Magister (cd.)*
DYLEMAT STUDENTA BORKA Pewnego dnia pónym popo³udniem siedzia-
³em sam w kawiarni. W drzwiach stan¹³ Bo- rek. Uda³em g³êbokie zamylenie. Nie mia-
³em nastroju do rozmowy. Ale Borek podszed³ do stolika, bez s³owa poda³ mi rêkê. Siadaj¹c zapyta³, czy nie przeszkadza. Zamówi³ dwie lampki wina.
Wyje¿d¿am! oznajmi³ stanowczo po chwili milczenia. Pokiwa³em g³ow¹. Nie bardzo wie- dzia³em, o co chodzi. Zauwa¿y³em, ¿e jest zmêczony.
Odje¿d¿am na zawsze! powtórzy³ z naciskiem. Dopiero po chwili
zrozumia³em jego s³owa, wiêc zapyta³em, dok¹d odje¿d¿a i w jakim celu.
Jeszcze nie wiem dok¹d, ale postanowi³em nieodwo³alnie.
Nic mnie tu ju¿ zatrzymaæ nie mo¿e! Mam tego doæ! Mam ju¿
tej budy po same dziurki w no- sie. Obrzyd³o mi wszystko.
Wszystko! Na rzyganie siê zbie- ra!Po raz pierwszy zauwa¿y³em
w oczach Borka zdeterminowany upór: by³ wciek³y i jednoczenie bezradny.
Od kilku tygodni jestem na samym dnie.
Wiesz, co znaczy byæ na dnie? Nie, tego nie wiesz. Tego nie mo¿na sobie wymyliæ ani wyobraziæ. Nawet dobry aktor nie odda pra- wid³owo dusznej atmosfery dna. Dno jest ju¿
ostatnim poziomem odniesienia. Tkwiæ na dnie, to jak w g³êbokiej, cembrowanej studni.
Stoisz, a dooko³a cembrowiny, identyczne:
szare, g³adkie, liskie... Jeste otoczony w¹- skim krêgiem milcz¹cych cembrowin. Tak wygl¹da dno. Teraz rozumiesz, dlaczego muszê odjechaæ. Jeli nie odjadê, uduszê siê, zwariujê. Straci³em zapa³ do nauki. Przez mój
³eb przewala siê huragan chaotycznych my-
li. Wszystko, co mnie otacza, utraci³o nagle sens. Nie mogê poj¹æ, dlaczego mam studio- waæ, wkuwaæ na si³ê. Od kilku tygodni zada- jê sobie niezmiennie te same pytania: rzuciæ budê czy zostaæ? Wsuwam obiad, kolacjê, siedzê na wyk³adzie, jadê tramwa- jem i ci¹- gle mylê o tym samym.
Zaci¹gn¹³ siê papierosem. Zauwa¿y³ moje zak³opotanie: Z tob¹ to ca³kiem inna spra- wa. Wiesz, czego chcesz. Wstajesz rano, idziesz na wyk³ad. S³uchasz, czytasz, liczysz, krelisz i sprawa jasna. Zdobywasz to, czego pragniesz. Dzieñ po dniu zmierzasz do wy- tkniêtego celu. Dzieñ po dniu sumujesz: zda- ny egzamin, zaliczone kolokwium, semestr.
Ze mn¹ jest inaczej. Nie potrafiê ¿yæ mecha- nik¹, matematyk¹, wytrzyma³oci¹... Nie
mogê ju¿ patrzeæ na tablicê zabazgran¹ ³añ- cuszkami cyfr, symbolami. Od rana do wie- czora matematyka. W ró¿nych kombinacjach ta sama matematyka. Jestem po prostu zmê- czony cyframi. Obrzyd³y mi maszyny. Nawet nie wyobra¿asz sobie, ile muszê wytrzymaæ,
¿eby spokojnie wys³uchaæ wyk³adu z wytrzy- ma³oci materia³ów.
Zamówi³ kolejne lampki wina: Gdy wró- cê z walizk¹ do domu, staruszek bêdzie zdzi- wiony Powiem: koniec z politechnik¹! D³ugo nie bêdzie mi wierzy³. Pomyli, ¿e go nabie- ram, ¿e straszê tylko, ¿e chcê co utargowaæ.
Bêdzie staruszkowi gorzko, gdy obwieszczê,
¿e mam ju¿ doæ jego rad, ¿e nie zostanê in-
¿ynierem, bo ³a¿¹ mi po g³owie inne sprawy, znacznie ciekawsze od ma- szyn. Bêdê musia³ d³ugo s³u- chaæ, ile to korzystnych w³a-
ciwoci we wspó³czesnym
wiecie ma zawód in¿yniera.
Po chwili umiechn¹³ siê do swoich wspomnieñ: Kie- dy chodzi³em do technikum, ojciec zawióz³ mnie na wie, z której pochodzi³. Ma³a, za- pad³a wie pod lasem. Musia-
³em z nim przebyæ drogê, któ- r¹ on przemierza³ codziennie, id¹c do szko³y. Szlimy przez pola i las, a dzieñ by³ wiosenny. Ojciec t³umaczy³ mi, ¿e zim¹ to zupe³nie co innego: zawieja, siarczysty mróz, g³êbokie zaspy, a wczesn¹ wiosn¹ roz- topy i grz¹skie b³oto. Pokaza³ te¿ cha³upê, w której siê urodzi³ i mieszka³ drewno, glina, strzecha, bez elektrycznoci. Wszystko mi pokaza³: studniê, z której czerpa³
wodê, oborê, chlewy. Zaprowa- dzi³ mnie te¿ do swojej szko³y. I ci¹gle mi wmawia³, ¿e muszê osi¹- gn¹æ to, o czym on móg³ tylko marzyæ. S³ucha³em ojca i by³o mi obojêtne, czy posy³aj¹ mnie do liceum, czy do technikum. Nauka nie sprawia³a mi k³opotu. miesz- ny mój staruszek, pragnie, abym
spe³ni³ jego marzenie. Ja mam realizowaæ jego marzenia? A co mam zrobiæ ze swoimi ma- rzeniami? Mnie w³anie poci¹ga mróz, zawie- je, jesienne pola. Lubiê, gdy wiatr smaga twarz, a¿ ³zy p³yn¹, wtedy w³anie najpe³niej czujê sens... Zreszt¹ co tam... U³atwia³ mi ¿ycie, jak tylko móg³. Ju¿ od kilku lat pragnê siê wyco- faæ z tej fa³szywej gry, ale nie wiem, jak to zrobiæ. Pawe³ek bêdzie in¿ynierem og³asza³ ojciec na rodzinnych spotkaniach. Gdy roze- bra³em budzik albo naprawi³em jaki drobiazg w domu, w oczach rodzinki stawa³em siê przy- najmniej Edisonem.
Upi³ ³yczek wina: To s¹ najtrudniejsze lata w moim ¿yciu. Obcy jest mi ten wiat mechanizmów. Wszystko robiê z popchniê-
cia, bo tak siê staruszkom wymarzy³o. Paro- dia, ja rozumiem moich rodziców lepiej ni¿
oni mnie. Chc¹ mi zaoszczêdziæ w ¿yciu tru- du, a wepchnêli w najtrudniejsze. Nie umiem byæ bezwzglêdny. Nie potrafi³em spojrzeæ ojcu w oczy i powiedzieæ otwarcie, co mylê o jego marzeniach. Ale nie jestem zupe³nie pewny, czy mam racjê. wiat, w którym ¿yje- my, to w przewa¿aj¹cej mierze dzie³o in¿y- nierów i techników. Wiem, ¿e rozwa¿ania ma- tematyczne, wytrzyma³ociowe, to rozdrab- nianie mechaniki jest konieczne do zrozumie- nia konstrukcji maszyn. Ale wystarczy jeden nietypowy dzieñ, jedna inna chwila... Ni z tego, ni z owego wali siê na mnie zniechêcenie, potem z³oæ, w koñcu ¿al. Wszystko razem jest cholernie mêcz¹ce. W takie dni przewi- duj¹co nie chodzê nad morze ani do parku i nie patrzê na niebo. Bo chandra zaczyna siê zupe³nie przypadkowo, od wêdruj¹cej na nie- bie chmury, od rozpryskuj¹cej siê na brzegu fali, od byle czego. Jeden zewnêtrzny impuls i koniec z logik¹. Zaczynam od nowa bezna- dziejny monolog ze staruszkiem.
Rozejrza³ siê po wnêtrzu kawiarenki.
Machn¹³ wieloznacznie rêk¹: Jeste pew- nie niemile zaskoczony moim gadulstwem?
Mylisz, ¿e rozlaz³em siê jak stara beczka?
Do tej chwili widzia³em Borka zupe³nie inaczej. Przedtem by³ mi obojêtny, teraz na- gle postanowi³em mu pomóc. Zaproponowa-
³em wspólne rozwi¹zywanie trudniejszych zadañ. Mimo protestów, odprowadzi³em Bor- ka na dworzec. Pomog³em nieæ walizkê.
Zwróci³em uwagê, ¿e walizka jak na jej roz- miar jest bardzo lekka.
Czêæ maneli zostawi³em w akademiku, wrócê po nie, gdy przyjadê za³atwiæ ostatnie for- malnoci. Staruszkowie musz¹ wiedzieæ, ¿e sprawa jest nie- odwo³alna. Gdybym wróci³ bez walizki, s¹dziliby, ¿e przyjecha-
³em tylko po ¿arcie. Widzê ich miny, kiedy wy³o¿ê czêæ ubrañ i powiem stanowczo: koniec!
Kiedy weszlimy do holu dworcowego, Borek stwierdzi³, ¿e jego poci¹g ju¿ odjecha³:
Znowu siê spóni³em! w tym zdaniu mie-
ci³a siê ca³a klêska jego postanowienia.
Wyszlimy przed dworzec. Borek trzeci raz spónia³ siê na ten poci¹g. Zawsze, gdy ju¿ nieodwo³alnie postanawia³ odjechaæ. Nie spiesz¹c siê, powrócilimy do akademika.
Edward Kaczmarek Absolwent Politechniki Gdañskiej
* Powy¿szy tekst jest fragmentem ksi¹¿ki autora pt. Magister, któr¹ przekaza³ on Redakcji do dowolnego wykorzystania.
Jak oceniæ ryzyko pracy przy komputerze (8)
Owietlenie
9.1. Owietlenie powinno zapewniaæ komfort pracy wzrokowej, a szczegól- a) poziom natê¿enia owietlenia powinien spe³niaæ wymagania okrelone wnie:
Polskich Normach
Do pracy z komputerem owietlenie sztuczne powinno byæ rozproszone, a wiat³o dzienne powinno padaæ z boku u¿ytkownika. Nale¿y podkreliæ, ¿e w pomieszczeniach ze stanowi- skami komputerowymi powinno byæ stosowane g³ównie wiat³o dzienne. Owietlenie sztuczne winno pochodziæ przede wszystkim od opraw sufitowych, ale zaleca siê zastosowanie do- datkowej lampy na biurko do owietlenia, w razie potrzeby, dokumentów i klawiatury.
Wed³ug Polskiej Normy [1] warunkami prawid³owego owietlenia stanowisk pracy s¹: wy- starczaj¹ce natê¿enie owietlenia, równomiernoæ owietlenia powierzchni pracy i brak uci¹¿- liwych olnieñ.
Zarówno dokumenty papierowe, jak i dane na ekranie musz¹ byæ dobrze czytelne; z tego powodu owietlenie stok do pracy z komputerem nie powinno byæ zbyt silne, lecz stanowiæ kompromis miêdzy wymaganiami czytelnoci dokumentu a czytelnoci znaków z ekranu monitora.
Polska Norma [1] zaleca, aby minimalny poziom natê¿enia owietlenia sto³u (dokumentu)
wiat³em elektrycznym wynosi³:
300 lx dla pracy dorywczej przy przeciêtnych wymaganiach wzrokowych (np.
sporadyczne odszukiwanie danych z dokumentów),
500 lx dla pracy ci¹g³ej przy du¿ych wymaganiach wzrokowych (np. d³ugo- trwale wprowadzanie danych odczytywanych z dokumentów).
Zaleca siê stosowanie do owietlenia ogólnego odpowiednich róde³ wiat³a: ¿arówek albo lamp jarzeniowych o niskiej temperaturze barwowej ciep³obia³ych lub bia³ych, rozmiesz- czonych równolegle do g³ównej osi patrzenia i do linii okien, poza osi¹ wzroku i przynaj- mniej 300 mm powy¿ej poziomu oczu.
Zaleca siê, aby natê¿enie owietlenia dziennego bezporedniego i poredniego nie prze- kracza³o 150 lx na ekranie monitora i 300 lx na blacie sto³u. Jeli niezbêdna jest zmiana owietlenia dziennego na sztuczne, to jego kierunek wiat³a powinien byæ zachowany, tzn.
najjaniejsze ród³o wiat³a musi siê znajdowaæ mo¿liwie najbli¿ej ciany okiennej.
b) nale¿y ograniczyæ olnienie bezporednie od opraw, okien, przezroczy- stych lub pó³przezroczystych cian albo jasnych p³aszczyzn pomieszczenia, oraz olnienie odbiciowe od ekranu monitora, w szczególnoci przez sto- sowanie odpowiednich opraw owietleniowych, instalowanie ¿aluzji lub zas³on w oknach.
Nale¿y eliminowaæ du¿e kontrasty jasnoci w polu widzenia. Nale¿y to uzyskaæ przez uni- kanie stosowania zbyt jasnych lub zbyt ciemnych mebli, cian i jaskrawych kolorów w po- mieszczeniach pracy.
Nale¿y eliminowaæ odblaski pochodz¹ce od wiat³a dziennego. Mo¿na je usun¹æ przez:
zainstalowanie w oknach szczelnych ¿aluzji,
ustawienie monitora z dala od okien oraz ustawienie powierzchni ekranu prostopadle do okna,
zastosowanie przestawnych cianek dzia³owych pomiêdzy stanowiskami pracy a okna- Nale¿y eliminowaæ wystêpowanie odblasków od obiektów o du¿ej jasnoci. Mo¿na to uzy-mi.
skaæ przez: prawid³owe usytuowanie monitora, zastosowanie odpowiednio dobranych opraw owietleniowych, odseparowanie poszczególnych stanowisk pracy oraz usuniêcie jaskra-
wych elementów z pola widzenia operatora i zza jego pleców, aby nie odbija³y siê w po- wierzchni ekranu.
Zaleca siê stosowanie opraw owietleniowych I klasy ograniczenia olnienia, najlepiej wbu- dowanych w sufit. Oprawy I klasy ograniczenia olnienia (np. typu dark-light) s¹ to opra- wy, które charakteryzuj¹ siê ograniczeniem wiecenia oprawy powy¿ej k¹ta 45° (lub 50°, 55°, 60°) , licz¹c od pionu, a wiêc nie powoduj¹ one olnieñ.
Du¿a iloæ przeszklonych powierzchni okiennych powoduje na ogó³ zbyt silne owietlanie stanowisk pracy bezporednim wiat³em s³onecznym. Z tego powodu wszystkie okna po- winno siê zaopatrzyæ w ¿aluzje, najlepiej z zewnêtrznymi listwami.
9.2. Dopuszcza siê stosowanie opraw owietlenia miejscowego, pod warun- kiem, ¿e bêd¹ to oprawy niepowoduj¹ce olnienia.
W razie potrzeby nale¿y polepszyæ owietlenie stanowiska pracy przez zastosowanie opraw owietlenia miejscowego, zainstalowanych bezporednio w miejscu pracy operatora. Nale-
¿y umo¿liwiæ operatorowi indywidualn¹ regulacj¹ miejscowego owietlenia stanowiska pra- cy przez zastosowanie lamp nastawnych z d³ugim ramieniem i g³êbokim odb³ynikiem.
Lampy halogenowe nie s¹ zalecane jako owietlenie miejscowe stanowiska pracy z kompu- terem, z uwagi na wywo³ywanie ostrych cieni w polu widzenia, bardzo du¿¹ jasnoæ stru- mienia wietlnego oraz na ogól zbyt ma³¹ g³êbokoæ oprawy owietleniowej, co sprzyja powstawaniu olnieñ i zwiêksza ogólny wysi³ek wzrokowy przy pracy z komputerem.
Oprogramowanie
10. Przy projektowaniu, doborze i modernizacji oprogramowania, a tak¿e przy planowaniu wykonywania zadañ z u¿yciem ekranu monitora praco- dawca powinien uwzglêdniaæ nastêpuj¹ce wymagania:
a) oprogramowanie powinno odpowiadaæ zadaniu przewidzianemu do wy- konania
Oprogramowanie winno posiadaæ takie funkcje, które w znaczny sposób wyrêczaj¹ u¿yt- kownika w pracy i znacz¹co zmniejszaj¹ nak³ad pracy ludzkiej (rêcznej i umys³owej) po- trzebnej do ukoñczenia zadania.
Praca z oprogramowaniem powinna daæ siê ³atwo po³¹czyæ z istniej¹cym w zak³adzie pracy obiegiem dokumentów i danych oraz z innymi stosowanymi metodami pracy.
b) oprogramowanie powinno byæ ³atwe w u¿yciu oraz dostosowane do po- ziomu wiedzy i (lub) dowiadczenia pracownika
System powinien byæ przejrzysty dla u¿ytkownika oraz powinien wykorzystywaæ ³atwo zro- zumia³e operacje i pojêcia, najlepiej u¿ywaj¹c analogii z praktyki u¿ytkownika. Oprogra- mowanie powinno zachowywaæ siê w sposób zgodny z intuicj¹ i oczekiwaniami u¿ytkowni- ka oraz z jego wiedz¹ o zadaniu roboczym.
£atwoæ obs³ugi oprogramowania wynika m.in. z zastosowania w nim odpowiednich u³a- twieñ w dialogu z komputerem, takich jak: okna dialogowe, menu, manipulacja bezpored- nia, formularze czy makropolecenia. Istotne jest zapewnienie wygodnej obs³ugi programu tak klawiatur¹, jak i mysz¹ oraz bezporedniego dostêpu do najczêciej u¿ywanych funkcji poprzez skróty klawiszowe czy paski narzêdzi widoczne na ekranie.
Oprogramowanie powinno dostarczaæ u¿ytkownikowi rodków (pomoc on-line, samouczek, dokumentacja) do samodzielnego poznawania sposobu obs³ugi systemu, podnoszenia efek- tywnoci pracy, unikania b³êdów i pokonywania typowych trudnoci.
c) systemy komputerowe musz¹ zapewniaæ przekazywanie pracownikom in- formacji zwrotnej o ich dzia³aniu
Oprogramowanie wchodz¹ce w sk³ad systemu komputerowego powinno dawaæ u¿ytkowni- kowi potwierdzenia o przebiegu aktualnie wykonywanych operacji, stopniu ich zaawanso- wania i ewentualnych b³êdach. System powinien zachowywaæ siê w zrozumia³y i przewidy- walny sposób, potwierdzaj¹c wykonywane operacje dzia³ania i umo¿liwiaj¹c cofanie b³êd- nych czynnoci, o ile jest to mo¿liwe.
U¿ytkownik powinien mieæ ca³y czas mo¿liwoæ kontroli przebiegu pracy oprogramowania oraz realizacji zadania, ³¹cznie z mo¿liwoci¹ przerwania pracy i podjêcia jej po przerwie w tym samym miejscu. B³êdy pope³niane przez u¿ytkownika nie mog¹ powodowaæ utraty danych ani uszkodzenia systemu; system powinien zawsze podawaæ u¿ytkownikowi spo- sób wyjcia z sytuacji b³êdnych, a wszystkie komunikaty powinny byæ przekazywane zrozu- mia³ym jêzykiem.
d) systemy komputerowe musz¹ gwarantowaæ wywietlanie informacji w formie i tempie odpowiednich dla pracownika
Sposób prezentowania informacji, szybkoæ wywietlania i opis danych musz¹ byæ dostoso- wane do ograniczeñ percepcyjnych u¿ytkownika. Funkcje oprogramowania powinny umo¿- liwiaæ jego dopasowywanie do nowych zadañ, do wzrostu umiejêtnoci u¿ytkownika czy do zmiany jego potrzeb, zarówno jeli chodzi o zmiany wygl¹du ekranu, jak i o preferowany sposób obs³ugi systemu komputerowego. Cdn.
[1] PN-E-02033:1984 (PN-84/E-02033) Owietlenie wnêtrz wiat³em elektrycznym
Jerzy Grabosz, Marcin Sikorski Wydzia³ Zarz¹dzania i Ekonomii (rys. K. Pokrzywnicka) Przyk³ad
prawid³owego usytuowania w pomieszczeniu stanowisk pracy z
monitorami
Myliæ siê jest rzecz¹ ludzk¹ to fakt.
Powszechnie znane jest równie¿
i to, ¿e cz³owiek zw³aszcza za jednost- ka kreatywna ci¹gle poszukuje, pozna- je, czasami nawet odkrywa nowe prawdy i zjawiska kszta³tuj¹ce otaczaj¹c¹ go rze- czywistoæ. Pomy³ki wpisane s¹ imma- nentnie w tryby tych poszukiwañ, stano- wi¹c zreszt¹ nieomal¿e warunek koniecz- ny rozwoju wiedzy o otaczaj¹- cym nas wszechwiecie.
S¹, jak wiadomo, niezliczone rodzaje pomy³ek. Niektóre oddzia³uj¹ znacz¹co na nasze ¿ycie, karierê, system wartoci, zarobki itp. Istnieje tak¿e pula pomy³ek du¿o ni¿szej rangi, nieskutkuj¹cych
¿adnymi powa¿nymi konsekwencjami.
W ¿yciu codziennym pope³niane s¹ one zwykle wielokrotnie i czêsto zupe³nie nie-
wiadomie. Wielu z nich, przy odrobinie dobrej woli i wysi³ku pamiêci, mo¿na z powodzeniem unikn¹æ. Poni¿szy tekst traktuje w³anie o takich kilku doæ po- wszechnie wystêpuj¹cych pomy³- kach, zwi¹zanych z postrzeganiem otaczaj¹cej nas przyrody.
my wiêc: grzyby nie s¹ rolinami za- s³u¿y³y wreszcie na w³asne królestwo.
W niektórych wspó³czesnych opracowa- niach proponuj¹cych jeszcze inny podzia³
wiata istot ¿ywych, grzyby zosta³y umieszczone w królestwie j¹drowców, w którym tworz¹ w³asne podkrólestwo Mycobionta.
wicza w Gdañsku-Oliwie. Jego owoce- orzechy po wypra¿eniu w ogniu stanowi¹ prawdziwy przysmak. Obydwa te drze- wa ³atwo rozró¿niæ po kszta³cie licia (ryc. 1). Warto dodaæ, ¿e kasztanowiec i kasztan nie s¹ zbyt blisko spokrewnio- ne ten pierwszy nale¿y do rodziny kasz- tanowcowatych, za drugi razem z bu- kiem i dêbem reprezentuj¹ rodzinê buko- watych.
Grochodrzew czy akacja To interesuj¹ce, piêkne drzewo zosta-
³o introdukowane do Europy z Ameryki Pó³nocnej i powszechnie mylone jest z egzotyczn¹ akacj¹, porastaj¹c¹ afrykañ- skie sawanny. Grochodrzew inaczej ro- binia akacjowa (Robinia pseudacaccia), bo o nim mowa, zasiedla strefê umiarko- wan¹ Ziemi, podczas gdy w³aciwa aka- cja nie potrafi egzystowaæ w tak ch³od- nym dla niej klimacie. Do pomy³ki przy- czyni³o siê prawdopodobnie pewne po- dobieñstwo w budowie lici obu drzew oraz wystêpowanie kolców na ga³¹zkach.
Lilak czy bez
Ka¿dy wie jak wygl¹da tzw. bez (Sy- ringa vulgaris), zw³aszcza w okresie jego kwitnienia, kiedy to tworzy piêkne, lila lub bia³e, pachn¹ce kwiatostany, mocno odcinaj¹ce siê kolorystycznie od ciemno- zielonych lici. Ów krzew wpisa³ siê na trwa³e do naszej kultury m.in. dziêki po- wszechnie znanej przedwojennej piosen- ce pt. Kiedy znów zakwitn¹ bia³e bzy.
Tymczasem botanicy nazwê bez (Sam- bucus) przypisali innemu rodzajowi krze- wu, reprezentowanemu w naszym kraju przez trzy odrêbne gatunki z rodziny prze- wiertniowatych (Caprifoliaceae); s¹ to:
dziki bez czarny, dziki bez koralowy i dzi- ki bez hebd. Dwa pierwsze wystêpuj¹ w okolicach Gdañska; bez koralowy kwit- nie w maju, drugi gatunek miesi¹c pó- niej. W³aciwa botaniczna nazwa nasze-
Jak siê naprawdê nazywasz, naturo?
Muchomor (Amanita sp.) wyros³y w politechnicznym parku
Królestwa s¹ cztery
Porz¹dkowaniem wiata istot ¿ywych naszej planety zajmuje siê taksonomia oraz systematyka. Najnowszym pomy- s³em, obowi¹zuj¹cym obecnie w tych i pokrewnych naukach biologicznych, jest przyporz¹dkowanie wszystkich organi- zmów ¿yj¹cych na Ziemi czterem wiel- kim jednostkom, tzw. królestwom; s¹ to:
mikroorganizmy, roliny, grzyby i zwie- rzêta. Niestety, ci¹gle jeszcze pokutuje duch starego podzia³u, w którym grzyby by³y takim niechcianym dzieckiem kró- lestwa rolin. Odzwyczaiæ siê od nawyku zaliczania grzybów do wiata rolin jest doæ trudno, ale trzeba to trochê tak, jak np. z k³opotami przy niedawnej de- nominacji polskiej z³otówki. Zapamiêtaj-
Muchomor rdzawobr¹zowy (Amanita fulva) przedstawiciel
królestwa grzybów
Hymenofor gmatwka dêbowego (Daedalea quercina) Kasztan czy kasztanowiec Drzewo, popularnie zwane przez wiêk- szoæ z nas kasztanem, wcale nim nie jest. To kasztanowiec (Aesculus hippo- castanum), pochodz¹cy z Azji Mniejszej i Ba³kanów. Po³udniowoeuropejskiego kasztana jadalnego (Castanea sativa) w Polsce spotyka siê doæ rzadko, g³ównie w ogrodach i miejskich parkach; gatunek ten ronie m.in. w Parku im. A. Mickie-
Liæ kasztanowca i liæ kasztana
Owocnik szmaciaka ga³êzistego (Sparassis crispa)
go bzu lilak (rodzina oliwkowate), pochodzi od najczêciej spotykanego koloru jego kwiatów. Aby zupe³nie po- gr¹¿yæ Pañstwa w rozterce, przypomni- my, ¿e inny krzew o wspaniale pachn¹- cych kwiatach tzw. jamin w rze- czywistoci nosi nazwê jaminowiec (Phi- ladelphus) (rodzina hortensjowate), za
prawdziwy jamin, to zupe³nie inny gatunek roliny. I jak tu nie zniechêciæ siê do wymys³ów botaników?
Rumianek czy maruna Niedu¿a rolina zielna maruna bez- wonna jest czêsto mylona przez niewta- jemniczonych z rumiankiem. Nic dziw- nego obydwa gatunki nale¿¹ do tej sa- mej rodziny z³o¿onych (Compositae).
Najprostszym sposobem odró¿nienia tych dwóch rolin i unikniêcia pomy³ki jest pos³u¿enie siê wêchem. Rumianek pospo- lity (Chamomilla recutita) wydziela silny aromatyczny zapach; maruna bezwonna
jak sama nazwa wskazuje niczym szczególnym, a ju¿ na pewno rumian- kiem, nie pachnie.
Rze¿ucha czy nie rze¿ucha Jedn¹ z polskich wielkanocnych tra- dycji jest sianie tzw. rze¿uchy na po- wierzchni talerza albo donicy, pokrytej wilgotn¹ wat¹ lub lignin¹. wie¿e siewki owej rze¿uchy tworz¹ w masie drobn¹ zielon¹ murawkê, wspaniale dekoruj¹- c¹ wi¹teczny stó³ i wprowadzaj¹c¹ icie wiosenny nastrój. Problem polega na tym,
¿e wymieniona rolina zielna nie nale¿y do rodzaju o staropolskiej nazwie rze¿u- cha (Cardamine). W rzeczywistoci mamy do czynienia z importowan¹ pie- przyc¹ siewn¹, pochodz¹c¹ z po³udnia Europy, prawdopodobnie z rejonu Morza
ródziemnego. Charakteryzuje siê ona przyjemnym gorczycznym smakiem, nie- co przypominaj¹cym rzodkiew.
nadaje siê niektórym skorupiakom, pa- recznikom, dwuparcom i nieomal¿e wszystkim owadom z wyj¹tkiem doro- s³ych postaci motyli (rz¹d Lepidoptera) (zdaniem wielu ludzi, ich m³odzie¿, tj.
larwy, zwane tak¿e g¹sienicami to tak-
¿e robactwo). Co ciekawe, nie nazywa- ne s¹ w ten sposób paj¹ki, choæ tak¿e nale¿¹ do stawonogów. Tymczasem na robaki sk³ada siê kilka du¿ych lecz in- nych ni¿ wymienione wy¿ej grup zwie- rz¹t, do których nale¿¹ m.in. wirki, przy- wry, tasiemce, wstê¿niaki i nicienie. Ca³- kiem zabawnie prezentuje siê powy¿sza pomy³ka ze wzglêdu na ró¿norodnoæ gatunków wystêpuj¹cych na Ziemi. Naj- liczniejsz¹ grup¹ zwierz¹t, stanowi¹c¹ blisko 90% wszystkich znanych gatunków fauny, s¹ owady (gromada Insecta). Po- pe³niaj¹c powy¿sz¹ pomy³kê, bardzo no- bilitujemy robaki, których jest zdecydo- wanie du¿o mniej.
Muchówka (Sericomyia borealis)
Samborowo Robak czy owad
Nie bardzo wiadomo, dlaczego czêsto w jêzyku potocznym u¿ywa siê okrele- nia robaki w odniesieniu do kilku grup zwierz¹t wcale nie bêd¹cych robakami, lecz stawonogami. I tak, miano robaki
np. w Polsce wystêpuje oko³o 7 tys. ga- tunków tych stworzeñ. Jedne s¹ wysmu- k³e, np. niektóre kózkowate (rodzina Ce- rambycidae), inne przeciwnie krêpe, np.
wiêkszoæ ¿ukowatych (rodzina Scaraba- eidae). Nie wiadomo zatem, o jaki kon- kretnie chodzi gatunek chrz¹szcza, ma- j¹cego stanowiæ pierwowzór pomnika.
Na ogó³ chrz¹szcza jako przedsta- wiciela rzêdu mo¿e rozpoznaæ nawet rozgarniête dziecko. Ma on zazwyczaj Nocny motyl zwisak lipowiec
(Dilina tiliae) na begonii
Chrab¹szcz majowy (Melotontha melotontha) szykuj¹cy siê do lotu Chrz¹szcz czy chrab¹szcz Ca³kiem niedawno podano interesuj¹- c¹ informacjê o zamiarach wybudowania w s³ynnym miecie Szczebrzeszy- nie pomnika chrz¹szcza. Doæ groteskowo zabrzmia³o przes³anie miejscowego de- cydenta, ¿e chrz¹szcz musi wygl¹daæ tak, aby mo¿na go by³o bez problemu rozpo- znaæ. Problem polega na tym, ¿e chrz¹sz- cze (rz¹d Coleoptera) s¹ bardzo zró¿ni- cowan¹ morfologicznie grup¹ owadów;
Chrab¹szcz majowy (Melotontha melotontha) tu¿ przed lotem widoczne
pokrywy i b³oniaste skrzyd³a dobrze wykszta³cone i najczêciej twar- de chitynowe pokrywy, os³aniaj¹ce czêæ tu³owia i odw³oka; pod owymi pokrywa- mi znajduje siê druga para b³oniastych skrzyde³. Jednak poprawne nazwanie przez statystycznego cz³owieka wiêkszo-
ci napotkanych gatunków chrz¹sz- czy
ze wzglêdu na ich ró¿norodnoæ i choæ- by wspomniane zró¿nicowanie morfolo- giczne jest, po prostu, niemo¿liwe.
Mo¿e wiêc owemu urzêdnikowi chodzi-
³o o chrab¹szcza? W tym przypadku roz- poznanie gatunku jest o wiele prostsze.
Nale¿¹ce do chrz¹szczy chrab¹szcze (ro- dzina ¿ukowate), reprezentowane s¹ w naszym kraju tylko przez dwa gatunki:
chrab¹szcza majowego (Melotontha me- lotontha) i chrab¹szcza kasztanowca (M.
hippocastani). Konkluduj¹c chrz¹szcz czy chrab¹szcz? mo¿na powiedzieæ tak: ka¿dy chrab¹szcz jest chrz¹szczem, nie ka¿dy za chrz¹szcz chrab¹szczem
Chrz¹szcz pêtlak pstrokaty (Leptura maculata), reprezentant najliczniejszych
na Ziemi zwierz¹t owadów
Paj¹k czy kosarz
Wiêkszoæ z Pañstwa spotka³a zapew- ne w swoim ¿yciu cienko- i d³ugonogie- go kosarza. Niejednemu tego typu spo- tkaniu towarzyszy³ z pewnoci¹ okrzyk:
och, paj¹k!. Tymczasem to wyarty- ku³owanie przestrachu b¹d zachwytu (zdecydowanie czêciej to pierwsze) jest
niestety obarczone powa¿nym b³ê- dem. Wystêpuj¹ce w Europie rodkowej kosarze, paj¹ki, roztocze, skorpiony i za- leszczotki to autonomiczne grupy stwo- rzeñ, wspó³tworz¹ce jedn¹ du¿¹ grupê
Tak wygl¹daj¹ kosarze (Opilliones)..., a tak samica paj¹ka tygrzyka paskowanego (Argiope bruennichi)
pajêczaków (gromada Arachnoidea). Tak wiêc na widok kosarza, proponujemy poprawnie, no i oczywicie z zachwytem, wo³aæ: och, pajêczak! (a najlepiej
och, kosarz!). Je¿eli za chodzi o paj¹- ki, to o zachwyt doprawdy tak¿e nietrud- no, wystarczy obejrzeæ chocia¿by barw- ne fotografie przepiêknego tygrzyka pa- skowanego albo ko³osza ró¿nobarwnego.
Powy¿sze przyk³ady stanowi¹ tylko* skromn¹ próbkê nagminnie pope³nianych przyrodniczych pomy³ek. Ich ciê¿ar ga- tunkowy nie jest du¿y; no, chyba ¿e myli
siê naukowiec, specjalista w danej dys- cyplinie. Nie zamierzamy w sposób bez- wzglêdny nak³aniaæ Pañstwa do u¿ywa- nia prawid³owych nazw, m.in. robinia,
lilak i jaminowiec w miejsce b³êd- nych terminów: akacja, bez i ja-
min. Zdajemy sobie bowiem sprawê, ¿e w czasach doæ powszechnego zjawiska
jêzykowego lenistwa, niezwykle trud- no by³oby wyrugowaæ te niepoprawne has³a z naszej kultury. Tak samo, jak np.
b³êdn¹, ale ugruntowan¹ nazwê wielo- ryb (czyli wielka ryba), choæ wszyscy wiedz¹, ¿e owo zwierzê jest reprezentan- tem gromady ssaków, a nie ryb. Naszym zdaniem, dobrze siê jednak dzieje, gdy nie bêd¹c nawet specjalistami wiado- mie d¹¿ymy do zminimalizowania iloci pope³nianych po- my³ek. Nawet tych naj- prostszych i ma³o wa¿nych. To poprawia samopoczucie i jakby na to nie patrzeæ
przyczynia siê do naszego intelektual- nego rozwoju.
Marcin S. Wilga Wydzia³ Mechaniczny S³awomir Zieliñski Pomorskie Ko³o Terenowe Lubuskiego Klubu Przyrodników (Zdjêcia autorów)
Lato
Upalne lato, królestwo jasnoci, Pod kloszem w³oskiego b³êkitu, Coroczny karnawa³ kwiatów piêknoci, Zrodzonych z wiosny przesytu.
Wiêc otwórz szeroko swoje ramiona, I wznie je do bia³ych ob³oków,
Przekonaj swe serce po prostu przekonaj, Do barwnych jego uroków.
Potem podaruj mu swe poca³unki, I przytul do serca s³oñce,
Zapomnisz wówczas co to frasunki,
¯e koniec masz wi¹zaæ z koñcem.
I w tobie lato niechaj zagoci, B³êkitne prze¿yj wspomnienia, Od kwiatów polnych ucz siê radoci, I umiech niech twarz opromienia.
A kiedy...
A kiedy mi³oæ zapuka do drzwi, I rozbudzi serce, które jeszcze pi, Inaczej ci wówczas wino smakuje, Spodnie co wieczór w kancik prasujesz, Trzy razy dziennie zmieniasz koszule.
Uczysz siê mówiæ spokojnie i czule, Kupujesz sobie modne krawaty.
Pó³ pensji wydajesz na srebra i kwiaty Bo kiedy mi³oæ serce rozpali, Nie widzisz wrogów, nie masz rywali.
W kolorach ró¿u widzisz wiat ca³y, Jeste odwa¿ny, a by³e niemia³y.
I pragniesz d³ugo tym szczêciem ¿yæ, I wiesz, co znaczy zakochanym byæ, Wiêc prezentujesz swoj¹ tajemnicê.
Na spacer wychodzisz na gwarn¹ ulicê, I duma wreszcie pier ci rozpiera, Jaka to radoæ jest kochaæ Cholera!
Marek Biedrzycki Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹