• Nie Znaleziono Wyników

Mirona Białoszewskiego i Emmanuela Lévinasa oswajanie istnienia : fenogram w pięciu odsłonach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Mirona Białoszewskiego i Emmanuela Lévinasa oswajanie istnienia : fenogram w pięciu odsłonach"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Joanna Armatowska

Mirona Białoszewskiego i

Emmanuela Lévinasa oswajanie

istnienia : fenogram w pięciu

odsłonach

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (132), 149-168

2011

(2)

Mirona Białoszewskiego i Emmanuela Lévinasa

oswajanie istnienia.

Fenogram w pięciu odsłonach

Białoszew ski zapytuje „ileż to lu d z i łyknęło w ieczność / jak jeden sznurek / każdego ciąg n ie”1, L évinas odpow iada: „istn ien ie sam o z siebie, a nie z pow odu swojej skończoności, nosi w sobie tragiczność, której śm ierć nie m oże rozw iązać”2. To, co pozw ala połączyć ze sobą dwa p o rzą d k i myślowe: poezję m etafizyki co­ d zienności M irona Białoszewskiego i filozoficzne wywody o relacji z istn ien iem E m anuela L évinasa, zasadza się na ro zp o z n an iu w b yciu - dokonanym ta k przez pierw szego, jak drugiego - p rzygniatającego b alastu istnienia. N ie idzie tu jednak 0 trag izm wzniosły, o egzaltow any ból egzystencji czy p rzejm u jący przym us trw a­ nia, lecz o dram atyczność m ałych codzienności; o brzem ię bycia w jego prostocie 1 m im ow olnej dostępności. Jest to bycie określane przez Lévinasa „w ydarzeniem n aro d z in ”, a zatem bycie, któ re „ustaw icznie się rozpoczyna” (s. 27), i k tóre n ie ­ u sta n n ie trzeba zdobywać. Owe m om enty, w k tó ry ch n ara sta potrzeba d ziałania i podjęcia w ysiłku, a tym sam ym d okonuje się przyjęcie ciężaru istn ien ia - pozo­ stają uchw ytne w „fenom enach p rzedrefleksyjnych” : zjaw iskach lenistw a i zm ę­ czenia. To w łaśnie te kategorie, w raz z k ategorią bezsenności jako anonim ow ego czuw ania, okażą się w spólną dla Białoszew skiego i (wczesnego) L évinasa p ersp e k ­ tywą fenom enologiczną, więcej - owe treści św iadom ości przyjm ą funkcję tropów istniejącego i istn ien ia; anonim ow ości i w yłaniania się z niej podm iotu.

1 M. Białoszewski Faramuszki, w: tegoż Odczepić się i inne wiersze, W arszaw a 1994, s. 276.

2 E. L évinas Istniejący i istnienie, przel. J. M argański, K raków 2006, s. 22. C ytaty

lokalizuję w tekście.

14

(3)

15

0

C elem tego poetycko-filozoficznego zestaw ienia nie jest jed n ak dow iedzenie ścisłej przyległości m iędzy dwom a sposobam i rozum ow ania, a jedynie - w ykaza­ n ie podobieństw (i różnic) m iędzy k ategoriam i, jakim i p osługują się bohaterow ie tego te k stu oraz u n ao c zn ien ie w spółm ierności problem ów , na k tó re n atra fiają . Jakkolw iek bow iem ich myśl podąża w zaskakująco zbieżnym k ie ru n k u , to oczy­ wiście nie sposób tych indyw idualnych strategii „oswajania istn ie n ia ” ze sobą utoż­ sam ić. R ozstrzygający dla konstytuow ania się p o d m io tu m om ent pokaże, że drogi L évinasa i Białoszew skiego rozw idlają się. O statecznie w p rzy p a d k u Białoszew­ skiego sam o m ów ienie o p rzyjęciu pew nej strateg ii jest zabiegiem ryzykow nym - poezja, a już na pew no poezja M irona Białoszewskiego, nie daje się przecież ująć w ram y system u; toteż będzie się poeta w ym ykał p róbom przy p isan ia m u określo­ nej tak ty k i „obchodzenia się” z podm iotow ością. Z resztą nie o żaden system idzie, lecz o n ak re ślen ie w ym iaru egzystencjalnego, jaki w yłania się z jego poezji. W n ik ­ n ięcie w ontologiczny sta tu s p o d m io tu , k tó ry - w m niej lub bard ziej oczywisty sposób - ujaw nia się w w ierszach Białoszewskiego, pozw ala spojrzeć na jego tw ór­ czość w ielowym iarowo: ukazuje n ie tylko głębię poetycką, ale i złożoną osobowość sam ego poety. M iro n daje się poznać jako tw órca obdarzony filozoficzną w rażli­ wością. Co więcej - próba fenom enologicznego w ejrzenia w jego poezję, u k ie ru n ­ kow ana na tro p ie n ie podm iotow ości, w ykazuje, że rozpiętość in te rp re ta c ji w p rzy­ p a d k u autora M ylnych wzruszeń jest niebyw ała. Z poniższych analiz n ie w yniknie ani zachw yt k o n k retem i chwilowością, an i fascynacja tym , co nie-zw ykłe i arcy- codzienne; in te rp re tac je nie naprow adzą na Białoszew skiego-poetę ru p iec i, a tym bardziej na Białoszewskiego idyllicznego. P rzem yślenia inspirow ane filozofią Lévi­ nasa nie ukażą też M irona em patycznego, k o nstytuującego się poprzez istn ien ie innych. Co oczywiście nie w yklucza (wszystkich) w ym ienionych zapatryw ań na jego poezję. N iem n iej jed n ak chodzi o zw rócenie uwagi na aspekt n iedostatecznie często zauw ażany w jego dorobku poetyckim : na d ram atyczny w ym iar bycia3. To ontologiczne u w ikłanie ujaw nia chybotliw ość podm iotow ej woli - w pędzając p o d ­

N a potw ierdzenie, że afirm acja nie jest jedynym w ykładnikiem poezji

B iałoszew skiego (ani też nie najw ażniejszym ), której podłoże psychiczne pozostaje bardziej złożone i niejednoznaczne - nieco dłuższe przytoczenie słów sam ego poety: „Wszystko jest godne uwagi dla takiego p isa n ia jak moje. »Godne uwagi, to znaczy godne afirm acji?« - spytał m nie ktoś. Wolę użyć słowa »zgody«. N ib y tak. Ale to n iebezpieczne stw ierdzenie, bo zdarzało m i się przeżywać różne hece, różne historie. W ted y było gorzej ze zgodą. Potem człow iek się pocieszył, że już dużo przeżył. Tym bard ziej, że przyzw yczaiłem się przez tyle lat do ludzi. D o m ów ienia. D o siebie. D o przyjem ności dem askow ania - w sensie odp łacan ia sobie za wszystko p isaniem o w szystkim . M oje kaw ałki-w iersze dziennikow e są napraw dę

dziennikow e. C zyli p isan ie i życie id ą razem . A chw ilam i są tym sam ym ”. (M. Białoszew ski Mówienie o pisaniu, w: tegoż Wiersze. Wybór, W arszaw a 2003, s. 6). Powyższy cy tat u zasad n ia także m oje k o m p lem en tarn e podejście do

B iałoszew skiego - jako poety posiadającego w łasną biografię oraz p o dm iotu liry czn eg o /n arrato ra utworów, który do pew nego sto p n ia stanow i tej biografii przedłużenie.

(4)

m iot w decyzyjny im pas, n ad a je m u stru k tu rę n ieom al rachityczną. D ostęp do istn ien ia n ie m u si prow adzić przez euforyczną percepcję rzeczyw istości (jakkol­ w iek skala w glądu w „żywoty otoczenia” u Białoszewskiego istotnie rozciąga się m iędzy en tu zjazm em a sm ętnym otępieniem ) . Tu - nie prow adzi. Tu do faktycz- ności Białoszew ski mówi: „ty św inio”4. Choć zaraz po tem porozum iew aw czo do niej m ruga.

Odsłona pierwsza:

„ziewanie / nadaje nieskończoność”

(o lenistwie)

P u n k t wyjścia w in te rp re ta c ji fenom enu lenistw a u L évinasa i B iałoszew skie­ go jest niesłychanie zbieżny, w spólna (nie tylko w p rzy p a d k u tej kategorii) ścież­ ka fenom enologiczna pozw ala zaś traktow ać ich myśl rów nopraw nie i w spółist- niejąco. M ożna rzecz ująć także i od tej strony: jeśli rolą lite ra tu ry jest - mówiąc za Z bigniew em B ieńkow skim - „czynić z kateg o rii realność doznaw aną i przeży­ w aną”5, to te sam e kategorie, któ re u L évinasa p ełn ią rolę poręczną, narzędziow ą (na płaszczyźnie m etodologii, a n ie fenom enologii, w której oczywiście pozostają czym ś niew sp ó łm iern ie w ażniejszym ), u B iałoszew skiego stają się gen erato rem realności, „jestestw ości”, dośw iadczania w ogóle. P ow iedziałabym wręcz, że owe dwa porząd k i odczuw ania: poetycki i filozoficzny, w zajem nie się dow artościow u­ jąc, w przęgnięte zostają w jeden dyskurs.

By u zasad n ić tę k o m p le m e n tarn o ść , zaczn ijm y od przy to czen ia fra g m e n tu w iersza z cyklu Leżenia 6 M irona Białoszewskiego:

kiedy leżę nie nadaję się do w stania leżenie zapuszcza korzenie nie w ierzę w poru szan ie się zawsze do w yrw ania zielony

leżąc w łóżku chcę być dobrym p rzez sen różnie dużo dobroci leżenie dobroć wygrzewa ale w stanie ją zawiewa

I zestaw m y ów fragm ent z cytatem pochodzącym z Istniejącego i istnienia Lévinasa: Ale czy odm ow a d z ia ła n ia , n iem o ż n o ść ro zp o częcia, len istw o , nie d o ty cz ą b e zc zy n ­ ności jako pew nego stan u ? C zy g n u śn ie ją c w łó żk u , o d m aw iając w szelkiego d z ia ła ­ nia, nie u rzeczy w istn ia m y lenistw a jako w y d arzen ia pozytyw nego w szczęśliw ości bycia

4 W ers pochodzi z w iersza pt. Faktyczność (z tom u Oho, W arszaw a 1985, s. 69).

5 Z. B ieńkow ski Impas czystych kategorii, w: tegoż Modelunki. Szkice literackie, W arszaw a 1966, s. 337.

(5)

152

z a m k n ięty m w naszej łu p in ie ? C zy len istw o nie polega na bło g im w y leg iw an iu się w łóżku? (s. 36)

O to i, w le że n iu odnaleziona, istota lenistw a. Pozycja h o ryzontalna (którą n ie ­ tru d n o skojarzyć tu z pozycją em brionalną) w ydaje się pozycją odgradzającą od zagrożeń - zwłaszcza tych zew nętrznych: wyryw ających z poczucia stałości, sta­ b ilności („wiecznie do w yrw ania zielony”). To poziom ość, w której ciało - jak p i­ sał w Darze N abokov - staje się odległą b łę k itn ą lin ią, h o ryzontem sam ego siebie. Położenie, k tóre zapew nia niezm ienność, przynosi uspokojenie, ochrania. L eże­ nie jest zarazem u sytuow aniem św iadom ie oszczędnym i oszczędzającym sam o istnienie:

n ap ad na n iero b ien ie z osłu p iająca oszczędności w słup nocujący d zień i noc ten sam co ta sam a św iadom ość w ie­ dzieć a się nie ruszać7

Z tego bezczynnego bycia w yłania się Ja nieprzerw anie dom agające się dyskret­ nej troski, nigdy dość gotowe na akt działania, Ja, które chce pozostać w swoim błogim odosobnieniu, i które tej rzewnej bezczynności p otrafi zawierzyć. Oto jak lenistw o staje się urzeczyw istnieniem bycia, „lenistwo jako cofnięcie się p rzed dzia­ łaniem jest niezdecydow aniem w obliczu istnienia, to lenistw o istn ien ia” (s. 36).

Jakkolw iek m am y tu do czynienia z kateg o rią istn ien ia, z Ja, któ re posiada siebie, to jed n ak istn ien ie owo naznaczone jest swego rod zaju ułom nością, która n ie przyzw ala na sam oczynny dostęp do bycia, do podm iotow ej form y istnienia:

N ie w iem , ile tego d n ia le­ ż e n ia , p rz e ­ słan ian ia ile m nie do d n a 8

C oraz w yraźniej w idać, co w konsekw encji spow oduje ufność wobec dobroci bezczynności. L eżenie odbiera a try b u ty jednostkow ości, u p ły n n ia granicę m iędzy tym , co podm iotow e i tym , co bezosobowe. N iem ożność rozgraniczenia ja i nie-ja spraw ia, że oto raczej s i ę j e s t , an iżeli j e s t . Albo przy n ajm n iej doprow adza do tego, że nie w iadom o, na ile się jest. Bezczynność nie tylko p rze-słania podm iot, ale także słania go z nóg (a także z bycia). W d o d atk u o statn i wers „do d n a ” kom ­ p lik u je i prow okuje w ielość odczytań: p rze-słania do dna, ile do dna, m n ie do dna, ile m nie, ile dnia, ile le że n ia... Przy czym każdy w arian t sugeruje k ie ru n e k wy­ znaczany przez redukcję; w najb ard ziej radykalnej w ersji będzie to redukcja d o ­ prow adzająca do ko m p resji Ja (w d o d atk u m ająca posm ak pewnej goryczy: „do

7 M. B iałoszew ski Najpełniejsze życie koczownicze, w: tegoż Oho, s. 48. 8 M. Białoszewski Słońce i ja , w: tegoż Odczepić się i inne wiersze, s. 70.

(6)

d n a ”). D osadna form uła E rn sta Blocha: „Jestem . Lecz nie m am siebie”9 - która zostanie tu jeszcze przyw ołana - m oże wydać się w tym kontekście dobrodusznym zabiegiem kom pensacji.

Przyjrzyjm y się trzeciej strofie przytoczonego w iersza Leżenia: takie leżenie-m yślenie jak ja lubię

to jest n iedobre z n atu ry bo niech ja w n atu rze tak sobie leżę-m yślę

to zaraz n a p ad n ie m nie coś i zje

W bezczynności, która nęci odnalezieniem chw ili dla siebie, zam iast na swoje istnienie, n atrafiam y jedynie na gęsty m rok anonim ow ej egzystencji. Cokolwiek więc obiecuje błogie nicnierobienie, ustaw iczne lenistw o odsłania nieznośną, wy­ pełnioną jedynie w ytężonym niepokojem pustkę - wyjawia bezosobową czeluść ist­ nienia. Powyższa strofa nie m a oczywiście explicite wyrażać egzystencjalnej grozy; zam iast trw ogi m am y tu raczej pozornie niew ażki wierszyk, podany z niew innym hu m o rem i dozą nonszalancji, z psikusem zam iast mocnej puenty. C hciałoby się powiedzieć: z m ocnym psikusem zam iast słabej puenty. Za tym niefrasobliw ym sty­ lem kryje się wszak opis hiperodczuw alnego starcia z nagim życiem, sprowokowa­ nego przez fenom eny przedrefleksyjne. Tak pojętą niewydolność bezczynności i n ie ­ odłączną jej opieszałą bezosobowość podziela także E m m anuel Lévinas: „Lenistwo przygnębia, próżniactw o ciąży, n u ży ”, „nie m a nic w spólnego ze spokojem ” (s. 36).

P odążając za fenom enologiczną m yślą Lévinasa, w ypadnie p rzypom nieć, że zarów no lenistw o, jak zm ęczenie oznaczają nastaw ienie wobec działan ia, z tym że w łaśnie „odm owa tw orzy bez reszty ich realność” (s. 30): podczas gdy zm ęczenie w zdraga się p rze d d ziałaniem , to lenistw o definityw nie odrzuca jakiekolw iek jego podjęcie. Lenistw o w yraża nie tylko, albo: n ie tyle, niechęć do w ysiłku, co raczej - oznacza niem ożność p rzy stą p ie n ia do d ziała n ia , rozpoczęcia, jak pow iedziałby Lévinas. Jakże d o bitnie odsyła owa optyka niew ykonalności do, w ykrytej przez Jerzego K w iatkow skiego, abu lii, jaka nękać m iała Białoszew skiego10. Jakkolw iek M iro n pozostaje w tej kw estii niejednoznaczny, nie daje się w jego tw órczości (do­ dajm y, tw órczości m ocno autobiograficznej, albo, precyzyjniej mówiąc: autokre- acyjnej) pew nego ro d za ju niedow ładu w oli przyuw ażyć. Ten w olicjonalny n ie d o ­ statek objawia się na poziom ie zarów no języka, jak i - pośrednio - psychiki a u to ­ ra. Albo też, m ówiąc inaczej, po d m io t ukryw ający się p rze d św iatem zew nętrznym w ykonuje „gest izolacji, której tow arzyszy p ostępująca eliptyczność języka”11. Za

9 E. B loch Ślady, przeł. A. C zajka-K rzyżanow ska, „ L itera tu ra na Św iecie” 1981 n r 7, s. 45.

10 Zob. J. K w iatkow ski Abulia i liturgia. Analiza peryferyjna, w: tegoż Klucze do

wyobraźni. Szkice o poetach współczesnych, W arszaw a 1964, s. 127-173.

11 A. Legeżyńska Dom Mirona Białoszewskiego, w: tejże, Dom i poetycka bezdomność

w liryce współczesnej, W arszaw a 1996, s. 84.

15

(7)

15

4

spraw ą poetyki sk ró tu i fragm entu: uryw ania słów, niekończenia zdań, zaw iesza­ n ia m yśli - język ukazuje anem iczny, osłabiony stan podm iotu; obnaża jego n ie ­ w ydolność. T akie „podw ójne” w ybrakow anie uw yraźnia się m iędzy in n y m i w w ier­ szu zatytułow anym Ulotne:

a tu za m ’zolnie za p 12

W tw órczości Białoszew skiego przejaw iają się jakoby dwa „algorytm y” istn ie ­ nia, m ów iąc najogólniej: dotkliw y i otępiający bezład rzeczyw istości oraz po rzą­ dek codzienności odśw iętnej, dostojnej, która n ajm n iejszy szczegół czyni p rze d ­ m io tem zachw ytu. Jakkolw iek jednak w iersze M irona u jaw niają niem ałe pokłady epifaniczności, eskalacja postaw y b iernej pozw ala uznać abulię za psychiczne p o d ­ łoże i źródło jego p o e z ji13. Ten ab uliczny „biografem ” - by posłużyć się te rm in em B arth es’a - stanowczo i uporczywie pozostaw ia liczne ślady „la ta n ia ” chcenia i n ie ­ chcenia, jak na przy k ład tu: „C iągle m am wyjść. / C hodzę i nie w ychodzę” 14; albo: „Ale jakże tu wyjść / na pękające p o d nogam i lu stra u lic ”15. Ta decyzyjna n ie zb o r­ ność to naw et nie tyle zaw ieszenie sam ego d ziałania, co n ieprzem ożny stan bycia zaw ieszonym p om iędzy d ziałan iem a b rak ie m działan ia, stan, w k tórym - mówiąc dosadnie i obrazowo - p odm iot się rozkracza. I zastyga w tej wyważonej pozycji, co do której nie w iadom o, czy bliżej jej do (wykonania) ru c h u czy też do (pozosta­ n ia w) b ezruchu. Tak pojęte zastygnięcie jest bow iem rów noczesnym w ysiłkiem balansow ania: wym usza spożytkow anie w szystkich sił na utrzy m an ie swojego p o ­ łożenia. Inaczej mówiąc, zastój podm iotow ej w oli red u k u je całą podm iotow ość do uciążliw ej nierozstrzygalności. To obłędne, sam oistne rozdarcie - „zniechęcenie / wracać? nie? / [ . ] chęć nie chęć” 16 - doprow adza do w yczerpania p o d m io tu , k tó ­ ry o dtąd w yraża się poprzez swoją nieobecność. A bulia jest zatem p erm a n en tn y m odw leczeniem , na podobnej zasadzie, jak lenistw o - w edle form uły Lévinasa - jest zm ęczeniem przyszłością.

Odsłona druga:

„Idą nudy / rzędem” (albo il y a)

F orm uła lenistw a jako lenistw a istn ien ia, przyw odzi na m yśl pokrew ną m u - nudę. Po pierw sze, zarówno lenistw o, jak n u d a są pew nym i odm ian am i próżnow a­ nia, ro zpiętym i od nieszkodliw ej chw ili beztro sk i aż do niepłodnego i

bezcelowe-12 M. Białoszew ski Ulotne, w: tegoż Rachunek zachciankowy, W arszaw a 1959, s. 105.

13 Ja k czyni to J. K w iatkow ski (Abulia i liturgia, s. 128-134).

14 M. Białoszewski Ciągle mam wyjść, w: tegoż Odczepić się i inne wiersze, s. 188. 15 M. Białoszew ski Autobiografia, w: tegoż Obroty rzeczy, W arszaw a 1956, s. 106.

16 M. Białoszewski Przesuwy chęci, w: tegoż Stara proza. Nowe wiersze, W arszaw a 1984, s. 316.

(8)

go trw ania, które czas czynią jałowym i bezdennym . Po drugie, zarów no lenistw u, jak nu d zie należy się poddać - nie tylko dlatego, że im szybciej pogrążą nas one w gnuśnej bezczasow ości, tym szybciej zdołam y się z gęstego m ro k u owej n iesk o ń ­ czoności wydobyć; ale także z tego pow odu, że - co jest tu kw estią najisto tn iejszą - dopiero w sytuacji rozleniw ienia czy zm ęczenia ro d zi się troska o relację m iędzy po d m io tem a istnieniem .

Z an im ową relacją zajm iem y się w nikliw iej, przyw ołajm y kategorię sam otności jako trzeciego czynnika zbliżającego do siebie lenistw o oraz nudę. P osiadają one tak ą m ianow icie właściwość, że w ystępują wespół w łaśnie z odosobnieniem . O te ­ go ro d zaju afiliacji p rzekonująco p isał E rn st Bloch, u którego lenistw o i n u d a spo­ tykają się w bezczynności, a którego po rząd ek w yw odu pozostaje zresztą zask ak u ­ jąco b lisk i sposobowi m yślenia Lévinasa:

lenistw o m ogłoby okazać się dem onem , którego n ik t nie jest w stanie znieść: tu od słan ia ono swoje podobieństw o do sam otności. Zarów no lenistw o, jak sam otność zaw ierają ch e­ m icznie pokrew ne toksyny, jakkolw iek lenistw o nie m usi być sam otne, zaś sam otność rzadko bywa leniwa. Jest to toksyczna m roczność b ycia-bez-siebie.17

Bezczynność, zrodzona z lenistw a i / lub nudy, zbiega się z kolei u autora Śla­

dów z sam otnością (lub d o b itniej: „sam otnością g n ic ia”) w negatyw nej form ule

„Jeszcze N ie ” (Noch N icht), któ ra ujaw nia, że nasze podstaw ow e istn ien ie (Grund­

sein) - jest b łęd n e, albo, m ów iąc m niej rad y k a ln ie - jest niep ełn e. N ajb ard ziej

w yraziste i p rzejm ujące nazw anie tego w ybrakow ania zaw iera się bodaj w zdaniu: „Jestem . Lecz nie m am siebie.”18. Zaraz jed n ak dodaje Bloch: „D latego stajem y się sobą do p iero ” . Tak m esjanistycznie pojęta podm iotow ość, polegająca dopiero na stw arzaniu siebie pozostaje bliska - o czym p rzekonam y się za chw ilę - zarów ­ no Lévinasow i, jak i Białoszew skiem u. „Podm iotow ość w łasnego staw ania się” - oto „szczypta stab iln o ści” (s. 158) ludzkiego istnienia!

Aby zagłębić się w auto k reacy jn ą procesualność p o d m io tu , należy wyjść od w spom nianej p rze d chw ilą zależności istn ien ia i tego, kto istnieje. To w łaśnie roz­ sunięcie, jakie pow staje m iędzy istniejącym a istn ien iem , um ożliw ia pojaw ienie się pom iędzy n im i relacji, która jednocześnie, jak podkreśla Lévinas, jawi się jako w ydarzenie. A także im p lik u je niesynchroniczność Ja. Istn ie n ie zdaje się nasta- wać na istniejącego - w yrastać p o n ad niego, dom agając się n ad ro b ien ia zwłoki: zw łoki istniejącego wobec istn ien ia, a także samej zwłoki Ja w sto su n k u do „sie­ b ie ” . P odm iot, k tó ry pozostaje odwleczony, opóźniony, którego jeszcze nie m a albo

17 E. B loch Traces, trans. A.A. N assar, Stan d fo rd , C alifo rn ia 2006, s. 74. W oryg. ang.: „laziness w ould yet rem ain a dem on th a t no one could w ith stan d ; here it show its affinity to loneliness. Both - laziness like lo neliness - co n tain chem ically related poisons, alth o u g h t laziness need n ot be lonely, and loneliness is seldom lazy. These are poisons o f d a rk B eing W ith in O n e self (In sich sein )”

(przekł. mój - J.A).

(9)

15

6

- który jeszcze nie m a siebie. P odm iot, k tó rem u istn ien ie odsłania się jako tłam - szące brzem ię:

SIE B IE R O D Z IĆ skręca

w b rzu ch u istn ien ie - nie!19

Te m ęk i n a ro d z in bycia, jakkolw iek je nazw iem y: bolesnym k iełkow aniem św iadom ości, w ylęgiem z anonim ow ości, czy m oże b ezp o śred n im spotkaniem b y ­ cia z bytem , czyli hipo stazu jący m m om en tem „rozszczepienia przyległości istn ie ­ n ia i tego, kto istn ie je ” - ostatecznie zawsze n aprow adzają na próby w ydobycia podm iotow ości z bezosobow ej, am orficznej idei bycia w ogóle, z Lévinasow skiego

il y a. Z arazem jed n ak - w łaśnie na tym grząskim g runcie anonim ow ości w yłania

się p o d m io t. N ieskończoność lenistw a i n u d y - za n u rzo n y ch w bezczasow ości i am orficzności - u ru ch a m ia kontem p lacy jn y w ym iar trw ania: „wiszę n a d sobą / to zastanow ienie”20, n apisze Białoszewski.

Bezczasowość, k tórą K arl H. B ohrer określa jako „estetyczny sta n św iadom o­ ści” m ożna potraktow ać - za tym że badaczem - jako „absolutny czas teraźniej- szy”21. Przyw ołanie to jest o tyle interesujące, że - co zobaczym y później - p rzyję­ cie (ciężaru) teraźniejszości jest w aru n k ie m pojaw ienia się p odm iotu. W ydarze­ n ie teraźniejszości k o n sty tu u je istn ien ie tego, kto istnieje: „»Teraźniejszość«, »ja« oraz »chwila« to m om enty tego sam ego w yd arzen ia” (s. 130). W sieci zależności n agrom adzonych tu k ateg o rii (lenistw a, nudy, nieskończoności, bezczasow ości, teraźniejszości, w ydarzenia, istnienia) in trygująco b rz m i zestaw ienie dw u k o n sta­ tacji: Bohrerow skiego „teraz jako ekstazy czasowości”22 oraz Lévinasow skiej „eks­ tazy jako w ydarzenia istn ie n ia ” (s. 132).

Powróćm y jed n ak do kw estii bezosobow ego bycia, by zobaczyć w jaki sposób przejaw ia się ono w poezji Białoszewskiego. O kazuje się, że nie w ytężając zbytnio słuchu, m ożna posłyszeć w niej Lévinasow ski szm er il y a: „ n ieu c h ro n n y i an o n i­ m owy poszum istn ie n ia ” . Tę grozę, kiedy pierw szy raz słyszy się „dwie cisze na oba uszy”23, jak m ógłby o niej pow iedzieć Białoszewski. N ielu d zk ą neu traln o ść, k tó ra naprow adza n ie tyle na coś, ile na nagie „jest” - sam fakt, że „jest” (albo: „fakt, że się jest”):

C isza, ciem no, pusto ru ch u nie ma

19 M. Białoszewski Siebie rodzić, w: tegoż R ozkurz, W arszaw a 1980, s. 194.

20 M. Białoszewski (wiszę nad sobą...), w: tegoż R ozkurz, s. 191.

21 Zob. K.H. B ohrer Absolutna teraźniejszość, przeł. K. K rzem ieniow a, W arszaw a 2003, s. 173.

22 Tam że, s. 154.

(10)

ale się przesuw a czarne na szarym szarego

św iecidła błota w iszą p o d sk ak u ją

n ik t nie nadaje głosu zbiera się sam

chodzą rosnące, leżące ćm ią się, połyskują

jest dużo w szystkiego24

Pojaw ia się n ie o d p arte w rażenie, że powyższy w iersz z cyklu Ciemne, szare na-

oczności oraz fenom enologiczna kategoria il y a p rzecin ają się w tym sam ym p u n k ­

cie. L évinas pisze: „nieobecność w szelkich rzeczy pow raca jako pew na obecność: jako m iejsce, gdzie w szystko się pogrążyło, jako gęstość atm osfery, jako pełnia p u stk i lub jak p o m ru k ciszy”25. U Białoszewskiego: „jest dużo w szystkiego”, a za­ razem - pusto. Cicho. I ciem no.

Odsłona trzecia:

„czas ucieka / ciało się dowleka / dokąd może”

(o bezsenności i przebudzeniu)

Panow anie il y a w najbardziej niebezpiecznej, stężonej dawce przedstaw ia się w łaśnie w nocnej przestrzen i, któ ra „wydaje nas b y ciu ”, w ydaje w tym sam ym p o ­ dw ójnym sensie, k tóry zn ajdziem y u M irona: „wydała człow ieka / na św iat”26: czło­ w ieka zrodziła i zdradziła. Bezsenność oznacza przeb u d zen ie il y a: „»Ja« zostaje zaw ładnięte przez n ieuchronność bycia” (s. 105). Stan niem ożności zaśnięcia n i­ w eluje różnicę m iędzy w nętrzem a zew nętrzem , prow adząc tym sam ym do z a ta r­ cia granicy m iędzy ja i nie-ja. B ezsenne czuw anie, jak pokazuje Lévinas, m im o że odpodm iotow ione i całkow icie bezprzedm iotow e, nie jest przy tym dośw iadcze­ n iem nicości. Jego zaś podobieństw o do il y a zasadza się na tym , że separuje ono od w szystkiego oprócz nagiej, groźnej obecności. „Czuw anie jest anonim owe. W no ­ cy czy w chw ilach bezsenności nie m a m ojego czuw ania, albow iem to sam a noc czuwa. Czuwa się” (s. 107). N ie-senność odsłania ab solutną bezradność istn iejące­ go wobec swojego istn ien ia - także dlatego, że to rozpaczliw e trw anie odczuwa on jako aczasowe: jako n iech cian ą nieskończoność.

24 M. Białoszewski Cisza, ciemno, pusto, w: tegoż Obmapywanie Europy, czyli dziennik

okrętowy. AAAmeryka. Ostatnie wiersze, W arszaw a 1988, s. 131.

25 E. L évinas Czas i to, co inne, przeł. J. M igasiński, W arszaw a 1999, s. 29.

(11)

15

8

Z askakująco podobnie nocną aurę bezsenności p rzedstaw iał w spom niany już Bloch (m odyfikując jednakże sam o rozum ienie czuw ania): „B ezsenne leżenie w n o ­ cy to nie tyle czuw anie, ile raczej u p arte, w yczerpujące p ełzanie w m iejscu. Wów­ czas zauw aża się, jak n iep rzy jem n ie jest być z sam ym sobą”27. To Blochow skie b y c i e p o z o s t a w i o n y m s a m e m u s o b i e rów nież w ydaje się odsłaniać uw ikłanie w n ieuchronność i anonim ow ość bycia. W sytuacji, kiedy w szelka ak­ tywność sprow adza się do niem ożności zaśnięcia, po d m io t zdradza swoją p o d a t­ ność na autoredukcję: zm inim alizow aniu podlegają zarówno siły życiowe, jak i sa­ m a ich potencjalność. Bezsenność to istnienie, które jest „pozbaw ieniem -siebie” (Lévinas). Albo, jak u Białoszew skiego - istn ien iem do zniknięcia:

- G m atw a się na niem iło? - Z robić skandal. D o zniknięcia. - K atastrofa? N apad?

- D rzeć się! Aż się usłyszy w łasny głos. K ilka razy d arłem się na p rzeczuciu, że to zm ieni cały byt, sen w yjdzie na jaw.28

O czywiście sform ułow anie „sen w yjdzie na jaw ” sugeruje, że m am y tu do czy­ n ien ia z sytuacją śnienia. Jed n ak taka rozgorączkow ana relacja zdaje się p rzyle­ gać także do opisu niem ożności zaśnięcia, do oczekiw ania, aż sen w yjdzie na jaw: w yłoni się z bezsenności. Poza tym to „gm atw anie się na n ie m iło ” rów nie dobrze m ożna odnieść się płynnego, przelew ającego się bycia na granicy jeszcze-nie-snu i już-snu: do „podśniw ań” (Białoszewski). W każdym p rzy p a d k u posłyszenie w łas­ nego głosu będzie p róbą przerw ania anonim ow ości i am orficzności istn ien ia, „po­ w rotem obecności w nieobecność” . O cknięcie się św iadom ości zawiesza stan bez­ senności: „Świadom ość p o d m io tu m yślącego - w raz z w łaściw ą jej zdolnością do za cierania się, zap ad an ia w sen i nieśw iadom ością - jest w łaśnie p rzerw aniem bez­ senności anonim ow ego bycia, [...] w ycofaniem się z bycia” (s. 106).

B ezsenność - jako zaprzeczenie snu i jego przeciw ieństw o - dlatego uobecnia się jako dojm ująca udręka, że jest bezwyjściowa: nie sposób an i zasnąć, an i p rze­ b udzić się. Jest beznam iętnym , dokuczliw ym „przykuciem do b y tu ” . Jest niewy- darzającym się w ydarzeniem , które w nocnej p rze strzen i przedstaw ia się jako ape- ironiczne: bezkresne, nieskończone, b ezkształtne. Jedynie sen m oże odwołać stan bezsenności i zapow iedzieć p rzebudzenie. D opiero po dośw iadczeniu snu m ożna, za Białoszew skim , wypowiedzieć: „Jestem uratow any i obudzony sam z siebie”29. Je d n ak sam m om ent wyjścia ze snu także wyznacza św iadom ości pew ną linię dem arkacyjną. Z dw u p u n k tó w granicznych snu: bezsenności i p rzeb u d zen ia, to

27 E. Bloch Traces, s. 1. W oryg. ang.: „W hen one lies awake at n ig h t, th a t is h ardy w aking, b u t ra th e r a stu b b o rn , e x h au stin g creep in g in place. O ne notices th en how u n p lea sa n t it is n o th in g b u t o n e se lf” (przekł. mój - J.A.).

28 M. Białoszewski Przestrzenie. Spadanie. Sny sny sny, w: tegoż Przepowiadanie sobie

(Wybórpróz), W arszaw a 1981, s. 190.

(12)

d ru g ie zwłaszcza stanow i lejtm otyw dla Białoszew skiego - nie bard ziej zresztą poetycki niż egzystencjalny, skoro napisze, że człow iek to góra oddechów to p n ie ­ jąca p rz e b u d z e n ie m 30. Sam o słowo o kreślające p rze rw an ie sn u za p isu je poeta w znaczący sposób:

Prze —

b u d z e n ie ...

Ten syntagm atyczny zabieg w skazuje za ogrom w ysiłku, jakim jest m om ent przejścia ze snu w jawę, z „śnicości”31 w faktyczność:

Śni m i się K ołdra na niebie. Śpi za m nie. Ja taka duża?

B udzę się: serce bije N a całe m ieszkanie.32

B udzenie zdaje się m ęką n a ro d z in - w tym znaczeniu, że m om ent p rze b u d ze­ nia każdorazow o w ym usza zorientow anie swojego położenia, albo inaczej: każe zorientow ać się we w łasnym byciu. Proces w ychodzenia ze snu najw yraźniej p rze d ­ staw ia swoją istotę w tej szczególnej chw ili, kiedy rzeczyw istość m arzeń sennych jest już nieuchw ytna - nie do przyw ołania i nie do zrekonstruow ania, zaś rzeczy­ wistość „jaw na” jeszcze się nie uobecniła. P odm iot pozostaje wówczas nieogarnię- ty, przepołow iony - jak te n w yłaniający się z w iersza Zapadnięcie pociągnięcie33:

Trąca m nie Przebudzenie łapię te ach a tu ch m i się rozsyp

Jakkolw iek „coraz więcej we śnie d ziu r”, najw iększą wyrwę w świadom ości czyni sam o wyjście ze snu (lub tylko urw anie się snu) - co zresztą zostaje w ypow iedzia­ ne także w prost: „W padam w najw iększą d ziu rę / p rze b u d zo n y ”34. T em at p rz e b u ­ dzenia w poezji Białoszew skiego p re te n d u je do roli tego, co we w stępie - w ym ie­ n iając lenistw o, zm ęczenie i bezsenność - określiliśm y m ia n em „fenom enu przed- refleksyjnego” . Choć m oże trafniej byłoby posłużyć się po p ro stu pojęciem

nie-30 Por. M. Białoszewski Liryki śpiącego, w: tegoż Obroty rzeczy, s. 97.

31 Por. M. Białoszew ski Sen, w: tegoż Odczepić się..., s. 249. 32 M. B iałoszew ski Śni mi się, w: tegoż R ozkurz, s. 205.

33 M. Białoszewski Zapadnięcie pociągnięcie, w: tegoż Odczepić s i ę . , s. 182.

34 Zob. M. Białoszewski Ballada we śnie. / Sen w rusztowaniach, w: tegoż Odczepić s i ę . ,

s. 98.

15

(13)

09

1

senności, które nie tylko ogniskuje dwie poruszone w cześniej kategorie: bezsen ­ ność i p rzeb u d zen ie, ale i odsyła do ogólnie pojętej pory nocnej, w której B iało­ szewski odnalazł właściw y sobie rytm życia. Tyle że - m im o zadom ow ienia się w niesenności - jest to wciąż p rzestrzeń zagęszczona, ciem na, niespokojna: „Noc [...] / p u sta jak duże zero z cieniem / zapatrzone na »nie«„35. W trzech k rótkich, uderzających w ersach w yrażone zostają anihilacyjne w łasności nocy, która nie p rzy­ zwala na sen. Co więcej, rytm przyw ołanego frag m en tu wiersza odzw ierciedla p rze­ bieg n ara stan ia tej dojm ującej próżni. Jest to jednakow oż n ara stan ie spow olnio­ ne, bo oprócz zauw ażalnej intensyfikacji, pozostaje jeszcze coś na k ształt posęp­ nej stagnacji albo złowrogiej repetycji. Poetyka przytoczonej wyżej strofy prow o­ kuje do odczytania jej w poetycko „rozkw itający” sposób: Noc. N oc p u sta jak duże zero. N oc p u sta jak duże zero z cieniem . Noc p u sta jak duże zero z cieniem zap a­ trzone na „nie” . Czas gęstnieje tu tak bardzo, że spraw ia w rażenie zastygłego, „pieni się jed n o stajn o ścią”, podobne jak w jednym z Ostatnich wierszy poety:

noc czarna zim a naprzeciw ko ciasno badyle

ślepa ściana

pien i się jednostajnością odm aw ianie jej sobie końca nie m a36

Jak gdyby noc stawała się nie-do-odw rócenia: jakby nie dane było, z n astaniem dnia, jej opuścić albo jakby dzień w ogóle m iał nie nastać. A ura nocna w ytwarza tu p rzestrzeń klaustrofobiczną, ciasną i ślepą; pełną stagnacji, a jednocześnie „rozju­ szoną” tym perm an en tn y m zastojem . „N ieruchom y, patrzący człowiek, przed nim również nieruchom a, choć »pieniąca się jednostajnością« ściana, która zdaje się przy­ ciągać i odpychać, objawiać coś i niszczyć o b ja w ie n ie . I wszystko w szarościach i czerniach, bez wyraźnego refleksu św iatła” 37. Ta przestrzeń liryczno-egzystencjal- nego noktam b u lizm u z całą siłą przyw ołuje groźną anonim owość bycia.

Odsłona czwarta:

„Uderz mnie / konstrukcjo mojego świata!”

(albo hipostaza)

N a g runcie m rocznej siły il y a w yłania się podm iotow ość, któ rą dzięki hipo- stazie m ożem y ujm ow ać jako n ie u sta n n y proces w yzw alania się z siebie. Proces jednocześnie naznaczony tragicznością i sam otnością, jak i zagrożony ponow nym 35 Por. M. Białoszew ski ( N o c .) , w: tegoż Stara p ro za ..., s. 307.

36 M. Białoszewski Ciemne i szare naoczności, w: tegoż Obmapywanie E u r o p y ., s. 133.

(14)

w chłonięciem b y tu przez il y a. W ypada przy tym zaznaczyć, że sam otność ujm uje L évinas w czysto ontologicznym aspekcie - jako (pozbaw ioną jakiejkolw iek g nuś­ ności) kategorię bycia: „nierozerw alną jedność m iędzy istniejącym i jego urzeczy­ w istn ian ie m istn ie n ia ”38. (Przyw ołany już B ohrer sform ułuje sam otność jako „wa­ ru n ek kontem platyw nego uobecniającego stanu św iadom ości”39). Jakkolw iek dopie­ ro przekroczenie sam otności um ożliw ia hipostazę, a zatem przybliża „wydarzenie, poprzez któ re istniejący ściąga na siebie swoje istn ie n ie ” 40. Lévinasow ska hipo- staza jest ru ch e m na swój sposób gw ałtow nym , m oże naw et desperackim : wyjście z il y a n astęp u je raptow nie, przy czym konsekw encji tego uskoku w k ie ru n k u ist­ n ie n ia nie daje się przew idzieć z całą pew nością. Samo podjęcie w ysiłku jest już jed n ak działan iem śm iałym , m anew row ym - to ru ch , który wym usza odw rót od stagnacji. H ip o staza w prow adza zm ianę. N ato m iast u B iałoszew skiego b rak u je m o m e n tu iście przełom ow ego - p rzerw anie m o n o to n ii nieobecności odbywa się jakoby sam orzutnie:

CO T U PO D Z IW IA Ć ? P o w yczerpaniu

w szystkich m ożliwości niebycia zrobiło się bycie.41

D zięki hip o stazie bycie pozbywa się nieodw ołalnej obecności nic, pozbywa się

il y a. Ale: w jaki sposób pozbyć się czegoś, co przedstaw ia się jako nieodwołalne?! Il y a i hipostaza (która przecież, jeśli jest czym ś w ięcej, lub czym ś m niej, niż ty l­

ko stanem przejściow ym - na pow rót pogrąża bycie w il y a) ostatecznie w ydają się pozostawać w wywodzie Lévinasa nierozgraniczone. Podobna kontradykcja pozwoli B iałoszew skiem u „w yczerpanie w szystkich m ożliw ości” odnieść zarówno do nie- bycia (Co tu podziwiać), jak i do bycia: „W szystkie m ożliw ości w yczerpane. W róci­ łem . Byłem z sobą”.

Być m oże tłum aczy tę nieścisłość sam ch a ra k te r bytu , w szak „wyzwalanie się z siebie jest niekończącym się za d an iem ” (s. 135). W łaśnie w odcieniach w łasnego staw ania się (stw arzania się), w płynnych, nierozstrzygniętych i heteronom icznych rejestrach , gdzieś pom iędzy il y a a h ipostazą, o dnajduję te n rezonans p o d m io to ­ wości, k tó ry w ytw arza poezja Białoszewskiego. Podczas gdy m yśl L évinasa rozw i­ ja się, by tak rzec, progresyw nie, to podm iotow y w ątek Białoszewskiego będzie ulegał czem uś w ro d za ju zapętlenia. D la au to ra Istniejącego i istnienia ru ch e m za­ sadniczym pozostanie u p a rte dążenie do w yzw olenia Ja - bez w zględu na ryzyko ponow nego pogrążenia bycia w m ro k u bezosobow ych sił - jako że niebycie, czy też niep ełn e bycie wym aga przezw yciężania, a nie - osw ajania, czy m oże nawet

38 E. L évinas Czas i to, co inne, s. 25-26.

39 K.H. B ohrer Absolutna teraźniejszość, s. 183. 40 E. L évinas Czas i to, co inne, s. 26.

(15)

16

2

zadom aw iania się w nim , jak dzieje się to n iek ied y w p rzy p a d k u poety. Białoszew­ ski bow iem przystaje na ontologiczną chw iejność i podm iotow ą chwilowość; ist­ n ien ie zdaje się dla niego każdorazow o w ym agać osw ajania. Podm iotow ość jest sytuacyjna, co nie znaczy jednak, że nie zachow uje zgoła żadnej ciągłości, lecz, że jedyną dostępną form ą continuum pozostaje kondensacja, zagęszczenie. Toteż p rzy j­ m uje postać skum ulow aną, a zatem także - kontradykcyjną, nieoczyszczoną z prze­ ciwieństw. N ato m iast u L évinasa p rzybiera ona postać b ardziej lin e arn ą, jej k o n ­ cepcja jest ew olucjonistyczna. L évinas tłu m i zam ęt bycia i zwalcza am orficzność

il y a. Inaczej w p rzy p a d k u poezji Białoszew skiego, w której istn ien ie pozostaje

pulsu jące, w ibrujące: to przy b iera postać inercji, decyzyjnego zastoju, to znów form ą jego jaw ienia się pozostaje swego ro d zaju rezonans.

Trzeba ponad to dodać, że w p rzy p a d k u poety, dla którego życie i p isa n ie jest jednym i tym sam ym , m am y do czynienia z in n y m jeszcze w yrafinow anym skom ­ p likow aniem p odm iotu. Albow iem , po pierw sze, fuzja p o d m io tu autorskiego i li­ rycznego, ich sylleptyczny statu s spiętrza relacje m iędzy ja a byciem sobą; po d ru ­ gie, po d m io t dzieje się tu - także dosłow nie - w języku. Osobisty, zaangażow any stosunek Białoszewskiego do języka przek ład a się nie tylko na w ypracow anie id io ­ m u poetyckiego, ale także - jako że jest ta poezja być m oże „najbardziej rad y k aln ą (a już na pew no n ajb ard zie j u d a n ą artystycznie) p ró b ą w yrażenia i utrw alen ia podm iotow ości w m ow ie” - na osiągnięcie pew nej form uły egzystencjalnej. N a j­ lepsze literac k ie realizacje indyw idualnego podejścia do języka m ają, jak zauw a­ żył R yszard N ycz, „wartość w ynalazków nie p o etyckich jedynie, lecz także p o ­ znaw czych i p ercepcyjnych”42.

W spólną jednak dla Białoszewskiego i L évinasa relacją jest relacja m iędzy Ja a byciem sobą: „niem ożność niebycia sobą stanow i tragiczne znam ię »ja«, to, że jest p rzy k u te do swego b y cia” (s. 135). Z atem „M ęczyć się to tyle, co męczyć siebie b y te m ” (s. 49). A oto i p róbka tego ro d zaju istn ien ia, k tóre nie p o trafi się od siebie oderw ać, k tó rem u nie przysługuje zapom nienie; dwie p ró b k i „m iro n cza rn i”43:

G Ł O W IE N IE

głowa boli m nie i siebie

e tyle było z sobą do m yślenia co robić?

- bolić? co myśleć? - głowić?

co tyle m iane byty - ?44

42 R. N ycz Literatura jako trop rzeczywistości. Poetyka epifanii w nowoczesnej literaturze

polskiej, K raków 2001, s. 226.

43 Por. M. Białoszew ski mironczarnia, w: tegoż Oho, s. 22. 44 M. Białoszewski Głowienie, w: tegoż Mylne wzruszenia, s. 38.

(16)

S pójrzm y te ra z na w iersz Drabina do wchodzenia wyżej n ajp ierw trzeba się bić

i od siebie i odpadać potem bić się i spadać, potem w chodzić i nie spadać45

Ja Białoszewskiego nie m oże się od siebie odłączyć - chyba że poprzez ponow ­ ne za padnięcie w anonim ow ym il y a. D o jakiegokolw iek stopnia się sobą znudzi, sobie sprzykrzy, obojętnie jak b ardzo siebie wymęczy, do jakiego stopnia w yczer­ p i e . n atręctw o znu żen ia pojętego jako znu żen ie sam ym sobą pozostaje nieodw o­ łalne: „wychodząc z siebie, »ja« zabiera się ze sobą” (s. 156). To new ralgiczne con­

tinuum znaczy podm iotow ość tragicznością, odbierając jej choćby p otencjalne, czy

prow izoryczne scalenie. W ięcej jeszcze - czyni ją stru k tu rą am biw alentną, obu- sieczną: p odm iot jednocześnie stanow i dla siebie p o dporę i k ieru je się przeciw ko sobie. Podobnie jak dw uznaczna ko n stru k cja hipostazy, m ająca posm ak ocalenia jednostkow ości, a zarazem p rzed sm ak karkołom nego pow rotu do anonim ow ości. Ta hipokryzja hipostazy przejaw ia się w pozorze ru ch u , k tóry okazuje się naw et nie drgnieniem :

w racam w siebie z przyzw olenia leniwego z m iejsca nieruszonego się

okazało46

N iem niej jed n ak hipostaza przychodzi w odsiecz bezosobow em u byciu. Przy czym każe tem u, kto istnieje - istnieje, biorąc na siebie swoje bycie, które odtąd będzie jego b ytem - odpłacać się za pozyskaną, k on sty tu u jącą subiektyw ność, świa­ domość. O dpłacać ją, by posłużyć się te rm in a m i Lévinasa, zan ik an iem , om dlew a­ niem , m e lancholią i nieusuw alnością (ja od siebie), czyli tym w szystkim , co skła­ da się na istotę teraźniejszości. „Ja [le moi] ujęte na granicy istn ien ia i istn iejące­ go, jako funkcja h ip o staz y ”47 - dopraw dy niepew ny to statu s podm iotow ości: „roz­ b u ja n ie się / p rzelecenie przez sieb ie”48. W ydaje się, że w p rzy p a d k u tej poezji m am y do czynienia z bardzo słabym elem entem hipostazującym , albo - określa­ jąc rzecz inaczej - że podm iotow ość, ta k jak ją u jm u je poeta, nie w ydostaje się poza d ojm ującą p rze strzeń bycia, obostrzoną z jednej strony siłą il y a, z drugiej

45 M. Białoszewski Drabina do wchodzenia wyżej, w: tegoż Odczepić się, s. 260. 46 M. Białoszewski (złość i niedoważenia...), w: tegoż Oho, s. 10.

47 E. L évinas Czas i to, co inne, s. 39.

48 M. B iałoszew ski Rozbujanie się, w: tegoż Odczepić się, s. 260.

16

(17)

16

4

niepew ną hipostazą. Co w szakże nie oznacza jakiejś to talnej abnegacji, nie św iad­ czy też o zu p ełn y m n ie ra d ze n iu sobie z istn ien iem . A m biw alencja, jaką ujaw nia twórczość M irona Białoszewskiego, nie pozw ala na żadne wyrokowanie jednoznacz­ ności. T akim uproszczeniom przeczy choćby te n wiersz:

szare, szarsze m ijan ie rośnie noc m aleje

ciem ne na ciem niejszym m niej ciem ne jaśnieje się sam em u przez my przez wy czajenie49

Kluczowe jest tu przesu n ięcie, jakie dokonuje się w stosunku do (przytoczone­ go w drugiej odsłonie) utw oru Cicho, ciemno, pusto. W obu lirykach pojaw iają się te sam e kategorie: ciem ność, szarość, noc, rośnięcie. Przy czym tu ta j ulegają one w yraźnem u złag o d zen iu - ciem ność zostaje rozjaśn io n a; co więcej pojaw ia się w ym iar jednostkow y: „jaśnieje się sam em u ” . Za pom ocą rozbicia i rozw arstw ienia słów, dzięki kom pilacjom i przem ieszczeniom m iędzyw yrazowym p rzełam an a zo­ staje anonim ow ość bycia. W bezosobowej przestrzen i nocy pojawia się pew ien efekt p odm iotu. E fekt pośw iadczający kruchość i chw iejność tego, kto istnieje: Ja zosta­ je p rzefiltrow ane przez „m y” oraz przez „wy” i ostatecznie k o n sty tu u je się n ie sa­ m odzielnie. P on iek ąd z przyzw yczajenia wydobywa się coś na g ranicy im p resji podm iotow ości i podm iotow ości samej.

Odsłona piąta:

„Zm ęczenie ćśś / na włosku wisi / i wciąga”

(o zmęczeniu i wysiłku)

C hodzenie za duże zm ęczenie ru ra w głowie buczy zg łu p ien ie już leżę i to tak zostanie?50

49 M. Białoszewski (szare, szarsze...), w: tegoż Oho, s. 131. 50 M. Białoszewski (chodzenie...), w: tegoż Stara p r o z a . . , s. 310.

(18)

Ano nie zostanie, bo m iędzy tym chodzeniem , m iędzy w staw aniem i po d ejm o ­ w an iem życia a ponow nym zm ęczeniem n im , p rzy b ie ra ją cy m form ę zn u żen ia, „m iędzy n u d ą a siłam i / m iędzy w staw aniem / a pobolew aniem ”51 - pow staje n ie­ usuw alne n apięcie, któ re w praw ia w n a p rz em ie n n y ru c h obie pozycje: ta k w erty­ kalną, jak h oryzontalną. To wysiłek, z jego w ew nętrznie dialektyczną k o n stru k ­ cją, um ożliw ia przejście od jednej do drugiej i jest tym m om entem , k tó ry pozwala w zm ęc ze n iu dostrzec - w y darzenie. „Z m ęczenie, w ychylając się p rz e d siebie i p rze d teraźniejszość, w ekstazie zapału, który uprzedzając teraźniejszość, w roz­ pędzie ją m ija, jest zarazem zwłoką »ja« w sto su n k u do siebie i do teraźniejszości” (s. 43). A zatem zapał, zrodzony z w ysiłku, urzeczyw istnia dwa elem enty: zm ęcze­ nie i antycypację przyszłości.

Przyjrzyjm y się, w jaki sposób Białoszew ski uchw ycił parad o k saln ą, choć prze­ cież nie nielogiczną, n a tu rę zm ęczenia:

D LA N IE M N IE M O JE zm ęczenie pociągowe zwierzę nie zwierzę nie do uw ierzenia do uw iezienia52

Zm ęczenie: zarazem tak w ielkie i n iechciane, że jest „nie do uw ierzen ia” i tak pospolite, n ie do w ym inięcia, że jed n ak pozostaje „do u w iezienia” . To uw iezienie gra tu znaczeniam i, a p rzynajm niej igra ze skojarzeniam i: jednocześnie przyw o­ łuje m im ow olnie nałożone na człow ieka b rzem ię w yczerpania i m am i obietnicą, że ciężar zm ęczenia ostatecznie zawsze okazuje się do przekroczenia. Z m ęczenie zarazem jest, i nie jest do zniesienia: m ożna je znieść (w znaczeniu: przetrzym ać), lecz nie m ożna go znieść (w znaczeniu: uniew ażnić) sam ą chęcią zniesienia. Stan zm ęczenia obarcza zatem św iadom ość w dw ójnasób: z jednej strony, tej „nie do uw ierzen ia” (i nie do zw ierzenia), k ied y poczucie zm ęczenia n ara sta, zaczyna obej­ mować całość postrzegania i odczuw ania, odgraniczając nas tym sam ym od m oż­ ności i / lu b chęci p o djęcia jakiegokolw iek bąd ź w ysiłku: jesteśm y już sam ym zm ęczeniem . Bycie zm ęczonym staje się kondycją bycia w ogóle. Z drugiej zaś strony, tej „do u w iezienia”, nie w ydaje się m ożliw e, aby ów stan n ie został p rze­ rw any - p raw dopodobnie po to tylko, aby po chw ili, zgodnie z dialektyczną zasa­ dą w ysiłku, zostać jed n ak przyw róconym . B rak takiej lin ii dem arkacyjnej ozna­ czałby p rzecież praw ie n iedostrzegalny proces d ostrojenia zm ęczenia do znużenia (przyoblekającego się n ie chybnie w stan lenistw a), a więc - ta k czy inaczej - w ska­ zywałby jednocześnie na w yjście ze sta n u zm ęczenia. Z atem św iadom ość - lub tylko nadzieja na nią - zm iany w łasnego sam o-poczucia spraw ia, że chcąc nie chcąc, przy jm u jem y postaw ę w yczekującą (inaczej dlaczego godzić m ielibyśm y się na przyjm ow anie ciężaru codzienności? by zacytować pan a M irona: „po zm ęczeniu / nareszcie to to / b iałe / bez sm a k u ”, zawsze jednak: po zm ęczeniu). O dstępując od

51 M. B iałoszew ski Taki dzień, w: tegoż Odczepić s i ę . , s. 199.

52 M. B iałoszew ski Dla nie mnie moje, w: tegoż Mylne wzruszenia, s. 69.

16

(19)

9

91

teraźniejszości, m ijając ją „w oczekiw aniu n a ”, opóźniam y wobec niej siebie. Jed ­ nocześnie jed n ak antycypując przyszłość, w ykonujem y gest pewnej porywczości, m ianow icie uaktyw niam y w te n sposób zapał. Z apał, k tó ry położy kres zm ęcze­ niu. I k tóry da asu m p t do kolejnego w ysiłku. Poza tym , dość oczywiste w ydaje się spostrzeżenie L évinasa, że zm ęczenie ujaw nia się jedynie w w ysiłku, jest tego wy­ siłku efektem . Tyle że jest to ujaw nienie opóźnione: „przesunięcie bycia w od n ie­ sieniu do siebie” (s. 41) stanow ić m a głów ną cechę zm ęczenia.

W łaściw ie sam o w yczekiw anie, pew ien im p u ls zryw ający z p e rm a n e n tn y m zm ęczeniem , jest już w ysiłkiem . W ystarcza „n a tc h n ien ie w d rzw iach”, choćby ich progu się ostatecznie nie przekroczyło, aby ze znużenia wydobyć zapał:

W takich chw ilach

w rozchyłach się w stań do wyjść jak na m otylach nagły ja nagła myśl

olśnienie

i naw et jak jej zap o m n ien ie z m iejsca

to u n iesien ie to coś nim się zd ec h n ie53

Za (poetyckie) dośw iadczenie starcza zatem i błysk ledwie - ślad po m yśli, nie m yśl naw et. Staw ką istn ien ia z kolei jest pew ien prze-błysk, m om ent, w którym pojaw ia się, wyrwana ze zm ęczenia, ale i przez to zm ęczenie k onstytuow ana - „oso­ bowość zachciankow a” . K tóra wszak m oże okazać się zintensyfikow aną, ekstatyczną teraźniejszością totalną:

ja dzisiejszy jak n ajjad zisiejszy

chcę sp ełn ień m i się chceń na dziś dziś przed p rzesp an iem się w jaju trzejszo ść54

W zięcie na siebie teraźniejszości, jakże m ocno tu zaakcentow ane, stanow i defi­ nicję działania właśnie. D ziałanie zaś, jak pisze Lévinas, to istnienie tego, kto ist­ nieje: jest pierw szą m anifestacją podm iotu. Co więcej, „wejście w bycie” będzie rów­ now ażne ze stw ierdzeniem , że „ten, kto istnieje pozostaje w stanie działania, nawet gdy jest bezczynny” (s. 49-50). Pozwoli na to fakt, że na wyzwanie teraźniejszości odpowie przyjęciem jej ciężaru w postaci zm ęczenia, i towarzyszącego m u opóźnie­ nia: Ja w zględem „siebie”, będące jednocześnie „w pisaniem się w istn ien ie”55. D la-53 M. Białoszewski Natchnienie w drzwiach, w: tegoż Odczepić s i ę . , s. 277.

54 M. Białoszewski Osobowość zachciankowa, w: tegoż Rachunek zachciankowy, s. 109. 55 Owo „przesunięcie bycia w o d n iesie n iu do siebie sam ego - pisze L évinas - uznane

przez nas za głów ną cechę zm ęczenia, zapow iada nadejście [avènement]

św iadom ości, to znaczy zdolności »zawieszenia« bycia przez sen i nieśw iadom ość” (s. 41).

(20)

tego rozchybotane położenie, z którego ma się wyłonić istnienie tego, kto istnieje, wymaga zam anifestow ania relacji z byciem - choćby m iało się ono sprowadzać do bezustannych zm agań z p okrętną m aterią czasu:

T ER A ŹN IEJSZ O ŚĆ to ona siebie zaskakuje choć w m iejscu stoi p rz e ... i p rzy ... za szyję t r z y .

fałszywe draństw o!56

Przyjęcie przez Ja swojego „bycia” m oże być także relacją, w której ekstaza chw ili, u ru ch am iając tragiczną dw uznaczność, p rzerad za się w b rzem ię te ra źn ie j­ szości:

niew ytrzym yw anie chw ili

gna gorąc wieczności a tu trzeba chłodu n ie m ija n ia 57

W te n sposób ponow nie dochodzim y do dw uznacznego, dw ukierunkow ego ru ­ chu wyjścia z im pasu istnienia. Teraz przyjm uje on postać ucieczki z (od) przepeł­ nienia. O kazuje się bowiem , że dla istnienia osiągalna jest jedynie albo jeszcze-nie- -pełnia, albo już-nie-pełnia, że wobec tego m usi się ono wyrażać albo poprzez b rak albo poprzez nadm iar. Możliwość pełni jest niem ożliw a - w dw ojakim sensie: jest nie(m ożliw a) do w ytrzym ania i - niem ożliw a do utrzym ania, bo wówczas staje się jej n adm iarem , nieznośnym przepełnieniem , k arykaturą samej siebie. Taką u d rę­ czoną pełnię znajdujem y w poezji M irona Białoszewskiego:

nic się nie stało

chyba stoję w szędzie tylko ja

s traszn e58

N ie m a w tym sta n iu i siebie w id zen iu nic trium falnego. P rzeciw nie, groźna bliskość (do) siebie i jednoczesna rozległość rezonuje raczej pew nym stanem psy­ chotycznym . O saczenie przez bycie na pow rót pogrąża tego, kto istn ieje w n ie ­ lu d zk ą n eu traln o ść faktu, że się jest: w pędza p o dm iot w otchłań p ełn i bycia, tym sam ym go z bycia wypędzając.

56 M. B iałoszew ski Teraźniejszość, w: tegoż Oho, s. 67.

57 M. B iałoszew ski Rozparzenie, w: tegoż Odczepić s i ę . , s. 259.

58 M. B iałoszew ski (nic się nie s t a ł o . ) , w: tegoż Oho, s. 47.

16

(21)

16

8

Jedyną u Białoszewskiego p rze strzen ią dla jaw ienia się p o d m io tu okazuje się zatem p rze strzeń pozostaw ania w zaw ieszeniu albo obszar nierów nom iernej flu k ­ tu a c ji Ja. Co w ięcej, staw ką zarówno odw leczenia, jak chw iejności m oże być jedy­ n ie podm iotow ość w łasnego staw ania się, nie zaś sam a podm iotow ość. Z jednej strony bow iem m am y nierozerw alność ja od siebie, z drugiej - nietożsam ość b y tu i bycia. Przy czym pęknięcie w istocie jest podw ójne: p o d m io tu (rozbijające jed­ ność istn ien ia i tego, kto istnieje) i w podm iocie (rozszczepiające jedność sam ego Ja: „nie czuję / się / na ra z ”59).

P ęknięcie pozostaje jed n ak w sferze afirm atyw nej, skoro - jak pisze L évinas - to w ydarzenie zaw ieszania defin iu je Ja (s. 75). Z atem n ie p o trzeb n a okazuje się zarów no pokusa p ełn i, jak jej złudzenie. M ówiąc Białoszew skim : an i technika ku-

szeń60, bo zam iast „sk u p ień ” i „ześrodkow ań” m a być „szum i sp iętrzan ie siebie”,

ani technika złudzeń61:

- a może wywołać siebie?

- n o . to w tedy przyjdzie S tra żn ik Progu.

Abstract

Joanna ARMATOWSKA

Domesticating the existence: Miron Białoszewski and Emmanuel Lévinas. A phenogram in five episodes

A poetical/philosophical juxtaposition of tw o strains of thought (Miron Białoszewski's metaphysics of everyday occurrences and Emanuel Lévinas's philosophical arguments on a relationship with existence) is grounded upon recognition of a stifling deadwood of existence in (one's) being. The existence-taming strategies refer one to ‘pre-afterthought phenomena' of laziness and weariness. It is them, together with the category of insomnia as anonymous vigilance, that prove a shared phenomenological perspective for Białoszewski and (the early) Lévinas. W h a t is more, these contents of consciousness would assume the function of tropes of the existing and (the) existence; of anonymousness and emergence of an entity therefrom. The moment resolving for an entity to get constituted would nonetheless show that the road of Lévinas and that of Białoszewski have diverged.

59 M. Białoszewski Skupienie przeskakujące, w: tegoż Odczepić s i ę . , s. 222.

60 M. Białoszewski Technika kuszeń, w: tegoż Przepowiadanie sobie, s. 143-145. 61 M. B iałoszew ski Technika złudzeń, w: tegoż Przepowiadanie sobie, s. 142.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kontynuują one tradycje prac całego szeregu znakomitych uczonych rosyjskich, ruskich i polskich (Peretza, Franki, Briicknera i in.), prac z resztą u nas nigdy

Bardzo często uw aża się, że nauczanie m atem aty ki w klasach p o czą t- kowych szkoły podstaw ow ej dotyczy bardzo prostego i łatwego m ateriału ograniczającego

Zresztą pojawienie się drugiego wydania w tak krótkim czasie świadczy o szybkim wyczerpaniu się poprzedniego nakładu i pokazuje jakie jest zapo- trzebowanie na tego typu

Warto zaznaczyć, że hobbystyczne obserwowanie ptaków przyczynia się również do wyznaczania ob- szarów ochrony siedlisk rzadkich gatunków.. Zwią- zane jest to z aktywnym

– ośrodki wynikowe (centra zysku), dla których planuje się przychody i koszty oraz wynik finansowy; wynik taki nazywa się marżą brutto i sta- nowi różnicę

Scholastycznych system ów średniow iecznych zaś

Jak wiadomo, nie brakowało ich również po stronie katolickiej, a licytow anie się, kto kogo bardziej obrażał, jest nie tylko m ałoduszne i niesm aczne, ale po

To investigate the relation between the expression of the ‘T-cell activation’ module and the proportions of blood cell populations, for which we have no data in the compendium,