• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 2000, nr 9/10

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 2000, nr 9/10"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

• •

z e s c i i a m n

i

\ A ł r “w ir i r * f \ f] ( 5 8 4 - 5 8 5 ) r o k L X X I

Vasils

A gap e m iłość Boża

str. 13

Co now ego n a W schodzie

M isja n a m io to w a

str. 22

i i i 11 1 1 i i

i l i l i « il f i l

m m m m i

” ^ f S

_ V..-V

KOSCIO

' mm*

Kościół Jezusa Chrystusa, szczególnie u

m usi być Kościołem miłującym

to być kochanym, akceptowanym, traktowanym poważnie.

str. 16

(2)

numerze

ISSN 0 2 0 9 - 0 1 2 0 INDEKS 3 5 4 6 2

WYDAWCA

Instytut Wydawniczy AGAPE ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa MIESIĘCZNIK C h rz e ś c ija n in jest organem prasowym

Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce R A D A P ro g r a m o w a

Michał Hydzik Marian Suski Mieczysław Czajko Edward Czajko Kazimierz Sosulski Z E S P Ó Ł R e d a k c y jn y

Kazimierz Sosulski - redaktor naczelny Edward Czajko - redaktor

Ludmiła Sosulska - redaktor Monika Myszkal - redaktor graficzny A D R ES R e d ak cji

Miesięcznik Chrześcijanin

Skr. poczt. 84, 05-807 Podkowa Leśna tel. 022/7291307; 6548296

http://www.chn.kz.pl; e-mail: agape@kz.pl K ON TO

M iesięcznik Chrześcijanin PKO BP V O/Warszawa 04-10201055-122831146 PRENUM ERATA W 2 0 0 1 k ra jo w a - pojedyncza roczna - 33,00 zł;

półroczna - 16.50 zł; zbiorowa (od 5 egz.) roczna - 30,00 zł; półroczna - 15,00 zł z a g ra n ic z n a — roczna: Czechy, Litwa, - 12 USD; Europa Zach. - 18 USD:

Ameryka Płn. - 24 USD; Australia i Ameryka Płd. - 30 USD.

WYZNANIE WIARY KOŚCIOŁA ZIELONOŚW IĄTKOW EGO W POLSCE

W ierzym y,

że Pismo Święte - Biblia - jest Słowem Bożym, nieomylnym i natchnionym przez Ducha Świętego, i stanowi jedyną normę wiary i życia.

W ierzym y

w Boga w Trójcy Świętej jedynego, w osobach Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

W ierzym y

w Synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z Ducha Świętego, narodzo­

nego z Marii Dziewicy; w Jego śmierć na krzyżu za grzech świata i Jego zmar­

twychwstanie w ciele; w Jego wniebo­

wstąpienie i powtórne przyjście w chwale.

W ierzy m y

w pojednanie z Bogiem przez upamię- tanie i wiarę w ewangelię, w chrzest i Wieczerzę Pańską.

W ier zy m y

w chrzest Duchem Świętym, przeżywanie pełni Ducha i Jego darów.

W ier zy m y

w jeden Kościół, święty, powszechny i apostolski.

W ie r z y m y

w uzdrowienie chorych jako znak łaski i mocy Bożej.

W ier zy m y

w zm artwychwstanie i życie wieczne.

6

PRACUJ N A D SWOIM CHARAKTEREM Chrześcijanin winien modlić się

do Boga o pomoc w przezwyciężaniu przeszkód, bo to go zahartuje, upewni na drodze wiaty i przyczyni się do tego, by stcd się człowiekiem z charakterem.

. --

2 0

RELIGIJNA G LOBALIZACJA Na czym ma polegać nietolerancja chrześcijan?

Między innymi na tym, że wierzymy w jedyną drogę, która wiedzie do Ojca

- Jezusa Chrystusa.

TYLKO CHRYSTUS?

TAK!

Im bardziej jakiś Kościół dopasowuje się do ducha czasu, w tym większym znajduje się niebezpieczeństwie, Że nie tylko wypędzi Ducha Bożego, ale że przez tylne drzwi

pozwoli wejść innym duchom.

Te obce duchy rządzą ideologiami i religiami tego świata.

Siowo wstępne redaktora naczelnego

Dlaczego?

4 Kazanie

Kościół miłujący

Porozmawiajm y

Pracuj n ad swoim charakterem

1 @ M iniatury egzegetyczne

Tylko C hrystus? Tak f f D rugie złam a n ie

1 Biblia i teologia

A g a p e - miłość Boża S b Relacja

Co n o w e g o n a W sc h o d zie

Poszukując...

D laczego d o b ra ? R eligijna g lobalizacja Misja n a m io to w a Pozw ólcie dzieciom

Listy Fundusz Z 7 Ogłoszenia

27 Poznajm y się

Aforyzmy

W iadomości - kraj 3 G Chwila dla audiofila

Crystal Lewis

C hrześcijanin

(3)

Iłowo wstępne r e d a k t o r a naczelnego

Biorąc do rąk ten numer naszego pisma z pewnos;- cią ten i ów zapyta, dlaczego ukazuje się on dopiero pod koniec stycznia? Chcę więc wyjaśnić. Rok temu stanęliśmy przed koniecznością dokonania zmian, gdy chodzi o skład komputerowy, co pozwoliło także na korzystne (jak ocenili czytelnicy i inne kompetentne osoby) zmiany w układzie graficznym pisma. Wiązało się to wszakże ze wzrostem kosztów. Postanowiliśmy zatem obniżyć koszty ogólne tworząc tzw. redakcję wirtualną. Tak więc zrezygnowaliśmy z pomieszczeń biurowych w Warszawie, zlikwidowaliśmy dwa etaty.

Uznaliśmy, że osoby wchodzące w skład redakcji jak i z nią współpracujące mogą pracować w swoich mieszkaniach, co jest możliwe dzięki sprzętowi kom­

puterowemu i Internetowi. Około roku trwało poszuki­

wanie odpowiednich współpracowników poza Warszawą, która jest - jak wiadomo - bardzo droga.

Obecnie istnieje taki redakcyjny czworokąt: Podkowa Leśna - Mielec - Rzeszów - Cieszyn. W minionym roku musieliśmy się także uczyć radzenia sobie z wymogami elektronicznego sprzętu i dopasowy­

waniem do siebie nawzajem poszczególnych jego ele­

mentów, rozwijaliśmy sposoby komunikowania się i przekazywania danych na odległość oraz dokształ­

camy się jeszcze w umiejętności użytkowania tych samych programów komputerowych. To wszystko dało oszczędności, które w roku 2000 zaowocowały utrzymaniem czterokolorowej okładki i wprowadze­

niem dwóch kolorów na wszystkich stronach wewnętrznych. Pozwoliło także na podniesienie ceny prenumeraty w 2001 roku tylko o 10 procent, mimo że papier zdrożał o ponad 30 procent, a poczta o 15.

Oczekujemy, że od numeru 3-4/01 pismo będzie się już ukazywało regularnie, a w roku następnym chcielibyśmy - z Bożą pomocą - po dziesięciu latach przerwy przywrócić wreszcie cykl miesięczny.

Drodzy Czytelnicy! Dziękujemy Wam za niezwykłą cierpliwość i zaufanie. Niektórzy z was opłacają już prenumeratę za rok 2001, mimo że nie otrzymali jeszcze dwóch numerów z roku ubiegłego.

Wielu do nas telefonuje pytając co się dzieje i - po wyjaśnieniach - okazuje zrozumienie. Jest to dla nas bardzo zachęcające. Cieszymy się, że mamy tak wspaniałych czytelników. Muszę w tym miejscu wspomnieć, że wszyscy redaktorzy „Chrześcijanina”

zajmują się miesięcznikiem poza swoimi podsta­

wowymi obowiązkami. Choć kościelną działalność prasową traktujemy jako bardzo ważną służbę, to jed­

nak nie jest ona naszym głównym zajęciem. Zapyta ktoś, czy nie można z czegoś zrezygnować? Bardzo chętnie, ale przy wszelkich próbach usunięcia się z jakiejś dziedziny okazuje się, że ciągle aktualne są słowa naszego Pana: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników m ało ...” Dlatego zachęcam, abyśmy razem wypełniali następną część słów Jezusa: „Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje”. Módlmy się zatem o siostry i braci chętnych i

zdolnych do współpracy z redakcją. Pojawiło się już kilkunastoosobowe grono piszących współpracowni­

ków. Zachęcony także niektórymi wystąpieniami na ostatnim Synodzie Kościoła oczekuję, że każdy okręg kościelny wyznaczy swoich korespondentów, zaś prezbiterzy okręgowi dopilnują, aby wywiązywali się oni ze swoich zobowiązań. Dużą nadzieję wiążę też z nowo powołanym oddziałem redakcji w Mielcu, gdzie pracować będzie sekretarz redakcji.

Chcę przy tej okazji odpowiedzieć na inne jeszcze pytanie. Dlaczego w tym roku tak wiele miejsca poświę­

ciliśmy artykułom polemicznym zamiast tzw.

budującym? Wymagała tego sytuacja. Liczne Wasze reakcje. Drodzy Czytelnicy, dowodzą, że było to słuszne. Wielu chrześcijan, pod naporem hałaśliwej ekspansji naszych współbraci lansujących „nową duchowość” i „nowe metody ewangelizacji”, poczuło się nieco zagubionych. Niektórzy, z uwagi na swoją nor­

malność, poczuli się w swoich zborach jak członkowie drugiej kategorii. Pewna czytelniczka, oderwawszy się od lektury poprzedniego numem, zatelefonowała, by między innymi powiedzieć: „Opisałeś to bracie tak, jak­

byś miał kamerę i widział, co się dzieje w naszym zborze”. A jeden z pastorów stwierdził: .Jestem jak człowiek, który chce gołymi rękami powstrzymać rozpędzoną lokomotywę. Wasze stanowisko pozwala mi zobaczyć, że nie jestem osamotniony”.

Tak, będziemy zachętą i ostoją dla tych ewan­

gelicznych chrześcijan, którzy opowiadają się za zdrową, apostolską nauką. W czasach zalewu książek, publikacji w Internecie, kaset wideo i audio promujących duchowość opartą raczej na regional­

nych wzorcach kulturowych, najnowszych odkry­

ciach naukowych czy szczególnych osobistych doz­

naniach i wyobrażeniach, niż na fundamencie Słowa Bożego, będziemy się starać dawać jasne przesłanie co do „odwiecznych ścieżek Pana” . Ponieważ wkrótce ma się pojawić w naszym Kościele jeszcze jedna platforma informacyjna, dlatego zostaniemy zwolnieni z konieczności publikowania długich i mocno polemicznych tekstów. Chcemy jednak nadal przekazywać jasne i czytelne sygnały dotyczące aktualnych niebezpieczeństw, natomiast obszer­

niejsze opracowania znajdą się na internetowej stro­

nie miesięcznika. Do takich właśnie należy niepubli­

kowany artykuł „Walka duchowa według nowego paradygmatu”, który został opracowany w listo­

padzie na zamówienie pastorów z okręgu central­

nego. Na liczne prośby udostępnienia go informuję, że znajduje się w Internecie pod adresem:

www.chn.kz.pl/art/para.htm.

Serdecznie pozdrawiam i życzę Bożego błogosła­

wieństwa.

9-10/2000 C hrześcijanin 3

(4)

■ O Ł , . m i

Największy wpływ na życie innych ludzi, szczegól­

nie tych, którzy znaleźli się w różnych tarapatach, mają ci, którzy zainteresowali się ich problemami, starali się zrozumieć ich sytuację, zaspokoić potrze­

by, bezwarunkowo zaakceptować. Żyjemy w czasach coraz powszechniejszego wzajemnego izolowania się ludzi i orientowania wyłącznie na siebie, na swo­

je pragnienia. Dlatego wlas'nie chrzes'cijanie powinni być tymi, którzy zdecydowali się być „zorientowany­

mi na innych". Ludzie tęsknią za kirns', komu mo­

gliby zaufać, opowiedzieć o swoich problemach, utrapieniach.

Taki wlas'nie był Jezus i dlatego zdobywał serca ludzi. Chociaż wszyscy odwrócili się od Zacheusza, Jezus go przyjął. Gdy wszyscy patrzyli na niego jako na nędznego grzesznika, wyrzutka społeczeństwa, Jezus widział go inaczej. Gdy inni uważali go tylko za złodzieja, Jezus wiedział, że jest zgubionym człowiekiem, którego trzeba ratować. Nasz Pan za­

wsze czynił ten pierwszy krok w kierunku potrzebu­

jącego. Nieustannie niósł swoje poselstwo miłości do ludzi. Szedł tam, gdzie oni przebywali - na place, nad morze, jezioro. Za to właśnie krytykowali go religijni przywódcy. Mówili o nim, że przyjmuje grzeszników i z nimi jada. Mówili, że jest przyjacielem celników i grzeszników.

Być chrześcijaninem to znaczy być podobnym do Chrystusa, a być podobnym do Chrystusa oznacza bycie ratownikiem, rybakiem ludzi. Kiedy Jezus wy­

bierał swoich uczniów, pierwsze słowa, które kiero­

wał do nich to: „Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi”. (Mt 4,19) Ostatnie słowa, które usłyszeli Jego uczniowie przed wniebowstąpieniem brzmiały: „Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie naro­

dy, chrzcząc je....i ucząc je przestrzegać wszystkiego co wam przykazałem”. (Mt 28,19-20)

Ludziom żyjącym bez Boga brakuje miłości, często czują się odrzuceni, wykorzystywani, opuszczeni, źle traktowani, poniżani. Przerażeni i sponiewierani wo- lają o pomoc, Kiedy widzą wypływającą z serca wie­

rzących miłość, zostają przez nią pochwyceni.

W miłości jest moc niezwykła. Powinna też mieć bardzo praktyczny wymiar. Musi być skierowana do

u j a c y

konkretnej osoby. Miłość ojca do marnotrawnego sy­

na była bezwarunkowa. Ten syn nie zasłużył na mi­

łość ojca. Przecież zmarnotrawił połowę dorobku je ­ go życia. Lecz ojciec nie kazał mu najpierw odrobić to, co roztrwonił z nierządnicami i dopiero potem do niego wrócić. Od razu rzucił mu się na szyję i poca­

łował go. Czemu? - mógłby ktoś zapytać.

Postawa ojca, który przyjmuje marnotrawnego syna zawsze wywołuje we mnie uczucie ogromnej wdzię­

czności. Dlaczego przyjął i mnie? Niczym nie mogę się poszczycić. Nie mogę powiedzieć: Panie, zro­

biłem coś pożytecznego. Raczej chcę powiedzieć:

Jestem nieużytecznym sługą.

Postawa ojca jest też dla mnie zachętą do czegoś jeszcze. On i dziś wypatruje marnotrawnych synów, Zacheusza, Samarytanki. Jeśli posiadam Jego Ducha, Jego współczucie dla zgubionych, to nie pozwoli mi to spać spokojnie, podczas gdy 95 procent społeczeń­

stwa, w którym żyję zmierza do miejsca, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębami na wieki. „W miejsce Chry­

stusa poselstwo sprawujemy” - powiada nam apos­

toł. Gdzie my to „poselstwo w miejsce Chrystusa”

sprawujemy? Jezus przyszedł, aby szukać i zbawić to, co zginęło. On nie szukał zgubionych w świątyni, w zborze. On szedł do ludzi. Jezus nie siedział jak Paweł i Gaweł w swoim domku, ale poszedł łowić ryby tam, gdzie można było coś złowić. Nie leżał jak Dyzio Marzyciel myśląc tylko o żniwach, ale poszedł zbierać plony, ponieważ żniwo już dojrzało.

Niektórzy chrześcijanie ciągle tylko marzą o przebu­

dzeniu, ale dla marzycieli nigdy przebudzenie nie przyjdzie. Inni mają wizje wielkich mórz pełnych wielkich ryb, ale jeszcze nikogo do Chrystusa nie przyprowadzili. Wizje i marzenia, jeśli od Boga po­

chodzą, są wspaniałe, ale nadszedł czas, abyśmy jako Kościół Chrystusa poszli za przykładem naszego mistrza, a także pierwszych chrześcijan, o których czytamy takie świadectwo: „My bowiem nie może­

my nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy”.

(Dz 4,20) Miłość pierwszych chrześcijan do zgu­

bionych ludzi była motorem ich działania i ta właśnie miłość pobudzała ich do niesienia ewangelii. Dla pierwszych chrześcijan po prostu niemożliwe było milczenie na temat tego, co Bóg uczynił dla nich

w Chrystusie. Nawet wtedy, kiedy im surowo zaka­

zano uczyć w imieniu Jezusa, oni „napełnili nauką swoją całą Jerozolimę” (Dz 5,28).

Żyjemy w czasie nadzwyczajnego Bożego działania na różnych kontynentach naszego globu. Spodzie­

wamy się, że i przez nasz kontynent, a szczególnie przez nasz naród przepłynie potężna fala Bożego po­

ruszenia. Czy oczekując mamy siedzieć z założonymi rękami? Modlę się, aby mnie i cały Kościół nawiedził tak potężny strumień Bożej miłości, który nie poz­

woli nam zajmować się samymi sobą, ale wypchnie nas do zgubionych. Niech miłość Chrystusowa przy­

nagla nas do głoszenia ewangelii naszym rodakom.

Boże serce jest przepełnione miłością do zgubionego grzesznika, jest w nim pragnienie uratowania zgu­

bionej owcy od wiecznego potępienia, jest też współ­

czucie dla tych, których szatan wiedzie na zatracenie.

Wszystkie czyny Jezusa Chrystusa na ziemi wypły­

wały z serca przepełnionego miłością, współczuciem i troską o człowieka. Jakże wielka radość panuje w niebie, kiedy zostaje odnaleziona jedna zgubiona owieczka. Mieć udział w tej radości całego nieba to nasz wielki przywilej. Zawsze kiedy widzę łzy radoś­

ci i wdzięczności pojawiające się na twarzy osoby, którą mogłem poprowadzić do Jezusa, doświadczam tej niebiańskiej radości na nowo.

Pobudza nas do dzielenia się ewangelią z bliźnimi pełne miłości posłuszeństwo Jezusowi i Jego naka­

zowi głoszenia oraz pełna miłości troska o zgubio­

nych. Głosimy Ewangelię, ponieważ kochamy Boga i troszczymy się o Bożą chwałę oraz kochamy ludzi i pragniemy, aby nasi najbliżsi, sąsiedzi, znajomi byli z nami w niebie, a nie w piekle. Ktoś powiedział, że ewangelizacja to w dziewięćdziesięciu procentach miłość, a tylko w dziesięciu procentach działalność.

Doznałem w swym życiu wstrząsu kiedy to przeczy­

tałem. Zatroszczmy się o miłość, a zdobędziemy nasz

kraj dla Królestwa Bożego! ■

Ludziom żyjącym bez Boga brakuje miłości, często czują się odrzuceni, wyko­

rzystywani, opuszczeni, źle traktowani, po­

niżani. Przera­

żeni i sponiewie­

rani wołają o pomoc. Kiedy widzą wypływa­

jącą z serca wie­

rzących miłość, zostają przez nią pochwyceni.

W miłości jest moc niezwykła.

Powinna też mieć bardzo pra­

ktyczny wymiar.

Musi być skie­

rowana do kon­

kretnej osoby.

Ewangelizacja to w dziewięć­

dziesięciu pro­

centach miłość, a tylko w dzie­

sięciu procen­

tach działalność.

9-10/2000 C hrześcijanin 5

(5)

lorozmawiajmy

M arian Biernacki

nad swoimCha T C lkt £ TC 171

Rosiejesz myśli, zbierzesz czyny. Rosiejesz czyny, zbierzesz nawyk.

Rosiejesz nawyk, zbierzesz charakter.

Rosiejesz charakter, zbierzesz w ieczność.

Zachowanie wielu ludzi przypomina ruchy kukiełki.

To gdzie idą i co robią jest zależne od niewidocznych nitek, za które pociąga ktoś inny i tym samym wpły­

wa na ich postępowanie. Jak kukiełka nie decyduje sama o swoich ruchach, tak wielu ludzi w swoim działaniu podlega zewnętrznej manipulacji. Jak nagłe zwroty marionetki zdradzają, że ktoś pociągający za nitki nie pyta jej o zgodę, tak zmienność zachowania niektórych ludzi wskazuje, że nie oni sami tworzą scenariusz swego postępowania, że bezwolnie ule­

gają namowie raz tego, raz tamtego, że są po prostu ludźmi bez charakteru.

Od pewnego czasu tkwi we mnie silna potrzeba zwrócenia uwagi naszych chrześcijańskich gremiów na rangę charakteru człowieka w jego duchowym wzroście i osiąganiu przezeń celów natury duchowej.

Ciąży mi potrzeba podkreślenia, jak bardzo ważna jest raczej praca nad swoim charakterem, niż rozglądanie się za jakim ś cudownym, bezbolesnym środkiem na duchowy sukces.

CZYM j e s t ch a rak ter

Charakter to względnie trwale właściwości postępo­

wania człowieka, w których wyraża się jego stosunek do innych ludzi, do samego siebie, do własnego dzia­

łania . Charakter może być dobry, silny, nieugięty al­

bo słaby, trudny, zly. Charakter można kształcić i na­

ginać. Można go sobie wyrobić albo spaczyć2.

Charakter człowieka objawia się w trwałych i specy­

ficznych sposobach postępowania. Gdy takich sposo­

bów czy zasad postępowania nie można u niego dos­

trzec, mówimy o braku charakteru. Jeżeli swoich zasad postępowania człowiek trzyma się nawet mimo trudności i przeciwności, mówimy o mocnym cha­

rakterze. Gdy natomiast jakaś trudność powoduje zmiany w zasadach postępowania, przypisujemy człowiekowi slaby charakter, a taki ma ten, kto np.

ulega namowie przyjaciół i zmienia swój plan prowadzący do zakończenia ważnej pracy na rzecz spędzenia czasu w miłym towarzystwie2.

CHARAKTER a te m p e ra m e n t

Spotkałem się z poglądem, że charakter człowieka jest zakodowany w jego genach, że już z urodzenia jedni są prawi, stali i silni, a drudzy słabi, chwiejni i skłonni do złego.

Owszem, można czasem nabrać takich przekonań ob­

serwując zachowanie np. dzieci wychowujących się w tej samej rodzinie, gdy jedne z nich mają większą skłonność do złego niż pozostałe, ale nie jest to wyni- Bardzo ważna kiem „wrodzonego charakteru”, bo charakter czło- jest raczej praca wieka formuje się w trakcie jego życia. Nie jest stalą nad swoim cha- określoną wartością, z którą przychodzimy na świat.

rakterem, niż Owszem, rodzimy się z pewnymi cechami osobowoś- rozglądanie się ci, które w połączeniu z warunkami, w jakich się wy- za jakim ś cu- chowujemy, mogą mieć spory wpływ na to, czy nasz downym, bezbo- charakter będzie się kształtował prawidłowo, czy też leśnym środ- nie, ale nie rodzimy się z gotowym charakterem. Wro- kiem na ducho- dzony mamy temperament. Temperament jest bowiem wy sukces. związkiem wewnętrznych cech, które podświadomie wpływają na zachowanie danego człowieka. Cechy te układają się genetycznie odpowiednio do narodowoś­

ci, rasy, pici i innych czynników dziedzicznych, i są one przekazywane przez geny. Charakter natomiast to wypadkowa naszego naturalnego temperamentu, wychowania w okresie dziecięctwa, wykształcenia, podstawowych poglądów, wiary, zasad i motywów4.

Temperament może zostać zmieniony, gdy rodzimy się na nowo z Ducha Świętego i w Chrystusie staje­

my się nowym stworzeniem. Na przykład ktoś z natu­

ry wybuchowy, nerwowy, po przeżyciu duchowego odrodzenia staje się łagodny i zrównoważony. Jeżeli jednak chodzi o charakter człowieka, to pracę nad nim Bóg zleca jem u samemu, obiecując mu przy tym Swoją współpracę poprzez radę i moc Ducha Świę­

tego oraz stawiając mu przed oczami doskonały wzór Jezusa Chrystusa.

WYZNAWAĆ czy w ziąć się w karby?

Myślę, że niektórzy z nas, przy całym szczęściu, że usłyszeli Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie, nie

mieli szczęścia usłyszeć całej prawdy o naśladowaniu Pana. Powiedziano im (nie wiem tylko dlaczego zro­

biono to w imieniu Jezusa), że teraz nie muszą już wysilać się i starać, bo wszystko zrobił za nich Pan.

Oni mają tylko brać i korzystać z Jego łaski, wyz­

nając, że są wolni od grzechu, że są całkowicie inni, zdrowi, szczęśliwi, a nawet bogaci, bo stali się prze­

cież dziećmi Bożymi.

I owszem, status dzieci Bożych otrzymaliśmy z laski, przez wiarę, nie z uczynków, aby się ktoś nie chlubił'.

Przebaczenie naszych grzechów, pojednanie z Bogiem i dar żywota wiecznego to od początku do końca owoc wyłącznie niezasłużonej laski Bożej! W żadnym stop­

niu nikt z nas nie mógł na to zapracować. Wiele też zmian nastąpiło w nas w rezultacie tego, że uwierzy­

liśmy w Chrystusa i otrzymaliśmy nową naturę.

Ale źle się stało, że niektórzy chrześcijanie, rozpo­

czynając drogę naśladowania Jezusa Chrystusa, nie usłyszeli prawdy, że Bóg, który zrobił za nich to, czego nie byli w stanie zrobić oni (dal nowe życie), nie będzie za nich robić tego, co muszą zacząć robić sami, korzystając z mocy i pomocy Ducha Świętego!

Czytając Nowy Testament zechciejmy tylko zwrócić uwagę, jak wiele rzeczy Słowo Boże nakazuje czynić wierzącym (to znaczy tym, którzy są w Chrystusie) i nie są to bynajmniej sugestie dające nam prawo spodziewania się jakichś bezbolesnych i łatwych rozwiązań. Są to jednoznaczne wezwania do ducho­

wej walki z cielesnością i podjęcia w wierze wysiłku potrzebnego do zwycięstwa.

Ale to jest już droga dla ludzi, którzy są gotowi pod kierownictwem Ducha Świętego popracować na swoim charakterem, bo bez tej pracy, bez ukształto­

wania w nas charakteru Chrystusa, naśladowanie Pana okazuje się praktycznie niemożliwe.

Spotkałem wielu ludzi mających na ustach wspaniale wyznania, tyle że bez wspaniałego życia. Ludzi wyz­

nających zwycięstwo, ale nie takie, które urzeczy­

wistniało się w praktyce ich życia. Wyznających, że są zdrowi, choć dalej byli chorzy. Głoszących, że

C i D •••>

Chrystus jest ich najwyższą wartością, a skwapliwie gromadzących majątek ziemski. Głośno piętnujących grzech, a po cichu mu ulegających.

Dlaczego?! Bo w rzeczywistość naśladowania Chry­

stusa Pana nie wchodzi się samymi wyznaniami. Do Charakter czło- tego potrzebny jest charakter Chrystusa, którego nie wieka objawia nabywa się na szumnych konferencjach, tylko się it’ trH’afych poprzez codzienne branie krzyża i zmaganie się i specyficznych z przeciwnościami, ponoszenie odpowiedzialności, sposobach po- w trudzie i cierpieniu. Skoro o Chrystusie jest powie- stępowania. Gdy dziane: „I chociaż byl Synem, nauczył się posłu- takich sposobów szeństwa przez to, co wycierpiał", 6 to na jakiej pod- czy zasadpostę- stawie uczeń Jezusa miałby oczekiwać, że jego powania nie charakter ukształtuje się na drodze jedynie pożyty- można u niego

wnych wyznań?! dostrzec, mówi-

Bóg potrzebuje na ziemi ludzi takich jak Jezus! Ludzi my o braku niezłom nych, w ytrwałych, konsekw entnie idących charakteru.

Chrześcijanin 9-10/2000 9-10/2000 C hrześcijanin

(6)

naprzód i osiągających duchowe cele. Ludzi, którzy natury grzeszni, chwiejni i zawodni, po tym jak uwie­

rzyli w Chrystusa i otrzymali nowe życie, będą rzeczy­

wiście chodzić w Chrystusie, wytrwale wstępując w Jego siady w praktyce swego życia! Bóg potrzebuje ludzi z charakterem! Tylko tacy naprawdę są solą ziemi i s'wiatłos'cią s'wiata.

Oto kilka przykładów objawienia się charakteru Chrystusa w okresie Starego Testamentu.

CHARAKTER w czystości m oralnej

Józef, syn Jakuba, byl człowiekiem o mocno i prawi­

dłowo ukształtowanym charakterze. Gdyby tak nie by­

ło, to w sytuacji, gdy w okresie młodzieńczych pokus znalazł się daleko od rodzinnego domu i na dodatek ze­

tknął się w więzieniu z egipskim środowiskiem przestę­

pczym, z pewnością uległby propozycjom żony Potyfara7.

Niejeden chrześcijanin robił sobie postanowienia w tej sferze, wyznawał, że jest wolny i czysty przez wiarę, a potem, gdy znalazł się daleko od domu, gdzieś za granicą, poza zasięgiem oczu swoich bliskich i wolny od niebezpieczeństwa, że zostanie rozpoznany przez znajomych, ulegał pokusie i w jakiejś tam formie za­

nieczyszczał się moralnie.

Ale Józef tak nie zrobił. I to nie dlatego, że ktoś mógł­

by go przyłapać na grzechu i ukarać, albo że ktoś do­

niósłby o tym do domu ojcowskiego i byłoby mu wstyd. Józef nie tylko wiedział, co jest dobre, a co zle, nie tylko znal zasady moralnego życia. On miał krę­

gosłup moralny, mial godność męża Bożego, miał ukształtowany silny charakter!

To mocny charakter lub jego brak decyduje, że jedni chrześcijanie zachowują czystość moralną a drudzy nie, pomimo tego, że w słowach jedni i drudzy jed­

nakowo są przeciwko niemoralnym czynom. Proszę przy tym zwrócić uwagę, że Józef uciekał z miejsca, gdzie mogło dojść do grzechu. Nie próbował udawać świętego, którego takie rzeczy nie mszają. Ale by tak zrobić, trzeba mieć w sobie charakter Chrystusa.

C h a ra k ter w pełnien iu Bożej służby

Nehemiasz, na własne życzenie, otrzymał od Boga za­

danie odbudowania murów Jerozolimy. Nim to rozpo­

czął, musiał pokonać szereg przeciwności natury poli­

tycznej, społecznej, organizacyjnej i materialnej. Mial wrogów zewnętrznych i problemy wewnętrzne. Na różne sposoby próbowano zatrzymać go w wykonaniu tego Bożego dzieła. Zagrożono mu nawet zamachem na jego życieK. Człowiek bez charaktem by się załamał i przynajmniej trochę spuścił z tonu. Wyjechałby czym prędzej gdzieś daleko, poszukał sobie innego zajęcia lub przynajmniej poszedł na roczny urlop. Tak zrobiło już wielu Bożych pracowników. Służba Pańska jest bowiem żmudna, wymaga ciągle nowych poświęceń, a czasem jest nawet niebezpieczna. Ale Nehemiasz miał żelazny charakter. „Czy człowiek taki jak ja ma uciekać? Czy ktoś taki jak ja wejdzie do przybytku,

aby ratować życie? Nie pójdę!” - odpowiedział na gro­

źby i dalej pełnił wyznaczone mu przez Boga zadanie.

By jednak być tak stałym w pracy dla Pana, trzeba mieć w sobie charakter Chrystusa!

CHARAKTER w obliczu cierpienia

Był mąż w ziemi Uz imieniem Hiob; a mąż ten byl nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego9.

Prowadził szczęśliwe, dostatnie życie i był za to bardzo wdzięczny Bogu. Czy w tym czasie pracował nad swo­

im charakterem? Diabeł zaczął pomawiać go przed obliczem Bożym, że jest człowiekiem bez charakteru, że służy Bogu dlatego, że ma z tego korzyści, i gdyby te korzyści mu zabrać, to zaniecha swojej bogobojnoś- ci. Tak przecież robią ludzie bez charakteru. Modlą się, śpiewają, mają na ustach wspaniałe wyznania, a kilka tygodni później widzisz ich na ulicy z papierosem w ustach, a nawet złorzeczących Bogu, bo ich zdaniem ich zawiódł. Diabeł naciął się jednak bardzo, bo Hiob byl człowiekiem z charakterem. Ogrom cierpienia i fa­

la niepowodzeń, jaka na niego przyszła nie załamała jego wiary w Boga.10 Proszę zauważyć, że nawrót szczęścia Hioba nie nastąpił w wyniku jego modlitw nakierowanych na własne powodzenie, lecz wtedy, gdy wstawiał się za swoimi niedojrzałymi duchowo przyjaciółmi. Ale by w cierpieniu nie tylko nie stracić osobistej wiary w Boga, ale jeszcze modlić się o tę wiarę dla innych, trzeba mieć uformowany w sobie charakter Chrystusa.

CHARAKTER w m odlitw ie

Daniel, jak każdy wierzący w Boga człowiek, potrze­

bował codziennie się modlić. Praktykował więc modl­

itwę pomimo tego, że znalazł się na obczyźnie, daleko od domu, że stał się jedną z kluczowych postaci na dworze króla Babilonii, a potem Persji. Po niezli­

czonych codziennych sytuacjach, które niewątpliwie były próbą zakłócenia jego życia modlitewnego, na­

stąpił zamach na jego regularne kontakty z Bogiem, chytry spisek zazdrosnych satrapów, w czasie którego mógł stracić życie". Ale Daniel nabył już charakteru męża modlitwy. Stał się w tym niezłomny. Nie tyle dbał o utrzymanie teki ministra albo nawet o własną skórę, co o stalą społeczność z Bogiem.

Gdyby nie mial silnego charakteru, z powodu tych nie­

sprzyjających okoliczności zaniechałby modlitwy na jakiś czas, albo zaczął się z tym ukrywać. Tak robi niejeden współczesny chrześcijanin, lecz nie prorok Daniel! I do tego potrzebny jest wykształtowany w nas charakter Chrystusa!

PRZECIWNOŚCI w zm acn iają c h a rak ter Proszę zauważyć, że wszyscy wymienieni powyżej mężowie Boży nie mieli łatwego życia. Ich niezłomny charakter zalśnił w niewoli, w cierpieniu, w prześla­

dowaniu, w pokuszeniu, i dzięki tym przeciwnościom jeszcze bardziej się umocnił.

Jeżeli swoich zasad postępo­

wania człowiek trzyma się na­

wet mimo tnid- ności i przeci- wności, mówi­

my o mocnym charakterze.

Gdy natomiast jakaś trudność powoduje zmia­

ny w zasadach postępowania, przypisujemy człowiekowi słaby charakter

Temperament jest związkiem wewnętrznych cech, które pod­

świadomie wpły­

wają na zacho­

wanie danego człowieka. Cechy te układają się genetycznie odpowiednio do narodowości, ra­

sy, płci i innych czynników dziedzicznych, i są one przeka­

zywane przez geny.

8 C hrześcijanin 9 -10 /2 0 0 0

(7)

Modlitwa, żeby Bóg usunął z naszej drogi wszelkie trudnos'ci jest w gruncie rzeczy przeciwna wyrobie­

niu w nas charakteru Chrystusa. Bóg nie wysłuchuje takich modlitw. Chrzes'cijanin winien się modlić do Boga o pomoc w przezwyciężaniu przeszkód, bo to go zahartuje, upewni na drodze wiary i przyczyni się do tego, by stal się człowiekiem z charakterem. Nie powinien modlić się o to, by Bóg usunął trudności.

Gdyby celem Bożym dla człowieka było to, aby przy­

jemne było jego doczesne życie, to tak z pewnością wyglądałoby na ziemi życie Jezusa. Inne jest jednak świadectwo Pisma: „Przeto pomyślcie o tym. który od grzeszników zniósł tak wielkie sprzeciwy wobec siebie, abyście nie upadli na duchu utrudzeni”.12 Jezus Chrystus jest najlepszym przykładem człowie­

ka z charakterem, a Jego charakter kształtował się w codziennym, znojnym życiu miasteczka Nazaret i następnie doskonalił się i objawiał w niezwykle tru­

dnej publicznej służbie duchowej zakończonej mę­

czeńską śmiercią.

Ktoś, kto dzisiaj namawia chrześcijan, by korzystali z wiary w Boga głównie w celu zaspokojenia swoich doczesnych potrzeb zdrowotnych i materialnych, nie głosi Ewangelii Jezusa Chrystusa.

Owszem, „ewangelii sukcesu” przyjemnie się słucha, zwłaszcza, że obiecuje ona „dobre życie”, to znaczy życie doczesne w zdrowiu, pomyślności i dobrobycie materialnym, ale nie jest to ewangelia, którą głosili apostołowie.

Taka ewangelia nie tylko nie umacnia naszego cha­

rakteru, ale wręcz go wypacza. Tysiące ludzi wycho­

wanych na tej ewangelii ugania się za dobrobytem, za błogosławieństwem w postaci pieniędzy i dobrego samopoczucia, mając pod adresem Boga szereg ocze­

kiwań o charakterze roszczeniowym i coraz bardziej zmanierowany charakter. W końcu wielu z nich od­

wraca się od Boga, gdy okazuje się, że On jednak nie chce zaspokoić ich zachcianek.

PRACUJ n a d sw oim ch a rak terem

Na szczęście mamy wokół siebie także wielu braci (a także siostry) dobrze ułożonych i ukształtowanych na obraz Chrystusa. Mamy na kartach Biblii cały obłok świadków, zastęp mężów wiary, ludzi z charakterem!

Mamy w sercach i umysłach żywy obraz Chrystusa Pana, naszego Zbawiciela i Nauczyciela, który gotów jest codziennie nas wychowywać, by nasz charakter z roku na rok był ukształtowany coraz lepiej i przy­

pominał Jego samego.

Nie ma się więc co oglądać na to, że ktoś za nas za­

cznie regularnie czytać Słowo Boże i się modlić. Nie ma co liczyć na to, że ktoś za nas przeciwstawi się grzechowi, któremu ulegamy, że ktoś za nas przestanie kłamać, pociągać z butelki albo wybuchać gniewem.

To jest nasza działka! To my musimy przestać ulegać grzechowi! Bóg dał nam do tego moc, uzdolnił nas w Chrystusie do prowadzenia nowego życia, a my

musimy wykorzystywać każdą okoliczność i praco­

wać nad swoim charakterem. Musimy się stawać coraz bardziej stabilni w wierze.

Proponuję, aby każdy z nas rozpoczął (lub podjął na nowo) pracę nad swoim charakterem poczynając od sfery, w której ma największe niepowodzenia. Nie ra­

dzę robienia na początek planów zbyt ambitnych. Do wielkich i trwałych osiągnięć nie dochodzi się wielki­

mi krokami i nigdy na skróty! Najpierw trzeba sprawę przemyśleć. Mamy za sobą w tej sferze szereg do­

świadczeń. Wiemy w jakich okolicznościach jesteśmy podatni na grzech, a w jakich możemy się ostać. Dużo o tym rozmyślajmy i przy tym się módlmy. Siejmy w sobie dużo duchowych myśli. Myślmy o tym, że chcemy być jak Jezus, że chcemy być człowiekiem z charakterem! Czyniąc tak zbierzemy czyn - jakiś pierwszy, skromny i długo oczekiwany owoc pracy pod kierownictwem Ducha Świętego. Potem drugi, trzeci... Nie gorączkujmy się. Praca nad swoim charak­

terem to droga żmudna. Będziemy przeżywać poku­

szenie, by jej zaniechać i znowu poddać się grzechowi.

Na przykład znowu wygarnąć swoim bliskim, co 0 nich myślimy i rozładować narastający w nas gniew, znowu jeść aż do oporu, a potem jeszcze raz łudzić się, że kiedyś Bóg tak nas jakoś dotknie, że ten grzech sam od nas odejdzie, bez tej nieprzyjemnej pracy nad har­

towaniem naszego charakteru.

Bądźmy świadomi tych pokus i zmagajmy się z nimi idąc za głosem Ducha. Zbierajmy kolejne czyny. Nie upadajmy na duchu, gdy coś po drodze się nam nie uda. Mamy Orędownika u Ojca, On jest ubłaganiem za nasze grzechy.13 Trwajmy w tym przez kolejne mie­

siące, aż tych czynów pojawi się tyle, byśmy mogli je zacząć siać. Na pewno przyjdą takie dni, gdy jeden po drugim, dzień za dniem, już bez tej huśtawki upadek - wyznanie - upadek, bez ciągłych zastojów, seryjnie zaczniemy siać czyny, dobre czyny! Wtedy w naszym życiu zaowocuje to określonymi, dobrymi nawykami.

Gdy te z kolei zaczniemy siać, to potem, ku chwale Bożej, zbierzemy pierwszy snop charaktem w tej sferze, w której - być może od lat - mieliśmy prawie same niepowodzenia.

Zacznijmy już dzisiaj i pracujmy nad swoim charakte­

rem, aby przez nasze życie, poprzez widoczny w nas charakter swego Umiłowanego Syna, był uwielbiony sam Pan!

1 . Słow nik Psychologiczny, W iedza Powszechna, Warszawa 1979 2. Słownik Języka Polskiego, PW N, W arszawa 1978

3. Zarys Psychologii, Tadeusz W. Nowacki, WSiP, W arszawa 1979 4. Tem peram ent i Duch Święty, Słow o Prawdy, Warszawa 1971 5. List do Efezjan 2,8-9

6 - List do H ebrajczyków 5,8 7. Księga Rodzaju, rozdział 39 8. Księga N ehem iasza, rozdział 6 9. Księga Hioba 1,1

1 0 . Księga H ioba 1,22 i 2,10 1 1 . Księga D aniela, rozdział 6

2. List do H ebrajczyków 12,3

3 . I List Jana 2,1-2

Modlitwa, żeby Bóg usunął z naszej drogi wszelkie tru­

dności jest w gruncie rze­

czy przeciwna wyrobieniu w nas charak­

teru Chrystusa.

Bóg nie wyshi- chuje takich modlitw. Chrze­

ścijanin winien się modlić do Boga o pomoc w przezwycię­

żaniu przeszkód, bo to go zahar­

tuje, upewni na drodze wiary i przyczyni się do tego, by stał się człowiekiem z charakterem.

Bądźmy świado­

mi pokus i zma­

gajmy się z nimi idąc za głosem Ducha. Zbieraj­

my kolejne czy­

ny. Nie upadaj­

my na duchu, gdy coś po dro­

dze się nam nie uda. Mamy Orędownika u Ojca, On jest ubłaganiem za nasze grzechy. i

9-10/2000 C hrześcijanin 9

(8)

Rzekł Jezus: Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, ja k tylko przeze mnie (J 14,6)

I nie ma w nikim innym

(poza Chrystusem - przyp. mój) zbawienia;

albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem, danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni (Dz 4,12)

C hrystus:

rwwnt

?

L

Jak na ogól w świecie chrześcijańskim wiadomo, po­

czątek współczesnego ruchu ekumenicznego jest

związany z Międzynarodową Konferencją Misyjną, Im bardziej jakiś jaka odbyła się w Edynburgu (Szkocja) w 1910 roku. Kościółdopasowu-

Celem konferencji było połączenie chrześcijańskich je się do ducha wysiłków w celu ewangelizacji świata „w czasie jed- czasu, w tym wię- nego pokolenia”. Czołową rolę w konferencji w Edyn- kszym znajduje się burgu odegrały ówczesne kręgi ewangelikalne protes- niebezpieczeń- tantyzmu. z wielkim ewangelistą metodystycznym stwie, że nie tylko Johnem R. Mottem na czele. Gdzieś po dziesięciu la- wypędzi Ducha tach nastąpiło niestety przewartościowanie misji. Bożego, ale że Zwyciężyło stanowisko reprezentowane przez libe- przez tylne drzwi ralny protestantyzm, głoszące, że celem misji nie po- pozwoli wejśćin- winno być nawrócenie do Chrystusa, lecz pomoc nym duchom. Te wyznawcom innych religii w odkryciu tego, co jest obce duchy rządzą najlepsze w ich własnych religijnych tradycjach. Ta- ideologiami i reli- kie stanowisko nadal zajmuje liberalny protestantyzm giami tego świata.

związany głównie ze Światową Radą Kościołów, a ta­

kże w wielu przypadkach rzymski katolicyzm, czego jaskrawym przykładem było międzyreligijne „spotka­

nie modlitewne” w Asyżu, którego gospodarzem byl papież rzymski, Jan Paweł II, a także ceremonie bud­

dyjskie w kościele pod wezwaniem św. Marcina w War­

szawie. Tacy ludzie są zdania - jak pisze Dave Hunt - że każda religia ma tyle samo racji, w żadnej nie ma błędów. Wydawała się z tym zgadzać również podzi­

wiana i ceniona przez chrześcijański świat Matka Teresa. Trudno nie chylić głowy przed jej pełną po­

święcenia służebną postawą wobec cierpiących mie­

szkańców ulic Kalkuty. Dlaczego jednak odmawiała ona pacjentom prawa usłyszenia czystej ewangelii?

Czyż nie istnieje już nic ważniejszego od „umierania z godnością”? Matka Teresa mówiła m. in.: „Należy za­

akceptować tego Boga, jaki jest w naszym umyśle”.

O C hrześcijanin CZ 1 0/200(

(9)

Jest przy tym rzeczą charakterystyczną, iż zdarzało się nierzadko, że inne religie, religie niechrześcijańskie, były przez niektórych przedstawicieli hierarchii rzym­

skokatolickiej traktowane życzliwiej niż np. protes­

tantyzm ewangelikalny czy ruch zielonoświątkowy.

Ostatnia rzymskokatolicka deklaracja, deklaracja „Do­

minus Jesus”, chce ten synkretystyczny błąd naprawić.

Kardynał Józef Ratzinger, który tę deklarację podpisał, chce jak gdyby swojego „nieomylnego” zwierzchnika przed tego rodzaju czynami synkretycznymi pow­

strzymać. I słusznie.

Chrześcijaństwo ewangelikalne zawsze było takiemu podejściu do innych religii przeciwne. Oto dwa przy­

kłady dotyczące tego zagadnienia. Pierwszy to tzw.

współczesne tezy Lutra z 1996 roku. Czytamy tam („Chrześcijanin” 1-2/97, s. 11, tezy 30 - 33), co nastę­

puje: »Im bardziej jakiś Kościół dopasowuje się do ducha czasu, w tym większym znajduje się niebez­

pieczeństwie, że nie tylko wypędzi Ducha Bożego, ale że przez tylne drzwi pozwoli wejść innym duchom. Te obce duchy rządzą ideologiami i religiami tego świata (Ef 6,12). Jeśli twierdzi się, że te obce duchy są iden­

tyczne z Duchem Bożym, to świadczy to wyraźnie o wielkiej ciemnocie naszych czasów. Pozostaje bowiem ważne Słowo: „To, co (poganie) składają w ofierze, ofiarują demonom, a nie Bogu” (1 Kor 10,20).

Jeśli podczas międzyreligijnych „spotkań mod­

litewnych” stale powołuje się na „ducha Asyżu”

(chodzi o „modlitwy o pokój różnych religii w Asyżu w 1986 r.), to organizatorzy tych spotkań winni posłuchać danego wówczas chrześcijaństwu bibli­

jnego hasła roku: „Jam jest PAN, Bóg twój... Nie będziesz miał innych bogów obok mnie” (Wj 20,2- 3).« Drugi przykład to stanowisko ewangelistów z Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego odnośnie do wspólnej katolicko-luterańskiej deklaracji o uspraw­

iedliwieniu, gdzie czytamy: „Przykładem odejścia od prawd biblijnych są także wspólne modlitwy z przed­

stawicielami religii niechrześcijańskich, zainicjowane przez obecnego papieża, Jana Pawła II. Pierwsze takie modlitwy odbyły się w Asyżu w 1986 roku”.

I dotąd kardynał Ratzinger ma naszą zgodę. Tylko Chrystus. Solus Christus? Tak.

Ale rzymskokatolicka deklaracja idzie dalej. 1 oczy­

wiście za daleko. Mianowicie głosi, że prawdziwym Kościołem Chrystusowym jest wyłącznie Kościół rzymskokatolicki. Może z łaskawym wyjątkiem je ­ szcze Kościoły prawosławne jako Kościoły partyku­

larne. Odmawia się prawa bycia Kościołem Chrys­

tusowym protestantyzmowi, chrześcijaństwu ewan- gelikalnemu i pentekostalnemu.

W tej kwestii naszej zgody brak. Bo Kościół jest tam, gdzie jest Chrystus. A On jest tam, gdzie dwoje lub troje zbierze się w Jego imię.

Podsumujmy:

Solus Christus? Tak.

Sola Roma? Nie, stokrotnie nie. ■

A ndrzej Bartoszek

rugie

złamanie

Chrześcijanin? Kto to jest? Zgodnie z Biblią to czło­

wiek nawrócony, czyli narodzony na nowo z Ducha Świętego. Każdy prawdziwy chrześcijanin musiał kiedyś doznać dotknięcia Ducha Świętego i wkro­

czyć na wąską drogę. Jedni, jak to określa ap. Paweł, rozniecają w sobie ten Boży ogień i szukają pogłębi­

enia swojej społeczności z Bogiem, inni idą za Nim bez zmagania się ze sobą, szukania coraz większej bliskości Boga.

Z moich obserwacji wynika, że niewielu jest tych, którzy w swoim chrześcijańskim życiu od samego początku, a więc od czasu nawrócenia, bezustannie pną się w górę. Wielu jest natomiast tych, którzy „star­

tują”, a po jakimś czasie marszu osiągają pewien określony poziom społeczności z Bogiem i na nim pozostają. Zdarza się im także niekiedy jak po równi pochyłej schodzić w dół, na niższe pokłady. Nie znaczy to jednak, że porzucili Boga czy popadli w grzech. Nie, po prostu osiągnąwszy pewien poziom chrześcijańskiego życia dalej już się nie rozwijają. Owszem, bywają w ich życiu takie chwile, gdy na pewien czas podrywają się w górę, aby następnie znów kroczyć po równym terenie.

BOŻY b o h a te ro w ie

Czytając biografie tych, którzy byli na niwie Bożej herosami (nie zawsze odnotowanymi przez historię, ale dobrze znanymi tym, którzy byli blisko nich) zauważam, że są to zwykle ludzie, których Duch Święty „złamał” po raz drugi. Pierwsze „złamanie”

to oczyw iście nawrócenie, drugie natom iast to dośw iadczenie, które pow odow ało, iż staw ali się

9 -/0 /2 0 0 0 C hrześcijanin 7

(10)

przyjaciółmi Boga. To drugie „złamanie”, jakiego doświadczają wielcy Boży mężowie i niewiasty,

powoduje nieraz konflikty, niezrozumienie ze strony Niewielu jest tych, tych członków Bożej rodziny, którzy podróżują którzy w swoim raczej po terenie płaskim. Jednak, jak pokazuje histo- chrześcijańskim ria, tych Bożych „wspinaczy”, choć nie rozumieją ich życiu od samego bracia i siostry, bardzo dobrze rozumie Bóg. początku, a więc Osobiście uważam, że takie drugie „złamanie” jest od czasu nawróce- konieczne w wypadku wielu, albo prawie każdego nia, bezustannie chrześcijanina. Żaden chrześcijan nie ma prawa być pną się w górę.

zadowolony ze swej społeczności z Bogiem, jeśli Wielu jest natomi- stale nie podąża w górę. Wszyscy, każde z nowo ast tych, którzy narodzonych dzieci Bożych musi się wspinać starając „startują”, a po się osiągać szczyty. Nie przychodzi to łatwo. Bardzo jakimś czasie ciężko jest poddawać się Duchowi św. Wiemy co marszu osiągają prawda, że musimy, że powinniśmy, ale jakże ciężko pewien określony jest to zrobić, gdy zdajemy sobie sprawę , że wtedy poziom spoleczno-

wiele z tego, czym dotychczas wypełnialiśmy nasz ści z Bogiem i na czas będzie musiało zostać usunięte i zastąpione mo- nim pozostają.

dlitwą (już nie 5 czy 10 minut), czytaniem Słowa Bo­

żego i wykonywaniem go, a więc zgodnym z nim postępowaniem. Aby więc podjąć taką decyzję, mu­

simy się przełamać, zrezygnować ze swoich prag­

nień. Jakże często brakuje nam do tego stanowczości.

Pojawiają się bowiem myśli, że pilniejsze są inne zajęcia i naszą decyzję poświęcenia czasu Biblii

i modlitwie odkładamy na później. Wielu zna Boga jedynie płytko DUCHOW A h u ś ta w k a i pobieżnie, i my- Wielu z nas zna taki stan wewnętrzny, kiedy czujemy śli, że to już wszys- jak to wspaniale jest być pochwyconym, przepeł- tko, co można nionym i unoszonym przez Boga, kiedy nasza dusza osiągnąć, że takie wyrywa się z nas chcąc Boga wielbić. Jest wtedy tak właśnie jest życie wspaniale i przyjemnie, że wiele byśmy dla naszego z Bogiem. Jednak Pana zrobili i wiele podjęli decyzji. Ale znamy ró- Bóg ma dla każde- wnież z doświadczenia taki stan rzeczy w naszym go z nas o wiele duchowym życiu, kiedy wiemy, że jesteśmy od na- więcej niż my sami szego Pana oddaleni i pragniemy być blisko Niego, od niego bierzemy.

ale konieczność wykonania niezbędnych kroków przeraża nas i przytłoczeni strachem rezygnujemy z tego. Potem znowu wzdychamy za wewnętrzną radością ze społeczności z Mistrzem, wiemy co trze­

ba zrobić, ale... I tak to trwa.

Moim zdaniem, drugie „złamanie” jest konieczne również w wypadku niezlamanego lokalnego kościo­

ła, społeczności ewangelicznych, charyzmatycznych chrześcijan, zboru. Bóg nie może się posłużyć spo­

łecznością, która nie doświadczyła złamania. Nie mo- Ci, którzy zdecy- żemy sobie wmawiać, że wszystko jest w porządku dowali się pójść i uważać, że się wspinamy, gdy cały czas pozostaje- dalej i głębiej, zde-

my na tym samym poziomie. cydowanie powie-

Oczekujemy przebudzenia, ale ono może przyjść wó- dzą, że było warto, wczas, gdy damy się „złamać” Bogu. Każdy musi że nie żałują, a je- zadecydować o tym sam osobiście, indywidualnie, żeli, to jedynie Zasmakujemy wtedy radości bycia w objęciach Bo- tylko tego, że nie żych, mimo że być może nie zrozumieją nas domow- uczynili tego nicy wiary. Jednak Bóg nas rozumie i czeka na naszą wcześniej.

odważną decyzję. On oczekuje od nas poddania się temu „złamaniu”, gdyż jest Mu ono potrzebne dla pozyskania tego świata. Nie będzie „złamania”, nie będzie działania. Już chyba dostatecznie dobrze to wiemy, że nasze własne wysiłki, aby pozyskać nowych wyznawców Chrystusa, bez Bożej inge­

rencji, bez Jego pomazania, niewiele dają. Wiele szu­

mu, zamieszania, a efektu brak...

Drugie „złamanie” to konieczność dla wielu siedzą­

cych w wygodnych ławach kościelnych i uważają­

cych, że wszystko jest w porządku. Nie! Nie jest w po­

rządku i nie będzie w porządku tak długo, jak długo będziemy się bronili przed Bogiem, który chce nas użyć dla ratowania ginącego człowieka.

Potrzeba nam odwagi i determ inacji. Bóg jest gotowy, ale Jego Kościół - nie. Chcemy być używani przez Boga, pragniemy Jego dotknięcia, błogosła­

wieństw, ale jednocześnie bronimy się wytrwale przed „złamaniem”. Nasz wewnętrzny człowiek wał­

czy z człowiekiem cielesnym i nasz upór okazuje się jakże skuteczną barierą w rozkoszowaniu się Bożą obecnością. Wielu chrześcijan nawet jeszcze nie za­

znało tej prawdziwej obecności Bożej. Wielu zna Bo­

ga jedynie płytko i pobieżnie, i myśli, że to już wszys­

tko, co można osiągnąć, że takie właśnie jest życie z Bogiem. Jednak Bóg ma dla każdego z nas o wiele więcej niż my sami od niego bierzemy. Wina nie leży po stronie Boga. Sami jesteśmy za to odpowiedzialni.

Bóg prosi, zachęca, pociąga, a my się bronimy.

Ci jednak, którzy zdecydowali się pójść dalej i głę­

biej, zdecydowanie powiedzą, że było warto, że nie żałują, a jeżeli, to jedynie tylko tego, że nie uczynili tego wcześniej. Nie żałują nawet pomimo niezrozu­

mienia ze strony innych chrześcijan.

DECYDUJESZ sam

Każdy sam musi zdecydować, czy chce chodzić za Bogiem „na pełen etat”, czy zadowolić się tylko jakąś częścią. Jeśli chcesz jaśnieć w Bożym królestwie jak gwiazda, musisz pójść na całość. Innej drogi nie ma.

Wybór należy do każdego z nas oddzielnie. Zaszczy­

tów w wieczności też nie będziemy odbierali zbioro­

wo, ale każdy to, co sam wypracował na niwie Bożej.

Cel przed nami jest jasny, droga do niego znana, opie­

ka i pomoc w drodze zapewniona, trud i znój pewny, ale radość obfita. „Ci więc, którzy przyjęli słowo jego, zostali ochrzczeni i pozyskanych zostało owego dnia około trzech tysięcy dusz. I trwali w nauce apos­

tolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w mod­

litwach. A dusze wszystkich ogarnięte były bojaźnią, albowiem za sprawą apostołów działo się wiele cudów i znaków. (...) Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca, chwaląc Boga i ciesząc się przychylnością całego ludu. Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, któ­

rzy mieli być zbawieni” (Dz 2,41-43.46-47). ■

T 2 C hrześcijanin 9-10/2 0 0 0

(11)

teologia

Ä g a D f c 1

miłdść

Język grecki należy do najbogatszych języków świata i je s t niedościgniony

w wyrażaniu różnych odcieni znaczeniowych. Zdarza się często, że jednem u pojęciu odpowiada cała gama słów wyrażających jeg o różne odcienie znaczeniowe, podczas gdy np. w języku angielskim czy polskim istnieje tylko jedn o określenie. / tak polski

wyraz miłość określa każdy rodzaj miłości. W języku greckim natomiast istnieją aż cztery określenia, w tym także słowo agape. Pokrewne mu słowo agapan je s t czasownikową form ą tego pojęcia i oczywiście znaczy kochać.

M iłość je s t największą ze wszystkich cnót charakteryzujących chrześcijańskie zasady wiary. Dobrze byłoby odkryć je j pełne znaczenie. Porównajmy to słowo z innymi greckimi określeniami miłości, zwracając jednocześnie uwagę na ich charakterystyczne cechy i sens znaczeniowy.

■ R zeczow nik e r o s i czasow nik e r a n

używane były przez Greków głównie na określenie miłości między przedstawicielami dwóch płci. Mogły też oznaczać wybujałą ambicję bądź żarliwy patrio­

tyzm, zasadniczo jednak określały miłość fizyczną.

Grzegorz z Nazjansu zdefiniował eros jako gorące i nie dające się powstrzymać pożądanie. Wyrazy te nie występują w Nowym Testamencie.

■ R zeczow nik s t o r g e i czasow nik s t e r g e in dotyczyły przede wszystkim miłości rodzinnej. Uży­

wano ich na określenie miłości ludu do swego przy­

wódcy, miłości narodu do opiekuńczego bóstwa.

Z reguły określało też miłość rodziców do dzieci i dzieci do rodziców. Platon pisał: „Dziecko kocha {stergein) i jest kochane przez tych, którzy je zro­

dzili”. Słowo pokrewne temu znaczeniu często było używane w testamentach. Przy przekazywaniu spad­

ku członkowi rodziny używano wyrażenia kata filo- storgian, tj. „ponieważ darzę cię uczuciem”. Słowo to nie występuje w Nowym Testamencie, a pokrewny mu przymiotnik pojawia się jeden raz. Występuje

w Liście do Rzymian, w rozdziale dotyczącym etyki.

Słowo filostorgos zostało przetłumaczone jako mi­

łość braterska (12,10). Określenie to wskazuje, że społeczność chrześcijańska nie jest klubem towarzys­

kim. lecz rodziną.

■ N ajpospolitszym i słow am i greckim i n a określenie miłości były:

rzeczow nik filia i czasow nik fiie in .

Używano ich na przykład określając spoglądanie na kogoś czułym wzrokiem. Także dla wyrażenia uczucia przyjaźni i miłości męża i żony. Filein najlepiej jest przetłumaczyć jako pieścić. Zawiera w sobie element miłości fizycznej, ale też coś więcej.

Czasami rozumiano je jako całować. Wypowiadając te słowa Grecy wyrażali zawsze całe ciepło rzeczy­

wistego uczucia i prawdziwej ludzkiej miłości. W Nowym Testamencie filein użyte jest dla określenia rodzicielskiej miłości ojca i matki oraz syna czy córki w stosunku do rodziców (Mt 10,37). To właśnie słowo określa miłość Jezusa do Łazarza (J 11,36), a jeden raz użyto go dla w yrażenia m iłości Jezusa

9-10/2000 Chrześcijanin

(12)

-yK;

do ukochanych uczniów (J 20,2). Słowa: filia ifilein pięknie wyrażają uczuciowe więzi między ludźmi.

■ W N ow ym Testam encie pojęcie miłości określają najczęściej:

rzeczow nik a g a p e i czasow nik a g a p a n . Zajmiemy się najpierw formą rzeczownikową. Agape nie jest wyrazem pochodzącym z klasycznej greki. W Septuagincie występuje 14 razy dla określenia mi- los'ci fizycznej (np. Jr 2,2) i dwa razy (np.

Eklez 9,1) jako określenie uczuć przeciwnych niena­

wiści. W Septuagincie słowo agape nie było jeszcze wyrażeniem określającym coś wielkiego, ale istnieją miejsca wskazujące, że zaczynało już ono tego znaczenia nabierać. Księga Mądrości używa go dla wyrażenia miłości Bożej (3,9) oraz umiłowania mądrości (6,18).

W Liście Aristesa mówiącym o pięknie stwierdza się, że pobożność jest szczególną formą piękna, a jej siła tkwi w miłości (agape), która jest darem Boga. Filon posługuje się słowem agape w jego najszlachetniej­

szym znaczeniu. Mówi, że fobos (strach) i agape (miłość) są uczuciami pokrewnymi, i że oba charak­

teryzują uczucia człowieka wobec Boga. Pomimo spo­

radycznego występowania słowa agape, stało się ono kluczowym wyrażeniem etyki Nowego Testamentu.

Czasownik agapan występuje w klasycznej grece czę­

ściej niż rzeczownik i oznacza: tkliwie powitać. Okre- Agape, chrzęści- śla miłość do pieniędzy lub drogich kamieni. Może też jańska miłość, oznaczać: być zadowolonym z czegoś lub z jakiejś sy- nie jest jedynie tuacji. Raz użył go Plutarch w sztuce „Perykles”, opi- doświadczeniem sując damę z towarzystwa pieszczącą ulubionego pies- emocjonalnym, ka. Ale zasadnicza różnica między filein a agapan które ogarnia w grece klasycznej polega na tym, że ten drugi czaso- nas nagle i nieo- wnik nie zawiera w sobie ciepła tak charakterysty- czekiwanie. Jest cznego dla słowa filein. Są na to dwa dobitne przykła- zasadą i rozjnyś- dy. Dio Cassius przedstawia sławną mowę Antoniusza Inym przezwy- o Cezarze i mówi: ,,Kochaliście filein) go jak ojca ciężaniem woli. i spoglądaliście na niego (agapan) jako na dobroczyń- VL istocie jest cę”. Filein wyraża tu gorącą miłość do ojca, zaś agapan mocą do kocha- określa czułą wdzięczność dla dobroczyńcy. W dziele nia ludzi, któ- „Memorabilia” Ksenofont opisał pewien problem prze- rych nie lubimy, dstawiony przez Arystrycha Sokratesowi. W wyniku działań wojennych zamieszkało z nim 14 krewniaczek.

Nie miały zajęcia, co stanowiło dość duży problem.

Sokrates poradził mu, aby, nie bacząc na ich status spo­

łeczny, dał im jakąkolwiek pracę. Arystarch tak uczy­

nił, a sytuacja uległa poprawie. „Pojawiły się twarze szczęśliwe zamiast ponurych; kochały (filein) go jako opiekuna, spoglądały na niego czule (agapan), po­

nieważ były pożyteczne”. Jeszcze raz dostrzeżemy cie­

pło w słowie filein, którego brak w określeniu agapan.

Nie jest prawdą, że Nowy Testament nigdy nie używa innych słów niż agape i agapan dla wyrażenia chrześ­

cijańskiej miłości. Kilkakrotnie posługuje się słowem filein, na przykład w opisie miłości ojcowskiej do sy­

na (J 5,20), Bożej miłości do ludzi (J 16,27) i modlitw, jakie powinniśmy zanosić do Jezusa (IK or 16,22).

Prawdą jest jednak, że filein występuje w Nowym Te­

stamencie stosunkowo rzadko, podczas gdy agape po­

jawia się prawie 120 razy, a agapan ponad 130 razy.

Zanim szczegółowo zbadamy użycie tych słów, Chrześcijaństwo powinniśmy zapytać, dlaczego chrześcijański język nie nakazuje mi- pominął inne greckie słowa określające miłość i skon- lowania nieprzy- centrował się na omówionych powyżej.

jaciół w ten sam Otóż wszystkie pozostałe terminy z biegiem czasu sposób, w jaki nabrały takiego znaczenia, które nie odpowiadało tre- kochamy blis- ściom biblijnym. Słowo eros wiązało się ściśle kich nam i dro- z określeniem miłości fizycznej, wyrażało raczej pożą- gich; byłoby to danie niż miłość. Wyraz storge wiązał się z uczuciami i niemożliwe, rodzinnymi. Nigdy nie dotyczył miłości chrześcijań- i niewłaściwe. skiej. Wyrażenie filia przedstawiało piękno miłości.

Ważne jest je- wyrażało ciepło, bliskość i uczucie. Mogło być użyte dnak, abyśmy w stosunku do osób bliskich i drogich, chrześcijaństwo ciągle kierowali zaś potrzebowało słowa o znacznie szerszym zakresie się rozumem, znaczeniowym.

aby nasza wola Tak więc najtrafniej określał chrześcijańską ideę mi- nadawała kie- łości wyraz agape. Miłość chrześcijańska nie ma się runek postawie przecież rozciągać wyłącznie na najbliższych i naj- wobec ludzi bez droższych - czyli rodzinę i przyjaciół. Pojęcie to musi względu na to odnosić się do całej chrześcijańskiej wspólnoty, kim są. sąsiadów, wrogów, wreszcie całego świata.

1 4 C hrześcijanin 9-10/2000

Cytaty

Powiązane dokumenty

I chociaż na pewno są rzeczy, które można zmienić b ą d ź popraw ić, ab y ta konferencja stała się jeszcze lepsza, to nie wstydziłabym się zaprosić na

Ponad wszystko jednak powinniśmy się modlić. Jak wiadomo m odlitwa jest dialogiem z naszym Panem, otwarciem się na poznanie Jego woli. Przebywanie w bliskości z Nim pozw oli

konać się, jak wspaniały jest Bóg który interesuje się naszym codziennym ży­.. ciem, a jeżeli nas doświadcza, to czyni to zawsze dla naszego

naniu, że należy ono do olbrzymiej rodziny Bożej i powinno być dumne z tego, że kocha Boga, poznaje Jego Słowo i modli się do Niego.. Dziecko powinno być świadome tego,

• Kolejnym wymogiem stawianym wobec kaznodziei jest otwartość i dostępność dla innych, z czym wiąże się także jego gościnność.. Umiejętność przyciągania

I taka je s t różnica między nimi: zaletą pierwszego jest to, ż e jego wiara pozostaje niezachwiana, nawet je że li w ykaże mu się n ie w ia ­ domo ile sprzeczności,

zasnął w Bogu w 89 roku życia prezbiter Sergiusz Waszkiewicz, wieloletni pastor zboru zielonoświątkowego w Gdańsku, były członek - również wieloletni - kierownictwa

Ponieważ diabeł uznaje się za Boga chociaż Nim nie jest, więc jego działalność polega na imitowaniu tego, co czyni Bóg. Dlatego też antychryst to nie jest ktoś, kto