• Nie Znaleziono Wyników

Zaangażowanie w nielegalną działalność opozycyjną w okresie licealnym - Wojciech Samoliński - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zaangażowanie w nielegalną działalność opozycyjną w okresie licealnym - Wojciech Samoliński - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WOJCIECH SAMOLIŃSKI

ur. 1953; Gdańsk

Miejsce i czas wydarzeń Gdańsk, PRL

Słowa kluczowe liceum, opozycja w PRL, życie polityczne

Zaangażowanie w nielegalną działalność opozycyjną w okresie licealnym Chodziłem do tak zwanego dobrego liceum w Gdańsku. Do tej samej klasy chodziło ze mną kilku kolegów, z którymi pod koniec pierwszej klasy – mieliśmy wtedy 14-15 lat – postanowiliśmy założyć organizację, która wywalczy niepodległość dla Polski.

Nazywała się [Front] Wyzwolenia Narodowego. Jej działalność polegała w pierwszej fazie głównie na zjeżdżaniu na teczkach w górkach, a w późniejszej fazie, przez trzy czy cztery lata, do matury, trzy razy w tygodniu w sposób zorganizowany – to znaczy był dyktator, który wyznaczał rejony miasta – pisaliśmy na murach, głównie że Związek Radziecki równa się swastyka. Akta ścigania nas liczą kilkadziesiąt metrów bieżących, była gigantyczna akcja milicyjna dla złapania sprawców tych napisów. Z jednej strony pewnie nasza zapobiegliwość polegająca na tym, żeśmy się nie chwalili, a z drugiej strony stosunkowo dobra organizacja tego przedsięwzięcia sprawiły, że nas nie złapano. Ale myślę też, że dużo w tym było opieki Najświętszej Panienki, bo to była gigantyczna robota, całe miasto zasmarowane. W trakcie akcji pisania tych napisów wypadł Grudzień 1970 roku w Gdańsku. Rzucaliśmy też ulotki, wysyłaliśmy listy do różnych ludzi, apelując do nich, żeby zrozumieli, że niepodległość jest dobrem bardzo ważnym i trzeba coś dla niej robić. Natomiast dlaczego myśmy to zaczęli robić, właściwie nie umiem odpowiedzieć na takie pytanie. Nikt z tej grupy nie miał tak zwanych tradycji rodzinnych. Rodzice generalnie nie byli jakoś bardzo nieprzyzwoici, ale też nie mieli żadnych skłonności do ujawniania swojego sprzeciwu.

A myśmy chyba odbierali ten system i to wszystko dookoła nas jako straszne szambo. Nie były to na pewno powody ekonomiczne.

Nie pamiętam kto znalazł taki cytat, często zresztą powtarzany, z [Józefa]

Piłsudskiego, który szykując się do akcji pod Bezdanami, napisał list do Feliksa Perla, w którym, niedosłownie cytując, znalazły się słowa: „życie w tej sytuacji, w jakiej teraz jestem, uwłacza mnie jako człowiekowi, jest niegodne”. I gdybym miał podsumowywać, co sprawiło, że zaangażowaliśmy się w taką działalność, to właśnie to, że myśmy tak odbierali tę rzeczywistość. Mieliśmy poczucie, że ilość nieprawdy i

(2)

historycznej, i potocznej, była tak duża, że nie mogliśmy się na to zgodzić. Szczerze mówiąc, nie wiem skąd wiedzieliśmy, że to nieprawda. Najpierw pyskowaliśmy w szkole, z której zresztą próbowano nas wyrzucić, potem doszliśmy do wniosku, że będziemy robić te napisy, a potem to się rozwijało i przekształciło w formy nieco bardziej zorganizowane.

Zastanawiałem się nad tym zaangażowaniem wielokrotnie. Na pewno był jeden ważny czynnik – to byli bardzo mili ludzie, dobrze się z nimi kooperowało. Być może to jest tak, że jedni słuchają muzyki, drudzy grają w piłkę – choć my w piłkę też graliśmy, muzyki też słuchaliśmy – ale potrzebowaliśmy jeszcze czegoś, żeby było zabawniej. No i to był ten element, żeby było zabawniej. W każdym razie nie było żadnych racjonalnych powodów, żeby się tym zajmować.

Data i miejsce nagrania 2005-05-18, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Magdalena Nowosad, Piotr Krotofil

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN”

Cytaty

Powiązane dokumenty

A „Spotkania” ukazywały się zwykle w nakładzie około tysiąca egzemplarzy, numer dziesiąty ukazał chyba się w dwóch tysiącach egzemplarzy.. W jednym z kolejnych numerów

Zdarzało się, że przychodził dzielnicowy szukać pana Michałowskiego, a całe mieszkanie założone było kolejnymi stronami książki [Bogdana] Madeja, ale nigdy się

Jeździli dla nas: Jan Rayss, mąż Haliny Rayss, która wtedy pracowała na filozofii, Tadzio Mroczek, który wtedy pracował w Biurze Wystaw Artystycznych, miał

To był bardzo uczciwy złodziej, to znaczy płaciłem mu za ten papier i umawiałem się, którego dnia ktoś ode mnie podjedzie po towar, a następnie doprowadzi ciężarówkę – bo

Dwóch ZOMO-wców złapało mnie pod ręce, trzeci mnie skopał, nie mocno, zostałem właściwie zaniesiony, bo trudno powiedzieć, że zszedłem, do suki, która stała pod

W warunkach, w których [w Polsce] ani w radiu, ani w telewizji, ani w gazetach słowa nie było o jakichkolwiek strajkach, precyzyjna informacja z Wolnej Europy, że „w dniu

Powstał z tego niesamowity dokument albo też reportaż obejmujący kilkaset znakomitych fotografii.. W tej chwili są [one] historią ogromnej dzielnicy, a właściwie

Było ciężko z pracą dla takich ludzi, pracowali jak się dało w różnych branżach, czasem bardzo nieprzyjemnych, nim się wybili ewentualnie; nie wszyscy mieli tę szansę..