• Nie Znaleziono Wyników

O "autentyczności" i ponowoczesnym rozumieniu doświadczenia turystycznego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O "autentyczności" i ponowoczesnym rozumieniu doświadczenia turystycznego"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Paweł Zajas

O "autentyczności" i ponowoczesnym

rozumieniu doświadczenia

turystycznego

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (112), 215-230

2008

(2)

Przyczynki

Paweł ZAJAS

O „a u te n tyczn o ści” i p o n o w o c z e s n y m ro z u m ie n iu

d o św ia dcze nia tu rystyczn e g o

Wstęp

T urysta jest z całą pew nością jedną z n ajb ard ziej rozpow szechnionych figur ponow oczesnych. Pojawia się n ie u sta n n ie na k a rta c h książek i licznych artykułów - to jako obiekt b a d a ń i dociekań, to jako nośna m etafora. Jest pojem nym zn a­ kiem opisującym naszą niepew ną kondycję, p rzechodzi p o n ad zm ieniającym i się p rąd a m i in te le k tu aln y m i, a jego teoretycy raz po raz pod k reślają ponadczasow ość niegdyś w ydanych osądów. Jako p rzykład posłużyć może D ean M acC annell - p rzed­ staw iciel sem iotyczno-dram aturgicznego ujęcia tu ry sty k i1, autor klasycznej już, wydanej w 1976 ro k u p racy (polskie wyd. 2002) Turysta. Now a teoria klasy próżnia-

czej2. W swoim założeniu m iała się ona stać „rodzajem nowego ra p o rtu etnogra­

ficznego o stanie n o w o c z e s n e g o społeczeństw a”3, jednak już trzynaście lat po jej pierw szym w ydaniu au to r tw ierdził, że jego stu d iu m m ogłoby zostać rów nie dobrze zanalizow ane pod szyldem p o n o w o c z e s n o ś c i . Przestrzegając p rzed trak to w an iem p o stm o d ern izm u jako czystej rozryw ki klasy teoretyzującej M ac­ C annell zw racał uwagę na fakt, iż ów p rą d um ysłowy obejm uje zjaw iska jak n a j­ bardziej em piryczne, które m ożna poddać etnograficznym dociekaniom w

poszu-1

2

Zob. K. Podemski Socjologia podróży, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2004.

D. M acCannell Turysta. N ow a teoria klasy próżniaczej, przel. E. Klekot i A. W ieczorkiewicz, Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 2002. Pokreślenia moje - M.J.

(3)

216

kiw aniu ich kulturow ych zn aczeń 4. We w stępie do angielskiego w ydania Turysty z 1989 ro k u napisał: „Jeżeli m iałbym więc zgodzić się z teorią krytyczną postm o­ dern izm u , chciałbym , by Turysta znalazł w niej swoje m iejsce i pozw olił m i u n ik ­ nąć za kłopotania faktem ponow nego w ydania k siążki o czymś, co już nie istnieje. Być m oże „tu ry sta” był w istocie jedną z postaci należących już do wczesnej po n o ­ woczesności: wyalienowany, lecz poszukujący w swym wyobcowaniu podm iotowości - nom adycznej, w yzutej z m iejsca, podm iotow ości pozbaw ionej ducha, „u m arłe­ go p o d m io tu ”5.

W nin iejszy m artykule chciałbym się zająć kw estią dośw iadczenia tu rystycz­ nego, a głównie p roblem atyzacją jego autentyczności. In n y m i słowy: co w idzą, co chcą w idzieć lub też co w ydają się w idzieć w spółcześni tu ry ści skonfrontow ani z egzotyczną rzeczyw istością? Czym ta k napraw dę jest owa „autentyczność” i ja­ kie m a zw iązki z naszą w spółczesną lu d zk ą kondycją? M a teria ł wyjściowy m ojej analizy zw iązany jest z p ro jek tem prasow ym prow adzonym przez Z akład K ultury, L ite ra tu ry i Języka N id erlan d zk ieg o i A frikaans w In sty tu cie Filologii A ngielskiej U niw ersytetu im. A dam a M ickiewicza w P oznaniu. Z pom ocą profesjonalnej agen­ cji prasow ej od sześciu lat m o n ito ru jem y obraz A fryki P ołudniow ej w p rasie pol­ skiej, przy czym k o rpus gazet codziennych i czasopism obejm uje aż 450 tytułów. W niniejszym tekście sk u p ia m się tylko na jednym , w ąskim a jednocześnie n ie ­ zm iernie ciekawym aspekcie szerzej zakreślonego p ro jek tu im agologicznego. Swoją uwagę k ie ru ję m ianow icie na rep rezen tacje południow oafrykańskiej rzeczyw isto­ ści w relacjach turystów , którzy w la tac h 2000-2006 odw iedzili R epublikę P ołu­ dniow ej Afryki.

Goffman i MacCannell: podział na strefę sceny i strefę kulis

P rzed ich om ów ieniem chciałbym poczynić k ilka uwag teoretycznych, które choć na ogół znane i nie w ym agające obszernego referow ania, w arte są choć skró­ towej rek a p itu la cji. D la osób zaznajom ionych z podstaw ow ą lite ra tu rą socjolo­ giczną z całą pew nością bez m ała tru iz m em wydawać się będzie konstatacja, iż pisząc o autentyczności dośw iadczenia turystycznego, nie sposób n ie odnieść się do w ątków goffm anow skich podejm ow anych przez M acC annella w Turyście.

C harakterystyczne dla now oczesności jest w edług badacza rozbicie praw d zi­ wego życia oraz w spółistniejące z tym procesem n aro d z in y fascynacji p raw d zi­ wym życiem innych. I tu rodzi się p roblem zw iązany z poszukiw aniem przez tu ry ­ stów „praw dziw ej” rzeczyw istości odw iedzanych regionów, podczas gdy przem ysł turystyczny ud o stęp n ia im tylko p rzedstaw ienia, inscenizacje rzeczyw istości spe­ cjalnie spreparow ane na ich użytek. W łaśnie w tym w ażnym dla dalszych rozw a­ żań pu n k cie M acC annel odw ołuje się do znanej w n a u k a ch społecznych kon cep ­ cji d ra m a tu rg ic z n e j E rv in g a G offm ana. Z g o d n ie z te o rią G offm ana w idoczna

4 Tamże, s. XIV.

(4)

i przyjm ow ana bezrefleksyjnie rzeczyw istość lu d z k ich zachow ań n ie jest czymś bezproblem ow ym , zależy bow iem od ta k ich podziałów stru k tu raln y ch , jak „strefa sceny” (inaczej zwana „fasadą”) oraz „strefa k u lis” . Scena (fasada) to m iejsce, w k tó ­ rym odbywa się w ystęp. Jej w ażnym elem en tem jest dekoracja. D o p ełn ien ie m sce­ ny są: garderoba, ku lisy i k u ch n ia, m iejsca, gdzie przygotow uje się m istyfikację dla publiczności. „Skoro za k u lisam i ujaw nia się istotne tajem n ice przed staw ie­ nia i skoro w ykonawcy w ychodzą tu ta j z roli, jest rzeczą n a tu ra ln ą , że m iejsce to jest n ied o stęp n e dla p u b liczności i że naw et ukryw a się p rze d n ią jego istn ie n ie ”6. U trzym anie trw ałego sensu rzeczyw istości społecznej wym aga więc pew nej m isty­ fikacji, dw ubiegunow ości, gdzie dom niem ane „poufne i rzeczyw iste” p rzeciw sta­ wia się „pokazow i”7. Podział te n oparty jest na pow szechnym p rze k o n an iu doty­ czącym stosunku pom iędzy praw dą i poufnością. Poniew aż znaczenie poufności i bliskości odgrywa w naszym społeczeństw ie rolę bez m ała k ard y n a ln ą, dopusz­ czenie jed n o stk i do d zielenia strefy k u lis oznacza „bycie jednym z n ic h ”, uczest­ nictw o w ychodzące poza ram y p rze d staw ie n ia8. Tak więc zw iedzający p rag n ą go­ rąco wyjść poza p o d iu m , dotrzeć do kulis, zbratać się z tubylcam i. Często ganieni są za to, że nie osiągają ta k postaw ionego celu i zadow alają się dośw iadczeniam i w sposób oczywisty nieau ten ty czn y m i. Turystycznym id eałem jest dośw iadczenie na w skroś autentyczne, d em istyfikujące pew ien aspekt społeczeństw a lub jed n o st­ k i9. Je d n ak dla w iększości turystów owo rozró żn ien ie pom iędzy fałszywą fasadą a in ty m n ą rzeczyw istością k u lis nie w ydaje się czym ś problem atycznym : „kiedy dana osoba, będąca obserw atorem , w chodzi za kulisy, czy też poza «dekoracje», praw da rzeczyw istości zaczyna objawiać się sam a m niej czy bardziej autom atycz­ n ie ” 10. N ależy jed n ak pam iętać o tym , iż rzeczywistość k u lis m oże okazać się ty l­ ko n astęp n y m przedstaw ieniem . Co więcej, w n iektórych sytuacjach oddzielenie p o d iu m od k u lis okazuje się niem ożliw e, gdyż jedna rzeczyw istość p rzechodzi w drugą. D oskonałym przy k ład em na p o łudniow oafrykańskim g runcie jest cho­ ciażby township Soweto położony na obrzeżach Jo h an n esb u rg a, który będąc m ie j­ scem zam ieszkania blisko 900 tysięcy ludzi, stanow i jednocześnie atrakcję tu ry ­ styczną, sym bol w alki z aparth eid em .

Południowoafrykańskie „podium ”

Turyści pozostający na p o d iu m nie stanow ią w iększego wyzwania m etodolo­ gicznego. Z organizow ane, a często rów nież i te podejm ow ane in d yw idualnie wy­

6 E. Goffman Człowiek w teatrze życia codziennego, przeł. H. Datner-Śpiewak, P. Śpiewak, Wydawnictwo KR, Warszawa 2000, s. 142.

7 D. M acCannell Turysta..., s. 145, 147.

8 Tamże.

9 Tamże, s. 147-148.

(5)

218

praw y do R ep u b lik i Południow ej A fryki są, używając term in o lo g ii E rvinga Goff- m ana, „rozległym i system am i działań obejm ującym i długą serię obowiązkowych obrzędów ” 11. Przeglądając turystyczne relacje, n ab iera się przek o n an ia, że od sys­ te m u atrak cji nie m a ucieczki, chyba że zostanie się w dom u. N ik t, m oże poza m iejscow ym i m ieszkańcam i, nie uw olni się od obow iązku zw iedzania. W iększość b iu r turystycznych rek la m u je pobyt w RPA w sposób nieodbiegający od szablono­ wego wzorca: „R epublika P ołudniow ej A fryki: egzotycznie. Przez dwa tygodnie [...] zobaczym y Johan n esb u rg , P retorię, D u rb a n , K apsztad, a także m .in. jaskinie h azard u , kopalnie złota, rezerw at pingw inów afrykańskich. P rzew idziano fotosa­ fari i kąpiel w O ceanie In d y jsk im ” 12. Ś ródtytuły licznych artykułów pośw ięconych turystycznym aspektom Południow ej A fryki w pasow ują się w rozpoznaw alny przez w szystkich obraz: „Kraj oszałam iającej p rzy ro d y ”, „K otlety ze stru sia ”, „Bez przy­ szłości” (chodzi tu oczywiście o pro b lem A ID S) czy też „S un C ity ” (cen tru m roz­ rywkowe, jedna z najb ard ziej reklam ow anych atrak cji tu ry sty czn y ch )13.

Poszczególne te k sty św iadczą o bezproblem ow ym po d ejściu do turystycznej rzeczyw istości i pow ielają w szystkie klisze w yobrażeniow e dotyczące RPA. Zw ie­ dzający k olekcjonują jak najwięcej w rażeń, bez zagłębiania się i nam ysłu szybko prześlizgują się po pow ierzchni. Owa prędkość

wymusza postrzeganie rzeczywistości jako migawkowego zbioru widoków, ale też w ym u­ sza na rzeczywistości, na świecie, konieczność bycia atrakcyjnym, zauważalnym, goto­ wym do spełnienia turystycznych oczekiwań. Tak rodzi się podwójne zafałszowanie: tu­ rysta postrzega to, co zostaje mu zaanonsowane, podane do zobaczenia - świat natomiast pokazuje to, czego oczekują od niego turyści. Podróżujący w ten sposób nie poznają ni­ czego nowego, nie doświadczają niczego innego poza tym, czego wcześniej oczekiw ali.14

O graniczę się tu do dłuższego cytatu, ilustrującego w jaskraw y sposób te ndencje w ystępujące rów nież w w ielu inn y ch tekstach:

Kolejny dzień to zwiedzanie wyjątkowo interesujących m iasteczek Sun C ity i Lost City. Sun City - M iasto Słońca to odpowiednik amerykańskiego Las Vegas. M iasteczka wybu­ dowano wśród wzgórz Parku Narodowego Pilanesberg. Oszałamiający kompleks hotelo- wo-rozrywkowy z wodnym parkiem rozrywki, prawdziwą plażą, z wielom a zjeżdżalnia­ mi i sztuczną, wysoką na dwa metry falą morską. [...] Przechodzimy przez kolejne sale i tarasy wchodząc na most łączący kąpielisko z hotelem. Na balustradach mostu stoją naturalnej wielkości rzeźby słoni. N a końcu mostu olbrzymie i wyjątkowo piękne wrota zaginionego miasta Lost City, bajkowy świat, który nigdy nie istniał. Byliśm y też w kinie na specjalnym seansie filmowym, gdzie widzowie, a raczej pasażerowie, są przypięci do foteli. Podczas film u cala lawa z siedzeniam i porusza się zgodnie z ruchami ścigającej

11 E. Goffman Człowiek w teatrze..., s. 61.

12 W buszu, na plaży, na wielbłądzie. Gwiazdka, Sylwester 2004, „Gazeta Wyborcza. D odatek Turystyka” 27 listopad 2004.

13 C. Rudziński K raj oszałamiającej przyrody, „Gazeta prawna. Turystyka” 28 IV 2005.

(6)

bandytów łodzi motorowej. Wrażenia trudne do opisania. Niedaleko Johannesburga od­ w iedzam y typową holenderską wioskę osadników, obok której w Gold R eef C ity znajdu­ je się wyeksploatowana kopalnia złota. Osada ta dała początek Johannesburgowi. Zjeżdża­ my do kopalni, każdy z hełmem na głowie i latarką górniczą w ręku. Idąc wzdłuż wyro­ bisk, oglądamy pozostałe pasy przypominające złoto. Na powierzchni oglądamy wytop prawdziwego złota, którego kilka sztabek leży obok pieca. Ręka trochę korci, ale nie w ol­ no. [...] Ostatniego dnia pobytu wyjeżdżamy na ogromny bazar, gdzie za ostatnie pienią­ dze kupujemy rzeźby, maski i inne pamiątki. Jeden z kolegów, zapominając o lim icie bagażu, kupił cały worek pamiątek. Na lotnisku, kiedy położył na wadze swoją torbę, uległa ona uszkodzeniu. Torba ważyła blisko 40 kg.15

Tekst ilu stru ją zdjęcia „baśniow ego Lost C ity”, m o n stru aln y ch rozm iarów rzeźb lwów i słoni oraz zdjęcie osady pierw szych poszukiw aczy złota. Południow oafry­ kańskie p o d iu m to p rze strzeń , gdzie w szystko fu n k cjo n u je w n iesp o ty k an y m gdzie indziej w ym iarze: „W RPA w szystko jest «naj...», najp ięk n iejsza przyroda, n a j­ w iększe złoża złota i diam entów , n ajb ard zie j luksusow e h otele i n ajsłynniejsze plaże. Jednakże « n a j . » dotyczy rów nież nędzy, liczby m orderstw , gw ałtów i k ra ­ dzieży” 16. A utor tego cy tatu zdaje sobie tym razem doskonale spraw ę z fasadowo- ści w łasnego przeżycia turystycznego, a jego fru stracja, zw iązana z niem ożliw o­ ścią opuszczenia p o d iu m i b rak ie m „au tentyczności”, stanow i d o m in a n tę tekstu. N ow akow ski jest św iadom y faktu, że przem ysł turystyczny oferuje m u oprócz p rze­ żyć pozytyw nych rów nież negatyw ne em ocje społeczne. N a b iedzie i p rzestępczo­ ści m ożna bow iem nieźle zarobić:

Przewodnicy w asyście ochroniarzy pokazują zszokowanym turystom monstrualne roz­ miary brudu i nędzy. W programach niektórych w ycieczek znajdują się wizyty w szpita­ lach biedoty, na przykład w Durbanie, gdzie na oddziale dziecięcym 80 do 100 procent pacjentów choruje na A ID S - to kolejna plaga, która zżera ten kraj. Po takich „atrak­ cjach” wizyta w Soweto, słynnej dzielnicy biedoty, którą świat poznał w czasach aparthe­ idu, już nie robi wrażenia. [...] W spomnienia turystów z Czarnego Lądu zależą od kon­ traktu jaki podpiszą z organizatorem wyjazdu. Tylko oni mogą wybierać pom iędzy de­ monstracyjnym przepychem a skrajnym ubóstwem .17

Je d n ak przenikliw ość au to ra te k stu jest pozorna. Postrzega on bow iem Afrykę P ołudniow ą jako jedno w ielkie p o d iu m całkow icie pozbaw ione autentyczności, twór zgoła sztuczny, w ykreow any na p otrzeby światowej turystyki: „za żadne p ie ­ niądze nie uda się im [turystom ] - zobaczyć jednego - norm alnego życia. Ono w RPA nie istn ieje” 18. Jest to p rzypadek dość ciekawy, jako że fru stra cja zw iązana z fasadow ością i b rak ie m autentycznego k o n ta k tu z owym Innym , prow adzi, jak

15 J. Nath Magiczny kraj. Z wyprawy do Republiki Południowej Afryki, „Nowości. Gazeta Pomorza i Kujaw” 22 I 2004.

16 M. Nowakowski Przylądek niespełnionych nadziei, „Sukces” maj 2006.

17 Tamże.

(7)

2

2

0

w idzim y, do całkow itego zanegow ania rzeczyw istości19. P odium , choć m etodolo­ gicznie nieskom plikow ane, stanow i jednocześnie źródło olbrzym iego rozczarow a­ nia. K w estia „au tentyczności” staje się więc coraz b ardziej paląca.

Inscenizowane kulisy a doświadczenie „autentyczności”

I tu ta j spraw a się kom plikuje. Co bow iem dzieje się w m om encie, kiedy tu ry ­ sta p rag n ie opuścić przygotow aną dla niego tu rystyczną scenerię i poza u ta rty m i ścieżkam i p rzecinającym i p o d iu m łak n ie ujrzeć coś wyjątkowo rzadkiego, z n a j­ dującego się na g ranicy ro z p a d u i dezintegracji? P oszukiw anie o sta tn ic h rudy- m entów p ierw otnych społeczeństw zw iązane jest z wagą, jaką w naszej społeczno­ ści p rzypisuje się ta k im kategoriom , jak poufność i bliskość. P ołudniow oafrykań­ scy czy nam ib ijscy B uszm eni, ale i inne barw ne i egzotyczne gru p y ludności, na przykład często opisyw ani i fotografow ani w naszej rodzim ej prasie Z u lu si, sym ­ bolizu ją solidarność społeczną, a sto su n k i społeczne pan u jące m iędzy n im i oce­ nian e są n ierzadko jako m o raln ie wyższe i „bardziej rzeczyw iste” niż nasze w łas­ ne, gdzie p an u ją racjonalność i d y stan s20.

Aby dokonać k o n cep tu alizacji atra k cji turystycznej, jaką stanow ią pierw otne lu d y P ołudniow ej A fryki, należy przyjrzeć się bliżej przypisyw anej im tożsam ości prym ityw nych Innych. L iczn e akadem ickie i p o p u la rn e rep rez en ta cje Buszm e- nów jako szlachetnych, egalitarn y ch oraz perfekcyjnie ekologicznie zaadoptow a­ nych do otoczenia jednostek dostarczają fascynującego a jednocześnie kontrastyw - nego tła dla indyw idualistycznie i m aterialisty czn ie zorientow anych turystów za­ chodnich. A utentyczna inność B uszm enów czy Z ulusów nie istnieje sam a w sobie, lecz jest każdorazow o w ytw arzana jako znak funk cjo n u jący w pew nej relacji. Owa inność m u si zostać w pierw sem iotycznie naznaczona i przeznaczona do sprzedaży

19 Sprzeciw związany z fasadowością doświadczenia turystycznego może czasami prowadzić do efektów odwrotnych do zamierzonych. Odpowiednim tego przykładem na gruncie literatury polskiej wydają się podróżnicze opowiadania Andrzeja Stasiuka, który na swoje wędrówki wybiera trasy znajdujące się z całą pewnością poza turystycznym podium oraz adekwatne do tak obranego celu środki transportu (stare auta, zdezelowane autobusy, pociągi osobowe). „Wydaje się jednak, że mimo, a może raczej: na skutek tego ostentacyjnego gestu Stasiuk w swoich «podróżach» nie «wyzwala się» ani od tego, co niesie postindustrialna rzeczywistość, ani od ponowoczesnego sposobu percepcji. Z jednej strony realizuje bowiem karnawałowy schemat «odwrócenia świata», pokazuje rzeczywistość współczesnej Europy nie od strony zachodniej fasady, lecz od strony w schodniego podwórka, sugerując przy tym, że to właśnie owa fasada jest antyświatem. Z drugiej - wybierając rolę kontestatora i włóczęgi, manifestacyjnie odcinając się od turystycznego szablonu - popada w inny, antyturystyczny i też nie próbuje poznać czy zrozum ieć rzeczywistości, do której przybywa. Wybiera tylko te miejsca, sytuacje, obrazki i motywy, które są radykalnie odm ienne od tej pierwszej, „fasadowej”, turystycznej w izji” (D. Kozicka Podróżny horyzont r o z u m ie n ia ., s. 283).

(8)

jako rew ers dośw iadczenia, które tu ry sta zgrom adził na p odium . M arketingow a strategia sprzedaw ania autentycznego przeżycia zw iązanego ze spotk an iem z Busz- m en am i to spojrzenie ostatniej szansy p rze d tym m om entem , kiedy nowoczesny świat pochłonie ich w sobie, a cała ich droga życia pow oli z a n ik n ie 21.

D ru g i w ysiłek prom ocyjny polega na w ykreow aniu sp otkania z tub y lcam i jako form y elitarnej tu ry sty k i22. Poza u ta rty m i drogam i tu ry sty k i masowej łatw iej jest bow iem przekonać k lie n ta do tego, aby zaw iesił czasowo swój sceptycyzm i wczuł się w dane w ydarzenie lu b m iejsce czy też w yobraził siebie sam ego jako p o szu k i­ wacza przygód23. Przew odniki, filmy, błyszczące album y fotograficzne (nie w spo­ m inając już o autorytatyw nych spraw ozdaniach akadem ickich antropologów ) do ­ starczają nam licznych przykładów tego, jak wygląda au tentyczna k u ltu ra tu b y l­ ców zam ieszkujących p o łu d n ie A fryki. W ydany na p oczątku lat dziew ięćdziesią­ tych, dostępny na m iędzynarodow ym ry n k u przew odnik po N am ib ii Insight Gu­

ides: Namibia przyw ołuje hasło m agii Buszm enów, tw ierdząc, iż w k ra ju tym m oż­

na spotkać „ostatnie, żyjące zgodnie z trad y cją k lany buszm eńskie oferujące n ie ­ skażone człow ieczeństw o - bez różnic klasowych, gdzie zarów no m ężczyzna jak i kobieta znają i w ykonują p rzypisane im zadania. Rów nież dzisiaj B uszm eni żą­ dają dla siebie m in im u m praw ”24. In n y przew odnik, Spectrum Guide to Namibia25, zapew nia swoich czytelników , że około dwa tysiące B uszm enów n am ib ijsk ich k o n ­ ty n u u je swój p ra sta ry zbieracko-łow iecki m odel życia:

Naturalni konserwatyści w coraz bardziej zepsutym świecie. Buszmeni troszczą się o swoje surowe środowisko naturalne, czują się w domu w terenie, na którym niewiele ludzi po­ trafiłoby przeżyć. [...] plem ienia kontynuują tradycję trwającą od 20 000 lat i korzystają z narzędzi, które nie zm ieniły się w widoczny sposób w ciągu ostatnich kilku tysięcy lat.26

W ydaje się, że tu ry ści z n a jd u ją w sp o tk an iach z tub y lcam i rem e d iu m na alie­ nację oraz fragm entaryczność ponow oczesnego try b u życia. S potkanie z sym bo­ liczną opozycją utw ierdza nas we w łasnej w artości i nad aje n aszem u życiu cało­ ściowy sens. E lisab eth G arlan d i R obert J. G ordon przytaczają relację osób, b ęd ą­ cych p o d w rażeniem autentycznej archaiczności k u ltu ry bu szm eń sk iej, którym k o n ta k t z B uszm enam i przyw racał praw dziw ą esencję życia. Relacje te świadczą o tym , iż poczucie autentyczności jest k o n stru k cją ściśle ideologiczną27. O w em u poczuciu autentyczności stara się sprostać m iejscow a turystyka oferująca

unikal-21 Insight Guides. Namibia, ed. by J. Haape, APA, Singapore 1993, s. 61.

22 E. Garland, R.J. Gordon The Authentic (In)Authentic. Bushman Anthro-Tourism, „Visual Anthropology” 1999 nr 12, s. 267.

23 E. Bruner Tourism in Ghana, „American A nthropologist” 1996 nr 98, s. 297.

24 Insight Guides. , s. 60-61.

25 Spectrum Guide to Namibia, Camerapix, Nairobi 1994.

26 Tamże, s. 62.

27 E. Garland, R.J. Gordon The A u th e n tic ., s. 272-273.

22

(9)

22

2

ne pokazy tańców i rytuałów, w ypraw y na polow anie oraz w spólne zam ieszkiw a­ nie z tub y lcam i w ich w ioskach. M assm edia k reu ją ową m itologię autentyczności w sposób niezw ykle intensyw ny, a tubylcy otrzym ują sowite gaże za kreacje rze­ czywistości przystające do europejskich w yobrażeń.

Idealnym wręcz przykładem m itologicznej kreacji jest artykuł A nny K wiatkow­ skiej Ziemia ludzi nieba28, będący relacją z S hakalandu - rep lik i legendarnej stolicy Zulusów, zbudow anej w 1984 roku na potrzeby film u „Z ulus C zaka”. Shakaland funkcjonuje obecnie jako kom ercyjne ce n tru m biznesowo-rozrywkowe, oferujące, oprócz nowoczesnych sal konferencyjnych, w prow adzenie do „tradycyjnej” k u ltu ry zuluskiej. W godzinach południow ych goście biorą udział w program ie nazw anym na cześć m atki C zaki „Program em N a n d i” . Po p o łu d n iu oraz w godzinach p o ran ­ nych następnego dnia realizow any jest program „C zaka” obejm ujący m .in. cerem o­ nię picia piwa kukurydzianego, w różby szamanów, form acje wojskowe, rzucanie włócznią czy też krótkie przyjęcie w zuluskiej chacie. Z te k stu Kwiatkowskiej wy­ m azano jednak wszelkie p rzesłanki mogące wskazywać na „nieautentyczność” p rze­ życia autorki, po d iu m zostało przekształcone w n ajpilniej strzeżone kulisy. W ioska nie m a już ch a rak te ru kom ercyjnego, ale należy do „rdzennych m ieszkańców tej ziem i”, żyjących tak, „jak żyli ich przodkow ie”29. Barwne zdjęcia zuluskich kobiet ubranych w tradycyjne stroje i m ężczyzn odzianych w stroje wojowników, trzym a­ jących dzidy w ręku opatrzone są kom entarzem : „To nie pokazy dla turystów. W Sha- kalandzie tradycyjne stroje są codziennością”30. A utorka tekstu chce przekazać czy­ telnikow i w rażenie, jakoby Shakaland był oddalonym od cywilizacji m iejscem , gdzie kultyw uje się stare tradycje: „To napraw dę są nasze domy. N ie m a w n ic h prądu, bieżącej wody ani innych udogodnień. [ . ] ci, którym bliska jest tradycja i historia, przyjeżdżają właśnie tu ta j, by zawierać śluby, organizować wesela, obchodzić świę­ ta. I poczuć się jak przodkow ie dum nym i «ludźm i nieba»31. Samo znalezienie się w p ilnie strzeżonym zuluskim kraalu wydaje się nie lada osiągnięciem :

Kiedy zbliżaliśm y się do palisady otaczającej wioskę usłyszeliśmy: Kuleka ikhaya? [Czy wpuścić obcych? - pytanie kierowane tradycyjnie do najstarszego syna wodza, który do­ w odził strażą]. Z drewnianej platformy nad bramą spoglądał na nas strażnik. Na głowie m iał skórzaną opaskę, pierś przykrytą skórzaną kryzą, przeguby dłoni ow inięte branso­ letkami z koralików. Po chw ili nadeszła odpowiedź. M ogliśm y wejść do środka.32

A nna K w iatkow ska poznaje niejako z pierw szej ręk i stare obyczaje Zulusów, przedstaw ia ich historię. Z u lu si oprow adzają autorkę te k stu po wiosce. Jej pobyt podzielony jest na „zw iedzanie”, po którym bierze udział w praw dziw ym życiu społeczności.

28 A. Kwiatkowska Ziemia ludzi nieba, „Sukces” maj 2005.

29 Tamże. 30 Tamże. 31 Tamże. 32 T am że.

(10)

- Dość już tego zwiedzania. Zapraszam - [wódz] wykonał ręką jednoznaczny gest. Po­ szliśm y za nim. N iew ielki dziedziniec otaczało kilka chat. - To dom y m oich żon, a to mój - wskazał na największe domostwo. - C złowiek pow inien mieć czasem spokój - ośw iad­ czył i zasiadł na stołeczku. Trzy kobiety [...] usadziły nas u jego stóp; nikomu nie wolno siedzieć wyżej od wodza. Jedna z żon przyniosła okrągły dzban. Drewnianą chochelką zam ieszała zawartość, zebrała pianę i wylała ją na ziem ię. - Pierwsza, najlepsza porcja jest dla duchów przodków - wyjaśnił szeptem Cwuele. Następną łyżkę kobieta podała mężowi. Przymknął oczy, a po chwili zaczął wydawać pełne zadowolenia okrzyki w języ­ ku Zulu.33

N ależy sobie zadać p y ta n ie o pow ód, dla którego au to rk a - niew ątpliw ie świa­ dom a kom ercyjnego c h a ra k te ru odw iedzanego przez siebie m iejsca - k o n stru u je swoją relację w ta k i w łaśnie sposób. N ajp ro stszą odpow iedzią będzie stw ierdze­ nie, iż kolorow e pism o i zw iązany z n im adresat te k stu oraz zdjęć m usi otrzym ać odpow iednią porcję nieskażonej egzotyki, a nie analizę funkcjonow ania p rzem y­ słu turystycznego. U zasadnienia tak skonstruow anej rep rez en ta cji m ożna jednak szukać dalej, przyglądając się bliżej za g ad n ien iu autentyczności. S h akaland jest m iejscem ta k rozreklam ow anym , że p rzeg ląd ark a in ternetow a Google zn a jd u je w ciągu 0,32 sekundy dla tej atra k cji turystycznej p o n ad 81 tysięcy odnośników. In teresu jąc y w tym w szystkim jest fakt, że p o n ad pół tysiąca sam ych tylko anglo­ języcznych stron o p atru je S h akaland p rzy m io tn ik ie m „au ten ty czn y ” .

M am y więc tu ta j, m oim zdaniem , do czynienia z zagadką autentyczności w do­ bie poseur, kiedy p rodukcja kulturow a nabiera przyspieszenia, a p ostm odernistycz­ ne style, takie jak pastisz i p arodia, m nożą się na każdym kroku. W tych w aru n ­ kach ro zpoznanie oryginału staje się coraz tru d n ie jsz e 34. P ołudniow oafrykańscy tubylcy są z jednej strony zakładnikam i istniejących od wieków reprezentacji, z d ru ­ giej je d n ak strony należy ich postrzegać jako aktyw nych wytwórców tu ry sty cz­ nych artefaktów i dośw iadczeń. W n iek tó ry ch p rzy p ad k ach p rez e n tu ją nie tylko arch aiczn ą stronę w łasnej kultu ry , ale rów nież w spółczesne pro b lem y na jakie n ara żen i są w zw iązku z hybrydyzacją i globalizacją kulturow ą. N ie sposób więc nie zadać sobie pytan ia, na ile praw om ocne jest jeszcze stw ierdzenie M acC annela, że turystyka m otyw ow ana jest p rag n ie n iem autentyczności. Pisze on, iż „ludziom now oczesnym zdaje się, że autentyczność i realność leżą gdzieś indziej: w innych epokach historycznych czy innych k u ltu ra c h , w życiu prostszym i czystszym niż ich w łasne”35. Tęsknotę za autentycznością i jej u p a rte poszukiw anie stanow ią dla M acC annella „składnik zdobywczego ducha now oczesności i podstaw ę św iadom o­ ści, któ ra jednoczy”36.

33 Tamże.

34 R. Goldman, S. Papson Sign Wars. The Cluttered Landscape o f Advertising, The Guilford Press, N ew York 1996, s. 184.

35 M acCannell T u r y s ta ., s. 3.

36 Tamże.

22

(11)

2

2

4

Jednak chociaż Z ulusów z S hakalandu tru d n o nazwać autentycznym i (jeśli pod te rm in em „autentyczny” rozum iem y praw dziw ą, niezm ien n ą kulturow ą Inność), to w ocenie klientów ich autentyczność jest całkowicie w ystarczająca. D latego p o ­ w inniśm y bliżej przyjrzeć się kw estii autentyczności dośw iadczenia turystycznego, która od dawna zajm uje um ysły teoretyków 37. W ciąż jeszcze jest ona postrzegana zgodnie z obow iązującym i w latach sześćdziesiątych i siedem dziesiątych cecham i ch a rak te ry sty cz n y m i p rzypisyw anym i k u ltu rz e i jej „praw dziw ym ”, „re a ln y m ” aspektom 38. Jednak po ststru k tu ralisty czn i krytycy, odchodzący od niezm iennych kategorii prawdy, zam iast oceniać poziom autentyczności zaw arty w danym doświad­ czeniu turystycznym skupiają się coraz częściej na stopniu, w jakim owa autentycz­ ność odbierana jest przez sam ych turystów. We w cześniejszym dyskursie nacisk k ła­ dziony na poszukiw anie przez turystów autentyczności był każdorazowo poprze­ dzony uw agam i dotyczącym i jej inherentnego braku. M y jednak nie pow inniśm y obecnie tracić z pola w idzenia postm odernistycznych przesłanek, które dośw iad­ czeniu autentyczności nie nadają stałej treści. A już na pewno nie należy jej łączyć z tak im i cecham i kultury, jak prym ityw ność, etniczność czy stagnacja historyczna.

D ośw iadczenie autentyczności jest w m oim p rzekonaniu nieodłącznie związane z okcydentalizacją, która towarzyszyła spotkaniu z In n y m od zarania dziejów, choć niew ątpliw ie stosunkowo niedaw no stała się faktem uśw iadom ionym . Jednak poli­ tyczne podporządkow anie i rozpow szechnienie się zachodnich m odeli kulturow ych nie pow oduje zwykłego zniesienia innych kultur. Teoretyk ponowoczesności, G ian­ ni Vattimo, przywołuje w tym kontekście następującą konstatację Remo Guidieriego:

Ci, którzy ogłosili śmierć innych kultur, nie potrafili ani też nie chcieli dostrzec tego, że kultury te, opętane podobnie jak my mitem obfitości, stworzyły jednak swoje formy

ist-37 Zob. D. Boorstin The Image. A Guide to Pseudo-Events in America, Harper, N ew York 1964.

38 N acisk kładziony przez badaczy na „autentyczność” turystycznego przeżycia ciągle jeszcze nie może trafić do metodologicznego lamusa. Dorota Kozicka zastanawia się na przykład, na ile współczesne sposoby podróżowania i doświadczania świata można jeszcze traktować jako formę czy sposób jego rozumienia. Badaczka, wziąwszy pod uwagę antropologiczne i socjologiczne analizy ponowoczesnych podróży, wnioskuje, że ze względu na towarzyszące im

zafałszowania i zapośredniczenia nie prowadzą one ani do poznania, ani do rozumienia (D. Kozicka Podróżny horyzont rozumienia. , s. 279). „Standardowe zachowania turystyczne prowadzą do zatracenia podstawowego sensu podróży, jakim jest p r z e ż y c i e a u t e n t y c z n o ś c i . Fizyczna obecność turystów w Naturze czy Kulturze nie oznacza ich obecności prawdziwej - zbierają oni raczej wrażenia niż doświadczenia i nie są w żaden, twórczy czy odtwórczy sposób, związani z przestrzenią, którą konsumują. Przybywają «zamknięci» w świecie własnych wyobrażeń, postrzegają «widoki» («widoczki», na które zostali wcześniej «przygotowani»), a nie konkretne krajobrazy, zapośredniczają swoje przeżycia przy pomocy przewodników czy aparatów fotograficznych; nawiązują tylko pobieżne i powierzchowne kontakty” (tamże, s. 279). (Podkreślenie moje - P.Z.)

(12)

nienia w zachodniej rzeczywistości. Formy te - choć mogą się wydawać irracjonalne, paradoksalne czy nawet karykaturalne - są tak samo autentyczne, jak formy tradycyjne, będąc przecież spadkobierczyniami form kulturowych, z których czerpią swą możliwość istnienia. W spółczesny świat niezachodni stanowi potężną kopalnię ocalałych form, któ­ re dopiero należy zbadać.39

W ypow iedź G uidieriego uśw iadam ia n am sytuację, że ideologicznie u w aru n ­ kow ana etnologia odrzuca ów świat ocalałych form jako p rze d m io t swoich b ad a ń i w ykazuje w ciąż ten d en cję do id ealizacji m itu k u ltu ry pierw otnej. Turysta in tu ­ icyjnie poszukuje w artości, które z naukow ego dyskursu etnologicznego p rz e n ik ­ nęły do p o p u la rn y c h rep rez en ta cji egzotycznych k u ltu r, w artości, których b rak u je Zachodow i: u m ia ru , p o rzą d k u , bezpieczeństw a, gospodarności. Je d n a k tym , co m ożem y obserwować „na m ie jsc u ” (uw zględniając przy tym rów nież przypadek południow oafrykański) to zbiór w spółczesnych „deryw atów ” prym ityw ności, „hy­ brydowe f o r m y . skażone now oczesnością relikty, m arginesy teraźniejszości, obej­ m ujące zarów no społeczeństw a trzeciego św iata, jak i getta społeczeństw uprze- m ysłow ionych”40.

W róćm y jednak do naszego przykładu. P rzypadek Z ulusów z S hak alan d u czy­ n i kw estię autentyczności dośw iadczenia turystycznego jeszcze bardziej zawikła- ną. Biorąc po d uwagę cytowany tekst oraz tłum y, które codziennie odw iedzają to m iejsce, m ożna założyć, iż tu ry ści nie postrzegają podw ójnej tożsam ości Z ulusów (jako autentycznych kulturow ych In n y ch oraz jednocześnie nieau ten ty czn y ch tu ­ rystycznych obiektów) jako dysonansu. Owa pierw sza tożsam ość u stęp u je bow iem m iejsca tej drugiej. Z pom ocą licznych przew odników i b ro szu r inform acyjnych kładących nacisk rów nież na w spółczesną „rzeczyw istość” życia Zulusów, tu ry sta jest w stanie uwierzyć, że jedynym autentycznym dośw iadczeniem turystycznym jest owo dośw iadczenie rozpoznania Realpolitik turystycznej in terakcji. W jednej z lokalnych gazet anonim ow y tu ry sta zam ieszcza relację z p o bytu w RPA, o p a tru ­ jąc ją p o d ty tu łem Tubylcy w adidasach oraz następ u jący m kom entarzem :

Trafiłem do murzyńskiej wioski, która okazała się swoistym skansenem przystosowanym do zarabiania na turystach. [...] umieją to doskonale robić. Przed trzcinowymi chatami siedzieli ludzie z opaskami na biodrach i strugali figurki na sprzedaż. Okazało się, że to są stroje robocze, bo ci, którzy nie pracowali, biegali w normalnych europejskich ubra­ niach i adidasach, a m ieszkali w betonowych bunkrach krytych blachą.41

Ten sposób praktykow ania tu ry sty k i m ożna określić m ia n em „m eta-turysty- k i”42. W m iejsce m istycznej plem ien n ej autentyczności oferuje się rodzaj a u te n ­ tyczności usytuow any na w yższym plan ie. E w entualny żal spow odow any faktem ,

39 G. Vattimo Koniec nowoczesności, przel. M. Surma-Gawlowska, Universitas, Kraków 2006, s. 148.

40 Tamże, s. 148-149.

41 Polowanie na lwy. Tubylcy w adidasach, „Głos Pomorza” 30-31 XII 2000.

42 E. Garland, R.J. Gordon The A uthentic..., s. 281.

22

(13)

2

2

6

iż tubylcy nie są owym antycypow anym In n y m , zostanie w tym p rzy p a d k u złago­ dzony św iadom ością, że żal te n jest nieo d łączn y m k o m p o n e n tem w spółczesnej tu ry sty k i zuluskiej i stanow i w swej istocie jak n ajb ard ziej auten ty czn ą część p o ­ szukiw ania ich Inności.

W niosek, jaki nasuw a się z powyższych rozw ażań, jest paradoksalny, ale w yda­ je się jak najb ard ziej właściwy: w spółczesny tu ry sta defin iu je dośw iadczenie „au­ tentyczności” w sposób zgodny z ponow oczesną kondycją opisyw aną przez tak ich badaczy, jak G ian n i V attim o czy R ich ard Rorty. R ich a rd R orty w iąże ponowoczes- ny sposób pojm ow ania an tro p o lo g ii z w łasną k o ncepcją h e rm e n e u ty k i stojącej w opozycji do epistem ologii. U tożsam ianie filozofii z epistem ologią było k u lm i­ nacją zachodniego m o d elu nowoczesności. E pistem ologię należy przy tym ro zu ­ m ieć jako p rz e k o n a n ie , że w szystkie d y sk u rsy są w zajem n ie p rz e tłu m a c z a ln e i w spółm ierne, a u g runtow anie ich praw dziw ości polega na przeło żen iu ich na ję­ zyk podstawowy, język odzw ierciedlający fakty43. Bliższa koncepcji ponowocze- sności jest herm en eu ty k a zakładająca, że u n ifik u ją cy język nie istnieje. Pow inniś­ m y raczej próbować przywłaszczyć sobie język drugiej strony, zam iast przekładać go na własny. R orty nazywa herm en eu ty k ę „dyskursem w iedzy rew olucyjnej”, p o d ­ czas gdy epistem ologia jest „dyskursem w iedzy n o rm a ln e j” . Jak m ów i Rorty,

będziem y „epistem ologiczni” wówczas, gdy rozumiejąc doskonale daną sytuację, będzie­ my chcieli ją skodyfikować, aby pogłębić, poszerzyć, przekazać czy też „ugruntować” rozumienie. N atom iast będziem y z pewnością herm eneutyczni tam, gdzie nie rozum ie­ my wprawdzie tego, co się wydarza, ale jesteśm y na tyle uczciwi, by przyznać się do nierozumienia. Hermeneutyka jest dyskursem o dyskursach na razie niewspółmiernych.44

K ondycja herm eneutyczna polega w ięc na asym ilacji d y skursu drugiej strony, przy czym ów proces jest raczej aktem intuicyjnym . Tak też postrzegają południow o­ afry k ań sk ą rzeczyw istość n asi tu ry ści. W m iejsce zm an iero w an eg o w iz e ru n k u stru k tu r plem ien n y ch otrzym ujem y sm u tn y obraz sytuacji m arg in esu , stanow iący praw dę k u ltu r prym ityw nych w naszym świecie. Iluzja sp otkania z in n y m i została zastąpiona n iejed n o ro d n ą rzeczyw istością, w której doszło do w ypalenia się poję­ cia Inności, a w jego m iejsce m am y do czynienia z kondycją pow szechnej konta- m inacji.

M ógłbym pójść jeszcze dalej i stw ierdzić, że u zn a n ie „autentyczności” owego hybrydycznego dośw iadczenia jest w istocie daleko idącym zabiegiem dekoloni- zacji naszych w yobrażeń o P ołudniow ej Afryce, poniew aż niesie ze sobą radykale odrzucenie stereotypów nad zo ru , n arz u can ia estetyki i klasyfikacji w o d n iesien iu do rzeczyw istości etnicznej oraz utajonego rasiz m u przejaw iającego się w n o sta l­ gicznym p o szukiw aniu afrykańskiej autentyczności. Ślady takiego w łaśnie ro zu ­ m ow ania m ożna odnaleźć we w spółczesnej polityce w ystaw ienniczej tem atyzują- cej p roblem atykę znalezienia odpow iedniego m iejsca i form uły ekspozycji dzieł

43 G. Vattimo Koniec nowoczesności..., s. 138-139.

(14)

artystów z w ielu o d m iennych k u ltu r. N ależy bow iem p am iętać, że sam już feno­ m en wystawy, m uzealnej czy galeryjnej, jest sposobem organizow ania p rze strzen i dla sztuki, zrodzonym i ukształtow anym w k u ltu rz e europejskiej. Tak więc każda wystawa sztuki aborygenów czy artystów afrykańskich jest p rezentow aniem innej k u ltu ry na w aru n k ach jej obcych czy naw et w rogich45. A nalogicznym zabiegiem do przyw ołanego p oszukiw ania auten ty czn o ści w ponow oczesnych dośw iadcze­ n iach tu ry sty jest na przy k ład propozycja C lém en tin e D eliss postu lu jąca o drzu­ cenie istniejącego ty p u wystawy, statycznego m iejsca p rezentującego dzieła wedle dopracow anego ideowo schem atu. In icju je ona now y typ wystawy traktow anej jako pole w ystaw iennicze: statyczność i trw ałość zostają zam ienione na tym czasowość, będącą spraw dzianem istniejącego a p a ra tu krytycznego. Zorganizow ana w 1990 ro k u dla G razer K unstverein i A kadem ii S ztuk Pięknych w W ied n iu ekspozycja

lotte ot the transformation o f the subject46 w prow adza zwiedzającego w atm osferę sklepu

postkolonialnego: b a tik i tubylców pom ieszane z plastikow ym i lalkam i, pluszow e m isie zestaw ione z d zb an am i z terakoty; n ie w iadom o, co w ykonali tubylcy, a co b ia li „tw órcy”; b ra k podpisów jako podstaw y iden ty fik acji oraz nad rzęd n ej idei scalającej m a te ria ln e p rze d m io ty m a wywołać u zw iedzającego poczucie straty w obliczu nieuporządkow anej ró żnorodności47. Z identyczną sytuacją k o n fro n to ­ w ani są nasi turyści: zdają sobie spraw ę z faktu, że opozycyjne kategorie, takie jak „ z ach o d n ie/n ie-zach o d n ie” czy „tradycyjne/w spółczesne”, ta k często używ ane do analizy rzeczyw istości afrykańskiej, n ie m ają już praktycznego zastosow ania w ob­ liczu różnorodności kulturow ych i p rzenikających się tożsam ości.

45 M. Popczyk Wstęp, w: M uzeum sztuki. Antologia, red. M. Popczyk, Universitas, Kraków 2005, s. 28.

46 Symbolem wystawy była „czerwona plastikowa lalka o jasnoturkusowych oczach, wyprodukowana we wczesnych latach siedem dziesiątych przez chińską fabrykę w N igerii za pomocą typowej niemieckiej formy odlewniczej z lat czterdziestych” (C. D eliss Swobodne spadanie - stopklatka. Afryka, wystawy, artyści, w: M uzeum s z t u k i . , s. 385). Lalka należała do historyka Johna Pictona i służyła jako pomoc naukowa podczas zajęć ze sztuki afrykańskiej. Przedmiot ten został przez autorkę ekspozycji przemianowany na Lotte, aby podkreślić jej niem ieckie korzenie oraz liczne „fikcje” narosłe wokół jej znaczenia jako obiektu kultury. Lalka została um ieszczona na wystawie pod kloszem z pleksiglasu, przez co w ironiczny sposób nawiązywała do poszukiwanej przez zachodnich kolekcjonerów tradycyjnej sztuki afrykańskiej. Owa rzucająca się w oczy ironia nie została jednak dostrzeżona. Plastikowa lalka, mająca uwypuklać ograniczenie narzędzi interpretacyjnych w odniesieniu do takich kategorii, jak „pochodzenie”, „autentyczność” czy „tradycja”, została kilka m iesięcy później wypożyczona na wystawę Africa Explorers, gdzie nie uczyniono z niej już elem entu krytyki przeszłości, „lecz kluczowy punkt odniesienia dla przyszłych kolekcjonerów”. Tym samym wzrosła też jej wartość rynkowa: lalka została pieczołowicie opakowana w warstwę pianki i umieszczona w pudle pięćdziesięciokrotnie większym od niej. Ubezpieczenie „cennego” artefaktu sięgało kilkuset dolarów (tamże, s. 386).

47 Tamże, s. 381.

L

(15)

2

2

8

W racając do M acC annella i jego stw ierdzenia, że turystyka to nic innego jak poszukiw anie autentyczności: m oim zd a n ie m tury sty k a to poszukiw anie, ale nie chodzi tu w cale o autentyczność. B rak zro zu m ien ia tej kw estii spraw ia, że badacz n atra fia na poznaw czą aporię, z której, jak sam przyznaje, n ie p o trafi znaleźć wyj­ ścia. N ie p o trafi zrozum ieć, dlaczego obnażanie k u lis przez turystów stanow i dla nic h jak n ajb ard ziej n o rm aln y elem ent ich turystycznych dośw iadczeń. W ięcej: uw ażają to za jeszcze jedno w idow isko, nie czują się n ab ra n i, zaszokow ani czy zirytow ani, nie tw ierdzą też, że odkrycie to um niejszyło, świeżość ich d o zn a ń 48. Taki stan rzeczy zostaje pozbaw iony kom en tarza, badacz nie rad z i sobie z jego w yjaśnieniem . Jak przyznaje, w ciąż jeszcze b rak u je m u adekw atnych perspektyw m etodologicznych do zro zu m ien ia fak tu , że tu ry ści są przygotow ani na rozczaro­ w anie, gdy coś pow strzym a ich p rze d zan u rzen iem się w praw dziw e życie toczące się w zw iedzanych m iejscach49. D latego też pow inniśm y w końcu zrozum ieć, że tak długo, jak sam o poszukiw anie będzie uznaw ane za autentyczne, sam e „p ro ­ d u k ty ” turystyczne au tentyczne być nie m uszą. P rzem iana pro d u k tó w k u ltu ro ­ wych konsum ow anych przez turystów , spow odow ana efektem ich kom ercjalizacji lub też po p ro stu siłam i h isto rii, nie prow adzi b ynajm niej do zap rzestan ia owej konsum pcji, lecz jedynie do przesu n ięcia jej akcentów oraz jej redefinicji. Toczo­ na jest ciągła w alka o odnalezienie autentyczności, która w pew nych w aru n k ach m oże prow adzić naw et do jej w zm ocnienia.

Owo turystyczne poszukiw anie autentyczności p rzystaje do stw ierdzeń słow eń­ skiego filozofa Slavoja Z iżka, dotyczących oddziaływ ania w spółczesnej ideologii. Ideologią Z iżek nazywa

sposób, w jaki społeczeństwo „konstruuje” swoje w idzenia świata i rzeczy w nim istn ie­ jących. Ideologia w tym ujęciu nie jest maską nałożoną na rzeczywistość i zniekształca­ jącą ją zgodnie z „ukrytym” interesem danej klasy lub grupy społecznej. Ideologia jest w pewnym sensie samą rzeczywistością, tak iż poza nią nie „ukrywa się” już nic w ięcej.50

Tak więc ideologia nie jest już li tylko u łu d ą i fałszem zniekształcającym to, co „praw dziw e” . Rzeczywistość społeczna jest już z samej swojej istoty tw orem id e­ ologicznym . G łów ną cechą ideologii jest zdolność w chłaniania prób wyjścia poza n ią sam ą i krytyki jej założeń. Podczas gdy stw arza ona pozory m ożliw ości w ydo­ stania się z jej objęć i ujrzen ia rzeczyw istości w praw dziw ym świetle, tak na praw ­ dę w pisuje w nas p rzekonanie, że „oferuje n am sam ą rzeczywistość społeczną jako ucieczkę z pewnego traum atycznego, rzeczyw istego ją d ra ”51. A rgum entacja Ziżka prow adzi nas więc do stw ierdzenia, że w obliczu realnych zagrożeń k onstrukcja ideologiczna nad aje praw dziw ości naszem u św iatu.

48 D. M acCannell T u r y s ta ., s. 163.

49 Tamże, s. 164.

50 P. D ybel Fantazmaty ideologii, w: S. Ziżek Wzniosły obiekt ideologii, przeł. J. Bator, P. Dybel, Wydawnictwo Uniwersytetu W rocławskiego, Wrocław 2001, s. XIV.

(16)

A utentyczność południow oafrykańskiej m etaturystyki tubylczej wystawiającej na pokaz współczesnych Zulusów nie jest bynajm niej inna od rzeczywistości - lub raczej efektu rzeczywistości - opisywanego przez Ziżka. Turysta skonfrontow any z p rzesłankam i św iadczącym i o kulturow ym b rak u autentyczności zuluskich gospo­ darzy, p rzesłankam i m ogącym i, jak by się mogło wydawać, podważyć autentycz­ ność turystycznego dośw iadczenia, ów turysta adap tu je się do nowo zaistniałej sy­ tuacji, używając języka broniącego m im o wszystko autentyczności w ydarzenia. Zgod­ nie z tokiem rozum ow ania słoweńskiego filozofa m ożem y racjonalnie zapytać, czy nasza przedideologiczna dziedzina k o n ta k tu z ludźm i, którzy na pierw szy rzut oka nie są „autentyczni”, nie stanow i aby nieprzezwyciężalnej zapory przed k o n stru k ­ cją ideologiczną? D laczego poszukiw anie autentyczności poprzez turystykę zostaje potw ierdzone jako nam acalne przedsięw zięcie naw et w okresie, kiedy Z ulusi p ro ­ w adzą swoje własne b iu ra turystyczne? „Ideologia zaczyna n am i władać dopiero wówczas, kiedy nie odczuw am y przeciw ieństw a pom iędzy n ią a rzeczywistością. D zieje się to wtedy, kiedy ideologii udaje się określić sposób naszego codziennego dośw iadczania rzeczyw istości”52. Jak więc uform ow any przez propagandę b iu r p o d ­ róży turysta zareaguje na rozziew pom iędzy ideologicznym obrazem tubylca a tym, z jakim m a do czynienia w bezpośrednim dośw iadczeniu - oferującego za ustaloną sum ę określony, sztywny pakiet atrakcji? Jego reakcja będzie polegała na wykorzy­ staniu luki, owej rozbieżności dla sform ułow ania arg u m en tu potw ierdzającego au­ tentyczność w łasnego przeżycia: zobaczcie, spod m aski turystycznego widowiska i ta k przebija ich codzienne życie; to, że robią wszystko na pokaz, nie świadczy jeszcze o nieautentyczności ich działań, zachow ań, codziennych rytuałów. Sukces ideologii polega w łaśnie na tym , że fakty, które na pierw szy rzu t oka jej przeczą, zaczynają funkcjonow ać jako argum enty przem aw iające za nią.

N aszkicow ane przeze m n ie podobieństw o pom iędzy oddziaływ aniem now o­ czesnej ideologii a turystycznym poszukiw aniem autentyczności nie jest p rzy p a d ­ kowe. To ostatnie łączone było n ie jed n o k ro tn ie z b rak ie m dośw iadczenia, jakie odczuwa now oczesne społeczeństw o b u rżu a zy jn e w rezu ltacie społecznej alien a­ cji i psychicznej fragm entacji charakteryzującej kondycję now oczesną53. D la tu ­

52 Tamże, s. 67.

53 O zaniku doświadczenia w perspektywie antropologicznej pisze w niezwykle przejrzysty sposób Joanna Tokarska-Bakir, rekapitulując myśl Odo Marquarda, Alaina Finkelkrauta oraz Mary Douglas. We wstępie swojego artykułu cytuje Marquarda, który przypomina nam, że w nowoczesnym św iecie „rośnie szybkość wprowadzania innowacji: to zaś znaczy, że coraz liczniejsze rzeczy coraz szybciej stają się przestarzałe. D otyczy to również naszych doświadczeń. W świecie naszego życia bowiem coraz rzadziej powracają te sytuacje, w których i dla których nabywaliśmy doświadczeń. D latego - zam iast dzięki stałemu zwiększaniu się doświadczenia i znajomości świata stawać się sam odzielnym i, tzn. dorosłymi - coraz to bardziej cofamy się na nowo do położenia tych, dla których świat jest na ogół nie znany, nowy, obcy i nieprzejrzysty; do położenia d zieci” (O. Marquard

Apologia przypadkowości. Studia filozoficzne, przeł. K. Krzemieniowa, Oficyna

2

2

(17)

2

3

0

rysty owo m odernistyczne poczucie b rak u autentyczności funkcjonuje niczym tra u ­ m atyczne przeżycie, z którego m ożem y się, jak tw ierdzi Ziżek, w ydostać z pom o­ cą ideologii. Poszukiw anie autentyczności jest więc jednocześnie poszukiw aniem ideologii, ideologii, któ ra um ożliw i turyście u jrzenie jego sam ego w praw dziw ym świetle, naw et gdyby owym odbiciem m iała być nieau ten ty czn a tw arz Z ulusa.

Abstract

Paweł ZAJAS

Adam M ickiew icz U n iversity (Poznań); U niversity o f P re to ria

‘Authenticity’ and Post-Modern Understanding of Tourist(ic)

Experience

T he paper offers an analysis o f th e co n te m p o ra ry touristic (in th e sense o f MacCannel, 1976) experience based o n th e accounts o f South African travels published in th e Polish press in th e years 2 0 0 0 -2 0 0 6 . C onsiderations fo llo w in g th o ro u g h readings o f travel ac­ counts and th e accom panying photographs c o m p le m e n t th e th e ore tica l a tte m p t to explain th e authenticity o f touristic e xperience made by M acC annel in his w o r k vie w e d as a classic today. Since th e solutions p ro p o se d by th e A m e rican scholar are n o t sufficient, th e argu­ m e n t is co n ducted here along th e lines o f th e p o s t-m o d e rn thinkers like Slavoj Z iz e k w h o se findings enable us to elucidate th e c o n te m p o ra ry touristic habitus to a m o re satisfactory level.

Naukowa, Warszawa 1994, s. 84, cyt. za: J. Tokarska-Bakir „Zanik doświadczenia”. Diagnoza antropologiczna, w: Nowoczesność jako doświadcznie, red. R. Nycz, A. Zeidler-

-Janiszewska, Universitas, Kraków 2006, s. 121). Z kolei Finkielkraut zwraca uwagę na ontologię współczesnego doświadczenia, które dzięki powszechności obrazu telewizyjnego uległo całkowitemu rozkładowi. O ile jeszcze kilkadziesiąt lat temu krytyka dotyczyła faktu, że bezpośrednie przeżycie zostało zam ienione w jego przedstawienie (m ożem y tutaj raz jeszcze przywołać fenom en wystaw światowych naśladujących rzeczywistość), to telewizja zatarła całkowicie podział na scenę i widownię: „zewnętrzne jest wewnątrz, planeta wkracza do wnętrza kuchni, a oko pochłania to, co w idzi, zamiast, przez kontemplację móc się od tego oderwać (J. Tokarska-Bakir „Zanik doświadczenia”. , s. 126). Mary D ouglas podkreśla w końcu paradoks, iż naprawcza siła rytuału, która nadawała przez w iele wieków formę naszemu doświadczeniu została przez nowoczesność skutecznie zdeprecjonowana i zniszczona (tamże, s. 127-134).

Cytaty

Powiązane dokumenty

– bezpieczeństwo i nieinwazyjność pierwotnego i wtórnego (wznowa guza po uprzedniej SRS lub terapii mikrochirurgicznej) leczenia małych i średnich guzów

Zespoły te reprezentują różne grupy troficzne, o określonych morfologicz- no-behawioralnych adaptacjach do pobiera- nia rozmaitych frakcji materii organicznej, w

Via open interfaces moet een bedrijf in staat zijn eenvoudig bouwstenen in en uit te pluggen, maar ook de aanstu- ring moet ervoor zorgen dat het bedrijf niet log is maar snel

Wypowiedzi językowe funkcjonują zazwyczaj w grupie językowej jako środki komunikowania się ludzi ze sobą, jako środki oddziaływania na postępowanie ludzi czy jako

Ten jędrny, jasny, trzeźwy ton opow iadania, który cechuje całość, m oże być szkołą dla w spółczesnych badaczy, stanow i niew ątpliw ie w zór nauko­ w ego

Jeżeli term in „da­ n e” uznać za tożsamy z „napisane” (przez Frankowskiego), a w przy­ padku 3 utworów w ym ienionych z incipitu autorstw o Frankowskiego

Zamierzam także scharak- teryzować chińskie stanowisko wobec najistotniejszego problemu na Bliskim Wschodzie – konfliktu izraelsko-palestyńskiego, oraz stosunek Chin