• Nie Znaleziono Wyników

Pług : tygodnik ludu pracującego na wsi. 1923, nr 14

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pług : tygodnik ludu pracującego na wsi. 1923, nr 14"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

PŁUG

T Y G O D N IK L U D U P R A C U J Ą C E G O NA W S I .

niecił żyje lecfn^śś ludu miast i wsi.

^flakja i fidmin.: K r a k ó w - P o e S g ó r s e , N a d w i ś l a ń s k a 2 4 , ii. p„ otwarta ccdz. od i — 6 pop. — E C o n t o e s e k o w s P . K . N r . ”8 5 2 1 3 5 .

»PŁUQ“ kosztuje na III. kwartał 1 0 .0 0 0 Mk. — N um er pojed. 1 0 0 0 Mk. — W Ameryce rocznie 2 dok, pojedynczy num er kosztuje 8 centów.

Nr 14. Kraków, niedziela 29 SIpea 1923 r. R o k 8.

Do Jedności z robotnikami miast!

Robotnicy miejscy prowadza ciężka walkę strajkową o chleb. — Zmusiły ich d© tego niezmiernie cięż­

kie warunki bytu. — Położenie robotników rolnych i małorolnych chłopów jest obecnie taksamo ciężkie i taksamo wymaga walki. — Walka ta jednak przyniesie powodzenie tylko © tyle, o ile wystąpią ©ni solidarnie, zwarcie i jednocześnie z robotnikami miast. — Wobec tego, że robotnicy miejscy do waikś

już

przystąpili,

lud

wiejski powinien się domagać od swoich partji, aby te poruzumiały się teraz z pro­

letariatem miejskim dla prowadzenia jednolitej akcji © poprawę bytu.

R obotnicy m iejscy w całej P olsce po dłu g o trw a­

łym okresie zniechęcenia i bezczynności przystąpili wreszcie do walki o popraw ę sw ego bytu. W arszaw ę, Łódź, Śląsk C ieszyński, Z agłębie D ąbrow skie, C zęsto­

chowę, Żyrardów i G alicję w schodnią o bjął strajk ro ­ botników -w łókniarzy, m etalow ców , budow larzy i t. d.

Do walki zm usiła ich w szystkich skrajna nędza, p o ­ łożenie bez wyjścia.

R obotnikom m iejskim fabrykanci oddaw na, już b o ­ daj od p aru lat, stale, co m iesiąc obniżali zarobki.

Czynili to w ten sposób, że nigdy nie podnosili z a ­ robku odpow ied nio do w zrostu drożyzny. D rożyzna w zrastała, naprzykład, o 50 proc. a oni podw yższali zarobki, żeby już najw yżej liczyć, o 25 do 30 proc.

Swego czasu w spom inaliśm y w „P łu g u 11, że, gdy do- łar podskoczył z 47 na 150 tys. m arek, a jednocześnie drożyzna zw iększyła się o m niejw ięcej 70 proc., w tym sam ym czasie fabrykanci przyznali robotnikom tylko 35 proc. podw yżki. Jednym słow em p o łożenie ro b o t­

ników w skutek tej ciągłej redukcji zarobków , tego ciągłego krzyw dzenia ich przez kap itał stało się bez wyjścia. Z arobek ich sp ad ł poniżej połow y zarobku przedw ojennego.

Przebudziw szy się i przystąpiw szy dziś do walki ro ­ botnicy n apo tkali w szędzie n a zaciekły opór kapitału.

P urżuazja za nic w świecie nie chce pogodzić się z tym , źe robotnicy znow u przestają być bezdusznym Przedm iotem w yzysku, że p o d n o szą głowę, że d o m a­

gają się dla siebie ludzkich praw . Na strajkujących sypnęły się o drazu ze w szystkich stron represje. P rzy ­ wódców strajku w niektórych m iejscow ościach (Śląsk C ieszyński) aresztow ano, wieców w szędzie zakazyw ano, łam istrejków po d ochroną b ag n e tó w pozostaw iano w fabryce. W reszcie, gdy w szystko to nie pom ogło, d o p row ad zon o naw et do rozlewu krwi. W Łodzi za­

b ito 2 robotników i 15 ciężej i lżej ran ion o, w C zę­

stochow ie ciężko ranio n o 11 robotników .

Lecz m im o w szystko robotnicy w walce w ytrw ali, dzięki czem u w Łodzi żądan ia ich zo stały niem al cał­

kow icie przez k apitalistów uw zględnione. W W a rsza­

wie, w Z agłębiu D ąbrow skim i innych m iejscow ościach w alka trw a dalej. I bez w ątpienia za przykładem w łó k ­ niarzy i m etalow ców ru szą niebaw em do walki i inne g ałęzie przem ysłu, jeżeli fabrykanci zaw czasu nie ustąpią.

Jed n ak że sp adek w aluty i ofensyw a k apitału d o ­ prow adziły do nędzy, do po łożenia bez w yjścia n ie ­ tylko ro botników fabrycznych. T aksam o, jak oni, cier­

p ią robotnicy rolni i m ałorolni chłopi. R obotnikom rolnym coraz w iększą krzyw dę w y rządzają ob szarnicy przez to, że pensję gotów kow ą przeliczają im zam iast po 250—300 tys. m ar. za korzec po 143 tys. m., że nie zaw ierają z nim i um ow y dla dniów kow ych (aż w reszcie spraw a cała opiera się o N a d zw y cz ajn ą‘Kom.

Rozjem ., która, jak w iadom o, w ydała w yrok krzyw ­ dzący robotników ), źe pozb aw iają ich praw a u trzy ­ m yw ania dw u krów , źe od bierają im lub daw no już odebrali cały szereg zdobyczy, wyw alczonych przedtym .

Przedew szystkim jed n ak dla robotników rolnych i m ałorolnych chłopów najw ażniejszą rzeczą jest to, źe przy dzisiejszej drożyźnie, przy jej tak g w ałto w ­ nym i nieustann ym wzroście niem asz dla b ied ak a in ­ neg o w yjścia z krańcow ej nędzy, niem asz in n eg o s p o ­ so b u utrzym ania się na poziom ie życia, jak zdobycie ziem i. Tak ciężkiej chwili, jak dziś, nie przeżyw ała jeszcze nigd y bied n a ludność w iejska i d lateg o je sz ­ cze nigdy, tak jak dziś, nie w ypływ ała z życia k o ­ nieczność walki o popraw ę b y tu , o chleb i o ziem ię.

W alka ta jest w obecnej chwili tym bardziej palacą, tym bardziej konieczną, że w rogow ie ludu chcą raz na

(2)

zaw sze ukręcić łeb wszelkiej reform ie rolnej, chcą raz na zaw sze u topić w zapom nieniu w szystkie sw oje obietnice o w yko naniu jej. C hjeno-P iast doszedł do w ładzy n a po d staw ie układu, któ ry obraca w niwecz w szystkie te obietnice. Lecz lud układy zaw ierane przez C hjenę i P iasta nic a nic nie obchodzą. L ud wie, źe jeg o nieodpartym żądaniem , że w arunkiem dźw ignięcia się z nędzy, że jego praw em , praw em potw ierdzonym naw et przez sejm jest praw o do ziem i, która m usi do n iego należeć.

D ziś o to, o popraw ę b y tu , o ziem ię lu d wiejski m usi walczyć i to nie zw lekając ani chwili czasu, na nic i n a n ikogo nie czekając. C zekać nie m ożna, cze­

kać nie sp osób, b o nędza rośnie, bo drożyzna się w zm aga, b o w rogow ie się sprzysięgają, bo każda g o ­ d zina, każd y dzień zw łoki — to dla rob o tn ik a i m a ­ łoro ln eg o chłopa now y ciężar i now a klęska.

Jeżeli k iedy lud w iejski ma p rzy stąpić do walki to tylko dziś, gdy robotnicy miejscy już do niej przystąpili. Bo nie zwycięży lud pracujący i nie o d ­ niesie naw et pow ażniejszego sukcesu, jeżeli nie bę­

dzie w nim jedności, jeżeli nie pójdzie solidarnie do walki we wszystkich miastach, dworach i wio­

skach. Lud ju ż się przek o n ał z w łasnego d o św iad ­ czenia, że nie zwyciężą robotnicy, bez pomocy chłopów i chłopi bez pomocy robotników.

K oniecznością życiow ą jest, aby robotnicy i chłopi w ystąpili w reszcie ram ię przy ram ieniu do solidarnej walki. D o w ypełnienia tego zad an ia m u szą lud p ro ­ w adzić te partje, które sk u p iają p o d sw oim i s z ta n d a ­ ram i m asy ro botników m iejskich i w iejskich i n ieza­

m o żn e chłopstw o. Zw iązek Proletarjatu Miast i Wsi, P. P. S. i Wyzwolenie — to te partje, które po­

winny teraz zgodnie poprowadzić lud miejski i wiej­

ski do walki o jego prawa. Masy ludowe powinny od tych partji, a zwłaszcza od W yzw olenia i P. P. S.

(bo Zw. Pr. M. i W. o d d aw na d o m ag a się sam stw o ­ rzenia jed no liteg o frontu) żądać, by wszystkie razem porozum iały się, by stw orzyły jeden wspólny ko­

mitet dla prowadzenia akcji i żeby potym popro­

wadziły, w jednym szeregu i w jednym czasie ro ­ botników i biednych chłopów do walki o chleb i o ziem ię.

W sprawie samorządu gminnego.

i.

W P olsce nie p osiadam y w łasnej u staw y o sam o­

rządzie gm innym . W e w szystkich dzielnicach obow ią­

zują dotychczas ustaw y p ań stw zaborczych. To też sp ra w a sam orządu gm innego już niedługo zapew ne stanie na porządku dziennym sejm u i zostanie w ten czy inny sposób rozw iązana. Ze w zględu na doniosłość tej kw estji dla proletarjatu i m ałorolnego w łościań- stw a uw ażam y za konieczne om ówić ją szerzej na łam ach naszego pism a.

Stanow isko nasze w sp raw ie sam orządow ej różni się zasadniczo (znaczy w sam ych p od staw ach) od sta ­ no w isk a w tej sp raw ie w szystkich partji ludow cow ych (P ia st i W yzw olenie) i socjal-ugodow ych (P. P. S.) T a zasad nicza różnica m iędzy nam i polega na n astęp u ją­

cym : W szystkie pow yższe partje uw ażają, że sam o­

rząd dla miast a właściwie miasteczek i dla gmin wiejskich powinien być odrębny. My natom iast jesteśmy zwolennikami jednego samorządu dla

gmin wiejskich i dla miasteczek (m iasta w iększe poczynając od pow iatow ych m uszą ze w zględu na sw e odrębne in teresy mieć sam orząd odrębny). Dlaczego zajm ujem y takie stan o w isk o ?

M iędzy gm iną w iejską a okolicznem m iasteczkiem istnieje cały szereg spoideł natury gospodarczej, poli­

tycznej i ogólno społecznej, które łączą gminę i mia­

steczko w całość nierozerwalną.

Chłop z okolicy zakupuje w m iasteczku wszystkie produkty i towary, których nie w ytw orzy sam w e wsi. Tam że kupuje w dzień wielkiego targu konia, krowę i wszelki inwentarz żywy. W tym że m ia­

steczku sprzedaje masło, ser, jaja i zboże, jeśli mu go zbywa. Do młyna parowego, na pocztę, do lekarza, do adwokata jedzie chłop do miasteczka.

Podobnie miasteczko jest w ścisłej zależności od wsi, gdyż czerpie stam tąd w szystkie produkty spożyw ­ cze m iejscow ego w yrobu.

Jasn a rzecz przeto, że skoro istnieje łączność na tylu punktach m iędzy gm iną a m iasteczkiem , to dla żadnego z nich nie może być rzeczą obojętną, jak się drugie rozwija.

Dla gm iny nie może być obojętne, czy w m ia­

steczku jest odpow iedni i dobrze urządzony plac tar­

gowy, czy istnieje jak aś straż ogniow a, która w razie potrzeby m ogłaby przyjść z pom ocą okolicznej wsi, czy m iasteczko po siad a w yższą szkółkę, do której mo­

głyby chodzić dzieci w starszym wieku, czy jest w nim ap tek a lub jak ieś am bulatorjum , gdzie m ożnaby do­

stać lekarstw a i t. d. i t. d.

P odobnie m iasteczko nie tnoże nie interesow ać się tym, czy drogi w iejskie, którem i chodzi się i jeździ po zakupy na w ieś a nieraz naw et i do kolei są do­

bre, czy m osty na nich nie pogniły i t, d. i t. d.

Wspólność interesów między miasteczkiem a gminą jest dla każdego tak oczywista, że w prost nasu w a się pytanie: dlaczegóż to dotychczas tak głu­

pio było urządzone, że gmina wiejska i miasteczko miały odrębny sam orząd?

Było tak zaw sze i jest dotychczas dlatego, gdyż rządy burżuazyjne um yślnie p rzestrzegają tego w yo­

drębnienia. Burżuazji idzie o to, aby nie spotykali się ze so b ą na w spólnym terenie robotnicy m iejscy i bie­

d n a ludność w iejska. Rozum ie ona, iż bardziej u św ia­

dom ieni robotnicy m iejscy m ogliby mieć niekorzystny dla niej w pływ na m ałorolnych chłopów . Burżuazja nie chce_ jednolitej gm iny, gdyż boi się robotniczo- chłopskiej jedności. B urżuazja dąży do tego, aby m ię­

dzy m iastem a w sią, m iędzy robotnikam i a m ałorol­

nymi chłopam i istniał przedział, istniała obcość, ażeby m iędzy nim i nie było łączności.

Oto dlaczego burżuazja i w szystkie partje, które idą w jej ogonie, stoją na stanow isku odrębnych sa ­ m orządów dla gm in w iejskich i dla m iasteczek. 1 jest rzeczą zrozum iałą, że z naszego proletarjackiego p u n ­ ktu w idzenia, ta łączność robotników i biednych chło­

pów jest tylko jeszcze jednym argum entem za sam o­

rządem jednolitym .

S tanow iska naszego w niczem nie o słab iają zarzuty, że jednolity sam orząd doprow adziłby do tego, iż mia­

steczko żyłoby kosztem wsi, że ją by w yzyski­

wało i t. p. Zarzuty te są niesłuszne i łatw o je odeprzeć.

O dpow iedź na nie m am y taką. G m ina jednolita m ogłaby p osiad ać d w a w ydziały: m iejski i w iejski.

W ustaw ie sam orządow ej m ogłoby być przew idziane, że conajmniej taki to a taki procent wydatków musi iść na sprawy wiejskie, źe conajwyżej taki

(3)

to a taki procent dochodów m oże być ściągany ze wsi.

Nie m a rów nież obaw y, że w R adzie gm innej pow stałby na czas dłuższy podział: n a w ieś i na m ia­

sto. Biedacy ze wsi i z m iasteczka prędzej czy póź­

niej m usieliby się złączyć do kupy i przeciw staw ić zamożnym m ieszczanom i bogatym chłopom. W ten sposób pow stałby podział nie sztuczny lecz naturalny:

na biednych i bogatych, których interesy są sprze­

czne.

Reforma rolna — „ze stanowiska obrony kraju“.

W jednym z ostatnich n um erów „P łu g a" pisaliśm y o artykule g en e rała M ichaelisa, który ro zpatryw ał spraw ę rolną „ze stanow iska o b ro n y k raju ". Pan generał, jak w iadom o, przyszedł do w niosku, że najlepszą reform ą rolną będzie taka, k tóra potw orzy na kresach w sch o­

dnich i zachodnich kolonje osadników polskich. Ko- lonje te, zdaniem p. generała, będą m iały duże zn a­

czenie podczas przyszłej wojny polsko-rosyjskiej, gdyż arm ja p olska znajdzie w nich oparcie. P rzeto reform a rolna g en e rała M ichaelisa (a taką w łaśnie reform ę chciałby przeprow adzić pan W itos), dałaby ch ło p o m (tym którzy p osiadają gotów kę) gdzieniegdzie skraw ki ziemi na kresach Polski.

Lecz znalazł się także ktoś inny, a jest nim filar obszarników p. Stecki, który pow iada, że „ze sta n o ­ wiska o b ro n y kraju" ch ło p o m należy nic nie dać, naw et tych nędznych o ch łap ó w na kresach. O to co ten pan pisze w „Przeglądzie Z ie m ia ń sk im " :

„R ynek zbożow y zaopatrzony jest w 75 procent przez w ytw órczość rolniczą folw arczną. A zdaje mi się, że z punktu widzenia kwestji o b ro n y kraju jest rzeczą pierw szorzędnej wagi, czy istnieje lub nie m oż­

ność szybkiego i łatw ego znalezienia — nie już n a­

bycia, lecz choćby zarekw irow ania — zboża dla arm ji i dla ludności m iast. G dyby naw et w sum ie z g o s­

podarstw w łościańskich dało się otrzym ąć tyleż, co z folw arków , z jakiem iż to byłoby po łączo n e tru ­ dnościam i ! Zbierać m aleńkie partje zboża, w yszuki­

wać po ko m o rach , p o sąsiadach, p o piwnicach i kry­

jów kach, zniew olić setki tysięcy producentów do uznania ceny stałej — to zadanie p onad siły o rg a ­ nizacji państw ow ej. Śm iem twierdzić, że dośw iadcze­

nia ostatniej w ojny dow iodły niezbicie, iż bez zboża, dającego się uzyskać w wielkich partjach, a więc bez produkcji folw arcznej, dziś jeszcze na terenie naszym utrzym ać arm ję i prow adzić w ojny n iep o d o b n a".

Stąd w niosek, rzecz oczywista, że ch ło p u nie m o ­ żna dać ani piędzi ziemi. Dziwnie jak o ś ta „o b ro n a ojczyzny" w naszej Polsce burżuazyjnej idzie w parze z o b ro n ą brzucha obszarniczego. Bo, naprzykład, w Rosji robotniczo-chłopskiej, to o b ro n a ojczyzny Wprost przeciwnie szła zawsze w parze z odebraniem ziemi o bszarnikom i z przekazaniem jej chło p o m .

List robotnika polskiego z Francji.

„Słow o R obotnicze" — niezależne pism o robotnicze, w ychodzące w W arszaw ie, zam ieszcza list robotnika polskiego z Francji, który poniżej przedrukow ujem y:

Szanow na Redakcjo!

W im ieniu setek tysięcy proletarjuszy cześć zjedno­

czonej klasie robotniczej! P od tym znakiem łączymy się tutaj, tułacze krw aw o zapracow aneg o kaw ałka chleba, solidarnie z naszym i w spółbraćm i, robotnikam i fran­

cuskiem u Cios po ciosie, który n a nas spada, łączy nas do w spólnej walki przeciw srogiem u w rogow i — kapitałow i, nietylko na naszej polskiej ziemi, lecz i tu ­ taj, w e Francji. Blok kapitalistyczny zbiera w ielkie siły, aby je skiero w ać n a nas — robotników .

Ale m inęły już czasy, kiedy mało było św iadom ego ludu pracującego, kiedy lud jeszcze nie wiedział, jakie to ciężary dźw igał i dźw iga, kto jest winien temu, źe krw aw e znoje niszczą jego siły, a żony i dzieci cierpią niedostatek.

Zdarzało mi się nieraz słyszeć robotników , m ów ią­

cych, że bez kapitalistycznych panó w nie może być zapew niony byt społeczny. W ojna, która pożarła tyle ofiar w ludziach i m aterjale, straszn e skutki pięciolet­

niego m ordow ania ośw ieciły robotników , kto tę w ojnę stw orzył, kto do niej doprow adził. Pam iętam y wszyscy, jakto przy dźw iękach muzyki, z błogosław ieństw em kapłańskiem i w imię C hrystu sa posyłano m iljonow e rzesze na rzeź i bagn ety m ordercze. Pam iętam y, co nam w tedy obiecyw ano. P o w ojnie na w łasnych grzbietach odczuliśm y jej skutki.

Dzisiaj k lasa robotnicza, w idząc się tak haniebnie oszukiw aną, łączy się w jednolity front obronny. Już teraz robotnik poznał się na farbow anych lisach i wie, z kim się m a bratać, a z kim walczyć.

I w e Francji k lasa robotnicza staje się z dniem każdym silniejsza. Z rad ością patrzym y w przyszłość, która nam zaczyna św itać po w iekach nędzy i n ie d o ­ statku. Ciężkie jednak jest życie robotnika polskiego.

Nie będę opisyw ał tej strasznej krzywdy, jaka się dzieje nam , robotnikom -P olakom , w e Francji. Nie będę opi­

syw ał owych niezliczonych szykan, na jakie narażony jest każdy robotnik polski ze strony w ładz francuskich.

Federacja francuska pracuje jednak usilnie nad p olep­

szeniem naszego bytu. Nie dopuszcza do tego, aby tu ­ łacze polscy stali się łam istrejkam i i zdrajcam i w łasnych braci francuskich.

Przebrzm iały już daw ne czasy, kiedy to chłop i ro ­ botnik polski, pracując cały tydzień w pocie czoła i nisz­

cząc sw oje siły, szedł w niedzielę do kościoła dzięko­

w ać Bogu za te w szystkie doczesne cierpienia w nadziei łask i niebieskiej. W obecnych czasach nie da się już nikt z nas uw ieść potw ornem u kłam stw u, a straszne chwile, które przeżywam y, łączą n as w szystkich p ro le­

tarjuszy, do w spólnej w alki o lepsze jutro.

Z pozdrow ieniem proletarjackim Wierny.

Ziarna i plewy.

Łzy im się cisnę do oczu.

K o m u ? — zapytasz czytelniku.^

A no tym wszystkim wyzwoleńcom , pepesow com , dąbszczakom .

A czemuż to gorycz ich taka o g arn ęła, czy dlatego, że ludowi jest źle, że cierpi wielką nędzę, że go dławi wyzysk obszarniczo-kapitalistyczny ?

Nie! co innego przypraw ia ich o zm artw ienie.

„Łzy na oczy się cisną, — pisze „Gazeta Ludowa" — gdy człek czyta słowa wypowiedziane tu przez Józefa Pił­

sudskiego.

„Za jego pracę, poświęcenie bez granic, za czyny, które wybawiły nas z niewoli, zapłacono mu czarną niewdzięczno­

ścią. Milczał on i pracował dalej w największym znoju.

(4)

„Ale oto przem ów ił. I niech lud u słyszy te sło w a. N iech o d czu je tę s tra s z n ą krzyw dę, ja k ą w y rząd zo n o najw iększem u z P o lak ó w . Ale k rzy w d a ta je s t nie tylko Jego krzyw dą.

H onor całe g o n aro d u je s t tu zagrożony. Czyż m ożem y p o ­ zw olić by b ezczeszczono T ego co najw y żej sta n ą ł ? Czy przez to nie bezcześci się w as w sz y stk ic h ?

„A te ra z słu ch ajcie tych słó w gorzkich ja k piołun, a tak p raw d ziw y ch , słuchajcie słó w W o d z a N a r o d u !“

A no słuchajcie kochani czytelnicy! My wam też zacytujem y sło w a „w odza" z tej sam ej m ow y, o k tó ­ rej w spom ina „G azeta L udow a",

ale te, których ga­

zetka p. Dąbskiego wolała nie publikować, które w olała zataić.

Piłsudski na sali m alinow ej w hotelu B rystoi d o w szystkich sw oich w yzw oleniow o-pepesow - sko-peow iackich lizołapów i czyścibutów tak przem aw iał:

„D yktatorem b yłem kilka m iesięcy. D ecyzją m oją głupią czy rozum ną, to je s t w szy stk o jed no, postan ow iłem z w o ­ ła n ie Sejm u, od dan ie w ład zy m ojej w je g o ręce, i stw o ­ rzen ie legalnej form y życia p a ń s tw a P o lskiego. B yła to m oja decyzja! D ecyzja ta z o sta ła u słuchana. P an o w ie P osłow ie, którzy potem n ieraz p rzeciw m nie w y stęp o w ali, zo stali w y­

b ra n i na mój rozkaz, teg o rozkazu usłuchali, w y b ó r przyjęli, n a o k reślony przeżeranie term in do W a rsz a w y się staw ili w yb o rcy w o d p o w ied n iem m iejscu rów nież przezem nie w y- znaczonern, zebrali się i g ło sy sw e o d d ali, urzędnicy w yzna­

czeni przezem nie oceniali p ra w n o ść w y b o ró w ".

Ja k widzimy z tego, P iłsudski, k tórem u już daw no po m iesza ło się w głow ie, uw aża za ła sk ę to,

co po­

winno było być jego

(jako dem okraty)

świętym obo­

wiązkiem.

O n, Józef Piłsudski ła sk ę zrob ił ludowi, że zw o ła ł s e jm ! D alibóg że z takiego błazeństw a do ro z ­ puku rozchichotałby się naw et koń, ale naszym lewi­

cow com „łzy cisną się na oczy".

Mają racją, że kpią.

„R obotnik" pepesow ski z dnia 14 lipca pisze:

„T ak to chjeny i chjenięta kpią z dem okracji,

której przecież zawdzięczają, że dorwali się do żłobu rządowego.

Ale francuskie przysłow ie m ówi, że śm ieje się ten, kto się śm ieje ostatn i".

A więc sam i przyznają, że tylko dzięki nim (dzięki P. P. S. i W yzwoleniu) d o rw ała się C hjena do władzy.

A że kpi z nich, to m a rację. Jakże nie kpić z takich tchórzy i durni, którzy przez cztery lata za ochłapy w iernie i po słu sznie Chjenie służyli po to tylko, aby teraz, dostaw szy kopniaka, skam lając odejść precz. Lud p ra ­ cujący owej „dem okracji" za to nienawidzi i pogardza nią, bo dla niego jest o n a zdrajcą, ale Chjena zupełnie słusznie m oże sobie kpić z błaznów lewicowych, k tó ­ rzy potrafią tylko być jej lokajam i.

Z życia robotników rolnych.

3ak obszarnicy wykwitowall robotników rolnych.

O bszarnicy w pierw szych 20 dniach czerw ca sta­

rali się w ykazać jaknajniższe ceny żyta, gdyż ceny żyta w tym czasie służą do w yliczenia za­

robków robotników rolnych za pierw szy k w artał g o s­

podarczy. Z a to począw szy od 22 czerwca, to jest od dnia, który już nie jest brany pod uw agę przez Ko­

m isję wyliczeniową, popuścili w odze swej żądzy zysku i poczęli z dnia na dzień podw yższać cenę żyta.

W w yniku tej spekulacji robotnicy rolni zostali w straszn y sposób pokrzyw dzeni, albow iem otrzym ują oni w artość jednego centnara w w ysokości 143.400 mk., podczas gdy faktyczna cena żyta w ynosi 300.000 mk.

Zw iązek rolny sp raw ą tą winien natychm iast się

zająć, aby nie dopuścić do tak strasznego pokrzyw ­ dzenia robotników rolnych.

Przed strajkiem robotników rolnych w Małopolsce.

Z arząd G łów ny Zw iązku rolnego, jak donosi „Ro­

botnik", polecił oddziałom m ałopolskim przygotow ać w tych dniach akcję strajkow ą. Położenie robotników rolnych w M ałopolsce jest w p ro st straszn e i znacznie gorsze niż w b. K ongresów ce.

Zarobek roczny rzem ieślników w pow iecie rzeszow ­ skim , naprzykład, w ynosi od 100 — 150.000 mk. i 12 centnarów ordynarji. W pow. tarnow skim od 150.000 do 300.000 mk. i od 12— 14 centr. metr. ordynarji.

Zarobki ordynarjuszy (fornali i parobków ) w pow iecie rzeszow skim i tarnow skim są jeszcze niższe. A w p o ­ w iecie brzeskim , m ajątek H odrow ica płaci robotnikow i rolnem u za 14 godzin pracy w stosunku rocznym 40.000 mk. i 9 centr. metr. ordynarji! Zarobki robo­

tników sezonow ych są jeszcze niższe.

Krzywdy i nadużycia.

Chłop zamordowany przez pachołka obszam iczego.

D nia 21 czerwca o rannej porze Kazimierz C hm ie­

lowiec, biedak m ieszkający w gminie K om orow ie, nie m ając przyczem ugotow ać p aru ziem niaków kupionych poprzedniego w ieczora, p o szed ł do lasu ob szarnika W łodka, ażeby uzbierać trzasek gnijących z o ciosanego i daw no już wywiezionego drzewa. Po uzbieraniu wią- zeczki wystarczającej na jednorazow e ugotow anie paru ziem niaków czw orgu dzieciom, spieszył do dom u. Z a ­ ledwie był 6 k ro k ó w od granicy lasu, wtem pada strzał, od którego biedak ru n ą ł na ziemię, z której już nigdy nie pow stał. W tejże chwili d a ł się słyszeć g ło s ofiary w ołającej o ratunek. Lecz g ło s ten p ręd ko um ilknął.

Ż o n a ofiary, tak strzał jak i g ło s w ołającego usły­

sza ła i p ozn ała, że to był g ło s jej m ęża. Nie tracąc chwili czasu, pob ieg ła co tchu starczyło w stro n ę lasu, a za nią pospieszyli sąsiedzi. Przybywszy na miejsce, zastali w ydającego ostatni dech życia C hm ielow ca, od któ reg o na w idok zbliżających się ludzi o d d alał się chyłkiem m orderca w osobie podleśnego W ładysław a Standiuchą, będącego w służbie u obszarnika W łodka od m arca. P o m im o tak krótkiego czasu służbow ego Standiuch p o p e łn ił już drugą zbrodnię, albow iem już w jedenastym dniu po objęciu p osad y podleśniczego, strzelił do J a n a K o d y ry .też z K om orow a, który tylko prędkiej operacji w szpitalu w T arn ob rzeg u zawdzięcza życie.

S k o n f i s k o w a n o .

Katują.

W dniu 20 czerwca 8 popisow ych z Jaryczow a u d ało się do Lwowa. P o drodze zatrzym ali'się przy karczm ie.

Na odjezdnem w yw iązała się sprzeczka m iędzy p o b o ­ row ym i a karczm arzem z pow odu kwiatów, które jedna z dziewczyn w ręczyła jadącym do Lwowa. R ozsierdzony karczm arz pobiegł po policjantów . W m iędzyczasie je ­ dna z fur odjechała. D ruga zo stała. Z najd o w ał się na niej właściciel podw ody z Jaryczow a stareg o Zieliński, i czterech popisow ych.

(5)

N adbiegło dwu policjantów . Rzucili się na siedzą­

cych na furze, ściągnęli ich z niej i bijąc popędzili na posterunek. Tu jednego po drugim wpychali do m a­

łego pokoju, bili okrutnie karabinam i po twarzy i po całem ciele. N astępnie, zapisaw szy nazwiska i nie s p o ­ rządzając p ro to k ó łu , aresztow anych wypuścili.

Znęcanie się policji nad chłopami na kresach.

D nia 12 m aja r. b. przyjechało do wsi C ieszew la 2-ch policjantów z p o sterunku M ołczadz, w pow . Sło­

nim skim z Nr 1054 i 1179 (nazw iska nie są znane), p oszukując sztuki drzew a w yrąbanej z lasu m ajątku Jaroszew o, właściciela D anilew icza. U m ieszkańca tejże wsi Sawy Lickiew icza znaleziono kaw ałek drzew a, które było p o d ejrzane jako skradzione. Z tego też p o ­ wodu od Lickiewicza policjanci zażądali dla siebie b u ­ telki wódki i zakąski, a gdy Lickiewicz przyniósł to, zażądali policjanci jeszcze drugiej butelki w ódki, przy- czem przyrzekali Lickiewiczowi, że za to w szystko p o ­ zostaw ią mu p o dejrzany kaw ałek drzew a i nie b ęd ą w ytaczać spraw y. P o obfitej w ypiw ce kazali jed n ak drzew o w ładow ać na wóz dla odstaw ienia do p o ste ­ runku w M ołczadzie, a poniew aż konie były w ów ­ czas w polu i trzebaby czekać, aż je przyprow adzą do dom u, więc policjanci postanow ili, że ironie w ła­

ściwie nie są potrzebne, bo drzew o m ogą zaw ieźć do M ołczadzi p op rostu sam i chłopi. Spędzili ze wsi n ie­

letnich chłopaków , a m ian o w icie: W incentego M ora- cza, lat 10; A ntoniego Przychoda, lat 14; Zachara Ro- m anko, lat 15; P iotra Kowalewicza, lat 14; T om asza C hata, lat 16 i paru innych, zaprzęgli ich do wozu z drzew em i „pojechali" do M ołczadzi o 10 w iorst, na posteru n ek policji. Ten dziw ny wóz przejeżdżał koło dom u P aw ła H ow dzieja, gdzie odbyw ało się w e­

sele i m łodzież się baw iła i śm iała się. P ijan y p o li­

cjant Nr 1054 kazał zatrzym ać wóz, w padł do tego dom u i tam bez ża dnego pow odu rzucił się na m łodą dziew czynę H elenę H ow dziej, zaczął ją bić i porw ał jej chustkę i ubranie. G dy 70-letni starzec M aciej Ho- lec zw rócił uw agę policjantow i na nieodpow iednie z a ­ chow anie się, ów p olicjant zaczął bić starego kolbą karabinu po głow ie, piersiach i plecach tak, że ten u p ad ł na ziem ię, oblew ając się krwią. W idząc to, dzieci i m łodzież zaczęli krzyczeć, na krzyk zebrał się tłum , a przerażony policjant, w idząc pokrw aw ionego starca, uciekł. W ieczorem tegoż dnia przyjechało do wsi Cieszew li pięciu policjantów z p o sterunku w Nowej M yszy w pow. baranow ickim (m iędzy tym i byli dwaj z poster, m ołczadzkiego, którzy uciekli przedtem ), któ- - rzy zabrali z łóżka p o bitego i rann eg o M acieja Holca, pobili jeszcze i aresztow ali z tejże w s i : Stefana Holca, P iotra P rzychoda, A ugusta Szczegluka oraz H elenę H ow dziej i sołtysa A ndrzeja H ajduka, których w y­

wieźli do M ołczadzi, przyczeim H elenę H ow dziej a re ­ sztow ano za to, że się śm iała z policjantów , zaś so ł­

tysow i A. H ajdukow i zarzuca się „podżegan ie ludzi do b u n tu ".

Z kraju.

W sprawie wyjazdu do Ameryki,

K onsulat am erykański w W arszaw ie ogłasza:

Liczba obyw ateli polskich, którzy m ogą się udać do Stanów Zjednoczonych w czasie od 1 lipca br. do 30 czerw ca 1024 r., ustalona została dokładnie na 31.146

osób. Poniew aż chcących w yjechać jest znacznie w ię­

cej, konsulat am erykański udzielać będzie wiz na w y­

jazd na razie tylko: żonom, rodzicom, braciom, sio­

strom , dzieciom poniżej lat 18 i narzeczonym :

1) obyw ateli Stanów Zjednoczonych, a więc ludzi, którzy w Ameryce uzyskali praw o obyw atelstw a;

2) ludzi, którzy w Stanach Zjednoczonych złożyli już podania o ostateczne papiery obyw atelstw a, nie deklaracje zostania obyw atelam i am erykańskim i, w reszcie

3) ludzi, przebyw ających obecnie w Stanach i u praw ­ nionych do uzyskania obyw atelstw a Stanów, którzy ja ­ kikolw iek okres czasu między 6 kw ietnia 1917 r. a 11 listopada 1918 r. służyli w armji lub w m arynarce Stanów Zjednoczonych i zostali ze służby zaszczytnie zwolnieni.

O soby w Polsce, nienależące do wym ienionych uprzyw ilejow anych kategorji, a więc nie będące żo­

nami, rodzicam i, braćm i, siostram i, dziećmi obywateli am erykańskich, m ających już stałe obyw atelstw o, dalej przebyw ających w Ameryce i m ających już tak zw.

pierw sze papiery, a nie posiadających tylko ostatecz­

nych dow odów obyw atelstw a, w reszcie przebyw ających w Ameryce ludzi, którzy brali udział w w ojnie św ia­

towej po stronie Ameryki, n a razie m uszą z wyjazdu do Ameryki zrezygnow ać. Konsulat am erykański za­

w iadam ia, że osoby te, choćby naw et posiadały już karty w stępu, czyli t. zw. num erki — nie m ogą liczyć na otrzym anie wizy, bo te num erki nie są w ażne na dzień w skazany. Dopiero, gdyby tych uprzyw ilejow a­

nych było w tym roku mniej niż 31.146 — to osoby te otrzym ają now e karty w stępu i to w porządku dat, podanych na kartach w stępu, obecnie uniew ażnionych.

Podwyższenie kar.

Sejm uchw alił zm ianę ustaw y gm innej budow lanej, polow ej i ogniow ej, podw yższając, jak n astęp uje, kary, do których n akładania upraw nione są ciała sam orządow e.

Za nieuspraw iedliw ione opuszczenie p osied zen ia R ady gm innej m oże w ójt ukarać rad n eg o gm in neg o grzyw ną w kw ocie do 42.000 m arek (daw niej 14 m a ­ rek), za nieuspraw iedliw ione niestaw ienie się na p o ­ siedzenie Rady gm innej, zw ołane celem w yboru zw ierz­

chności gm innej grozi grzyw na do 120 tysięcy m arek (daw niej 28 m arek), za odm ow ę przyjęcia w yboru do R ady gm innej grozi grzyw na do 300.000 m arek (daw ­ niej 70 m arek), wreszcie W ydział pow iatow y m oże ukarać członków zwierzchności gm innej grzyw ną do

120 tysięcy m arek (daw niej 28 m arek).

Za przekroczenie ustaw y budow niczej zw ierzchność gm iny wiejskiej m oże nałożyć grzyw nę w granicach od 6.000 do 180.00 m arek (daw niej od 1 mk. 40 fen.

do 35 m arek).

Za przestępstw o polow e kara pieniężna m oże być nałożo na w granicach od 6.000 do 240.000 m arek (daw niej od 1 mk. 40 fen. do 56 m arek). Strażnik p o ­ łowy m a praw o sam otaksow ać szkodę połow ą do w y ­ sokości 50.000 m arek (dawniej 7 m arek). W yższą szkodę taksow ać m a zaprzysiężony taksator.

Z w ierzchność gm inna m oże w spraw ie o p rz e stę p ­ stw o polow e przyznać i ściągnąć o dszkodow anie nie p rzenoszące kw oty 150.000 m arek (daw niej 21 m arek).

O ile strona żąda w yższego o dszkodow ania, to z resztą żąd an ia m a być przez zw ierzchność gm in n ą odesłana na drogę sądow ą.

Rekordowy miesiąc.

Gazety chjeńsko-piastow e do ostatniej chwili za­

pew niały, że poło żenie finansow e państw a stale się

(6)

polepsza, że p od atk ó w coraz więcej napływ a, że pie­

niędzy papierow ych sto su n k o w o coraz mniej się d ru ­ kuje. Tym czasem okazuje się, że w łaśnie w ostatnich czasach dru k papierków znacznie się w zm ógł. W m ie­

siącu czerwcu w ydrukow ał rząd za 800 m iljardów m a­

rek poi. pieniędzy papierow ych. Z naczy to, że dziennie drukujem y przeszło 25 m iljardów m arek poi. N a pier­

wszego lipca ogółem w o b ro cie znajdow ało się 3.596 m iljardów m. poi. (czyli trzy tryljony i 596 m iljardów ).

Ceny zboża.

; Na giełdzie zbożow ej w Poznaniu p ła c o n o od 14 do 21 lipca: za żyto 250 do 270 tysięcy, za pszenicę 500 do 540 tys., za jęczmień 210 do 230 tys., za ow ies 270 do 330 tys., za m ąkę żytnią 380 do 400 tys., za m ąkę pszenną 730 do 780 tysięcy.

Korespondencje.

Poświęcili ich.

D nia 29 czerwca na zakończenie now o zb u d o w a ­ nego m ostu na rz,ęce W arcie we wsi L ąd odbyło się pośw ięcenie tegoż, tak, jak to w P olsce byw a, że nic się bez kro pidła obejść nie m oże. T akże i u nas bez tego się nie odbyło. Kler z całej okolicy z dziekanem z Z agurow a na czele agitow ał nieśw iadom y ludek w iej­

ski, by przy był na uroczystość pośw ięcenia m ostu.

Liczna rzesza n aro d u się zebrała, bo kler m iejscow y zap roszon em u p. w ojew odzie Łuckiem u i staroście słupeckiem u chciał pokazać, jakie to m asy chłopstw a m a na sw e rozkazy. Lecz całe nieszczęście, źe kler się pom ylił co do w ierności swych parafjan.

O tóż p rzed rozpoczęciem cerem onji pośw ięcenia m ostu policja nie pozw oliła przechodzić przez m ost n a d ru g ą stro n ę rzeki, lecz kazała ludziom przew ozić się starym , dziuraw ym prom em , na który w eszło około 100 łudzi, para koni i bryczka. W obec przepełnienia ludzkim ciałem , końm i i bryczką, prom zaczął się za­

tapiać na środku rzeki. Ludzie w panice zaczęli sk a ­ kać do w ody i konie wraz z bryczką za niem i. Na wielki krzyk topiących się o ratu n ek dziekan zagurow - ski k rzy k n ął: „A niech się ta chołota topi, kiedy jest n iep o słu szn a!" U topiła się 14-toletnia dziew czynka i koń. C hłopstw o słysząc słow a dziekana, przem aw ia­

jącego w taki sposób, zaczęło m u w ym yślać od o g ie­

rów i t. d. D laczego nie pozw olił przejść ludziom przez m ost, tylko kazał policji nie przepuszczać aż po pośw ięceniu m ostu i odbyciu się cerem onji.

C hłopstw o się rozgniew ało, b o dziedzice, księże g o sp o d y n ie i różni ósem kow icze spacerow ali sobie po now o zbudow anym m oście, a ciem nem u ludowi k a ­ zali w siąść na dziuraw y prom , nie pozw alając na m ost wchodzić. Zdenerw ow ani chłopi nie w iele się n am y ­ ślając zaczęli łam ać kije i sztachetki z ogro dzeń i uczyć kler i dziedziców rozum u. D ostało się niejednem u p orząd n ie a dziekan z ledw ością uciekł do kościoła i zam knął się. T akże i pan w ojew oda łucki i starosta słupecki byli w niebezpieczeństw ie pom im o, że policja ich broniła, d ostało się i policji porządnie. W alka ta by łab y zakończona kilkom a ofiaram i, gdyby nie p rz y ­ bycie około 50-ciu policjantów na 4-ch sam ochodach.

D opiero w obec srogiej po staw y policji ludność się uspokoiła.

W inę należy tu przypisać p. w ojew odzie, staroście i policji, którzy, będąc św iadom i różnym w ypadkom , do tak iego p rzepełnien ia ludźm i i do teg o na d ziu ra­

w ym prom ie, dopuścili, a przez m ost nie pozw alali

przechodzić. Nie m ógł to w siąść p. w ojew oda z całą sw ą św itą i klerem na prom dziuraw y, a ludzi p rz e ­ puścić po m oście! Jak b y się p. w ojew oda sk ąpał, to b y m u było zdrow iej.

N a d rugi dzień n astąp iły areszto w an ia tych ludzi, których kler w skazał. Ci, co ich bili, nie są a reszto ­ w ani, b o chodzą do kościoła i składki na kościół dają, ale tych aresztow ano, k tórzy nie d ają na kościół i n a ­ zwani są przez kler kom un istam i i bolszew ikam i.

Kler rzucił pogłoskę, źe to kom uniści p o db urzy li ludzi

na księży. Chłop ze wsi Lądu.

O koń i jego ku g larze w Ł u k o w s k im . W ubiegłym m iesiącu do naszego pow iatu w po­

łudniow e jego strony zaw itało czterech „cyrkow ców - kuglarzy" na czele z Okoniem . Dziełem ich k uglar- skiej roboty było zw ołanie w ieców w W ojcieszkow ie, Łysobykach i w Serokom li. Ten były jezuita sta ra się n a ile m a sił zohydzić ten odruch m ałorolnych chło­

pów i robotników w iejskich, którzy m ają pogardę- do w szystkich tych, co ich parokrotnie zdradzili, jak poseł O siecki i Kurach z G arw olińskiego (obaj „W yzw ole- niow cy“, którzy poszli do żłobu W itosa i zaprzepaś­

cili reform ę rolną). A poniew aż ci posłow ie obaj byli w ybrani do pierw szego Sejmu z naszego okręgu gło­

sam i m ałorolnych i bezrolnych chłopów, w ięc zdradzili sw ych wyborców'. O dtąd też u nas „W yzw oleńcy" m ają bru dn e łapy i gru n t tu zerw ał się im pod nogam i, bo stracili zaufanie, a chłopi tutejsi przejrzeli na oczy. T o­

też po nich przyszli inni do n as i z lepszym i obietni­

cami, gdy chodziło o w ybory do drugiego Sejmu.

Ci w szyscy tak w iele obiecyw ali w tenczas, gdy chodziło o ludzki m aterjał na m ięso arm atnie, albo w tenczas, gdy ci rzekom i obrońcy chłopa m ałorolnego i bezrolnego myśleli, w jaki spo sób dostać się do Sejmu i zabezpieczyć sobie byt na czas jego kadencji. Ci w szyscy obiecyw ali złote góry: pierw si w panice przed u tratą sw oich m ajątków cieszyli chłopa ochłapem na kresach, gdy obroni ich m ajątki przed bolszew ikam i i zabezpieczy granice. I cóż się o k azało? Nie tylko, że mu naw et tego ochłapu nie dano, ale śm ieją się o b szar­

nicy w kułak, że chłop jeszcze głupi. A gdy to oka­

zało się kłam stw em , zjawili się ci drudzy, którzy znów m ów ili: w ybierzcie nas do Sejmu, a przeprow adzim y reform ę rolną, będziem y walczyć o parcelę i t. d. I znów to samo. Nie tylko że tej tak szum nie obiecanej re­

formy nie przeprow adzili, ale przeciw nie zaprzepaścili ją, oddając tym sam em całkow icie w ładzę w ręce b u r- żuazji. 1 dziś z pow rotem idą do m as chłopskich nie z tym co obiecyw ali, nie z reform ą rolną, ale z tym, że im endecja dała ko pn iak a i usunęła ich od rządów.

T oteż Okoń ze swoim i kuglarzam i nie m iał odw agi przyznać się do w iny i w ykazać tym m asom chłop­

skim , że w ina jest ich w szystkich, począw szy od stro n ­ nictw a W itosa aż do P. P. S. w łącznie. W idocznie oba­

w iał się tej przyjem ności, jaka go sp otk ała w T arn o ­ brzegu. A w ięc w swojej pedagogji w ychw alał P iłsu d ­ skiego i ubolew ał, że ich w szystkich „radykałów " prze­

pędzono, że bez niego, jak bez słońca, że już nie b ę­

dzie im kto m iał przyśw iecać ugodą. Zapom niał języka w gębie, a raczej pow iedzieć tego, że P iłsudski był tą kulą u nogi w pochodzie robotniczo-chłopskim do rządów , który stanow ił zaporę do całkow itego zag ar­

nięcia w ładzy w P olsce przez robotników i chłopów.

I z chw ilą dojścia do w ładzy ch jen o -p iasta ta sam a burżuazja naw et mu nie podziękow ała za jego w ysłu­

giw anie się jej.

(7)

D arem ne żale pośle O koniu! Chłopi m arolni i b ez­

rolni nie dadzą się teraz uw ieść na lep frazeologji patrjotycznej, bo ten frazes nie zaspokoi naszego głodu ziemi i braku w arsztatu pracy. M am nadzieję, że m ało­

rolni chłopi w Łukow skim nie dadzą się długo łudzić, a gdy się poznają na tum anieniu ich, dadzą tak ą sam ą odpraw ę, jak chłopi w T arnobrzeskiem i K olbuszow - skiem w M ałopolsce.

O biecankam i i szczuciem rasow ym daleko nie za- jedzie, a podżeganiem jednych przeciw ko drugim m ało­

rolnym jedynie dlatego, że są bardziej radykalni od w as, św iadczy tylko o w aszej w archolskiej robocie.

Interesy w szystkich robotników i chłopów m ało­

rolnych i bezrolnych są jednakow e, bez względu na to, gdzie pracują, czy to w w arsztacie, czy na roli, p o ­ niew aż ziem ia jest także w arsztatem pracy, więc w spól­

nie w alczyć m uszą o sw oje istnienie.

M asy m ałorolne, w których, niestety, tkw ią jeszcze przesądy antysem ickie i które zbyt są jeszcze podatne żydożerczem u szczuciu, pow inny tem bardziej mieć się na baczności. M uszą bow iem pam iętać, że każdy agi­

tator antysem icki jest apostołem faszyzm u, a faszyzm, jak dow iódł tego przykład W łoch, to krw aw a dyk ta­

tura burżuazji, to krw aw y wyzysk i gorsza, niż carsk a niew ola ludu roboczego.

Przezw yciężenie w obozie robotniczo-chłopskim an ­ tysem ityzm u, zerw anie ze w szystkiem i tendencjam i p a- trjotycznem i, stw orzenie przez robotników i chłopów jedności frontu w w alce z faszyzm em i jego zbrod­

niami — to nakaz, przed którym nie w olno się uchylić żadnem u proletarjuszow i — pod grozą zagłady!

A . Z. z pod Serokomli.

Poseł Arciszewski zbiera laury.

C zytając stale „ P łu g “, co raz ktoś z okolic poda, co słychać w ich. stronach now ego, a od nas z K oń­

skich niem a listu żadn eg o , jak g dyby tu było głucho.

O tóż jest często coś now ego i m oże się przydać do gazety naszej, by robotnicy i chłopi w szerokim św ię­

cie w iedzieli, jak tu robotnicy m yślą i co u nich się dzieje. W dniu 1 lipca pow tórnie przyjechał do K oń ­ skich po laury pepesow y odstępca klasy robotniczej poseł Arciszewski. P o p rzednim razem (w kw ietniu b. r.) chjeniści p. A rciszew skiem u trochę przeszkadzali, ale teraz zachow yw ali się dosyć popraw nie i w naboź- nem skupieniu słuchali jeg o przem ów ienia. W idocznie któryś ze starszych chjenistów ob jaśn ił im , że to „ n a si“

i takich g ad a n ie nic „n a m “ nie szkodzi albo też sam i to zrozum ieli. Ale zato robotnicy obecni n a sali, p o d ­ czas jałow ego przem ów ienia p. A rciszew skiego, o g ra­

niczającego się tylko do suchego spraw ozdania z d z ia ­ łalności ich t. j. P. P. S, w sejm ie, nie okazyw ali w ielkiego zainteresow ania, b o i tak z dośw iadczenia życiow ego w idzieli, jak to P. P. S. ich broni. To też ławy poczęści były puste, a obecnych p. poseł tak um iał zająć swem przem ów ieniem , że w iększość sp o ­ k ojnie drzem ała, a niektórzy opuszczali salę z o d p o ­ w iednim i gestam i. D opiero gdy robotnicy usłyszeli, jak p. Arciszewski w ychw ala P. P. S., m ówi bez o g ró ­ dek, źe drożyzna pójdzie w górę z pow odu połącze­

nia się W itosa z ósem ką, zaczęli zadaw ać z a p y ta n ia:

a kto tem u w in ien ? W szak P . P. S. przy w yborach po p ierała W itosa. Lub, jak zdaniem posła m oźnaby zaham ow ać drożyznę i ograniczyć w ydatki, by m niej drukow ać pieniędzy papierow ych, które tracą na w ar­

tości i zw iększa się przez to sam o d ro ż y zn a? i t. p.

D opiero w tedy wiec się trochę ożywił. Lecz p. poseł,

w stydliw ie pokryw ając m ilczeniem spraw ę w ydatków i głów ną przyczynę ich t. j. olbrzym ie w ydatki na w ojsko i zbrojenia się, sięgające blisko połow y w szyst­

kich w ydatków , pow iedział „że m ożna by to wszystko zrobić, ale żeby rząd był lew icow y“ i dalej począł m ó ­ wić o kopalniach państw ow ych, k tó re p o przedn ie rządy, ich lewicowe w łaśnie oddały kap italisto m . Ale o tern jak by nie w iedział. R ozum iem y to m iłc zen iejp . p o ­ sła, w szak w styd przyznać się w obec m as na wiecu do tego, że n ad bud żetem Min. Spr. W ojsk, bez d y s ­ kusji przech odzą do p o rząd k u dziennego. Ale świa dornsi robotnicy o tern w iedzą.

W końcu p. p oseł postaw ił rezolucję p o d g ło so ­ w anie, bezprog ram ow ą, bezideo w ą (no bo cóż m ógł dać lepszego, k iedy b y m u C. K. W. P. P. S. dal n ag anę) m ów iącą tylko o obronie „dem ok racji11 z a ­ grożonej przez m ałżeństw o W itosa z chjeną. W ów ­ czas robotnicy zap ro testo w ali, że rezolucji o takiej

„dem o kracji11 nie chcą, bo cóż daliście przy tej bur- żuazyjnej dem okracji. 8-m io godz. dzień pracy z a ­ przepaszczacie, ochronę lokatorów i reform ę rolną też.

W ów czas po seł Arciszewski począł narzekać, że robotnicy sam i sobie winni, (tak!) a któż ich pod jarzm o burżuazji w prow adztł w roku 1918 i 19-20.

Że do P. P. S. nie należą, bo jak w K ońskich — p o ­ w iada p. Arciszewski —- ani jeden z was nie opłaca składek partyjnych. G adaj zdrów ! O płacanie składek do P. P. S. popraw i robotnikow i b y t ! W ów czas jeden z robotników odpow iedział, źe m asy nie m ają za u fa­

nia do P. P. S., bo P. P. S. uchw ały takie p rz e p ro ­ w adza, jak n. p. p o d atek dochodow y, który godzi w interesy klasy pracującej i w końcu z a p y ta ł: więc o d czegóż m y płacim y p o d atek dochodow y, czy od dochodu czy od gło du , b o to, od czego płacim y p o ­ datek dochodow y, nie starcza na utrzym anie.

W ów czas po seł Arciszewski w odpow iedzi u śm iech ­ nął się, b o w idać nie um iał się w ytłóm aczyć i p o ­ tw ierdził, że od głodu. Tak nareszcie sam iście się przekonali, źe w asze uchw ały g o d zą w robotników i innych pracujących i p rzyzn ajecie to sam i Z czem źe w obec tego do m as p rzych od zicie? M oże z k o n sty ­ tucją, która istnieje na p ap ierze a setki ludzi siedzi w w ięzieniu za p rzek o n an ia w brew tej konstytucji.

W reszcie p an p o seł nie w idząc większości i poparcia, a w idząc że dy sku sja coraz więcej w kracza na w łaś­

ciwe tory i źe w końcu m oże być w ygw izdany, zw i­

nął rezolucję n ieg łosow an ą dó teczki i w yszedł. R o­

b otnicy ze śm iechem opuszczali salę. T akie laury ze^

b ra ł p. Arciszewski dla P. P. S. w K ońskich; tylko 50.000 mk. zapłacił za salę strażacką n a wiec w y n a­

jętą, bo robo tn icy ani w iedzieć o tern nie chcieli.

P. Tokarz.

1 131 Z CAŁEGO ŚWIATA. 1131

El B 0 13

Q 0 0 0 E l l 3 E I E ] E I E ] I t I E ] E ] 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0 0

Europejska produkcja zboża i ziemniaków.

W edług Rzym skiego Biuletynu statystycznego m iej­

sce zajm ow ane przez P olskę w produkcji europejskiej zboża i ziem niaków określone jest w następujących tablicach w m iljonach centnarów :

P szenica: F rancja 64, W łochy 44, H iszpanja 34, Rum unja 25, Niem cy 20, Anglja 17, W ęgry 12, P o lsk a 12.

Żyto: Niemcy 52, P o lsk a 50, C zechosłow acja 12, F rancja 10, H iszpania 7, Szw ecja 6, W ęgry 5, Belgja 5.

(8)

jęczm ień : Rum unja 20, H iszpanjalO , Niemcy 16, P o l­

ska 13, Angija 9, C zechosłow acja 9, F rancja 9, D anja 10.

O w ies: F rancja 42, Niemcy 40, P olsk a 25, Angija 13, R um unja 13, Szwecja 11, C zechosłow acja 9, D anja 8.

Kartofle: Niemcy 407, P olska 332, F rancja 131, C z e -<

chosłow acja 79, Angija 41, Belgja 34, H olandja 34, Szw ecja 19.

ROSJA. Stan rolnictwa.

Rolnictwo, które w czasie wojny dom owej, a n a ­ stępnie strasznego nieurodzaju znalazło się w niezm ier­

nie ciężkim położeniu, obecnie szybkiem i krokam i od­

radza się. Jeszcze dw a lata temu obszar zasiew ów w Rosji w ynosił zaledw ie 50 proc. obszaru zasiew ów przed wojną. O becnie jednak obszar zasiew ów szybko zbliża się do rozm iarów przedw ojennych. Na Podolu i W ołyniu sow ieckiej Ukrainy, naprzykład, obszar za­

siew ów w 1923 roku w ynosi 85 proc. obszaru przed­

wojennego.

Bardzo pom yślnie rozw ija się też w Rosji prze­

m ysł cukrow y i zw iązana z nim plantacja buraków . Podczas gdy w 1922 r. na plantacje bu raków cukro­

wych na U krainie przeznaczono 162 tys. dziesięcin (dziesięcina rów na się 2 m orgom ), w roku bieżącym zużytkow ano na upraw ę buraków 200 tys. dziesięcin.

W porów naniu z rokiem 1921 obszar plantacji b u ra ­ ków pow iększył się o 65 proc.

Redukcja armji czerwone].

Rząd sow iecki w celu uzdrow ienia gospodarki p ań ­ stw ow ej stale zm niejsza liczebność armji czerwonej.

1 byłby to niew ątpliw ie czynił w znacznie szybszym tem pie, gdyby jego sąsiedzi zechcieli w ejść na tę sam ą drogę redukcji zbrojeń.

W roku 1922 arm ja czerw ona liczyła 950 tys. żoł­

nierzy, na początku 1923 r. 800 tys. i obecnie już tylko 700 tys. Zgodnie z zam ierzonym i planam i na po­

czątku 1925 redukcja armji czerw onej ma być ukoń­

c z o n a , zatrzym ując się na liczbie 600 tys. żołnierzy.

Jest to bardzo niedużo, jeżeli w ziąć pod uwagę, że Rosja stanow i ]/e część kuli ziem skiej i że zam iesz­

kuje ją 130 m iljonów ludności.

FRANCJA. Zwycięstwo komunistów.

W ynik niedaw nych uzupełniających w yborów do Izby deputow anych (posłów ) w okręgu S eine-et-O ise stał się pierw szorzędnym w ydarzeniem politycznym . Rządzący dotąd F rancją B lok N arodow y p ana P o in- caró (czytaj P uenkare), coś w rodzaju naszej rodzimej Chjeny, otrzym ał 50 tys. głosów, blok lewicy burżua- zyjnej 56 tys., kom uniści 42 tys. głosów i socjaliści9tys.

K lęska Bloku N arodow ego jest zupełna. Cóż bo­

wiem znaczy otrzym ane przezeń 50 tys. głosów w obec 117 tys. głosów opozycyjnych, i to w okręgu, gdzie w r. 1919 padło na Blok 90 tys. głosów !

Z drugiej strony im ponujące jest zw ycięstw o kom u­

nistów. Ich czołowym kandydatem był m arynarz Marty,

„bohater m orza C zarnego" (oficer nrarynarki, który w 1919 r. odm ów ił bom bardow ania czerwonej Odesy), więzień reakcji francuskiej od r. 1918, M arty, który już około 30 razy w ybrany został do różnych rad m iej­

skich, a teraz po raz pierw szy kandydow ał z za kraty do parlam entu.

NIEMCY. pod rzędami okupantów.

P rasa niem iecka ciągle do nosi o gw ałtach o k u p a n ­ tów w zagłębiu Ruhry.

W D ysseldorfie w ydano odezw ę, naw ołu jącą stra j­

kujących urzędników celnych do staw ienia się w ciągu 48 g o d zin do służby pod k o n tro lą francuską. P o n ie ­ waż żaden z urzędników się nie zgłosił, w ięc w y d a­

lono 140 urzędników celnych.

Do 1 lipca b. r. zostało w ydalonych przez o k u ­ pantów 1613 urzędników celnych i 56 urzędników z a ­ łatw iających spraw y podatkow e. 1773 urzędników zo ­ stało gw ałtem w yrzuconych z m ieszkań. Z asądzonych przez sąd y zostało 280 urzędników finansow ych na 76 lat i jeden m iesiąc w ięzienia. W ciągu czasu od 10 do 30 czerwca zostało 8623 urzędników k o lejo ­ wych z m ieszkań w yrzuconych razem z ich ro d z in a­

mi. Z asądzonych przez sąd y 128 urzędników kolei państw ow ych na 254 lata i 8 m iesięcy w ięzienia. U rzęd ­ ników państw ow ych zostało 391 zaareszto w an ych, 343 w ydalono, 21 zostało ciężko p obitych a 182 u rz ęd n i­

ków zostało skazanych na 70 lat w ięzienia.

P ołożenie w D u isb u rg u ogrom nie się pogorszyło.

Chociaż w o głoszeniu stanu oblężenia nic nie stoi, że okna m uszą być pozam ykane, że nikom u nie w olno oknem patrzeć, to jed n ak do okien okupanci strzelają.

T aksam o wciąż o db yw ają się aresztow ania obyw ateli niem ieckich, których przez ulice prow adzi się z p o d ­ niesionem u rękam i. Puszczeni n a w olność u żalają się, że w areszcie biją. 5. lipca zo stał b an k państw ow y ob sad zo n y przez w ojska ok up antó w i p ien iądze sk o n ­ fiskow ano. T aksam o wiele obyw ateli niem ieckich zo ­ stało zastrzelanych i t. d. Te gw ałty i zbrodnie o b u ­ rzyły m asy robotnicze przeciw ko okupantom .

©c§p@wi@e§si ©cl

T o w . P ie r o n o w i. Szanow ny T o w a rz y sz u ! K orespondencji W aszej n iestety um ieścić nie m ożem y, a to z te g o w zględu, iż je s t p is a n a ta k ogólnikow o (b ez p o d a n ia faktów ), że w innych p o w iatac h nicby z niej nie zrozum iano. D la W aszej m iejscow ości, gdzie ro b o tn icy i chłopi z n a ją ludzi, których W y opisujecie, k o re sp o n d e n c ja ta je s t b a rd z o d o b ra. Ale m usicie w ziąć pod u w agę, że pism o n asze je s t dla całej Polski. P ro sim y W a s za - tym o n ad sy łan ie k o resp o n d en cji z faktam i, tak, żeb y by ły zro ­ zum iałe dla ro b o tn ik ó w i c h ło p ó w całej Polski.

f y f t d u s g „ P f u g a "

G arw olin 50.000. G ąsocin 30.000. A. W. 15.000. Sym patyk 3.500. J. G ajew ski 5.000. P io tr M. 17.000. C zytelnik 8.000. Z eb ran e na za b a w ie w e W łocław ku 153.000.

O G Ł O S Z E N I A .

Za

treś£ o g ło sze ń

W ydaw nictw o nie

odp ow iada.

OBYWATELU

ZASTANÓW SIE!

Nim masz nabyć coś z manufaktury_napisz najpierw pocztówkę d o najtańszego w Peisse „Ź ró d ła Manufaktury", wskaż swój wyraźny i szczegółowy adres, to Ci w yżią darm o cennik na wszystkie gatunki manufaktury. To Cię ocali od sideł paskarzy i zaoszczędzi Ci dziesiątki i setki tysięcy* „Źródło Manufaktury" wysyła każdem u d o do*

mu najpiękniejsze tow ary p o cenie fabrycznej.

1—2 Adres naszej ek sp ed y cji:

„Ź ró d ło M a n u f a k t u r y "

E K S P E D Y C J A :

Warszawa, uB. Ś wiąt © jerska 18-15.

Redaktor odpow iedzialny: Paw eł Sieratikiewicz, W ydaw ca: Antoni Kołtonowicz. Drukarnia „Sarmacja*, Kraków, Grzegórzecka 30.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podaj szczegóły wykonania, takie jak: temat obrazu, kolorystyka, wyszczególnienie planów (kompozycja), nastrój, światłocień, odniesienie tematyki i kolorystyki do

Biprostal to jednak nie tylko powstałe w 1949 roku przedsię- biorstwo państwowe i będący jego siedzibą budynek: zapisał się on także w historii literatury polskiej jako

[r]

W czasie ciężkim niezmiernie zwraca się dzisiaj do Was jedyna Partja Socjalizmu polskiego — P olska Partja Socjalistyczna.. Źle się dzieje w Polsce pod rządami

Wzywamy wszystkich towarzyszy i sympatyków do wstępowania do Legionów, do popierania czynem i słowem na każdym kroku ich pracy i do tern skwapliwszego skupienia się około

Widać już, że coś się zmieniło i zmienia się z dnia na dzień.. Co znaczy, gdy przyjdzie odpowiedni człowiek na odpowiednie

- piętro koron drzew (do 40 m wysokości), tworzoną przez w pełni dojrzałe rośliny drzewiaste (różne gatunki zależnie od zbiorowiska roślinnego, w Polsce: sosna, świerk, buk,

Występować przed ludźmi, co też było dla mnie kolejnym dużym