j\ó 36 (1223). Warszawa, dnia 10 września 1905 r. Tom X X I V .
T YGODN I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N I C Z Y M .
P R E N U M E R A T A W S Z E C H Ś W I A T A - . W W a r s z a w i e : roczn ie rub. 8 , kw artaln ie rub. 2.
Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półroczn ie rub. 5.
Prenum erować można w R ed ak cyi W szech św iata
i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
R edaktor W sze c h ś w ia ta p rzyjm u je ze sprawami redakcyjnem i cod zien n ie od g o d zin y 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y l : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.
O U L E P S Z O N E J M E T O D Z IE P A R T E N O G - E N E Z Y S Z T U C Z N E J *).
J. Loeb ogłosił w szeregu artyku łów m e
todę, prowadzącą do otrzym yw ania p ły w a jących larw z niezapłodnionych jaj jeżow ców . Metoda ta polega na umieszczeniu ja j w w odzie morskiej mniej więcej na 2 g o d z i
ny, przyczem koncentracya je j była w zm o
żona przez dodanie 15 m 3 2 72 n N aC l na 100 cm3 w ody. R o zw ó j takich ja j różnił się jednakże od rozw oju jaj zapłodnionych sper
mą w 4 zasadniczych punktach, a mianowi- ci: 1) ja ja niezapłodnione ro zw ija ją się bez utworzenia osłonki, podczas g d y tam te tw o rzą osłonkę natychmiast po wniknięciu plem nika; 2) rozw ój postępuje w tem pie znacznie wolniejszem, niż ja j zapłodnionych; 3) larw y, powstałe drogą partenogenezy, p ły w a ją na dnie naczynia, podczas kiedy tam te dążą ku powierzchni płynu i wreszcie, 4) podczas kiedy °/0 larw , rozw ijających się z jaj za
płodnionych, stanowił 1 0 0, procent larw partenogenetycznych jest znacznie m niej
szy— u A rbacia 20%> u Strongylocentrotus jeszcze mniej. Zw łaszcza nadzwyczaj m ały
*) On an im proved method of artificial parthe- nogenesis b y Jacąues L oe b. V o l 2 „\!> 9. V o l 2, jY s 10 and I I . V o l 2 J\» 14. U n iv ersity of C ali- fornia publications. P h ysiology .
% rozw ijających się ja jek Loeb otrzym yw ał, robiąc doświadczenia na m ateryale z Oceanu Spokojnego — Strongylocentrotus purpura- tus. Tu często trudno było 1% la rw o trzy mać ze stu ja j, w ziętych do doświadczenia, podczas g d y po zapłodnieniu plem nikiem ro z w ija się 100$. T a okoliczność przem aw iała
b y za tem , że plem nik wnosi ze sobą jeszcze jakąś substancyę, warunkującą cztery p o w y żej w ym ienione m om enty. Metoda sztucznej partenogenezy, która dawaóby m iała zu
pełnie zadawalające rezultaty, powinna to działanie plemnika naśladować jaknajdokła- dniej. Przez kombinacyę dwu metod udało się L o e b o w i osiągnąć rezultat pożądany. D o
świadczenie w ykazało, że niezapłodnione ja ja Strongylocentrotus, umieszczone na 2— 4 m inut w 50 cm3 w od y morskiej, zmieszanej z 0 ,6 gram m olekularnego roztw oru octanu etylow ego, nietylko tw orzą osłonkę, lecz,
| przeniesione z powrotem do normalnej w o
dy morskiej, zaczynają brózdkować, nie do
chodząc jednak do stadyum blastuli.
Stosując tę metodę kolejno skombinowaną z metodą podniesienia ciśnienia osmotyCzne- go, L oeb otrzym ał zadziw iające rezultaty:
90 — 100$ ja j poczęły się rozw ijać, tworząc
i osłonkę, charakterystyczną dotąd dla ja j za- ' płodnionych. Blastule w yg lą d a ły zupełnie normalnie i podniosły się na powierzchnię
; w od y morskiej. Dalszy rozwój — gastrula
562 W S Z E C H Ś W IA T
-\2 36
i pluteus — postępow ał z tą samą szybkością i la rw y okazały ten-sam stopień żywotności, co i powstałe z ja j niezapłodnionych, lecz często spotkać można było ro zw ó j niepraw i
dłow y. Porządek stosowania m etod nie jest tu pozbaw iony znaczenia i początkow o L oeb podawał, jako regułę następującą procedurę:
jaja niezapłodnione umieszcza się mniej w ię- j cej na 2 god zin y 2 0 min. w m ieszaninie ze 100 cm3 w o d y morskiej -f- 15 cm3 2 ‘ /2 n N a C l w 19° lub 20°. Potem przenosi się je do | normalnej w od y m orskiej, g d z ie leżą 5— 10 minut, następnie do innego naczynia, za w ie
rającego 50 cm3 w o d y m orskiej. T u dodaje się kroplam i 0 ,6 gram m olekularnego ro ztw o ru octanu etylow ego, m ieszając całość p ip e tą i w ystaw iając ja ja w ten sposób na działa
nie rozcieńczonego octanu ety low eg o. K ie d y tylk o ja ja zaczynają tw o rzy ć osłonkę, co na
stępuje po 2— 4 minutach, przenosi się je znowu do normalnej w o d y m orskiej. Jeżeli w yjm u jem y ja ja takie wcześniej, tylk o te rozw ijają się, które u tw o rzy ły b y ły osłonkę i ta okoliczność dow od ziłab y a n a lo gii m ię
dzy takow ą m etodą sztucznej partenogene- zy a zapłodnieniem płciowem .
A b y jednakże usunąć niedogodność, że ja ja z utworzoną ju ż osłonką, przeniesione następnie do liypertonicznej w o d y morskiej nie rozw ija ły się zawsze p ra w id łow o w la rw y ; Loeb w ystaw iał ja ja posiadające osłonkę za
ledw ie na 25— 50 m inut na działanie hyper- tonicznej w o d y m orskiej, stosownie do t°
i różnic, napotykanych u ja j, pochodzących od różnych samiczek. M o d y fik a cya w yżej przytoczonej procedury, którą L oeb wobec tego ostatecznie ustanowił, je s t zatem nastę
pująca: ponieważ, ja k dalsze badania Loeba w yk a za ły z większą jeszcze ścisłością niektó
re kw asy w yw ołu ją tw orzenie się osłonki, przeto dodaje się 3 cm3 roztw oru jakiegoś kwasu tłuszczow ego do 50 cm3 w ody m or
skiej. W tym roztw orze ja ja pozostają V ,— l1/2 min.; potem przenosi się je na 5—10 min. do w od y morskiej norm alnej, i wreszcie na 20— 50 min. do 1 0 0 cm3 w o d y morskiej + 15 cm3 21/2 n NaCl. P o n iew aż trudno jest dokładnie w yznaczyć okres czasu, należy je przenosić z pow rotem do w o d y morskiej nor
malnej w odstępach 3— 5 m inutow ych. P ie r w sze brózdkow anie spostrzegam y w 1 g. 10 min. po ukończonej tej procedurze i dalszy
rozw ój jest kom pletnie identyczn y z rozwo
jem ja j zapłodnionych.
W spom niałam poprzednio, że Loeb stoso
w ał kw asy zamiast octanu etylow ego. W pro
w adzając tęm odyfikacyę, oparł się na fakcie, że octan ety lo w y dysocyuje się na alkohol i kwas octow y, a roztw ór, jakim się Loeb posługiwał, zaw ierał bardzo w iele wolnego kwasu octowego. Otóż próbując zastąpić octan ety lo w y przez kwas octow y, Loeb przekonał się, że niezapłodnione ja ja jeżów ców, umieszczone w t°2 0° na 1 — 2 minut w 50 cm3 w ody morskiej + 4 cm3 w/10 kwasu octow ego, tw orzą charakterystyczną dla pro
cesu zapłodnienia osłonkę, je ż e li były potem przeniesione do normalnej w ody morskiej.
M niejsza ilość kwasu octow ego wymagała dłuższego pozostawiania jaj w tym roztw o
rze i naodwrót. Zatem kwas octow y działa podobnie jak octan etylow y.
Dalej L oeb robił próby nad kwasem mrów
ko w y m i w ęglow ym . 4 cm3 n j 10 kwasu mrów- kow ego działały mniej więcej ja k 4 cm3 n j 10 kwasu octow ego. C 02 w form ie w ody Shasta, izotoniczny z w odą morską przez dodanie odpowiedniej ilości roztw oru 2,5 n N aC l i do
dany w ilości 60 cm3 na 50 cm3 w ody mor
skiej, dał te same rezultaty.
K w a s y solny, w inny i szczaw iow y dały re
zultaty negatyw ne. Osłonki, w ytw orzone przez działanie kwasu solnego b y ły anormal
ne, chociaż lepsze rezultaty na przyszłość są m ożliwe. P ow sta je kwestya, czy działanie octanu etylow ego nie powinno być sprowa
dzone do działania w olnego kwasu octowego.
L oeb stwierdził, że św ieży roztw ór octanu etylow ego, zaw ierający zaledw ie ślady k w a su octow ego, nie w y w o ły w a ł form ow ania się osłonki. M rów czan ety low y, stosowany jak octan etylow y, w y w o ły w a ł osłonki.
W o g ó le doświadczenia Loeb a wykazały, że substancye, w yw ołu jące tw orzenie się osłonki, są to w ę g lo w o d o ry i pewne kwasy;
przytem osłonka tw orzy się, kiedy jajko jest w kontakcie z w ęglow odoram i, natomiast, g d y jest w kontakcie z kwasami, dopiero po przeniesieniu z powrotem do normalnej w o
dy morskiej.
Czas w ystaw iania ja j na działanie roztw o
rów jest w ażnym czynnikiem . Dodatniej- szy w p ły w ma w ystaw ianie ja j na działanie krótsze płynu bardziej stężonego. AV tym
J\ic 3 6 W S Z E C H Ś W IA T 5 6 3
względzie jako regułę L oeb podaje: z hyper- tonicznej w od y morskiej przenosim y ja je do normalnej, do której dodajem y 4 cm 3 ii/10 kwasu octow ego, ciągle poruszając w o "
dę pipetą, co trw a 15 sekund. Potem w przerwach 15-sekundowych przenosi się seryami ja ja do normalnej w ody morskiej, j Zazwyczaj pierwsza i druga serya tych jaj nie mają jeszcze osłonki, której tworzenie ę u wszystkich ja j napotyka się mniej wię- ej po 3 minutach, poczem znowu ustaje.
Wrazie uprzedniego tworzenia się osłonki woda hypertoniczna powinna działać 1/2 g o dziny do 40 minut. W ra zie porządku od
wrotnego czas ten musi stanowić l 1/a — 2 godzin.
Co do udziału obu środków, stosowanych v tym procesie zapładniania fizyko-chem i- znego, to sam kwas tłuszczowy w yw ołu je osłonkę po l 1/2— 2 godzinach działania; po 3 godzinach jednakże zaczyna się dezintegra- cya, a po 24 kompletna cytoliza ja jk a . L e c z ; jajko takie przeniesione do hypertonicznej wody morskiej po utworzeniu osłonki brózd- kuje po godzinie i 10 minutach. W ob ec faktu, że sama w oda morska hypertoniczna nie w y w ołuje żadnych zmian, tw orzenie się osłon
ki jest ja k b y przygotow aniem do podziału jądra, a hypertoniczna w oda morska ma na celu u m ożliw ienie lub przyspieszenie podzia- j łu na blastom erony i powstrzym anie proce
su destruktyw nego, k tóry inaczej nieodw o
łalnie w ystępu je po utworzeniu się osłonki.
Prawdopodobnie z jej w ytw arzaniem się ten proces destruktyw ny jest w ogóle w związku, g d yż z jaj, w y ję ty c h zbyt wcześnie z ro z
tworu kwasu, te tylk o ulegają rozpadow i, które u tw o rzy ły b y ły osłonkę, a jajka, w y stawione na działanie kw asów nie w y w o łu jących osłonki, nie rozpadają się.
C iekawą jest rzeczą, czy dla rozw oju parte- nogenetycznego nie jest bez znaczenia ta okoliczność, która właściwie substancya w y wołała u tw orzenie się osłonki. P o d w p ły wem działania kw asów tłuszczowych, ja jk a rozw ijają się w em bryony bardzo dobre po umieszczeniu jaj z osłonką w hypertonicznej wodzie morskiej na 30— 50 minut, chociaż w ydaje się, źe ja jk a z osłonką, otrzym aną przez działanie kwasu m asłow ego i w alerya- now ego są lepsze, aniżeli te same pod działa
niem kwasu octw ow ego lub propionowego.
W og óle, o ile substancya stosowana nie uszkodzi zb y t silnie jajka, następne krótkie wystawienie na działanie hypertonicznej w o d y morskiej m oże dać larwę. Żyw otność je j istotna różni się zapewne zależnie od stosowanych substancyj, co jednak wym aga potw ierdzenia drogą eksperymentalną.
R o zw ój jaj, do których Loeb stosował sw ojęn ow ą metodę sztucznej partenogenezy w ostatecznej jej m odyfikacyi, przebiegał ja k następuje: pierwsze brózdkowanie nastę
puje po 1 godz. 10 min. (w temp. 19° C) po i przeniesieniu jaj z hypertonicznej do normal
nej w od y morskiej. Pew n a odsetka jaj brózd- kuje zupełnie normalnie od początku tego procesu aż do do je g o końca. T w orzen ie się pola m ikrom erycznego w tych jajkach prze
biega zupełnie ja k w jajkach zapłodnionych, ja k rów nież tempo podziału i rozw oju zosta
je takiem samem. Jama blastuli tw orzy się w tym samym czasie i w ten sam sposób, co u ja j zapłodnionych, blastule w ten sam spo
sób wznoszą się i p ływ a ją na powierzchni w od y . Trudno było odróżnić la rw y takie, umieszczone na szkiełku zegarkowem , od larw, powstałych drogą zapłodnienia płciow ego.
D alszy ro zw ó j— gastrule, pluteusy— rów nież niczem się nie różnił, i w ten sposób drogą tej nowej m etody można wyprodukow ać nie
ograniczoną ilość normalnych pluteusów z jaj jeżow ców .
R óżn e gru p y ja j, przenoszone w różnym czasie, w ykazują też różne stopnie rozwoju.
P o 30 min. w temp. 19° znajdujem y stadyum 2 blastomeronów, które z trudem dałoby się odróżnić od takiegoż u ja j zapłodnionych.
P o 35 minutach większa ilość ja j brózdkuje, przyczem przeważa brózdkowanie normalne.
P o 40 min. większość lub w szystkie ja ja brózdkują, lecz stosunek brózdkujących nor
malnie jest mniejszy, w ynosi m ianowicie
| połowę. Następnie liczba ja j brózdkujących
| zmniejsza się stopniowo, lecz brózdkujących j norm alnie spada raptownie. Z ja j pozosta
w ionych na godzinę lub więcej w hyperton i
cznej w odzie morskiej, żadne lub mało roz
poczyna swój rozw ój od norm alnego sta
dyum 2 blastom eronów. L o e b sądzi, że ilość ja j, brózdkujących norm alnie, stanowi o ilo ści larw i pluteusów, które się rozwiną, p rzy czem w rażliw ość ja j jednej i tej samej sami
czki na hypertoniczną w odę morską jest ró-
5 6 4 W S Z E C H Ś W IA T j\ « 3 6
żna. Jajka, w ystaw ione na zb y t długie dzia
łanie takiej wo ły, poznaje się po nieregu- larnem wrzecionku.
W ten sposób płciow e zapłodnienie m ogło
by zupełnie być zastąpione przez środki f i zyczne i chemiczne, a na zasadzie sw ojej me- [ tod} 7 L o e b sądzi, że plem nik w prow adza dwa czynniki: jeden, dzia ła ją cyja k hypertoniczna j woda morska, drugi jak kwasy i w ęg low od o
ry. P rzytem w yd aje się p*w nem , że działa- j nie tego drugiego czynnika nie polega je d y nie na ilościow em podnoszeniu w p ły w u hy- pertonicznej w ody; je ż e li na ja jk o niezarłod- nione działa sam tylk o kwas, każde ja jk o, które tw orzy osłonkę, rozpada się w 24 g o dziny. T e zaś, na które działa tylk o h yper
toniczna w oda morska, wcale nie dają osłonki i nie rozpadają się. D opiero kombi- nacya obu tych metod w yw o łu je proces zu
pełnie identyczn y z tym , ja k i pow staje po wniknięciu plemnika.
T w orzen ie się osłonki w sztucznej parteno- genezie jes tzja w isk iem zasadniczem; za niem następuje tworzenie się w rzeciona i dwu tych zjaw isk nie należy oddzielać. Proces tworzenia się osłonki polega praw dopodobnie na wydzielaniu, t. j. ugniataniu pod ciśnie
niem płynu ze środka jajka. L o e b jed n ak nie jest w stanie stw ierdzić natury działają
cych tu sił.
W literaturze przyrodniczej metoda św ie
żo przez L oeb a odkryta mieć m oże bardzo doniosłe znaczenie. Spraw a zbadania parte- j nogenetycznego rozw oju w raz z poznaniem j szczegółów cytologicznych jest dla zjaw isk biologicznych rzeczą bardzo ważną. D o ty ch czasowe badania jednakże n a tra fia ły stale na tę trudność, że się tylk o część ja jek ro z w ijała, że dalej znaczna część w pierw szych chwilach rozw oju ginie. B adając na prepa
ratach skraw kow ych ogół jajek, m am y przed sobą równocześnie obrazy postępow ego ro z woju i wstecznego, prow adzącego do rozpa
du, do degeneracyi. Brak jes t często dosta
tecznych podstaw do osądzenia, w ja k i to szereg połączyć należy te stadya nieraz obok siebie spotykane. M etoda L o e b a daje nam w rękę broń, żeby tego rodzaju pom yłek uniknąć. T u w szystkie niemal ja jk a się rozw ijają, w szystkie postępują rów n olegle w rozw oju , zatem m am y odrazu w s z y stkie obrazy rozw oju postępow ego, a biorąc
próbki w pewnych odstępach czasu łatwo będzie zestawić szereg stadyów rozw oju par- tenogen etyczn ego.
Sprawa tych badań stała się w tych zwłasz
cza czasach nadzwyczaj aktualną. P ro f. Bo- veri ogłosił rozpraw ę 1), w której wykazuje, że wielkość ją d er zarodka zależna jest od w ielkości jądra komórki, stanowiącej punkt w yjścia dla rozwoju. Jeżeli nim było jajko zapłodnione, którego jądro powstało przez zlanie się jądra ja jk a i jądra plemnika, wte
d y w szystkie jądra mają obwód dwa razy w iększy, niż ją d ra em bryonów, które się rozw in ęły z fragm en tów bezjądrowych jajka, zapłodnionego plemnikiem. K ie d y zatem punktem w yjścia była komórka (tu fragm ent bezjądrow y) zawierająca tylk o jądro plemni
ka, jądra wszystkich komórek embryona są o połow ę mniejsze.
B y ło b y rzeczą ogrom nie ciekawą zbadać, ja k się zachowują jądra em bryonów, powsta
ły c h drogą partenogenetyczną, których zatem punktem w yjścia jest ty lk o jądro żeńskie.
D otychczasow e m etody nie pozw alały na przeprow adzenie dokładne tej rzeczy — me
toda Loeba ułatwia niezawodnie te badania.
Ada Sarnówna.
A . Be b b e r i c h.
P L A M Y N A J O W IS Z U , W I D Z I A N E P R Z E Z R E F R A K T O R
O B S E R W A T O R Y U M K R Ó L E W I E C K I E G O .
M ając pewną w praw ę, można z w ielką do
kładnością oznaczyć położenia plam na Jo
wiszu, a m ianow icie jo w ig ra fic zn e ich dłu
gości, przez obserwowanie chwil, w których plam y te przecinają południk środkow y tar
czy planety. C hw ile te można także nazwać chw ilam i złączenia (konjunkcyi) plam z po
zornym środkiem Jowisza. Dokładniejsze jednak są bezwątpienia pom iary m ikrom e
tr y cznft w rodzaju tych, które uskutecznił C. A/ Y ou n g w Princetow n. Podczas jedne
g o obrotu Jow isza można raz tylk o oznaczyć przejście plam y przez linię środkową, przy-
Z ellen - Studien V . 1905. V o n D r. Th.
Boveri.
j\ó 36 W S Z E C H Ś W IA T 565
czem spostrzeżenia różnych obserwatorów wykazują niemałe różnice, uwarunkowane niejednakowym sposobem ujm owania posta
ci i barw oraz niejednakową czułością oka—
różnice, które prócz tego u każdego obser
watora zm ieniają się z biegiem czasu. T y m czasem pom iary dają się powtarzać w ielo
krotnie w cią ga kilku godzin, które trw a przesuwanie się plam y wpoprzek tarczy, co umożliwia: po pierwsze, osiągnięcie większej dokładności w obliczeniu położeń, a powtó- re, w yru gow anie błędów osobistych obser
watora.
Herman Struve w ykonał znaczną liczbę takich pom iarów w r. 1903 zapomocą 13-to iłowego refraktora Obserwatoryum K ró le wieckiego i uzupełnił jeszcze te pom iary w ciągu kilku w ieczorów w sierpniu i w e wrześniu 1904 r. Przekonał się on, że w ra- zie przedm iotów wyraźniej szych można otrzy
mać dokładność taką, ja k w pomiarach, do-
;czących księżyców. Poniew aż ta część po- rnego ruchu plam y, która pochodzi z obro
tu planety, daje się ściśle w yrazić teorety- snie, przeto można łatw o rozpoznać zmiany -V położeniu plam na powierzchni planety i zająć się zbadaniem ich przyczyny. W ró w nania, w yrażające warunki, w których odby
wają się ruchy plam, wchodzą zarówno czas obrotu Jowisza, albo raczej ta strefa szeroko
ści, gd zie się znajduje plama, ja k i wartości 'ednicy orazspłaszczenieplanety. Z licznych pomiarów plam, wykonanych zapomocą do- konałych narzędzi i w warunkach sprzyja
jących, m ożnaby oznaczyć dokładniej w arto
ści powyższe, które dotąd budzą jeszcze pe
wne w ątpliw ości.
W rozpraw ie p. t. „P la m y na Jowiszu, w i
dziane przez refraktor Oberwatoryum K r ó lew ieckiego14 Struve podaje przedewszy- stkiem opis ogóln y w yglądu powierzchni Jo
wisza oraz najgłów niejszych plam i pasów.
Mierzono takie tylk o plam y albo oddzielne punkty na plamach lub pasach, które uja
wniały dostateczną wyrazistość, by na nie można było nastawić nici m ikrom etryczne z zupełną pewnością. W przeglądzie w ym ie
rzonych przedm iotów , autor za każdym ra
zem w sposób schem atyczny oznacza dokła
dnie i opisuje miejsce wym ierzone. Miejsca te dzielą się na 6 grup, znajdujących się w rozm aitych szerokościach, do tego dodać
jeszcze należy wielką plamę czerwoną. P la my, położone najbardziej na północ, należa
ły do nieprzerwanego w ązkiego pasa I pod -f- 38° szerokości. N a wązkim pasie środko
w ym I I pod szerok. + 27° raz tylk o jeden w ym ierzono plamę. Poniżej zwrotnikowej w stęgi północnej I I I pod szerokością + 12°
znajdował się cały łańcuch oddzielnych plam, podobnie ja k i na północ od bardzo szerokiej w stęgi rów nikow ej południowej I V pod sze
rokością— 6,7°, przyczem sama ta wstęga okalała różne jasne punkty, dające się zm ie
rzyć dokładnie, pod szerokością— 12°. Jasna przestrzeń, zaw arta pom iędzy pasem I V a pa
sem V , położonym jeszcze bardziej na po
łudnie była w jednem miejscu znacznie zw ę
żona wskutek rozszerzenia się w stęgi rów n i
kow ej, a to najwęższe miejsce pokryte było pod szerokością — 2 2° ja k g d y b y zasłoną matową, której granice w ym ierzono kilka
krotnie. Podobnież mierzono dość często jasne punkty i wzniesienia na południowej stronie pasa V pod — 28° szerokości, ja k rów nież plamę czerwoną, która zbladła bar
dzo ostatniemi laty, oraz cienkie ciemne ostrze, wystające z pasa I V na wschód od tej plamy. N a tej stronie m aterya w stęgi rów nikow ej południowej, odepchnięta praw dopodobnie od plam y czerwonej, nagrom a
dziła się niejako i zgęściła.
Z pom iarów tych w yn ik a przedewszy- stkiem, że plam y położone w pomienionej strefie szerokości obiegały ż jednakowem i prędkościami dokoła środka Jowisza, lab osi planety, co dow odzi także równości wzniesienia w obrębie takiej strefy. Śre
dnio, obroty w yd aw ały się o 1/u oo— Y j o o krótszemi, aniżeli w systemie obrotów Il- im w efem erydach Martha, trw ającym 9 h.
55 m. 40,632 s. Daleko szybciej obraca się, ja k to ju ż wiadom o oddawna, jasna strefa rów nikow a pom iędzy pasami I I I i IV . A c z kolw iek większość plam, które w ym ierzył tutaj Struve, była utw oram i szybko przemi- jającem i, to jednak zdołał on, śledząc pewną szczególnie ciemną plamę przez czas od 17 września do 7 listopada 1903 r., oznaczyć dla niej obrót na 9 h. 50 m. 42,12 s., który zbliżony jest do okresu systemu I, podanego przez M artha dla tej okolicy a wynoszącego 9 h. 50 m. 30,004 s. Zresztą, punkty świetlne, położone w pobliżu lin ii środkowej pasa IV ,
W S Z E C H Ś W IA T JVó 3 6
566
z pom iędzy których cztery w ym ierzono kilka- j krotnie, u jaw n iły ruch anormalny; b iegły | one znacznie prędzej aniżeli, naogół, obraca się powierzchnia Jowisza, ale zaw sze jeszcze daleko w olniej, aniżeli ciemna plama w stre
fie rów nikow ej; obrót ich m óg ł w yn osić oko
ło 9 h. 52,8 m. W y g lą d e m sw ym zew nętrz
nym plam y te p rzypom in ały tarcze księży
ców, b y ły tylk o bardziej, podłużne i ostrzej ograniczone aniżeli te ostatnie. D w a z po
m iędzy tych punktów w ym ierzon o w e w rze
śniu i grudniu; w okresie pośrednim b y ły one niewidzialne. D alej, ruchy jednakow e u jaw niły: granica zachodnia i wschodnia za
słony pom iędzy I V i V oraz punkty świetlne i wyskoki na stronie południow ej najbardziej południow ego pasa V. Cała ta okolica prze
suwała się w ięc w jed n ym kierunku dziennie o ’ /3 do 1/2° stopnia w zględem systemu obro
tó w I I Martha.
P o m ia ry w ielkiej plam y czerwonej d oty
czy ły jej końca w schodniego i zachodniego, ja k rów nież i środka, b y ły jednak wszystkie mniej lub więcej niepewne i dow olne z po
w odu niewyraźności gran icy oraz niesym e
trycznej postaci plamy. N atom iast bardzo dogodnie było m ierzyć położenie południo
w ego ostrego w yskoku w stęg i równikowrej południowej na wschód od plam y czerw o
nej. W ob ec tego god n y u w a g i jest fakt, że na długość jo w ig ra fic zn ą tego ostrza o trzy m ywano wartości, wahające się pom iędzy 54° a 62°, g d y tym czasem położenia środka oraz brzegówT p la m y czerwonej zga d za ły się ze sobą daleko lepiej. P o n iew a ż nie można zaprzeczyć pewnej praw idłow ości w przesu
nięciach ostrza, przeto w olno w ra z ze Stru- vem przypisyw ać u tw orow i tem u naturę obłoku i potw ierdzenie teg o faktu przez dal
sze doświadczenia m iałoby w ielk ie znaczenie dla spraw y w ytłum aczenia plam y czerwonej oraz otaczającej ją zatoki, t. j. w cięcia w pa
sie rów n ikow ym południow ym , w które pla
ma czerwona jest niejako wtłoczona. D łu gość plam y czerwronej, obliczona dla średniej odległości Jow isza od ziem i, w yraża się liczbą 9,5", t. j. o 1" do 2 " mniejszą, aniżeli w edłu g spostrzeżeń daw niejszych— być m o
że tylk o wskutek m niejszej w yrazistości pla
m y albo także z powodu odmiennej m etody obserwacyi.
Średnica Jowisza, w yp row a dzon a z po
m iarów ciemnych plam, położonych na pół
noc od pasa I I I (pod szerok. -f- 12°) okazu
je się równą 37,5", co przedstawia wartość, zbliżoną do tej, jaką dają pom iary heliome- tryczne. Rozum ie się, że w m etodzie helio- m etrycznej zachodzi zawsze możliwość, je
żeli nie prawdopodobieństwo, otrzymania średnic zb y t m ałych. Średnice, które w y prow adzam y ze spostrzeżeń nad ruchami plam, ściągają się przypuszczalnie do pozio
m ów różnych zależnie od tego, czy mamy do czynienia z plam am i ciem nem i czy też z jasnemi. Pierw sze m og ły b y leżeć głębiej, niż drugie, te ostatnie bowiem daleko mocniej odbijają światło słoneczne. Otóż, ponieważ z drugiej strony m ikrom etry nitkowe dają na średnice planet wartości niewątpliwie zbyt wTysokie — w pomiarach, uskutecznia
nych zapomocą najw iększych refraktorów w obserwatoryach L ic k a i Yerkesa, błąd ten powinien ju ż być bardzo m ały — przeto me
toda, w prow adzona obecnie przez Struvego a polegająca na oznaczaniu średnic plane
tarnych na podstawie ruchów plam, przed
stawia się jako innowacya bardzo pożyte
czna i w ielkiego znaczenia dla przyszłości.
Praw dopodobnie da nam możność zbadania stosunków fizyczn ych zachodzących w ze
w nętrznych warstwach Jowisza, do którycli należą plam y, czy to jako przedm ioty ma- teryalne, czy też jako zjaw iska optyczne, a badanie to będzie daleko gruntowtiiejsze od tego, ja k ie przeprowadzić można, ogląda
jąc tylk o plam y przez lunety, chociażby naj
potężniejsze.
A zatem byłoby rzeczą bardzo pożądaną, b y spostrzeżenia i pom iary, które przytacza Struve, w ykonało w większej ilości kilku obserw atorów z u życiem w ielkich przyrzą
dów, tak iżb y zapomocą tej w iele obiecują
cej m etody można było lepiej poznać naturę największej z planet. Z yskałaby na tern bardzo nasza znajomość planet zewnętrznych w ogóle, które w szystkie, o ile się zdaje mniej lub' w ięcej podobne są do Jowisza, znajdu
ją c się w stadyum rozw oju pokrewnem.
Tłum . S. B.
(N atu rw . Rundschau).
JMa 36 W S Z E C H Ś W IA T 567
N O W E B A D A N I A N A D A U T O T O M I Ą .
N azw ą autotom ii (owtóę i tś[avsiv) oznacza
my zjawisko samorzutnego pozbywania się -rzez zw ierzę organu, zw ykle takiego, który Bostał bezpośrednio zaatakowany przez nie
przyjaciela; zjaw isko to występuje wśród na- er różnorodnych ty p ó w i grup zwierzęcych:
idzim y je nawet wśród kręgow ców (ogon jaszczurek), a szczególniej wśród Staw ono
gów pozostaw iających z łatwością na pa
stwę n ieprzyjaciół swe od noża. Do zjaw isk , utotom ii m ożem y także zaliczyćpozbyw anie -ię pi’zez strzy k w y (Holothuria) większości narządów w ew nętrznych, które następnie odradzają się całkow icie na nowo.
M echanizm autotom ii jest nader złożony:
np. amputacya ogona u jaszczurki nie zale
ży bynajm niej od siły ucisku lub wyciągania mechanicznego, zachodzi ona czasem nawet za nader lekkiem dotknięciem do tego nie
zmiernie „ ł a m l i w e g o n a r z ą d u ; natomiast jeżeli zechcem y urwać ogon'jaszczu rce mar
twej, to dla tego musimy zastosować siłę, przenoszącą dwadzieścia razy w agę ciała zwierzęcia...
W autotom ii ogona u jaszczurki niema określonych m iejsc bardziej lub mniej „łam- liw y c h “ . N atom iast u stawonogów: raków i ' ow adów w id zim y pewne okolice odnoży, które najczęściej podlegają owej amputacyi dowolnej.
Ciekawe zjaw isko autotom ii u ow adów b y
ło w czasach ostatnich przedmiotem badań uczonego francuskiego, p. E . Bordagea, k tó
ry w rozpraw ie swej p. t. „Recherches anato- miąues et biologiques sur 1’autotomie et la regeneration chez divers arthropodes" 3) opi
suje swe doświadczenia i obserwacye nad autotom ią u ow adów prostoskrzydłych (Or- thoptera) z grup Straszykow atych (Phasmi- dae), K araczan ów (B lattidae) i M odliszkowa- tych (Mantidae). U wszystkich tych ow adów autotom ią jest dokładnie umiejscowiona i zawsze zachodzi w miejscu złączenia g ó r
nych członków odnoża: uda (fem ur) i kręt-a-
*) B ulletin scientifiąue de la la France et de la Belgiąue (wydawany pod redakcją prof A . Giarda). Tom X X X I X . 1905.
cza (trochanter). Złam anie jest równe, krw i w yciek a bai’dzo mało lub wcale, a to dzięki błonie specyalnej, rozciągającej się na po
wierzchni złamania. R zeczą jest nader cie
kawą że oderwanie odnoża gw ałtow n e, bez autotomii, pociąga zawsze za sobą nader ob
fite krw aw ienie a często i śmierć zwierzęcia.
A u totom ią jes t aktem odruchowym w yw oła nym przez podrażnienie nerwu czuciowego w odnożu i polegającym na skurczu g w a ł
tow n ym mięśni, wystarczającym do odrzu
cenia dolnej części odnoża. Jest to odruch czysty i w ola zwierzęcia nie bierze tu żadne
go zgoła udziału: autotomia ma miejsce na
w et u ow adów pozbaw ionych g łow y .
P o autotom ii praw ie zawsze i stale nastę
puje odradzanie się (regeneracya) części utra
conych. Regeneracya ta jednakże nie ma w cale miejsca u ow adów dorosłych, nato
miast zachodzi tem łatw iej, im wcześniejszem jes t stadyum rozw ojow e owada. W ów czas, po każdem nowem linieniu można zauważyć w ciąż postępujący wzrost regenerującego się odnoża, a o ile ilość linień jest w ystarczają
ca, regeneracya może dojść do zupełnego odtworzenia utraconego narządu. Szybkość regeneracyi jest dość zmienna i wykazuje znaczne wahania osobnikowe. R zecz dzi
wna — i fa k t ten został stwierdzony przez p. Bordagea drogą bardzo rozm aitych do
św iadczeń— regeneracya nie zależy od ilości pokarmu, jakim się ow ad odżywia. N ato
m iast brak w od y powstrzym uje odradzanie się odnoży i w yw ołu je tworzenie się odnoży zniekształconych i potwornych.
Odradzanie się utraconych odnoży jest w sto
pniu bardzo znacznym zależne od miejsca, w którem nastąpiło oderwanie się narządu.
A utotom ia ma, jakeśm y w idzieli, sw oje oko
lice specyalne, otóż poza owem i okolicami re
generacya jest niezupełna i nader wolna.
U praw nionem tedy jest przypuszczenie co do istnienia pewnej współzależności (korre- la cyi) pom iędzy autotom ią a regeneracyą.
Źródłem owej korrelacyi jest prawdopodo
bnie fakt, że regenerują się najłatw iej narzą
dy, które najczęściej podlegają uszkodze
niom. Okolica „w y b ra n a14 zjaw isk autoto
m ii jest właśnie miejscem, najczęściej w y- stawionem na złamanie. P . B ordage p rz y j
m uje tu bez zastrzeżeń t. zw. „praw o Lesso- n y “ , tłumaczące w sposób w yżej w yłożon y
568 W S Z E C H Ś W IA T Al- 36
zależność pom iędzy autotom ią a regeneracyą, jednakże „praw o “ to nie obejm uje pewnych fa k tów bardzo ciekawych. A m ianowicie, tak samo ja k w razie złam ania odnoża p o w y żej okolicy „w ybranej “ regeneracya odbyw a się nader słabo, z doświadczeń B ordagea wy^
pływa, że uszkodzenia odnoży poniżej tej okolicy rów nież są ze w zględu na brak rege- neracyi dla owada bardzo szkodliwe.
Tym czasem uszkodzenia traum atyczne pon i
żej okolicy krętaczow o-biodrow ej zdarzają się bardzo często, m iejsca w ięc w ysta
w ione na szwank nie posiadają pom im o teg o zdolności regeneracyjnej. Co prawda w razie takiego uszkodzenia, narząd podlega bardzo często następnie autotom ii w m iej
sca ,,wybranem “ . W id z im y tu jednak, ja k i słusznie zau w a żyłz tego powod u E. Rabaud 1), i dziwną rozrzutność ze strony natury, która skraca ja k b y naum yślnie uszkodzony ju ż na
rząd, wskutek czego późniejsze zjaw iska re g e neracyjne w ym a gają w iększego nakładu pra
cy i m ateryału. Z da je się więc, że „praw o Lesson yu nie jes t bynajm niej ani powszech- nem, ani ścisłem. Odnoża tyln e koników polnych, przystosow ane do skakania, są bar
dzo często narażone na uszkodzenia, a pom i
mo to nie odradzają się nigdy... B ordage próbuje w ytłu m aczyć to w ten sposób, że uszkodzenia ow ych odnoży ty ln y c h najczę
ściej następują podczas okresów linienia, i że ow ady niezdolne do skoków stają się ła tw ą zdobyczą swych nieprzyjaciół; prócz tego okaleczone w ten sposób ow ady tracą zd ol
ność rozpłodow ą. W sku tek teg o zdolność re
generacyjn a nie m ogła się tu w ykształcić.
Poszukiwania B ordagea w yk aza ły, że od
noża regenerow ane zazw yczaj nie są podo
bne do odnoży pierw otn ych odrzuconych drogą autotomii. Ornamentacye ich są inne, a często daje się stw ierdzić niedostateczna ilość członków podym u (tarsus), np. cztery zamiast pięciu. Podobne zm ian y b y ły ju ż dawniej obserwowane przez Griarda, k tóry w nich upatruje cechy przodków dalekich i podobne fo rm y regen eracyi n azyw a reg e
neracyą hypotypow ą. In n i w szelako auto- row ie zm iany takie kładą w prost na karb w arunków od żyw ian ia narządu podlegające
g o regeneracyi. Ja n T u r.
J) „ R e v u e des I d e e s u JVs 20, str. 641.
Z A Ć M IE N IE S Ł O Ń C A Z D N ..30 S I E R P N I A 1905 R O K U .
W e d łu g korespondencyj telegraficznych, otrzym anych przez czasopismo „D a ily Tele- g ra p h “ , przebieg zaćmienia w rozmaitych m iejscowościach b ył następujący:
W Burgos, ja k donosi Evershed, członek w y p ra w y angielskiej, nie można było poczy
nić obserwacyj w sposób n ależyty z powTodu nieodpowiedniego stanu nieba, aczkolwiek dla profan ów przebieg zjaw iska b ył imponu
jący. Z chwilą, g d y ostatni skrawek słońca zniknął pod tarczą księżyca, zapanowała ciemność mniej w ięcej taka, ja k w czasie g ę
stej m g ły w Londynie. D okoła całego w idno
kręgu odblask pom arańczowy padał na cię
żkie chmury. W górze, na tle bardzo ciemne
g o in d yg o odcinała się mocno czarna tarcza księżyca, okolona przestrzenią, w której bar
w a m iedziana w alczyła o lepsze z ciem no
niebieską. Prom ienie w ystrzelające z pod tarczy księżyca, m iały barwę srebrzystą;
w paru miejscach w yb iega ły one na odle
głość większą od ćw ierci średnicy słońca.
W ch w ili rozstrzygającej cała scena zaćmie
nia rozgryw ała się na skrawku czystego nie
ba, zaw artym pom iędzy dwiem a w ielkiem i chmurami. W przestrzeni nieba pom iędzy częścią pomarańczową a in d ygo nie było w i
dać g w ia zd z w yją tkiem W en ery. W ogóle, stopień ciemności b y ł m niejszy, n iżby można było oczekiw ać na podstawie w ielu opisów, chociaż dokoła samego słońca niebo miało w y g lą d nieco ciem niejszy aniżeli w noc księ
życową. Przed w yłonieniem się skrawka sło
necznego chromosfera stała się widoczną w postaci lin ii o barwie różow ej. T rw a ło to zaledw ie kilk a sekund, i niebawem blask słońca zniósł jednocześnie ciemność i koronę.
W k ró tce potem chm ury p rzysłon iły ostatnią fa zę zjawiska.
W Palm a na wyspie M ajorce z powodu zachmurzenia obserwacya m ożliw a była t y l
ko chwilam i. W y n ik i spostrzeżeń nad ko
roną naogół zgodne są z temi, które o trzy mano w latach 1860, 1883 i 1893. N a dol
nej części tarczy słonecznej nie dostrzeżono w cale w yskoków , na górnej natomiast b y ły one bardzo błyszczące, przyczem niektóre m ia ły bardzo oryginalną barwę cielistą.
JSfs 36 W S Z E C H Ś W IA T 569
W Ferrola niebo było zaciągnięte chmu
rami przez cały czas trwania zaćmienia.
W Guelmie, w A lgierze, w ypraw a am ery
kańska pod przew odnictwem admirała Che- stera otrzym ała wspaniałą fo togra fię zaćmie
nia oraz dokonała zdjęć w yskoków zapomo
cą specyalnego przyrządu. Trepied, d yre
ktor obserwatoryum algierskiego charakte
ryzuje stan pogody, jako nie pozostaw iający nic do życzenia przez cały czas trw ania zja wiska. Obserwacye pow iod ły się doskonale.
W idzianą świetną koronę o długich bardzo płomieniach, w yciągających się w kierunku ilt rkurego, oraz wspaniałe wyskoki.
W Castellonie obserwacye b y ły bardzo n udnione z powodu znacznego zachmurze
nia. Jednakże, prof. Callendar donosi, że powiodło mu się otrzym ać cenne w yniki, dotyczące prom ieniow ania i temperatury.
Stacye astronomiczne, zaim prow izowane n wybrzeżu N ew foundlandu, komunikują, że zdołały poczynić spostrzeżenia w warun
kach zadawalających.
W Assuanie w yp raw a amerykańska pod przewodnictwem prof. Hasseya z Obserwa
toryum L ick a, przeprow adziła z pow odze
niem cały swój program . Dokonano ośmiu zMjęć specyalnych, m ających na celu poszu
kiwania nad planetam i intram erkuryalnem i, oraz poczyniono w iele obserw acyi zapomocą
„bateryi“ , złożonej z czterech teleskopów.
Nakoniec, „Stow arzyszenie P ra s y " otrzy
mało telegram od Butlera i P . Spencera, aeronautów, k tórzy podczas zaćmienia prze
bywali właśnie kanał L a Manche. Donoszą oni, że, wzniósłszy się ponad chmury, zdołali otrzymać niezw ykle piękną fo to g ra fię za
ćmienia.
0 W Z B U D Z O N E J A K T Y W N O Ś C I T O R U . Przez pannę J. M. W . Slater.
^ doświadczenia nad radyoaktyw nością toru
"iem y, że każde ciało, którego powierzchnia w e j
dzie w zetknięcie z emanacyą toru, n ab y w a skut
kiem tego radyoakty wności, którą przypisujem y osadowi natury m ateryalnej. N adto, badania Rutterforda i S o d d e go uczyniły p raw dopodo- bnem przypuszczenie, że przyczyna ra d y o ak ty w - oosci tk w i w cięgłem przeobrażaniu się ra d y o - substancyi i w y k az ały , że rozkład atomu toru d a
je po kolei: tor X , em auacyę oraz osad ak tyw ny, który na powierzchniach, stykających się z ema-
nacyą w y tw a rz a aktywność przejściową. T a ostatnia zmniejsza się po 1 1 godzinach do p ok m y sw ej wartości pierwotnej i w ilościach nie d ają
cych się zmierzyć, przechodzi w substancyę nie
aktyw ną. Osad ak tyw n y można usunąć z danej powierzchni zapomocą k w a sów lub innych roz
puszczalników, a następnie w ydzielić znów z roz-.
tw o ru d rogą elektrolizy lu b w inny sposób.
W temperaturze białego żaru osad ten ulatnia się ale to nie może zniweczyć je g o aktywności, ani naw et zmienić prędkości je g o zanikania, która zawsze u le g a p raw u wykładniczem u, zmniejszając się do p ołow y po 1 1 godzinach.
N a propozycyę J. J. Thomsona panna Slater zaję
ła się zbadaniem, czy promienie katodalne, które przecież tak głęboko zm odyfikować m ogą cząste
czki ciał, w p ły w a ją na cząsteczki ak tyw ne i zmie
niają prędkość ich zanikania.
W doświadczeniach tych, w skrzynce metalo
wej połączonej z ziemią, umieszczano p ew n ą ilość toru naprzeciwko ciała, które zamierzano uczynić aktyw nem i pozostawiano wszystko na jakieś 24 godziny; po tym czasie następowało, z chw i
lą usunięcia toru, początkowo drobne wzmożenie się radioak ty w n o ści, lecz dopiero po ustaleniu się p raw id ło w ego spadk u (do p oło w y w ciągu 1 1 godzin) pozwalano działać promieniom katodal- nym i sprawdzano aktywność metodą zwyczajną.
M etal, którj' uczyniono aktyw nym , w isiał odosob
niony w walcu m etalowym i połączony b y ł z elek- trometrem kw adrantow ym , g d y tymczasem walec b y ł naładow any tak silnie, że w zamkniętej prze
strzeni powietrznej w y tw arzał się prąd nasycenia.
Z azw y czaj d w ie takie powierzchnie, które je d n a kowo długo w j'staw ione b y ły na działanie toru, p orów nyw ano ze sobą przed i po w ystaw ieniu ich na działanie promieni katodalnych. Jako ciała, m ającego stać się aktywnem , używano p raw ie za
w sze glinu.
D ośw iadczenie w ykazało u by tek aktywności, a przeto należało zbadać, czy utracona aktywność płytki metalowej została zniweczona (t. j. czy za- j nikanie zostało przyśpieszone), czy też tylko unie
siona; w tym ostatnim razie pow inna b y ła się od-
| naleźć na ściankach rurki. Dośw iadczenia bez- j pośrednie, wykonane w celu rozstrzygnięcia po
między temi dw iem a możliwościami, aczkolwiek nie ilościowe, w y k az ały z zupełną pewnością, że promienie katodalne sprow adziły ulotnienie się a nie zniweczenie aktywności. W p ro w a d z a ją c do ru ry małe elektrom etry naładow ane, s tw ie r
dzono mianowicie przyrost rozproszenia, będący skutkiem działania substancyi ak tyw nej, która ulotniła się na ścianki. I inna także metoda, któ
ra m iała wykazać przyczynę zmniejszania się a k tywności, doprow adziła do wniosku, że w działa
niu promieni katodalnych wchodzi w grę rozpylanie substancyi czynnej.
W doświadczeniach tych, które z powodu rozli
cznych działań wtórnych promieni katodalnych b y ły bardzo skom plikowane, okazyw ało się pra
w ie zawsze, że prędkość zanikania b y ła zmalała,