwszy wprowadził do nauki pojęcie gatunku w tem znaczeniu, ja k dziś je przyjm ujem y, 2) on pierwszy uznał dane anatom iczne jak o podstawowe i zasadniczo ważne dla klasyfikacyi. Do czasów R aya używano wyrazu „spccies” w znaczeniu czys­

to formalnem, oznaczając przezeń ta k w ła­

ściwe pojęcie gatunku, jako też pojęcia b a r ­ dziej nadrzędne i to w sposób całkiem do­

wolny. R ay zaś okreśłił ściślej to pojęcie, tw ierdząc, że do jednego g atu n k u (species) należą osobniki męskie i żeńskie, różniące się pomiędzy sobą wogóle o tyle, o ile różnić się mogą dzieci jednych i tych samych rodziców.

Przyjm ow ał on, źe cechy g atunku, w ahające się w granicach powyższych, są zresztą wogó­

le stałe. .Niezmienność gatunku nie była jed n ak dla niego takim postulatem ja k dla wielu jego następców. W dziele p. t. „H i­

storia p lan taru m ” (1686) dowodzi on nawet, że u roślin miewa miejsce przem iana gatun­

ków („transm utationes specierum ”). S ta ra ­ ją c się n adać ścisłe, a określone znaczenie wyrazowi „g atu n ek ”, R ay nie zdobył się już n a to samo ze względu na rodzaj (genus), lecz za przykładem wszystkich swych po­

przedników używał wyrazu „genus” znów w znaczeniu czysto formalnem , oznacza­

ją c przezeń to ogólniejsze, to bardziej pod-

(10)

WSZECHSWIAT. N r 1 2 . 186

rzędne grupy system atyczne, całkiem do­

wolne.

Co dotyczę klasyfikacyi, to R ay p rz e p ro ­ wadził ją głównie ze względu n a zw ierzęta kręgowe, z bezkręgowych zaś uw zględnił ty l­

ko owady. Pochodziło to w części stąd, że znajomość zw ierząt bezkręgowych nie była jeszcze wówczas dostateczną, w części zaś stąd, że powierzył on opracowanie mięcza­

ków i robaków przyjacielow i swemu M. Li- sterowi. Jakkolw iek R ay zaznacza, że wszystkie zw ierzęta p o siadają ciecz odżyw­

czą, t. j. krew, i że naw et niektóre z t. zw.

„bezkrw istych” zw ierząt m ają krew czerwo­

ną, np. dżdżownica, to jed n ak przyjm uje on podział A ry sto telesa na: opatrzone krw ią i bezkrw iste „jako najw ygodniejszy i n a j­

bardziej znany”. D la wykazania, ja k różno­

rodne znam iona anatom iczne b ra ł on pod uw agę i n a ja k ściśle naukow ych podstaw ach p ra g n ą ł oprzeć swój system, w ystarczy, gdy przedstaw im y jego podział zw ierząt k ręgo- - wych. Otóż przedewszystkiem dzieli on je na oddychające płucam i i oddychające skrze- lam i. Co do pierwszych, to odróżnia pośród nich dwie g ru p y : 1) posiadające serce o dwu kom orach i 2) opatrzone sercem o jednej komorze. Plucodyszne, dwukomorowe dzielą się n a : żyworodne, t. j. na lądowe lub ziem ­ nowodne owłosione i w odne—wieloryby, oraz na jajorodne, t. j. p tak i. Jednokom orow em i i płucodysznem i są : żaby, jaszczury i węże.

Do skrzelodysznych należą ryby „wyjąwszy wieloryby”. D la p rzykładu rozpatrzym y jeszcze tylko podział zw ierząt ssących we­

dług R aya. A u to r ten bierze tu pod uwagę sposób uzbrojenia palców, dzieli więc ssaki n a kopytne i na pazurow ate lub paznokcio- wate. Do pierwszych zalicza: jednokopytne, dwukopytne (przeżuw ające i nieprzeżuw ające t. j. „ro d zaj” świń), oraz czterokopytne (no­

sorożec i hipopotam ). Pazurow ato-paznok- ciowe dzieli na m ające nieruchom o połączone palce (słoń), oraz n a opatrzone ruchom em i, wolnemi palcam i. Z tych ostatnich jed n e są opatrzone paznokciam i (m ałpy), inne pazu­

ram i; pazurow ate zaś dzielą się dalej ze względu n a uzębienie n a dwie g ru p y : na opatrzone wielu siekaczam i w obu szczękach i na m ające tylko dwa siekacze (genus L e- porinum , t. j. dzisiejsze gryzonie). P ośród jozdzielnopaleow ych R ay odróżnia wreszcie

postaci „an o rm aln e”, do których zalicza dzi­

siejsze bezzębne, rękoskrzydłe i owadożerne, nieużywając n atu ra ln ie tych terminów.

Przytoczyliśm y ten podział R aya dla oka­

zania, że badacz ten m iał jasn e pojęcie o k o ­ nieczności wyróżniania gru p nadrzędnych i podrzędnych oraz uwzględniania n ajro z­

m aitszych znamion anatom icznych. S ąd zi­

my, że zbytecznem byłoby przytaczanie w tern miejscu podziału ptaków, gadów i ryb oraz zwierząt „bezkrw istych”, do których R ay z a lic z a : głowonogie, skorupiaki i owady;

te o statn ie nazyw a: T estacea. Z resztą, ja k powiedzieliśmy, szczegółowo rozwija on swo­

je zapatryw ania układnicze tylko ze względu n a kręgowce oraz owady, wszędzie kierując się tem i sam em i ogólnemi zasadam i, co przy podziale ssaków.

Od czasów R ay a do chwili ukazania się znakom itych pism genialnego Lineusza pano­

w ał w rozwoju system atyki zoologicznej względny spokój, a raczej drobnemi krokam i posuw ała się ona naprzód, przygotowując g ru n t dla działalności wielkiego przyrodnika szwedzkiego. Niem niej przeto b ad an ia a n a ­ tomiczne nad różnem i przedstaw icielam i zw ierząt, oraz opisy postaci należących do różnych g rup poszczególnych, dostarczały coraz to obfitszego rnatery alu zoologicznego.

T ak, M ichał S arrasin, Tyson, Lorenzini opi­

sują anatom ią wielu kręgowców, Y allisneri czyni liczne spostrzeżenia nad przeo braże­

niam i owadów, J . L . E y sat zapoznaje nas (1661) z wielką ilością nowych postaci ryb środkowoeuropejskich, B reyn czyni znako­

m ite spostrzeżenia w dziedzinie m alakologii (dzieli między innomi mięczaki na ośm „klas”), R eau m u r opracowuje rozm aite grupy, zwłasz­

cza owady, szkarłupnie i jam ochłony, Lui- dius (stą d rodzaj rozgwiazdy: Luidia) i Linek czynią znakom ite spostrzeżenia n ad budową i życiem szkarłupni, a Peysonnel nad k o ra­

lami. Słowem, w krótkim stosunkowo okre­

sie czasu nagrom adziła się znaczna liczba prac, które poczęści odsłaniały całkiem no­

we dziedziny, poczęści dopełniały, uzupełnia­

ły i prostow ały b ad an ia dotychczasowe. Z e

względu n a wszystkie grom ady zw ierząt

ukazywały się nowe poglądy i nowe dążenia

system atyczne, n ad to zaczęto uczuwać b ra k

term inologii naukow ej, a te sam e pojęcia

m usiano nieraz długiemi wyrażać okresam

(11)

N r 12. WSZECHŚWIAT. 1 8 7 i omawiać wielokrotnie. W anatom ii pano­

wał chaos faktów, wykazywano bowiem tylko różnice, a nie zwracano uwagi na jedność w budowie i hom ologią organów; porówny­

wano prawie tylko ustroje najwyższe z orga­

nizmem ludzkim, o porównywaniu zaś budo­

wy różnych grom ad mowy praw ie wcale nie było. Przedewszystkiem zaś olbrzymia ilość opisanych gatunków zaledwie m ogła być objęta i ogarnięta wskutek b ra k u term ino­

logii odpowiedniej, a zwłaszcza pojęcia r o ­ dzajów. Uczuwano tedy na każdym kroku trudności, wyczekiwano jakiejś nowej m eto­

dy, nowej drogi, po k tórejby zoologia swo­

bodniej i bez obawy zgubienia się i u tra ty gruntu pod sobą postępować m ogła naprzód.

I oto, w tej krytycznej chwili zjaw ia się g e­

niusz K a ro la Lineusza, zw racając zoologią na nowe tory i zaprow adzając ła d i porządek w chaosie zdobytych dotąd faktów. J e d n o ­ cześnie z Lineuszem pracow ał Ją k ó b Teodor Klein (1685— 1759), a jakkolw iek zasługi jego na polu system atyki są bardzo znaczne, to jednak dla historyi zoologii prace jego miały znaczenie podrzędne dlatego właśnie, że przypadły w czasie działalności Lineusza, przyćmione wobec św iatła, jak ie roztaczały poglądy znakomitego przyrodnika szwedz­

kiego. Z re sztą o zasługach i pism ach K le i­

na mieliśmy sposobność n a innem miejscu mówić we W szechświecie ') i dlatego pom i­

ja ją c go obecnie, przystąpim y w prost do rozpatrzenia zasadniczych i doniosłych zmian, jakie wprowadził do zoologii K a ro l Lineusz.

( C. d. n.).

P rof. d-r J ó z e f N usbaum .

Flora kwiatowa W. ks. Poznańskiego.

Ze sm utkiem i wstydem przyznać należy, że do poznania flory AV. ks. Poznańskiego polscy badacze w bardzo m ałym przyczynili się stopniu. P o czątek spostrzeżeniom rośli-

') L. Bojanus i J. T. Klein. W szechświat . 1 8 9 5 , str. 291.

noznawczym d ał d r W ojciech A dam ski '), którego p raca rękopiśmienna, dotycząca flory poznańskiej, zaginęła, a pozostały z niej ty l­

ko urywki, ogłoszone w kilku num erach

„Gazety W . ks. Poznańskiego” z r. 1828, które skupiają 174 g atunki roślin, zebranych w 68 różnych miejscowościach, przeważnie w pow. kościańskim.

P oczątki, zrobione przez Adamskiego, nie rychło znalazły naśladowców, dopiero w r.

1840 i 1841 A lb e rt Pom puch w dwu p ra ­ cach przedstaw ia roślinność Trzem eszna, Mogilna, Strzelina, Szubina i Inowrocławia.

P o nich w 10 la t zasłużony badacz flory poznańskiej Je rz y A d o lf R itschl (ur. 1816, zm arły 1866 r.), ogłosiwszy pierw szą swą pracę 2), d ał podstawy do dalszych badań i obserwacyj, które wzbogacił dalszemi przy­

c z y n k a m i, zajm ującem i się mieszańcami roś- linnemi W . ks. Poznańskiego (r. 1851 i 1857) i nowemi dla tej prowincyi roślinnem i n aby t­

kami.

W r. 1860 d-r Jó z e f Szafarkiewicz zesta­

wił rośliny według flory R itschla i uzupełnił

j

swemi spostrzeżeniam i, które wciąż robił aż

! do śmierci swej w r. 1893. N a nim i W .

| Adamskim kończy się poczet polskich bada- czów flory poznańskiej. Tylko niemieccy floryści w rozmaitych kierunkach przebiegają tę zaw ładniętą prowincyą i ogłaszają rezul-

| ta ty swych spostrzeżań. F r . K ornicke (1863), L . K uhling (1866) b a d a ją okolice Bydgosz­

czy, Inow rocław ia, Szubina, N a k ła i Ł a b i­

szyna, w r. 1872 M arte n okolice Ostrowa, R uhiner (1877) okolice W ałcza i Złotowa, Struve (1884)—pow iat poznański i szamo­

tulski, A. Nowicki (1885 i 1886) okolice W ągrow ca.

Najczynniejszym i jed nak przedstaw iają się Spribille i S traehler. Pierwszy od r. 1883 herboryzuje w okolicach Śrem u, Szubina (1887), S trzelna i Inow rocław ia (1883 i 1889), Bydgoszczy (1893); drugiem u zawdzięcza do­

kładne poznanie leśnictwo T heerkeute w oko­

licach K ru cza i Smolnik w pow. czarnkow- skim. Uogólnienia wreszcie i zasięgi roślin

') D-r B. Krzepki. D-ra Wojciecha Adam­

skiego Materyały do flory W. ks. Poznańskiego.

Poznań, 1896.

2) Georg Ritschl. Flora des Grossherzog-

thuras Posen. Berlin, 1850.

(12)

J 8 8 WSZECHŚWIAT. N r 12.

poznańskich w zestawieniu z innem i k ra ja m i b ad a i przedstaw ia znany niem iecki botanik P . A scherson (1884— 1891).

W ta k i sposób przedstaw iała się zn ajo ­ mość flory W . ks. Poznańskiego, kiedy w r.

1894 w lipcu przy niemieckiem Tow arzystw ie przyrodników w Poznaniu utworzony został oddział botaniczny, którego najbliższem z a ­ daniem je s t dokładne zbadanie miejscowej roślinności. W tym celu urządzane są stale zebrania sekcyjne w Poznaniu, wycieczki b o ­ taniczne do bliżej leżących miejscowości i jed n o wędrowne zebranie corocznie w in- nem mieście (w r. 1894 w S zam otułach, w r. 1895 w G nieźnie). P rzy M uzeum pro- wincyonalnem w P oznaniu założono Zielnik flory poznańskiej. O p łata za udział w od­

dziale botanicznym wynosi dwie marki; człon­

ków dotąd liczy 71, którzy otrzy m u ją bez­

p łatnie wydawany przez d -ra P fu h la org an oddziału : Z eitschrift der B otanischen A b- theilung d er N aturw issenschaftlichen Y erein

der Provinz Posen.

D otąd pism a tego wyszły trzy tom iki za la ta 1894—1896. P o d względem objętości i treści p rzedstaw iają się bardzo skrom nie, tak , że nie mogą wytrzymać porów nania z działem botanicznym w naszym P am iętniku lizyograficznym. P rócz dokładnego życiory­

su G. R itschla, wszystkie praw ie p race są to krótkie i pobieżne notatki i w rażenia z jedno lub kilkodniowych wycieczek botanicznych (Pfuhla, Y orw erka, Bocka, S ta atsa, Struvego, E . Piecka, W ittchena, Schubego). Rośliny kwiatowe m ają stanow czą przew agę nad za- rodnikowemi, z których mchy przytacza H . M iller, a grzyby sprzedaw ane n a ta rg a c h w Poznaniu wylicza P fuhl.

N ajw iększą w artość p o siadają uzupełnie­

nia i dodatki do poprzednich p rac S pribilla, które zaw ierają bardzo wiele ciekawych spostrzeżeń i obserwacyj z okolic Śrem u, Szubina, S trzelna i Inow rocław ia, t. j. okolic bezpośrednio z K rólestw em graniczących.

Spodziewać się należy, że w edług wszelkiego praw dopodobieństw a bardzo wiele z tych spostrzeżeń może oczekiwać n a stwierdzenie ich u nas w pow. nieszawskim, lipnoskim i kaliskim. P rócz p ra c florystycznych są ze­

staw ienia obserwacyj fenologicznych, zap yta­

nia w kwestyach botanicznych i rozm aite drobne artykuliki.

W trzecim roczniku mieści się obszerniej­

sza p ra ca P fuh la : Die bisher in der Provinz P osen nachgewiesenen Gefasspflanzen, n ad k tó rą dłużej zatrzym ać się pragniem y, gdyż w niej mamy ca ło k sz tałt flory kwiatowej W . ks. Poznańskiego. Prócz roślin dziko rosnących objęte są spisem rośliny najczę­

ściej upraw iane i hodowane, zdziczałe i z a ­ wleczone. Rośliny ułożone według porządku i term inologii przyjętych w 17 wydaniu P lo ry A . G arckego; prócz gatunków przytoczone są wszystkie znalezione d otąd odmiany i mie­

szańce. D la oznaczenia czy roślina je s t pospolitą, aby uniknąć wyliczania stanowisk przyjm uje 4 stopnie oznaczeń. W ymienienie nazw iska rośliny z dodatkiem „pospolita”

je s t oznaką, że g atunek ten w całej prowin- cyi do bardzo pospolitych należy; mniej po­

spolitym je s t gatunek, jeżeli przy nazwisku niem a tego dodatku. D odanie nazwiska po­

w iatu przy roślinie je s t wskazówką, że roz­

mieszczenie jej je s t ograniczone; wreszcie dla, bardzo rzadkich gatunków wylicza się wszyst­

kie stanow iska, n a których były spostrze­

gane.

D la lepszego oryentowania się au to r dzieli W . ks. Poznańskie na pięć okręgów. P o ­ znań obejm uje pierwszy; drugi, południowo- wschodni, zajm ują p o w iaty : odolanowski, gostyński, jarociński, kępnoski, koźmiński, krotoszyński, ostrowski, rawicki, ostrzeszow- ski, śrem ski, środzki i wrzesiński; w trzecim , południowo-zachodnim, leżą powiaty : mię- dzychodzki, babim ojski, wschowski, kościań­

ski, lesznoski, międzyrzecki, lutomyski, obor­

nicki, szam otulski, szmigielski i skwirzyński;

do czwartego, północno-zachodniego, należą powiaty : czarnkowski, wieleński, chodzieski, wyrzyski, wągrówiecki; do piątego, północno- wschodniego, liczą się powiaty : bydgoski, gnieźnieński, inowrocławski, mogilnicki, szu­

biński, strzelnieński, witkowski, żniński. K a ż ­ dy z tych okręgów charaktery zuje się odinien- nemi w arunkam i fizyograficznemi i cechują go specyalnie niektóre rośliny. W a rta i W i­

sła m ają ważne znaczenie w rozpowszech­

nianiu się roślin. P rzy wyliczaniu roślin przytoczone są odmiany i mieszańce, których dotąd ju ż w poznańskiem poznana je s t znacz­

na liczba. R odzaje Rosa, R ubus, P o ten til-

la, Salix, H ieracium , Y iola opracowane są

według najnowszych wym agań wiedzy.

(13)

N r 12. WSZECHSWIAT. 1 8 9 Porównywając florę W . ks. Poznańskiego

z florą K rólestw a, spotykam y w pierwszej znaczną liczbę roślin, k tó re u nas d otąd nie były notowane. Do tych należą : C orydalis pumila Rehb! Y iola epipsila Ledeb! D ian- thus caesius Sm., Silene italica P e rs, L a- thyrus heterophyllus L! P iru s A ria Ehrh!

j

Epilobium adnatum Griseb! M ontia rivula- i ris Gmel! Oorrigiola litoralis L! Conopodium denudatum , Y a le ria n a sam bucifolia Mik!

Y aleriana polygam a Bess! A nthem is ruthe- nica M. B! Bidens connatus M iilhb., Senecio aąuaticus Huds! C am panula R apunculus L ., Orobanche aren aria Borkh! A ndrosace elon- g ata L! Sam olus V abrandi L! A lism a na- tans L! A lism a arm atum Mich! G ladiolus paluster G aud., Ju n cu s tenuis W illd., J u n - cus G erardi Loisl., Ju n cu s T enageia E brh!

Scirpus supinus L! C arex ligerica Gay! Ca- rex obtusata Liljb! C arex secalina W ahlb!

Carex a rista ta R. Br! M elica 11 ni flor a Retz!

Avena praecox L! P estu ca sciuroides Rth! ] Bromus patulus M. e t K! R osa cujavica

j

Sprib! R osa sca b rata Crep., R ubus thyrsoi- | deus Wimm! R ubus macrophyllus W im m., Rubus Sprengelii W eihe! R ubus Schleicheri

W. et N ., R ubus hirtus W . K!

Oznaczone znakiem ! rośliny, według wszel­

kiego prawdopodobieństwa, wnosząc z granic ich zasięgu lub ze znajdow ania na stanowis­

kach w pobliżu K rólestw a leżących, powinny być u nas znalezione, gdyż d o tąd widocznie były przeoczone. D latego też przy badaniu okolic z W . ks. Poznańskiem graniczących, należy mieć pilną uwagę n a ich odszukanie zwróconą. B ad ania d-ra A. Zalewskiego w Ziemi D obrzyńskiej, pow. płockim i gos­

tyńskim bardzo wiele już dostarczyły nowych nabytków, które były już znane poprzednio w Poznańskiem, a u nas nikt ich nie obser­

wował. Dosyć je s t przytoczyć Potam ogeton trichoides Cham., G lyceria nem oralis U ech tr e t K orn., Rum ex sanguineus L ., S te lla ria pallida P ire, P o te n tilla interm edia L , Po- tentilla are n a ria Borkh., M edicago minima B artolini, H ieracium flagellare W illd. i inne.

N atom iast flora K rólestw a posiada znacz­

ną liczbę roślin, cechujących wzgórzyste oko­

lice południowej części k raju , które napróżno usiłowalibyśmy odszukać w poznańskiem . A u to r wyczerpał całą lite ra tu rę , pom inął tylko Adamskiego wskutek czego w wykazie

roślin b ra k je s t A ntliericum Liliago L. i Or- chis laxiflora Lmk. var palustris Ja c q ., przy­

toczonych w opracowaniach tego badacza.

Dołączony wykaz paprotników je st niezupeł­

ny i znacznie uboższy niż naszej flory, w k tó ­ rej wszystkie poznańskie paprotniki się miesz­

czą. Zm iany, zaszłe w ciągu 25 la t w znajo­

mości flory K rólestw a od czasu wydania Prodrom us fiorae polonicae d-ra J . R o sta­

fińskiego, nasuwają nam myśl, czy nie byłoby właściwem opracowanie zestawienia roślin kwiatowych K rólestw a w taki sam sposób, ja k to Pfuhl dokonał d la W . ks. P ozn ań ­ skiego.

Stanisław Chełchoicslci.

O d c z y t y .

Odczyt J. J. Boguskiego.

Dnia 11 b. m. p. Boguski wygłosił odczyt

„O materyi promienistej”.

Zaznaczył we wstępie istnienie dwu kierunków w nauce : jednym z nich jest specyalizacya, p o­

sunięta do najdalszych granic — jestto wynik nie­

zmiernego obszaru nauki, np. są, chemicy, którzy pracują tylko nad pewnym szeregiem związków, lub zoologowie, badający ustrój anatomiczny jednego gatunku. Pracownicy tego rodzaju gromadzą cenny materyał naukowy, który służy uczonym drugiej kategoryi do wyprowadzania ogólnych wniosków i wysnuwania fi’ozofii nauki.

Najpłodniejsze rezulta*y w tym kierunku daje, jak powiada J. Ciarkę Maxwell „wzajemne krzy­

żowanie się nauk, zastosowanie metod jednej nauki do drugiej” .

Przechodząc do przedmiotu odczytu, zazna­

czył istnienie dwu abstrakcyj — abstrakcyi mate­

ryi i energii. Spomiędzy tych abstrakcyj naczel­

ne znaczenie mają zdobyte, a raczej udowodnione przez Lavoisiera pojęcie niezniszezałności m ate­

ryi, a następnie przez J. Mayera i Joullea nie- zniszczalności energii.

Prelegent przeszedł następnie do wyjaśnienia dwu form en ergii: energii położenia— pofencyal- nej (dynamicznej) i energii ruchu widzialnego — (kinetycznej), które s*arał się wyjaśnić zapomocą ruchu wahadłowego. Dalej przeszedł do trzeciej abstrakcyi —e te ru —i do objawów ruchu falistego tegoż eteru, które względem naszych zmysłów stanowią odmiany energii promienistej. Starał się wytłumaczyć fale podłużne i poprzeczne przy pomocy przyrządu Macha i aparał u Kundta.

Rodzaje energii zależą od długości fal. „W przy­

rodzie niema ani ciepła, ani światła, ani elek­

tryczności, są tylko falowania eteru” . Ułoży!

Cytaty

Powiązane dokumenty

O suw iska są więc przyśpieszonym czynnikiem rzeźbotw órczym

Lecz ilekroć wejść musi na miejsce już poprzednio zajęte, pierwiastek okazuje się niedającym się oddzielić chemicznie od tego, który już poprzednio zajmował

miarze względnie znacznym; natężenie ich maleje w miarę zmniejszania się gładkości powierzchni walca. N a wietrze silniejszym, natężenie zjawiska naprzód rośnie,

je zwierciadło, ogląda obserw ator przez szkło oczne z górnej części studni. Wielką niedogodnością tego teleskopu je s t to, że służyć on może tylko do

żone, ubarwienie błękitno - srebrzyste. Gdy młode osobniki porzucą powierzchnię wód i skryją się między nadbrzeżne skały, powoli zatracają cechy, które

W tej ostatniej robią się otwory, roślinkę wsadza się do przedziurawionego korka i umocowuje się j ą zapomocą waty, poczem korek wraz z rośliną wsadza

rząt znajduje się wszędzie, nic będziemy się przeto dłużćj nad niemi zatrzymywali, zwrócimy tylko uwagę na dwie osobliwości Ichtbyosaurów amerykańskich. U

Lecz w krótce istnienie siły życiowej coraz silniej staw ało się zachw ianem , a sztuczne w roku 1828 otrzym anie m ocznika przez W ohlera, pierw sza synteza