D Z I E Ł A
D R A M A T Y C Z N E
L . A. D M U S Z E W S K I E G O .
z R y c i n ą *
w W R O C Ł A W I U ,
u W i l h e l m a B o g u m i ł a K o r n a
A Ł E X A N D R A P I Ł X C H O W S K I E G- O .
Księgarza w Kalisza.
D Z I E Ł A
D R A M A T Y C Z N E .
Z A W I E R A :
We z b r a n i e Wi s ł y, Ko m e d y i o- Op e r a w i e d n y m Ak c i e.
Pł a k s a i We s o ł o w s k i. Ko m e d y i o- O p e r a w i e- d n y m A ,k c i e.
Na g r o d.a, Op e r a w d w ó c h Ak t a c h.
Al e x a n d e r i Ap e l l e s. Op e r a.
Kr ó l Ł o k i e t e k c z y l i Wi s l i c z a n k i. Op e r a w, d w ó c h Ak t a c h.
Ł a s k a Im p e r a t o r a. Op e r a.
W E Z B R A N I E W I S Ł Y .
K O M E D Y I O - O P E R A
W I. A K C I E
W I E R S Z E M .
i
G R A N A P I E R W S Z Y R A Z N A T E A T R Z E W A R S Z A W S K I M
D N I A 17. G R U D N I A 1 3 1 3 R O K U .
T O W A R Z Y S T W U
D O B R O C Z Y N N O Ś C I
W M I E Ś C I E W A R S Z A W I E ,
O B Y W A T E L O M I O B Y W A T E L K O M ,
M A l A T K I E M , S T A R A N I E M , T A L E N T A M I N I E S Z C Z ą -
Ś L I W Y M W S P A R C I E N I O S Ą C Y M
N IiU E Y S Z -\ PRACE_
A U T O R
% U S Z A N O W A N I E M P O Ś W I Ę C A .
O S O B Y .
K I E R E S Z A , O y c i e c R u z i .
R U Z I A , C ó r k a K i e r e s z y .
E R A S T , k o c h a n y o d R u z i .
W O L A R S K I , o b r a n y z i ę ć p r z e z K i e r e s z ę .
( S c e n a w W a r s z a w i e w d o m u K i e r e s z y . )
R z e c z d z i e i e s i ę o ś w i c i e d n i a 29 S i e r p n i a i S *5' T e a t r w y s t a w i a p o k ó y w d o m u K i e r e s z y , w ś r o d k u
d r z w i , k t ó r e m i s i ę w c h o d z i z u l i c y , z p r a w e y s t r o n y A k
t o r ó w d r z w i d o a l k i e r z a ; — n a s t o l i k u p a l i s i ę ś w i e c a .
A k t o r o w i e t a k s t a ć m a i § n a S c e n i e , i a k s § w y r a ż e
n i n a p o c z ą t k u k a z d ó y S c e n y , t o i e s t p i e r w s z a o s o b a
z p r a w e y s t r o n y A k t o r ó w i t a k d a l ó y .
S C E N A I.
K I E R E S Z A . (sam .)
G d y człek w e s ó ł, chwilami stai^ się godziny;
]Nie źle się ochociło w moie imieniny;
Parę dobrych przyiacioł, maliniku flasza, T o mi bankiet uczciwy. — Graiąc w maryasza, I baydurząc o w oyn ie, kto gdzie i iak stoi, Kto kom u zayd zie z tylu i kurtę w y k r o i;
K to naypierw ey przebgdzie O d r g , E lb g , Spreie:
Gadu', gadu Mospanie, a tu iuż i dnieie. — P o gali znowu gala, z e yd ą sig sąsiedzi, D ziś córki z a r ę c z y n y , iutro zapowiedzi.
D ziewczyna g d y b y pączek moia Panna Ruzia, F igu rk a, rączka, n ó ż k a , o czko, nosek , buzia, W szy stk o iakby odlane, wszystko iak należy;
K ręciło się wedle n iey z pół k o p y m łodzieży;
Diabli mi po modnisiach: lepsza, k a ż d y przyzna, Staroświecka obfitość, niż modna golizna.
Im ość'Panna córunia, niech się dąsa sobie, J Spazmuie, płacze, w rzeszczy, a ia swoie zrobię —
O toź obrałem zięcia : nie modniś w istocie, A l e tęgi dusigrosz, m oże zebrać krocie.
W praw dzie k rzy czą na niego ,, iakiż kutwa, sknera “ JNiech k rz y cz ą , on tym czasem iak zbiera tak zbiera.
Często tak byw a, że ten co sig z ku tw y śmieie, Niziuchno mu się kłania, k ie d y sam zgoleie.
K tóż to nie rad m ieć złotka, k tó ż to, bardzo proszę?
W szy scy śm y na tym świecie, wszyscy lubigrosze.
Ś p i e w k a . Hrabia, X iążg , W cie w o d a
Choć ma złota ze sto sztab, G d y się okoliczność poda,
Z a tysiączek , . . c a p ! c a p ! cap X iądz uczy w świętym obrzędzie,
„ Chciwiec iest to z piekła drab A ie d m k ż e przy kolędzie
Za złotówkę . . . cap! cap! cap N ie puścitn, (krzyczą celnicy)
„K on trab an d y, choć nas zd łab“
Jednak przymknąwszy zrzenicy, Za talarka « ♦ ♦ cap! cap! cap!
Sędziowie chociaż poczciwi Na kuban y maią chrap;
I A d wokat mówi tkliwi, G d y dukata cap!, cap! cap Złoto robi panów z kmieci
I młode panienki z bab, Nawet niedorosłe dzieci
C hoć grosing cap! cap! cap!
P rim a charitas ab eg o , G d y można ł a p a ć , to łap, Kto nie dba o grosz, takiego
Słusznie nazwać cap! cap! cap!
«<y> <7 %a.
S C E N A II.
W O L A R S K I , K I E R E S Z A , R U Z I A X E R A S T . W O L A R S K I ,
Skoócz^ljśbjy iu i pulg; teściu cóż, to znaczy?
Zostawiłeś nas samych?
K I E R E S Z A .
Niech Pan zięć wybacsty.
Zgoliw szy psrg szklenie za przyjaciół zdrowie Poczułem , że mi szmerać zaczęło p o głowie I chcąc aby co prgdzey szumy wywietrzały, W dałem się mimowolnie sam z sobą w morały*
Jeśli k ie d y to w tym dniu w oln y łeb mieć trzeba, Dziś Ruzi zaręczyny (do córki) słyszysz waść?
R U Z I A . (t?o siebie.') O nieba!
W O L A R S K I .
Czekam na ten dzień łuby od tygodni sześciu;
A le cóż to ma znaczyć powiedz Panie teściu ? B o ia poiąć nie m o gg ; dla czego ulieha
Panną na mnie nie patrzy, nic nie mówi, wzdycha, przecież musi iuż w ied zieć, z e to iey weselej Czemuż wigc taki smutek, czemu?
K I E R E S Z A ,
< Ceregiele?
Każda Panna przy ślubie ma zakonną postać, Szlocha, a rada męża iak nayprgdzey dostać.
VS>s 8 V5>
N a te panieńskie dąsy naylepiey nic nierzec, W stąpi ona z radością na ślubny kobierzec.
W O L A R S K I .
N i e . , . n i e . . . daruy mi W P a n , wiesz iż iestem szczery,
T a cała okoliczność nie iest bez ko zery;
0 . . .w idzisz? znowu wzdycha, płoni się i miesza, A lh o ż to b e z p rzy c zyn y, co?
K I E R E S Z A .
lakem Kieresza, Nie iak dąsy kobiece.
W O L A R S K I. (p a trzą c n a Muzie.) Znowu ach! + * cóż na to ? lak aż to taiemnica?
K I E R E S Z A .
K ró tk o , w o lo w a t o : G d y chcesz wied zieć iaka iest ty ch fochów przy
czyna A le się nie obawiay podobney miłości
(■wskazuie E r as ta.')
Słowem * * * niby kochała tego Jegomości.
Każdy oyciec chce wyswatać z pożytkiem, 1 i a tego panicza odprawiłem z kwitkiem l u z od k ilk u tygodni nie widział d z ie w c z y n y : W czoray przyszedł winszować w m oie imieniny;
Ż y c z y ł mi, Bóg w ie nie c o , dość pigk nie, dość czule,
A nie d o ło ż y ł, bym miał zawsze grosz w’ szkatule:
Na sam przód życzy ć trzeba „ dusie day mu B o ż e “ K to ma dusie, ten wszystko na świecie mieć może*
g E R A S T *
M iło mi iest p ow tórzyć stokroć me życzenie Szczęście iego iest moiem !
K I E R E S Z A .
Kłaniam uniżenie.
/
S p i e w , E R A S T . N a sam przód ż y c z y ć należy
Zdrowia i czerstwey starości;
Bogacz gd y w chorobie leży, Zdrowym nędzarzom zazdrości.
D rugie niech będzie życzenie N ie doświadczyć cnót utraty, K to ma spokoyne sumienie
T e n iest prawdziwie bogaty!
B yd ź dobroczyn nym i tkliwym Niech będzie życzenie trzecie Kto się dzieli z nieszczęśliwym
T e n iest najbogatszym w święcie*
B y d ź zawsze serca stałego, Czwarte życzenie z kolei, K tó ż iest bogatszym od tego,
C o nie utracił nadziei!
K I E R E S Z A .
W szystko prawda, wszystko iest: rzeczą oczywistą, D ow odzisz przekonywasz Mości moralisto j
'•51 i o ■<*
Jednakże mimo iego gorliwe życzenie la mego przedsięwzięcia nigdy nie odmienię.
Prawisz iak A n io ł, przecież mówiąc między nami, N ie nakarmisz Mospanie ż o n y morałami.
Jesteś chłopiec uczciwy k a ż d y z nas to powie Posiadasz dobre serce i masz oley w gło w ie;
Zawsze w ygaszkow an y , cznpierny opięty, Diabiisz po rem, g d yś g o ły iak Tureęki święty*
Naypierwszy Pań Sekretarz p rzy Ministrą b o k u ; Cóż ztąd k ie d y nie płatny od puiirzeeia roku!
Możesz wprawdzie braciszku kied yś w y y ś ć na człeka, Lecz to kiedyś w przyszłości, a tu czas ucieka.
Kochana gotowizna! to mi grunt Mospanie, W o lę ia trzy w garści, niźli tysiąc w pianie.
O tóż masz verho b r w i, i racz przestać na tym i—
iii; z i
a.
T o całą iego w in a, że nie iest bogatym!
Lecz tkliwa miłość piedba o abiory, o złoto, Stałość, wzaiemna skłon n ość, pociąg serc. . .
K I E R E S Z A ,
T o to t o ! Zwyczayna rozkochanych pustaków przemowa Chcieyże wiedzieć, ty damo romansowa., Z e sig ta czuła m iłość w cztery dni uśm ierzy, G d y po pieszczotach musisz p ó y ść spać bez w ie
czerzy.
B yłabyś iak. to m ówią, m ądry lecz po szkodzie, N ie p om oże serc pociąg i słabość p r z y głodzie., W id zieliśm y przykładów podobnych z b yt wieleJ M ądry o yciec nie w a z a na miłosńe trele,
11
W yszu k u je p ożytk ów dla swego dziecięcia *.
I k tó żb y sobie ż y c z y ł gołego mieć zięcia?
Otóż to mąż dla W a ś c i, zacny Pan Wolarski, W d o w ie c to prawda ale ieszcze diable dziarski:
K a ż d y człek dawney daty chociaż starowina, Przesadzi wiercipiętów modnych z pół tuzina.
R U Z I A .
N ie przeczę ze posiada rozliczne zalety,
O ycze drogi ♦.,, wiesz dobrze . . . to serce niestety Zaięte ♦ * *
K I E R E S Z A .
luż rozumiem W aściną perorę, Będziesz go koch ać, tę rzecz ia na siebie biorę.
Uważno, iakim zięciem niebo mnie obdarza, Ma mieć diabła zyskown y urząd Komissarza, A przy zręcznych zabiegach i szczęsnym trafunku, Został wspólnikiem znaczney części łiwerunku.
Rzecz tak iasna iak słońce źe wpół roku prawie Pietliężnieysżego człeka nie będzie w Warszawie.
Porzuć więc moia có r k o , niepotrzebne gniewy, T o ć to będą u ciebie dukaty iak plewy*
0
biorąc W olarskiego za rękę.') Zachowując odwieczne prawa i zwyczaie, W ła d zą oycow ską córkę W Pan u oddaię;Będziesz kontent upewniam, z tak poczciw ey żony, Ż.s cię p o lu b i, ia w tem , —
W O L A R S K I *
Sługa uniżony.
W tey mierze z W P a n o w y m rednakze mam zdanie Pewno się udobrucha, iak żon ą zostanie.
E R A S T .
(z uszanow aniem do K iereszy.)
Życzę szczerze byś wiciział córki tw oiey szczęście Choć rzadko uszczęśliwia podobne zamęśeie.
M ó y współzalotnik wygrał przez losów szafuoek, Za rang iest tkliwa miłość, za nim liwerunek — Wiech Bóg wasze życzenia łaskawie uiści,
Lecz często są niepewne pod ob n e k orzyści;
Fortuna bywa czasem niestałą w swym biegu Można morza p rzepłyn ąć, utonąć na brzegu,
W O L A R S S I . T aka mowa dowodzi żeś pełen zawiści i K ied y wątpisz o m oiey widoczney korzyści:
Podiąłem się dostawić na dziś pięćset wołów P rzyznay sam Dobrodzieiu, to nieszpetny połów*
I sumiennie postąpię g d y sobie pozwolę
N ie więcey iak sto złotych mieć zysku na wole, Zatem summa summarum iasna, oczywista
Ż e piędziesiąt tysięcy pewno się skorzysta* — W kontrakcie ten naypierwszy w łożon o warunek Iż dziś dostawić muszę cały liwerunek,
W przypadku zwłoki chociaż ieden dzień upłynie I kontrakt się umarza i z&robek zginie*
A l e ia Bogu dzięki przyrzeczeń nie zdradzę M oie woły iuż wczoray stanęły na Pradze:
Dziś 2 niemi paraduig z tryumfem do miasta G ryps pięćdziesiąt tysiączków do kab zy i basta*
(da Erasta')
C ó ż iest lepszego? * * * czyli miłość romansowa? * *«
Czyli trzosik pękaty P * , ♦ a 2
łS' 15 <<5>l
K I E R E S Z A , (do E r a sm .) D an u o ani słowa!
Teraz choćbyś poruszył mózgu Salomona le g o trzosik p ękaty pewno cig pokona —
(do córki)
I W aść też przestaniesz byd ź nakoniec upartą! . . W O L A R S K I . (p a tr z ą c n a zegarek.) - D a y go katu! . . . patrz W P a n iuź kwadrans na
czwartą A le , ale . . . radbym też powróciwszy z Pragi Dziś wszystko sk o ń czy ć ; i tak; zapisy, posagi Prawne formalitates, wnioski etcetera — W sz a k z e się kon trakt przed ślubem za w iera ! W issz teściu co posiadam, ieśii iego wola, Racz vice versa co daść?
K I E R E S Z A , (zd u m io n y.) Hola! hola!
Oto mi niespodzianie wyrżnął peryochę,
Sądziłem Panie zięciu, żeś sicjomnieyszy trochę, W nosiłem że mey Ruzi w dzięki, ślepki, nosek , Rozum, uigly iego serce. , + *
W O L A R S K I .
M y l n y w niosek;
T o c b y mi brakowało w głowie piątey klepki, G d y b y m ią brał dla te g o , ż e ma wdzięczne ślepki, M ile y wprawdzie wziąść p ię k n ą , niż li koczkodana, L e c z ia się zawsze trzymam prawideł W Pana;
Niech ma usta z koralu, z alabastru szyię, N a przyjemnych jagodach roża i lilie,
<«»> iĄ v?h
N ó ż k ę cztery calo w y, staniczek wygięty, T o wszystko przy posagu, w i ę c e j ma ponęty, R ozsadek szukać każe sto so w n e j intraiy,
N iechno przecie Pan wspomni na trzo sik pękaty.
I prawda . . . i zawsze prawda, dzielne p rzek o
nanie;
L e cz w tych czasach żelaznych, przyznam sig m óy Panie
A n i zasłyszeć można, gdzie o gotowiznie,
C h o ć iest talar to sig wnet iak piskorz wyśliznie.
D ukat? . . a Dobrodzieiu! to iu£ fenix rzadki:
W y c n ó d iest, nic przychodu, piać a piać podatki.
Mam wprawdzie pare dworków i ćwierć kamie
nicy, L e c z iak goły gosp od arz, goli komornicy*
N a ulicy G rzybow sk iey mam i ogród ieszcze A le kaduk mi po nim, iak deszcze, tak deszcze W sz y s tk o powymakało. — Jednak Mości zięciu ' .Muszę cię uwiadomić o mem przedsięwzięciu —
Tandem te d y z ciułania ieszcze w czasy stare Zostało mi nie w igcey iak tysiączków pare Ź e ie zmnożg w czwórnasób mam pewność nie
płopn ą Iest wioska tuż nad W is ł ą , blisko za Jabłonną M yślę i<j zadzierżaw ić; dziedzic panicz m łod y Zwiedzaiąc przez lat kilka odległe narody W r ó c i ł m ądry iak S o lo n , iak Kapucyn goły A co oyczysko zebrał przez krwawe m o zo ły I dziadunia talary, i babki korale
Synał przeszastai w iak 01 ś tam Paieroiale —
VS'. 15
Z molą w ięc gotowizna u niego dziś będę U yrzaw szy i ą , w pół darmo puści wieś w argdg C ó ż te d y mówisz aa to ko c h a n y łaskawco? . . .
W G L A R S K I.
A niechże cig uściskam W ie lm o żn y dzierzawco! ., K I E R E S Z A .
la k myślisz! . . dobrze wyidę z taką facy gd ką ? . , W O L A R S K I.
G otowizna na golce naylepsaą iest wędką.
Pewna k o rzy ść maiąc rzecz z takim modnym frycem W pare lat Pan dzierzawca zostanie dziedzicem Ż e ci w tym d o p o m o g f przysięgam na duszę — Zacapisz wieś zacapisz! lecz iuż odeyśe muszę,
{C hce się żegnać z K iereszą i zastanaw ia się.) A le moia nieboszczka niech spoczywa w Bogu Jest temu ósmy miesiąc iak zmarła w połogu Zostawiła mi chłopca; śiiczniucfiny ja k u b e k Kocham g o ! , ♦ ♦ .gdyż podobny do mnie kubek
w kubek B ęd zie .to mego życia naymilssa pociecha luz na w id ok dukata hultay sig uśmiecha
(do R u z i)
O dtąd syn to W P a n n y .'— Z ch o d zą c na dół z tamki W m-s rym dworku nad W is łą zostaia u msniki Chciey go w tych dniach o d w ied zić; i Pani macocha P ew n y iestem że malca serdecznie pokocha
Biegng na Pragg; w krótce z wołami sig stawie —■
(cicho do K iereszy p o ka zu ią c E r as tai) lak to ? . . . on tu zostanie? * ♦ -
r«p i
16
^K I E R E S Z A .
Zaraz go wyprawię*
W O L A R S K I .
Pomyśl tymczasem teściu o naszem weselu.
(do R u zi)
Całuię rączki Pani. (do E ra sta zim no.) B ąd ź zdrów przyiacielu, (odchodzi.')
S C E N A III,
R U Z I A , K I E R E S Z A I E R A S T . K I E R E S Z A . (p r z jia ź n ie do E ra s ta,) Cjóż robić? . . . my tak chcem y, a los chce na
opak
Żałuię cię poczciwsze, iesteś dobry chłopak — Radbym z duszy — dali — Pan — iuż w tym
nie poradzę Pięćset wołów tw ó y rywal zostawił na Pradze — Choćbym chciał: iak sam widzisz: nie iest w moiey
mocy, * A zatem kochaneczku, ży czę dobrey nocy — Czyli'raczmy dzień dobry — pono słońce wschodzi l u z mu się nlaiey córki widywać niegodzi.
D ziew czyn o! raz na zawsze pożegnay sam pana, (g a si świecę i o d chodzi do alkierza.')
S C E N A
<£*
' 1 7
^S C E N A IV.
R U Z I A I E R A S T . E R A S T . (nayczu ley.) B ądź zdrowa Rozalio! . ♦ ♦
R U Z I A .
Chwilo opłakana.
E R A S T .
M ó y smutek dzielić może ten tylko kto kocha!
R U Z I A .
Krzywdziłbyś mnie d o w o d zą c, żem zmienna żem płocha,
Znasz to serce wiesz iż go nie złudziło złoto . . * W y p e łn ia ć wolą o y ca , iest prawem i cnotą.
Odchodzisz z moim szczęściem, pociechą, weselem PrzestaiącJjydź kochankiem, bądź mi przyiacielenn
D w t i ś p i e w i O przyiaźni przyiaźni droga Św ięty darze dobrego Boga!
W troskach iakie ludzie znoszą T y się staiesz r o z k o s z ą ! . . . Szczęśliwy stokroć szczęśliwy, Jeśli z nim przyiaciel tkliwy, Wspólnie się W s z c z ę ś c iu Weseli*
A w troskach troski podzieli*
(
jErUst odchodzi.)ii
18
S C E N A V.
R U Z I A , (sam a.)
Z niknęły rozkosz, szczęście, zniknęły na wieki, W moim smutku o1 Boże! wzywam twey opieki;
Spraw niech to rozczulone serce uspokoię, Niech znam iakie są te ra z, obow iązki moie, ]Niech zapomnę przeszłości, g d y zapomieć trzeba,
W zm ocniycie moią duszę dobroczynne nieba, (po chw ili m ilczenia uspokaia się.)
C ó ż to iest? nagła zmiana? . . , znikła boleść sroga!
Radość napełnia serce i nadzieia droga.
Ś p i e w . Łaskawe niebo dla ziemi, D a rzy względami bez miary, L ecz nadzieia między niemi, D ar droższy nad wszystkie dary*
Ona uśmierza troski;
Uspokaia bole
Nawet iey promień Bożki, Osładza niewolę.
Ip V5>v
S C E N A VI,
K I E R E S Z A I R U Z I A . K I E R E S Z A .
Jeszcześ nie w łó ż k u ?
R U Z I A . Id s*
K I E R E S Z A ,
G zy B ozkie skaranie!
Chciałem choć trochg zasnać , , iakieś zamigszanie, G w ar, szelest po ulicach. —
R U Z I A *
N i e b a ! gore m oże?
K I E R E S Z A .
G o re ? . . . b y d ź b y to mogło . . . spieszmy. . . .
S C E N A VII.
W O L A R S K I I K I E R E S Z A . W O L A R S K I ,
( Tfpada wybladły, cały w pomieszaniu.')
B o ż e! Rożę(
K I E R E S Z A .
C ó ż to u licha? Pan zigć? , , yr iskimże nie ładzie?
Gzy by cig kto potuzał? byłześ w iakiey zwadzie ?
B ^
« 20 ©
R z e k n ij słowo! , ♦ ♦ Kieresza za zięcia zniewagę, E y Mospanie! , * *
W O L A R S K I .
Słuchajcie! . . . spieszyłem na Pragę*
A b y dostać w o ły w tym dniu na terminie, Przybliżam sig do mostu, most do diabła płynie.
W isła nagle wezbrała > iakby potop prawie, W o d y pełno na Pradze, nawet i w Warszawie;
P ły n ie zboże kopam i, .drwa, d o m y , stodoły, Co mi do cudzey szkody » » . moie w oły! woły!
K I E R E S Z A , A łb o ż sig p o t o p i ły ? ; * *
W O L A R S K I .
C h o ć b y ocalały,
G d y dziś ich- nie przeprawię spełzł zarobek cały ! A le nie na tem k o n ie c , * .
K I E R E S Z A .
I cóż m oże prgdzey.
W O L A R S K I *
Na znaczne kupno wszystkich nie m ai|e pieniędzy, A widząc ż e się taka pewna k orzyść zdarza, Pożyczyłem dukatów tysiąc u lichwiarza:
Procent diabli, a. termin oddania dziś właśnie Pan T e ś ć musi mi pomódż —
K I E R E S Z A .
A niech piorun trzaśnie;
Słyszysz Ruziu, iakie mi banaluki plecie ? Muszę? dla czegóż muszę ? » , *
21 W O L A R S K I .
Sp odziewam sig przecie.
Z e T e ś ć w takim przypadku choćby przedał dworek, I za zięcia . ♦ ♦
K I E R E S Z A *
Oto mi lepsy goliworek!
Chciałby mnie zażyć z mańki, chciałby zażyć sztucznie.
Ęrgo * * *
W O L A R S K I .
C ó ż to? spostrzegam iakowąś odtniang!
M ożebyś Pan chciał cofnąć słowo raz mi dane?
Ja maiąe iuż solenne O y ca przyrzeczenie,
Choćbym miai p o yść do prawa, z córką sig ozenie, I iego kosztem moig powetuig stratg,
D o zobaczenia!
K I E R E S Z A .
Oto wlazłem w taropatg (.do k o la r s k ie g o )
Jeszcze słowo.' (do siebie.) Wzigła go na m óy dworek- chętka, Diabeł nie śpi gotów mnie pozwać do Podsgdka,
( do k o la r s k ie g o )
Rozumiałem, że iesteś p oczciw y iak Kw akier!
(z rezonem.')
A le nie * * * wąs do góry czapka na bakier.
Słowo wiatr! . . .
W O L A R S K I *
O baczymy kto ustąpi komu.
■<£'> 22
S C E N A VIII.
K I E R E S Z A , W O L A R S K I , E R A S T I R U Z I A . E R A S T .
D aruycie iź nie maiąc bydź więcey w tym domu, Ten razieszcze dla ważney przyczyn y przychodzę:
Mieszkańców nadwiślańskich Bóg zasmucił srodze, Jęk ów , smutku, narzekań, któż opisać zdoła!
T e n płacze nad swą zgubą ten o pomoc,woła.
W czo ra y ieszcze b ogaci, dzisiay w iedney chwili, Gały albo część znaczną maiątlcu stracili.
A biedni którzy i tak mieli bardzo mało G od n i litości bo im nic nie pozostało.
Lecz okropnieyszy nad to eom teraz powiedział Przyiaciof od przyiacioł, mężów od żon przedział, Nie mogąca przewidzieć nieszczęścia pogromu, N ie iedna z matek wyszła przed godziną z domu:
W raca . . . słyszy głos dzieci bliskich zatonięcia, I nie może ratować własnego dziecięcia!
W O L A R S K I , (nagle przerażony.') D opiero przypomniałem . . . aż mi we łbie prysło, M ó y naymilszy Jakubek mieszkał tuż nad Wisłą.
Ah lecę! . . .
E R A S T .
Zostań W Pan.
W O L A R S K I .
Mam zostać? dla czego?
. 23 S?*
Ę R A S T .
Iuż iest woda w tym domu, w którym był syn iego.
W O L A R S K I * (z krzy kiem*) W o d a ! zginął robaczek!
E R A S T .
Biegnąc w tamte stron}', Spostrzegłem źe od wszystkich dom b ył opuszczony, W tem słyszę płacz dzieciny wpadam wcześnie
przecię, Porywam i unoszę opuszczone dziecię.
Jeżeli sig nie mylę iest to syn W7 Pana.
W O L A R S K I , (z niecierpliw ością.) G dzież on iest?
E R A S T . (p o g lą d a ią c n a R u z ię .) G zy go przyimie macocha kochana, Chcąc się pierw ey upewnić, w podle u sąsiadki
Zostawiłem* ♦ ♦ ♦ ,
W O L A R S K I * M ó y Kubuś! (-wypada spiesznie.)
S C E N A IX.
K I E R E S Z A , . R U Z I A I E R A S T .
K I E R E S Z A .
P r z y k ł a d wcale rzadki.
D a y go k a tu , toś mi gracz!
w * 2Ą
R U Z I A , (z radością,) Jakaż dla mnie chwała J Żem tyle poczciwego człowieka kochała. —
E R A S T .
Poczciw ego? . . . to inrię aż tak mi iest drogim, Ź e czuię mniey boleści w tem rozstaniu srogim?
B ą d ź szczęśliw ą , boś godna b yd ź nią przez twe cnoty :
N iechay w twóy dom nie wchodzą cierpienia, kło
p o ty ;
R ozpacz, smutek i trwoga niech dni twych nie miesza!
R U Z I A . Płaczesz?
E R A S T .
B y łe m kochanym, ta myśl mnie pociesza, Kochałem c i ę , ,♦ raz jeszcze odbierz to wyznanie.*
Inną kochać, to serce iuż nie będzie w stanie, Niech cię o tem upewnią te łzy które leig!
R U Z I A .
C zu ię ! iż mi Róg ieszcze zostawił nadzieię, K I E R E S Z A . (rozczulony,) I mnie sig na płacz zbiera * * , iakaż głowa słaba!
Dalipan pono się tak rozbeczę iak baba, E y do licha! to ć warta względu miłość taka, Muszę wyznać że teraz żal mi nieboraka, I g d y b y . . . ,
25 ^
SCENA X I OSTATNIA.
W O L A R S K I , K IE R E S Z A , R U Z I A I E R A S T .
W O L A R S K I * {wpada z radością.) T o on, to on móy ie d y n a k lu b y !
(do E r as ta z zadziwieniem.') Syna nieprzyiaciela wyrwałeś od zguby?
E R A S T .
Człelc poczciw y zapomni urazy, móy Panie, G d y iego nieprzyjaciel nieszczęsnym zostanie*
Bądź pewien że to serce nie zna nienawiści.
R U Z I A *
O iak są niepewnemi podstępne korzyści!
T e n bogacz *** w iedney chwili pół swych zysków
i stracił;
T e n ubogi . , . nową sig cnotą ubogacił,
Naywigksze zbiory mogą znieść w iosów zmianie:;
C n o ta! tea skarb naydroższy, na wieki zostanie, W O L A R S K I ,
Zadziwiam sig * * * prawdziwie*
K I E R E S Z A .
(do W o lą rsk ie g o w skązuiąc Erasta.')
Chciałeś mu Waść dopiec, Widzisz sam iak to zacny, iak poczciwy chłopiec;
w> 9.6 '-*>
Zawsze go szacowałem zawsze mi był miły, T e diable liw e r u n k i, trochę omie skusiły, T e n urząd Koomiissarza, te zyski, te w oły;
A ż tu ni z tąd ni z owąd, iak ten tak ten goły.
Ergo z dwóeh goiych wolę bracie dobrodzieiu, Obrać tego co w, głowie więcey ma oleiu, Nadewszystko coraz się bardziey przekonywam, Ż e go kocha dziewczyna, —
W O L A R S K I .
Otóż wszystko zrywam!
Wprawdzie tracąc tg pannę, czuię, w sercu mękę, I mógłbym się dopomnieć prawnie o iey rękę.
Z acn y Rywal uiął ronię swym wspaniałym czynem ..
N iech się cieszy k o ch an k ą, iak ia moim synem*
R U Z I A . O radości!
E R A S T . O szczęście!
R U Z I A ,
O y cz e d ro g i!
K I E R E S Z A . .
Basta!
A widzisz Mościa Panno,' złapałaś Erasta. — Hola! , . * h o la ! aż teraz do gło w y mi przyszło . . . N i e masz złego, coby na dobre nie w yszło:
A ż mi z czoła w y try sły , potu krople krwawe . . . W sza k to dziś owę wioskę miałem wziąść w
dzierzawę:
L e ż y nad samą W isłą i o tey godzinie, Panie odpuść może iuż do Torunia płynie.
M o ie pare tysiączków uciułane z trudem, Ocalały szczęśliwie, prawie iakb y cudetri, — Ruziu! to Waścin posag, więcey moie dziecię, Ani fenika, póki iestem na tyni święcie:
D o ś ć daię, k ied y się t y m, co posiadam dzielę, C ó ż na to Panie m łody?
E R A S T .
Lubo nie mam wiele, Jednak praca, staranie, , ♦ * przy pomocy nieba,
Ghoć nie wezmę posagu, nie brakńie nam chleba.
(z czułością do R u zi.)
Bes niey byłbym ubogi maić|c skarby świata!
R U Z I A .
Bez posagu, bez zbiorów , z nim iestem bogata*
E R A S T .
O y cze ! cliciey mnie posłuchać, .odkryię me zdanie:
T e n posag zbyt korzystnie użytym zostanie. . K I E R E S Z A .
K orzystn ie?
W O L A R S K I . (prędko.)
Co korzystnie? . . nim go kto odbierze,;
Pozwołcie i a noylepiey poradzę W te y mierze.
M y t o my , w takich rzeczach doświadczone ćwiki, G dzie idzie o zarwanki, gratki, p rt
C ó ż tedy ?
E R A S T *
N ie łudzi mnie tak marna ponęta, Droższa korzy ść nad wszystkie gratki i procenta;
28 v»»
Korzyść iaką odnoszą ci ludzie wspaniali, Którzy dłoń dobroczynną nieszczęsnym podali;
Którzy osarli o c z y w gorzkich łzach tonące* — O y c z e! dziś byłbyś stracił, twoie dwa tysiące:
Odciay ie dla zniszczonych w tey chwili współ braci,
Kto biednych wspiera ten si§ swym czyne'm bogaci.
Nagrodzi go stokrotnie opatrzność łaskawa,
Poyd zie za tym przykładem wspaniała Warszawa, Ileż to razy F a n i e , Jaśnie O świecone
Poświęcały z pokorą swe dłonie p ieszczon e!
W świętey sprawie ludzkości, gorliwe, usłużne, Same dawszy, i ieszcze zbierały jałm użnę;
Ich starań, przysług, chęci, któż 2 nas nie pamięta, G d y do darów łą c z y ły sw e piękne talenta. (*)
C ) O d l a t k i l k u n a s t u , p i e r w s z y c h d o s t o j e ń s t w o so b y p ł c i o h o y g a mięś.?kai§.ce w W a r s z a w i e , p rz ez r o z m a i t e s p o s o b y s t a r a i § s i ę p r z y n o s i ć u l g ę c i e r p i j - eey l u d z k o ś c i , i n i t o p r z e z d a w a n i e W i d o w i s k p u b l i c z n y c h , i u z t o p r z e z z b i e r a n i e i a ł m u z n , — D ł u g o
b ę d z i e p a m i ę t n y m o s t a t n i k o n c e r t d a n y w k o ś c i e l e XX, P ia y ó w , z k t ó r e g o d o c h ó d p o d z i e l o n y m z o s t a ł p o m i ę d z y n i e s z c z ę ś l i w y c h w y l e w e m W i s ł y z n is zc za - T, y cIi. ■ _ 13t w o r z o n e T o w a r z y s t w o R a t u n k o w e p o d p r z e w o d n i c t w e m g o r l i w y c h w s p r a w i e l u d z k o ś c i O b y w a t e l i i O b y w a t e l e k , w y n a y d u i e d o t g d cora z n o w e ź r j ó d ł a z a s i ł k ó w , t a k d l a z n i s z c z o n y c h p r z e z w y l e w w o d y , i a k o te ż prz ez k l ę s k i w o i e n n e . — N i e c h Ę ó g w s p i e r a i c h u s i ł o w a n i a !
V£!> 2 9 V£S5
Ich głos przyiemnie brzmiący, ich kunsztowne tony, Z głosem tk liwey wdzięczności wspartych połę*
cssony*
N i e ty lk o sluchaiftcym sprawił zachwycenie*
L ecz sig zapewne przedarł przez Niebios sklepienie*
K I E R E S Z A ,
C o u licha otóż mam zięcia kaznodzieię,
Skruszył mnie» — Zatem niech się woła Boża dzieie.
Zostałem z w y c ię ż o n y w tym przypadku iednym*
(łą c zą c E ra sta i córkę,')
W aści oddaię Ruzig, a ie y posag biednym. —
Ś p i e w k i . W O L A R S K I * Fortuna płata figlasy
Wznawia i Biszczy nadzieje;
Dziś człeka stroi w atłasy lutro paklakiem odzieie*
Kto się chce cudzym zbogacie, Zmieszają się mu zamysły*
W ię c e y na tem może stracić, N iżli na wezbraniu Wisły* —
K I E R E S Z A , Skarałeś nas w odę Boże*
Taka była wola Pańska*
W kró tce przy pokoiu, może Wyśleni pszeniczkg do Gdańska;
V9> gO '&*>
W ięk sze klęski, większe bied y ; Dzięki Niebu iak skry prysły, Zgoią się te blizny kiedy, Nawet i wezbranie Wisły,, —
R U Z I A , (do Ernsta.') Naystalszy między stałemi,
Godzien takiego imienia, Wszak, iuż dopełaionemi Nayczulsze twoie życzenia !
E R A S T , (do Publiczności.") Jedno mi ieszcze zostało
N a nim lo sy me zawisły . + * A b y sig W A M podobało, Dzisieysze W ezbranie W isły,
K o n i e c .
PLAKSA I WESOŁOWSKI
K O M E D Y I O - O P E R A
W I, A K C I E .
N A Ś L A D O W A N A Z F R A N C U Z K I E G O .
G R A N A P I E R W S Z Y R A Z N A T E A T R Z E N A R O D O W Y M
W A R S Z A W S K I M W M A R C U 2313,
O S O B Y.
P a n P Ł A K S A .
P a n i P Z . A K S I N A , ż o n a i e g o ,
A U R O R A , i c h c ó r k a .
P a u W E S O Ł O W S K I .
P a n i W E S O Ł O W S K A , z o n a i e g o .
J U Z I O , i c h s y n ,
S ł u ż ć i c y N o t a r y u s z a ,
( S c e n a n a g r a n i c y P o d l a s i a . )
( T e a t r w y s t a w i a O k o l i c ę w i e y s k ą , z p r a w e y s t r o n y m a ł y
d o m e k W e s o ł o w s k i e g o , z l e w e y p i ę k n y d o m P ł a k s y . )
S C E N A
vs>> t<5V
S C E N A I.
W E S O Ł O W S K I .
( W y c h o d z i z swoiego d o m u i ko ń czy rozm ow ę, któ rą za czą ł w domu..')
E y co to szkodzi! W ielka rzecz że zachorował, ma febrę teraz, za to też będzie zdrowszym pote'm i naprawi sig mu apetyt; nie ma tego złego któ- reby na dobre nie wyszło — nadto krótko żyie«
m y na święcie żebyśm y się mieli czem troszczyć!
~ nic nad wesołość? —
Ś p i e w k a . fo rtu n a zmienna kobieta D a rz y i odbiera wnet
Dziś koszulę zedrze z grzbiet*
Iutro wstęgą zdobi grzbiet, Komu się ona rozśmieie T e n natychmiast pan i zuch N ie c h że swym darem zashwieie K a żd y go za p lecy buch!
Złap i<| choć za brzeg trzewika Zaraz mocnyś g d y b y de*b Niech się w ym kn ie dobrodzika Stracisz tw ó y ostatni zfjb,
0
*P> V5ł
Niech cię lubi choć z godzing Masz kochanek ile chcesz G d y pokaże kwaśną ming N a próżoo z miłości schniesz.
Ostrożnie z tą chytrą panią N ie wyzyw ay ią na plac Naylepsze lekarstwo na nią B y d ź wesołym w pośród prac.
N iedbać na dumnych marzenie B ie ż e ć za cnotą trop w trop, Kto ma spokoyne sumienie Szczęśliwy. X i ą ż e czy chłop.
S C E N A II.
W E S O Ł O W S K I I J U Z I O . J U Z I O* (w biegaiąc p rędko.) T atcleuku! T a tu le n k u !
W E S O Ł O W S K I . C ó ż ci to chłopcze?
J U Z I O . Ostatni baran. . . .
W E S O Ł O W S K I . C ó ż mu sig stało ?
J U Z I O . N ieborak iuż nie ż y i e !
W E S O Ł O W S K I , W o la Pana Boga!
* *
55
J U Z I O .
A le iuż nie mamy nic w n a szły o w cza rn i!
W E S O Ł O W S K I . ■ Co to szkodzi cha! cha! cha! , , ,
J U Z I O , Z czego sig Tatulo śmieie?
W E S O Ł O W S K I .
Nasz sąsiad nie będzie nam iuż zazdrościł;
p rzykro mu b y ło żeśmy mieli sto ow iec! teraz się nieborak ucieszy i będzie na nas poglądał w e sołym okiem, o tak m óy chłopcze widzisz że nie ma tego złego k tóreby na dobre nie wyszło, ale, ale dziś miał b y d ź u nas Pan Bogacki,
J U Z I O . Już b y ł raniuteńko,
W E S O Ł O W S K I .
Już b y ł (u konten to w a n y) a to Wyśmienicie, otóż to sumienny i regularny czło w iek , dziś iest termin, winien mi 500 złotych, dziś,
J U Z I O ,
Pan Bogacki był, ale nie przyniósł 500 złotych, W E S O Ł O W S K I ,
A to czemu?
J U Z I O ,
Bo powiedział że teraz iest święte Morato
rium,
W E S O Ł O W S K I ,
A ch prawda Moratorium, cha! cha! cha! * , , iak się też wielu z tego spanoszy, dobrze i to, dobrze i to I
C 2
J U Z 1 0 .
Matula bardzo gdyrała na Pana Bogackiego;
i powiedziała z e on nie ma sumienia , bogacić się z cudzą krzyw d ę, ale on zwyczaynie iak k a ż d y Bogacki nic sig tem nie wzruszył/
W E S O Ł O W S K I .
GoP ♦ , ♦ moia żona g d y ra ła ? ♦ * * cha! cha!
cha! przedziwna kobieta, kto się dostanie w iey rgce i na-iey igzyk, musi się dobrze pocić niebo
rak, , , «. N o , cóż powiedział nakoniec t a n B o gacki ?
J U Z I O .
G d y Matula zawsze wołała iż u naszych przod
k ó w , było w zw ycza iu owe dawne przysłowie
„ k t o komu winien oddać pow in ien“ Pan Bogacki zimną krwią odpowiedział, pamiętay W P a n i , że także iest przysłowie „ n i e odd alę, ieszcze ła ią “ i poszedł zkąd przyszedł.
W E S O Ł O W S K I . T o zabawnie, prawdziwie*
J U Z I O *
I Tatuleńka nic sig tym nie gryzie?
W E S O Ł O W S K I .
Niech Pan Bóg zachowa , ż e b y wszyscy mieli sig martwić którym nie oddaią sprawiedliwej- na- leżytości, to b y ledwo siedemdziesiąta czgść ludzi na świecie miała m in ę ia ką ta ką wesołą,
J U Z I O .
A mnie dalibóg wspomiawszy na taką nieczu- łość Pana Bogackiego łzy sig w oczach z a k rgc iły !
go vs>>
V5>> 5 7 V5>>
W E S O Ł O W S K I *
W s t y d ź się, chłopcze, naśladuy tw ego oyca, któremu sig ieszcze nie przytrafiło przsz całe ż y c ie , aby choć śedng noc przepgdżił bezsennie
% umartwienia !
J U Z I O *
Ach prawda, Tatul&ńka zawsze śpi iak zabity*
W E S O Ł O W S K I *
C z y chcesz b y d ź podobnym do naszego s ą siada, Pana Płaksy, który przez całe życie beczy i beczy, chociaż ies* Bogu dzięki zdrów i bogaty!
J I J Z I O .
Praw da, zawsze tak wygląda iak panna mło
da kied y idzie do śiuhu z starym wdowcem*
W E S O Ł O W S K I .
C ha! cha! cha! słowo w słowo dobrze mó
wisz, A iego godna Małżonka, h§?
J U Z I O *
Pani Płaksina? * * * ona tylk o raz w rok u -
śmiecfanie sig colcołwieczek, W E S O Ł O W S K I , Ras w rok?
J U Z I O .
Aha! w rocznicę póyścia za m ą ż *
W E S O Ł O W S K I .
Cha! cha! cha! słowo w słowo i ia to uwa
żałem* O y ko b iety bardzo lubią przypominać tg przyiemną ro c zn ic g , twoia matka to ż samo słowo w słowo.
** 58 J U Z I O * Moia poczciwa Matuleńka?
W E S O Ł O W S K I *
Pobraliśmy się w dzień Świętego Bonifacego, to też u niey to święto iest uroczystsze od W ie l ki eynocy,
J U Ż I O .
A l e , ale czy też Tatulo nie widział iuż w y - chodzącey dziś Panny Płaksianki A u ro ry ?
' W E S O Ł O W S K I *
Panny Płaksianki, ,ey! ey! czy ieszcze m y
ślisz o niey?
J U Z I O *
W ię c e y niż zawsze.
W E S O Ł O W S K I .
Czyliż sądzisz że iey R o d z ic e , którym sig marzy w głowie iakieś GraFostwo, i skarby wiel
kiego Mogoła, przyimą za zięcia syna, iedaego poczciwego Podlaskiego Szlachcica, jlctóry oprócz swey poczciwości, wesołości, dwóch w ło k gruntu, tego domu i 500 złotych spoczywaiących pod Moratorium nic więcey niema?
J U Z I O .
Mnie się zdaie żem samey Pani Płaksinie bar
dzo przypadł do gustu, ona iest okrutnie rozu
mną i uczoną, zawsze czyta a c z y ta , aże ma
•wzrok słaby otóż ia iey czytywam, i znoszę ksią
żki zkąd tylko zarwać mogę* — A do tego w ie
dząc że ona lubi rozrywać sig rozumnymi szara-
<dp> 5 9 <&>
darni, otóż iey zadałem tak: p i e r w s z e ptaszek, d r u g i e grubo śpiewa, albo biie, a w s z y s t k o p e w n y Jegom ość, ona od razu powiedziała że to ia , a to nie ia, bo szarada znaczyła G i i b a s , ia przez to rozumiałem naszego Pisarza od A k c y z y , któ ry się umizga do Pan ny A u r o r y Płaksianki*
W E S O Ł O W S K I .
N o iesli tylk o w tem ufasz, to n ie daleko zaydziesz w twoich nadzieiach ied aak poray- śieaiy o tem* — A teraz rpóy Juzio trzeba zanieść Panu Dobruckiemu 200 talarów które mu winien iestem*
J U Z I O .
Jakto Tatulenku ? a Panu Bogackiemu wolno nie oddać.
W E S O Ł O W S K I .
Ź y ig lat 50, zaaydowałem się w różnych ta
rapatach, lecz nigdy nie chybiłem w dotrzyma
niu przyrzeczonego słowa* Prawda że zawód i*.
Bogackiego pozbawia innie wszelkiego zapasu, i Oddawszy 200 Talarów D obruckiem u , ani szeląga w domu nie zostanie, ale wola Pana Boga, lepiey nic nie mieć niż utracić wielkie dobro, iakiem iest rzetełność; gdybym został dłużnym , możebym utracił moi§ naymilszą w eso ło ść, która iest całem moiem bogactwem i szczęściem; a zatem chłopcze zabierz worek który le ży na małym stoliku pod zwierciadłem, w eź nogi za pas i biegniey co tchu do Pana Dobruckiego.
W Ąo J U Z I O .
Jeźelim zawsze kochał mego T a t u la , to teraz tak go kocham , . , tak kocham , . . dalibóg bar- dziey niż Pannę P ła k sia n k g , poeałuig go p o sto razy w każd y paluszek i iestetn tak wesoły iak móy Tatuleńko W e so ło w sk i, k tó ry kocha sęyoię io iłu lk g , a dobrze mówię przykład z góry.
M a z u r e k S t a r o p o l s k i , Ghafupecska niska
O y c ie c M aikg ściska I my tak hgdziemy l a k sig pobierzemy.
D obra żonka perła droga Dana od samego Boga A kto niema żo n k i tkliw y 1 JNie zna róży, lecz pokrzyw y.
J U Z I O I W E S O Ł O W S K I , (razem .) Chałupeczka niska
O y cie c Matkg ściska I my ^ będziemy I w y bgdzieeie (Jak sig pobierzem y
|Jak sig pobierzecie*
J U Z I O .
Ciesz sig ciesz sig m óy Tatulu A nie zadługo Dziadulu Jakże to wam miło bgdzia
G d y was r ó y wnucząt osigdzie.
41 ^ O b a d '"w a.
Chałup eeaka niska etc*
J U Z I O * K a ż d y chłopiec iak u!«ny Jakie bgdą z nich ułany Już widzę iak dzielną dłonią Swą miłą Oyezyzng bronią.
O b a d w a.
Chałupeezka etc. (Juzio w ybiega.)
S C E N A III.
P Ł A K S A I W E S O Ł O W S K I .
P Ł A K S A. ( w ychodząc z swego d om u♦) O t ó ż nie wątpiłem* « * ♦
W E S O Ł O W S K I .
D zień dobry Panie P ła k s o , dzień dob ry!
P Ł A K S A ,
Ach gdzież tam dzień d o b ry ! przekląłem cig słysząc taki hałas, śpiewy, trele ♦ * * któż tu był?
czy iarmsrk? . . *
W E S O Ł O W S K I * Ja i móy syn rozmawialiśmy trochg»
P Ł A K S A .
Rozumiałem że was b yło naymniey czterdzie
stu , chociaż ieszcze nśedostawało wasaey żony*
W E S O Ł O W S K I .
Przedziw na kobieta zawsze w łebskim hum orze!
P Ł A K S A * M ó y B o ż e iak iesteś szczęśliwy l
<<S* Ą2
W E S O Ł O W S K I .
M oie sig zdaie że i W Panu nic nie braknie.
P Ł A K S A .
M ó y B o ż e zazdroszczę waszego losu!
W E S O Ł O W S K I .
E y cóż u licha przecież W P a n masz dochodu naymnióy dziesięć tysięcy.
P Ł A K S A * (ciężko w zd ych a ią c.) Ach cóż to znaczy, inni rnaię po milionie * , 4 a ia tylk o dziesięć tysięcy*
« W E S O Ł O W S K I .
N ie masz krew nych tylk o jedynaczkę córkg dla któ rey le ży w gotowiźnie śliczny posag*
P Ł A K S A .
M iły Boże inni maią po dziesięcioro*
W E S O Ł O W S K I .
W ie d z ę sąsiedzi iak kto siedzi, powiadaię że pleśnieią u W Pana dukaty*
P Ł A K S A *
M iły B o że człowiek nie m oże oka zmrużyć aby niegodziwi ludzie nie zakradli sig do tych spleśniałych biednych dukatów.
W E S O Ł O W S K I .
W ystawiłeś w Mieście śliczną kamienicę i ka*
żesz sobie płacić dziesięć razy większe komorne iak było przed dwoma laty*
P Ł A K S A ,
A ch cóż mi z tego, w naypięknieyszych p o kojach stoi kwaterunkiem Pułkownik*
1
/(.g ^
W E S O Ł O W S K I .
Masz źong która cig Serdecznie kocha!
P Ł A K S A , (mocno rozczulony.) M iły B oże! tak, tak, kocha. . . . (uczuwszy ból i złapawszy się za bok,) O y , o y ! kocha,; k o cha serdecznie,
W E S O Ł O W S K I . Jesteś przytem zdrów. * * * ,
P Ł A K S A ,
Broń B oże słabym *. * * zmęczonym* * » t W E S O Ł O W S K I .
Jak to? masz a p etyt, iesz za czterech*.
P Ł A K S A *
Prawda że niby to iem, ale cóź z tego kiedy apetyt fałszywy.
W E S O Ł O W S K I *
N ic cig nie udrgeza * * * masz wszystko*' P Ł A K S A *
M iły Boże cóż ztfgd k ie d y mnie nic nie bawi, nadzwyczayna czułość serca i delikatność nerwów nie pozwala mi nawet patrzyć kiedy Indyka zarzynaią,
W E S O Ł O W S K I ,
Przecież W Pan tego samego indyka k ied y widzisz na stole z podlewą i dobrze upieczonego, ta owa delikatność nerw ustgpuie i caluteńkiego zrepetuiesz*
P Ł A K S A .
Prawda że go ziem do szczętu, ale miły B oże cóż z te g o , k ie d y to nie idzie na korzyść zdrowia, bo mam ieszcze chgć na lepszy specyalik.
W E S O Ł O W S K I .
T o iednak rzecz dziwna, ze Pan sąsiad ma
jąc tak czułe serce, nigdy nie dał iałmużny tylu błagaiących go o wsparcie.
P Ł A K S A . ( rozczulony.) Jak tylko obaczę nieszczęśliwego, krew sig ścina w moich żyła ch , mając iuż rękę w kieszeni mimowoloie przez zbyteczną czułość muszę u- ciekać*
W E S O Ł O W S K I *
N ic nie dawszy hę? * . * bardzo n iew ygo
dna dla biedaków czułość, — ale porzućmy wszy
stkie tkliwości i pomówmy o czem innem, + i * P ow ied z mi Panie Sąsiadzie czyli wkrótce my- słisz wysiać zamąż Pannę Aurorę waszą córkę, g d y ż syn móy. . . .
P Ł A K S A ,
M oię córkę? W Pana syn? to iakiś ro
mans, a romanse mimowolnie łz y mi z oczu w y - ciskaią, otóż moia żona chciey sig ią o t o zapytać*
S C E N A IV*
W E S O Ł O W S K I , P Ł A K S A , i Pani P Ł A K S I N A . P Ł A K S I N A . (m a ią c ctiązke.') ] V Iężulku! iakże masz okrutne serce, zostawić mnie samą'5, gdym sig zanurzyła w naytkliw szey sęepie romansu.
W E S O Ł O W S K I . D zień d o b ry Pani Płaksino!
P Ł A K S I N A . (nie uw aiaiąc.') Już byłam bliską doświadczyć paroxyzmu »♦ * palpitacyi. . , .
P Ł A K S A .
M iły B o ż e nieszczęśliwa k o b ie t a! P Ł A K S I N A .
■- : -; ' J
Skropiłam łzami tg zachwycającą książką.
W E S O Ł O W S K I . Dzień dobry Pani Płaksino.
P Ł A K S A .
U w ażay duszko, nasz sąsiad mówi ei dzień dobry.
P Ł A K S I N A .
P rzebacz, przebacz, byłam wzruszoną. , * ♦ W E S O Ł O W S K I .
Cóż to za książka tak czuła.
P Ł A K S I N A . Listy H eloizy do A b e la r d a !
W E S O Ł O W S K I .
E y , do diabła na cóż czytać takie banaluki nad któremi trzeba ięczeć, k ied y W P a n i chcesz t o i ey dam A w an tu ry Arabskie czyli tysiąc n ocy i iedna, dwanaście łokci śmiechu, Dubeltówka siedmiogwintowa stęplem rozrywaiących koncep
tów przybita, Affekta rozkochaney Małgorzaty K ró lew n ey Konstantynopolitańskiej do dziwnie sławnego tak w rycerskim rysztunku, iak t e l
w Olimpijskim Horyzoncie kawalera Skandymira.
A lb o też nieporównanego Sanszopanszę Guberna
tora W y s p y Barataryi, ręczę że będziecie pękać ze śmiechu.
P Ł A K S I N A .
M y ze śmiechu! m y ! (z m ocnem westchnieniem.') Niestety!
W E S O Ł O W S K I .
O to mi śliczna kompania, czekaycie n o , za
wołam na pom oc moię Marynę, (woła.) Pani W e sołowska! p rzy b yw ay na ratunek.
S C E N A V*
C i ż i Pani W E S O Ł O W S K A .
W E S O Ł O W S K A . (ieszcze w dom u.) C ó ż tam, id ę , i dę, serdeczny Jasiulku! (w cho
dzi i mówi bardzo prędko.) D zień dobry Panie Sąsiadzie nayuniżeiisza Pani Płaksino, iakze sig maroy, iak się spało? bardzo :dsigkuig, i a m a m się niech będę Panu Bogu nieskończone dzięki w y śmienicie, przedziwnie, wybornie, przytem zdro- wiuteńlca iak ryba, i chociaż od pare lat p od o
bało się Nay wyższemu zsyłać na nas k rzyżyk i, nic to nie szkodzi, dobrze mówiła moia świętey pa
mięci Matka która była z domu Kom orn ikow ną Mielnicką, dobrze mawiała, niech spoczywa W p o k o iu , Panie świeć nad iey duszę, dobrze ma
wiała „ k o g o Pan Bóg stworzy tego nie u m o rzy.”
^ /|6 w
I tak : grad nam w y tłukł z kretesem proso gruszki b e r y , jabłka sztetyny, śliwki w ęgierki powym a- rzafy, kurczęta porwał krogulec, kaczucłiny po- ziadała Łasica a m łyny wiatr powywracał.
P Ł A K S A .
Chociaż W Pani straciłaś m łyn , przecież za- stała ci paprzyca i pytel,
W E S O Ł O W S K A .
T o si§ znaczy że lubię rozprawiać, nić nie
\szkodzi! , ♦ * k a ż d y na świecie gada, i lepiey sig należycie wygadać niźli w milczeniu ukrywać złe mysh, prawda że wiolo gadam, ale broń Boże, ni
k ogo n o b m ó w i ę , nikomu sławy nie u ym g, n i
k o g o nie eczern ig, m iędzy gadanką a plotcizkę wielka ró żn ica, ale nie tylko oióy igzyk ustawi
cznie iest w ruchu, cała iak mnie widzicie ruszam się i»k mogg, prt na daie długie ż y c ie człowieko
wi,. lenistwo iest grzechem śmiertelnym: o czwar- tey godzinie rano iuż iesteoi na n ogach, koła- czg do wszystkich drzwi, w oborze, w stodole, w piwnicy i na poddaszu ,oddaig w izyty iedń® po drugiey iako gospod yn i, od osmey do południa przemieniam się w kucharkg i przy p o m o c y B o - ż ó y nikt mnie nie przepisze, wszystkie Staropol
skie potrawy umiem na palcach, a chociaż nie su to modne łak ocie, jednak sam K ról mógłby ie 2 gustem skosztować, zamiast wykwintnych sosów*
wesołość z iak a ia i m óy poczciw y rubacha zaia- dam y, staią za nalepszfj przyprawg; po obiedzie?
^ Ąq <©>>
k tóry zawsze i regularnie iest gotowym o samey dwunastey, biegnę do ogrodu, na pole, na łsk ę, wieczoreni kądziałka i k a m yc z k i, o dziewiątey idsiem w imię Pańskie do łó żk a , otóż co sig so
wie ż y c ie iak należy, a g d y od dobrych przyia- cioi iesteśmy zaproszeni na biesiadkę nie p o
wstydzę sig ręczę, mazura tak w ytn ę iak należy i potrafię nie iednemu , , , o y ! ta k , tak . t ♦ nie iednemu. . . .
W E S O Ł O W S K I .
E t cetera et cetera . . . p ó y d ź do mnie nie oceniona połowico, niech cię serdecznie u ś c i s k a j kubek w ku bek drugi ia, ten sam humor, f sam zapał, taż wesołość, to się zowie iak nalepy Mał
żeństwo. Moście Państwo Płaksowie naśladuycie nas, i przestańcie tych ustawicznych niesjetów bo to diabła warto.
S C E N A VI.
C I Ż I A U R O R A , { w g łę b i T ea tru .) P Ł A K S A .
M
i ł y B oże, ci ludzie nie wiedzą że i łz y czasem $ęt roskoszij*
W E S O Ł O W S K I .
N o Pani sąsiadko, ponieważ ie y małżonek na moię propozycyą kazał się udać do Jeymości, przeto oświadczam ió y iż móy iedynak Józefek
’ p o czciw y 48
poczciw y chłopiec, chociaż trochg ieszcze nie rozgarnięty, ale to nip nie szkodzi, koniec koń
cem kocha waszą córkg.
A U R O R A . (przybiegaiąc z radością.') A ch Mamo iaka dla mnie radość! ale Ma ma
nia nie odpowiada? zdaie sig gniewać, Papo? k o chany Papo, wszakże mnie kochasz? i chcesz wi
dzieć twą córkg szczęśliwą.'
P Ł A K S A . {płacząc,')
Biedne dziecig nie w ie , nie przewiduie iakie to są skutki miłości, albo niestety, iakie skutki małżeństwa.,
P Ł A K S I N A ,
Maścią P a n n o ! powinnaś sig zastanowić na
leżycie i b y d ź przekonaną ż e nigdy nie zezwolg na małżeństwo nie proporcyonaliie,
W E S O Ł O W S K I .
Cha! cha! cha! nie proporcyonalne? nasze dzieci Bogu dzigki nie są przecież garbate, a wia
domo W Pan i byd ź musi żem Szlachcic i do tego Podlaski.
P Ł A K S I N A *
N ie iest tu mowa o Szlachectwie; wiesz W P a n iaki mamy maiątek,
W E S O Ł O W S K I ,
E y co tam! kto zdrów i poczciwy ten za
wsze iest maietnym i g d y b y na to tylko zważano wszystkie małżeństwa b y ły b y szczęśliwe.
'O* Ą 9
D.
*s>> 50 ^ P Ł A K S A .
M iły B o że tu się widzg zanosi na kłótnią a w takich okolicznościach łz y mimowolnie pu
s z c z a j mi sig z oczów.
A U R O R A , B ied n y móy Juzio.
S C E N A VII.
G I Ż I J U Z I O . J U Z I O ,
Otóż
iestem!otóż
iestem!A U R O R A *
Panie Józefie tak iesteś wesołym nie przewi
dując co nas czeka.
J U Z I O ,
C o nas czeka, o tem potem , s teraz muszę WPaństwu powiedzieć że miałem wielki przypadek.
W E S O Ł O W S K I , (kontem .') , P rzypadek? , , , zapewne będzie co zaba
wnego !
P Ł A K S A , (p rzerażony.) M iły Boża znowu przypadek, na tym świecie same tylko przypadki przypadki i przypadki,
W E S O Ł O W S K I . N o ? i cóż? gaday chłopcze?
J U Z I O .
Tatuleńko posłał przezemnie 200 talarów P a
nu Dobruckieaiu*
5 * ^ W E S O Ł O W S K I .
T ak, t ak, dziś termin, dług wypłacie iest to wielka rozkosz,
P Ł A K S A ,
CJo ten człek pjawi? płacić iest u niego ro zkoszą, miły B o ż e co za przewrotni ludzie ci po- czciwscy i W esołow scy,
J U Z I O .
A !e Tatuleńko nic nie w ie co się z te m iz o o ta
larami z r o b ił o , otóż to tak*
Ś p i e w .
{T en śpiew pow inien is'ó ia k n a jp r ę d z e j.) J U Z I O .
P odług zlecenia Bez opoźnienia Talarki wziąłem P rgd ko drapnąłem, A ź na w pół drogi Jakiś ubogi
Stoi zgłodniały I w łatach cały.
Jakby bez duszy A ni si§ ruszy,
W pośród swey nędzy N ie chce pieniędzy Ł z ą lice zrasza T k liw ie uprasza Bym go do wioski Z miłości Boski
D »
52 Prowadził śmiało B o ma sił mało, M n ie litość bierze Wzruszam się szczerze A więc to chore Na plflcy biorę:
W tem dziadek stary Cap za talary !
Ja k drapnie w nogi A c h , Boże drogi M ó y w orek maiąc Zm ykał iak zaiąc, G onię i gonię Proino czas trwonig Przepadło wreście Talarów dwieście.
P Ł A K S A .
M iły B o że! zgubili ostatnie 200 talarów! mu
szę ia za nich płakać ♦ ♦ ♦ 200 talarów!
W E S O Ł O W S K A .
Jakże mogłeś chłopcze byd ź tak. . . . W E S O Ł O W S K I .
(zatykaiac ręka usta swoiey zonie.')
O! o! o! W Pani byś gdyrała do iutra, c ó i robić, przypadek, wola Pana Boga! + ♦ któż sig może ustrzedz złego człowieka*
P Ł A K S I N A . (z szyderstwem.') O tó ż iuż i po weselu, biedny Panie Żigciu,
55 w
P Ł A K S A * (z boleścią.) B ied n y Panie Z ię cia !
W E S O Ł O W S K I *
E y co tam znad że tale Bóg chciał, zawsze to powtarzam nie ma tego złego któreby na dobre nie wyszło i ieśli WPaństwo d!a naszego ubóstwa nie chcecie p rzyiąć poczciwego Juzia za swego Z ię c ia , dobrze sig stało że on zgubi! 200 talarowi musiało to b yd ź iuż w niebie przepowiedziano ze to małżeństwo byłob y piekleni na ziemi! Ergo dobrze, dobrze i ieszcze raź dobrze się stało, (tu słychać wystrzał.')
P Ł A K S I N A . (przestraszona.) A c h m ó y Boże c ó ż to iestp
P Ł A K S A *
(ledw o z strachu m ogąc się utrzym ać.) A h ! ah! ah! iuż po mnie! ratuycie.' przebóg!
ratu ycie!
W E S O Ł O W S K I .
H a! ha! ha! to zapewne polowanie! to móy żywioł, dawniey niebyło nademnie lepszego S trzel
ca w calem Podlasiu, aż mi raźniey gdym usły
szał wystrzał, (słychać z a sceną obcy głos.) T rz y - maycie! łapayeie!
P Ł A K S A . (n iezm iernie p rzelękniony.) Umieram! + /*'♦ słyszycie? * + * ł a p a y e ie !, ♦ « umieram,
P Ł A K S I N A .
M o ż e ło try zakradli sig do naszego skarbcu biege § !
P Ł A K S A .
Czekay żono, czekay! łotry do skarbcu! miły Boża umieram ♦ . » czekay ż o n o ! czekay c o r k o ! nie mam dosyć siły wspieraycie mnie! (trzym a się za suknią żo n y , A u r o r a uczepia się z a suknią Oyca i ta k wszyscy odch o d zą z trw ogą do d o m u.)
^ 54 ***
' S C E N A VIII.
W E S O Ł O W S K I , W E S O Ł O W S K A I JUZIO.
W E S O Ł O W S K I .
B iedny bogacz musi płakać na samo pomyślenie o łotrach, m y zaś śmialibyśmy sig do rozpuku z tych rabusiów, w id ząc iakby się oszukali zayrza- wszy do naszey szkatuły; ale cóz ci to Marychno?
zamyślasz się? Bóg z tobą.
W E S O Ł O W S K A .
Jednakże stracić ostatnie 200 talarów, nie szpetna sumka, i nie łatwo da sig taka druga za
robić*
W E S O Ł O W S K I .
Sumka iak sumka, ale dług iest ś w ifty m ; b§- dąc dłużnikiem nie mógłbym oka zmrużyć ale przecież Pan D o b ru c k i m o że zaczekać*
W E S O Ł O W S K A ,
E y , co W asze prawisz, teraz nikomu ufać nie można, był wprawdzie naszym przyiacielem, k ie d y nam sig dobrze p o w o d ziło , ale dziś widząc nas
biedaków gotów zedrzeć ostatnią koszulę, taki to świat teraźniejszy*
W E S O Ł O W S K I .
Prawdę mówisz, możeby pozwał ten dług nie iest zahypotekowanym. E y do licha, ia bym miał na to spokoynie patrzeć g d y b y Burgrabia i W oźn i mieli moie chudoby zabierać? nic z tego! lepiey łatano, aby nie chwytano . • • wiesz co zon o!
day mi rękę » .. tak * * . patrz mi w o c z y , , * tak +, + wszak ty znasz dobrze moie serce?
W E S O Ł O W S K A , Jak moie własne!
W E S O Ł O W S K I .
Spokoyność duszy i sumienie iest naywigkszą rozkoszą człowieka, — ■ Przed ay m y nasz domek, w yp łaćm y dług, rozumiesz mnie? . . . . chociaż iestteśmy podtalusiali, ale Bogu dzięki zdrowi, czerstwi. Z a Podstarościego k a ż d y mnie chętnie przyimie, Wasze Marychno możesz bydź przewy- borną gospod yn ię, a ty chłopcze do żołnierzy, i ia byłem niegdyś towarzyszem u Petyharców . * no zgoda?
W E S O Ł O W S K A I J U Z I O . (podaiac ręce W esołow skiem u,)
Zgoda!
W E S O Ł O W S K I .
W o la Pana Boga! stało sig ♦ * » coś mi teraz ł z y na sercu,
55
^56 <<5s J U Z I O .
Ja biegnę i napiszę duiemi literami D o m i g r u n t d o s p r z e d a n i a *
W E S O Ł O W S K A . A ia zaczng układać nasze rupiecie*
('odchodzi z synem.')
S C E N A IX.
W E S O Ł O W S K I I P Ł A K S A . P Ł A K S A *
M1ŁY
Boże* on tu iest iesżcze i spokoyniuteńki a ia prawie na wpół umarły.W E S O Ł O W S K I .
N o i cóż to było takiego Panie sąsiedzie?
P Ł A K S A .
Przewidziałem Dieszczgście, od samego rana serce moie ustawicznie, puk, p u k , puk* * * *
' W E S O Ł O W S K I . A le cóż przecie*
P Ł A K S A . •
G d y b y nie móy ogrodnik byłbym z krete
sem zrabowany.
W E S O Ł O W S K I . Zrabowany! a to zabawnie!
P Ł A K S A .
Zabawnie ż e b y mnie ło try zniszczyli?