• Nie Znaleziono Wyników

W W arszawie: r o c z n ie r b . 8, k w a r ta ln ie rb . 2.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W W arszawie: r o c z n ie r b . 8, k w a r ta ln ie rb . 2."

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

N a. 1 ( 1 6 4 4 ) . W arszaw a, dnia 7 stycznia 1 9 1 2 r. T o m X X X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PREN U M ERA TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszawie: r o c z n ie r b . 8, k w a r ta ln ie rb . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ie rb . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ n ia ch w kraju i za g ra n icą .

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p r z y jm u je ze spraw am i red a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.

A d r es R ed a k cy i: W S P Ó L N A Jsfa. 37. T elefon u 83-14.

O J E D W A B I U S Z T U C Z N Y M .

Przemysł jedwabniczy wogóle rozwi­

nął się bardzo wcześnie, a pierwszym krajem, który go n a większą skalę upra­

wiać począł, są Chiny. Jeszcze w cza­

sach bardzo zamierzchłej przeszłości, mniej więcej około roku 2650 przed n a­

rodzeniem Chrystusa, cesarz Hoang - Ti ugruntow ał hodowlę jedwabników na drzewach morwowych i od tego czasu datuje się właściwy rozwój przemysłu jedwabniczego. Myśl zużytkowania de­

likatnej nitki jedwabnej do celów prze­

mysłowych wyłania się zatem, ja k wi­

dzimy, u ludów, będących jeszcze w ni- skiem stosunkowo stadyum kultury.

W miarę upływających stuleci oraz rosnących z każdym prawie dziesiątkiem lat postępów techniki, mimowoli nasuwa się pytanie, czy ten prosty proces n atu ­ ry, dokonywany ta k misternie przez j e ­ dwabnika, nie dałby się naśladować sztu ­ cznie i czy pracą maszynową nie można- by otrzymać n itk i równie subtelnej a błyszczącej, ja k właściwa nitka j e ­ dwabna? Myśl tę rzucił pierwszy, acz

bezskutecznie, w roku 1734, genialny ba­

dacz 18-go stulecia, Reaumur.

Właściwe odkrycie sztucznego je d w a ­ biu zawdzięczamy jednak dopiero Char- donnetowi z Besanęon, który w roku 1885 ogłosił pierwszy p aten t na wyrób sztucznego włókna z nitrocelulozy, a w r.

1889 zwrócił ogólną uwagę na wystawie paryskiej swemi wyrobami ze sztuczne­

go jedwabiu. W tym samym mniej wię­

cej czasie Swan w Londynie fabrykuje również sztuczne włókno, które przez swój znakomity połysk i pewną mięk­

kość, przypominało bardzo naturalne włó­

kno jedwabiu.

Zanim przystąpimy do bliższego roz­

patrzenia jedwabiu sztucznego, metod jego fabrykacyi, jego zalet oraz zastoso­

wania w przemyśle, musimy tu poświę­

cić chociaż słów parę jedwabiowi n a tu ­ ralnemu. Jedwab, otrzymany przez ho­

dowlę jedwabników (Bombyx mori) na drzewach morwowych, j e s t włóknem naj­

delikatniej szem i najszlachetniejszem wo­

góle. Jest on, ja k powszechnie zresztą wiadomo, skrzepniętą wydzieliną jedw ab­

nika i składa się w stanie surowym z dwu luźno ze sobą spojonych cylin­

drów. Oczyszczony przedstawia prosty

(2)

2 WSZECHSWIAT M 1

cylinder długości 1 400 — 2 000 metrów, a 0,02 mm grubości. Płyn, z którego włó­

kno jedw abne powstaje, wydziela się z gruczołów jedw ab n ik a, umieszczonych około otworu ustnego, i składa się, che­

micznie rzecz biorąc, z ciał proteino­

wych, zasadniczo zaś z fibroiny. W y ­ dzielina ta lepka i ciągliwa, zastyga, po w ydostaniu się z gruczołów na powie­

trze, a ponieważ byw a pod pew nem ci­

śnieniem w yrzucana przez mały otwór nazewnątrz, więc wedle znanych praw fizycznych, przyjm uje k ształt cylindrycz­

ny, zastygając zwolna w nitkę. Nitkę taką jedw abnik zwija następnie w ko­

konie w nader misterny sposób, ja k na szpulkę.

W praktyce obrabiania jedw abiu, aby uniknąć ciągłego rwania cieniutkich n i­

teczek, łączy się zazwyczaj kilka koko­

nów ze sobą i nitki ich przędzie się r a ­ zem. Tak powstaje t. zw. „g rćg e“, z której fabrykuje się różne rodzaje grubszych jeszcze n itek i wszelkie wo­

góle wyroby jedwabne.

Cały proces oczyszczania i przędzenia naturalnej nitki jedwabnej, jest, aczkol­

wiek z powodu jej subtelności, bardzo uciążliwy, w istocie je d n a k prosty, po­

dobnie ja k prosta j e s t zasada, na mocy której jed w ab n ik snuje niezmordowanie swą cieniutką i połyskliwą niteczkę.

Dla otrzym ania jedw abiu sztucznego należało więc tylko n a tu rę wiernie n a ­ śladować. W ynalazca sztucznego je d w a ­ biu, Chardonnet, rozumował w sposób następujący: płyn ciągliwy nieco i gę- stawy, posiadający wogóle do pewnego stopnia własność krzepnięcia na powie­

trzu lub w innem środowisku, wyciska­

ny pod pewnem ciśnieniem przez system drobnych otworków, powinien dawać nitki subtelne, cieniutkie, tężejące zwol­

na od powierzchni ku środkowi. Taka też je s t w istocie rzeczy zasada, na k tó ­ rej wogóle wyrób tego cennego pro­

d u k tu opierać się musi. Pomysł był p ro ­ sty, ale urzeczywistnić go, nie było rze­

czą tak łatwą, ja k przypuszczano pier­

wotnie.

Dla opracowania już samej fizycznej strony fabrykacyi sztucznego jedw abiu

należało sięgnąć aż do klasycznych b a­

dań lorda Rayieigha i von Boysa nad istotą strumieni płynu, w ytryskujących pod • znacznem ciśnieniem z drobnych otworków. J e s t to zjawisko n iesłycha­

nie znikome. Dopiero co widzimy s t r u ­ mień o kształcie walcowatym, o grani­

czony i zamknięty w sobie, aż tu rozpa­

da się on nagle na tysiące pojedyńczych kropel. Skłonność ta rozpadania się żył jednolitych płynu na krople jest w yw oła­

na, j a k wiadomo, napięciem powierzch- niowem cieczy, dążących do utworzenia brył, ograniczonych jak n ajm n iejszą po­

wierzchnią, a zatem do przybrania k s z ta ł­

tu kulistego kropel. Pomiędzy tem wła­

śnie napięciem powierzchniowem a siłą, która wyrzuca płyn z otworu, powstaje ustaw iczna walka, objawiająca się w zwę­

żeniach cylindrycznego strumienia p ły­

nu, a wreszcie w pow staw aniu kropel w mniejszej, lub większej odległości od otworu. F ak ty te zależą zresztą od n a ­ tu ry płynu, od w ew nętrznego tarcia czą­

steczek i wielu tym podobnych w aru n ­ ków. Strum ień eteru rozpryskuje się np.

w krople z największą łatwością, woda ju ż nieco trudniej, ciecze zaś o większej jeszcze gęstości rozpadają się w krople bardzo trudno. Zarazem je d n ak dla g ę­

stych płynów siła potrzebna do u trz y ­ mania cylindrycznego kształtu strum ie­

nia musi być bardzo znaczna. Skłon­

ność płynnych strumieni do rozpadania się na krople należy jednak nietylko od n a tu ry płynu, ale i od środowiska, do którego płyn wprowadzamy.

Dokładne zbadanie tych warunków fi­

zycznych, niezbędnych do utrzym ania cylindrycznego kształtu strumienia pły­

nu, umożliwiło dopiero rozwój fab ryk a­

cyi sztucznego jedwabiu. Poznano bo­

wiem, że do wyrobu włókna sztucznego najlepiej nadają się płyny gęstawe, nie­

co lepkie, które mają własność krzepnię­

cia, albo powlekania się na powierzchni cieniutką błonką, czy to wprost w po­

wietrzu, czy to w zetknięciu z takiemi cieczami ja k kwasy, roztwory soli i t. p.

Poznano dalej, że do w yrzucania tych

płynów przez małp otwory potrzebne je s t

znaczne ciśnienie a zarazem i pewne cią­

(3)

JSIo 1 WSZECHSWIAT 3

gnienie z zewnątrz, uskuteczniane za­

zwyczaj przez chwytanie zastygłych ni­

tek na aparaty przędzalnicze.

P rzytem w fabrykacyi jedwabiu sztu­

cznego, gdzie zasadniczo idzie o zasty­

ganie płynu w formie nitki dowolnej długości, krzepnięcie płynu, z którego się jedwab wyrabia, musi odbywać się tylko na powierzchni. Środek nitki dłuż­

szy czas powinien pozostawać w stanie ciekłym. Podczas rozciągania bowiem takiego, z zewnątrz skrzepłego w tormie włókna, płynnego walca blonka zewnętrz­

na rozrywa się w pierścienie, między któ- remi powstaje nowy cylinder płynny, zwolna krzepnący znowu na powierzchni.

Zjawisko to powtarzać się może ad infi- niturn i w ten sposób powstaje nitka sztuczna dowolnej długości. F a k t ten tłumaczy nam także, dlaczego otworki, przez które wyciska się ciągliwy suro- g at jedwabiu, nie muszą być koniecznie tej samej wielkości, co powstająca nitka, lecz mogą być nieco obszerniejsze. J e ­ dynie okrągły łub owalny kształt otwor­

ków je s t dla otrzymania cylindrycznej formy nitki niezbędny. Okoliczność ta jest dla rozwoju techniki sztucznego je­

dwabiu niezmiernie pomyślna, gdyż spo­

rządzenie i utrzym anie w czystości otwor­

ków o przekroju nitki jedwabnej, t. j.

0,01 — 0 ,0 2 mm, przekraczałoby już p ra­

wie granice możności ludzkiej.

Skonstruowanie zatem aparatów, słu­

żących do w yrobu jedw abiu sztucznego w zasadzie opierało się na wytworzeniu odpowiedniego, silnego ciśnienia i prak- tycznem sporządzeniu całego systemu otworków, przez które surogat jedwabiu bywa wyciskany. Główną ilość takich maszyn zawdzięczamy inżynierowi Streh- lenertowi ze Stockholmu, który wspól­

nie z wynalazcą dynam itu Alfredem No­

blem opracował stronę techniczną tej gałęzi przemysłu.

Obszerniej nad techniką fabrykacyi jedw abiu sztucznego rozwodzić się tutaj nie możemy, musimy więc tylko ograni­

czyć się do tej krótkiej wzmianki, a ty m ­ czasem, skoro zasada fizyczna wyrobu sztucznego włókna w głównych zarysach została ju ż poznana, przystąpimy do do­

kładniejszego zbadania metod i materya- lów do tego celu w ostatnich dwu dzie­

siątkach lat powszechnie używanych.

Najstarszy sposób fabrykacyi jedwabiu sztucznego, wprowadzony, jak ju ż wspo­

minałem przez Chardonneta, wychodził z nitrocelulozy, a raczej z jej roztworu w mieszaninie alkoholu i eteru, zwanego kolodyum. Nitrocelulozę otrzymuje się wprost przez traktowanie mieszaniną kwasów siarkowego i azotowego baweł­

ny, słomy, bibuły, włóknika drzewnego, przerobionego zapomocą siarczynu sodu i t. p. materyałów błonnikowych. N a­

stępnie otrzymane produkty rozpuszcza się w mieszaninie alkoholu i eteru i roz­

twór ten wyciska przez cieniutkie kapi- lary szklane o przekroju 0,08 mm, pod ciśnieniem 40 — 50 atmosfer do wody, gdzie płyn zastyga w formie delikatnego włókna. Kilkanaście takich cieniutkich nici, skręconych razem, daje właściwe włókno, używane w tkactwie. Przytem ponieważ włókno, tak otrzymane, oka­

zało się zbyt tw arde i kruche, a nadto dla wody nieprzenikliwe, nie nadawało się więc do zużytkowania w prost zaró­

wno w przędzalniach ja k i w farbiar- niach. Aby uczynić je zatem elastycz- nem, i ułatwić proces farbowania, nale­

żało je wpierw zdenitrować, t. j. wydzie­

lić z nitrocelulozy grupy N 0 2 i tą drogą otrzymywano czysty o połysku jedwabiu błonnik. W praktyce używano do tego celu siarczku amonu, lub wodorosiarczku sodu, wapnia i amonu, lecz redukcya ta ­ ka okazała się zblizka procesem niezbyt łatwym do wykonania. Skutkiem tego, zwłaszcza w początkach jedwabnictwa sztucznego, w farbiarniach, z powodu niezupełnego zdenitrowania włókna, czę­

sto otrzymywano jedw ab niejednolity w barwie.

Sposób wyciskania roztworu kolodyum do wody, czyli t. zw. system fabrykacyi

„mokry“ przyjął się z początku we wszy­

stkich prawie fabrykach, że wymienić tu możemy pierwsze wogóle zakłady prze­

mysłowe, zajmujące się wyrobem sztu ­

cznego jedw'abiu, mianowicie: Societe

anonyme pour la fabrication de la Soie

(4)

4 W SZECHSW IAT JSB 1

de C hardonnet w Besanęon i L ehnera , w Spreitenbach w Szwaj caryi.

Metody tych dwu fab ry k różniły się jedynie co do stężenia roztworów kolo­

dyum. W Besanęon roztwory kolodyalne były tak skoncentrowane, że przypomi­

nały raczej masy plastyczne, metoda zaś Lehnera posługiwała się roztworam i bar­

dziej rozcieńczonemi, zużywała w p raw ­ dzie większe ilości alkoholu i eteru, lecz operując łatwo płynnemi cieczami, w y­

m agała mniej skomplikowanej aparatury.

Wogóle je d n a k fab ry k acy a jedwrabiu sztucznego z roztworów p y roksyliny spo­

sobem „mokrym" miała wiele stron sła­

bych. P rzedew szystkiem w łókna w ilg o t­

ne po wydobyciu z wody staw ały się kruche i mniej sprężyste, sk u tk iem cze­

go rw ały się często w przędzalniach, nadto regeneracya alkoholu i eteru z roz­

wodnionego roztworu połączona była z wielkiemi trudnościam i i narażała fa­

bryki na znaczne s tr a ty pieniężne.

Stąd też sy stem „m okry“ ustąpił w k ró t­

ce z użycia w fabrykach, k tó ry ch ilość w zrastała ciągle. Ogromne zakłady prze­

mysłowe, powstałe we F ran k furcie nad Menem, fabryki jed w ab iu sztucznego w Szwajcaryi, Belgii i Włoszech, poczęły ogólnie posługiwać się metodą suchą, która polegała na odkryciu, że mokra pyroksylina, zaw ierająca 25—30% wody rozpuszcza się rówmie dobrze w alkoho­

lu i eterze j a k sucha, i może być wytło­

czona w prost w powietrze. Przez wypa­

rowanie bowiem w suchem powietrzu | alkoholu i e te ru włókno nitrocelulozowe tężeje i nadaje się bezpośrednio do dal­

szego przerobu.

Metoda „su ch a“, fizycznie rzecz biorąc, naśladowała ściśle sposób produkow ania nitki jedw abnej przez jed w ab n ik a, któ­

rego wydzielina tężeje także wprost w powietrzu.

Nie można je d n a k zaprzeczyć, że i t u ­ taj chemicy napotkali wcale poważne tru d n o ści ze s tro n y regeneracyi alkoho­

lu i eteru, uchodzących w formie pary w powietrze. Wszelkie sposoby, używ a­

ne w praktyce a polegające czy to na pochłanianiu pary alkoholu i eteru przez stężony kwras siarkowy, czy też n a eks­

trahow aniu włókna roztworami chlorku wapniowego lub innych soli, niszczyły połysk i piękność włókna.

Jeżeli dodamy do tego łatw ą zapal­

ność nitrocelulozy i eteru, a skutkiem tego liczne wTypadki pożarów w fabry­

kach sztucznego jedwabiu, niehygieni- czne warunki pracy dla robotników, oraz trudności, połączone z redukcyą nitro- jedwabiu, to łatwo zrozumieć, że fabry­

kacya sztucznego w’łókna z pyroksyliny nie miała wielkich widoków powodzenia przed sobą 1). To też aczkolwiek pro- dukcya roczna jedwabiu z azotanów błon­

nika wynosi dotąd prawie połowę ogólnej produkcyi sztucznego jedwabiu, i aczkol­

wiek oprócz Chardonneta i Lehnera, Vi- vier, Strehlenert i wielu innych opraco­

wało dokładniej tę metodę, dopiero po­

wołanie do życia innych, praktyczniej­

szych i racyonalniejszych zasad wyrobu włókna sztucznego pozwala nam żywić lepsze nadzieje co do przyszłości tej g a­

łęzi przemysłu.

Na pierwszem niewątpliwie miejscu musimy tu taj wymienić odkrycie tańszej i dogodniejszej metody fabrykacyi j e ­ dwabiu sztucznego przez Paylyego, Bro- m etra i Fremerego, które, wspólnie z p ra ­ cami U rbana i Linksmeyera, wskazało zupełnie nowe drogi przemysłowcom, zaj­

mującym się wogóle k w estyą jedwab- nictwa.

Metoda owa polegała na znanym już oddawna fakcie rozpuszczalności celulozy w amoniakalnym roztworze tlenku mie­

dzi, czyli w t. zw. odczynniku Schweize- ra. Roztwór celulozy, w ten sposób otrzy­

many, wyciska się przez drobne otwor­

ki do stężonego kwasu siarczanego lub do roztworów alkalij, przyczem celuloza strąca się w formie nitki. Użycie alka­

liów do strącania włókna, okazało się w praktyce korzystniejszem ze względu na piękny połysk i większą moc otrzy­

manego produktu, to też ten system w y­

robu jedwabiu sztucznego pozyskał w k ró t­

M im o to p o w sta je ob ecn ie i u nas fab ry­

ka je d w a b iu sz tu c z n e g o z n itr o c e lu lo z y w To-

| m a szo w ie, p ie r w sz a w kraju.

(5)

•Ne 1 WSZECH ŚWIAT

ce ogólne uznanie. Ponadto metoda alka­

liczna ma jeszcze tę dobrą stronę, że nie wywołuje, ja k to bywa w razie neutra- lizacyi amoniaku stężonym kwasem siar- czanym, znacznego podniesienia tempe­

ratury, co na włókno celulozowe oddzia­

ływa wielce niekorzystnie.

W nowszych czasach projektowano ró­

wnież zamiast zasad i kwasów dla strą­

cenia błonnika w metodzie miedzianej używać roztworów siarczynów lub soli amonowych, lecz sposób ten nie został jeszcze rozpowszechniony.

F ab rykacya jedwabiu sztucznego me­

todą miedzianą je s t obecnie prowadzona na wielką skalę w zjednoczonych zakła­

dach przemysłowych w Elberfeld, w Gi- vet i Isieux we Francyi, w St. Polten obok Wiednia oraz we Flinth w Anglii.

Wogóle metoda miedziana, jak o bez porównania prostsza i tańsza ma znacz­

nie większe widoki powodzenia od nitro­

celulozowej i już obecnie, aczkolwiek młodsza, produkcyą swą dorównywa pro- dukcyi tamtej.

Niezmiernie ważnym współzawodni­

kiem obu wyżej wymienionych metod je s t metoda wiskozowa, w ostatnich cza­

sach bardzo rozpowszechniona, a odkryta przez Crossa, Bevana i Beadlea w 1892 roku. Wiskozą nazywamy roztwór wo­

dny ksantogenianu celulozy, t.j. soli so­

dowej kwasu alkalicelulozoksantogeno- wego. Celuloza bowiem z powodu swych alkoholowych własności ze złożonym kwa­

sem ksantogenowym tworzy sole. Otrzy­

muje się je przez traktowanie celulozy alkaliami, skutkiem czego powstaje masa przeświecająca f galaretowata, złożona z połączenia celulozy z sodem. Tak mer- ceryzowaną celulozę w ystawia się n a ­ stępnie na działanie dwusiarczku węgla, w następstwie czego otrzymujemy wisko­

zę rozpuszczalną w wodzie. Roztwory wodne wiskozy, właśnie z powodu swej śluzowatej konsystencyi tak nazwane, przez grzanie lub przez traktowanie roz­

tworami kwasów iub soli jak siarczanu i chlorku amonu, wydzielają błonnik w postaci pierwotnej i na tem polega fabrykacya sztucznego jedwabiu z wi­

skozy.

5

W praktyce napotykamy coprawda na poważne trudności zarówno w samym procesie otrzym ywania ja k i podczas oczyszczania wiskozy, głównie skutkiem zbyt wielkiej lepkości i śluzowatości roz­

tworów i w tem musimy upatrywać przyczynę opóźnionego nieco rozwoju przemysłu jedwabiu wiskozowego.

Obecnie fabryki, pracujące według me­

tody wiskozowej, do których zaliczamy fabryki w Sydowsaue pod Szczecinem, Societe Franęaise i Belge de la Viscose, a wreszcie zakłady przemysłowe angiel­

skie dostarczają rocznie przeszło 1 milion kg jedw abiu sztucznego.

Metoda wiskozowa w praktyce okazała się najtańszą, kiedy bowiem koszty w ła­

sne wyrobu jedwabiu z nitrocelulozy wy­

noszą 10,50 — 12 marek za 1 kg, metoda miedziana obniża je do 9 — 10,50 m., wi­

skozowa zaś aż do 7 — 9,50 m., co wobec ceny, która dla 1 kg jedw abiu najlepsze­

go g atunku wynosi 13— 14 marek, zape­

wnia fabrykom najlepsze zyski.

D r. Ludomira Biegańska.

(D ok . nast.).

O D Z IE D Z IC Z E N IU S Z T U C Z N I E W Y W O Ł A N Y C H ZM IA N W S P O S O ­ BIE W Y D A W A N I A P O T O M S T W A .

Teorya Darwina uważa dziedziczność za konieczny czynnik ewolucyi. Pojęcia Darwina o dziedziczności opierały się na hypotezie, że od komórek organizmu m a­

cierzystego odrywają się cząsteczki i schodzą się w narządach rozrodczych, skutkiem czego ustrój potomny ma takie cechy, ja k ie posiadał rodzicielski. Wręcz przeciwne stanowisko zajął Weismann.

Wychodząc z założeń teoretycznych, do­

szedł do przekonania, że dziedziczenie cech nabytych u zwierząt wyższych je s t rzeczą niemożliwą. U pierwotniaków wpływy otoczenia przenikają całą pla­

zmę, zmiany dotyczą całego osobnika;

rozmnażając się przez podział, pierw ot­

niaki dają potomstwo, które naturalnie

(6)

9 W SZECHSWIAT Ni> 1

posiada cechy nabyte, gdyż istnieje tu oiągłość raateryalna między dwoma po­

koleniami. U zwierząt wyższych w ytw o­

rzył się podział na komórki rozrodcze i na ciało, które niejako stanowi otoczkę chroniącą komórki rozrodcze. W rozro­

dzie nie uczestniczy już cały ustrój; ja ja i plemniki odryw ają się, a ciało ginie i nie przechodzi w następne pokolenia.

Niemożliwem je s t zatem przenoszenie cech nabytych, gdyż w pływ y zewnętrzne działają tylko n a ciało, a plazma zarod­

kowa, która utrzym uje łączność między ustrojami, pozostaje niezmieniona. W ten sposób cały św iat zew nętrzny działałby tylko chwilowo na osobniki; droga do dalszych pokoleń byłaby zamknięta, to, co organizm nabył, ginęłoby wraz z jego śmiercią.

Teorya W eism anna była pobudką do dalszych badań; sp raw a dziedziczenia cech n ab y tych stała się je d n em z n aj­

żywotniejszych zagadnień biologii. Dziś przyjmuje się, że cechy nowe dziedziczą się albo 1 ) przez przenoszenie z ustroju rodzicielskiego na potom ny pobudki do zmian, np. dziedziczenie chorób, których zarazek dostaje się do produktów płcio­

wych, albo 2 ) przez przenoszenie skłon­

ności do zmian, spowodowanej właściwo­

ścią plazmy rozrodczej. Nadto rozróżnia się: 3) przenoszenie zmian wywołanych wpływem św iata zew nętrznego na pe­

wną, określoną część u s tro ju zwierzęce­

go z wyłączeniem a p ara tu płciowego i 4) przenoszenie zmian powstałych s k u t­

kiem działania św iata na ustrój ja k o na całość, a więc także na gruczoły rozrod­

cze. Dotychczas nie udało się stw ierdzić napewno, czy mogą się przenosić dzie­

dzicznie na następne pokolenia te cechy nowe, które pow stały skutkiem działania otoczenia na część organizmu, a więc wszelkie urazy, przystosow ania czynno­

ściowe, wynikłe sk u tk iem używania lub nieużywania pew nych narządów, a także wszystkie n a b y tk i psychiczne. Liczne natom iast doświadczenia wykazały, że te wpływy, które działają na całość, odno­

szą się tem samem także do plazmy za­

rodkowej i wywołują zmiany dziedzi­

czne.

J e s t zatem zadaniem biologii wykazać, w ja k i sposób cechy dziedziczne przeni­

k ają do plazmy rozrodczej: bezpośrednio przez wpływy fizyczne, czy też przez wpływy fizyologiczne za pośrednictwem ciała.

Zagadnieniem tem zajmuje się Kamme- re r w badaniach nad pętówką babienicą (Alytes obstetricans) i nad dwoma g a­

tunkam i salam ander (Salamandra atra i Sal. maculosa). Dziedziczenie tu s tw ier­

dzone je st przenoszeniem właściwości wy­

wołanych przez wpływ zmienionych w a­

runków na całość ustroju zwierzęcego !).

Płazy ogoniaste odznaczają się wielką zdolnością przystosowania do otoczenia.

Jakkolwiek salam andra czarna i plamista różnią się od siebie wybitnie cechami morfologicznemi i rozmieszczeniem ge- ograficznem, to jed n ak ich budowa ana­

tomiczna dowodzi blizkiego pokrewień­

stwa, a różnice tłumaczyć można przy­

stosowaniem do klimatu. Najwybitniej różnią się sposobem rozrodu: Sal. macu­

losa składa do wody wiele (do 72) mło­

dych, opatrzonych skrzelami, gdy u Sal.

atra wchodzi wprawdzie do jajowodów ta k a sama ilość jaj, . potem jednak roz­

wija się w każdej macicy tylko jeden lub dwa zarodki, które rodzą się na lą­

dzie i posiadają płuca; reszta jaj spływa w jednolitą masę żółtka.

U salam andry plamistej także prawie zawsze znaleść można utwory degeneru­

jące, ilość ich je s t tem większa, im dłu­

żej zarodki z powodu niekorzystnych wa­

runków klimatycznych przebywać muszą w macicy. Oczywista, że równocześnie zmniejsza się ilość dobrze rozwiniętych zarodków. Tak tedy różnice w sposobie rozmnażania obu gatunków nie są zasad­

nicze, przeciwnie, w przyrodzie zauwa­

żyć można stopniowe przejścia: zależnie od klimatu czarna salam andra rodzić mo­

że więcej młodych niż normalnie, a pla-

!) K am m erer. V ererbung erzw u n g en er Eort- p fla n zu n g sa n p a ssu n g en I u. I I . M itteil. A rch. f.

E n tw ic k iu n g s m ., tom X X V 1907, I I I . M itte il. tom X X V I I I , 11)09. V ererb u n g erzw u n g en erE a rb -u n d E o r tp fia n zu n g sa n p a ssu n g en , N atu r, z e s z y t 6 ,

1909.

(7)

Aft 1 WSZECHSWIAT 7

mista mniej. Kammerer starał się zmie­

nić sposób rodzenia obu gatunków, t. j.

zmusić salamandrę plamistą do przetrzy­

mywania zarodków przez czas dłuższy w macicy, salamandrę zaś czarną do wcześniejszego składania młodych; na­

stępnie chciał się przekonać, czy owe narzucone zmiany przeniosą się na na­

stępne pokolenia, hodowane już w zwy­

kłych warunkach.

Ponieważ salam andra czarna w przy­

rodzie znajduje mało wody, albo też wo­

dę rwącą, nie nadającą się do składania młodych i ponieważ salamandra plamista hodowana bez wody składa młode na ląd, badacz przypuszczał, że dając czar­

nej salamandrze wielką ilość wody, zmie­

ni sposób jej rozrodu. Rzeczywiście, zwierzęta pochodzące z okolic stosunko­

wo nizko położonych łatwo przyzwycza­

jały się do składania młodych do wody;

natomiast nic udawało się to z pochodzą- cemi z miejscowości powyżej 1 0 0 0 m nad poziomem morza; trzeba je było przemo­

cą ustawicznie trzymać w rezerwoarze z wodą i w ciemności, tak, aby młode z konieczności musiały wychodzić do wo­

dy. Niektóre jed n ak salamandry, a mia­

nowicie pochodzące z okolic bardzo w y­

soko położonych, mimo pobytu w wodzie w ydawały zwierzęta doskonałe, a nie lar­

wy. Trzeba więc było innego czynnika, aby wywrołać wcześniejsze wydawanie płodu. Żyworództwu obok braku wody sprzyja także i nizka temperatura; Kam­

merer sądził więc, że ciepło spowoduje rodzenie larw. Udało mu się, podnosząc stopniowo tem peraturę, przyzwyczaić sa­

lamandrę czarną do zmienionych w arun­

ków, a oba te czynniki razem, obfitość wody i w ysoka tem peratura (25 — 30°C) powodowały zawsze rodzenie larw. Przy­

stosowanie to nie następowało nagle, mo­

żna zauważyć kilka stopni: 1 ) samica składa do wody zwierzęta doskonałe, od­

dychające płucami, 2 ) składa do wody larwy opatrzone skrzelami, 3) zamiast dwu, rodzą się 3 młode, a ilość jaj d e­

generujących odpowiednio się zmniejsza, 4) rodzi się jeszcze większa ilość mło­

dych, (aż do 9) na nizkim stopniu roz­

woju.

Te młode, które złożyła samica sala­

mandry czarnej pierwszy raz składająca larwy, są zupełnie podobne do tych, któ­

re drogą operacyi wyjmuje się z macicy;

tak np. mają skrzela przystosowane do życia wśródmacicznego, a nie do życia w wodzie, nieznaczną płetwę ogonową, a zachowanie się ich, chwytanie poży­

wienia i pływanie je s t nadzwyczaj nie­

dołężne; tymczasem potomstwo salam an­

dry dłuższy już czas pozostającej w zmie­

nionych warunkach, coraz bardziej w y­

kazuje charakter larw alny i zbliża się do larw salamandry plamistej.

W doświadczeniach nad salamandrą plamistą Kammerer postąpił wręcz prze­

ciwnie: nie dawał zwierzętom wody i ho­

dował je w nizkiej temperaturze. Ana­

logicznie z doświadczeniami nad sala­

mandrą czarną rodzą się tu stopniowo:

1 ) młode na ląd, zamiast do wody; 2 ) ilość larw normalnych zmniejsza się, zwiększa się zaś ilość jaj degenerujących;

3) ilość larw zmniejsza się jeszcze b a r­

dziej, są one opatrzone skrzelami znacz­

nie zredukowanemi; 4) ilość larw ogra­

nicza się do dwu młodych, podobnie ja k u salamandry czarnej.

Trzecia serya doświadczeń odnosiła się do salam andry plamistej, trzymanej w możliwie jaknajwyższej temperaturze (aż do 37°C) i w wielkiej wilgoci. W ta ­ kich warunkach zwierzęta staw ały się jajorodnemi, składały do wody jaja, z których dopiero po 9 — 16 dniach w y­

chodzą larwy bardzo małe, mające tylko przednią parę odnóży.

Najtrudniejszą częścią doświadczenia było wychowanie drugiego pokolenia ze zwierząt, zmienionych pod wpływem czyn­

ników zewnętrznych; młode salamandry rosły i rozwijały się, jednak nie docho­

dziły dojrzałości płciowej, bo ich narzą­

dy rozrodcze ulegały degeneracyi tłusz­

czowej, skutkiem pobytu w zbyt małym zbiorniku. Aby zaradzić złemu, badacz urządził wielkie terarya tak zbudowane, że zwierzęta znajdowały się tam w wa­

runkach bardzo zbliżonych do tych, w których żyją na wolności. To okazało się skutecznem, bo po upływie 3 lat zna­

lazł salam andrę plamistą dojrzałą płcio­

(8)

8 W SZECHSW IAT N i 1

wo, a kilka samic ciężarnych. Samice te przeniósł do dwu zwykłych teraryów;

w jed n em umieścił zbiornik z wodą, w drugiem zaś nie było wcale wody, aby się utw orzyły w arunki podobne do tych, w których pierwsze pokolenie salam an­

der zmieniło sposób rodzenia. Okazało się, że ilość larw została znacznie zmniej­

szona, reszta zaś ja j tw orzyła masę od­

żywczą. Niektóre zwierzęta urodziły się w wodzie ja k o larwy opatrzone skrzela­

mi, jed n ak traciły je ju ż po krótkim cza­

sie; inne, urodzone na ląd miały skrzela szczątkowe i bardzo wcześnie przecho­

dziły przeobrażenie; wreszcie zwierzęta, które badacz przeniósł do te ra ry u m po­

zbawionego wody, złożyły młode znacz­

nie różniące się od normalnych larw sa­

lam andry plamistej. Nie posiadały ani śladu skrzel, ani rąb k a pletwowego na ogonie i wogóle były podobne do mło­

dych salam and ry czarnej, a także ilość ich wynosiła tylko dwa. Widać więc, że przetrzym yw anie zw ierząt ciężarnych w zmienionych w arunkach spotęgowało zmiany w sposobie rodzenia.

Niemniej ciekawe w yniki dały bada­

nia nad salam andrą czarną. Urodziło się larw więcej niż normalnie (do 5), zostały one złożone do wody, gdzie przebywały miesiąc. Miały długie skrzela nieco od­

mienne od skrzel wśródmacicznych, wnet też zupełnie się przystosow ywały do w a­

runków życia w wodzie i zamieniały na skrzela takie, ja k ie są u larw s alam an ­ dry plamistej. Badania te dowiodły, że uastępuje zawsze dziedziczenie zmian w sposobie rozrodu; zmiany te są słab­

sze o ile zw ierzęta przez cały ciąg do­

świadczenia pozostają w w aru nk ach nor­

malnych, niezmienione zaś, lub naw et wzmożone, jeżeli się je na ja k iś czas przenosi do w arunków zmienionych.

M ateryałem do dalszych badań nad dziedziczeniem przystosowania w sposo­

bie rozrodu był płaz, pętówka babienica (Alytes obstetricans). Wiadomo, że wię­

kszość płazów bezogoniastych składa do wody wielką ilość jaj, zlepionych g alare­

to w atą osłonką w gru d k i lub sznury.

W czynności składania skrzeku samicy pomaga samiec, który przez długi czas

obejmuje samicę w okolicy lędźwiowej i przez ucisk przyczynia się do w ycho­

dzenia jaj z kloaki. Galaretow ata osłon­

ka ja jk a po złożeniu do wody pęcznieje, a samiec nie troszczy się już o skrzek.

Gatunek Alytes obstetricans odznacza się tem, że składanie i zapładnianie jaj od­

bywa się na lądzie, a samiec owija je sobie dokoła tylnych odnóży, tu też zo­

stają do końca rozwoju embryotialnego.

J a ja spojone w sznury zawierają znacz­

ną ilość żółtka; osłonka galaretow ata na powietrzu nie pęcznieje, lecz zrazu je s t bardzo lepka, potem zasycha i w ten spo­

sób ułatwia przytwierdzenie jaj na no­

gach samca. Larwy opuszczają osłonki jajowe w wodzie, podczas kąpieli samca, m ają już wtedy Avykształcone szczęki rogowe i skrzela wewnętrzne, a dalszy ich rozwój różni się od rozwoju innych płazów tem, że trw a cały rok.

Chcąc się przekonać, czy nie możnaby zmusić zwierząt do składania jaj do wo­

dy ja k to czynią inne płazy, Kammerer urządził kilka szeregów doświadczeń, po­

sługując się tem peraturą jako czynnikiem 1 kształtującym. Okazało się, że gorąco powoduje wybitne zmiany. Wprawdzie i tu czasem samcy pomagają samicy w czynności składania jaj, ale nie w tej mierze ja k się to zwykle dzieje, tak, że samice nieraz same, starając się pozbyć ciężaru, przylepiały kawałek sznura jaj do kamienia lub gałązki i następnie cią­

gnęły sznur w przeciwnym kierunku.

J a ja Alytes odznaczają się lepką galare­

towatą osłonką, zapomocą której przy­

czepiają się do nóg samca. W podwyż­

szonej tem peraturze osłonka ta tak szyb­

ko zasycha, że samiec nie może sobie sznura skrzeku owinąć dokoła nóg. Chro­

niąc się przed gorącem, Alytes wchodzi do wody częściej niż zwyczajnie, tu też często następuje kojarzenie się i składa­

nie skrzeku. G alaretowata osłonka ja ja w wodzie pęcznieje i sznur jaj nie u trzy ­ muje się na nogach samca.

W pierwszym okresie składania skrze­

ku w warunkach zmienionych wszelkie zmiany w sposobie rozrodu można od­

nieść do wpływów czysto mechanicz­

nych, natom iast w następnych okresach

(9)

•Ni 1 WSZECHS WIAT

mówić już musimy o zmianie instynktu:

z nastaniem rui zwierzęta wchodzą do wody już nie dla ochłodzenia się, gdyż przyzwyczaiły się ju ż do wysokiej tem ­ peratury, ale celem spółkowania. Czyn­

ność ta odbywa się teraz podobnie jak u kumek lub ropuch; samiec nawet nie stara się owinąć sobie jaj koło nóg.

Świadczy to o zmianie instynktu, tem- bardziej, że zwierzęta te naw et przenie­

sione do normalnej tem peratury w n a­

stępnym okresie nie powracały do da­

wanego zwyczaju. Po kilku okresach nie­

które zwierzęta zaczynały wykazywać dążności do owijania jaj, wiele jednak zupełnie już tego zwyczaju zaniechało.

Laura Kaufmanówna.

(D ok . n ast,).

S K Ł AD A T M O S F E R Y .

P. A. Troller w jednym ze świeżych zeszytów czasopisma la Naturę podaje szereg ciekawych wiadomości i uwag, do­

tyczących składu naszej atmosfery ziem­

skiej. W ydaje się nam, że zaciekawią one czytelników Wszechświata.

Atmosfera je s t nam dosyć dokładnie znana do wysokości mniej więcej trzy­

dziestu kilometrów. Na podstawie badań przeprowadzonych w ostatnich latach z pomocą balonów sondujących wiemy, że do wysokości trzech kilometrów po­

wietrze je s t stale zamącone w skutek blis­

kości ziemi, że pas chmur rozciąga się mniej więcej do 10 km, powietrze w mia­

rę zwiększania się wysokości staje się coraz rzadszem, tem peratura również s ta ­ le się obniża do wysokości od 10 do 12 km. W tedy rozpoczyna się strefa izoter- miczna, tem peratura już. nie spada i w granicach badań, uskutecznianych z po­

mocą balonów, zdaje się być odtąd mniej więcej stałą.

Skład atmosfery również zmienia się w zależności od wysokości; nietylko po­

wietrze staje się coraz rzadszem, lecz i stosunek jego części składowych się zmienia; na poziomie ziemi w skład po-

9

wietrzą wchodzi azotu 78,l°/0, tlenu 20,9%, argonu 0,937°/0. Je s t także nadzwyczaj mała ilość różnych gazów: helu, wodoru i t. d. Na wysokości 20 km stosunek azotu wzrasta do 85°ó, tlenu zaś zmniej­

sza się do 15%.

Powstaje pytanie, czy i jakie zacho­

dzą zmiany poza wysokością 30 km, s ta ­ nowiącą granicę naszych badań.

Jedynym sposobem badania wysokiej atmosfery je st badanie zachodzących w niej zjawisk świetlnych, meteorów, zórz północnych i t. d. Wiadomo z całą pewnością, dzięki spostrzeżeniom doko­

nanym nad meteorami, że atmosfera ziem­

ska wznosi się conaj mniej do 150 km, a może i znacznie jeszcze wyżej. Dalsze nasze wiadomości oparte są na domysłach, jednakże warto je poznać.

W e g e n e r x) w następujący sposób przed­

stawia skład naszej atmosfery w zależ­

ności od wysokości.

Mówiliśmy, że do wysokości 20 km ilość azotu w powietrzu w zrasta z wy­

sokością; wzrastając mniej więcej do 40 km dosięgłaby najznaczniejszego stosunku 88°/0 na lO °/0 tlenu i l °/0 wodoru. W tedy ilość azotu się zmniejsza, a zwiększa się ilość wodoru. Na 60 km ilość wodoru wynosiłaby już 12 °/0 na 77 °/0 azotu, 6°|0 tlenu, 1°|0 helu. Zbliżamy się do strefy wodorowej rozciągającej się pomiędzy wysokościami 80 a 220 km. Na w yso­

kości 100 km azot poniekąd znikł, s ta ­ nowi on już tylko 1% na 4 °/0 helu i 55 °|0 wodoru; jednocześnie występowałby n o ­ wy gaz, którego ilość stopniowo w zra­

stać będzie aż do granic naszej atmos­

fery. Gazem tym byłoby coronium, któ­

rego istnienie w atmosferze słonecznej wykazała analiza widmowa. W egener nadaje temu gazowi w naszej atmosfe­

rze nazwę geocoronium. Na wysokości 80 km geocoronium istniałoby już w sto­

sunku 19%, na wysokości 100 km 29°/o.

Na wysokości 200 km wodór i geocoro­

nium znajdowałyby się w równych ilo-

!) F o r tsc lir itte der N a tu rw issen so lia ft. F or-

sełiu u g der A bderhalden. Tom Ix t, 1911. P h y s i-

ca iisch e Z eitsch rift X II, 1911, JYs 5 i 6 .

(10)

10 W SZECHŚW IAT JV» 1

ściach w powietrzu, wyżej, geocoronium wzięłoby górę, wchodzimy w nową s tr e ­ fę atmosferyczną, strefę geocoronium, przekraczającą wysokość 500 km .

Ala się rozumieć rozrzedzenie powie­

trza na tych wysokościach je s t olbrzy­

mie; ciśnienie w wysokości słupa rtęci wynosi 0,106 mm, na wysokości 60 km , 0,009 na 140 km , 0,001 62 na 500 km . ' N astępujące fakty służą na poparcie teoryi W egenera.

Wiadomo, że strzały arm atnie, odgłosy silnych wybuchów i t. p. słychać niekie­

dy z wielkiej odległości. Dokładne opi­

sy niektórych z tych faktów prowadzą do wniosku, że zjawisko to wytłumaczyć można jed y n ie wtedy, jeżeli przypuści­

my, że dźwięk odbija się w wysokiej atmosferze, na granicy dwu s tr e f g ę sto ­ ści, a zatem o bardzo odmiennym skła­

dzie; zachodzi tu niejako miraż głosowy.

W ten sposób de Quervain 15 listopa­

da 1908 roku mógł obserwować wybuch dynam itu na linii kolejowej na Jungfrau Początkowo usłyszano odgłos w okolicy otaczającej miejsce w ybuchu, na prze­

strzeni mniej więcej 30 km , lecz tylko w części położonej na północ. Następnie szła strefa zupełnej ciszy na przestrzeni około 140 km , a później duży pas, w k tó ­ rym w ybuch był znowu słyszany. Pas ten obejmował część Tyrolu, jezioro Bodeńskie i część Bawaryi. Obliczenia von dem Bornego wykazały, że zjawisko w y tłu ­ maczyć można całkowitem odbiciem fal głosowych n a granicy dwu w arstw g a ­ zowych o różnym składzie; prędkość dźwięku w zwykłem powietrzu wynosi 330 m na sekundę, w wodorze 1 280 m.

Hypoteza strefy wodorowej wykazała r e ­ zultaty zgodne z obserwacyami de Quer- vaina.

Badanie widm śladów świetlnych, w y­

twarzanych przez m eteory i gwiazdy spadające, doprowadziło również do wnio­

sków zgodnych z hypotezą strefy wodo­

rowej. Gwiazdy spadające i meteory są, ja k wiadomo, ciałami stałemi, pochodzą- cemi z przestrzeni międzygwiazdowąj i przedostającemi się do naszej atmosfe­

ry wrs ku tek p rzyciągania ziemi. Ich po­

czątkowa prędkość wynosi w przybliże­

niu 50 km na sekundę; tarcie o gazy atmosteryczne wytwarza gwałtowne roz­

grzanie; ciało, doprowadzone do żarzenia, wydaje żywe światło, pozostawia poza sobą ślad świetlny żarzących się gazów i par i doprowadza również do żarzenia się gazy atmosferyczne, z którem i się s ty k a bezpośrednio. Świecenie tych me­

teorów rozpoczyna się niekiedy na wiel­

kich wysokościach 50 km i wyżej. Po krótszym lub dłuższym przeciągu czasu meteor wybucha i znika, Co zaś doty­

czę gwiazd spadających, to zjawisko zd a­

je się zachodzić pomiędzy 150 a 80 km.

Pickeringowi udało się odfotografować widma ogonów gwiazd spadających; zna­

lazł on w widmie części gazowych linie wodoru i przypisuje je gazom atmosfe­

rycznym, rozgrzanym przez meteor.

Badanie chm ur świetlnvch, a zwłasz-

t/

» cza zórz północnych również potwierdza tę teoryę. Istnieje obecnie pewna dąż­

ność do przypisywania powstawania zórz północnych promieniom katodalnym, w y­

chodzącym ze słońca; atmosfera byłaby niejako olbrzymią ru rk ą Crookesa, w k tó ­ rej zawarte bardzo rozcieńczone gazy staw ałyby się świecącemi pod wpływem uderzenia pocisków katodałnych. Ana­

liza widmowa zórz północnych, (które zachodzą n a wysokości 60 i 150 km ) wy­

kazuje obecność wodoru i azotu. Ilość azotu zmniejsza się z wysokością, gdy tymczasem ilość wodoru wzrasta.

W owem widmie światła zorzy północ­

nej oprócz linij charakterystycznych, po­

chodzących ze znanych nam pierw iast­

ków, można również rozróżnić linie, któ­

rych dotychczas nie można było przypi­

sać żadnemu znanemu ciału. Ilość i n a ­ tężenie tych linij wzrasta w miarę, ja k badane źródło światła mieści się w wyż­

szych częściach atmosfery. Pomiędzy tem i liniami znajduje się linia odpowia­

dająca długości fali 577 {ift. Ponieważ mało się ona różni od linii kryptonu, Huggins, Ramsay i Schuster chcieli po­

czątkowo uważać j ą za linię kryptono­

wą. Lecz krypton je s t je d n y m z n a j­

cięższych gazów naszej kuli ziemskiej,

a linia 577 ;

j

.

u

. występuje stale w ' widmie

zórz północnych; zdaje się dowiedzionem,

(11)

M 1 W SZECHSWIAT 11

że zorze północne istnieją jeszcze na w y­

sokościach pomiędzy 380 a 500 km, a tam krypton utrzymać się już nie może.

Przypisano zatem linię 577 nowemu ciału. Uczynili tak Scheiner i Wegener.

Przyjmują oni, że wyższe sfery zajęte są przez gaz lżejszy od wodoru, mianowicie geocoronium. W egener uważa tę sub- stancyę za jednorodną z coronium koro­

ny słonecznej.

Dalsze badania ustalą zapewne ścisłość tych śmiałych teoryj.

H. G.

Z T O W . P Z R Y J A C I Ó Ł NAIJK W P O Z NA N I U.

Zebranie wydziału przyrodników dnia 16 grudnia 1911 roku.

Przed porządkiem obrad dr. P. Chłapow­

ski przedstawił cały szereg książek z dobre- mi ilustracyami, wydanych przez Polaków, a poświęconych opisom krajów przez nich zwiedzanych. Zacząwszy od wspaniałych wydaw nictw Józefa hr. Potockiego z opisem Indyj i Afryki, przeszedł następnie do wy­

daw nictw Witolda Szyszły, z k tó ry c h naj­

wyżej stawia „Meksyk“ dlatego, że w nim dobrze są zebrane i objaśnione prehistoryczne jego zabytki, a dalej, przedstawiając wy­

dawnictwa Maurycego Komorowicza, wyszłe w C harlottenburgu, wyraził żal, że autor woli pisać i wydawać poniemieoku, aniżeli popolsku, choć dowiódł w Przeglądzie P o l­

skim, że włada niegorzej językiem ojczy­

stym , niż niemieckim. Wreszcie szczegóło­

wo się rozwodził nad owocem badań a n tro ­ pologicznych i etnograficznych w między- rzeezu Nilu i Konga—wydanym w Rozpra­

wach W ydziału matem.-przyrodn. Akademii Umiej. — przez Stanisława Czekanowskiego, k tó ry uczestniczył w ekspedycyi naukowej W. księcia Rudolfa F ry d e r y k a Meklembur- skiego.

Prócz tego p. Chłapowski przedstawił kil­

ka książek wydanych w Warszawie, zatrzy- ' m ując się dłużej nad „astronomią dla wszy- I s tk ic h " Newoomba w tłumaczeniu Merec- kiego z pomocą d-ra Kazimierza Graffa, | astronom a z Hamburga i polecając to dzieło gorąco wszystkim tym, co chcą poznać stan obecny wiedzy o wszechświecie. Po załat-

J

wieniu spraw adm inistracyjnych i odczyta-

j

niu listów przewodniczący przedstawił od- ! daną przez prof. Niklewskiego z Dublan I

pracę panny Wołoszyńskiej o planktonie j e ­ zior i stawów kujawskich; oddano ją komi­

sy i do przejrzenia.

Nastąpił referat p. Stan. Koniecznego o jogurcie i referat d-ra P. Chłapowskiego 0 trawieniu mleka kwaśnego.

J o g u r t albo „Y o g o u rth “, znany w W ar­

szawie pod nazwą mleka bułgarskiego, oznacza właściwie tyle, co u nas zsiadłe mleko. Różni się stanowczo od m usujących 1 zawierających alkohol innych wyrobów mlecznych, dawniej ju ż u nas wyrabianych t. j. kum ysu i kefiru.

Kumys wyrabia się ze słodkiego mleka kobył, oślic i wielbłądzic w osadach k ir­

giskich, smakuje j a k maślanka i zawiera sernik (kazein) w bardzo drobnych strzęp­

kach łatwo straw nych. W yrabia się go tam tylko latem i od dawna na kuracyę tym napojem udawali się do j u r t kirgiskich cho­

rzy. Od półwieku powstały osobne zakłady kumysowe, ja k n. p. w Sławucie na W oły­

niu, gdzie są stadniny. — Kefir wyrabiano

* od wieków na Kaukazie z mleka krowiego przez dodawanie osobliwych grzybków s pro­

wadzających fermentacyę. „Kef“ lub „keif“

znaczy zdrowie. Na Kaukazie mleko krowie wlewa się do worków ze skóry, na której po fermentacyi osadza się skorupa. Tę k r u ­ szą i potem dodają do mleka jako zaczyn.

Jogurt albo po t u r e c k u jau rt, choć uważa się go za p ro d u k t wyłącznie bułgarski, roz­

powszechniony jest na całym półwyspie bałkańskim i nawet w Azyi Mniejszej. W y ­ rabia się z mleka gotowanego a, że ferment, zaporaocą którego się wyrabia, jest prawie wolny od drożdży, więc nie zawiera wiele alkoholu. Może też dla tego używanie go ta k przedłuża życie w krajach, gdzie do­

rośli używają go za napój. Gdy na zacho­

dzie E u ro p y dopiero na 400 000 mieszkań­

ców zdarza się jeden stuletni, to w Buł- garyi na czteromilionową ludność policzono 3 800 starszych niż 100 lat.

W E uropie zachodniej jo g u r t u używają tylko ludzie zamożniejsi, lecz w Bułgaryi jest on w użyciu powszechnem, a gospody­

nie p re parują go w domu same i to w spo­

sób dość prosty. Do przygotowanego i o s tu ­ dzonego do 4 5 —48°C. mleka dodaje się zaczy­

nu, zwanego po b u łg arsk u „m a y a “. W tejże mniej więcej tem p e ra tu rz e utrzy m u je się mle­

ko 3 — 4 godzin przez owinięcie naczyń w płaty wełniane, w któ ry m to czasie mle­

ko gęstnieje i jo g u r t się tworzy, a w jakieś 2 —3 godzin po zupełnem ostygnięciu jako napój może być użyty.

Pierwszy, który naukowo zbadał wartość jo g urtu, był lekarz bułgarski Grigorow.

Wydział medyczny akademii paryskiej zaj­

mował się przez dłuższy czas środkiem tym,

aż dr. Dybowskiemu udało się go zamienić

(12)

12 WSZECHŚWIAT Ni 1

w suchy proszek, któ ry nadaje się do w y ­ rabiania j o g u r t u daleko dogodniej.

Szczególniej prof. Mieczników w i n s t y t u ­ cie P a s te u ra zainteresował się żywo tym nowym środkiem i poczynił ■/, nim dłuższe i stara nne doświadczenia. J o g u r t przeszedł z B ułgaryi do F ran c y i. S tą d do Szwajcaryi, Polski, Rossyi, a później dopiero do Niemiec.

Od pierwszego użycia j o g u r t u w E u ro p ie zachodniej minęło dopiero 4 lata. Nietylko uczeni francuscy zajmowali się szczerze b a ­ daniem j o g u rtu , lecz także chemicy, leka­

rze, bakteryologowie innych narodów p rz y ­ czynili się bardzo do poznania go, zbada­

nia i rozpowszechnienia. Zagadnienie, czy i przez jakie bak tery e jo g u r t się wytw arza, uważać można za wyświetlone. T ak, j a k kefir wyrabia się zapomocą grzybków kefi­

rowych, t a k samo wyrabia się jo g u r t zapo­

mocą fe rm en tu „ m a y a “. S k ute cznym mi­

kroorganizmem „m ayi“ jest Bacillus bulga- ricus, a więc tam eczny lasecznik kw a su mle­

cznego. W eigm ann zalicza te wszystkie b a k ­ tery e , znajdujące się w napojach jak: kefir, mazun, j o g u rt, do jednej g r u p y mianowicie

„ B acterium ca u c a sic u m “. B a k te ry e te mają wygląd w ysm ukłych, długich, często i z g r a ­ bionych pręcików. Żyją bez powietrza, sprzyja im zaś te m p e r a t u r a od 40 — 50°, i potrzebne im do rozmnażania się białko.

A b y dostatecznie zrozumieć dodatni wpływ j o g u r t u na organizm ludzki, jest niezbędnem przypomnieć sobie, z ja k ic h substancyj skła­

da się mleko. Mleko krowie słodkie zawiera 12°lo su b stan cy i stałej i 88°|0 wody. W szy­

stkie te składniki są dla odżywiania naszego bardzo ważne. Człowiek dorosły łatw o t r a ­ wi tłuszcz i cukier mleczny, niemożna j e ­ dnak twierdzić tego samego o białku w m le­

ku krowiem słodkiem. Białko jest w mleku surowem ju ż nieraz inało straw ne, trudno straw ne zaś w m leku gotowanem. B ak tery e w jogurcie zaś osobnym procesem chemicz­

nym sobie właściwym zamieniają białko ścię­

te w łatwo stra w n ą albumozę. Zawartość białka łatwo straw nego w jogurcie je st wię­

k sz a aniżeli w m leku krowiem słodkiem, m a­

ślance i kefirze, a także w kum ysie. Za­

wartość zaś tłuszczu jest w jo g u rcie t a k wielka ja k w m leku kobiecem, niecdtłusz- czonem krowiem i kefirze, sześć razy zaś większa niż w kum ysie i maślance. N a mo­

cy tej s t a t y s t y k i śmiało twierdzić możemy, że jo g u r t w porów naniu ze wszystkiemi p re­

paratam i mlecznemi zawiera największą ilość części składowych pożyw nych. Dodać nale­

ży, że gdy kefir ma alkoholu 0,7°|0; kum ys 3,2°lo — w jog u rcie znajdujem y ty lk o 0,2°|0 alkoholu. Słuszne też je s t twierdzenie hy- gienisty wiedeńskiego Reinharda, że jo g u rt je st dla dorosłych idealnyTm a rty k u łe m spo­

żywczym, k t ó r y zastosować można do n a j­

słabszego żołądka ludzkiego. Przedewszyst- kiem te dodatnie jego własności zależą od wyczerpującej, intensywnej dezynfekcyi k i ­ szek. J o g u r t bowiem zapomocą swyoh la- seczników kwasu mlecznego tępi w jelitach wszelkie szkodliwe bak tery e, przedewszyst- kiem t. zw. B acterium coli, które wywołuje we wnętrznościach rodzaj gnicia potraw.

P o d łu g prof. S trassb u rg e ra x/ 3 kału składa się z bakteryj, przeważnie B acterium coli, a ponieważ każdy zdrowy człowiek z kałem usuw a ich dziennie z siebie 128 bilionów i po­

nieważ powstałe przez fe rm enlacyę gnilną w jelitach trująco p ro d u k ty rozkładu z k i­

szek mogą się do krwi dostać, stąd wnio­

sek, ja k ważną dla zdrowia człowieka rzeczą jest usuwanie tych bakteryj. P odług Mie­

cznikowa naw et arteryoskłeroza czyli s t w a r ­ dnienie tętn ic (mylnie u nas zwane zwa­

pnieniem żył) a także przedwczesne siwienie włosów, szybkie marszczenie się skóry i zżół­

knięcie jej i t. d., byłyby skutkiem tej przez ciągłą fermentaoyę gnilną w jelitach wywo­

łanej przedwczesnej zgrzybiałości. Z badań sławnych hygienistów przekonywam y się, j a k ważnym dla utrzym ania zdrowia czyn­

nikiem jest używanie jo g u r t u , k tó ry zawie­

rając w sobie bakterye silniejsze i trwalsze, w ytępia gnilne i nie pozwala rozmnażać się B acterium coli. T a k np. prof. Mieczników twierdzi, że gdyrby się udało usunąć na za­

wsze fe rm entacyę gnilną w jelitach, w ten­

czas średni wiek człowieka wynosiłby 120 lat.

Obecnie w handlu u nas prócz t. zw.

mleka jogurtow ego zwykłego otrzym ać m o­

żemy, także bardziej zgęszczone oraz t. zw.

^udding jogurtow y, wreszcie tabletki czyli koł .ęzki jogurtow e z czystej k u ltu ry bak- teryi wysuszonej do zaprawiania mleka g o ­ towanego poprzednio, wreszcie proszek j o ­ g u rto w y i inne jeszcze przetw ory suche z dodatkiem słodu, kakao lub t. p. a n a ­ w et można dostać sera jogurtow ego mięk­

kiego i tłustego. O długotrwałości tych s u ­ c h y c h preparatów brak nam jeszcze dokła­

dn y ch wyników badań. To pewna, że b a k ­ te ry e mleczne w zasuszonym stanie rok ca­

ły i dłużej w chłodnej tem peraturze nie za­

mierają. Co do skuteczności tyoh przetwo­

rów, można już teraz zestawić je w takim porządku: 1) mleko jo g urtow e umiejętnie zrobione; 2) płynne czyste k u lt u r y do wyrabiania go w domu bakteryj jo g u rto ­ wych; 3) tabletki czyli kołaczki; 4) ser j o ­ gurtow y.

N astępnie referent zastanawia się nad tem, czemu wobec uznania j o g u r t u jako doskonałego napoju i p okarm u t a k mało u nas dotąd jest rozpowszechniony.

Powodem tego jest dotychczasowa wy­

soka jego cena, zbyt wielkie koszty jego

(13)

WSZEGHSWIAT 13

wyrobu w obecnych w arunkach. Koszty te mogłyby się stad mniejsze w razie większe­

go zapotrzebowania jo g u rtu , a więc zapisy­

wania go przez lekarzy i użyM7ania częstsze­

go przez publiczność. W tedy wobec wię­

kszej konkurencyi spadłyby ceny tego do­

skonałego pod względem hygienicznym a smacznego przetworu, prawdziwego skar­

bu, chroniącego od wielu chorób i niewąt­

pliwie przedłużającego życie.

W końcu p. K. rozdzielił pomiędzy człon­

ków licznie zebranych zestawienie porów na­

wcze składników j o g u r t u oraz innych po­

dobnych m u mniej lub więcej przetworów mleka, wreszcie poczęstował jog u rtem n a ­ desłanym przez firmę Schweizerhof, która jo g u rt wyrabia, gdy tymczasem mleczar­

nia miejska w Poznaniu nie czyni tego do­

tąd.

C zęści sk ła d o w e m leka k o b ieceg o , m leka k ro w ieg o , m aślanki, kefiru , k u m ysu w p o ró w n a n iu ze składnikam i jo g u rtu .

M leko k ob iece

01 lo

M leko k row ie

°!o

M aślanka

°llo

K efir 0 ;o

K u m y s 01 lo

J o g u rt

°lo

W oda 87,58 87,5 90,09 88,51 91,87 73,69

C zęści sk ła d o w e sta łe 12,42 12,5 9,91 11,49 8,13 26,31

L a k to k a zein 0,80 2,9 substan-

c y e a zo to w e

3,91

2,98 8.80 2,70

L ak toalb u m in 1,21 0,5 0,28 0,30 0,98

P e p to n y i album ozy 0,05 1,04 3,75

T łuszcz 3,74 3,6 1,02 3,10 1,12 7,20

Cukier m le c z n y 6,37 4,8 4,24 2,78 0,39 9,40

K w a s m le c z n y 0 ,8 0,81 0,90 0,80

A lk oh ol 0,70 3,19 0 ,2 0

C zęści m in eraln e 0,3 0,7 0,74 0,79 0,33 1,38

W dyskusyi nad wykładem zabrał głos jako koreferent dr. P. Chłapowski.

P rze tw ó r mleczny pod nazwą „Maya,,—

„ Y o g u r t h K bułgarski, wprowadzony od kil­

k u lat do handlu, jest tylko odmianą na­

szego zwykłego kwaśnego t. j. zsiadłego mleka. Gdy u nas wyrabia się je na zimno i bez osobnego dodawania zaczynu (bakte­

ryj), to w B ułgaryi t a k jak i w Rosyi („warjeniec* i „prosto kwasza“), wyrabiają kwaśne mleko, dodając do gotowanego po­

przednio słodkiego mleka pewną ilość mle­

ka kwaśnego z poprzedniego dnia lub jeszcze starszego. — B akteryj, kwas mleczny wy­

rabiających je s t bardzo wiele, różnią się one wedle krajów a przewaga jednych nad drugiemi może zależeć także i od pory ro­

ku, oraz od innych okoliczności, mianowi­

cie od czystości naczyń i t. d. Chcąc w y­

rabiać bułgarskie kwaśne mleko zapomocą ferm entu m aya albo t. zw. laktobacyliny, trzeba wykonać wszystko bardzo akuratnie, by módz odpowiadać za wszelkie możliwe zanieczyszczenia.

Od czasu, kiedy w medycynie zwrócono pilniejszą uw agę na następstw a t. zw. auto- intoksykacyi a więc zgubnego działania

„ s obotrutek“ pochodzenia kiszkowego na

Cytaty

Powiązane dokumenty

Opiekuj się pan mym chłopcem, daj mu możność pójść w życiu naprzód, jeżeli rząd nie zechce tego uczynić... Zaremba przedstaw ia rozprawę

szych przestrzeni. Z tego też powodu, w obu działach, badania ześrodkowują się na poznaniu granic występowania, możliwie jaknaj większej ilości form i warunków,

powiednio przez wyrazy: emisya i ondu- lacya, które znów, ja k to wskazał Bur- ton, mogą być ostatecznie identyczne, jeśli materya składa się z figur wysiłu

ziowii w Kongo, Niemcy, Portugalczycy oraz Belgowie starają się zaprowadzić sztuczne plantacye drzew kauczukowych w swych koloniach; na Malacce, Sum a­. trze i

dopodobnie jest w wielu razach zakrótki, pozostaje mimo to wskazany przez niego fakt, że pęd odbywa się w ciągu okre­. ślonych czasów, po których następuje

Za naturą enzym atyczną działającej substancyi opowiedział się niedawno Fuhrm ann (Vorle- sungen uber Bakterieneiizyme, Jen a 1907, str.. Zur K enntniss der

giej grupy peryodycznej tylk o sole berylu okazały się czynnem i, lecz w stopniu nie­.. jednakowym : preparat, najmocniej działający na p ły tk ę uczuloną,

rane przez rostw ór na w ew nętrzne ścianki naczynia, nie zrów now aży się z ciśnieniem , w yw ieranem zzew nątrz przez cząsteczki wody, starające się pod