• Nie Znaleziono Wyników

Drukowanie podziemnych wydawnictw w Lublinie - Wojciech Samoliński - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Drukowanie podziemnych wydawnictw w Lublinie - Wojciech Samoliński - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WOJCIECH SAMOLIŃSKI

ur. 1953; Gdańsk

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe „Spotkania. Niezależne Pismo Młodych Katolików”, niezależny ruch wydawniczy, powielanie

Drukowanie podziemnych wydawnictw w Lublinie

Pierwszą książkę wydrukowaliśmy w wynajmowanym przez nas mieszkaniu.

Mieszkałem w jednym pokoju z kolegą, a w drugim pokoju mieszkały dwie dziewczyny, i byliśmy obserwowani ze względu na duszpasterstwo akademickie, a nie ze względu na drukarstwo, o którym esbecja nie wiedziała.

To było mieszkanie na osiedlu Piastowskim przy ul. Kazimierza Wielkiego. Tam był zameldowany facet, który był poszukiwany przez milicję z powodu alkoholizmu, niezapłaconych mandatów i podobnych rzeczy. Zdarzało się, że przychodził dzielnicowy szukać pana Michałowskiego, a całe mieszkanie założone było kolejnymi stronami książki [Bogdana] Madeja, ale nigdy się nie zorientował się, co to było i książka się ukazała.

Był tylko jeden powielacz, więc był on przewożony z jednego miejsca do drugiego. Po każdym druku powielacz wracał na miejsce stacjonowania, też zresztą nie zawsze to samo, i czekał na transport do następnego miejsca druku.

Wszystkich mieszkań w Lublinie, gdzie drukowaliśmy, nie byłem w stanie spamiętać.

To był o tyle problem, że trzeba było za każdym razem takie mieszkanie skombinować, a mieliśmy zasadę, że nie wracaliśmy w to samo miejsce. Gdyby milicja dowiedziała się o tym, że tam coś podejrzanego się wcześniej działo, to przyszłaby albo założyła obserwację, ale nie znalazłaby już niczego. Dlatego należało do tego miejsca drugi raz nie wracać. Tak konsekwentnie robiliśmy, to się przez te kilka lat udawało i w związku z tym nigdy nie wpadliśmy.

Istniał problem śmieci, czyli tak zwanego „trupa żony”. Ta nazwa to był wynik rozumowania, że zabić żonę jest bardzo łatwo, natomiast coś trzeba zrobić z trupem.

A nasz ból polegał na tym, że wydrukować było prosto, natomiast pojawiał się problem, co zrobić ze stertą śmieci, które zawsze powstają – nieudane strony, rozjazdy, nadwyżki, szmaty, zużyte matryce. Ze smutkiem przyznaję, że bez szacunku dla ekologii robiliśmy z tego paczki, dokładaliśmy kamienie i wrzucaliśmy do Bystrzycy.

(2)

Data i miejsce nagrania 2005-05-18, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Magdalena Nowosad, Piotr Krotofil

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek „Brama Grodzka - Teatr NN”

Cytaty

Powiązane dokumenty

Między powstaniem warszawskim a powstaniem, powiedzmy, styczniowym jest różnica taka, że jedno po drugim było prawie sto lat później, natomiast wpływ na

A „Spotkania” ukazywały się zwykle w nakładzie około tysiąca egzemplarzy, numer dziesiąty ukazał chyba się w dwóch tysiącach egzemplarzy.. W jednym z kolejnych numerów

Wtedy nic się nie dało kupić, natomiast można było albo ukraść albo dopaść, a nie były to rzeczy bardzo trudne.. Począwszy od siódmego numeru „Spotkań”, jeżeli dobrze

Szedł skrótem przez las, brzdąkając wiadrem, i nagle nadział się na jakąś kobietę, która nie wiadomo co tam robiła, w każdym razie nie była to Służba Bezpieczeństwa,

Jeździli dla nas: Jan Rayss, mąż Haliny Rayss, która wtedy pracowała na filozofii, Tadzio Mroczek, który wtedy pracował w Biurze Wystaw Artystycznych, miał

To był bardzo uczciwy złodziej, to znaczy płaciłem mu za ten papier i umawiałem się, którego dnia ktoś ode mnie podjedzie po towar, a następnie doprowadzi ciężarówkę – bo

Surdackiego – nie mam pojęcia, skąd mieliśmy ten kontakt; w Sobieszczanach, po drodze do Kraśnika, nie pamiętam jak nazywał się gospodarz i skąd go znaliśmy; w Majdanie

W warunkach, w których [w Polsce] ani w radiu, ani w telewizji, ani w gazetach słowa nie było o jakichkolwiek strajkach, precyzyjna informacja z Wolnej Europy, że „w dniu