• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1995, nr 9-10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1995, nr 9-10"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

.

I l i !

(2)

01) REDAKCJI

w m w i czy FAŁSZYW E

J

_ am ieściliśm y ostatnio dw a artykuły F o sprawdzaniu własnych przeżyć du- chow ych, a w szczególności p raw ­ dziwości mówienia innymi językam i i chrztu w D uchu Świętym . W zw iązku z tym napi­

sał do nas pewien pastor zielonoświątkowy:

,,{...)T a k ie sform ułowania sugerują, że ist­

nieje m ożliw ość niepraw dziw ego chrztu w Duchu Świętym i że można otrzymać ję z y ­ ki nieprawdziwe z niew iadom o ja k ie j inspi­

racji. B iblia je d n o zn a czn ie nie dopuszcza m ożliw ości, by człow iek, który p ro si Ojca N iebieskiego o D ucha Św iętego otrzym ał kamień albo skorpiona (Łk 11,10-13), dlate­

go stawianie podobnych pytań je s t niebiblij- ne i przypomina równie rewelacyjne pytania węża w raju. To też było „sprawdzanie praw dziw ości tego, co B óg p o w ie d zia ł" . Z moich doświadczeń pastora i ewangelisty wynika, że jedną z większych barier w prze­

życiu chrztu w Duchu Świętym je s t niewiara i te artykuły ją tylko pogłębiają. Co będzie, gdy niektórzy szczerzy chrześcijanie o małej wierze dzięki podobnym pytaniom dojdą do wniosku, że może nie są ochrzczeni Duchem Świętym tylko jakim ś demonem? “

Zagadnienia te, poruszane przez nas ostat­

nio w dziale »Pytania i odpowiedzi« opraco­

wane zostały na podstawie artykułów D onal­

da C. Stam psa, który jako m isjonarz amery­

kańskich Zborów Bożych spędził długie lata w Brazylii. Zostały opublikow ane w »Full Life Study Bibie« - Biblii z komentarzami.

D laczego autor sporo m iejsca w swych kom entarzach pośw ięcił różnym ostrzeże­

niom ? Bo pracow ał w A m eryce Południo­

wej; w regionie, gdzie istnieje szczególna m ieszanina pogaństw a i chrześcijaństw a.

Bardzo silne są tam wpływ y okultystyczne, co w połączeniu z chrześcijańskim bałwoch­

w alstwem daje bardzo niebezpieczną m ie­

szankę duchow o-okultystyczną. W takich właśnie warunkach bardzo dynamicznie roz­

wija się ruch zielonoświątkowy. Na 100 m i­

lionów mieszkańców Brazylii, prawie 20 mi­

lionów to zielonoświątkowcy

A u nas w Polsce? Dużo więcej jest m ó­

w iących językam i katolików niż nas, zielo­

nośw iątkowców. D latego rów nież trzeba o tym pisać. Często języki niektórych ludzi brzmią dla nas dziwnie, słyszymy proroctwa pochodzące „bezpośrednio“ od M arii co jest całkowicie niezgodne z Pismem Świętym. Je­

dynie nieśmiertelny Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie objawia ludziom prawdę. Nie ob­

jaw ia jej za pośrednictwem zmarłych ludzi, choćby to byli najdoskonalsi z chrześcijan.

Znany w naszym kraju kaznodzieja i e- w angelista, na jed n y m ze spotkań, gdy o- m aw ialiśm y m isję nam iotow ą, powiedział:

- Gdyby ktoś dw adzieścia lat tem u pow ie­

dział, że m ogą być fałszywe inne języki, to bym się oburzył. A le teraz coraz częściej zapytuję siebie: co to są za języ k i, skoro podczas duszpasterskiej rozm owy i m odlit­

wy ludzi nim i m ów iących zły duch powala na ziem ię i trzeba ich uw alniać od złych wpływów.

Przez wiele lat w naszych kręgach chrzest D uchem Św iętym i m ów ienie innym i ję z y ­ kami uznaw ane było za gwarancję praw dzi­

wości nawrócenia. Przykładem jest pieśń nr 220: „Wszystko Tobie dziś oddaję/Ziej Świę­

tego D ucha chrzestlU czyń m nie zupełnie Twoim/Daj mi poznać, żeś m ój jest".

Dzisiaj, gdy tak bardzo przem ieszały się kultury, religie, prądy filozoficzne, fałsz co­

raz częściej udaje prawdę. A postoł Jan tak kończy swój Pierwszy List: „My wiemy, że z B oga jesteśm y, a cały św iat tkwi w złem.

W iemy też, że Syn Boży przyszedł i dał nam rozum , abyśm y p o zn a li tego, który je s t praw dziw y. My jesteśmy w tym, który jest prawdziwy, w Synu jego, Jezusie Chrystu­

sie. On jest tym prawdziwym Bogiem i ży­

ciem wiecznym. D zieci, w ystrzegajcie się fałszyw ych bogów".

K azim ierz Sosulski

W NUMERZE

P ra w d ziw e czy fa łs z y w e 2 Cli rze śc ija ń stw o

p e łn e D u c h a 3

P ó ł w ie k u

w s łu ż b ie E w a n g e lii 5 C h r z e s t za u m a r ły c h 7 P o d o sło n ą N a jw y ż s z e g o 8 M o je d u c h o w e

i fiz y c z n e u z d r o w ie n ie 9 J a k p r z y g o to w a ć

d zie c k o do życia 10

L is ty 12

A n k ie ta 13

D e k a d a żn iw 1 7

Z w ie d zio n e c h r ze śc ija ń stw o 18

T rzy ro d za je łu d zi 19

C zy P o lsk a

p o tr z e b u je ew a n g e liza c ji? 2 0 J a k o d n ie ść zw y c ię stw o

w sp ra w a c h fin a n s o w y c h

zb o ru ? 21

O B o ż y m K ró le stw ie 22

P r z e b u d z e n ie w A r g e n ty n ie 2 3 W ia d o m o ś c i ze św ia ta 2 4 W ia d o m o ś c i z k r a ju 2 5 V I Z lo t M ło d z ie ż y 2 6 N a p ó łc e z k s ią ż k a m i 2 7

W ydaw ca: N aczeln a R ad a K o ścio ła Z ielo n o św iątk o w eg o w P olsce. R ad a Program ow a: M ichał H y dzik, M arian S uski, K azim ierz Sosulski, E d w ard C zajko, M ieczy sław C zajko. Z esp ó ł red akcyjny: K azim ierz S osulski (red. naczelny), E dw ard C zajko (redaktor), Ludm iła S osulska (redaktor), S ław o m ir K asjaniuk (skład kom puterow y), S ław om ir B ednarski (opracow anie graficzne), A rtu r M ikuła (adm inistracja). A dres: M iesięcznik „C hrześcijanin“ , ul. Sienna 68/70, 00-825 W arszaw a, tel. (0-22)248575, fax (0-2)6204073.

K o n to : K o śc ió ł Z ie lo n o św ią tk o w y , M iesię c zn ik „ C h rze ścijan in “ P K O B P V O /W arsz a w a, N r: 1 5 5 7 -3 5 0 8 0 2 -1 3 6 .

P ren u m erata k rajow a: in d yw idualna roczna - 1 5 zł; półroczna - 7,50 zł; zbiorow a (od 5 eg z.) roczna - 13,20 zł; półroczna - 6 ,6 0 zł.

N ależność p rosim y w p łacać n a konto lub przek azem po d adresem redakcji. R oczn a prenum erata zagran iczn a: C zechy, Słow acja, W N P - 12 U S D ; E u ro p a - 18 U SD ; A m e ry k a Płn. - 24 U SD ; A u stralia i A m ery k a Płd. - 30 U SD . D o krajów zam o rsk ich w y łączn ie p o czta lotnicza. P ren u m eratę z ag ran iczn ą m ożna w p łacać na dw a sposoby: (1) p rzelew em ban k o w y m n a k onto; (2) czek iem w y sta ­ w ionym na nazw isko red ak to ra naczelnego p rzysłanym do redakcji. K ażd a w płata zagraniczna zostanie p otw ierdzona.

N a z w a m ie s ię c z n ik a p ra w n ie zastrz e ż o n a. P is m o u k a zu je się od 1929 ro k u . I N D E K S 3 5 4 6 2

(3)

v o,

tli ł

I

i

„ / nie upijajcie się w inem , które p o ­ woduje rozwiązłość, ale bądźcie p e łn i D ucha, rozmawiając z sobą przez psal- i my i hym ny, i pieśn i duchowne, śpiewa­

ją c i grając w sercu swoim P anu, dzię­

kując zaw sze za w szystko B ogu i Ojcu w im ieniu Pana naszego, Jezusa Chrys­

tusa, ulegając je d n i drugim w bojaźni..

Chrystusowej. Ż ony bądźcie uległe m ę­

żom swoim ja k P anu.“ (Ef 5,18-22) Słow o tego li.igm cntu I istu do L fe/jan jest zam w n o w ezw aniem , jak i obra/om chrześcijaństw a pełnego D u­

cha czy /g o d n ie / grecku gram atyką lego tekstu chrzcscijaństw a dającego sie ustaw icznie napełniać D uchem Świętym. Przy e/y n t należy zaznaczyć, ze wino i Duch w ystępują tutaj nie na zasadzie podobieństw a, lecz p i/c u w - nie: na zasadzie kontrastu. To tylko świat w odpow iedzi na entuzjazm na szej wiary, ciepło naszej m iłości, pcw ność i radość naszej n adziei, m ów i:

m łodym w in em się upili (por. D z 2,13). Słow o B oże zaś m ów i, źc jak o w ierzący, o trzym ujem y od B oga, i otrzym aliśm y, ducha trzeźw ego m yś­

lenia (2Tym 1,7 BT), i żc „duchy p r o ­ roków są p o d d a n e p r o r o k o m “ (IK o r

14,32). Tu chcemy podać choćby jeden przykład takiego kontrastu. C złow iek znajdujący się pod w pływ em alkoholu - w ina z naszego tek stu - sam w tym stanie czuje się dobrze, je st mu w spa­

niale, je s t w esoły i odw ażny, inni zaś z tego tytułu cierp ią, czasem naw et bardzo cierpią. Człowiek zaś znajdują­

cy się pod w pływ em D ucha Św iętego nie zaw sze będzie czuć się dobrze:

doznaje ucisku na św iccie, bólu z p o ­ w odu w łasnej n ied o sk o n ało ści, z p o ­ wodu grzechu śro d o w isk a, toczy du­

chow y bój o wiarę. Z a to inni będą czuć się z nim dobrze, bo Człowiek p e­

łen D ucha Św iętego będzie rozsiew ać miłość i pokój, i służyć będzie bliźnim

„ku zbudow aniu i napom nieniu i p o ­ cieszeniu“ (IK o r 14,2). A więc wszys­

tkim zaw sze utożsam iającym uczucie w łasnej błogości z pełnią D ucha Św ię­

tego należy postaw ić pytanie, czy ich dośw iadczenie p i/ynosi błogosław ień­

stwo innym . Bo subiektyw na błogość

nie j e s t obiektyw nym czegoś d o w o ­

dem. Swego rodzaju błogości dośw iad­

czają przecież wyznawcy religu nieeh- i/c s c ija n s k k h czy też uczestnicy roż­

nego rodzaju kultów , którzy poddali się praniu mózgów.

Tym, którzy zaw sze utożsamiają uczucie własnej błogości z pełnią

Ducha Świętego należy postaw ić pytanie, c zy ich

dośw iadczenie przynosi błogosławieństwo innym.

Posłuchajmy apostolskiego wezw a­

nia: dawajmy się stale napełniać Du­

chem Świętym, usilnie starajmy się żyć ciągle w pełni Ducha Świętego. Spójrz­

m y także na to, ja k len obraz chrześci­

jaństwa ustawicznie napełniającego się Duchem Świętym wygląda.

N A TC H N IO N A M U ZY K A I ŚPIE W

Po pierw sze, bycie pełnym Ducha, ustaw iczne napełnianie się Duchem Świętym ma kolosalny wpływ na nasze m ów ienie, śpiew anie i granie. Znika w ów czas język starego, nicodrodzone- go człowieka, a otwierają się usta i roz­

w iązuje języ k zarów no św iadom ości, jak i podśw iadom ości, ducha naszego (m ów ienie innymi językam i, proroko­

w anie) dla św iadectw a, m odlitw y, u wielbienia, kazania, nauczania. Mów i a- posloł. żc pełnia Ducha znajduje wyraz w śpiew aniu i recytow aniu psalmów - chodzi o Psalmy z Psałterza - często an­

ty fonicznie. Psułiciz biblijny był śpiew­

nikiem i m odlitew nikiem ludu Bożego Starego Przymierza. Pozostał i po dzień dzisiejszy wielkim skarbem chrześcijań­

stwa. Jest wiele wspólnot chrześcijańs­

kich, które z tej skarbnicy po dziś dzień czerpią obficie. Nicholas (Nikołaj Iwa n o w ie/) I. Poysti, znany, wybitny p r/cd siaw iiid ruchu zielonoświątkowe­

go, gdy był dus/pasiei/em zborów Pań­

skich w M andżurii, um ieścił w w yda­

nym przez siebie śpiew niku specjalnie opiacow ane psalmy do czytania na przemian, anty fonicznie podczas nabo­

żeństw zborow ych. I daw ał swiadect wo. ze przynosiło to wielkie bługosła w iensiw o uczestnikom nabożeństw . Czytałem gdzieś o takim naw iedzeniu przez Ducha Świętego pewnej wspólno­

ty. żc ucichły osobiste i pojedyncze modlitwy, a całe zgromadzenie sponta­

nicznie powstało i zaczęło, w pełni Du­

cha Świętego, śpiewać starochrześcijań­

ski hymn .. 1 e D euin". pi/eży wając jak gdyby niebo na ziemi:

Ciebie, Boże chwalimy.

Ciebie Panem wyznawamy.

Tobie, Ojcu przedwiecznemu wszystka Ziemia cześć oddaje.

Tobie wszyscy aniołowie, Tobie niebiosa i wszystkie mocarstwa,

Tobie cherubini i serafini nieustannym głosem śpiewają:

Święty, Święty, Święty Pan, Bóg Zastępów!

Pełne są niebiosa i Ziemia majestatu chwały twojej.

To przecież z kręgów charyzmatycz­

nych, a więc zielonośw iątkow ych, wyszło, lak powszechne dzisiaj, kompo­

nowanie melodii do tekstów biblijnych, w tym Psalm ów z Psałterza. 1 przynosi to również wielkie błogosławieństwo.

Pełnia D ucha, z kolei, uzewnętrznia się w tw orzeniu i śpiew aniu hymnów.

K ażdem u przebudzeniu duchowemu

(4)

v. ilziejiK'h chrześcijaństwa towar/y s/y - ł.i j'o u v n a hym nologiu .lukze baidzo

z o s t a ł o w zbogacone przebudzenie me­

tody styczne osiemnastemu w ieku pi zez pieśni, ln mny K aiula W esleya. () ileż uboższe byłoby posługiw anic D w ighla I . M nody’ego h e / piesiu Iry Sänke) a, e /) R euhena A. T o riey a b e / pieśni Ipiarlesa A leksandia! Z nana też jest wdzięczność Hill) G raham a dla jego solisty, He\ ei ly Sliea o ra / jego dyiy gema masowego chóru. ClilTa Hau ow­

sa. /a ich współprace.

R o zm aw iajn n z s u ha, i z Bogiem , pi z e / psalmy i hymny, śpiewając rozu­

mem naszym oświeconym i inspirow a­

li) m przez D ucha Ś u ię le g o . Ale śpie­

wajmy - lez z n atch n ien ia D ucha Św iętego rów nież duchem naszym , nasza podśw iadom ością (por. I Kor

11,15). Pieśni duchow ne, o k lo n cli w naszym tekście mowa lo - jak mnie mam m elodia i słoss a z naszego du cha. naszej podśw iadom ości w innych językach. Doświadczy ljśm> me raz me dwa. że takie śpiewanie przynosi wici kie błogosław icnsiwo i ohfiie duchowe zbudow anie zgrom adzonem u ludowi Bożemu.

Gdy jesteśmy pod natchnieniem Du- i ha, w śpiewanie naszych ust i muzy hę naszych msliumentoye zaangażow ane jest nasze seree, czyli jądro naszej isto­

ty . naszej osobow ości. Ponadto, niowj apostoł, w chrześcijaństw ie pełnym D ucha d ziękczynienie zaw sze, za wszystko. Bogu i Ojcu w im ieniu le/u sa C hrystusa. Pana naszego - bierze gore nad p io śh a i błaganiem , choć sa to rów nież istotne elem enty naszego życia m odlitew nego, o których, wraz ze wsiaw iennieiw ein. nic należy zupo

u .r.o t.o sc

1 1’O M ‘O R Z \IUxOVV \M K

W n o M i

Po drugie, cecha charaktery styczna chrześcijaństw a pełnego Ducha jest u ległuść według ustalonego przez Boga p oizadku; u s t a n o w i o n e g o pi zez Boga w akcie stw orzenia, przed upadkiem , a następnie i tego ustanowionego po u pad ku człow ieka. Nd| pici w jest mowa o uległości żon mężom swoim. Zasada tej uległości test niezm ienna, nie może ulec żadnym zmianom. Albowiem zos­

tała u stanow iona w akcie stw orzenia:

głow a Chrystusa jest Bóg, głowa męża je st C hrystus, głow ą żony jest mąż (I Koi 11,3), V\ rodzinie i K ościele Bóg stw orzył m ężczyznę do przew o­

dzenia. kierowania, kobietę z as do po m ocy. Nie m ówię o państw ie, bo tutaj wyjątki polwieidz.ająee wszakże regułę są częstsze, bo państw o jest instytucja ustanow iona przez Boga po upadku człow ieka, by postaw ie granicę ludz­

kiemu złu.

C hrześcijaństw o pełne Ducha daje yyięc świadectwo takiemu naturalnemu porządkowi w rodzinie: odpowiedział ny maż, uległa żona i posłuszne dzieci w m ałżeństw ie wiernym sobie az do śm ierci, monogamicz.ny m i heterosek­

sualny ni. W szystko, co się sprzeciw ia temu porządkow i jest obrzydliw ością pized Panem i grzechem. Jedność miłu­

jącego męża i uległej z o n y . odzw ier­

ciedla także lelacjc między Chrystusem.

(Iłow a Kościoła a Kościołem. Jego Ob­

lubienicą. „Jednym z celów, dla których płeć została wiwnawił, była wmboltzo w,mir nam ukryty< h spiaw liozyih. Jęd ­ rni fu n k iji małzcńsrwa kobit ty i męz i z \ i i i \ je a wyrażenie natury jedności m iędzi ( Ii i witiscm a K a la n ie m " -- pi­

sał C.S. I.cwis. ,. Me jak Kościół podle­

gli C hiystusow i. tak i in n y m ężom n r wszystkim “ (Ef 5,24).

W k o se n 11

Zasada przew odnictw a mężczyzny odnosi się również do Kościoła. Jest to Boża niezm ienna zasada. Było wiele niew iast, ktoie służyły Panu Jezusow i swymi m ajętnościam i, naw rócona Sa­

m arytanka była w Sycliar pierw szą e- w angelistka, M aria M agdalena, którą Pan uw olnił od siedm iu dem onów ,

„rów na apostołom " - jak głoszą pra­

wosławni. była pierw szym świadkiem zmartwychwstania, to jednakże am jed na z kobiet nie została pow ołana na a- posloła. T ylko dw unastu mężczyzn!

W zględy kulturow e? Nic, nie! Jezus nieiaz dawał dowód swej niezależności od względów kulturowych i zwyczajów ludzkich. Postąpił lak. bo laki jest Boży porządek odnośnie do K ościoła.

W Kościele apostolskim były ewange- listki i prorokinie, jednakże starszym i zboru, biskupami byli zawsze mężczyź­

ni. Podobnie w Starym T estam encie były proiohm ie, ale me było kapłanek.

To jed y n ie w rcligii pogańskiej były boginie i kapłanki. Jest to jednak leligia o zupełnie innym charakterze niż chrześcijaństw o - że powołam się zno­

wu na C.S. Lewisa. W szystko to w yp­

ływa z lego, że Bog - shoć ma lez. serce m atki, clioc jest jak m atka jest O, ceni, i od Niego ..wszelkie o/t n a w o na niebie i na ziemi bierze swoje im ię" (I-I 3,15). Bóg sam nauczył nas, jak się do niego zwracać: Ojcze nasz. Nie waham się tego pow iedzieć, że zgodnie z przesłaniem Pisma Świętego wszelkie ordynacje i w yśw ięcenia kobiet do służby kapłańskiej. kierow niczej w Ciele C hrystusa (kapłanki i biskup kij, praktykow ane ostatnio w rnekto rych w spólnotach p iotestam kieh. ang libańskich i starokatolickich je s t pog­

wałceniem porządku Bożego dla Koś­

cioła. Słusznie postąpili nasi bracia, zielonoświątkowcy w Norwegii, którzy oznajm ili: „ U a n o g ło \m e z./ccv/.m a liśmy p ostąpić n n w » ic\tu m en ta w o - stwici dziliśm y. m c widzim y m ozh w ości. ab\' iv r a s z \c h zbcuach kobietv m ogły p e ł n i fiu ki je pa sto ra . iz v tez zasiadały w gronie R a d y Starszych.

Jed n a k udostępnim y n aszym siostrom mieisi e. /akie im się należy iv każdej n.

ncj służbie dla P a n a " ( ■»Chrześcija­

nin* . ni 7 H/V5. s.2b). Należy tu zazna­

czyć. że la decyzja została podjęta w chwili doświadczania odnowy w Du­

chu Świętym pizez zgromadzony cli u- czesiników konferencji kościelnej.

W obec pow yższego d n ia ło b y się dodać otuchy w lej sprawie rzunskuku- tohkom i praw osław nym , którzy stoją mocno na giuncie nie wyświęcania ko­

biet do służby kapłańskiej: lak trzymać!

Zielonośw iątkow cy w tej spraw ie z wami. Bo dzisiaj naw et w tych d u ­ pach zielonoświątkowych, które zostały założone przez k obiety, kierow nictw o należy do m ężczyzn inj>. Pour Squaie Gospel A lbanie. I SA).

O jiolilycc zaś i stosunkach społecz­

nych (I I 6) wynikających z życia dają­

cego się ustawicznie napełniać Duchem Świętym trzeba będzie powiedzieć coś przy innej okazji.

Edward ( '.zatka

(5)

SYLWETKI POLSKIEGO KIJCIIIJ ZIELONOŚWIĄTKOWEGO

A leksander Rapanow icz urodził się 27 lipca 1910 roku w O staszko­

wie, w dawnym w ojew ództw ie wi­

leńskim. Pierwszy odcinek jego ży­

cia przypada na okres burzliw y w dziejach naszego narodu. M ając siedem lat zaczął uczęszczać do szkoły podstaw ow ej, ale działania w ojenne (I w ojna św iatow a) spo­

w odow ały przerw ę w edukacji.

Naukę podjął na nowo po odzyska­

niu niepodległości przez Polskę, lecz niespodziew ana śm ierć ojca nie pozw oliła mu ukończyć szkoły średniej, m usiał podjąć pracę. D o­

piero po zakończeniu II w ojny św iatow ej, ju ż jako człow iek doj­

rzały, m ający dorosłe dzieci, m ógł kontynuow ać naukę i ukończyć technikum ekonomiczne. Ponieważ zaw sze cenił w iedzę i edukację w ogóle, żałow ał, że tak późno przyszło m u zdobyć maturę, ponie­

waż w bardziej sprzyjających oko­

licznościach życiow ych chętnie studiowałby teologię. Dużo jednak czytał, uczył się sam odzielnie i stale w zbogacał sw oją b ibliotekę o w artoś­

ciowe pozycje, które mogły być pomoc­

ne w jeg o służbie kaznodziejskiej i duszpasterskiej.

N A W RÓ CEN IE

W roku 1930 po raz pierwszy zetknął się ze Słowem Bożym głoszonym na kre­

sach przez braci zielonoświątkowców, na czele których stał prezbiter okręgowy, Stanisław Niedźwiecki, gorliwy sługa e- wangelii, zam ordowany przez hitlerow ­ ców w pierwszych dniach marca 1943 ro­

ku, w wieku niespełna 53 lat. (Pisaliśmy 0 nim w CHN 5-6/95). Niebawem otrzy­

mał Nowy Testam ent, który zaczął go przekonywać o potrzebie naw rócenia 1 przyjęcia do swego serca Pana Jezusa.

11 marca 1932 roku został zaproszony na wieczorową próbę chóru zboru w Kłow- siach w pobliżu Wilna. Próba zaczęła się od czytania Słow a Bożego i modlitwy, którą prowadził Teodor Rakiecki, przeło­

żony zboru. W trakcie tej gorliwej spo­

łeczności A leksander zaufał całym ser­

cem Zbawicielowi i po kilku miesiącach, 24 m aja 1932 roku, ślubował wierność Jezusowi przyjm ując chrzest wiary w rzece Wilii i stając się członkiem Zbo­

ru w Kłowsiach.

POCZĄTEK SŁUŻBY

Od tej chwili brat A leksander zaczął gorliwie świadczyć o potrzebie przyjęcia Zbawiciela przez każdego człowieka.

W krótce nawróciła się jego matka, star­

szy brat i siostra. Stał się aktywnym członkiem chóru (grał też na gitarze i a- kordeonie), a pod koniec wspomnianego roku zbór powierzył mu prowadzenie pracy w Szkole Niedzielnej i wśród mło­

dzieży. Na zjeździe okręgowym został powołany do pracy w charakterze ewan­

gelisty. Odwiedzał więc zbory w oje­

wództwa wileńskiego i nowogródzkiego.

Od tej chwili trwała też jego znajomość, przyjaźń i współpraca z braćmi: Janem

Pańko, przełożonym zboru w W il­

nie, A leksym Ciszukiem i Sergiu­

szem Waszkiewiczem.

D nia 27 m aja 1934 roku w stąpił w zw iązek m ałżeń sk i z E ugenią G o nczar, c z ło n k in ią chóru, naw ­ ró co n ą w w ieku cztern astu lat m łodą niew iastą pochodzącą z ro ­ dziny w ierzącej. M ałżeństw o zos­

tało pobłogosław ione pięciorgiem dzieci.

W czasie okupacji niemieckiej Alek­

sander Rapanowicz był zmuszony ograniczyć pracę duchową. Wraz z żoną i trójką dzieci mieszkał w Wi- lejce i tam pracował. Chodził również do szkoły wieczorowej. W tym czasie rodzina powiększyła się o jeszcze jedno czwarte dziecko - córkę.

REPATRIACJA

Gdy w ojska sow ieckie ponow nie zajęły kresy, R apanow icz, który w krótce m iał okazję poznać m eto­

dy działanie NKW D na własnej skórze, postanow ił opuścić rodzinne strony i - ja k w ielu innych Polaków - przenieść się tam, gdzie jechały wtedy pociągi z repatriantami - na Zachód. Nie było to łatwe, gdyż nowe władze zabra­

ły wszystkie dokumenty i ludzie starają­

cy się o wyjazd mieli wielkie trudności, aby „udowodnić“, że są Polakami. Opo­

w iadając o tej podróży na uroczystości zorganizowanej przez zbór z okazji sie­

dem dziesiątych urodzin, A.R. wspom i­

nał sytuację, gdy w zw iązku z tym, że ujął się za kimś z transportu (rzecz mia­

ła m iejsce na peronie w czasie oczeki­

w ania na pociąg) sprzeciw iw szy się funkcjonariuszom N K W D , o mało co sam w ostatniej chw ili zostałby zatrzy­

m any. D zięki solidarności w szystkich w yjeżdżających w tym transporcie Po­

laków , którzy go ukryli m iędzy sobą (ważną rolę odegrała tu czyjaś obszerna peleryna) funkcjonariusze NKW D, któ­

rzy specjalnie wrócili, aby zabrać śmiał­

ka, co miał czelność im się sprzeciwić, odeszli z kwitkiem. N atom iast Rapano-

(6)

w icz został w ybrany na kierow ni- ka-rzecznika tego transportu.

POCZĄTKI PRACY W SZCZECINIE

Tak więc w kwietniu 1946 roku opuś­

cił W ilejkę. Początkow o rodzina trafiła do Stargardu Szczecińskiego, jednak sam Rapanow icz pracow ał w Szczecinie.

W styczniu następnego roku cała rodzina zam ieszkała w Szczecinie. W krótce po przybyciu do tego miasta A. R. nawiązał kontakt z pochodzącym z W ilna, Alek­

sandrem Rodkiewiczem , który kierował pracą zboru Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicznej, tj. zielonoświątkowego.

W e wrześniu 1947 roku, na wniosek A.

Rodkiewicza, zbór powołał Rapanowicza na pastora. Siedziba zboru m ieściła się w małym mieszkaniu braterstwa Rodkie- wiczów przy ulicy M arcina 15. W roku 1948 Rapanowiczowie i Rodkiewiczowie oddali swoje m ieszkania administracji, a w zamian wspólnie otrzymali przydział na obszerne m ieszkanie przy ulicy K a­

szubskiej 18. N ajw iększy pokój w tym lokalu został przeznaczony na kaplicę i w sierpniu 1949 roku odbyła się uro­

czystość otwarcia nowej siedziby zboru.

PRZEŚLADOW ANIE ZA CZA SÓ W STALINIZMU

Niestety niedługo zbór mógł tam dzia­

łać. W e wrześniu 1950 roku Aleksander Rapanowicz, jak i inni kaznodzieje ewan­

geliczni w Polsce, został osadzony w a- reszcie śledczym. Usiłowano udowodnić mu działanie na szkodę „ludowego" pań­

stwa, zrobić z niego „imperialistycznego“

szpiega. Poprzez trzym anie w karcerze, nago w zimnej wodzie, oraz innymi spo­

sobami, próbowano wymusić przyznanie się do „winy". W czasie tych ciężkich przeżyć miał widzenie: ręka trzymająca lichtarz ze świecą przesunęła się siedem razy w okienku drzwi więziennych, a w połowie ósmego razu - zgasła. A- resztant zastanawiał się, co to miało ozna­

czać - miesiące czy lata? N a szczęście były to miesiące. Po żałosnej rozprawie sądowej, na której sędzia wręcz czuł się nieswojo, otrzymał wyrok równy okre­

sowi, jaki spędził w areszcie i w ypusz­

czono go na wolność. Ale dopiero po trzech latach odplom bowano pokój, w którym zam knięto sprzęt zborowy,

a wraz z nim pianino - własność prywat­

ną Rapanowiczów. I to dopiero po tym, jak Rapanowicz napisał w tej sprawie do prezydenta Bieruta. Zamknięcie pianina uniemożliwiło najstarszej córce - Stanis­

ławie kontynuację nauki gry na tym inst­

rumencie.

POŁĄCZENIE Z B O R Ó W

Aleksander Rapanowicz miał nastawie­

nie bardzo ekumeniczne, jak to powiedzie­

libyśmy dzisiaj. Od początku swego na­

wrócenia bolał nad tym, że jest tak wiele podziałów wśród ludu Bożego, był za jed­

nością w służbie dla Boga. Dlatego nic dziwnego, że 12 maja 1953 r„ z jego inic­

jatywy, wystosowano odezwę do człon­

ków dwóch do tej pory samodzielnych zborów: Kościoła Ewangelicznych Chrześ­

cijan (pastorem był Stanisław Michalski) i Kościoła Chrześcijan Wiary Ewangelicz­

nej - z propozycją połączenia się. Dnia 21 maja tegoż roku odbyło się zebranie, na którym podjęto decyzję o prowadzeniu wspólnej pracy. Pastorem połączonego zboru wybrano jednogłośnie Aleksandra Rapanowicza. Od chwili jego ordynacji na prezbitera, a została ona dokonana w dniu 25 października 1953 r. przez m. in. Józefa Czerskiego (prezbitera wśród zielonoświąt­

kowców) i Franciszka Więckiewicza (prez­

bitera wśród ewangelicznych chrześcijan), życie i służba Aleksandra Rapanowicza biegły wielopłaszczyznowo.

PRACA ZA RO BK O W A

Pierwszą płaszczyznę wyznaczała pra­

ca zawodowa. Aby zapewnić utrzymanie rodzinie, pracował kolejno w kilku przedsiębiorstwach jako główny księgo­

wy. Jak odpowiedzialna i pracochłonna jest praca na tym stanowisku, wiedzą je ­

dynie osoby znające ją z autopsji. W yko­

nywał też zlecone ekspertyzy jako biegły księgowy, a to w celu dorobienia do pen­

sji, aby utrzymać rodzinę.

DUSZPASTERZOW ANIE ZBO RO W I

Ramy drugiej płaszczyzny wykreślała troska o rozwój zboru. Zbór nie miał od­

powiedniego pomieszczenia do prowadze­

nia nabożeństw. Rozpoczęto od dzierżawy kaplicy metodystycznej przy ul. Stoisława 4. W 196lr. zbór otrzymał w użytkowanie

budynek sakralny przy ul. Wawrzyniaka 7. Niebawem przystąpiono do remontu pomieszczeń. Gdy z kolei w 1963r. nale­

żało część pomieszczeń przekazać innym kościołom, na nowo pojawiły się trudnoś­

ci związane z adaptacją.

Troska o zbór nie ograniczyła się jedy­

nie do zapewnienia mu właściwych wa­

runków lokalowych. Na pierwszym pla­

nie była troska o zwiastowanie ludziom Zbawiciela. W idzialnym dowodem owej troski był między innym i rozwój zboru.

Na początku liczył on niewielu człon­

ków, by - po usamodzielnieniu czterech placówek - skupić w swym gronie ponad 150 osób, a swym oddziaływaniem ogar­

niać około 400 osób, bo taka była prze­

ciętna frekwencja na nabożeństwach nie­

dzielnych. D ow odem owej troski były także prawidłowo pracujące liczne agen­

dy zboru, liczne grono kaznodziejów i to ze wszystkich grup pokoleniowych.

I chociaż pastor R apanow icz pracował wraz z innymi braćmi, to jednak jego du­

chowym cechom, jego powołaniu trzeba przypisać fakt, że rozwój następował har­

monijnie i nie był zakłócany przez nie­

potrzebne zdarzenia. U m iał zjednoczyć grupę pracowników zborowych, zachęcić i przygotować różne osoby do pracy.

SŁUŻBA W KOŚCIELE

Kolejna płaszczyzna była związana ze służbą prezbitera okręgowego, którą peł­

nił przez kilka kadencji, mając pod opie­

ką zbory w woj. zielonogórskim i szcze­

cińskim. Szczególne więzy chrześcijańs­

kiej społeczności łączyły zbór szczecińs­

ki z dawnym i placów kam i w Ognicy, Świnoujściu, Barlinku, które po kilku la­

tach rozwoju mogły być przekształcone w samodzielnie pracujące zbory. Żywą w spółpracę utrzym yw ano ze zborem w Łobzie, taka współpraca istniała także ze zborem w Stargardzie Szczecińskim.

O statnią płaszczyznę życia i służby prezb. Aleksandra Rapanowicza wyzna­

czała działalność w skali całego kraju. Od II Synodu (rok 1956) uczestniczył w pra­

cach Rady Kościoła. Przez trzy kadencje wchodził w skład Prezydium Rady Koś­

cioła, pełnił tam funkcję sekretarza (1962-1968) i skarbnika (1968-1971).

Był także członkiem Komisji Kontrolują­

cej. Gdy teraz z perspektywy czasu pa­

trzymy na ten odcinek jego służby, to musimy stwierdzić, że jego potencjalne

(7)

MINIATURY EGZEGETYCZNE

możliwości - jego talent, jego umiłowa­

nie praworządności - nie zostały w pełni wykorzystane, mogły one bowiem przy­

nieść Kościołowi wiele błogosławieństw i uchronić od niepożądanych przeżyć.

K A ZNODZIEJA I DUSZPASTERZ

Prezbiter Aleksander Rapanowicz był utalentow anym kaznodzieją Słowa B o­

żego i ubłogosławionym duszpasterzem.

Często był zapraszany do zborów poło­

żonych w całym kraju jako ewangelista i nauczyciel. Wiązało się to z poważnym trudem w czasach, gdy nie było wolnych sobót, a w poniedziałek rano należało się stawić w pracy. Dopiero w ostatnich la­

tach życia nie musiał wykonywać swego

„świeckiego" zawodu.

Sposób jego zwiastowania można ok­

reślić jako godny, interesujący, a zara­

zem pełen ciepła. Kazań nie „wygłaszał“, po prostu mówił w sposób jasny, zrozu­

miały, obrazowy. U sługiw ał także jako w ykładow ca na konferencjach kościel­

nych, kursach biblijnych i obozach mło­

dzieżowych. Szczególne zainteresowanie wzbudzały jego wykłady z duszpasterst­

wa. N ależał do współpracow ników na­

szego m iesięcznika, na łamach którego publikował, choć nieliczne, ale zawsze solidnie opracowane materiały.

Był także utalentow anym mala- rzem-amatorem. Chętnie malował pejza­

że. Kilka obrazów nosi datę 1951, ponie­

waż nam alował je po wyjściu z więzie­

nia. Malowanie najprawdopodobniej sta­

nowiło rodzaj „odtrutki" na koszm ar przeżyć w areszcie śledczym.

PO ŻEG N A N IE ZE ZBOREM

Na początku marcu 1982 r. złożył urząd pastora, do czego zbór od dłuższego czasu przygotowywał. Wkrótce po uroczystym przekazaniu służby w ręce nowego pasto­

ra, znalazł się w szpitalu, gdzie odszedł do swego Pana dnia 17 marca. Było to dla zboru rozstanie niezmiernie bolesne, nieo­

czekiwane i zaskakujące. Jednakże to dzie­

ło, któremu poświęcił prezb. Aleksander Rapanowicz swoje życie, jest w dalszym ciągu powadzone przez braci, których wy­

chował i którym wraz ze zborem powie­

rzył ten święty trud budowania Ciała, Koś­

cioła Jezusa Chrystusa.

oprać, redakcyjne

„Cóż tedy uczynią ci, którzy dają się chrzcić za umarłych? Jeśli umarli w ogó­

le nie bywają wzbudzeni, to po cóż się da­

ją chrzcić za nich?“ IlK o 15:291. Według zaś parafrazy „Słowo Życia“: „Jeśli u- marli nie powstaną do życia, to czy je st sens chrzcić się za tych, którzy odeszli?

Po co to robić, jeśli się nie wierzy, ż.e u- marli kiedyś powstaną?“

M ów i się pow szechnie, że je st to jeden z najtrudniejszych fragmentów Pisma Święte­

go. Stąd też olbrzymia różnorodność interpre­

tacji. Ernest Evans, tłumacz, kom entator i e- dytor traktatu T ertuliana o zm artw ychw sta­

niu, oraz K. C. Thom pson podają, iż istnieje około dwustu różnych interpretacji tego wier­

sza. W ym ieńm y spośród nich kilka najw aż­

niejszych poglądów. A więc chrzest za umar­

łych oznacza: (1) chrzest zastępczy, w zas­

tępstw ie, dla dobra tych, którzy um arli bez przyjęcia chrztu; (2) chrzest ze względu na um arłych, tzn. aby zapew nić sobie m ożli­

w ość połączenia się po śm ierci ze sw oim i krew nymi, którzy umarli; (3) chrzest dzięki um arłym , tzn. że chrzest chrześcijańskich męczenników doprowadza innych do naw ró­

cenia, a następnie chrztu; (4) chrzest, by za­

jąć miejsce umarłych i by w ten sposób uzu­

pełnić liczbę w ybranych na dzień D rugiego A dwentu; (5) chrzest nad um arłym i, tzn.

nad ich grobam i, aby dać w yraz solidarności z nimi, jeśli byli oni chrześcijanami, a jeśli nie byli - włączyć ich przez ten rytułał w rzeczy­

wistość zbawienia; (6) obmycie rytualne z u- w agi n a kontakt z ciałem um arłego;

(7) chrzest dla zm ycia grzechów śm iertel­

nych; (8) chrzest jak o w yznanie zm art­

w ychw stania um arłych, jako że zaw sze chrzest jest symbolem śmierci i zmartwychw­

stania; (9) chrzest, by zająć m iejsce um ar­

łych w dziele ew angelizacji; (10) „chrzest krwi", śmierć ucznia korzystna dla zmarłych, którzy za życia nie usłyszeli ewangelii, a któ­

rzy w krainie um arłych będą m ogli usłyszeć ją od męczenników. W ystarczy tych przykła­

dów owych różnych interpretacji.

W ydaje się, że najw łaściw szą o dpow ie­

dzią na pytanie o sens tego w iersza je st po prostu stwierdzenie faktu istnienia w środo­

w isku chrześcijan w K oryncie zastępczego chrztu za umarłych. Nie cały zbór to prakty­

kow ał. A lbow iem Paw eł nie używ a zaim ka

„w y“, który odnosiłby się do całego zboru, lecz „ci" (czyli „oni“ ). P raw d o p o d o b n ie w ięc był w ram ach zboru w K oryncie p e ­ w ien kościół dom ow y, „grupa dom ow a“ (a kościoły dom ow e były!), który zaczął tego rodzaju ch rzest p raktykow ać. O chrzczeni

w ierzący zaczęli ch rzcić się w zastępstw ie n ieo ch rzczo n y ch n aw ró co n y ch (p rzy p u sz­

czalnie chodzi tylko o naw róconych) ludzi, m oże sw oich krewnych.

P rzeciw n icy tego pro steg o w y jaśn ien ia głoszą, że nie m oże to być praw dą po pier­

w sze dlatego, iż nie m ogła tak w cześnie po­

ja w ić się w śród ch rześcijan ta k a herezja, a po dru g ie d lateg o , iż apostoł nie w yraża tu taj żad n ej d ezap ro b aty o d n o śn ie do tej praktyki. O tóż herezje pojaw iają się od sa­

m ego p o c zątk u d ziejó w chrześcijaństw a.

W ystarczy p opatrzeć n a inne n iep raw id ło ­ w e zjaw isk a, k tó ry m i ap o sto ł zajm u je się w tym liście, a też np. w Liście do Galacjan czy K o lo san . H isto ria K o śc io ła bow iem - ja k m aw iał nasz, m ojego pokolenia studen­

tów , n au czy ciel ak ad em ick i, prof. O skar B artel - je s t ró w n ież h is to rią herezji.

A o p rak ty ce tego ro d zaju chrztu czytam y w historii K ościoła. T aki chrzest praktyko­

w a ła p o sta p o sto lsk a sek ta zw olenników M arcjona. O czym ś takim w sp o m in a ró w ­ nież Tertulian. G dy zaś chodzi o ten Paw ło­

w y w iersz , T ertulian m ów i, że „oni ustano­

w ili ten zw yczaj w przekonaniu, że zastęp­

czy chrzest będzie dobrem dla innego ciała ku n ad zie i zm artw y ch w stan ia". D laczego zaś apostoł P aw eł nie p otępił tej praktyki, sprzecznej p rzecież z je g o w łasn ą nauką o chrzcie? M ógł to uczynić w sw oim pierw ­ szym liście do K o ry n tia n , który zaginął.

M ógł też w yrazić dezaprobatę ustnie wobec posłańców z K oryntu, jak o że sprawa m og­

ła być jeszcze m arginalna. D laczego tutaj - w tym liście - nie sprzeciw ił się tej prakty­

ce? Bo tu zajm uje się czym innym . Tu cho­

dzi o praw dę o zm artw ychw staniu. A postoł stosuje tutaj tzw. argum entum ad hom inem (dow odzenie oparte na przykładzie z życia czło w iek a, z k tó ry m m ów im y; pobijanie kogoś w łasną jeg o bronią). Być m oże „gru­

pa dom ow a“ praktykująca chrzest za um ar­

łych b y ła też n ajw ięk szy m przeciw nikiem praw dy o zm artw y ch w stan iu . W obec tego apostoł m ógł pow iedzieć do Koryntian jako całości zboru, że jeśli ta grupa spośród nich nie w ierzy w zm artw ychw stanie, to jaki jest sens ich p o d d aw an ia się aktow i chrztu za tych, którzy p rzed śm iercią sw oją nie zdą­

ży li się o ch rzcić. Jeśli u m arli w ogóle nie byw ają w zbudzeni, to po co oni to czynią.

W k ońcu n ależy p ow iedzieć, że taki ch rzest był o d stęp stw em od praw ow iernej chrześcijańskiej nauki o chrzcie. I takim od­

stępstw em pozostaje, gdy dzisiaj jest gdzieś praktykow any, np. u mormonów.

E dw ard Czajko

(8)

OPOWIADANIE

COD OSŁONA H i m Ż S Z E G O

P

ew na kobieta m ieszkała wraz ze sw ym i pom ocnicam i w dużym dom u letniskow ym . Poniew aż budynek położony był dość daleko od innych dom ów w okolicy, co w ieczór spraw dzała całe otoczenie, a także drzwi i okna.

Pew nego dnia, spraw ­ dzając jak zwykle dom i u- pewniając się, czy wszystko jest w porządku, pozw oliła pom ocnicom udać się do swoich pokoi, które znajdo­

wały się po drugiej stronie domu. W chodząc do swojej sypialni, spostrzegła m ęż­

czyznę schow anego pod łóżkiem. Co robić? Sytua­

cja była pow ażna. Służące były zbyt daleko, aby m og­

ły ją usłyszeć. A zresztą, co m ogłyby zrobić trzy w y­

straszone kobiety?

Postanowiła zaufać B o­

gu. Zamknęła drzwi pokoju i, jak w każdy wieczór, wzięła do ręki Pismo Świę­

te, usiadła w fotelu i zaczęła głośno czytać psalm 91, mó­

wiący o Bożej opiece, która towarzyszy Bożym dzie­

ciom i w dzień i w nocy.

Kiedy skończyła czytać, uk­

lękła i m odliła się. Pow ie­

rzała życie swoje i służących w ręce Boga prosząc, aby w razie niebezpieczeństwa ochronił je swą ręką.

N astępnie przebrała się

i położyła do łóżka. Po kilku m inutach stanął przy niej ów m ężczyzna. O na jednak, pełna wiary w Bożą opiekę, nie poruszyła się. W łam yw acz zw rócił się do niej: „Proszę się nie bać. P rzyszed­

łem tutaj, aby panią okraść, ale gdy sły­

szałem, co było czytane oraz tę m odlit­

wę, coś się ze m ną stało. Proszę się nie bać i nie ruszć, bo cofnę co dopiero po­

w iedziałem . Dam znać m oim ludziom , aby się oddalili. Pani i służące m ogą spać spokojnie i daję słowo, że nikt nie weźmie niczego, co do was należy."

Potem podszedł do okna, otworzył je i gwizdem dał znak swoim ludziom. Gdy ponownie podszedł do łóżka, gdzie w bez­

ruchu leżała kobieta, nachylił się i cicho powiedział: „To Bóg dziś pokazał pani, jak należy się zachować w razie niebez­

pieczeństwa. Gdyby pani krzyknęła lub w jakiś sposób przeciwstawiła się, byłem zdecydowany nawet zabić. Bóg jednak wysłuchał modlitwy i nie pozwolił, aby stało się pani coś złego. Zanim odejdę, chciałbym poprosić o książkę, którą pani czytała. Nigdy w życiu nie słyszałem cze­

goś podobnego.“

Gdy wyszedł, kobieta zasnęła. Nie lę­

kała się już niczego, zaufała Bogu. Rano z całego serca chw aliła Tego, który w nieskończonej swojej miłości ochronił ją w „cieniu swoich skrzydeł". Złodziej

spodziewał się dużego łupu, ale Bóg go pow strzym ał. Po jego w yjściu niczego w dom u nie brakow ało oprócz książki, którą dała mu właścicielka.

Bóg przemówił poprzez słowa z Bib­

lii do tego człowieka. W czasie modlitwy odczuł on obecność Boga i w tedy też zrozum iał, że je st grzesznikiem . Od tego dnia zaczął czytać Słowo Boże; jego serce zmieniło się. Zawrócił z błędnej dro­

gi. Zw rócił się do Zbaw i­

ciela, który przyszedł, aby zbawić grzesznika. Przecież w ybaczył złoczyńcy, który umierając na krzyżu zrozu­

miał swój grzech i poprosił Jezusa o łaskę.

Wiele lat później, kobieta ta znalazła się w pewnym mieście, w jednym z kościo­

łów, gdzie głoszona była e- wangelia. W czasie nabo­

żeństwa, gdy skończyło się kazanie, wstał pewien męż­

czyzna i m ów ił na temat kolportażu Pisma Świętego;

opowiedział rów nież .po­

wyższą historię. Swoje opo­

wiadanie zakończył: „Ja by­

łem tym włamywaczem".

Gdy wracał na swoje miejs­

ce, wstała siedząca wśród słuchaczy kobieta i drżącym głosem powiedziała: „To, co słyszeliście, je st prawdą - j a jestem tą kobietą".

„ A nioł P a ń ski zakłada o- b ó z w o k ó ł ty c h , k tó rzy się Go b o ją ; ratuje ich. S ko sztu jcie i zobaczcie, że d o b ry je s t P an. B ło g o sła w io n y c z ło ­ w iek, któ ry u N ie g o szu ka s c h r o n ie ­ nia. “ [Psalm 3 4 :8 -9 ]

Z czasopisma

«Miecz Ducha» 3194 przetłumaczyła z języka greckiego Irena Bellos.

Przedruk z: «Nowe Życie - Tygodnik Chrześcijański» nr 70, wyd. w Atenach dnia 25.02.1995r.

(9)

ŚWIADECTWO

A U S T R A L I A

ifS Y D N E Y

z

Chcę opowiedzieć o działaniu Ducha Świętego, który prow adzi do zw ycięst­

wa nad ciałem , je g o pożądliw ościam i i słabościam i oraz nad chorobą. Będzie to świadectwo nowo narodzonego czło­

wieka, który, pom im o trudów i w alk w ew nętrznych, odniósł zw ycięstw o i- dąc śladami Jezusa Chrystusa.

Otóż wszystko zaczęło się w połowie 1989 roku; pracow ałem w tedy w słyn­

nym Sydney Harbour Bridge. Zauważy­

łem zgrubienia gruczołów w okół szyi i w pachw inach. Poszedłem zaraz do mojej lekarki, która natychmiast dała mi skierow anie do szpitala na badania.

Tam, po w nikliw ych badaniach i anali­

zach, postaw iono diagnozę - now otw ór naczyń lim fatycznych. B ył to dla mnie szok, ale poddałem się intensyw nem u leczeniu chem ikaliam i i choroba jakby ustąpiła. Jednak w rzeczyw istości tylko się przyczaiła.

Po kilku m iesiącach gruczoły gw ał­

townie się powiększyły. Byłem załama­

ny. Co robić? Przecież jest to nieuleczal­

ne, m ogę umrzeć! Przyszedł strach. Po dwóch latach ustaw icznego lęku przed śmiercią otrzymałem wiadomość od mo­

jego brata z Polski, który chciał przyje­

chać i załatw ić parę spraw w Australii.

W iedziałem , że je st chrześcijaninem , i że uczęszcza do zboru. Zaraz też dało się zauważyć wielką różnicę w sposobie i stylu życia, ja k i prow adził mój brat, W aldem ar. Z aw sze grzeczny, uczynny i pełen w ew nętrznej radości. W szyscy, tzn. ja i cała m oja rodzina, patrzyliśm y na niego ja k na dziw oląga. K ilka razy próbował mi czytać Słowo Boże, zapra­

szał na nabożeństwa do polskiego zboru, ale mnie to nie interesowało i żyłem da­

lej bez nadziei.

B rat w yjechał, a choroba p o stęp o ­ w ała i po up ły w ie ro k u byłem ju ż w bardzo złym stanie: zim ne poty, gw ałtow ne u derzenia gorąca, słabość i wycieńczenie. Zacząłem szukać ratun­

ku w różnych naukow ych książkach i w yczytałem , że m oja choroba je st n ieuleczalna i p rzeciętnie po siedm iu

latach n astępuje zgon. To m nie kom ­ pletnie załamało.

M inął znów jakiś okres i oddałem się w ręce najlepszych i najdroższych spec­

jalistów w Sydney. Ale oni daw ali mi tylko silniejsze leki, co już w ogóle nie pomagało. Ostatni specjalista skierował m nie do szpitala na leczenie z zastoso­

waniem tzw. chemioterapii, która pole­

ga na wstrzyknięciu do krwioobiegu sil­

nej trucizny na 72 godziny. Pow oduje to wymioty i mdłości. I tak przez cztery

Musiałem podjąć decyzję, by zostawić ziemskich lekarzy, a przyjąć Pana

Jezusa Chrystusa jako naczelnego Lekarza.

miesiące. W ziąłem cztery dawki truciz­

ny z planow anych sześciu. Czułem się okropnie. W ypadły m i wszystkie włosy i czułem się źle. W iele w tedy w ycier­

piałem.

B O ŻY PO SŁ A N IE C

Przez dw a długie lata oczekiw ałem na śmierć. N ie było dla m nie żadnej nadziei, pozostał tylko wielki strach. Ale nasz Bóg tak nas nie pozostaw ia. Otóż stał się cud. Nieoczekiwanie zadzwonił z Polski mój brat i powiedział, że musi przyjechać do Australii w bardzo ważnej sprawie. N ie pow iedział mi w tedy, że został pobudzony przez D ucha Święte­

go, aby naw rócić m nie na drogę Bożą.

Po przyjeździe, od razu zauw ażył, że moja choroba ma podłoże duchowe. Nie rozum iałem w tedy jego słów, ale słu­

chałem pilnie tego, co mi czytał z Pisma Świętego. Fragmenty te trafiały do m o­

jego serca. Słowo Boże do m nie prze­

mawiało. Czułem potrzebę słuchania te­

go Słowa. Było ono praw dziw e i teraz wiem , że w nim znajdow ałem całą praw dę o m oim grzesznym życiu. To była praca D ucha Świętego. To była wiara. Uzm ysłowiłem sobie, że było to

lekarstwo kojące m oją duszę. W czasie słuchania odczuwałem radość i pokój.

Po kolejnym czytaniu Słowa Bożego uklękliśm y i mój brat zaczął się modlić o zbaw ienie m ojej duszy, o błogosła­

w ieństw o dla całej m ojej rodziny. Po m odlitw ie objął m nie po bratersku tak serdecznie, że aż miałem łzy w oczach.

W tedy zdałem sobie spraw ę z wielkiej m iłości i dobroci B ożej. M ój brat był dla mnie wzorem właściwego chrześci­

jaństw a. Było to dla m nie w yzw aniem do boju o m oją duszę, o m oje zbaw ie­

nie, o życie wieczne. Usłyszałem, że Je­

zus jest jedynym pom ostem do naszego Boga Ojca, i że Jego święta krew może obmyć moje grzechy i moją przeszłość.

Czyż to nie w spaniała perspektyw a - przyjąć zbawienie i życie wieczne?

W tym czasie, pew nego piątkowego poranka, gdy specjalnie wziąłem dzień wolny od pracy, aby wszystko przemyś­

leć, zostałem pobudzony do modlitwy.

Padłem na kolana i w modlitwie zaczą­

łem płakać i wyznawać wszystkie grze­

chy, ja k ie tylko pam iętałem . To było w spaniałe i przejm ujące uczucie, gdy tak uniżyłem się przed sw oim Panem , Jezusem Chrystusem. W iem, wierzę, że O n przebaczył m i w ów czas całe zło, które nagrom adziło się we m nie przez całe m oje życie, bo tak je st napisane w Piśmie Świętym. To były moje nowe narodziny, narodziny z D ucha Święte­

go. Odtąd stałem się dzieckiem Bożym, choć m usiałem toczyć duchow ą walkę o przetrwanie na nowej drodze.

U św iadom iłem sobie, że nadszedł czas, by ogłosić ludziom , że jestem no­

wo narodzonym człowiekiem . Gdy by­

łem na nabożeństwie, kaznodzieja zapy­

tał, czy je st ktoś, kto chce oddać swoje życie Jezusow i C hrystusow i. Bez na­

m ysłu w yszedłem n a środek zgrom a­

dzenia. Zostałem wręcz wyprowadzony tam przez D ucha Św iętego. Całe zgro­

m adzenie m odliło się o mnie. Alleluja!

Co za wspaniała niedziela! W tym cza­

sie choroba nadal się rozwijała, powoli, ale skutecznie obejmowała moje naczy­

(10)

nia lim fatyczne. M odliłem się ju ż co ­ dziennie, codziennie też czytałem P is­

mo Święte, starałem się chodzić z moim Panem, Jezusem Chrystusem, choć Sza­

tan podsyłał mi pokusy i pożądliwości.

Cierpiałem, ale walczyłem.

W SPÓ L N O T A R A D O Ś C I Z B A W IE N IA

Brat w yjechał po dw óch m iesiącach do Polski, a ja zostałem w raz z M ać­

kiem, moim synem, który wcześniej od­

dał swe serce Jezusow i. Z ałożył naw et koło biblijne w sw ojej szkole, m ów ił swoim kolegom o B ogu i Jego nauce.

W iększość z nich nie chciała słuchać i nawet wyśmiewała się z niego.

Obaj z m oim synem przyjęliśm y chrzest w odny, który odbył się w p aź­

dzierniku 1993r. w naszej miejscowości - Macquarie Fields - w rzece, we wspa­

niałej naturalnej scenerii. Cały Zbór u- czestniczył w tym w ażnym dla nas w y­

darzeniu. M odliliśm y się z M aćkiem , pastorem , starszym i i całym zborem , śpiewaliśm y i chw aliliśm y naszego je ­ dynego Pana. Gdy w chodziliśm y do wody, była ona naprawdę zimna, ale po naszym zanurzeniu stała się ciepła, bo gorące były nasze serca. Był to napraw­

dę radosny dzień.

Potem nastąpił norm alny tydzień i nastały dni walki wewnętrznej. Szatan zastawiał swoje zasadzki, pułapki i po­

kusy, ale dzięki trw aniu w Słow ie B o­

żym, dzięki społeczności braci i sióstr, nic nie było w stanie zaw rócić mnie z drogi Pana, Jezusa C hrystusa. T rw a­

łem w Słow ie, czytałem N ow y T esta­

ment w drodze do pracy, rozm awiałem 0 Bogu ze swoimi współpracow nikam i 1 kładłem się do snu pełen wewnętrzne­

go pokoju. Mój syn był dla mnie przy­

kładem dziecka Bożego; zawsze uczyn­

ny, grzeczny, pełen radości, że jego Pa­

nem jest Jezus.

N IE C H ZA W O ŁA ST A R SZ Y C H ZBO RU

P odczas, gdy m oje życie duchow e się rozw ijało, m oje zdrow ie się pogar­

szało. B yłem ju ż bardzo chory. P rze­

szedłem cztery zbiegi chem ioterapii, podczas której trucizna zabija chore ko­

m órki, uszkadzając przy tym rów nież zdrowe. Była to największa dawka cier­

p ienia w m oim życiu. W łaśnie w tedy, gdy cierpiałem po zatruciu lekami, nasz Pan objawił mi, że jest jeszcze jeden le­

karz, który w ziął na siebie w szystkie nasze choroby i dolegliwości. On to po­

lecił mi udać się do niego niezwłocznie.

M usiałem podjąć decyzję, by zostawić ziemskich lekarzy, a przyjąć Pana Jezu­

sa Chrystusa jako naczelnego Lekarza.

Cóż to za przywilej!

Pow ołując się na List Jakuba (5:13- 16), który m ów i o m ocy m odlitw y, pew nego piątkow ego w ieczoru zapro­

siłem pastora i starszych naszego zbo­

ru. Pastor nam aścił mnie olejem, zgod­

nie z P ism em Św iętym , i w szyscy się na głos m odliliśm y. R ęce m oje same wzniosły się do Pana Jezusa Chrystusa i poczułem przez te w yciągnięte ręce m oc, k tó ra się w lew ała w m oje chore ciało. Poczułem ciepło, miłość i ukoje­

nie. N astępnego dnia, w sobotę, ja k zwykle robiłem domowe porządki. B y­

łem sam, żona w pracy, dzieci u kole­

gów. Cisza, spokój. Słuchałem chrześ­

cijańskich pieśni, nuciłem je sobie. Po­

czułem w ielkie pragnienie dziękow a­

nia Bogu. U kląkłem , zam knąłem oczy i p o grążyłem się w m odlitw ie. P ro si­

łem o chrzest D uchem Świętym . A to, co potem nastąpiło, je s t nie do o p isa­

nia. O tóż w ysław iałem naszego P ana Jezu sa C hrystusa w niezrozum iałym dla mnie języku. Rozum wcale nie poj­

m ow ał tego, co w ygłaszałem . Tak, te­

raz już wiem, że to był chrzest Duchem Św iętym . O garnęła m nie w ielka ra ­ dość. Pan się do m nie przyznał i p o ś­

w iadczył, że jestem Jego dzieckiem . Prawie tańczyłem z radości. Odtąd m o­

je życie chrześcijańskie całkow icie się odm ieniło. N ie byłem ju ż sm utnym , zgorzkniałym chrześcijaninem , który no si codziennie swój krzyż i się pod nim ugina, bo jest za ciężki. Stałem się chrześcijaninem w ypełnionym D u ­ chem Świętym, pełnym radości.

K ochani, życzę każdem u z W as ta­

kiego przeżycia, ono wzm acnia, odna­

wia. Po chrzcie D uchem Św iętym ot­

rzym ałem też m oc świadczenia o Jezu­

sie, gdziekolw iek się udawałem , głosi­

łem chwałę i miłość naszego Zbawicie­

la. Jestem bardzo wdzięczny Panu Jezu­

sowi za Jego łaskę, którą mi okazał.

Andrzej Wielicki Sydney, Australia

D

zieci są B ożym darem dla rodzi­

ców - czytam y w Psalm ie 127:3.

Muszą się oni o ten dar troszczyć.

Muszą dbać o dzieci, aby mogły się pra­

w idłow o rozw ijać pod w zględem fi­

zycznym , intelektualnym , społecznym i duchowym. Dobre wykonanie tego za­

dania wymaga właściwego przygotowa­

nia ze strony rodziców.

Po pierw sze muszą oni mieć odpo­

wiedni stosunek do Boga - 5Mo 6:5 - tj.

miłować Boga z całego serca, duszy i siły.

Po drugie, muszą mieć określony sto­

sunek do Bożego Słowa — 5Mo 6:6 - przechowywać je w sercu.

Te dwa podstawowe warunki postawił Bóg rodzicom należącym do narodu izra­

elskiego przed jego wejściem do Ziemi Obiecanej. Dzięki temu właśnie Izrael miał zapewnione zwycięstwo nad miesz­

kającymi tam narodami i ich bożkami - 5Mo 7:16, 9:2.

Jeśli dzieci będą widziały w życiu swoich rodziców miłość do Boga i posłu­

szeństwo wobec Jego Słowa, to później swoje własne życie również będą budo­

wać na tym solidnym fundamencie. Lu­

dzie pochodzący z takich rodzin, dzięki swemu doświadczeniu, będą znali Boga jako kogoś bliskiego, jako troskliwego Ojca. Dzieci są pilnym i obserwatorami wszystkiego, co się wokół nich dzieje, dlatego szczególną troską wszystkich ro­

dziców - chrześcijan powinno być to, a- by w swoim życiu byli rzeczywistym lis­

tem Chrystusowym - 2Ko 2:3.

D U C H O W E PO T R Z E B Y D ZIEC K A

Z łatw ością zauważamy jak nasze dzieci rosną, robią postępy w mówieniu i w reagowaniu na otoczenie. Widzimy jak postępuje rozwój ich życia fizyczne­

go, umysłowego i społecznego. Trudniej jest natomiast dostrzec rozwój sfery du­

chowej dziecka i stwierdzić, na ile zaspo­

kajane są jego potrzeby duchowe. Każde dziecko rodzi się z duchowym głodem, który musi być zaspokajany odpowiednio do wynikających z jego rozwoju potrzeb.

To zadanie Bóg powierzył rodzicom dziecka, którzy troszcząc się o nie, o jego potrzeby fizyczne i psychiczne, muszą pamiętać również o rozwoju duchowym.

Nie zawsze są jednak w pełni świadomi tego, jak wielki wpływ ma ich codzienne zachowanie na późniejszy kształt ducho­

wego życia dziecka.

(11)

J A K PRZYGOTOW AĆ D Z IE C K O DO Ż Y C IA

może się czuć bezpiecznie. Bliskość matki sprawia, że dziecko odbiera i też reaguje na jej stany uczuciowe, dlatego tak ważne jest, aby była ona spokojna, pełna miłości i radości.

W Ł A ŚC IW Y STO SU N EK DO ŚW IA T A I L U D Z I

W okresie wczesnego dzieciństwa (wiek 2 - 3 lata) dziecko zaczyna pozna­

wać otaczający je świat i uczy się mówić.

Na jego rozwój duchowy wpływ mają o- boje rodzice. Poprzez przejawianie właś­

ciwego stosunku do otoczenia powinni u- czyć prawidłowych wzorców zachowań i sami dawać przykład właściwego za­

chowania. Bardzo w ażne jest uczenie dziecka właściwego zachowania się w zborze. W przyszłości będzie miało wtedy odpowiedni stosunek do społecz­

ności ludzi wierzących.

Dzieci w w ieku przedszkolnym (4 - 6 lat) zadają bardzo dużo pytań, m ają bujną wyobraźnię i lubią się bawić. R o­

dzice m ogą um iejętnie w ykorzystać te cechy i świadomie kierować duchowym rozwojem dziecka. Nie wolno lekcewa­

żyć pytań, naw et jeśli są niedorzeczne.

U dzielane odpow iedzi m uszą być dos­

tosow ane do poziom u um ysłow ego dziecka. D obrą rzeczą je st um iejętne w ykorzystanie w yobraźni dziecka dla uzm ysłow ienia m u kim je st Bóg, jak stworzył świat oraz tego, jak Bóg spra­

wuje nad nim władzę.

W P IE R W S Z Y C H

OD K IED Y T R O S Z C Z Y Ć SIĘ O Ż Y C IE D U C H O W E?

Powstaje pytanie: od kiedy należy rea­

gować na duchowe potrzeby dziecka?.

Wydawałoby się, że od chwili, kiedy moż­

na z dzieckiem nawiązać kontakt. W rze­

czywistości jednak, już w okresie prenatal­

nym, dziecko, jeszcze jako płód, odbiera różne bodźce poprzez specjalne włókna nerwowe. Jeśli określone bodźce się pow­

tarzają, to u dziecka może wykształtować się odpowiedni nawyk. Tak więc życie du­

chowe matki w tym okresie, jej zaufanie Bogu, spokój, miłość nie pozostają bez wpływu na małego człowieka, którego no­

si pod sercem.

Po przyjściu na świat dziecko jest na­

dal szczególnie mocno związane z matką, która poświęca mu bardzo dużo swego czasu. Każde niemowie odczuwa ogromną potrzebę bliskości matki, dzięki czemu

K L A SA C H SZ K O ŁY

Kiedy dziecko idzie do szkoły ( 7 - 1 0 lat) posiada ju ż pew ien zakres wiedzy, nawyki postępowania i pewien stosunek do otoczenia. Szkoła staje się czymś bar­

dzo istotnym w życiu każdego dziecka.

Jest to zupełnie nowe środowisko i nowe sytuacje. Jednocześnie brak jest rodzi­

ców, na których dziecko dotychczas zaw­

sze mogło liczyć. W tym okresie ma ono bardzo dobrą pamięć, dlatego należy nau­

(12)

czyć je m ożliwie jak największej liczby wersetów z Biblii, a szczególnie zawartej w nich prawdy. Dorośli ludzie wierzący pamiętają wiele wersetów z Biblii dzięki temu, że nauczyli się ich w dzieciństwie.

SO L ID N E PO D ST A W Y W Y BO RU M IĘ D Z Y D O B R E M I Z Ł E M

Następny okres w rozwoju dziecka jest szczególnie ważny. Jest to początek do­

rastania i dojrzewania. Dziecko chciałoby już samo podejm ować decyzje, lecz nie potrafi i nie chce jeszcze ponosić odpo­

wiedzialności za nie. Najczęściej chroni się w odpowiedzialności zbiorowej i naj­

chętniej robi to, co robi większość. Rodzi­

ce muszą zdać sobie sprawę z ogromu zagrożeń natury etycznej, na jakie narażo­

ne jest dziecko. Dobrze jest już wcześniej pomóc mu w dokonywaniu wyboru po­

między dobrem i złem. Jeśli dziecko po­

siada dobrą znajomość Bożych prawd i ma je ugruntowane dzięki bezkom pro­

misowej postawie swoich rodziców, to będzie umiało dokonać właściwego w y­

boru, nawet wbrew większości.

Dużym wsparciem w duchowym roz­

woju dziecka - nastolatka jest grupa ró­

wieśnicza w zborze, w której dzieci mogą

LISTY LISTY LISTY

D r o g a R e d a k c jo

( ...) D z ię k u ję W a m , B r a c ia i S io stry , w s zy stk im , k tó rzy r e d a g u ­ j ą c z a s o p is m o » C h r z e ś c ija n in « . J e s t o n o w sp a n ia łe , a m a te r ia ły z a ­ w a r te w n im k rze p ią ( i u m a c n ia ją

d u c h o w o . |

P r a g n ę b a r d z o s e r d e c z n ie p o d ­ zięko w a ć c a łe j R o d zin ie re d a k c y jn e j

» C h rze śc ija n in a « za p r z e s y ła n ie m i te g o ż c z a s o p is m a o d p o n a d trze c h la t d o za k ła d u karnego.

J e s te m w ty m m ie js c u , g d y ż b y ­ łem g rze szn y m , n ie p o słu szn y m c z ło ­ w ie k ie m i za z ło , k tó r e p o p e łn iłe m , z o s ta łe m u k a r a n y . Z w ą tp iłe m w se n s ży cia . K o le g a z a c h ę c ił m n ie d o p r z e c z y ta n ia k ilk u b r o s z u r e k o m iło śc i B o ż e j s k ie ro w a n e j d o k a ż ­ d e g o c z ło w ie k a . Z a c z ą łe m c z y ta ć P is m o Ś w ię te i p is m a r e lig ijn e .

sobie nawzajem pomagać, zachęcać się i razem przeżywać B oga i Jego Słowo.

Rola rodziców sprowadza się w tym ok­

resie bardziej do funkcji doradców, któ­

rzy okazują pełne zrozum ienie i goto­

wość niesienia pomocy, kiedy jest ona konieczna.

T RU D N Y O K R E S D O JR Z E W A N IA

W okresie dojrzewania dziecko pod­

daje dokładnej weryfikacji swoje poglą­

dy i konfrontuje je z rzeczyw istością.

Ponieważ główną cechą tego okresu jest odrzucenie autorytetów i tego, co nie spraw dza się w praktycznym życiu, dziecko n a ogół krytykuje w szystko.

Spraw dzeniu i w eryfikacji poddany zostaje również przekazany przez rodzi­

ców biblijny system wartości. Jeśli ro ­ dzice dziecka byli dobrym przykład, to przyjm ie ono ten system w artości za swój styl życia.

M usim y być świadomi w jakim cza­

sie żyjemy. Ap. Paweł określił to słowa­

mi: „ ...w późniejszych czasach niektó­

rzy odstąpią od w iary i przystaną do duchów zw odniczych i będą słuchać nauk szatańskich". Pamiętajmy, że B o­

ży przeciw nik je st przygotow any do

C h c ę z b liż y ć s ię d o s p o łe c z n o ś c i, w k tó r e j m ó g łb y m r o z w ija ć d o ś-

wWczewa mfMdBożąf. Wm/M, że

j e s t o n a w ielka i d zięku ję B o g u , P a ­ n u n a s z e m u , za p r z e m ia n ę \v m o im ż y c iu ; to O n (m n ie o d m ie n ił. O d ­ c z u w a m J e g o tr o s k ę , d o b r o ć i m i­

łość. O n m o ją n a jw ię k szą ra d o ścią , m y m n a jle p s z y m P r z y ja c ie le m . T o , że o tr z y m u ję W a sze c za s o p is m o , to

zwodzenia wierzących i potrafi zaofero­

w ać m łodym ludziom atrakcyjne idee dostosow ane do ich zainteresow ań i potrzeb. Jeśli rodzice i odpowiedzialne osoby w zborze nie zatroszczą się o du­

chowe potrzeby nastolatków, to tę pust­

kę w ypełni ktoś inny, ktoś spoza Bożej rodziny.

W okresie dojrzewania dziecka coraz bardziej ujaw nia się owoc, jaki wyrasta z tego, co było siane w jego dzieciństwie.

Psalm ista mówi, że „owoc trudu rąk swoich spożywać będziesz“ (Ps 128:2a).

Jest to słowo zachęty dla troskliwych ro­

dziców, którzy nie chcą stracić żadnej sposobności, aby ich dzieci mogły pra­

widłowo rozwijać się pod względem du­

chowym. Pam iętajm y o doskonałym wzorcu biblijnym - „Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich m ówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając“ [5Mo 6:6-7].

Danuta Hukisz

i la m u ją c e g o nim .

M o i D r o d z y , n ie je s te m m ło d y m c z ło w ie k ie m , le c z P a n n a sz d o d a je m i s ił. M im o to b a r d z o p r z y d a łb y m i się k o n ta k t z lu d źm i w ie rzą c y m i.

M p ż e k to ś z e c h c ia łb y d o m n ie n a ­ p is a ć . Z o s ta łe m o p u s z c z o n y p r z e z

WztMf i czw/f j'tg 2/ńffty

z e s tr o n y ś r o d o w is k a , w k tó r y m

p r z e b y w a m są n ie p r z y je m n e ; j e d y ­ n ie B ó g d o d a je m i sił.

K o ń c z ą c p r o s z ę R e d a k c ję

» C h r z e ś c ija n in a « o w y d r u k o w a n ie te g o listu . K to z e c h c e , n ie c h n a p i­

sze d o m n ie. C ze k a m .

M iło sierd zie, p o k ó j i m iło ść niech b ędą W aszym u d zia łem w obfitości.

D z ię k u ję R e d a k c ji „ C h r z e ś c ija ­ n i n a “ r a z je s z c z e za o tr z y m y w a n e c za s o p is m o , j e s t o n o d la m n ie b a r ­ d zo cen n e.

N ie c h B ó g W a s p r o w a d z i.

H e n r y k O sta tk ie w ic z R z e s z ó w , 2 6 k w ie tn ia 1995r.

L isty p ro sim y k ie ro w a ć p o d adres:

M is ja W ię z ie n n a , S k ry tk a p o c z t. 77 6 2 -8 0 0 K a lisz 1

Cytaty

Powiązane dokumenty

Drugim pozaepistemicznym rozwiązaniem pozwalającym ominąć problem zależności epistemicznej jest zaproponowany przez Krick taki dobór decydentów, by dyskusje toczyły

Celem konferencji było połączenie chrześcijańskich je się do ducha wysiłków w celu ewangelizacji świata „w czasie jed- czasu, w tym wię- nego pokolenia”.

Duch Święty wzbudza w nas modlitwę, głód Boga, daje pragnienie przeby- wania z Panem, wzbudza tęsknotę za Nim.. My zaś możemy przyjąć to zaproszenie, odpowia- dając

Ale największym grzechem ze wszystkich, jest nie modlić się. Naszym najważniejszym problemem jest nie, ż-e siię źle modlimy. Może używamy jakichś utartych

I chociaż na pewno są rzeczy, które można zmienić b ą d ź popraw ić, ab y ta konferencja stała się jeszcze lepsza, to nie wstydziłabym się zaprosić na

wania się na rzecz naszych charytatywnych organizacji, a tym, którzy już działają, pozwolą choćby częściowo zrekompensować włożony przez nich

Latorośl n aturalna, jak też wszczepiona, jest dziełem Stwórcy, przez którego moc winną maloica dostarcza życiu, dostarcza solku, owoc­.. ności

33 Nie- chęć lekarzy do zachęcania do porodów drogami natury może być umacnia- na przez opisy przypadków przedsta- wiające niepożądane skutki takiego postępowania, ale