.
I l i !
01) REDAKCJI
w m w i czy FAŁSZYW E
J
_ am ieściliśm y ostatnio dw a artykuły F o sprawdzaniu własnych przeżyć du- chow ych, a w szczególności p raw dziwości mówienia innymi językam i i chrztu w D uchu Świętym . W zw iązku z tym napisał do nas pewien pastor zielonoświątkowy:
,,{...)T a k ie sform ułowania sugerują, że ist
nieje m ożliw ość niepraw dziw ego chrztu w Duchu Świętym i że można otrzymać ję z y ki nieprawdziwe z niew iadom o ja k ie j inspi
racji. B iblia je d n o zn a czn ie nie dopuszcza m ożliw ości, by człow iek, który p ro si Ojca N iebieskiego o D ucha Św iętego otrzym ał kamień albo skorpiona (Łk 11,10-13), dlate
go stawianie podobnych pytań je s t niebiblij- ne i przypomina równie rewelacyjne pytania węża w raju. To też było „sprawdzanie praw dziw ości tego, co B óg p o w ie d zia ł" . Z moich doświadczeń pastora i ewangelisty wynika, że jedną z większych barier w prze
życiu chrztu w Duchu Świętym je s t niewiara i te artykuły ją tylko pogłębiają. Co będzie, gdy niektórzy szczerzy chrześcijanie o małej wierze dzięki podobnym pytaniom dojdą do wniosku, że może nie są ochrzczeni Duchem Świętym tylko jakim ś demonem? “
Zagadnienia te, poruszane przez nas ostat
nio w dziale »Pytania i odpowiedzi« opraco
wane zostały na podstawie artykułów D onal
da C. Stam psa, który jako m isjonarz amery
kańskich Zborów Bożych spędził długie lata w Brazylii. Zostały opublikow ane w »Full Life Study Bibie« - Biblii z komentarzami.
D laczego autor sporo m iejsca w swych kom entarzach pośw ięcił różnym ostrzeże
niom ? Bo pracow ał w A m eryce Południo
wej; w regionie, gdzie istnieje szczególna m ieszanina pogaństw a i chrześcijaństw a.
Bardzo silne są tam wpływ y okultystyczne, co w połączeniu z chrześcijańskim bałwoch
w alstwem daje bardzo niebezpieczną m ie
szankę duchow o-okultystyczną. W takich właśnie warunkach bardzo dynamicznie roz
wija się ruch zielonoświątkowy. Na 100 m i
lionów mieszkańców Brazylii, prawie 20 mi
lionów to zielonoświątkowcy
A u nas w Polsce? Dużo więcej jest m ó
w iących językam i katolików niż nas, zielo
nośw iątkowców. D latego rów nież trzeba o tym pisać. Często języki niektórych ludzi brzmią dla nas dziwnie, słyszymy proroctwa pochodzące „bezpośrednio“ od M arii co jest całkowicie niezgodne z Pismem Świętym. Je
dynie nieśmiertelny Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie objawia ludziom prawdę. Nie ob
jaw ia jej za pośrednictwem zmarłych ludzi, choćby to byli najdoskonalsi z chrześcijan.
Znany w naszym kraju kaznodzieja i e- w angelista, na jed n y m ze spotkań, gdy o- m aw ialiśm y m isję nam iotow ą, powiedział:
- Gdyby ktoś dw adzieścia lat tem u pow ie
dział, że m ogą być fałszywe inne języki, to bym się oburzył. A le teraz coraz częściej zapytuję siebie: co to są za języ k i, skoro podczas duszpasterskiej rozm owy i m odlit
wy ludzi nim i m ów iących zły duch powala na ziem ię i trzeba ich uw alniać od złych wpływów.
Przez wiele lat w naszych kręgach chrzest D uchem Św iętym i m ów ienie innym i ję z y kami uznaw ane było za gwarancję praw dzi
wości nawrócenia. Przykładem jest pieśń nr 220: „Wszystko Tobie dziś oddaję/Ziej Świę
tego D ucha chrzestlU czyń m nie zupełnie Twoim/Daj mi poznać, żeś m ój jest".
Dzisiaj, gdy tak bardzo przem ieszały się kultury, religie, prądy filozoficzne, fałsz co
raz częściej udaje prawdę. A postoł Jan tak kończy swój Pierwszy List: „My wiemy, że z B oga jesteśm y, a cały św iat tkwi w złem.
W iemy też, że Syn Boży przyszedł i dał nam rozum , abyśm y p o zn a li tego, który je s t praw dziw y. My jesteśmy w tym, który jest prawdziwy, w Synu jego, Jezusie Chrystu
sie. On jest tym prawdziwym Bogiem i ży
ciem wiecznym. D zieci, w ystrzegajcie się fałszyw ych bogów".
K azim ierz Sosulski
W NUMERZE
P ra w d ziw e czy fa łs z y w e 2 Cli rze śc ija ń stw o
p e łn e D u c h a 3
P ó ł w ie k u
w s łu ż b ie E w a n g e lii 5 C h r z e s t za u m a r ły c h 7 P o d o sło n ą N a jw y ż s z e g o 8 M o je d u c h o w e
i fiz y c z n e u z d r o w ie n ie 9 J a k p r z y g o to w a ć
d zie c k o do życia 10
L is ty 12
A n k ie ta 13
D e k a d a żn iw 1 7
Z w ie d zio n e c h r ze śc ija ń stw o 18
T rzy ro d za je łu d zi 19
C zy P o lsk a
p o tr z e b u je ew a n g e liza c ji? 2 0 J a k o d n ie ść zw y c ię stw o
w sp ra w a c h fin a n s o w y c h
zb o ru ? 21
O B o ż y m K ró le stw ie 22
P r z e b u d z e n ie w A r g e n ty n ie 2 3 W ia d o m o ś c i ze św ia ta 2 4 W ia d o m o ś c i z k r a ju 2 5 V I Z lo t M ło d z ie ż y 2 6 N a p ó łc e z k s ią ż k a m i 2 7
W ydaw ca: N aczeln a R ad a K o ścio ła Z ielo n o św iątk o w eg o w P olsce. R ad a Program ow a: M ichał H y dzik, M arian S uski, K azim ierz Sosulski, E d w ard C zajko, M ieczy sław C zajko. Z esp ó ł red akcyjny: K azim ierz S osulski (red. naczelny), E dw ard C zajko (redaktor), Ludm iła S osulska (redaktor), S ław o m ir K asjaniuk (skład kom puterow y), S ław om ir B ednarski (opracow anie graficzne), A rtu r M ikuła (adm inistracja). A dres: M iesięcznik „C hrześcijanin“ , ul. Sienna 68/70, 00-825 W arszaw a, tel. (0-22)248575, fax (0-2)6204073.
K o n to : K o śc ió ł Z ie lo n o św ią tk o w y , M iesię c zn ik „ C h rze ścijan in “ P K O B P V O /W arsz a w a, N r: 1 5 5 7 -3 5 0 8 0 2 -1 3 6 .
P ren u m erata k rajow a: in d yw idualna roczna - 1 5 zł; półroczna - 7,50 zł; zbiorow a (od 5 eg z.) roczna - 13,20 zł; półroczna - 6 ,6 0 zł.
N ależność p rosim y w p łacać n a konto lub przek azem po d adresem redakcji. R oczn a prenum erata zagran iczn a: C zechy, Słow acja, W N P - 12 U S D ; E u ro p a - 18 U SD ; A m e ry k a Płn. - 24 U SD ; A u stralia i A m ery k a Płd. - 30 U SD . D o krajów zam o rsk ich w y łączn ie p o czta lotnicza. P ren u m eratę z ag ran iczn ą m ożna w p łacać na dw a sposoby: (1) p rzelew em ban k o w y m n a k onto; (2) czek iem w y sta w ionym na nazw isko red ak to ra naczelnego p rzysłanym do redakcji. K ażd a w płata zagraniczna zostanie p otw ierdzona.
N a z w a m ie s ię c z n ik a p ra w n ie zastrz e ż o n a. P is m o u k a zu je się od 1929 ro k u . I N D E K S 3 5 4 6 2
v o,
tli ł
I
i
„ / nie upijajcie się w inem , które p o woduje rozwiązłość, ale bądźcie p e łn i D ucha, rozmawiając z sobą przez psal- i my i hym ny, i pieśn i duchowne, śpiewa
ją c i grając w sercu swoim P anu, dzię
kując zaw sze za w szystko B ogu i Ojcu w im ieniu Pana naszego, Jezusa Chrys
tusa, ulegając je d n i drugim w bojaźni..
Chrystusowej. Ż ony bądźcie uległe m ę
żom swoim ja k P anu.“ (Ef 5,18-22) Słow o tego li.igm cntu I istu do L fe/jan jest zam w n o w ezw aniem , jak i obra/om chrześcijaństw a pełnego D u
cha czy /g o d n ie / grecku gram atyką lego tekstu chrzcscijaństw a dającego sie ustaw icznie napełniać D uchem Świętym. Przy e/y n t należy zaznaczyć, ze wino i Duch w ystępują tutaj nie na zasadzie podobieństw a, lecz p i/c u w - nie: na zasadzie kontrastu. To tylko świat w odpow iedzi na entuzjazm na szej wiary, ciepło naszej m iłości, pcw ność i radość naszej n adziei, m ów i:
m łodym w in em się upili (por. D z 2,13). Słow o B oże zaś m ów i, źc jak o w ierzący, o trzym ujem y od B oga, i otrzym aliśm y, ducha trzeźw ego m yś
lenia (2Tym 1,7 BT), i żc „duchy p r o roków są p o d d a n e p r o r o k o m “ (IK o r
14,32). Tu chcemy podać choćby jeden przykład takiego kontrastu. C złow iek znajdujący się pod w pływ em alkoholu - w ina z naszego tek stu - sam w tym stanie czuje się dobrze, je st mu w spa
niale, je s t w esoły i odw ażny, inni zaś z tego tytułu cierp ią, czasem naw et bardzo cierpią. Człowiek zaś znajdują
cy się pod w pływ em D ucha Św iętego nie zaw sze będzie czuć się dobrze:
doznaje ucisku na św iccie, bólu z p o w odu w łasnej n ied o sk o n ało ści, z p o wodu grzechu śro d o w isk a, toczy du
chow y bój o wiarę. Z a to inni będą czuć się z nim dobrze, bo Człowiek p e
łen D ucha Św iętego będzie rozsiew ać miłość i pokój, i służyć będzie bliźnim
„ku zbudow aniu i napom nieniu i p o cieszeniu“ (IK o r 14,2). A więc wszys
tkim zaw sze utożsam iającym uczucie w łasnej błogości z pełnią D ucha Św ię
tego należy postaw ić pytanie, czy ich dośw iadczenie p i/ynosi błogosław ień
stwo innym . Bo subiektyw na błogość
nie j e s t obiektyw nym czegoś d o w o
dem. Swego rodzaju błogości dośw iad
czają przecież wyznawcy religu nieeh- i/c s c ija n s k k h czy też uczestnicy roż
nego rodzaju kultów , którzy poddali się praniu mózgów.
Tym, którzy zaw sze utożsamiają uczucie własnej błogości z pełnią
Ducha Świętego należy postaw ić pytanie, c zy ich
dośw iadczenie przynosi błogosławieństwo innym.
Posłuchajmy apostolskiego wezw a
nia: dawajmy się stale napełniać Du
chem Świętym, usilnie starajmy się żyć ciągle w pełni Ducha Świętego. Spójrz
m y także na to, ja k len obraz chrześci
jaństwa ustawicznie napełniającego się Duchem Świętym wygląda.
N A TC H N IO N A M U ZY K A I ŚPIE W
Po pierw sze, bycie pełnym Ducha, ustaw iczne napełnianie się Duchem Świętym ma kolosalny wpływ na nasze m ów ienie, śpiew anie i granie. Znika w ów czas język starego, nicodrodzone- go człowieka, a otwierają się usta i roz
w iązuje języ k zarów no św iadom ości, jak i podśw iadom ości, ducha naszego (m ów ienie innymi językam i, proroko
w anie) dla św iadectw a, m odlitw y, u wielbienia, kazania, nauczania. Mów i a- posloł. żc pełnia Ducha znajduje wyraz w śpiew aniu i recytow aniu psalmów - chodzi o Psalmy z Psałterza - często an
ty fonicznie. Psułiciz biblijny był śpiew
nikiem i m odlitew nikiem ludu Bożego Starego Przymierza. Pozostał i po dzień dzisiejszy wielkim skarbem chrześcijań
stwa. Jest wiele wspólnot chrześcijańs
kich, które z tej skarbnicy po dziś dzień czerpią obficie. Nicholas (Nikołaj Iwa n o w ie/) I. Poysti, znany, wybitny p r/cd siaw iiid ruchu zielonoświątkowe
go, gdy był dus/pasiei/em zborów Pań
skich w M andżurii, um ieścił w w yda
nym przez siebie śpiew niku specjalnie opiacow ane psalmy do czytania na przemian, anty fonicznie podczas nabo
żeństw zborow ych. I daw ał swiadect wo. ze przynosiło to wielkie bługosła w iensiw o uczestnikom nabożeństw . Czytałem gdzieś o takim naw iedzeniu przez Ducha Świętego pewnej wspólno
ty. żc ucichły osobiste i pojedyncze modlitwy, a całe zgromadzenie sponta
nicznie powstało i zaczęło, w pełni Du
cha Świętego, śpiewać starochrześcijań
ski hymn .. 1 e D euin". pi/eży wając jak gdyby niebo na ziemi:
Ciebie, Boże chwalimy.
Ciebie Panem wyznawamy.
Tobie, Ojcu przedwiecznemu wszystka Ziemia cześć oddaje.
Tobie wszyscy aniołowie, Tobie niebiosa i wszystkie mocarstwa,
Tobie cherubini i serafini nieustannym głosem śpiewają:
Święty, Święty, Święty Pan, Bóg Zastępów!
Pełne są niebiosa i Ziemia majestatu chwały twojej.
To przecież z kręgów charyzmatycz
nych, a więc zielonośw iątkow ych, wyszło, lak powszechne dzisiaj, kompo
nowanie melodii do tekstów biblijnych, w tym Psalm ów z Psałterza. 1 przynosi to również wielkie błogosławieństwo.
Pełnia D ucha, z kolei, uzewnętrznia się w tw orzeniu i śpiew aniu hymnów.
K ażdem u przebudzeniu duchowemu
v. ilziejiK'h chrześcijaństwa towar/y s/y - ł.i j'o u v n a hym nologiu .lukze baidzo
z o s t a ł o w zbogacone przebudzenie me
tody styczne osiemnastemu w ieku pi zez pieśni, ln mny K aiula W esleya. () ileż uboższe byłoby posługiw anic D w ighla I . M nody’ego h e / piesiu Iry Sänke) a, e /) R euhena A. T o riey a b e / pieśni Ipiarlesa A leksandia! Z nana też jest wdzięczność Hill) G raham a dla jego solisty, He\ ei ly Sliea o ra / jego dyiy gema masowego chóru. ClilTa Hau ow
sa. /a ich współprace.
R o zm aw iajn n z s u ha, i z Bogiem , pi z e / psalmy i hymny, śpiewając rozu
mem naszym oświeconym i inspirow a
li) m przez D ucha Ś u ię le g o . Ale śpie
wajmy - lez z n atch n ien ia D ucha Św iętego rów nież duchem naszym , nasza podśw iadom ością (por. I Kor
11,15). Pieśni duchow ne, o k lo n cli w naszym tekście mowa lo - jak mnie mam m elodia i słoss a z naszego du cha. naszej podśw iadom ości w innych językach. Doświadczy ljśm> me raz me dwa. że takie śpiewanie przynosi wici kie błogosław icnsiwo i ohfiie duchowe zbudow anie zgrom adzonem u ludowi Bożemu.
Gdy jesteśmy pod natchnieniem Du- i ha, w śpiewanie naszych ust i muzy hę naszych msliumentoye zaangażow ane jest nasze seree, czyli jądro naszej isto
ty . naszej osobow ości. Ponadto, niowj apostoł, w chrześcijaństw ie pełnym D ucha d ziękczynienie zaw sze, za wszystko. Bogu i Ojcu w im ieniu le/u sa C hrystusa. Pana naszego - bierze gore nad p io śh a i błaganiem , choć sa to rów nież istotne elem enty naszego życia m odlitew nego, o których, wraz ze wsiaw iennieiw ein. nic należy zupo
u .r.o t.o sc
1 1’O M ‘O R Z \IUxOVV \M K
W n o M i
Po drugie, cecha charaktery styczna chrześcijaństw a pełnego Ducha jest u ległuść według ustalonego przez Boga p oizadku; u s t a n o w i o n e g o pi zez Boga w akcie stw orzenia, przed upadkiem , a następnie i tego ustanowionego po u pad ku człow ieka. Nd| pici w jest mowa o uległości żon mężom swoim. Zasada tej uległości test niezm ienna, nie może ulec żadnym zmianom. Albowiem zos
tała u stanow iona w akcie stw orzenia:
głow a Chrystusa jest Bóg, głowa męża je st C hrystus, głow ą żony jest mąż (I Koi 11,3), V\ rodzinie i K ościele Bóg stw orzył m ężczyznę do przew o
dzenia. kierowania, kobietę z as do po m ocy. Nie m ówię o państw ie, bo tutaj wyjątki polwieidz.ająee wszakże regułę są częstsze, bo państw o jest instytucja ustanow iona przez Boga po upadku człow ieka, by postaw ie granicę ludz
kiemu złu.
C hrześcijaństw o pełne Ducha daje yyięc świadectwo takiemu naturalnemu porządkowi w rodzinie: odpowiedział ny maż, uległa żona i posłuszne dzieci w m ałżeństw ie wiernym sobie az do śm ierci, monogamicz.ny m i heterosek
sualny ni. W szystko, co się sprzeciw ia temu porządkow i jest obrzydliw ością pized Panem i grzechem. Jedność miłu
jącego męża i uległej z o n y . odzw ier
ciedla także lelacjc między Chrystusem.
(Iłow a Kościoła a Kościołem. Jego Ob
lubienicą. „Jednym z celów, dla których płeć została wiwnawił, była wmboltzo w,mir nam ukryty< h spiaw liozyih. Jęd rni fu n k iji małzcńsrwa kobit ty i męz i z \ i i i \ je a wyrażenie natury jedności m iędzi ( Ii i witiscm a K a la n ie m " -- pi
sał C.S. I.cwis. ,. Me jak Kościół podle
gli C hiystusow i. tak i in n y m ężom n r wszystkim “ (Ef 5,24).
W k o se n 11
Zasada przew odnictw a mężczyzny odnosi się również do Kościoła. Jest to Boża niezm ienna zasada. Było wiele niew iast, ktoie służyły Panu Jezusow i swymi m ajętnościam i, naw rócona Sa
m arytanka była w Sycliar pierw szą e- w angelistka, M aria M agdalena, którą Pan uw olnił od siedm iu dem onów ,
„rów na apostołom " - jak głoszą pra
wosławni. była pierw szym świadkiem zmartwychwstania, to jednakże am jed na z kobiet nie została pow ołana na a- posloła. T ylko dw unastu mężczyzn!
W zględy kulturow e? Nic, nie! Jezus nieiaz dawał dowód swej niezależności od względów kulturowych i zwyczajów ludzkich. Postąpił lak. bo laki jest Boży porządek odnośnie do K ościoła.
W Kościele apostolskim były ewange- listki i prorokinie, jednakże starszym i zboru, biskupami byli zawsze mężczyź
ni. Podobnie w Starym T estam encie były proiohm ie, ale me było kapłanek.
To jed y n ie w rcligii pogańskiej były boginie i kapłanki. Jest to jednak leligia o zupełnie innym charakterze niż chrześcijaństw o - że powołam się zno
wu na C.S. Lewisa. W szystko to w yp
ływa z lego, że Bog - shoć ma lez. serce m atki, clioc jest jak m atka jest O, ceni, i od Niego ..wszelkie o/t n a w o na niebie i na ziemi bierze swoje im ię" (I-I 3,15). Bóg sam nauczył nas, jak się do niego zwracać: Ojcze nasz. Nie waham się tego pow iedzieć, że zgodnie z przesłaniem Pisma Świętego wszelkie ordynacje i w yśw ięcenia kobiet do służby kapłańskiej. kierow niczej w Ciele C hrystusa (kapłanki i biskup kij, praktykow ane ostatnio w rnekto rych w spólnotach p iotestam kieh. ang libańskich i starokatolickich je s t pog
wałceniem porządku Bożego dla Koś
cioła. Słusznie postąpili nasi bracia, zielonoświątkowcy w Norwegii, którzy oznajm ili: „ U a n o g ło \m e z./ccv/.m a liśmy p ostąpić n n w » ic\tu m en ta w o - stwici dziliśm y. m c widzim y m ozh w ości. ab\' iv r a s z \c h zbcuach kobietv m ogły p e ł n i fiu ki je pa sto ra . iz v tez zasiadały w gronie R a d y Starszych.
Jed n a k udostępnim y n aszym siostrom mieisi e. /akie im się należy iv każdej n.
ncj służbie dla P a n a " ( ■»Chrześcija
nin* . ni 7 H/V5. s.2b). Należy tu zazna
czyć. że la decyzja została podjęta w chwili doświadczania odnowy w Du
chu Świętym pizez zgromadzony cli u- czesiników konferencji kościelnej.
W obec pow yższego d n ia ło b y się dodać otuchy w lej sprawie rzunskuku- tohkom i praw osław nym , którzy stoją mocno na giuncie nie wyświęcania ko
biet do służby kapłańskiej: lak trzymać!
Zielonośw iątkow cy w tej spraw ie są z wami. Bo dzisiaj naw et w tych d u pach zielonoświątkowych, które zostały założone przez k obiety, kierow nictw o należy do m ężczyzn inj>. Pour Squaie Gospel A lbanie. I SA).
O jiolilycc zaś i stosunkach społecz
nych (I I 6) wynikających z życia dają
cego się ustawicznie napełniać Duchem Świętym trzeba będzie powiedzieć coś przy innej okazji.
Edward ( '.zatka
SYLWETKI POLSKIEGO KIJCIIIJ ZIELONOŚWIĄTKOWEGO
A leksander Rapanow icz urodził się 27 lipca 1910 roku w O staszko
wie, w dawnym w ojew ództw ie wi
leńskim. Pierwszy odcinek jego ży
cia przypada na okres burzliw y w dziejach naszego narodu. M ając siedem lat zaczął uczęszczać do szkoły podstaw ow ej, ale działania w ojenne (I w ojna św iatow a) spo
w odow ały przerw ę w edukacji.
Naukę podjął na nowo po odzyska
niu niepodległości przez Polskę, lecz niespodziew ana śm ierć ojca nie pozw oliła mu ukończyć szkoły średniej, m usiał podjąć pracę. D o
piero po zakończeniu II w ojny św iatow ej, ju ż jako człow iek doj
rzały, m ający dorosłe dzieci, m ógł kontynuow ać naukę i ukończyć technikum ekonomiczne. Ponieważ zaw sze cenił w iedzę i edukację w ogóle, żałow ał, że tak późno przyszło m u zdobyć maturę, ponie
waż w bardziej sprzyjających oko
licznościach życiow ych chętnie studiowałby teologię. Dużo jednak czytał, uczył się sam odzielnie i stale w zbogacał sw oją b ibliotekę o w artoś
ciowe pozycje, które mogły być pomoc
ne w jeg o służbie kaznodziejskiej i duszpasterskiej.
N A W RÓ CEN IE
W roku 1930 po raz pierwszy zetknął się ze Słowem Bożym głoszonym na kre
sach przez braci zielonoświątkowców, na czele których stał prezbiter okręgowy, Stanisław Niedźwiecki, gorliwy sługa e- wangelii, zam ordowany przez hitlerow ców w pierwszych dniach marca 1943 ro
ku, w wieku niespełna 53 lat. (Pisaliśmy 0 nim w CHN 5-6/95). Niebawem otrzy
mał Nowy Testam ent, który zaczął go przekonywać o potrzebie naw rócenia 1 przyjęcia do swego serca Pana Jezusa.
11 marca 1932 roku został zaproszony na wieczorową próbę chóru zboru w Kłow- siach w pobliżu Wilna. Próba zaczęła się od czytania Słow a Bożego i modlitwy, którą prowadził Teodor Rakiecki, przeło
żony zboru. W trakcie tej gorliwej spo
łeczności A leksander zaufał całym ser
cem Zbawicielowi i po kilku miesiącach, 24 m aja 1932 roku, ślubował wierność Jezusowi przyjm ując chrzest wiary w rzece Wilii i stając się członkiem Zbo
ru w Kłowsiach.
POCZĄTEK SŁUŻBY
Od tej chwili brat A leksander zaczął gorliwie świadczyć o potrzebie przyjęcia Zbawiciela przez każdego człowieka.
W krótce nawróciła się jego matka, star
szy brat i siostra. Stał się aktywnym członkiem chóru (grał też na gitarze i a- kordeonie), a pod koniec wspomnianego roku zbór powierzył mu prowadzenie pracy w Szkole Niedzielnej i wśród mło
dzieży. Na zjeździe okręgowym został powołany do pracy w charakterze ewan
gelisty. Odwiedzał więc zbory w oje
wództwa wileńskiego i nowogródzkiego.
Od tej chwili trwała też jego znajomość, przyjaźń i współpraca z braćmi: Janem
Pańko, przełożonym zboru w W il
nie, A leksym Ciszukiem i Sergiu
szem Waszkiewiczem.
D nia 27 m aja 1934 roku w stąpił w zw iązek m ałżeń sk i z E ugenią G o nczar, c z ło n k in ią chóru, naw ró co n ą w w ieku cztern astu lat m łodą niew iastą pochodzącą z ro dziny w ierzącej. M ałżeństw o zos
tało pobłogosław ione pięciorgiem dzieci.
W czasie okupacji niemieckiej Alek
sander Rapanowicz był zmuszony ograniczyć pracę duchową. Wraz z żoną i trójką dzieci mieszkał w Wi- lejce i tam pracował. Chodził również do szkoły wieczorowej. W tym czasie rodzina powiększyła się o jeszcze jedno czwarte dziecko - córkę.
REPATRIACJA
Gdy w ojska sow ieckie ponow nie zajęły kresy, R apanow icz, który w krótce m iał okazję poznać m eto
dy działanie NKW D na własnej skórze, postanow ił opuścić rodzinne strony i - ja k w ielu innych Polaków - przenieść się tam, gdzie jechały wtedy pociągi z repatriantami - na Zachód. Nie było to łatwe, gdyż nowe władze zabra
ły wszystkie dokumenty i ludzie starają
cy się o wyjazd mieli wielkie trudności, aby „udowodnić“, że są Polakami. Opo
w iadając o tej podróży na uroczystości zorganizowanej przez zbór z okazji sie
dem dziesiątych urodzin, A.R. wspom i
nał sytuację, gdy w zw iązku z tym, że ujął się za kimś z transportu (rzecz mia
ła m iejsce na peronie w czasie oczeki
w ania na pociąg) sprzeciw iw szy się funkcjonariuszom N K W D , o mało co sam w ostatniej chw ili zostałby zatrzy
m any. D zięki solidarności w szystkich w yjeżdżających w tym transporcie Po
laków , którzy go ukryli m iędzy sobą (ważną rolę odegrała tu czyjaś obszerna peleryna) funkcjonariusze NKW D, któ
rzy specjalnie wrócili, aby zabrać śmiał
ka, co miał czelność im się sprzeciwić, odeszli z kwitkiem. N atom iast Rapano-
w icz został w ybrany na kierow ni- ka-rzecznika tego transportu.
POCZĄTKI PRACY W SZCZECINIE
Tak więc w kwietniu 1946 roku opuś
cił W ilejkę. Początkow o rodzina trafiła do Stargardu Szczecińskiego, jednak sam Rapanow icz pracow ał w Szczecinie.
W styczniu następnego roku cała rodzina zam ieszkała w Szczecinie. W krótce po przybyciu do tego miasta A. R. nawiązał kontakt z pochodzącym z W ilna, Alek
sandrem Rodkiewiczem , który kierował pracą zboru Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicznej, tj. zielonoświątkowego.
W e wrześniu 1947 roku, na wniosek A.
Rodkiewicza, zbór powołał Rapanowicza na pastora. Siedziba zboru m ieściła się w małym mieszkaniu braterstwa Rodkie- wiczów przy ulicy M arcina 15. W roku 1948 Rapanowiczowie i Rodkiewiczowie oddali swoje m ieszkania administracji, a w zamian wspólnie otrzymali przydział na obszerne m ieszkanie przy ulicy K a
szubskiej 18. N ajw iększy pokój w tym lokalu został przeznaczony na kaplicę i w sierpniu 1949 roku odbyła się uro
czystość otwarcia nowej siedziby zboru.
PRZEŚLADOW ANIE ZA CZA SÓ W STALINIZMU
Niestety niedługo zbór mógł tam dzia
łać. W e wrześniu 1950 roku Aleksander Rapanowicz, jak i inni kaznodzieje ewan
geliczni w Polsce, został osadzony w a- reszcie śledczym. Usiłowano udowodnić mu działanie na szkodę „ludowego" pań
stwa, zrobić z niego „imperialistycznego“
szpiega. Poprzez trzym anie w karcerze, nago w zimnej wodzie, oraz innymi spo
sobami, próbowano wymusić przyznanie się do „winy". W czasie tych ciężkich przeżyć miał widzenie: ręka trzymająca lichtarz ze świecą przesunęła się siedem razy w okienku drzwi więziennych, a w połowie ósmego razu - zgasła. A- resztant zastanawiał się, co to miało ozna
czać - miesiące czy lata? N a szczęście były to miesiące. Po żałosnej rozprawie sądowej, na której sędzia wręcz czuł się nieswojo, otrzymał wyrok równy okre
sowi, jaki spędził w areszcie i w ypusz
czono go na wolność. Ale dopiero po trzech latach odplom bowano pokój, w którym zam knięto sprzęt zborowy,
a wraz z nim pianino - własność prywat
ną Rapanowiczów. I to dopiero po tym, jak Rapanowicz napisał w tej sprawie do prezydenta Bieruta. Zamknięcie pianina uniemożliwiło najstarszej córce - Stanis
ławie kontynuację nauki gry na tym inst
rumencie.
POŁĄCZENIE Z B O R Ó W
Aleksander Rapanowicz miał nastawie
nie bardzo ekumeniczne, jak to powiedzie
libyśmy dzisiaj. Od początku swego na
wrócenia bolał nad tym, że jest tak wiele podziałów wśród ludu Bożego, był za jed
nością w służbie dla Boga. Dlatego nic dziwnego, że 12 maja 1953 r„ z jego inic
jatywy, wystosowano odezwę do człon
ków dwóch do tej pory samodzielnych zborów: Kościoła Ewangelicznych Chrześ
cijan (pastorem był Stanisław Michalski) i Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicz
nej - z propozycją połączenia się. Dnia 21 maja tegoż roku odbyło się zebranie, na którym podjęto decyzję o prowadzeniu wspólnej pracy. Pastorem połączonego zboru wybrano jednogłośnie Aleksandra Rapanowicza. Od chwili jego ordynacji na prezbitera, a została ona dokonana w dniu 25 października 1953 r. przez m. in. Józefa Czerskiego (prezbitera wśród zielonoświąt
kowców) i Franciszka Więckiewicza (prez
bitera wśród ewangelicznych chrześcijan), życie i służba Aleksandra Rapanowicza biegły wielopłaszczyznowo.
PRACA ZA RO BK O W A
Pierwszą płaszczyznę wyznaczała pra
ca zawodowa. Aby zapewnić utrzymanie rodzinie, pracował kolejno w kilku przedsiębiorstwach jako główny księgo
wy. Jak odpowiedzialna i pracochłonna jest praca na tym stanowisku, wiedzą je
dynie osoby znające ją z autopsji. W yko
nywał też zlecone ekspertyzy jako biegły księgowy, a to w celu dorobienia do pen
sji, aby utrzymać rodzinę.
DUSZPASTERZOW ANIE ZBO RO W I
Ramy drugiej płaszczyzny wykreślała troska o rozwój zboru. Zbór nie miał od
powiedniego pomieszczenia do prowadze
nia nabożeństw. Rozpoczęto od dzierżawy kaplicy metodystycznej przy ul. Stoisława 4. W 196lr. zbór otrzymał w użytkowanie
budynek sakralny przy ul. Wawrzyniaka 7. Niebawem przystąpiono do remontu pomieszczeń. Gdy z kolei w 1963r. nale
żało część pomieszczeń przekazać innym kościołom, na nowo pojawiły się trudnoś
ci związane z adaptacją.
Troska o zbór nie ograniczyła się jedy
nie do zapewnienia mu właściwych wa
runków lokalowych. Na pierwszym pla
nie była troska o zwiastowanie ludziom Zbawiciela. W idzialnym dowodem owej troski był między innym i rozwój zboru.
Na początku liczył on niewielu człon
ków, by - po usamodzielnieniu czterech placówek - skupić w swym gronie ponad 150 osób, a swym oddziaływaniem ogar
niać około 400 osób, bo taka była prze
ciętna frekwencja na nabożeństwach nie
dzielnych. D ow odem owej troski były także prawidłowo pracujące liczne agen
dy zboru, liczne grono kaznodziejów i to ze wszystkich grup pokoleniowych.
I chociaż pastor R apanow icz pracował wraz z innymi braćmi, to jednak jego du
chowym cechom, jego powołaniu trzeba przypisać fakt, że rozwój następował har
monijnie i nie był zakłócany przez nie
potrzebne zdarzenia. U m iał zjednoczyć grupę pracowników zborowych, zachęcić i przygotować różne osoby do pracy.
SŁUŻBA W KOŚCIELE
Kolejna płaszczyzna była związana ze służbą prezbitera okręgowego, którą peł
nił przez kilka kadencji, mając pod opie
ką zbory w woj. zielonogórskim i szcze
cińskim. Szczególne więzy chrześcijańs
kiej społeczności łączyły zbór szczecińs
ki z dawnym i placów kam i w Ognicy, Świnoujściu, Barlinku, które po kilku la
tach rozwoju mogły być przekształcone w samodzielnie pracujące zbory. Żywą w spółpracę utrzym yw ano ze zborem w Łobzie, taka współpraca istniała także ze zborem w Stargardzie Szczecińskim.
O statnią płaszczyznę życia i służby prezb. Aleksandra Rapanowicza wyzna
czała działalność w skali całego kraju. Od II Synodu (rok 1956) uczestniczył w pra
cach Rady Kościoła. Przez trzy kadencje wchodził w skład Prezydium Rady Koś
cioła, pełnił tam funkcję sekretarza (1962-1968) i skarbnika (1968-1971).
Był także członkiem Komisji Kontrolują
cej. Gdy teraz z perspektywy czasu pa
trzymy na ten odcinek jego służby, to musimy stwierdzić, że jego potencjalne
MINIATURY EGZEGETYCZNE
możliwości - jego talent, jego umiłowa
nie praworządności - nie zostały w pełni wykorzystane, mogły one bowiem przy
nieść Kościołowi wiele błogosławieństw i uchronić od niepożądanych przeżyć.
K A ZNODZIEJA I DUSZPASTERZ
Prezbiter Aleksander Rapanowicz był utalentow anym kaznodzieją Słowa B o
żego i ubłogosławionym duszpasterzem.
Często był zapraszany do zborów poło
żonych w całym kraju jako ewangelista i nauczyciel. Wiązało się to z poważnym trudem w czasach, gdy nie było wolnych sobót, a w poniedziałek rano należało się stawić w pracy. Dopiero w ostatnich la
tach życia nie musiał wykonywać swego
„świeckiego" zawodu.
Sposób jego zwiastowania można ok
reślić jako godny, interesujący, a zara
zem pełen ciepła. Kazań nie „wygłaszał“, po prostu mówił w sposób jasny, zrozu
miały, obrazowy. U sługiw ał także jako w ykładow ca na konferencjach kościel
nych, kursach biblijnych i obozach mło
dzieżowych. Szczególne zainteresowanie wzbudzały jego wykłady z duszpasterst
wa. N ależał do współpracow ników na
szego m iesięcznika, na łamach którego publikował, choć nieliczne, ale zawsze solidnie opracowane materiały.
Był także utalentow anym mala- rzem-amatorem. Chętnie malował pejza
że. Kilka obrazów nosi datę 1951, ponie
waż nam alował je po wyjściu z więzie
nia. Malowanie najprawdopodobniej sta
nowiło rodzaj „odtrutki" na koszm ar przeżyć w areszcie śledczym.
PO ŻEG N A N IE ZE ZBOREM
Na początku marcu 1982 r. złożył urząd pastora, do czego zbór od dłuższego czasu przygotowywał. Wkrótce po uroczystym przekazaniu służby w ręce nowego pasto
ra, znalazł się w szpitalu, gdzie odszedł do swego Pana dnia 17 marca. Było to dla zboru rozstanie niezmiernie bolesne, nieo
czekiwane i zaskakujące. Jednakże to dzie
ło, któremu poświęcił prezb. Aleksander Rapanowicz swoje życie, jest w dalszym ciągu powadzone przez braci, których wy
chował i którym wraz ze zborem powie
rzył ten święty trud budowania Ciała, Koś
cioła Jezusa Chrystusa.
oprać, redakcyjne
„Cóż tedy uczynią ci, którzy dają się chrzcić za umarłych? Jeśli umarli w ogó
le nie bywają wzbudzeni, to po cóż się da
ją chrzcić za nich?“ IlK o 15:291. Według zaś parafrazy „Słowo Życia“: „Jeśli u- marli nie powstaną do życia, to czy je st sens chrzcić się za tych, którzy odeszli?
Po co to robić, jeśli się nie wierzy, ż.e u- marli kiedyś powstaną?“
M ów i się pow szechnie, że je st to jeden z najtrudniejszych fragmentów Pisma Święte
go. Stąd też olbrzymia różnorodność interpre
tacji. Ernest Evans, tłumacz, kom entator i e- dytor traktatu T ertuliana o zm artw ychw sta
niu, oraz K. C. Thom pson podają, iż istnieje około dwustu różnych interpretacji tego wier
sza. W ym ieńm y spośród nich kilka najw aż
niejszych poglądów. A więc chrzest za umar
łych oznacza: (1) chrzest zastępczy, w zas
tępstw ie, dla dobra tych, którzy um arli bez przyjęcia chrztu; (2) chrzest ze względu na um arłych, tzn. aby zapew nić sobie m ożli
w ość połączenia się po śm ierci ze sw oim i krew nymi, którzy umarli; (3) chrzest dzięki um arłym , tzn. że chrzest chrześcijańskich męczenników doprowadza innych do naw ró
cenia, a następnie chrztu; (4) chrzest, by za
jąć miejsce umarłych i by w ten sposób uzu
pełnić liczbę w ybranych na dzień D rugiego A dwentu; (5) chrzest nad um arłym i, tzn.
nad ich grobam i, aby dać w yraz solidarności z nimi, jeśli byli oni chrześcijanami, a jeśli nie byli - włączyć ich przez ten rytułał w rzeczy
wistość zbawienia; (6) obmycie rytualne z u- w agi n a kontakt z ciałem um arłego;
(7) chrzest dla zm ycia grzechów śm iertel
nych; (8) chrzest jak o w yznanie zm art
w ychw stania um arłych, jako że zaw sze chrzest jest symbolem śmierci i zmartwychw
stania; (9) chrzest, by zająć m iejsce um ar
łych w dziele ew angelizacji; (10) „chrzest krwi", śmierć ucznia korzystna dla zmarłych, którzy za życia nie usłyszeli ewangelii, a któ
rzy w krainie um arłych będą m ogli usłyszeć ją od męczenników. W ystarczy tych przykła
dów owych różnych interpretacji.
W ydaje się, że najw łaściw szą o dpow ie
dzią na pytanie o sens tego w iersza je st po prostu stwierdzenie faktu istnienia w środo
w isku chrześcijan w K oryncie zastępczego chrztu za umarłych. Nie cały zbór to prakty
kow ał. A lbow iem Paw eł nie używ a zaim ka
„w y“, który odnosiłby się do całego zboru, lecz „ci" (czyli „oni“ ). P raw d o p o d o b n ie w ięc był w ram ach zboru w K oryncie p e w ien kościół dom ow y, „grupa dom ow a“ (a kościoły dom ow e były!), który zaczął tego rodzaju ch rzest p raktykow ać. O chrzczeni
w ierzący zaczęli ch rzcić się w zastępstw ie n ieo ch rzczo n y ch n aw ró co n y ch (p rzy p u sz
czalnie chodzi tylko o naw róconych) ludzi, m oże sw oich krewnych.
P rzeciw n icy tego pro steg o w y jaśn ien ia głoszą, że nie m oże to być praw dą po pier
w sze dlatego, iż nie m ogła tak w cześnie po
ja w ić się w śród ch rześcijan ta k a herezja, a po dru g ie d lateg o , iż apostoł nie w yraża tu taj żad n ej d ezap ro b aty o d n o śn ie do tej praktyki. O tóż herezje pojaw iają się od sa
m ego p o c zątk u d ziejó w chrześcijaństw a.
W ystarczy p opatrzeć n a inne n iep raw id ło w e zjaw isk a, k tó ry m i ap o sto ł zajm u je się w tym liście, a też np. w Liście do Galacjan czy K o lo san . H isto ria K o śc io ła bow iem - ja k m aw iał nasz, m ojego pokolenia studen
tów , n au czy ciel ak ad em ick i, prof. O skar B artel - je s t ró w n ież h is to rią herezji.
A o p rak ty ce tego ro d zaju chrztu czytam y w historii K ościoła. T aki chrzest praktyko
w a ła p o sta p o sto lsk a sek ta zw olenników M arcjona. O czym ś takim w sp o m in a ró w nież Tertulian. G dy zaś chodzi o ten Paw ło
w y w iersz , T ertulian m ów i, że „oni ustano
w ili ten zw yczaj w przekonaniu, że zastęp
czy chrzest będzie dobrem dla innego ciała ku n ad zie i zm artw y ch w stan ia". D laczego zaś apostoł P aw eł nie p otępił tej praktyki, sprzecznej p rzecież z je g o w łasn ą nauką o chrzcie? M ógł to uczynić w sw oim pierw szym liście do K o ry n tia n , który zaginął.
M ógł też w yrazić dezaprobatę ustnie wobec posłańców z K oryntu, jak o że sprawa m og
ła być jeszcze m arginalna. D laczego tutaj - w tym liście - nie sprzeciw ił się tej prakty
ce? Bo tu zajm uje się czym innym . Tu cho
dzi o praw dę o zm artw ychw staniu. A postoł stosuje tutaj tzw. argum entum ad hom inem (dow odzenie oparte na przykładzie z życia czło w iek a, z k tó ry m m ów im y; pobijanie kogoś w łasną jeg o bronią). Być m oże „gru
pa dom ow a“ praktykująca chrzest za um ar
łych b y ła też n ajw ięk szy m przeciw nikiem praw dy o zm artw y ch w stan iu . W obec tego apostoł m ógł pow iedzieć do Koryntian jako całości zboru, że jeśli ta grupa spośród nich nie w ierzy w zm artw ychw stanie, to jaki jest sens ich p o d d aw an ia się aktow i chrztu za tych, którzy p rzed śm iercią sw oją nie zdą
ży li się o ch rzcić. Jeśli u m arli w ogóle nie byw ają w zbudzeni, to po co oni to czynią.
W k ońcu n ależy p ow iedzieć, że taki ch rzest był o d stęp stw em od praw ow iernej chrześcijańskiej nauki o chrzcie. I takim od
stępstw em pozostaje, gdy dzisiaj jest gdzieś praktykow any, np. u mormonów.
E dw ard Czajko
OPOWIADANIE
COD OSŁONA H i m Ż S Z E G O
P
ew na kobieta m ieszkała wraz ze sw ym i pom ocnicam i w dużym dom u letniskow ym . Poniew aż budynek położony był dość daleko od innych dom ów w okolicy, co w ieczór spraw dzała całe otoczenie, a także drzwi i okna.Pew nego dnia, spraw dzając jak zwykle dom i u- pewniając się, czy wszystko jest w porządku, pozw oliła pom ocnicom udać się do swoich pokoi, które znajdo
wały się po drugiej stronie domu. W chodząc do swojej sypialni, spostrzegła m ęż
czyznę schow anego pod łóżkiem. Co robić? Sytua
cja była pow ażna. Służące były zbyt daleko, aby m og
ły ją usłyszeć. A zresztą, co m ogłyby zrobić trzy w y
straszone kobiety?
Postanowiła zaufać B o
gu. Zamknęła drzwi pokoju i, jak w każdy wieczór, wzięła do ręki Pismo Świę
te, usiadła w fotelu i zaczęła głośno czytać psalm 91, mó
wiący o Bożej opiece, która towarzyszy Bożym dzie
ciom i w dzień i w nocy.
Kiedy skończyła czytać, uk
lękła i m odliła się. Pow ie
rzała życie swoje i służących w ręce Boga prosząc, aby w razie niebezpieczeństwa ochronił je swą ręką.
N astępnie przebrała się
i położyła do łóżka. Po kilku m inutach stanął przy niej ów m ężczyzna. O na jednak, pełna wiary w Bożą opiekę, nie poruszyła się. W łam yw acz zw rócił się do niej: „Proszę się nie bać. P rzyszed
łem tutaj, aby panią okraść, ale gdy sły
szałem, co było czytane oraz tę m odlit
wę, coś się ze m ną stało. Proszę się nie bać i nie ruszć, bo cofnę co dopiero po
w iedziałem . Dam znać m oim ludziom , aby się oddalili. Pani i służące m ogą spać spokojnie i daję słowo, że nikt nie weźmie niczego, co do was należy."
Potem podszedł do okna, otworzył je i gwizdem dał znak swoim ludziom. Gdy ponownie podszedł do łóżka, gdzie w bez
ruchu leżała kobieta, nachylił się i cicho powiedział: „To Bóg dziś pokazał pani, jak należy się zachować w razie niebez
pieczeństwa. Gdyby pani krzyknęła lub w jakiś sposób przeciwstawiła się, byłem zdecydowany nawet zabić. Bóg jednak wysłuchał modlitwy i nie pozwolił, aby stało się pani coś złego. Zanim odejdę, chciałbym poprosić o książkę, którą pani czytała. Nigdy w życiu nie słyszałem cze
goś podobnego.“
Gdy wyszedł, kobieta zasnęła. Nie lę
kała się już niczego, zaufała Bogu. Rano z całego serca chw aliła Tego, który w nieskończonej swojej miłości ochronił ją w „cieniu swoich skrzydeł". Złodziej
spodziewał się dużego łupu, ale Bóg go pow strzym ał. Po jego w yjściu niczego w dom u nie brakow ało oprócz książki, którą dała mu właścicielka.
Bóg przemówił poprzez słowa z Bib
lii do tego człowieka. W czasie modlitwy odczuł on obecność Boga i w tedy też zrozum iał, że je st grzesznikiem . Od tego dnia zaczął czytać Słowo Boże; jego serce zmieniło się. Zawrócił z błędnej dro
gi. Zw rócił się do Zbaw i
ciela, który przyszedł, aby zbawić grzesznika. Przecież w ybaczył złoczyńcy, który umierając na krzyżu zrozu
miał swój grzech i poprosił Jezusa o łaskę.
Wiele lat później, kobieta ta znalazła się w pewnym mieście, w jednym z kościo
łów, gdzie głoszona była e- wangelia. W czasie nabo
żeństwa, gdy skończyło się kazanie, wstał pewien męż
czyzna i m ów ił na temat kolportażu Pisma Świętego;
opowiedział rów nież .po
wyższą historię. Swoje opo
wiadanie zakończył: „Ja by
łem tym włamywaczem".
Gdy wracał na swoje miejs
ce, wstała siedząca wśród słuchaczy kobieta i drżącym głosem powiedziała: „To, co słyszeliście, je st prawdą - j a jestem tą kobietą".
„ A nioł P a ń ski zakłada o- b ó z w o k ó ł ty c h , k tó rzy się Go b o ją ; ratuje ich. S ko sztu jcie i zobaczcie, że d o b ry je s t P an. B ło g o sła w io n y c z ło w iek, któ ry u N ie g o szu ka s c h r o n ie nia. “ [Psalm 3 4 :8 -9 ]
Z czasopisma
«Miecz Ducha» 3194 przetłumaczyła z języka greckiego Irena Bellos.
Przedruk z: «Nowe Życie - Tygodnik Chrześcijański» nr 70, wyd. w Atenach dnia 25.02.1995r.
ŚWIADECTWO
A U S T R A L I A
ifS Y D N E Y
z
Chcę opowiedzieć o działaniu Ducha Świętego, który prow adzi do zw ycięst
wa nad ciałem , je g o pożądliw ościam i i słabościam i oraz nad chorobą. Będzie to świadectwo nowo narodzonego czło
wieka, który, pom im o trudów i w alk w ew nętrznych, odniósł zw ycięstw o i- dąc śladami Jezusa Chrystusa.
Otóż wszystko zaczęło się w połowie 1989 roku; pracow ałem w tedy w słyn
nym Sydney Harbour Bridge. Zauważy
łem zgrubienia gruczołów w okół szyi i w pachw inach. Poszedłem zaraz do mojej lekarki, która natychmiast dała mi skierow anie do szpitala na badania.
Tam, po w nikliw ych badaniach i anali
zach, postaw iono diagnozę - now otw ór naczyń lim fatycznych. B ył to dla mnie szok, ale poddałem się intensyw nem u leczeniu chem ikaliam i i choroba jakby ustąpiła. Jednak w rzeczyw istości tylko się przyczaiła.
Po kilku m iesiącach gruczoły gw ał
townie się powiększyły. Byłem załama
ny. Co robić? Przecież jest to nieuleczal
ne, m ogę umrzeć! Przyszedł strach. Po dwóch latach ustaw icznego lęku przed śmiercią otrzymałem wiadomość od mo
jego brata z Polski, który chciał przyje
chać i załatw ić parę spraw w Australii.
W iedziałem , że je st chrześcijaninem , i że uczęszcza do zboru. Zaraz też dało się zauważyć wielką różnicę w sposobie i stylu życia, ja k i prow adził mój brat, W aldem ar. Z aw sze grzeczny, uczynny i pełen w ew nętrznej radości. W szyscy, tzn. ja i cała m oja rodzina, patrzyliśm y na niego ja k na dziw oląga. K ilka razy próbował mi czytać Słowo Boże, zapra
szał na nabożeństwa do polskiego zboru, ale mnie to nie interesowało i żyłem da
lej bez nadziei.
B rat w yjechał, a choroba p o stęp o w ała i po up ły w ie ro k u byłem ju ż w bardzo złym stanie: zim ne poty, gw ałtow ne u derzenia gorąca, słabość i wycieńczenie. Zacząłem szukać ratun
ku w różnych naukow ych książkach i w yczytałem , że m oja choroba je st n ieuleczalna i p rzeciętnie po siedm iu
latach n astępuje zgon. To m nie kom pletnie załamało.
M inął znów jakiś okres i oddałem się w ręce najlepszych i najdroższych spec
jalistów w Sydney. Ale oni daw ali mi tylko silniejsze leki, co już w ogóle nie pomagało. Ostatni specjalista skierował m nie do szpitala na leczenie z zastoso
waniem tzw. chemioterapii, która pole
ga na wstrzyknięciu do krwioobiegu sil
nej trucizny na 72 godziny. Pow oduje to wymioty i mdłości. I tak przez cztery
Musiałem podjąć decyzję, by zostawić ziemskich lekarzy, a przyjąć Pana
Jezusa Chrystusa jako naczelnego Lekarza.
miesiące. W ziąłem cztery dawki truciz
ny z planow anych sześciu. Czułem się okropnie. W ypadły m i wszystkie włosy i czułem się źle. W iele w tedy w ycier
piałem.
B O ŻY PO SŁ A N IE C
Przez dw a długie lata oczekiw ałem na śmierć. N ie było dla m nie żadnej nadziei, pozostał tylko wielki strach. Ale nasz Bóg tak nas nie pozostaw ia. Otóż stał się cud. Nieoczekiwanie zadzwonił z Polski mój brat i powiedział, że musi przyjechać do Australii w bardzo ważnej sprawie. N ie pow iedział mi w tedy, że został pobudzony przez D ucha Święte
go, aby naw rócić m nie na drogę Bożą.
Po przyjeździe, od razu zauw ażył, że moja choroba ma podłoże duchowe. Nie rozum iałem w tedy jego słów, ale słu
chałem pilnie tego, co mi czytał z Pisma Świętego. Fragmenty te trafiały do m o
jego serca. Słowo Boże do m nie prze
mawiało. Czułem potrzebę słuchania te
go Słowa. Było ono praw dziw e i teraz wiem , że w nim znajdow ałem całą praw dę o m oim grzesznym życiu. To była praca D ucha Świętego. To była wiara. Uzm ysłowiłem sobie, że było to
lekarstwo kojące m oją duszę. W czasie słuchania odczuwałem radość i pokój.
Po kolejnym czytaniu Słowa Bożego uklękliśm y i mój brat zaczął się modlić o zbaw ienie m ojej duszy, o błogosła
w ieństw o dla całej m ojej rodziny. Po m odlitw ie objął m nie po bratersku tak serdecznie, że aż miałem łzy w oczach.
W tedy zdałem sobie spraw ę z wielkiej m iłości i dobroci B ożej. M ój brat był dla mnie wzorem właściwego chrześci
jaństw a. Było to dla m nie w yzw aniem do boju o m oją duszę, o m oje zbaw ie
nie, o życie wieczne. Usłyszałem, że Je
zus jest jedynym pom ostem do naszego Boga Ojca, i że Jego święta krew może obmyć moje grzechy i moją przeszłość.
Czyż to nie w spaniała perspektyw a - przyjąć zbawienie i życie wieczne?
W tym czasie, pew nego piątkowego poranka, gdy specjalnie wziąłem dzień wolny od pracy, aby wszystko przemyś
leć, zostałem pobudzony do modlitwy.
Padłem na kolana i w modlitwie zaczą
łem płakać i wyznawać wszystkie grze
chy, ja k ie tylko pam iętałem . To było w spaniałe i przejm ujące uczucie, gdy tak uniżyłem się przed sw oim Panem , Jezusem Chrystusem. W iem, wierzę, że O n przebaczył m i w ów czas całe zło, które nagrom adziło się we m nie przez całe m oje życie, bo tak je st napisane w Piśmie Świętym. To były moje nowe narodziny, narodziny z D ucha Święte
go. Odtąd stałem się dzieckiem Bożym, choć m usiałem toczyć duchow ą walkę o przetrwanie na nowej drodze.
U św iadom iłem sobie, że nadszedł czas, by ogłosić ludziom , że jestem no
wo narodzonym człowiekiem . Gdy by
łem na nabożeństwie, kaznodzieja zapy
tał, czy je st ktoś, kto chce oddać swoje życie Jezusow i C hrystusow i. Bez na
m ysłu w yszedłem n a środek zgrom a
dzenia. Zostałem wręcz wyprowadzony tam przez D ucha Św iętego. Całe zgro
m adzenie m odliło się o mnie. Alleluja!
Co za wspaniała niedziela! W tym cza
sie choroba nadal się rozwijała, powoli, ale skutecznie obejmowała moje naczy
nia lim fatyczne. M odliłem się ju ż co dziennie, codziennie też czytałem P is
mo Święte, starałem się chodzić z moim Panem, Jezusem Chrystusem, choć Sza
tan podsyłał mi pokusy i pożądliwości.
Cierpiałem, ale walczyłem.
W SPÓ L N O T A R A D O Ś C I Z B A W IE N IA
Brat w yjechał po dw óch m iesiącach do Polski, a ja zostałem w raz z M ać
kiem, moim synem, który wcześniej od
dał swe serce Jezusow i. Z ałożył naw et koło biblijne w sw ojej szkole, m ów ił swoim kolegom o B ogu i Jego nauce.
W iększość z nich nie chciała słuchać i nawet wyśmiewała się z niego.
Obaj z m oim synem przyjęliśm y chrzest w odny, który odbył się w p aź
dzierniku 1993r. w naszej miejscowości - Macquarie Fields - w rzece, we wspa
niałej naturalnej scenerii. Cały Zbór u- czestniczył w tym w ażnym dla nas w y
darzeniu. M odliliśm y się z M aćkiem , pastorem , starszym i i całym zborem , śpiewaliśm y i chw aliliśm y naszego je dynego Pana. Gdy w chodziliśm y do wody, była ona naprawdę zimna, ale po naszym zanurzeniu stała się ciepła, bo gorące były nasze serca. Był to napraw
dę radosny dzień.
Potem nastąpił norm alny tydzień i nastały dni walki wewnętrznej. Szatan zastawiał swoje zasadzki, pułapki i po
kusy, ale dzięki trw aniu w Słow ie B o
żym, dzięki społeczności braci i sióstr, nic nie było w stanie zaw rócić mnie z drogi Pana, Jezusa C hrystusa. T rw a
łem w Słow ie, czytałem N ow y T esta
ment w drodze do pracy, rozm awiałem 0 Bogu ze swoimi współpracow nikam i 1 kładłem się do snu pełen wewnętrzne
go pokoju. Mój syn był dla mnie przy
kładem dziecka Bożego; zawsze uczyn
ny, grzeczny, pełen radości, że jego Pa
nem jest Jezus.
N IE C H ZA W O ŁA ST A R SZ Y C H ZBO RU
P odczas, gdy m oje życie duchow e się rozw ijało, m oje zdrow ie się pogar
szało. B yłem ju ż bardzo chory. P rze
szedłem cztery zbiegi chem ioterapii, podczas której trucizna zabija chore ko
m órki, uszkadzając przy tym rów nież zdrowe. Była to największa dawka cier
p ienia w m oim życiu. W łaśnie w tedy, gdy cierpiałem po zatruciu lekami, nasz Pan objawił mi, że jest jeszcze jeden le
karz, który w ziął na siebie w szystkie nasze choroby i dolegliwości. On to po
lecił mi udać się do niego niezwłocznie.
M usiałem podjąć decyzję, by zostawić ziemskich lekarzy, a przyjąć Pana Jezu
sa Chrystusa jako naczelnego Lekarza.
Cóż to za przywilej!
Pow ołując się na List Jakuba (5:13- 16), który m ów i o m ocy m odlitw y, pew nego piątkow ego w ieczoru zapro
siłem pastora i starszych naszego zbo
ru. Pastor nam aścił mnie olejem, zgod
nie z P ism em Św iętym , i w szyscy się na głos m odliliśm y. R ęce m oje same wzniosły się do Pana Jezusa Chrystusa i poczułem przez te w yciągnięte ręce m oc, k tó ra się w lew ała w m oje chore ciało. Poczułem ciepło, miłość i ukoje
nie. N astępnego dnia, w sobotę, ja k zwykle robiłem domowe porządki. B y
łem sam, żona w pracy, dzieci u kole
gów. Cisza, spokój. Słuchałem chrześ
cijańskich pieśni, nuciłem je sobie. Po
czułem w ielkie pragnienie dziękow a
nia Bogu. U kląkłem , zam knąłem oczy i p o grążyłem się w m odlitw ie. P ro si
łem o chrzest D uchem Świętym . A to, co potem nastąpiło, je s t nie do o p isa
nia. O tóż w ysław iałem naszego P ana Jezu sa C hrystusa w niezrozum iałym dla mnie języku. Rozum wcale nie poj
m ow ał tego, co w ygłaszałem . Tak, te
raz już wiem, że to był chrzest Duchem Św iętym . O garnęła m nie w ielka ra dość. Pan się do m nie przyznał i p o ś
w iadczył, że jestem Jego dzieckiem . Prawie tańczyłem z radości. Odtąd m o
je życie chrześcijańskie całkow icie się odm ieniło. N ie byłem ju ż sm utnym , zgorzkniałym chrześcijaninem , który no si codziennie swój krzyż i się pod nim ugina, bo jest za ciężki. Stałem się chrześcijaninem w ypełnionym D u chem Świętym, pełnym radości.
K ochani, życzę każdem u z W as ta
kiego przeżycia, ono wzm acnia, odna
wia. Po chrzcie D uchem Św iętym ot
rzym ałem też m oc świadczenia o Jezu
sie, gdziekolw iek się udawałem , głosi
łem chwałę i miłość naszego Zbawicie
la. Jestem bardzo wdzięczny Panu Jezu
sowi za Jego łaskę, którą mi okazał.
Andrzej Wielicki Sydney, Australia
D
zieci są B ożym darem dla rodziców - czytam y w Psalm ie 127:3.
Muszą się oni o ten dar troszczyć.
Muszą dbać o dzieci, aby mogły się pra
w idłow o rozw ijać pod w zględem fi
zycznym , intelektualnym , społecznym i duchowym. Dobre wykonanie tego za
dania wymaga właściwego przygotowa
nia ze strony rodziców.
Po pierw sze muszą oni mieć odpo
wiedni stosunek do Boga - 5Mo 6:5 - tj.
miłować Boga z całego serca, duszy i siły.
Po drugie, muszą mieć określony sto
sunek do Bożego Słowa — 5Mo 6:6 - przechowywać je w sercu.
Te dwa podstawowe warunki postawił Bóg rodzicom należącym do narodu izra
elskiego przed jego wejściem do Ziemi Obiecanej. Dzięki temu właśnie Izrael miał zapewnione zwycięstwo nad miesz
kającymi tam narodami i ich bożkami - 5Mo 7:16, 9:2.
Jeśli dzieci będą widziały w życiu swoich rodziców miłość do Boga i posłu
szeństwo wobec Jego Słowa, to później swoje własne życie również będą budo
wać na tym solidnym fundamencie. Lu
dzie pochodzący z takich rodzin, dzięki swemu doświadczeniu, będą znali Boga jako kogoś bliskiego, jako troskliwego Ojca. Dzieci są pilnym i obserwatorami wszystkiego, co się wokół nich dzieje, dlatego szczególną troską wszystkich ro
dziców - chrześcijan powinno być to, a- by w swoim życiu byli rzeczywistym lis
tem Chrystusowym - 2Ko 2:3.
D U C H O W E PO T R Z E B Y D ZIEC K A
Z łatw ością zauważamy jak nasze dzieci rosną, robią postępy w mówieniu i w reagowaniu na otoczenie. Widzimy jak postępuje rozwój ich życia fizyczne
go, umysłowego i społecznego. Trudniej jest natomiast dostrzec rozwój sfery du
chowej dziecka i stwierdzić, na ile zaspo
kajane są jego potrzeby duchowe. Każde dziecko rodzi się z duchowym głodem, który musi być zaspokajany odpowiednio do wynikających z jego rozwoju potrzeb.
To zadanie Bóg powierzył rodzicom dziecka, którzy troszcząc się o nie, o jego potrzeby fizyczne i psychiczne, muszą pamiętać również o rozwoju duchowym.
Nie zawsze są jednak w pełni świadomi tego, jak wielki wpływ ma ich codzienne zachowanie na późniejszy kształt ducho
wego życia dziecka.
J A K PRZYGOTOW AĆ D Z IE C K O DO Ż Y C IA
może się czuć bezpiecznie. Bliskość matki sprawia, że dziecko odbiera i też reaguje na jej stany uczuciowe, dlatego tak ważne jest, aby była ona spokojna, pełna miłości i radości.
W Ł A ŚC IW Y STO SU N EK DO ŚW IA T A I L U D Z I
W okresie wczesnego dzieciństwa (wiek 2 - 3 lata) dziecko zaczyna pozna
wać otaczający je świat i uczy się mówić.
Na jego rozwój duchowy wpływ mają o- boje rodzice. Poprzez przejawianie właś
ciwego stosunku do otoczenia powinni u- czyć prawidłowych wzorców zachowań i sami dawać przykład właściwego za
chowania. Bardzo w ażne jest uczenie dziecka właściwego zachowania się w zborze. W przyszłości będzie miało wtedy odpowiedni stosunek do społecz
ności ludzi wierzących.
Dzieci w w ieku przedszkolnym (4 - 6 lat) zadają bardzo dużo pytań, m ają bujną wyobraźnię i lubią się bawić. R o
dzice m ogą um iejętnie w ykorzystać te cechy i świadomie kierować duchowym rozwojem dziecka. Nie wolno lekcewa
żyć pytań, naw et jeśli są niedorzeczne.
U dzielane odpow iedzi m uszą być dos
tosow ane do poziom u um ysłow ego dziecka. D obrą rzeczą je st um iejętne w ykorzystanie w yobraźni dziecka dla uzm ysłow ienia m u kim je st Bóg, jak stworzył świat oraz tego, jak Bóg spra
wuje nad nim władzę.
W P IE R W S Z Y C H
OD K IED Y T R O S Z C Z Y Ć SIĘ O Ż Y C IE D U C H O W E?
Powstaje pytanie: od kiedy należy rea
gować na duchowe potrzeby dziecka?.
Wydawałoby się, że od chwili, kiedy moż
na z dzieckiem nawiązać kontakt. W rze
czywistości jednak, już w okresie prenatal
nym, dziecko, jeszcze jako płód, odbiera różne bodźce poprzez specjalne włókna nerwowe. Jeśli określone bodźce się pow
tarzają, to u dziecka może wykształtować się odpowiedni nawyk. Tak więc życie du
chowe matki w tym okresie, jej zaufanie Bogu, spokój, miłość nie pozostają bez wpływu na małego człowieka, którego no
si pod sercem.
Po przyjściu na świat dziecko jest na
dal szczególnie mocno związane z matką, która poświęca mu bardzo dużo swego czasu. Każde niemowie odczuwa ogromną potrzebę bliskości matki, dzięki czemu
K L A SA C H SZ K O ŁY
Kiedy dziecko idzie do szkoły ( 7 - 1 0 lat) posiada ju ż pew ien zakres wiedzy, nawyki postępowania i pewien stosunek do otoczenia. Szkoła staje się czymś bar
dzo istotnym w życiu każdego dziecka.
Jest to zupełnie nowe środowisko i nowe sytuacje. Jednocześnie brak jest rodzi
ców, na których dziecko dotychczas zaw
sze mogło liczyć. W tym okresie ma ono bardzo dobrą pamięć, dlatego należy nau
czyć je m ożliwie jak największej liczby wersetów z Biblii, a szczególnie zawartej w nich prawdy. Dorośli ludzie wierzący pamiętają wiele wersetów z Biblii dzięki temu, że nauczyli się ich w dzieciństwie.
SO L ID N E PO D ST A W Y W Y BO RU M IĘ D Z Y D O B R E M I Z Ł E M
Następny okres w rozwoju dziecka jest szczególnie ważny. Jest to początek do
rastania i dojrzewania. Dziecko chciałoby już samo podejm ować decyzje, lecz nie potrafi i nie chce jeszcze ponosić odpo
wiedzialności za nie. Najczęściej chroni się w odpowiedzialności zbiorowej i naj
chętniej robi to, co robi większość. Rodzi
ce muszą zdać sobie sprawę z ogromu zagrożeń natury etycznej, na jakie narażo
ne jest dziecko. Dobrze jest już wcześniej pomóc mu w dokonywaniu wyboru po
między dobrem i złem. Jeśli dziecko po
siada dobrą znajomość Bożych prawd i ma je ugruntowane dzięki bezkom pro
misowej postawie swoich rodziców, to będzie umiało dokonać właściwego w y
boru, nawet wbrew większości.
Dużym wsparciem w duchowym roz
woju dziecka - nastolatka jest grupa ró
wieśnicza w zborze, w której dzieci mogą
LISTY LISTY LISTY
D r o g a R e d a k c jo
( ...) D z ię k u ję W a m , B r a c ia i S io stry , w s zy stk im , k tó rzy r e d a g u j ą c z a s o p is m o » C h r z e ś c ija n in « . J e s t o n o w sp a n ia łe , a m a te r ia ły z a w a r te w n im k rze p ią ( i u m a c n ia ją
d u c h o w o . |
P r a g n ę b a r d z o s e r d e c z n ie p o d zięko w a ć c a łe j R o d zin ie re d a k c y jn e j
» C h rze śc ija n in a « za p r z e s y ła n ie m i te g o ż c z a s o p is m a o d p o n a d trze c h la t d o za k ła d u karnego.
J e s te m w ty m m ie js c u , g d y ż b y łem g rze szn y m , n ie p o słu szn y m c z ło w ie k ie m i za z ło , k tó r e p o p e łn iłe m , z o s ta łe m u k a r a n y . Z w ą tp iłe m w se n s ży cia . K o le g a z a c h ę c ił m n ie d o p r z e c z y ta n ia k ilk u b r o s z u r e k o m iło śc i B o ż e j s k ie ro w a n e j d o k a ż d e g o c z ło w ie k a . Z a c z ą łe m c z y ta ć P is m o Ś w ię te i p is m a r e lig ijn e .
sobie nawzajem pomagać, zachęcać się i razem przeżywać B oga i Jego Słowo.
Rola rodziców sprowadza się w tym ok
resie bardziej do funkcji doradców, któ
rzy okazują pełne zrozum ienie i goto
wość niesienia pomocy, kiedy jest ona konieczna.
T RU D N Y O K R E S D O JR Z E W A N IA
W okresie dojrzewania dziecko pod
daje dokładnej weryfikacji swoje poglą
dy i konfrontuje je z rzeczyw istością.
Ponieważ główną cechą tego okresu jest odrzucenie autorytetów i tego, co nie spraw dza się w praktycznym życiu, dziecko n a ogół krytykuje w szystko.
Spraw dzeniu i w eryfikacji poddany zostaje również przekazany przez rodzi
ców biblijny system wartości. Jeśli ro dzice dziecka byli dobrym przykład, to przyjm ie ono ten system w artości za swój styl życia.
M usim y być świadomi w jakim cza
sie żyjemy. Ap. Paweł określił to słowa
mi: „ ...w późniejszych czasach niektó
rzy odstąpią od w iary i przystaną do duchów zw odniczych i będą słuchać nauk szatańskich". Pamiętajmy, że B o
ży przeciw nik je st przygotow any do
C h c ę z b liż y ć s ię d o s p o łe c z n o ś c i, w k tó r e j m ó g łb y m r o z w ija ć d o ś-
wWczewa mfMdBożąf. Wm/M, że
j e s t o n a w ielka i d zięku ję B o g u , P a n u n a s z e m u , za p r z e m ia n ę \v m o im ż y c iu ; to O n (m n ie o d m ie n ił. O d c z u w a m J e g o tr o s k ę , d o b r o ć i m i
łość. O n m o ją n a jw ię k szą ra d o ścią , m y m n a jle p s z y m P r z y ja c ie le m . T o , że o tr z y m u ję W a sze c za s o p is m o , to
zwodzenia wierzących i potrafi zaofero
w ać m łodym ludziom atrakcyjne idee dostosow ane do ich zainteresow ań i potrzeb. Jeśli rodzice i odpowiedzialne osoby w zborze nie zatroszczą się o du
chowe potrzeby nastolatków, to tę pust
kę w ypełni ktoś inny, ktoś spoza Bożej rodziny.
W okresie dojrzewania dziecka coraz bardziej ujaw nia się owoc, jaki wyrasta z tego, co było siane w jego dzieciństwie.
Psalm ista mówi, że „owoc trudu rąk swoich spożywać będziesz“ (Ps 128:2a).
Jest to słowo zachęty dla troskliwych ro
dziców, którzy nie chcą stracić żadnej sposobności, aby ich dzieci mogły pra
widłowo rozwijać się pod względem du
chowym. Pam iętajm y o doskonałym wzorcu biblijnym - „Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich m ówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając“ [5Mo 6:6-7].
Danuta Hukisz
i la m u ją c e g o nim .
M o i D r o d z y , n ie je s te m m ło d y m c z ło w ie k ie m , le c z P a n n a sz d o d a je m i s ił. M im o to b a r d z o p r z y d a łb y m i się k o n ta k t z lu d źm i w ie rzą c y m i.
M p ż e k to ś z e c h c ia łb y d o m n ie n a p is a ć . Z o s ta łe m o p u s z c z o n y p r z e z
WztMf i czw/f j'tg 2/ńffty
z e s tr o n y ś r o d o w is k a , w k tó r y m
p r z e b y w a m są n ie p r z y je m n e ; j e d y n ie B ó g d o d a je m i sił.
K o ń c z ą c p r o s z ę R e d a k c ję
» C h r z e ś c ija n in a « o w y d r u k o w a n ie te g o listu . K to z e c h c e , n ie c h n a p i
sze d o m n ie. C ze k a m .
M iło sierd zie, p o k ó j i m iło ść niech b ędą W aszym u d zia łem w obfitości.
D z ię k u ję R e d a k c ji „ C h r z e ś c ija n i n a “ r a z je s z c z e za o tr z y m y w a n e c za s o p is m o , j e s t o n o d la m n ie b a r d zo cen n e.
N ie c h B ó g W a s p r o w a d z i.
H e n r y k O sta tk ie w ic z R z e s z ó w , 2 6 k w ie tn ia 1995r.
L isty p ro sim y k ie ro w a ć p o d adres:
M is ja W ię z ie n n a , S k ry tk a p o c z t. 77 6 2 -8 0 0 K a lisz 1